Strona 3 z 3

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Nie Gru 01, 2013 5:39 pm
autor: Pani Losu
Anielica, wraz z potężnym elfem-rycerzem zdecydowali się w końcu zejść do krypty, chroniąc się przed ciemnością i chłodem wątłym, złotawym światłem prowizorycznej pochodni. Mimo ognia, panujący w krypcie ziąb był dotkliwy, niemalże mroził krew w żyłach, jednak nie tak skutecznie, jak wszechobecny, wiekowy zapach śmierci. Nie zważając na niedogodności, Galanoth wydawał się wysoce zafascynowany wnętrzem mauzoleum. Przyglądał się tajemniczym płaskorzeźbom, raz po raz tłumacząc coś Sealtiel, która jednak nie odzywała się zbyt często. Czuła coś dziwnego i przejmującego, ziejącego z trzewi krypty. Niestety zanim zdecydowała się powiedzieć o tym elfowi, wokół rozległ się przeraźliwy, rozdzierający uszy krzyk rozpaczy, jakoby matka nawoływała dawno nieżyjące dziecko. Dźwięk ten kompletnie zamroczył anielicę, przytępił jej wszystkie zmysły tak, że nawet nie zauważyła, iż pochodnia zgasła. Zerwał się okropny, lodowaty wicher i Sealtiel nie wiedziała już, czy stoi, czy leci, czy jest przytomna, czy też nie. Coś zabierało ją z mauzoleum, nie chciało, żeby tam była. Anielicy udało się wydusić z siebie imię elfa, który jej towarzyszył, ale nie otrzymała odpowiedzi. Znalazła się w zupełnie innym miejscu...