Grydania[Droga do zapomnianej biblioteki] Podróż Edwarda, Wratha i C

Mała wioska położona na Równinach Andurii. Mieszka tutaj niewiele osób, bardzo spokojne miejsce mimo iż odwiedzane przez wielu podróżnych.
Moderator Strażnicy
Zablokowany
Awatar użytkownika
Casper
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek -kapłan
Profesje:
Kontakt:

[Droga do zapomnianej biblioteki] Podróż Edwarda, Wratha i C

Post autor: Casper »

Dawno, dawno temu trójka dzielnych młodych śmiałków, których historia będzie wysławiana w pieśniach i legendach, wybrała się… przepraszam, drobna pomyłka, to nie tak było, na starość każdemu się zdarza, pomyliłem opowieści … Dzisiejszego ranka, gdy słońce leniwie wschodziło do góry, jakby zaraz z powrotem miało schować się za szczytami zielonych sosen trójka już nie tak młodych osób, o sprzecznych poglądach i zajęciach, jakby przypadkiem, złością bogów dobranych, wyruszyła w niebezpieczną podróż w góry, by przez szczyty i przepaście, idąc wąwozami, aż do starej zapomnianej biblioteki kryjącej wiele tajemnej wiedzy, która została pozostawiona na pastwę kurzu w regałach i na stołach, a nikt nie pamięta dlaczego została opuszczona. Był tam mądry Czarodziej, który skrywał jakieś tajemnice, którego pomysłem była owa wyprawa i który zjednał sobie towarzyszy, całkowicie przypadkiem znalawszy ich w karczmie. Najemnik, który jako awanturnik szuka sposobu wzbogacenia się, a które niezbyt zadowala obecność drugiego członka drużyny. Klechy, fanatycznego mnicha, który bez ceremoniałów wepchnął się na podróż.
Dopiero co ruszyli przed siebie. Zdążyli wyjście jedynie z mieściny, która tak łaskawie ich ugościła w swych progach, dając ciepły kont, posiłek i wodę, jedynie za trochę brzęczących monet, wchodząc na krótki trakt wiodący ich na górski szlak. Wydałoby się jakby ich podróż miała przebywać przez cały czas bezkonfliktowo i spokojnie lecz to za pewne jedynie pozory. Nie jeden i nie dwa razy zdarzy się kłótnia czy spór, a i spotka ich za pewne więcej niebezpieczeństw niż przez ostatnie czasy.

- Tak mi przyszło na myśl, że się chyba jeszcze nie przedstawiłem. – rzekł nagle podczas drogi bez żadnego rozpoczętego żywnego tematu, gdy zapadła na pewien dłuższy czas cisza i słychać było jedynie szum porannego wiatru i dźwięk uderzającego o ziemię kostura magia i kija mnicha. – Nazywam się Casper Pontiun. Jak was zwą?
Podał fałszywe nazwisko. Chodź wielu jest Rycerzy Najwyższego, a jego wyczyny nie są zbyt sławne, a jak już to bardziej na wschodzie Alarni, to jednak znalazł się pewnego czasu na językach ludzi, jako że był najmłodszym z pośród członków tej organizacji, która to miała długą historię. Miał nadzieję, że nie skojarzą go, jeśli oczywiście ktoś przypadkiem znał z plotek Quarda, go z jego prawdziwą osobą. Osoby ich pokroju nie interesują się kapłanami. Wolą raczej wczytywać się w stare księgi lub brać udział w wojnach.
Awatar użytkownika
Wrath
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wrath »

Już się przedstawiał, ale cóż mu zaszkodziłoby to zrobić jeszcze raz? Chyba nic. Mimo tego przez moment jeszcze szedł, niż dotarło do niego pytanie klechy. Musiał się niezwykle zamyślić, jednak sam nie wiedział nad czym. Cóż, starość nie radość, jak mawiają.

- Wrath Temeraire - rzucił czarodziej do mnicha. Po wypowiedzeniu tych dwóch słów, zamilkł starając się stłumić przekleństwo kiedy źle stanął podpierając się kosturem. Mało by brakowało a wyprawa zakończyła by się w pobliskim rowie. Przystanął na chwilę, by przeczekać ból i dopiero po niej ruszył za "towarzyszami".
Słońce wstawało, więc kapeluszem bardziej twarz przysłonił, coby w świetle poranka żaden przybłąkany podróżnik nie ujrzał jego twarzy. Różne reagowano na jego brzydotę. Niektórzy wrzaskiem, otwartym przekleństwem. Niektórzy ze spokojem, choćby jak obecni przy nim najemnik i kapłan. Reakcje były różne jak dziedziny magii i jej przewidywalność.

- Chcecie iść w pełnym słońcu? Ostatnimi czasy panoszą się tu jacyś idioci, rabujący w środku dnia. Ponoć nocą bezpieczniejszy gościniec, tak zasłyszałem przynajmniej...
Awatar użytkownika
Edward
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edward »

Lekki powiew wiatru i rześkie powietrze, nie skażone zapachem piwska i kapusty, typowym dla karczm, zdążyło mu nieco polepszyć humor, tak więc szedł z kapłanem i magiem wcale rześkim krokiem. A więc wyruszyli. Mag pragnący wiedzy, najemnik pragnący męskiej przygody i zysku. I kapłan pragnący nie wiadomo czego. Edwarda ciekawiło co też kierowało klechą, iż tak bezinteresownie zaoferował im swoją pomoc, to był też główny powód jego nieufności względem niego. Zastanawiały go również motywy czarodzieja, który zgodził się na jego udział. Spojrzał krytycznie na kapłana... Ani on umięśniony, ani szczególnie uzbrojony, ani pewnie też w walce wprawiony, a jedynym jego atutem była znajomość mapy, którą i tak prędzej czy później by odczytali sami. Jeśli zaś idzie o maga... Najemnika zastanawiało tylko to, co tak zmasakrowało mu twarz. Z owych rozmyślań wyrwał go jednak głos duchownego, który w końcu raczył się przedstawić.
- Edward Blackmore. - odpowiedział rębajło beznamiętnie, tuż po tym jak przedstawił się czarodziej, który zresztą o mało co się nie zabił w rowie, gdy krzywo postawił stopę. Udało mu się jednak zachować równowagę, choć w milczeniu przystanął na chwilę, gdyż widocznie ból nie pozwalał mu iść dalej. Najemnik także przystanął, woląc poczekać na towarzysza, niż żeby później musiał on ich gonić biegiem.
- Rabują w dzień, bo w nocy nie mogą. - mruknął w odpowiedzi - Nocą te okolice roją się od wszelakiego plugastwa, co tylko czeka by krwi z człowieka upuścić i kawał mięsiwa wydrzeć. Póki dzień, to trzyma się to cholerstwo ciemnych lasów i jest w miarę bezpiecznie, ale podobno podróżowanie po zmroku to... - tu wykonał jednoznaczny gest, przejeżdżając sobie palcem w poprzek szyi. - Ja miałem konia, to jakoś zawsze przed zapadnięciem ciemności do jakiejś wsi zdążyłem, ale na piechotę nie będzie to takie proste. Ktoś będzie musiał trzymać wartę, gdy pozostała dwójka będzie spała.
No cóż, przynajmniej raz dodatkowa osoba kapłana na coś się przyda...
Ostatnio edytowane przez Edward 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Casper
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek -kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casper »

Dopiero przed chwilą się zorientował, że przyśpieszył kroku i Czarodziej, do którego również skierował pytanie, został gdzieś w tyle. Przystanął więc na chwilę odwracając głowę w jego stronę. Zauważył jego wyraz twarzy. Źle stanął. Trochę nieuwagi, gdy się człowiek śpieszy i szkoda na zdrowiu, a wtem się diabeł cieszy. Podszedł do odzianego w niebieskie szaty towarzysza.
- Wszystko dobrze? – zapytał się – Nie skręciłeś Panie nogi, albo co gorsza nie złamałeś? – chodź nie słyszał charakterystycznego chrzęstu to lepiej było się upewnić. Przecież dla magicznych dłoni kapłana byłoby to tylko drobna chwila użycia magii. Ileż on leczył za pomocą czarów ludzi podczas swego krótkiego życia. Najczęściej tych biednych żebraków, którzy schorowani sił nie mieli by pójść do pracy, a byli pełni chęci, albo za czasów gdy pracował w demarskim szpitalu głównym by zarobić grosza na przeżycie. Wtedy do wiele razy wykorzystywał swą moc i też wtedy poznał pierwszą osobę, która od dłuższego czasu zmiękczyła jego surowe serce. Był to kilku letni chłopiec, pełen zapału i woli walki o przeżycie, po za tym był pełen miłości, żadnych z lekarzy nie traktował jako winowajcę, który nic nie potrafił poradzić na jego schorzenie. Każdego ranka budził się z uśmiechem na twarzy i w pełni wiary. To on pocieszał swoich rodziców, którzy płakali nad jego łożem w ciemnej sali szpitalu, gdzie czuć było zapach śmierci. Casper wielce się starałby pomóc dziecku lecz jego umiejętności zeszły poszły na marne i kilka nocy od kiedy go poznał, zmarł. Pierwszy raz po policzkach tego zimnego i bezuczuciowego z pozoru mężczyzny, który cały poświęcił się Najwyższemu, spłynęły potoki gorących łez. Nie chodziło tutaj tylko o porażkę, bo nie pierwszy raz na jego rękach zmarł człowiek, lecz raczej o to, iż zmarło dziecię, które miało tyle sił i stało się tak bliskie temu samotnemu kapłanowi. Wiele razy używał swych mocy lecz wtedy najbardziej go własna bezsilność zawiodła. Więc czym będzie dla niego uleczenie zwichniętej kostki?
Czarodziej zwał się tak, jak Czarodziej zwać się powinien. Tajemniczo i wyniośle. Za to najemnika nazwisko wydawało się jakoś szlachetnie brzmieć, jakoby z rodu liczącego się na arenie politycznej, a nie ze zwykłego domu w nic nieznaczącego miasteczka na mapach. Chwilę się jeszcze zastanowił nad Panem Edwardem lecz nic na to nie rzekł. Jeszcze wywoła jakieś niepotrzebne konflikty czy zwady. Od razu było widać, że to porywczy człowiek i lekceważący osoby duchowne, które mają inny cel, niż tylko zysk.
- Cóż lepsza? Parszywi zbójnicy czy obślizgłe bestie? Jedno i drugie nie jest mi potrzebne, ale wolałby chyba spotkać na drodze grupkę szubrawców i wymierzyć im sprawiedliwość, za grzeszność ich czynów, a w nocy rozpalić duże ognisko odstraszające żyjące w ciemnościach bestie i stać na warcie, niż stać się posiłkiem dla wygłodniałych stworów nocy.
Nie raz to wędrował nocami, ale zazwyczaj między bezpiecznymi szlakami, od których to się istoty ohydne i piekielne trzymały z daleka, chyba z powodu zwykłej reguły, a może zbyt wiele wozów tamtędy jeździło, ale teraz idą w góry na szlak niezbyt uczęszczany. Po za tym często spotykał karawany i dobrodusznych woźniców, którzy to zabierali go za kilka dobrych słów do pobliskiej wioski. Nie bał się zbójników bo nie miał przy sobie zazwyczaj zbyt dużego bogactwa, a gdy próbowali go zaatakować, buławą im przyłożył czy dotykiem wywoływał niezwykłe męki, a bo dziedzinę złej magii także znał, jak to niegdyś stwierdził: Zło trzeba tępić ich sposobami.
Awatar użytkownika
Vincent
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vincent »

Vincent pociągnął łyk z manierki. Dzień był nadzwyczajnie skwarny, nawet jak na tę porę roku. O ile go pamięć nie myli, podobny gorąc spotkał jedynie w okolicach pustyni Nanher. Nawet nie wspominając o zapuszczaniu się w jej zdradliwe piaski. Gdyby wiedział, że będzie czuł się na trakcie niczym na patelni, odłożył by podróż o parę godzin. No, ale nie ma co gdybać, trzeba powoli przygotowywać się do dalszej podróży. Zrobił sobie krótką przerwę przysiadując sobie w cieniu jakiejś dzikiej jabłoni. Spojrzał w koronę drzewa. Owoce, które zwisały nad jego głową, nie wyglądały na dojrzałe. Z pewnością były kwaśne jak wszyscy diabli, ale nadawały się do jedzenia. Myśląc o jedzeniu, łowca doszedł do wniosku, że powinien zabierać ze sobą większą porcję prowiantu na drogę. Racji wziął na kilka dni drogi, ale nigdy nie zawadzi wziąć jednej porcji więcej. Żeby tak kupić jaki łuk, to sam mógłby się wyżywić...
Rozmyślania przerwała mu obca rozmowa, która najwyraźniej odbywała się niedaleko jego przystanku w drodze. Nieznajomi dokładnie opisywali, co uczyniliby z przypuszczalnymi łotrzykami jakich mogliby tutaj spotkać. Też miał okazję usłyszeć w karczmie coś-nieco o bandyckich bandach, które się tutaj panoszą. Na jakim trakcie nie można ich spotkać? Za to nic nie słyszał o plugastwie, które jedynie po zmroku można spotkać. Bestie mu nie straszne. Kto jak kto, ale on z pewnością ma umiejętności aby w szybki sposób pozbawiać je życia. Wziął jeszcze jeden łyk ze swojej manierki, po czym założył na niej korek. Nieznajomi podróżnicy nie byli daleko. Brzmieli jak bratnie dusze. Podniósł się z trawy i otrzepał się z pyłu jaki zdążył się na nim zgromadzić. Żwawym krokiem skierował się do nieznajomych. Wszak zawsze lepiej jest podróżować w grupie. Dla pewności, aby go z jakim bandytą nie pomylili, podniósł jedną rękę w górę na znak pokojowego powitania.
Awatar użytkownika
Wrath
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wrath »

Czarodziej pierwszy zauważył przybysza, i sam uniósł wolną rękę w geście powitania bardziej niż pokoju. Nie zareagował nawet na pytania związane z jego osobą, gdy dopytywano się o to czy nic mu nie jest. Do kroćset, miał przecież ledwo sto lat! I jak na swój wiek czuł się zadziwiająco dobrze. Umysł miał jasny, a żadne diabelskie kontuzje go nie łapały. Więc wszystko chyba było w jak najlepszym stanie.

- Witam! - rzucił do podróżnika. Jednocześnie zaczął mu się przyglądać, bo wyglądał mu no cóż dużo prawić - pana zbójce. Miecz przy boku, zawadiacki kapelusz. Gęba porośnięta, jak u wilkołaka... Albo to wzrok go zawodził. Zaparł się o posoch, bo od stania w miejscu kulasy mu zdrętwiały. Podreptał w miejscu, co wyglądało nieco komicznie.

- Cóż za wiatry przywiały kolejną zacną duszę w te okolice? Pragnienie przygody jak sądzę... - dodał jeszcze na zakończenie własnej wypowiedzi. Po tym sięgnął do torby i wyciągnął bukłak z wodą, musiał wszak przepłukać gardło z kurzu gościńca by sklecić więcej niż jedno zdanie.
Awatar użytkownika
Edward
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edward »

- Do diabła z tym twoim gadaniem kapłanie. Mącisz i gmatwasz, zamiast mówić wprost. - Edward prychnął niezadowolony, wyrażając swą dezaprobatę ze stylu i tonu wymowy jakimi posługiwał się duchowny, charakterystycznego dla owych źle kojarzących mu się pruderyjnych hipokrytów. No cóż, tak to z nimi było. Właśnie mącili i gmatwali, z rzeczy prostych tworzyli złożone problemy, w rzeczach codziennych dopatrywali cudów, aż prosty człowiek w niczym nie mógł się należycie połapać. A przezacnemu duchowieństwu tylko o to chodziło i mogli z czystym sercem wpisać kolejną "poszukującą" duszyczkę do rejestru... Sam najemnik nie uważał się bynajmniej za anty-religijnego, prędzej mógł się nazwać antyklerykalnym, żywnie bowiem nie rozumiał sensu istnienia stanu kapłańskiego, który zamiast zwykłego człeka do bogów przybliżać, tylko go od nich oddalał.
Wtem na ich drodze pojawił się nieznajomy. Twarz miał nieogoloną, taką którą można było bez niczego ochrzcić mianem "zakazanej". Na dodatek był uzbrojony. Edward miał nadzieję, że to zwykły podróżnik, a nie członek bandyckiej szajki, niczego jednak nie można było jeszcze wykluczyć. Najemnik nie zamierzał oczywiście wyskakiwać z mieczem na nieznajomego, który sam podszedł do nich z pokojowym gestem, jednakże rękę miał w pogotowiu, gotów w każdej chwili wyszarpnąć swoje wierne ostrze z pochwy. Tymczasem stanął obok maga. Jako, iż czarodziej zdążył już zwrócić uwagę na podróżnika i zadać mu odpowiednie pytanie, Edward milczał uważnie rozglądając się dookoła, na wszelki wypadek jakby gdzieś obok mieli czaić się domniemani zbójeccy towarzysze mężczyzny.
Awatar użytkownika
Casper
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek -kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casper »

Mężczyzna w oddali zbliżał się w ich stronę krokiem dość rześkim, przypominał jakiegoś podróżnika, który od kilku dni tuła się po nieznanych ścieżkach losu szukając odpowiedniej drogi, tej do domu. Widać, że nie przywiązywał dużej uwagi do swojego wyglądu, liczyła się dla niego praktyczność . Strój surowy, skórzany, odpowiedni dla człowieka, którego życie skupione jedynie na łowieniu jakiś szkaradnych potworów. Twarz nieogolona i długie włosy dodały mu jeszcze jakiegoś maruderskiej urody. Pewnego razu napadło na niego i skromnego kupca, którego bez straży jechał bo pieniądza nie starczyło, a jego jedyną obroną był zwykły prosty nóż i wierna psina, która swym szczekaniem i warczeniem odstraszała nieproszonych gości, nieduża zgraja rabusiów. Na szczęście na jednego pies się rzucił, zająwszy go na jakiś czas, ale ostatecznie skończył obity z wstrząsem mózgu, drugiego kupczyna z nagła trafił sztyletem między żebra, a ostatniego, bardziej uradowanego widokiem kapłana, z którego kpił i podszedł do niego bez strachu, powalił dotykiem, sprawiając niewiarygodny ból. Reszta historii skupiała się na niesmacznych widokach wgniecionych czaszek przez drewnianą buławę. Jeden z tych zbójców, ten którego pies zaatakował, twarz miał wielce podobną, w podobnym nieładzie i z podobną rysą, do tego nieznajomego, jednak to nieprawdopodobne by z grobu wstał, a grobem jego było błoto na drodze, które zagrzebało jego zwłoki, bo pora dżdżysta wtedy była. Jednak w naturze ludzkiej, jest wpisane podpinanie podobieństw do tej samej grupy, dlatego ku osobie, która nosi imię mordercy, który nam groził, będziemy bardziej nieufni i zimni. Tak też mnich z dużym bagażem doświadczeń w swoim dość młodym jeszcze wieku nie zareagował z wielkim entuzjazmem, tak jak to jego towarzysze. Nic nie odrzekł na przywitanie, jedynie stał w cieniu czarodzieja, który pełen pozornego entuzjazmu zwrócił się do nieznajomego.
- Nie podoba mi się ta człeczyna – rzekł pod nosem wystarczająco głośno by usłyszeli to członkowie wyprawy do zapomnianej biblioteki, ale wystarczająco cicho by ani słowa nie usłyszał wędrowca. Nawet jeśli dostrzeże poruszenie ustami, może wziąć to jedynie za jedną z modlitw, które bardzo często odprawiali kapłani w całym swoim życiu. Czasem zastanawiało Caspra, czy to nie jest grzech, pogrążenie się w modlitwach, obojętni patrząc na cierpienie ludzkie, zapominając o wszystkim co dzieje się za murami klasztoru, ale nigdy nie wgłębiał się w to zbyt bardzo. Więcej pożytku z takich mnichów, niż wtrącających się w jego sprawy, sposoby nawracania, kapłanów, którzy z pozoru wierni Najwyższemu, praktykowali o wiele bardziej obżarstwo i pijaństwo, a do tego gromadzili większe majątki niż szlachta.
Awatar użytkownika
Vincent
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vincent »

Łatwo dało się zauważyć, że wszyscy trzej podróżnicy bacznie przyglądali się postaci łowcy. To skłoniło go do przemyśleń. Wiedział, że jego aparycja nie pozwala mu startować na kandydata do ręki jakiejś księżniczki. Wzrok podróżników mówił mu jednak, że najwyraźniej jest gorzej niż zwykle. Co też może zrobić kilka dni w podróży z człowiekiem...
Oczywiście sam Vincent nie był im dłużny. Również mierzył ich wszystkich wzrokiem. Jedynie najstarszy z nich wszystkich przywitał się z nimi. Wyglądał na człowieka z długoletnim doświadczeniem życiowym. Ten rodzaj człowieka, którego miło jest posłuchać w karczmie. Taki, który widział wiele w swoim długim życiu. Odruchowo nabrał do niego szacunku.
Drugi z kolei wyglądał na mnicha. I w sumie tyle mógł o nim powiedzieć z pierwszego wrażenia. Niczym nie wyróżniał się od licznych kapłanów, których widział w różnych zakątkach Alarni.
I ostatni z nich. Jedyny z nich, który posiadał widoczną broń i opancerzenie. Sama twarz też wskazywała na to, że już nie jedną bitwę stoczył i nie jedną burdę w oberży przeżył. Już z daleka było widać, że płynie w nim krew awanturnika. Po takich ludziach ciężko było się czegokolwiek spodziewać. Czasem byli z nich idealni towarzysze podróży, innym razem narwańcy szukający łatwej monety na hulanki.
- Przygoda zazwyczaj sama mnie znajduje, jako że imam się dosyć niebezpiecznego fachu - odpowiedział odzianemu w błękit.
- Nie szukam zwady. Chciałbym podróżować z wami mości panowie, gdyż w grupie zawsze raźniej i bezpieczniej. - Od razu przeszedł do sedna sprawy, nie chcąc tracić czasu ani swojego ani nieznajomych.
Awatar użytkownika
Wrath
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wrath »

- Podróżować z nami, he... - mruknął pod nosem czarodziej. Dużo by mógł powiedzieć, jednak chyba brakło by słów by opisać wywód który chciał się wcisnąć na usta. Dalej przyglądał się podróżnikowi, jednak chyba bardziej przychylnym już wzrokiem.

Podreptał w miejscu by rozruszać znów kulasy, przeciągnął się niezauważalnie. Skupił się nieco. Jemu zajedno czy ktoś się dołączy do ich kompanii, jednak nie miał pojęcia jak zareaguje dziwny mnich, z jeszcze dziwniejszymi poglądami na sprawy egzystencjalne. I najemnik, Edward jak się zwać kazał. Najemnik wydawał się być nieco przewrażliwiony na punkcie kapłana, ale może inaczej zareaguje na tego tam, co stał przed nimi.

- Zajedno mi przyjacielu, jednakowoż sam nie podróżuje... Opinia tych dwóch towarzyszy jest mi cenna na ten moment - magik ściągnął na moment kapelusz. Spojrzał na Edwarda i Caspera. Oczekiwał na ich ruch, pozwolą czy nie?

//brak siły etc. szkoda tłumaczyć tak niski poziom postu.
Awatar użytkownika
Edward
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Edward »

Edward z właściwą sobie, całkiem zresztą naturalną podejrzliwością, spojrzał na nieznajomego, oferującego im swoje towarzystwo na czas podróży. Cóż nie byli zbyt majętni, więc chyba nie należało się spodziewać iż wprowadzi ich w zasadzkę domniemanych kamratów zbójców. Prawdę zresztą mówiąc, najemnik ufał już bardziej temu mężczyźnie który choć gęby zakazanej, to wyszedł im na powitanie z pokojowym gestem, niż kapłanowi który choć niepozorny, to tryskał przesłodzonym jadem i cynizmem. Tak więc odsunął rękę od miecza. Mag spojrzał na niego i kapłana z oczekiwaniem na ich zdanie.
- Hańba temu kto bliźniemu nie pomoże za czasów wielkich wątpliwości. - rzekł więc najemnik z ironiczną pobożnością, wyraźnie skierowaną przeciw mnichowi, składając ręce jakby do modlitwy. Po chwili odchrząknął.
- Zawsze to raźniej. - powiedział już normalnym tonem, wzruszając ramionami, tym samym zgadzając się na wstąpienia mężczyzny w szeregi ich towarzystwa.
Awatar użytkownika
Casper
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek -kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casper »

Mnich dopiero, gdy poczuł bezpieczeństwo, zbliżył się do całej gromady, gdyż wcześniej stał trochę z tyłu, jakoby obserwator, który nie uczestniczy w wydarzeniach lecz jedynie nadzoruje ich przebieg jak narrator w powieści. Z bliska dokładniej mógł się przyjrzeć tej twarzy należącej do nieokrzesanego człowieka, przynajmniej z samego wyglądu. Miał piwne oczy. Pospolite, niezbyt szczególne. Teraz dopiero dostrzegł przy rękojeści jego miecza niewielkiej wielkości krzyż. Dodał mu jakiegoś rodzaju otuchy w kontakcie z owym człowiekiem. W przeciwieństwie do obecnych towarzyszy kapłan stykał się z niewierzącymi lub w pewnym stopniu niepraktykującymi, którzy nie skupiali się na modlitwie i jakimkolwiek kontakcie z Bogiem. Gdyby nie wydarzenie, natknięcia się na nieznajomego, z pewnością zaczął by jedną ze swych litanii.
Odwrócił się w stronę czarodzieja, który niczym przywódca zarządził demokratyczny wybór, czy przyjąć nieznajomego do swej wyprawy. Jako że nieogolony mężczyzna w kapeluszu wydawał się dla Caspra możliwym sprzymierzeńcem w walce dla Najwyższego od razu się zgodził. Jakże prędko znikły w jego głowie złe myśli na temat nieznajomego. Nie… och nie, nadal był podejrzliwy i nieufny, wielu znał ludzi, którzy tylko pokazywali wszystkim swą wiarę, albo tylko zwracali się do Boga, gdy gnębiła ich trwoga. Pewien rycerz, którego w dawnych czasach poznał, imienia obecnie nie mógł sobie przypomnieć, był przykładem rzewnego wierzącego. Na wszystkie msze przychodził, a we święta w bogato elegancko ubrany, by oddać bogu szacunki, pieniądzem także nie skąpił na świątynie. Pewnego dnia, kapłan srogi i sprytny odkrył jego grzeszne działania, wobec niewinnych paziom i giermkom, którzy u niego usługiwali. Występował przeciwko naturze człowieka, którą ustanowił bóg. Było to wbrew jego ciału i duszy. Z tego powodu został oskarżony przed trybunałem lecz z pomocą szatańskich obrońców, ochronił się przed sprawiedliwością. Świat jest pełen gwałtów, których nawet wysłannikom boga nie udaje się sprzeciwić.
- Rad będę, gdy do naszej podróży dołączy nowa dusza, będziemy dla siebie nawzajem pomocną dłonią – rzekł pełen radości otwierając ramiona, jakby chciał objąć ich nowego towarzysza wędrówki. Po tym złożył dłonie i stał tak jakiś czas po czym opuścił je luźno wzdłuż tułowia.
Zablokowany

Wróć do „Grydania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości