Dalekie Krainy ⇒ [Wielkie Bagna Ivin-Dir] Bagno to bagno
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
[Wielkie Bagna Ivin-Dir] Bagno to bagno
Z początku nie były to poszukiwania tylko pościg – Firouzeh w pogoni za Firouzem przez większość czasu widziała jego plecy. Metaforycznie oczywiście. Dzieliły ich godziny, a odnalezienie brata nie było dla niej trudne, ba, nawet nie musiała wypytywać ludzi – widziała po prostu te zaskoczone spojrzenia mijających ją osób i wiedziała, że on tu był, a oni nie potrafią się nadziwić, że przecież mijali takiego nieznajomego… Ale tamten był chyba mężczyzną? Wielu wyrażało to zdziwienie później na głos, gdy ich wypytywała – wprost odpowiadała, że jest jego siostrą, zachowując jednak dla siebie powód, dlaczego go szukała. Po co mieli wiedzieć? To rodziłoby zbyt wiele pytań, a ona nie miała czasu na pogaduszki, temat więc ucinała tak szybko jak mogła.
Tego dnia zaś od rana było wyjątkowo ekscytująco. Firouzeh była tak blisko, że czuła wręcz ślad aury swojego brata – deptała mu po piętach. Śmiało więc podążała jego śladem, nie bacząc na to gdzie idzie. Nie zwracając uwagi na to, że opuściła już ubity, szeroki trakt… I być może Firouz specjalnie ją tak powiódł, by ją zmylić. Wszak czego by nie mówić o jego stylu walki i filozofii życia, był może gwałtowny i za mocno polegał na swojej sile, ale nie był przy tym głupi, ten plan zaś był wprost genialny w swej prostocie.
Już drugi dzień byli na bagnach – Wielkich Bagnach Ivin-Dir. W powietrzu unosił się ten ciężki zapach wilgoci i rozkładu, do którego można było się z czasem przyzwyczaić w przeciwieństwie do komarów, które kąsały bez litości i irytowały brzęcząc nad uchem. Firouzeh już dawno porzuciła próby oganiania się od tego plugastwa i mrucząc pod nosem uspokajające mantry starała się skupić na pościgu. Od rana była w biegu, starając się zmniejszyć dystans między sobą a Firouzem. Właśnie minęło południe, było parno jak to zawsze na bagnach, koszulka lepiła jej się do ciała, ale nawet nie zatrzymała się by zdjąć swoją wierzchnią szatę.
Zaskoczyło ją to, że z czasem zaczęło się robić coraz trudniej i trudniej. Ślad Firouza zamiast stawać się coraz wyraźniejszy, rozmywał się i gubił. Nie rozumiała jak to możliwe. Można zatrzeć fizyczne tropy, odciski buta czy połamane gałązki, można było stosować różne sztuczki by oszukać oko… Ale jak oszukać zmysł magiczny? Firouzeh czuła się jakby wcale nie szła za swoim bratem tylko cofała się po jego śladach do coraz starszych miejsc jego bytności. Aż w końcu przystanęła, rozejrzała się wokół. Zaklęła siarczyście.
- No i zabłądziłam – orzekła z irytacją.
Powrót po własnych śladach nie był wcale łatwy – po części przez to, że Firouzeh sama je trochę zniszczyła, po części przez to, że wcale nie była tropicielką, a po części przez to, że była po prostu zmęczona i poirytowana. Wiedziała, że nie idzie wcale najprostszą drogą do cywilizacji, jednak tylko z rzadka w jej głowie pojawiała się myśl, że zabłądzi całkowicie i nigdy już nie wyjdzie z tych bagien. Nie należała do tych osób, które łatwo się poddają.
Jednak jeśli coś jeszcze mogło pójść nie tak, Prasmok zamierzał z tej sposobności skorzystać – tego dnia nie miał nastroju, by śnić dla Firouzeh przyjemny sen, był zdecydowanie złośliwy. Gdy więc mniszka przedzierała się przez bagna, poczuła nagle jak coś łapie ją za nogę. W pierwszym odruchu spróbowała się wyrwać, a gdy to się nie udało, spojrzała w dół. Wokół jej kostki owinięte było grube pnącze. Pomyślała naiwnie, że pewnie sama źle postawiła stopę i przez to zahaczyła się o roślinność, której był tu ogrom, cofnęła się więc, by poluźnić zwoje pędu i wydostać nogę… Ale roślina trzymała mimo to. Firouzeh to się nie spodobało. Po raz kolejny szarpnęła, a wtedy pnącze jej oddało i pociągnęło w swoją stronę. Ragarianka walnęła swoim podróżnym kijem w roślinę, która okazała się być nie dość, że wyjątkowo twarda, to jeszcze przewrażliwiona - gdzieś spomiędzy gęstwiny innych niskich roślin wypełzło drugie pnącze i spróbował złapać za kij jakby było obdarzone rozumem. Firouzeh z niedowierzaniem zaklęła w Czarnej Mowie i nie dała pozbawić się swojego kostura.
A chwilę później wisiała już głową w dół. Pnącze szarpnęło ją i uniosło jak lalkę, trzymając ją za kostkę. Dopiero z wysokości dwukrotnie większej niż jej wzrost, Firouzeh dostrzegła w całej okazałości skrytą w gąszczu roślinę, która ją pochwyciła. Wielki niby-kwiat miał mięsiste pomarańczowe płatki długie na co najmniej pięć stóp i równie okazały środek, który wyglądał jak wydrążone wnętrze owocu granatu, gdzie na ściankach zostawiono tylko pojedynczą warstwę lśniących ziarenek. Ziarenka te jednak pulsowały, przywodząc na myśl przewód pokarmowy jakiegoś zwierzęcia… I chyba właśnie tym były - nad kwiatem unosiła się woń rozkładu. Firouzeh zaś szybko zrozumiała, że właśnie została upolowana przez roślinę. Nie przeraziło jej to - prędzej wkurzyło i od razu pchnęło na bojowe tory. Zamachnęła się kilka razy swoim kijem, mocno tłukąc pnącza wokół siebie. Gdy jedno z nich złapał w końcu jej broń i ją wyrwało, Ragarianka wydała z siebie gniewny okrzyk. Szamotała się niemal cały czas, a im bardziej walczyła, tym więcej pnączy ją spowijało. W końcu jednak sięgnęła po swój najlepszy oręż - otworzyła jedną z kieszonek na pasie i wyjęła znajdujące się tam zaklęcia. Nie mogła jednak zrobić tego precyzyjnie przez swoje niefortunne położenie, więc wraz z pieczęcią, po którą sięgnęła, z kieszeni wypadło jeszcze kilka innych, których nie zdążyła uchwycić. Firouzeh próbowała je złapać, ale nie udało jej się, zaklęła więc z pasją i aktywowała tą, którą trzymała w ręce, rzucając ją prosto w kwiat, który próbował ją pożreć. To co w ten sposób przyzwała przypominało krzyżówkę pająka i kraba, którego przednie dwie kończyny miały wielkie szczypce, a odwłok najeżony był długimi, czarnymi kolcami jak u jeżozwierza. Istota wydała z siebie świdrujący pisk i zaatakowała wskazany przez Ragariankę cel, tnąc pnącza szczypcami i rwąc roślinę ogromnymi żuwaczkami.
Powiedzieć, że nastał chaos to jak nic nie powiedzieć.
Tego dnia zaś od rana było wyjątkowo ekscytująco. Firouzeh była tak blisko, że czuła wręcz ślad aury swojego brata – deptała mu po piętach. Śmiało więc podążała jego śladem, nie bacząc na to gdzie idzie. Nie zwracając uwagi na to, że opuściła już ubity, szeroki trakt… I być może Firouz specjalnie ją tak powiódł, by ją zmylić. Wszak czego by nie mówić o jego stylu walki i filozofii życia, był może gwałtowny i za mocno polegał na swojej sile, ale nie był przy tym głupi, ten plan zaś był wprost genialny w swej prostocie.
Już drugi dzień byli na bagnach – Wielkich Bagnach Ivin-Dir. W powietrzu unosił się ten ciężki zapach wilgoci i rozkładu, do którego można było się z czasem przyzwyczaić w przeciwieństwie do komarów, które kąsały bez litości i irytowały brzęcząc nad uchem. Firouzeh już dawno porzuciła próby oganiania się od tego plugastwa i mrucząc pod nosem uspokajające mantry starała się skupić na pościgu. Od rana była w biegu, starając się zmniejszyć dystans między sobą a Firouzem. Właśnie minęło południe, było parno jak to zawsze na bagnach, koszulka lepiła jej się do ciała, ale nawet nie zatrzymała się by zdjąć swoją wierzchnią szatę.
Zaskoczyło ją to, że z czasem zaczęło się robić coraz trudniej i trudniej. Ślad Firouza zamiast stawać się coraz wyraźniejszy, rozmywał się i gubił. Nie rozumiała jak to możliwe. Można zatrzeć fizyczne tropy, odciski buta czy połamane gałązki, można było stosować różne sztuczki by oszukać oko… Ale jak oszukać zmysł magiczny? Firouzeh czuła się jakby wcale nie szła za swoim bratem tylko cofała się po jego śladach do coraz starszych miejsc jego bytności. Aż w końcu przystanęła, rozejrzała się wokół. Zaklęła siarczyście.
- No i zabłądziłam – orzekła z irytacją.
Powrót po własnych śladach nie był wcale łatwy – po części przez to, że Firouzeh sama je trochę zniszczyła, po części przez to, że wcale nie była tropicielką, a po części przez to, że była po prostu zmęczona i poirytowana. Wiedziała, że nie idzie wcale najprostszą drogą do cywilizacji, jednak tylko z rzadka w jej głowie pojawiała się myśl, że zabłądzi całkowicie i nigdy już nie wyjdzie z tych bagien. Nie należała do tych osób, które łatwo się poddają.
Jednak jeśli coś jeszcze mogło pójść nie tak, Prasmok zamierzał z tej sposobności skorzystać – tego dnia nie miał nastroju, by śnić dla Firouzeh przyjemny sen, był zdecydowanie złośliwy. Gdy więc mniszka przedzierała się przez bagna, poczuła nagle jak coś łapie ją za nogę. W pierwszym odruchu spróbowała się wyrwać, a gdy to się nie udało, spojrzała w dół. Wokół jej kostki owinięte było grube pnącze. Pomyślała naiwnie, że pewnie sama źle postawiła stopę i przez to zahaczyła się o roślinność, której był tu ogrom, cofnęła się więc, by poluźnić zwoje pędu i wydostać nogę… Ale roślina trzymała mimo to. Firouzeh to się nie spodobało. Po raz kolejny szarpnęła, a wtedy pnącze jej oddało i pociągnęło w swoją stronę. Ragarianka walnęła swoim podróżnym kijem w roślinę, która okazała się być nie dość, że wyjątkowo twarda, to jeszcze przewrażliwiona - gdzieś spomiędzy gęstwiny innych niskich roślin wypełzło drugie pnącze i spróbował złapać za kij jakby było obdarzone rozumem. Firouzeh z niedowierzaniem zaklęła w Czarnej Mowie i nie dała pozbawić się swojego kostura.
A chwilę później wisiała już głową w dół. Pnącze szarpnęło ją i uniosło jak lalkę, trzymając ją za kostkę. Dopiero z wysokości dwukrotnie większej niż jej wzrost, Firouzeh dostrzegła w całej okazałości skrytą w gąszczu roślinę, która ją pochwyciła. Wielki niby-kwiat miał mięsiste pomarańczowe płatki długie na co najmniej pięć stóp i równie okazały środek, który wyglądał jak wydrążone wnętrze owocu granatu, gdzie na ściankach zostawiono tylko pojedynczą warstwę lśniących ziarenek. Ziarenka te jednak pulsowały, przywodząc na myśl przewód pokarmowy jakiegoś zwierzęcia… I chyba właśnie tym były - nad kwiatem unosiła się woń rozkładu. Firouzeh zaś szybko zrozumiała, że właśnie została upolowana przez roślinę. Nie przeraziło jej to - prędzej wkurzyło i od razu pchnęło na bojowe tory. Zamachnęła się kilka razy swoim kijem, mocno tłukąc pnącza wokół siebie. Gdy jedno z nich złapał w końcu jej broń i ją wyrwało, Ragarianka wydała z siebie gniewny okrzyk. Szamotała się niemal cały czas, a im bardziej walczyła, tym więcej pnączy ją spowijało. W końcu jednak sięgnęła po swój najlepszy oręż - otworzyła jedną z kieszonek na pasie i wyjęła znajdujące się tam zaklęcia. Nie mogła jednak zrobić tego precyzyjnie przez swoje niefortunne położenie, więc wraz z pieczęcią, po którą sięgnęła, z kieszeni wypadło jeszcze kilka innych, których nie zdążyła uchwycić. Firouzeh próbowała je złapać, ale nie udało jej się, zaklęła więc z pasją i aktywowała tą, którą trzymała w ręce, rzucając ją prosto w kwiat, który próbował ją pożreć. To co w ten sposób przyzwała przypominało krzyżówkę pająka i kraba, którego przednie dwie kończyny miały wielkie szczypce, a odwłok najeżony był długimi, czarnymi kolcami jak u jeżozwierza. Istota wydała z siebie świdrujący pisk i zaatakowała wskazany przez Ragariankę cel, tnąc pnącza szczypcami i rwąc roślinę ogromnymi żuwaczkami.
Powiedzieć, że nastał chaos to jak nic nie powiedzieć.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
Kilka tygodni temu...
Trudno było nie przyznać, że obecnie było dużo cieplej, niż przez ostatnich kilka miesięcy, choć bagna i tak lubiły rządzić się swoimi własnymi prawami. Zwłaszcza te nadmorskie. Wiatr pędzący od nabrzeża był bezlitosny, a i pogoda w tych stronach miała bardzo demotywujące poczucie humoru. Przez ciężką zimę Faer wraz z siostrami była bardzo wychudzona i osłabiona, gdyby nie łaskawość ludzi z okolicznych wiosek, prawdopodobnie smoczyca umarłaby z głodu, a tak jakoś udało jej się przetrwać ten trudny okres. Nadal dochodziły do siebie, a siły natury nie zamierzały im wcale tego ułatwić. Gadzina ani trochę nie była rozpieszczana. Choć może to i dobrze, bo udało jej się dogadać z mieszkańcami tych terenów - ona dawała im spokój i pilnowała, aby żadna inna bagienna bestia ich również nie nękała, a oni w zamian oddawali jej tygodniowo nieco swoich zapasów. W prawdzie nie było tego tyle, by całkiem przestać polować, ale nie wymagała od nich wiele. Zwłaszcza, że woły nie płodziły się jak króliki i mieszkańcy sami musieli się jakoś pozbierać po zimie.
Najważniejsze jednak, że było lepiej.
Choć... ciężko było przyznać, że jest naprawdę lepiej. Bardzo chciała, by było już ciepło i słonecznie, a nie wieczny wiatr i na zmianę deszcz oraz śnieg. Sporadycznie jakiś jeden dzień będzie słoneczny, ale było to zdecydowanie za mało by gadzina długości polowy sznura była w stanie się odpowiednio wygrzać w promieniach słońca. Ten sezon nie zapowiadał się zbyt optymistycznie dla pradawnej.
Mimo wszystko, gdy w końcu zza gęstych, rozciągających się przez ostatnie tygodnie na całym niebie chmur, wychodziło słońce i było naprawdę ciepło, smoczyca od razu wypełzała ze swojej podziemnej kryjówki. Długie godziny spędzała na kąpieli w promieniach słońca, unosząc się na powierzchni bagna brzuchem do góry. Wiedziała, że najprawdopodobniej kolejny dzień nie będzie taki piękny, albo za dwa, trzy dni spadnie deszcz i znów będzie zimno, lecz w tej chwili o tym nie myślała. Nie chciała o tym myśleć, bo o wiele przyjemniejsze było wylegiwanie się w słońcu.
- Kiedy w końcu pójdziemy coś zjeść? Umieram z głodu - poskarżyła się żałośnie Lega, zanurzając w pewnym momencie głowę pod taflę bagna i próbując złapać przepływającą pod nimi rybę.
- Ty zawsze jesteś głodna. Poza tym wczoraj jadłyśmy i nie wiem czy pamiętasz, ale nie tylko zżarłaś swoją porcję, ale również połowę mojej - burknęła nadal obrażona o to Tava, jeżąc z gniewem swoje kolce i ostre łuski.
- O Prasmoku... zaczyna się - westchnęła ciężko Faer i przewróciła ich cielsko na brzuch, zaraz otrzepując swój łeb z nadmiaru błota. - Lega ma po części rację.
- CO?!
- Mapchadę?
Na te słowa obie skrajne głowy zareagowały w tym samym czasie. I to praktycznie równie zaskoczone, choć Lega z szamoczącą się rybą w pysku wydawała się być znudzona i nieco nieobecna, jakby dopiero się zorientowała, że chyba ktoś coś do niej mówił.
- F-Faer... ty nie mówisz poważnie... - zaniepokoiła się od razu Tava przykładając jedną z łap ze swojej strony do płaskiego czoła środkowej głowy. - Chora jesteś? Źle się czujesz? Może znów ktoś próbuje jedną z nas opętać... a może słońce ci przygrzało?
Przywódczyni tylko pokręciła przecząco łbem.
- Nic mi nie jest. Chodzi po prostu o to, że nie powinnyśmy odpuszczać sobie polowań, zwłaszcza jak jest taki ładny dzień. Nadal jesteśmy słabe...
- Moo chypa tt - mruknęła pod nosem Lega, kończąc swoją rybę i po chwili głośno jej się odbiło.
- Ehh... Mrozy mogą jeszcze wrócić i kto wie, czy będziemy w stanie na nie wyruszyć, lub o wioski po jedzenie jeśli zostaniemy zaskoczone tak złą pogodą, że w ogóle nie damy rady wyjść z kryjówki. Poza tym jeśli codziennie będziemy polować, to przynajmniej się trochę rozruszamy i nie wyjdziemy z wprawy - wyjaśniła i lekko przytuliła się do prawej głowy, by ją pocieszyć. - Poza tym Lega się trochę wyżyje i nie będzie już tak męcząca. - Uśmiechnęła się przyjaźnie do siostry i polizała ją czule po pysku.
- Wiesz, że ja to słyszę? - burknęła z lekką irytacją lewa głowa.
- Wiem, że ciebie to i tak nie obchodzi.
- Fakt.
Od razu jak tylko wszystkie zgodziły się na pomysł udania się na małe polowanie, ruszyły wolno przez bagna. Wycieczka była niezwykle przyjemna, choć z początku nic nie udało mi się znaleźć nic do jedzenia, to przynajmniej sprawdziły część swojego terytorium czy wszystko jest w porządku. Przechodząc obok jednej z okolicznych wiosek, usłyszały, że i tu rozmawiano o rogatej kobiecie, która zdawała się być od kilku ostatnich dni na ustach chyba wszystkich ludzie mieszkających na tych bagnach. Najzabawniejsze było to, że chyba wszyscy ją widzieli tylko nie Faer i jej siostry. W sumie póki ta podróżniczka nie sprawiała żadnych problemów, nie było potrzeby się nią aż tak bardzo przejmować.
P kilku godzinach wędrówki, Faer w końcu wykryła swoją ofiarę i zanurkowała całkowicie w bagnie. Schowana w mule, zbliżała się powoli do niczego nie spodziewającego się, samotnego mglaka. Już miała zaatakować wszystkimi swoimi głowami, lecz klacz zaraz wyprostowała się, zastygła w bezruchu i zastrzygła uchem. Nagle stanęła dęba, rżąc bardzo głośno i spłoszona popędziła przez bagna.
- Do stu piorunów! - wściekła się Lega wynurzając się i była gotowa do pościgu, lecz Faer ją powstrzymała.
- Coś jest nie tak - mruknęła środkowa głowa, wpatrując się w skupieniu w gęstwinę po swojej prawej.
Nie tracąc czasu na niepotrzebne wyjaśnienia, zanurzona w połowie w mule podpełzła do miejsca, z której zaczęła coś słyszeć. Trochę musiała się napełzać by w końcu trafić do źródła i... szczerze powiedziawszy to co zobaczyła niezbyt jej się spodobało. Niezdarnego podróżnika, który dał się złapać wygłodniałej i wyjątkowo agresywnej raflezji.
- Uhh... ale cuchnie! - jęknęła Tava zaraz próbując zasłonić sobie nos łapką.
- Wyrwę te cholerstwo z korzeniami! - zaryczała wściekle Lega i zaraz wystrzeliła swoim łbem do ataku.
Faer nie zdążyła zareagować i jedyne co mogła zrobić to unieść ich ciało do góry, rozpościerając groźnie swoje szczątkowe skrzydła i jeżąc wszystkie kolce na swoim ciele. Syczała wściekle i zaatakowała ogromny, mięsożerny i strasznie cuchnący kwiat, ogon oplatając wokół kolczastego pająko-kraba. Chwyciła swoim pyskiem pnącze trzymające rogata kobietę, a Tava złapała za kolejne i jednym kłapnięciem potężnych szczęk, przegryzły je, uwalniając nieznajomą.
- Uciekaj! - przekazała telepatycznie rogatej. Podgryzając i rozszarpując wszystkimi trzema głowami trupi kwiat. Cały czas przytrzymywała ogonem pajęcze dziwadło, które pierwszy raz w życiu widziała. Nie wiedziała czego się po tym czymś spodziewać.
Trudno było nie przyznać, że obecnie było dużo cieplej, niż przez ostatnich kilka miesięcy, choć bagna i tak lubiły rządzić się swoimi własnymi prawami. Zwłaszcza te nadmorskie. Wiatr pędzący od nabrzeża był bezlitosny, a i pogoda w tych stronach miała bardzo demotywujące poczucie humoru. Przez ciężką zimę Faer wraz z siostrami była bardzo wychudzona i osłabiona, gdyby nie łaskawość ludzi z okolicznych wiosek, prawdopodobnie smoczyca umarłaby z głodu, a tak jakoś udało jej się przetrwać ten trudny okres. Nadal dochodziły do siebie, a siły natury nie zamierzały im wcale tego ułatwić. Gadzina ani trochę nie była rozpieszczana. Choć może to i dobrze, bo udało jej się dogadać z mieszkańcami tych terenów - ona dawała im spokój i pilnowała, aby żadna inna bagienna bestia ich również nie nękała, a oni w zamian oddawali jej tygodniowo nieco swoich zapasów. W prawdzie nie było tego tyle, by całkiem przestać polować, ale nie wymagała od nich wiele. Zwłaszcza, że woły nie płodziły się jak króliki i mieszkańcy sami musieli się jakoś pozbierać po zimie.
Najważniejsze jednak, że było lepiej.
Choć... ciężko było przyznać, że jest naprawdę lepiej. Bardzo chciała, by było już ciepło i słonecznie, a nie wieczny wiatr i na zmianę deszcz oraz śnieg. Sporadycznie jakiś jeden dzień będzie słoneczny, ale było to zdecydowanie za mało by gadzina długości polowy sznura była w stanie się odpowiednio wygrzać w promieniach słońca. Ten sezon nie zapowiadał się zbyt optymistycznie dla pradawnej.
Mimo wszystko, gdy w końcu zza gęstych, rozciągających się przez ostatnie tygodnie na całym niebie chmur, wychodziło słońce i było naprawdę ciepło, smoczyca od razu wypełzała ze swojej podziemnej kryjówki. Długie godziny spędzała na kąpieli w promieniach słońca, unosząc się na powierzchni bagna brzuchem do góry. Wiedziała, że najprawdopodobniej kolejny dzień nie będzie taki piękny, albo za dwa, trzy dni spadnie deszcz i znów będzie zimno, lecz w tej chwili o tym nie myślała. Nie chciała o tym myśleć, bo o wiele przyjemniejsze było wylegiwanie się w słońcu.
- Kiedy w końcu pójdziemy coś zjeść? Umieram z głodu - poskarżyła się żałośnie Lega, zanurzając w pewnym momencie głowę pod taflę bagna i próbując złapać przepływającą pod nimi rybę.
- Ty zawsze jesteś głodna. Poza tym wczoraj jadłyśmy i nie wiem czy pamiętasz, ale nie tylko zżarłaś swoją porcję, ale również połowę mojej - burknęła nadal obrażona o to Tava, jeżąc z gniewem swoje kolce i ostre łuski.
- O Prasmoku... zaczyna się - westchnęła ciężko Faer i przewróciła ich cielsko na brzuch, zaraz otrzepując swój łeb z nadmiaru błota. - Lega ma po części rację.
- CO?!
- Mapchadę?
Na te słowa obie skrajne głowy zareagowały w tym samym czasie. I to praktycznie równie zaskoczone, choć Lega z szamoczącą się rybą w pysku wydawała się być znudzona i nieco nieobecna, jakby dopiero się zorientowała, że chyba ktoś coś do niej mówił.
- F-Faer... ty nie mówisz poważnie... - zaniepokoiła się od razu Tava przykładając jedną z łap ze swojej strony do płaskiego czoła środkowej głowy. - Chora jesteś? Źle się czujesz? Może znów ktoś próbuje jedną z nas opętać... a może słońce ci przygrzało?
Przywódczyni tylko pokręciła przecząco łbem.
- Nic mi nie jest. Chodzi po prostu o to, że nie powinnyśmy odpuszczać sobie polowań, zwłaszcza jak jest taki ładny dzień. Nadal jesteśmy słabe...
- Moo chypa tt - mruknęła pod nosem Lega, kończąc swoją rybę i po chwili głośno jej się odbiło.
- Ehh... Mrozy mogą jeszcze wrócić i kto wie, czy będziemy w stanie na nie wyruszyć, lub o wioski po jedzenie jeśli zostaniemy zaskoczone tak złą pogodą, że w ogóle nie damy rady wyjść z kryjówki. Poza tym jeśli codziennie będziemy polować, to przynajmniej się trochę rozruszamy i nie wyjdziemy z wprawy - wyjaśniła i lekko przytuliła się do prawej głowy, by ją pocieszyć. - Poza tym Lega się trochę wyżyje i nie będzie już tak męcząca. - Uśmiechnęła się przyjaźnie do siostry i polizała ją czule po pysku.
- Wiesz, że ja to słyszę? - burknęła z lekką irytacją lewa głowa.
- Wiem, że ciebie to i tak nie obchodzi.
- Fakt.
Od razu jak tylko wszystkie zgodziły się na pomysł udania się na małe polowanie, ruszyły wolno przez bagna. Wycieczka była niezwykle przyjemna, choć z początku nic nie udało mi się znaleźć nic do jedzenia, to przynajmniej sprawdziły część swojego terytorium czy wszystko jest w porządku. Przechodząc obok jednej z okolicznych wiosek, usłyszały, że i tu rozmawiano o rogatej kobiecie, która zdawała się być od kilku ostatnich dni na ustach chyba wszystkich ludzie mieszkających na tych bagnach. Najzabawniejsze było to, że chyba wszyscy ją widzieli tylko nie Faer i jej siostry. W sumie póki ta podróżniczka nie sprawiała żadnych problemów, nie było potrzeby się nią aż tak bardzo przejmować.
P kilku godzinach wędrówki, Faer w końcu wykryła swoją ofiarę i zanurkowała całkowicie w bagnie. Schowana w mule, zbliżała się powoli do niczego nie spodziewającego się, samotnego mglaka. Już miała zaatakować wszystkimi swoimi głowami, lecz klacz zaraz wyprostowała się, zastygła w bezruchu i zastrzygła uchem. Nagle stanęła dęba, rżąc bardzo głośno i spłoszona popędziła przez bagna.
- Do stu piorunów! - wściekła się Lega wynurzając się i była gotowa do pościgu, lecz Faer ją powstrzymała.
- Coś jest nie tak - mruknęła środkowa głowa, wpatrując się w skupieniu w gęstwinę po swojej prawej.
Nie tracąc czasu na niepotrzebne wyjaśnienia, zanurzona w połowie w mule podpełzła do miejsca, z której zaczęła coś słyszeć. Trochę musiała się napełzać by w końcu trafić do źródła i... szczerze powiedziawszy to co zobaczyła niezbyt jej się spodobało. Niezdarnego podróżnika, który dał się złapać wygłodniałej i wyjątkowo agresywnej raflezji.
- Uhh... ale cuchnie! - jęknęła Tava zaraz próbując zasłonić sobie nos łapką.
- Wyrwę te cholerstwo z korzeniami! - zaryczała wściekle Lega i zaraz wystrzeliła swoim łbem do ataku.
Faer nie zdążyła zareagować i jedyne co mogła zrobić to unieść ich ciało do góry, rozpościerając groźnie swoje szczątkowe skrzydła i jeżąc wszystkie kolce na swoim ciele. Syczała wściekle i zaatakowała ogromny, mięsożerny i strasznie cuchnący kwiat, ogon oplatając wokół kolczastego pająko-kraba. Chwyciła swoim pyskiem pnącze trzymające rogata kobietę, a Tava złapała za kolejne i jednym kłapnięciem potężnych szczęk, przegryzły je, uwalniając nieznajomą.
- Uciekaj! - przekazała telepatycznie rogatej. Podgryzając i rozszarpując wszystkimi trzema głowami trupi kwiat. Cały czas przytrzymywała ogonem pajęcze dziwadło, które pierwszy raz w życiu widziała. Nie wiedziała czego się po tym czymś spodziewać.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Wisząc głową w dół i walcząc o życie trudno zwracać uwagę na otoczenie – Firouzeh była skupiona na małym skrawku rzeczywistości, który ograniczał się do niej, rośliny próbującej ją zjeść i demona, którego na nią napuściła. Nawet nie wołała o pomoc, bo była przekonana, że w tej dziczy nikt jej nie usłyszy, no bo któż przy zdrowych zmysłach zapuszczałby się w te bagna? Pewnie nawet kłusownicy w te rejony nie chadzali, wiedząc co tu może na nich czyhać. Ot, pech – myto, które musi zapłacić obcy. Dla wielu cena za tę lekcję, by trzymać się traktów, byłaby za wysoka – śmierć w paszczy mięsożernej rośliny z pewnością byłaby długa, bolesna i przerażająca, a co najważniejsze: nieodwołalna, definitywna. Firouzeh była jednak przekonana, że się z tego wykaraska. Właśnie sięgała po kolejną demoniczną pieczęć, która już na pewno miała zabić ten głupi kwiat, który naiwnie liczył na łatwą zdobycz…
Nie spodziewała się jednak, że ktoś się wtrąci. Ktoś? Coś? Widziała jakiś łeb, który śmignął obok niej, potem… następny? Nagle poleciała w dół, w ostatniej chwili asekurując swój upadek, by tej chwili wolności nie przypłacić złamanym karkiem. Przetoczyła się po mokrej ziemi i już stała na szeroko rozstawionych nogach, z jedną ręką odwiedzioną w bok dla utrzymania równowagi, a z drugą przy pasie, nie wiedząc tylko jeszcze jak silnego demona powinna wezwać. Przez moment była pewna, że przyjdzie jej rzucić do walki wszystko co ma, bo do kwiatu dołączyła… Hydra. Prawdziwa, najprawdziwsza, trzygłowa hydra. Unieruchomiła jej pajęczego demona (”Nefuryth”, nazywała go w myślach, bo tak się ten stwór poprawnie nazywał), rozrywała pazurami i zębami mięsożerny kwiat i… Kazała jej uciekać. Firouzeh słysząc ten rozkaz w głowie wiedziała, że pochodził on od tego stworzenia – w okolicy po prostu nie czuła żadnej innej emanacji, która byłaby dość silna, by posługiwać się telepatią, nie czuła nawet magicznych zwierząt, nie wspominając o magach. To musiała być ona.
Ragarianka szybko dodała dwa do dwóch i wyszło jej, kto jest po czyjej stronie.
- Nie ma mowy! – zawołała, bo sama nie posługiwała się telepatią. Cofając się poza zasięg pnączy tego kwiatu, by nie zaznać powtórki z rozrywki, nadal zamierzała brać udział w tej walce – nie była na tyle niewdzięczna, by stać i patrzeć bezczynnie albo zawołać „Dzięki, nara!” i odejść, zbierając tylko swoje rozsypane graty.
Sięgnęła do pasa i wyjęła kilka pieczęci. Dla postronnego mogło się wydawać, że sięgnęła na chybił-trafił, ale ona dobrze wiedziała co trzyma w rękach. Skupiła się na pierwszym zaklęciu trzymanym w palcach i gdy zajaśniały aktywowane glify, rzuciła je w górę – zajaśniało i zniknęło, a wraz z nim zniknął również trzymany przez hydrę pająk. Mgnienie oka później jednak Firouzeh aktywowała kolejną pieczęć i rzuciła nią w bok, tak by po jednej stronie kwiatu była hydra, a po drugiej Nefuryth, którego w ten sposób teleportowała, przeprowadzając go przez Otchłań. Demon był trochę skołowany, ale przez to tym bardziej wściekły i żądny krwi – rzucił się na pierwszą żywą istotę w swoim zasięgu, zachęcany dodatkowo rozkazami mniszki. Jednak takie przerabianie drapieżnej rośliny na kompost pazurami i kłami mogło trwać stanowczo za długo, wyczerpać i stać się niebezpieczne – postanowiła więc to zakończyć.
- Odstąp i padnij! – zawołała do hydry, bo nie zależało jej na jej szkodzie. Podniosła przed sobą kolejną kartkę z zaklęciem i żeby mieć pewność, że dobrze wyceluje, podbiegła do tego kłębowiska walczących stworzeń. Podskoczyła, wykorzystując nierówność terenu i wtedy cisnęła pieczęć prosto w otwarty środek kwiatu, podobny do owocu granatu. Pieczęć wydała z siebie ciche pyknięcie podobne do dźwięku otwieranej butelki musującego wina, a po chwili przemieniła się w dym, z którego wyskoczyła… Ropucha. No, coś, co ropuchę bardzo przypominało. Było jednak z dwadzieścia razy większe, czarne, nabrzmiałe, pokryte kolcami, ogarnięte płomieniami i smrodem siarki i smoły. Wydało z siebie dźwięk będący ni to rechotem, ni to chichotem, gdy wpadła w sam środek mięsożernej rośliny.
- Fuho! – zawołała do niego Ragarianka, rzucając się natychmiast na ziemię i nakrywając głowę rękami. Miała nadzieję, że hydra posłuchała wcześniej jej ostrzeżenia i się schowała, bo demoniczny ropuch słysząc to polecenie nadął się i – siedząc już głęboko w paszczy kwiatu – eksplodował.
Ogłuszający huk, latające w powietrzu szczątki rozerwanej rośliny, potężny podmuch powietrza, który istotę pokroju Firouzeh zdmuchnąłby jak lalkę – wystarczyło spojrzeć jak odrzuciło pajęczego demona, który nie miał szans się schować. Cel jednak został osiągnięty i po mięsożernej roślinie ziała tylko głęboka na trzy stopy dziura w ziemi.
Ragarianka przetoczyła się na plecy i usiadła. Niedbałym gestem sięgnęła po pieczęć odsyłającą i posłała do Otchłani Nefurytha – pająk stracił w starciu dwie kończyny, ale to nic, odrosną gdy tylko wróci do siebie. Te demony bardzo szybko się regenerowały. Oceniła pobieżnie straty – spodziewała się, że narobi więcej szkód, ale tak naprawdę tylko krater i walające się wokół resztki tamtego kwiatu świadczyły o tym, że doszło tu do starcia. Reszta roślin wydawała się niepołamana… No, w pewnym stopniu, na pewno nie takim, który by im zagrażał. Zaś co się tyczy nietypowego wybawcy…
- Hydro! – zawołała Firouzeh, gramoląc się do pozycji stojącej i próbując wypatrzeć cielsko gada. – Hydro, jesteś cała?!
Pytanie było podyktowane troską, choć to jak Ragarianka sięgnęła przy okazji po swój wędrowny kij już trochę temu przeczyło.
Nie spodziewała się jednak, że ktoś się wtrąci. Ktoś? Coś? Widziała jakiś łeb, który śmignął obok niej, potem… następny? Nagle poleciała w dół, w ostatniej chwili asekurując swój upadek, by tej chwili wolności nie przypłacić złamanym karkiem. Przetoczyła się po mokrej ziemi i już stała na szeroko rozstawionych nogach, z jedną ręką odwiedzioną w bok dla utrzymania równowagi, a z drugą przy pasie, nie wiedząc tylko jeszcze jak silnego demona powinna wezwać. Przez moment była pewna, że przyjdzie jej rzucić do walki wszystko co ma, bo do kwiatu dołączyła… Hydra. Prawdziwa, najprawdziwsza, trzygłowa hydra. Unieruchomiła jej pajęczego demona (”Nefuryth”, nazywała go w myślach, bo tak się ten stwór poprawnie nazywał), rozrywała pazurami i zębami mięsożerny kwiat i… Kazała jej uciekać. Firouzeh słysząc ten rozkaz w głowie wiedziała, że pochodził on od tego stworzenia – w okolicy po prostu nie czuła żadnej innej emanacji, która byłaby dość silna, by posługiwać się telepatią, nie czuła nawet magicznych zwierząt, nie wspominając o magach. To musiała być ona.
Ragarianka szybko dodała dwa do dwóch i wyszło jej, kto jest po czyjej stronie.
- Nie ma mowy! – zawołała, bo sama nie posługiwała się telepatią. Cofając się poza zasięg pnączy tego kwiatu, by nie zaznać powtórki z rozrywki, nadal zamierzała brać udział w tej walce – nie była na tyle niewdzięczna, by stać i patrzeć bezczynnie albo zawołać „Dzięki, nara!” i odejść, zbierając tylko swoje rozsypane graty.
Sięgnęła do pasa i wyjęła kilka pieczęci. Dla postronnego mogło się wydawać, że sięgnęła na chybił-trafił, ale ona dobrze wiedziała co trzyma w rękach. Skupiła się na pierwszym zaklęciu trzymanym w palcach i gdy zajaśniały aktywowane glify, rzuciła je w górę – zajaśniało i zniknęło, a wraz z nim zniknął również trzymany przez hydrę pająk. Mgnienie oka później jednak Firouzeh aktywowała kolejną pieczęć i rzuciła nią w bok, tak by po jednej stronie kwiatu była hydra, a po drugiej Nefuryth, którego w ten sposób teleportowała, przeprowadzając go przez Otchłań. Demon był trochę skołowany, ale przez to tym bardziej wściekły i żądny krwi – rzucił się na pierwszą żywą istotę w swoim zasięgu, zachęcany dodatkowo rozkazami mniszki. Jednak takie przerabianie drapieżnej rośliny na kompost pazurami i kłami mogło trwać stanowczo za długo, wyczerpać i stać się niebezpieczne – postanowiła więc to zakończyć.
- Odstąp i padnij! – zawołała do hydry, bo nie zależało jej na jej szkodzie. Podniosła przed sobą kolejną kartkę z zaklęciem i żeby mieć pewność, że dobrze wyceluje, podbiegła do tego kłębowiska walczących stworzeń. Podskoczyła, wykorzystując nierówność terenu i wtedy cisnęła pieczęć prosto w otwarty środek kwiatu, podobny do owocu granatu. Pieczęć wydała z siebie ciche pyknięcie podobne do dźwięku otwieranej butelki musującego wina, a po chwili przemieniła się w dym, z którego wyskoczyła… Ropucha. No, coś, co ropuchę bardzo przypominało. Było jednak z dwadzieścia razy większe, czarne, nabrzmiałe, pokryte kolcami, ogarnięte płomieniami i smrodem siarki i smoły. Wydało z siebie dźwięk będący ni to rechotem, ni to chichotem, gdy wpadła w sam środek mięsożernej rośliny.
- Fuho! – zawołała do niego Ragarianka, rzucając się natychmiast na ziemię i nakrywając głowę rękami. Miała nadzieję, że hydra posłuchała wcześniej jej ostrzeżenia i się schowała, bo demoniczny ropuch słysząc to polecenie nadął się i – siedząc już głęboko w paszczy kwiatu – eksplodował.
Ogłuszający huk, latające w powietrzu szczątki rozerwanej rośliny, potężny podmuch powietrza, który istotę pokroju Firouzeh zdmuchnąłby jak lalkę – wystarczyło spojrzeć jak odrzuciło pajęczego demona, który nie miał szans się schować. Cel jednak został osiągnięty i po mięsożernej roślinie ziała tylko głęboka na trzy stopy dziura w ziemi.
Ragarianka przetoczyła się na plecy i usiadła. Niedbałym gestem sięgnęła po pieczęć odsyłającą i posłała do Otchłani Nefurytha – pająk stracił w starciu dwie kończyny, ale to nic, odrosną gdy tylko wróci do siebie. Te demony bardzo szybko się regenerowały. Oceniła pobieżnie straty – spodziewała się, że narobi więcej szkód, ale tak naprawdę tylko krater i walające się wokół resztki tamtego kwiatu świadczyły o tym, że doszło tu do starcia. Reszta roślin wydawała się niepołamana… No, w pewnym stopniu, na pewno nie takim, który by im zagrażał. Zaś co się tyczy nietypowego wybawcy…
- Hydro! – zawołała Firouzeh, gramoląc się do pozycji stojącej i próbując wypatrzeć cielsko gada. – Hydro, jesteś cała?!
Pytanie było podyktowane troską, choć to jak Ragarianka sięgnęła przy okazji po swój wędrowny kij już trochę temu przeczyło.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
Na trupie kwiaty można się było natknąć tutaj praktycznie na każdym kroku i kilka razy sama smoczyca znalazła się przez nie w ogromnych tarapatach i to nie tylko gdy była małą żmiją wielkości dorosłego człowieka. Na przykład kilka miesięcy temu, zaplątała się w pnącza jednej zdesperowanej rośliny tego typu, choć nie było najmniejszych szans, by hydra się w ogóle zmieściła w jej otworze "gębowym", nie musiała się więc martwić o to, że zostanie zjedzona przez cuchnącą roślinę, ale mimo wszystko i tak przyszło jej praktycznie pół dnia walczyć o swoją wolność. Rzadkim jednak widokiem było obserwowanie, jak trupi kwiat próbował pożreć człowieka. Zwłaszcza, że przez tego typu niebezpieczeństwa i masę jeszcze groźniejszych stworzeń, jak choćby Faer i jej siostry, ludzie starali trzymać się jednak głównych traktów. A już zwłaszcza podróżni, którzy przez bagna jedynie przechodzili i w ogóle ich nie znali. Tylko samobójcy i skończeni głupcy zapuszczali się w głąb tej nieokiełznanej dziczy.
I choć ludzie umierali tu na własne życzenie, Faer nie była w stanie po prostu stać i przyglądać się, jak ta kobieta ginie w "paszczy" wielkiego kwiatu. Po podjęciu decyzji wraz z siostrami, od razu przystąpiła do działania. Zaatakowała przeklętą roślinę i ogonem unieruchomiła pokraczne dziwo, którego jeszcze w życiu nie widziała na bagnach, a mieszkała na nim od małego. Nie było czasu, by się zastanawiać nad tym, czym to w ogóle było, skąd się wzięło i czy było rzeczywiście tak groźne, na jakie wyglądało. Jeśli był to zwierzak rogatej kobiety, najwyżej przeprosi ją za to, że się wtrąciła, wielkiej tragedii być nie powinno, bo przecież krzywda się żadna pajęczakowi nie działa - wątpiła by jej kolce przebiły jego pancerz i wtoczyły w jego ciało truciznę, bo nie ściskała go aż tak mocno, by zrobić mu krzywdę.
Z resztą samemu trupiemu kwiatowi też za specjalnie krzywdy nie chciała robić, bo nie widziała większego sensu w niszczeniu tutejszej flory (roślinami, a już w szczególności mięsożernymi kwiatami, nie żywiła się), po prostu chciała uwolnić kobietę, poczekać aż ta ucieknie i samej zostawić w spokoju i kwiat i pająka, gdyby się okazało, że sam jest przejazdem i po prostu miał ochotę zjeść cuchnącą raflezję. Podróżniczka jednak miała chyba inny pomysł, jak załatwić tę sprawę i to w raczej mało przyjazny dla rośliny sposób, bo ani trochę nie zamierzała posłuchać dużo większej od niej gadziny. Ehh... ludzie.
- "Uciekaj, bo nie będziemy tu sterczeć cały dzień i pilnować, by trupi kwiat znów nie próbował cię pożreć!" - przekazała z irytacją rogatej i przegryzła jedno z pnączy, które owinęło się wokół pyska Legi.
- Ikh kenen ssshtendik esssn esss - wysyczała Lega, zerkając swoimi czarnymi oczami w stronę nieznajomej. Oblizała sobie w jasnym przekazie pysk, nawet jeśli przez posługiwanie się smoczą mową, mogła nie zostać zrozumiana przez kobietę.
- Vasss tut zzzikh aoyf di ssskale fun a rizzzign ssshlang ?! – zawarczała mocno zaskoczona tym, że trzymany przez nią pająk nagle zniknął, tylko po to, by zaraz pojawić się po drugiej stronie rośliny. Była kompletnie zdezorientowana przez ten chaos, a po chwili również bardzo wściekła, gdyż raflezja właśnie dała Tavie z liścia.
Na szczęście nie zaważyło to na zdrowym rozsądku pradawnej i choć nie wiedziała, co planuje zrobić kobieta, od razu zostawiła w spokoju roślinę i błyskawicznie zakopała się pod ziemią. Wystarczyło kilka uderzeń serca, by po hydrze długości pięciu prętów nie zostało żadnego śladu. Prawie pół sznura dalej, wynurzyła nieznacznie z mętnej wody swoje głowy tak, by nad taflą znajdowały się wyłącznie jej oczy i nos, a dolna połowa płaskiej, trójkątnej głowy wraz z resztą ciała, nadal były ukryte w mule. Z lotu ptaka chyba nikt by nie pomyślał, że mogłaby to być zanurzona w wodzie hydra, prędzej uznana zostałaby za kilka unoszących się na wodzie liści jakiejś bagiennej lilii czy innej nieznanej do tej pory nikomu rośliny. Przyglądała się z ukrycia i bezpiecznej odległości temu, co kombinowała rogata i nie mogła wyjść z podziwu dla jej niezwykłych umiejętności. Ta kobieta nie tylko władała bestiami, których smoczyca nigdy w życiu nawet w najbardziej abstrakcyjnych snach nie była w stanie sobie wyobrazić, ale również potrafiła przywoływać je w konkretnym miejscu i sprawiać by znikały, praktycznie na zawołanie. To był naprawdę niesamowity widok, którego hydra nigdy w życiu nie zapomni.
- Hhrasssa! - wysyczała głośno na zawołanie rogatej. Podpłynęła nieco i wyszła z bagna, zaraz się z niego otrzepując. Zatrzymała się na wyciągnięcie łbów od podróżniczki.
- "Nic nam nie jest. A tobie?" - zapytała zaraz telepatycznie, zniżając z grzeczności środkowy łeb tak, by mieć pysk na wysokości głowy kobiety.
- Kenen ikh esssn esss itssst? - zasyczała Lega, zaraz zaczynając mlaskać ze smakiem i mentalnie szykować się na egzotyczny posiłek.
- Sssah! - zburała ją z irytacją Faer, warcząc na nią i strosząc kolce na swoim łbie.
- "To było niesamowite! Co to było? Jak to zrobiłaś? Ja też bym tak mogła? Kim jesteś? Co cię sprowadza w nasze skromne progi?" - zalewała ją gradem pytań prawa głowa, przyglądając się uważnie nieznajomej z każdej strony.
Środkowy pysk odchrząknął, po krótkiej wymianie syknięć i warknięć z lewą głową i ponownie się lekko zniżył, by skupić się w pełni na podróżniczce.
- "Wybacz mi zachowanie mojej siostry. Lega jest... nie jadła od kilku godzin, a mamy za sobą ciężkie zimowanie" - wyjaśniła Faer, ogonem przysuwając bliżej łba Legi kawałek ropuchy, albo tego dziwacznego pająka, by agresywna i wiecznie głodna paszcza mogła się czymś zająć, gdy dorośli będą rozmawiać.
- "Tava jesteś za blisko, uszanuj pani przestrzeń osobistą" - zburała drugą siostrę, która już niemal trąciła nieznajomą czubkiem nosa, gotowa ją dokładnie obwąchać i smyrnąć długim, rozwidlonym językiem.
- "Ja jestem Faer, z prawej jest moja siostra Tava, a z lewej jest Lega. Co robisz po środku bagna, w dodatku tak daleko o najbliższej wioski i szlaku? Nie jest to zbyt rozsądna decyzja, jak zdążyłaś już pewnie zauważyć" - powiedziała spokojnie, przekrzywiając lekko na bok swoją głowę i lekko mrużąc, czarne, puste oczy, jakby chciała się lepiej przyjrzeć rogatej, albo wręcz przejrzeć ją na wylot.
I choć ludzie umierali tu na własne życzenie, Faer nie była w stanie po prostu stać i przyglądać się, jak ta kobieta ginie w "paszczy" wielkiego kwiatu. Po podjęciu decyzji wraz z siostrami, od razu przystąpiła do działania. Zaatakowała przeklętą roślinę i ogonem unieruchomiła pokraczne dziwo, którego jeszcze w życiu nie widziała na bagnach, a mieszkała na nim od małego. Nie było czasu, by się zastanawiać nad tym, czym to w ogóle było, skąd się wzięło i czy było rzeczywiście tak groźne, na jakie wyglądało. Jeśli był to zwierzak rogatej kobiety, najwyżej przeprosi ją za to, że się wtrąciła, wielkiej tragedii być nie powinno, bo przecież krzywda się żadna pajęczakowi nie działa - wątpiła by jej kolce przebiły jego pancerz i wtoczyły w jego ciało truciznę, bo nie ściskała go aż tak mocno, by zrobić mu krzywdę.
Z resztą samemu trupiemu kwiatowi też za specjalnie krzywdy nie chciała robić, bo nie widziała większego sensu w niszczeniu tutejszej flory (roślinami, a już w szczególności mięsożernymi kwiatami, nie żywiła się), po prostu chciała uwolnić kobietę, poczekać aż ta ucieknie i samej zostawić w spokoju i kwiat i pająka, gdyby się okazało, że sam jest przejazdem i po prostu miał ochotę zjeść cuchnącą raflezję. Podróżniczka jednak miała chyba inny pomysł, jak załatwić tę sprawę i to w raczej mało przyjazny dla rośliny sposób, bo ani trochę nie zamierzała posłuchać dużo większej od niej gadziny. Ehh... ludzie.
- "Uciekaj, bo nie będziemy tu sterczeć cały dzień i pilnować, by trupi kwiat znów nie próbował cię pożreć!" - przekazała z irytacją rogatej i przegryzła jedno z pnączy, które owinęło się wokół pyska Legi.
- Ikh kenen ssshtendik esssn esss - wysyczała Lega, zerkając swoimi czarnymi oczami w stronę nieznajomej. Oblizała sobie w jasnym przekazie pysk, nawet jeśli przez posługiwanie się smoczą mową, mogła nie zostać zrozumiana przez kobietę.
- Vasss tut zzzikh aoyf di ssskale fun a rizzzign ssshlang ?! – zawarczała mocno zaskoczona tym, że trzymany przez nią pająk nagle zniknął, tylko po to, by zaraz pojawić się po drugiej stronie rośliny. Była kompletnie zdezorientowana przez ten chaos, a po chwili również bardzo wściekła, gdyż raflezja właśnie dała Tavie z liścia.
Na szczęście nie zaważyło to na zdrowym rozsądku pradawnej i choć nie wiedziała, co planuje zrobić kobieta, od razu zostawiła w spokoju roślinę i błyskawicznie zakopała się pod ziemią. Wystarczyło kilka uderzeń serca, by po hydrze długości pięciu prętów nie zostało żadnego śladu. Prawie pół sznura dalej, wynurzyła nieznacznie z mętnej wody swoje głowy tak, by nad taflą znajdowały się wyłącznie jej oczy i nos, a dolna połowa płaskiej, trójkątnej głowy wraz z resztą ciała, nadal były ukryte w mule. Z lotu ptaka chyba nikt by nie pomyślał, że mogłaby to być zanurzona w wodzie hydra, prędzej uznana zostałaby za kilka unoszących się na wodzie liści jakiejś bagiennej lilii czy innej nieznanej do tej pory nikomu rośliny. Przyglądała się z ukrycia i bezpiecznej odległości temu, co kombinowała rogata i nie mogła wyjść z podziwu dla jej niezwykłych umiejętności. Ta kobieta nie tylko władała bestiami, których smoczyca nigdy w życiu nawet w najbardziej abstrakcyjnych snach nie była w stanie sobie wyobrazić, ale również potrafiła przywoływać je w konkretnym miejscu i sprawiać by znikały, praktycznie na zawołanie. To był naprawdę niesamowity widok, którego hydra nigdy w życiu nie zapomni.
- Hhrasssa! - wysyczała głośno na zawołanie rogatej. Podpłynęła nieco i wyszła z bagna, zaraz się z niego otrzepując. Zatrzymała się na wyciągnięcie łbów od podróżniczki.
- "Nic nam nie jest. A tobie?" - zapytała zaraz telepatycznie, zniżając z grzeczności środkowy łeb tak, by mieć pysk na wysokości głowy kobiety.
- Kenen ikh esssn esss itssst? - zasyczała Lega, zaraz zaczynając mlaskać ze smakiem i mentalnie szykować się na egzotyczny posiłek.
- Sssah! - zburała ją z irytacją Faer, warcząc na nią i strosząc kolce na swoim łbie.
- "To było niesamowite! Co to było? Jak to zrobiłaś? Ja też bym tak mogła? Kim jesteś? Co cię sprowadza w nasze skromne progi?" - zalewała ją gradem pytań prawa głowa, przyglądając się uważnie nieznajomej z każdej strony.
Środkowy pysk odchrząknął, po krótkiej wymianie syknięć i warknięć z lewą głową i ponownie się lekko zniżył, by skupić się w pełni na podróżniczce.
- "Wybacz mi zachowanie mojej siostry. Lega jest... nie jadła od kilku godzin, a mamy za sobą ciężkie zimowanie" - wyjaśniła Faer, ogonem przysuwając bliżej łba Legi kawałek ropuchy, albo tego dziwacznego pająka, by agresywna i wiecznie głodna paszcza mogła się czymś zająć, gdy dorośli będą rozmawiać.
- "Tava jesteś za blisko, uszanuj pani przestrzeń osobistą" - zburała drugą siostrę, która już niemal trąciła nieznajomą czubkiem nosa, gotowa ją dokładnie obwąchać i smyrnąć długim, rozwidlonym językiem.
- "Ja jestem Faer, z prawej jest moja siostra Tava, a z lewej jest Lega. Co robisz po środku bagna, w dodatku tak daleko o najbliższej wioski i szlaku? Nie jest to zbyt rozsądna decyzja, jak zdążyłaś już pewnie zauważyć" - powiedziała spokojnie, przekrzywiając lekko na bok swoją głowę i lekko mrużąc, czarne, puste oczy, jakby chciała się lepiej przyjrzeć rogatej, albo wręcz przejrzeć ją na wylot.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Choć Firouzeh stała teraz oko w oko z wielką trójgłową hydrą, która mogłaby być jeszcze bardziej niebezpieczna, niż tamta roślina, nie bała się. Wiedziała, że to istota rozumna, że zna magię i potrafi mówić, więc nie spodziewała się gwałtownego, zwierzęcego ataku. Poza tym oceniała jej intencje jako dobre – uratowała ją. Kazała uciekać i ją osłaniała, a gdyby miała jakieś złe zamiary, dawno by już zaatakowała. Albo poczekała aż roślina zrobi swoje, by później wyrwać jej to, na czym jej samej zależało. Nie, nie miała do czynienia z wrogiem, choć pewnie niejeden podróżnik bałby się na jej miejscu. Sama paszcza hydry była tak wielka, że mogłaby odgryźć jej głowę jednym kłapnięciem.
- Tylko duma boli, że dałam się tak złapać – odparła z dumną nonszalancją, patrząc w oczy tej głowy, która zniżyła się do jej poziomu w sposób dosłowny. Trudne było to jednak zadanie, gdyż stworzenie to jak na swe rozmiary miało bardzo małe oczka – Firouzeh była przez moment wręcz przekonana, że nie ma ich ona wcale, ale po przyjrzeniu się zweryfikowała swój błąd. Zwróciła również uwagę na to, że hydra mówi o sobie w liczbie mnogiej, jakby każda jej głowa była inną osobą… Więc niech tak będzie. Mniszka zamierzała od tej pory dostosować się do tej formy, ale nie dała na ten moment poznać po sobie, że dostrzegła swój błąd.
Krótkie spięcie między środkową a lewą głową nie umknęło jej uwadze. Spięła mięśnie i lekko poruszyła palcami dłoni, którą wspierała niby swobodnie na pasku. Ten syk, te nastroszone kolce: czyżby pomyliła się w swojej ocenie i jednak miała teraz stoczyć walkę z tym stworzeniem? Nie chciałaby tego, bo nie chciałaby go zabijać. Hydra była majestatyczna i piękna swoim dzikim pięknem, a na dodatek na pewno również należała do rzadkości - żal byłoby się jej pozbywać.
Zagrożenie jednak minęło, momentalnie zastąpione wybuchem entuzjazmu głowy, która do tej pory milczała. Firouzeh rozluźniła się i spojrzała na nią z lekkim zakłopotaniem – tak jak reaguje się na energicznego szczeniaczka albo nastolatkę. Wyciągnęła odruchowo rękę, jakby chciała pogłaskać tę głowę między oczami albo w ten sposób utrzymać ją na dystans, ale nie dotknęła jej. Znowu interwencja środkowej głowy uspokoiła sytuację. Ragarianka była pod wrażeniem tego jak ta głowa była dobrze wychowana i elokwentna. Pomyśleć, że gdyby została w zakonie, nigdy nie spotkałaby tak nietuzinkowego stworzenia – aż zaczynała czuć pewien rodzaj wdzięczności względem Firouza, że ją wyciągnął z Doma Aritur.
- Rozumiem – przytaknęła polubownie, gdy została uświadomiona co do stanu tej najbardziej agresywnej głowy. Zerknęła krótko w bok by dojrzeć, jak wspomniany łeb pochłania truchło jednego z wezwanych przez nią demonów. Cóż… na zdrowie.
Przytłoczonej odrobinę bodźcami i informacjami mniszce mimo wszystko nie umknął moment prezentacji całej trójki. Obracała wzrok na każdą z wymienionych głów, witając się z nimi niemym skinieniem. Później skupiła się na Faer, uznając ją za liderkę.
- Jestem Firouzeh z zakonu Aritur – przedstawiła się, używając powszechniejszej w rejonach nizinnych nazwy swojego domu, choć i tak nie liczyła na to, że hydra będzie kojarzyła to miejsce.
- Tak, zdążyłam się przekonać… - przyznała trochę kwaśno, bo nie lubiła, gdy wytykało jej się porażkę, nawet jeśli była niezaprzeczalna. Szybko jednak otrząsnęła się z niesmaku. – Dziękuję za pomoc z pokonaniem tego kwiatu. Trafiłam w to miejsce, bo tropiłam kogoś, ślady zawiodły mnie na bagna, przypuszczałam, że on mógł chcieć w ten sposób skrócić sobie drogę albo nie zmylić… I jeśli chodziło o to drugie to mu się powiodło, zgubiłam jego trop. Teraz szukałam drogi powrotnej na ubity trakt – wyjaśniła. Przez moment przyglądała się czujnie całej trójce, lekko mrużąc oczy i ewidentnie nad czymś się zastanawiając.
- Nie spotkałyście pewnie mężczyzny bardzo podobnego do mnie, prawda? Z rogami, ogonem, niemal identyczną twarzą i sylwetką, być może tylko inaczej ubranego? – Mimo wszystko spróbowała. Była mała szansa, że Faer i jej siostry trafiły na Firouza, ale nie szkodziło zapytać. A jeśli o pytania chodzi…
- Jestem mniszką z zakonu Aritur, można powiedzieć, że magiem bitewnym – wyjaśniła, zwracając się do Tavy, która wcześniej zasypała ją gradem pytań jak ciekawskie dziecko. – Przyzywam demony, by dla mnie walczyły. Ten pająk i ta płonąca żaba to były moje tane… Przyzwańce – poprawiła się, rezygnując z określenia, którego używało się w Doma Aritur.
- A… To jest wasze terytorium? – upewniła się. – Dobrze je znacie? Powiedziałaś, że jestem daleko od wioski, a ja, cóż, nie do końca orientuję się w odległościach w tym terenie – przyznała, na swoje usprawiedliwienie mając to, że pochodziła z gór i nie miała nigdy wcześniej do czynienia z bagnami. Ktoś złośliwy mógłby jej jednak wytknąć, że Firouz też nigdy nie miał z nimi do czynienia, a mimo wszystko ją w tym terenie wykiwał. Być może jednak nie był wcale słabszy od niej?
Mówiąc Ragarianka wbiła z rozmachem swój kostur podróżny w miękką ziemię i zaczęła doprowadzać swój wygląd do porządku. Rozpuściła włosy i na nowo je spięła, wyciągając spomiędzy nich pojedyncze źdźbła i liście.
- Mogę się wam jakoś zrewanżować za pomoc z tą... rośliną? – zapytała, bo nie lubiła być komukolwiek coś dłużna. Jednocześnie bez patrzenia sprawdzała zawartość swoich kieszonek na zaklęcia… I choć jeszcze nie dała tego po sobie poznać, chyba nie zgadzała się ich ilość.
- Tylko duma boli, że dałam się tak złapać – odparła z dumną nonszalancją, patrząc w oczy tej głowy, która zniżyła się do jej poziomu w sposób dosłowny. Trudne było to jednak zadanie, gdyż stworzenie to jak na swe rozmiary miało bardzo małe oczka – Firouzeh była przez moment wręcz przekonana, że nie ma ich ona wcale, ale po przyjrzeniu się zweryfikowała swój błąd. Zwróciła również uwagę na to, że hydra mówi o sobie w liczbie mnogiej, jakby każda jej głowa była inną osobą… Więc niech tak będzie. Mniszka zamierzała od tej pory dostosować się do tej formy, ale nie dała na ten moment poznać po sobie, że dostrzegła swój błąd.
Krótkie spięcie między środkową a lewą głową nie umknęło jej uwadze. Spięła mięśnie i lekko poruszyła palcami dłoni, którą wspierała niby swobodnie na pasku. Ten syk, te nastroszone kolce: czyżby pomyliła się w swojej ocenie i jednak miała teraz stoczyć walkę z tym stworzeniem? Nie chciałaby tego, bo nie chciałaby go zabijać. Hydra była majestatyczna i piękna swoim dzikim pięknem, a na dodatek na pewno również należała do rzadkości - żal byłoby się jej pozbywać.
Zagrożenie jednak minęło, momentalnie zastąpione wybuchem entuzjazmu głowy, która do tej pory milczała. Firouzeh rozluźniła się i spojrzała na nią z lekkim zakłopotaniem – tak jak reaguje się na energicznego szczeniaczka albo nastolatkę. Wyciągnęła odruchowo rękę, jakby chciała pogłaskać tę głowę między oczami albo w ten sposób utrzymać ją na dystans, ale nie dotknęła jej. Znowu interwencja środkowej głowy uspokoiła sytuację. Ragarianka była pod wrażeniem tego jak ta głowa była dobrze wychowana i elokwentna. Pomyśleć, że gdyby została w zakonie, nigdy nie spotkałaby tak nietuzinkowego stworzenia – aż zaczynała czuć pewien rodzaj wdzięczności względem Firouza, że ją wyciągnął z Doma Aritur.
- Rozumiem – przytaknęła polubownie, gdy została uświadomiona co do stanu tej najbardziej agresywnej głowy. Zerknęła krótko w bok by dojrzeć, jak wspomniany łeb pochłania truchło jednego z wezwanych przez nią demonów. Cóż… na zdrowie.
Przytłoczonej odrobinę bodźcami i informacjami mniszce mimo wszystko nie umknął moment prezentacji całej trójki. Obracała wzrok na każdą z wymienionych głów, witając się z nimi niemym skinieniem. Później skupiła się na Faer, uznając ją za liderkę.
- Jestem Firouzeh z zakonu Aritur – przedstawiła się, używając powszechniejszej w rejonach nizinnych nazwy swojego domu, choć i tak nie liczyła na to, że hydra będzie kojarzyła to miejsce.
- Tak, zdążyłam się przekonać… - przyznała trochę kwaśno, bo nie lubiła, gdy wytykało jej się porażkę, nawet jeśli była niezaprzeczalna. Szybko jednak otrząsnęła się z niesmaku. – Dziękuję za pomoc z pokonaniem tego kwiatu. Trafiłam w to miejsce, bo tropiłam kogoś, ślady zawiodły mnie na bagna, przypuszczałam, że on mógł chcieć w ten sposób skrócić sobie drogę albo nie zmylić… I jeśli chodziło o to drugie to mu się powiodło, zgubiłam jego trop. Teraz szukałam drogi powrotnej na ubity trakt – wyjaśniła. Przez moment przyglądała się czujnie całej trójce, lekko mrużąc oczy i ewidentnie nad czymś się zastanawiając.
- Nie spotkałyście pewnie mężczyzny bardzo podobnego do mnie, prawda? Z rogami, ogonem, niemal identyczną twarzą i sylwetką, być może tylko inaczej ubranego? – Mimo wszystko spróbowała. Była mała szansa, że Faer i jej siostry trafiły na Firouza, ale nie szkodziło zapytać. A jeśli o pytania chodzi…
- Jestem mniszką z zakonu Aritur, można powiedzieć, że magiem bitewnym – wyjaśniła, zwracając się do Tavy, która wcześniej zasypała ją gradem pytań jak ciekawskie dziecko. – Przyzywam demony, by dla mnie walczyły. Ten pająk i ta płonąca żaba to były moje tane… Przyzwańce – poprawiła się, rezygnując z określenia, którego używało się w Doma Aritur.
- A… To jest wasze terytorium? – upewniła się. – Dobrze je znacie? Powiedziałaś, że jestem daleko od wioski, a ja, cóż, nie do końca orientuję się w odległościach w tym terenie – przyznała, na swoje usprawiedliwienie mając to, że pochodziła z gór i nie miała nigdy wcześniej do czynienia z bagnami. Ktoś złośliwy mógłby jej jednak wytknąć, że Firouz też nigdy nie miał z nimi do czynienia, a mimo wszystko ją w tym terenie wykiwał. Być może jednak nie był wcale słabszy od niej?
Mówiąc Ragarianka wbiła z rozmachem swój kostur podróżny w miękką ziemię i zaczęła doprowadzać swój wygląd do porządku. Rozpuściła włosy i na nowo je spięła, wyciągając spomiędzy nich pojedyncze źdźbła i liście.
- Mogę się wam jakoś zrewanżować za pomoc z tą... rośliną? – zapytała, bo nie lubiła być komukolwiek coś dłużna. Jednocześnie bez patrzenia sprawdzała zawartość swoich kieszonek na zaklęcia… I choć jeszcze nie dała tego po sobie poznać, chyba nie zgadzała się ich ilość.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
- "Niepotrzebnie się tym tak przejmujesz. Zwłaszcza, że dzięki temu następnym razem będziesz bardziej uważać, by znów nie dać się tak złapać. Jeśli cię to pocieszy, same kilka razy zaplątałyśmy się w pnącza trupiego kwiatu" - powiedziała spokojnie Faer, na moment wysuwając swój rozwidlony język z paszczy, po czym lekko się jakby uśmiechnęła. - "Na bagnach jest wiele niebezpieczeństw, które z pozoru w ogóle nie wydają się być śmiertelnie groźne. I... akurat trupi kwiat nie jest w tym wszystkim tym najgroźniejszym" - poinformowała rogatą, raz jeszcze wysuwając swój wężowy język. Nie mówiła tego, żeby wystraszyć kobietę, jej ton nie sugerował też w najmniejszym stopniu, że w tej ostatniej części miała na myśli samą siebie. Po prostu dzieliła się częścią swojej wiedzy na temat bagien i nie ukrywała tego, że czyhały tu niebezpieczeństwa gorsze od potwornej raflezji i samej hydry. Ba! Nawet pradawna miała się czego wystrzegać na tych terenach, choć nie byłoby wcale kłamstwem stwierdzenie, że była władczynią tych bagien.
W prawdzie przez krótki moment istniało zagrożenie ze strony samej hydry, gdy Lega się w końcu "obudziła" i stwierdziła, że rogata można by zjeść, lecz Faer w porę zareagowała. Nie wyglądało to co prawda zbyt przyjaźnie i pradawna sama by sobie nie zaufała na miejscu ocalonej nieznajomej, biorąc praktycznie od razu nogi za pas, jednakże naprawdę nie chciała ani zrobić podróżniczce krzywdy, ani też jej wystraszyć. Szybko zażegnała spór ze swoją siostrą, znajdując dla jej głowy odpowiednie zajęcie i nie miała żadnych pretensji do kobiety, za to że dobyła broń i była gotowa walczyć o swoje życie z trzygłową bestią większą od niej zapewne dziesięciokrotnie.
Tava za to idealnie wykorzystała moment, gdy Faer karciła Legę i zamierzała się bliżej przyjrzeć podróżniczce, a nawet spróbować się z nią zaprzyjaźnić. Kiedy ta wyciągnęła w jej stronę dłoń, wyglądała na naprawdę zafascynowaną tym gestem, bo odkąd pamiętała, pierwszy raz w życiu ktoś wyglądał jakby chciał jej dotknąć. Bardzo tego chciała, niejednokrotnie, gdy były w okolicach wioski, widziała jak ludzie okazują sobie i swoim zwierzakom sympatię przez dotyk i nie wątpiła, że musi być to naprawdę przyjemne uczucie. Niestety co najwyżej udało jej się musnąć jej dłoń końcówką swojego rozdwojonego języka, gdyż Faer i ją postanowiła upomnieć. Widać było po Tavie, że dość mocno przez to posmutniała, ale nie próbowała się postawić ich przewodniczce. Wycofała nieznacznie swój pysk, lecz nadal trzymała go raczej przy ziemi, aby nowo poznana nie odniosła wrażenia, że hydra, choćby jedna z jej głów, się nad nią wywyższała.
- "Miło cię poznać Firouzeh!" - powiedziała radośnie Tava, aby zaraz ponownie opanować swój entuzjazm pod spojrzeniem środkowej głowy, która zaraz odchrząknęła cicho i jakby dokończyła za swoją przedmówczynię:
- "...z zakonu Aritur" - mruknęła Faer. Lekko kiwnęła rogatej głową z szacunkiem, na znak, że przyjęła jej przedstawienie się, choć rzeczywiście nie miała nawet najmniejszego pojęcia gdzie mógł leżeć rzeczony zakon, jak daleko był od jej bagien i... czym rzeczywiście był ten cały "zakon". Była to miejscowość większa od osady, ale mniejsza od wioski? Czy było to po prostu określenie z jej stron na osadę?
- "Szukasz kogoś?" - zapytała Faer, lekko zaskoczona, że ktoś mógłby narażać swoje życie przemierzając bagna, tylko dlatego, że się kogoś szukało. Poza tym uważała, że szukanie tutaj czegokolwiek było jak szukanie kijanki w stawie, czy jak to tam ludzie mawiali. Przez grząski, zdradliwy, podmokły teren praktycznie w ogóle nie utrzymywały się żadne ślady stóp, a przez okropny odór rozkładu, wilgoci i innych bagiennych wyziewów ciężko było wyłapać jakikolwiek inny zapach i nie stracić przy tym przytomności przez wszechobecny smród.
- "Kilka osób w wiosce mówiło o tym, że rogata kobieta szukała podobnego do siebie mężczyzny" - odezwała się nieśmiało Tava spoglądając najpierw na swoją środkową siostrę, a po tym znów na Firouzeh.
Faer uczyniła to samo, a gdy spojrzała na rogatą, chciała o to zapytać, choć w sumie wcale nie musiała, bo ta zaraz sama o tym powiedziała. Zastanawiała się chwilę nad tym, bo naprawdę chciała pomóc podróżniczce, lecz chyba nie było to do końca możliwe.
- "Niestety, skarbie. Jesteś jedynym człowiekiem z rogami jakiego kiedykolwiek w życiu widziałyśmy. Chyba że twój krewniak miał jakieś nakrycie głowy" - powiedziała Tava, zmartwiona tym, że niewiele mogły pomóc kobiecie.
- "Albo w ogóle jeszcze się nasze drogi nie przecięły" - burknęła od niechcenia Lega, mlaskając głośno i raczej jak jakiś ćwierć mózgi wieśniak. Przerwała na moment pożeranie resztek szczątków, które zostały jej podsunięte pod pysk przez Faer i ni to sycząc, ni to warcząc groźnie, obnażyła niemalże lśniące od jadu i toksycznej śliny kły, w makabrycznym uśmiechu, oblizując rozwidlonym językiem swój pysk, gdy nowa znajoma powiedziała o swoich zwierzakach. - "Muszę przyznać, że twoje tane są przepyszne" - zasyczała szyderczo, po czym prychnęła z lekką pogardą na ostrzegawcze warczenie Faer i powróciła do posiłku.
- "Tylko część" - odpowiedziały jednocześnie wszystkie trzy głowy, po czym spojrzały po sobie zaskoczone, jakby naprawdę się tego nie spodziewały. Lega pokazała im wszystkim język i zgarnęła ogonem kolejny kawałek demonicznych szczątków, Tava zachichotała rozbawiona, a Faer westchnęła i zaraz odchrząknęła jakby chciała je wszystkie przywrócić tym do porządku.
- "Przykro mi, ale chyba jedynie jak możemy ci pomóc, to tylko odprowadzić cię na ubity szlak..."
- "...lub do samego miasta!" - wtrąciła się Tava. - "Mogłybyśmy? Prooooszę" - zapytała nieco niepewnie i zarazem takim tonem, jakby prosiła Faer o zgodę. Miała okazję mieć jakąkolwiek w życiu, swoją pierwsza koleżankę i nie chciała się z nią rozstawać po kilku godzinach znajomości.
- "Pomożemy ci wrócić na szlak! Oczywiście, że ci pomożemy! Prawda, Faer?!"
- "Phi! A co zwykła śmiertelniczka, która zgubiła się na naszym własnym terenie, mogłaby nam zaoferować?"
- "Mogłybyście się na moment zamknąć i dać mi w spokoju z Firouzeh z zakonu Aritur porozmawiać?!" - uniosła się w końcu Faer, warcząc ze zmarszczonym groźnie nosem na obie siostry. Choć prezentowała się obecnie bardzo niebezpiecznie, można było odnieść wrażenie, że była jednocześnie bardzo zmęczona wiecznym chaosem, jaki wywoływały co chwila jej siostry tym ciągłym wtrącaniem się w jej rozmowę. Jakby miała ich już naprawdę dosyć i choć na moment chciała by mieć od nich spokój.
Nagle jednak zamarła na moment nawet nie reagując na to, że Lega wcale nie chce się przed nią ukorzyć, a zamiast tego dążyła do konfrontacji. Tava również wyglądała przez moment jakby chciała się kłócić, ale zaraz odpuściła, widząc to w jakim stanie była środkowa głowa.
- "Prawdopodobnie nie wiesz, w którą stronę poszedł poszukiwany przez ciebie mężczyzna, ale gdybyś doprowadziła nas do miejsca, w którym ostatni raz natknęłaś się na jego trop, mogłybyśmy określić, w którą stronę się prawdopodobnie udał. Bo jak zakładam zna się na bagnach tak samo jak ty - w ogóle - i nie miał żadnego przewodnika, prawda?" - odezwała się w końcu Faer po tym chwilowym wybuchu, patrząc poważnie na rogatą. Widać było, że naprawdę zależało jej na pomocy rogatej, aby chociażby bezpiecznie trafiła na główny trakt.
W prawdzie przez krótki moment istniało zagrożenie ze strony samej hydry, gdy Lega się w końcu "obudziła" i stwierdziła, że rogata można by zjeść, lecz Faer w porę zareagowała. Nie wyglądało to co prawda zbyt przyjaźnie i pradawna sama by sobie nie zaufała na miejscu ocalonej nieznajomej, biorąc praktycznie od razu nogi za pas, jednakże naprawdę nie chciała ani zrobić podróżniczce krzywdy, ani też jej wystraszyć. Szybko zażegnała spór ze swoją siostrą, znajdując dla jej głowy odpowiednie zajęcie i nie miała żadnych pretensji do kobiety, za to że dobyła broń i była gotowa walczyć o swoje życie z trzygłową bestią większą od niej zapewne dziesięciokrotnie.
Tava za to idealnie wykorzystała moment, gdy Faer karciła Legę i zamierzała się bliżej przyjrzeć podróżniczce, a nawet spróbować się z nią zaprzyjaźnić. Kiedy ta wyciągnęła w jej stronę dłoń, wyglądała na naprawdę zafascynowaną tym gestem, bo odkąd pamiętała, pierwszy raz w życiu ktoś wyglądał jakby chciał jej dotknąć. Bardzo tego chciała, niejednokrotnie, gdy były w okolicach wioski, widziała jak ludzie okazują sobie i swoim zwierzakom sympatię przez dotyk i nie wątpiła, że musi być to naprawdę przyjemne uczucie. Niestety co najwyżej udało jej się musnąć jej dłoń końcówką swojego rozdwojonego języka, gdyż Faer i ją postanowiła upomnieć. Widać było po Tavie, że dość mocno przez to posmutniała, ale nie próbowała się postawić ich przewodniczce. Wycofała nieznacznie swój pysk, lecz nadal trzymała go raczej przy ziemi, aby nowo poznana nie odniosła wrażenia, że hydra, choćby jedna z jej głów, się nad nią wywyższała.
- "Miło cię poznać Firouzeh!" - powiedziała radośnie Tava, aby zaraz ponownie opanować swój entuzjazm pod spojrzeniem środkowej głowy, która zaraz odchrząknęła cicho i jakby dokończyła za swoją przedmówczynię:
- "...z zakonu Aritur" - mruknęła Faer. Lekko kiwnęła rogatej głową z szacunkiem, na znak, że przyjęła jej przedstawienie się, choć rzeczywiście nie miała nawet najmniejszego pojęcia gdzie mógł leżeć rzeczony zakon, jak daleko był od jej bagien i... czym rzeczywiście był ten cały "zakon". Była to miejscowość większa od osady, ale mniejsza od wioski? Czy było to po prostu określenie z jej stron na osadę?
- "Szukasz kogoś?" - zapytała Faer, lekko zaskoczona, że ktoś mógłby narażać swoje życie przemierzając bagna, tylko dlatego, że się kogoś szukało. Poza tym uważała, że szukanie tutaj czegokolwiek było jak szukanie kijanki w stawie, czy jak to tam ludzie mawiali. Przez grząski, zdradliwy, podmokły teren praktycznie w ogóle nie utrzymywały się żadne ślady stóp, a przez okropny odór rozkładu, wilgoci i innych bagiennych wyziewów ciężko było wyłapać jakikolwiek inny zapach i nie stracić przy tym przytomności przez wszechobecny smród.
- "Kilka osób w wiosce mówiło o tym, że rogata kobieta szukała podobnego do siebie mężczyzny" - odezwała się nieśmiało Tava spoglądając najpierw na swoją środkową siostrę, a po tym znów na Firouzeh.
Faer uczyniła to samo, a gdy spojrzała na rogatą, chciała o to zapytać, choć w sumie wcale nie musiała, bo ta zaraz sama o tym powiedziała. Zastanawiała się chwilę nad tym, bo naprawdę chciała pomóc podróżniczce, lecz chyba nie było to do końca możliwe.
- "Niestety, skarbie. Jesteś jedynym człowiekiem z rogami jakiego kiedykolwiek w życiu widziałyśmy. Chyba że twój krewniak miał jakieś nakrycie głowy" - powiedziała Tava, zmartwiona tym, że niewiele mogły pomóc kobiecie.
- "Albo w ogóle jeszcze się nasze drogi nie przecięły" - burknęła od niechcenia Lega, mlaskając głośno i raczej jak jakiś ćwierć mózgi wieśniak. Przerwała na moment pożeranie resztek szczątków, które zostały jej podsunięte pod pysk przez Faer i ni to sycząc, ni to warcząc groźnie, obnażyła niemalże lśniące od jadu i toksycznej śliny kły, w makabrycznym uśmiechu, oblizując rozwidlonym językiem swój pysk, gdy nowa znajoma powiedziała o swoich zwierzakach. - "Muszę przyznać, że twoje tane są przepyszne" - zasyczała szyderczo, po czym prychnęła z lekką pogardą na ostrzegawcze warczenie Faer i powróciła do posiłku.
- "Tylko część" - odpowiedziały jednocześnie wszystkie trzy głowy, po czym spojrzały po sobie zaskoczone, jakby naprawdę się tego nie spodziewały. Lega pokazała im wszystkim język i zgarnęła ogonem kolejny kawałek demonicznych szczątków, Tava zachichotała rozbawiona, a Faer westchnęła i zaraz odchrząknęła jakby chciała je wszystkie przywrócić tym do porządku.
- "Przykro mi, ale chyba jedynie jak możemy ci pomóc, to tylko odprowadzić cię na ubity szlak..."
- "...lub do samego miasta!" - wtrąciła się Tava. - "Mogłybyśmy? Prooooszę" - zapytała nieco niepewnie i zarazem takim tonem, jakby prosiła Faer o zgodę. Miała okazję mieć jakąkolwiek w życiu, swoją pierwsza koleżankę i nie chciała się z nią rozstawać po kilku godzinach znajomości.
- "Pomożemy ci wrócić na szlak! Oczywiście, że ci pomożemy! Prawda, Faer?!"
- "Phi! A co zwykła śmiertelniczka, która zgubiła się na naszym własnym terenie, mogłaby nam zaoferować?"
- "Mogłybyście się na moment zamknąć i dać mi w spokoju z Firouzeh z zakonu Aritur porozmawiać?!" - uniosła się w końcu Faer, warcząc ze zmarszczonym groźnie nosem na obie siostry. Choć prezentowała się obecnie bardzo niebezpiecznie, można było odnieść wrażenie, że była jednocześnie bardzo zmęczona wiecznym chaosem, jaki wywoływały co chwila jej siostry tym ciągłym wtrącaniem się w jej rozmowę. Jakby miała ich już naprawdę dosyć i choć na moment chciała by mieć od nich spokój.
Nagle jednak zamarła na moment nawet nie reagując na to, że Lega wcale nie chce się przed nią ukorzyć, a zamiast tego dążyła do konfrontacji. Tava również wyglądała przez moment jakby chciała się kłócić, ale zaraz odpuściła, widząc to w jakim stanie była środkowa głowa.
- "Prawdopodobnie nie wiesz, w którą stronę poszedł poszukiwany przez ciebie mężczyzna, ale gdybyś doprowadziła nas do miejsca, w którym ostatni raz natknęłaś się na jego trop, mogłybyśmy określić, w którą stronę się prawdopodobnie udał. Bo jak zakładam zna się na bagnach tak samo jak ty - w ogóle - i nie miał żadnego przewodnika, prawda?" - odezwała się w końcu Faer po tym chwilowym wybuchu, patrząc poważnie na rogatą. Widać było, że naprawdę zależało jej na pomocy rogatej, aby chociażby bezpiecznie trafiła na główny trakt.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Faer kojarzyła się Firouzeh z matką albo chociażby opiekunką - to kwestia tego jak wybaczała błędy, jak łagodnie do niej przemawiała i namawiała do wyciągania nauki z tego co się przeżyło. Ragarianka zapałała przez to do niej sympatią, choć i pozostałe dwie głowy miały w jej ocenie swój urok. Drapieżny, co warto zaznaczyć - mniszka cały czas miała z tyłu głowy, że ma do czynienia z istotą, która mogłaby ją pozbawić życia bez wysiłku jeśli tylko miałaby taki kaprys… A Lega chyba czasami miewała takie zapędy.
A mimo to Firouzeh uśmiechała się dumnie, gdy słuchała napomnień o niebezpieczeństwach. Była odważna, by nie rzec nieustraszona, może wręcz do granic głupoty. Jeśli Faer i jej siostry zdecydowałyby się ją zaatakować, na pewno tanio by skóry nie sprzedała.
Podczas prezentacji i wymiany grzeczności Ragarianka odpowiedziała skinieniem głowy na to kiwanie łbami przez hydrę, ale szybko skupiła się na tej bardziej merytorycznej części rozmowy. Zainteresowało ją to, co cała trójka mówiła o Fioruzie, nawet jeśli nie było tego wiele. Zastanowiło ją przy tym, że bardziej pamiętano ją, niż jego, choć po głębszym namyśle to miało sens - on tylko przemykał, a ona go tropiła, rozpytywała, na pewno przez to bardziej rzucała się w oczy.
- I nikt nie wspominał, by widział też mężczyznę? - dopytywała mimo to. Westchnęła, jakby spodziewała się odpowiedzi przeczącej i już się z tym pogodziła. Spojrzała na Faer, która zasugerowała, że jej brat mógłby się ukrywać pod kapeluszem.
- Raczej nie miał nic na głowie. A i tak nasze rogi trudno jest ukryć bez jakiegoś kuriozalnego nakrycia – wyjaśniła, bo miała w tym akurat doświadczenie. Kiedyś z Firouzem szukali sposobu, aby nosić coś na głowie i nie musieć tego przerabiać. Nie po to, by ukrywać swoje cechy rasowe, ale po to, by oszczędzić sobie kłopotu z przeróbkami krawieckimi i dziurami wokół rogów, przez które i tak padało im na głowę. Niestety, polegli – jedynym w miarę pewnym rozwiązaniem były ogromne kaptury, które niestety wyglądały tak kuriozalne, że oboje odmówili pokazywania się tak publicznie. Ach, po takich wspomnieniach aż Firouzeh ogarniał pewien żal, że teraz musiała na niego polować…
- Ależ na zdrowie – mruknęła bez przekonania, gdy Lega skomplementowała smak zjadanych szczątek demonów, które przyzwała. Powoli dostrzegała pewien schemat, osobowości i zależności między poszczególnymi głowami i przez to dość złowieszczy wyraz pyska (twarzy?) lewej głowy nie przestraszał jej tak bardzo, jak powinien. Nie podobał jej się on, z pewnością kazał uważać, ale mimo wszystko zakładała, że w razie czego Faer ją poskromi – miała największy autorytet w tej trójce i była przy tym opanowana i bardzo uprzejma.
- Nie zaszkodzi wam jedzenie takiego mięsa? – upewniła się tylko, bo sama nie wiedziała czy truchła demonów nie byłyby toksyczne dla hydry. Ona na pewno by tego nie jadła, nawet jakby zamarynowała to mięso w czymś ostrym, dobrze wysmażyła i popijała wódką. Od jedzenia mięsa demonów dostawało się ponoć delirycznych wizji…
Propozycja odprowadzenia na szlak umiarkowanie odpowiadała Firouzeh – wiedziała, że tam nie znajdzie Firouza, który błąkał się gdzieś po bezdrożach. Z drugiej jednak strony i tak straciła orientację w terenie i mogła drugi raz zabłądzić. Potrzebne jej to było? Może klucząc po okolicy i próbując go odszukać w wioskach w końcu trafi na jego trop? Nie spieszyła się. Wiedziała, że jego nie da się przeoczyć i trudno też zapomnieć, więc nawet jeśli trafi na jego ślad po tygodniach, nie będzie on zanadto zwietrzały w umysłach ludzi. Więc może pomysł powrotu na ubity szlak nie był taki głupi? Mogłaby przy okazji wysuszyć buty, bo już trochę zaczynały jej przemakać. A przynajmniej jednej z głów hydry zdawało się to odpowiadać – reszcie mniej, to fakt, ale chyba ta najważniejsza z nich, Faer, była jej przychylna. Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, czyż nie?
Wybuch środkowej głowy, zniecierpliwionej przepychankami pozostałych dwóch, trochę Ragariankę zaskoczył. Lekko uniosła brwi w wyrazie niedowierzania, ale zaraz się rozluźniła.
- Wystarczy Firouzeh – wtrąciła się tylko, bo Faer cały czas dodawała jej pochodzenie, co w tych okolicznościach było raczej zbędne, choć bez wątpienia bardzo uprzejme.
Propozycja pomocy z wyśledzeniem Firouza była dla niej zupełnie niespodziewana. Aż przez chwilę wątpiła czy na pewno dobrze ją usłyszała. Mogłyby pomóc jej podjąć trop? Tak po prostu jej pomóc w poszukiwaniach?
- To wielka szczodrość z waszej strony – skomentowała mniszka nie kryjąc swego podziwu. – Byłabym wam po stokroć wdzięczna i nie wiem jak zdołałabym spłacić swój dług. Nie śmiem jednak odmówić. Trop zgubiłam nie tak daleko stąd, sądzę, że byłabym w stanie tam trafić… Lecz nie mam pewności, że on był sam. Co prawda szłam cały czas za jedną parą stóp, za jednym śladem aury… Ale on jest sprytny. W jakiś sposób sprawił, że rozmyła się jego emanacja i przez to go zgubiłam, więc kto wie, czy nie ukrywa też swojego przewodnika. Ale to mało prawdopodobne – podsumowała stanowczym tonem. – Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do działania w pojedynkę, a on przypuszczam, że będzie teraz bardzo nieufny, więc powinien być sam.
Firouzeh mówiąc przeliczała swoje kartki z zaklęciami – wiedziała, że kilka straciła w trakcie starcia z mięsożerną rośliną, ale nie była pewna ile ich było. Teraz jednak przekonała się, że brakowało tylko trzech pieczęci. Jedną z nich widziała z miejsca, w którym stała – leżała na ziemi między łapami Faer. Ragarianka przeprosiła ją więc, po czym pochyliła się i sięgnęła po kartkę. Przyjrzała się zapisanym literom – były nierozmazane, więc czar nadawał się jeszcze do użytku. ”Dobra nasza”, pomyślała, ostrożnie otrzepując go z ziemi i chowając do kieszeni na pasku.
- Szukam swoich zaklęć – wyjaśniła swoje zachowanie. – Część pogubiłam gdy mnie tamten kwiat porwał… To niby tylko papier, może szybko namoknąć i ulec zniszczeniu, ale nie chcę wam tu zostawić jakiś demonów, które pod wpływem byle magicznego wyładowania się obudzą. Dacie mi chwilę nim ruszymy?
A mimo to Firouzeh uśmiechała się dumnie, gdy słuchała napomnień o niebezpieczeństwach. Była odważna, by nie rzec nieustraszona, może wręcz do granic głupoty. Jeśli Faer i jej siostry zdecydowałyby się ją zaatakować, na pewno tanio by skóry nie sprzedała.
Podczas prezentacji i wymiany grzeczności Ragarianka odpowiedziała skinieniem głowy na to kiwanie łbami przez hydrę, ale szybko skupiła się na tej bardziej merytorycznej części rozmowy. Zainteresowało ją to, co cała trójka mówiła o Fioruzie, nawet jeśli nie było tego wiele. Zastanowiło ją przy tym, że bardziej pamiętano ją, niż jego, choć po głębszym namyśle to miało sens - on tylko przemykał, a ona go tropiła, rozpytywała, na pewno przez to bardziej rzucała się w oczy.
- I nikt nie wspominał, by widział też mężczyznę? - dopytywała mimo to. Westchnęła, jakby spodziewała się odpowiedzi przeczącej i już się z tym pogodziła. Spojrzała na Faer, która zasugerowała, że jej brat mógłby się ukrywać pod kapeluszem.
- Raczej nie miał nic na głowie. A i tak nasze rogi trudno jest ukryć bez jakiegoś kuriozalnego nakrycia – wyjaśniła, bo miała w tym akurat doświadczenie. Kiedyś z Firouzem szukali sposobu, aby nosić coś na głowie i nie musieć tego przerabiać. Nie po to, by ukrywać swoje cechy rasowe, ale po to, by oszczędzić sobie kłopotu z przeróbkami krawieckimi i dziurami wokół rogów, przez które i tak padało im na głowę. Niestety, polegli – jedynym w miarę pewnym rozwiązaniem były ogromne kaptury, które niestety wyglądały tak kuriozalne, że oboje odmówili pokazywania się tak publicznie. Ach, po takich wspomnieniach aż Firouzeh ogarniał pewien żal, że teraz musiała na niego polować…
- Ależ na zdrowie – mruknęła bez przekonania, gdy Lega skomplementowała smak zjadanych szczątek demonów, które przyzwała. Powoli dostrzegała pewien schemat, osobowości i zależności między poszczególnymi głowami i przez to dość złowieszczy wyraz pyska (twarzy?) lewej głowy nie przestraszał jej tak bardzo, jak powinien. Nie podobał jej się on, z pewnością kazał uważać, ale mimo wszystko zakładała, że w razie czego Faer ją poskromi – miała największy autorytet w tej trójce i była przy tym opanowana i bardzo uprzejma.
- Nie zaszkodzi wam jedzenie takiego mięsa? – upewniła się tylko, bo sama nie wiedziała czy truchła demonów nie byłyby toksyczne dla hydry. Ona na pewno by tego nie jadła, nawet jakby zamarynowała to mięso w czymś ostrym, dobrze wysmażyła i popijała wódką. Od jedzenia mięsa demonów dostawało się ponoć delirycznych wizji…
Propozycja odprowadzenia na szlak umiarkowanie odpowiadała Firouzeh – wiedziała, że tam nie znajdzie Firouza, który błąkał się gdzieś po bezdrożach. Z drugiej jednak strony i tak straciła orientację w terenie i mogła drugi raz zabłądzić. Potrzebne jej to było? Może klucząc po okolicy i próbując go odszukać w wioskach w końcu trafi na jego trop? Nie spieszyła się. Wiedziała, że jego nie da się przeoczyć i trudno też zapomnieć, więc nawet jeśli trafi na jego ślad po tygodniach, nie będzie on zanadto zwietrzały w umysłach ludzi. Więc może pomysł powrotu na ubity szlak nie był taki głupi? Mogłaby przy okazji wysuszyć buty, bo już trochę zaczynały jej przemakać. A przynajmniej jednej z głów hydry zdawało się to odpowiadać – reszcie mniej, to fakt, ale chyba ta najważniejsza z nich, Faer, była jej przychylna. Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, czyż nie?
Wybuch środkowej głowy, zniecierpliwionej przepychankami pozostałych dwóch, trochę Ragariankę zaskoczył. Lekko uniosła brwi w wyrazie niedowierzania, ale zaraz się rozluźniła.
- Wystarczy Firouzeh – wtrąciła się tylko, bo Faer cały czas dodawała jej pochodzenie, co w tych okolicznościach było raczej zbędne, choć bez wątpienia bardzo uprzejme.
Propozycja pomocy z wyśledzeniem Firouza była dla niej zupełnie niespodziewana. Aż przez chwilę wątpiła czy na pewno dobrze ją usłyszała. Mogłyby pomóc jej podjąć trop? Tak po prostu jej pomóc w poszukiwaniach?
- To wielka szczodrość z waszej strony – skomentowała mniszka nie kryjąc swego podziwu. – Byłabym wam po stokroć wdzięczna i nie wiem jak zdołałabym spłacić swój dług. Nie śmiem jednak odmówić. Trop zgubiłam nie tak daleko stąd, sądzę, że byłabym w stanie tam trafić… Lecz nie mam pewności, że on był sam. Co prawda szłam cały czas za jedną parą stóp, za jednym śladem aury… Ale on jest sprytny. W jakiś sposób sprawił, że rozmyła się jego emanacja i przez to go zgubiłam, więc kto wie, czy nie ukrywa też swojego przewodnika. Ale to mało prawdopodobne – podsumowała stanowczym tonem. – Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do działania w pojedynkę, a on przypuszczam, że będzie teraz bardzo nieufny, więc powinien być sam.
Firouzeh mówiąc przeliczała swoje kartki z zaklęciami – wiedziała, że kilka straciła w trakcie starcia z mięsożerną rośliną, ale nie była pewna ile ich było. Teraz jednak przekonała się, że brakowało tylko trzech pieczęci. Jedną z nich widziała z miejsca, w którym stała – leżała na ziemi między łapami Faer. Ragarianka przeprosiła ją więc, po czym pochyliła się i sięgnęła po kartkę. Przyjrzała się zapisanym literom – były nierozmazane, więc czar nadawał się jeszcze do użytku. ”Dobra nasza”, pomyślała, ostrożnie otrzepując go z ziemi i chowając do kieszeni na pasku.
- Szukam swoich zaklęć – wyjaśniła swoje zachowanie. – Część pogubiłam gdy mnie tamten kwiat porwał… To niby tylko papier, może szybko namoknąć i ulec zniszczeniu, ale nie chcę wam tu zostawić jakiś demonów, które pod wpływem byle magicznego wyładowania się obudzą. Dacie mi chwilę nim ruszymy?
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
Mieszkanie na dzikim bagnie od samego wyklucia i wiedza o tych rozległych, dzikich terenach w najmniejszej łusce na swoim ciele to jedno, jednakże nie jest możliwym posiadanie wszystkich informacji z danego obszaru, jeśli nie można się dostać do jakiś miejsc. I nie chodziło wcale o jakieś specyficzne ukształtowanie terenu, czy zablokowaną drogę, bo pradawna bez problemu mogła pokonać niedostępny odcinek pod wodą lub całkiem się pod nim przekopując. Największy problem dla niej stanowiły miasta i osady położone na jej terenach, gdyż były to jedyne miejsca poza jej zasięgiem. Nie miała do nich wstępu, a wszelkie informacje, jakie z nich posiadała, zdobywała jedynie przypadkowo i to dopiero od ostatniego czasu, gdy na trakcie jakiś mieszkaniec miał kłopoty i hydra pomagała mu się z nich wyplątać. Ot marny los bagiennej smoczycy.
To właśnie głównie z tego powodu, nie wiele miała informacji na temat poszukiwanego przez Firouzeh mężczyzny i niewiele niestety mogła jej pomóc. A przynajmniej początkowo tak jej się wydawało.
- "Wiesz... z ludźmi mieszkającymi na tych terenach mamy kontakt jedynie taki sam, jak z tobą" - zaczęła Tava, lekko zakłopotana i posmutniała.
- "Z mieszkającymi tutaj ludźmi rozmawiamy jedynie , jak natkniemy się na nich na bezdrożach i pomożemy im w jednym kawałku wrócić do domu. Choć i tak niewielu jest skorych do rozmowy. I nie jesteśmy zbyt mile widziane w pobliżu ludzkich osad..." - wyjaśniła Faer. Westchnęła ciężko, jakby z żalem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co mogło być powodem jej kiepskich stosunków z zamieszkującymi bagna ludźmi.
- "Taaaak... Ciekawe dlaczego się nas boją i nas nienawidzą" - wysyczała z przekąsem Tava, zerkając wymownie na Legę, która się zaraz wyszczerzyła arogancko, bardzo dumna z siebie.
- "Sama mi wieśniaków z pyska wyrywałaś i się zajadałaś, aż ci się kolce trzęsły" - zaśmiała się złośliwe, by chwilę po tym zacząć się gryźć wzajemnie z Tavą i się kłócić - na szczęście w smoczej mowie - podczas, gdy Faer starała się znaleźć jakieś wytłumaczenie na to, że mogły przez przypadek przeoczyć rogatego mężczyznę.
Tym razem jednak interwencja środkowej głowy nie była potrzebna, gdyż dwie skrajne same się ze sobą dogadały. A przynajmniej względnie, bo już się nie gryzły, ale o ile Lega wyglądała jakby ją nic nie obchodziła kłótnia z siostrą, o tyle Tava była bardzo obrażona na nią. Faer nieco już poirytowana, pokręciła tylko głową i skupiła się z powrotem na rozmowie z kobietą.
- "To miłe z twojej strony, że się tak o nas martwisz, ale nic nam nie będzie" - powiedziała prawa, znów przyjaźnie zniżając i przybliżając do Firouzeh swój pysk. Nagle jednak odwróciła głowę w stronę Faer, nieco jednak niepewna swoich słów. - "Nic nam nie będzie, prawda?" - zapytała, na co lewa głowa parsknęła z pełnym pogardy rozbawieniem. Niestety nie wyszło jej to na dobre, bo akurat miała w pysku kawałek mięsa i się nim właśnie zachłysnęła.
- "Ha! Dobrze ci tak, ty wredna żmijo! Masz za swoje!" - zawołała Tava z od razu lepszym humorem, jeszcze przez chwilę z satysfakcją obserwując jak Lega się dławi. Oczywiście tej się to nie spodobało i jak tylko porządnie przełknęła i opanowała kaszel, znów zaczęła walczyć z prawą głową. I była to chyba najlepsza odpowiedź na pytanie rogatej.
- "Nie jestem pewna czy cokolwiek na Łusce byłoby w stanie nam zaszkodzić. Życie na bagnach nie rozpieszcza. Tutaj chyba bardziej, niż gdziekolwiek indziej trzeba stosować się do zasady: "jedz, albo zostań zjedzony", a już w szczególności zimową porą" - odpowiedziała jej spokojnie Faer.
Zaraz jednak temat rozmowy wrócił na ważniejsze tematy, niż dieta i ewentualne problemy gastryczne hydry i po krótkiej dyskusji postanowiła pomóc podróżniczce wrócić na główny trakt. Choć i tak niedługo po tym Faer nieco zmieniła początkowy plan, by spróbować znaleźć dla Firouzeh chociaż świeży trop jej celu.
Smoczyca słuchała uważnie słów podróżniczki, nawet dwie głowy się przyjaźnie do niej uśmiechnęły z czego środkowa, kiwnęła lekko swoim pyskiem z szacunkiem i uznaniem, przyjmując wdzięczność kobiety. Lewa za to miała ich wszystkich i wszystko w głębokim poważaniu. Liczyło się dla niej obecnie tylko jedzenie. Rogata jednak zaraz zaczęła się dziwnie zachowywać na co smoczyca lekko przekrzywiła swoje głowy, nie licząc tej jednej, nie do końca rozumiejąc o to podróżniczce mogło chodzić. Przeprosiny nowopoznanej, również niewiele wyjaśniały, wszystko jednak zaczęło stawać się jasne, gdy kobieta mocno się zbliżyła do hydry i pochyliła przed nią, praktycznie wyciągając spod niej kawałek papieru.
- "Przez te kartki mogą się pojawić tutaj bestie podobne do tych, które widziałyśmy?" - zainteresowała się Tava, naprawdę bardzo tym zachwycona. - "Jeszcze więcej nowych przyjaciół!"
- "Nie! Nie możemy dopuścić do tego, by po bagnach panoszyły się tak niebezpieczne stworzenia, nie wiadomo nawet skąd!"
- "Jeśli są tak pyszne, jak te tutaj, to ja z chęcią się nimi zajmę" - zasyczała Lega, jednym zdecydowanym kłapnięciem pożerając ostatni kawałek jaki jej został prawie wielkości jej samej paszczy i jak to wąż, połknęła go w całości, gotowa do drogi.
Rozejrzała się, jakby już zabrała się do poszukiwania zaklęć Firouzeh i po chwili warcząc groźnie, przybiegła hydry dosyć duża hienia z bardzo krótką sierścią, która można było wziąć za gołą skórę, choć grzbiet pokryty był częściowo zrogowaciałymi naroślami, które przypominały łuski krokodyla.
- "Zapraszam" - powiedziała radośnie Tava, praktycznie kładąc swoją głowę na ziemi z jasnym przekazem, jakby chciała, aby kobieta na nią weszła.
- "Wydaje mi się, że w ten sposób szybko odnajdziemy twoją zgubę" - wyjaśniła Faer i łagodnym ruchem swojego pyska, nie zbliżając go oczywiście do rogatej, zachęciła ją, aby skorzystała z pomocy Tavy. - Lega - zwróciła się do lewej głowy i to wcale nie telepatycznie.
- Hasssa - wysyczała, na co hiena niby szczeknęła, obwąchała Firouzeh nim ta zdecydowała się czy usadowić się na głowie Tavy i zaraz bestia zaczęła deptać z nosem przy ziemi.
Hydra niespiesznie poszła za nią, wspierając się na swoich łapach i ciągnąc resztę wężowego cielska za sobą. Kolejnych kilka hienowatych szczeknięć pozwoliło im w końcu dojść do dużego krzaka, na którego ciernistych gałęziach zatrzymało się jedno z zaklęć rogatej. Prawdopodobnie przez wybuch ropuchy wywiało je taki kawałek od miejsca, w którym Firouzeh walczyła o to, by nie stać się nawozem dla mięsożernej rośliny. Może nie było to jakoś bardzo daleko, ale te dwa sznury przejść musieli.
- "Proszę" - powiedziała przyjaźnie Tava, pomagając kobiecie w odzyskaniu swojej własności.
To właśnie głównie z tego powodu, nie wiele miała informacji na temat poszukiwanego przez Firouzeh mężczyzny i niewiele niestety mogła jej pomóc. A przynajmniej początkowo tak jej się wydawało.
- "Wiesz... z ludźmi mieszkającymi na tych terenach mamy kontakt jedynie taki sam, jak z tobą" - zaczęła Tava, lekko zakłopotana i posmutniała.
- "Z mieszkającymi tutaj ludźmi rozmawiamy jedynie , jak natkniemy się na nich na bezdrożach i pomożemy im w jednym kawałku wrócić do domu. Choć i tak niewielu jest skorych do rozmowy. I nie jesteśmy zbyt mile widziane w pobliżu ludzkich osad..." - wyjaśniła Faer. Westchnęła ciężko, jakby z żalem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co mogło być powodem jej kiepskich stosunków z zamieszkującymi bagna ludźmi.
- "Taaaak... Ciekawe dlaczego się nas boją i nas nienawidzą" - wysyczała z przekąsem Tava, zerkając wymownie na Legę, która się zaraz wyszczerzyła arogancko, bardzo dumna z siebie.
- "Sama mi wieśniaków z pyska wyrywałaś i się zajadałaś, aż ci się kolce trzęsły" - zaśmiała się złośliwe, by chwilę po tym zacząć się gryźć wzajemnie z Tavą i się kłócić - na szczęście w smoczej mowie - podczas, gdy Faer starała się znaleźć jakieś wytłumaczenie na to, że mogły przez przypadek przeoczyć rogatego mężczyznę.
Tym razem jednak interwencja środkowej głowy nie była potrzebna, gdyż dwie skrajne same się ze sobą dogadały. A przynajmniej względnie, bo już się nie gryzły, ale o ile Lega wyglądała jakby ją nic nie obchodziła kłótnia z siostrą, o tyle Tava była bardzo obrażona na nią. Faer nieco już poirytowana, pokręciła tylko głową i skupiła się z powrotem na rozmowie z kobietą.
- "To miłe z twojej strony, że się tak o nas martwisz, ale nic nam nie będzie" - powiedziała prawa, znów przyjaźnie zniżając i przybliżając do Firouzeh swój pysk. Nagle jednak odwróciła głowę w stronę Faer, nieco jednak niepewna swoich słów. - "Nic nam nie będzie, prawda?" - zapytała, na co lewa głowa parsknęła z pełnym pogardy rozbawieniem. Niestety nie wyszło jej to na dobre, bo akurat miała w pysku kawałek mięsa i się nim właśnie zachłysnęła.
- "Ha! Dobrze ci tak, ty wredna żmijo! Masz za swoje!" - zawołała Tava z od razu lepszym humorem, jeszcze przez chwilę z satysfakcją obserwując jak Lega się dławi. Oczywiście tej się to nie spodobało i jak tylko porządnie przełknęła i opanowała kaszel, znów zaczęła walczyć z prawą głową. I była to chyba najlepsza odpowiedź na pytanie rogatej.
- "Nie jestem pewna czy cokolwiek na Łusce byłoby w stanie nam zaszkodzić. Życie na bagnach nie rozpieszcza. Tutaj chyba bardziej, niż gdziekolwiek indziej trzeba stosować się do zasady: "jedz, albo zostań zjedzony", a już w szczególności zimową porą" - odpowiedziała jej spokojnie Faer.
Zaraz jednak temat rozmowy wrócił na ważniejsze tematy, niż dieta i ewentualne problemy gastryczne hydry i po krótkiej dyskusji postanowiła pomóc podróżniczce wrócić na główny trakt. Choć i tak niedługo po tym Faer nieco zmieniła początkowy plan, by spróbować znaleźć dla Firouzeh chociaż świeży trop jej celu.
Smoczyca słuchała uważnie słów podróżniczki, nawet dwie głowy się przyjaźnie do niej uśmiechnęły z czego środkowa, kiwnęła lekko swoim pyskiem z szacunkiem i uznaniem, przyjmując wdzięczność kobiety. Lewa za to miała ich wszystkich i wszystko w głębokim poważaniu. Liczyło się dla niej obecnie tylko jedzenie. Rogata jednak zaraz zaczęła się dziwnie zachowywać na co smoczyca lekko przekrzywiła swoje głowy, nie licząc tej jednej, nie do końca rozumiejąc o to podróżniczce mogło chodzić. Przeprosiny nowopoznanej, również niewiele wyjaśniały, wszystko jednak zaczęło stawać się jasne, gdy kobieta mocno się zbliżyła do hydry i pochyliła przed nią, praktycznie wyciągając spod niej kawałek papieru.
- "Przez te kartki mogą się pojawić tutaj bestie podobne do tych, które widziałyśmy?" - zainteresowała się Tava, naprawdę bardzo tym zachwycona. - "Jeszcze więcej nowych przyjaciół!"
- "Nie! Nie możemy dopuścić do tego, by po bagnach panoszyły się tak niebezpieczne stworzenia, nie wiadomo nawet skąd!"
- "Jeśli są tak pyszne, jak te tutaj, to ja z chęcią się nimi zajmę" - zasyczała Lega, jednym zdecydowanym kłapnięciem pożerając ostatni kawałek jaki jej został prawie wielkości jej samej paszczy i jak to wąż, połknęła go w całości, gotowa do drogi.
Rozejrzała się, jakby już zabrała się do poszukiwania zaklęć Firouzeh i po chwili warcząc groźnie, przybiegła hydry dosyć duża hienia z bardzo krótką sierścią, która można było wziąć za gołą skórę, choć grzbiet pokryty był częściowo zrogowaciałymi naroślami, które przypominały łuski krokodyla.
- "Zapraszam" - powiedziała radośnie Tava, praktycznie kładąc swoją głowę na ziemi z jasnym przekazem, jakby chciała, aby kobieta na nią weszła.
- "Wydaje mi się, że w ten sposób szybko odnajdziemy twoją zgubę" - wyjaśniła Faer i łagodnym ruchem swojego pyska, nie zbliżając go oczywiście do rogatej, zachęciła ją, aby skorzystała z pomocy Tavy. - Lega - zwróciła się do lewej głowy i to wcale nie telepatycznie.
- Hasssa - wysyczała, na co hiena niby szczeknęła, obwąchała Firouzeh nim ta zdecydowała się czy usadowić się na głowie Tavy i zaraz bestia zaczęła deptać z nosem przy ziemi.
Hydra niespiesznie poszła za nią, wspierając się na swoich łapach i ciągnąc resztę wężowego cielska za sobą. Kolejnych kilka hienowatych szczeknięć pozwoliło im w końcu dojść do dużego krzaka, na którego ciernistych gałęziach zatrzymało się jedno z zaklęć rogatej. Prawdopodobnie przez wybuch ropuchy wywiało je taki kawałek od miejsca, w którym Firouzeh walczyła o to, by nie stać się nawozem dla mięsożernej rośliny. Może nie było to jakoś bardzo daleko, ale te dwa sznury przejść musieli.
- "Proszę" - powiedziała przyjaźnie Tava, pomagając kobiecie w odzyskaniu swojej własności.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Tak jak Faer znała tylko dziką część swojego terytorium – lasy, bagna, pustkowia – tak i Firouzeh nie miała tak naprawdę zbyt szerokich horyzontów. Większość życia spędziła w zakonie, szkoląc się i mierząc z demonami. Rzadko wychodziła do okolicznych miast i wsi, bo i nie było po co. Czasami jechała po towary z kilkoma innymi osobami, bo jednak jeść coś trzeba. Gdy zaczęła starać się o swoje oświecenie, zapuszczała się dalej i wtedy trochę cywilizacji liznęła, ale i tak wiele rzeczy i zjawisk nadal stanowiło dla niej nowość. Gdyby żyła wśród zwykłych wieśniaków, może również bałaby się Faer i jej sióstr. Może i ją poszczułaby demonami, a już na pewno nie chciałaby z nią rozmawiać. Jednak ona nie była tak doświadczona, stąd brała się jej naiwna ufność – w tej chwili opłacalna, ale może kiedyś się na niej to zemści. Obie miały więc chyba trochę szczęścia, że na siebie trafiły – przynajmniej nie próbowały się wzajemnie pozabijać, a wręcz mogły sobie trochę pomóc.
Z tego względu, gdy Tava i Faer wyjaśniły ich nieciekawą sytuację towarzyską, Firouzeh pozwoliła sobie jedynie na pełne zrozumienia kiwanie głową. Nieznacznie uniosła brew, słysząc o wyrywaniu sobie wieśniaków z ust. Naprawdę? Czy to było powiedziane tylko po to, by sprawdzić jej reakcję albo by ją umyślnie nastraszyć? Ragarianka nie dociekała – czuła się dość pewnie przy nich i dość optymistycznie zakładała, że Lega bardziej się popisuje, niż faktycznie chce jej zaszkodzić. A w razie czego zawsze miała wsparcie w Faer, która była zdecydowanie opiekuńczym typem starszej siostry albo matki.
- Chyba rozumiem – przyznała niewzruszonym tonem.
Gdy dwie skrajne głowy się gryzły i syczały na siebie, Firouzeh złapała spojrzenie Faer i samymi oczami zapewniła, że chyba rozumie jej ból i szczerze jej współczuje. „Jak ty możesz z nimi wytrzymać?” – to pytanie chyba też czaiło się na dnie jej oczu. Nie odezwała się jednak słowem, bo wiedziała, że kochając się czy nienawidząc, wszystkie trzy głowy musiały jakoś się między sobą dogadywać, bo nie mogły się rozdzielić. Straszne. Gdy Firouzeh pomyślała o tym, że miałaby być zrośnięta z Firouzem, aż przeszedł ją dreszcz – chyba nie pożyliby ze sobą długo. Lubili się jako rodzeństwo, ale mieli zbyt władcze i rywalizujące charaktery, by mogli się ze sobą dogadać przez dłużej, niż pół dnia.
Temat zszedł na dietę. Ragarianka przyjęła wieść o tym, że mięso demonów im nie zaszkodzi, z wiarą i spokojem, ale gdy zaraz po tym Tava – która przecież poczyniła tę deklarację – sama zapytała o to Faer, mniszce wyrwało się rozbawione parsknięcie. Ta głowa była naprawdę pocieszna. A nazywanie siostry żmiją było równie zabawne, co wcześniejsze zwątpienie.
- No tak, jest w tym wiele racji – zgodziła się Firouzeh ze środkową głową, która jak zawsze pozostawała rzeczowa i uprzejma. Nie dociekała, temat uznała w tym momencie za zamknięty.
Uśmiech hydry był chyba dziwniejszy, niż sam fakt, że takie stworzenie mogło istnieć. Ten grymas wielu bardziej by zaniepokoił, niż ucieszył i mniszka musiała przyznać, ze sama nie poczuła się zbyt pewnie, widząc ten wyraz pyska. Domyśliła się jednak, że nie było to ostatnie ostrzeżenie przed tym, jak cała trójka się na nią rzuci – tak po prostu okazano jej sympatię, nawet jeśli nie wyglądało to najlepiej.
- Hm, niestety, trochę cię chyba rozczaruję, ale z niewieloma z tych demonów można się zaprzyjaźnić – wyjaśniła Tavie, nie owijając w bawełnę, bo po co dziewczyna ma żyć w iluzorycznym szczęściu. Później jeszcze przyjdzie jej do głowy, by faktycznie bratać się z jakimś demonem, który się napatoczy… Nie by Firouzeh bała się, że hydra sobie nie poradzi, wręcz przeciwnie, była o nią spokojna, ale jednak gdy się da, lepiej nie pakować się w zbędną walkę.
- Proszę o wybaczenie – odezwała się natychmiast Ragarianka, kłaniając się sztywno przed Faer i jej siostrami, gdy tak stanowczym tonem ta oświadczyła, że niebezpieczne demony nie mogą hasać luzem po bagnach. Miała rację, a mniszka czuła się winna tej sytuacji, bo to w końcu jej zaklęcia się rozsypały. Całe szczęście brakowało już tylko dwóch i jeśli nawet ich nie znajdzie to spróbuje je aktywować na odległość i później odeśle to, co z nich wylezie. Nie zamierzała prosić o pomoc – była na to trochę zbyt dumna, a poza tym uznała to zadanie za łatwe, nie tylko możliwe do wykonania przez jedną osobę, ale też łatwe dla kogoś, kto w końcu wybitnie wyróżnia się swoimi umiejętnościami w dziedzinie demonologii. Ach, skromność.
Gdy jednak ofiaruje się pomoc, to nie ma co wybrzydzać, choć z początku Firouzeh wcale nie była pewna, co tu się odwala. To stworzenie – ten ni to pies, ni to smok – było przyjazne czy wrogie? Szybko okazało się, że na pewno jest pod władaniem Legi – chyba, tak to wyglądało. A Tava… Co ona robiła? W tym jak pochyliła łeb podobna była trochę do kogoś, kto ofiarowuje kolano, by pomóc wejść gdzieś wyżej. O na najwyższe arkana, ona miała na nią wsiąść?! Tego by się w życiu nie spodziewała. Spojrzała na Faer jakby chciała się upewnić czy to prawda, ale gdy nie dostrzegła blefu albo rozbawienia, zdecydowała się nawet nie dyskutować. Podeszła do Tavy, machinalnie pogładziła ją po czole między oczami, tak jak głaszcze się konie, po czym wspięła się na nią.
- W porządku? – zapytała, lekko pochylając się w stronę jej pyska. Nie mogła w to uwierzyć – jechała na głowie hydry. Nikt w zakonie jej w to nie uwierzy, gdy im o tym opowie. Sama chyba jeszcze nie do końca w to wierzyła. I co więcej, ta hydra wezwała jakieś zwierzę, by wywęszyło jej zaklęcia. Firouzeh naprawdę miała szczęście, że natknęła się na Faer i jej siostry.
- Wybaczcie pytanie, ale… co to jest? - zapytała, wpatrzona w to łyse psowate stworzenie na ich usługach. - To idzie po zapachu czy śladzie magicznym?
Liczyła, że chodzi o to pierwsze, bo jeśli to stworzenie czytało aury, oznaczałoby to, że jest znacznie czulsze od niej, a na tym cierpiałaby jej duma. W końcu Ragarianie słynęli z tego, że mieli czuły zmysł magiczny.
Pierwszą z poszukiwanych kart z zaklęciami znalazły spory kawałek od miejsca walki - Firouzeh zajęłoby sporo czasu, by tu dotrzeć, bo musiałaby przeczesywać całą okolicę tradycyjnie, z ziemi, a nie w takim luksusie, siedząc na głowie hydry i mając za przewodnika jakieś tropiące stworzenie.
- Dzięki - odpowiedziała Tavie, wychylając się i szybkim ruchem zgarniając pieczęć. Przyjrzała się jej i zauważyła od razu, że ta również była cała. Dobra nasza…
Nagle jednak Ragarianka się wyprostowała, jakby czegoś nasłuchiwała albo wypatrywała. Zdawało jej się, że poczuła coś, co przypominało pyłek jej własnej aury…
- Tu gdzieś jest jeszcze trzecie zaklęcie - powiedziała trochę nieobecnym głosem, bo nadal próbowała namierzyć gdzie ten rzeczony czar się znajdował i jednocześnie chowała ten odzyskany. W końcu jednak i jedno i drugie jej się udało - znaleziona kartka tkwiła bezpiecznie w kieszeni na pasku, a ta poszukiwana się odnalazła. Nic tylko zgarnąć i ruszać dalej. Albo…
- To pieczęć dość słabego demona, nazywanego Qutzl, to coś jak węgorz z maczugą na końcu ogona - poinformowała hydrę, bo po przeliczeniu pieczęci doskonale wiedziała, której jej brakuje. - Macie może ochotę na takiego stwora? - zaproponowała jakby wcale nie chciała im rzucić demona na pożarcie tylko zapraszała je na kiełbaskę z rusztu na festynie.
Z tego względu, gdy Tava i Faer wyjaśniły ich nieciekawą sytuację towarzyską, Firouzeh pozwoliła sobie jedynie na pełne zrozumienia kiwanie głową. Nieznacznie uniosła brew, słysząc o wyrywaniu sobie wieśniaków z ust. Naprawdę? Czy to było powiedziane tylko po to, by sprawdzić jej reakcję albo by ją umyślnie nastraszyć? Ragarianka nie dociekała – czuła się dość pewnie przy nich i dość optymistycznie zakładała, że Lega bardziej się popisuje, niż faktycznie chce jej zaszkodzić. A w razie czego zawsze miała wsparcie w Faer, która była zdecydowanie opiekuńczym typem starszej siostry albo matki.
- Chyba rozumiem – przyznała niewzruszonym tonem.
Gdy dwie skrajne głowy się gryzły i syczały na siebie, Firouzeh złapała spojrzenie Faer i samymi oczami zapewniła, że chyba rozumie jej ból i szczerze jej współczuje. „Jak ty możesz z nimi wytrzymać?” – to pytanie chyba też czaiło się na dnie jej oczu. Nie odezwała się jednak słowem, bo wiedziała, że kochając się czy nienawidząc, wszystkie trzy głowy musiały jakoś się między sobą dogadywać, bo nie mogły się rozdzielić. Straszne. Gdy Firouzeh pomyślała o tym, że miałaby być zrośnięta z Firouzem, aż przeszedł ją dreszcz – chyba nie pożyliby ze sobą długo. Lubili się jako rodzeństwo, ale mieli zbyt władcze i rywalizujące charaktery, by mogli się ze sobą dogadać przez dłużej, niż pół dnia.
Temat zszedł na dietę. Ragarianka przyjęła wieść o tym, że mięso demonów im nie zaszkodzi, z wiarą i spokojem, ale gdy zaraz po tym Tava – która przecież poczyniła tę deklarację – sama zapytała o to Faer, mniszce wyrwało się rozbawione parsknięcie. Ta głowa była naprawdę pocieszna. A nazywanie siostry żmiją było równie zabawne, co wcześniejsze zwątpienie.
- No tak, jest w tym wiele racji – zgodziła się Firouzeh ze środkową głową, która jak zawsze pozostawała rzeczowa i uprzejma. Nie dociekała, temat uznała w tym momencie za zamknięty.
Uśmiech hydry był chyba dziwniejszy, niż sam fakt, że takie stworzenie mogło istnieć. Ten grymas wielu bardziej by zaniepokoił, niż ucieszył i mniszka musiała przyznać, ze sama nie poczuła się zbyt pewnie, widząc ten wyraz pyska. Domyśliła się jednak, że nie było to ostatnie ostrzeżenie przed tym, jak cała trójka się na nią rzuci – tak po prostu okazano jej sympatię, nawet jeśli nie wyglądało to najlepiej.
- Hm, niestety, trochę cię chyba rozczaruję, ale z niewieloma z tych demonów można się zaprzyjaźnić – wyjaśniła Tavie, nie owijając w bawełnę, bo po co dziewczyna ma żyć w iluzorycznym szczęściu. Później jeszcze przyjdzie jej do głowy, by faktycznie bratać się z jakimś demonem, który się napatoczy… Nie by Firouzeh bała się, że hydra sobie nie poradzi, wręcz przeciwnie, była o nią spokojna, ale jednak gdy się da, lepiej nie pakować się w zbędną walkę.
- Proszę o wybaczenie – odezwała się natychmiast Ragarianka, kłaniając się sztywno przed Faer i jej siostrami, gdy tak stanowczym tonem ta oświadczyła, że niebezpieczne demony nie mogą hasać luzem po bagnach. Miała rację, a mniszka czuła się winna tej sytuacji, bo to w końcu jej zaklęcia się rozsypały. Całe szczęście brakowało już tylko dwóch i jeśli nawet ich nie znajdzie to spróbuje je aktywować na odległość i później odeśle to, co z nich wylezie. Nie zamierzała prosić o pomoc – była na to trochę zbyt dumna, a poza tym uznała to zadanie za łatwe, nie tylko możliwe do wykonania przez jedną osobę, ale też łatwe dla kogoś, kto w końcu wybitnie wyróżnia się swoimi umiejętnościami w dziedzinie demonologii. Ach, skromność.
Gdy jednak ofiaruje się pomoc, to nie ma co wybrzydzać, choć z początku Firouzeh wcale nie była pewna, co tu się odwala. To stworzenie – ten ni to pies, ni to smok – było przyjazne czy wrogie? Szybko okazało się, że na pewno jest pod władaniem Legi – chyba, tak to wyglądało. A Tava… Co ona robiła? W tym jak pochyliła łeb podobna była trochę do kogoś, kto ofiarowuje kolano, by pomóc wejść gdzieś wyżej. O na najwyższe arkana, ona miała na nią wsiąść?! Tego by się w życiu nie spodziewała. Spojrzała na Faer jakby chciała się upewnić czy to prawda, ale gdy nie dostrzegła blefu albo rozbawienia, zdecydowała się nawet nie dyskutować. Podeszła do Tavy, machinalnie pogładziła ją po czole między oczami, tak jak głaszcze się konie, po czym wspięła się na nią.
- W porządku? – zapytała, lekko pochylając się w stronę jej pyska. Nie mogła w to uwierzyć – jechała na głowie hydry. Nikt w zakonie jej w to nie uwierzy, gdy im o tym opowie. Sama chyba jeszcze nie do końca w to wierzyła. I co więcej, ta hydra wezwała jakieś zwierzę, by wywęszyło jej zaklęcia. Firouzeh naprawdę miała szczęście, że natknęła się na Faer i jej siostry.
- Wybaczcie pytanie, ale… co to jest? - zapytała, wpatrzona w to łyse psowate stworzenie na ich usługach. - To idzie po zapachu czy śladzie magicznym?
Liczyła, że chodzi o to pierwsze, bo jeśli to stworzenie czytało aury, oznaczałoby to, że jest znacznie czulsze od niej, a na tym cierpiałaby jej duma. W końcu Ragarianie słynęli z tego, że mieli czuły zmysł magiczny.
Pierwszą z poszukiwanych kart z zaklęciami znalazły spory kawałek od miejsca walki - Firouzeh zajęłoby sporo czasu, by tu dotrzeć, bo musiałaby przeczesywać całą okolicę tradycyjnie, z ziemi, a nie w takim luksusie, siedząc na głowie hydry i mając za przewodnika jakieś tropiące stworzenie.
- Dzięki - odpowiedziała Tavie, wychylając się i szybkim ruchem zgarniając pieczęć. Przyjrzała się jej i zauważyła od razu, że ta również była cała. Dobra nasza…
Nagle jednak Ragarianka się wyprostowała, jakby czegoś nasłuchiwała albo wypatrywała. Zdawało jej się, że poczuła coś, co przypominało pyłek jej własnej aury…
- Tu gdzieś jest jeszcze trzecie zaklęcie - powiedziała trochę nieobecnym głosem, bo nadal próbowała namierzyć gdzie ten rzeczony czar się znajdował i jednocześnie chowała ten odzyskany. W końcu jednak i jedno i drugie jej się udało - znaleziona kartka tkwiła bezpiecznie w kieszeni na pasku, a ta poszukiwana się odnalazła. Nic tylko zgarnąć i ruszać dalej. Albo…
- To pieczęć dość słabego demona, nazywanego Qutzl, to coś jak węgorz z maczugą na końcu ogona - poinformowała hydrę, bo po przeliczeniu pieczęci doskonale wiedziała, której jej brakuje. - Macie może ochotę na takiego stwora? - zaproponowała jakby wcale nie chciała im rzucić demona na pożarcie tylko zapraszała je na kiełbaskę z rusztu na festynie.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
- Oh... - mruknęła ze smutkiem Tava, gdy się dowiedziała, że z demonami (albo przynajmniej z tymi od Firouzeh) niemożliwym jest się zaprzyjaźnić. A szkoda, bo prawdopodobnie były by lepszym towarzystwem dla hydry, niż ludzie, którzy albo się pradawnej bali, albo chcieli ją zgładzić. Na pewno nie było w nich ani granika zrozumienia. Z rogatą wydawało się być zupełnie inaczej, mimo że miała więcej wspólnego z ludźmi, niż demonami. Znaczy pod względem anatomicznym. A mimo to Faer od razu złapała z nią nić porozumienia. Choćby w momencie, gdy Tava i Lega się kłóciły - widziała współczucie w oczach kobiety i bardzo to doceniała, bo nie często mogła się spotkać ze współczuciem ze strony innych względem siebie.
Środkowa głowa westchnęła ciężko i zaraz lekko pokręciła swoim łbem.
- "Błędy lepiej jest naprawiać czynami, niż słowami. Pomożemy ci odnaleźć te zaklęcia, tylko dopilnuj, by to się więcej nie powtórzyło" - powiedziała łagodnie i jednocześnie z naganą w swoim telepatycznym tonie.
Zaraz wzięła się do roboty i w pierwszej kolejności użyła swych umiejętności Lega, sprowadzając do nich bagienną hienę i przejmując kontrolę nad jej umysłem. Po tym Tava wyszła z propozycją, by Firouzeh sobie na spokojnie na niej usiadła. Kobieta chyba w pierwszej kolejności myślała, że to jakiś podstęp, bo nie od razu skorzystała z możliwości przejechania się na hydrze. Faer musiała delikatnie interweniować, by udowodnić rogatej, że w najmniejszym stopniu nie był to kiepski żart i że w ten sposób po prostu i hydra szybciej pozbędzie się niechcianych gości ze swojego terytorium i rogata szybko odzyska swoją zgubę. W pierwszej kolejności dotyczyło to oczywiście zaklęć kobiety, dopiero po tym pradawna planowała pomóc w znalezieniu, jak nie poszukiwanego przez podróżniczkę mężczyzny, to przynajmniej natrafieniu na jego świeży trop.
- "No już, nie krępuj się. Będziesz pierwszą osobą, którą kiedykolwiek na sobie niosłyśmy" - powiedziała spokojnie Faer i delikatnie popchnęła Firouzeh swoim pyskiem w stronę Tavy, która oparła swoją brodę na ziemi, aby kobiecie łatwiej było na nią wejść.
Prawa głowa uśmiechała się na tyle przyjaźnie, na ile pozwalała jej wężowa paszcza, miała również łagodne spojrzenie (choć jej oczy były czarne, jak najgłębsza z piekielnych otchłani). A gdy została pogłaskana, nie tylko przymknęła swoje głębokie ślepia, ale również wydała z siebie coś w rodzaju przeciągłego, przepełnionego rozkoszą pomruku.
- "Możemy ją adoptować? Prooooszę" - zamruczała zaraz do Faer, na co ta spojrzała jedynie na siostrę z politowaniem i ruszyła ich ciało za hieną, która już po chwili podjęła trop zaginionego zaklęcia.
- "Jest w porządku, ale... czy mogła byś nadal mnie tak przyjemnie drapać i już nigdy nie przestawać?" - odpowiedziała rozanielona, siedzącej na niej Firouzeh.
- Aoyb deyn shhhvakhkayt makht Tava mer anoying aun anoying, vet ikh lesssof kenen tsssu baysssn esss avek? Aun dan esssn di khornd? - zapytała Lega, środkową głowę w smoczym narzeczu, na co Tava jęknęła obrażona i zasyczała groźnie na krwiożerczą siostrę.
Niestety mając na głowie swoją nową przyjaciółkę, nie mogła się kłócić z Legą, ani się z nią bić, bo przez przypadek Firouzeh mogłaby na tym ucierpieć, a tego Tava bardzo by nie chciała. Nie miała więc innego wyjścia jak westchnąć ciężko i puszczać mimo uszu kąśliwe uwagi znienawidzonej głowy. Na ten moment Faer mogła się więc cieszyć względnym spokojem, choć i tak nie zamierzała tracić czujności, bo nigdy tak naprawdę nie było wiadomo co i kiedy tym dwóm do głów przyjdzie.
- Yenahhesss - wysyczała Lega, w tym samym czasie, gdy Faer odpowiedziała:
- "Samica hieny bagiennej. I raczej nie skupiają się na śladzie magicznym, bo są wyłącznie mięso i padlinożerne. Za to mglaki potrafią wyczuć ślad energii magicznej i jeśli będzie wystarczająco apetyczny i interesujący, mogą za nim podążyć nawet całym stadem" - wyjaśniła uprzejmie Firouzeh.
Z pomocą hieny odnalezienie zaklęcia rogatej było dziecinnie proste, a ze względu na to, że zgodziła się przetransportować na głowie Tavy, pradawna nie musiałaby co chwilę się obracać i sprawdzać, czy kobieta nie utknęła w bagnie, nie zaplątała się w nic ponownie, czy też czasem nic jej nie pożarło w między czasie. W skrócie - tak było dużo szybciej i wygodniej dla wszystkich.
- "Drobiazg" - odparła jej pogodnie Tava, podczas gdy Faer rozglądała się za kolejnym zaklęciem, a Lega skupiała się na wyszukaniu go z ziemi przy pomocy nosa hieny.
Na szczęście wcale długo nie musiały szukać, gdyż Firouzeh sama znalazła swoją zgubę. A przynajmniej po części ją znalazła.
- "Zaraz... Ty chyba nie chcesz go przywołać, żeby oszczędzić czasu na szukanie tego zaklęcia, prawda?" - zapytała Faer, nie kryjąc tego, jak bardzo nie podobał jej się i niepokoił ją ten pomysł.
- "Naprawdę moglibyśmy go zjeść?" - ożywiła się Lega, patrząc naprawdę podekscytowana na rogatą.
- "Nie szkoda ci tego zaklęcia?" - zmartwiła się Tava, lecz zaraz znów wcięła się Lega, tym razem niemalże napastując Faer.
- "Możemy ją adoptować? Prooooszę" - wysyczała błagalnie, a jej małe, głęboko osadzone oczka mieniły się niczym dwa złote gryfy w słońcu.
- "Ehhh... i na co mi to przyszło?" - westchnęła ze zmęczeniem Faer, lecz nie miała zamiaru wycofać oferowanej kobiecie pomocy. Miała swój honor i zrobienie czegoś takiego byłoby wręcz szczytem bezczelności wobec podróżniczki. Miała tylko nadzieję, że choć siostry już działały jej przez to na nerwy bardziej, niż zwykle, to jednak ostatecznie nie będzie żałowała swojej decyzji.
- "Miejmy te demony już z głowy i zaprowadź nas do miejsca, w którym straciłaś trop. Postaramy się pomóc ci podążyć dalej jego śladem" - zarządziła Faer, gotowa na walkę i pożarcie demona z ostatniego zaklęcia.
- "Tak właściwie czemu ścigasz tego mężczyznę? Wątpię byś zapuściła się w tak niebezpieczne rejony z powodu niedoszłych zaręczyn" - zagaiła środkowa głowa, gdy Lega zajadała się zabranym ze sobą demonem i zmierzały do miejsca, w którym Firouzeh zgubiła drogę. - "I jaką rasą jesteście, bo nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałam takich ludzi jak wy. W sensie z rogami i ogonem."
Środkowa głowa westchnęła ciężko i zaraz lekko pokręciła swoim łbem.
- "Błędy lepiej jest naprawiać czynami, niż słowami. Pomożemy ci odnaleźć te zaklęcia, tylko dopilnuj, by to się więcej nie powtórzyło" - powiedziała łagodnie i jednocześnie z naganą w swoim telepatycznym tonie.
Zaraz wzięła się do roboty i w pierwszej kolejności użyła swych umiejętności Lega, sprowadzając do nich bagienną hienę i przejmując kontrolę nad jej umysłem. Po tym Tava wyszła z propozycją, by Firouzeh sobie na spokojnie na niej usiadła. Kobieta chyba w pierwszej kolejności myślała, że to jakiś podstęp, bo nie od razu skorzystała z możliwości przejechania się na hydrze. Faer musiała delikatnie interweniować, by udowodnić rogatej, że w najmniejszym stopniu nie był to kiepski żart i że w ten sposób po prostu i hydra szybciej pozbędzie się niechcianych gości ze swojego terytorium i rogata szybko odzyska swoją zgubę. W pierwszej kolejności dotyczyło to oczywiście zaklęć kobiety, dopiero po tym pradawna planowała pomóc w znalezieniu, jak nie poszukiwanego przez podróżniczkę mężczyzny, to przynajmniej natrafieniu na jego świeży trop.
- "No już, nie krępuj się. Będziesz pierwszą osobą, którą kiedykolwiek na sobie niosłyśmy" - powiedziała spokojnie Faer i delikatnie popchnęła Firouzeh swoim pyskiem w stronę Tavy, która oparła swoją brodę na ziemi, aby kobiecie łatwiej było na nią wejść.
Prawa głowa uśmiechała się na tyle przyjaźnie, na ile pozwalała jej wężowa paszcza, miała również łagodne spojrzenie (choć jej oczy były czarne, jak najgłębsza z piekielnych otchłani). A gdy została pogłaskana, nie tylko przymknęła swoje głębokie ślepia, ale również wydała z siebie coś w rodzaju przeciągłego, przepełnionego rozkoszą pomruku.
- "Możemy ją adoptować? Prooooszę" - zamruczała zaraz do Faer, na co ta spojrzała jedynie na siostrę z politowaniem i ruszyła ich ciało za hieną, która już po chwili podjęła trop zaginionego zaklęcia.
- "Jest w porządku, ale... czy mogła byś nadal mnie tak przyjemnie drapać i już nigdy nie przestawać?" - odpowiedziała rozanielona, siedzącej na niej Firouzeh.
- Aoyb deyn shhhvakhkayt makht Tava mer anoying aun anoying, vet ikh lesssof kenen tsssu baysssn esss avek? Aun dan esssn di khornd? - zapytała Lega, środkową głowę w smoczym narzeczu, na co Tava jęknęła obrażona i zasyczała groźnie na krwiożerczą siostrę.
Niestety mając na głowie swoją nową przyjaciółkę, nie mogła się kłócić z Legą, ani się z nią bić, bo przez przypadek Firouzeh mogłaby na tym ucierpieć, a tego Tava bardzo by nie chciała. Nie miała więc innego wyjścia jak westchnąć ciężko i puszczać mimo uszu kąśliwe uwagi znienawidzonej głowy. Na ten moment Faer mogła się więc cieszyć względnym spokojem, choć i tak nie zamierzała tracić czujności, bo nigdy tak naprawdę nie było wiadomo co i kiedy tym dwóm do głów przyjdzie.
- Yenahhesss - wysyczała Lega, w tym samym czasie, gdy Faer odpowiedziała:
- "Samica hieny bagiennej. I raczej nie skupiają się na śladzie magicznym, bo są wyłącznie mięso i padlinożerne. Za to mglaki potrafią wyczuć ślad energii magicznej i jeśli będzie wystarczająco apetyczny i interesujący, mogą za nim podążyć nawet całym stadem" - wyjaśniła uprzejmie Firouzeh.
Z pomocą hieny odnalezienie zaklęcia rogatej było dziecinnie proste, a ze względu na to, że zgodziła się przetransportować na głowie Tavy, pradawna nie musiałaby co chwilę się obracać i sprawdzać, czy kobieta nie utknęła w bagnie, nie zaplątała się w nic ponownie, czy też czasem nic jej nie pożarło w między czasie. W skrócie - tak było dużo szybciej i wygodniej dla wszystkich.
- "Drobiazg" - odparła jej pogodnie Tava, podczas gdy Faer rozglądała się za kolejnym zaklęciem, a Lega skupiała się na wyszukaniu go z ziemi przy pomocy nosa hieny.
Na szczęście wcale długo nie musiały szukać, gdyż Firouzeh sama znalazła swoją zgubę. A przynajmniej po części ją znalazła.
- "Zaraz... Ty chyba nie chcesz go przywołać, żeby oszczędzić czasu na szukanie tego zaklęcia, prawda?" - zapytała Faer, nie kryjąc tego, jak bardzo nie podobał jej się i niepokoił ją ten pomysł.
- "Naprawdę moglibyśmy go zjeść?" - ożywiła się Lega, patrząc naprawdę podekscytowana na rogatą.
- "Nie szkoda ci tego zaklęcia?" - zmartwiła się Tava, lecz zaraz znów wcięła się Lega, tym razem niemalże napastując Faer.
- "Możemy ją adoptować? Prooooszę" - wysyczała błagalnie, a jej małe, głęboko osadzone oczka mieniły się niczym dwa złote gryfy w słońcu.
- "Ehhh... i na co mi to przyszło?" - westchnęła ze zmęczeniem Faer, lecz nie miała zamiaru wycofać oferowanej kobiecie pomocy. Miała swój honor i zrobienie czegoś takiego byłoby wręcz szczytem bezczelności wobec podróżniczki. Miała tylko nadzieję, że choć siostry już działały jej przez to na nerwy bardziej, niż zwykle, to jednak ostatecznie nie będzie żałowała swojej decyzji.
- "Miejmy te demony już z głowy i zaprowadź nas do miejsca, w którym straciłaś trop. Postaramy się pomóc ci podążyć dalej jego śladem" - zarządziła Faer, gotowa na walkę i pożarcie demona z ostatniego zaklęcia.
- "Tak właściwie czemu ścigasz tego mężczyznę? Wątpię byś zapuściła się w tak niebezpieczne rejony z powodu niedoszłych zaręczyn" - zagaiła środkowa głowa, gdy Lega zajadała się zabranym ze sobą demonem i zmierzały do miejsca, w którym Firouzeh zgubiła drogę. - "I jaką rasą jesteście, bo nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałam takich ludzi jak wy. W sensie z rogami i ogonem."
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Firouzeh gniewnie zmrużyła oczy.
- Gdy coś cię próbuje zeżreć ma się trochę inne priorytety, niż stojąc twardo na ziemi - oświadczyła z chłodnym spokojem. Zaraz jednak mina jej złagodniała i skinieniem głowy przeprosiła. Niemniej nie zmieniła zdania - gdyby miała ten komfort, na pewno nie rozsypałaby zaklęć, bo nie uśmiechało jej się marnować czegoś, w co włożyła tyle energii i wysiłku. A z wiadomych względów musiała mieć zawsze spisany cały plik, bo w trakcie walki nie zdążyłaby niczego stworzyć. Cóż… Takie uroki pobierania nauk w Doma Aritur - podczas starcia nie traciło się siły na czarowanie i można było czynnie walczyć, ale biada temu, kto zaniedbuje swoje przygotowania.
- Hm, to zaszczyt - przyznała na wieść, że jako pierwsza dosiadała Faer i jej sióstr. Mogła się tego domyślić po tym, co już powiedziały jej o sobie: skoro nie były specjalnie lubiane w okolicy, nie miały okazji do nawiązania takiej współpracy. A szkoda, bo jak widać opłacało się to czasem obu stronom. A teraz szczególnie Ragariance - bądź co bądź to ona więcej zyskiwała na tej współpracy.
Choć gdy patrzyło się na głaskaną Tavę można było odnieść zupełnie inne wrażenie - ta głowa była w siódmym niebie. Szkoda tylko, że jej pomruk brzmiał nie jak ukontentowanie mruczenie kota tylko ostrzegawczy warkot. Niemniej Firouzeh wydawało się, że zdołała na tyle poznać hydrę, że raczej rozróżnia kiedy ma do czynienia z zadowoleniem, a kiedy z ostrzeżeniem.
Ragarianka pozwoliła sobie spojrzeć z rozbawieniem na Faer, gdy padły słowa o adopcji. Obie wiedziały jak bardzo było to niedorzeczne, ale mniszka uważała to i tak za całkiem urocze.
- Mogę cię głaskać dalej - przyznała, gdy została o to poproszona, dyplomatycznie udając, że nie dotarł do niej ten fragment o tym, by już nigdy nie przestawała. Pomyślała jednak, że ta trójka musiała być strasznie samotna… Albo ta jedna głowa wyjątkowo łaknęła towarzystwa. W sumie wszystkie były tak różne, że może i ich potrzeby pokrywały całe dostępne spektrum, więc zawsze któraś będzie nieusatysfakcjonowana. Oj, ciężki żywot.
Nie przerywając głaskania i drapania Tavy między oczami, Firouzeh mogła zaangażować się w rozmowę z Faer - akurat na temat lokalnej fauny. O tych hienach, o których teraz wspomniała, nigdy nie słyszała, za to pojęcie mglaków obiło jej się o uszy.
- Nigdy nie widziałam mglaka - przyznała. - Pochodzę z gór, tam mają one status bardziej legendy, niż żywego stworzenia… W naszych stronach mówi się, że niosą one samą Śmierć - wyjaśniła, choć wiedziała, że dla hydry jest to wiedza raczej bezużyteczna. Niemniej pogadać można było, tak dla zabicia czasu. I żeby Tava i Lega nie miały okazji, by żreć się między sobą.
- Ależ oczywiście, że nie! - żachnęła się Ragarianka, gdy zarzucono jej, cóż, lenistwo. - Raczej… Powiedzmy, że to dar dla was w ramach rewanżu. Wspominałaś, że macie za sobą ciężką zimę - wyjaśniła swoją motywację.
- A jeśli o aspekt czysto techniczny chodzi to muszę przyznać rację, że łatwiej aktywować zaklęcie, które z grubsza wiadomo gdzie jest, niż szukać go dokładnie. Gdyby jednak tylko o to chodziło to nawet nie trudziłabym się szukaniem tej pieczęci, na którą natrafiłyśmy przed chwilą - wyłożyła swoje argumenty. - Tam, w tamtych chaszczach jest trzeci czar, który zgubiłam. Podejdźmy jeszcze kawałek to przywołam zaklętego w nim demona.
Przez te kilka kroków była jeszcze okazja, by głowy hydry pokłócił się między sobą, by Firouzeh mogła zapewnić, że to nic wielkiego i wcale nie zmarnuje tego zaklęcia, bo to bardzo słaby demon, takie mięso armatnie, i by Faer zdążyła zadać kilka bardzo rzeczowych pytań, które sprawiły, że mniszka chwilę milczała, uśmiechając się trochę kpiąco, trochę tajemniczo.
- Nie, nie, nie, to nie były zaręczyny - oświadczyła w końcu z rozbawieniem. - To zdrajca i złodziej. Ukradł mi coś bardzo cennego. Za zbiegłym niedoszłym panem młodym bym tak nie latała, mężczyźni nie są tego warci - oceniła. Nigdy nie zamierzała brać ślubu, choć zakon dopuszczał taką możliwość. Partnerów mogła mieć jednak na pęczki, więc korzystała, póki żaden nie spodobał jej się na tyle, że chciałaby z nim zostać do końca życia. Póki co jednak żaden taki się nie trafił.
A tak w ogóle to to pytanie bardzo pasowało do Tavy…
- Jesteśmy Ragarianami - wyjaśniła, ani trochę nie skrępowania pytaniem o swoją rasę. - Niektórzy mylą nas z diabłami albo satyrami, ale nie, nie mamy z nimi nic wspólnego. Jesteśmy… Trochę jak Nordowie, trochę jak Naturianie, ponoć stanowimy ich krzyżówkę. W sumie każde z nas może mieć różne rogi, ogon, skórę… Jesteśmy bardzo różnorodni. Pozwolisz, że odbiję piłeczkę. Jakiej wy jesteście rasy? Jesteście hydrą?
W międzyczasie podeszły dość blisko. Firouzeh poprosiła, by ją postawiły i gdy stała już pewnie na ziemi, zwróciła się twarzą w stronę krzaków i wysłała w tamtą stronę myśl, która aktywowała pieczęć. W ostatniej chwili poczuła, że coś jest nie tak - jakby ta krótka więź, która pojawia się między nią a spisanym na papierze zaklęciem, była znacznie silniejsza, niż zwykle…
Nie myliła się. Po krótkim i słabym rozbłysku spomiędzy zarośli wychynął wspomniany przez nią węgorz, trochę tępo rozglądający się po okolicy i wyglądający na niegroźnego, czego nie można było jednak powiedzieć o stworzeniu, które pojawiło się zaraz za nim. Coś między aksolotlem a kotem, ale w kłębie sięgającym kolan, z krótkimi łapami, płaskim łbem i nagim rdzawo rudym ciałem, ale ostrymi jak brzytwa zębami… I nieposkromionym apetytem.
Firouzeh zaklęła tak szpetnie, że niejednemu marynarzowi zwiędłyby uszy, gdy demon, którego nie stworzyła, rzucił się na Quatzla. Odskoczyła do tyłu i zaraz sięgnęła po swoje zaklęcia, a tymczasem demoniczny węgorz wydał z siebie rozpaczliwy syk, owijając się wokół napastnika całym swoim śliskim ciałem.
- Gdy coś cię próbuje zeżreć ma się trochę inne priorytety, niż stojąc twardo na ziemi - oświadczyła z chłodnym spokojem. Zaraz jednak mina jej złagodniała i skinieniem głowy przeprosiła. Niemniej nie zmieniła zdania - gdyby miała ten komfort, na pewno nie rozsypałaby zaklęć, bo nie uśmiechało jej się marnować czegoś, w co włożyła tyle energii i wysiłku. A z wiadomych względów musiała mieć zawsze spisany cały plik, bo w trakcie walki nie zdążyłaby niczego stworzyć. Cóż… Takie uroki pobierania nauk w Doma Aritur - podczas starcia nie traciło się siły na czarowanie i można było czynnie walczyć, ale biada temu, kto zaniedbuje swoje przygotowania.
- Hm, to zaszczyt - przyznała na wieść, że jako pierwsza dosiadała Faer i jej sióstr. Mogła się tego domyślić po tym, co już powiedziały jej o sobie: skoro nie były specjalnie lubiane w okolicy, nie miały okazji do nawiązania takiej współpracy. A szkoda, bo jak widać opłacało się to czasem obu stronom. A teraz szczególnie Ragariance - bądź co bądź to ona więcej zyskiwała na tej współpracy.
Choć gdy patrzyło się na głaskaną Tavę można było odnieść zupełnie inne wrażenie - ta głowa była w siódmym niebie. Szkoda tylko, że jej pomruk brzmiał nie jak ukontentowanie mruczenie kota tylko ostrzegawczy warkot. Niemniej Firouzeh wydawało się, że zdołała na tyle poznać hydrę, że raczej rozróżnia kiedy ma do czynienia z zadowoleniem, a kiedy z ostrzeżeniem.
Ragarianka pozwoliła sobie spojrzeć z rozbawieniem na Faer, gdy padły słowa o adopcji. Obie wiedziały jak bardzo było to niedorzeczne, ale mniszka uważała to i tak za całkiem urocze.
- Mogę cię głaskać dalej - przyznała, gdy została o to poproszona, dyplomatycznie udając, że nie dotarł do niej ten fragment o tym, by już nigdy nie przestawała. Pomyślała jednak, że ta trójka musiała być strasznie samotna… Albo ta jedna głowa wyjątkowo łaknęła towarzystwa. W sumie wszystkie były tak różne, że może i ich potrzeby pokrywały całe dostępne spektrum, więc zawsze któraś będzie nieusatysfakcjonowana. Oj, ciężki żywot.
Nie przerywając głaskania i drapania Tavy między oczami, Firouzeh mogła zaangażować się w rozmowę z Faer - akurat na temat lokalnej fauny. O tych hienach, o których teraz wspomniała, nigdy nie słyszała, za to pojęcie mglaków obiło jej się o uszy.
- Nigdy nie widziałam mglaka - przyznała. - Pochodzę z gór, tam mają one status bardziej legendy, niż żywego stworzenia… W naszych stronach mówi się, że niosą one samą Śmierć - wyjaśniła, choć wiedziała, że dla hydry jest to wiedza raczej bezużyteczna. Niemniej pogadać można było, tak dla zabicia czasu. I żeby Tava i Lega nie miały okazji, by żreć się między sobą.
- Ależ oczywiście, że nie! - żachnęła się Ragarianka, gdy zarzucono jej, cóż, lenistwo. - Raczej… Powiedzmy, że to dar dla was w ramach rewanżu. Wspominałaś, że macie za sobą ciężką zimę - wyjaśniła swoją motywację.
- A jeśli o aspekt czysto techniczny chodzi to muszę przyznać rację, że łatwiej aktywować zaklęcie, które z grubsza wiadomo gdzie jest, niż szukać go dokładnie. Gdyby jednak tylko o to chodziło to nawet nie trudziłabym się szukaniem tej pieczęci, na którą natrafiłyśmy przed chwilą - wyłożyła swoje argumenty. - Tam, w tamtych chaszczach jest trzeci czar, który zgubiłam. Podejdźmy jeszcze kawałek to przywołam zaklętego w nim demona.
Przez te kilka kroków była jeszcze okazja, by głowy hydry pokłócił się między sobą, by Firouzeh mogła zapewnić, że to nic wielkiego i wcale nie zmarnuje tego zaklęcia, bo to bardzo słaby demon, takie mięso armatnie, i by Faer zdążyła zadać kilka bardzo rzeczowych pytań, które sprawiły, że mniszka chwilę milczała, uśmiechając się trochę kpiąco, trochę tajemniczo.
- Nie, nie, nie, to nie były zaręczyny - oświadczyła w końcu z rozbawieniem. - To zdrajca i złodziej. Ukradł mi coś bardzo cennego. Za zbiegłym niedoszłym panem młodym bym tak nie latała, mężczyźni nie są tego warci - oceniła. Nigdy nie zamierzała brać ślubu, choć zakon dopuszczał taką możliwość. Partnerów mogła mieć jednak na pęczki, więc korzystała, póki żaden nie spodobał jej się na tyle, że chciałaby z nim zostać do końca życia. Póki co jednak żaden taki się nie trafił.
A tak w ogóle to to pytanie bardzo pasowało do Tavy…
- Jesteśmy Ragarianami - wyjaśniła, ani trochę nie skrępowania pytaniem o swoją rasę. - Niektórzy mylą nas z diabłami albo satyrami, ale nie, nie mamy z nimi nic wspólnego. Jesteśmy… Trochę jak Nordowie, trochę jak Naturianie, ponoć stanowimy ich krzyżówkę. W sumie każde z nas może mieć różne rogi, ogon, skórę… Jesteśmy bardzo różnorodni. Pozwolisz, że odbiję piłeczkę. Jakiej wy jesteście rasy? Jesteście hydrą?
W międzyczasie podeszły dość blisko. Firouzeh poprosiła, by ją postawiły i gdy stała już pewnie na ziemi, zwróciła się twarzą w stronę krzaków i wysłała w tamtą stronę myśl, która aktywowała pieczęć. W ostatniej chwili poczuła, że coś jest nie tak - jakby ta krótka więź, która pojawia się między nią a spisanym na papierze zaklęciem, była znacznie silniejsza, niż zwykle…
Nie myliła się. Po krótkim i słabym rozbłysku spomiędzy zarośli wychynął wspomniany przez nią węgorz, trochę tępo rozglądający się po okolicy i wyglądający na niegroźnego, czego nie można było jednak powiedzieć o stworzeniu, które pojawiło się zaraz za nim. Coś między aksolotlem a kotem, ale w kłębie sięgającym kolan, z krótkimi łapami, płaskim łbem i nagim rdzawo rudym ciałem, ale ostrymi jak brzytwa zębami… I nieposkromionym apetytem.
Firouzeh zaklęła tak szpetnie, że niejednemu marynarzowi zwiędłyby uszy, gdy demon, którego nie stworzyła, rzucił się na Quatzla. Odskoczyła do tyłu i zaraz sięgnęła po swoje zaklęcia, a tymczasem demoniczny węgorz wydał z siebie rozpaczliwy syk, owijając się wokół napastnika całym swoim śliskim ciałem.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
Ani trochę nie podobał się Faer ton, którym Firouzeh odpowiedziała na jej upomnienie. Nawet nie zamierzała się kryć ze swoim niezadowoleniem, bo zasyczała, warcząc przy tym ostrzegawczo i zmarszczyła groźnie nos. Kolce na jej głowie lekko się uniosły, dopóki nie spojrzała na rozbawioną Legę.
- "Hoho! Mały, rogaty człowieczek potrafi pokazać zęby!" - zaśmiała się z pogardą, ale i uznaniem dla głupiej odwagi rogatej. Co było chyba raczej do przewidzenia, sądząc po tym, że była raczej tą bojowo nastawioną i niezbyt okrzesaną głową.
Odpuściła jednak, gdy spostrzegła zmianę w nastawieniu kobiety i jej przepraszające skinięcie. Lekko nieprzychylnie zmrużyła swoje oczy, po czym przygotowała się do poszukiwań, podczas których Tava była wniebowzięta, Lega była nieco bardziej niezadowolona, a Faer mogła przynajmniej się do końca uspokoić, po bezczelnej odpowiedzi rogatej. Zrozumiała by, gdyby Firouzeh była jak dzikie zwierzę, albo w połowie zdziczała - mogłaby nie do końca rozumieć intencje pradawnej. Jednakże z ich czwórki (dwójki, tylko hydra była jako trzy w jednym) to podróżniczka była najbardziej cywilizowana, Faer nie mogła zrozumieć, dlaczego tak ugryzła przysłowiową rękę, która jej jeść dawała. Przecież nawet ona, bezlitosny postrach tych bagien, długości pięciu prętów wiedziała, że tak nie powinno się robić, bo można zostać zabitym (lub w tym przypadku zjedzonym). Było to dla niej w ogóle nie pojęte.
- "Mglaki są przepyszne" - zamruczała tęskno Lega, jakby dawno nie jadła tego konia.
- "Polowałyśmy na jednego, gdy dyndałaś pociesznie nad paszczą trupiego kwiatu" - pochwaliła się radośnie Tava, choć w sumie nie było czym, bo posiłek im uciekł.
- "W grupie rzeczywiście potrafią być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza, jeśli są głodne i w pobliżu znajduje się naprawdę apetyczny, według nich, kąsek. Przez niektórych są uważane za zwierzęcy rodzaj wampira energetycznego. Ciężko mi jednak określić czy ludzie mieszkający się ich boją. Na pewno wolą ich unikać i czują do nich respekt. Choć nieraz organizowane są wyprawy mające na celu pochwycenie źrebiąt mglaków, by móc je po tym oswoić i sprzedać pod siodło. Choćby nieumarłym magom i innym tego typu paniczykom" - odpowiedziała środkował głowa. Sama miała raczej dwojaki stosunek do tych stworzeń, bo stada wolałaby unikać, ale na pojedyncze osobniki, albo młode które się zbytnio oddaliły od tabunu zawsze była chętna zapolować. Choćby w ramach podszkolenia swojego refleksu i precyzji, bo gdy taki osobnik zmienił się w formę półeteryczną, mogła co najwyżej pomarzyć o świeżej koninie na obiad.
A skoro już o obiedzie mowa...
Faer wysłuchała uważnie tłumaczeń Firouzeh, dlaczego zaproponowała aktywowanie tego zaklęcia, zamiast go po prostu znaleźć. Z początku ciężko jej było uwierzyć, że miał to być jedynie dar dla hydry w ramach wdzięczności za jej pomoc, nadal zakładała, że po prostu nie chciało się kobiecie szukać tego ostatniego zaklęcia, zwłaszcza, że z tego zaklęcia miał wyjść słaby demon. Po co w ogóle takie zaklęcie? Zaraz jednak musiała zmienić swoje zdanie na ten temat, bo w sumie rogata miała rację - skoro by jej nie zależało na tych kartkach, w ogóle by nie prosiła hydry o chwilę, aby je wszystkie pozbierać przed wyruszeniem na poszukiwania rogatego mężczyzny.
- "To ma w sumie większy sens, niż gdyby wymigał się od zaręczyn" - przyznała Faer, gdy Firouzeh zdradziła pokrótce powody pościgu za tym mężczyzną.
- "Też zdarzało nam się polować na kogoś i ścigać go przez pół naszego terytorium, gdy zostało coś ukradzione z naszego leża" - burknęła z uznaniem Lega, tylko kątem oka zerkając w stronę rogatej, widać jednak było w jak wielkim skupieniu się znajdowała i wbrew pozorom naprawdę ciężko było ją rozproszyć. W końcu jednocześnie przysłuchiwała się rozmowie i brała w niej udział oraz kontrolowała umysł swojego "przywołańca".
- "Aczkolwiek jakież to by było romantyczne, tak gnać przez pół świata za miłością swojego życia" - westchnęła Tava, na co zaraz lewa głowa zareagowała czymś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak odruch wymiotny. Prawa zawarczała groźnie, a przeciwny pysk tylko wyszczerzył się złośliwie i pokazał jej język.
- "Jedyne co mogę powiedzieć na temat mężczyzn to to, że nie mają za grosz godności i rozumu. A widok takiego delikwenta z przyrodzeniem na wierzchu, uciekającego przez bagna przed rozwścieczonym partnerem swojej kochanki, nawet mnie odrzuca" - odparła chłodno Faer, patrząc niewzruszona przed siebie. Słuchała jednak uważnie, gdy Firouzeh opowiadała o swojej rasie. To były naprawdę interesujące informacje, bo pradawna pierwszy raz w życiu widziała przedstawicielkę rasy Ragarian. A skoro zaczęły już ten temat, chciała się dowiedzieć nieco więcej, lecz kobieta pierwsza wyszła ze swoim pytaniem. Albo raczej zrewanżowała się za to zadane przez hydrę.
Faer "uśmiechnęła się" przyjaźnie, spoglądając na podróżniczkę siedzącą na Tavie.
- "Gdybyśmy były hydrą, prawdopodobnie już leżałabyś w kawałkach na dnie naszego żołądka" - zauważyła, może nie dość kolorową przepowiednię rysując rogatej, ale była pewna, że nie wiele mijała się z prawdą w swoim osądzie. - "Jesteśmy zwykłym smokiem... choć może nie takim, jakiego sobie wyobraża większość istot chodzących po Łusce. Jesteśmy przerośniętym gadem, długowiecznym i chyba najpotężniejszym tak fizycznie jak i magicznie stworzeniem w najbliższej okolicy. Mamy też skrzydła" - poinformowała Firouzeh i na moment przystanęła, by podnieść do góry dobrą połowę swojego ciała i praktycznie "stać" jakby były pół człowiekiem, pół wężem, po czym szeroko rozpostarła swój błoniasty wachlarz w połowie połączony z dolnymi przednimi łapami. - "Nie potrafimy jednak latać. Nie ziejemy również ogniem, ale plujemy kwasem i bardzo silną toksyną, choć prawdopodobnie jest to spowodowane mieszkaniem na bagnach i dostosowaniem się do życia w tym środowisku, niż genami. Jednakże i tak przez wszystkich jesteśmy mylnie nazywane hydrą."
Podeszła we wskazane przez Firouzeh miejsce i Tava od razu się zniżyła, na tyle, by bez żadnych problemów rogata mogła z niej zejść. Hydra obserwowała z uwagą całe przedstawienie, a gdy już się pojawił wspomniany wcześniej demon, Lega była gotowa złapać go jednym kłapnięciem jadowitych szczęk i przystąpić do posiłku, lecz została uprzedzona przez inne stworzenie którego jeszcze w życiu nie widziała.
- "Jaki uroczy!" - pisnęła Tava w pełni zauroczona demonicznym aksolokotem, by zaraz zaryczeć załamana niemalże na całe bagna, gdy w mgnieniu kota niespodziewany demon znalazł się w pysku Legi. Wystawał z niego jedynie ogon i tylna łapka tego stwora, choć nie na długo, zaraz zostało podrzuconego do góry przez lewą głowę i w całości pożarte tak, jak planowała - jednym kłapnięciem jadowitej paszczy.
Gdy dwie skrajne głowy się ze sobą znowu kłóciły (przy czym Tava płakała), Faer niebezpiecznie powoli skierowała swój pysk w stronę rogatej, warcząc ostrzegawczo. Bardzo jej się nie spodobało to, że zamiast jednego demona, natknęły się na dwa.
- "Liczę na to, że masz przygotowane jakieś przekonywujące wyjaśnienia, dlaczego były tu dwa stworzenia, których nigdy w życiu nie widziałam" - warknęła groźnie praktycznie na wyciągnięcie ręki od kobiety, zawieszając swój pysk na wysokości jej głowy i nieznacznie obnażając schowane w pysku, ociekające jadem kły, zakrzywione i bardzo ostre niczym sztylety skrytobójcy.
- "Hoho! Mały, rogaty człowieczek potrafi pokazać zęby!" - zaśmiała się z pogardą, ale i uznaniem dla głupiej odwagi rogatej. Co było chyba raczej do przewidzenia, sądząc po tym, że była raczej tą bojowo nastawioną i niezbyt okrzesaną głową.
Odpuściła jednak, gdy spostrzegła zmianę w nastawieniu kobiety i jej przepraszające skinięcie. Lekko nieprzychylnie zmrużyła swoje oczy, po czym przygotowała się do poszukiwań, podczas których Tava była wniebowzięta, Lega była nieco bardziej niezadowolona, a Faer mogła przynajmniej się do końca uspokoić, po bezczelnej odpowiedzi rogatej. Zrozumiała by, gdyby Firouzeh była jak dzikie zwierzę, albo w połowie zdziczała - mogłaby nie do końca rozumieć intencje pradawnej. Jednakże z ich czwórki (dwójki, tylko hydra była jako trzy w jednym) to podróżniczka była najbardziej cywilizowana, Faer nie mogła zrozumieć, dlaczego tak ugryzła przysłowiową rękę, która jej jeść dawała. Przecież nawet ona, bezlitosny postrach tych bagien, długości pięciu prętów wiedziała, że tak nie powinno się robić, bo można zostać zabitym (lub w tym przypadku zjedzonym). Było to dla niej w ogóle nie pojęte.
- "Mglaki są przepyszne" - zamruczała tęskno Lega, jakby dawno nie jadła tego konia.
- "Polowałyśmy na jednego, gdy dyndałaś pociesznie nad paszczą trupiego kwiatu" - pochwaliła się radośnie Tava, choć w sumie nie było czym, bo posiłek im uciekł.
- "W grupie rzeczywiście potrafią być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza, jeśli są głodne i w pobliżu znajduje się naprawdę apetyczny, według nich, kąsek. Przez niektórych są uważane za zwierzęcy rodzaj wampira energetycznego. Ciężko mi jednak określić czy ludzie mieszkający się ich boją. Na pewno wolą ich unikać i czują do nich respekt. Choć nieraz organizowane są wyprawy mające na celu pochwycenie źrebiąt mglaków, by móc je po tym oswoić i sprzedać pod siodło. Choćby nieumarłym magom i innym tego typu paniczykom" - odpowiedziała środkował głowa. Sama miała raczej dwojaki stosunek do tych stworzeń, bo stada wolałaby unikać, ale na pojedyncze osobniki, albo młode które się zbytnio oddaliły od tabunu zawsze była chętna zapolować. Choćby w ramach podszkolenia swojego refleksu i precyzji, bo gdy taki osobnik zmienił się w formę półeteryczną, mogła co najwyżej pomarzyć o świeżej koninie na obiad.
A skoro już o obiedzie mowa...
Faer wysłuchała uważnie tłumaczeń Firouzeh, dlaczego zaproponowała aktywowanie tego zaklęcia, zamiast go po prostu znaleźć. Z początku ciężko jej było uwierzyć, że miał to być jedynie dar dla hydry w ramach wdzięczności za jej pomoc, nadal zakładała, że po prostu nie chciało się kobiecie szukać tego ostatniego zaklęcia, zwłaszcza, że z tego zaklęcia miał wyjść słaby demon. Po co w ogóle takie zaklęcie? Zaraz jednak musiała zmienić swoje zdanie na ten temat, bo w sumie rogata miała rację - skoro by jej nie zależało na tych kartkach, w ogóle by nie prosiła hydry o chwilę, aby je wszystkie pozbierać przed wyruszeniem na poszukiwania rogatego mężczyzny.
- "To ma w sumie większy sens, niż gdyby wymigał się od zaręczyn" - przyznała Faer, gdy Firouzeh zdradziła pokrótce powody pościgu za tym mężczyzną.
- "Też zdarzało nam się polować na kogoś i ścigać go przez pół naszego terytorium, gdy zostało coś ukradzione z naszego leża" - burknęła z uznaniem Lega, tylko kątem oka zerkając w stronę rogatej, widać jednak było w jak wielkim skupieniu się znajdowała i wbrew pozorom naprawdę ciężko było ją rozproszyć. W końcu jednocześnie przysłuchiwała się rozmowie i brała w niej udział oraz kontrolowała umysł swojego "przywołańca".
- "Aczkolwiek jakież to by było romantyczne, tak gnać przez pół świata za miłością swojego życia" - westchnęła Tava, na co zaraz lewa głowa zareagowała czymś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak odruch wymiotny. Prawa zawarczała groźnie, a przeciwny pysk tylko wyszczerzył się złośliwie i pokazał jej język.
- "Jedyne co mogę powiedzieć na temat mężczyzn to to, że nie mają za grosz godności i rozumu. A widok takiego delikwenta z przyrodzeniem na wierzchu, uciekającego przez bagna przed rozwścieczonym partnerem swojej kochanki, nawet mnie odrzuca" - odparła chłodno Faer, patrząc niewzruszona przed siebie. Słuchała jednak uważnie, gdy Firouzeh opowiadała o swojej rasie. To były naprawdę interesujące informacje, bo pradawna pierwszy raz w życiu widziała przedstawicielkę rasy Ragarian. A skoro zaczęły już ten temat, chciała się dowiedzieć nieco więcej, lecz kobieta pierwsza wyszła ze swoim pytaniem. Albo raczej zrewanżowała się za to zadane przez hydrę.
Faer "uśmiechnęła się" przyjaźnie, spoglądając na podróżniczkę siedzącą na Tavie.
- "Gdybyśmy były hydrą, prawdopodobnie już leżałabyś w kawałkach na dnie naszego żołądka" - zauważyła, może nie dość kolorową przepowiednię rysując rogatej, ale była pewna, że nie wiele mijała się z prawdą w swoim osądzie. - "Jesteśmy zwykłym smokiem... choć może nie takim, jakiego sobie wyobraża większość istot chodzących po Łusce. Jesteśmy przerośniętym gadem, długowiecznym i chyba najpotężniejszym tak fizycznie jak i magicznie stworzeniem w najbliższej okolicy. Mamy też skrzydła" - poinformowała Firouzeh i na moment przystanęła, by podnieść do góry dobrą połowę swojego ciała i praktycznie "stać" jakby były pół człowiekiem, pół wężem, po czym szeroko rozpostarła swój błoniasty wachlarz w połowie połączony z dolnymi przednimi łapami. - "Nie potrafimy jednak latać. Nie ziejemy również ogniem, ale plujemy kwasem i bardzo silną toksyną, choć prawdopodobnie jest to spowodowane mieszkaniem na bagnach i dostosowaniem się do życia w tym środowisku, niż genami. Jednakże i tak przez wszystkich jesteśmy mylnie nazywane hydrą."
Podeszła we wskazane przez Firouzeh miejsce i Tava od razu się zniżyła, na tyle, by bez żadnych problemów rogata mogła z niej zejść. Hydra obserwowała z uwagą całe przedstawienie, a gdy już się pojawił wspomniany wcześniej demon, Lega była gotowa złapać go jednym kłapnięciem jadowitych szczęk i przystąpić do posiłku, lecz została uprzedzona przez inne stworzenie którego jeszcze w życiu nie widziała.
- "Jaki uroczy!" - pisnęła Tava w pełni zauroczona demonicznym aksolokotem, by zaraz zaryczeć załamana niemalże na całe bagna, gdy w mgnieniu kota niespodziewany demon znalazł się w pysku Legi. Wystawał z niego jedynie ogon i tylna łapka tego stwora, choć nie na długo, zaraz zostało podrzuconego do góry przez lewą głowę i w całości pożarte tak, jak planowała - jednym kłapnięciem jadowitej paszczy.
Gdy dwie skrajne głowy się ze sobą znowu kłóciły (przy czym Tava płakała), Faer niebezpiecznie powoli skierowała swój pysk w stronę rogatej, warcząc ostrzegawczo. Bardzo jej się nie spodobało to, że zamiast jednego demona, natknęły się na dwa.
- "Liczę na to, że masz przygotowane jakieś przekonywujące wyjaśnienia, dlaczego były tu dwa stworzenia, których nigdy w życiu nie widziałam" - warknęła groźnie praktycznie na wyciągnięcie ręki od kobiety, zawieszając swój pysk na wysokości jej głowy i nieznacznie obnażając schowane w pysku, ociekające jadem kły, zakrzywione i bardzo ostre niczym sztylety skrytobójcy.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Trafiła kosa na kamień - nadmiernie dumna Ragarianka i hydra, która nie zamierzała dawać sobą pomiatać tylko przez to, że rozmówca myśli, że jest kimś więcej. Może i jest, ale tylko na swoim podwórku, bo tu Firouzeh niewiele znaczyła. Zgrzytnęło. Napięcie rozładowała jednak - o dziwo - Lega. Po głębszym zastanowieniu mniszka uznała jednak, że to nawet pasowało tej głowie, która była wojowniczo nastawiona do życia, więc takie “fikanie” wpasowywało się w jej rys charakteru. Jakoś udało im się uniknąć wojny, gdy obie strony trochę odpuściły. Można było pogadać na bardziej neutralne tematy, na przykład miejscowe konie, o których Ragarianka wiedziała w sumie tylko tyle, że istnieją, ale dzięki Faer dowiedziała się na ich temat trochę więcej. Słuchała z zaintrygowaniem, bo hydra odzierała istnienie mglaków z legend i podawała całkiem przydatne informacje. No bo kto wie ile czasu jeszcze przyjdzie jej spędzić w tej okolicy? Może akurat natknie się na takiego konia czarnego jak śmierć i bardziej magicznego, niż niejedna myśląca istota? Na to, że będzie miała okazję dosiadać takiej bestii nawet nie liczyła - więcej to zachodu, niż pożytku, a ona nie miała czasu na takie bzdury.
- Jak smakują mglaki? - zapytała tylko trochę nieobecnym tonem Firouzeh, jakby to była ta najważniejsza z poruszonych kwestii, która najmocniej zaprzątała jej głowę.
- Z waszego leża? Zbieracie skarby? - zaintrygowała się Ragarianka nim zdała sobie sprawę, że to pytanie troszkę nieprzyzwoite. - Znaczy… To nie moja sprawa - wycofała się zaraz, by Faer i jej siostry nie uznał ją za zagrożenie, złodziejkę czy cokolwiek w tym stylu. To zwróciło jej uwagę po prostu przez to, że skojarzyło jej się ze smokiem - słyszała, że ci pradawni śpią na leżach z kosztowności, a że hydra całkiem wyraźnie przypominała smoka, pytanie nasunęło się wręcz samo.
No a romantyczne westchnienia Tavy pozostały bez odpowiedzi ze strony Ragarianki - ta spojrzała tylko na jej czoło z nikłym uśmiechem. Ależ ta głowa była pocieszna… Gdyby była człowiekiem, Firouzeh widziałaby ją jako słodką blondyneczkę z wielkimi jak łania oczami, ubierającą się w róż i błękit i czytającą romantyczne powieści. Tak, zdecydowanie to by jej pasowało.
- Hm, wśród mężczyzn zdarzają się tacy godni i rozumni… Albo też godni LUB rozumni, bo te dwie cechy do kupy razem… - Ragarianka westchnęła dramatycznie. - To chyba jak to się mówi: są jak jednorożce, każdy słyszał, nikt nie widział. A Firouz to jak widać ani jedno, ani drugie - prychnęła, nie myśląc nawet o tym, że nie wspomniała wcześniej imienia swojego brata i jej towarzyszki mogą nie wiedzieć o kim mowa.
- Hm, celna uwaga - mruknęła Ragarianka trochę później, gdy Faer tłumaczyła jej, że wcale nie jest hydrą. Od razu też pomyślała, że jednak nie myliła się tak bardzo z tym leżem ze skarbów, choć nadal trudno jej było uwierzyć, że ma do czynienia ze smokiem o trzech głowach. Chciałaby wiedzieć czy to normalne i jak do tego doszło… Ale wiedziała, że to zbyt bezczelne pytanie, nawet jak na nią. Odpuściła, uznając, że być może będzie jeszcze okazja zapytać albo przypadkiem sama się dowie.
- Fakt, nie wyglądacie jak smok z księgi - przyznała, z uznaniem lustrując skrzydła Faer i trochę przy tym żałując, że nie stoi na ziemi, by w pełni móc docenić jej sylwetkę. - Ale z tego co mówisz nawet jeśli różnicie się od przeciętnego przedstawiciela tego gatunku, jesteście i tak potężne. Nie latacie, ale widziałam jak pływacie, nie zioniecie ogniem, ale kwas wydaje się być nie mniej skuteczny… Jesteście w stanie roztopić stal? - zainteresowała się spontanicznie. W jej ocenie umiejętności Faer nie było cienia lizusostwa, naprawdę ją doceniała i w głębi ducha czuła ulgę, że ma ją po swojej stronie.
Chwilę później całą przyjemną atmosferę trafił szlag i to nie z winy żadnej z nich, choć smoczyca jeszcze tego nie wiedziała - trudno jej się dziwić, że uznała Firouzeh za sabotażystkę, bo ona sama pomyślałaby dokładnie to samo. Wszystko wydarzyło się jednak tak błyskawicznie, że Ragarianka ledwo zdążyła wyjąć swoje zaklęcie, a Lega już miała w paszczy splecione ze sobą demony, a po chwili było już po wszystkim. Zagrożenie minęło… Przynajmniej dla Faer i jej sióstr, bo mniszka nadal mogła zostać rozszarpana na strzępy albo zjedzona w całości, jeśli się szybko i wiarygodnie nie usprawiedliwi. Tyle dobrego, że doskonale wiedziała co zaszło a nie musiała jeszcze nad tym myśleć.
- To Firouz - warknęła przez zęby, ale nie ze złości na hydrę tylko na niego, jakby samym jadem zawartym w tym jednym słowie chciała go ukatrupić. - Już gdy aktywowałam moje zaklęcie czułam, że jest z nim coś nie tak. Ten suczy syn zastawił na mnie pułapki, bo wiedział, że moja magia tak mocno rezonuje z jego, że sama ściągnę na siebie jego demony. Na pewno… Na pewno zostawił ich więcej - sapnęła. - Znajdę je i zniszczę. Wszystkie. A jak dopadnę jego… Co za suczy syn! - uniosła się. - Od początku to planował! Wywiódł mnie na bagna wiedząc, że prędzej czy później będę musiała walczyć i wtedy wpadnę w jego pułapkę, od początku chciał mnie tak załatwić! Nie ma pojęcia z kim zadziera, pożałuje dnia, w którym się urodził!
Gniew Firouzeh był tak płomienny, że nie można było uznać go za grę aktorską - niewiele brakowało, by mówiąc wypluwała z siebie kropelki śliny.
- Jak smakują mglaki? - zapytała tylko trochę nieobecnym tonem Firouzeh, jakby to była ta najważniejsza z poruszonych kwestii, która najmocniej zaprzątała jej głowę.
- Z waszego leża? Zbieracie skarby? - zaintrygowała się Ragarianka nim zdała sobie sprawę, że to pytanie troszkę nieprzyzwoite. - Znaczy… To nie moja sprawa - wycofała się zaraz, by Faer i jej siostry nie uznał ją za zagrożenie, złodziejkę czy cokolwiek w tym stylu. To zwróciło jej uwagę po prostu przez to, że skojarzyło jej się ze smokiem - słyszała, że ci pradawni śpią na leżach z kosztowności, a że hydra całkiem wyraźnie przypominała smoka, pytanie nasunęło się wręcz samo.
No a romantyczne westchnienia Tavy pozostały bez odpowiedzi ze strony Ragarianki - ta spojrzała tylko na jej czoło z nikłym uśmiechem. Ależ ta głowa była pocieszna… Gdyby była człowiekiem, Firouzeh widziałaby ją jako słodką blondyneczkę z wielkimi jak łania oczami, ubierającą się w róż i błękit i czytającą romantyczne powieści. Tak, zdecydowanie to by jej pasowało.
- Hm, wśród mężczyzn zdarzają się tacy godni i rozumni… Albo też godni LUB rozumni, bo te dwie cechy do kupy razem… - Ragarianka westchnęła dramatycznie. - To chyba jak to się mówi: są jak jednorożce, każdy słyszał, nikt nie widział. A Firouz to jak widać ani jedno, ani drugie - prychnęła, nie myśląc nawet o tym, że nie wspomniała wcześniej imienia swojego brata i jej towarzyszki mogą nie wiedzieć o kim mowa.
- Hm, celna uwaga - mruknęła Ragarianka trochę później, gdy Faer tłumaczyła jej, że wcale nie jest hydrą. Od razu też pomyślała, że jednak nie myliła się tak bardzo z tym leżem ze skarbów, choć nadal trudno jej było uwierzyć, że ma do czynienia ze smokiem o trzech głowach. Chciałaby wiedzieć czy to normalne i jak do tego doszło… Ale wiedziała, że to zbyt bezczelne pytanie, nawet jak na nią. Odpuściła, uznając, że być może będzie jeszcze okazja zapytać albo przypadkiem sama się dowie.
- Fakt, nie wyglądacie jak smok z księgi - przyznała, z uznaniem lustrując skrzydła Faer i trochę przy tym żałując, że nie stoi na ziemi, by w pełni móc docenić jej sylwetkę. - Ale z tego co mówisz nawet jeśli różnicie się od przeciętnego przedstawiciela tego gatunku, jesteście i tak potężne. Nie latacie, ale widziałam jak pływacie, nie zioniecie ogniem, ale kwas wydaje się być nie mniej skuteczny… Jesteście w stanie roztopić stal? - zainteresowała się spontanicznie. W jej ocenie umiejętności Faer nie było cienia lizusostwa, naprawdę ją doceniała i w głębi ducha czuła ulgę, że ma ją po swojej stronie.
Chwilę później całą przyjemną atmosferę trafił szlag i to nie z winy żadnej z nich, choć smoczyca jeszcze tego nie wiedziała - trudno jej się dziwić, że uznała Firouzeh za sabotażystkę, bo ona sama pomyślałaby dokładnie to samo. Wszystko wydarzyło się jednak tak błyskawicznie, że Ragarianka ledwo zdążyła wyjąć swoje zaklęcie, a Lega już miała w paszczy splecione ze sobą demony, a po chwili było już po wszystkim. Zagrożenie minęło… Przynajmniej dla Faer i jej sióstr, bo mniszka nadal mogła zostać rozszarpana na strzępy albo zjedzona w całości, jeśli się szybko i wiarygodnie nie usprawiedliwi. Tyle dobrego, że doskonale wiedziała co zaszło a nie musiała jeszcze nad tym myśleć.
- To Firouz - warknęła przez zęby, ale nie ze złości na hydrę tylko na niego, jakby samym jadem zawartym w tym jednym słowie chciała go ukatrupić. - Już gdy aktywowałam moje zaklęcie czułam, że jest z nim coś nie tak. Ten suczy syn zastawił na mnie pułapki, bo wiedział, że moja magia tak mocno rezonuje z jego, że sama ściągnę na siebie jego demony. Na pewno… Na pewno zostawił ich więcej - sapnęła. - Znajdę je i zniszczę. Wszystkie. A jak dopadnę jego… Co za suczy syn! - uniosła się. - Od początku to planował! Wywiódł mnie na bagna wiedząc, że prędzej czy później będę musiała walczyć i wtedy wpadnę w jego pułapkę, od początku chciał mnie tak załatwić! Nie ma pojęcia z kim zadziera, pożałuje dnia, w którym się urodził!
Gniew Firouzeh był tak płomienny, że nie można było uznać go za grę aktorską - niewiele brakowało, by mówiąc wypluwała z siebie kropelki śliny.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
- "Są przepyszne!" - odpowiedziała od razu Lega, jakby tylko na to czekała. Uwielbiała mglaki, bo przez to jak trzeba było się namęczyć, żeby je złapać, że trzeba być szybszym i sprytniejszym od nich, ich mięso tylko lepiej według niej smakowało.
- "W sumie to jak zwykłe konie, ale z takim... paskudnym bagiennym posmakiem." - Skrzywiła się z lekkim obrzydzeniem Tava.
- "Oj już przestań biadolić, sama na raz wciągnęłabyś trzy sztuki, jak już się uda je upolować" - zrugała ją lewa głowa. - "Poza tym są lepsze od hien i topielców."
- "Czy ja wiem czy lepsze... I tak zostawiają bagienno-trupi posmak na języku” - mruknęła i wysunęła z paszczy swój długi, wężowy język, którego zaraz uniosła do góry i spojrzała na niego smutno.
- "Litości! Tu wszystko ma bagienno-trupi posmak!" - jęknęła z poirytowaniem Lega. Kończyła się jej cierpliwość do wysłuchiwania narzekań siostry.
- "Pod względem magicznym, mięso mglaków jest bardzo odżywcze" - dołączyła do rozmowy również i Faer, z subtelnym uśmiechem na pysku, tylko po to, by pogodzić obie głowy i może podsunąć Firouzeh tę ciekawostkę, na temat gastronomicznych aspektów tych tajemniczych, bardzo majestatycznych i równie niebezpiecznych koni.
Temat jednak zaraz odszedł w zapomnienie na dobre, gdy poruszona została kwestia ich leża i skarbów się tam znajdujących. Faer od razu spiorunowała rogatą spojrzeniem. Lega natomiast sennie ziewnęła szeroko, wietrząc sobie przez moment całą paszczę i uzębienie się w niej znajdujące, po czym zamknęła pysk i mlasnęła kilka razy, zaraz go sobie oblizując. Z największą przyjemnością zjadłaby sobie coś teraz, by po tym pójść spać.
- "Oczywiście głuptasku. A co innego..."
- "Skończ temat Tava" - wtrąciła się Faer z ostrym tonem. - "Firouzeh powiedziała przecież, że to nie jej sprawa." - I na tym kolejny temat został ucięty. Faer nie zamierzała ryzykować użerania się z kolejnymi wyprawami poszukiwaczy skarbów i przygód, pragnących dostać się do leża hydry i nie tylko pozbawić monstrum jej głów, ale przede wszystkim zabrać dla siebie wszystko, co udało jej się zgromadzić przez całe swoje życie.
Przez moment trwali w ciszy, lecz ta nie zdążyła się między nimi wygodnie umościć, gdy po pytaniu Faer o powody pościgu rogatej za tamtym mężczyzną, wyszedł temat płci głupszej, ale niestety silniejszej.
- "Firouz? Mówisz o sobie?" - zapytała środkowa głowa, na moment się gubiąc w wypowiedzi kobiety, bo nie spodziewała się, że kobieta i jej uciekinier mają podobne imiona.
- "I czym jest jednorożce?" - zainteresowała się Tava.
- "Najważniejszym pytaniem powinno być, czy jest to jadalne i kiedy w końcu coś zjemy?" - burknęła pochmurnie Lega, a jakby na potwierdzenie jej słów, zaraz z długiego brzucha pradawnej wydobył się przeciągły, żałosny pomruk. - "Dziękuję. Miło że się ze mną zgadzasz" - odpowiedziała z rozbawieniem swojemu żołądkowi.
- "Prawdopodobnie nie wyglądamy jak jakikolwiek smok, który kiedykolwiek istniał na Łusce. Nie wiem, dlaczego jesteśmy takie. Nie mam żadnego pomysłu, jak mogło do czegoś takiego dojść. Od wyklucia jednak jesteśmy takie, jak widzisz" - wyjaśniła Faer, z pobrzmiewającą w głosie nutą żalu.
- "Tylko jesteśmy ociupinkę większe, niż gdy się wyklułyśmy" - dodała Lega, jakby to była naprawdę ważna informacja, którą wypadało odpowiednio zaznaczyć, bo nikt by się przecież nie domyślił, że smoczyca była dużo mniejsza, gdy wyszła z jajka, niż jest obecnie.
- "Przez długi czas myślałyśmy, że wszystkie smoki tak wyglądają, ale w jednych ruinach po kilkuset latach dowiedziałyśmy się, że nie ma i nie powinno być na Łusce takich smoków jak my" - wyjaśniła ze smutkiem Tava.
Zawsze dumna była z tego, że ma siostry przy sobie i nigdy nie jest sama, nawet jeśli czasami ma dość przez dokuczanie Legi. Gdy się jednak dowiedziała, że bliżej im do bezrozumnej, cuchnącej i obrzydliwej hydry, niż do majestatycznego smoka, budzącego nie strach, a respekt w pierwszym kontakcie, była załamana. Kochała Faer, nawet czasami również Legę, ale przez wieść o tym, że są jakąś pokraczną abominacją, chciało jej się płakać.
Z czasem przyzwyczaiły się do tego, że brane są za wstrętną hydrę, pustoszącą te rozległe podmokłe tereny. Jeśli wszyscy widzieli w Faer i jej siostrach wyłącznie potwora, nie było sensu wysilać się i gimnastykować, by zmienić ich opinię na swój temat. W końcu odpuściły sobie udowodnienie innym, że są smokiem, a nie hydrą. Może rzeczywiście nią była, tylko cały czas się oszukiwała, myśląc, że jest inaczej? Swoich rodziców przecież nigdy nie poznały. Nie było żadnych jednoznacznych dowodów na to, że były smokiem, a nie hydrą inteligentniejszą, od wszystkich swoich pobratymców.
To, co powiedziała na ich temat Firouzeh, mocno zszokowało Faer i jej siostry. Czy naprawdę mimo tego, że się mocno różnią od innych smoków, wcale nie ujmowało im w tym, że były równie potężne co te latające, pradawne jaszczury?
- Eemmm... - mruknęła Faer naprawdę miło tym zaskoczona. - "Jeśli dodamy do tego nieco więcej swoich sił magicznych, myślę, że nie powinno to być problemem" - odpowiedziała po chwili.
- "Ale nie sięgnie kości" - podsunęła Lega. - "Zostawi tylko wypaloną w ciele dziurę."
Faer spojrzała na siostrę i zgodziła się z nią kiwnięciem głową.
- "Bez większego problemu jesteśmy jednak w stanie rozpuścić nim kości i drewno."
- "Kamienie się nie rozpuszczają. A szkoda, mogłybyśmy sobie zrobić przytulny domek w jakiejś jaskini. Urządzić ją ładnie..."
- "I co chwila musiałybyśmy się męczyć z łowcami skarbów i łowcami potworów. Wydaje mi się, Tava, że już rozmawiałyśmy na ten temat" - westchnęła ciężko Faer.
- "Dla mnie w porządku. W końcu jakaś rozrywka i nie trzeba by ruszać swojego ogona z leża. Jedzonko samo by do nas przychodziło" - Lega poparła z zadowoleniem pomysł Tavy o przeprowadzeniu się do jaskini. Wszystko dla niej było w porządku, jeśli nie trzeba było się zbytnio wysilać a dużo się przy tym zyskiwało.
I tak sobie przyjaźnie rozmawiały, aż nie dotarły do ostatniego zgubionego przez Firouzeh zaklęcia. Demon został uwolniony z pieczęci i... sprawy się mocno pokomplikowały. Okazało się wszak, że nie pojawił się jeden stwór z innego wymiaru, jak zapewniała rogata, a dwa. Może żaden nie wyglądał zbyt niebezpiecznie, ale Faer się bardzo nie spodobało to, że została przez Firouzeh oszukana w kwestii potworów pałętających się po jej terytorium. Bo tak w pierwszej chwili odebrała zastaną sytuację i wcześniejsze słowa rogatej, że brakuje jej już tylko JEDNEGO demona - jako kłamstwo.
- "Radzę ci dobrze wykorzystać okazję, nim cię pożrę" - warknęła groźnie środkowa głowa, sycząc gniewnie z pyskiem zawieszonym na wysokości twarzy rogatej i na wyciągnięcie ręki od niej. Nie powstrzymywała się też przed szczerzeniem ociekających silnym jadem kłów na Ragoriankę.
Dała jej chwilę na wytłumaczenie się, powoli i spokojnie owijając swój ogon wokół podróżniczki, by ta nie miała nawet szansy uciec. Ani trochę nie wyglądała na przekonaną, jakby już całkiem postawiła krzyżyk na kobiecie. I wyłącznie dlatego, że przez nią i jej rodaka, prawdopodobnie na całych bagnach rozrzucone zostały zaklęcia z demonami, które w każdej chwili mogą wyjść na wolność. Faer nie mogła oczywiście do tego dopuścić, nie chciała jednak by uszło to winnemu płazem i zamierzała pociągnąć go do odpowiedzialności. A że Firouzeh również była temu po części winna…
- „Pożegnaj się z życiem!” – warknęła rozdziawiając szeroko paszczę, jeszcze bardziej zbliżając ją do rogatej, aby ją pożreć, lecz w ostatniej chwili się zatrzymała i cofnęła swój pysk. Spojrzała najpierw na jedną siostrę, po tym na drugą. Lega zasłoniła sobą Firouzech, tyle, na nile mogła, a Tava chwyciła ją ostrożnie pyskiem za ubranie, tak aby ani nie zranić kobiety, ani nie zniszczyć jej odzienia, i zabrała ją spod pyska Faer.
- „Faer, odpuść ten jeden raz, może być zabawnie” – odezwała się pierwsza Lega, wstawiając się w obronie Ragarianki. Choć widać po niej było, że bardziej niż samą kobietą, bardziej zainteresowana była tym, co ta chciała uczynić swojemu poszukiwanemu. To mogło być naprawdę zacne widowisko.
- „Poza tym jestem pewna, że z pomocą Firouzeh szybciej znajdziemy wszystkie zaklęcia i się ich pozbędziemy, niż gdybyśmy same miały na ślepo przetrząsać każdy skrawek bagien” – dodała Tava, starając się załatwić sprawę dyplomatycznie. Odstawiła Firouzeh na ziemię i schyliła do niej swój pysk, patrząc jej łagodnie w oczy. – „Firouz musiał być w miejscu gdzie zostawił swoje zaklęcia, czy mógł je z jednego miejsca rozrzucić na duże, losowe odległości?”
Faer zasyczała z niezadowoleniem, przecinając kilka razy swoim językiem powietrze, przyglądając się w milczeniu temu wszystkiemu i każdej siostrze z osobna po czym westchnęła ciężko, odpuszczając. A przynajmniej na ten moment.
- „Im szybciej uporamy się z tymi demonami i znajdziemy twojego uciekiniera, tym szybciej pozbędę się was z naszego terytorium” – burknęła z niezadowoleniem, na co Lega lekko jakby odetchnęła z ulgą, a Tava, dając się ponieść swojej radości, przytuliła się pyskiem do kobiety. Uważając oczywiście by nie zrobić jej krzywdy swoimi kolczastymi łuskami. Naprawdę bardzo ją polubiła. I zdawało się, że Lega również, choć może to wyłącznie spowodowane było możliwością pożerania mięsa stworzeń z innego wymiaru.
- "W sumie to jak zwykłe konie, ale z takim... paskudnym bagiennym posmakiem." - Skrzywiła się z lekkim obrzydzeniem Tava.
- "Oj już przestań biadolić, sama na raz wciągnęłabyś trzy sztuki, jak już się uda je upolować" - zrugała ją lewa głowa. - "Poza tym są lepsze od hien i topielców."
- "Czy ja wiem czy lepsze... I tak zostawiają bagienno-trupi posmak na języku” - mruknęła i wysunęła z paszczy swój długi, wężowy język, którego zaraz uniosła do góry i spojrzała na niego smutno.
- "Litości! Tu wszystko ma bagienno-trupi posmak!" - jęknęła z poirytowaniem Lega. Kończyła się jej cierpliwość do wysłuchiwania narzekań siostry.
- "Pod względem magicznym, mięso mglaków jest bardzo odżywcze" - dołączyła do rozmowy również i Faer, z subtelnym uśmiechem na pysku, tylko po to, by pogodzić obie głowy i może podsunąć Firouzeh tę ciekawostkę, na temat gastronomicznych aspektów tych tajemniczych, bardzo majestatycznych i równie niebezpiecznych koni.
Temat jednak zaraz odszedł w zapomnienie na dobre, gdy poruszona została kwestia ich leża i skarbów się tam znajdujących. Faer od razu spiorunowała rogatą spojrzeniem. Lega natomiast sennie ziewnęła szeroko, wietrząc sobie przez moment całą paszczę i uzębienie się w niej znajdujące, po czym zamknęła pysk i mlasnęła kilka razy, zaraz go sobie oblizując. Z największą przyjemnością zjadłaby sobie coś teraz, by po tym pójść spać.
- "Oczywiście głuptasku. A co innego..."
- "Skończ temat Tava" - wtrąciła się Faer z ostrym tonem. - "Firouzeh powiedziała przecież, że to nie jej sprawa." - I na tym kolejny temat został ucięty. Faer nie zamierzała ryzykować użerania się z kolejnymi wyprawami poszukiwaczy skarbów i przygód, pragnących dostać się do leża hydry i nie tylko pozbawić monstrum jej głów, ale przede wszystkim zabrać dla siebie wszystko, co udało jej się zgromadzić przez całe swoje życie.
Przez moment trwali w ciszy, lecz ta nie zdążyła się między nimi wygodnie umościć, gdy po pytaniu Faer o powody pościgu rogatej za tamtym mężczyzną, wyszedł temat płci głupszej, ale niestety silniejszej.
- "Firouz? Mówisz o sobie?" - zapytała środkowa głowa, na moment się gubiąc w wypowiedzi kobiety, bo nie spodziewała się, że kobieta i jej uciekinier mają podobne imiona.
- "I czym jest jednorożce?" - zainteresowała się Tava.
- "Najważniejszym pytaniem powinno być, czy jest to jadalne i kiedy w końcu coś zjemy?" - burknęła pochmurnie Lega, a jakby na potwierdzenie jej słów, zaraz z długiego brzucha pradawnej wydobył się przeciągły, żałosny pomruk. - "Dziękuję. Miło że się ze mną zgadzasz" - odpowiedziała z rozbawieniem swojemu żołądkowi.
- "Prawdopodobnie nie wyglądamy jak jakikolwiek smok, który kiedykolwiek istniał na Łusce. Nie wiem, dlaczego jesteśmy takie. Nie mam żadnego pomysłu, jak mogło do czegoś takiego dojść. Od wyklucia jednak jesteśmy takie, jak widzisz" - wyjaśniła Faer, z pobrzmiewającą w głosie nutą żalu.
- "Tylko jesteśmy ociupinkę większe, niż gdy się wyklułyśmy" - dodała Lega, jakby to była naprawdę ważna informacja, którą wypadało odpowiednio zaznaczyć, bo nikt by się przecież nie domyślił, że smoczyca była dużo mniejsza, gdy wyszła z jajka, niż jest obecnie.
- "Przez długi czas myślałyśmy, że wszystkie smoki tak wyglądają, ale w jednych ruinach po kilkuset latach dowiedziałyśmy się, że nie ma i nie powinno być na Łusce takich smoków jak my" - wyjaśniła ze smutkiem Tava.
Zawsze dumna była z tego, że ma siostry przy sobie i nigdy nie jest sama, nawet jeśli czasami ma dość przez dokuczanie Legi. Gdy się jednak dowiedziała, że bliżej im do bezrozumnej, cuchnącej i obrzydliwej hydry, niż do majestatycznego smoka, budzącego nie strach, a respekt w pierwszym kontakcie, była załamana. Kochała Faer, nawet czasami również Legę, ale przez wieść o tym, że są jakąś pokraczną abominacją, chciało jej się płakać.
Z czasem przyzwyczaiły się do tego, że brane są za wstrętną hydrę, pustoszącą te rozległe podmokłe tereny. Jeśli wszyscy widzieli w Faer i jej siostrach wyłącznie potwora, nie było sensu wysilać się i gimnastykować, by zmienić ich opinię na swój temat. W końcu odpuściły sobie udowodnienie innym, że są smokiem, a nie hydrą. Może rzeczywiście nią była, tylko cały czas się oszukiwała, myśląc, że jest inaczej? Swoich rodziców przecież nigdy nie poznały. Nie było żadnych jednoznacznych dowodów na to, że były smokiem, a nie hydrą inteligentniejszą, od wszystkich swoich pobratymców.
To, co powiedziała na ich temat Firouzeh, mocno zszokowało Faer i jej siostry. Czy naprawdę mimo tego, że się mocno różnią od innych smoków, wcale nie ujmowało im w tym, że były równie potężne co te latające, pradawne jaszczury?
- Eemmm... - mruknęła Faer naprawdę miło tym zaskoczona. - "Jeśli dodamy do tego nieco więcej swoich sił magicznych, myślę, że nie powinno to być problemem" - odpowiedziała po chwili.
- "Ale nie sięgnie kości" - podsunęła Lega. - "Zostawi tylko wypaloną w ciele dziurę."
Faer spojrzała na siostrę i zgodziła się z nią kiwnięciem głową.
- "Bez większego problemu jesteśmy jednak w stanie rozpuścić nim kości i drewno."
- "Kamienie się nie rozpuszczają. A szkoda, mogłybyśmy sobie zrobić przytulny domek w jakiejś jaskini. Urządzić ją ładnie..."
- "I co chwila musiałybyśmy się męczyć z łowcami skarbów i łowcami potworów. Wydaje mi się, Tava, że już rozmawiałyśmy na ten temat" - westchnęła ciężko Faer.
- "Dla mnie w porządku. W końcu jakaś rozrywka i nie trzeba by ruszać swojego ogona z leża. Jedzonko samo by do nas przychodziło" - Lega poparła z zadowoleniem pomysł Tavy o przeprowadzeniu się do jaskini. Wszystko dla niej było w porządku, jeśli nie trzeba było się zbytnio wysilać a dużo się przy tym zyskiwało.
I tak sobie przyjaźnie rozmawiały, aż nie dotarły do ostatniego zgubionego przez Firouzeh zaklęcia. Demon został uwolniony z pieczęci i... sprawy się mocno pokomplikowały. Okazało się wszak, że nie pojawił się jeden stwór z innego wymiaru, jak zapewniała rogata, a dwa. Może żaden nie wyglądał zbyt niebezpiecznie, ale Faer się bardzo nie spodobało to, że została przez Firouzeh oszukana w kwestii potworów pałętających się po jej terytorium. Bo tak w pierwszej chwili odebrała zastaną sytuację i wcześniejsze słowa rogatej, że brakuje jej już tylko JEDNEGO demona - jako kłamstwo.
- "Radzę ci dobrze wykorzystać okazję, nim cię pożrę" - warknęła groźnie środkowa głowa, sycząc gniewnie z pyskiem zawieszonym na wysokości twarzy rogatej i na wyciągnięcie ręki od niej. Nie powstrzymywała się też przed szczerzeniem ociekających silnym jadem kłów na Ragoriankę.
Dała jej chwilę na wytłumaczenie się, powoli i spokojnie owijając swój ogon wokół podróżniczki, by ta nie miała nawet szansy uciec. Ani trochę nie wyglądała na przekonaną, jakby już całkiem postawiła krzyżyk na kobiecie. I wyłącznie dlatego, że przez nią i jej rodaka, prawdopodobnie na całych bagnach rozrzucone zostały zaklęcia z demonami, które w każdej chwili mogą wyjść na wolność. Faer nie mogła oczywiście do tego dopuścić, nie chciała jednak by uszło to winnemu płazem i zamierzała pociągnąć go do odpowiedzialności. A że Firouzeh również była temu po części winna…
- „Pożegnaj się z życiem!” – warknęła rozdziawiając szeroko paszczę, jeszcze bardziej zbliżając ją do rogatej, aby ją pożreć, lecz w ostatniej chwili się zatrzymała i cofnęła swój pysk. Spojrzała najpierw na jedną siostrę, po tym na drugą. Lega zasłoniła sobą Firouzech, tyle, na nile mogła, a Tava chwyciła ją ostrożnie pyskiem za ubranie, tak aby ani nie zranić kobiety, ani nie zniszczyć jej odzienia, i zabrała ją spod pyska Faer.
- „Faer, odpuść ten jeden raz, może być zabawnie” – odezwała się pierwsza Lega, wstawiając się w obronie Ragarianki. Choć widać po niej było, że bardziej niż samą kobietą, bardziej zainteresowana była tym, co ta chciała uczynić swojemu poszukiwanemu. To mogło być naprawdę zacne widowisko.
- „Poza tym jestem pewna, że z pomocą Firouzeh szybciej znajdziemy wszystkie zaklęcia i się ich pozbędziemy, niż gdybyśmy same miały na ślepo przetrząsać każdy skrawek bagien” – dodała Tava, starając się załatwić sprawę dyplomatycznie. Odstawiła Firouzeh na ziemię i schyliła do niej swój pysk, patrząc jej łagodnie w oczy. – „Firouz musiał być w miejscu gdzie zostawił swoje zaklęcia, czy mógł je z jednego miejsca rozrzucić na duże, losowe odległości?”
Faer zasyczała z niezadowoleniem, przecinając kilka razy swoim językiem powietrze, przyglądając się w milczeniu temu wszystkiemu i każdej siostrze z osobna po czym westchnęła ciężko, odpuszczając. A przynajmniej na ten moment.
- „Im szybciej uporamy się z tymi demonami i znajdziemy twojego uciekiniera, tym szybciej pozbędę się was z naszego terytorium” – burknęła z niezadowoleniem, na co Lega lekko jakby odetchnęła z ulgą, a Tava, dając się ponieść swojej radości, przytuliła się pyskiem do kobiety. Uważając oczywiście by nie zrobić jej krzywdy swoimi kolczastymi łuskami. Naprawdę bardzo ją polubiła. I zdawało się, że Lega również, choć może to wyłącznie spowodowane było możliwością pożerania mięsa stworzeń z innego wymiaru.
- Firouzeh
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 24
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Ragarianin
- Profesje: Mag , Wojownik
- Kontakt:
Informacje o nawykach żywieniowych nowej koleżanki były dla Firouzeh… Intrygujące. Z tego co rozumiała one były w stanie zeżreć absolutnie wszystko, co po chwili zastanowienia nie powinno dziwić - bagna nie były miejscem, gdzie można było wybrzydzać, więc obecność w diecie magicznych stworzeń, utopców i ras rozumnych była w sumie koniecznością, a nie manifestacją dziwnych upodobań… Być może. Chyba nigdy się tego nie dowiedzą.
A wtrącenie się Faer było absolutnie rozbrajające - jak matka albo inna opiekunka zwracała uwagę bardziej na wartości odżywcze, niż na smak. Naprawdę, gdyby nie to, że było to raczej fizycznie niemożliwe, Firouzeh podejrzewałaby, że jest ona najstarsza z całej trójki, Tava zaś to ta najmłodsza - od dojrzałej panny po lekko naiwnego podrostka. Oj, zabawne towarzystwo. Chociaż i momentami drażliwe, bo nie dość, że żarły się między sobą, to jeszcze i z Ragarianką nieraz piorunowały się wzrokiem.
- Ach, nie, nie – zreflektowała się Ragarianka, gdy chwilę później Faer wyraziła na głos swoją konsternację spowodowaną imieniem jej brata. – My się po prostu bardzo podobnie nazywamy. On jest Firouz, ja Firouzeh, przez „e” na końcu. Fakt, nie pierwszy raz to prowadzi do nieporozumień – przyznała szczerze. Tradycja nazywania bliźniąt tymi samymi imionami była jej zdaniem jedną z głupszych, bo powodowała nieustanne problemy, a tłumaczenie się tym wierzeniem w jedną duszę w dwóch ciałach było jej zdaniem bardzo archaiczne. Bo gdyby faktycznie stanowili jedną osobę, to śmierć jednego niosłaby za sobą śmierć drugiego, prawda? A przykładów takich nieścisłości na pewno znalazłoby się jeszcze co najmniej kilka.
- Jednorożce to takie magiczne konie, ponoć bardzo rzadkie. Coś jak mglaki, tylko są białe i mają róg na czole. Totalnie nieprzydatny, ale ponoć magiczny. Ale nie wiem jak smakują, pewnie też jak konina – przyznała. Jakoś nie krępowało jej mówienie o wszystkim w kategoriach pożywienia. Może gdyby temat zszedł na istoty rozumne to miałaby pewne opory, ale zwierzęta i bestie… Jadło się świnie i krowy to czemu nie konie, nawet te magiczne? Jedyną przeszkodą stanowiłoby dla niej tylko to, że mięso byłoby trujące albo skrajnie niesmaczne, jak chociażby mięso lisów.
- To niesamowite – przyznała Firouzeh, nawet nie zdając sobie sprawy jak miło łechcze ego Faer i jej sióstr, trochę podłamanych swoją innością. – Czyli tak naprawdę żaden przeciwnik nie jest wam straszny. Nawet gdyby stanął przed wami zakupy w zbroję rycerz mogłybyście rozpuścić jego pancerz wspomagając się magią, a jeśli nie, to kwas mógłby spłynąć między szczelinami w pancerzu i poparzyć delikwenta bez względu na to jak grubą blachę by na sobie miał. Nawet jeśli nie sięgnie kości… Takie rany i tak mogą być śmiertelne.
Dziewczyny również okazywały się widzieć pewne plusy swoich umiejętności, a słuchanie o pomyśle zrobienia sobie wygodnego leża w jakiejś jaskini było całkiem zabawne. Rozluźniające. Firouzeh na moment przestała myśleć o zadaniu, które miała do wykonania i które do tej pory tak ją zaprzątało. Miłą atmosferę trafił jednak szlag, gdy doszło do incydentu z demonami, z którego żadna z obecnych nie była zadowolona, ale też każda winiła za to co innego. No i tak mniszka musiała się gęsto tłumaczyć. Już w połowie swojej wypowiedzi zorientowała się, że raczej się nie wyłga. Liczyła się z walką, ale nie mogła się na nią przygotować – Faer tak intensywnie się w nią wpatrywała, że pewnie zaraz dostrzegłaby jak sięga do kieszeni z zaklęciami, nawet jeśli nic by przy tym nie wyciągnęła i tylko ją rozpięła. Zacisnęła więc rękę na swoim kosturze i napięła mięśnie nóg, mając nadzieję, że da radę jakoś szybko wyjść poza jej zasięg i może wtedy przejść do ofensywny. Nie zamierzała tanio sprzedać skóry. W najśmielszych snach nie spodziewała się jednak tego jak potoczy się to starcie i że będzie miała w nim sojuszników.
Gdy Faer się na nią rzuciła, Firouzeh nie odgrażała się jej. W jakimś pierwotnym odruchu odsłoniła zęby, po czym mimo ograniczającego jej ruchy ogona smoczycy spróbowała się cofnąć. Poderwała swój kij i biorąc nim naprawdę szczery zamach rąbnęła atakującą ją głowę prosto między oczy. Później zaś wypadki potoczyły się zupełnie niespodziewanie. Nagle między nie wsunęła się Lega, a Tava… Złapał ją za ubranie i zabrała w bezpieczne miejsce jak kocica swoje kocię. Ragarianka była tak zaskoczona, że nawet się nie miotała, choć sięgnęła za siebie jakby chciała się złapać pyska smoczycy. Oniemiała z zaskoczenia słuchała jak dwie skrajne głowy się za nią wstawiają – z różnych powodów, ale to nieważne. Ważne, że jej broniły przed tą głową, która zdawała się do tej pory być najbardziej rozsądna.
- Tak, na pewno mogłabym je łatwo namierzyć – zgodziła się gorliwie z przypuszczeniami Tavy na temat tego czy byłaby w stanie namierzyć zaklęcia swojego brata. – Na pewno będą one w pobliżu miejsc, którymi przechodził. To tak naprawdę zwykły papier, nie można go wysłać na dalekie odległości, tylko na tyle, na ile normalnie da się rzucić taką kartką. Czyli… sążeń? Dwa sążnie od miejsca, w którym się stoi? – gdybała, ale nie ze spokojem akademika a zawziętością wojownika gotowego do tego, by zaraz ruszać do boju. I ta zawziętość trochę z niej zeszła, gdy Tava zaczęła się do niej łasić i nie dość, że trzeba było się bronić przed upadkiem to jeszcze należało gadzinę pogłaskać. No bo jak to tak bez głaskania?
- Wydaje mi się, że tych demonów nie będzie więcej niż osiem. Nie licząc tego, który był tutaj - zastrzegła. Spojrzała poważnie na Faer, która pewnie w tym momencie szczerze ją nienawidziła. - Postaram się naprawić szkody, które spowodował Firouz, nie opuszczę bagien, dopóki nie pozbędę się wszystkich jego pułapek.
A wtrącenie się Faer było absolutnie rozbrajające - jak matka albo inna opiekunka zwracała uwagę bardziej na wartości odżywcze, niż na smak. Naprawdę, gdyby nie to, że było to raczej fizycznie niemożliwe, Firouzeh podejrzewałaby, że jest ona najstarsza z całej trójki, Tava zaś to ta najmłodsza - od dojrzałej panny po lekko naiwnego podrostka. Oj, zabawne towarzystwo. Chociaż i momentami drażliwe, bo nie dość, że żarły się między sobą, to jeszcze i z Ragarianką nieraz piorunowały się wzrokiem.
- Ach, nie, nie – zreflektowała się Ragarianka, gdy chwilę później Faer wyraziła na głos swoją konsternację spowodowaną imieniem jej brata. – My się po prostu bardzo podobnie nazywamy. On jest Firouz, ja Firouzeh, przez „e” na końcu. Fakt, nie pierwszy raz to prowadzi do nieporozumień – przyznała szczerze. Tradycja nazywania bliźniąt tymi samymi imionami była jej zdaniem jedną z głupszych, bo powodowała nieustanne problemy, a tłumaczenie się tym wierzeniem w jedną duszę w dwóch ciałach było jej zdaniem bardzo archaiczne. Bo gdyby faktycznie stanowili jedną osobę, to śmierć jednego niosłaby za sobą śmierć drugiego, prawda? A przykładów takich nieścisłości na pewno znalazłoby się jeszcze co najmniej kilka.
- Jednorożce to takie magiczne konie, ponoć bardzo rzadkie. Coś jak mglaki, tylko są białe i mają róg na czole. Totalnie nieprzydatny, ale ponoć magiczny. Ale nie wiem jak smakują, pewnie też jak konina – przyznała. Jakoś nie krępowało jej mówienie o wszystkim w kategoriach pożywienia. Może gdyby temat zszedł na istoty rozumne to miałaby pewne opory, ale zwierzęta i bestie… Jadło się świnie i krowy to czemu nie konie, nawet te magiczne? Jedyną przeszkodą stanowiłoby dla niej tylko to, że mięso byłoby trujące albo skrajnie niesmaczne, jak chociażby mięso lisów.
- To niesamowite – przyznała Firouzeh, nawet nie zdając sobie sprawy jak miło łechcze ego Faer i jej sióstr, trochę podłamanych swoją innością. – Czyli tak naprawdę żaden przeciwnik nie jest wam straszny. Nawet gdyby stanął przed wami zakupy w zbroję rycerz mogłybyście rozpuścić jego pancerz wspomagając się magią, a jeśli nie, to kwas mógłby spłynąć między szczelinami w pancerzu i poparzyć delikwenta bez względu na to jak grubą blachę by na sobie miał. Nawet jeśli nie sięgnie kości… Takie rany i tak mogą być śmiertelne.
Dziewczyny również okazywały się widzieć pewne plusy swoich umiejętności, a słuchanie o pomyśle zrobienia sobie wygodnego leża w jakiejś jaskini było całkiem zabawne. Rozluźniające. Firouzeh na moment przestała myśleć o zadaniu, które miała do wykonania i które do tej pory tak ją zaprzątało. Miłą atmosferę trafił jednak szlag, gdy doszło do incydentu z demonami, z którego żadna z obecnych nie była zadowolona, ale też każda winiła za to co innego. No i tak mniszka musiała się gęsto tłumaczyć. Już w połowie swojej wypowiedzi zorientowała się, że raczej się nie wyłga. Liczyła się z walką, ale nie mogła się na nią przygotować – Faer tak intensywnie się w nią wpatrywała, że pewnie zaraz dostrzegłaby jak sięga do kieszeni z zaklęciami, nawet jeśli nic by przy tym nie wyciągnęła i tylko ją rozpięła. Zacisnęła więc rękę na swoim kosturze i napięła mięśnie nóg, mając nadzieję, że da radę jakoś szybko wyjść poza jej zasięg i może wtedy przejść do ofensywny. Nie zamierzała tanio sprzedać skóry. W najśmielszych snach nie spodziewała się jednak tego jak potoczy się to starcie i że będzie miała w nim sojuszników.
Gdy Faer się na nią rzuciła, Firouzeh nie odgrażała się jej. W jakimś pierwotnym odruchu odsłoniła zęby, po czym mimo ograniczającego jej ruchy ogona smoczycy spróbowała się cofnąć. Poderwała swój kij i biorąc nim naprawdę szczery zamach rąbnęła atakującą ją głowę prosto między oczy. Później zaś wypadki potoczyły się zupełnie niespodziewanie. Nagle między nie wsunęła się Lega, a Tava… Złapał ją za ubranie i zabrała w bezpieczne miejsce jak kocica swoje kocię. Ragarianka była tak zaskoczona, że nawet się nie miotała, choć sięgnęła za siebie jakby chciała się złapać pyska smoczycy. Oniemiała z zaskoczenia słuchała jak dwie skrajne głowy się za nią wstawiają – z różnych powodów, ale to nieważne. Ważne, że jej broniły przed tą głową, która zdawała się do tej pory być najbardziej rozsądna.
- Tak, na pewno mogłabym je łatwo namierzyć – zgodziła się gorliwie z przypuszczeniami Tavy na temat tego czy byłaby w stanie namierzyć zaklęcia swojego brata. – Na pewno będą one w pobliżu miejsc, którymi przechodził. To tak naprawdę zwykły papier, nie można go wysłać na dalekie odległości, tylko na tyle, na ile normalnie da się rzucić taką kartką. Czyli… sążeń? Dwa sążnie od miejsca, w którym się stoi? – gdybała, ale nie ze spokojem akademika a zawziętością wojownika gotowego do tego, by zaraz ruszać do boju. I ta zawziętość trochę z niej zeszła, gdy Tava zaczęła się do niej łasić i nie dość, że trzeba było się bronić przed upadkiem to jeszcze należało gadzinę pogłaskać. No bo jak to tak bez głaskania?
- Wydaje mi się, że tych demonów nie będzie więcej niż osiem. Nie licząc tego, który był tutaj - zastrzegła. Spojrzała poważnie na Faer, która pewnie w tym momencie szczerze ją nienawidziła. - Postaram się naprawić szkody, które spowodował Firouz, nie opuszczę bagien, dopóki nie pozbędę się wszystkich jego pułapek.
- Faer
- Szukający drogi
- Posty: 27
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
- Kontakt:
- "JUŻ nie jest nam straszny" - poprawiła ją Faer, kiwając lekko pryz tym głową. - "Od około milenium, możemy spać spokojnie i raczej nic nie jest w stanie nam zagrozić. Oczywiście nadal lepiej być ostrożnym i rozważnym, na przykład nie niepokoić bezmyślnie całego tabunu mglaków, czy wparowywać w sam środek ludzkiej wioski, bo to ostatecznie i tak może mieć dla nas przykre skutki, ale pojedyncze osobniki, czy niewielkie grupki nie są nam groźne."
- "Jak się wyklułyśmy musiałyśmy dużo bardziej uważać na stworzenia większe od nas, a praktycznie wszystko było większe gdy jest się wielkości przedramienia dorosłego człowieka, od końcówki palców do zagięcia w łokciu" - dodała Tava, wzdrygając się wyraźnie na samo wspomnienie bardzo stresującego i niepewnego okresu ich dzieciństwa. Praktycznie przez pierwszych czterysta lat swojego w ogóle nie miały pewności czy dane im będzie przeżyć kolejny dzień.
- "Dawno nie widziałyśmy żadnego zakutego łba. Chyba ostatni przypałętał się osiem wieków temu, a od tamtego czasu sami zwykli łowcy i najemnicy cuchnący testosteronem i przerośniętym ego na staję, którzy nawet nie myślą o tym by swoje pieniądze przeznaczyć na lepszy pancerz czy broń" - burknęła z pogardą Lega, choć wcale nie powinna wybrzydzać, bo przy ostatnim starciu z nieopancerzonymi, nazbyt pewnymi siebie poszukiwaczami przygód omal nie straciła głowy przez własną głupotę i arogancję. A mimo to nie miała najmniejszych oporów, by mówić o nich w sposób lekceważący.
Tak, jak początkowo poszukiwanie zgubionych przez Firouzeh zaklęć przebiegało w miłej i raczej przyjaznej atmosferze, tak dość szybko sytuacja przybrała dla rogatej bardzo nieciekawy obrót. Wystarczyło tak niewiele, by stracić zaufanie i sympatię Faer, jeden dodatkowy demon, o którym nawet sama kobieta nie miała pojęcia, dopóki ten się nie pojawił. Środkowa głowa poczuła się naprawdę oszukana i nie wróżyło to dobrej przyszłości dla Ragarianki. A przynajmniej z początku, gdy hydra owinęła swój ogon wokół podróżniczki i przyszykowała się do ataku. Nie spodziewała się jednak, że sama zostanie zaatakowana. Już miała wystrzelić swoją paszczą w stronę magiczki i ją pożreć, gdy nagle została zdzielona przez nią kijem po głowie. Oczywiście smoczycy nie spodobało się to jeszcze bardziej, niż sam fakt tego, że została oszukana (nie celowo) i gdyby nie interwencja skrajnych głów, sprawy mogłyby przyjąć naprawdę nieciekawy obrót.
Szczerząc się teraz bardziej na Legę, niż na Firouzeh, Faer nie chciała łatwo wybaczyć tej zniewagi, niestety gdy miała przeciwko sobie obie siostry, niewiele mogła zrobić i po prostu musiała odpuścić, choć nie było wątpliwości, że podróżniczka mocno straciła w jej oczach (zyskawszy przy tym bardzo mocno u pozostałych łbów hydry. Wysłuchała odpowiedzi, odnośnie rozrzuconych przez brata rogatej kartek i prychnęła z niezadowoleniem, cicho przy tym warcząc. Najchętniej zostawiłaby kobietę tutaj sama na pastwę bagiennych stworzeń, ale raz, że Tava i Lega by jej na to nie pozwoliły, naprawdę chciała dopilnować, by żadne bestie z innego wymiaru nie kręciły się po jej bagnach i mocno ingerowały w tutejszy ekosystem. I tak mocno zachwiany przez mieszkającą tutaj hydrę.
- "Lepiej będzie dla ciebie, jeśli i tym razem nie będą to jednie puste słowa" - burknęła Faer z czająca się w tonie groźbą, a po chwili odwróciła głowę w bok, by nie musieć dłużej patrzeć na rogatą. Zwłaszcza, że niepewnie zbliżyła się do niej również Lega, gdy spostrzegła jak dobrze było Tavie, gdy tak była głaskana przez kobietę. Lewa głowa może nie tyle poczuła się zazdrosna, co chciała się upewnić czy to rzeczywiście było tak miłe jakie się wydawało. Ostatecznie więc po chwili do Ragarianki tuliły się dwie głowy hydry, a ostatnia była na nią po prostu wściekła.
- "Skończcie już te wygłupy, nie mamy całego dnia" - warknęła z niezadowoleniem Faer i odciągnęła od rogatej swoje siostry, co wcale nie powinno dziwić, skoro miała największą władzę nad ich ciałem. Fuknęła pod nosem i korzystając z własnego zmysłu magicznego oraz innych, zaczęła przeczesywać okolicę w poszukiwaniu kolejnych zaklęć ściganego mężczyzny oraz pozostawionych przez niego śladów.
Lega po raz kolejny zaprzęgła do roboty bagienną hienę, która również szukała tropu uciekiniera.
- "Skąd w ogóle pewność, że zostawił ich tylko osiem?" - burknęła w końcu Faer, po dość długiej chwili milczenia, w porównaniu do tego, że przed tym incydentem z dodatkowym demonem, o którym nikt nic nie wiedział, głowy hydry praktycznie cały czas coś mówiły czy to między sobą, czy w odniesieniu do wypowiedzi Firouzeh, się po prostu uzupełniały.
- "Jak się wyklułyśmy musiałyśmy dużo bardziej uważać na stworzenia większe od nas, a praktycznie wszystko było większe gdy jest się wielkości przedramienia dorosłego człowieka, od końcówki palców do zagięcia w łokciu" - dodała Tava, wzdrygając się wyraźnie na samo wspomnienie bardzo stresującego i niepewnego okresu ich dzieciństwa. Praktycznie przez pierwszych czterysta lat swojego w ogóle nie miały pewności czy dane im będzie przeżyć kolejny dzień.
- "Dawno nie widziałyśmy żadnego zakutego łba. Chyba ostatni przypałętał się osiem wieków temu, a od tamtego czasu sami zwykli łowcy i najemnicy cuchnący testosteronem i przerośniętym ego na staję, którzy nawet nie myślą o tym by swoje pieniądze przeznaczyć na lepszy pancerz czy broń" - burknęła z pogardą Lega, choć wcale nie powinna wybrzydzać, bo przy ostatnim starciu z nieopancerzonymi, nazbyt pewnymi siebie poszukiwaczami przygód omal nie straciła głowy przez własną głupotę i arogancję. A mimo to nie miała najmniejszych oporów, by mówić o nich w sposób lekceważący.
Tak, jak początkowo poszukiwanie zgubionych przez Firouzeh zaklęć przebiegało w miłej i raczej przyjaznej atmosferze, tak dość szybko sytuacja przybrała dla rogatej bardzo nieciekawy obrót. Wystarczyło tak niewiele, by stracić zaufanie i sympatię Faer, jeden dodatkowy demon, o którym nawet sama kobieta nie miała pojęcia, dopóki ten się nie pojawił. Środkowa głowa poczuła się naprawdę oszukana i nie wróżyło to dobrej przyszłości dla Ragarianki. A przynajmniej z początku, gdy hydra owinęła swój ogon wokół podróżniczki i przyszykowała się do ataku. Nie spodziewała się jednak, że sama zostanie zaatakowana. Już miała wystrzelić swoją paszczą w stronę magiczki i ją pożreć, gdy nagle została zdzielona przez nią kijem po głowie. Oczywiście smoczycy nie spodobało się to jeszcze bardziej, niż sam fakt tego, że została oszukana (nie celowo) i gdyby nie interwencja skrajnych głów, sprawy mogłyby przyjąć naprawdę nieciekawy obrót.
Szczerząc się teraz bardziej na Legę, niż na Firouzeh, Faer nie chciała łatwo wybaczyć tej zniewagi, niestety gdy miała przeciwko sobie obie siostry, niewiele mogła zrobić i po prostu musiała odpuścić, choć nie było wątpliwości, że podróżniczka mocno straciła w jej oczach (zyskawszy przy tym bardzo mocno u pozostałych łbów hydry. Wysłuchała odpowiedzi, odnośnie rozrzuconych przez brata rogatej kartek i prychnęła z niezadowoleniem, cicho przy tym warcząc. Najchętniej zostawiłaby kobietę tutaj sama na pastwę bagiennych stworzeń, ale raz, że Tava i Lega by jej na to nie pozwoliły, naprawdę chciała dopilnować, by żadne bestie z innego wymiaru nie kręciły się po jej bagnach i mocno ingerowały w tutejszy ekosystem. I tak mocno zachwiany przez mieszkającą tutaj hydrę.
- "Lepiej będzie dla ciebie, jeśli i tym razem nie będą to jednie puste słowa" - burknęła Faer z czająca się w tonie groźbą, a po chwili odwróciła głowę w bok, by nie musieć dłużej patrzeć na rogatą. Zwłaszcza, że niepewnie zbliżyła się do niej również Lega, gdy spostrzegła jak dobrze było Tavie, gdy tak była głaskana przez kobietę. Lewa głowa może nie tyle poczuła się zazdrosna, co chciała się upewnić czy to rzeczywiście było tak miłe jakie się wydawało. Ostatecznie więc po chwili do Ragarianki tuliły się dwie głowy hydry, a ostatnia była na nią po prostu wściekła.
- "Skończcie już te wygłupy, nie mamy całego dnia" - warknęła z niezadowoleniem Faer i odciągnęła od rogatej swoje siostry, co wcale nie powinno dziwić, skoro miała największą władzę nad ich ciałem. Fuknęła pod nosem i korzystając z własnego zmysłu magicznego oraz innych, zaczęła przeczesywać okolicę w poszukiwaniu kolejnych zaklęć ściganego mężczyzny oraz pozostawionych przez niego śladów.
Lega po raz kolejny zaprzęgła do roboty bagienną hienę, która również szukała tropu uciekiniera.
- "Skąd w ogóle pewność, że zostawił ich tylko osiem?" - burknęła w końcu Faer, po dość długiej chwili milczenia, w porównaniu do tego, że przed tym incydentem z dodatkowym demonem, o którym nikt nic nie wiedział, głowy hydry praktycznie cały czas coś mówiły czy to między sobą, czy w odniesieniu do wypowiedzi Firouzeh, się po prostu uzupełniały.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości