Re: [Granica puszczy] Śladami białego świtu
: Pon Wrz 10, 2018 5:45 pm
Jeleniołak stracił przytomność zaraz po uderzeniu przez konia, dryfując w ciemnościach własnego umysłu. Elf bez większego namysłu zgodził się ze zdaniem syreny, mając nadzieje iż przyjaciel wróci do świata żywych w rozsądnym czasie. W gruncie rzeczy nie śpieszyło się im, ale nie chciałby też stracić całego dnia na postój. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę, że Thili mógł być niezdolny do dalszej podróży, nawet po uzyskaniu najbardziej podstawowej pomocy.
Irs odzyskał świadomość po dwóch godzinach, leżąc rozłożony na przygotowanym wcześniej przez innych miejscu. O ile wokół nikogo od razu nie zauważył, z niedaleka dobiegały go znajome głosy. Z pomocą rąk podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej. Przenikliwy ból rozszedł się po klatce piersiowej, przez co gwałtownie złapał się za źródło bólu, a tym samym pogarszając go jeszcze bardziej. Wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający ni krzyk, ni to nic innego.
Dopiero zerkając niżej zauważył zakrwawione opatrunki, jak i fakt bycia w bardziej ludzkiej postaci.
Wcześniejszy hałas na pewno zaalarmował resztę grupy, ale nie to było teraz jego zmartwieniem. Musiał znaleźć konia, na którym jechał, bo nie dawało jemu to spokoju.
Niepewnym krokiem przemierzał od drzewa do drzewa, wspierając się o nie. Kręciło mu się w głowie i nie mógł złapać równowagi z jakiegoś powodu. Nie zdawał sobie nawet sprawy, ile mógł leżeć. Po krótkim poszukiwaniu odnalazł pasące się świeżą trawą konie na pograniczu drogi i lasu. Zataczając się jak pijany, oparł się w końcu o własnego konia, który obrócił łeb. Zwierzę rozpoznało jeźdźca i jednym solidnym liźnięciem zmoczył jeleniołakowi twarz.
— No, już, już. Bez czułości, pokaż mi w która noga tobie doskwiera.
Jeleniołak gadał do konia, co mogło dawać do myślenia, że musiał uderzyć się porządnie w głowę we wcześniejszym wydarzeniu. Koń jednak zrozumiał wypowiedziane do niego zdanie i podniósł lewą, przednią nogę, obserwując niespokojnie rogacza. Gdzieś w tle słyszał głosy i klnącego elfa. Rozgniewanego długouchego, co było rzadkością.
— Nie będzie boleć.
Zapewnił fałszywie konia, który uspokoił się. Thili szybkim, gwałtownym ruchem wyciągnął kawałek ostrego żelastwa, a koń zarżał głośno. Rozjuszony chwilowym bólem, przewrócił jeleniołaka na ziemię zadem. Chłopak nie mógł się już podnieść, a już na pewno nie sam. Koń po chwili się uspokoił i zbliżył łeb do twarzy leżącego, liżąc go po głowie i twarzy niemiłosiernie. Zalewany mokrą czułością, próbował się od niej uwolnić.
— RATUNKU, pomóżcie. Aaa. Nie, tylko nie tutaj! Bądź grzecznym konikiem, dość!
Koń jednak wydawał się mieć całką inną ocenę sytuacji, nie poprzestając w swych trudach, aby okazać wdzięczność.
Irs odzyskał świadomość po dwóch godzinach, leżąc rozłożony na przygotowanym wcześniej przez innych miejscu. O ile wokół nikogo od razu nie zauważył, z niedaleka dobiegały go znajome głosy. Z pomocą rąk podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej. Przenikliwy ból rozszedł się po klatce piersiowej, przez co gwałtownie złapał się za źródło bólu, a tym samym pogarszając go jeszcze bardziej. Wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający ni krzyk, ni to nic innego.
Dopiero zerkając niżej zauważył zakrwawione opatrunki, jak i fakt bycia w bardziej ludzkiej postaci.
Wcześniejszy hałas na pewno zaalarmował resztę grupy, ale nie to było teraz jego zmartwieniem. Musiał znaleźć konia, na którym jechał, bo nie dawało jemu to spokoju.
Niepewnym krokiem przemierzał od drzewa do drzewa, wspierając się o nie. Kręciło mu się w głowie i nie mógł złapać równowagi z jakiegoś powodu. Nie zdawał sobie nawet sprawy, ile mógł leżeć. Po krótkim poszukiwaniu odnalazł pasące się świeżą trawą konie na pograniczu drogi i lasu. Zataczając się jak pijany, oparł się w końcu o własnego konia, który obrócił łeb. Zwierzę rozpoznało jeźdźca i jednym solidnym liźnięciem zmoczył jeleniołakowi twarz.
— No, już, już. Bez czułości, pokaż mi w która noga tobie doskwiera.
Jeleniołak gadał do konia, co mogło dawać do myślenia, że musiał uderzyć się porządnie w głowę we wcześniejszym wydarzeniu. Koń jednak zrozumiał wypowiedziane do niego zdanie i podniósł lewą, przednią nogę, obserwując niespokojnie rogacza. Gdzieś w tle słyszał głosy i klnącego elfa. Rozgniewanego długouchego, co było rzadkością.
— Nie będzie boleć.
Zapewnił fałszywie konia, który uspokoił się. Thili szybkim, gwałtownym ruchem wyciągnął kawałek ostrego żelastwa, a koń zarżał głośno. Rozjuszony chwilowym bólem, przewrócił jeleniołaka na ziemię zadem. Chłopak nie mógł się już podnieść, a już na pewno nie sam. Koń po chwili się uspokoił i zbliżył łeb do twarzy leżącego, liżąc go po głowie i twarzy niemiłosiernie. Zalewany mokrą czułością, próbował się od niej uwolnić.
— RATUNKU, pomóżcie. Aaa. Nie, tylko nie tutaj! Bądź grzecznym konikiem, dość!
Koń jednak wydawał się mieć całką inną ocenę sytuacji, nie poprzestając w swych trudach, aby okazać wdzięczność.