- No tak, racja. Masz rację - mruknęła trochę na odczepnego, jeszcze pochłonięta rozmyślaniami na temat artefaktu. Czy raczej próbami nakierowania rozmyślań na artefakt, ale te jej myśli jakoś irytująco się rozpływały we wszystkie strony, za nic w świecie nie chcąc skupić się na nurtujących dziewczynę kwestiach.
Wyprostowała się z niezadowolonym pomrukiem, zmrużyła groźnie oczy, zastanawiając się nad swoją sytuacją, po czym westchnęła pokonana. Nie ma bata, musi o tym pomyśleć jutro. Po skombinowaniu jakiegoś eliksiru, który zabije kaca. To będzie ciężki poranek, tak coś czuła. W każdym razie logiczne kombinowanie pozostawiła sobie na stan trzeźwości.
Powróciła do czyszczenia stołu, ostrożnie operując szmatką, jednak udało się jej jeszcze dwukrotnie stracić równowagę i prawie zabić się na blacie. W końcu niejako się tym zirytowała.
- Larkin, przepraszam, ale mi głupio, jak tak patrzysz - sapnęła, unosząc na niego spojrzenie. Chwilowo się nie prostowała, kurczowo trzymając blat, który co i rusz jej uciekał. - Nie lubię, jak ktoś patrzy na moją niezdarność - dodała, żeby jakoś się wytłumaczyć.
Nie dane im było jednak rozmowy kontynuować, bo na zewnątrz rozległ się niepokojący, niski dźwięk. Dziewczyna zamarła, starając się ukierunkować czujność w dobrą stronę, jednak Larkin ją uprzedził. Kazał jej tu zostać, sam natomiast wyszedł, by sprawdzić, co też się dzieje. Nie była w stanie się sprzeciwiać, dlatego grzecznie przysiadła na jednej ze skrzynek, z niepokojem patrząc w zakurzone okno.
Czas mijał, zaczęła się martwić i wiercić na swoim miejscu, aż wreszcie podłoga dziwnie zadrżała, jakby coś wielkiego warczało, odniosła wrażenie, że ktoś w oddali krzyknął. Niewiele myśląc, zerwała się na równe nogi i wypadła na zewnątrz, puszczając się biegiem w ciemną noc, by odszukać towarzysza podróży. Przywołała kulę świetlistej energii, by rozjaśnić mroki i dodać sobie otuchy, oraz pozostać w gotowości do walki. Gdy jednak zagłębiła się między budynki Nemerii, w pewnym momencie dostrzegła tylko olbrzymi kształt, który pomknął w ciemność. Na ziemi natomiast dostrzegła plamy krwi.
Szukała całą noc. Wydawało się jej, że przeszła Nemerię wzdłuż i wszerz, nie odważyła się jednak nawoływać Larkina, bojąc się ataku innych potworów zamieszkujących to miejsce. Stan, w jakim się znajdowała, nie ułatwiał zadania, ale się nie poddawała. Miała nadzieję, i tej nadziei nie chciała się pozbywać tak łatwo.
Nie została zaatakowana i niczego nie znalazła. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że Larkin zginął, jednak wszystko na to wskazywało. Nie wiedziała, czyja to była krew, ale jego samego nie było, zniknął, został zabity - nieważne co i jak, ważne, że zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Gdy zaczęło świtać, kilkakrotnie go zawołała, bez przekonania, i niczego nie uzyskała.
Wyczerpana, obolała, przestraszona i pełna poczucia winy skierowała się z powrotem do karczmy, w której nocowali, zastanawiając się, jak to wyjaśni pozostałym. Najbardziej martwiła się o Aithne i jej reakcję. Jednak... zrobiła przecież co tylko mogła, prawda?
Ciąg dalszy: Ariene.