Nowa AeriaDokąd teraz?

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Dokąd teraz?

Post autor: Hikari »

Trójka dziewczyn zdołała ukryć się przed hordą kościejów, każda na swój sposób i w innym miejscu. Zyta pod wodą w niewielkim stawie, Hikari na gałęzi drzewa, a Mira za jakimś większym głazem. Czekanie w samotności dłużyło się im niemiłosiernie, szczególnie harpii. Chciała wzlecieć ku górze i sprawdzić, czy z lisołaczką wszystko w porządku. Dlatego ledwo ostatnie szkielety odmaszerowały w stronę tylko sobie znanego celu, czarnowłosa jak z procy wyleciała spomiędzy koron drzew i niczym błyskawica popędziła do miejsca z ich niedoszłą klientką. Niestety nigdzie jej nie widziała, więc z poczuciem fiaska wróciła do koleżanek, które dopiero teraz zaczęły wychodzić ze swoich kryjówek.

- Nie wiem, gdzie ona poszła – stwierdziła skrzydlata. – Po prostu zniknęła.
- Sprawdziłaś dobrze? – Zyta wyglądała na wyraźnie zmartwioną.
- Nie, tylko najgorzej jak potrafię – odparła sarkastycznie.
- Dziewczyny, spokojnie. – Miranda jak zwykle opanowywała sytuację. – Sprawdzimy jeszcze raz na wszelki wypadek, wszystkie trzy. Jak jej nie będzie… ruszamy dalej.
- Tak po prostu? Nie możemy jej tu zostawić! – oburzyła się Hiki.
- Równie dobrze może jej już tu nie być, nieraz widziałaś samoistnie pojawiające się portale, czyż nie?
Hikari nic nie odpowiedziała, centaurzyca jak zwykle miała rację, ale naturianka wolała to po prostu przemilczeć, niż jej to przyznać.

Ostatecznie okazało się, że jednak nic tutaj nie zarobią. Musiały więc ruszyć gdzieś, gdzie będą potrzebne. Najlepiej do najbliższego miasta. Nie było ono daleko, dwa dni drogi i będą na miejscu. Ruszyły czym prędzej. Droga była nużąca i zaskakująco spokojna. Przerwa na drzemkę w cieniu drzew była niezwykle kusząca, ale Mira nie chciała marnować czasu. Konsekwencją tego był nietypowy kompromis polegający na tym, że najpierw Zyta, a później harpia będą mogły przespać się, jadąc na jej grzbiecie. Brunetka przystała na to chyba tylko dlatego, że wokół nie było żywej duszy.
Droga zeszła im nieco dłużej niż myślały, właśnie wschodziło słońce, zwiastując trzeci dzień wędrówki, ale na horyzoncie widać było już mury miasta – Nowej Aerii. Dziewczyny natychmiast przyśpieszyły kroku, myśląc już o jakimś porządnym posiłku w karczmie. Nie była to ich pierwsza wizyta w tym miejscu, jednak mieszanina przyjezdnych różnych ras za każdym razem zaskakiwała. To miejsce tętniło życiem za dnia i w nocy. Zyta i Hikari je uwielbiały, ale Miranda miała nieco inne zdanie, ona wolała więcej spokoju i ceniła ciszę. Starała się jednak ignorować gwar i znaleźć gospodę, którą odwiedziły ostatnio. Była ona dość duża i przestronna, co dla niej, jako centaura było szczególnie ważne.

- To chyba było w tamtą stronę – stwierdziła z uśmiechem, wskazując ją palcem i zdała sobie sprawę, że syrena i harpia gdzieś zniknęły. – Hikari, Zyta? – Rozejrzała się gwałtownie.

Chwilowa panika szybko została zastąpiona przez irytację. Ledwo weszły do miasta, a harpia zdołała już zacząć swoje podniebne popisy. Na domiar złego wśród zaciekawionego tłumu stała również złotowłosa, która wraz z pozostałymi biła jej brawo. Mira nie miała sił rozganiać towarzystwa i cierpliwie poczekała, aż skończą.

- Błagam, nie znikajcie mi tak… - westchnęła naturianka, gdy reszta ludzi i nieludzi się rozeszła w swoje strony.
- Oh daj spokój, cały czas byłyśmy na widoku, a dzięki temu kilka ruenów nam wleciało – stwierdziła Hiki, a syrenka pokazała garść błyszczących monet wypełniających jej mieszek.
- No dobrze, to teraz chodźmy coś zjeść.
- To może poczekać, jesteśmy idealnie wcześnie by odwiedzić targowisko, o tej porze możemy znaleźć jakieś perełki – powiedziała zafascynowana blondynka. – Ekhem… I oczywiście może jakiegoś klienta przy okazji.
- Niech będzie – zgodziła się Miranda, uznając, że nie jest to taki zły pomysł.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         To był prawdziwie piękny dzień. Słońce co jakiś czas chowało się za białymi chmurami, wiatr przyjemnie rozwiewał jego żar. Kupione poprzedniego dnia na targu w Nowej Aerii konie okazały się miłymi kompanami, a dwa z nich, mające służyć pod siodłem, zostały pozytywnie ocenione przez towarzyszącą Ásingerð masztalerkę. Pokój wynajęty w znajdującym się kawałek za murami zajeździe był przestronny i czysty, a jadło i krew napadniętego w nocy chłopa smaczne. Na dodatek wśród miejscowych żebraków znalazł się mężczyzna szarmancki, który odciągnął swych bardziej namolnych towarzyszy od spożywających śniadanie dam, przepraszając je za kłopot. Okoliczności były więc idealne, by relaksować się na urlopie, nie dopuszczając do głosu żadnych negatywnych emocji. Mimo że jedna wbijała się mocno w świadomość Ási.
         Chęć wepchnięcia w stojącego przed nią chłopaka sztyletu, ukrytego w długim rękawie sukni, była silna i, zdaniem kobiety, w pełni uzasadniona.
         – Nie zasnąłem! Przysięgam! – jęczał ze zbolałą miną kogoś, kogo nie stać na odszkodowanie za cztery zaginione konie. – One tutaj były, a… a potem ich nie było.
         – Rozumiem, że wyparowały, albo odleciały, a świeże ślady butów i kopyt zostawiły się same? – W jej głosie nie było nawet cienia poirytowania, które kłębiło się w jej umyśle wściekle karmazynową chmurą. Nadal odgrywała niewinną, młodą mieszczkę, której w takiej sytuacji bardziej wypadałoby się rozpłakać. Tak daleko jednak nie zamierzała zachodzić w swoim przedstawieniu, więc po prostu patrzyła ze smutkiem na puste pastwisko. Jej wcześniejsze słowa do tego wizerunku nijak nie pasowały, ale chłopak nie był w stanie tego zauważyć, zbyt przejęty swoją niepewną przyszłością. – No cóż… – kontynuowała – władze na pewno znajdą i ukarzą winowajców. – Westchnęła głęboko i smutno, po czym odeszła do swojego pokoju.
         Czuła, że coś jest nie tak, od momentu, w którym otworzyła drzwi. Zapach taniego piwa i dymu z fajki pasował do tego miejsca niczym czosnek do wampira. Zdecydowanie wybijał się ponad delikatny aromat Maraen, masztalerki, i pierwotną woń tego pokoju. Kolejnym niepasującym elementem był nabazgrany na grubym pergaminie liścik. Jego treść powinna właściwie rozzłościć kobietę. Jednak zamiast gniewu, ku własnemu zdumieniu, poczuła zadowolenie. Do powodu tej wesołości dotarła po chwili. Podświadomie już wcześniej zrozumiała, że złodzieje, żądając osobiście dostarczonego okupu, sprowadzili na siebie spore kłopoty. Najwyraźniej dobrze odgrywała rolę bezbronnej dziewczyny. Nie namyślając się długo założyła strój podróżny, w który wkomponowała sześć noży, haki wspinaczkowe, wszyte w kołnierz wytrychy, buteleczkę trucizny i cienką, wytrzymałą linkę. Ubiór był jednak tak przemyślany, że nadal wyglądała elegancko i niewinnie. Włosy spięła długą, delikatnie zdobioną szpilką, kryjącą cienkie ostrze, i dwiema wsuwkami, ukształtowanymi tak, by dało się nimi otwierać zamki. W efekcie tych przygotowywań czuła się jak przenośna zbrojownia, ale wybierając się do siedziby złodziei, wolała być gotowa na wszystko. Kiedy zajęła się pakowaniem przedmiotów użytku codziennego, do pokoju weszła Maraen.
         – Wybieramy się dokądś? – Ási spojrzała na nią pytająco, po czym przypomniała sobie, dlaczego zatrudniła rudą pół-elfkę. Oprócz ręki do koni, miała ona również odwagę i siłę, które przydawały się w wielu sytuacjach. Mogły okazać się przydatne również i w tej podróży. Poza tym dziewczyna łatwiej nawiązywała znajomości.
         – Jedziemy odzyskać konie, Mar. – Podała jej list i kontynuowała pakowanie. – Weź tylko to, co niezbędne, resztę zostawimy u karczmarza. Może zajmie się rzeczami lepiej, niż końmi – prychnęła, przerzucając przez ramię średniej wielkości torbę. – Zajmiesz się tym? Pieniądze za nocleg zostawiłam na stoliku. Ja osiodłam Harena i Vunni.
         Poszła od razu do stajni, gdzie czekały konie, na których przyjechały. Jej bramę na noc zamknięto, więc przynajmniej one zostały. Najpierw zajęła się kasztanem dziewczyny, potem swoją karą klaczą. Kiedy przypinała juki, pół-elfka dołączyła do niej w boksie.
         – Jaki właściwie mamy plan? Nie wiesz nawet gdzie są te wspomniane ruiny. Ja zresztą też nie mam pojęcia. – Wyprowadziła Harrena na podwórze, gdy Ásingerð dała znak, że jest gotowa.
         – Pojedziemy do miasta, popytamy o drogę. Na pewno znajdzie się ktoś, kto za parę ruenów nas tam zaprowadzi. Jest dzień targowy, więc od targu zaczniemy.
         Tak oto dzień pięknie rozpoczęty zepsuł się w dzień dość nieprzyjemny, choć obiecujący wiele wrażeń w najbliższym czasie. I dlatego właśnie elegancka kobieta, zamiast spędzać wczesne popołudnie w upatrzonym po przyjeździe teatrze, kłóciła się z podstarzałym kartografem o to, czy nie lepiej byłoby kupić dokładną mapę.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Wiele stoisk na targu dopiero się rozkładało, ale ludzi już teraz przybywało coraz więcej. Nie było to w smak centaurzycy, której manewrowanie między nimi wcale nie było w smak. Nie była drobną dwunogą dziewuszką, jak Zyta, więc naprawdę musiała uważać, żeby komuś nie przydepnąć stopy, co zapewne byłoby niezwykle bolesne. Blondynka w tym czasie wraz z harpią buszowały, gdzie się dało, niemalże biegając z jednego miejsca do drugiego. Miranda z trudem za nimi nadążała, nie pomagał też fakt, że od dłuższego czasu burczało jej w brzuchu.

- Oh, jakie piękne – zawołała syrenka, podnosząc parę bogato zdobionych trzewików.
- To niesprawiedliwe, wszystko na stopy! – marudziła harpia, spoglądając na swoje ptasie szpony.
- No wiesz, na rybi ogon one raczej też nie wejdą… - złotowłosa próbowała pocieszyć koleżankę, jednocześnie mierząc owe buty.
- Ale ty możesz zrobić magiczne fiku-miku i go sobie zniknąć, zmieniając na ludzkie nogi – prychnęła Hikari.
- Dziewczyny, a wiecie, chociaż ile kosztują? – spytała Miranda, która wreszcie się do nich przebiła przez przechodzących nieustannie ludzi.
- E, no w sumie nie – mruknęła Zyta i spytała sprzedawcę. W efekcie otrzymanej odpowiedzi mina jej zrzedła i odłożyła wymarzone buciki, wzdychając ciężko.

Trwało to jeszcze przynajmniej dobre dwie godziny nim dziewczyny wszystko pooglądały. Ostatecznie jednak każda znalazła coś dla siebie. Zyta znalazła sobie piękny srebrny wisiorek z błękitnym opalem, który swą barwą przypominał jej o oceanie. Miranda natomiast skupiła się na bardziej praktycznych zakupach i znalazła sobie nowe juki, bo te, które obecnie nosiła, czasy świetności miały już dawno za sobą. Hikari zastanawiała się najdłużej z całej trójki. Ostatecznie zaopatrzyła się w kilka pustych arkuszy pergaminów i nowe węgielki do pisania, żeby miała na czym tworzyć kolejne mapy. Wszystko to oczywiście przy pomocy Zyty wpakowała do nowych juk Mirandy.

- To co, Pod Zakutą Kobyłą? – spytała Hiki, zastanawiając się nad wyborem karczmy.
- Mhm, tylko tam jest wystarczająco dużo przestrzeni – westchnęła centaurzyca, zastanawiając się, czy kiedykolwiek ten świat nieco bardziej dostosuje się do swoich mniej ludzkich mieszkańców.

Od ostatniego pobytu w tym mieście nieco się pozmieniało, a karczma, do której zmierzały, jakby rozbudowywała interes. Teraz można było zjeść również na zewnątrz, gdzie wystawiono kilka dłuższych ław oraz ogrodzili ów teren niedużym płotkiem. Hikari i Zyta pierwsze zajęły dwa krzesła w tuż przy ogrodzeniu, a centaurzyca postanowiła usiąść z drugiej strony. Nie zmieściłaby się na krześle, więc jak zawsze odsunęła je na bok i usiadła na ziemi, w taki sposób, by w miarę możliwości nie blokować przejścia.
Następnie cała trójka zaczęła dyskutować o tym, co by zjadły. Niektórzy, głównie przyjezdni zerkali na nie z zaciekawieniem, unosząc powieki, ale żadna z dziewczyn już nie zwracała na to uwagi od dłuższego czasu. Po gorącej wymianie zdań doszły do porozumienia w kwestii posiłku i zawołały kelnera.

- Miło was znowu widzieć dziewczyny, skąd tym razem przybywacie i dokąd zmierzacie? – spytał młody brunet, który już wielokrotnie miał okazję spotkać przewodniczki.
- Ze Wschodnich Pustkowi, miałyśmy tam mały… - zaczęła Zyta.
- Interes – pośpiesznie dokończyła Miranda. Nie chciała, aby tamte zdarzenia się rozniosły, ucieczka przed armią kościejów i zgubienie potencjalnej klientki raczej nie gwarantowałoby im dobrej reputacji. – A obecnie jesteśmy wolne, więc jakby ktoś coś, to wiesz co robić.
- Nie ma sprawy Mira – uśmiechnął się do niej. – To, co podać?

Dziewczyny dokładnie podyktowały chłopakowi, co sobie życzą, a on upewniając się, że wszystko dobrze zapamiętał, ruszył przekazać zamówienie kucharzowi. Większość ludzi siedziała w środku, a ci, co byli na zewnątrz tłumili się przy stoiskach, więc nie licząc jakiejś pary po przeciwnej stronie ogrodzenia, były praktycznie same. Pozwoliły więc sobie na luźną rozmowę, która szybko zeszła na miejsca, które chętnie by odwiedziły, a jeszcze nie miały okazji.

- A może Villket? – zaproponowała Zyta. – Słyszałam, że tam…
- JEDZENIE! – krzyknęła harpia, przerywając syrence, to było ostatnie miejsce, gdzie chciała się pojawić, kelner, który w tym momencie przyszedł, stał się wybawieniem. Choć swoim krzykiem zwróciła uwagę wszystkich będących w pobliżu, zawstydzając tym samym Mirandę.
- Widzę, że ktoś tu jest wielkim fanem naszych potraw – zachichotał chłopak.
- Tak, tak… Są pyszne – uśmiechnęła się Hikari.

Miranda westchnęła ciężko nad tym dziwactwem, na szczęście gapie szybko stracili zainteresowanie, a naturianki mogły w końcu zaspokoić głód. Hiki najpierw jednak musiała się w specyficzny sposób ułożyć na krześle, ponieważ zamiast rąk służyły jej ptasie szpony i to właśnie z ich pomocą chwytała widelec. To po raz kolejny zwróciło na nią uwagę obecnej tu pary i przechodniów.
Po jedzeniu dziewczyny ruszyły ponownie w stronę straganów i stoisk na targowisku licząc, że znajdą tam jakąś okazję do zarobku. Takie szukanie igły w stogu siana zawsze było najgorszym elementem ich pracy. W pewnym momencie chciały nawet się poddać i poczekać aż kolega z karczmy kogoś im wynajdzie, ale Hikari usłyszała jakąś kłótnię dotyczącą map i nie mogła tego odpuścić. Jak tylko odnalazła argumentujących ludzi, natychmiast tam podleciała, nie chcąc przepychać się przez ludzi i wylądowała obok starszego mężczyzny oraz elegancko ubranej kobiety.

- Dzień dobry, przypadkiem usłyszałam waszą kłótnię, coś nie tak z mapą, prawda? Mogę zobaczyć? – spytała i nie czekając na pozwolenie, stanęła na jednej nodze i przy pomocy drugiej zabrała ją mężczyźnie. – O panie, ta mapa to z czasów świetności Opuszczonego Królestwa? – spytała drwiąco, widząc, jak wiele rzeczy na niej brakuje i jak wiele jest źle naniesionych.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         – Pani, toż to najlepsza mapa, jaką pani znajdziesz! Tutaj wszystkie ścieżki są zaznaczone. Nie ma opcji, żeby się zgubić z taką mapą, więc nie trzeba żadnych przewodników. – Ásingerð popatrzyła na niego z powątpiewaniem, bo mapa wyglądała jak rysunek ślepego psa trzymającego pióro ogonem. Lini na pergaminie było niewiele, trochę tylko więcej niż kleksów.
         – Szukam drogi na północny-wschód, a nie południe. – mruknęła patrząc na inne mapy, prezentujące się lepiej od tej zachwalanej przez sprzedawcę i najwyraźniej przez niego wykonaną. – I nada uważam, że przewodnik byłby lepszy.
         – Ale pani! To wszystko zdziercy, kłamcy i złodzieje. Wyciągną na pustkowia, zabiją, ograbią, trupa sprzedadzą kanibalom. Lepsza będzie mapa. – wyciągnął porządniejszą i rozłożył przed irytująco wybrzydzającą klientką.
         – Tak. Dzięki mapie unikniemy pośredników i sama oddam się kanibalom. – mruknęła Ási na tyle cicho, że kartograf nie miał szans jej usłyszeć w ciągłym gwarze targowiska. Pytała już troje karczmarzy, trzech handlarzy tkanin z Fargoth, dwoje łowców nagród i treserkę psów, ale nikt nie znał godnych polecenia przewodników. Miała już dosyć kontaktów społecznych, więc zwróciła się do kartografa, z założeniem, że jeśli on również nie poleci jej nikogo, kupi najlepszą dostępną mapę i pójdzie najkrótszą zaznaczoną ścieżką. Sytuacja okazała się trudniejsza, bo kupiec zwietrzył zysk i nie zamierzał nawet odpowiadać na pytanie. Po prostu zaczął zachwalać kolejne produkty.
         Ásingerð spojrzała w kierunku wschodniego końca targu, gdzie Maraen czekała z końmi i Charlotte, która tuż przed ich wyjściem wróciła do karczmy. Kotka miała według planu zostać w domu, jednak nie dała się zostawić. Pojechała więc z kobietami, podróżując na siodle Ási, bądź w specjalnie do tego przygotowanej torbie. Czasami też truchtała obok koni, miaucząc, kiedy zostawała w tyle.
         – Ile kosztuje ta mapa? – zapytała, wskazując na ostatnią, którą jej pokazywał.
         – Dziesięć srebrnych orłów. – powiedział tonem, sugerującym, że jest to cena niezwykle korzystna. Było w jego tonie również stwierdzenie, że poniżej tej ceny nie zejdzie, ponieważ wtedy straci. W niesamowity sposób zawarł również w tej krótkiej wypowiedzi swoją łaskawość, jakiej wymagało podanie tak niskiej kwoty i niewykorzystywanie naiwności samotnej dziewczyny. Był to głos wyćwiczony i prawdopodobnie działający na większość klientów. Ale nie na niemal stuletnią dhampirkę, pracującą w handlu od dekad i używającej podobnego tonu, nim zdobyła pierwszych poważnych klientów.
         – Jeśli to nie jest żart, – zaczęła, nie podnosząc głosu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale wkładając w niego tyle napięcia i złości, by słychać ją było kilka straganów dalej. – to jesteś najbardziej chciwym chamem, jakiego spotkałam. – Mężczyzna spojrzał na nią zbity z tropu i trochę oburzony.
         – Nie zejdę poniżej siedmiu. – powiedział tak samo jak wcześniej, choć głos mu zadrżał.
         – Aha. Czyli nie żartowałeś. Może nie znam się na mapach, ale ta nie jest tyle warta.
         – Słuchaj paniusiu! – wrzasnął mężczyzna. – To doskonały egzemplarz, świetnie wykonany i pokazujący ścieżki, których prawie nikt nie zna.
         – Pewnie dlatego, że nie istnieją. Tutaj nawet nie ma większych osad, które sama widziałam.
         – Jest tu wszystko, czego potrzebujesz paniusiu! Lepszej w tej cenie nie znajdziesz, choćbyś szukała w każdym mieście w Alaranii.
         – Jeśli jeszcze raz... – tym razem syknęła zgrzytliwie. – nazwiesz mnie paniusią… – Nie musiałaby kończyć tego zdania. Wszystkie zakończenia były wypisane na jej zimnej twarzy i w lekko uniesionym kąciku ust, wyginającym usta we wściekły, przy czym ledwie zauważalny uśmiech. Jednak chciała je dokończyć, bo plan w jej głowie rozkwitał, niczym kwiat. Krwawo-czerwony kwiat, o ostrych płatkach.
         Przeszkodziła jej odziana w kimono harpia, która wylądowała obok straganu i zaczęła krytykować ten, jakże kosztowny produkt. Najwyraźniej znała się na mapach lepiej od Ási. Obrzuciła ją spojrzeniem, jakim krawcowa obdarzała zwykle rozchodzące się na szwach i marszczące w talii ubrania klientów, choć dużo bardziej rozbawionym.
         – Czy mogłaby mi pani polecić lepszego kupca, albo może, jakimś przypadkiem zna pani przewodnika znającego te tereny? – zapytała, przechodząc od razu do sedna i roli miłej dziewczyny, nieukrywającej jednak wzburzenia, ponieważ całkowity spokój byłby nienaturalny. Zrobiła wyjątek tylko, by spojrzeć znacząco na kartografa, który niemal zagotował się od chowanych nieudolnie pod cierpkim uśmieszkiem emocji.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Harpia nie wierzyła we własne szczęście, to było bardzo dobre posunięcie, aby wtrącić się w tę rozmowę. Kobieta wyraźnie była zdesperowana, żeby gdzieś dotrzeć, skoro rozważała kupno tak beznadziejnej mapy.

- A tak się składa, że znam. Jest tutaj akurat taka trójka świetnych przewodniczek, która cię przeprowadzi lądem, wodą, a nawet powietrzem – powiedziała pełna dumy – A jedna z nich stoi właśnie przed tobą. Hikari jestem, miło mi – przedstawiła się z lekkim ukłonem.
- Przewodnicy to zawsze dużo biorą. Lepiej wziąć mapę – mężczyzna próbował jeszcze coś ugrać mimo wszystko.
- Za wzięcie takiej mapy to powinieneś jeszcze dopłacić, bo jedyne, na co się nadaje to na bycie niezrozumiałym dziełem sztuki, które mogłoby wisieć u jakiegoś znudzonego życiem szlachcica – powiedziała zirytowana gadaniem mężczyzny.

Zadziałało idealnie, od razu się zamknął. Dzięki temu mogła kontynuować rozmowę z kobietą – Jeśli tylko zechcesz, zaprowadzimy cię praktycznie dokądkolwiek. Byłyśmy już niemal wszędzie, znamy Alaranie jak własną kieszeń – zachwalała harpia, delikatnie koloryzując. Zwiedziły już spory szmat świata, ale ten wciąż skrywał przed nimi wiele nieznanych miejsc.
Tymczasem Zyta i Miranda błądziły wśród tłumu, czekając, aż wróci harpia. Obie założyły, że może przypomniała sobie o czymś, co chciała zakupić, skoro tak nagle gdzieś poleciała albo zobaczyła coś, co ją interesowało. Same więc postanowiły popatrzeć raz jeszcze na niektóre stragany i przysłuchać się rozmowom przyjezdnych. Ludzi było coraz więcej. Kilka razy ktoś nadepnął blondynce na stopę i nawet nie przeprosił, ludzie przepychali się i ciągnęli do stoisk, gdzie tylko wypatrzyli jakąkolwiek promocje. Nie zważając na to, czy to, co oferuje sprzedawca, jest im rzeczywiście potrzebne.

- Mira, czekaj, zaraz mnie tutaj stratują – dziewczyna zatrzymała centaurzyce i spojrzała na nią błagalnie.
- Dobra, wskakuj – powiedziała i pozwoliła jej wejść na swój grzbiet.
- Dzięki, od razu lepiej, teraz wszystko stąd widzę – stwierdziła po kilku nieudanych próbach wejścia na cenataurzyce. Niestety nic nie mogła poradzić, nie była wcale wysoka, a to nie ułatwiało sprawy — O! Tam jest Hiki – zawołała – I nie jest sama, a sądząc po tym, jak gestykuluje i wymachuje tymi skrzydłami…
- Chyba jednak będziemy miały dziś szczęście – uśmiechnęła się Mira, po czym obie postanowiły ruszyć w stronę koleżanki.

Po krótkiej chwili drobnych przepychanek były już obok harpii i nieumarłej. Akurat trafiły na końcówkę przechwałek czarnowłosej.

- Dzień dobry – brunetka delikatnie, ale stanowczo przerwała gadaninę skrzydlatej – Z tego, co słyszę, możemy pomóc. Jestem Miranda, to Zyta — w tym momencie syrenka nie chcąc przerywać centaurzycy zeszła z jej grzbietu i podała kobiecie dłoń na przywitanie — Widzę, że poznałaś już Hikari — kontynuowała brunetka — W czym możemy pomóc? — spytała, nie będąc pewna czy harpia przez te wszystkie przechwałki w ogóle zadała to całkiem istotne pytanie.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         Coś uderzyło świadomość Ásingerð z siłą i impetem rozjuszonego byka. Prostota harpii i jej naturalna radość były tak inne od wyrachowanej grzeczności z jaką spotykała się na co dzień. Miewała kontakt z ludźmi nienależącymi do arystokracji, jednak zwykle byli nieco bardziej powściągliwi, albo skrępowani. Zjawisko przed nią było rażące, choć w pewien sposób przyjemne. Naturianka wręcz promieniowała energią. Szybko uciszyła nieszczęsnego kartografa, który przestał się wtrącać i tylko mamrotał pod nosem przekleństwa. Hikari wychwalała siebie i swoje towarzyszki, prawdopodobnie koloryzując, do momentu w którym do rozmowy dołączyły centaurzyca i jasnowłosa dziewczyna. Ta pierwsza przerwała słowotok harpii i w sposób dużo bardziej odpowiadający kobiecie zaoferowała pomoc.
         – Dzień dobry. Nazywam się Ásingerð Norğstein. – Wyciągnęła na twarz najuprzejmiejszy uśmiech z arsenału. – I rzeczywiście potrzebuję pomocy, a z tego co właśnie mi powiedziano wynika, że znalazłam kogoś, kto może mi jej… – przerwała, kiedy jeden z przechodniów ją trącił. Mimo że spędziła na targu już kilka godzin, to stało się po raz pierwszy. Miała w sobie wystarczająco dużo godności, by utrzymywać innych na dystans. Teraz jednak prosiła o pomoc, więc musiała to stłumić. I odczuwała efekty. – udzielić. – Dokończyła odprowadzając przechodnia wzrokiem, dopóki nie zniknął w tłumie. – Może przejdziemy w nieco spokojniejsze miejsce? – zaproponowała i powoli ruszyła w kierunku Maraen, upewniając się co chwilę, czy przewodniczki nie zgubiły jej w panującym na targowisku chaosie. Półelfka, wraz ze zwierzętami, stała za prowadzącą na plac targowy bramą, przez którą nie przechodził prawie nikt.
         – Przedstawiam paniom Maraen, moją masztalerkę. – wskazała na kobietę, która dygnęła zgrabnie, choć niepoprawnie, rozstawiając kolana. – Mar, to są panie Hikari, Miranda i Zyta. – Spoglądała na przewodniczki, z nadzieją, że niczego nie przekręciła. – Jeśli dojdziemy do porozumienia, doprowadzą nas do porywaczy. – Odwróciła się do naturianek. – Skradziono nam konie. Złodzieje zażądali okupu, który dostarczyć mamy do ruin Ferragh. To na północny-wschód od miasta. Trasę w tamtą stronę chcemy pokonać jak najszybciej, nawet jeśli miałaby być trudna. Z powrotem będziemy prowadzić trzy luzaki, z których jeden nie jest w najlepszej formie, więc droga musi być łatwiejsza, jednak wtedy nie będzie nam raczej zależało na czasie. - Ásingerð spojrzała na siodło Vunni, z którego szaro-niebieskie oczy przebijały ją pełnym poirytowania wzrokiem. Charlotte nie lubiła czekać i dawała to do zrozumienia właścicielce każdą silniejszą myślą i każdym szybkim machnięciem ogona. – Jedzie jeszcze kot. – Dodała kobieta, gładząc srebrzyste futro. – Czy jesteście panie gotowe podjąć się tego zadania? I ile sobie za coś takiego policzycie? – Kocica weszła na ramiona właścicielki, wyglądając na jeszcze większą, przez porównanie z drobną kobietą.
         Maraen przenosiła oceniający wzrok między przewodniczkami, a kiedy dhampirka zadała ostatnie pytanie, przybrała minę wyraźnie pokazujących, że nie da się naciągnąć. Przy masztalerce Ási mogła zawsze odgrywać tę miłą. Rudowłosa, choć milsza, wyglądała jak jej ochroniarz. Była mocno zbudowana, odpowiednio ubrudzona i, gdyby nie znała się na koniach, chętna do takiej pracy. Wiedząc o tym wszystkim, Mar stanęła trochę pewniej i skrzyżowała ręce na piersi. Nie chciała, by brano je za kogoś, kto sobie nie radzi. Nie znosiła bycia niedocenianą.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Po przedstawieniu się i krótkim zapoznaniu Miranda jak zwykle przejęła dowodzenie, co średnio odpowiadało harpii, która zerkała na brunetkę spod byka, gdy tylko ich już prawie klientka oraz ta druga na nią nie patrzyły. W przeciwnym razie przywdziewała na twarz pewne siebie spojrzenie i szczery uśmiech.

- Bardzo chętnie – przyznała centaurzyca, która również miała już dość tego tłoku. Co chwilę ktoś się o nią ocierał i naruszał jej przestrzeń osobistą. Jeden dzieciak miał nawet czelność bezceremonialnie pociągnąć za ogon. Miranda jednak zacisnęła zęby i zignorowała to nieprzyjemne zdarzenie, nie miała czasu na sprzeczki o takie rzeczy.

Zyta, choć miała ochotę wrócić na grzbiet koleżanki, postanowiła ten kawałek już przejść na własnych nogach, natomiast Hiki leciała tuż nad głowami przechodniów, sprytnie unikając problemów tych z dołu. Niektórzy zerkali w górę, widząc dziwny cień naturianki. Zatrzymywali się na moment i nad czymś rozmyślali, ale w większości nie mieli na to czasu, więc po chwili po prostu wracali do wcześniej obranego kierunki i dalej przeciskali się między ludźmi.
W końcu zrobiło się luźniej, a kilka kroków dalej dziewczyny były już poza samym targiem, choć w teorii na jego krańcu. Nie było tu jednak już straganów i stoisk, do których tak wszyscy ciągnęli. Ten nagły spokój i cisza był chwilowo nawet z lekka przytłaczający.

- Bardzo nam miło – przywitała się centaurzyca, blondynka z szerokim uśmiechem skinęła głową, a harpia pomachała skrzydłem.
- Porywaczy? – spytała Hiki z błyskiem w oku, licząc na jakąś przygodę – Nie ma sprawy, odzyskamy te konie chwila moment – stwierdziła pewna siebie i dostała kuksańcem od Zyty, która wymownie spojrzała na Mirande, dając znać koleżance, że to ona musi ostatecznie zadecydować. Hiki westchnęła ciężko – Co nie, Mira?
- Mhm – mruknęła centaurzyca, po czym odchrząknęła. Starała się utrzymać profesjonalną atmosferę, a dziewczyny tej sprawy nie ułatwiały – Znamy te ruiny, nie będzie problemu z dotarciem. Czterysta ruenów za wszystko – zadecydowała. Początkowo chciała wziąć mniej, ale cel ich podróży nie brzmiał najbezpieczniej. Kto wie, co mogły zastać w tych ruinach i czy ci złodzieje nie okażą się kimś gorszym niż tylko koniokradami.

Gdy brunetka ustalała kwestie zapłaty, Zyta wpatrywała się w kotkę siedzącą na ramionach nieumarłej zauroczona. Widać, że chciała ją pogłaskać, ale czekałaby spytać, czy może. Z doświadczenia wiedziała już, jak bardzo ludzie są różni i różnie podchodzą do swoich zwierzaków. Widząc chwilowe napięcie, odpuściła jednak i zerknęła na harpie, która również niecierpliwie oczekiwała na werdykt, czy na pewno mają to zlecenie.

- Możemy od razu ruszać – dodała Hikari, nie mogąc się już powstrzymać i jednocześnie sugerując swym głosem, że znalezienie kogoś innego w tym fachu może trochę zająć.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         Podczas rozmowy Ásingerð oceniała potencjalne towarzyszki podróży. Harpia zachowała werwę, zapewne dlatego, że nie musiała przedzierać się przez tłum. Wizja spotkania z koniokradami najwyraźniej ją ekscytowała, mimo że dhampirka nie sugerowała nawet innego sposobu odzyskania zwierząt, niż zapłacenie okupu. Zastanawiała się, czy Hikari po prostu o tym nie myślała czy, mimo starań kobiety, odczytała jej raczej wojowniczą naturę i talenty. Mimo że Ásingerð spodziewała się po drodze lub u jej kresu problemów wymuszających ujawnienie jej prawdziwej natury, wolała pozostawać grzeczną, ludzką dziewczyną. Przyzwyczaiła się do tej roli.
         Blondynka wydawała się trochę zmęczona tłumem. Nadal się nie odezwała, tylko uśmiechała szeroko i trzymała w ryzach skrzydlatą koleżankę.
         Charakter Mirandy, na tyle, na ile zdołała go poznać, odpowiadał jej najbardziej. Centaurzyca była opanowana, spokojna i rzeczowa. Podała cenę, która wydała się dhampirce nieco zawyżona, ale kiedy pomyślała o celu podróży, w pełni zrozumiała tę decyzję. Skinęła głową i zamyśliła się na dłuższą chwilę. Nie było o tym mowy, ale…
         – To wasza zapłata. – uśmiechnęła się lekko, wrzuciła część monet z juków do woreczka i podała Mirandzie z pewnością zniechęcającą do odmowy. Wbrew rozsądkowi zaufała obcym dziewczynom i chciała to okazać. A zapłata z góry wydała jej się dobrym sposobem na okazanie tego. Kiedy usłyszała zapewnienie o ich gotowości do drogi chwyciła wodze Vunni.
         – Zatem prowadźcie. – Ruszyła spokojnym krokiem za naturiankami w kierunku jednej z bram miasta. Ulice, choć pełne ludzi, były bardzo spokojne. Mieszkańcy i goście szli do domów, albo na targ, nie powodując zbytniego zamieszania. Ásingerð rozglądała się po różnorodnych budynkach Nowej Aerii, aż zauważyła mały sklepik z suszonym jedzeniem dla podróżnych.
         – Musimy uzupełnić zapasy. – powiedziała do Maraen, ale tak, by przewodniczki również usłyszały i poczekały na swoje klientki, bądź same coś kupiły. Potem weszła do ciasnego, pachnącego kurzem wnętrza. Do rozłożonych na półkach lnianych woreczków wrzuciła suszone owoce, mięso i ryby. Ukroiła kawałek sera, który według opisu miał wytrzymać tydzień nawet w wysokich temperaturach i podeszła do lady. Stała za nią staruszka, która była kwintesencją własnego sklepu, to znaczy była zasuszona bardziej niż produkty i pachniała kurzem, jakby trzymała go w kieszeniach. Przez ziemistą cerę, szare włosy i nijakie ubranie stawała się niemal niezauważalna.
         – Witam podróżnicy. – odezwała się nagle szorstkim, cichym głosem, jakże pasującym do szarej postaci. – Może chcecie wiedzieć, jak upłynie wasza wędrówka? – Wyciągnęła skądś talię pomiętych kart z dziwnymi symbolami na rewersach. – Te karty znają przyszłość, powiedzą wam, jaką drogę obrać, a jakiej unikać. – Spojrzała w twarz dhampirki i wyciągnęła kawałek papieru, ledwie zachowujący prostokątny kształt. – Strzeżcie się Żmijozeli! – krzyknęła nagle. Jej głos wcale nie stał się przez to głośniejszy, ale włożyła w charczący dźwięk wiele siły, więc potem na dobre pół minuty zaniosła się kaszlem.
         – Ile za to zapłacę? – zapytała spokojnie Ásingerð, podając jej torebki, które staruszka, zniesmaczona ignorancją klientki, zaczęła ważyć pod czujnym spojrzeniem nieumarłej.
         Kiedy wyszła, wreszcie odetchnęła głęboko bez groźby zakrztuszenia się pyłem. Obie z Maraen pochowały zapasy w jukach, choć kawałek wołowiny wylądował w pyszczku Charlotte, która na chwilę porzuciła swoją godność, by spróbować zdobyć coś jeszcze. W końcu zrezygnowała, zeskoczyła miękko z siodła i ruszyła w kierunku harpii. Podeszła do niej na wyprostowanych łapkach, otarła się o jej szatę i zapraszająco wyprężyła grzbiet.
         Ási obserwowała to w milczeniu, śmiejąc się w myślach z interesowności Charlotte, która zazwyczaj jeżyła się, gdy obcy śmiał chociaż wyciągnąć do niej dłoń.
         Maraen, w przeciwieństwie do swojej towarzyszki, nie zamierzała milczeć. Już na początku wędrówki przez miasto weszła między Hikari i Zytę z zamiarem rozpoczęcia rozmowy.
         – Pochodzicie gdzieś z tej okolicy, czy po prostu znacie każde ruiny w Alaranii? – zagadnęła wesoło, gdy zgiełk targowiska został za nimi. Słuchając odpowiedzi położyła dłoń na szyi konia, uspokoiła oddech, obniżyła swoją energię. Harren nie lubił miast ani tłumów, ale pod wpływem półelfki zaczął się uspokajać i rozluźniać. Nagły, szorstki krzyk z wnętrza sklepu, w którym Ásingerð postanowiła się zatrzymać, sprawił, że wszystkie te czynności musiała powtarzać.
         – Od dawna współpracujecie? – kontynuowała rozmowę, gdy wyruszyły w dalszą drogę. Widząc wysiłki kocicy, próbującej zdobyć jakieś jedzenie, zaśmiała się pod nosem.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Miranda wzięła zapłatę, na szybko przeliczyła czy się zgadza i grzecznie podziękowała, chowając woreczek do swoich juków.

- Oczywiście – przytaknęła centaurzyca i jako ta najstarsza i najrozsądniejsza z całej trójki szła przodem. Syrenka trzymała się obok klientek, a harpia kawałek nad nimi.

Zanim opuściły miasto, musiały jeszcze na drobny moment przystanąć, nieumarła musiała uzupełnić zapasy, przewodniczki miały ich na tyle, że same nie musiały. Jednakże apetyt skrzydlatej zmusił ją do wylądowania i zrobienia małych zakupów niekoniecznie niezbędnych. Najpierw tylko wzięła garść monet od blondynki. Mira i Zyta postanowiły zaczekać na zewnątrz. W czasie gdy Ási wybierała znacznie praktyczniejsze produkty, naturianka zdecydowała się na pudełko ciastek z czekoladą.

-… Żmijco? – spytała Hikari, pierwszy raz słysząc takie słowo, ale w tym momencie dhampirka szybko zmieniła temat, najwyraźniej uznając sprzedawczynie za niespełna rozumu, co było dość prawdopodobne.

Podstarzała sprzedawczyni wyglądała na nieco rozczarowaną tym, że jej słowa nie zostały potraktowane poważnie. Na dodatek w nieco niekomfortowy sposób zerkała na Hikari, gdy ta podała jej zapłatę przy pomocy swoich szponów. Ciężko stwierdzić, czy to był podziw dla jej giętkości, czy raczej zniesmaczenie.

- No co? Nie mam przecież rąk – stwierdziła czarnowłosa, rozkładając skrzydła, co najwyraźniej nieco speszyło staruszkę, która po otrzymaniu pieniędzy jak najszybciej wyszła na zaplecze.

Naturianka uniosła brwi nieco zdziwiona i chwyciła pudełeczko pod prawe skrzydło, po czym wyszła tuż po nieumarłej. Podała Zycie ciasteczka, żeby schowała na później. Syrena oceniła wielkość swojej torby, po czym wcisnęła pudełko do nowych juk Mirandy, która tylko przewróciła oczami, widząc ten proceder.
W tym czasie kotka Ásingerð postanowiła okazać trochę uczucia harpii. Zyta westchnęła ciężko, że też nie ona dostąpiła takiego zaszczytu. Hiki natomiast nie była aż tak tym zafascynowana, po prostu krótko pogłaskała zwierzaka lewym skrzydłem i ruszyła dalej, miała się znów wzbić w powietrze, ale ją i blondynkę zagadała Maraen.

- Wszystkie na pewno nie – odparła z lekkim rozbawieniem morska naturianka – Ale na pewno całkiem sporo, dużo podróżujemy po całej Alaranii, same jesteśmy z dość różnych stron świata.
- No i przeżyłyśmy już całkiem sporo przygód w naszej pracy. Smoki, demony, diabły… - wtrąciła się Hikari i zaczęła opowiadać niestworzone historie rodem z prastarych legend.
- Od dobrych kilku lat – tym razem Zyta weszła w słowo koleżance – Całkiem zgrana z nas drużyna.
- Mhm – przytaknęła niezrażona harpia, która widząc biegającą między nogami kotkę, postanowiła jednak trzymać się w powietrzu. Nie leciała zbyt wysoko, aby wciąż móc normalnie uczestniczyć w rozmowie.
- A jeśli można spytać, jak długo jest pani masztalerką? Lubi to pani? – zainteresowała się syrenka.

Gdy dziewczyny rozmawiały o wszystkim i niczym Maraen, Miranda zajęta była głównie Ásingerð, której przytaczała szczegóły drogi, choćby takie jak fakt, że zajmie im ona około dwóch dni. W międzyczasie oddalały się coraz bardziej od centrum, powoli wkraczając na obrzeża. Nim się obejrzały, już przechodziły przez wschodnią bramę miasta. Strażnik siedzący w wieżyczce zmrużył oczy, przyglądając się całej gromadzie. Harpia mu nawet pomachała, to wystarczyło, by przypomniał sobie trójkę przewodniczek, więc nie zamierzał ich w żaden sposób zatrzymywać.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         – Po pierwsze, żadna pani, po prostu Mar – poprawiła szybko blondynkę, na którą swoją uwagę przeniosła Charlotte, pozbawiona możliwości ocierania się o harpię.
         – Końmi zajmuję się właściwie od dziecka, wychowałam się w stajni prowadzonej przez ojca. Stajnia panny Ásingerð jest pierwszą, którą prowadzę samodzielnie, ale pierwszą pracę dostałam jakieś dwadzieścia lat temu, jeszcze jako podlotek. Panna Ásingerð słyszała o moim ojcu od swoich rodziców i między innymi dlatego dała mi szansę. - Maraen nie wiedziała, że jej ojciec pracował u samej Ási. Choć znała część jej sekretów, pozostawała nieświadoma wieku i rasy swojej pracodawczyni. – Uwielbiam tę pracę – kontynuowała. – Uwielbiam konie i ludzi w dworku. No i dobrze mi płacą. A teraz załapałam się jeszcze na ciekawą wyprawę. Charlotte! Przestań żebrać – rzuciła do coraz bardziej nachalnej kotki.
         Ásingerð, dotąd zasłuchana w słowa Mirandy, odwróciła się, słysząc ostatnie słowa Maraen. Bardzo intensywnie przekazała kotce swoje niezadowolenie jej niegodną postawą. Mimo że do nowiu jeszcze trochę brakowało, część przekazu dotarła do Charlotte. Zaczęła godniej się przymilać.
         Budynki wokół nich stawały się coraz biedniejsze i brudniejsze. Wszystkie były zbudowane z drewna, ale ani jeden nie był stary. Prawdopodobnie padły ofiarą pożaru. Między domami nieumarła zaczęła dostrzegać mur, zauważyła go również Maraen, na ten widok rozpromieniając się jak latarnia morska o zmierzchu. Nigdy nie lubiła miast, tak samo jak koń, którego musiała uspokajać przy każdym głośniejszym krzyku. Harren doznał wielu krzywd, nim odkupiła go Ásingerð, i nadal był nieufny. Wyszły przez bramę bez problemów, jako że strażnicy najwyraźniej znali przewodniczki. Wokół nich rozpostarły się złote i zielone pola, na horyzoncie kołysał się las. Ási obejrzała się raz na miasto i górujące nad nim zaśnieżone szczyty, po czym z radością odwróciła od niego wzrok. Spojrzała na przewodniczki – centaurzycę, harpię i wyglądającą na człowieka blondynkę, po czym miękkim ruchem wskoczyła na siodło, nie przesuwając siodła nawet o szerokość małego palca. Nie miała zamiaru dłużej brudzić butów pyłem z gościńca. Siedząc już prosto zabrała się za ściąganie strzemion podciągniętych na puśliskach, by nie obijały się o boki konia. Mar patrzyła na towarzyszkę przez chwilę, po czym zwróciła się do Zyty.
         – Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli też wsiądę? – zapytała, bo dziewczyna jako jedyna mogła mieć problemy ze spokojnym nadążeniem za koniem. A zarówno Harren jak i Vunni pobudziły się na otwartej przestrzeni i wyraźnie rwały się do kłusa. Dopiero za przyzwoleniem wciągnęła się na grzbiet z równą wprawą, choć mniejszą gracją niż dhampirka.
         Szły traktem, trzymając się zawsze trochę za przynajmniej jedną z trójki dziewczyn. Kara klacz dość szybko zrezygnowała z prób przyspieszenia, zwłaszcza że Ási pozwoliła jej na dwa kółka galopem wokół grupy. Kasztan nie dał się tak łatwo uspokoić, kiedy tylko Mar zwracała uwagę na coś innego niż wierzchowiec, przyspieszał i zatrzymywał się dopiero na ogonie Vunni. A półelfka skupiała się na Zycie i Hikari, dla których włosów, piór i ubrań znajdowała kolejne komplement, po czym wplatała je w opowieści o swoich ulubionych koniach, współpracownikach i stajennych kotach. Wspomniała również, oczywiście, o Charlotte, która jednak zignorowała wszystkie pochwały i przeszła plątać się pod nogami Vunni. Ásingerð odwróciła się do Mirandy, nie przekręcając bioder nawet o odrobinę. Przez cały czas utrzymywała wyprostowane elegancko ramiona i szyję, ale od pasa w dół zgrywała swoje ruchy z ruchami konia, jakby już nad nimi nie panowała.
         – Spodziewacie się jakichś problemów po drodze? – zagadnęła centaurzycę, poprawiając po kolei wszystkie poukrywane w ubraniach noże. Robiła to powoli. Tak, by nie sugerować, że cokolwiek kryje się na jej plecach, pod płaszczem, albo w zagięciach materiału bryczesów, albo w pasie nad biodrami. Nim skończyła przegląd, niebo zachmurzyło się, a las zbliżył.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Syrenka przytaknęła i nie przerywała kobiecie opowieści o swojej pracy. Dobrze jej się tego słuchało, nie ma to, jak robić w życiu to, co się lubi i jeszcze na tym zarabiać.

- Ah, jak słyszę, z jaką pasją o tym mówisz, to prawie robię się zazdrosna – zaśmiała się przyjacielsko – Konie to fascynujące zwierzęta, pod wodą takich nie mamy – westchnęła z żalem i była wdzięczna, że kotka trochę się uspokoiła, bo kilka razy prawie na nią weszła.

Gdy opuściły mury miasta, harpia nadal trzymała się w powietrzu, choć niezbyt wysoko, Miranda tymczasem jakby w końcu się rozluźniła. Zabudowania były dostosowane głównie dla dwunogów, przez co musiała uważać podwójnie by nic nie rozwalić i na nikogo nie wpaść, teraz na otwartej przestrzeni już nie miała tego problemu. Zatrzymała się, słysząc pytanie nieumarłej i odpowiedziała za syrenkę.

- Śmiało, wezmę ją.

Blondynka uśmiechnęła się zadowolona, sprawnie wsiadła na grzbiet koleżanki i chwyciła się jej ramion dla bezpieczniejszej jazdy. Hikari była bardzo zadowolona z tego zlecenia, choć dopiero się rozpoczęło. Była okropnie łasa na komplementy i chętnie ich słuchała, choć trochę nudziło ją, gdy te tyczyły się Zyty. Syrenka natomiast zainteresowała się głównie kotami, żyła na lądzie już od dłuższego czasu, ale wciąż fascynowały ją tutejsze zwierzęta.

- Nieszczególnie, tu jest w miarę spokojnie. Jednak w ruinach zawsze trzeba uważać. Często siedzą w nich wyrzutki społeczne albo inne… czortostwa – odpowiedziała centaurzyca – Tam trzeba będzie szczególnie uważać.
- W każdym razie, jakby coś to zawsze mogę temu czemuś dokopać – wtrąciła się Hikari, na co Mira tylko westchnęła.
- Myślę jednak, że nie będzie takiej potrzeby – brunetka odpowiedziała ze spokojem, hamując entuzjazm skrzydlatej.

Początek drogi za miastem mijał raczej nudno bez większych zdarzeń, harpia czasem leciała nieco wyżej, aby kontrolować otoczenie, a syrenka prawie przysnęła na grzbiecie Miry, która trzymała rękę na pulsie i cały czas sprawdzała, czy wszyscy są, na konie również zwracała dużą uwagę. Nawet w najnudniejszym lesie czy polanie kryły się drapieżniki. Na dodatek pogoda się psuła, słońce powoli zmierzało ku zachodowi, a chmury stawały się coraz ciemniejsze. Nawet zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Miranda zaproponowała postój przy starym, rozłożystym, drzewie z wielką dziurą, zdradzającą, że od lat jest całkiem puste w środku.

- Możecie schronić się przed deszczem – zwróciła się do klientek.
Tuż obok był również niewielki staw, do którego Zyta bardzo ochoczo wskoczyła, zmieniając swoje nogi na syreni ogon.
- Zapowiada się konkretna burza – powiedziała Hikari, lądując na ziemi – Odpocznijmy i ruszajmy, jak przejdzie.

Zaraz po tych słowach rozległ się donośny grzmot, a po chwili okolicę rozświetlił piorun. Początkowy deszczyk natomiast przybrał formę ulewy. Zyta postanowiła to przeczekać na dnie stawu, a Miranda pomogła z zabezpieczeniem koni. Następnie poczekała aż kobiety i jej koleżanka wejdą do środka drzewa, a sama przycupnęła obok. Nie miała szans zmieścić się do środka, ale tu też nie było najgorzej, gęsta korona całkiem skutecznie hamowała większość kropli, a tym sposobem miała również oko na zwierzęta.
Awatar użytkownika
Ásingerð
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Rzemieślnik , Złodziej , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Ásingerð »

         Ásingerð potakiwała lekko, słysząc zapewnienia centaurzycy, na temat bezpieczeństwa po drodze. Miranda sprawiała na niej wrażenie godnej zaufania i szczerej, jak również doświadczonej w podróżach. Kiedy Hikari zapewniła o swojej gotowości do walki, nieumarła uśmiechnęła się z wdzięcznością i lekkim rozbawieniem. Nawet jeśli wyprawa miała nie być przyjemna, przewodniczki wydawały się ciekawymi osobami, a różnice w ich charakterach zdawały się potwierdzać powiedzenie, w które Ási nigdy nie wierzyła, że przeciwieństwa się przyciągają.
         – W przypadku tych konkretnych ruin wiemy przynajmniej, czego się spodziewać. Wątpię, żeby zaszła konieczność walki, w końcu złodzieje chcą dostać okup, a nie mnie zabić. Niemniej doceniam gotowość bronienia klientów, której wszakże nie było w umowie. – Ási nie przestała miło się uśmiechać, choć to, co planowała zrobić z koniokradami wcale nie było miłe.
         Ponury, jednolity krajobraz nie skłaniał do rozmów. Kobiety jechały więc w ciszy, wsłuchując się w szum wiatru, skrzypienie siodeł i szmer piór harpii, patrolującej z wysokości drogę przed nimi. Kiedy wjechały do lasu, obie zaczęły obserwować otoczenie uważniej. Między drzewami łatwiej było przeoczyć potencjalne zagrożenie, a nie chciały się całkowicie zdawać na przewodniczki. Ásingerð zauważyła deszcz, gdy jedna z pierwszych kropli spadła jej na brew i spłynęła do oka. Westchnęła ciężko, spoglądając na przesłonięte liśćmi chmury i kolejną kroplą dostała prosto w oko. Charlotte, szwendająca się teraz pod kopytami Vunni, również zauważyła zmianę pogody i przesłała swoje niezadowolenie właścicielce. Kobieta skrzywiła się i zaczęła rozglądać za miejscem na postój.
         Pierwsza stare drzewo z dziurą dostrzegła Miranda, a klientki ochoczo przystały na jej propozycję. Z pomocą centaurzycy zabezpieczyły konie, podczas gdy pozostałe dwie naturianki chowały się przed deszczem, a Zyta przy okazji potwierdziła podejrzenia Ási, co do jej rasy. Charlotte nie czekając na nikogo schroniła się przed deszczem i zaczęła wylizywać lekko zamokłe futro.
         – Możesz mieć oko na konie? – poprosiła nieumarła, patrząc w stronę Mirandy, która nie miała szans ukryć się w drzewie. Kiedy obie upewniły się, że ich wierzchowce są bezpieczne, Maraen wcisnęła się w pusty pień, w ostatniej chwili unikając ulewy, jaka nastąpiła zaraz po pierwszym grzmocie. Ásingerð nie zdążyła, ale dzięki liściom nie zmokła, a po chwili stała już koło Hikari i naprzeciwko Mar. Półelfka, jak zwykle niezrażona okolicznościami, zaczęła opowiadać o jednym z pierwszych koni, którymi się zajmowała, kucu, panicznie bojącym się deszczu, bez żadnego znanego właścicielom powodu. Tymczasem Ásingerð wpatrywała się w las, czekając na koniec deszczu i głaskała kotkę, która wymogła na nieumarłej, by ta trzymała ją na rękach.
         – Fara próbował kiedyś pojechać na niej w teren i zdołał nawet zrobić kilkugodzinną pętlę. Tuż przed stajnią złapała ich burza, klacz rzuciła się dzikim pędem do środka i, choć była niska, zdołała zgubić jeźdźca na belce podtrzymującej strop. Fara przez tydzień chodził zygzakiem i zostawił ją w spokoju. Pięć lat zajęło mi nauczenie jej, że nie zginie od kropelki wody na grzbiecie. – Mar skończyła opowieść i wyjrzała, by skontrolować zachowanie wierzchowców. W tej ciszy Ásingerð usłyszała dźwięki zbyt regularne, by można je uznać za efekt wiatru, czy burzy. Spojrzała znacząco na Mar.
         – Kroki? – zapytała półelfka pracodawczyni. Ta kiwnęła tylko w odpowiedzi, odłożyła Charlotte do wgłębienia po gałęzi i sięgnęła prawą ręką do noża na plecach. Palcami lewej pogładziła rękojeść sztyletu w rękawie.
         – Ktoś się zbliża.
Awatar użytkownika
Hikari
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Przewodnik , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Hikari cicho westchnęła, słysząc, że wyprawa wcale nie zapowiada się na przepełnioną przygodami. Na dodatek pogoda przestała im dopisywać. Mała, ale jakże irytująca niedogodność. Czarnowłosa naturianka, gdy tylko wylądowała na ziemi, zamachała parę razy skrzydłami, otrzepując je z pierwszych kropel deszczu, które licznie zalegały na jej piórach. Na szczęście szybko udało im się znaleźć schronienie.
Miranda przytaknęła na prośbę klientki. W końcu i tak zamierzała to zrobić. Siedząc pod drzewem, również uważnie słuchała opowieści kobiety o koniu z dziwną fobią. Była tym nawet zaintrygowana w przeciwieństwie do harpii, która tylko zainteresowanie udawała, choć całkiem wiarygodnie.
Centaurzyca zaśmiała się cicho pod koniec opowieści, podczas gdy Hikari wstała na równe nogi, gdy kobiety wspomniały o kimś obcym. Naturianka była pewna werwy, gotowa do walki i popisania się swoim heroizmem wyszła na deszcz, by skonfrontować się z wrogiem. Mira nie miała nawet szans jej powstrzymać. Skrzydlata z impetem wzbiła się w powietrze i wylądowała przed niedoszłym oprawcą, jak się okazało, podstarzałym druidem, który nieomal dostał zawału serca na widok harpii. Biedak wywrócił się, a zawartość jego torby wypadła na mokrą ziemię. Na dodatek jego donośny wrzask zdołała zaniepokoić konie i skutecznie zdezorientować czarnowłosą.
Nawet Zyta wynurzyła się z wody, żeby sprawdzić, co właściwie się stało. Miranda westchnęła ciężko, zażenowana sytuacją.
- Najmocniej przepraszamy, moja koleżanka wzięła pana… za kogoś innego – wyjaśniła i pomogła mu wstać.
Mężczyzna bez słowa, ale z wyraźnym gniewem wypisanym na twarzy pozwolił sobie pomóc, po czym pozbierał pośpiesznie moknące na deszczu zioła, które wypadły mu z torby. Na koniec rzucił naturiankom gniewne spojrzenie i po prostu odszedł w inną stronę. Słychać było, jak mruknął jeszcze coś niezrozumiałego pod nosem, ale z pewnością nie było to nic pozytywnego.

- Hikari… - zaczęła centaurzyca, ale skrzydlata już pobiegła zawiadomić klientki, że wszystko w porządku, dzięki niej oczywiście.

Brunetka przejęta całą akcją nawet nie zauważyła, jak z wielkiej ulewy zrobiła się zaledwie lekka mżawka, a przez ciemne chmury przebijały się ostatnie promienie słońca.

- Myślę, że możemy iść dalej, wypogadza się – zaproponowała klientkom Mira, wchodząc w słowo harpii.

Zaraz po tym spojrzała na konie i nagle, bez ostrzeżenia, ruszyła w ich stronę galopem. Okazało się, że ktoś próbował ukraść jednego z wierzchowców, na szczęście widok pędzącej centaurzycy skutecznie odstraszył złodzieja, który czym prędzej zniknął między drzewami.
Po chwili Hiki dołączyła do centaurzycy, ale spotkała się z rozczarowaniem, bo problem zażegnała Mira. Całkowicie sama i bez pomocy bohaterskiej harpii.

- Na szczęście nic się nie stało – zapewniła klientki Miranda.

Przewodniczki wraz z klientkami ruszyły dalej. Po drodze jednak zatrzymała je dziwna poświata zza drzew. Harpia nie mogła powstrzymać ciekawości i ruszyła to sprawdzić, Zyta również poszła w jej ślady. Jedynie Miranda pozostała z klientkami i przeprosiła je za zachowanie swoich koleżanek. Wszyscy czekali, ale dziewczyny nie dawały znaku życia przez niepokojąco długi czas. Ostatecznie centaurzyca również zboczyła z kursu i natknęła się na jaśniejący, błękitny portal, który wciągnął ją, nim zdążyła odejść na bezpieczną odległość.

Ciąg dalszy: Hikari
viewtopic.php?t=4286
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość