Re: Gdy myślałeś, że jest źle...
: Nie Mar 18, 2018 10:57 pm
- Hej. Co ty…
Ale właściwie nie było mu dane powiedzieć więcej czy zareagować jakoś konkretniej na to, co miało się wydarzyć, bo chwilę po odgadnięciu, co dokładnie w pełni ludzka już Sherani robi z tym koniem, Vertan został wbrew swojej woli ściągnięty na dół. Z szeroko otartymi oczami wylądował na ziemi, po raz setny przeklinając w myślach to, że w obecnej postaci tak łatwo może być ściągany, zaciągany i w ogóle przemieszczany tam, gdzie tylko podobało się to każdemu, kto przewyższał go siłą i wzrostem. A o to przecież nie było trudno. W poważniejszych sytuacjach nawet wiatr mógłby go zdmuchnąć, a książę nie miałby w tej sprawie nic do powiedzenia. I tak samo nie miał teraz, gdy szczerze zszokowany patrzył, jak dziewczyna wskakuje na miejsce, w którym sam jeszcze chwilę temu próbował dostojnie siedzieć. Odgadł jej plany jeszcze zanim się odezwała, ale jakoś nie chciał w to wierzyć. Dopiero jej faktyczne słowa potwierdziły obawy, które od siebie odpychał. Zanim skończyła to przedstawienie z pokazywaniem mu odpowiedniego kierunku, chłopiec doskoczył do konia i uczepił się jej ręki.
- Nie możesz! - zawołał odruchowo, w pierwszej chwili raczej z przestrachem, niż dumą, ale zaraz się zreflektował i postawił z powrotem na bycie księciem.
- To znaczy… Zabraniam ci! Rozkazuję zabrać mnie w przeciwnym kierunku, bo w przeciwnym razie… no…
Widać było, że mówi teraz trochę szybciej, niż myśli, a więc że zaczyna brakować mu argumentów, a czasu było przecież niewiele. Właściwie wystarczył moment, by Sherani popędziła konia i drugi moment, by zniknęła gdzieś na horyzoncie. Nie mógł przecież do tego dopuścić, może i wydostał się z pustyni, ale taka samotna podróż traktem stanowiła kolejne ryzyko - nie tyle już zagubienia się, co wpadnięcia na kolejny podobny patrol ludzi dybiących na jego skórę i uzbrojonych po zęby. Nie dałby rady, za nic. Nie w obecnym stanie.
Gdzieś z tyłu głowy uderzyło go jakieś dziwne uczucie, podobne do mlecznej mgły wpływającej na staw. O nie, pomyślał nerwowo, tylko nie teraz. Ale mimo wszystko stawał się już coraz mniej pewny. Bardziej uczepił się ramienia dziewczyny, bo przerażająca siła dziecięctwa leniwie ale skutecznie zaczęła ogarniać jego zmysły. Zamrugał szybko, żeby przypadkiem nie zacząć płakać.
- Pomogłem ci przecież! Ta proca… genialny wynalazek, co nie? Prawie nam się udało! Oddam ci co zechcesz, jeśli tylko przewieziesz mnie w drugą stronę… Sheraaaaniii…
Ale właściwie nie było mu dane powiedzieć więcej czy zareagować jakoś konkretniej na to, co miało się wydarzyć, bo chwilę po odgadnięciu, co dokładnie w pełni ludzka już Sherani robi z tym koniem, Vertan został wbrew swojej woli ściągnięty na dół. Z szeroko otartymi oczami wylądował na ziemi, po raz setny przeklinając w myślach to, że w obecnej postaci tak łatwo może być ściągany, zaciągany i w ogóle przemieszczany tam, gdzie tylko podobało się to każdemu, kto przewyższał go siłą i wzrostem. A o to przecież nie było trudno. W poważniejszych sytuacjach nawet wiatr mógłby go zdmuchnąć, a książę nie miałby w tej sprawie nic do powiedzenia. I tak samo nie miał teraz, gdy szczerze zszokowany patrzył, jak dziewczyna wskakuje na miejsce, w którym sam jeszcze chwilę temu próbował dostojnie siedzieć. Odgadł jej plany jeszcze zanim się odezwała, ale jakoś nie chciał w to wierzyć. Dopiero jej faktyczne słowa potwierdziły obawy, które od siebie odpychał. Zanim skończyła to przedstawienie z pokazywaniem mu odpowiedniego kierunku, chłopiec doskoczył do konia i uczepił się jej ręki.
- Nie możesz! - zawołał odruchowo, w pierwszej chwili raczej z przestrachem, niż dumą, ale zaraz się zreflektował i postawił z powrotem na bycie księciem.
- To znaczy… Zabraniam ci! Rozkazuję zabrać mnie w przeciwnym kierunku, bo w przeciwnym razie… no…
Widać było, że mówi teraz trochę szybciej, niż myśli, a więc że zaczyna brakować mu argumentów, a czasu było przecież niewiele. Właściwie wystarczył moment, by Sherani popędziła konia i drugi moment, by zniknęła gdzieś na horyzoncie. Nie mógł przecież do tego dopuścić, może i wydostał się z pustyni, ale taka samotna podróż traktem stanowiła kolejne ryzyko - nie tyle już zagubienia się, co wpadnięcia na kolejny podobny patrol ludzi dybiących na jego skórę i uzbrojonych po zęby. Nie dałby rady, za nic. Nie w obecnym stanie.
Gdzieś z tyłu głowy uderzyło go jakieś dziwne uczucie, podobne do mlecznej mgły wpływającej na staw. O nie, pomyślał nerwowo, tylko nie teraz. Ale mimo wszystko stawał się już coraz mniej pewny. Bardziej uczepił się ramienia dziewczyny, bo przerażająca siła dziecięctwa leniwie ale skutecznie zaczęła ogarniać jego zmysły. Zamrugał szybko, żeby przypadkiem nie zacząć płakać.
- Pomogłem ci przecież! Ta proca… genialny wynalazek, co nie? Prawie nam się udało! Oddam ci co zechcesz, jeśli tylko przewieziesz mnie w drugą stronę… Sheraaaaniii…