Na koszt państwa.
: Nie Mar 15, 2020 9:13 pm
Ruu siedziała z lekko nadętą miną, gdy zaczęła skarżyć się na niedawne sytuacje, a na zaczepki Veryvina odpowiadała lekko zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami, sprzedając mu przy okazji lekkie kuksańce, szczególnie za to... że w wielu przypadkach miał rację, bo smoczycy rzeczywiście zdarzało się myśleć o markizie zdecydowanie gorzej, ale to była już przeszłość! Niedaleka... ale skoro zamknęli rozdział to nie uważała, by warto było do tego wracać, dzięki czemu skrupulatnie unikała konsekwencji za własne występki. Wszystko zostało wybaczone, trzeba było to zwinąć i wyrzucić do śmietnika, ot niegłęboka filozofia solarnego, nieprzewidywalnego smoka.
Z drugiej strony zachowanie ukochanego dało się zrozumieć, chyba nieźle ustawił się w Otchłani skoro, gdy go poznała był obrzydliwie bogaty, a ostatecznie dziadek buc postanowił zdjąć klątwę z pradawnej, więc dobrze, że nie wtrąciła się do rozmowy, a pozwoliła markizowi działać na własną rękę. Inaczej ta rozmowa mogłaby się skończyć o wiele gorzej...
Jednak pradawną miotały szczere wątpliwości. Jakoś nie była w stanie zaufać głowie rodu demona. Być może był to wynik wpojonych za dzieciaka zasad, ojciec dbał o to by jego łuskowate potomstwo nie dało nabrać się na sztuczki rządnych przygód i pieniędzy łowców nagród. Owszem, jedzenie kosztowności było przyjemne, czasem Ruu pochłaniała kosztowności bez namysłu i zawsze ją za to besztano, ale ona nie była w stanie się opanować. Żarła co popadło, ale tym razem miała u swego boku Vinka, dla którego chciała być odrobinę bardziej rozsądna. Bardziej dbać o siebie, być ostrożniejsza, po to by móc chronić swego ukochanego przed złem tego świata. Skoro Vinek mówił, że to zdejmie klątwę to znaczy, że tak się stanie. Mu ufała bezwzględnie. Jej pełne wątpliwości spojrzenie złagodniało. Nie wiedziała czemu wciąż czuje to ukłucie niepewności, było jej wstyd, bo myślała, że przyczyną tego nie jest takie pełne zaufanie wobec markiza, a przecież on zaufał smoczycy. Mimo tego co zrobiła był w stanie ponownie powierzyć serce pradawnej, a ona teraz przed nim kaprysiła. Uśmiechnęła się, nieco nerwowo, pomyślała, że jest strasznie głupia, ale tu nadal nie chodziło o Veryvina, a o tego dziada.
Niemniej jednak, zjedzenie tej kolii przywoływało też przyjemne uczucie. Jeżeli skosztuje tego drogocennego przedmiotu to będzie jakby... przypieczętowanie ich związku. Ten akt stanie się dowodem na to, jak bardzo ufa Vinkowi, więc ostatecznie nie miała zamiaru wycofać się ze swego postanowienia. Pomachała lekko głową rozbawiona własnymi przemyśleniami i gwałtownie wtuliła się w ramię mężczyzny na nowo nabierając werwy.
- Na pewno w tłumie podróbek odnajdzie się diament! - zapewniła Gorgonę smoczyca, nieświadoma, że za jej szczęściem kryje się cień ceny jaką postanowił poświęcić nemorianin.
- Oczywiście, że pomożemy! - krzyknęła z jeszcze większym entuzjazmem, choć wyciągnięcie ku górze zaciśniętej piąstki było głupim pomysłem, ponieważ poczuła jak świeże strupy popękały. To uczucie doprowadzało ją do szału, pragnęła podrapać się po plecach, ale wiedziała, że nie mogła! Wierciła się i stękała chwilę marudząc na własną porywczość, jednak w jaskini zapanowała ogólna radość. Jedynie Sylar chodził niezwykle przybity i cieszył się, ale jakoś tak smutno. Nim więc smoczyca położyła się do snu, przywołała do siebie małego gada i kazała mu usiąść oraz wygadać się w tajemnicy.
Chłopiec długo walczył by nie przyznać się do uczuć jakie nim miotają, ale w końcu pękł i cicho chlipiąc wyznała, że będzie mu brakowało towarzystwa przyjaciółki. Ruu rozczulona tymi słowami z uśmiechem na ustach przytuliła chłopca, ona nie miała takich obaw. Odzyska swoją moc, Gorgona wróci do Otchłani, co złego może się teraz stać?
- Głuptasku – powiedziała wciąż mocno tuląc chłopca i lekko się z nim kołysząc. - Przecież nie odchodzę na zawsze, Veryvin to twój wujek, nie? Będziemy się widywać!
Sylar skierował czerwone i zmęczone od łez oczy na smoczycę. Usta wciąż miał wyciągnięte w podkowę, lecz w głębi duszy nabrał jakiejś małej nadziei. Ruu uśmiechnęła się jeszcze promienniej i trąciła małego chłopca w nos by go nieco podnieść na duchu.
- Przecież teraz jesteśmy jak rodzina, a rodzina się odwiedza. Przyjdę na twoje urodziny! - obiecała, a to bardzo ucieszyło chrześniaka markiza.
- Teraz nie chmurz się tak, tylko pomóż mamie się pakować, ja muszę jeszcze chwilę odpocząć – przyznała odprawiając ucieszonego chłopca do obowiązków, a sama pradawna, choć długo była dzielna, tak faktycznie poczuła się wykończona, a mimo to na jej twarzy wciąż utrzymywał się uśmiech. Była taka szczęśliwa, chciała wciąż przytulać wszystkich wokół, ale teraz, zgodnie z własną obietnicą, zadbała o siebie. Spróbowała kolii, która okazała się bardzo smaczna, choć chyba mimo wszystko lepiej się prezentowała niż zaspokajała apetyt. Teraz jednak wszystko było bardziej ustrojone w dobry nastrój, więc Ruu nie zwlekała z posiłkiem. Ranne smoczysko stosunkowo wolno kosztowało naszyjnika. Pradawna co chwila zerkała z czułością na Veryvina i resztę, nie chciała ominąć żadnej chwili, ale w końcu musiała poddać się zmęczeniu i utonęła w kłębowisku futra jakie przygotowano dla niej jako posłanie. Tak spokojnego i przyjemnego snu nie zaznała chyba nigdy wcześniej.
Z drugiej strony zachowanie ukochanego dało się zrozumieć, chyba nieźle ustawił się w Otchłani skoro, gdy go poznała był obrzydliwie bogaty, a ostatecznie dziadek buc postanowił zdjąć klątwę z pradawnej, więc dobrze, że nie wtrąciła się do rozmowy, a pozwoliła markizowi działać na własną rękę. Inaczej ta rozmowa mogłaby się skończyć o wiele gorzej...
Jednak pradawną miotały szczere wątpliwości. Jakoś nie była w stanie zaufać głowie rodu demona. Być może był to wynik wpojonych za dzieciaka zasad, ojciec dbał o to by jego łuskowate potomstwo nie dało nabrać się na sztuczki rządnych przygód i pieniędzy łowców nagród. Owszem, jedzenie kosztowności było przyjemne, czasem Ruu pochłaniała kosztowności bez namysłu i zawsze ją za to besztano, ale ona nie była w stanie się opanować. Żarła co popadło, ale tym razem miała u swego boku Vinka, dla którego chciała być odrobinę bardziej rozsądna. Bardziej dbać o siebie, być ostrożniejsza, po to by móc chronić swego ukochanego przed złem tego świata. Skoro Vinek mówił, że to zdejmie klątwę to znaczy, że tak się stanie. Mu ufała bezwzględnie. Jej pełne wątpliwości spojrzenie złagodniało. Nie wiedziała czemu wciąż czuje to ukłucie niepewności, było jej wstyd, bo myślała, że przyczyną tego nie jest takie pełne zaufanie wobec markiza, a przecież on zaufał smoczycy. Mimo tego co zrobiła był w stanie ponownie powierzyć serce pradawnej, a ona teraz przed nim kaprysiła. Uśmiechnęła się, nieco nerwowo, pomyślała, że jest strasznie głupia, ale tu nadal nie chodziło o Veryvina, a o tego dziada.
Niemniej jednak, zjedzenie tej kolii przywoływało też przyjemne uczucie. Jeżeli skosztuje tego drogocennego przedmiotu to będzie jakby... przypieczętowanie ich związku. Ten akt stanie się dowodem na to, jak bardzo ufa Vinkowi, więc ostatecznie nie miała zamiaru wycofać się ze swego postanowienia. Pomachała lekko głową rozbawiona własnymi przemyśleniami i gwałtownie wtuliła się w ramię mężczyzny na nowo nabierając werwy.
- Na pewno w tłumie podróbek odnajdzie się diament! - zapewniła Gorgonę smoczyca, nieświadoma, że za jej szczęściem kryje się cień ceny jaką postanowił poświęcić nemorianin.
- Oczywiście, że pomożemy! - krzyknęła z jeszcze większym entuzjazmem, choć wyciągnięcie ku górze zaciśniętej piąstki było głupim pomysłem, ponieważ poczuła jak świeże strupy popękały. To uczucie doprowadzało ją do szału, pragnęła podrapać się po plecach, ale wiedziała, że nie mogła! Wierciła się i stękała chwilę marudząc na własną porywczość, jednak w jaskini zapanowała ogólna radość. Jedynie Sylar chodził niezwykle przybity i cieszył się, ale jakoś tak smutno. Nim więc smoczyca położyła się do snu, przywołała do siebie małego gada i kazała mu usiąść oraz wygadać się w tajemnicy.
Chłopiec długo walczył by nie przyznać się do uczuć jakie nim miotają, ale w końcu pękł i cicho chlipiąc wyznała, że będzie mu brakowało towarzystwa przyjaciółki. Ruu rozczulona tymi słowami z uśmiechem na ustach przytuliła chłopca, ona nie miała takich obaw. Odzyska swoją moc, Gorgona wróci do Otchłani, co złego może się teraz stać?
- Głuptasku – powiedziała wciąż mocno tuląc chłopca i lekko się z nim kołysząc. - Przecież nie odchodzę na zawsze, Veryvin to twój wujek, nie? Będziemy się widywać!
Sylar skierował czerwone i zmęczone od łez oczy na smoczycę. Usta wciąż miał wyciągnięte w podkowę, lecz w głębi duszy nabrał jakiejś małej nadziei. Ruu uśmiechnęła się jeszcze promienniej i trąciła małego chłopca w nos by go nieco podnieść na duchu.
- Przecież teraz jesteśmy jak rodzina, a rodzina się odwiedza. Przyjdę na twoje urodziny! - obiecała, a to bardzo ucieszyło chrześniaka markiza.
- Teraz nie chmurz się tak, tylko pomóż mamie się pakować, ja muszę jeszcze chwilę odpocząć – przyznała odprawiając ucieszonego chłopca do obowiązków, a sama pradawna, choć długo była dzielna, tak faktycznie poczuła się wykończona, a mimo to na jej twarzy wciąż utrzymywał się uśmiech. Była taka szczęśliwa, chciała wciąż przytulać wszystkich wokół, ale teraz, zgodnie z własną obietnicą, zadbała o siebie. Spróbowała kolii, która okazała się bardzo smaczna, choć chyba mimo wszystko lepiej się prezentowała niż zaspokajała apetyt. Teraz jednak wszystko było bardziej ustrojone w dobry nastrój, więc Ruu nie zwlekała z posiłkiem. Ranne smoczysko stosunkowo wolno kosztowało naszyjnika. Pradawna co chwila zerkała z czułością na Veryvina i resztę, nie chciała ominąć żadnej chwili, ale w końcu musiała poddać się zmęczeniu i utonęła w kłębowisku futra jakie przygotowano dla niej jako posłanie. Tak spokojnego i przyjemnego snu nie zaznała chyba nigdy wcześniej.