Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Serdecznie witamy

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

[Ulice Nemerii] Serdecznie witamy

Post autor: Cador »

"Trzeba było nie przyjmować tego zlecenia"- pomyślał z niezadowoleniem Cador, jadąc przez puste ulice Nemerii. Od kilku dni- od kiedy wjechał na tereny Opuszczonego Królestwa- nie miał kontaktu z żadnym człowiekiem, za to miał kilka okazji do zaprzyjaźnienia się z różnymi potworami. Po jednym, wyjątkowo sprytnym i szybkim, została mu nawet głęboka rana na ramieniu. I pomimo tego, że żadnej z bestii nie udało się odgryźć chłopakowi głowy, cała ta wyprawa coraz mniej zaczynała mu się podobać.
Nie, żeby na początku mu się podobała. Kto normalny ściąga obrońcę do Opuszczonego Królestwa, na dodatek w połowie jakiejś misji? Jeżeli ktoś wybiera się do Nemerii, to albo jest na tyle bohaterski, że nie potrzebuje obrońcy, albo na tyle szalony, że nie powinien obrońcy chcieć. Ale niestety zlecenie zostało przyjęte, dlatego Cador nie zawracał, tylko dalej jechał w swoją stronę. Prowadziły go ślady kopyt- naliczył się ośmiu wędrowców. Trop doprowadził go do ruiny jakiejś gospody- wszedł tam na chwilę, by przekonać się, że rzeczywiście byli tam przez chwilę jacyś ludzie. Wyjątkowe rozbawienie wywołał u obrońcy widok pustych butelek po alkoholu- no, jego nowi towarzysze na pewno nie są normalni, skoro podróżują po Nemerii na kacu. Cador wyszedł z gospody, odwiązał wodze czekającego przy koniowiązie bułanka i wsiadł, ruszając dalej śladem końskich kopyt. Bułanek mu się trafił, kupił go na dzień przed wyprawą u podejrzanego handlarza, ale konik okazał się być dzielny, odważny i dość wytrzymały. Wałaszek, zupełnie niekłopotliwy, szybki i przyjemny w jeździe. Chłopak pomyślał nawet, że może rumak zostanie z nim na dłużej.
Ale wróćmy do tematu. Nowy trop był niepokojąc- poszukiwani na pewno musieli się spieszyć, wypadli ze stajni galopem i pomknęli między budynki. Cador zmarszczył brwi, idąc spokojnym stępem równolegle go śladów. Dalej napotkał pozostałości walki, walki dość przerażającej- po kątach walały się kości, w niektórych miejscach stworzono w ziemi ogromne wyrwy, które stały się cmentarzyskiem licznych kościotrupów. No i zwłoki potworów różnej maści, morze wsiąkającej w wysuszoną glebę krwi; nasz bohater zaczął się nawet zastanawiać, czy jego przyszli-niedoszli kompani nie tkwią teraz w żołądkach jakichś szczęśliwie najedzonych potworów. Ślady ciągnące się w stronę kolejnych zabudowań uświadomiły mu, że nie.
Zastanawiał się tylko gdzie podziały się dwie osoby i dlaczego kolejna nie trzymała się grupy, tylko wędrowała swoimi ścieżkami. Postanowił na razie się tym nie kłopotać i liczyć, że jego zleceniodawca i nowy podopieczny znajdują się wśród piątki, której śladem podążał. A stępował właśnie w stronę niskiego, niedużego budynku- nowi kompani muszą wylizywać się z ran wyniesionych z walki. Chłopak rozejrzał się szybko dookoła, potem skupił swoją uwagę na drobnej postaci stojącej na czatach. Uniósł kącik ust ku górze i skierował bułanka w stronę nieznajomego, zastanawiając się, czy jest to osoba typu "najpierw spytam, później zabiję" czy "najpierw zabiję, a później będę myśleć". W razie czego położył dłoń na rękojeści miecza, gotowy do obrony.
Ostatnio edytowane przez Cador 12 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene nie można było odmówić myślenia podczas robienia. Zważając jednak na wszystkie dzisiejsze okoliczności, na to, w jakiej roli teraz tu stała i na zmęczenie, trudno spodziewać się po niej innej reakcji.
Stukot kopyt usłyszała dużo wcześniej, to pozwoliło jej wyostrzyć wszystkie zmysły i przygotować się mentalnie do potyczki. Nie wyciągnęła jednak na razie broni - przyzwyczaiła się do tego, by dobywać ją dopiero w ostatniej chwili, co zawsze deprymowało przeciwnika i wzbudzało u niego strach, takie nagłe wyciąganie ostrzy, jak przed momentem było się bezbronnym. Napięta i czujna wypatrywała jeźdźca, nie biorąc pod uwagę możliwości przybycia sojusznika. Gdzieś głęboko w niej tliła się nadzieja, że może to Lutee i Larkin wracają cali i zdrowi, że chłopak pójdzie do Aithne i ją wesprze, ale nie wierzyła w to ani trochę. Najpewniej nie żył. A jeśli przeżył, to nie mógł do nich wrócić.
Widok bułanego wierzchowca uruchomił instynktowne, wyuczone reakcje. To nie był nikt znajomy. Znajdowali się w Nemerii. Grasowała tu istota potrafiąca odbierać dusze. Byli osłabieni. Musiała chronić Aithne - swoją pacjentkę - oraz wyczerpanych towarzyszy podróży. Jej zadanie polegało na tym, by dać im jak najwięcej czasu na reakcję bądź ucieczkę. Nie wahała się zanadto, zwłaszcza dostrzegłszy, że obcy sięgnął do broni. To było niczym zwolnienie blokad u dziewczyny, żeby mogła ruszyć do ataku.
Wokół jej dłoni zebrało się purpurowe światło, chwilę potem energia uderzała w ziemię pod kopytami konia. Nie zamierzała zwierzęcia krzywdzić, tylko je na moment unieruchomić - i jej plan się powiódł, spłoszony koń stanął dęba, tracąc równowagę i przewalając się na bok. Ledwie jego jeździec uratował się od zmiażdżenia, Ariene już tam była, jej niebieskie oczy zastygły w zimnym, bezlitosnym wyrazie. Płynnie chwyciła sztylet i cięła w gardło mężczyzny, przyglądając się mu beznamiętnie, jakby stawiała czoła kolejnemu trupowi. Wokół jej wolnej ręki zbierały się kolejne wiązki magii, spokojnie plotła zaklęcie, chcąc przedłużyć potyczkę wystarczająco, by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo.
Nic innego się nie liczyło.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Właśnie unosił rękę, by zaznaczyć, że nie chce konfliktu i jest nastawiony pokojowo. Nie zdążył, ale spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Spodziewał się wszystkiego- tak, nawet użycia magii. Jednak użycie jej przez nieznajomego oznaczało, że Cador nie miał jak zareagować- wprawdzie pogonił swojego wierzchowca, lecz ten nie zdążył przetrawić komendy i ruszyć galopem, a już stracił równowagę. Kiedy koń się przewracał, mężczyzna odepchnął się od jego szyi, a wylądowawszy na twardej ziemi (nieprzyjemna sprawa) przeturlał się szybko- tylko dzięki temu nie został przygnieciony przez półtonowe zwierze. Nim jednak się pozbierał, już wykonano cięcie w stronę jego gardła. W pierwszej chwili, zdumiony tak dobrym wyszkoleniem przeciwniczki, spojrzał w szafirowe oczy kobiety. Otrzeźwiał i w przeciągu następnej sekundy przeanalizował sytuację: nie było możliwości użycia miecza, który nadal tkwił w pochwie i jego wyciągnięcie kosztowałoby zbyt wiele cennego czasu. Wykonał więc manewr tyleż prosty i banalny, co skuteczny- kopniakiem podciął atakującą, przez co ta straciła równowagę. Ostrze sztyletu cięło kilka centymetrów od gardła naszego bohatera, a zaklęcie, które plotła kobieta, musiało zostać przerwane. Nie upadła- szczerze mówiąc nie kopnął zbyt mocno, nie uważał kobiet za gorszych wojowników, ale... Ale nie chciał jej zrobić krzywdy- więc musiał szybko się pozbierać. W następnej sekundzie już stał pewnie na nogach, z mieczem wyciągniętym przed siebie i gotowym do ataku.
- Jakbyś mogła przez chwilę...- zaczął, ale nie dane mu było skończyć. A ponieważ skończyć chciał, to podszedł bliżej kobiety, nie przejmując się tym, że mogła mu w tym momencie wbić sztylet w serce, brzuch, gardło czy cokolwiek, i chwycił ją mocno za nadgarstki. I w tym momencie nie był już delikatny. Uniósł jej ręce ku górze, tak, by utrudnić jej wyrwanie się- chociaż nie musiał się w tym specjalnie wysilać, bo była od niego słabsza fizycznie i niewyszkolona w walce wręcz tak jak on.
- Jakbyś mogła przez chwilę mnie posłuchać.- powiedział, spoglądając prosto w rozzłoszczone, zmęczone oczy. I cały czas był maksymalnie skupiony, by zareagować na każdy ruch przeciwniczki. Póki ta nie użyje magii, rzecz jasna, wtedy znowu będzie w dupie.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Uśmiechnęła się. Nie przejęła się tym, że ją złapał, nie przejęła się, że względnie jej sytuacja prezentowała się marnie. W końcu w swoim fachu wielokrotnie stawiała czoła silniejszym od siebie przeciwnikom, nawet kilku naraz, dlatego nie widziała w tym momencie żadnego zagrożenia dla samej siebie. Widziała zagrożenie dla przyjaciół, dla chorej Aithne, dla wszystkich, którzy byli bardziej wyczerpani od niej. Poznała Opuszczone Królestwo na tyle, że nie wierzyła w przyjazne zamiary czegokolwiek, co chodziło na tych ziemiach i nie było z ich drużyny.
Właśnie dlatego jej uśmiech był tak zimny i wyrachowany.
Wiązki magii pojawiły się tym razem szybko, jednak oplotły nadgarstki wojownika z wyjątkową czułością, jakby chciały go delikatnie przytrzymać. Gdy Ariene zmrużyła oczy, uderzenie magii odrzuciło od niej przeciwnika i choć ona sama także poleciała w tył, to odbyło się to o wiele delikatniej. Miała również wprawę w podobnych sytuacjach, dlatego sprawnie odzyskała równowagę, zupełnie jakby robiła to co chwila, spojrzała na nieznajomego i błyskawicznie skoczyła do niego, wyprowadzając kolejne cięcie.
"Zapamiętać: walczyć szybko, mylić go, poza zasięgiem jego rąk. Kup im czas", pomyślała niemalże automatycznie. Od kiedy w wieku piętnastu lat przestała walczyć przy asyście nauczyciela, sama wydawała sobie polecenia, by osiągnąć maksymalne skupienie. Ktoś musiał pilnować jej ułańskiej fantazji.
Zawirowała i znowu zaatakowała, pilnując, by nie zdołał jej w żaden sposób uruchomić. Był silny, ale ona była błyskawiczna i zręczna. Niech się trochę spoci, jeśli chce ją złapać, ciekawe, czy mu się uda.
- Jeśli tak ci zależy - zanuciła śpiewnym głosem, wykopując w jego nogę, ale kiedy się uchylił, już wyprowadzała kolejny atak. - To mów - dokończyła, ruszając na niego z większym zacięciem.
Może zdecyduje się go wysłuchać. Ale nie opuści gardy, nie da mu możliwości zaatakowania znienacka. Wystarczająco zostali oszukani i wystawieni na niebezpieczeństwo, nie zamierzała mu ufać tylko dlatego, że chciał rozmawiać. To byłby pierwszy krok do porażki.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

O matko, co za kobieta. Wyglądało na to, że naprawdę trochę się Cador napoci, nim zdobędzie potrzebne informacje. Skąd więc u niego ten lekki, jakby rozbawiony uśmieszek, który nie znikał nawet podczas bardziej niebezpiecznych uderzeń i uników? Może był masochistą, a może mu nieznajoma w pewien sposób zaimponowała. A może oba- to chyba najbardziej prawdopodobna wersja.
Fakt faktem, że miecz był w obecnych okolicznościach dość nieporęczny. Dużo cięższy od sztyletu, uniemożliwiał ataki o szybkości zbliżonej do błyskawiczności ciosów kobiety. Zablokował ją parę razy, ale nie zdążył zaatakować, gdy ta już umknęła. Za to on parę razy był bliski draśnięcia- draśnięcia, które nawet nie byłoby przez niego odczute, ale jaką byłoby ujmą na honorze! Dlatego postanowił być trochę niehonorowy. Kiedy kolejny raz ją zablokował, ona chciała wykonać piękny unik. I chociaż (jak przypuszczam) była przygotowana na każdą ewentualność, to pojawienie się innej broni w ręku mężczyzny musiało być niejakim zaskoczeniem. Cador mocno wbił miecz w ziemię (wykorzystując w perfidny sposób to, że kobieta unieruchomionej tak broni nie weźmie, bo nie jest tak silna. Mogłaby użyć magii, ale to kosztowałoby ją chwilę dekoncentracji), a w następnej chwili wykonał zgrabne i przede wszystkim szybkie cięcie sztyletem. W myślach pogratulował sobie zakupu, którego dokonał ledwie godzinę przed wyjazdem do Opuszczonego Królestwa. Opłacało się.
Oczywiście ona umknęła, ale nie było jej już tak łatwo. Nasz bohater uśmiechnął się z satysfakcją i doskoczył jej, wyprowadzając kolejne cięcie. W sumie, zaczął mu się podobać ten ich taniec.
- Znasz niejaką...- zaczął, jednak zmuszony został do urwania, by uniknąć kolejnego ataku. Cholera jedna, szybka była, musiał się trochę nagimnastykować. Zostało to boleśnie odebrane przez plecy, poobijane z powodu dwóch upadków; mężczyzna syknął pod nosem, ale wyłączył ból ze swojej świadomości i tańczył dalej. W pewnej chwili po raz kolejny oszukał (a to niehonorowy drań)- zatrzymał się zgięty w pół, jakby uderzyła go nagła fala bólu. Dłoń sięgnęła pleców, sugerując, że z powodu uszkodzenia ciała został tymczasowo unieruchomiony. To spowolniło kobietę na ułamek sekundy- bo przecież musiała zastanowić się nad tak gwałtowną zmianą sytuacji. Ten ułamek wystarczył, by Cador uskoczył szybko w bok, przemknął za kobietę i znalazł się bezpośrednio za nią. Przystawił ostrze sztyletu do jej boku.
- ... Aithne Dorrien?- dokończył swą myśl niemalże szeptem. Nie było potrzeby mówić głośniej, skoro de facto mówił jej do ucha.
Postanowił nie zdradzać tożsamości swego zleceniodawcy. Nie wiedział, czy mężczyzna sobie tego życzy, czy byłoby to bezpieczne i na miejscu. Właśnie dlatego posłużył się nazwiskiem osoby, której ma bronić- jej tożsamość na pewno nie mogłaby zostać ukryta, bo nie miał zwyczaju nie informować strzeżonych ludzi o swojej misji.
A potem oczywiście musiał się szybko odsunąć, bo otrzymałby kolejny cios. Zrobił to natychmiastowo, nadal uśmiechając się w ten niepokojąco zadowolony sposób.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Odruchowo odtrąciła od siebie jego broń, w pierwszej chwili zastanawiając się, dlaczego nie zatopił ostrza w jej ciele. Może popadała w paranoję, ale to mógł być znak, że nie był jej wrogiem - ani nikomu z jej towarzyszy - jak i chciał po prostu uśpić jej czujność.
Kiedy padło imię i nazwisko Aithne, poczuła zalewającą ją falę złości. Czego od niej chciał? Był na usługach tej cholernej latającej kiecki? Skąd jednak znał jej tożsamość? W jakim celu tu przyszedł? I, do jasnej cholery, czemu jej nie zranił, kiedy miał ku temu okazję?
Zawarczała nisko i przeciągle, obracając się szybko, a ręką z bronią zataczając szeroki łuk. Dwa ostrza zazgrzytały o siebie, ale zaraz pojawiło się także trzecie. Ariene wywinęła młynka dwoma sztyletami, układając je wygodniej w swojej dłoni, na chwilę zastygła, wciągając powietrze przez nos, po czym zaatakowała znowu. I tym razem było naprawdę trudno uniknąć zranienia.
Uwielbiała to uczucie dopełnienia. Kiedy miała dwa ostrze, czuła się tak, jak ryba w wodzie - cios jednym orężem był uzupełniany cięciem tym drugim, jej ruchy wreszcie były idealnie płynne i zazębiały się z miękkością i gibkością, jakiej jej brakowało, gdy walczyła tylko jednym sztyletem. Zdecydowała się na walkę pełnymi możliwościami, bo poczuła zagrożenie - kimkolwiek był i jakiekolwiek miał zamiary, wiedziała, że musi mieć nad nim przewagę. Na tyle dużą, by dyktować warunki i zdecydować o ostatecznym zakończeniu potyczki. Stała się jeszcze czujniejsza i uważniejsza, wyglądało na to, że nie umknie jej żadne posunięcie wojownika. Broniła, a kiedy miała kogoś, kogo chciała bronić, stawała się naprawdę upierdliwym przeciwnikiem, o czym Cador już się przekonał.
- A ty skąd ją znasz? - warknęła, kiedy na chwilę ich broń znów się skrzyżowała, a ona wykorzystała ten moment, by naprzeć całym ciałem na ostrze i znaleźć się bliżej niego, by dobrze widzieć jego oczy. Z oczu dało się wyczytać naprawdę wiele.
Zaraz jednak się odepchnęła, nie omieszkawszy zadać cios drugim sztyletem. I nie potrafiąc się powstrzymać od zwykłego igrania z przeciwnikiem, bo taka już była jej natura - jak walczyła, robiła się z niej straszna przekora.
Dlatego też kosmyk jasnych włosów Cadora opadł smętnie na zakurzoną drogę Nemerii.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Nieznajoma znała Aithne- to dobrze. Ale zabiła cichutką nadzieję Cadora, że po usłyszeniu nazwiska przyjaciółki przestanie traktować go jak wroga i umożliwi normalną rozmowę. Nie miał nawet czasu westchnąć męczeńsko, na co miał przeogromną ochotę, bo przeciwniczka zrobiła się jeszcze bardziej zacięta. To oznaczało, że musiał zacząć naprawdę się wysilać, a jego rozrywkowe podejście do pojedynku ustąpić miejsca postawie fachowca. Przymrużył zielone oczy, pochylił nieco ramiona i kontynuował walkę, która w tej chwili przestała przypominać zwykły pojedynek, a zaczęła się kojarzyć z bitwą na śmierć i życie.
Ten mik z bronią zdecydowanie nie był mu na rękę. Zauważył już dawno temu, że kobietom wygodniej walczyło się z dwoma sztyletami i były w tym o wiele lepsze od mężczyzn. Jemu łatwiej było posługiwać się jednym ostrzem, ale to ograniczało pole do popisu. Nie skomentował tego jednak, ani na głos ani w myślach, nie było na to czasu.
Naparcie na niego całym ciężarem ciała nie było dobrym wyjściem, bo ten ciężar nie był dla niego niczym szczególnym. Raczej pozwolił jej się zbliżyć, zwyczajnie ciekawy co też sobie nieznajoma zaplanowała. Utratą kosmyka włosów się nie przejął, na szczęście włosy miał na tyle gęste, by nie było to stratą. Mógł teraz wykorzystać to, że na niego naparła, i odepchnąć ją ze zdwojoną siłą. Straciłaby równowagę, może nawet przewróciłaby się, a on wiele by zyskał. Ale było to wyjście na tyle banalne i proste, że nie mógł się na nie zgodzić. Zamiast tego postanowił udowodnić brunetce, że może bez problemu dorównać jej szybkością i zręcznością.
I teraz to dopiero zrobiło się ciężko. Ona postawiła krok, on był już dwa kroki dalej, wykonała cięcie, a on zdążył i odeprzeć jej atak, i wykonać własny. Jednak była to wyrównana walka- oboje zarobili parę mało poważnych draśnięć, oboje nieźle się zmachali i żadne z nich nie zbliżyło się w widoczny sposób do zwycięstwa.
- Nie znam.- przyznał, i to chyba jeszcze bardziej rozjuszyło kobietę. Przynajmniej tak wywnioskował na podstawie jej kolejnego ataku, który był dużo gwałtowniejszy od poprzednich. Nie można mu odmówić precyzji, ale jednak Cador zdołał wychwycić lukę w obronie i przesmyknąć się bokiem, by w następnej chwili ciąć w stronę szyi kobiety. Ostrze zwolniło kilka centymetrów od celu; przecież nie chciał jej zabić, była mu potrzebna. Najwyraźniej wiedziała gdzie jest jego nowa podopieczna.
- Zostałem wynajęty jako jej obrońca. Ale żeby rozpocząć misję, muszę najpierw Aithne znaleźć.- wyjaśnił. I nawet udało mu się wypowiedzieć to jednym ciągiem, chociaż pod koniec drugiego zdania już musiał wykonać unik.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ostatnie słowa przeciwnika wywołały u niej dość naturalną reakcję. Naturalną jak na nią, przynajmniej.
Zatrzymała się, opuszczając trochę broń, popatrzyła na niego z niejakim zdumieniem, po czym roześmiała się pozbawionym wesołości, nieco histerycznym i dość upiornym śmiechem, odchylając głowę. Gdy znowu na niego spojrzała, jej oczy nie wyrażały dosłownie nic, stały się idealnie obojętne, nie było w nich nawet chłodu.
- Przyda ci się zatem wiedza, że właśnie Aithne umiera - oznajmiła spokojnie.
Potem się uśmiechnęła, ledwie uniósłszy kącik ust. Następnie zaatakowała, nie mając już żadnych skrupułów i hamulców, wykorzystując całe swoje możliwości, nadal jednak ograniczone zmęczeniem i odbytymi już walkami. W końcu jeśli ktoś z nich by wynajął obrońcę (dla Aithne, dobre sobie! Pff, ten obrońca powinien wynająć sobie własnego obrońcę, generalnie), to na pewno by im o tym powiedział. Marne kłamstewko, nie zamierzała dać się nabrać.
- Nie zaryzykuję kolejną zasadzką - warknęła wtedy, wyprowadzając cięcie w bok i w nogi, a ledwie tego ataku uniknął, już była przy nim, uderzając głowicą sztyletu w jego bark. Wokół jej dłoni zebrało się purpurowe światło, rzucając dokoła dość przerażające cienie. - Dlatego znajdziesz ją po moim trupie - syknęła, poderwała rękę i posłała zaklęcie w ziemię u jego stóp, odrzucając go tym samym w tył.
Wiedziała, że pozbiera się szybko, dlatego plotąc pierwszy czar, zaplotła kotwicę drugiego i w ten sposób, kiedy pierwsze jeszcze trwało, drugie zostało już skończone i je także w niego posłała, dzięki czemu wylądował z dużą siłą na ścianie pobliskiego domu. Obróciła niedbale sztylety w dłoniach, przywołała nad rękę kolejną kulę energii i podrzuciła ją jak piłkę, obserwując go.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

"Umiera?"
A teraz to się wkurzył. Nie zdążył jeszcze przetrawić informacji o stanie swojej przyszłej podopiecznej, gdy użyto przeciwko niemu pierwszego zaklęcia. Porażony- porażony nie użyciem magii, nie jej siłą, a otrzymaną wiadomością o Aithne- chciał natychmiast dowiedzieć się więcej, ale i to nie było mu dane. Dlatego naprawdę się wkurzył. Nie przejmowało go to, że właśnie miał okazję polatać sobie po Nemerii i popodziwiać widoki z lotu ptaka, nie przejmowało go to, że wgniótł ścianę chwiejącej się chatki i prawdopodobnie przetrącił sobie bark, nie przejmowało go to, że z trudem się podniósł i niełatwo przychodziło mu łapanie powietrza (co oznacza, że podczas uderzenia nie tylko bark ucierpiał). Miał w głębokim poważaniu nieznajomą i jej spiskową teorię dziejów, która zakładała, że Cador jest podłym kłamcą, z pewnością chcącym zrobić krzywdę jej i jej bliskim.
Jego zlecenie właśnie mu umierało. Postawi świat na głowie, ale nie pozwoli, by coś mu się nie udało!
Przetarł usta wierzchem dłoni, na której pozostał długi, rdzawy ślad. Przestał zauważać nieznajomą, która nagle stała się mniej ważna od powietrza. Zorientował się już dawno temu, że kobieta broni wejścia do budynku- wcześniej nie zależało mu, by się tam dostać, ale teraz postanowił przekroczyć próg za wszelką cenę. Po drodze zatrzymał się przy wbitym w ziemię mieczu (sztylet zgubił podczas któregoś z upadków, ale zupełnie się tym nie przejął), wyciągnął broń jednym ruchem i kontynuował wędrówkę w stronę drzwi.
Kobieta rzuciła kule energii, ale on jakimś cudem jej umknął. Prawdę mówiąc, sam nie był w stanie tego wytłumaczyć- po prostu zrobił krok w bok w odpowiednim momencie i szedł dalej. Nie miał zamiaru się zatrzymywać, nie pozwoli również, by zostać zatrzymanym. Skoro nieznajoma powiedziała, że Cador ma szanse znaleźć swoją podopieczną tylko po jej trupie, to najwyraźniej będzie musiała pożegnać się z życiem- jemu było wszystko jedno.
Rzuciła drugą kulą energii, tym razem dużo celniej. Prawdopodobnie w innych okolicznościach z łatwością by go zabiła- ale kiedy Cador był zdeterminowany, nie dało się go powstrzymać. Dlatego i teraz umknął, zaprzeczając w ten sposób wszystkim prawom tego świata. Postawił pierwszy krok na ganku, wpatrzony w drewniane drzwi chatki, i nie obchodziło go nic poza dostaniem się do budynku.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene od dłuższej chwili zależało tylko na jednym - by on do tego budynku się nie dostał. Ale żadne jej posunięcie nie skutkowało, ten koleś był tak wkurzający, że miała ochotę go roztrzaskać. Tylko brakowało jej siły, a i nawet magia nie pomagała. Sapnęła wściekła, rozejrzała się bezradna dokoła, a potem zrobiła jedyne, co jej pozostało. Dość dramatyczne i na pewno spontaniczne, jednak nie zamierzała dopuścić, by zagroził komuś w budynku. Aithne była najważniejsza, bo bezbronna.
Naprawdę pozostawało jedno.
Rzuciła się biegiem do Cadora, a ponieważ była naprawdę szybka, to dopadła do niego w niezwykle krótkim czasie. Odbiła się od ziemi, skoczyła i wylądowała na jego plecach. Ręką chwyciła wojownika za ramię, drugą przyłożyła sztylet do gardła i jeszcze oplotła go nogami w pasie, na tyle mocno, żeby się jej za szybko nie pozbył.
- WRZESZCZĘ, SHER! - rozdarła się najgłośniej jak potrafiła, a choć głosu nie miała takiego, jak Aithne, to jednak udało się jej niezłe echo wywołać w okolicy.
Jak ten dupek nie usłyszy - jak żaden dupek z obecnych tu dupków jej nie usłyszy - to ona wychodzi. Naprawdę, ten dzień był tak przerąbany, jak tylko przerąbany mógł być.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Okej, to był niespodziewany zwrot akcji. Przed chwilą walczył na śmierć i życie z silną wiedźmą, a teraz woził na barana jakąś rozwrzeszczaną dziewczynę wymachującą wykałaczką. Wytrzeszczył oczy, bo brunetka objęła go w pasie akurat w tym miejscu, które miał szczególnie obite. Syknął z bólu i niemalże stracił równowagę; zachwiał się, ale w ostatniej chwili udało mu się utrzymać na nogach. Sztyletem przy gardle w ogóle się nie przejął, ale jej wrzaskiem a i owszem- jak tu zwoła posiłki, to on się w życiu nie dostanie do swojej potrzebującej natychmiastowej pomocy podopiecznej. Dlatego wykręcił ramię w nienaturalny sposób, nieczule zatykając jej buzię i uniemożliwiając wykrzyczenie czegokolwiek poza pierwszą sylabą. No dobra, skoro nie może wrzeszczeć (żeby go nie ugryzła w rękę, proszę!), to trzeba się pozbyć nadbagażu. Usiłować ją z siebie strząsnąć lub zrzucić, ale bestia trzymała się wyjątkowo dobrze. Najwyraźniej miała wprawę w, ekhm, ujeżdżaniu. Czy obejmowaniu czegoś udami. Tak, nie wnikajmy. Ponieważ Cador był zdesperowany, uznał, że kilka siniaków w tą czy w tamtą nie robią mu różnicy. Uderzył w ziemię, przez co dziewczyna musiała go puścić, bo zwyczajnie została rzucona na glebę. On dość szybko się pozbierał, przeturlał i podniósł do pozycji siedzącej, by w następnej sekundzie pochylić się nad dziewczyną. Jego spojrzenie było wyjątkowo rozzłoszczone i zimne, kiedy spoglądał prosto w szafirowe oczy. W tej chwili naprawdę mógł być przerażający.
Ujął jej brodę i uniósł nieco ku górze, zmuszając ją do patrzenia prosto na niego, drugą ręką przytrzymywał ją przy ziemi, uniemożliwiając poruszenie się w ogóle.
- Posłuchaj mnie. W życiu nie dopuściłem do tego, by broniona przeze mnie osoba umarła. I chociaż nie rozpocząłem jeszcze zadania, to choćbym miał przypłacić za to życiem, nie pozwolę na śmierć Aithne. Rozumiesz? Nie obchodzi mnie co sobie w tej ślicznej główce ubzdurałaś i dlaczego nie chcesz mnie do niej wpuścić, ale ja tam po prostu muszę wejść. Możesz usiłować mnie zabić, możesz się rozbeczeć, w dupie to mam. Uratuję Aithne.- syknął jej prosto w twarz, nie przejmując się tym, że wyszedł na pozbawionego skrupułów brutala. Posłał jej ostatnie lodowate spojrzenie, po czym nieczule puścił ją i podniósł się w ułamku sekundy. Otrzepał się niedbale, zerknął na kobietę z góry i ruszył w stronę drzwi. Spodziewał się, że brunetka może nadal usiłować go powstrzymać, dlatego był na to przygotowany- jak trzeba będzie, to kopnie leżącego, trudno. Nic go nie powstrzymywało, kiedy miał zadanie do wykonania.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Sapnęła, łapiąc z niejakim trudem oraz bólem oddech, jednak jego spojrzenie wytrzymała. Wytrzymała z całą swoją godnością, na jaką ją było teraz stać, kiedy uciekła się do wszystkich osiągalnych dla niej teraz działań, a i tak nie mogła go powstrzymać. Nie wolno jej było wykorzystać całej energii magicznej, Errian był osłabiony, pozostawała jedynym mniej więcej (bardziej mniej) szkolonym magiem w drużynie. Potrafiła leczyć. Brakowało jej siły fizycznej po ostatnich walkach.
Zresztą zaczynała wątpić w to, by zabijanie Cadora służyło czemukolwiek.
Z cichym sykiem uniosła się na łokciu, pozbierała się z ziemi na tyle, by na niej kucnąć, potrzebowała potem ułamka sekundy, żeby znów się zerwać i ruszyć do niego biegiem. Tym razem jednak przyjęła inną taktykę, nadal jeszcze analizując w głowie to, co powiedział. Dobrze, grajmy w otwarte karty. Nie liczyła się droga, liczył się cel.
Wyminęła wojownika i z poślizgiem zahamowała przed drzwiami, w jej oczach pojawiła się ta sama ponura determinacja, która wręcz promieniowała z Cadora. Spojrzała na niego z całą powagą, rozkładając lekko ręce, jakby była gotowa nawet go objąć i zatrzymać własnym ciałem, byle tylko tam, do jasnej cholery, nie szedł.
- Aithne umiera. Umiera, ponieważ została odebrana jej dusza, przy okazji była otruta - oznajmiła, nie odrywając wzroku od jego oczu. - Jeśli nie jesteś potężnym alchemikiem albo medykiem, nie jesteś tam potrzebny, a wręcz przeciwnie. Magią także jej nie pomożemy, trucizna to uniemożliwia, w takim wypadku nie byłoby mnie tu, byłabym przy swojej pacjentce. Aithne jest w rękach czarodzieja, Pradawnego, który jako jedyny może jej pomóc. Waruje przy niej Errian, jako jedyny mógł zostać, Arathain prosił o spokój. Tak więc jeśli nadal chcesz tam wejść i przeszkadzać w ratowaniu jej życia, wiedz, że nie będę się wahać i rozerwę cię na strzępy choćby gołymi rękoma - zakończyła, prostując się nieznacznie.
Tylko sprowokuj, a naprawdę ruszy do walki na śmierć i życie, która nie zostawiała marginesu na zaprzestanie potyczki.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Och, no proszę, to jednak da się go traktować jak człowieka, a nie śmiertelnego wroga? Ale nawet ta zmiana taktyki wydawała się nie działać. Chłopak słuchał z uprzejmym brakiem zainteresowania, jakby sugerował, że może kulturalnie doczekać do końca wypowiedzi kobiety, ale potem i tak będzie robił swoje. A mimo to w pewnym momencie coś zaskoczyło- uniósł brew ku górze, patrząc na nieznajomą z większym zainteresowaniem.
- Errian?- powtórzył- Errian Souen?
Może i był chorobliwie uparty, ale nie był zaślepionym osłem. Zdawał sobie sprawę z własnej ułomności i potrafił przyznać się do błędu. Dodatkowo padło hasło, które kompletnie zmieniało postać rzeczy. Skoro zleceniodawca nadal znajdował się przy Aithne, to de facto nie została ona jeszcze przekazana, więc de jura Cador nie musiał- a wręcz nie powinien- za nią odpowiadać.
Kiwnął lekko głową, patrząc w zamyśleniu na drzwi. Przeczucie podpowiadało mu, że kobieta mówi prawdę i jest on w budynku naprawdę zbędny. Przeczucie nigdy go nie zawiodło, więc chyba trzeba było spasować. Faktycznie nie był ani potężnym alchemikiem, ani medykiem. Wrócił do niej spojrzeniem, które nagle przestało być tak zdeterminowane, a nabrało odpowiedniego dystansu. Położył sobie dłoń na ramieniu i usiłował poruszyć barkiem; grymas, jaki pojawił się w tej chwili na jego twarzy sugerował, że zadanie było mocno utrudnione. No cóż, trzeba będzie się szybko wykurować, skoro czeka go pilnowanie tak pechowej panienki. Znał wprawdzie kilka osób, które były trute, ale nikogo, komu odebrano duszę- a już na pewno nie słyszał o kimkolwiek, kto naraz cierpiałby z obu wyżej wymienionych powodów.
Ale nie wątpił, że pilnowanie Aithne go czeka, bo dziewczyna wyzdrowieje. Po prostu tak miało być.
- Dobrze.- powiedział zwyczajnie. Nie pytał o nic: zupełnie nie obchodziło go kim jest Arathain, kto odebrał przyszłej podopiecznej duszę i kto ją truł (bo tego dowie się sam w swoim czasie), nie potrzebował nawet informacji o swoim zleceniodawcy, o którym nie wiedział praktycznie nic. Pogodził się z myślą, że musi poczekać.
- A teraz pomyśl sobie o najgorszej torturze, jaką tylko jesteś w stanie sobie wyobrazić. Dodaj do tego wszystkie swoje najgorsze koszmary. Już wiesz co z Tobą zrobię, jeśli kłamiesz i jestem Aithne potrzebny.- mruknął, posyłając dziewczynie ostatnie śmiertelnie poważne, przeraźliwie zimne spojrzenie. Żeby nie było wątpliwości, że nie przesadza. Potem uśmiechnął się krzywo i, nadal masując obolały bark, rozejrzał się dookoła. Czy było tu więcej takich agentów w stylu nieznajomej?
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Prychnęła z kpiącym rozbawieniem. Już nie takie malownicze groźby słyszała, aczkolwiek jego słowa bardzo ładnie się jej skomponowały z miną, z jaką Errian posyłał jakiś czas temu nieumarłych w diabły. To się dwa dobrali, tylko skąd się znają? Westchnęła i sprawnie schowała broń, nie zamierzając jej na razie używać. Na razie, cholera wie, co może jeszcze stąd wyleźć.
- Errian Souen. Nasz towarzysz - potwierdziła na początek, przyglądając się mu z podobnym dystansem.
Oczywiście na widok jego dysfunkcji zmarszczyła z troską czoło. Nie żeby od razu mu zaufała i uznała go za przyjaciela, ale wystarczająco wiele faktów przemawiało na jego korzyść - że jest sojusznikiem. Znał Erriana, za wszelką cenę chciał chronić Aithne. Właściwie pewnie ich ulubiona towarzyszka podróży będzie dosłownie cała w skowronkach, jak się dowie, że podczas swojej niedyspozycji dorobiła się osobistej armii ochroniarzy.
Wizja miny, jaką Upadła zrobi na te wieści, niezwykle Ariene rozbawiła, aż się dziewczyna roześmiała cicho z pewną ulgą. No dobrze, na razie sytuacja opanowana.
- Nie będzie potrzeby spełniania swoich malowniczych gróźb - podjęła zaczęty przez Cadora wątek. - Właściwie wszyscy, prócz jednej osoby, martwimy się o Aithne i to właśnie o jej bezpieczeństwo teraz walczyłam. Daj - zażądała na koniec i podeszła do niego kilka kroków, wyciągając rękę w stronę kontuzjowanego barku. - Jestem medykiem. Ariene Tenshi - przedstawiła się zdawkowo, teraz zdając się dostrzegać już tylko nieszczęsne ramię.
Pewne zboczenie zawodowe, jakby nie patrzeć.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Jej prychnięcie odebrał z uśmiechem- bo tak, jego groźba rzeczywiście brzmiała zabawnie. On podobnie reagował, gdy sam musiał wysłuchiwać ostrzeżeń. Ale z drugiej strony podobne prychnięcie usłyszał kiedyś z ust mężczyzny, który aktualnie wącha kwiatki od spodu, bo nie uwierzył z prawdziwość słów obrońcy. A obrońcy- zwłaszcza Cador Reamonn- dotrzymują danego słowa.
- I zostałem wynajęty pomimo tego, że wszyscy się o nią martwicie i jej chronicie? Zapowiada się zabawnie, nie mogę się doczekać.- odpowiedział z właściwym sobie humorem, chociaż nie można powiedzieć, by ironizował. Naprawdę uważał, że zadanie może być całkiem interesujące i w sumie mogłoby się już rozpocząć.
- Cador Reamonn.- odpowiedział. W pierwszej chwili odsunął się o krok, niesiony męską dumą, która nie pozwoliła mu na przyjęcie pomocy od kobiety. Ale potem zwiesił głowę i pozwolił jej do siebie podejść- skoro ma być potrzebny, to musi być w pełni sprawny, dlatego na rzecz zadania duma musi ucierpieć. Tylko czy nie łatwiej byłoby na samym początku wyjaśnić co jest grane, zamiast leczyć obrażenia, które samemu się komuś zadało?
- Tobie nic nie jest?- spytał dla samego pytania, nie, żeby się stanem kobiety jakoś szczególnie przejmował. Zresztą, to nie ona latała od jednej ściany do drugiej i nie przeżyła aż tylu bliskich, gwałtownych spotkań z ziemią. Ale zapytać wypada.
Zmarszczył czoło. Pomimo tego, że jeszcze nie rozpoczął swojego zadania, już czuł się w pewien sposób w nie wplątany, dlatego poczuwał się do obowiązku poznania wszystkich przyjaciół Aithne, ale również tych, którzy nie są jej przychylni.
- Kto jest tą jedną osobą, która nie przejmuje się moją przyszłą podopieczną?- zapytał więc, żeby na przyszłość wiedzieć, na kogo uważać. Swoją drogą, Aithne Dorrien zdawała się być naprawdę barwną osobowością. Też mu się zadanie trafiło.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Uśmiechnęła się do niego lekko, pewniej, ale i ostrożnie chwyciła dłońmi jego ramię i przymknęła na chwilę oczy, sięgając po swoją energię magiczną. Nie było tak źle z jego barkiem, kiedy szmaragdowa poświata zniknęła, ręka Cadora odzyskała poprzednią formę. Zadowolona Ariene puściła go, przekrzywiła głowę, oceniając krytycznie to, co udało się jej osiągnąć, po czym przeniosła wzrok na jego twarz, znów się uśmiechając, tym razem jednak z większą kpiną.
- Walka z tobą była przyjemny relaksem w porównaniu do tego, jakie atrakcje mieliśmy jakieś półtora godziny temu - skwitowała spokojnie, cofając się od niego kilka kroków. - Tak więc nie, nic mi nie jest - doprecyzowała uprzejmie.
Na jego następne pytanie zareagowała obejrzeniem się przez ramię w okolice, w których rozstała się z Anabde i Sheridanem. Tak, cóż, ten drugi był przypadkiem beznadziejnym i nieuleczalnym, właściwie mogła pozostawić go w domyśle oczywistym. Chwilę wahała się, czy jest sens mówić o tym bucu, dlatego ustosunkowała się do jego pierwszej wypowiedzi.
- W Opuszczonym Królestwie raczej każdy sojusznik jest na wagę złota - zauważyła, wzruszając ramionami. - Aczkolwiek nie da się ukryć, że ją... mimo wszystko... polubiliśmy. Przynajmniej ja. Errian chyba też - mruknęła cichutko, do siebie, bo to była kobieta, która intrygi i spiski wyczuwała nosem, a tu coś jej nie pasowało.
Zgarnęła potargane włosy na kark i poprawiła je, wiążąc na nowo w wysoką kitkę. Nie lubiła, kiedy przeszkadzały podczas roboty.
- Sheridan. Inna sprawa, że on się nie przejmuje nikim, tak właściwie - skwitowała ze szczerym rozbawieniem. - No, oprócz swojej klaczy. Resztę przy pierwszej lepszej okazji by sprzedał za marne grosze - dodała i zaśmiała się cicho.
Bo on nie był ostatecznie taki zły, ale jak się o nim słuchało, to niezłe ziółko z niego wychodziło.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości