Valladon[Wschodnia Brama] Samotnie czy w towarzystwie?

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Zaraz po wyjściu ze stajni Tea skierowała swe kroku ku centrum miasta. Szła szybko, jak zawsze, kiedy była zdenerwowana. Gdy doszła do miejsca, w którym uliczka przechodziła w szeroką ulicę miasta zwolniła gwałtownie, tak, że niemal się zatrzymała. Odetchnęła głęboko, powtarzając sobie, że nie ma co się irytować. W końcu nigdzie jej się nie spieszy. Konia też nie potrzebuje na „już”. Wprawdzie wrodzona ciekawość ciągnęła ją w miejsca raczej odmienne niż te równiny, na których się znalazła i wolałaby poznać najpierw inne okolice, ale skoro nie ma takiej możliwości, przynajmniej na razie, to trudno. Nie cierpiała gdy coś było jej narzucane i przymusowy pobyt w Valladonie również jej się nie podobał, ale obiecała sobie, że w Alaranii będzie starała się czegoś nauczyć. Chociażby cierpliwości.
        Przystanęła, nie bardzo wiedząc, gdzie udać się, by znaleźć jakieś miejsce na nocleg, ale od kłopotu wybawił ją znajomy nieznajomy ze stajni. Podbiegł do niej, po czym przedstawił się starając się najwidoczniej zachować dobre maniery. Tea nie cierpiała etykiety, którą starali się wpoić jej w domu i skrzywiła się teraz nieznacznie.
        - Gdzie się pani wybiera? – zagadnął.
Dziewczyna westchnęła i zatrzymała się, odwracając twarzą do rozmówcy.
        - Teanella Faelivrin – przedstawiła się, nie siląc się na specjalne grzeczności. – W tej sytuacji prawdopodobnie do karczmy. Nie zamierzałam tu zostawać, ale obawiam się, że o własnych nogach daleko nie zajdę, a nie mam dziś szczęścia do innych form transportu – stwierdziła i zarumieniła się lekko na wspomnienie upadku na brunetkę i sposobu, w jaki potraktowała stajennego.
        Zerknęła w tamtym kierunku, zastanawiając się, czy powinna wrócić i go przeprosić, ale zobaczyła jak staruszek wchodzi spokojnie do domu, stojącego niedaleko stajni, więc się rozmyśliła. Spojrzała na powrót na Saitavera i zmarszczyła lekko brwi.
        - Poleciłbyś mi jakąś porządną gospodę? – zapytała, uśmiechając się. Przynajmniej w jej zamierzeniu, bo wypadło to raczej jak niechętny grymas.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Camelie zdążyła jeszcze rzucić spojrzeniem po ulicy. Wyrazy twarzy przechodniów mówiły same za siebie, zresztą mina Naelle była równie wymowna. Praveen westchnęła cicho, zakrywając dłonią twarz na krótką chwilę.
        Czegoż ona się niby spodziewała? To było pewne, że nawet w najcichszym i najbardziej wyludnionym zakątku całego znanego świata znajdzie się ktoś, kto będąc świadkiem zdarzenia, jakie chwilę temu miało miejsce, postukałby się w głowę uznając tylko, iż zachowanie dziewczyny było, co najmniej, niestosowne.
        Dziewczyna chciała zniknąć. Nie dość, że przez własną reakcję było jej teraz głupio to jeszcze tak potraktowała kompletnie obcą osobę. Pokręciła zrezygnowana głową i wzdychając cicho przymrużyła lekko oczy. Już miała przeprosić za swoje zachowanie, gdy usłyszała wypowiedź nieznajomej. Zaskoczona uniosła gwałtownie głowę, na chwilę wbijając spojrzenie w twarz obcej kobiety. Praveen zmarszczyła lekko czoło. Takiej reakcji się nie spodziewała. Nieznajoma zaś pospiesznie wyminęła dziewczynę, która wodząc wzrokiem za zielonooką rozchyliła lekko usta jakby sama chciała coś powiedzieć. Jej wargi jednak tylko zadrżały nie przepuszczając żadnych słów. Camelie odwróciła się za czarodziejką, a przynajmniej za taką ją uznała po tym małym incydencie. Ostatnia wypowiedź nieznajomej zupełnie zbiła ją z tropu. Zwykle za takie zachowanie obrywała po głowie, a teraz... To wydawało jej się dość dziwne. Przez moment jeszcze wodziła wzrokiem za zmierzającą ku stajni kobietą, po czym kątem oka zerknęła na stojącą obok Naelle. Gdzieś za nią dostrzegła przypadkowych gapiów. Młoda Praveen westchnęła ciężko i zignorowawszy towarzyszkę, która wyglądała jakby chciała skomentować zajście, zaczęła się lekko otrzepywać z kurzu. Poprawiła jeszcze tylko torbę na ramieniu i bez słowa ruszyła w stronę bramy.
        To mógł być taki piękny dzień. Zaczął się zupełnie zwyczajnie i, choć jeszcze na szlaku to zapowiadał się dobrze. Około południa dotarła wraz z tym kupcem do miasta, wtedy też się pożegnali. Dobrze, że chociaż zabrała ze sobą wszystko. Niestety potem... potem było już tylko coraz gorzej, a miasto straciło urok, jaki wydawało się posiadać.
        Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie nie zauważywszy nawet, że właśnie wyszła poza bramy miasta. Spojrzała po sobie łapczywie nabierając powietrze do płuc. Rozejrzała się nerwowo.
        - Gdzie... - szepnęła do siebie - gdzie ja to zostawiłam...
        Już miała ruszyć biegiem z powrotem w stronę placu handlowego, gdy poczuła tylko ostre szarpnięcie w tył. Po okolicy rozległ się tylko stłumiony pisk. Nim Camelie zdołała się zorientować, stała przyciśnięta do muru okalającego miasto z zasłoniętymi ustami.
        Wiatr zawiał nieco mocniej, choć wydawał się jakby łagodniejszy. Burzowe chmury prawie zupełnie zniknęły pozostawiając niebo bajecznie błękitne. Gdyby nie to, że ognista kula zmieniła nieco swoje położenie można by pomyśleć, że czas się cofnął.
        Młoda Praveen spojrzała przed siebie. Dłoń zakrywająca jej usta opadła. Źrenice brunetki rozszerzyły się gwałtownie, zupełnie jak gdyby zobaczyła ducha. Przed nią stał wysoki, ciemnowłosy chłopak. A rysy jego twarzy były jej tak dobrze znane. Jednak nim zdążyła cokolwiek wydukać przerwał jej tak bardzo znajomy głos.
        - Zgubiłaś coś... Cami? - powiedział zwyczajnym tonem unosząc lewą rękę na wysokość ramion. Dziewczyna od razu rozpoznała swój plecak.
        - Gdzie ty go?
        - A znalazłem, nieważne gdzie. Zgubiłaś - mówił spokojnie, po czym westchnął ciężko. - Aj, siostra, siostra. Ciągle muszę cię pilnować.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Kobieta przedstawiła się, co prawda dosyć nieuprzejmie, co jeszcze bardziej Saitavera zaintrygowało. Wysoka klasa tkanin, kosztowności, obok których nie można przejść obojętnie, to cechowało ubiór tymczasowej towarzyszki. Zazwyczaj wysoko urodzeni znają podstawowe zasady etykiety, a ta mówi, aby być równie uprzejmym dla rozmówcy, chyba że ten wcześniej ciebie uraził. Rozmyślanie o tym Saitaver zostawił sobie na później, gdy padło pytanie ciemnowłosej.
- Poleciłbyś mi jakąś porządną gospodę?
Chłopak spojrzał zdziwiony na Teanellę. Dopiero zauważywszy bagaż, zrozumiał po co szukała tego budynku.
- Minęliśmy jedną, tuż przy stajni się znajduje. W tym mieście żadnej nie polecam, albo strasznie drogie, albo nie są godne przyjąć tak pięknej pani - smokołak mówił to spokojnie, na samym końcu z uśmiechem wykonał leciutki ukłon, akcentując komplement. Po chwili dodał. - Jeżeli chciałaby pani jeszcze dzisiejszego dnia opuścić to miasto, to z chęcią potowarzyszę w drodze - a odpowiadając na jeszcze niezadane pytanie, ciągnął dalej. - Nie mam celu, interesuje mnie jakiekolwiek większe miasto.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Gdy zapytała go o gospodę, Saitaver spojrzał na nią ze zdziwieniem, a potem przyjrzał się jej torbie. Ciekawa była czy zauważył przyczepiony do niej łuk. Wcześniej starała się go ukryć pod czarnym płaszczem, ale kształt broni mimo wszystko był raczej widoczny, a teraz dostrzegła, że materiał zsunął się, odsłaniając kawałek ramienia.
        - Minęliśmy jedną, tuż przy stajni się znajduje. W tym mieście żadnej nie polecam, albo strasznie drogie, albo nie są godne przyjąć tak pięknej pani – odparł mężczyzna, kłaniając się lekko. Tea parsknęła, słysząc komplement i widząc ten pokaz dobrych manier, ale zatuszowała to udając, ze się rozkaszlała. Jednocześnie poprawiła ułożenie peleryny, tak by znowu zasłaniała jej broń. Miała nadzieję, że zrobiła to w miarę dyskretnie.
        Zastanowiła się nad jego słowami. Teraz przypomniała sobie, że przecież widziała pijanych mężczyzn wytaczających się budynku naprzeciwko stajni. Spojrzała w tamtym kierunku i przyjrzała się karczmie mrużąc lekko oczy, ponieważ pogada poprawiła się i słońce znów świeciło w najlepsze. Po chwili namysłu stwierdziła, że ten przybytek raczej zalicza się do drugiej kategorii wymienionej przez mężczyznę. Wytężając nieco słuch mogła nawet rozróżnić słowa sprośniej piosenki, głośno i fałszywie odśpiewywanej przez podchmielonych klientów. Nie była pewna czy ma ochotę tam wchodzić a co dopiero nocować.
        Spróbowała ponownie skupić się na swoim rozmówcy.
        - Jeżeli chciała by pani jeszcze dzisiejszego dnia opuścić to miasto, to z chęcią potowarzyszę w drodze – powiedział Saitaver, a po chwili, przewidując jej pytanie, dodał - Nie mam celu, interesuje mnie jakiekolwiek większe miasto.
        Tea także nie miała jasno określonego celu podróży. Właściwie to nie bardzo orientowała się gdzie dokładnie jest i gdzie mogłaby stąd wyruszyć. Spojrzała w zamyślaniu w stronę bramy.
        - Nie masz przypadkiem mapy? Gdzie doszlibyśmy tamtym traktem? - zapytała, wskazując ręką interesujący ją kierunek. Potem spojrzała tam jeszcze raz, przekrzywiając lekko głowę i ruszyła energicznym krokiem przed siebie.
Po przejściu kilku kroków odezwała się ponownie.
        - Powiedzmy, że… przyjmuję twoją ofertę, Saitaverze. – oznajmiła, uśmiechając się lekko. – Ale proszę mów mi po imieniu.
        Czuła się okropnie staro, gdy mówił do niej „pani”. Cóż, w porównaniu z nim zapewne była stara, ale nie czuła się taką. Wprawdzie jako szlachcianka powinna być przyzwyczajona do tytułowania, ale zwykle jeśli już ktoś się tak do niej zwracał w Otchłani, to używał raczej słowa „panienko”.
        - Jesteś gotowy do podroży? – zapytała jeszcze, gdy mijali karczmę, spoglądając na nią wymownie. Ona nie potrzebowała prowiantu, ale byłoby nieciekawie gdyby jej obecny przewodnik padł z głodu w drodze.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

- Nie masz przypadkiem mapy? Gdzie doszlibyśmy tamtym traktem? - Saitaver, gdy tylko usłyszał pytania szczerze się roześmiał, po czym odpowiedział
- Nie mam, nigdy jej nie potrzebowałem, a dobrej jakości są drogie. Zawsze można zapytać, kupca czy nawet strażnika przy bramie.
Gdy tylko do smokołaka dotarło potwierdzenie jego propozycji i do tego zauważył uśmiech na twarzy towarzyszki, zapytał.
- Ruszamy ku przygodzie i nieznanemu czy zapytamy strażnika? - zapytał zupełnie zapominając o liście gończym i tym, że prawdopodobnie spróbują go pochwycić.
- Teanello, ależ oczywiście. Ja i tak miałem właśnie wyjeżdżać z tego miasta. A ty? - Szczególny nacisk położył na imieniu towarzyszki, aby zauważyła, że pamięta.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Jej paplanina chyba poprawiła Saitaverowi humor bo roześmiał się wesoło.
        - Nie mam, nigdy jej nie potrzebowałem, a dobrej jakości są drogie. Zawsze można zapytać, kupca czy nawet strażnika przy bramie – odpowiedział. Tea skinęła głową dając do zrozumienia, że to dobry pomysł. Ona nie musiała przejmować się pieniędzmi, przynajmniej chwilowo, więc wcześniej nawet nie rozważała jak radzić sobie bez mapy. Jednocześnie postanowiła, że zostawi to chłopakowi. Wydawało się, że to nie jest jej szczęśliwy dzień. Poza tym on miał najwidoczniej się na tym zna i na pewno poradzi sobie dużo lepiej niż niedoświadczona demonica.
        - Ruszamy ku przygodzie i nieznanemu czy zapytamy strażnika? – usłyszała pytanie. Nigdy nie uważała się za osobę bardzo rozsądną, ale „ruszanie w nieznane” brzmiało w jej uszach bardziej niebezpiecznie niż ekscytująco. Czytała w swoim czasie dużo książek. Ich bohaterowie zawsze szukali nieznanego i pakowali się w masę kłopotów. Z drugiej strony życie to nie powieść. Dziewczyna wciąż też nie wiedziała gdzie chciałaby się udać. Nawet jeśli strażnik udzieliłby wyczerpujących informacji wątpiła, by mogło to pomóc jej w podjęciu decyzji.
        - Ruszmy w nieznane – powiedziała pewnym i pogodnym głosem. Potem w jednej chwili uśmiech znikł z jej twarzy. - „Co ja do diabła wyprawiam?!” - zganiła się w myślach. - „Wyruszam nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. To będzie chyba cud, jeśli nie skończę gdzieś w rowie z poderżniętym gardłem.
Spojrzała na idącego obok mężczyznę nieco płochliwie ale uważnie. Jeszcze raz stwierdziła, że wygląda na wojownika. Ale nie na bandytę. Nakazała sobie spokój i odetchnęła.
        - Teanello, ależ oczywiście. Ja i tak miałem właśnie wyjeżdżać z tego miasta. A ty? - zapytał Saitaver, gdy zbliżali się już do bramy.
        - Raczej tak – odparła, wzruszając ramionami. Gdyby się uparła mogłaby podróżować w samej sukience. Zaletą bycia demonem było między innymi to, że niewiele było im potrzebne do przetrwania. To znacząco ułatwiało takie wyprawy.
        Podeszli do bramy już na tyle blisko, że Tea wyraźnie dostrzegła pilnujących jej dwóch zakutych w zbroje i uzbrojonych strażników. Wyglądali groźnie, ale dziewczyna nie zauważyła, żeby sprawdzali jakoś przechodniów. W końcu ona sama pojawiła się znikąd w uliczce tuż pod ich nosem, a oni alb tego nie zauważyli, albo to zignorowali. W obu wypadkach nie świadczyło to dobrze, o ich zaangażowaniu w pracę.
        Przy bramie wisiało też sporo ogłoszeń. Jak Tea zauważyła, były to głównie listy gończe lub oferty pracy. Przebiegła po nich pobieżnie wzrokiem. Uśmiechnęła się widząc aż trzy oferty sprzedaży kozy. Czyżby to były tutaj tak popularne zwierzęta? Nie mogła kupić konia ale z kozą najwyraźniej nie byłoby żadnego problemu. Parsknęła śmiechem wyobraziwszy sobie siebie jadącą wierzchem na kozie.
        Zerknęła na jeszcze kilka ogłoszeń i śmiech zamarł jej na ustach. Pośród zarośniętych, bandyckich twarzy dostrzegła mniej barbarzyński wizerunek. Co gorsza był to wizerunek raczej znajomy. Przeczytał ogłoszenie, a jej dłoń nieświadomi powędrowała w kierunku torby, sprawdzając, czy łuk jest na swoim miejscu. Był tam gdzie powinien, niestety wcale jej to nie uspokoiło. Przeczytała napisy na kartce jeszcze raz, ale litery pozostawały takie same – „Saitaver Altalon. Zarażony likantropią, zachować ostrożność.” Wprawdzie wizerunek nie był zbyt udany, a mężczyzna na nim miał ewidentnie elfie uszy, a Tea już zdążyła zauważyć, że Saitaver elfem nie jest, to jednak nie mogło być wątpliwości, że to o niego chodzi.
        Stała tak przez chwilę wpatrując się w kartkę. Jednocześnie w jej głowie toczyła się prawdziwa batalia. Część jej umysłu prawie krzyczała „Uciekaj!” Podróż z likantropem była jeszcze bardziej wariackim pomysłem. Z drugiej strony jakiś głosik podpowiadał jej, że taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Zmiennokształtni byli jedną ze słabiej opisanych ras. A przynajmniej w obszernej bibliotece jej ojca nie było zbyt wielu wzmianek o nich. Byli też rasą różnorodną i tajemniczą. To wszystko przyciągało ciekawską z natury dziewczynę.
        W końcu ta ciekawa i nieodpowiedzialna strona przeważyła. Stwierdziwszy w duchu, że to jest niepodważalnie najdziwniejszy i najbardziej szalony dzień jej życia, odwróciła się z powrotem do mężczyzny z nikłym uśmiechem na ustach i ciekawością w oczach. A potem bez słowa ruszyła w kierunku traktu mijając stojących na warcie strażników.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Camelie spojrzała w ciemne oczy brata, po czym energicznym ruchem z miną obrażonego dziecka sięgnęła po trzymany przez niego skórzany plecak. Ten bez większego sprzeciwu oddał przedmiot, jednak kiedy brunetka chciała go wyminąć chwycił ją za ramię.
        - Co?! - prawie krzyknęła czując ostre szarpnięcie do tyłu i odwracając się twarzą do brata.
        Chłopak jakby speszony wbił wzrok w ziemię. Nie puścił jednak ramienia siostry. Camelie uniosła wysoko brwi przechylając głowę delikatnie na bok. Jego zachowanie wydawało jej się nieco... podejrzane. Chłopak jednak milczał, co wydawało się jeszcze dziwniejsze.
        - Carl? - Głos Camelie jakby zadrżał. Nie chciała dać tego po sobie poznać, ale zachowanie starszego brata, ba, nawet jego obecność tutaj sprawiły, że ogarniał ją coraz to większy niepokój.
        - Nic - odburknął siląc się na uśmiech. - Mama prosiła żeby cię znaleźć...
        - Mama? - wtrąciła. - Przecież mogłam być gdziekolwiek! Jak Alarania szeroka tak mogłeś mnie nigdy nie znaleźć, także albo mnie śledziłeś, albo...
        - Matka - teraz to on przerwał jej wypowiedź. Dziewczyna tylko zerknęła na niego z rozchylonymi w zdziwieniu wargami. - Ona cię wyśledziła. A właściwie... no wyśledziła cię, z pomocą magii.
        Camelie ciągle jakby nie rozumiejąc zmarszczyła czoło. Owszem, wiedziała, że ich matka znała się na sztukach magicznych, ale nie dowierzała, iż mogła posiadać zdolność, która pozwalałaby jej odszukać miejsce pobytu kogokolwiek. Popatrzyła pytająco na brata, ale ten tylko odwrócił wzrok unikając jej spojrzenia.
        - Ach... wyjaśnię ci potem, teraz nie bardzo mamy no to czas - dopowiedział wymijająco luzując w końcu uścisk na jej ramieniu.
        - Po co tu jesteś? - zapytała cicho wodząc wzrokiem za spojrzeniem brata.
        Chłopak tylko warknął coś pod nosem, po czym rozejrzawszy się dokoła westchnął ciężko.
        - Nie tylko ja za tobą podążałem. Ktoś - tu zrobił pauzę, zupełnie jakby widział osobę, o której mówił - ma nieciekawe plany względem ciebie. Są blisko, ale nie bój nic. Póki tu jestem nic ci nie grozi. - Nagle odwrócił wzrok w stronę bramy jakby kogoś wypatrywał. - Jesteś sama?
        - Nie. To znaczy, tak. Em, chyba...
        Dziewczyna z zakłopotaniem przygryzła dolną wargę. W prawdzie pytanie nie było trudne, ale w ciągu zaledwie kilku godzin zdarzyło się tyle niespodziewanych rzeczy. Spotkała tak wielu ludzi. Już sama nie wiedziała czy podróżuje z kimś, czy samotnie, tym bardziej, że przed chwilą jeszcze stała razem z Naelle. Westchnęła cicho wymijając brata. Palcami wodziła po kamiennym murze zatrzymując się zaledwie kilka stóp obok bramy. Spojrzała za siebie na ciemną czuprynę brata. Uśmiechnęła się niczym beztroski dzieciak i ruszyła przed siebie nie zauważywszy, że właśnie przez bramę wychodzą ludzie. Jak się okazało... wpadła na "spotkaną" wcześniej kobietę, którą uznała za czarodziejkę. Zachwiała się i dla równowagi zrobiła krok w tył.
        - Prze... Przepraszam! - Z zażenowaniem spuściła głowę wbijając wzrok w ziemię.
        Zapowiadało się świetnie. Najpierw nawrzeszczała za nieostrożność na tę kobietę, a teraz sama na nią wpadła. Po prostu świetnie!
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Gdy tylko przeszła przez bramę jej wzrok skupił się na krajobrazie, jaki pojawił się przed jej oczyma. Dość szeroka i dobrze utrzymana droga wiodła od bramy, ciągnęła się przez zielone pola i niknęła za horyzontem. Gdzieniegdzie widoczne były kępy krzaków i drzew. Jedynym urozmaiceniem była błękitna wstążka rzeki błyszcząca w oddali. Widok był monotonny, ale w jakiś sposób piękny. Tea przystanęła, starając się zapamiętać to, co widziała. Już wiedziała, co będzie robić podczas najbliższego postoju. Zdecydowanie musiała opisać ten zwariowany dzień w swoim dzienniku i przy okazji zamierzała narysować ten pejzaż.
        Gdzieś w pobliżu usłyszała jakieś głosy, ale nie zrozumiała co mówią, skupiwszy się na widoku równiny. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch i odruchowo cofnęła się o pół kroku. To niestety nie pomogło i na zamyśloną demonicę wpadła dziewczyna. Tea zachwiała się od uderzenia i poleciała w tył. Pewnie wylądowałaby, już któryś raz z kolei tego dnia, na ziemi ale częściowo została podtrzymana, a częściowo złapała się Saitavera, który szczęśliwie stał za nią. Spojrzała na niego z wdzięcznością i stanęła o własnych siłach.
        Dopiero wtedy zorientowała się kto się z nią zderzył. Omal nie parsknęła śmiechem, widząc dziewczynę na którą wcześniej spadła.
        - Prze... Przepraszam! – powiedziała ciemnowłosa, spuszczając głowę i patrząc w dół.
        - Nie szkodzi, teraz chyba jesteśmy kwita – Tea uśmiechnęła się leciutko. Jakimś cudem to zdarzenie znacząco poprawiło jej humor.
        Zerknęła też ponad ramieniem dziewczyny na towarzyszącego jej chłopaka. On również miał ciemne włosy i oczy. Był do brunetki podobny. Tea zastanawiała się przez moment czy są rodzeństwem. Wyglądali jak brat i siostra, ale to mógł być przypadek. Pomyślała też o swoim bracie, którego zostawiła w Otchłani. Była ciekawa ile czasu minie zanim zacznie za nim tęsknić.
        - Widzę, że też opuszcza już pani miasto? – zagadnęła by zapobiec niezręcznej ciszy, której groźba wisiała w powietrzu. – Można wiedzieć gdzie się pani udaje?
        Już po zadaniu tego pytania stwierdziła, że odpowiedź może pomóc jej choć trochę ogarnąć sytuację i z ciekawością tlącą się w zielonych oczach, czekała na odpowiedź.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Saitaver razem z Teanelle przeszli przez bramę bez problemu. Nagle na jego towarzyszkę wyskoczyła inna dziewczyna. Skądś znał te włosy. Smokołak poznał ją po głosie.
- Witam jeszcze raz - powiedział do bursztynookiej. Nie musiał silić się na więcej, jego towarzyszka go wyręczyła.
- Widzę, że też opuszcza już pani miasto?
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Uniosła nieco głowę, by spojrzeć na kobietę, w którą właśnie wpadła. Camelie czuła się niczym przyłapane na podbieraniu słodyczy dziecko. Fakt, iż nieznajoma wcale nie miała jej tego za złe - a przynajmniej nie okazała tego - nie poprawiał samopoczucia brunetki. Dziewczyna zerknęła ukradkiem za zielonooką, gdzie dojrzała dość znajomą twarz. O ile można takim mianem określić coś - a w tym wypadku kogoś - co widziało się przez zaledwie niedługą chwilę wcześniej, tego samego dnia.
        - Witaj - zwróciła się do mężczyzny odpowiadając tym samym na jego powitanie, po czym spojrzała na zielonooką. - Jeszcze raz przepraszam. Za... za wcześniej też.
        Brat dziewczyny zmierzył nieznajomych wzrokiem. Westchnął cicho odwracając na moment wzrok. Przez krótką chwilę stał tak bez ruchu przysłuchując się skromnej rozmowie.
        - Tak. To znaczy, chyba tak - tu spojrzała pytająco na brata, ten jednak wpatrywał się gdzieś w dal. - Raczej opuszczamy miasto. Niebawem.
        Carl zmarszczył nieco czoło, po czym jakby dojrzał coś, o czym nie miała pojęcia ani jego siostra, ani pozostała dwójka - nie bierzemy tutaj pod uwagę stojących zaledwie kilka stóp dalej strażników - obecnych przy bramie osób wyminął zgromadzonych i ruszył w stronę stajni. Brunetka zdziwiona popatrzyła na poczynania brata. Z resztą nie tylko ona była zdumiona jego zachowaniem.
        - Hę? Carl!?
        - Wyruszamy z Valladonu. Natychmiast! - rzucił oddalając się od zgromadzonej pod bramą trójki, po czym zniknął za rogiem budynku.
        Camelie w małym szoku popatrzyła na stojącą przed nią dwójkę. Zaśmiała się nerwowo uciekając wzrokiem. Nie minęła długa chwila, kiedy dziewczyna miała coś powiedzieć, by przerwać nieco niezręczną ciszę, gdy po okolicy rozeszło się niespokojne rżenie koni. Zaniepokojona i nieco zaciekawiona hałasem uniosła gwałtownie głowę. Wtedy też do nieznośnego rżenia dołączył stukot końskich kopyt. I to w znacznej ilości. Dziewczyna zmarszczyła nieco brwi próbując wyspekulować, co też takiego się dzieje. Wtedy zza rogu wyłoniła się sylwetka jej brata, który... w pośpiechu prowadził cztery konie. Jednego z wierzchowców rozpoznawała, ale pozostałe trzy były jej obce - zarówno z sylwetki jak i umaszczenia.
        - Mam nadzieję, że państwo potrafią jeździć konno, bowiem wynosimy się stąd. Już! - krzyknął Carl bez żadnego słowa wyjaśnienia zbliżając się do siostry i stojących obok niej osób.
Ostatnio edytowane przez Camelie 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Zza pleców kobiety wyszedł mężczyzna. Wydawał się pewny siebie. Kochanek, jak go nazwał w myślach Saitaver, idąc do stajni, zniszczył całą nadzieję, na dodatkowe towarzystwo. Oni mieli konie, a smokołak i Teanella nie. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle usłyszał hałas kopyt, jakby całe stado dzikich rumaków pędziło obok. Wszystko się wyjaśniło, Carl prowadził cztery konie, tylko skąd je wziął, raczej nie kupił.
- Mam nadzieję, że państwo potrafią jeździć konno, bowiem wynosimy się stąd. Już! - Te słowa ucieszyły Saitavera, nie będą podróżować sami. Szybko wskoczył na konia, przy okazji zakładając kaptur, ukrywając twarz przed strażnikami.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Brunetka przywitała się z Saitaverem po czym przeprosiła demonicę za „wcześniej”. Tea podejrzewała, że chodzi o to jak dziewczyna upomniała ją na placu. Już właściwie o tym zapomniała i tylko boląca ręka przypominała jej o incydencie. Nie miała też do niej żalu. Potrząsnęła lekko głową i chciała już zapewnić o tym brunetkę, gdy ta odwróciła się do towarzysza i odpowiedziała na jej wcześniejsze pytanie.
        Tea wciąż jednak nie wiedziała gdzie się udają. Westchnęła w duchu, ale nie dała po sobie poznać, że jest rozczarowana. Wtedy brunet zmarszczył brwi jak gdyby coś zobaczył. Nemorianka podążyła za jego spojrzeniem, ale nic nie dostrzegła, a wzrok miała świetny. Zmarszczyła w zastanowieniu brwi, przyglądając się chłopakowi.
        -Hę? Carl? – odezwała się tymczasem brunetka. Najwidoczniej nie tylko demonica widziała w jego zachowaniu coś dziwnego. Chłopak natomiast szybkim krokiem wyminął ich i wszedł przez bramę, krzycząc coś o natychmiastowym wyjeździe z miasta. Tea odprowadziła go wzrokiem unosząc brew. Potem odwróciła się do dziewczyny spoglądając na nią pytająco.
        Zza muru dobiegło rżenie koni, a po chwili stukot wielu kopyt uderzających o bruk. Brunet wrócił prowadząc cztery konie. Nie miał zbyt szczęśliwej miny. Wyglądał na zaniepokojonego i trochę jakby… złego? Jakby coś nie szło po jego myśli. „Czy komukolwiek coś dzisiaj wychodzi?” pomyślała demonica, patrząc jak Carl podchodzi.
         - Mam nadzieję, że państwo potrafią jeździć konno, bowiem wynosimy się stąd. Już! – rzucił. Tea spojrzała na niego z zaskoczeniem. Potem przeniosła wzrok na konie i z powrotem na chłopaka, a potem jeszcze niepewnie zerknęła na brunetkę i Saitavera. Nie miała pojęcia skąd Carl wytrzasnął cztery konie i czuła się niezręcznie na myśl, że miałaby jechać na cudzym wierzchowcu. W dodatku chłopak chyba zadecydował już na nich, że jadą razem z nim.
        Zerknęła jeszcze raz na konie marszcząc brwi. Ucieszyła się niezmiernie, że wierzchowce były już osiodłane. Pewnie zajęłoby jej chwilę rozgryzienie co gdzie zapiąć. Oczywiście uczyła się jeździć w Otchłani ale to było już ładnych kilkanaście lat temu i nie była tak naprawdę pewna ile z tego pamięta. Patrząc na minę Carla miała złe przeczucia odnośnie tej podróży. Jakaś konna ucieczka jej się nie uśmiechała. Na dziś była wystarczająco posiniaczona i miała zdecydowanie dosyć spadania na ziemię. Nie potrzebowała jeszcze upadku z konia do kompletu.
        Saitaver natychmiast dosiadł jednego z koni i nałożył kaptur. Wyglądał na zadowolonego. Tea przymknęła powieki biorąc głęboki oddech. Czuła, że nie nadąża za tym co się wokół niej dzieje. Gdy otworzyła oczy złapała wodze kasztanowego konia, który wydawał się wolny. Nie było czasu nawet by się mu lepiej przyjrzeć, a co dopiero przyzwyczaić do swojej obecności i demonica miała szczerą nadzieję, że to spokojny wierzchowiec, bo zwierzęta jakoś niezbyt ją lubiły. Być może chodziło tu o jej demoniczny zapach ale nie była pewna.
        Nie tracąc więcej czasu dosiadła swojego konia. Czuła się nieco dziwnie w siodle ale uznała, że się przyzwyczai. Niepewnie ujęła wodze w ręce i spojrzała na Carla, który chyba miał prowadzić.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Spojrzenia mówią wiele. Bywają radosne i przepełnione nadzieją bądź zupełnie odwrotnie - pełne żalu, przygaszone i pozbawione chęci życia. Zwykle, to spojrzenie zdradza kłamstwo i ułudę. Zaledwie nieliczni potrafią je w pełni zamaskować. Wzrok tego mężczyzny jednak nigdy nie kłamał. Wyrażał dokładnie to, co czuł w danej chwili.
        Camelie, nieco skołowana nagłym obrotem zdarzeń, popatrzyła pytająco na brata. Carl jednak nie odpowiedział ani słowem. Nie odwracając wzroku od siostry wręczył pozostałym wodze, oddając tym samym pod ich opiekę dwa osiodłane wierzchowce. I, choć spojrzenie bruneta wydawało się chłodne, jakby nieznoszące sprzeciwu, dziewczyna widziała w nim ukrytą prośbę - wręcz błaganie - i strach. Nie rozumiała skąd u niego strach, ale wiedziała, że winna się pospieszyć, że to nie pora na wykłócanie się o rację. W prawdzie nie wiedziała, o co też chodzi jej bratu, ale uznała, że, o to zapyta go później.
        Bez słowa odebrała od niego wodze przyprowadzonego konia. Nie myślała nawet o tym, by zapytać, skąd też i w jaki sposób zdobył zwierzęta. Odruchowo uniosła klapę siodła sprawdzając popręg i spuściła strzemię, po czym przerzuciła wodze przez łeb konia i wprawnym ruchem wspięła się na grzbiet karego wierzchowca. Zwierzę poruszyło się nieznacznie, głośno wypuszczając gorące powietrze przez chrapy, jakby na znak, że wcale mu się nie podoba obecna sytuacja. W międzyczasie Carl także usiadł w siodle, przy czym jego gniadosz - będący jedynym koniem, którego rozpoznała brunetka - zarżał cicho, jak miał to w zwyczaju, gdy dosiadał go ktokolwiek z rodziny. Camelie obejrzała się na pozostałą dwójkę. Ciemnowłosy - Saitaver, o ile dobrze pamiętała - choć, w dużej mierze, jego twarz skrywał kaptur, wyglądał na dość zadowolonego, siedząc na smukłym siwku. Zaś czarnowłosa - czarodziejka, jak w myślach określała ją Praveen - z dość niepewnym wyrazem twarzy, usadawiała się na grzbiecie kasztana. Camelie, zupełnie nieświadomie, posłała jej pokrzepiający uśmiech, po czym odwróciła się w kierunku brata. Nie zdążyła jednak o nic zapytać, bowiem brunet odezwał się pierwszy, zwracając się do wszystkich.
        - Musimy się pospieszyć. Pojedziemy trochę na skróty, znam dobre miejsce, gdzie bez obaw możemy przekroczyć rzekę. - Czując na sobie pytające spojrzenie siostry zwrócił wzrok w jej stronę. - Nie możemy podążyć głównym traktem, bo nas złapią. Wszystko wytłumaczę wam - spojrzał na niebo, które jeszcze chwilę temu zasnute było burzowymi chmurami - jak przeprawimy się już na drugi brzeg rzeki Motylii.
        - Ale... - wtrąciła Camelie. - Gdzie my, właściwie, jedziemy?
        Na krótką chwilę pomiędzy zgromadzonymi zapadła zupełna cisza. Zaś w uliczce za nimi, ponownie tego dnia, rozpętało się zamieszanie. Dwóch wysokich mężczyzn, odzianych w dość drogie, choć ciągle dające swobodę i nadające się do podróży, stroje gorączkowo rozglądało się, zupełnie jak gdyby kogoś szukali. Jeden z nich, najwyraźniej dostrzegłszy wypatrywany cel, zaczął coś krzyczeć, puszczając się biegiem w kierunku bramy i wpadając przy tym na jakąś młodą kobietę.
        Brunetka słysząc niezrozumiałe wrzaski spojrzała się przez ramię. Jej brat uczynił to samo, po czym zmarszczył w niezadowoleniu czoło.
        - Przede wszystkim kierujemy się w okolice Zamku Czarodziejek.
        - A poza tym? - znów wtrąciła brunetka.
        Chłopak westchnął ciężko spoglądając na siostrę.
        - Ty się chyba nie zmienisz, nie? Jak tak bardzo chcesz, to możemy pozwiedzać po drodze, ale, to dopiero po tym, jak zgubimy tamtych... - Wskazał palcem biegnącego w ich kierunku mężczyznę. - Oczywiście, o ile będę miał pewność, że nas nie znajdą i nie złapią, siostrzyczko...
        Dziewczyna ponownie spojrzała się za siebie. Choć ciągle nie rozumiała w pełni sytuacji, nie chciała dać się złapać, bez względu na wszystko. Wtedy też za nimi rozległ się nieporadny krzyk.
        - Straże! Straże! - krzyczał jakiś starszy mężczyzna, przeciągając przy tym ostatnią głoskę wyrazu. - Złodzieje! Złodzieje zabrali konie!
        Ostatnie słowa wzburzyły jeszcze większe poruszenie w uliczce za zebraną czwórką. Strażnicy dopiero teraz ruszyli się ze swych miejsc pod bramą, zaś biegnący, od krótkiej chwili, szlachcic, został zatrzymany przez, na ponów, tłocznie zbierających się ludzi.
        - Ukradłeś konie?! - Camelie rzuciła z niedowierzaniem w stronę brata, jednak tego już nie było obok.
        Westchnęła tylko i nerwowo zerknęła za siebie. Ta sytuacja podobała jej się coraz mniej z każdą kolejną chwilą, ale cóż mogła począć? Nie rozumiała powodów tego całego zamieszania i obecnie mogła jedynie podążyć za bratem, by ten ewentualnie wyjaśnił jej, o co chodzi. Pospiesznie ściągnęła wodze i spinając łydki ścisnęła konia w bokach. Ruszyła galopem, by, czym prędzej, dogonić brata. Pozostali, najwyraźniej uznawszy, że podążanie za rodzeństwem jest w tej chwili najrozsądniejszym, co mogą uczynić, nie zwlekając, ruszyli za nimi i, zaledwie sekundy później, w miejscu przed bramą wznosiły się już tylko tumany kurzu.

Ciąg dalszy: Camelie, Teanella & Saitaver
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości