Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Rostan właśnie zaczął nucić sobie jedną ze starych lat pieśń, kiedy to do piwnicy wpadli strażnicy miasta. Zrobił wtedy dwa kroki w tył i schował się w cieniu obserwując akcję. Myślał, że wszystkich zamkną i chciał jakoś tego uniknąć podpierając zimnej ściany. Jeden ze strażników przedstawił się i powiedział, że jest kapitanem oddziału, który tu wtargnął. Obserwował tak chwilę Gordona, kiedy mrugnął paręnaście razy by uwierzyć, że Vena klęknęła przed strażnikiem. Cicho roześmiał się wtedy i został zdemaskowany przez strażnika, który już wcześniej go chyba widział. Ten schował miecz do pochwy i popchnął go o ścianę w efekcie czego mag uderzył lekko głową w ścianę. Vena była niezłą aktorką, ale na komendanta raczej nie zadziałał płacz, gdyż ten zmarszczył brwi i podniesionym głosem zapytał o coś, czego mag nie usłyszał, bo był bardziej zajęty masowaniem obolałej głowy. Wysłannik skrzywił się i postanowił przysłuchać rozmowie, chciał wiedzieć, czy przeżyje. Kapitan zapytał wiedźmę jaka z niej niewiasta, po czym się uśmiechnął. Teraz mag zupełnie nic nie rozumiał, ten typ musi być psychicznie chory - tak to sobie tłumaczył. Rostan spojrzał w dół i ujrzał swój kostur leżący pod jakimiś brudami. Podniósł go szybciej, niż mógłby sobie to wyobrazić i zatroskany wyczyścił go brudną szatą. Znowu odbiegł od wydarzeń, teraz Gordon pokazywał jakąś bliznę, dość pokaźną dziewczynie, która zaskoczona wykrzyczała inne imię, niż te, które podał. Szybko doszli do porozumienia i wyszli z piwnicy, a później rzeźni. Kapitan za namową Amiry skierował się z magiem, oraz dziewczynami w stronę domu, ale jakby tego było mało, to do ochrony mieli jeszcze paru strażników, którzy towarzyszyli mu w piwnicy. Rostan starał się iść dumnie, ale był szczerze zmęczony bo nieudanym teleporcie, oraz całej tej akcji i często, co było zauważalne lekko garbił się, by dać 'luz' mięśniom. Szybko dotarli do domu zielarki, bo tym chyba zajmowała się tamtejsza zielarka. Mag podziękował grzecznie za odprowadzenie strażnikom i kiedy przekroczył próg bramki lekko upadał potykając się chwile wcześniej o jakiś kamień.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Gared wyprowadził wszystkich na świeże powietrze. Dał znać, że połowa oddziału, może spokojnie wracać "na posterunek", czy gdzieśtam, a on wraz z dziewczynami, Rostanem i jeszcze paroma strażnikami (ubezpieczali tyły) powędrowali w stronę domku Sary.
-Tak. Przydatne niekiedy.- mruknęła, kiedy znalazła się bliżej elfki.
-No więc...- zaczęła głośniej i obejrzała się za siebie na strażników. Ci utrzymywali odpowiednią odległość, aby w razie czego wspomóc drużynę i jednocześnie nie słyszeć rozmów dowódcy. Bardzo dobrze. -Znamy się od... eee... zawsze?- spytała, niepewna.
Gared uśmiechnął się i spojrzał dumnie na wiedźmę.
-No można tak powiedzieć. Znam tę małą od smarka!- dodał i przyjacielsko zmierzwił dziewczynie włosy. Vena prychnęła oburzona, jednak po chwili uśmiechnęła się promiennie, do przyjaciela.
-A! I mówcie mi Gared!- przypomniał sobie i podał rękę na przywitanie elfce i magowi. -Gordon to tak formalnie, a Gared- dla przyjaciół.- uściślił.
-A ty wiesz, że Sara tu mieszka?- spytała wiedźma chcąc podtrzymać rozmowę.
-Serio?- zapytał, wyraźnie zaskoczony.- Mieszkam tu od dawna, ale jej jeszcze nie spotkałem! No doprawdy! Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie spotkać was dwie tutaj!- uśmiechnął się i mocniej ścisnął, już obolałe ramię wiedźmy.
-Serio, serio.- dodała i posłała przyjacielowi kuśtańca w bok. -Tak właściwie to znamy się od kiedy zaczęłam uczyć się fachu.- mruknęła, przekrzywiając głowę i spoglądając na towarzyszy. -Uratował mnie kiedyś!
-A ty mnie uratowałaś, mała zołzo!- Gared promieniał ze szczęścia. Co chwila uśmiechał się szeroko i mocniej obejmował wiedźmę. -O! Została mi tylko ta blizna po spotkaniu z takim jednym gburem!- wykrzywił głowę, pokazując reszcie towarzystwa pamiątkę z dzieciństwa. -I gdyby nie ta tu, to by się nie skończyło na draśnięciu!
-Przesadzasz!- Vena również nie ukrywała radości. Jakoś jej się teraz lżej szło do domu.
Ta dwójka spokojnie wspominała stare czasy, aż doszli pod dom Sary. W żadnym z okien nie paliło się światło, więc Gared pożegnał się ze wszystkimi, ucałował dziewczynom dłonie i obiecał, że wpadnie nazajutrz.
Trójka nieszczęśników przekroczyła próg mieszkania, i każdy udał się do swojego pokoju na zasłużony odpoczynek. Wiedźma popatrzyła z góry na swoje posłanie, westchnęła głośno i pacnęła całym ciałem na łóżko. Teraz już nic jej nie obudzi!
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Noc przebiegła całkiem spokojne, co było praktycznie niemożliwe w tym towarzystwie. Mag wyspał się, co było dziwne, bo wcześniej odpowiadało mu tylko jego łoże. Domyślał się, że kiedy człowiek jest zmęczony, to tak jakby był wypity - nieważne gdzie się położy i z kim, ważne, żeby się położył. Taki cytat, albo bardzo podobny przeczytał kiedyś w księdze i utkwił mu w głowie. Wstał więc i ubrał się w jakieś białe szaty, których nie było wcześniej. Wziął kostur i otworzył okno, przez które miał zamiar przeskoczyć. Miał dość towarzystwa przy którym normalność jest nienormalna, chciał wrócić do sowy i do swojej ciepłej wieży. Okazało się, że pod oknem posadzone są kwiaty zielarki, która go ugościła. Nie chciał pozostawić po sobie złej reputacji, chociaż sama ucieczka by o niej świadczyła, więc zaczął szukać innej ucieczki. Wychylił się zza progu otwartych już wcześniej drzwi i rozglądnął. Nikogo nie było, lecz mag słyszał pogwizdywanie zielarki, lub wiedźmy, na pewno kobiety, ale z pewnością nie Amiry - ta miała inny głos, tłumaczył sobie. Znowu się zamyślił, kiedy już dawno mógł dać dyla. Za kolejnym mrugnięciem na holu pojawiła się uśmiechnięta twarz Sary, ta jednak zobaczywszy Rostana zlękła się i opuściła fiolkę, którą chyba czyściła, wykrzyczała zaraz:
- Na Cestorsa, to Ty! Musiała chyba pomylić wysłannika z jakimś złodziejem, lub zabójcą. Nie można się jej nawet specjalnie dziwić, przecież
widok wychylającego się mężczyzny z jakimś patykiem w ręku to niecodzienny widok. Zielarka nie skomentowała dziwnego zachowania maga i pokazała gestem ręki, żeby ten skierował się do kuchni. Szedł więc za nią wcześniej odkładając kostur na ścianę i oczywiście milcząc. W kuchni nie było nikogo innego, tylko zielarka i on. Podała mu coś przepysznie wyglądającego, z pewnością mięso, ale nie wiedział z jakiego zwierzęcia. Chciał już zjeść pierwszą nałożoną porcję, gdy usłyszał dość głośny huk ze strony holu, skierował więc tam wzrok.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Mamo... Jeszcze pięć minut...- cichutko błagała wiedźma, odtrącając kogoś, kto próbował ją obudzić. I robił to niezwykle nachalnie, trzeba dodać. -No dobrze! Już dobrze! Wstaję!- dziewczyna otworzyła leniwie oczy i przetarła twarz ręką. Po chwili usiadła na kanapie i rozglądnęła się ciekawsko. -Już lepiej?- spytała przyjaciółkę i uśmiechnęła się szeroko. Sara nigdy nie była podobna pod tym względem do wiedźmy. Zielarka zawsze wcześnie wstawał i kładła się niedługo po zapadnięciu zmroku, zupełnie jak kwiaty które hodowała. Natomiast Vena.. no cóż, ta potrafiła przebalować całą noc i spać do późnego popołudnia, jak nie wieczorku, czym oczywiście bardzo denerwowała Sarę.
Wiedźma ziewnęła porządnie, zasłaniając usta dłonią, po czym odepchnęła się siłą od kanapy i... wyłożyła na podłodze.
-Nie taki był plan...- zaczęła spokojnie. -A ty już się tak nie śmiej!- burknęła na zielarkę, kiedy ta zaniosła się śmiechem.
-Stara ty. Nic się nie zmieniłaś....- odparła przyjaciółka. -Choć na górę, za chwilę podam śniadanie.
Vena wstała, teraz już spokojnie, odpowiednio dobierając siłę do możliwości. Kiedy już stała, w miarę stabilni i pionowo, rozprostowała wszystkie kończyny i zaczęła się gimnastykować, aby rozruszać obolałe mięśnie. Po kilku minutach ich stan był w miarę zadowalający, więc wiedźma ruszyła swój obolały tyłek w kierunku jadalni. A po drodze były schody. To takie niebezpieczne miejsce, które potrafi zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. I doprowadzić człowieka do kurwicy jednocześnie. Reszty chyba nie muszę tłumaczyć. Była Vena, schody, potem huk i masa przekleństw.
Sara stała w tym momencie w kuchni i właśnie nakładała Rostanowi posiłek. na początku zareagowała panicznie, bo a nóż to Amira wywaliła się i trzeba jej udzielić pomocy?, ale kiedy tylko usłyszała znany jej głosy, zasłoniła usta dłonią, krztusząc się ze śmiechu.
Wiedźma ostatkiem sił doszła do kuchni i bez słowa posadziła się na jednym z krzeseł. Zielarka patrzyła ukradkiem na dziewczynę, próbując uspokoić się. Vena miała tak podły humor, że nie polecane by było drażnić ją teraz.
Dziewczyna nalała sobie soku, ze znajdującego się na stole dzbana i upiła porządny łyk. Odłożywszy szklankę, Zauważyła posiłek na talerzu. Od razu rozpoczęła konsumpcję, co chwila malasknąwszy sobie zdrowo.
-Idę dzisiaj do miasta, chcesz coś?- spytała wiedźma, kiedy tylko talerz został całkowicie pusty.
-Hmm... Tak. Cukier, mąkę, mleko, mak, może trochę pieprzu i na pewno parę ziaren...- zaczęła wyliczać zielarka.
-Stop, stop! Na karteczce mi wszystko napisz.- przerwała przyjaciółce Vena.
Wspólnie, dziewczyny szybko uporały się z brudnymi naczyniami.
-Idziesz ze mną?- spytała wiedźma maga. Nie doczekawszy się odpowiedzi, od razu dodała. -Jak chcesz możesz iść, jak nie to nie. Ja idę się teraz wykąpać, a za pół godziny będę czekać przy furtce.
Wiedźma uśmiechnęła się słodko, przekrzywiła lekko głowę i wyszła z kuchni. Przechodząc przez salon zabrała ze sobą torbę, wyszła na podwórko i udała się na tył domu. dzielnie przedarła się przez krzaki na krańcu działki, ściągnęła z siebie ubrania i w samej bieliźnie weszła do rzeki. Przez chwilę tylko tak stała, zanurzona po szyję w zimnej wodzie, rozkoszując się spokojem i ciszą. Zmrużyła leniwie oczy, a jej palce poruszały się w znanym sobie rytmie. Po chwili wąskie strużki wody zaczęły przelatywać cicho nad jej głową, tworząc coraz to nowsze i większe strumienie. W pewnym momencie dziewczyna znajdowała się w środku ogromnej kuli, której ścianami była rzeka. Wiedźma uśmiechnęła się zadowolona i pozwoliła wodzie wrócić do koryta, a sama wybrała się na brzeg, gdzie leżała jej torba. Wyciągnęła zeń mały ręcznik, którym wytarła się dokładni, a potem czyste ubrania, które na siebie włożyła. Spakowawszy brudne rzeczy, ruszyła w stronę furtki. Po drodze jednak zatrzymała się przy beczce, do której wrzuciła zawartość sakiew.
-Brudne. Trzeba umyć.- szepnęła do siebie.
Zarzuciła pustą torbę na ramię i szybki krokiem podeszła do furtki, gdzie czekał już na nią niedoszły mag.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag tylko uśmiechnął się pod nosem, kiedy okazało się, że huk wywołała wiedźma spadająca ze schodów. Jadł znacznie wolniej i w mniejszych porcjach od Veny, kiedy ta coś do niego mówiła, ten był akurat zajęty przeżuwaniem posiłku, oczywiście nie zdążył odpowiedzieć, gdy ta dodała następne zdanie i wyszła. Jakoś nie był zadowolony pośpiechem dziewczyny, tym bardziej jej propozycją, no, ale sytuacja wymagała, by ten pomógł jej w zakupach. W czasie, gdy ta się kąpała ten wyszedł z domu zabierawszy wcześniej swoje stare szmaty, które zniszczył podczas teleportu. Rzucił je trochę dalej na małej polance za jednym z domów. Rozłożył ręce i 'przywołał' ogień manipulując nim w powietrzu. Wyglądało to trochę jak pokaz sztucznych ogni, ale ten był prawdziwy, po paru sekundach zabawy ogień powoli opadł na szatę. Stworzył się czarny dym, a ogień powiększał się i poszerzał z każdym dmuchnięciem wiatru. Mag ponownie rozłożył ręce, a ogień przyjął stan cieczy i zamienił się lawę, która szybko zajęła się pozostałościami spalonego już ubrania, oraz trawą. Wysłannik szybko jednak ją opanował stworzywszy z niej okrąg, który powoli rósł, aż opadł i na miejscu została tylko czarna ziemia. Nie zajęło mu to długo, a zajęłoby jeszcze mniej, gdyby miał przy sobie kostur. No właśnie, kostur. Brać go ze sobą, czy nie? Zastanawiał się dobre pięć minut, zanim doszedł do wniosku, że bez kostura także potrafi się bronić, a dziewczyna kolejny raz pomyślałaby, że jest nieudolny. Wrócił do domu i poprosił zielarkę o kubek soku, ta jednak pokazała mu dzbanek, oraz szafkę, w której przechowuje szklanki. Musiał więc nalać sobie sam, tak też zrobił. Mimo, iż był spragniony pił powoli, po każdym, nawet małym łyku rozglądał się pod pretekstem do nabrania powietrza i znowu pił. Poszedł do swojego pokoju, gdzie postanowił poczekać na Venę, która mimo wszystko prosiła go o stanie przy furtce. Otworzył tam książkę, która zakurzona leżała na jednej z półek. Nie była ciekawa, opowiadała o artefakcie, który nawet nie istniał i o rasach, które dawno wyginęły. Przeszedł więc tak znudzony przed furtkę, podwijając po drodze rękawy. Niemal od razu spotkał przyszykowaną wiedźmę i ruszył z nią w kierunku targów - tak mu się przynajmniej wydawało, nie znał tego miejsca i to dziewczyna skierowała go tą drogą. Podczas drogi nie mógł już dłużej znieść tej ciszy, którą i tak miał w wieży i zagadał do dziewczyny:
- Nie wiem, czy zdążyłem się przedstawić, masz mnie pewnie za niezłego palanta.. Nazywam się Rostan. - Próbował posługiwać się polszczyzną ulicy, bo tak nazywał słowa typu palant, uważał, że tylko złodzieje używają takiego słownictwa i nie wiedział, czy przesadził.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyna już miała przekraczać bramkę, kiedy z domu wybiegła zdyszana Sara. Wiedźma obróciła się na pięcie i spojrzała pytająco na koleżankę.
-Hmmm?
-A ona ma zostać?- wysapała zielarka, wskazując dom.
-Niech śpi.- odparła krótko wiedźma i razem z magiem udała się w stronę gęstszych zabudować.
Szli i szli w milczeniu, mijając coraz to nowsze i bardziej wymyślne domki, ich małe ogródki, kurniki, czy co to tam było. Zadko spotykali ludzi, w końcu miasto nawiedziła zaraza.
-Co?- spytała zdezorientowana, kiedy mag zadał jej pytanie, a ta go po prostu nie słuchała. Wysiliła więc swoje szare komórki, by przypomnieć sobie, po co chodziło.
-A! No tak..- przyznała niechętnie i uśmiechnęła się pod nosem.naprawdę niezłego! -Emm... Vena.- wyciągnęła rękę na znak powitania. -Co cię tutaj sprowadza?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, powiadają. A co mi tam pierwszy! Już od dawna jestem na dziesiątym!
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Także wyciągnął rękę i złapał nią za tą, którą podała Vena. Poczuł niesamowitą delikatność, oraz płynące w ręce ciepło. Ostatni raz dotykał kobietę jako dziecko, w dodatku swoją matkę. Spodobała mu się delikatność, jaką niesie skóra kobiety, jednak nie mógł zbyt długo tak jej trzymać, więc jeszcze pocałował jedną z kostek i puścił dłoń dziewczyny.
- Vena.. - Powiedział i zamilkł, by zaraz dodać:
- Pierwszy raz słyszę takie imię, jest bardzo ładne. - Uśmiechnął się i natychmiastowo odpowiedział na pytanie wiedźmy.
- Sprowadza? Przypadek, nic innego. Ktoś, o sile podobnej do bożej zakłócił działanie teleportu w którym gniłem około dziesięć dni. Myślałem, że jeszcze dzień i rozerwie mnie, lub wyrzuci gdzieś na środku oceanu, ale pokazałem się razem z ogniem przed domem tej przemiłej zielarki. A Ty, a raczej was, co tu sprowadza? - Zapytał zaciekawiony.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Eeee....? Dzięki?- dziewczyna pośpiesznie zabrała rękę, od Rostana i dyskretnie przetarła wierzchem o spodnie. Nie była przyzwyczajona do tego typu zachowań. Owszem mieszkała kiedyś na dworze, ale była tylko córką stajennego. Nic więcej. I nikt nigdy nie całował jej po rękach, więc teraz była nieco zmieszana.
Uśmiechnęła się blado, kiedy mag pochwalił (?!) jej imię. W sumie do tego też nie była przyzwyczajona, więc pospiesznie opuściła głowę i zaczęła tępo wpatrywać się w bruk ulicy.
-Co ty tyle czasu robiłeś w teleporcie?!- zapytała przerażona. Jej mistrz mówił jej kiedyś, co to jest i do czego służy. Dziewczyna nigdy nie miała z takim ustrojstwem do czynienia, ale jakaś taka wewnętrzna intuicja mówiła jej, że dziesięć dni, to z pewnością za długo. Spojrzała pytająco na mężczyznę. -Dobra.. nieważne.- machnęła ręką, bo jednak zdała sobie sprawę, ze w niektóre rzeczy lepiej nie pakować nosa.
-Nas? Hmmm.. trudno powiedzieć...- niepewnie dobierała słowa. A nóż widelec, a to jeden z nich? Nigdy nie wiadomo! ostrzegał cichy głosik. -Mamy przesrane i uciekamy.- skwitowała krótko.
I znowu przez chwile szli w milczeniu. A może jednak Rostan coś mówił? Wiedźmę tak pochłonęły rozmyślania nad ostatnimi wydarzeniami, że nawet nie spostrzegła, kiedy dotarli do centrum miasta. Ocknęła się jednak, kiedy słońce schowało się za wysokimi murami. Potrząsnęła lekko głową, wyrywając się z letargu myśli i wskazała ręką północny kraniec placu.
-Tam powinien być targ. A przynajmniej mam nadzieję...- burknęła krótko i nie czekając na towarzysza ruszyła żwawym krokiem. Po paru metrach, zza rogu dobiegł ich hałas i szmer, ujadanie psów, skrzek kur i coraz głośniejsze nagabywania kupców. Vena spokojnym krokiem wkroczyła w sam środek tego harmidru i rozglądnęła zaciekawiona.
-Mam listę od Sary. Sama tez muszę kupić parę rzeczy. A ty? Potrzebujesz czegoś?- spytała maga.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag poczuł się niezręcznie. Tam, gdzie się wychowywał takie zachowanie było normalne, ale jak widać czasy się zmieniły. Mimo, iż dziewczyna nic nie powiedziała, to czuł, że popełnił błąd. Chciał też odpowiedzieć o incydencie z teleportem, ale wiedźma jakoś nie dała mu dojść do słowa, a potem powiedziała, że nie chce wiedzieć. Taka huśtawka humoru także trochę go zdziwiła, ale wolał to przemilczeć. Dotarli zaraz na targ. śmierdziało tu potem, czasem nawet gnojem. Było pełno przepychających się ludzi, zazwyczaj także brudnych. Pod nogami biegały kury za którymi biegał właściciel, a na stragany wskakiwały koty. Towar mimo wszystko wyglądał nawet przyzwoicie w przeciwieństwie choćby do ich sprzedawców, także brudnych. Vena akurat pytała Rostana, czy ten czegoś potrzebuje, ale chyba niedosłyszał. Nie dziwota, bo jeden z handlarzy krzyczał mu nad uchem o jakiejś promocji z jabłkami. Mag pomyślał, że wiedźma zapytała go, czy może jej pomóc, więc pokiwał głową i głośniej, niż zawsze zaakceptował propozycję jednocześnie patrząc na listę od Sary. Nie był fizycznie uzdolniony i bał się, że może polec niosąc zakupy. Wszedł między tłum i skierował się trochę dalej, na środek targu. Pomyślał, że będzie tam więcej ofert, niż na początku. Tu również śmierdziało, tylko, że tu dosłownie chodziło się po gównie. Oczywiście były to tylko zbyt duże wyobrażenia maga, który właśnie stąpał po zabłoconym sianie. Wysłannik rozejrzał się w około i oprócz paru szczurów, które wyjadały resztki w śmietniku zauważył grubszego mężczyznę, pochodzącego chyba z pustyni, bo bardzo opalonego. Krzyczał on o mleku ze zdrowej krowy, czy jakoś tak, a Rostan przypomniał sobie, że zielarka potrzebowała nabiału. Podszedł więc do straganu i zaczął rozmowę.
- Witam uprzejmie, ile za litr mleka? - Powiedział jak zwykle z klasą.
- Panie, po litrach nie sprzedajemy, hyc! - Mag nie zrozumiał za bardzo, zawsze kupował mleko na litry, dodatkowo handlarzowi odbiło się alkoholem, mag zasłonił nos, ale postanowił kontynuować rozmowę, by nie wrócić z pustymi rękami.
- Nie rozumiem, to po ile sprzedajecie? - Zirytowany zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, gdyż handlarz chyba uciął sobie drzemkę. Mało go już to obchodziło i postanowił sobie zwyczajnie przywłaszczyć litr mleka, który leżał na straganie. Rozejrzał się wokoło, nikt nie zwracał na niego uwagi wszyscy byli zabiegani jak zawsze, Veny też nigdzie nie było widać, więc wziął napełnioną butlę, która miała może więcej niż litr i poszedł ponownie szukać wiedźmy.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Taaa... targi. To jest to! Jeżeli jesteś doświadczonym najemnikiem, poszukiwaczem skarbów czy kimś takim i właśnie przybyłeś do obcego miasta najlepiej od razu udać się na targ. Bo tutaj dowiesz się wszystkiego. Co prawda zawsze trzeba te informacje zbadać i zweryfikować, oddzielić od nich tę sławną koloryzację dodawaną przez przekupki i viola!
Wiedźma uśmiechnęła się szczerze i podreptała parę kroczków do przodu. Rozglądała się zaciekawiona dookoła, próbując namierzyć potrzebne jej rzeczy. Nie trwało to długo i po chwili dziewczyna dzielnie podeszła do jednego ze stoisk.
-Dzień dobry.- pogodnie rozpoczęła rozmowę.
-A dobry, dobry.- odpowiedział zarośnięty właściciel towaru. Wyglądał na kogoś z bardzo dalekich stron. Nie miał tutejszego akcentu, a i śmierdział nieprzyzwoicie. Wiedźma od razu rozpoczęła znaną sobie taktykę.
-Dużo tu dzisiaj ludzi.
-Ano dużo, dużo.- odparł krótki, bacznie się jej przyglądając.
-A zarazy już nie ma?- spytała zaciekawiona. No bo co w końcu kurczę blade? Miasto nawiedziła jakaś tajemnicza choroba, a na targu ludzie potykają się o siebie!
-A nie ma, nie ma. Jakiś mag ją wypędził.- odrzekł krótko i wyrwał dziwny przedmiot z rąk Veny. -Kupuje co?
-Ano kupuje, kupuje. Ale zaraz nie kupi jak jej ciągle będzie zabierał rzeczy!- odpyskowała i wyrwała handlarzowi to, co jeszcze przed chwilą oglądała. -Kompasu potrzebuję.
Straganiarz wyraźnie ożywił się na wzmiankę o możliwym zarobku i od razu stał się milszy. Dziwni ci ludzie... Odwrócił się do dziewczyny plecami i zaczął szukać czegoś w swoich skrzyniach, by po chwili pokazać jej nowiusieńki przyrząd nawigacyjny. Niezwykle ładny, zgrabny i ozdabiany złotymi kwiatami.
-No przecież nie będę na bal z czymś takim szła! -krzyknęła oburzona. -Daj pan coś normalnego!
Handlarz skrzywił się, ale posłusznie wyciągnął z toreb inny, stary, lekko pordzewiały, ale za to trwały i solidny.
-No. I taki od razu mi trzeba było dać.- burknęła, zabrała z dłoni handlarza przedmiot, a na ladzie pozostawiła odliczoną sumę pieniędzy.
Przez chwilę lawirowała pomiędzy straganami, próbując uniknąć spotkania z nieumytymi ludźmi i nie wdepnąć w gówno, ale było to niezwykle trudne zadanie. Rostan gdzieś się zapodział. Widocznie miał własne potrzeby. Wiedźma spokojnie oglądała wystawione na straganach przedmioty, by gdzieniegdzie dokonać transakcji i odhaczyć punkty z listy swojej i Sary. Po godzinie miała już wszystko czego potrzebowała. Zaczęła więc powoli wycofywać się z targowiska, szukając po drodze niedoszłego maga. Znalazła go przy jednym ze stoisk. Podeszła cichutko i złapała za ramię, obracając w swoją stronę.
-Masz już wszystko? A! I czy wracasz ze mną, czy nie?
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag nie odszukał wiedźmy,za to okrążył targ paręnaście razy. Po drodze kupił parę ciekawych rzeczy, całkiem tanich. o dziwo miał pieniądze w szacie, pewnie Sary. Przebrał się za straganem w bardziej wygodne, obcisłe ubranie zakupione u tkacza. Spodnie były nieco za szerokie w pasie, ale i z tym sobie poradził skórzanym pasem kupionym u handlarza znad przeciwka. Ruszył ponownie w stronę, w której widział ostatnio wiedźmę, chyba w tą stronę. Targ nie był aż tak duży, ale wszędzie było to samo i łatwo było się tu zakręcić, czasami było tak, że mag dopiero po trzecim okrążeniu spostrzegł, że wcześniej już widział tego sprzedawcę. Tak więc ubrany bardziej miejscowo wydał ostatnią monetę na torbę, małą, ale poręczną. Udało mu się wcisnąć tam białe szaty, które dostał od zielarki. Po drodze zahaczył jeszcze o stragan z ozdabianymi mieczami, chętnie by jakiś kupił, ale nie miał już monet. Vena znalazła wysłannika przy straganie, ten po zapytaniu kiwnął potwierdzając głową i udał się za nią.
- Dziś ma Cię odwiedzić ten kapitan straży, może pomoże Ci z tym artefaktem, o którym mówiłaś? - Zapytał idąc obok dziewczyny.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-A! Tak! Gared!-dziewczyna zamyśliła się ponowie i dopiero po chwili dotarły do niej słowa maga. -A tak poza tym, to jeszcze nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.- zwróciła mu uwagę i uniosła lekko brwi.
Na straganie, który właśnie mijali jakaś stara kobieta siłowała się z pewnym, wytatuowanym osiłkiem. W dodatku bezzębnym. I jeszcze wygrywała! No coś takiego rzadko się widuje!
Wiedźma uśmiechnęła się pod nosem i po chwili znowu wpatrywała się intensywnie w Rostana.
-Co... Co ty tu masz?- wskazała ręką na butelkę mleka. Spojrzała pytająco, by zaraz dodać: -A po co ci mleko?
Awatar użytkownika
Radjashtam
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Radjashtam »

Wtem, nagłe przeczucie które przyszło niespodziewanie wraz z wrażeniem lekkiego ucisku w skroniach i cichym brzęczeniem powoli wypełniającym uszy. Mrowienie zagrożenia na karku powoli spływające w dół kręgosłupa zimnym dreszczem niepokoju. Zupełnie jak gdyby ktoś mierzył ci w krzyże z napiętego łuku. Dziwne uczucie zmuszające do tego aby odwrócić się w kierunku z którego mogła nadlecieć śmierć.
Ale śmierć ani myślała nadlatywać, ona najzwyczajniej w świecie powoli kroczyła w waszym kierunku poprzez brukowaną nawierzchnię nagle opustoszałego targu. Powiewając połami skórzanego płaszcza charakterystycznego dla cyrulików wymijała kolejne stragany oraz ludzi którzy bez słowa ze wzrokiem zbitym w ziemię schodzili jej z drogi. Świetnie zdawali sobie sprawę z jej obecności, instynktownie wyczuwali ją wiszącą w powietrzu, zalegającą w opustoszałych domostwach i piwnicach czy nawet teraz kiedy spacerowała ulicą. A mimo to nie chcieli podnieść wzroku. Bali się ją ujrzeć czy nawet przyjąć do świadomości jej istnienie. Do niedawna zgromadzona tu ciżba, barwna i gwarna topniała w oczach. Blakła, milknąc i szarzejąc w oczach, kurcząc się i znikając z rynku, rozwiewana nagłym strachem i przeczuciem jak drobiny popiołu podmuchem wiatru. Tymczasem ona szła, powoli choć zdecydowanie, z podniesioną głową pośród całej tej nienaturalnej ciszy i szarugi przyglądając się sprzedawcom i ich kramom zupełnie jak gdyby przyszła robić tutaj zakupy niepomna całej milczącej żałoby jaka tu nagle zapadła. Nie spiesząc się, ściągnęła z lewej dłoni skórzaną rękawiczkę obnażając długie i kościste palce. Blada trupia dłoń zanurkowała powoli do pobliskiego kosza z jabłkami opadając na najdorodniejszym z pyszniących się czerwienią owoców które przez krótką chwilę jako jedyne zdawały się zachować barwę na tle ciemnego krajobrazu. Druga dłoń, wciąż urękawiczona, gestem łagodnym choć stanowczym zatrzymała w miejscu małego jasnowłosego łobuza który próbował przebiec postaci drogę. Chłopiec sztywno zatrzymując się w miejscu, z pozbawionym świadomości wejrzeniem bez słowa przyjął owoc po czym pobiegł dalej z resztą tłumu znikając w jednej z uliczek. Śmierć postąpiła kilka kolejnych kroków do przodu zatrzymując się nieopodal was, przy stoisku na którym sprzedawano ziarno. Trupia dłoń, wciąż odsłonięta zanurzyła się w jednym z worków pozwalając by nasiona swobodnie przesypywały się między jej kościstymi palcami. Wtedy to, odwrócona do was plecami odezwała się po raz pierwszy.
- Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina.
Głos który ciężko było pomylić z jakimkolwiek innym. Głos w którym dało posłyszeć się jęki umierających powolną, wyczerpującą śmiercią. Głos w którym- Rostan rozpoznał to natychmiast, dźwięczał trzask ognia tańczącego na palonych stosach ciał.
Wtedy odwróciła się do was obliczem tak, że przez krótki czas mogliście ujrzeć ją w pełnej krasie. Mara. Widmo. Zwiastun.Omen.
Obraz nie trwał długo, krócej niż mrugnięcie okiem, chociaż siłą wrył się pod powieki wypalając piętno w podświadomości. Chwilę potem mieliście przed sobą kolejnego z tych ekstrawaganckich medyków którzy przywdziewając swoje
groteskowe kostiumy odnajdywali w zarazie źródło zasobów jak i sposobności dla swoich eksperymentów. Poza osobliwym strojem stojący przed wami człowiek zdawał się być teraz całkiem normalny lub wręcz pospolity na tle objętego widmem choroby miasta. Jednak cichy lecz wyraźny szept który po chwili rozległ się gdzieś z tyłu waszych czaszek nie pozwolił zapomnieć o jego nadnaturalnej proweniencji budząc niedawne obrazy wspomnień.
-Tym razem to ja przychodzę do was.
Zupełnie swobodnie włączając się w rozmowę Pani Plagi podeszła kilka kroków do przodu zatrzymując się w lekkim rozkroku. Nawet pomimo zachowanej odległości dolatywał was ostry zapach wonnych ziół i spirytusu który bił od jej aktualnej postaci.
-Ragana. I ty, Toledo.- Rozbrzmiało w waszych głowach kiedy oblicze zwieńczone dziobatą maską przeniosło się z jednego na drugie.- Nie wyszło nam z miłą, towarzyską pogawędką w przytulnym zakątku mojej chatki. I wiecie co? Myślę, że dobrze się stało. Charakter naszej rozmowy od początku nosił znamiona targu lub umowy. To miejsce zdaje się być idealnym do tego aby porozmawiać o interesach. A porozmawiać o nich powinniśmy jako, że znaczna większość waszych zadziwiająco pokrywa się z moimi.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Kapitan Gared rzeczywiście dopilnował, by bez przeszkód trafili do domu Sary. Razem z wiedźmą prowadzili rozmowę o starych czasach i znajomych, co Amirze było poniekąd na rękę. Tak po prawdzie to jej myślenie, było jej myśleniem, a w tej chwili nie nadawała się do zawierania znajomości. A przysłuchiwanie się tym dwojgu działało poniekąd uspokajająco. Już tak w połowie drogi przestała w ogóle patrzeć gdzie idzie i to cud, że nie zaczęła jeszcze potykać się o własne nogi.
Miasto było ciche i ciemne. Latarnie uliczne paliły się przy głównych ulicach, ale w zaułkach i domach mieszkańców panował mrok. Księżyc nie świecił, za to bezchmurnym niebie było widać gwiazdy. To zapowiadało dobrą pogodę na kolejny dzień. Na tą myśl Amira westchnęła ze zrezygnowaniem. Powinni prawdopodobnie załatwić wszystkie potrzebne sprawy jak najszybciej i jeszcze jutro wyruszyć w drogę. Pomijając nawet fakt, że nie były szczególnie bezpieczne pozostając w jednym miejscu, niedługo zaczynał się okres obfitujący w burze piaskowe na pustyni. Nie była tylko pewna, kiedy, bo ocenić to dało się tylko na miejscu. Za to plemiona zamieszkujące Nanher potrafiły to zrobić z niesamowitą dokładnością. Miała prawdę mówiąc nadzieję, że w Efne akurat przebywa ktoś z jej pobratymców. Dość często niewielkie grupy wybierały się do miasta, jeśli plemię akurat wędrowało przez południową część pustyni. Mogłaby wtedy zrobić naprawdę dobre zakupy i dodatkowo zdobyć masę przydatnych informacji. Nie odwiedzała domu już jakiś czas, więc jej wiedza mogła być już przedawniona. Dobrze, że chociaż oazy nie zmieniały swojego położenia.
Generalnie jednak, wizja jutrzejszego dnia nie napawała jej szczególnym optymizmem. Nie miałaby nic przeciwko porządnym wyspaniu się i podróży dopiero kolejnego dnia rano, ale wiedziała, że nie powinni tyle czekać i nadużywać w dodatku gościnności Sary. Poza tym w Efne działy się chyba nie do końca normalne rzeczy, a one miały już wystarczająco dużo kłopotów na głowie, czyż nie?
Na miejsce dotarła dość markotna, ale przynajmniej nie miała już mordu w oczach, a to jakaś poprawa. Wdrapała się na górę, przeklinając w duchu tego, kto wymyślił piętrowe domy. Jakby mało było miejsca w Alaranii. Ludzie wszystko zaczynali budować w górę. Dobrze chociaż, że nie nocowali u jakiegoś czarodzieja. Oni, nie wiedzieć czemu, lubowali się w wieżach. Idiotyzm. Miejsca nie było wcale więcej, a schodów – i owszem. A potem narzekali na ból kolan. W pokoju zastał ją lekki nieład, jaki zostawiła po sobie wybiegając z domu w pośpiechu. Spojrzała na niego z wyjątkową niechęcią. Nie chciało jej się teraz tym zajmować, więc po prostu odłożyła wszystko na bok, do rana. A potem pomyślała, że właściwie, jeśli jutro coś kupi, to i tak będzie musiała to przepakować, więc uznała, że sobie to odpuści i spakuje wszystko dopiero po powrocie z targu. I z tą nieco pokrzepiającą myślą położyła do łóżka i po krótkiej chwili zasnęła.

Obudziły ją jakieś przytłumione krzyki. Z początku przewróciła się na drugi bok, mamrocząc coś z niezadowoleniem, ale widocznie wyspała się już na tyle, że do jej mózgu dotarło, że krzyki to zły znak. Usiadła na łóżku, rozglądając się dookoła zaspanym wzrokiem. Po kilku sekundach zorientowała się, gdzie jest i oprzytomniała nieco. Przeciągnęła się i przetarła oczy, wstając z łóżka. Pozwoliła im trochę przywyknąć do światła i wyjrzała przez okno. O ile mogła się zorientować, jakiś wóz zablokował drogę, co spowodowało duże zamieszanie. Spojrzała na niebo, po którym przemykały białe obłoczki, a po wysokości słońca wywnioskowała, że zbliża się południe. No, nie tak źle, trochę pospała. Ziewnęła i zabrała się za ubieranie.
Kilkadziesiąt minut później, po szybkim śniadaniu, wychodziła z domu, kierując swe kroki w stronę targu, gdzie według Sary udała się też reszta wesołej gromadki. Ludzie kręcili się dookoła w całkiem sporej liczbie i kupcy chyba nie mogli narzekać na słaby zarobek. Amira zauważyła też, że nadchodzili od strony dzielnicy, która wcześniej była objęta kwarantanną. Najwyraźniej udało się z nią uporać.
Elfka przeszła się spokojnie między kramami, oglądając co niektóre przedmioty, wystawione na sprzedaż. Nie miała żadnych szczególnych potrzeb, ani też nie natrafiła na nic wyjątkowo ładnego, więc sprzedawcy szybko orientowali się, że nic nie kupi i odpędzali ją. Wyjątkowo nawet nie próbowała się czegoś od nich dowiedzieć, a to, że krzywo na nią patrzyli mało ją obchodziło. Po prostu taki spokojny spacerek jej odpowiadał, a w tłumie ludzi prawie się nie wyróżniała, więc czuła się zupełnie bezpiecznie. Przy stoisku miejscowych rolników kupiła kilka garści fig. Pulchna, młoda kobieta, która ją obsługiwała dodała jej do tego płócienny woreczek, żeby Miała gdzie to włożyć. Amira westchnęła tylko w duchu. Miała przecież takich rzeczy nawet więcej niż potrzebowała, tylko zapomniała wziąć z domu Sary, a teraz jeszcze zbiera kolejne. Podziękowała jednak dziewczynie z uśmiechem, który wyszedł jej nawet przekonująco. Idąc dalej podjadała ci jakiś czas owoce. Kilka straganów dalej dostrzegła Venę i Rostana. Podeszła do nich z uśmiechem.
-Figę? – zaproponowała na wstępie, zamiast jakiegoś powitania i wyciągnęła w ich stronę woreczek.
-Wy już pewnie wracacie, co? Ja muszę jeszcze dopilnować, żebyście nie pomarli mi na pustyni. Nie widzieliście gdzieś grupy pustynnych elfów? Ubrani na beżowo, turbany na głowie?
Zwracała się w sumie do swoich towarzyszy, ale i właściciel straganu popatrzała na nią z wyrazem twarzy wyrażającym lekką podejrzliwość i rozbawienie. No tak… w sumie sama była ubraną na beżowo pustynną elfką. Tylko kobiecego zawoju jej brakowało, ale i to miała. Tyle, że w torbie, oczywiście. W każdym razie, w oczach trochę obeznanego z tematem kupca musiało to wyglądać zabawnie. Amira spojrzała na niego pytająco z nadzieją, że może wskaże jej odpowiedni kierunek. Mężczyzna zastanowił się chwilę.
-Nie wiem, czy są tu teraz, ale zwykle rozstawiają się w północnej części placu, radzę tam sprawdzić.
Tyle, to i ja wiem” miała ochotę burknąć elfka. Była w północnej części, tam gdzie zawsze, ale nie znalazła swoich pobratymców, a byli raczej trudni do przeoczenia, gdy wiedziało się czego szukać. Kiwnęła tylko sprzedawcy głową i zmarszczyła brwi. Powinna obejść też resztę targu, ale możliwe, że akurat nikt nie handlował. Jeśli zbliżały się burze, to może nie chcieli ryzykować utknięcia w mieście. Nie lubili takich dłuższych pobytów.
Wtem zwróciła uwagę na butelkę mleka, którą trzymał. Pachniało specyficznie, wszędzie by to poznała. Spojrzała na Rostana, nieświadomie przybierając wyraz twarzy całkiem podobny do tego, jaki przed chwilą zaprezentował kupiec.
- Ty wiesz, co to jest? – zapytała, przenosząc niepewny wzrok na butelkę. – Od kogo to kupiłeś?
Taka informacja mogła ją naprowadzić na trop. Jak nie elfów, to chociaż kogoś, kto mógł jej sprzedać potrzebne rzeczy. W końcu nie każdy handlował tutaj takimi… specjałami. Jeszcze raz zerknęła na mleko i wybuchła niespodziewanie śmiechem. Nie, ten mag nie mógł wiedzieć, co to i już wyobraziła sobie jego minę, gdyby tego skosztował.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Wysłannik kroczył z Veną wracając z targu. Często rozciągał ciasne ubranie, by wleciało do niego trochę zimnego powietrza. No, może nie zimnego, ale zimniejszego od potu, którego też wiele nie było.
- Tak, tak, mam wszystko. - Odpowiedział myśląc, że właśnie na te pytanie nie odpowiedział, innego nie pamiętał. Spojrzał na mleko, o które zapytała go Vena. I lekko się uśmiechnął odpowiadając, że słyszał jak zielarka mówi, że potrzebuje mleka. Wtem spotkali Amirę.
- Nie, dziękuję. - Odparł zaprzeczając dodatkowo przekręceniem głowy. Nie przypominał sobie o żadnych pustynnych elfów, oprócz tej przed nim więc znowu zaprzeczył. Dziewczyna z czubatymi uszami przeprowadziła rozmowę z jakimś mężczyzną, a potem znowu wróciła do maga pytając go tak jak wcześniej Vena o mleko.
- Tyle zachodu, bo chciałem pomóc - Pomyślał i zaraz odpowiedział Amirze.
- To jest mleko, które dał mi jeden z handlarzy. - Skłamał, ale nie chciał powiedzieć, że je ukradł. Wskazał palcem na stragan, przy którym spał handlarz, a gdy dziewczyna się roześmiała dodał.
- Zwykłe mleko..
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Hmmm? A tak! Z chęcią!- wiedźma otrząsnęła się i sięgnęła ręką do woreczka pełnego dojrzałych owoców. Wyciągnęła soczystą sztukę i ugryzła kawałek. Oczywiście nie odbyło się bez ubrudzenia się. Figa była tak dojrzała, że aż pękała w oczach, a cały sok uwolnił się w momencie wgryzienia się białych ząbków dziewczyny weń. Sok skapnął z jej ust, wprost na świeżo wypraną koszulę, co wiedźma skwitowała krótkim "kurwa" i odsunęła owoc od siebie.
-Znaczy się... Dobra!- naprostowała swoje myśli na właściwy kierunek, bo jakby to było, że ona jeszcze śmie zwyzywać podarunek. -I tak, raczej się już zmywany. Ja na pewno.- spojrzała pytająco na Rostana, bo dalej nie uzyskała odpowiedzi na pytanie. -Co dalej będziesz robił ze swoim nędznym życiem?- spróbowała ponowni, bo cała sytuacja zaczynała być z lekka irytująca. Pyta się dziewczyna o jedną, prostą rzecz i przez pół godziny nie może uzyskać odpowiedzi! I to ona jest upośledzona psychicznie?!
Wiedźma odwróciła się od handlarza, który właśnie proponował biżuterię własnego wyrobu. Nie dla niej te błyskotki, wiec co ma facetowi nadzieję robić, że coś kupi?
-Mam wielbłądzie masło dla siebie i konia, trzy duże, skórzane bułaki na wodę, jakieś pokręcone rośliny, z których Sara ma nam zrobić lekarstwa "na wszelki wypadek" i materiał lniany.- wyliczyła zakupione rzeczy i spojrzała na Amirę. -Czegoś jeszcze potrzebuję? Jeśli tak, to idę z tobą poszukać twych pobratyńców, a jeśli nie... No to masz pecha, bo i tak idę. Zainteresowałaś mnie.- przytaknęła sobie głową, sądząc, że to dobry pomysł. Na inny nie było ją teraz stać.
-I co z tym mlekiem jest nie tak?!- spytała jeszcze i, niepewna, odsunęła się od maga trochę dalej.
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości