Re: [Ruiny starego fortu] Siedziba Megdara III
: Nie Maj 27, 2012 8:31 pm
Pomieszczenie jadalne fortu
Gardenia zerknęła na stosik równo ułożonych, częściowo przestudiowanych papirusów opisujących Radne Rapsodii, jaki spoczywał przed nią na stole. Złapała za brzeg pryzmy i przeciągnęła po niej kciukiem, podnosząc ją i natychmiast opuszczając. Charakterystyczny odgłos fyrt, fyrt, fyrt, rozniósł się w przestrzeni. Westchnęła i oparła podbródek na zgiętej ręce. Przez głowę przelatywała wciąż ta sama myśl - w co tym razem miała się wpakować dla zaspokojenia ambicji nieumarłego króla? Nie żeby narzekała, co to, to nie. Prawda była taka, że praca dla władcy Doliny nadawała jej życiu kierunek i poniekąd przynosiła szczęście. Nie czuła, że działa pod czyjąkolwiek presją. Na chwilę obecną nie zamieniłaby tej posady na żadną inną.
Tylko czasami, w wyjątkowych chwilach, takich jak ta, pojawiały się pewne wątpliwości. I drobne niepewności. Magini zacisnęła z całych sił powieki a następnie pozwoliła im się swobodnie otworzyć. Krótko zamrugała zmęczonymi od wnikliwego czytania oczami.
Wsunęła dłonie pod około trzech czwartych całego stosu, odmierzyła porcję zapisanych czarnym tuszem kart, ostrożnie podniosła i odłożyła na bok. Ta wyłączona część kartoteki dotyczyła jednej tylko członkini Rady Rapsodii. Gdyby nie wyraźny zapis, iż czarodziejka zasiadała w tejże wysokiej instytucji, można by ją śmiało zaliczyć do jednej z groźniejszych przestępczyń po tej stronie Nefari.
- Podejrzana o nadużywanie środków psychoaktywnych, prostytucję, bójki, publiczne pijaństwo, unikanie podatków, malwersacje, okradanie wojska, włamania, kradzieże wierzchowców, podpalenia, naciąganie, hochsztaplerstwo, oszustwa majątkowe, groźby słowne, prowadzenie powozu pod wpływem alkoholu, porwanie, publiczne obnażanie się, niekontrolowane wybuchy złości, napaść z użyciem broni białej… – oparła się wygodnie w krześle, odgarnęła niesforny kosmyk za ucho.
– Ach, no i nie możemy zapomnieć o niepotwierdzonym zarzucie molestowania książąt Ivina i Sorena podczas letniej wizyty Rady w Ekradonie. Stwórco, kto dał tej kryminalistce władzę nad miastem? – cmoknęła językiem i zanuciła. - Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina…
Akta Socci, czarodziejki chaosu oraz jednej z władczyń Rapsodii, poszły w odstawkę. Przynajmniej na razie. Gardenia zajrzała do następnego w kolejce zwoju.
- Czarodziejka Parella, magini przestrzeni. Wygląda na to, że nie za bardzo przepada za gośćmi z zewnątrz. – starannie rozprostowała dłonią papier i nachyliła się nad nim.
– Względem odwiedzających stolicę delegacji, o ile w ogóle ich przyjmuje, jest nieufna i podejrzliwa. Według różnych sprawozdań bezustannie obserwuje posłańców i sprawdza ich wiarygodność, pochodzenie, kompetencje, etc. Zdarzało się, że na podstawie nieistotnych zdarzeń, posądzała ich o wraże zamiary. Raz o mało nie skończyło się to międzypaństwowym skandalem gdy oskarżyła dziadka Królowej Aladriel z Danae o to, że nie był prawdziwym Allarianinem lecz piekielnym agentem w przebraniu. Niechętnie odpowiada na pytania gości czy udziela jakichkolwiek informacji. Podobno nie toleruje żadnych oznak słabości, jak również nie posiada poczucia humoru. Wystarczy najmniejsza zniewaga względem radnej Parelli, żeby… – maie przerwała czytanie, pociągnęła nosem. Coś ją zakręciło. Kichnęła. Wyciągnęła chusteczkę. – Dlaczego mam przeczucie, graniczące z pewnością, że się nie dogadamy?
Zgarnęła kartotekę czarodziejki przestrzeni i odłożyła na miejsce „przeczytanych”.
- Następna jest… - zaszeleścił rozkładany papier. – Radna Schaza, magini pustki… W ogóle nie opuszcza swojej wieży badawczej? Z pewnością utrudni mi to negocjacje. – gdzieś w tle dochodził ją monotonny odgłos skrobania. To adept czyścił rożen, wytrwale starając się spod przypalonego tłuszczu wyciągnąć na światło dzienne metal.
– Materiały na temat czarodziejki są zaskakująco skromne. Nie przyjmuje gości ani delegatów, nie ma asystentów, nie pozwala nikomu zbliżyć się do sali badawczej, nie rozmawia prawie wcale z nikim poza członkami rodziny a i tych rzadko odwiedza. Nie interesuje się losem dzielnicy miasta, nad którą sprawuje władzę, w jej zastępstwie obowiązki nieoficjalnie sprawuje wydelegowany „burmistrz”. No ładnie, ładnie… I jak mam się z nią rozmówić na temat sojuszu z Doliną Umarłych? Włamać do wieży? Wystukać wiadomość kodem na drzwiach? Korespondować listownie? – parsknęła śmiechem. – Im dalej w las tym ciekawiej. Kim jest radna numer cztery?
Czarodziejka Siza, specjalistka dziedziny ducha. Czy byłaby potencjalnym dobrym partnerem do dyskusji o współpracy międzypaństwowej?
- Heh. To zależy czy jej świadomość będzie podczas rozmowy obecna na planie materialnym, czy błąkać się gdzieś po duchowych bezdrożach. – Gardenia zaplotła palce na karku, wydmuchała powietrze. Z lekką taką niepewnością spoglądała na szkic maski, jaką nosiła radna-szamanka. Podobno przez większość czasu. Mieszkańcy jej części miasta dawno już zapomnieli jak wyglądała jej twarz. Maska była duża, owalna, rzeźbiona w drewnie nieznanego pochodzenia. Posiadała dwa wąskie otwory na oczy i jeszcze jeden w miejsce ust. Sprawiała dość złowrogie wrażenie. Inna sprawa, że przez tą osłonę trudno było sprawdzić, czy czarodziejka jest przytomna, czy nie weszła akurat w jeden ze swoich głębokich transów.
- No tak…W najgorszym razie pogadam sobie bez odpowiedzi do drewnianej skorupy.
Potrzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą i miodem. Nie wypiwszy ani kropli, odstawiła, krzywiąc się do własnych wyobrażeń.
Przyjrzała się nowej kartce. - Borga, czarodziejka dziedziny emocji? – paznokciami wolnej ręki zaczęła postukiwać o blat. – Zaskakujące. Te akta wyglądają prawie normalnie. No może poza nadużywaniem wysokoprocentowych trunków ale to jeszcze nie zbrodnia. Żadnych napaści, podejrzeń, zamykania się w wieży czy międzyplanowych wycieczek świadomości? Hmmm…Może radna jest z nieprawego łoża? – zachichotała. Ponownie chwyciła kubek z herbatą i podniosła do ust ale odstawiła go skoro tylko delikatna smużka pary i aromatu dotarły do jej nozdrzy. – A to co? Kilkanaście umów międzynarodowych zawiązywanych i likwidowanych naprzemiennie przez Borgę, wielokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca? Wygląda na to, że radna cholernie często zmienia zdanie i sympatie. Czyli nawet jeśli obieca wsparcie Rapsodii w działaniach militarnych, następnego dnia może jej się odwidzieć? Cóż… A miało być tak pięknie. – z dokumentów wypadła mała karteczka. – Schować wszelką broń białą? Ciekawe dlaczego. Chyba mam jeszcze gdzieś ten nóż myśliwski?
- Kolejna czarodziejka to Hossa, specjalistka tworzenia. Co donoszą na jej temat nasi szpiedzy? Czego mogę się spodziewać? „Przywiązuje dużą wagę do wyglądu.”, „Egzotyczny, ekscentryczny i często skąpy ubiór”, co to znaczy? Pewnie przekonam się gdy będę na miejscu. Zresztą ubiór Rady mało mnie obchodzi. Potrzebuję jej politycznego poparcia. Co jeszcze tu znajdę? „Przesadnie emocjonalna, egzaltowana, podczas przyjęć usilnie dąży do bycia w centrum uwagi. Gdy ją dostanie łatwo ulega sugestiom. W innym wypadku wpada w gniew.” Hmm? No powiedzmy, że potrafię to sobie wyobrazić. Dalej. „Jej ostatni burzliwy związek z mauriańskim szlachcicem-wampirem zakończył się nałożeniem blokady na wymianę handlową z Maurią w zarządzanej przez Hossę części miasta. W miejskim teatrze zaś przez wiele tygodni wystawiano sztukę bezlitośnie mieszającą młodzieńca z błotem”. Nooo, to się nazywa uraza. Zaraz… gdzieś tu chyba naszkicowana była podobizna hrabiego. Tak, zdecydowanie kogoś mi on przypomina. Hehehehe. Zapisać w pamięci – zabrać ze sobą do Rapsodii Borysa. Jego urok osobisty powinien pomóc mi podczas negocjacji z panią Hossą.
Gardenia pokiwała głową i nagle roześmiała się, gdy drzwi do sali jadalnej otwarły się na oścież a potem, jakby czytając jej w myślach, stanął w nich Borys. Podszedł do stolika maie i na swój milczący sposób zapytał co porabia.
***
- Nic takiego. – machnęła ręką. - Przygotowuję się do wizyty w Rapsodii i czytam dokumentację tamtejszej Rady.
Zamilkła. Herbata zdążyła już ostygnąć i mogła się jej napić bez strachu o popatrzenie gardła. Przechyliła naczynie trzy, może cztery razy i tyleż razy aromatyczny ziołowy napój, posłodzony miodem, spłynął do żołądka.
- Wiesz może czy lady Irene opuściła już salę tronową? Muszę się z nią rozmówić w ważnej sprawie.
Gardenia zerknęła na stosik równo ułożonych, częściowo przestudiowanych papirusów opisujących Radne Rapsodii, jaki spoczywał przed nią na stole. Złapała za brzeg pryzmy i przeciągnęła po niej kciukiem, podnosząc ją i natychmiast opuszczając. Charakterystyczny odgłos fyrt, fyrt, fyrt, rozniósł się w przestrzeni. Westchnęła i oparła podbródek na zgiętej ręce. Przez głowę przelatywała wciąż ta sama myśl - w co tym razem miała się wpakować dla zaspokojenia ambicji nieumarłego króla? Nie żeby narzekała, co to, to nie. Prawda była taka, że praca dla władcy Doliny nadawała jej życiu kierunek i poniekąd przynosiła szczęście. Nie czuła, że działa pod czyjąkolwiek presją. Na chwilę obecną nie zamieniłaby tej posady na żadną inną.
Tylko czasami, w wyjątkowych chwilach, takich jak ta, pojawiały się pewne wątpliwości. I drobne niepewności. Magini zacisnęła z całych sił powieki a następnie pozwoliła im się swobodnie otworzyć. Krótko zamrugała zmęczonymi od wnikliwego czytania oczami.
Wsunęła dłonie pod około trzech czwartych całego stosu, odmierzyła porcję zapisanych czarnym tuszem kart, ostrożnie podniosła i odłożyła na bok. Ta wyłączona część kartoteki dotyczyła jednej tylko członkini Rady Rapsodii. Gdyby nie wyraźny zapis, iż czarodziejka zasiadała w tejże wysokiej instytucji, można by ją śmiało zaliczyć do jednej z groźniejszych przestępczyń po tej stronie Nefari.
- Podejrzana o nadużywanie środków psychoaktywnych, prostytucję, bójki, publiczne pijaństwo, unikanie podatków, malwersacje, okradanie wojska, włamania, kradzieże wierzchowców, podpalenia, naciąganie, hochsztaplerstwo, oszustwa majątkowe, groźby słowne, prowadzenie powozu pod wpływem alkoholu, porwanie, publiczne obnażanie się, niekontrolowane wybuchy złości, napaść z użyciem broni białej… – oparła się wygodnie w krześle, odgarnęła niesforny kosmyk za ucho.
– Ach, no i nie możemy zapomnieć o niepotwierdzonym zarzucie molestowania książąt Ivina i Sorena podczas letniej wizyty Rady w Ekradonie. Stwórco, kto dał tej kryminalistce władzę nad miastem? – cmoknęła językiem i zanuciła. - Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina…
Akta Socci, czarodziejki chaosu oraz jednej z władczyń Rapsodii, poszły w odstawkę. Przynajmniej na razie. Gardenia zajrzała do następnego w kolejce zwoju.
- Czarodziejka Parella, magini przestrzeni. Wygląda na to, że nie za bardzo przepada za gośćmi z zewnątrz. – starannie rozprostowała dłonią papier i nachyliła się nad nim.
– Względem odwiedzających stolicę delegacji, o ile w ogóle ich przyjmuje, jest nieufna i podejrzliwa. Według różnych sprawozdań bezustannie obserwuje posłańców i sprawdza ich wiarygodność, pochodzenie, kompetencje, etc. Zdarzało się, że na podstawie nieistotnych zdarzeń, posądzała ich o wraże zamiary. Raz o mało nie skończyło się to międzypaństwowym skandalem gdy oskarżyła dziadka Królowej Aladriel z Danae o to, że nie był prawdziwym Allarianinem lecz piekielnym agentem w przebraniu. Niechętnie odpowiada na pytania gości czy udziela jakichkolwiek informacji. Podobno nie toleruje żadnych oznak słabości, jak również nie posiada poczucia humoru. Wystarczy najmniejsza zniewaga względem radnej Parelli, żeby… – maie przerwała czytanie, pociągnęła nosem. Coś ją zakręciło. Kichnęła. Wyciągnęła chusteczkę. – Dlaczego mam przeczucie, graniczące z pewnością, że się nie dogadamy?
Zgarnęła kartotekę czarodziejki przestrzeni i odłożyła na miejsce „przeczytanych”.
- Następna jest… - zaszeleścił rozkładany papier. – Radna Schaza, magini pustki… W ogóle nie opuszcza swojej wieży badawczej? Z pewnością utrudni mi to negocjacje. – gdzieś w tle dochodził ją monotonny odgłos skrobania. To adept czyścił rożen, wytrwale starając się spod przypalonego tłuszczu wyciągnąć na światło dzienne metal.
– Materiały na temat czarodziejki są zaskakująco skromne. Nie przyjmuje gości ani delegatów, nie ma asystentów, nie pozwala nikomu zbliżyć się do sali badawczej, nie rozmawia prawie wcale z nikim poza członkami rodziny a i tych rzadko odwiedza. Nie interesuje się losem dzielnicy miasta, nad którą sprawuje władzę, w jej zastępstwie obowiązki nieoficjalnie sprawuje wydelegowany „burmistrz”. No ładnie, ładnie… I jak mam się z nią rozmówić na temat sojuszu z Doliną Umarłych? Włamać do wieży? Wystukać wiadomość kodem na drzwiach? Korespondować listownie? – parsknęła śmiechem. – Im dalej w las tym ciekawiej. Kim jest radna numer cztery?
Czarodziejka Siza, specjalistka dziedziny ducha. Czy byłaby potencjalnym dobrym partnerem do dyskusji o współpracy międzypaństwowej?
- Heh. To zależy czy jej świadomość będzie podczas rozmowy obecna na planie materialnym, czy błąkać się gdzieś po duchowych bezdrożach. – Gardenia zaplotła palce na karku, wydmuchała powietrze. Z lekką taką niepewnością spoglądała na szkic maski, jaką nosiła radna-szamanka. Podobno przez większość czasu. Mieszkańcy jej części miasta dawno już zapomnieli jak wyglądała jej twarz. Maska była duża, owalna, rzeźbiona w drewnie nieznanego pochodzenia. Posiadała dwa wąskie otwory na oczy i jeszcze jeden w miejsce ust. Sprawiała dość złowrogie wrażenie. Inna sprawa, że przez tą osłonę trudno było sprawdzić, czy czarodziejka jest przytomna, czy nie weszła akurat w jeden ze swoich głębokich transów.
- No tak…W najgorszym razie pogadam sobie bez odpowiedzi do drewnianej skorupy.
Potrzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą i miodem. Nie wypiwszy ani kropli, odstawiła, krzywiąc się do własnych wyobrażeń.
Przyjrzała się nowej kartce. - Borga, czarodziejka dziedziny emocji? – paznokciami wolnej ręki zaczęła postukiwać o blat. – Zaskakujące. Te akta wyglądają prawie normalnie. No może poza nadużywaniem wysokoprocentowych trunków ale to jeszcze nie zbrodnia. Żadnych napaści, podejrzeń, zamykania się w wieży czy międzyplanowych wycieczek świadomości? Hmmm…Może radna jest z nieprawego łoża? – zachichotała. Ponownie chwyciła kubek z herbatą i podniosła do ust ale odstawiła go skoro tylko delikatna smużka pary i aromatu dotarły do jej nozdrzy. – A to co? Kilkanaście umów międzynarodowych zawiązywanych i likwidowanych naprzemiennie przez Borgę, wielokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca? Wygląda na to, że radna cholernie często zmienia zdanie i sympatie. Czyli nawet jeśli obieca wsparcie Rapsodii w działaniach militarnych, następnego dnia może jej się odwidzieć? Cóż… A miało być tak pięknie. – z dokumentów wypadła mała karteczka. – Schować wszelką broń białą? Ciekawe dlaczego. Chyba mam jeszcze gdzieś ten nóż myśliwski?
- Kolejna czarodziejka to Hossa, specjalistka tworzenia. Co donoszą na jej temat nasi szpiedzy? Czego mogę się spodziewać? „Przywiązuje dużą wagę do wyglądu.”, „Egzotyczny, ekscentryczny i często skąpy ubiór”, co to znaczy? Pewnie przekonam się gdy będę na miejscu. Zresztą ubiór Rady mało mnie obchodzi. Potrzebuję jej politycznego poparcia. Co jeszcze tu znajdę? „Przesadnie emocjonalna, egzaltowana, podczas przyjęć usilnie dąży do bycia w centrum uwagi. Gdy ją dostanie łatwo ulega sugestiom. W innym wypadku wpada w gniew.” Hmm? No powiedzmy, że potrafię to sobie wyobrazić. Dalej. „Jej ostatni burzliwy związek z mauriańskim szlachcicem-wampirem zakończył się nałożeniem blokady na wymianę handlową z Maurią w zarządzanej przez Hossę części miasta. W miejskim teatrze zaś przez wiele tygodni wystawiano sztukę bezlitośnie mieszającą młodzieńca z błotem”. Nooo, to się nazywa uraza. Zaraz… gdzieś tu chyba naszkicowana była podobizna hrabiego. Tak, zdecydowanie kogoś mi on przypomina. Hehehehe. Zapisać w pamięci – zabrać ze sobą do Rapsodii Borysa. Jego urok osobisty powinien pomóc mi podczas negocjacji z panią Hossą.
Gardenia pokiwała głową i nagle roześmiała się, gdy drzwi do sali jadalnej otwarły się na oścież a potem, jakby czytając jej w myślach, stanął w nich Borys. Podszedł do stolika maie i na swój milczący sposób zapytał co porabia.
***
- Nic takiego. – machnęła ręką. - Przygotowuję się do wizyty w Rapsodii i czytam dokumentację tamtejszej Rady.
Zamilkła. Herbata zdążyła już ostygnąć i mogła się jej napić bez strachu o popatrzenie gardła. Przechyliła naczynie trzy, może cztery razy i tyleż razy aromatyczny ziołowy napój, posłodzony miodem, spłynął do żołądka.
- Wiesz może czy lady Irene opuściła już salę tronową? Muszę się z nią rozmówić w ważnej sprawie.