Re: Dama w opałach
: Nie Cze 10, 2018 9:10 am
Obudziła się nagle, gwałtownie poruszając na swoim prowizorycznym posłaniu i jeszcze bardziej ocierając sobie policzek od kory. Syknęła z bólu, przykładając dłoń do otarcia i próbując podnieść się bardziej do siadu, gdy poczuła zsuwający się z niej wełniany koc. Zamarła na moment, zapominając o skaleczeniu, i przyglądając się okryciu, nim potoczyła wzrokiem dookoła, szybko odnajdując śpiących mężczyzn. Jon właściwie siedział z zamkniętymi oczami pod drzewem, sprawiając dziwne wrażenie, jakby w każdej chwili miał uchylić powieki, rozglądając się za poruszeniem. A jeszcze na dobre nie zaczęła się skradać! Talen zaś usnął przy ognisku, skąd dobiegał zapach pieczonego mięsa, dobitnie przypominający Mai, jak upiornie jest głodna. Przez chwilę jeszcze trwała w bezruchu, dobudzając się i próbując obmyślić swoje następne kroki, by nie kręcić się bez celu po obozowisku. Zasnęli o świcie, a teraz słońce było już w połowie drogi do zenitu. Nie wiedziała, ile czasu jej zostało, ale zając był jeszcze różowy, więc Talen chyba zasnął dopiero niedawno.
Po cichu zsunęła z siebie koc i nie chcąc przechodzić przez obozowisko, wycofała się na palcach w stronę lasu, pilnując czy mężczyźni wciąż śpią. Uważała na każdą gałązkę, niemal zamykając oczy z napięcia, gdy chociaż jeden liść zaszeleścił pod miękkim podbiciem butów. Dopiero, gdy była pewna, że czyniony przez nią hałas zmiesza się z dźwiękami lasu, ruszyła szybszym krokiem w stronę rzeki. Póki spali, chciała się porządnie umyć i chociaż trochę opłukać brudne ubrania. Rozejrzała się ostatni raz, czy na pewno jest sama i rozebrała szybko, wchodząc do wody. Syknęła z niezadowoleniem, przełamując lodowatą taflę wody, ale nie miała czasu na wygody. Spodnie tylko lekko opłukała i strzepnęła, by szybko wyschły. Bluzka miała cieńszy materiał więc mogła spokojnie ją wyprać i rozłożyć na kamieniu, w pełnym słońcu zaraz będzie sucha. W międzyczasie zaś sama zanurzyła się po czubek głowy, ignorując lodowate igły wbijające się w jej ciało. Nawet kamienie, którymi usłane było dno rzeki, były zimne jak lód. Kiedyś nawet nie pomyślałaby o czymś takim, bojąc się przeziębienia, teraz jednak prychała na katar. Jak widać, wszystko zależy od perspektywy.
Gdy po jakimś czasie wyszła z wody, jej ubrania były lekko wilgotne, ale nie sprawiały dyskomfortu, więc zaczęła się szybko ubierać, rozglądając podejrzliwie dookoła, sprawdzając, czy wciąż jest sama. Jej ruchy stały się wolniejsze, gdy upewniła się, że wokół nie ma żywej duszy. Myśli o ucieczce przyszły same. Obiecywała sobie ostrożność i zachowawczość, dopóki nie będzie miała idealnej okazji, ale czy ta teraz nie była idealna? Była sama, Talen i Jon spali, a gdyby przekroczyła rzekę, panterołak nie mógłby jej tropić, bo zgubiłby zapach. Ile razy ona traciła trop zwierzyny na łowach, gdy psy zatrzymywały się roztargnione przy rzece, biegając wzdłuż jej brzegu, próbując podjąć trop?
Nie marnowała więcej czasu. Ściągnęła z powrotem szaty i zwinęła je w kłębek, wskakując do wody i przytrzymując tobołek nad taflą, szła ostrożnie w górę biegu rzeki. Zwyczajne przejście na drugą stronę nie miałoby wielkiego sensu, Talen pierwsze co sprawdzi, to przeciwległy brzeg, a gdy tam wyczuje jej zapach, będzie pozamiatane. Miała wrażenie, że lodowata woda zdzierała z niej nawet właściwą woń, ale drżąc z zimna parła dalej pod prąd. Miała jedną szansę i nie mogła jej stracić. Nie wiedział, gdzie byli, nie znał terenu, nie znajdzie jej, musi tylko oddalić się, jak najdalej tylko jest w stanie.
Z rzeki wyszła dopiero, gdy ledwo czuła skostniałe stopy, ślizgające się po zdradliwym dnie. Krew pulsowała jej w głowie z zimna i nerwów, ale dziewczyna była skrajnie zdeterminowana. Oddychając ciężko przez nos i oglądając się co chwilę za siebie, szybko naciągnęła spodnie, bluzkę i buty, po czym ostrożnie odeszła w stronę lasu, by na miękkim brzegu zostawić jak najmniej śladów. Po chwili cofnęła się, by gałązką zatrzeć jednak nawet te lekkie odciski butów, nie mając zielonego pojęcia o ucieczce, więc robiąc wszystko, co przyszło jej na myśl. Może powinna w tym czasie nadrabiać odległość między nią, a panterołakiem, ale co jej po dystansie, gdy mężczyzna podąży za nią, jakby rzucała mu okruszki?
Do biegu rzuciła się dopiero w pełnym lesie. Wtedy już nie przejmowała się tworzonym przez siebie hałasem, pędząc przed siebie i ignorując łamiące się gałązki. Zachłysnęła się raz wystraszona, gdy wpadła w pajęczynę, szybko ściągając sieć z szyi i biegnąc dalej. Czy tak czuje się zwierzyna łowna? Słyszy w uszach dudnienie własnej krwi? Bicie serca, jakby miało wyrwać się z piersi? Suchość w ustach, gdy z trudem łapie oddech, biegnąc szybciej niż sądziła, że jest w stanie? Maia siłą woli powstrzymywała się przed ciągłym obracaniem przez ramię, przekonując sama siebie, że nikt jej nie goni, a nawet jeśli zacznie, to widok pędzącej za nią czarnej pantery na pewno jej nie pomoże.
Ciąg dalszy: Maia i Talen
Po cichu zsunęła z siebie koc i nie chcąc przechodzić przez obozowisko, wycofała się na palcach w stronę lasu, pilnując czy mężczyźni wciąż śpią. Uważała na każdą gałązkę, niemal zamykając oczy z napięcia, gdy chociaż jeden liść zaszeleścił pod miękkim podbiciem butów. Dopiero, gdy była pewna, że czyniony przez nią hałas zmiesza się z dźwiękami lasu, ruszyła szybszym krokiem w stronę rzeki. Póki spali, chciała się porządnie umyć i chociaż trochę opłukać brudne ubrania. Rozejrzała się ostatni raz, czy na pewno jest sama i rozebrała szybko, wchodząc do wody. Syknęła z niezadowoleniem, przełamując lodowatą taflę wody, ale nie miała czasu na wygody. Spodnie tylko lekko opłukała i strzepnęła, by szybko wyschły. Bluzka miała cieńszy materiał więc mogła spokojnie ją wyprać i rozłożyć na kamieniu, w pełnym słońcu zaraz będzie sucha. W międzyczasie zaś sama zanurzyła się po czubek głowy, ignorując lodowate igły wbijające się w jej ciało. Nawet kamienie, którymi usłane było dno rzeki, były zimne jak lód. Kiedyś nawet nie pomyślałaby o czymś takim, bojąc się przeziębienia, teraz jednak prychała na katar. Jak widać, wszystko zależy od perspektywy.
Gdy po jakimś czasie wyszła z wody, jej ubrania były lekko wilgotne, ale nie sprawiały dyskomfortu, więc zaczęła się szybko ubierać, rozglądając podejrzliwie dookoła, sprawdzając, czy wciąż jest sama. Jej ruchy stały się wolniejsze, gdy upewniła się, że wokół nie ma żywej duszy. Myśli o ucieczce przyszły same. Obiecywała sobie ostrożność i zachowawczość, dopóki nie będzie miała idealnej okazji, ale czy ta teraz nie była idealna? Była sama, Talen i Jon spali, a gdyby przekroczyła rzekę, panterołak nie mógłby jej tropić, bo zgubiłby zapach. Ile razy ona traciła trop zwierzyny na łowach, gdy psy zatrzymywały się roztargnione przy rzece, biegając wzdłuż jej brzegu, próbując podjąć trop?
Nie marnowała więcej czasu. Ściągnęła z powrotem szaty i zwinęła je w kłębek, wskakując do wody i przytrzymując tobołek nad taflą, szła ostrożnie w górę biegu rzeki. Zwyczajne przejście na drugą stronę nie miałoby wielkiego sensu, Talen pierwsze co sprawdzi, to przeciwległy brzeg, a gdy tam wyczuje jej zapach, będzie pozamiatane. Miała wrażenie, że lodowata woda zdzierała z niej nawet właściwą woń, ale drżąc z zimna parła dalej pod prąd. Miała jedną szansę i nie mogła jej stracić. Nie wiedział, gdzie byli, nie znał terenu, nie znajdzie jej, musi tylko oddalić się, jak najdalej tylko jest w stanie.
Z rzeki wyszła dopiero, gdy ledwo czuła skostniałe stopy, ślizgające się po zdradliwym dnie. Krew pulsowała jej w głowie z zimna i nerwów, ale dziewczyna była skrajnie zdeterminowana. Oddychając ciężko przez nos i oglądając się co chwilę za siebie, szybko naciągnęła spodnie, bluzkę i buty, po czym ostrożnie odeszła w stronę lasu, by na miękkim brzegu zostawić jak najmniej śladów. Po chwili cofnęła się, by gałązką zatrzeć jednak nawet te lekkie odciski butów, nie mając zielonego pojęcia o ucieczce, więc robiąc wszystko, co przyszło jej na myśl. Może powinna w tym czasie nadrabiać odległość między nią, a panterołakiem, ale co jej po dystansie, gdy mężczyzna podąży za nią, jakby rzucała mu okruszki?
Do biegu rzuciła się dopiero w pełnym lesie. Wtedy już nie przejmowała się tworzonym przez siebie hałasem, pędząc przed siebie i ignorując łamiące się gałązki. Zachłysnęła się raz wystraszona, gdy wpadła w pajęczynę, szybko ściągając sieć z szyi i biegnąc dalej. Czy tak czuje się zwierzyna łowna? Słyszy w uszach dudnienie własnej krwi? Bicie serca, jakby miało wyrwać się z piersi? Suchość w ustach, gdy z trudem łapie oddech, biegnąc szybciej niż sądziła, że jest w stanie? Maia siłą woli powstrzymywała się przed ciągłym obracaniem przez ramię, przekonując sama siebie, że nikt jej nie goni, a nawet jeśli zacznie, to widok pędzącej za nią czarnej pantery na pewno jej nie pomoże.
Ciąg dalszy: Maia i Talen