Ekradon[Przystań] Z prądem.

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Zastrzygł uszami słysząc słowa skierowane wprost ku jego plecom. Obrócił głowę, spojrzał na wołajacą do niego osobę i znów spojrzał na śpiącego. Zajęło mu to jakieś pół sekundy. I bum. Nagle gadzio-oki uniósł powieki, na co kociołak szybko zareagował odsunięciem się. A ten wstał i se poszedł.
- Łeeee... - Spojrzał smutnymi oczkami za odchodzącym gadem. Chciał go ograbić i wypytać o parę spraw, na przykład czym jest i skąd pochodzi. Ale przynajmniej poznał nazwę tej dziwnej rasy. Ne...ne...neffalici? Cholera, zapomniał już co powiedziała Yas. Czyli nie znał nazwy, nie mógł nikogo o to wypytać. No chyba że samą Yasmerin. Podszedł do niej widząc że rozmawia z wężołakiem, którego wcześniej olał. Nie słyszał całej wymiany zdań ale to co usłyszał wystarczyło by domyślić się o co chodzi.
- Nie byłem. A po co ja wam? - Hmmm. Tak o, zapraszała go sobie na jakąś podróż i bal? Śmierdziało podstępem. Pewnie chciała go uprowadzić i sprzedać. Za kotołaki można było dostać duże sumy. I dziewczyna przecież nie musiała się bać że coś komuś powie;przecież nie słyszał rozmowy z zarządcą portu. Za to widział jak spory kawał dalej jedna istota zmienila inną w popiół na co podkulił uszy i zjeżył się.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Yasmerin westchnęła ciężko. Miała nadzieję, że przynajmniej ten etap pójdzie gładko, jednak jakoś przedziwnie nie chciało. Nie była pewna, co oznaczało zachowanie wężowej kobiety - oczekiwała większej zapłaty, czy naprawdę było jej wszystko jedno? Była jednak zbyt zmęczona, by prowadzić z nią dyskusje.
- Chciałam, byś tam płynęła podając się za mnie, bo ja chwilowo nie mogę pokazać w porcie swojej twarzy - mruknęła, wzruszając ramionami - Wielkie rzeczy. Nikt nie czyha na moje życie, tym bardziej nie ma mowy, byś ty miała coś robić w moim imieniu. Po prostu wiadome jest, że oni przybyli w towarzystwie jakiejś kobiety i wolałam, by ta liczba się zgadzała.
Nie zamierzała wtajemniczać Seny w całą sytuację, a na pewno nie przed jej zgodą. Na upartego Medard mógł oświadczyć, że ich towarzyszka została w Ekradronie pozałatwiać jakieś sprawy i planuje dołączyć do nich później.
- A mięso to nie problem, zawsze da się znaleźć kogoś sprzedającego króliki na targu - dodała, po czym zaśmiała się nagle i podrapała łasicę pod pyszczkiem - A ta mała by musiała ci towarzyszyć. Nie mogę ci jej jednak zaproponować jako obiadu, bo chociaż bywa wredna i kapryśna, jest mi nadal bardziej niż potrzebna.
Lisiczka parsknęła i skoczywszy, schowała się w kapturze Naokiego. Wyraźnie cała ta sytuacja jej podobała się najmniej. Bez problemu dało się też zauważyć, że cały czas rozumie ich rozmowę.
- Haczyk polega na tym, że musiałabyś wytrzymać z kolesiem, który niekoniecznie jest człowiekiem... - urwała, bo akurat wszyscy mogli zobaczyć, jak kawałek dalej Medard spopiela pracownika portu - ... i starać się hamować nieco jego mordercze skłonności. Znaczy, ja się tym na co dzień zajmuję, nie bez powodu jak widzicie. Ale ty wystarczyłoby, abyś tam się gdzieś kręciła w pobliżu. A zapytana o imię, przedstawiałabyś się moim.
Uśmiechnęła się lekko do Naokiego. Jedno trzeba było o niej powiedzieć - budziła zaufanie. Gdzie się nie pojawiała, inni mieli ochotę jakoś jej pomóc. Już taki typ po prostu.
- Aa, to w sumie głupie takie. Przypominasz trochę Niilę, mojego młodszego brata - mruknęła, ponownie czochrając go pieszczotliwie po włosach - Ale skoro nie chcesz, to ja cię ciągnąć tam na siłę nie będę. Pomyślałam po prostu, że masz może ochotę na jakąś przygodę.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

Zmiennokształtna wbiła nieruchome spojrzenie szeroko otwartych oczu w kotołaka.
- Ty, maleńki, jesssteśś nam na wypadek, jakbym sssgłodniała. - Syknęła przez zęby z okrutnym uśmiechem wykwitającym na ustach. A przynajmniej czymś, co pokazywało zęby i rozciągało kąciki warg, można było wiec uznać to za uśmiech. Swojego rodzaju. Przy dużej dozie dobrej woli. Powoli powiodła wzrokiem w okolice miejsca, na które zerkał i kotołak i kobieta. Sama nie zauważyłą tam nic ciekawego. Z takiej odległości niewiele widziała. Przymknęła za to oczy, skupiając się na węchu. Czuła zwyczajowe aromaty portu, pot pracujących ludzi, specyficzną gamę stojącej obok kobiety, z wybijającymi się na wierzch środkami maskującymi zapach, specyficzne futro kotołaka... ale sądząc po zachowaniu rozmówców powinna szukać jakiejś anomalii. Znalazła ją szybko. Coś, jakby ktoś dmuchnął jej prosto w nos garścią pociętych drobno włosów. I nie tylko włosów. Zapach był ciężki do określenia, ulotny, bardzo suchy. Zaraz potem wyczuła woń, którą czasem wyłapywała w środku nocy z ciemnych zaułków razem z aromatem krwi. Nigdy nie spotkała istot wydzielających go, zawsze kojarzył jej się z niebezpieczeństwem, omijała więc te miejsca z daleka. Ale ten był inny. Nie czuć było w nim tej słodyczy świeżego trupa. Był za to bardziej wyrazisty, mimo odległości. Nadal też sugerował zagrożenie. Sena otworzyła oczy, sycząc cicho i cofając się lekko na swoim legowisku. Głowę trzymała dziwnie nisko, odruchowym gestem węża gotowego do ucieczki. Wzrok miała jednak spokojny, gdy wbijała go w kobietę.
- Przedssstawiać się Twoim imieniem? A jak ono bszszmi? I króliki tylko bardzo młode... ssstare są za duże. Albo niewielkie ptaszszki... - Oczy zabłysły jej na wspomnienie o towarzystwie łasicy. Przez chwilę wężowata wydawała się rozważać za i przeciw układowi, w którym nie mogłaby zjeść zwierzątka. - Pisssklaki. Zorganizuj pissklaki, albo młodego węszsza, a nie tknę jej... Przez jakiś czasss...
Gdy kobieta określiła swojego towarzysza jako nie-człowieka, Sena powoli, demonstracyjnie wysunęła język, machnęła raz czy dwa koniuszkiem i schowała go, tym razem ze znacznie większą szybkością.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

- To nam wcale nie pomoże.
Gersen rozumiał, że powodów do zabójstwa może być wiele. Ludzie zabijali już na wojnach, z gniewu, w zemście i nawet za pieniądze. Wszystko to było dla niego zrozumiałe, ale pozbawienie człowieka życia tylko dla dania przykładu? Najgłupsza rzecz jaką w danym momencie wampir mógł wykonać. Co więcej, Yasmerin, która zwykle potrafiła okiełznać krwiopijcę, była gdzieś daleko. Pirat zaklął w duszy, obserwując niepewne i przestraszone spojrzenia pracowników doku. Odwrócił się w stronę wampira, który oczywiście nie widział w tym nic złego, był nawet w pewien sposób zadowolony osiągniętymi efektami.
- Bezmyślne! Nie jesteś w swojej dziczy! Tutaj sprawy załatwia się inaczej!
Gersen spodziewał się szybkiej reakcji oficerów wojska, stojących zaraz obok księcia. Ci jednak przestraszeni widokiem obracającego się w popiół mężczyzny, spoglądali tylko na siebie bez słowa. Gdzieś w oddali można było usłyszeć gwizd, a po chwili maszerujący oddział uzbrojonych w halabardy mężczyzn. Zrezygnowany pirat usiadł na kamiennym cokole oczekując rozwoju niezbyt sprzyjającej im sytuacji. Bliski już emeryturze ekradończyk zbliżył się do dwójki obcych i gładząc się po obfitym wąsie, przyglądał się im badawczo. Po chwili zaczął recytować zapamiętany już dawno tekst.
- Z imienia króla Harvena, przedstawiciela dynastii władającej Ekradonem, jestem zmuszony zatrzymać panów z oskarżeniami o morderstwo naszego obywatela. Na wszelkie próby oporu zareagujemy siłą, prosimy o dobrowolne oddanie się organom prawa.
Pirat począł już obmyślać sprytną drogę, by wyłgać się z wszystkich kontaktów z zagranicznym krwiopijcą, ale zbyt wielu ludzi zdążyło zauważyć ich razem. Znając standardową procedurę, powstał i zrzucił z uda pas z nożami. Zastanawiał się jak tym razem uda im się wyjść z tego impasu, kiedy żołnierz poczuł się do dodania kilku zdań prosto od siebie.
- Niewiele mnie obchodzi, czy jesteście arystokratą, królem, czy świętym duchownym, za morderstwo obywatela Ekradonu obowiązują surowe kary, a nikt nigdy nie będzie stał ponad prawem. Zabrać ich do fortu!
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Najemnicy pracujący w miejscach takich jak port nie rekrutowali się spośród statecznych obywateli Ekradonu, najczęściej byli to przestępcy poszukujący zapomnienia, wędrowni poszukiwacze przygód czy zwykli kloszardzi bez stałego miejsca bytowania. Osobnik, który przed chwilą podzielił straszliwy los, nie należał do uczciwych plebejuszów. Umyślnie znalazł taką pracę, co do której będzie pewien, iż nikt o nic go pytać nie będzie. Jego towarzysze, gdyż takimi tytułami zwracali się do siebie na wzajem członkowie wywrotowych organizacji mających na celu obrócić w perzynę dotychczasowy ład. Zaś na jego miejsce wprowadzić zamierzali totalny chaos, gdzie ma panować prawo dżungli - największy z szubrawców bierze wszystko. Tego Medard zdzierżyć nie mógł. Gdy tylko zobaczył tylko z pozoru wyglądającą na opieszałość przy robotach naradę spiskowców, a także chowane przez spopielonego do luku tykające zawiniątko, natychmiast zareagował.
Tuż po fakcie naskoczył nań Gersen z pretensjami, na co odpowiedział:
- Dziczy? Wypraszam sobie. Widziałeś tych dwóch gagatków? Mimochodem zasłyszałem, że te łobuzy chciały dobrać się do miejscowego ratusza i puścić go z dymem przy pomocy ukrytych w luku tej barki bomb. Przeklęci wywrotowcy! Gdyby im się udało, miałbyś swoje pustkowia i klasyczny nieład - jak w płonącym burdelu.
Drugi "towarzysz" stanął jak wryty i niczym skulony pies skamlał o darowanie życia. Medard doskoczył do łapserdaka i otworzywszy luk, wydobył na światło dzienne szemrane sprawy łotrzyka i jego poległego kamrata. W tym samym czasie nadszedł pieszy patrol formacji z dala wyglądającej na wojsko. Przypuszczenia były prawdziwe - podstarzałemu oficerowi nie spodobał sposób potraktowania portowego parobka. Gdy żołnierz skończył recytację, do obu mężczyzn doskoczyło trzech zbrojnych tępaków, aczkolwiek dużo bardziej obytych niż trepy de Vithelisa. Medard, okazując efekty działań wywrotowców i pojmanego szubrawca, który nie zdążył zbiec, odpowiedział:
- To chyba jakaś pomyłka, pułkowniku. Nie jesteśmy waszymi wrogami, a ten "obywatel" zginął z powodu działań, jakie od dawna przedsiębrał z tym tutaj na łodzi. Osobnicy ci zamierzali pod osłoną nocy zakraść się do ratusza i wysadzić budynek w powietrze przy pomocy utensyliów schowanych w sekretnym ich zdaniem, a widocznym tutaj luku - wskazał na wór z bombami upchany w owej skrytce.
Przełknął ślinę i kontynuował: zapewne nie wiedzieliście, o nieuznających władzy Króla JMci wywrotowcach działających w tutejszych dokach i rozsiewających mór na cały Ekradon? Te szemrane typy mienią się tytułami towarzyszy, wszelkie inne, zwłaszcza pochodzenia królewskiego bądź arystokratycznego niemal doprowadzają ich do białej gorączki. To pewnie o tym "kłopocie" Wujaszek żalił się oberżyście w miejscowym wyszynku...
Tymczasem ocalały gagatek próbował wyrzucić niechciane bomby wprost do rzeki, jednak wór pękł i zawartość rozsypała się po pokładzie, co niechybnie musiało zaciekawić nie tylko pułkownika, ale i jego podkomendnych. Czas mijał, a wywrotowcowi zaciskała się pętla stryczka...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Teraz dopiero mogła się Tas martwić o to że coś komuś wygada, skoro słyszał jej rozmowę, o tym że nie chce się publicznie pokazywać jako ona sama. Gdyby taki Naoś jeszcze trochę podsłuchał to straż miasta, wojsko, czy kto tam zajmował się tutaj porządkiem mógłby się zaciekawić. Choć i tak nie wiedział na co on im. Mogli go zabić albo coś takiego. I wątpliwe było by kotołak leciał do wojska na skargę.
- Nie z tobą rozmawiam więc uwal się na odwłok i ani mruknij. - Zawarczał na wężołaka, pokazując kły jak u małego wampirka oraz środkowy palec. Tak jak wcześniej zjeżył furo, a paznokcie zmieniły się w pazury. Jeżeli mieli przebywać ze sobą kilka dni przebywać na statku to na pewno się pobiją.
Potem Naos rozważał za i przeciw. Płynąc z nimi miałby przynajmniej jakieś konkretne zajęcie i trochę żarcia, mógłby się też dowiedzieć więcej o tych nieznanych mu gadzio-ludziach. Naoś interesował się wszystkim co nowe. Poza tym nigdy nie płynął na statku. I tu pojawiały się ale. Statek mógł się rozbić i nie było jak z niego uciekać, zwłaszcza że w wodzie kociołak zawsze szedł prosto na dno, jak kamień. No i miał do stracenia wolność. A słowa o bracie nie uwierzył, ale wewnętrznie ufał kobiecie. Zaczął machać schowanym pod ubraniem ogonem, co robił zawsze gdy miał dylemat, przez co jego plecy pewnie dziwnie wyglądały.
Od rozmyślań oderwał go widok ludzików w zbrojach zaczepiających tego-tego co spalił innego ludzika.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Mimowolnie się uśmiechnęła. Jak by nie patrzeć, dziewczyna zdawała się ostatecznie zgodzić z jej pomysłem. Zabawny był natomiast fakt, że żadna nie znała imienia drugiej. A kotołakiem po namyśle postanowiła się nie przejmować. Że co, ktoś uwierzy jakiemuś chłopcu z ulicy, iż towarzysząca księciu osoba nie jest tym, za kogo się podaje? W zasadzie jak mieliby to sprawdzić i po co?
A ona zawsze mogła udawać prostą dziewczynę z ulicy, bo tak się właśnie wychowała.
- lisiczka - tu wskazała na łasicę - też przeważnie zjada małe ptaszki. Zaraz coś wam zorganizuję, za nie dalej niż dziesięć modlitw ktoś je dostarczy do portu.
Wyciągnęła kawałek pergaminu pergaminu i zaczęła pisać wiadomość do Medarda. Początkowo planowała użyć kindredu, zrezygnowała z tego jednak. Nie miała wątpliwości, że wężowata przeczyta zawartość, przynajmniej ona by tak zrobiła. Widząc dziwne pismo mogłaby uznać, że coś przed nią ukrywają, a Havvok zależało na gładkiej współpracy.

Dziewczyna zajmie moje miejsce przy Tobie na czas podróży, dbaj o nią.
Nie mogę się przy Was pokazać, idę pogadać z wujkiem.
Jest szansa, że dołączę do was jeszcze nim statek odpłynie.
Człowiekiem jestem, dam radę. Zaradni jesteśmy.

PS. Nie rozrabiaj za bardzo, gdy mnie nie ma obok.

Nie podpisała niczego, zamiast tego złożyła pergamin i schowała w tomik wierszy, który zawsze miała przy sobie. Yasmerin nigdy nie miała w sobie wrażliwości do poezji, zbyt twardo stąpała po ziemi. Medard jednak znał tą książeczkę i będzie ona dowodem na to, że faktycznie ona jest autorką wiadomości.
Podała dziewczynie książeczkę, po czym stanęła za buntowniczym kociakiem i zasłoniła mu uszy. Używając magii, wypełniła je na moment niewielką ilością wody, jak przy kąpieli.
- Nazywasz się Yasmerin Havvok, jesteś alchemiczką i obywatelką księstwa Karnstein, położonego na równinach Therii. Tamten mężczyzna - wskazała na wampira - to książę Medard, ale ignoruj tytuły. Nie musisz go traktować specjalnie grzecznie, ale przy innych dostojnikach pilnuj, by chociaż udawać szacunek. Ach, i jakby chciał się napić twojej krwi albo próbował czegokolwiek innego, możesz go wyrzucić za burtę. Tylko daj innym znać, by go potem wyłowili...
Uwolniła uszy chłopca, jednocześnie uwalniając je od wody. Z przepraszającym uśmiechem poczochrała go po głowie.
- Wybacz mały, ale wolałbyś tego nie słyszeć. Idziesz ze mną do mojego znajomego? - zapytała kociaka, po czym spojrzała jeszcze na Senę - Aha, wiadomość przekazujesz właśnie temu, o którym ci teraz mówiłam. I jeśli nie sprawi ci to przesadnych problemów, pilnuj by nie narobił sobie nowych kłopotów.
Westchnęła ciężko, patrząc na straże wokół nich. Wyglądało jednak na to, że Medard jakimś cudem się z tego wyplącze. Znowu. Czasami miała wrażenie, że cały wszechświat istnieje tylko po to, by naginać się do jego potrzeb. Ale może tak właśnie było ze wszystkimi władcami...?
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Z gasnącą nadzieją na swobodne dotarcie do Karnsteinu, Gersen podszedł do dwóch strażników, którzy może nawet zbyt ochoczo zaczęli go zakuwać w ciężkie kajdany. Kiedy już żelazo zaczęło mu ciążyć na nadgarstkach, zauważył iż sprytna historia Medarda zaczyna się urzeczywistniać. Nie wierząc w przeznaczenie, ani tym bardziej w podania o bogach-opiekunach, zdołał przyjąć, że wampir przygotował wcześniej alternatywny plan, dywersję. Choć musiał przyznać, że wszystko wyglądało aż nadto dziwnie, nie zamierzał narzekać, ni też nawet pytać o cokolwiek. Pewność siebie zniknęła z prostych twarzy strażników, zastąpiona przez posłuszeństwo i chyba nawet strach. Tak, mężczyźni poważnie ulękli się wampirzego księcia. Gersen rozmasował nadgarstki. Żelazo nie dotykało jego rąk nawet dwóch minut, lecz nie mógł pozbyć się uczucia, że same piekielne ognie dosięgają jego przedramion, parząc je potwornie. Można to dodać do długiej listy jego przywar, lecz utrata wolności mocno odbijała się na samym piracie, a ten nie miał zwyczaju przesiadywać w aresztach długich godzin. Nawet jeśli to miałoby oznaczać desperacką ucieczkę. W milczeniu wyprostował się i spojrzał na moment na niezachmurzone, popołudniowe niebo. Uśmiechnął się tylko i zabrał do zbierania rzeczy zrzuconych kiedy już był pewien, że nie wykręcą się absolutnie niczym od aresztowania. Jak dawno to było- pomyślał, odpychając od siebie wizję zimnych lochów. Kątem oka dostrzegł jak ekradoński wojskowy próbuje tłumaczyć się Medardowi z jego niekompetencji. Pirat wiedział już wtedy, że wampir nie odpuści mu wcale. Czy to z zasady, czy z prywatnej urazy, którą to niewątpliwie nabył podczas próby aresztowania. Strażnicy na szczęście zachowali się przytomnie. Zabezpieczyli łódź oraz zatrzymali, dla świętego spokoju, wszystkich pracujących tego dnia w doku. Widząc, że stworzyli znacznie więcej chaosu niż pirat chciałby, a nawet więcej niż mogli, pirat polecił Medardowi jak najszybszy odwrót.
- Barki zostaną dostarczone niedługo, powinniśmy przygotować nasze wyposażenie do podróży.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Stało się to, co książę Karnsteinu przewidział był wcześniej, nim doszło do nieudolnego aresztowania. "Wróble" ćwierkały, iż miejscowi wywrotowcy, przebywający w sąsiedztwie doków chcą uprzykrzyć życie lokalnej administracji, a jakby się nadarzyła taka okazja - nawet samemu królowi Ekradonu. Pech chciał, że żołdacy po ostatnim wypadzie badawczo-łupieżczym w jednej z barek zostawili niefrasobliwie schowane materiały wybuchowe, tj, wrzucone do konopnego wora - kubek w kubek przypominającego przechowalnik ziemniaków bomby, zapewne dzieło goblinów lub gnomów. Na owoc pracy rąk ludzkich nie wyglądały. "Towarzysze" także w kaszę dmuchać sobie nie pozwalali i co i rusz odgryzali się bardziej lub mniej udanymi atakami na monarchiczne cele, więc byli tym bardziej radzi, gdy "ptaszki" wyćwierkały tu i ówdzie o pozostawionym w barkach ładunku...
Zaiste wielkie było zdziwienie sługusów wąsatego pułkownika, gdy zdali sobie sprawę, że aresztują niewłaściwego człowieka. Natychmiast musieli uwolnić pirata, który, choć miał swoje za uszami, to w tym procederze nie brał udziału. Jeden z żołdaków jął w te pędy przepraszać księcia za zaistniały ambaras, jak to określił. Medard rzucił od niechcenia:
- Nie wasza wina, psy, że szczur jest szczurem, a towarzysz towarzyszem. Natomiast niedopilnowanie tych łazęgów spada na was niczym bicz Przedwiecznego. Precz mi z oczu, wszyscy poza panem, pułkowniku.
Oficer pomuskał sumiasty wąs - oznakę przynależności do stanu uprzywilejowanego, najpewniej arystokracji niższych rzędów bądź wyżej postawionego burżujstwa. Bordowe oczy wąpierza przenikały wąsacza złowrogim spojrzeniem. Jednak człek dzielnie zmierzał ku nieuniknionemu... Gdy wreszcie dotarł na miejsce, odpowiedział:
- W imieniu swoim i ludzi, którzy mi podlegają, proszę o wybaczenie za tę jakże opłakaną w skutkach pomyłkę. To nie powinno było się zdarzyć - żołdactwo obrało was Waść za zdziczałego maga, sprzyjającego wywrotowcom. Gawiedź w porcie bardzo rzadko widuje sceny, jakie zafundowałeś też żołdakom - spopielenie jakiegoś barachła żywcem to nie powód do jakichkolwiek poważniejszych reperkusji, lecz to nie ja tutaj opracowuję prawa... Osobiście uważam, że postąpiłeś słusznie. Przyjmij zatem ten oto glejt w dowód zmazania win.
Z początku kanalia, typ sukinsyna marzącego o ciepłym miejscu na emeryturze i świętym spokoju stał się w obliczu klęski całkiem ludzki. Medard przyjął zwój, podziękował i odprawił porucznika. Nie będzie zawracał królewskiej rzyci władcy Ekradonu takimi błahostkami...
- Ktoś powinien się tym zająć. Manatki same nie przylezą i nie wpakują się na łódź... Co za dzień!
Zaklął pod nosem w kindredzie, potem rzucił mięsem w narzeczu mrocznych elfów i poprawił starożytnym nasfitem. Piratowi mogło się to wydawać nieco dziwaczne.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Sena
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sena »

Sena wysunęła język i schowała go natychmiat, zsuwając się z gracją ze swojego legowiska. Wszystkie ruchy wykonywała powoli, było jednak pewna, że gdyby chciała, mogłaby poruszać sie znacznie szybciej. Odebrała od kobiety tomik i od razu, bezczelnie, otworzyła go na wsuniętej kartce. Mogło wydać sie to nieco dziwne, ale w tym momencie dłoń wężowatej zaczęła lekko drgać, jakby nie mogła utrzymać jej bez ruchu. Były to na tyle delikatne ruchy, aby nie utrudniały czytania, a dziewczynie pozwalały łatwiej skupić wzrok na tekście. Po dłuższej chwili skinęła powoli głową. Najwidoczniej czytanie nie było jej najmocniejszą stroną, albo zwyczajnie musiała przemyśleć sobie treść karteczki. Gdy Yas zaczęła mówić, zmiennokształtna wbiła nieruchome spojrzenie w jej usta, by móc oprócz słuchania czytać z ruchu jej warg. Gdy padło wspomnienie o piciu krwi, czarnowłosa uniosła wysoko brwi w zdziwieniu. Czyżby wskazany mężczyzna był zmiennokształtnym w komara? Mogło wydawać się to dziwne, ale Sena nigdy nie słyszała o wampirach. A przynajmniej niczego, co można brać na poważnie. Nie miała więc świadomości istnienia takich stworzeń. Jeszcze raz skinęła głową Yasmerin, wyszczerzyła kły do kotołaka w ostrzegawczym syknięciu i kiwnęła dłonią na łasiczkę.
- Chodź, cholero... Idziemy... - Ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę mężczyzny wskazanego przez Yas. Niezbyt podobał jej się fakt, ze wzmagał się kojarzący się jej z niebezpieczeństwem zapach. Odczekała chwilę z boku, aż straż oddali się nieco. Liczyła też, że rugi mężczyzna zajmie sie swoimi sprawami, ale nie wyglądało na to. A zleceniodawczyni nie wspominała zbytnio o dodatkowym towarzystwie. No, ale nie mogła czekać w nieskończoność. Podeszła nonszalanckim krokiem do tego, którego podejrzewała o bycie Medardem, omal nie krzywiąc się z powodu źle kojarzącej sie jej woni.
- Maszsz, poczytaj ssobie. - Wyciagnęła do mężczyzny dłoń z tomikiem, pilnując, by jej głos był spokojny i by jak najmniej posykiwać.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

- Miau? - Spytał ze zdziwieniem gdy Yas położyła mu dłonie na uszach. Wygiął głowę nienaturalnie do tyłu, tak że widział twarz od sodu, i mógł zajrzeć do jej dziurek w nosie. Co też zrobił. I nic ciekawego tam nie wypatrzył. - Miaaaaa! - Pisnął gdy w jego uszach znikąd pojawiła się woda. Cofnął się lekko, przez co tył jego głowy wylądował w piersiach dziewczyny i zaczął strasznie wiercić. Wszelkie oznaki jego wcześniejszego gniewu zniknęły. No, pomijając nastroszone futro ale to była już wina Yasmerinowej magii. Kompletnie olał Senę, bo choć coś tam zauważył że się szczerzy to postanowił być dumnym kotem, i nie zwracać uwagi na takie marne istoty jak wąż, które próbowały naśladować kocie syczenie. Tego że było na odwrót nikt nie musiał wiedzieć.
- Noooo... - Odpowiedział z przeciąganiem jednocześnie się odsuwając. Do przyjaciela? Pewnie jakiś łowca niewolników, albo pedofil chędożony. Albo i jedno i drugie. Mimo tych podejrzeń nudziło mu się, więc mógł sobie połazić za Yas. Kilka razy zatrzepał uszami, by pozbyć się wody po czym założył kaptur na łeb i poszedł za nią.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Dziewczyna przed nią nie zamierzała nawet udawać, że jej ufa. Yasmerin ze spokojem patrzyła, jak kobieta czyta wiadomość. Nie było tam niczego, co mogłoby jej się wydać podejrzane. A Medard na pewno będzie wiedział, jak to przeczytać. Prawdopodobnie powinna była mu przekazać nieco więcej informacji, ale gdyby zbyt długo zastanawiała się nad jakimś szyfrem, mogłoby się to wydać podejrzane. A Yaśka miała jednak lekkiego hopla na punkcie nie wzbudzania podejrzeń.
Lisiczka chciała zamarudzić, ale pod twardym spojrzeniem Havvok ruszyła za zmiennokształtną. Cały czas zachowywała się jak straszliwie obrażone stworzenie, trzymała się jednak blisko Seny i reagowała na wszelkie polecenia.
Przez chwilę jeszcze stała by zobaczyć, czy dziewczyna rzeczywiście podejdzie do Medarda. Kiedy zaś to się stało, ruszyła w przeciwną stronę, opuszczając port. Szła dość szybkim krokiem, zakładała jednak, że Naoki i tak będzie w stanie za nią nadążyć. Zmiennokształtni byli jednak szybsi i zręczniejsi, tak już ułożony był ten świat. Nie, żeby specjalnie z tego powodu płakała. Przez chwilę myślała intensywnie o tym, co jeszcze należało zrobić. Pisklęta dla Seny. Przebranie dla niej. Odwiedzenie Wujaszka i wytłumaczenie mu sytuacji. Znalezienie jakiejś dziewki, co będzie pełnić rolę Sary, ewentualnie wywalenie kogoś ze służby urzędnika (cóż, zapewni się biedaczce przeniesienie gdzieś indziej). No i oczywiście listy do króla Ekradronu.
A wszystko to zanim Medard ze swoją świtą wyruszy do Therii.
- Właściwie, jak ty masz na imię? - zapytała chłopca, kiedy dogonił ją wreszcie, zakładając kaptur by zasłonić uszy - Mi możesz mówić Yas.
Opuścili wreszcie port i zaczęli poruszać się wzdłuż jednej z ważniejszych ulic. Kręciło się tutaj mnóstwo ludzi, co chwilę na kogoś wpadali. Yasmerin jak zwykle bardzo pilnowała wszystkich swoich drobnych przedmiotów. Większość ważnych rzeczy i tak zostało w porcie, miała jednak szczerą nadzieję, że będą tam bezpieczne.
- Możesz mnie zaprowadzić do jakiegoś sklepu z odzieżą? - poprosiła chłopca, zmęczenie po całym ostatnim okresie znów zaczęło jej się dawać we znaki, więc wysupłała z kieszeni ostatnią fiolkę wzmacniającego eliksiru i wychyliła całość od razu - Nie jakąś wytworną, taką zwyczajną. Męską. Znajdziesz mi tu taki sklep...?
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Podstarzały pułkownik z sumiastym wąsem i jego czterej podkomendni zdążyli się już ulotnić i zająć łapaniem wywrotowców, gdy do Medarda podeszła jakaś dziewczyna. Po chwili wahania wręczyła mu jakiś bryk i, wydając z siebie coś na kształt syku, poleciła czytać. Wąpierz uważnie obejrzał dzieło, które okazało się być tomikiem kretyńskich wierszy nienależącym do nikogo innego jak tylko Yasmerin Havvok. Yas nie trawiła tego typu literatury, o wiele bardziej interesowały ją wojenne traktaty czy rozprawy agentów wywiadu, więc obdarowany zabrał się do szybkiego wertowania stron -pagina po paginie- aż znalazł liścik, w którego treść się zgłębił...
~Wujaszek, port.. Tiaaa, to było do przewidzenia. Przecież sprawa Sary zostaje cały czas nierozwiązana! Tylko te wyrazy układają się w ... TAK! To musi być TO! - nasunęło mu się na myśl po przejrzeniu świstka.
"Dziewczyna nie jest człowiekiem" -jak głosił zaszyfrowany napis w wiadomości ukrytej między kartami tomiku- i co również potwierdziło jej nienaturalne zachowanie. Niewłaściwe rodzajowi ludzkiemu - te syczące dźwięki szeleszczących głosek, sposób patrzenia na świat przypominający jadowitego węża bądź innego gada połykającego wzrokiem, swój kolejny posiłek czy ponadprzeciętne zmysły...
- Sstało się coś, że tak reagujesz? Czyżbyś się czegoś obawiała? - spytał tuż po dziwacznym zachowaniu nieznajomej, po czym kontynuował:
- Sądząc po treści tego badziewia, Yas nie miała większego kłopotu z dokończeniem roboty związanej z pobytem w porcie. Zaraz, zaraz - kim ty w ogóle jesteś, że tak bez niczego osoby o charakterze paranoika dają ci tego typu zlecenia do wykonania? Najlepiej będzie, jeśli powiesz o sobie coś więcej, jesteśmy strasznie ciekawi. Dlaczego też prychający na innych gronostaj Havvok łazi za tobą jakby nigdy nic? Zastanawiające - co ta cholera znowu wymyśliła? - ściszył nieco głos, by tylko zwierzokształtna mogła cokolwiek wyłapać - Możesz mi to streścić w detalach? - spytał.
Kątem oka zerkał na to, co akurat wyczyniał pirat, śledził też kotołaka - nieudolnego jeźdźca, lecz ten ostatni gdzieś się zapodział. No cóż - widać znudziło mu się paradowanie na mamucim grzbiecie. Kot z wozu, słoniom lżej.
Port pomału zaczynał przejawiać oznaki niewielkiego opustoszenia: kupcy tudzież pomniejsi kramiarze zwiali swe towary i kierowali się domów w dzielnicy łyków. Ich klientelę wypłoszyły wydarzenia powiązane z tajemniczym spopieleniem łotrzyka, najętego na tragarza. Reszta rozeszła się do swych spraw i tylko bidulek strażnik dzielnie spał na posterunku. Tak, nawet on -czujny stróż prawa- nie wytrzymał somnogennego marazmu i odpłynął w odmęty majaków i hedonistycznych wizji.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Nao przez cały czas trzymał się blisko Yas, konkretnie to szedł za nią. Dzięki temu mógł się gapić na jej tyłek i nie musiał zajmować się wymijaniem ludzi bo ona torowała mu drogę. Może to niezbyt szlachetne jak na mężczyznę, ale on nie był mężczyzną tylko chłopcem. Zresztą, musiał iść za nią bo to ona prowadziła. Jakby lazł przed, czy bok, to co chwila by mu musiała gadać "skręć tu". O swoje rzeczy się raczej nie martwił. Wszystko, pomijając broń trzymał w plecaku do którego nikt nie mógł się dobrać bez jego wiedzy. A katana na plecach i kaptur na głowie nadawały mu takiego groźnego, albo tajemniczego, albo i to i o albo nic, wyglądu. Słiiit. Psychopatyczne dziecko.
- Naoki. - Przedstawił się gdy zapytała go o imię. Gdy wspomniała o sklepie lekko się speszył. - Jestem tutaj dopiero drugi raz. Nie znam tego miasta... - Mruknął spuszczając głowę. Po chwili jednak uznał że na ziemi sklepu nie znajdzie. - Poszukam. - Rzucił tylko i z nadludzką szybkością zniknął w tłumie. Mimo takiej szybkości, bez trudu wymijał wszystkich stojących mu na drodze, czasem przybierając wręcz artystyczne pozy. Jednocześnie patrzał na szyldy różnorakich zakładów. Ale sklepu z męskimi ubraniami nie znalazł. Hmm. A ciekawe po co Yas męskie ubrania? Transwestytka? Nie wyglądała, ale nie wiadomo co siedzi w człowieku. Jako że nie mógł nic wypatrzeć, postanowił zapytać kogoś o ten sklep. Kilku dorosłych tylko warknęło na niego żeby spadał a jakaś przygłucha staruszka próbowała mu sprzedać owoce. W końcu zaczepił jakiegoś dzieciaka i od niego uzyskał informacje. Dzięki bogini Bast że choć ludzkie dzieci są normalne. Teraz kolejny kłopot. Yas mu się zgubiła. Udało mu się jednak wyczuć jej zapach w tym całym tłumie, bo przez swoje podróże nabrała pewnych zapachów których nie powinno na tej ulicy być. Ogólnie cała ta akcja zajęła Naosiowi około pięciu minut.
- Chyba wiem gdzie jest jeden. Ale to na ulicy obok. - Rzekł gdy z powrotem stanął koło niej. Poczekał, żeby zobaczyć czy chce ta iść(moze miała jeszcze coś do zrobienia na tej ulicy, Nao nie mógł wiedzieć) po czym uczepił się jej ręki i zaczął ciągnąć przez tłum. Doszli do końca ulicy. Skręcili w inną, przeszli jakimiś ciasnym i niezbyt ładnie pachnącym zaułkiem i już byli na dużo mniej zatłoczonej ulicy. Po krótkim zwiadzie kociak wypatrzył sklep. Nie wyglądał zbyt zachęcająco. I śmierdziało od niego starością.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Skoro Naoki miasta nie znał, obiecywało im to nieco dłuższe błądzenie. Yasmerin miała zamiar załatwić wszystko jak najszybciej, jednak pewnych rzeczy najwyraźniej nie dało się przeskoczyć. Kotołak jednak wyruszył na poszukiwania, zanim dziewczyna zdołała powiedzieć cokolwiek. A to w sumie nie było takie złe. Podczas gdy on biegał po ulicach Ekradronu rozglądając się za sklepem z ubraniami, ona znalazła handlarza drobiem. Zapłaciła za trzy wielkie skrzynie młodych kurczaczków, rozćwierkanych i żółciutkich jak złoto. Do tego jeszcze kilka młodych królików u sprzedawcy obok i całość poleciła dostarczyć do portu, na statek odpływający do Therii. Całość zaś miała odebrać kobieta o imieniu Yasmerin.
Havvok była pewna, że zmiennokształtnej nie będzie trzeba nawet specjalnie długo szukać, bo sama wyczuje pożywienie. A jeśli nie ona, z pewnością zrobi to Lisiczka, która nie omieszka zawracać wężowatej głowy do czasu, aż ta wreszcie zareaguje. Prawdziwa Yas miała wyłącznie nadzieję, że zwierzątko nie trafi po wszystkim do żołądka wężycy.
Akurat skończyła ze zwierzątkami i chodziła uliczkami, obserwując, kiedy wreszcie pojawił się Naoki. Uśmiechnęła się do niego wesoło, bo rozważała opcję, że chłopiec zwyczajnie dał nogę. A wolała jednak mieć kogoś przy sobie, zwłaszcza, że wciąż była zmęczona. Niektórych rzeczy nie da się do końca pozbyć nawet z eliksirami, a stosowną magią to ona nie dysponowała.
- Doskonale, prowadź zatem - uśmiechnęła się szeroko i gdy chłopiec złapał ją za rękę, ruszyła za nim.
Cały czas uważnie obserwowała, by zapamiętać drogę powrotną. Pewne nawyki pozostawały u niej niezmienne, a nie tylko Naoki miał prawo się obawiać, że zostanie gdzieś sprzedany. Na szczęście dziewczyna węch posiadała niemal szczątkowy, kompletnie więc nie przeszkadzały jej żadne zapachy, które towarzyszyły im na drodze. Była raczej zadowolona. A kiedy wreszcie znaleźli się pod sklepem, skinęła chłopcu i pewnym krokiem przestąpiła drzwi.
Przywitał ich dzwoneczek i dwóch znudzonych subiektów, układających mankiety koszuli na bezkształtnym manekinie. Wszędzie dominowały bure kolory i faktycznie wyglądało, jakby niektóre z tych ubrań czekały tu już przeszło pięćdziesiąt lat. Mężczyźni spojrzeli na Yasmerin, zaraz potem na Naokiego.
- Potrzeba coś dobrać dla braciszka...? - zapytał jeden z dobrodusznym uśmiechem, zdejmując już taśmę krawiecką z szyi i zbliżając się do kotołaka, ale Yasmerin pokręciła głową.
- Chcę ubrania dla siebie - powiedziała, jakby to była najnormalniejsza w świecie rzecz - O takim kroju, by maskowało moją figurę. Płacę w złocie, chciałabym więc, byście mi jak najszybciej przygotowali trzy komplety.
Mężczyźni wyraźnie mieli wątpliwości, ale mowa o pieniądzach jak zwykle zmieniała wszystko. Zaczęli wyszukiwać odpowiednią odzież, początkowo niepewnie, potem coraz śmielej. Jeden z nich zdjął też wymiary z Yasmerin, przepraszając co chwilę, że nie ma na sklepie żadnej kobiety, która mogłaby się tym zająć. Młoda Havvok udawała, że jej to nie rusza.
- Jeśli sam czegoś chcesz, dawaj znać - mruknęła w stronę Naokiego, siadając na krzesełku przygotowanym dla gości - Karnstein płaci.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Słysząc dźwięk dzwonka podniósł głowę do góry i przystanął w otwartch drzwiach. Na chwilę kompletnie stracił kontakt ze światem. Wyciągnął łapkę w stronę wydającej fajne dźwięki fajnej rzeczy ale nie mógł dosięgnąć. Zaczął więc bawić się drzwiami tak by dzwonek cały czas dzwonił. Wybrzdąkał nawet, choć strasznie nieudanie, jakaś krótką melodyjkę. A potem nagle spojrzał na innych w sklepie wielkimi jak spodki oczami, jakby się dziwił tym że jest w sklepie. Widząc nie zbyt zachwycone spojrzenia sprzedawców szybko zostawił drzwi w spokoju. A gdy jeden nich ruszył ku niemu z jakimś czymś do mierzenia skulił się i sięgnął ręką ku wiszącemu na jego plecach mieczowi, myśląc że ten ktosiek chce go udusić. Pomyłka jednak została szybko wyjaśniona i katana nie poszła w ruch. Kiedy tamci szukali ubrań i mierzyli Yas on zniknął gdzieś w gąszczu wiszących tu i tam ubranek. Po chwili jednak wrócił i stał grzecznie przy swej towarzyszce, żeby go nie posądzili o kradzież.
- Po co ci męskie ubrania? - Spytał dosyć cicho, gdy nikogo przy nich nie było. A czy naprawdę mu zależało na odpowiedzi? Pytał raczej z ciekawości, niż z konkretnej potrzeby wiedzy. Choć czasem potrafił być bardzo upierdliwy, kiedy nie chciało mu się odpowiedzieć.
- Umm... - Spojrzał na swoje ubranie. Brudne, podniszczone, lekko przy duże. Ale lubił je, i nie potrzebował tachać ze sobą innych. Poza tym nie chciał jałmużny.- Nie, dzięki. A kto to ten Karnstein? - Kucnął koło jej krzesła i położył głowę na jej kolanach.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość