Re: [posiadłość nekromanty] Danse macabre
: Sob Mar 17, 2018 9:27 pm
Wszystko działo się tak szybko, że od zamarcia w bezruchu z szoku i niepewności ratowało tylko wojskowe przeszkolenie. Nie było czasu zastanawiać się, co zrobić, przeciwnik nie dawał szans na planowanie czy porozumiewanie się. Ale byli na to przygotowani. To właśnie robiła Eva większość czasu, gdy nie wypełniała zadań zleconych przez Turillego – trenowała swoich ludzi. Godziny, dni, tygodnie i miesiące spędzane na poligonach, niekończące się treningi fizyczne i magiczne, konstruowanie przez nią wymagających, wycieńczających, skomplikowanych, wzbogacających język o kolejne wulgaryzmy torów przeszkód i wszystko po to, by w sytuacji takiej jak ta, drużyna działała jak jeden organizm. Sprawnie, skutecznie, szybko, bez wahania. Dalej nie musieli się już komunikować, wystarczały krótkie spojrzenia na swoich towarzyszy, ich ruchy. Ledwie zauważalne skinienia głową, pozornie niezrozumiałe okrzyki czy wykonywane w milczeniu krótkie gesty stanowiły o objęciu kolejnej strategii, wyuczonej techniki, wytrenowanych ruchach.
Smok dał się zwieść przez krótką chwilę, nim rozsądnie skupił się na Turillim, ale do tego momentu Eva i Luthro pletli już dla gada obrożę, która szybko usadziła go w miejscu. Wampirzyca poczuła magię emocji i uśmiechnęła się krzywo, z jakiegoś powodu usatysfakcjonowana, że Chudzielec jeszcze nie wyzionął ducha. Może się nie lubili, ale to nie znaczyło, że jego śmierć byłaby jej obojętna. Był dobrym szpiegiem, zaufanym człowiekiem Klausa i… kto by jej wówczas tak skutecznie zatruwał życie?
Uchyliła się przed szamoczącym w przerażeniu Redvenem, a później niemal przypadła do ziemi, gdy potwór ryczał z bólu, a ona wiedziała, kto mu go sprawił. Odruchowo odbiegła kawałek i przy pomocy strażnika, który intuicyjnie wspomógł ją siłą, szarpnęła smokiem, próbującym sięgnąć Klausa. Ich telekineza była silna i nawet jeśli nie na tyle, by gada zupełnie unieruchomić, to wystarczająco, by zaburzyć jego równowagę na kilka chwil, a tylko tyle potrzebował wampirzy generał, by to zakończyć.
Cisza dosłownie zawisła w pomieszczeniu, lepiąc się do ścian i podłóg, otaczając meble i oblewając czekające w napięciu wampiry. Wszyscy spodziewali się czegoś, ale nie mogli się na to przygotować i gdy w uszy uderzyła donośna muzyka, wszyscy jak jeden mąż złamali się w pół, kurczowo zaciskając dłonie na uszach i obnażając kły w bezsilnej złości. Ciemność zalała oczy, nagłe drżenie poruszyło ciała. Niektórzy upadli na ziemię, inni jedynie wsparli się na stołach czy połamanych krzesłach, gdy wszystko ucichło. Znów było widać wnętrze, jednak to zaczęło się nagle zmieniać, wzmagając czujność obecnych strażników. Eva ruszyła w stronę leżącego na ziemi Klausa, gdy znów świat przysłoniła czarna kotara i w ciemnościach było tylko słychać śpiewne przekleństwa syczane przez wampirzycę. A później wszystko ucichło, a ciemność rozproszyła się, ukazując pobojowisko.
- Klaus! – szepnęła z przejęciem, widząc swojego generała w jego własnym ciele. Podbiegła do niego, spoglądając tylko krótko na biały księżyc, wiszący spokojnie na niebie, jak gdyby nigdy nic się nie stało, lejący swój blask na zdewastowane pomieszczenie. Na nieruchome ciała i na te zbierające się do pionu. Na powoli siadającego Nikolausa Turilliego, który musiał naprawdę mocno oberwać, bo poza nazwiskiem swojej adiutantki naprawdę wydał jej polecenie. Na głos.
Alvarez uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się o krok od mężczyzny, spoglądając na niego z góry, po czym rozejrzała się, szybko oceniając zniszczenia.
- Czar, który zmienił to nudne przyjęcie w śmiertelną groteskę, zniesiony. Redven martwy. Fierrenza żyje, chociaż ledwo ledwo. Nasz gospodarz, którego nazwiska nigdy nie opanuję… - zawiesiła głos, podchodząc do spoczywającego na ziemi lorda w masce złotego smoka i przyklęknęła przy nim, najwyraźniej sprawdzając funkcje życiowe. – Żyje i ma się lepiej niż Chud… Antoine – poprawiła się szybko. – Torhe nie przeżył. Reszta obecnych nie jest bardziej martwa niż zazwyczaj – mruknęła dowcipnie, spoglądając po zbliżających się strażnikach. – Wszyscy obecni odmienieni, pozwolę sobie więc na przypuszczenie, że podobnie stało się z pozostałymi gośćmi. I ty znów jesteś przystojny, generale – zakończyła raport szeptem.
Wszyscy ucierpieli na swój sposób, ale pozbierają się. Najgorzej wyglądał Rille, który po zderzeniu ze ścianą chyba złamał rękę, którą w międzyczasie zdążył sobie nastawić i która zrastała się teraz powoli. Poza tym wszyscy byli po prostu wycieńczeni, pioruńsko głodni i wyglądali jakby coś ich pożarło, przeżuło i wypluło. Poszarpane mundury strażników i suknia Evy, gojące się powoli rany na ciele, brudni jakby wpadli do komina. Przy nich Klaus w swoim odzyskanym ciele wyglądał wręcz świeżo.
- Liam? – Eva zerknęła na swojego sierżanta, a on skinął w milczeniu głową, dając znać, że jest cały. W tej sytuacji wampirzyca tylko odwzajemniła oszczędny gest, po czym wskazała głową Fierrenzę. – Zobacz, co z nim.
Smok dał się zwieść przez krótką chwilę, nim rozsądnie skupił się na Turillim, ale do tego momentu Eva i Luthro pletli już dla gada obrożę, która szybko usadziła go w miejscu. Wampirzyca poczuła magię emocji i uśmiechnęła się krzywo, z jakiegoś powodu usatysfakcjonowana, że Chudzielec jeszcze nie wyzionął ducha. Może się nie lubili, ale to nie znaczyło, że jego śmierć byłaby jej obojętna. Był dobrym szpiegiem, zaufanym człowiekiem Klausa i… kto by jej wówczas tak skutecznie zatruwał życie?
Uchyliła się przed szamoczącym w przerażeniu Redvenem, a później niemal przypadła do ziemi, gdy potwór ryczał z bólu, a ona wiedziała, kto mu go sprawił. Odruchowo odbiegła kawałek i przy pomocy strażnika, który intuicyjnie wspomógł ją siłą, szarpnęła smokiem, próbującym sięgnąć Klausa. Ich telekineza była silna i nawet jeśli nie na tyle, by gada zupełnie unieruchomić, to wystarczająco, by zaburzyć jego równowagę na kilka chwil, a tylko tyle potrzebował wampirzy generał, by to zakończyć.
Cisza dosłownie zawisła w pomieszczeniu, lepiąc się do ścian i podłóg, otaczając meble i oblewając czekające w napięciu wampiry. Wszyscy spodziewali się czegoś, ale nie mogli się na to przygotować i gdy w uszy uderzyła donośna muzyka, wszyscy jak jeden mąż złamali się w pół, kurczowo zaciskając dłonie na uszach i obnażając kły w bezsilnej złości. Ciemność zalała oczy, nagłe drżenie poruszyło ciała. Niektórzy upadli na ziemię, inni jedynie wsparli się na stołach czy połamanych krzesłach, gdy wszystko ucichło. Znów było widać wnętrze, jednak to zaczęło się nagle zmieniać, wzmagając czujność obecnych strażników. Eva ruszyła w stronę leżącego na ziemi Klausa, gdy znów świat przysłoniła czarna kotara i w ciemnościach było tylko słychać śpiewne przekleństwa syczane przez wampirzycę. A później wszystko ucichło, a ciemność rozproszyła się, ukazując pobojowisko.
- Klaus! – szepnęła z przejęciem, widząc swojego generała w jego własnym ciele. Podbiegła do niego, spoglądając tylko krótko na biały księżyc, wiszący spokojnie na niebie, jak gdyby nigdy nic się nie stało, lejący swój blask na zdewastowane pomieszczenie. Na nieruchome ciała i na te zbierające się do pionu. Na powoli siadającego Nikolausa Turilliego, który musiał naprawdę mocno oberwać, bo poza nazwiskiem swojej adiutantki naprawdę wydał jej polecenie. Na głos.
Alvarez uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się o krok od mężczyzny, spoglądając na niego z góry, po czym rozejrzała się, szybko oceniając zniszczenia.
- Czar, który zmienił to nudne przyjęcie w śmiertelną groteskę, zniesiony. Redven martwy. Fierrenza żyje, chociaż ledwo ledwo. Nasz gospodarz, którego nazwiska nigdy nie opanuję… - zawiesiła głos, podchodząc do spoczywającego na ziemi lorda w masce złotego smoka i przyklęknęła przy nim, najwyraźniej sprawdzając funkcje życiowe. – Żyje i ma się lepiej niż Chud… Antoine – poprawiła się szybko. – Torhe nie przeżył. Reszta obecnych nie jest bardziej martwa niż zazwyczaj – mruknęła dowcipnie, spoglądając po zbliżających się strażnikach. – Wszyscy obecni odmienieni, pozwolę sobie więc na przypuszczenie, że podobnie stało się z pozostałymi gośćmi. I ty znów jesteś przystojny, generale – zakończyła raport szeptem.
Wszyscy ucierpieli na swój sposób, ale pozbierają się. Najgorzej wyglądał Rille, który po zderzeniu ze ścianą chyba złamał rękę, którą w międzyczasie zdążył sobie nastawić i która zrastała się teraz powoli. Poza tym wszyscy byli po prostu wycieńczeni, pioruńsko głodni i wyglądali jakby coś ich pożarło, przeżuło i wypluło. Poszarpane mundury strażników i suknia Evy, gojące się powoli rany na ciele, brudni jakby wpadli do komina. Przy nich Klaus w swoim odzyskanym ciele wyglądał wręcz świeżo.
- Liam? – Eva zerknęła na swojego sierżanta, a on skinął w milczeniu głową, dając znać, że jest cały. W tej sytuacji wampirzyca tylko odwzajemniła oszczędny gest, po czym wskazała głową Fierrenzę. – Zobacz, co z nim.