Re: Kaer Natherini
: Pon Gru 17, 2018 10:06 pm
Niemalże bezczelnie, a już na pewno bez cienia zażenowania, Feyla przyglądała się osobnikowi który zarządzał Domem Uciech. Była przekonana że skądś kojarzy tego mężczyznę, jednak pamięć nie chciała przyjść jej z pomocą. Sytuacja powyższa była tyleż samo dziwna co irytująca. Nieznajomy na pewno nie zaliczał się do klientów jej kuźni. Tych ostatnich kowalka nie miała w zwyczaju zapominać, ponieważ kontakty z kupującymi, jak również z dostawcami surowców, traktowała bardzo poważnie. Jednocześnie spotkania z kimkolwiek poza pracą, również nie należały do jej nawyków, a tym bardziej nie miała w zwyczaju wikłać się w nie z męską częścią ludzkiej populacji, wobec czego mogła wykluczyć fakt, że ów jegomość znany jest jej na stopie towarzyskiej. Z drugiej strony przeczucie że skądś zna tą gębę nie chciało jej opuścić.
Z całą pewnością kowalce byłoby łatwiej zidentyfikować burdel – tatę, gdyby nieznajomy posiadał bardziej charakterystyczne rysy. Tymczasem jedyne co było w nim zadziwiające, to fakt iż cały jest tak przeciętny. Typowa sylwetka, średni wzrost, żadnej arogancji w uczesaniu, najzwyklejszy w świecie ubiór, wszystko zwykłe, pospolite i nie rzucające się w oczy. Tak jakby właściciel tych cech postawił sobie za cel zniknąć w tłumie. Feyla była niemalże przekonana, że gdyby nagle w Fargotch połowa mieszkańców postanowiła ogolić się na łyso, fryzura niepozornego człowieczka również uległaby przerzedzeniu, dopasowując się do mediany populacji.
W każdym razie Feyli się to nie podobało, a co za tym idzie postanowiła skorzystać z rady swojej nowej towarzyszki i nie ufać właścicielowi egzotycznego przybytku.
- Dziękuję za propozycje ale poradzimy sobie same. – Po krótkim namyśle zakomunikowała kowalka. – W zasadzie para tych oprychów nie będzie nam już do niczego potrzebna. Wiem kto za nimi stoi. Wyciśniecie z nich zeznań, oskarżenie łajzy i wyrzucenie tejże zakały z kowalskiej gildii, byłoby pewnie słuszną karą, ale domyślam się, że gadzinie dużo bardziej wejdzie w tyłek to, jeśli mimo jego żałosnych machinacji, zjawię się na jutrzejszym konkursie z swoim miotaczem. Zostawię więc ich panu, na wypadek gdyby chciał pan dochodzić własnych należności. Zależy mi tylko na tym aby przeżyli i przekazali imć Dimdulinowi moja wiadomość. A teraz przepraszamy, mamy turniej do wygrania.
Wygłosiwszy oświadczenie, Feyla dała znak Quarantio że obie nią maja tu czego szukać i powinny czym prędzej wyjść. Zagwizdała na sowę, a ta natychmiast wzbiła się w powietrze i poleciała za swoją wspólniczką, bystrym wzrokiem poszukując błyszczącej koleżanki, która była tu z nimi wcześniej. Ptaszysko powoli oswajało się z obecnością Iskierki, a tymczasem kowalka odetchnęła z ulgą na myśl iż udało jej się zażegnać konflikt. Nie to aby miała coś przeciwko bitce, ale z racji że zawody zaczynały się lada chwila, a ona wciąż była z ręką w wychodku, każda minuta miała znaczenie. Z względu na zbliżające się zawody, towarzystwo nieznajomego mężczyzny tym bardzie było jej nie na rękę. Większość startujących starała się trzymać swoje wynalazki w tajemnicy przed konkurencją, w obawie iż stracą element zaskoczenia, który dałby im przewagę, a Feyla nie stanowiła w tym przypadku wyjątku, chociaż póki co jej sekret polegał na tym iż niewiele wymyśliła.
- Chodź pokaże ci kilka swoich prototypów, a ty powiesz mi co o nich myślisz. – Zaproponowała dziewczyna. - Niektóre mogą wydawać ci się szalone, ale same zawody Mota właśnie takie są. Ich jedynym celem jest wystrzelenie czegokolwiek, na jak największą odległość. W historii turnieju znaleźli się na przykład tacy, którzy jako pocisków próbowali używać ptaków. Wyobraź sobie kurę naciąganą na kuszę. Potrafisz? - Śmiała się Feyla wspominając tamtą próbę. - Z założenia pomysłodawcy, jeśli skrzydlata odzyska rozum, wciąż będąc w powietrzu, to dalej już pofrunie sama, co więcej zrobi to w właściwym kierunku, bo przecież nagle nie wyhamuje aby nagle awrócić. Ale to tylko teoria.
Z całą pewnością kowalce byłoby łatwiej zidentyfikować burdel – tatę, gdyby nieznajomy posiadał bardziej charakterystyczne rysy. Tymczasem jedyne co było w nim zadziwiające, to fakt iż cały jest tak przeciętny. Typowa sylwetka, średni wzrost, żadnej arogancji w uczesaniu, najzwyklejszy w świecie ubiór, wszystko zwykłe, pospolite i nie rzucające się w oczy. Tak jakby właściciel tych cech postawił sobie za cel zniknąć w tłumie. Feyla była niemalże przekonana, że gdyby nagle w Fargotch połowa mieszkańców postanowiła ogolić się na łyso, fryzura niepozornego człowieczka również uległaby przerzedzeniu, dopasowując się do mediany populacji.
W każdym razie Feyli się to nie podobało, a co za tym idzie postanowiła skorzystać z rady swojej nowej towarzyszki i nie ufać właścicielowi egzotycznego przybytku.
- Dziękuję za propozycje ale poradzimy sobie same. – Po krótkim namyśle zakomunikowała kowalka. – W zasadzie para tych oprychów nie będzie nam już do niczego potrzebna. Wiem kto za nimi stoi. Wyciśniecie z nich zeznań, oskarżenie łajzy i wyrzucenie tejże zakały z kowalskiej gildii, byłoby pewnie słuszną karą, ale domyślam się, że gadzinie dużo bardziej wejdzie w tyłek to, jeśli mimo jego żałosnych machinacji, zjawię się na jutrzejszym konkursie z swoim miotaczem. Zostawię więc ich panu, na wypadek gdyby chciał pan dochodzić własnych należności. Zależy mi tylko na tym aby przeżyli i przekazali imć Dimdulinowi moja wiadomość. A teraz przepraszamy, mamy turniej do wygrania.
Wygłosiwszy oświadczenie, Feyla dała znak Quarantio że obie nią maja tu czego szukać i powinny czym prędzej wyjść. Zagwizdała na sowę, a ta natychmiast wzbiła się w powietrze i poleciała za swoją wspólniczką, bystrym wzrokiem poszukując błyszczącej koleżanki, która była tu z nimi wcześniej. Ptaszysko powoli oswajało się z obecnością Iskierki, a tymczasem kowalka odetchnęła z ulgą na myśl iż udało jej się zażegnać konflikt. Nie to aby miała coś przeciwko bitce, ale z racji że zawody zaczynały się lada chwila, a ona wciąż była z ręką w wychodku, każda minuta miała znaczenie. Z względu na zbliżające się zawody, towarzystwo nieznajomego mężczyzny tym bardzie było jej nie na rękę. Większość startujących starała się trzymać swoje wynalazki w tajemnicy przed konkurencją, w obawie iż stracą element zaskoczenia, który dałby im przewagę, a Feyla nie stanowiła w tym przypadku wyjątku, chociaż póki co jej sekret polegał na tym iż niewiele wymyśliła.
- Chodź pokaże ci kilka swoich prototypów, a ty powiesz mi co o nich myślisz. – Zaproponowała dziewczyna. - Niektóre mogą wydawać ci się szalone, ale same zawody Mota właśnie takie są. Ich jedynym celem jest wystrzelenie czegokolwiek, na jak największą odległość. W historii turnieju znaleźli się na przykład tacy, którzy jako pocisków próbowali używać ptaków. Wyobraź sobie kurę naciąganą na kuszę. Potrafisz? - Śmiała się Feyla wspominając tamtą próbę. - Z założenia pomysłodawcy, jeśli skrzydlata odzyska rozum, wciąż będąc w powietrzu, to dalej już pofrunie sama, co więcej zrobi to w właściwym kierunku, bo przecież nagle nie wyhamuje aby nagle awrócić. Ale to tylko teoria.