Re: [Pustkowia] Życzenie pokusy
: Wto Sie 12, 2014 6:22 pm
Wszystko szło jak po maśle. Popatrzył na Aaliyę, był pełen podziwu. Nie spodziewał się, że kobieta aż tak wczuje się w intrygę. Zwykle ludzie w takich sytuacjach milkną, nie chcąc się zdradzić w kłamstwie, ona natomiast mówiła swobodnie, z biegu kontynuując ich "wspólną" historię. Miał tylko nadzieję, że Aaliya nie zdemaskuje ich jakąś wtopą. Póki co, szło jej całkiem nieźle, więc nie miał się czego obawiać. Nagle zaczęła mówić coś o dominacji w sprawach łóżkowych i zadała wkraczające z niezręczną dziedzinę pytanie.
- Alu! - krzyknął karcąco, jednocześnie z zaskoczonym, niepoważnym uśmiechem. - Opanuj się, to nieprzyzwoite! Przepraszam za nią, ma dziś wyjątkowo dobry humor, mimo swojej dolegliwości. Wnioskuję, że masz się już znacznie lepiej?
W pokoju było ciepło. Nawet bardzo. Dziwne, skoro na dworze było tak pochmurno. Dom też nie należał do najszczelniejszych, przykładem były ledwo trzymające się zawiasu drzwi wejściowe. Mimo to, czuł wszechogarniającą go falę przyjemnego gorąca. Przeszedł go dreszcz. O co chodzi? Ukradkiem rozglądał się po pokoju, niby to nie wiedząc na czym wzrok zawiesić, gdy "małżonka" przejęła inicjatywę w rozmowie z Cecilem. Jego wzrok mimochodem spoczął właśnie na niej. Przyjrzał się jej zgrabnej sylwetce, zadbanym blond włosom niesfornie wydostającym się spod czepka, szeroko otwartym oczom i długim rzęsom. Dziwne, że wcześniej nie zauważył, jaka była piękna. Jego ręka wciąż obejmowała Aaliye w talii. Zamroczyły mu oczy, wszystko było takie... pomarańczowe. Poczuł się bardzo rozluźniony. Różne nieskładne myśli przelatywały mu przez głowę. Nie słyszał już ani słowa. Dłoń, niemal niezauważalnie, przesunął nieco niżej, opierając ją na jej biodrze. Czuł pod palcami delikatny materiał sukni. Przez chwilę pomyślał...
Otrząsnął się. Nagle wszystko wróciło do normy. Ciepło powoli go opuszczało, przyprawiając go o gęsią skórkę. Wstał niemal natychmiast, na szczęście na tyle zgrabnie, żeby nie wyglądało to jakby się oparzył.
- Przepraszam was na moment, zimno się zrobiło, pójdę po płaszcz. Kochanie? - Zwrócił się do zaskoczonej, tajemniczo uśmiechającej się kobiety. Coś tu jest nie tak, coś, co go niepokoiło. Czuł to wcześniej, ale przez swoją ignorancję i pewność siebie nie przykuwał do tego wielkiej wagi. - Masz wystarczająco dużo siły, aby napalić w piecu? Marznę niemiłosiernie, niech i nasz gość czuje się komfortowo. Poza tym, robi się już ciemno, spójrzcie za okna...
Czmychnął prędko za winkiel. Oparł się o ścianę plecami. Miał nierówny oddech, a myśli wciąż zmącone. Co tu się przed chwilą stało? - wciąż pytał samego siebie. - Kimkolwiek lub czymkolwiek jest, muszę się tego dowiedzieć. I na nią uważać. Zdjął z wieszaka swój beżowy płaszcz i nałożył go na siebie. Chcąc nie chcąc, wrócił do kuchni. Zgodnie z prośbą, Aaliya zaczęła majstrować przy piecu, próbując krzesiwem wzniecić płomień. Usiadł na swoim miejscu. Cecil skończył jeść zupę, nakazał mu nie przejmować się talerzem i odłożyć go na bok.
- A więc... - zaczął z podekscytowaniem. - Potrafi pan podróżować przez portale, tak? To musi bardzo ułatwiać podróże, czyż nie? Wie pan, panie Secyl, ja też param się magią! - Podniósł leżący na ziemi kostur z osadzonym rubinem. - Może nie jestem jakimś mistrzem, wciąż się uczę, ale znam parę prostych sztuczek jak dalekowidzenie. Tak sobie myślę... Czy podróżowanie portalem to coś trudnego? Wie pan... a z resztą, nieważne. Nie chciałbym pana męczyć moim antytalentem magicznym. Jeszcze bym przeniósł tylko połowę siebie i miałby mnie pan na sumieniu. W każdym razie, para się pan może magią? No bo skąd inaczej umiałby pan podróżować portalami?
W tym czasie Aaliyi udało się rozniecić ogień. Dorzucała teraz małe, pocięte kawałki drewna do pieca. Pochylała się do przodu, wypinając się zgrabnymi lędźwiami. Alterowi znów zrobiło się ciepło, jego umysł zamącił się niczym toń stawu, do którego wrzucono głaz. A właściwie dwa głazy. Duże, jędrne i wypięte w jego stronę. Stawiał opór zbereźnym odczuciom, ale z drugiej strony dobrze mu było z nimi. Tylko dzięki silnej woli i wytrenowanemu umysłowi udało mu się je odepchnąć, odrywając wzrok od kobiety. Przełknął ślinę. Skąd biorą się te myśli? To jej sprawka? A może Cecila? - popatrzył na czarodzieja w blond lokach. - Może to on macza w tym palce? Muszę mieć się z nimi oboma na baczności.
- Alu! - krzyknął karcąco, jednocześnie z zaskoczonym, niepoważnym uśmiechem. - Opanuj się, to nieprzyzwoite! Przepraszam za nią, ma dziś wyjątkowo dobry humor, mimo swojej dolegliwości. Wnioskuję, że masz się już znacznie lepiej?
W pokoju było ciepło. Nawet bardzo. Dziwne, skoro na dworze było tak pochmurno. Dom też nie należał do najszczelniejszych, przykładem były ledwo trzymające się zawiasu drzwi wejściowe. Mimo to, czuł wszechogarniającą go falę przyjemnego gorąca. Przeszedł go dreszcz. O co chodzi? Ukradkiem rozglądał się po pokoju, niby to nie wiedząc na czym wzrok zawiesić, gdy "małżonka" przejęła inicjatywę w rozmowie z Cecilem. Jego wzrok mimochodem spoczął właśnie na niej. Przyjrzał się jej zgrabnej sylwetce, zadbanym blond włosom niesfornie wydostającym się spod czepka, szeroko otwartym oczom i długim rzęsom. Dziwne, że wcześniej nie zauważył, jaka była piękna. Jego ręka wciąż obejmowała Aaliye w talii. Zamroczyły mu oczy, wszystko było takie... pomarańczowe. Poczuł się bardzo rozluźniony. Różne nieskładne myśli przelatywały mu przez głowę. Nie słyszał już ani słowa. Dłoń, niemal niezauważalnie, przesunął nieco niżej, opierając ją na jej biodrze. Czuł pod palcami delikatny materiał sukni. Przez chwilę pomyślał...
Otrząsnął się. Nagle wszystko wróciło do normy. Ciepło powoli go opuszczało, przyprawiając go o gęsią skórkę. Wstał niemal natychmiast, na szczęście na tyle zgrabnie, żeby nie wyglądało to jakby się oparzył.
- Przepraszam was na moment, zimno się zrobiło, pójdę po płaszcz. Kochanie? - Zwrócił się do zaskoczonej, tajemniczo uśmiechającej się kobiety. Coś tu jest nie tak, coś, co go niepokoiło. Czuł to wcześniej, ale przez swoją ignorancję i pewność siebie nie przykuwał do tego wielkiej wagi. - Masz wystarczająco dużo siły, aby napalić w piecu? Marznę niemiłosiernie, niech i nasz gość czuje się komfortowo. Poza tym, robi się już ciemno, spójrzcie za okna...
Czmychnął prędko za winkiel. Oparł się o ścianę plecami. Miał nierówny oddech, a myśli wciąż zmącone. Co tu się przed chwilą stało? - wciąż pytał samego siebie. - Kimkolwiek lub czymkolwiek jest, muszę się tego dowiedzieć. I na nią uważać. Zdjął z wieszaka swój beżowy płaszcz i nałożył go na siebie. Chcąc nie chcąc, wrócił do kuchni. Zgodnie z prośbą, Aaliya zaczęła majstrować przy piecu, próbując krzesiwem wzniecić płomień. Usiadł na swoim miejscu. Cecil skończył jeść zupę, nakazał mu nie przejmować się talerzem i odłożyć go na bok.
- A więc... - zaczął z podekscytowaniem. - Potrafi pan podróżować przez portale, tak? To musi bardzo ułatwiać podróże, czyż nie? Wie pan, panie Secyl, ja też param się magią! - Podniósł leżący na ziemi kostur z osadzonym rubinem. - Może nie jestem jakimś mistrzem, wciąż się uczę, ale znam parę prostych sztuczek jak dalekowidzenie. Tak sobie myślę... Czy podróżowanie portalem to coś trudnego? Wie pan... a z resztą, nieważne. Nie chciałbym pana męczyć moim antytalentem magicznym. Jeszcze bym przeniósł tylko połowę siebie i miałby mnie pan na sumieniu. W każdym razie, para się pan może magią? No bo skąd inaczej umiałby pan podróżować portalami?
W tym czasie Aaliyi udało się rozniecić ogień. Dorzucała teraz małe, pocięte kawałki drewna do pieca. Pochylała się do przodu, wypinając się zgrabnymi lędźwiami. Alterowi znów zrobiło się ciepło, jego umysł zamącił się niczym toń stawu, do którego wrzucono głaz. A właściwie dwa głazy. Duże, jędrne i wypięte w jego stronę. Stawiał opór zbereźnym odczuciom, ale z drugiej strony dobrze mu było z nimi. Tylko dzięki silnej woli i wytrenowanemu umysłowi udało mu się je odepchnąć, odrywając wzrok od kobiety. Przełknął ślinę. Skąd biorą się te myśli? To jej sprawka? A może Cecila? - popatrzył na czarodzieja w blond lokach. - Może to on macza w tym palce? Muszę mieć się z nimi oboma na baczności.