Re: [Ekradron] Daleka droga do domu
: Nie Lip 03, 2011 1:26 am
Rozmowa o szpiegowaniu, miast zakończyć się w miejscu gdzie osiągnęli jako takie porozumienie, ciągnęła się dalej, coraz bardziej rozbawiając młodą alchemiczkę. Naturalnie też Medard nie byłby sobą, gdyby znowu nie obraził osoby z którą rozmawia. Przewróciła oczami, wzdychając ciężko. Zaprawdę, niepoprawny przypadek. Wysłuchała go jednak do końca, nie wyrażając głośno swojego niezadowolenia.
- To wielka strata zatem, że tak doskonali zbieracze informacji zmienili sfery swoich działań - odpowiedziała, nie komentując faktu, że większość wymienionych przez księcia działań nawet nie leżała w kompetencji szpiegów - Wybacz, że śmiałam cię pouczyć. Mam nadzieję też, że choć ja i moi ludzie porównani możemy być jedynie do pikusia, nadal masz z nas przynajmniej odrobinę pożytku.
Bardzo się postarała, aby jej głos nie nosił ani śladu urazy czy ironii. Zaraz też zainteresowała się rycerzami, którzy właśnie ich mijali, przeszła do badania mocy dookoła. Komentarz Medarda mimo wszystko wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny. A niech giną, zakonnicy.
- Trochę głupio jak przyjdzie nam walczyć z nimi w formie nieumarłej, takiego pancerza to pewnie nie zgubi i po wielu latach... - westchnęła z niesmakiem, patrząc na pobrząkujących zbrojeniem rycerzy - Taa, zakute łby... Chyba nie chcę myśleć, co też się roi w tych ich głowach.
Wysłuchała chwilowej rozmowy obu mężczyzn, zachowując nieco znudzoną mimikę twarzy. Umiała naśladować napuszony styl wypowiedzi arystokratów, bo była osobą raczej pojętną i uczyła się szybko, wiele razy nie potrzebowała się przyglądać czy przysłuchiwać. Nadal jednak ta dziwaczna forma mówienia nieco ją odstręczała. Jakby nie można było użyć prostego "Za nami idzie horda nieumarłych, radzimy raczej zawrócić".
No ale cóż, pochodziła z prostego ludu, najwyraźniej trzeba było zrodzić się arystokratą aby docenić ich wyższą estetykę. Wymieniła spojrzenie z Gersenem. Może jej się tylko wydawało, ale on chyba podzielał jej opinię. Wzruszyła z westchnieniem ramionami, bo przecież nie było tu nawet nic do komentowania. Omal zresztą nie parsknęła głośnym śmiechem, gdy rycerz zbagatelizował całe zagrożenie. No ale czego innego się spodziewać po nosicielu zbroi tak cudownie lśniącej i mowie tak kwiecistej? Pieśń bardów rzeczywiście kojarzyła, była to jednak jedna z wielu rzeczy, jakie trzymała pośród plotek i niesprawdzonych informacji. Rycerstwo róży nigdy nie dokonało otwarcie niczego wielkiego, więc też i zachowywała dość dużą ostrożność w przyznawaniu im takiej potęgi. Bo choć nie lekceważyła plotek, najbardziej na świecie uwielbiała fakty.
Od razu też zrobiło jej się milej, kiedy minął ją ostatni zakuty w blachę rycerz. Słonko jakby zaczęło jaśniej świecić, ptaszki się rozśpiewały, komary gdzieś przepadły i nawet bąble po nich chyba mniej swędziały...
- Jeszcze nie, niech miną tył karawany i znikną na bagnach, a uznam ich za fakt niebyły - westchnęła, przeciągając się lekko i zrównując z nimi konia - To zaskakujące, ale nawet sercem jestem po stronie Megdara.
- To wielka strata zatem, że tak doskonali zbieracze informacji zmienili sfery swoich działań - odpowiedziała, nie komentując faktu, że większość wymienionych przez księcia działań nawet nie leżała w kompetencji szpiegów - Wybacz, że śmiałam cię pouczyć. Mam nadzieję też, że choć ja i moi ludzie porównani możemy być jedynie do pikusia, nadal masz z nas przynajmniej odrobinę pożytku.
Bardzo się postarała, aby jej głos nie nosił ani śladu urazy czy ironii. Zaraz też zainteresowała się rycerzami, którzy właśnie ich mijali, przeszła do badania mocy dookoła. Komentarz Medarda mimo wszystko wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny. A niech giną, zakonnicy.
- Trochę głupio jak przyjdzie nam walczyć z nimi w formie nieumarłej, takiego pancerza to pewnie nie zgubi i po wielu latach... - westchnęła z niesmakiem, patrząc na pobrząkujących zbrojeniem rycerzy - Taa, zakute łby... Chyba nie chcę myśleć, co też się roi w tych ich głowach.
Wysłuchała chwilowej rozmowy obu mężczyzn, zachowując nieco znudzoną mimikę twarzy. Umiała naśladować napuszony styl wypowiedzi arystokratów, bo była osobą raczej pojętną i uczyła się szybko, wiele razy nie potrzebowała się przyglądać czy przysłuchiwać. Nadal jednak ta dziwaczna forma mówienia nieco ją odstręczała. Jakby nie można było użyć prostego "Za nami idzie horda nieumarłych, radzimy raczej zawrócić".
No ale cóż, pochodziła z prostego ludu, najwyraźniej trzeba było zrodzić się arystokratą aby docenić ich wyższą estetykę. Wymieniła spojrzenie z Gersenem. Może jej się tylko wydawało, ale on chyba podzielał jej opinię. Wzruszyła z westchnieniem ramionami, bo przecież nie było tu nawet nic do komentowania. Omal zresztą nie parsknęła głośnym śmiechem, gdy rycerz zbagatelizował całe zagrożenie. No ale czego innego się spodziewać po nosicielu zbroi tak cudownie lśniącej i mowie tak kwiecistej? Pieśń bardów rzeczywiście kojarzyła, była to jednak jedna z wielu rzeczy, jakie trzymała pośród plotek i niesprawdzonych informacji. Rycerstwo róży nigdy nie dokonało otwarcie niczego wielkiego, więc też i zachowywała dość dużą ostrożność w przyznawaniu im takiej potęgi. Bo choć nie lekceważyła plotek, najbardziej na świecie uwielbiała fakty.
Od razu też zrobiło jej się milej, kiedy minął ją ostatni zakuty w blachę rycerz. Słonko jakby zaczęło jaśniej świecić, ptaszki się rozśpiewały, komary gdzieś przepadły i nawet bąble po nich chyba mniej swędziały...
- Jeszcze nie, niech miną tył karawany i znikną na bagnach, a uznam ich za fakt niebyły - westchnęła, przeciągając się lekko i zrównując z nimi konia - To zaskakujące, ale nawet sercem jestem po stronie Megdara.