Poszukiwania artefaktu
: Czw Cze 02, 2011 8:53 pm
Maie otwarła oczy. Okolica wydawała się znajoma. Przeorany chmurami błękit nieba i piach po horyzont. Podniosła się i otrzepała ubranie i włosy z jasnych ziarenek. Powiodła wzrokiem dookoła. Panowała tu przenikliwa cisza i bezruch, właściwe wszystkim ogromnym, pustym przestrzeniom. Oprócz miarowo przesypującego się piasku nie było tu nic, co przykuwałoby uwagę. Wiatr wędrujący znad wydm niósł ze sobą woń spalonej, wyschniętej ziemi. Spojrzała w górę, na słońce. Świeciło coraz jaśniej i jaśniej, zalewając pustynię potokiem światła. Zmrużyła oczy, założyła ręce za plecami i chrząknęła znacząco.
- Kimkolwiek jesteś, rozprosz iluzję i wypuść mnie stąd. Nie lubię być więziona.
- Masz dobre oko.
Gardenia pozwoliła sobie na krotki uśmiech. – Trochę się znam na wykrywaniu mirażu. Pewien demon zamęcza mnie swoimi wysublimowanymi iluzjami za każdym razem, kiedy go odwiedzam. Bez urazy, ale jego wytwory są lepsze.
Przed nią zafalował ciemny, prześwitujący cień o humanoidalnym kształcie.
- Przyznaję, zaklęcie układałem naprędce i nie zadbałem o wszystkie detale. – Głos nieznajomego był spokojny, lecz z pewnością nie przyjazny. Ton wskazywał na starszą osobę. Spróbowała określić rasę rozmówcy na podstawie kształtu jego awataru, lecz był on za bardzo rozmyty.
– To niebezpieczne spać samej na środku pustyni.
– Tak samo jak wchodzenie do czyjejś głowy bez zaproszenia.
- Możliwe. Potrzebowałem jednak umieścić cię tutaj, by móc zamienić kilka słów bez ingerencji twojego nieumarłego pana.
Magini wolno nabrała powietrza.
- Licz nie jest moim panem.
- Jeśli chcesz w to wierzyć. W tej chwili nie ma to żadnego znaczenia. – Niespodziewanie głos nieznajomego nabrał większej stanowczości. Był to dla niej jasny sygnał, że pora opuścić to miejsce. Jak najszybciej. Za pomocą zmysłu magicznego zaczęła badać strukturę "iluzorycznej pustyni", szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
- A teraz, sługo Licza, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek oglądać świat na zewnątrz, pokażesz mi artefakt, który ze sobą nosisz.
Pokręciła głową.
– Nie pokażę ci niczego, dopóki mnie nie wypuścisz.
- Nie zrobię tego. Jeszcze nie. Dzięki utrzymywaniu cię w zaklęciu pustki mogę dokonać niezbędnych oględzin artefaktu bez uciekania się do przemocy, której nie pochwalam. Pokaż mi swój artefakt a obiecuję, że nikomu nie stanie się krzywda.
- Kłamiesz równie kiepsko, jak tworzysz iluzje, starcze.
Jej nogi, jakby ciągnięte niewidzialną siłą, zaczęły szybko pogrążać się w piasku. Gardenia zacisnęła zęby. Siłą woli starała się powstrzymać swój umysł przed uleganiem magicznej sugestii. Niestety, opóźniło to opadanie tylko nieznacznie. Nerwowo zaczęła rozglądać się za jakimkolwiek luźniejszym elementem iluzorycznego tworu. Nic. Wszystkie nici mocy, które udało jej się dostrzec w otoczeniu, były dokładnie ze sobą splecione i połączone.
W końcu piach zaczął jej sięgać do pasa.
– W porządku. Zatrzymaj to.
- Dobrze. Tylko nie próbuj mnie oszukać.
Znajdowała się w iluzji, więc mogła tu umieścić każdy obraz, jaki tylko sobie wymyśliła. Wyciągnęła w stronę cienistej postaci otwartą dłoń. Przywołała z pamięci najdokładniej jak potrafiła kształt, ciężar i fakturę, kolor oraz zapach. Wkrótce na jej dłoni zmaterializowała się niemal doskonała kopia „Szczęk Margaora”.
Humanoidalny cień zbliżył się do na wpół zakopanej maie i popatrzył na przedmiot.
- Kpisz ze mnie?!
Silne szarpniecie ściągnęło ją w dół, szybko przykrywając grubą warstwą piachu. Otoczyła ją ciemność. Z początku starała się uwolnić nogi z silnego uścisku. Widząc, że nie przynosi to efektu, rozluźniła się i skupiła wyłącznie na powstrzymywaniu ziaren piasku przed dostaniem się do nosa. Świadomość, że jest istotą energetyczną, która nie potrzebuje tlenu, niewiele tu pomagała. Jej organizm zaczynał się dusić. Mimowolnie otwarła oczy i od razu tego pożałowała. Skoncentrowała uwagę, by wykonać jeszcze jedno badanie struktury iluzji. Miała nadzieję, że pod powierzchnią głównego obrazu pustyni energetyczne nici złączono z mniejszą starannością i dokładnością. Tak też było. Zauważyła niewielkie, pojedyncze włókno wystające poza główny węzeł, zapewne na skutek wykonywania czaru w dużym pośpiechu. Nie zastanawiając się długo Gardenia sięgnęła w jego stronę. W tym momencie był to jej jedyny łącznik z realnym światem, jak również twórcą iluzji.
Po nitce do kłębka, ognisty impuls pomknął po energetycznym śladzie. Jego wytyczne były proste – podpal wszystko, co napotkasz na końcu drogi. Nie bez pewnej satysfakcji maie odczuła, jak zacisk na jej nogach słabnie i zanika.
Jednakowoż, kiedy wygrzebała się na powierzchnię, cienista postać wciąż tam stała.
- Oh, na litość Stwórcy, nie mam na to czasu. – wymamrotała poirytowana i splunęła piaskiem, który wypełniał jej całe usta – Jeśli chcesz mój artefakt, iluzjonisto, będziesz musiał pofatygować się po niego osobiście.
- Możesz być pewna, że niedługo cię odnajdę, sługo Licza – w słowach nieznajomego nie było już ani spokoju, ani stanowczości. Tylko gniew. - I bynajmniej nie po ten nasiąknięty plugawą magią śmieć.
Otoczenie zafalowało. Wiedziała, że jest to znak, iż następuje rozproszenie iluzji. Maie stała w miejscu, spokojnie czekając na zakończenie działania czaru pustki. Jednocześnie miała przeczucie, że umyka jej właśnie coś bardzo ważnego. Jeśli nieznajomy nie szukał kościanego naszyjnika…
- To czego?
Kilka sekund przed tym, jak fikcyjny obraz zupełnie zniknął jej z widoku, rzuciła w kierunku cienistej postaci wszystkie niemagiczne przedmioty, które nosiła przy sobie w sakwie.
Postać drgnęła.
* * *
Minęło wiele nocy, podczas których Gardenia nie odkryła żadnej kolejnej próby wtargnięcia do jej umysłu. Wyglądało na to, że mag-iluzjonista albo zrezygnował, albo jej zaklęcie zapalające miało większa moc niszczącą niż to zakładała przy tworzeniu zaklęcia.
Zmieniała się. Z każdym dniem energia emanująca z kościanego naszyjnika coraz lepiej rezonowała z jej własną. Stawała się silniejsza, ale nie tylko to. Jej aura również nabierała nowego kształtu. Nie potrafiła na ten moment określić co się stanie, gdy proces dobiegnie końca. Jednakowoż teraz był to najmniejszy z jej problemów.
Poszukiwania drugiej części Talizmanu Kolorów utknęły w martwym punkcie. Sprawdziła większość terenu, na którym położone były skupiska osad jeszcze przed powstaniem pustyni. Nie udało jej się wykryć żadnego śladu magicznej emanacji, który pasowałby do tego, wytwarzanego przez artefakt. Jedyne drobne sygnały, jakie zdołała wychwycić, należały do zamieszkujących te tereny egzotycznych bestii i niewielkiej kupieckiej karawany.
Teraz siedziała oparta o jeden z monumentalnych, białych obelisków, oglądając swoją mapę z każdej strony i zastanawiając się nad dalszymi krokami. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na strzelający w niebo głaz. Jego koniec trudno było dostrzec. Piaski Czasu były tajemniczym i zagadkowym miejscem. Podobno zdolny mag znający odpowiednią formułę mógłby za pomocą tego portalu podróżować tak w przeszłość, jak i w przyszłość. Ile było w tym prawdy, a ile romantycznej legendy, w tej chwili mało ją to obchodziło. Krąg z obelisków był dla niej po prostu jednym z dwóch głównych punktów orientacyjnych zaznaczonych na mapie pustyni. Pierwszy, który odwiedziła, Zatopione Miasto, okazał się fałszywym tropem. Być może w tym miejscu będzie mieć więcej szczęścia. Być może…
Odrzuciła mapę i zwiesiła głowę. Powoli zaczynało ogarniać ją zobojętnienie. Była już tym wszystkim zmęczona. Po upływie pierwszego tygodnia przestała liczyć dni, jakie upłynęły od rozpoczęcia poszukiwań. Myślała tylko, jakim kawałkiem piaszczystego terenu zająć się w następnej kolejności. Niestety, liczba potencjalnych miejsc ukrycia artefaktu malała w oczach. Co zrobi, kiedy się skończą?
- Zacznę od początku.
Wyciągnęła z sakwy zakupioną od wędrownych kupców butelkę z nalewką domowej roboty. Sięgnęła po kruka i za pomocą jego dzioba podważyła korek. Nad wydmami nieubłaganie zapadał zmrok. Nie było już sensu zaczynać jakiegokolwiek badania terenu, a tym bardziej schodzić pod jego powierzchnię. Czując za plecami chłód kamienia powąchała wypełniający butelkę płyn, pociągnęła solidnego łyka, i kolejnego.
Zawartość okazała się niezwykle ciekawa.
* * *
Coś zaszeleściło za jej plecami. Odwróciła się zaniepokojona. Nie, tym razem nikt się nie skradał, to tylko kruk rozgrzebywał piasek dookoła. Z ulgą powitała widok ożywieńca. Czuła się zbyt pijana, żeby zawiązać skuteczne zaklęcie. Zaśmiała się krótko i oparła z powrotem o monolit. Przymknęła powieki.
Ciemność i cisza.
* * *
Zerwała się, drżąc z zimna, choć noc była ciepła i spokojna. Ogarnęło ją poczucie, jakby ktoś właśnie przeszedł po jej grobie. Zastanawiała się, czy ten ktoś to Licz Megdar.
Wstała z ziemi. Wzięła głęboki oddech i przetarła spoconą twarz. Nie, ze strony nekromanty raczej nie musiała się niczego obawiać. Przynajmniej do czasu, gdy dostarczy mu drugą część talizmanu. Ta myśl nie poprawiła jej jednak samopoczucia. Coś wisiało w powietrzu, była tego pewna…
Kolejny hałas za plecami. Odwrócił się na pięcie i zamarła w miejscu. Ktoś stał na przeciwległej krawędzi utworzonego z monolitów kręgu. Głośno przełknęła ślinę. Od jak dawna ją obserwował?
- Ogień.
Błyskawicznie otoczyła maginię szczelna, pulsująca płomieniami bariera, rozjaśniając ziemię wokół niej pierścieniem światła. Powoli skierowała swoje kroki w stronę postaci. Zanim jednak zdążyła przekroczyć granicę portalu, zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę dłoń. Gest nakazywał zatrzymanie się. Strzeliste, białe monolity, dotąd martwe i nieruchome, teraz, jeden po drugim, zaczynały emanować mocą. W samym centrum pojawiły się skomplikowane wzory, które rozbłysły intensywnym blaskiem i zaczęły wirować z wibrującym hukiem wokół całego kręgu. Powstające przy tym drgania terenu rozchodziły się we wszystkich kierunkach z postępującą siłą. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków Gardenia zaczęła okrążać skupisko energii, by dotrzeć do osoby, która, jak podejrzewała, była za to odpowiedzialna. Im bliżej podchodziła, tym struktura obcej aury stawała się coraz wyraźniejsza.
Kiedy poruszające się jednostajnym ruchem, jaśniejące symbole zaczęły układać się w nowy obraz, zaprzestała pościgu. Przytrzymała kruka, który zupełnie nie bacząc na panujące wewnątrz portalu wysokie zagęszczenie mocy, wyrwał się do przodu. Nic dziwnego. Nad utworzonym z białych monolitów kręgiem unosiła się druga połówka Talizmanu Kolorów. Dokładniej zaś jego powiększona, prześwitująca projekcja. Maie schowała miotającego się na boki ożywieńca za połę kurtki i przyjrzała się uważniej obrazom, które zaczęły się przed nią pojawiać.
Wyglądało to jak ceremonialny pochód, może dziesięcioosobowa grupa podobnie ubranych kobiet i mężczyzn. Wyruszyli spod Piasków Czasu i oddalali się w głąb pustyni. Ich przewodnik, którego twarz skryta była pod ciemnozieloną peleryna, niósł przed sobą poszukiwany przez Gardenię artefakt. Wytężyła wzrok, by jak najdokładniej prześledzić przebytą przez nich trasę. Było to o tyle trudne, że obrazy pokazywały zdarzenia z odległej przeszłości, kiedy tereny przy portalu wyglądały zupełnie inaczej. Skały, wśród których wędrowali, z daleka niewielkie, z bliska okazały się potężnymi blokami. Przez kilka kolejnych minut błądzili w labiryncie kamiennych korytarzy, by dotrzeć w końcu do ciemnego otworu w skale. Uczestnicy pochodu zatrzymali się a odziany w zieleń przewodnik postąpił kilka kroków do przodu. Odwrócił się. Dość długo rozmawiał ze stojącą na przodzie grupy kobietą. Wygląda jakby się żegnali. W końcu powiernik artefaktu zniknął w mroku jaskini, cały obraz zaczął blednąć a zgromadzona we wnętrzu kręgu moc rozproszyła się.
Powoli budziła się ze stanu odrętwienia, jej myśli powracały do teraźniejszości.
- Wiem… wiem gdzie to jest.
Ze zdziwieniem zauważyła, że klęczy na piasku. Głęboką ciszę jaka zapanowała wokół zaczął przerywać jej spokojny, niepewny oddech. Niedługo potem dołączyło do niego głośne krakanie. Zabawne, pomyślała, to chyba pierwszy raz kiedy słyszała, by ożywieniec wydał z siebie jakiekolwiek dźwięk. Odwróciła głowę. Czarny ptak zataczał koła nad miejscem gdzie, jak jej się zdawało, ktoś stał tuż przed aktywacją portalu.
* * *
- Kimkolwiek jesteś, rozprosz iluzję i wypuść mnie stąd. Nie lubię być więziona.
- Masz dobre oko.
Gardenia pozwoliła sobie na krotki uśmiech. – Trochę się znam na wykrywaniu mirażu. Pewien demon zamęcza mnie swoimi wysublimowanymi iluzjami za każdym razem, kiedy go odwiedzam. Bez urazy, ale jego wytwory są lepsze.
Przed nią zafalował ciemny, prześwitujący cień o humanoidalnym kształcie.
- Przyznaję, zaklęcie układałem naprędce i nie zadbałem o wszystkie detale. – Głos nieznajomego był spokojny, lecz z pewnością nie przyjazny. Ton wskazywał na starszą osobę. Spróbowała określić rasę rozmówcy na podstawie kształtu jego awataru, lecz był on za bardzo rozmyty.
– To niebezpieczne spać samej na środku pustyni.
– Tak samo jak wchodzenie do czyjejś głowy bez zaproszenia.
- Możliwe. Potrzebowałem jednak umieścić cię tutaj, by móc zamienić kilka słów bez ingerencji twojego nieumarłego pana.
Magini wolno nabrała powietrza.
- Licz nie jest moim panem.
- Jeśli chcesz w to wierzyć. W tej chwili nie ma to żadnego znaczenia. – Niespodziewanie głos nieznajomego nabrał większej stanowczości. Był to dla niej jasny sygnał, że pora opuścić to miejsce. Jak najszybciej. Za pomocą zmysłu magicznego zaczęła badać strukturę "iluzorycznej pustyni", szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
- A teraz, sługo Licza, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek oglądać świat na zewnątrz, pokażesz mi artefakt, który ze sobą nosisz.
Pokręciła głową.
– Nie pokażę ci niczego, dopóki mnie nie wypuścisz.
- Nie zrobię tego. Jeszcze nie. Dzięki utrzymywaniu cię w zaklęciu pustki mogę dokonać niezbędnych oględzin artefaktu bez uciekania się do przemocy, której nie pochwalam. Pokaż mi swój artefakt a obiecuję, że nikomu nie stanie się krzywda.
- Kłamiesz równie kiepsko, jak tworzysz iluzje, starcze.
Jej nogi, jakby ciągnięte niewidzialną siłą, zaczęły szybko pogrążać się w piasku. Gardenia zacisnęła zęby. Siłą woli starała się powstrzymać swój umysł przed uleganiem magicznej sugestii. Niestety, opóźniło to opadanie tylko nieznacznie. Nerwowo zaczęła rozglądać się za jakimkolwiek luźniejszym elementem iluzorycznego tworu. Nic. Wszystkie nici mocy, które udało jej się dostrzec w otoczeniu, były dokładnie ze sobą splecione i połączone.
W końcu piach zaczął jej sięgać do pasa.
– W porządku. Zatrzymaj to.
- Dobrze. Tylko nie próbuj mnie oszukać.
Znajdowała się w iluzji, więc mogła tu umieścić każdy obraz, jaki tylko sobie wymyśliła. Wyciągnęła w stronę cienistej postaci otwartą dłoń. Przywołała z pamięci najdokładniej jak potrafiła kształt, ciężar i fakturę, kolor oraz zapach. Wkrótce na jej dłoni zmaterializowała się niemal doskonała kopia „Szczęk Margaora”.
Humanoidalny cień zbliżył się do na wpół zakopanej maie i popatrzył na przedmiot.
- Kpisz ze mnie?!
Silne szarpniecie ściągnęło ją w dół, szybko przykrywając grubą warstwą piachu. Otoczyła ją ciemność. Z początku starała się uwolnić nogi z silnego uścisku. Widząc, że nie przynosi to efektu, rozluźniła się i skupiła wyłącznie na powstrzymywaniu ziaren piasku przed dostaniem się do nosa. Świadomość, że jest istotą energetyczną, która nie potrzebuje tlenu, niewiele tu pomagała. Jej organizm zaczynał się dusić. Mimowolnie otwarła oczy i od razu tego pożałowała. Skoncentrowała uwagę, by wykonać jeszcze jedno badanie struktury iluzji. Miała nadzieję, że pod powierzchnią głównego obrazu pustyni energetyczne nici złączono z mniejszą starannością i dokładnością. Tak też było. Zauważyła niewielkie, pojedyncze włókno wystające poza główny węzeł, zapewne na skutek wykonywania czaru w dużym pośpiechu. Nie zastanawiając się długo Gardenia sięgnęła w jego stronę. W tym momencie był to jej jedyny łącznik z realnym światem, jak również twórcą iluzji.
Po nitce do kłębka, ognisty impuls pomknął po energetycznym śladzie. Jego wytyczne były proste – podpal wszystko, co napotkasz na końcu drogi. Nie bez pewnej satysfakcji maie odczuła, jak zacisk na jej nogach słabnie i zanika.
Jednakowoż, kiedy wygrzebała się na powierzchnię, cienista postać wciąż tam stała.
- Oh, na litość Stwórcy, nie mam na to czasu. – wymamrotała poirytowana i splunęła piaskiem, który wypełniał jej całe usta – Jeśli chcesz mój artefakt, iluzjonisto, będziesz musiał pofatygować się po niego osobiście.
- Możesz być pewna, że niedługo cię odnajdę, sługo Licza – w słowach nieznajomego nie było już ani spokoju, ani stanowczości. Tylko gniew. - I bynajmniej nie po ten nasiąknięty plugawą magią śmieć.
Otoczenie zafalowało. Wiedziała, że jest to znak, iż następuje rozproszenie iluzji. Maie stała w miejscu, spokojnie czekając na zakończenie działania czaru pustki. Jednocześnie miała przeczucie, że umyka jej właśnie coś bardzo ważnego. Jeśli nieznajomy nie szukał kościanego naszyjnika…
- To czego?
Kilka sekund przed tym, jak fikcyjny obraz zupełnie zniknął jej z widoku, rzuciła w kierunku cienistej postaci wszystkie niemagiczne przedmioty, które nosiła przy sobie w sakwie.
Postać drgnęła.
Minęło wiele nocy, podczas których Gardenia nie odkryła żadnej kolejnej próby wtargnięcia do jej umysłu. Wyglądało na to, że mag-iluzjonista albo zrezygnował, albo jej zaklęcie zapalające miało większa moc niszczącą niż to zakładała przy tworzeniu zaklęcia.
Zmieniała się. Z każdym dniem energia emanująca z kościanego naszyjnika coraz lepiej rezonowała z jej własną. Stawała się silniejsza, ale nie tylko to. Jej aura również nabierała nowego kształtu. Nie potrafiła na ten moment określić co się stanie, gdy proces dobiegnie końca. Jednakowoż teraz był to najmniejszy z jej problemów.
Poszukiwania drugiej części Talizmanu Kolorów utknęły w martwym punkcie. Sprawdziła większość terenu, na którym położone były skupiska osad jeszcze przed powstaniem pustyni. Nie udało jej się wykryć żadnego śladu magicznej emanacji, który pasowałby do tego, wytwarzanego przez artefakt. Jedyne drobne sygnały, jakie zdołała wychwycić, należały do zamieszkujących te tereny egzotycznych bestii i niewielkiej kupieckiej karawany.
Teraz siedziała oparta o jeden z monumentalnych, białych obelisków, oglądając swoją mapę z każdej strony i zastanawiając się nad dalszymi krokami. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na strzelający w niebo głaz. Jego koniec trudno było dostrzec. Piaski Czasu były tajemniczym i zagadkowym miejscem. Podobno zdolny mag znający odpowiednią formułę mógłby za pomocą tego portalu podróżować tak w przeszłość, jak i w przyszłość. Ile było w tym prawdy, a ile romantycznej legendy, w tej chwili mało ją to obchodziło. Krąg z obelisków był dla niej po prostu jednym z dwóch głównych punktów orientacyjnych zaznaczonych na mapie pustyni. Pierwszy, który odwiedziła, Zatopione Miasto, okazał się fałszywym tropem. Być może w tym miejscu będzie mieć więcej szczęścia. Być może…
Odrzuciła mapę i zwiesiła głowę. Powoli zaczynało ogarniać ją zobojętnienie. Była już tym wszystkim zmęczona. Po upływie pierwszego tygodnia przestała liczyć dni, jakie upłynęły od rozpoczęcia poszukiwań. Myślała tylko, jakim kawałkiem piaszczystego terenu zająć się w następnej kolejności. Niestety, liczba potencjalnych miejsc ukrycia artefaktu malała w oczach. Co zrobi, kiedy się skończą?
- Zacznę od początku.
Wyciągnęła z sakwy zakupioną od wędrownych kupców butelkę z nalewką domowej roboty. Sięgnęła po kruka i za pomocą jego dzioba podważyła korek. Nad wydmami nieubłaganie zapadał zmrok. Nie było już sensu zaczynać jakiegokolwiek badania terenu, a tym bardziej schodzić pod jego powierzchnię. Czując za plecami chłód kamienia powąchała wypełniający butelkę płyn, pociągnęła solidnego łyka, i kolejnego.
Zawartość okazała się niezwykle ciekawa.
Coś zaszeleściło za jej plecami. Odwróciła się zaniepokojona. Nie, tym razem nikt się nie skradał, to tylko kruk rozgrzebywał piasek dookoła. Z ulgą powitała widok ożywieńca. Czuła się zbyt pijana, żeby zawiązać skuteczne zaklęcie. Zaśmiała się krótko i oparła z powrotem o monolit. Przymknęła powieki.
Ciemność i cisza.
Zerwała się, drżąc z zimna, choć noc była ciepła i spokojna. Ogarnęło ją poczucie, jakby ktoś właśnie przeszedł po jej grobie. Zastanawiała się, czy ten ktoś to Licz Megdar.
Wstała z ziemi. Wzięła głęboki oddech i przetarła spoconą twarz. Nie, ze strony nekromanty raczej nie musiała się niczego obawiać. Przynajmniej do czasu, gdy dostarczy mu drugą część talizmanu. Ta myśl nie poprawiła jej jednak samopoczucia. Coś wisiało w powietrzu, była tego pewna…
Kolejny hałas za plecami. Odwrócił się na pięcie i zamarła w miejscu. Ktoś stał na przeciwległej krawędzi utworzonego z monolitów kręgu. Głośno przełknęła ślinę. Od jak dawna ją obserwował?
- Ogień.
Błyskawicznie otoczyła maginię szczelna, pulsująca płomieniami bariera, rozjaśniając ziemię wokół niej pierścieniem światła. Powoli skierowała swoje kroki w stronę postaci. Zanim jednak zdążyła przekroczyć granicę portalu, zobaczyła wyciągniętą w swoją stronę dłoń. Gest nakazywał zatrzymanie się. Strzeliste, białe monolity, dotąd martwe i nieruchome, teraz, jeden po drugim, zaczynały emanować mocą. W samym centrum pojawiły się skomplikowane wzory, które rozbłysły intensywnym blaskiem i zaczęły wirować z wibrującym hukiem wokół całego kręgu. Powstające przy tym drgania terenu rozchodziły się we wszystkich kierunkach z postępującą siłą. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków Gardenia zaczęła okrążać skupisko energii, by dotrzeć do osoby, która, jak podejrzewała, była za to odpowiedzialna. Im bliżej podchodziła, tym struktura obcej aury stawała się coraz wyraźniejsza.
Kiedy poruszające się jednostajnym ruchem, jaśniejące symbole zaczęły układać się w nowy obraz, zaprzestała pościgu. Przytrzymała kruka, który zupełnie nie bacząc na panujące wewnątrz portalu wysokie zagęszczenie mocy, wyrwał się do przodu. Nic dziwnego. Nad utworzonym z białych monolitów kręgiem unosiła się druga połówka Talizmanu Kolorów. Dokładniej zaś jego powiększona, prześwitująca projekcja. Maie schowała miotającego się na boki ożywieńca za połę kurtki i przyjrzała się uważniej obrazom, które zaczęły się przed nią pojawiać.
Wyglądało to jak ceremonialny pochód, może dziesięcioosobowa grupa podobnie ubranych kobiet i mężczyzn. Wyruszyli spod Piasków Czasu i oddalali się w głąb pustyni. Ich przewodnik, którego twarz skryta była pod ciemnozieloną peleryna, niósł przed sobą poszukiwany przez Gardenię artefakt. Wytężyła wzrok, by jak najdokładniej prześledzić przebytą przez nich trasę. Było to o tyle trudne, że obrazy pokazywały zdarzenia z odległej przeszłości, kiedy tereny przy portalu wyglądały zupełnie inaczej. Skały, wśród których wędrowali, z daleka niewielkie, z bliska okazały się potężnymi blokami. Przez kilka kolejnych minut błądzili w labiryncie kamiennych korytarzy, by dotrzeć w końcu do ciemnego otworu w skale. Uczestnicy pochodu zatrzymali się a odziany w zieleń przewodnik postąpił kilka kroków do przodu. Odwrócił się. Dość długo rozmawiał ze stojącą na przodzie grupy kobietą. Wygląda jakby się żegnali. W końcu powiernik artefaktu zniknął w mroku jaskini, cały obraz zaczął blednąć a zgromadzona we wnętrzu kręgu moc rozproszyła się.
Powoli budziła się ze stanu odrętwienia, jej myśli powracały do teraźniejszości.
- Wiem… wiem gdzie to jest.
Ze zdziwieniem zauważyła, że klęczy na piasku. Głęboką ciszę jaka zapanowała wokół zaczął przerywać jej spokojny, niepewny oddech. Niedługo potem dołączyło do niego głośne krakanie. Zabawne, pomyślała, to chyba pierwszy raz kiedy słyszała, by ożywieniec wydał z siebie jakiekolwiek dźwięk. Odwróciła głowę. Czarny ptak zataczał koła nad miejscem gdzie, jak jej się zdawało, ktoś stał tuż przed aktywacją portalu.