Re: [Rzeka Motyli] To będzie dobry dzień!
: Nie Lut 14, 2016 1:08 pm
Yastre mocno się skupiał, by nie skomentować słów Martcan o podkradaniu jedzenia. Aby to raz sam gwizdnął jakieś mięso z wędzarni albo jabłka z drzew? Niestety, gdy jest się włóczęgą, bandytą, trzeba jakoś o siebie zadbać. Panterołak byłby całkiem skory, by odpracować poczęstunek albo czasami nawet zapłacić, gdy miał trochę pieniędzy albo czegoś na wymianę, ale jakoś ludzie byli mu zawsze niechętni. Także wolał w tym momencie milczeć, bo zgadzając się ze smokołaczką jasno dałby do zrozumienia, że popiera działania niezgodne z prawem, a burząc się wyszedłby na hipokrytę, a on był zbyt prostolinijny, by pozwolić sobie na coś takiego.
- Aaaa, bo wiesz jak to z plotami! - zauważył z zadowoleniem Yastre, w odpowiedzi na słowa Tiwa. - Za tydzień to będzie tuzin demonów i dwie wioski wyrżnięte w pień, nie? Tak jest zawsze! A jak dużo osób ginie, to zawsze mówią o diabłach, demonach, czarnoksiężnikach, nie?
Słowa o rodzinie bardzo panterołaka zaciekawiły - nie mając doświadczenia lubił słuchać, jak to wygląda u innych. Sam nie miał okazji poznać czym jest życie z bliskimi - sprzedano go gdy był jeszcze zbyt młody, by cokolwiek pamiętać, jak przez mgłę kojarzył tylko, że miał starsze rodzeństwo, które czasami się z nim bawiło, na co on zawsze czekał z wytęsknieniem. A Tiw widać miał prawdziwą, kochającą rodzinę z mamą, która dobrze gotowała i z piękną siostrą, której można było bronić przed złymi chłopakami. Tak, Yastre był święcie przekonany, że tak by właśnie robił - bronił swojej kochanej siostrzyczki przed całym złem tego świata! W końcu po to jest się bratem.
- A co się stało? - zapytał mało taktownie. - Czemu nie ma?
Yastre miał wrażliwsze zmysły i mocno rozwinięty zwierzęcy instynkt, przez co już wcześniej wiedział, że nadchodzi burza, ale jakoś specjalnie go to nie obeszło - las dawał wiele możliwości schronienia się przed deszczem, a on doskonale radził sobie ze spaniem pod chmurką. Dawno zresztą nie spał w prawdziwym domu, w łóżku z siennikiem. Ostatni raz, gdy podróżował z Irme, Novusem i swoją ukochaną Leną. Lena... Jak on bardzo za nią tęsknił! Jak bardzo szukał jej po tym incydencie z leśnym więzieniem! Nie odnalazł ani jej, ani nikogo z pozostałej dwójki. Na samo wspomnienie zrobiło mu się nieswojo i aż pociągnął ze smutkiem nosem. Zaraz jednak ocknął się ze złych myśli.
- E-e - zaprzeczył, kręcąc zdecydowanie głową. - Za płasko tu, nie znajdziemy żadnej jaskini w okolicy. Ale po co nam ona, wkoło jest tyle drzew, nigdy nie spałeś w lesie w burzę? Raz dwa znajdę nam jakieś schronienie, chodźcie, chodźcie!
Yastre zerwał się z ziemi, podciągnął spodnie i zaraz poleciał w stronę krzaków porastających skraj polany. Co jakiś czas zatrzymywał się, powtarzając "chodźcie, chodźcie" i kiwając na resztę ręką. Nie uszedł daleko, gdy dojrzał zwalone drzewo, które opierało się częściowo na pozostałych, zdrowych pniach. Jego zwieszone gałęzie tworzyły coś w rodzaju namiotu.
- No idealnie! - ucieszył się. - Wyrwie się co za dużo w środku, obłoży z zewnątrz i będzie sucho i ciepło jak w uchu, mówię wam! Raz-raz, do roboty!
Panterołak wgramolił się pod pień i zaczął odrywać suche gałęzie tak, by zrobić sobie wolną przestrzeń. Wyrzucał je na zewnątrz, a po chwili sam wychodził i z wprawą wplatał wolne gałęzie między te, które jeszcze zostały przy pniu. Przy robocie z zadowoleniem sobie pogwizdywał.
- Aaaa, bo wiesz jak to z plotami! - zauważył z zadowoleniem Yastre, w odpowiedzi na słowa Tiwa. - Za tydzień to będzie tuzin demonów i dwie wioski wyrżnięte w pień, nie? Tak jest zawsze! A jak dużo osób ginie, to zawsze mówią o diabłach, demonach, czarnoksiężnikach, nie?
Słowa o rodzinie bardzo panterołaka zaciekawiły - nie mając doświadczenia lubił słuchać, jak to wygląda u innych. Sam nie miał okazji poznać czym jest życie z bliskimi - sprzedano go gdy był jeszcze zbyt młody, by cokolwiek pamiętać, jak przez mgłę kojarzył tylko, że miał starsze rodzeństwo, które czasami się z nim bawiło, na co on zawsze czekał z wytęsknieniem. A Tiw widać miał prawdziwą, kochającą rodzinę z mamą, która dobrze gotowała i z piękną siostrą, której można było bronić przed złymi chłopakami. Tak, Yastre był święcie przekonany, że tak by właśnie robił - bronił swojej kochanej siostrzyczki przed całym złem tego świata! W końcu po to jest się bratem.
- A co się stało? - zapytał mało taktownie. - Czemu nie ma?
Yastre miał wrażliwsze zmysły i mocno rozwinięty zwierzęcy instynkt, przez co już wcześniej wiedział, że nadchodzi burza, ale jakoś specjalnie go to nie obeszło - las dawał wiele możliwości schronienia się przed deszczem, a on doskonale radził sobie ze spaniem pod chmurką. Dawno zresztą nie spał w prawdziwym domu, w łóżku z siennikiem. Ostatni raz, gdy podróżował z Irme, Novusem i swoją ukochaną Leną. Lena... Jak on bardzo za nią tęsknił! Jak bardzo szukał jej po tym incydencie z leśnym więzieniem! Nie odnalazł ani jej, ani nikogo z pozostałej dwójki. Na samo wspomnienie zrobiło mu się nieswojo i aż pociągnął ze smutkiem nosem. Zaraz jednak ocknął się ze złych myśli.
- E-e - zaprzeczył, kręcąc zdecydowanie głową. - Za płasko tu, nie znajdziemy żadnej jaskini w okolicy. Ale po co nam ona, wkoło jest tyle drzew, nigdy nie spałeś w lesie w burzę? Raz dwa znajdę nam jakieś schronienie, chodźcie, chodźcie!
Yastre zerwał się z ziemi, podciągnął spodnie i zaraz poleciał w stronę krzaków porastających skraj polany. Co jakiś czas zatrzymywał się, powtarzając "chodźcie, chodźcie" i kiwając na resztę ręką. Nie uszedł daleko, gdy dojrzał zwalone drzewo, które opierało się częściowo na pozostałych, zdrowych pniach. Jego zwieszone gałęzie tworzyły coś w rodzaju namiotu.
- No idealnie! - ucieszył się. - Wyrwie się co za dużo w środku, obłoży z zewnątrz i będzie sucho i ciepło jak w uchu, mówię wam! Raz-raz, do roboty!
Panterołak wgramolił się pod pień i zaczął odrywać suche gałęzie tak, by zrobić sobie wolną przestrzeń. Wyrzucał je na zewnątrz, a po chwili sam wychodził i z wprawą wplatał wolne gałęzie między te, które jeszcze zostały przy pniu. Przy robocie z zadowoleniem sobie pogwizdywał.