Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Zawszę będę wobec ciebie szczery i uczciwy - przyznał Taril, gładząc jej policzek. - Na nikim nie zależało mi tak, jak na tobie.

Obawy leonidki były bezpodstawne, ale leonid nie zamierzał dłużej tego ciągnąć. Krótkim sygnałem "w porządku" Nani dała mu do zrozumienia, że mu wierzy i nie chce rozdrapywać tematu. Tym lepiej, bo kłótnia mogłaby silnie wpłynąć na ich relację, a z postawy jego przyszłej żony, Taril wyczytał, że próbuje zapobiec wszelkim waśnią, mogącym silnie zachwiać relacje między nimi. Dlatego kiedy pukiel jej włosów, a razem z nim złote oczy i smukłe ciało zniknęło pod wodą, wojownik uznał to za koniec rozmowy i postanowił do niej dołączyć.
Wtedy coś chwyciło go za kostkę i szarpnęło w dół. Ciało leonida zniknęło pod błękitną taflą, a on sam o mało nie wypuścił powietrza, które zdążył nabrać. Będąc już pod powierzchnią rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. Z początku myślał, że to wodorosty lub małe ryby, ocierające się o niego. Ale one nigdy nie miałyby siły wciągnąć mężczyzny pod wodę. Dopiero przy wynurzeniu, zrozumiał co się stało, kiedy na barkach poczuł wyraźne obciążenie.
Trzymająca się jego szyji Nani najwyraźniej dobrze się bawiła, podtapiając przyszłego męża, który szybko ochłonął i podjął grę z uśmiechem. Jedną ręką podtrzymując udo kobiety, drugą rozgarniał wodę i pokonywał kolejne metry z rozbawioną leonidką na plecach. Kilka razy z nią nurkował, schodził na dno i odbijając się od niego, przecinał gładką taflę podczas wynurzania. W końcu, co sam ze zdziwieniem musiał przyznać, leonid poczuł zmęczenie. Nani nie była ciężka i w normalnych okolicznościach Taril mógłby ją nosić na rękach cały dzień, ale nie w wodzie, gdzie ramiona i nogi cały czas pracują, by nie poszli na dno. Podczas ostatniego "rejsu" nogi wojownika zaczęłu mu ciążyć, lecz nie dał tego po sobie poznać. Z uśmiechem zrobił jeszcze kilka kółek, ku wyraźnym zadowoleniu dziewczyny, po czym powoli wdrapał się na brzeg z wciąż uczepioną jego szyji leonidką.

- Masz pomysły - odparł, zsuwając Nani z siebie i kładąc ją na rozgrzanym piasku. Mokra, czy sucha cały czas była w jego oczach najpiękniejsza. W jej złotych oczach błyszczały drobne iskierki, a włosy utworzyły na ziemi chaotycznie rozrzuconą mozaikę. Uśmiech na twarzy o łagodnych rysach powalał. Zwłaszcza, że był to szczery uśmiech.
Będąc nad nią, Taril wsparł się na ramionach i podźwignął na ich długość. Woda z jego umięśnionego torsu kapała na brzuch dziewczyny, a stamtąd spływała na piasek. Na wyrzeźbionych ramionych krople spływały drobnymi kanalikami, podkreślającymi jego mięśnie. W tej pozycji trwał przed dłuższą chwilę, patrząc głęboko w złote oczy Nani.
- Kocham cię - wyszeptał, jakby coś podpowiedziało mu, że tego leonidka oczekuje i uginając ramiona, nachylił się do jej ust. Pocałował ją czule i namiętnie, cały czas patrząc jej w oczy, zniewolony ich blaskiem. Tym razem nie czuł zmieszania, czy wstydu, choć zakłuło go w żołądku, modląc się w duchu, żeby Nani nie pomyślała o nim jak o nachalnym smarkaczu.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Właściwie Nani nie była pewna, jak zareaguje Tarilion. Trochę bała się, że jest zbyt poważny na takie zabawy. Z resztą Tar w ogóle był bardzo stonowanym leonidem. Cechowała go anielska cierpliwość i no właśnie powaga. Ale mimo to postanowiła zaryzykować. No i chciała go sprawdzić, wiedzieć na czym stoi, co może, a czego nie. Nie widziała w nim następcy Leo, ale bardzo chciała się przekonać, czy z Tarem też może być odprężona i radosna. Jak do tej pory prowadzili raczej trudne rozmowy. O ich przyszłości, trudnej przeszłości, o wodzu i wiosce. O ich przyszłym małżeństwie, o Leo. Same trudne tematy. Tymczasem Nani w głębi serca czasem była rozbrykanym kotem, wielkim kotem. Bo do takiej rodziny bądź co bądź zaliczano leonidów. Mieli w sobie sporo z prawdziwych lwów, ale też wiele z małych, domowych kotów. Lubili wylegiwać się na słońcu, dzieci wiecznie wesołe naśladowały rodziców i bawiły się ze sobą, ciągnąć ca uszy i ogony. Takie to było ich życie. Trudne, ale pełne ciepła i zabaw. I taka też była Nani. Owszem potrafiła być bardzo opanowana, ale lubiła się też rozerwać.

Na szczęście Taril okazał się być dobrym towarzyszem zabaw. Bardzo szybko złapał o co chodziło Nani. Młoda lwica śmiała się i cieszyła, że chyba znalazła nowego towarzysza nie tylko do rozmów i życia, ale też do zabaw. Trzymała się go kurczowo nurkując i wynurzając się nad wodę. Na chwile puściła go i odpłynęła kawałek tak by ją gonił. Zanurzyła się i próbowała mu uciekać, ale chwycił ją, a wtedy ona znów wdrapała się mu na plecy. Czuła się fantastycznie, nie było jej nawet zimno. Na chwilę zapomniała o wszystkich smutkach i o bólu po utracie przyjaciela, w tak okrutny dla niej sposób. W tej chwili nie myślała po prostu o niczym innym, jak o tym co działo się tu i teraz.

W końcu, po dosyć długiej zabawie w wodzie, Taril wyniósł ją na brzeg i położył na piasku. Nagle zrobiło się między nimi bardzo poważnie. Mężczyzna opierając się na rękach zawisł nad nią i spojrzał jej głęboko w oczy. Ona zrobiła to samo, przyglądając się mu uważnie. Był przystojnym, dorosłym leonidem, takim o którym marzyła każda lwica. Widziała jego napięte mięśnie na ramionach i barkach, choć wokół było już dość ciemno, lecz blask z ognisk w obozowisku oświetlał brzeg rzeki na tyle, że swobodnie mogła dostrzec każdy szczegół. Zauważył, że Tar ma pieprzyk na lewym policzku. Nieduży, trochę tylko ciemniejszy od jego skóry, ale jednak. Podobał jej się. Bardzo powoli wyciągnęła ręce i objęła go za szyję. Nie bardzo zastanawiała się co dalej, raczej działała instynktownie, lecz gdy powiedział, że ja kocha aż zakuło ją w sercu, bo nie mogła odpowiedzieć tym samym. Było jej przykro, ale nie mogła, nie potrafiła go okłamywać. Bardzo chciała go kochać, ale w tej chwili po prostu tego nie czuła. Na szczęście ją pocałował. To było dla niej wybawienie od podpowiedzi, poza tym całkiem przyjemne wybawienie. Taril miał ciepłe, miękkie i pełne usta. Pocałował ją pewnie i namiętnie, lecz nie nachalnie. Nani nawet przez myśl nie przeszło, że ma do czynienia z młodym i narwanym lwem. Tar był pewien swego, lecz nie robił nic wbrew woli leonidki. Znaleźli się w takiej sytuacji, w której trudno było się od siebie trzymać z daleka. Z resztą Nani wcale nie zamierzała odsuwać od siebie mężczyzny. Mieli zostać mężem i żoną, a co za tym idzie powinni wybudować miedzy sobą intymność. Nagle do uszu Nani dobiegł nieprzyjemny męski głos.

- Te! Kociaki! Dosyć tego migdalenia! - zawołał ktoś, kto znalazł się tuż obok nich. Niski mężczyzna o brązowej skórze i czarnych włosach stał nad nimi i wpatrywał się w nich dziwnym wzrokiem.
- Burza idzie, lepiej żebyście stąd zniknęli nim piach zacznie wdzierać wam się w oczy. Niedługo zamykamy namioty. Od wewnątrz wejścia będą przywalone workami z piaskiem, więc nie wejdziecie już do środka. Dobrze wam radze kochasie, ukryjcie się póki czas. Potem nikt was już nie wpuści.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Masz wyczucie - warknął Taril, opadając na piach obok Nani. W jednej chwili jego uśmiech i dobry humor zostały zastąpione przez wyraźną niechęć do beduina. Niski strażnik najwyraźniej nigdy nie słyszał o prywatności lub nie chciał się do niej dostosować. Swoją obecność mógł jednak zakomunikować jakimś chrząknięciem lub wrzuceniem do wody głupiego kamienia, a nie wpadać, jak do siebie i wlepiać w nich wzrok. Ciekawe jak długo tam stał i ile zdążył zobaczyć. Leonid patrzył na niego z przymróżeniem oka, słuchając wiadomości i odprowadzając go wzrokiem, gdy skończył. Nie zamierzał się jednak od razu zbierać. Postanowił cierpliwie zaczekać, aż beduin odejdzie i wojownik ponownie zwrócił się do wyraźnie speszonej leonidki.

Rozrywka jaką mu zapewniła obudziła w nim młodego kota, którym był przez pierwsze piętnaście lat życia. Wtedy nie liczyło się nic oprócz zabawy i wspólnego dokazywania z przyjaciółmi, pod karcącym spojrzeniem braci. Taril wciąż pamiętał jak wpadał w kłopoty, z których ratowali go bliscy, a w przypadku ich niemocy, dostawał za swoje. Często wracał z pręgowatymi plecami po laniu batem lub siniakiem, ale nigdy go to nie zniechęciło. A pózniej przyszedł atak, czas próby i bardzo nietypowy chrzest, który czeka na każdego chłopca w Mau. Przez nieszczęśliwy zbieg losu Tar odbył go wcześniej z bronią w ręku i razem z tą chwilą jego beztroskie dzieciństwo się skończyło. Wybryki zastąpiły treningi, a przyjaciół bracia, zabierający go za polowania. Dlatego te kilka minut z Nani były dla niego wspaniałym odprężeniem. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie jeden, wścibski beduin.

- Chodźmy - powiedział czule, biorąc ją na ręcę i stawiając na piasku. - Bo burza idzie i zaraz nikt nas nie wpuści - dodał, przedrzeźniając pustynnego człowieka.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani przestraszyła się słysząc czyiś głos nad sobą. Nie spodziewała się, że ktoś po prostu bez pardonu wparuje między nią w Tara. Schowała się nico pod nim i zawstydziła, jakby robili coś uznawanego za złe, a przecież tak nie było. Do niczego nie doszło, tylko się całowali. Nic więcej. Z resztą nawet gdyby zostali nad rzeką dłużej i tak nic by się nie wydarzyło, nie w miejscu, w którym mógł się ktokolwiek pojawić. Mimo to, Nani była zła, że im przerwano. Może i beduin chciał im tylko powiedzieć, że powinni udać się do namiotów, ale zrobił to w tak obcesowy sposób, że trudno było zrozumieć jego zachowanie.

Mimo złości i zawstydzenia Nani dała się podnieść Tarilionowi i chwilę potem stała już stopami na ziemi. Nim jednak ruszyli do namiotu, w którym udzielono im schronienia otrzepała się z piasku, który przykleił się do jej mokrego ciała. W zasadzie w tej chwili miała go wszędzie. Na łydkach, na udach, na pośladkach i plecach, a nawet we włosach. Za wszelką cenę próbowała zrzucić z siebie jak najwięcej drażniących ją drobinek. Potrząsnęła głową niczym lew potrząsa swoją grzywą, by pozbyć się piachu z włosów, a przynajmniej jego większości. Tar miał więcej szczęścia, bo piasek przykleił się tylko do jego dłoni i kolan, w końcu to on zawisł nad nią, a nie ona nad nim.

Kiedy już strzepała z siebie większość uporczywych kryształków ruszyli w stronę namiotu, w którym mieli nocować. Nani szła pierwsza i kiedy znaleźli się przy wejściu odsłoniła dłonią materiałową kurtynę, po czym weszła do środka, a Tarilion ruszył z nią. Sarabi siedziała tak gdzie wcześniej i tylko uśmiechnęła się do Nani na powitanie. Leonidka przywitała ją tym samym, łagodnym uśmiechem, po czym ruszyła do miejsca, w którym siedzieli wcześniej i usiadła pod ścianą.

- Wiesz, że to nie będzie zwykła burza? - spojrzała na Tariliona pytająco.
- To będzie burza piaskowa – dodała.
- Mamy szczęście, że pozwolili nam zostać. W namiocie będzie w miarę bezpiecznie.
W tym momencie do namiotu weszło dwóch rosłych mężczyzn. Jeden był stary, miał siwe włosy i pomarszczoną twarz, lecz jego ciało ciągle był prężne i mocno zbudowane. Drugi był młokosem, rosłym, ale ciągle młokosem. Wyglądało na to, że siwy był mężem starowinki siedzącej w namiocie, a młodszy dziewczyny karmiącej piersią. Mężczyźni przynieśli do namiotu kilka worków z mokrym, rzecznym piaskiem. Wciągnęli do środka kurtynę, przez która wcześniej weszli i przygwoździli do ziemi jej dół kładąc na materiale worki. Boki miały troczki, czy też jak kto woli tasiemki, przyszyte bardzo gęsto, co kilka centymetrów. Takie same były wszyte w boki wejścia. Mężczyźni zaczęli wiązać je ze sobą, tak by uszczelnić wejście, by jak najmniej piasku mogło dostać się do środka.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Idąc za Nani w stronę obozowiska, Tarilem pierwszy raz pokierowała najzwyjklejsza w świecie, męska fascynacja. Zawsze skupiał się na wnętrzu kobiet, nigdy na wyglądzie. Leonidka posiadała i jedno i drugie, co zdarza się dość rzadko, nawet u ludzkich kobiet. Jej smukłe, kobiece ciało miało idealnie zachowane proporcje: kształtne pośladki, jędrne piersi, długie nogi, wszystko, czego pragnął mężczyzna. Czekoladowe, poskręcane włosy opadały kaskadą na jej ramiona, przysłaniając zgrabne plecy. Dochodził do tego bogaty charakter, jej stalowa niezależność i siła. Choć sporo przeszła, nie załamała się tylko szła dalej. To i wspaniałe ciało czyniło ją najpiękniejszą kobietą w Mau.

Dopiero kiedy przekroczyli bramę, wojownik zerknął na niebo, które jeszcze niedawno miało intensywny, błękitny kolor. Teraz zakryły je szare chmury, a rozgrzane powietrze drażniło nozdrza. Burza mogła uderzyć lada moment, dlatego kiedy znaleźli się spowrotem w namiocie, leonid odetchnął z wyraźną ulgą i usiadł obok Nani pod ścianą i obserwował z nią jak dwóch beduinów zabezpiecza wejście. Młodszy z nich, mniej więcej dziesięć lat młodszy od Tarila, układał worki, podczas gdy starszy zawiązywał troczki i zabezpieczał je dodatkowym sznurkiem, do którego umocowane były kamienie. Całość przykryli dodatkowym suknem i zwrócili się do swoich kobiet z uśmiechem na ustach.
- Gotowe - powiedział starszy z beduinów, siadając na samym środku jurty i spoglądając na leonidów lekko zamglonym wzrokiem.
- Jestem Sabal - przedstawił się i wskazał na młodzieńca. - A to mój syn, Besso. Miło nam was gościć.
- Dziękujemy za schronienie - odparł Taril, kłaniając się z szacunkiem.

- Burze trwają kilka godzin - zwrócił się do Nani. - Jak sądzisz ile potrwa ta?
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

- Do rana na pewno – rzekła dość spokojnie. W namiocie byli bezpieczni, wiedziała to zwłaszcza po tym, jak zobaczyła w jaki sposób zabezpieczono wejście. Beduini znali się na rzeczy. Mieszkali wyłącznie na pustyni i w oazach. Przenosili się z miejsca na miejsce i doskonale wiedzieli jak bronić się przed zjawiskami pogodowymi. Setki lat w trudnych warunkach, albo zabiją, albo przystosują do wszystkiego. Mieli więc do czynienia z ludźmi, którzy burze piaskowe znali od podszewki. A wiedzę o nich przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie. Nani też przecież nie była laikiem, Mau stało na skraju pustyni i też atakowały je burze piaskowe. Mieli podobny system zabezpieczania domów. Wejścia i dziury, które służyły za okna zabezpieczali tkaninami, by piasek nie dostawał się do środka. Inna sprawa, że ich domami nie były namioty. Tak, czy inaczej, byli tutaj bezpieczni.

Nani przyglądała się dwóm beduinom, którzy przyszli do namiotu. Była przekonana, że ma do czynienia z dziadkiem i wnukiem, niespodzianką dla niej było, że młody jest synem pomarszczonego. Ale cóż, może starszy mężczyzna nie był aż tak stary jak się wydawało. Nomadzi starzeli się szybciej, przez silne, suche wiatry, które wiecznie smagały ich twarze. Ich lica szybko zdobiły zmarszczki, a skóra robiła się gruba i szara. Zmarszczki szybko przechodziły w głębokie bruzdy, zwłaszcza u mężczyzn. Kobiety częściej niż panowie zakrywały twarz chustami, co chroniło je przez wiatrem i szybkim starzeniem się.

Beduini byli ciekawym narodem. Mimo wielu lat nie osiedlili się nigdzie. A przynajmniej większość z nich. Były wyjątki. Kilka plemion bowiem założyło małe wioski w oazach. Jednak zdecydowana większość prowadziła koczowniczy tryb życia. Hodowali kozy i przemieszczali się z miejsca na miejsce. Zajmowali się zbieractwem i polowaniem. Nani nie rozumiała jak można nie osiedlić się nigdzie. Ona nie pojmowała jak można nie należeć do miejsca. Ona czuła się związana z Mau. To było miejsce, gdzie czuła się dobrze, choć prawdę mówiąc nie zawsze była tam potrzebna. Mimo to Mau i ludzie w nim byli jej domem i rodziną.

Spojrzała na Tariliona i uśmiechnęła się delikatnie. Teraz to on był jej rodziną, a przynajmniej miał być. Z reszta już się zdecydowała. Będzie jej rodziną. W głowie miała wiele pytań, ale nie odważyła się ich zadać. Były bowiem sprawy, których się bała, lecz była dorosła, musiała poradzić sobie z nimi sama.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Obserwując z Nani, jak beduini zabezpieczali wejście, Taril zastanawiał się nad dziwnie podrapanym wozem, stojącym w bramie obozu i służącym za strażnicę. Na jego drewnianych ścianach, wojownik dostrzegł ślady pazurów, lecz były one o niebo mniejsze niż zwykłych, dzikich lwów. Po za tym one nie atakowały beduinów. A zwłaszcza podczas burz i kiedy ich schronienie jest tak dobrze pilnowane. Najczęściej napadały nocą lub podczas wędrówki, szybko rezygnując z powodu zawziętości ludzi pustyni w obronie swoich majątków. Dlatego dodatkowy brak krwi na piasku i mogił zaniepokoił leonida, który starał się poukładać fakty w całość. Beduini nie byli agresywną społecznością i nigdy nie szukali pretekstu do zwady z innymi ludami. Traktowali pustynię jako wspólnotę wielu ras i chętnie dzielili się jej dobrami. Po śladach na wozie, można było jednak stwierdzić, że komuś się nawinęli.

- Kto was zaatakował? - zapytał wprost, patrząc w przestrzeń. Siedzący pod przeciwległą ścianą starzec zamamlał językiem i pomasował skroń, jakby próbował sobie przypomnieć. Odpowiedzi jednak udzielił młodszy z mężczyzn.
- Tydzień temu na pustyni mieliśmy bliskie spotkanie z pewnym leonidem. Szedł naszym tropem od kilku dni i najwyraźniej wypatrywał czegoś dla siebie ważnego. O świcie spróbował po to sięgnąć, ale byliśmy na to gotowi.
- Co to było? - zapytał Taril, przerywając mu. - To, na czym mu zależało?
- Nasz plemienny druid wpadł ostatnio w posiadanie rzadkich ziół - wyjaśnił młodzieniec, zerkając najpierw na starca, który przyzwalająco kiwnął głową. - Kórych spalenie objawia się błękitnym, halucynogennym dymem. Podobno otwiera wizje i pomaga ruszyć w podróż astralną do świata duchów. Ten wojownik próbował je wykraść, a kiedy podnieśliśmy alarm, zabić druida. Przegoniliśmy go, nikt nie ucierpiał, a ślady pazurów zostawił uciekając. Miał białą grzywę i coś na kształt znamienia na tylnej nodze.

Czyli nie Leo, Taril odetchnął z ulgą, lecz zaraz spochmurniał. Tylko jedna osoba w Mau miała znamię. I zawsze ono przechodziło na kolejną osobę i kolejną po niej w prostej, kobiecej linii. Osoba ze znakiem zajmowała jedną z najwyższych hierarchi w plemieniu i nikt nie zważał podważyć jej autorytetu.
- To Astana - wyszeptał do Nani i przerzucając się na język Mau. - Nasza szamanka. Słyszałem, że choć jest kobietą, potrafi przybrać postać samca. W wiosce zawsze jest hybrydą, ale białe włosy i znamię na łydce by się zgadzało. To mi już przestało przypominać niewinne podtruwanie wodza, ona sięga po władzę i zgaduję, że w Mau rozpęta się wojna. Obecnie nie ma w niej mnie i Lavara. Został mój ojciec i starszy brat, Natchilion. O ile jeszcze tam zostali.
- Jak daleko jest stąd do Mau? - zapytał nagle starca, który pomagał żonie w przygotowaniu posiłku. Ten podniósł na niego, wydawałoby się, zmęczone oczy i wskazał w kierunku północnym, choć w rzeczywistości wyglądało to tak, jakby wskazywał dach jurty.
- Z burzą nigdy tam nie dotrzesz, ale dwa dni po prostej lini i jesteś w domu - odparł. - Piaski skończą sypać zapewne przed świtem, ale do tego czasu...

Urwał, widząc jak tkanina na wejściu napina się pod czyimś uderzeniem, a worki drgnęły ledwo zauważalnie. Chwilę później coś chaotycznie zaczynało uderzać w całą jurtę, przypominając walenie bębna. Burza przyszła tak nagle, że nikt nie zauważył i od razu uderzyła wszystkim co miała. Mimo to ich schronienie wytrzymało pierwsze uderzenie, więc beduini rozluźnili się na dobre. To był chyba ich sprawdzony psesąd. Jeżeli jurta wytrzyma początek, wytrzyma wszystko. Dlatego ze stoickim spokojem na twarzach ich gospodarze wrócili do swoich spraw.
Tarilion również próbował się uspokoić. W tym celu, objął ramieniem swoją przyszłą żonę i odwzajemnił jej ciepłe spojrzenie. Dostrzegł jednak w nim nutę obawy i wiedział, że sama z siebie, leonidka nic mu nie powie. W takiej sytuacji Taril nie będzie jej w niczym pomóc.
- Co cię trapi? - zapytał troskliwie, odrzucając wszelkie inne myśli. Dobro wioski nie mogło stanąć na drodze między nimi. Nawet jeśli Taril jest za nią odpowiedzialny. W tym momencie liczyła się tylko Nani i wojownik wiedział, że ojciec by to zrozumiał. - Powiedz. Niech twoje zmartwienia będą moimi, a nie moje twoimi. Ja zniosę wiele i nie chcę cię niczym przytłaczać.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani nie zauważyła zadrapań, czy też śladów pazurów na wozie. Nie zarejestrowała tego, z resztą miała wtedy na głowie, a konkretnie strach przed tym co robił Tarilion. Bała się, że przez jego poddanie się będą mieli przechlapane. Tak czy inaczej nie zwróciła na to uwagi. Z wielką ciekawością przysłuchiwała się rozmowie Tara z beduinem. Więc zaatakował ich lew... Nie wyglądało to dobrze. Owszem w okolicy były też inne wioski zamieszkane przez lwy, ale jednak Nani miała przeczucie, że w tym całym bałaganie to właśnie Mau było w to zamieszanie. Ech... źle się działo, bardzo źle się działo... Szamanka stawała się krnąbrna i robiła wszystko by mamić wodza, a właściwie całkowicie przejąć kontrolę. Nani miała złe przeczucia. Usłyszawszy, jak beduin mówi, że zaatakował ich lew o białej grzywie i znamieniu od razu wiedziała o kim mowa.

- Jestem więcej niż pewna – powiedziała odwracając się do Tariliona – że to szamanka. Tylko ona mogła to zrobić. Chce przejąć kontrole nad wodzem. Musimy szybko wracać. Jeśli ruszymy tuż po burzy, jutro rano i będziemy biegli dotrzemy do domu krótko po zmroku. Nie ma czasu na wolną wędrówkę. Musimy wrócić jak najszybciej. Mam złe przeczucia, bardzo złe przeczucia. Już kiedy decydował o mnie i Leo był oderwany od rzeczywistości, ale wygląda na to, że jest tylko gorzej – mówiła w języku ich wioski, by beduini nie mogli ich zrozumieć. To były ich sprawy, nieznajomi lepiej żeby nie wiedzieli co dzieje się w Mau.

Na chwile oboje zamilkli. Nani patrzyła teraz na Tariliona i zastanawiała się co też kłębi się w jego głowie. Wiedziała, że czuje się odpowiedzialny za wioskę i za to co się w niej dzieje. Wiedziała, że gdyby mógł ruszył by już dziś. Wiedziała, że będzie chciał zaradzić problemom, kiedy tylko wrócą. On, jego ojciec i bracia, byli w hierarchii wioski bardzo wysoko. Ojciec Tarila zasiadał nawet w radzie wioski. Inna sprawa, że w tej radzie zasiadał też wódz i szamanka i to oni dyktowali zasady panujące w Mau.

- To tak nie działa Tar – powiedziała spokojnie nadal na niego patrząc.
- Skoro mamy być małżeństwem musimy ustalić pewne zasady – mówiła nie przechodząc na wspólną mowę, a mówiąc cały czas w języku ich wioski.

- Posłuchaj. Moje problemy to twoje problemy i na odwrót. Twoje zmartwienia będą moimi, chcesz tego czy nie. Będę się martwić o ciebie, tak jak ty martwisz się o mnie. Będę się o ciebie troszczyć, tak jak ty o mnie. Teraz nie będziesz już sam, choć zapewne chciałbyś oddzielić świat zmartwień, o tego dobrego i dzielić się ze mną tym co miłe i przyjemne. Jednak nie na tym polega małżeństwo. Tak jak wioska jest naszym wspólnym domem i wspólnie się o nią martwimy. Nie potrafię walczyć tak jak ty, nie mam takiej władzy jak twoja rodzina, jak twój ojciec, jak ty, ale Mau to moje miejsce na ziemi i tak czy inaczej chcę dla niego jak najlepiej, rozumiesz?
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Chaos, który rozgrywał się na zewnątrz z minuty na minutę przybierał na sile. Napięta tkanina na wejściu co razy wydawała głychy łomot, kiedy nawał piasku uderzał w nią z wielką siłą. Przypominało to walenie w bęben, tyle że jego muzyka mogła ich wszystkich pogrzebać żywcem, jeśli instrument, a w tym przypadku płótno, zostanie przerwane. Taril siedział jednocześnie czujny i rozluźniony. Jedną ręką obejmował Nani, drugą trzymał na drzwcu dzidy, gdyby zaszła konieczność bronienia jej. W głębi serca wiedział jednak, że leonidka jest całkowicie bezpieczna. Ostrożności jednak nigdy za wiele.

Wysłuchawszy relacji beduina i zapoznania się ze słowami przyszłej żony, Taril zamknął na chwilę oczy i oparł głowę o słup. Myśl, że w Mau wybuchnie wojna domowa mocno go zaniepokoiła. Przejęcie władzy przez szamankę może zniszczyć wszystko, na co leonidzi z wioski tak długo pracowali. Spokój i bezpieczeństwo. To, że Astana uciekła się do ziół w pewnym stopniu zaintrygowało wojownika. Szamanka musiała wyczuć, że próba nakłonienia rady wojowników do przeprowadzenia przewrotu spełźnie na niczym, a ona sama ryzykowałaby wtedy śmiercią. Ojciec Tarila pilnował tam wszystkiego, choć zawsze starał się stać zboku od polityki Mau. Był żolnierzem, nie przywódcą. Owszem, potrafił doskonale przewodzić wojownikom na polowaniach i podczas bitew, ale do kierowania społecznością nie był gotowy. Dlatego pilnował tylko tego, na czym się znał i to przekazywał synom.

- Zgoda - przyznał po chwili, uśmiechając się do niej. - Ale nie myśl, że przestanę próbować oddzielać cię od zmartwień. Nie będę przed tobą niczego zatajał, ale będę robić wszystko byś jak najmniej przez nie doskwierała. I dlatego musisz mi w tym pomóc. Do sprawy Mau wrócimy gdy ucichnie burza, a póki co powiedz, co ci leży na sercu?
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

- Wiesz... - westchnęła Nani - to chyba nie są najlepsze okoliczności by mówić o pewnych rzeczach - próbowała się wykręcić od rozmowy. To co ją gnębiło było bardzo, ale to bardzo prywatne. Mogli mówić w języku Mau, ale przecież Nani nie miała żadnej gwarancji, że ktoś ich nie podsłuchuje. Nie znała tych ludzi, a przecież istniała szansa, że ktoś z zebranych znał ich dialekt. Co gnębiło Nani? Mówiąc bardzo ogólnie przyszłość, a szczególnie? Wspólne życie, albo raczej dzielenie ze sobą jednego ciała. Nani była w tej kwestii raczej uboga. Spała tylko z Mahibem, nikim innym. W dodatku było to wiele lat temu. Jej doświadczenie było raczej marne. Taril za to z pewnością miał cały bagaż jeśli chodzi o tą kwestię. Nani jednak wstydziła się o tym mówić, a zwłaszcza przy obcych. To nie był ani czas, ani miejsce na takie rozmowy. Może w ogóle należało odpuścić rozmowy o tym i zdać się na los?

- Jestem zmęczona - powiedziała i była to prawda - to nie czas ani miejsce na trudne rozmowy, nie jesteśmy u siebie. Wiem, że w Mau może być ciężko, ale teraz naprawdę nie możemy rozmawiać o tym co mnie trapi, musisz mi uwierzyć na słowo. Naprawdę jestem już zmęczona. Przeszliśmy dzisiaj spory kawał drogi. Ty też powinieneś odpocząć, myślę, że najlepiej będzie jeśli spróbujemy zasnąć - nie czekała na reakcję Tarila, wyswobodziła się z jego objęcia i ułożyła się na ziemi kładąc mu głowę na kolanach. Nie położył się od razu. Zaczął natomiast gładzić ją po włosach. Było to niesamowicie przyjemne. Jeszcze nikt na świecie nie był dla niej tak czuły jak Tar. Zachowywał się tak jakby znali się na wylot od zawsze, a przecież dopiero co poznawali się bliżej. Nie można było przecież uznać, że widywanie się od czasu do czasu w wiosce było jakąś wielką znajomością. Nani w kilka minut odpłynęła zupełnie. Subtelny dotyk mężczyzny działał na nią jak najlepsza kołysanka. Bardzo szybko przestała słyszeć rozmowy beduinów i gaworzenie dziecka. Jej organizm ogarnęła błogość i wkrótce potem zatraciła się zupełnie. Usnęła.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Rozumiem - Przyznał Taril, silniej obejmując swoją przyszłą żonę. Czas, który z nią spędził uświadomił mu czego tak naprawdę w życiu pragnie do pełnego szczęścia. Jej. I tylko tyle. Utwierdzała go w tym każda chwila, w której wyznawał jej miłość, mimo, że ona tego nie zrobiła. I wojownik nie miał pewności, czy wogóle musi to mówić. Nie chciał tego słyszeć tylko ze względu na wspólną przyszłość. Jeśli Nani potrzebowała czasu, by się oswoić to on zaczeka. Choćby i do śmierci. W głębi serca domyślał się, co ją gryzie i to on do tego doprowadził. Wtedy nsd rzeką, kiedy ją pocałował, zwisając nad nią. Zapewne w Nani zrodziła się obawa przed ich wizją współżycia ze sobą. Taril wiedział, że to musi przyjść naturalnie, że oboje muszą mieć pewność. Oczywiście leonid miał już o tym jakieś pojęcie. Droga do kobiet z Mau stała przed nim otworem, lecz żadnej tak nie pragnął jak Nani. Mówione im "kocham cię" były puste i wypowiadane pod presją chwili, czego nie można powiedzieć o szczerym wyznaniu do leonidki.

Dalszej rozmowy nie było mu dane podjąć, a i nawet tego nie próbował. Kiedy Nani opadła na jego kolana z chęcią zaśnięcia, Taril bez zbędnej zachęty zaczął głaskać jej bujne włosy, sprawiając tym samym, że dziewczyna się rozluźniła, wydawało mu się że w pewnym momencie zamruczała i usneła. W takiej chwili Taril nie mógł uwierzyć w dwie natury swojej przyszłej żony. Raz była twarda i niezależna. Trzymała się swojego zdania i robiła to na co miała ochotę. A raz, jak nad rzeką, stawała się dziewczęca i skora do zabaw, chętna zapomnieć ile ma lat i wrócić do czasów bezstroskiego dzieciństwa. Patrząc, jak Nani spokojnie oddycha, jak śpi i zapewne już śni jej się coś miłego, Taril ostrożnie podniósł jej głowę, położył się obok i opuścił ją sobie na pierś, obejmując Nani jak śpiące, zwinięte w kulkę dziecko. Kiwnięciem głowy podziękował jeszcze beduinom za schronienie i koc, którym właśnie okrywał leonidkę i sam zasnął, wsłuchany jak piasek przygrywa na płótnie.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani obudziła się wczesnym rankiem. Konkretnie to obudził ją zimny podmuch wiatru. Ktoś zdjął z wejścia do namiotu materiał tym samym wpuszczając do środka świeży powiew powietrza. Burza musiała skończyć się jakiś czas temu, a że słońce już wstało beduini zaczęli krzątać się po obozie. Nani usiadła i rozejrzała się po wnętrzu namiotu. W jego kącie siedziała młoda beduinka z dzieckiem. Ta sama, która wieczorem karmiła piersią. Lwica przywitała się z nią uśmiechem. Chwilę potem odwróciła się jednak do Tarila i dotknęła jego ramienia.
- Tar... Obudź się, musimy ruszać, burza ustała - Tarilionowi nie trzeba był dwa razy powtarzać. Zbudził się natychmiast i usiadł spoglądając na dziewczynę. Zamienili ze sobą kilka zdań po czym ogarnęli się i wyszli z namiotu. Nani odnalazła starszego beduina i podziękowała mu za gościnę. Potem spotkała się z Tarilem nad brzegiem rzeki. Zaczerpnęli wody i zdecydowali się na bieg w postaci lwów. Tak było szybciej i mieli nadzieję, że nadrobią sporo drogi.

Biegli co sił w łapach. Nani była jednak słabsza od Tariliona i to on dostosowywał tępo do niej, nie odwrotnie. Była drobniejsza, silna, ale nie tak jak lew biegnący obok. Gnali przez dłuższy czas, aż mięśnie paliły ich żywym ogniem. Przystanęli koło południa, kiedy słońce było zbyt piekące, by błądzić po pustyni. Schowali się w zaciszu pod drzewami rosnącymi nad rzeką. Musieli napić się i odpocząć. Stracili w ten sposób dwie godziny, ale Nani nie miała już sił biec dalej w tym szaleńczym tempie. Ruszyli, kiedy słońce zelżało kolejne kilka godzin spędzili w biegu. Gdy słońce miało się ku zachodowi zwolnili tempo, oboje byli już wycieńczeni. Jednak tuż po zmroku w oddali zaczęła majaczyć pomarańczowa łuna. To był ich dom. Mau. Jednak coś było nie tak, już z daleka wiedzieli, że wokół wioski rozstawiono zbyt wiele pochodni. Zwolnili jeszcze trochę mając już Mau w zasięgu wzroku. Nani popatrzyła pytająco na Tariliona, ale nic nie powiedziała, on też. Po prostu ruszyli w stronę wioski.

Weszli na terytorium Mau, ale na brzegu osady nie spotkali żadnego człowieka, dochodziły ich jednak głosy z głębi wioski. Natychmiast ruszyli w jej głąb. Nagle ktoś zastawił im drogę. Był to ojciec Nani.
- Na wszystkich bogów! Nani! - Ojciec nie zastanawiając się i chwycił Nani w ramiona.
- Jak dobrze, że wróciłaś! - cieszył się mężczyzna.
- Dzięki ci - spojrzał na Tariliona znad ramienia Nani.
- Nie uwierzycie co tu się dzieje - dodał odsuwając od siebie córkę.
- Szamanka zabiła wodza. Podała mu jakieś zioła, zbyt silne zioła, nie obudził się. Twój ojciec - spojrzał na Tara - znalazł ją pochylającą się nad jego ciałem. Synowie wodza chcą ją spalić na stosie, rada starszych nie chce się na to zgodzić, chcą wygnania. Przy chacie Astany zrobiło się zbiegowisko. Wiedźmę związano i uwięziono w jej domu. Zrobił się tu straszny bałagan odkąd odeszliście. Rada Starszych chce wybrania wodza spośród siebie, jego synowie nie. Varal próbuje ich uspokoić, ale boimy się, że dojdzie do walki.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Jeszcze kilka dni temu szaleńcy bieg przez pustynię był dla Tariliona szansą na szczęśliwe życie z ukochaną kobietą. Teraz, gdy ją odnalazł, znów musiał biec, ale tym razem by ocalić rodzinny dom. Gorący piasek parzył łapy, jego drobiny wściekle kłuły oczy i wpadały do zębów, kiedy leonid głęboko oddychał, utrzymując równe z Nani tempo. Choć była drobniejsza, dorównywała mu siłą w łapach i dopiero teraz mężczyzna zrozumiał dlaczego tak daleko zdążyła uciec sześć dni temu. Taril nie narzucał rytmu, cały czas biegli równo, lecz on co jakiś czas pozwalał sobie na daleki wypad za pagórek, rozeznanie i powrót do dziewczyny. Choć mięśnie go paliły (ostatni raz prawdziwie się wyspał jakieś dwa dni przed ucieczką Nani), to nie dawał tego po sobie poznać i nie zwalniał, choć ochotę miał dużą. Na postojach mówił niewiele, zbierał siły i znów ruszał za leonidką, wypatrując charakterystycznych i znajomych pustynnych wydm otaczających Mau. W końcu dotarli na miejsce, lecz widok domu nie wywarł na nim takich emocji, jakich się spodziewał.

Wioskę otoczono podwójnym pierścieniem pochodni, tak, by wokół niej powstał pierścień światła. Taril wiedział dlaczego. Nie zależnie z której strony wejdzie intruz, jego cień padnie daleko do przodu, na otaczające budynki płótna, za którymi czekali łucznicy. Nie było to jednak idealne rozwiązanie, bo wartownicy równieź rzucali cienie. Najczęściej stóp. Po nich Taril doskonale orientował się o liczbie i pozycjach, więc potrafił niepostrzeżenie ich ominąć. Przydatne, zwłaszcza, że wódz, za namową szamanki zabraniał opuszczać Mau po zachodzie słońca. Teraz jednak, mimo zwiększenia ilości światła, wioska wydawała się pusta, ale dopiero gdy leonidzi znaleźli się w środku wszystko się wyjaśniło. Alejki były podziurawione przez ślady mieszkańców i wszystkie prowadziły na główny plac, skąd docierał do ich uszu jakiś hałas. Taril szedł pierwszy, mając po lewej ścianę lepianki, po prawej płot zagrody, w której beczały kozy, a Nani za plecami, co chwila stojącą na palcach by cokolwiek widzieć zza jego pleców.

Wtedy nagle drogę przeciął im starszy mężczyzna o długich, związanych na karku włosach i siwej brodzie, ozdobionej kością - ojciec Nani. Bez słów wojownik uskoczył na bok, robiąc mu miejsce w drodze do córki, którą wyściskał i ucałował. Później, gdy mu podziękował, Taril ukłonił się nisko i z szacunkiem, po czym uważnie zaczął analizować każde jego słowo.

- Prędzej czy później musiało do tego dojść - powiedział w końcu, patrząc na "teścia". - Kilka dni temu próbowała wykraść niebezpieczne zioła beduinom, ale jej plan zawiódł. Widać musiała zdobyć je inaczej.
- Rada jej nie zabije - dodał z bladym uśmiechem, zerkając na Nani. - W jej skład wchodzą dwie kobiety, które nie chcą mieć krwi na rękach. Sądzą, że wydanie wyroku jest równe z jego wykonaniem i dlatego będą się upierać na wygnaniu. Po za tym nasze prawo zabrania mordowania swoich, to zasada dodana właśnie przez Astanę. Ale też nie możemy jej poprostu spalić. Rozumiem sytuację, ale synowie wodza są zbyt pochopni. Mahib, choć zapatrzony w siebie ma poparcie wśród wojowników. Jeśli spalą mu matkę dojdzie do wojny.
- Idę do ojca - rzucił na odchodnym, zaciskając palce na drzewcu dzidy, aż pobielały mu kłykcie i zwracając się do ojca Nani. W jego głosie zniknęła chwilowa grzeczność, zastąpiona rozkazem. Rozkazem od człowieka, który boi się w tej chwili o swoją ukochaną. - Wyprowadź ją stąd. Idźcie po naszych śladach na tamto wzgórze i zaczekajcie na sygnał od któregoś z nas.

Później Taril zniknął za zakrętem i ruszył w stronę placu, z którego rozlegały się krzyki Mahiba, syna szamanki, Gordona i Rodesa, synów wodza i Varala, ojca Tara, stojącego przed chatą Astany w towarzystwie młodego wojownika i kilku leonidów z wioskowej straży. Reszta głosów należała do ludu, który domagał się sprawiedliwości i co raz zmieniał stronnictwo, kiedy słowo racji przechylało się na najgłośniej mówiącego.
- Jak się trzymacie? - zapytał wprost, stając przed ojcem i starszym bratem, Natchilionem, którzy nawet go nie dostrzegli, kiedy Tar przepychał się przez tłum.
- Synu - Varal ledwo powstrzymał łzy, ale w przeciwieństwie do drugiego syna, nie zamknął go w niedźwiedzim uścisku, by nie stracić z oczu Mahiba i synów wodza. Sekunda nieuwagi mogłabyć iskrą na beczce prochu.
W tym samym momencie do Mau przybył Lavar, razem z dwoma kołczanami strzał i bez słowa dołączył do nich przed chatą.
- Trzeba ich uciszyć - zaczął Varal, dumnie wypychając pierś. W końcu miał po swojej stronie połowę wojowników, w tym trzech najlepszych. - Lavar najlepiej strzela. Stań wyżej i osłaniaj nas w razie problemów. Ja i Natchilion zostaniemy tutaj, bronić szamanki. Rada i jej synowie cały czas się kłucą, a ktoś musi ich...

- Dość tego! - wrzasnął Mahib, wdrapując się na słup po środku placu, służący w Mau jako punkt orientacyjny. - Rządam uwolnienia swojej matki.
- Po naszym trupie! - zawołali zgodnie bracia Gordon i Rodes.
- To da się załatwić! - powiedział szybko syn szamanki, gestem nakazując ludowi, by zrobili okrąg. - Niech rozstrzygnie pojedynek. O losie Mau niech zdecyduje zwycięzca. Ten kto mnie pokona na jeden dzień stanie się wodzem.
Tłum nagle ucichł, jakby chciał zrozumieć co się właśnie stało. Synowie wodza popatrzyli po sobie, żaden z nich nie był specjalnie urodzonym wojownikiem, nie tak jak Mahib, który trenował od dziećka. Co prawda nie tak, jak Taril i jego bracia, ale jednak. W głowie leonida powstało pytanie, czy Mahib wiedział, że ten zdążył wrócić, lecz z zadumy wyrwał go śmiech szamanki.
- Nikt nie pokona mojego syna! - wołała. Słyszała chyba każde słowo z jego przemówienia. - Uwolnijcie mnie!
- Cicho! - zawtórował Varal, uderzając pięścią w drzwi i patrząc na Mahida przymróżonym wzrokiem. Nie był już młodzikiem i myśl o starciu z synem szamanki nabawiła go lekką obawą. Nim jednak postąpił krok do przodu, poczuł na ramieniu dłoń Tarila, który wysunął się naprzód, ku przerażeniu w oczach Mahiba i zadowoleniu w oczach innych wojowników.

Nim jednak jego stopa dotknęła kręgu, leonid powiódł wzrokiem po zebranych, z nadzieją, że Nani jednak postawiła na swoim i przybiegła na plac. Jedno spojrzenie jej złotych oczu bardzo by mu pomogło.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Ojciec chwycił Nani za rękę. Nie chciał posłuchać Tarila i uciekać za wzgórze, ale zamierzał zabrać ją do chaty, do matki, która wraz z siostrą leonidki nie zbliżała się do zbiegowiska na placu. Wychodziła z założenia, że kłócić i walczyć mają mężczyźni, a kobiety powinny się chronić. Rzecz jasna nie wszystkie mieszkanki Mau tak uważały i duża część z nich zebrała się na środku by wrzeszczeć i wykłócać się razem z mężczyznami. Ojciec pociągnął Nani, dając jej znak, że ma iść za nim, lecz ona stała w miejscu.
- Nie, tato... muszę iść do Tara.
- Nie - odparł stanowczo siwobrody - idziemy do domu, tam nie ma miejsca dla ciebie.
- Owszem jest! - parsknęła. Nigdy wcześniej nie podniosła na ojca głosu. Ten z niedowierzania zatrzymał się i spojrzał na córkę, jakby zobaczył ducha.
- Nani! - zbeształ ją.
- Chciałeś żebym wyszła za Tarila? Tak? Więc teraz mnie puść, to mój mąż i mam prawo tam być. Myślisz, że poszedł tam się przyglądać! - wyszarpnęła rękę z dłoni ojca.
- Nani! Do domu! - mężczyzna chwycił ją stanowczo za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Nani prawie się przewróciła, nie sądziła, że ojciec kiedykolwiek tak postąpi. Owszem, robił to dla jej dobra, ale w tej chwili to jej nie obchodziło. Nie chciała się ukrywać. Choć ojciec mocno ściskał jej nadgarstek zdołała go wyszarpnąć. Nic już nie powiedziała, tylko ruszyła biegiem w stronę centralnego placu. Zebrał się tu spory tłum, przez który Nani nie mogła dostrzec co dzieje się w samym środku. Zaczęła przepychać się między ludźmi. Była dość drobna, w porównaniu do mężczyzn, którzy się tam zebrali. Udało jej się podejść na tyle blisko, by stojąc na placach dostrzegać szamankę i kłócących się wojów. Między nimi dostrzegła Tara. Stał ze swoimi braćmi i ojcem. Rozprawiali o czymś. Nagle syn szamanki wezwał innych wojów z wioski na pojedynek. Od razu wiedziała, że Tarilion będzie pierwszym który się w to rzuci. I nie myliła się.
- Nie! - krzyknęła i zaczęła przebijać się przez tłum. Udało jej się prześlizgnąć pomiędzy zebranymi i dopaść do Tariliona.
- Nie, nie ma mowy. Zostaw to, po co się narażać! Niech zrobią z nią co chcą!
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- No proszę! - zawył z tryumfu Mahib, widząc jak Nani zagrodziła Tarilowi drogę do kręgu. - Wielki kot dał się zniewolić kobiecie. Słabniesz Tarilionie. Jeszcze miesiąc temu sam byś zaproponował takie rozwiązanie, a teraz?
- Teraz - przerwał mu Taril, odrzucając na bok dzidę i biorąc leonidkę w objęcia. Ciepło jej ciała rozeszło się przyjemnym mrowieniem po jego kościach. - Postąpię jak należy. Nie zabiję cię. Rozlewu krwi i zaglądania w oczy śmierci nam chyba wystarczy, ale jeśli tak bardzo chcesz walczyć...

Urwał, podniósł swoją broń i rzucił nią prosto w słup. Dzida ze świstem przecięła powietrze i z łoskotem wbiła się w niego, tuż obok łapy, którą Mahib podtrzymał się na słupie. Sekundę później dołączyła do niej pojedyncza strzała i zdobiony sztylet. A na koniec ostrze małego topora do krojenia mięsa, ulubionego topora Varala.
- To któryś z nas napewno cię położy - dodał, czując za plecami obecność Lavara, Nathiliona i ojca. - Na pewno chcesz walczyć z całą moją rodziną?
Mahib zaczął błądzić wzrokiem od wojowników, przez tłum do Tariliona, Nani i reszty. Jego twarz zalał pot, ręce i nogi zaczeły się trząść, aż w końcu syn szamanki nie mógł się dłużej utrzymać i zeskoczył na piach, wzruszając ramionami.
- Jak chcesz - mruknął. - Wojownicy! Do mnie!

Jednak jedynym, który drgnął był Valar, wychodząc przed synów z niepasującym do sytuacji, bladym uśmiechem.
- Matka obiecała ci władzę, prawda? Jako syn szamanki mógłbyś sam wysunąć kandydaturę, ale zakuło cię w oczy, że wódz, gdyby nie ona jeszcze pożyłby z dwadzieścia lat. Jesteś żałosny...
Varal nie musiał dokańczać, choć bardzo by chciał. Odwrócił się tylko na pięcie i wrócił do rodziny, a tłum i wojownicy z Mau zaczęli się powoli rozchodzić, aż na placu została tylko garstka. Ta garstka, która miała w wiosce coś do powiedzenia.
- Oszczędzimy twoją matkę i ciebie - powiedział w końcu przedstawiciel Rady Starszych. - Ale prawem banicji nie wolno wam już postawić łapy w pobliżu Mau.
Wszyscy teraz czekaki na reakcję Mahiba, choć Taril i Varal nie patrzyli na niego. Starszy leonid rzucał karcąe spojrzenie na synów wodza, by ci nie zrobili głupstwa, a Tar patrzył na Nani. W jej złote oczy, w których tonął. Do tego stopnia, że znów ją pocałował.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani nie chciała by Taril się narażał. Zależało jej na nim. To jeszcze nie była miłość, ale na pewno troska i strach o jego zdrowie i życie. Walka z Mahibem była niedorzecznością, Taril i tak by go pokonał, ale Mahib nie był głupi, mógł wyrządzić mu krzywdę, bo nie grałby czysto. Nani schowała się pod ramieniem Tariliona i oparła głowę o jego bark. Nie chciała go puścić. Na słowa syna szamana Nani odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego gniewnie. Z jej oczy aż tryskały iskry rozzłoszczenia. Warknęła na niego głośno, aż sama zdziwiła się, że tak potrafi. Ten leonid nie zasługiwał na szacunek od nikogo. Uwodziciel, zawadiaka, drań, który pierwszy rwie się do władzy. Nienawidziła go za to co zrobił jej i co robił teraz, wiosce. Chciał zostać wodzem? Ha! Rada starszych, wojownicy, pasterze, nawet kobiety. Nikt nie chciał widzieć go jako wodza Mau.

Taril i jego rodzina rozstrzygnęli niedoszłe starcie i część leonidów rozeszła się. Jednak Mahib i Astana zostali. Varal spojrzał na nich karcącym wzrokiem i wskazał im palcem główną drogę Mau, prowadzącą do wejścia w palisadzie.
Wynoście się stąd! - warknął. Astana spuściła wzrok. Jej syn był zdecydowanie bardziej butny niż ona. Wiedziała, że nie ma już szans na przetrwanie w wiosce. I tak cud, że przeżyła, w końcu udało jej się zabić wodza i wszyscy o tym wiedzieli. Miała szczęście, że czekało ją tylko wygnanie. Inna sprawa była z Mahibem, ten, nadal wściekły ruszył pewnym krokiem. Nadal był rozjuszony. Jednak nic już nie powiedział.

W skład Rady Starszych wchodziło kilka osób. Varal – najlepszy wojownik w wiosce, był kimś w rodzaju generała, zajmował się wojami, był ich przywódcą i pasterzem. Isthara- najstarsza kobieta w wiosce, niska, krępej budowy o gęstych, nieskazitelnie białych włosach. Uważana była za najmądrzejszą kobietę, była kimś w rodzaju kapłanki, otaczającej opieką wszystkich potrzebujących. Mieszkała sama w niewielkiej chacie na skraju Mau. Ludzie przychodzili do niej z problemami, a ona zawsze miała w zanadrzu jakąś radę. Kiedyś w skład rady wchodziła też szamanka, ale z wiadomych względów tym razem nie miała prawa głosu. Zamiast niej do rady dołączyła Lana, młoda wiedźma, szamanka, uzdrowicielka, lwica, która zajmowała się w wiosce leczeniem z chorób tych doczesnych jak i duchowych. Posiadała dar, magię ducha, widziała zjawy, rozmawiała z nimi, jakaś jej część trwała przy swoim materialnym ciele, po to by inna przebywała w świecie umarłych. Poza tym był też Himba, pasterz, najstarszy mężczyzna w wiosce i Umba jego syn odpowiedzialny za dobrobyt w wiosce, był kimś w rodzaju nadzorcy. Chodził na polowania razem z innymi lwami, ale także pilnował spraw związanych z handlem, doglądał pasterzy, dbał o to by w wiosce nie brakowało jedzenia. Tak więc w skład Rady Starszych wchodził Varal, ojciec Tariliona, Isthara, najstarsza kobieta w wiosce, Lana, wiedźma, Himba, pasterz i najstarszy męzczyzna w Mau, a także Umba syn Himby. To oni mieli zdecydować kto stanie się wodzem. W normalnych warunkach władza zazwyczaj przechodziła z ojca na syna. Jednak w wyjątkowych sytuacjach do Rada decydowała o dalszym losie wioski.

Wódz miał pięciu synów, jednak najstarszy miał zaledwie dwadzieścia pięć lat, a najmłodszy liczył sobie 4 wiosny. No i pozostawała też sprawa ich postrzegania przez wioskę. A niestety nie mieli oni wielu zwolenników. Najstarszy syn był uważany za kobieciarza, którego ciągnęło w świat. Właściwie oczywistym było, że po śmierci ojca odejdzie z wioski. Już wcześniej chciał uciekać, ale ojciec przywoływał go do porządku. Zmuszony do małżeństwa z jedną z lwic dorobił się dwóch potomków ale nie przestał uwodzić innych mieszkanek. Sypiał z kim tylko mógł, a kiedy do wioski przybywały znikał z oczu żonie i zabawiał się handlarkami i beduinkami. Nie raz uciekał już z wioski. Ile to razy znikał na kilka dni i wracał. Nic go tu nie trzymało, nic prócz ojca, ale teraz, skoro nie żył, synalek na pewno ucieknie gdzie pieprz rośnie. Wioska potrzebowała prawdziwego wodza. Młodego, ale nie szalonego i narwanego.

Nani spojrzała na Tariliona szeroko otwartymi oczami, ale oddała jego pocałunek. Po prostu nie spodziewała się, że Taril okaże jej uczucia przy wszystkich zebranych, a tym samym przypieczętuje ich związek.
- Co teraz będzie? - spytała.
- Rada wybierze nowego wodza? I czy to znaczy, że nasza umowa jest nie ważna?
Wódz nie żył, a to on kazał Nani i Tarilionowi się pobrać, skoro go nie było, to umowa, a raczej powinna stać się nie ważna. Najgorsze jednak było to, że Nani sama nie wiedziała co powinna czuć. Z jednej strony nadal mogła być wolna, z drugiej poczuła, jak serce jej się ściska na myśl o tym, że wszystko znów miałoby się zmienić.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość