Re: [Na wschód od Meot] Cieszmy się, bawmy się
: Pon Sie 31, 2015 10:36 pm
Dżari roześmiał się razem z Laurą - jej odpowiedź była bardzo dosłowna, to brzmiało całkiem zabawnie. Anioł musiał przy tym przyznać, że sam gdy tylko minęło zagrożenie, pomyślał w pierwszej kolejności o tym, by zmyć z siebie krew, więc doskonale rozumiał potrzeby Laury i byłby nawet skłonny pomóc jej to zorganizować.
- Słucham - zachęcił, gdy Laura przestała mówić zaraz po tym jak zagaiła, że ma do niego pytanie. Nie popędzał jej jednak, ton jego głosu nie był napastliwy. Dał jej czas, gdyż w końcu nie wiedział jakiej natury pytanie dręczyło Laurę, może akurat było to coś, co wprawiało ją w zakłopotanie, było wstydliwe albo niecodzienne. Było kilka tego typu pytań, które nasunęły mu się w tym momencie na myśl. Wiele osób na przykład chciało wiedzieć jak to jest latać, chcieli doświadczyć tego na własnej skórze, wznosząc się w niebo z pomocą Dżariego. Tę prośbę anioł w większości spełniał bez oporów, a w przypadku Laury z największą przyjemnością zabrałby ją w przestworza, o ile to by ją uszczęśliwiło. Niektórzy jednak prosili o uzdrowienie i to niestety często leżało już poza granicami możliwości anioła. Laurze musiałby odmówić, choć uczyniłby to z ciężkim sercem - nie był na tyle wyszkolony i potężny, by postawić ją na nogi. Znał jedną osobę, która mogłaby to zrobić, był to jego ojciec, ale na razie Dżari nie mógł wrócić do Planów... Modlił się więc w duchu, by to nie o to chodziło, przekonywał też siebie, że jest wiele innych rzeczy, które mogą chodzić po głowie Laurze. By się o tym przekonać, musiał cierpliwie czekać.
Bardka w końcu zdecydowała się mówić dalej, ale nadal nie umiała złapać wątku. Dżari jej nie popędzał, patrzył jednak na nią wyczekująco, uśmiechając się przy tym nikle. I w końcu doczekał się pytania, które Laura wypowiedziała zdecydowanie za szybko. Na twarzy anioła pojawiło się zakłopotanie, a później zaskoczenie. Chwilę myślał, aż w końcu doszedł do tego, o co zapytała go Laura. Uśmiechnął się.
- Aha... - mruknął. Zamilkł na moment, by samemu ułożyć w głowie odpowiedź. W końcu odetchnął, jakby ciężar spadł mu z serca. Odsunął się i ujął niewidomą za dłonie.
- Lauro - zaczął. Mówił bardzo ciepłym głosem. - Z radością wyruszyłby dalej z tobą... Ale proszę, przemyśl swoją prośbę. Jestem na misji, której nie mogę porzucić, a co do której nie mam pewności, jak się zakończy. Może być niebezpiecznie i... cóż, możesz być świadkiem czegoś, czego wolałabyś nie doświadczyć. Nie chcę, byś przeze mnie cierpiała, serce by mi pękło, gdybym był źródłem twojego smutku albo strachu. Mogę obiecać, że broniłbym cię do ostatniej kropli krwi przed wszelkim niebezpieczeństwem, ale proszę, zastanów się jeszcze. Ze swojej strony przyznam, że byłbym szczęśliwy, gdybyś mi towarzyszyła.
W ostatnich słowach Dżariego było wiele entuzjazmu, co było dla niego dość nietypowe. Rzadko mówił z taką pasją, jego typowy spokój był prawie niewzruszony, musiały mu więc towarzyszyć wielkie emocje. Aż mocniej ścisnął palce Laury, nie zrobił jej oczywiście krzywdy, ale na pewno poczuła tę lekką różnicę. Słychać było, jak anioł głębiej nabiera powietrza, by coś jeszcze powiedzieć, lecz niedaleko nich spomiędzy budynków wyszła właśnie Maya, prowadząca wózek Laury. Zakrzyknęła radosne "hej, hej!", by zwrócić na siebie uwagę, a Dżari w duchu jęknął, że mogła iść okrężną drogą, na jego twarzy jednak gościł uśmiech.
- Zawsze będę gotów ci towarzyszyć - zapewnił Laurę szeptem, nachylając się do niej podczas wstawania. Gdy już się wyprostował, dodał jeszcze jedno zdanie. - Rano powiesz mi, czy nadal tego chcesz.
Maya nie słyszała jego słów, ale z daleka widziała, jak tych dwoje siedzi blisko siebie i trzyma się za dłonie. Bardzo ją ten widok rozczulił, oni tak do siebie pasowali... Dżari jednak wstał, gdy tylko kelnerka pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Zdjął bandaże, które nadal oplatały jego brzuch i skrzydło - po ranach nie było śladu, jego skóra była gładka jak zawsze, a na piórach nie było widać najmniejszej plamki krwi. Jego jasna sylwetka odcinała się wyraźnie na tle nocnego krajobrazu, wyglądał naprawdę majestatycznie. Maya pokręciła głowę, by odgonić od siebie głupie myśli.
- Tuzin osób o ciebie pytało po drodze, wszyscy myśleli, że odleciałeś bez pożegnania - oświadczyła, by oszczędzić sobie niezręcznych scen. Podjechała wózkiem pod sam murek. - Chyba nie dacie rady dotrzeć do karczmy, jeśli nie wypijecie z miejscowymi i się z nimi nie pobawicie.
- Co? - Dżari wyglądał na niepocieszonego. Spojrzał po sobie i westchnął. - Myślałem, że chociaż się ubiorę...
- Nikt nie będzie miał ci za złe, że tak wystąpisz - zauważyła Maya, na co anioł odchrząknął zmieszany. - Nie no, spokojnie, możecie iść się ogarnąć, ale wróćcie na plac w miarę szybko, bo wezmą karczmę szturmem. Jakoś ich uspokoję.
Kelnerka z Dębowej Beczułki mrugnęła do anioła, by ten się nie przejmował, Dżari odpowiedział jej zaś skinieniem głowy i cichym "dziękuję", po czym zwrócił się do Laury.
- Pomóc ci z wózkiem, czy wolisz sama? - upewnił się. Gdyby to od niego zależało, pomógłby niewidomej wsiąść i później poprowadził ją wgłąb miasteczka, ale już zdążył się zorientować, że Laura lubi być w tej kwestii samodzielna. Jeśli więc przyjęła jego pomoc, chętnie przeniósł ją z murku na wózek, a jeśli nie, jedynie asekurował ją z pewnej odległości. Niósł ją wszak na rękach i wiedział, jak krucha i delikatna jest, nie mógł pozwolić, by coś jej się stało.
Już w uliczkach okalających główny plac miasta trwała zabawa, ludzie śmiali się, jedli, pili, tańczyli. Wszędzie słychać było muzykę, a każdy kąt rozświetlały latarnie przygotowywane z takim zapałem przez miejscowe dziewczyny. Ludzie z daleka widzieli skrzydlatą sylwetkę anioła, machali do niego i zapraszali go do siebie, ale gdy dziękował gestem, nie naprzykrzali się - nie to nie, bawili się dobrze i bez niego. Tych bardziej nachalnych typów odganiała Maya, z reguły wystarczyło, iż zapewniła, że zaraz wrócą. Laurę rozpoznało kilka osób, które widziały ją poprzedniego dnia, między innymi kobieta, która zaprosiła ją na festyn - zawołała, że cieszy się, iż niewidoma przyjęła zaproszenie. Rozpoznał ją też bard, którego dzień wcześniej uleczyła po niefortunnej bijatyce.
- Moja wybawicielka! - ucieszył się. - Nie podziękowałem ci nawet wczoraj za to, że mnie uleczyłaś. Pomyślałaś sobie pewnie, że jestem jakimś gburem. Co za wstyd, pokazać się z tak złej strony przed kobietą! Pozwól, że chociaż spróbuję zamazać złe pierwsze wrażenie piosenką dla ciebie.
Bard narobił swoją przemową tyle zamieszania, że wokół zebrała się grupka gapiów oczekujących występu. Z tego trudno było się wyplątać, by nikogo nie urazić, Maya postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce. Złapała Dżariego za ramię i przyciągnęła go do siebie na moment.
- Idź do karczmy - nakazała mu. - Dołączymy. Spokojnie, przypilnuję, by nikt ci jej nie ukradł. No, już, sio.
Anioł chciał się wytłumaczyć, lecz Maya nie dała mu takiej możliwości - popchnęła go, by już uciekał, a ona sama została z Laurą, która została zmuszona wysłuchiwać występu wdzięcznego jej barda. Chłopak całe szczęście grał i śpiewał całkiem dobrze i słuchanie go nie było udręką.
- Nie tak ładnie jak Dżari, co? - zagaiła kelnerka, kucając przy wózku Laury. - Wysłałam go przodem, jakoś się później znajdziemy.
- Słucham - zachęcił, gdy Laura przestała mówić zaraz po tym jak zagaiła, że ma do niego pytanie. Nie popędzał jej jednak, ton jego głosu nie był napastliwy. Dał jej czas, gdyż w końcu nie wiedział jakiej natury pytanie dręczyło Laurę, może akurat było to coś, co wprawiało ją w zakłopotanie, było wstydliwe albo niecodzienne. Było kilka tego typu pytań, które nasunęły mu się w tym momencie na myśl. Wiele osób na przykład chciało wiedzieć jak to jest latać, chcieli doświadczyć tego na własnej skórze, wznosząc się w niebo z pomocą Dżariego. Tę prośbę anioł w większości spełniał bez oporów, a w przypadku Laury z największą przyjemnością zabrałby ją w przestworza, o ile to by ją uszczęśliwiło. Niektórzy jednak prosili o uzdrowienie i to niestety często leżało już poza granicami możliwości anioła. Laurze musiałby odmówić, choć uczyniłby to z ciężkim sercem - nie był na tyle wyszkolony i potężny, by postawić ją na nogi. Znał jedną osobę, która mogłaby to zrobić, był to jego ojciec, ale na razie Dżari nie mógł wrócić do Planów... Modlił się więc w duchu, by to nie o to chodziło, przekonywał też siebie, że jest wiele innych rzeczy, które mogą chodzić po głowie Laurze. By się o tym przekonać, musiał cierpliwie czekać.
Bardka w końcu zdecydowała się mówić dalej, ale nadal nie umiała złapać wątku. Dżari jej nie popędzał, patrzył jednak na nią wyczekująco, uśmiechając się przy tym nikle. I w końcu doczekał się pytania, które Laura wypowiedziała zdecydowanie za szybko. Na twarzy anioła pojawiło się zakłopotanie, a później zaskoczenie. Chwilę myślał, aż w końcu doszedł do tego, o co zapytała go Laura. Uśmiechnął się.
- Aha... - mruknął. Zamilkł na moment, by samemu ułożyć w głowie odpowiedź. W końcu odetchnął, jakby ciężar spadł mu z serca. Odsunął się i ujął niewidomą za dłonie.
- Lauro - zaczął. Mówił bardzo ciepłym głosem. - Z radością wyruszyłby dalej z tobą... Ale proszę, przemyśl swoją prośbę. Jestem na misji, której nie mogę porzucić, a co do której nie mam pewności, jak się zakończy. Może być niebezpiecznie i... cóż, możesz być świadkiem czegoś, czego wolałabyś nie doświadczyć. Nie chcę, byś przeze mnie cierpiała, serce by mi pękło, gdybym był źródłem twojego smutku albo strachu. Mogę obiecać, że broniłbym cię do ostatniej kropli krwi przed wszelkim niebezpieczeństwem, ale proszę, zastanów się jeszcze. Ze swojej strony przyznam, że byłbym szczęśliwy, gdybyś mi towarzyszyła.
W ostatnich słowach Dżariego było wiele entuzjazmu, co było dla niego dość nietypowe. Rzadko mówił z taką pasją, jego typowy spokój był prawie niewzruszony, musiały mu więc towarzyszyć wielkie emocje. Aż mocniej ścisnął palce Laury, nie zrobił jej oczywiście krzywdy, ale na pewno poczuła tę lekką różnicę. Słychać było, jak anioł głębiej nabiera powietrza, by coś jeszcze powiedzieć, lecz niedaleko nich spomiędzy budynków wyszła właśnie Maya, prowadząca wózek Laury. Zakrzyknęła radosne "hej, hej!", by zwrócić na siebie uwagę, a Dżari w duchu jęknął, że mogła iść okrężną drogą, na jego twarzy jednak gościł uśmiech.
- Zawsze będę gotów ci towarzyszyć - zapewnił Laurę szeptem, nachylając się do niej podczas wstawania. Gdy już się wyprostował, dodał jeszcze jedno zdanie. - Rano powiesz mi, czy nadal tego chcesz.
Maya nie słyszała jego słów, ale z daleka widziała, jak tych dwoje siedzi blisko siebie i trzyma się za dłonie. Bardzo ją ten widok rozczulił, oni tak do siebie pasowali... Dżari jednak wstał, gdy tylko kelnerka pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Zdjął bandaże, które nadal oplatały jego brzuch i skrzydło - po ranach nie było śladu, jego skóra była gładka jak zawsze, a na piórach nie było widać najmniejszej plamki krwi. Jego jasna sylwetka odcinała się wyraźnie na tle nocnego krajobrazu, wyglądał naprawdę majestatycznie. Maya pokręciła głowę, by odgonić od siebie głupie myśli.
- Tuzin osób o ciebie pytało po drodze, wszyscy myśleli, że odleciałeś bez pożegnania - oświadczyła, by oszczędzić sobie niezręcznych scen. Podjechała wózkiem pod sam murek. - Chyba nie dacie rady dotrzeć do karczmy, jeśli nie wypijecie z miejscowymi i się z nimi nie pobawicie.
- Co? - Dżari wyglądał na niepocieszonego. Spojrzał po sobie i westchnął. - Myślałem, że chociaż się ubiorę...
- Nikt nie będzie miał ci za złe, że tak wystąpisz - zauważyła Maya, na co anioł odchrząknął zmieszany. - Nie no, spokojnie, możecie iść się ogarnąć, ale wróćcie na plac w miarę szybko, bo wezmą karczmę szturmem. Jakoś ich uspokoję.
Kelnerka z Dębowej Beczułki mrugnęła do anioła, by ten się nie przejmował, Dżari odpowiedział jej zaś skinieniem głowy i cichym "dziękuję", po czym zwrócił się do Laury.
- Pomóc ci z wózkiem, czy wolisz sama? - upewnił się. Gdyby to od niego zależało, pomógłby niewidomej wsiąść i później poprowadził ją wgłąb miasteczka, ale już zdążył się zorientować, że Laura lubi być w tej kwestii samodzielna. Jeśli więc przyjęła jego pomoc, chętnie przeniósł ją z murku na wózek, a jeśli nie, jedynie asekurował ją z pewnej odległości. Niósł ją wszak na rękach i wiedział, jak krucha i delikatna jest, nie mógł pozwolić, by coś jej się stało.
Już w uliczkach okalających główny plac miasta trwała zabawa, ludzie śmiali się, jedli, pili, tańczyli. Wszędzie słychać było muzykę, a każdy kąt rozświetlały latarnie przygotowywane z takim zapałem przez miejscowe dziewczyny. Ludzie z daleka widzieli skrzydlatą sylwetkę anioła, machali do niego i zapraszali go do siebie, ale gdy dziękował gestem, nie naprzykrzali się - nie to nie, bawili się dobrze i bez niego. Tych bardziej nachalnych typów odganiała Maya, z reguły wystarczyło, iż zapewniła, że zaraz wrócą. Laurę rozpoznało kilka osób, które widziały ją poprzedniego dnia, między innymi kobieta, która zaprosiła ją na festyn - zawołała, że cieszy się, iż niewidoma przyjęła zaproszenie. Rozpoznał ją też bard, którego dzień wcześniej uleczyła po niefortunnej bijatyce.
- Moja wybawicielka! - ucieszył się. - Nie podziękowałem ci nawet wczoraj za to, że mnie uleczyłaś. Pomyślałaś sobie pewnie, że jestem jakimś gburem. Co za wstyd, pokazać się z tak złej strony przed kobietą! Pozwól, że chociaż spróbuję zamazać złe pierwsze wrażenie piosenką dla ciebie.
Bard narobił swoją przemową tyle zamieszania, że wokół zebrała się grupka gapiów oczekujących występu. Z tego trudno było się wyplątać, by nikogo nie urazić, Maya postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce. Złapała Dżariego za ramię i przyciągnęła go do siebie na moment.
- Idź do karczmy - nakazała mu. - Dołączymy. Spokojnie, przypilnuję, by nikt ci jej nie ukradł. No, już, sio.
Anioł chciał się wytłumaczyć, lecz Maya nie dała mu takiej możliwości - popchnęła go, by już uciekał, a ona sama została z Laurą, która została zmuszona wysłuchiwać występu wdzięcznego jej barda. Chłopak całe szczęście grał i śpiewał całkiem dobrze i słuchanie go nie było udręką.
- Nie tak ładnie jak Dżari, co? - zagaiła kelnerka, kucając przy wózku Laury. - Wysłałam go przodem, jakoś się później znajdziemy.