Strona 3 z 3

Re: W pobliżu bramy do Nanan-Ther

: Pon Lut 21, 2011 9:56 pm
autor: Mia
Mia nic nie słyszała - nie rozumiała co do niej mówi Axeron, jedyne co do niej docierało to coraz bardziej nasilający się ból poparzonej dłoni. Co chwila zaciskała mocno powieki, aby tylko nie spojrzeć w tamtą stronę. Bała się, że zobaczy wystające kości i odchodzącą płatami czerwoną skórę. Mimo wszystko odpowiedziała bezwiednie:
- Dobrze, prowadź. - bo to wydawało jej się jedyną dobrą odpowiedzią, ale po tych słowach oprzytomniała. Przypomniała sobie bowiem, że to nie jest koniec przygody. Mają przecież do czynienia z łowcami i to nie byle jakimi. - Musimy się pośpieszyć. Oni nie będą czekać. - Miała jeszcze coś dodać, ale tylko otwierała usta nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Jej spojrzenie padło na ucho jej towarzysza, było zranione, czyli, że kolczyk musiał być prezentem. Była prawie pewna, że nie nadarzy się okazja by się o to spytać, ale wiedziała też, że to nie był najlepszy moment na pogawędkę.

Re: W pobliżu bramy do Nanan-Ther

: Śro Lut 23, 2011 4:01 pm
autor: Axeron
Zatrzymał się i popatrzył na rękę Mii, jego łapa była pełna krwi. Uniósł ją ku nozdrzom i powąchał, to nie jego krew. Łypnął na Mię i jej poranione ramię. - Boli... krew... nie masz dobrze... - pokręcił łbem w nieukrywanym zmartwieniu. Pociągnął powietrze nozdrzami mocno i głęboko, łowcy pozostali daleko, przynajmniej na razie daleko. Zmusił swój umysł do potwornego wysiłku, do logicznego myślenia. Mia, jej rany, łowcy pościg... łamigłówka była pełna niewiadomych. Za dużo, za ciężko było uporządkować wszystko, nie ta kolejność. Sapnął gniewnie potrząsając łbem. - Oni idą tu... krew prowadzi... - powoli rozglądał się po okolicy analizując jej rzeźbę. Wreszcie podniósł Mię na rękę, sadzając sobie ją na bicepsie. Wrzucił topór na skałkę która była zwieńczeniem ścieżki i posługując się jedną wolną ręką i stopami wspiął się szybko na górę. W dole widać było już wioskę, obejrzał się w stronę skąd przyszli, nie dostrzegł nikogo lecz instynkt podpowiadał mu co innego. Zebrał z ziemi swój oręż i poszedł powoli, aby nie zadawać bólu dziewczynie, w stronę strumienia. Wszedł w jego płytki nurt i ruszył w górę jego biegu zbliżając się tym samym do prześladowców. Kiedy minęło około godziny wyszedł ze strumienia i ruszył w stronę swojego leża. Tam przynajmniej znał doskonale teren i podziemia pod ruinami. Jedyne miejsce na świecie gdzie nie musiał się bać nikogo i niczego. Korytarze podziemi, ciągnęły się kilometrami i sam ich jeszcze nie znał w całości. Droga coraz bardziej ich zbliżała do celu wędrówki.

Ciąg Dalszy

Re: W pobliżu bramy do Nanan-Ther

: Czw Lut 24, 2011 12:47 am
autor: Anzhela
- Chyba nic z tego.
Pokiwała z zażenowaniem Anzhela kręcąc nad strumykiem.
- Wygląda na to, że ślady kończą się dokładnie tutaj.
- Stara sztuczka, ale jakże skuteczna... Chociaż?
Leucaspis zniżył się ku strumykowi. Następnie przeskoczył na jakiś wysoki głaz i znalazł się po drugiej stronie strumyka. Przeszedł dwadzieścia metrów i zatrzymał się.
- Jest ślad. Poszedł w górę rzeki. Jest z byt duży by nie zostawiać śladów. Patrz na ten korzeń, woda nie mogła go tak zniekształcić.
Oznajmił. Ruszyli w górę rzeki.


Anzhela wyciągnęła mapę i określiła położenie.
- Ślady prowadzą na północ.
Oznajmiła.
- Myślisz, że mógłby ruszyć do tych ruin?
- Tak. Choć niedobre to miejsce. Mieliśmy szczęście, że złapaliśmy stwora w lesie.
- Z pewnością w takich kamiennych ruinach musi się doskonale czuć o wiele lepiej niż my.
- I jeszcze ta czarownica.
- Racja.
- W dwójkę będzie trudno i to bardzo.
Podsumowała Anzhela.
- Musimy mieć jakieś wsparcie, żebym to ja miała choć trochę więcej jakiegoś metalu pod ręką.
- Tu go na pewno nie znajdziesz, a wątpię by Nandar-Ther użyczyło choć na trochę swoich.
- Jedyne co możemy teraz zrobić to zgłosić to miejsce.
- Do łowców? Nandar-Ther?
Zapytała ze zdziwieniem.
- Cóż nam pozostaje? Zresztą i tak nie po to przybyliśmy do stolicy. Mag Hylorsten to jest nasz cel. Pamiętasz?
- Tak, spodziewają nas się w końcu w pojutrze. Ale ta wiedźma, bestia...
Powiedziała zasmucona. Bo bardzo wciągnęła się w to polowanie jak zresztą w każde jakie miało zwykle miejsce.
- Nie martw się, jeśli ta dwójka nie zginie od naszej ręki zginie od czyjejś innej. Z pewnością ten ktoś zdobędzie chwałę i order. Nam ona nie jest potrzebna.
- Tak. Jednak z pewnością kilku śmiałków straci przez to życie.
- Jednak w rezultacie to mała cena za bezpieczeństwo gatunku ludzkiego.
- Tak.
Westchnęła w końcu dziewczyna, ponieważ nie do końca zgadzała się z formułkami wpajanymi przez Kolektyw. A tej o poświęceniu nie lubiła najbardziej, gdyż ludzi sprowadzała do pojęcia towaru.
- Dobrze, ruszajmy więc do Nandar-Ther.