Re: [Karczma] Dni odpoczynku.
: Wto Maj 31, 2011 3:13 pm
Znów drgnęła, gdy usłyszała jego szyderczy głos. Przerażał ją. Nie swoją mocą i złem, tylko tym jaką mógłby mieć nad nią władzę. Gdyby tylko znał jej uczucia. Jej umysł i serce były jednak dla niego niedostępne. Ponownie zacisnęła palce na głowicy rapiera słysząc jak zarzuca jej bezmyślne wykonywanie rozkazów. Oblał ją zimny pot. "Boże przebacz mi..." Robiła to bez rozkazu. Robiła to wyłącznie dla siebie.
Poczuła silny powiew magii od Varleina. Patrzyła ze zgrozą jak znikają powrozy. Nie doceniła go. Był słaby na ciele, ale jego umysł stanowił śmiertelne niebezpieczeństwo. Po chwili dwóch aniołów padło bez zmysłów.
- Nie! - jęknęła. Skoczyła między aniołów, którzy podnieśli na siebie miecze. Sparowała kolejny cios. - Przestańcie!
Jej bron rozjarzyła się silnym strumieniem Dobra. Wokół niej powstała sfera promieniującego światła, które łagodziło wszelkie złe emocje. Niestety... dobro mogło tylko chwilowo złagodzić skutki ingerencji w umysły współbraci. Nie mogło ich odwrócić.
Nagle wpadła na pomysł genialny w swojej prostocie. Magia Upadłego była nieposkromiona, ale ciało pozostawało materialne i podległe prawom natury. Rzuciła się do jednego z leżących na ziemi aniołów i zaczęła przetrząsać jego torbę. Znalazła flakonik roztworu używanego w szpitalach do usypiania pacjentów. Nasączyła kawałek bandaża. Jak przez mgłę docierały do niej jego kolejne słowa. Serce waliło jej jak szalone. Dręczyło ją poczucie winy względem współbraci. A jednocześnie czuła przejęcie i szczęście, że Varlein do niej mówi. Nie ważne, że był zły i pogardliwy. Nareszcie wiedział o niej, zauważał ją, zwracał się do niej. Nie cofnęłaby się teraz, choćby miało zginąć jeszcze dziesięciu aniołów.
Podeszła szybko do łoża i przytknęła Upadłemu do twarzy. Opadła na skraj łóżka i pochyliła się nad nim, nie odejmując odurzającego preparatu od jego nosa. Spojrzała głęboko w oczy, które zaczęły zachodzić mgłą. Były wściekłe. W jej oczach natomiast mógł zobaczyć lęk, ból i jakieś silne poruszenie, którego nie zdążył zidentyfikować. Była tak wzruszona, że głos uwiązł jej w gardle. Nie przygotowała się na patrzenie mu w oczy i nie z tak bliska.
Dopiero po chwili nieco się otrząsnęła, gdy jego powieki opadły. Odpowiedziała mu, lecz właściwie mówiła już do siebie, tylko wpatrując się w twarz anioła.
- Nikt nie życzy Ci śmierci... - widziała już, że stracił przytomność więc ton jej głosu złagodniał i stał się niemal czuły - Odpokutujesz zło, które uczyniłeś. Za grzech należy się kara... lecz Pan jest Łaskawy i zanim zacznie karać - upomina. Wzywa Cię do opamiętania. Chce otworzyć twoje oczy. Chce Cię odzyskać... - ostatnie słowa szepnęła miękko i nie mogąc się powstrzymać musnęła palcami włosy na jego skroni.
Reszta aniołów albo była otępiona, albo zajęła się pacyfikowaniem i pętaniem tych agresywnych. Nikt więcej nie zwracał więc uwagi na Jasmirę i jej więźnia.
Poczuła silny powiew magii od Varleina. Patrzyła ze zgrozą jak znikają powrozy. Nie doceniła go. Był słaby na ciele, ale jego umysł stanowił śmiertelne niebezpieczeństwo. Po chwili dwóch aniołów padło bez zmysłów.
- Nie! - jęknęła. Skoczyła między aniołów, którzy podnieśli na siebie miecze. Sparowała kolejny cios. - Przestańcie!
Jej bron rozjarzyła się silnym strumieniem Dobra. Wokół niej powstała sfera promieniującego światła, które łagodziło wszelkie złe emocje. Niestety... dobro mogło tylko chwilowo złagodzić skutki ingerencji w umysły współbraci. Nie mogło ich odwrócić.
Nagle wpadła na pomysł genialny w swojej prostocie. Magia Upadłego była nieposkromiona, ale ciało pozostawało materialne i podległe prawom natury. Rzuciła się do jednego z leżących na ziemi aniołów i zaczęła przetrząsać jego torbę. Znalazła flakonik roztworu używanego w szpitalach do usypiania pacjentów. Nasączyła kawałek bandaża. Jak przez mgłę docierały do niej jego kolejne słowa. Serce waliło jej jak szalone. Dręczyło ją poczucie winy względem współbraci. A jednocześnie czuła przejęcie i szczęście, że Varlein do niej mówi. Nie ważne, że był zły i pogardliwy. Nareszcie wiedział o niej, zauważał ją, zwracał się do niej. Nie cofnęłaby się teraz, choćby miało zginąć jeszcze dziesięciu aniołów.
Podeszła szybko do łoża i przytknęła Upadłemu do twarzy. Opadła na skraj łóżka i pochyliła się nad nim, nie odejmując odurzającego preparatu od jego nosa. Spojrzała głęboko w oczy, które zaczęły zachodzić mgłą. Były wściekłe. W jej oczach natomiast mógł zobaczyć lęk, ból i jakieś silne poruszenie, którego nie zdążył zidentyfikować. Była tak wzruszona, że głos uwiązł jej w gardle. Nie przygotowała się na patrzenie mu w oczy i nie z tak bliska.
Dopiero po chwili nieco się otrząsnęła, gdy jego powieki opadły. Odpowiedziała mu, lecz właściwie mówiła już do siebie, tylko wpatrując się w twarz anioła.
- Nikt nie życzy Ci śmierci... - widziała już, że stracił przytomność więc ton jej głosu złagodniał i stał się niemal czuły - Odpokutujesz zło, które uczyniłeś. Za grzech należy się kara... lecz Pan jest Łaskawy i zanim zacznie karać - upomina. Wzywa Cię do opamiętania. Chce otworzyć twoje oczy. Chce Cię odzyskać... - ostatnie słowa szepnęła miękko i nie mogąc się powstrzymać musnęła palcami włosy na jego skroni.
Reszta aniołów albo była otępiona, albo zajęła się pacyfikowaniem i pętaniem tych agresywnych. Nikt więcej nie zwracał więc uwagi na Jasmirę i jej więźnia.