Re: [Ogród zimowy] Konwalie jesienią
: Czw Lis 17, 2011 7:05 pm
- Nie wiem. Po prostu gdzieś je zatraciłem. Po powrocie z wojny pragnąłem tylko o niej zapomnieć. Zamknąłem się więc w swoim świecie. Nie chciałem niczego, tylko spokoju, żeby nie było już wspomnień. A potem... potem zagrzebałem się w bieżących sprawach, zająłem się pomocą Liriels, zająłem się jej problemami. Sam ich nie miałem, nie prywatnych. Było dobrze tak jak było, nie musiałem się o nic martwić. Nie brakowało mi niczego, więc po prostu przestałem chcieć czegokolwiek. Masz rację, że pragnienia nas kształtują, mnie i moje zamykanie się w sobie ukształtowała chęć zapomnienia o wojnie. Nic więcej nic mniej, a potem... nie wiem, myślę, że trochę jakbym zniknął. Mam nadzieję, że to się zmieni, że może ty mi w tym pomożesz.
Tarald uśmiechnął się do niej i podał jej ramię.
Gdzieś w południe, kiedy jesienne słońce pięknie świeciło na szaroniebieskim niebie dotarli do miejsca, w które chciał ją zabrać Tarald. Jednemu z jego znajomych w Astron-oris jakiś czas temu oszczeniła się suka, miała pięć szczeniąt, z którymi trzeba było coś zrobić. Tarald już wcześniej pomyślał, że Yngwirdii przydałby się jakiś wesoły, mały towarzysz. Miał nadzieję, że zwierzątko ją rozweseli. Co prawda w planach miał, że sam pójdzie do przyjaciela, wybierze szczeniaka i jej go przyniesie, ale kiedy rozmawiali doszedł do wniosku, że może Yngwi sama chciałby go sobie wybrać.
W dużej izbie na drewnianej podłodze bawiło się wesoło pięć, małych, białych i wesołych kulek. Wszystkie szczeniaki były takie same, wyglądały, jak włochate, śnieżnobiałe kulki z czarnymi noskami i ciemnymi oczami. Różniły się tylko temperamentem, choć każdy próbował bawić się na swój sposób. Gryzły się po futerkach, tarmosiły za uszy, szczekały i piszczały na siebie. Jeden z nich położył się nawet na plecach jakby sprawdzał jak jego rodzeństwo wygląda z tej pozycji. Tymczasem inny szczeniak bez ogródek chwycił go za ogon i pociągnął. Pierwszy rzucił się zaskoczony na jeszcze innego i tak zabawa ciągnęła się dalej. Gdzieś w kącie, na dużym posłaniu leżała matka małych piesków. Była dużym psem. Kiedy zobaczyła nieznajomych podniosła łeb, wstała i zamachała wielkim, puchatym ogonem. Najwyraźniej znała Taralda bo wesoło podeszła do niego i trąciła jego dłoń pyskiem.
Tarald przedstawił swojemu przyjacielowi Yngwirdię jako swoją narzeczoną i od razu powiedział z czym przyszedł, że chcę wziąć dla swojej przyszłej żony jedno ze szczeniąt. Przyjaciel, a właściwie znajomy wojownika uśmiechnął się w dziwny sposób zaskoczony, że ten przychodzi do niego z kobietą, w dodatku przedstawia ją jako swoją narzeczoną, ale oczywiście pogratulował mu i powiedział, że mogą wybrać sobie pieska.
- Pomyślałem, że taki mały towarzysz cię rozweseli - rzekł z uśmiechem całując ją w czoło.
- Wybierz którego zechcesz. Będzie twój, ale jeśli będziesz chciała pomogę ci się nim opiekować - dodał. Naprawdę miał nadzieję, że Yngwi spodoba się pomysł posiadania psa.
Tarald uśmiechnął się do niej i podał jej ramię.
Gdzieś w południe, kiedy jesienne słońce pięknie świeciło na szaroniebieskim niebie dotarli do miejsca, w które chciał ją zabrać Tarald. Jednemu z jego znajomych w Astron-oris jakiś czas temu oszczeniła się suka, miała pięć szczeniąt, z którymi trzeba było coś zrobić. Tarald już wcześniej pomyślał, że Yngwirdii przydałby się jakiś wesoły, mały towarzysz. Miał nadzieję, że zwierzątko ją rozweseli. Co prawda w planach miał, że sam pójdzie do przyjaciela, wybierze szczeniaka i jej go przyniesie, ale kiedy rozmawiali doszedł do wniosku, że może Yngwi sama chciałby go sobie wybrać.
W dużej izbie na drewnianej podłodze bawiło się wesoło pięć, małych, białych i wesołych kulek. Wszystkie szczeniaki były takie same, wyglądały, jak włochate, śnieżnobiałe kulki z czarnymi noskami i ciemnymi oczami. Różniły się tylko temperamentem, choć każdy próbował bawić się na swój sposób. Gryzły się po futerkach, tarmosiły za uszy, szczekały i piszczały na siebie. Jeden z nich położył się nawet na plecach jakby sprawdzał jak jego rodzeństwo wygląda z tej pozycji. Tymczasem inny szczeniak bez ogródek chwycił go za ogon i pociągnął. Pierwszy rzucił się zaskoczony na jeszcze innego i tak zabawa ciągnęła się dalej. Gdzieś w kącie, na dużym posłaniu leżała matka małych piesków. Była dużym psem. Kiedy zobaczyła nieznajomych podniosła łeb, wstała i zamachała wielkim, puchatym ogonem. Najwyraźniej znała Taralda bo wesoło podeszła do niego i trąciła jego dłoń pyskiem.
Tarald przedstawił swojemu przyjacielowi Yngwirdię jako swoją narzeczoną i od razu powiedział z czym przyszedł, że chcę wziąć dla swojej przyszłej żony jedno ze szczeniąt. Przyjaciel, a właściwie znajomy wojownika uśmiechnął się w dziwny sposób zaskoczony, że ten przychodzi do niego z kobietą, w dodatku przedstawia ją jako swoją narzeczoną, ale oczywiście pogratulował mu i powiedział, że mogą wybrać sobie pieska.
- Pomyślałem, że taki mały towarzysz cię rozweseli - rzekł z uśmiechem całując ją w czoło.
- Wybierz którego zechcesz. Będzie twój, ale jeśli będziesz chciała pomogę ci się nim opiekować - dodał. Naprawdę miał nadzieję, że Yngwi spodoba się pomysł posiadania psa.