Nizina Arkadyjska ⇒ [Trakt Rododendronia-Rapsodia] Transport rannej
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Safira próbowała przywołać w pamięci to wydarzenie, jednak nie potrafiła. Nie pamiętała w jaki sposób się poznali, ani w ogóle innych wspomnień z nim związanych. W jej umyśle pojawiały się tylko mgliste urywki z ich wcześniejszych spotkań. Im dłużej o tym myślała tym bardziej zastanawiała się jak dobrze tak naprawdę się znali. Z drugiej jednak strony jakiś wewnętrzny głos podszeptywał jej, że może mu ufać i że mężczyzna z którym właśnie podróżowała zrobiły naprawdę wiele by ją bronić. Nie wiedziała skąd brało się to przeczucie, jednak w jakiś sposób mu ufała.
- Posłuchaj - odezwała się po chwili. - Nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć. Budzę się i w jednej chwili wszystko wydaje się być w porządku, w drugiej okazuje się, że jesteś… - przełknęła ślinę - jesteśmy aniołami. Nie potrafię przypomnieć sobie nic z życia jako uskrzydlona. Nie pamiętam też nawet tego jak się spotkaliśmy, choć ty zdajesz się pamiętać to ze wszystkimi szczegółami. Gdyby nie to, że pokazałeś mi swoje skrzydła wzięłabym cię za wariata. Głowa mi pęka od tego wszystkiego, dlatego nie staram się tego wszystkiego w tej chwili pojąć… bo chyba nie jestem w stanie - Safira westchnęła. - Na razie więc założę że to wszystko prawda i nie będę się nad tym głębiej zastanawiać. Właściwie to gdzie my teraz jedziemy… i kto to jest ten cały Malachi o którym ciągle mówisz? Mam wrażenie, że skądś go znam, jednak nie potrafię sobie o nim nic przypomnieć.
- Posłuchaj - odezwała się po chwili. - Nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć. Budzę się i w jednej chwili wszystko wydaje się być w porządku, w drugiej okazuje się, że jesteś… - przełknęła ślinę - jesteśmy aniołami. Nie potrafię przypomnieć sobie nic z życia jako uskrzydlona. Nie pamiętam też nawet tego jak się spotkaliśmy, choć ty zdajesz się pamiętać to ze wszystkimi szczegółami. Gdyby nie to, że pokazałeś mi swoje skrzydła wzięłabym cię za wariata. Głowa mi pęka od tego wszystkiego, dlatego nie staram się tego wszystkiego w tej chwili pojąć… bo chyba nie jestem w stanie - Safira westchnęła. - Na razie więc założę że to wszystko prawda i nie będę się nad tym głębiej zastanawiać. Właściwie to gdzie my teraz jedziemy… i kto to jest ten cały Malachi o którym ciągle mówisz? Mam wrażenie, że skądś go znam, jednak nie potrafię sobie o nim nic przypomnieć.
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Aniołowie nie byli bezwolnymi istotami, myśleli i czuli. Czasem zbyt wiele. A czasem ich uczucia wcale nie były idealne. Azajasz w głębi duszy ucieszył się, że Safira nie pamiętała Malachiego. Teraz miał okazję coś zmienić. Choć zastanawiał się czy był to czysty przypadek, czy Pan miał dla nich jakiś inny plan?
- Malachi jest aniołem i naszym dowódcą. Partnerem Ananke - to ostatnie powiedział specjalnie i zaraz poczuł, że powinien ugryźć się w język, ale było już za późno. “Może i dobrze” - pomyślał. Z resztą, Malachi i Ananke nie kryli się już ze swoim związkiem, więc dlaczego on miałby to ukrywać? Mimo to miał wrażenie, że robi coś złego.
- Jedziemy do Rapsodii. Jechaliśmy tam żeby wyleczyć twoje rany. Wiem, że jest lepiej, ale twoja pamięć… Nie wiem, czy w Rododendronii byliby w stanie pomóc. Musiałem zdecydować, więc wybrałem Rapsodię, tam jest znacznie więcej możliwości niż w Rododendronii - wyjaśnił.
- Może nie warto zbyt wiele myśleć. Prześpij się, droga daleka - dodał, w domyśle mając, żeby oparła się o niego i odpoczęła.
- Malachi jest aniołem i naszym dowódcą. Partnerem Ananke - to ostatnie powiedział specjalnie i zaraz poczuł, że powinien ugryźć się w język, ale było już za późno. “Może i dobrze” - pomyślał. Z resztą, Malachi i Ananke nie kryli się już ze swoim związkiem, więc dlaczego on miałby to ukrywać? Mimo to miał wrażenie, że robi coś złego.
- Jedziemy do Rapsodii. Jechaliśmy tam żeby wyleczyć twoje rany. Wiem, że jest lepiej, ale twoja pamięć… Nie wiem, czy w Rododendronii byliby w stanie pomóc. Musiałem zdecydować, więc wybrałem Rapsodię, tam jest znacznie więcej możliwości niż w Rododendronii - wyjaśnił.
- Może nie warto zbyt wiele myśleć. Prześpij się, droga daleka - dodał, w domyśle mając, żeby oparła się o niego i odpoczęła.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Safira westchnęła. Azajasz zdawał się wiedzieć co robi, postanowiła więc zaufać swojemu przekonaniu i pozwolić mu na razie kierować swoim losem. Informacje o Malachim przyjęła z chłodną obojętnością, choć zastanawiała się co to znaczy, że jest “ich” dowódcą, postanowiła jednak, że pozostawi tą kwestię na później.
Safira oparła się plecami o tors siedzącego za nią mężczyzny i odchyliła głowę do tyłu, tak by kącikiem oka widzieć jego twarz.
- Wiem, że to dziwne pytanie - powiedziała przygryzając przy tym wargę. - Ale skoro wygląda na to, że nie mogę ufać w tej chwili swojej pamięci… to kim my jesteśmy dla siebie?
Safira oparła się plecami o tors siedzącego za nią mężczyzny i odchyliła głowę do tyłu, tak by kącikiem oka widzieć jego twarz.
- Wiem, że to dziwne pytanie - powiedziała przygryzając przy tym wargę. - Ale skoro wygląda na to, że nie mogę ufać w tej chwili swojej pamięci… to kim my jesteśmy dla siebie?
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Azajasz nie wiedział, czy ma dziękować Bogu za tą sytuację, czy się jej bać. A co jeśli przypomni sobie, co czuła do Malachiego? Nie okłamywał jej. Nie mógł powiedzieć: kochasz naszego dowódcę. Nigdy tego nie przyznała, Azajasz tylko się tego domyślił, ale Safira nie powiedziała mu nic wprost. Po prostu był dobrym obserwatorem. Mimo to czuł, że w środku nie czuję się tak jak powinien. Kiedy się o niego oparła pragnął ją objąć jedną ręką, lejce przerzucając do drugiej, ale przecież nie mógł. Jej pytanie o ich relację było trudniejsze niż się spodziewał. Nie mógł powiedzieć: Nie wiem.
- Jesteśmy w jednej drużynie, ubezpieczamy i wspieramy się na misjach - rzekł dość lakonicznie, ale nie chciał tego tak zostawiać. To była jego szansa by się otworzyć.
- Znamy się trochę, zawsze mogłaś na mnie liczyć, choć pewnie trudno to było dostrzec. Myślę, że jestem twoim przyjacielem. Przez pewien czas pobierałem u ciebie nauki. Chciałem podszkolić się w magii, a ty jesteś naszą uzdrowicielką, więc spędzaliśmy ze sobą czas. Ale właściwie to niewiele mówiłem, głównie słuchałem. Myślę, że jesteśmy przyjaciółmi, choć wiele o sobie nie wiemy.
- Zaśniesz? - spytał z nieznaną dotąd czułością w głosie.
- Jesteśmy w jednej drużynie, ubezpieczamy i wspieramy się na misjach - rzekł dość lakonicznie, ale nie chciał tego tak zostawiać. To była jego szansa by się otworzyć.
- Znamy się trochę, zawsze mogłaś na mnie liczyć, choć pewnie trudno to było dostrzec. Myślę, że jestem twoim przyjacielem. Przez pewien czas pobierałem u ciebie nauki. Chciałem podszkolić się w magii, a ty jesteś naszą uzdrowicielką, więc spędzaliśmy ze sobą czas. Ale właściwie to niewiele mówiłem, głównie słuchałem. Myślę, że jesteśmy przyjaciółmi, choć wiele o sobie nie wiemy.
- Zaśniesz? - spytał z nieznaną dotąd czułością w głosie.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
“Przyjaciele” - pomyślała ważąc to słowo. W sumie nie wiedziała jakiej odpowiedzi się spodziewała, cieszyła się jednak, że jego słowa zgrywały się z jej odczuciami.
- Chyba nie dam rady - odpowiedziała i zapatrzyła się na horyzont, pogrążając się we własnych myślach. Wbrew temu jednak co powiedziała, rytmiczny chód konia i zmęczenie, sprawiły że wkrótce przysnęła, z głową opartą o ramię mężczyzny.
- Chyba nie dam rady - odpowiedziała i zapatrzyła się na horyzont, pogrążając się we własnych myślach. Wbrew temu jednak co powiedziała, rytmiczny chód konia i zmęczenie, sprawiły że wkrótce przysnęła, z głową opartą o ramię mężczyzny.
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Oboje zamilkli. Azajasz nie chciał przemęczać Safiry, milczenie więc było chyba w tej sytuacji odpowiednie. Znów jechali równomiernym kłusem, który działał usypiająco także na anioła. Nie przyspieszał, mieli zbyt duże obciążenie, z resztą z luzakiem z tyłu nie mogli szarżować.
Słońce zaczynało wskazywać południe. Przez moment jego promienie grzały bardzo mocno, prześwitując przez korony wysokich brzóz. Jednak pogada, którą mieli od dwóch dni po swojej stronie miała plan się zmienić. Słońce zniknęło nagle za szarymi chmurami. Ciepły wiatr zmienił się w chłodny, ale nie stało się nagle bardzo zimno. W końcu z szarych chmur zaczął padać drobny deszcz. Azajasz naciągnął na głowę kaptur, a płaszczem otulił i siebie i drzemiącą Safirę. Gdy wiatr zaczął się zmagać, anielica obudziła się i musieli zrobić krótki postój. Azajasz nie chciał tracić czasu, ale nie mogli jechać tak kolejnych godzin. W czasie krótkiej przerwy Azajasz napoił konie i przebrał się, zakładając dodatkowe ubranie. Dla Safiry także wyciągnął ciepłe odzienie, w tym długi, szary sweter z grubej wełny. Oboje założyli płaszcze i obwiązali szyję chustami.
Kiedy wsiadali na konia krople deszczu zrobiły się zimne i ciężkie. Azajasz przez cały czas obserwował niebo, miał złe przeczucia. Krople deszczu siekły go w twarz.
- Schowaj się - powiedział do anielicy, mając na myśli by schowała się dodatkowo w jego płaszczu i ukryła twarz. Ona nie musiała widzieć traktu. Ciemnowłosy zamierzał jechać tak długo jak to było możliwe, czyli dopóki nie zacznie się ściemniać, albo nie trafią na miejsce, które nadawać się będzie na przeczekanie nocy. Jakiś czas temu wyjechali na bezkresne morze traw, mężczyzna nie wiedział jak daleko znajduje się jakikolwiek zagajnik, czy jakakolwiek wieś.
Był zmęczony, zmarznięty i przemoczony do suchej nitki, kiedy na horyzoncie zaczęły majaczyć malutkie światełka. Szybko okazało się, że mają przed sobą niewielką wioskę. Azajasz miał nadzieję, że znajdą w niej karczmę, albo chociaż kogoś na tyle uprzejmego, by użyczył im stodoły na nocleg. Wjechali pomiędzy małe, drewniane domy. Mężczyzna zaczął rozglądać się za jakimś większym gospodarstwem. Konie brodziły w błocie, mokra ziemia odpryskiwała spod ich kopyt. Na końcu krętej dróżki dostrzegł budynek znacznie większy i wyższy od pozostałych. To musiała być gospoda.
Gdy znaleźli się przy samym budynku ciemnowłosy dostrzegł szyld wiszący nad drzwiami, z napisem: Gospoda Szara Kobyła. Azajasz zeskoczył z konia, a potem pomógł zejść Safirę. Wyglądała na zmęczoną, ale chyba znacznie mniej zmarznięta niż on.
Weszli do środka. Wszystkie stoły były zajęte. Mężczyźni w różnym wieku rozmawiali i popijali różne trunki. Woń wódki i piwa aż drapała w gardło. Mimo to goście karczmy wyglądali na dość spokojnych, byli to chyba głównie mieszkańcy wsi, rzemieślnicy i chłopi. Żadnych zbirów. Azajasz podszedł do wysokiej lady, za którą stał wysoki, chudy mężczyzna z długą siwą brodą. Nim anioł zdążył się odezwać, zrobił to karczmarz.
- Nie ma pokojów. Możecie spać tutaj - miał na myśli wspólną salę - albo na strychu - mruknął.
- Jadła też niewiele, ale mogę dać wam to co zostało - Azajasz zauważył, że karczmarz spojrzał ukradkiem na Safirę, kiedy ta zdjęła kaptur z głowy i ukazała swoją twarz. Była blada, a jej mokre, jasne włosy tylko potęgowały wrażenie wyczerpania.
- Znajdzie się mleko, jakiś stary materac i poduszka dla żony, lepiej śpijcie na górze - powiedział, a jego głos złagodniał.
- Jeśli macie konie, możecie zostawić je w stajni, albo pod dachem drewutni. Uprzedzam, że w stajni też ciasno. Pogoda przygnała wszystkich podróżnych. Mokre odzienie możecie przewiesić przez balustradę schodów, nigdzie indziej nie ma już miejsca - wskazał ruchem głowy na stare schody w wąskim korytarzu, po jego lewej stronie.
- Na samą górę i w lewo. Niech żona idzie, odprowadź konie, a moja córka przyniesie wam coś do jedzenia, zapłacicie rano.
Karczmarz okazał się bardzo konkretnym człowiekiem. Dla Azajasza był to idealny układ, nie musiał strzępić języka, chłop powiedział mu wszystko co chciał wiedzieć. Kiwnął więc głową na znak, że rozumie i dziękuję.
Odwrócił się i spojrzał na Safirę.
- Idź na górę. Gospodarz mówi, że możemy spać na strychu. Pójdę odprowadzić konie i przyniosę nasze rzeczy, żebyś mogła się przebrać.
Słońce zaczynało wskazywać południe. Przez moment jego promienie grzały bardzo mocno, prześwitując przez korony wysokich brzóz. Jednak pogada, którą mieli od dwóch dni po swojej stronie miała plan się zmienić. Słońce zniknęło nagle za szarymi chmurami. Ciepły wiatr zmienił się w chłodny, ale nie stało się nagle bardzo zimno. W końcu z szarych chmur zaczął padać drobny deszcz. Azajasz naciągnął na głowę kaptur, a płaszczem otulił i siebie i drzemiącą Safirę. Gdy wiatr zaczął się zmagać, anielica obudziła się i musieli zrobić krótki postój. Azajasz nie chciał tracić czasu, ale nie mogli jechać tak kolejnych godzin. W czasie krótkiej przerwy Azajasz napoił konie i przebrał się, zakładając dodatkowe ubranie. Dla Safiry także wyciągnął ciepłe odzienie, w tym długi, szary sweter z grubej wełny. Oboje założyli płaszcze i obwiązali szyję chustami.
Kiedy wsiadali na konia krople deszczu zrobiły się zimne i ciężkie. Azajasz przez cały czas obserwował niebo, miał złe przeczucia. Krople deszczu siekły go w twarz.
- Schowaj się - powiedział do anielicy, mając na myśli by schowała się dodatkowo w jego płaszczu i ukryła twarz. Ona nie musiała widzieć traktu. Ciemnowłosy zamierzał jechać tak długo jak to było możliwe, czyli dopóki nie zacznie się ściemniać, albo nie trafią na miejsce, które nadawać się będzie na przeczekanie nocy. Jakiś czas temu wyjechali na bezkresne morze traw, mężczyzna nie wiedział jak daleko znajduje się jakikolwiek zagajnik, czy jakakolwiek wieś.
Był zmęczony, zmarznięty i przemoczony do suchej nitki, kiedy na horyzoncie zaczęły majaczyć malutkie światełka. Szybko okazało się, że mają przed sobą niewielką wioskę. Azajasz miał nadzieję, że znajdą w niej karczmę, albo chociaż kogoś na tyle uprzejmego, by użyczył im stodoły na nocleg. Wjechali pomiędzy małe, drewniane domy. Mężczyzna zaczął rozglądać się za jakimś większym gospodarstwem. Konie brodziły w błocie, mokra ziemia odpryskiwała spod ich kopyt. Na końcu krętej dróżki dostrzegł budynek znacznie większy i wyższy od pozostałych. To musiała być gospoda.
Gdy znaleźli się przy samym budynku ciemnowłosy dostrzegł szyld wiszący nad drzwiami, z napisem: Gospoda Szara Kobyła. Azajasz zeskoczył z konia, a potem pomógł zejść Safirę. Wyglądała na zmęczoną, ale chyba znacznie mniej zmarznięta niż on.
Weszli do środka. Wszystkie stoły były zajęte. Mężczyźni w różnym wieku rozmawiali i popijali różne trunki. Woń wódki i piwa aż drapała w gardło. Mimo to goście karczmy wyglądali na dość spokojnych, byli to chyba głównie mieszkańcy wsi, rzemieślnicy i chłopi. Żadnych zbirów. Azajasz podszedł do wysokiej lady, za którą stał wysoki, chudy mężczyzna z długą siwą brodą. Nim anioł zdążył się odezwać, zrobił to karczmarz.
- Nie ma pokojów. Możecie spać tutaj - miał na myśli wspólną salę - albo na strychu - mruknął.
- Jadła też niewiele, ale mogę dać wam to co zostało - Azajasz zauważył, że karczmarz spojrzał ukradkiem na Safirę, kiedy ta zdjęła kaptur z głowy i ukazała swoją twarz. Była blada, a jej mokre, jasne włosy tylko potęgowały wrażenie wyczerpania.
- Znajdzie się mleko, jakiś stary materac i poduszka dla żony, lepiej śpijcie na górze - powiedział, a jego głos złagodniał.
- Jeśli macie konie, możecie zostawić je w stajni, albo pod dachem drewutni. Uprzedzam, że w stajni też ciasno. Pogoda przygnała wszystkich podróżnych. Mokre odzienie możecie przewiesić przez balustradę schodów, nigdzie indziej nie ma już miejsca - wskazał ruchem głowy na stare schody w wąskim korytarzu, po jego lewej stronie.
- Na samą górę i w lewo. Niech żona idzie, odprowadź konie, a moja córka przyniesie wam coś do jedzenia, zapłacicie rano.
Karczmarz okazał się bardzo konkretnym człowiekiem. Dla Azajasza był to idealny układ, nie musiał strzępić języka, chłop powiedział mu wszystko co chciał wiedzieć. Kiwnął więc głową na znak, że rozumie i dziękuję.
Odwrócił się i spojrzał na Safirę.
- Idź na górę. Gospodarz mówi, że możemy spać na strychu. Pójdę odprowadzić konie i przyniosę nasze rzeczy, żebyś mogła się przebrać.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Siąpiący deszcz sprawił że Safira przemarzła do kości, nawet pomimo dodatkowego okrycia jakie zapewnił jej Azajasz. O dziwo jednak chłód nie przeszkadzał jej tak bardzo jakby można się tego spodziewać. Był w jakiś sposób przyjemny, choć gdyby niebianka miała to opisać, nie potrafiłaby. Jej ciało jednakże niezbyt dobrze zniosło całą podróż, gdy więc dotarli do wioski z ulgą zsiadła z wierzchowca i skryła się w ciepłym wnętrzu karczmy.
Safira rozejrzała się po zebranych w pomieszczeniu ludziach. Żaden z nich nie wydał jej się interesujący, a twarze zlewały jej się w jedną. Chyba nie potrafiłaby odróżnić jednej osoby od drugiej. Zupełnie jakby weszła do pomieszczenia pełnego duchów. Kobieta zamrugała zmęczonymi oczami i pomyślała, że chyba płatają jej figla. W końcu jej wzrok spoczął na karczmarzu, który jako jedyny jawił jej się wyraźnie. Wyglądał na zatroskanego jej widokiem.
- Dziękuję za gościnność - powiedziała do niego, gdy skończył konwersację z jej towarzyszem, po czym udała się we wskazanym kierunku. Po drodze zdjęła z siebie wierzchnie okrycie i przewiesiła je przez balustradę tak jak radził gospodarz.
Strych zapchany był starymi meblami, częściowo zjedzonymi przez korniki i innymi rupieciami. Panował tutaj półmrok i było duszno, ale przynajmniej ciepło. Gdy wkroczyła do środka, jakieś stworzenie wielkości szczura czmychnęło pod jedną z starych szaf i skryło się tam świecąc w mroku jedynie parą oczu. Safira podeszła w jego stronę, kucnęła i pochyliła się by uważniej mu się przyjrzeć. Nie miała ochoty spać z myszami. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do słabego światła sączącego się głównie od strony schodów, dostrzegła smukłą sylwetkę gryzonia o białej sierści, długim ogonie zakończonym pędzelkiem i parze skrzydeł, które położyło teraz po sobie. Ogon stworzonka drgnął nerwowo.
- Lotki - powiedziała dziewczyna sama do siebie i uśmiechnęła się nieznacznie. Sięgnęła do niewielkiej torby, którą zwykle trzymała przy sobie, jednak nie znalazła w niej niczego czym mogłaby poczęstować stworzonko. W końcu jednak udało wytrzepać się jej ze środka kilka okruchów po pieczywie, które kiedyś tam trzymała. Usypała z nich niewielką kupkę w pobliżu mebla, po czym oddaliła się, by stworzonko mogło niepewnie obwąchać podarunek. Zadowolona że udało jej się obłaskawić mieszkańca strychu spojrzała w stronę schodów mając nadzieję, że Azajasz zjawi się lada moment. W oczekiwaniu na niego usiadła na podłodze i oparła się plecami o belkę podtrzymującą dach. Głowa zaczęła jej opadać, a powieki same się zamykały.
Safira rozejrzała się po zebranych w pomieszczeniu ludziach. Żaden z nich nie wydał jej się interesujący, a twarze zlewały jej się w jedną. Chyba nie potrafiłaby odróżnić jednej osoby od drugiej. Zupełnie jakby weszła do pomieszczenia pełnego duchów. Kobieta zamrugała zmęczonymi oczami i pomyślała, że chyba płatają jej figla. W końcu jej wzrok spoczął na karczmarzu, który jako jedyny jawił jej się wyraźnie. Wyglądał na zatroskanego jej widokiem.
- Dziękuję za gościnność - powiedziała do niego, gdy skończył konwersację z jej towarzyszem, po czym udała się we wskazanym kierunku. Po drodze zdjęła z siebie wierzchnie okrycie i przewiesiła je przez balustradę tak jak radził gospodarz.
Strych zapchany był starymi meblami, częściowo zjedzonymi przez korniki i innymi rupieciami. Panował tutaj półmrok i było duszno, ale przynajmniej ciepło. Gdy wkroczyła do środka, jakieś stworzenie wielkości szczura czmychnęło pod jedną z starych szaf i skryło się tam świecąc w mroku jedynie parą oczu. Safira podeszła w jego stronę, kucnęła i pochyliła się by uważniej mu się przyjrzeć. Nie miała ochoty spać z myszami. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do słabego światła sączącego się głównie od strony schodów, dostrzegła smukłą sylwetkę gryzonia o białej sierści, długim ogonie zakończonym pędzelkiem i parze skrzydeł, które położyło teraz po sobie. Ogon stworzonka drgnął nerwowo.
- Lotki - powiedziała dziewczyna sama do siebie i uśmiechnęła się nieznacznie. Sięgnęła do niewielkiej torby, którą zwykle trzymała przy sobie, jednak nie znalazła w niej niczego czym mogłaby poczęstować stworzonko. W końcu jednak udało wytrzepać się jej ze środka kilka okruchów po pieczywie, które kiedyś tam trzymała. Usypała z nich niewielką kupkę w pobliżu mebla, po czym oddaliła się, by stworzonko mogło niepewnie obwąchać podarunek. Zadowolona że udało jej się obłaskawić mieszkańca strychu spojrzała w stronę schodów mając nadzieję, że Azajasz zjawi się lada moment. W oczekiwaniu na niego usiadła na podłodze i oparła się plecami o belkę podtrzymującą dach. Głowa zaczęła jej opadać, a powieki same się zamykały.
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Azajasz odstawił konie do stajni. Faktycznie panował tutaj tłok i zaduch. Udało mu się jednak znaleźć duży, pusty boks. Zdjął z wierzchowców wszystko co im ciążyło, napoił je i nakarmił. Potem sam obwiesił się jukami i objuczony niczym górski osioł wrócił do karczmy. Wszedł na samą górę i tak znalazł się na strychu. Spojrzał na Safirę, wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną. Zrzucił ich rzeczy w kącie, jedynym jaki był w miarę pusty.
- Przebierz się - powiedział zrzucając z siebie mokry płaszcz - ja zejdę na chwilę na dół.
Azajasz chciał dać Safirze czas, przestrzeń i prywatność. On sam mógł poczekać z założeniem świeżych ubrań.
- Przebierz się - powiedział zrzucając z siebie mokry płaszcz - ja zejdę na chwilę na dół.
Azajasz chciał dać Safirze czas, przestrzeń i prywatność. On sam mógł poczekać z założeniem świeżych ubrań.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Gdy mężczyzna się oddalił, Safira z ulgą zdjęła z siebie resztę ubrań i przyjrzała się im. Powinna je uprać przed pójściem spać, aby zdążyły wyschnąć do rana, nie miała jednak na to kompletnie sił. Ostatecznie więc tylko je złożyła w niechlujną kostkę i położyła obok rzuconych na ziemię przez Azajasza juków. Całkiem naga zaczęła w nich grzebać w poszukiwaniu ubrania na noc. Nie było tego za wiele, a większość przewidywała nocleg w dziczy, lub raczej chłodnym pokoju w karczmie. Na strychu panował jednak niemalże upał, nawet pomimo deszczu, który padał przez większość dnia.
Udało jej się znaleźć jedynie cieniutką halkę, wykonaną z delikatnego materiału w morskim kolorze, który niemal prześwitywał oraz ozdobione koronką białe majtki. Ubiór który raczej służył jako spodnia warstwa odzienia, jednak nie wyobrażała sobie spać w czymś grubszym w tym miejscu. Miała nadzieję, że Azajasz nie będzie miał nic przeciwko temu, jednak po dzisiejszych przejściach nie miała sił zastanawiać się nad tym. Nadal nie wiedziała kim tak naprawdę jest.
Po raz kolejny sięgnęła do amuletu, który przez cały czas spoczywał na jej szyi i przez chwilę wahała się, czy go nie zdjąć. Podobnie jednak jak wcześniej tego dnia, doszła do wniosku, że jej umysł wciąż nie jest gotowy na takie doświadczenia. Wciąż uważała się za dwudziestoletnią ludzką kobietę i póki co nie miała ochoty na odkrywanie prawdy. Będzie się tym zamartwiać jutrzejszego dnia.
Safira wygrzebała również kawałek ciemnego pieczywa i podsunęła je pod kryjówkę ich małego współlokatora. Zaburczało jej w brzuchu, jakby jej organizm chciał przypomnieć, że on również jest głodny. Odwróciła się w stronę schodów w oczekiwaniu na swojego towarzysza, w nadziei, że pojawi się z jakimś świeżym posiłkiem.
Udało jej się znaleźć jedynie cieniutką halkę, wykonaną z delikatnego materiału w morskim kolorze, który niemal prześwitywał oraz ozdobione koronką białe majtki. Ubiór który raczej służył jako spodnia warstwa odzienia, jednak nie wyobrażała sobie spać w czymś grubszym w tym miejscu. Miała nadzieję, że Azajasz nie będzie miał nic przeciwko temu, jednak po dzisiejszych przejściach nie miała sił zastanawiać się nad tym. Nadal nie wiedziała kim tak naprawdę jest.
Po raz kolejny sięgnęła do amuletu, który przez cały czas spoczywał na jej szyi i przez chwilę wahała się, czy go nie zdjąć. Podobnie jednak jak wcześniej tego dnia, doszła do wniosku, że jej umysł wciąż nie jest gotowy na takie doświadczenia. Wciąż uważała się za dwudziestoletnią ludzką kobietę i póki co nie miała ochoty na odkrywanie prawdy. Będzie się tym zamartwiać jutrzejszego dnia.
Safira wygrzebała również kawałek ciemnego pieczywa i podsunęła je pod kryjówkę ich małego współlokatora. Zaburczało jej w brzuchu, jakby jej organizm chciał przypomnieć, że on również jest głodny. Odwróciła się w stronę schodów w oczekiwaniu na swojego towarzysza, w nadziei, że pojawi się z jakimś świeżym posiłkiem.
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Ciemnowłosy wrócił kilka minut później, na dużej, drewnianej tacy miał kawałki zimnego, upieczonego wcześniej kurczaka, masło, chleb, sól i kawałek sera. Tyle udało mu się zdobyć, ale dla nich w zupełności wystarczyło. Córka karczmarza wygrzebała jeszcze dla nich starą, ale miękką pierzynę i dwie poduszki. Te ostatnie wsadził pod pachę, a pierzynę przerzucił sobie przez ramię, żeby zabrać się na raz. Wchodząc do pomieszczenia nie od razu zwrócił uwagę na strój Safiry. Strych miał dwie części, do tej, w której spali prowadziły drzwi. Wchodząc musiał otworzyć je łokciem i przytrzymać nogą, stąd nie od razu zauważył ubiór swojej towarzyszki. Dopiero kiedy drzwi się zamknęły, a on rzucił na podłogę poduszki spojrzał na anielicę. Zamrugał kilka razy, bo nie mógł uwierzyć własnym oczom. Owszem, to on ich pakował, ale takimi rzeczami jak bielizna zajęła się Diana , w końcu ona była współlokatorką Safiry. Na kilka sekund zaniemówił, ale ostatecznie odwrócił wzrok i udał, że nic się nie dzieje, choć czuł, że krew krąży mu w żyłach znacznie szybciej niż powinna.
- Przyniosłem jedzenie - oświadczył, stawiając tacę na podłodze. Nie mieli tu szczególnie dobrych warunków. Brak jakiegokolwiek stołu, czy krzesła był jednak lepszy niż spanie w głównej sali karczmy w mokrym ubraniu, w oparach spirytusu.
- Mam też poduszki i coś do okrycia - dodał, ale nie potrafił się skupić. Widział już Safirę zupełnie nagą, ale wtedy była umierająca, zakrwawiona i nieprzytomna, a umycie jej i przebranie traktował jak swój obowiązek. Teraz jednak znaleźli się w zgoła innej sytuacji.
W końcu odwrócił się i spojrzał anielicy w twarz, starając się skupić na prostych rzeczach.
- Usiądź, zjedz, odpocznij - rzekł najspokojniej jak umiał i uśmiechnął się niemrawo.
- Nie jest ci zimno? - zapytał, ale w tym momencie zrobił to z prawdziwej troski. On sam nadal był zmarznięty, gdyż ciągle miał na sobie mokre ubrania.
- Przyniosłem jedzenie - oświadczył, stawiając tacę na podłodze. Nie mieli tu szczególnie dobrych warunków. Brak jakiegokolwiek stołu, czy krzesła był jednak lepszy niż spanie w głównej sali karczmy w mokrym ubraniu, w oparach spirytusu.
- Mam też poduszki i coś do okrycia - dodał, ale nie potrafił się skupić. Widział już Safirę zupełnie nagą, ale wtedy była umierająca, zakrwawiona i nieprzytomna, a umycie jej i przebranie traktował jak swój obowiązek. Teraz jednak znaleźli się w zgoła innej sytuacji.
W końcu odwrócił się i spojrzał anielicy w twarz, starając się skupić na prostych rzeczach.
- Usiądź, zjedz, odpocznij - rzekł najspokojniej jak umiał i uśmiechnął się niemrawo.
- Nie jest ci zimno? - zapytał, ale w tym momencie zrobił to z prawdziwej troski. On sam nadal był zmarznięty, gdyż ciągle miał na sobie mokre ubrania.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
- Nie - odparła Safira - czuję, że jest mi wręcz za gorąco tutaj, ale jakoś będę musiała przeżyć. Pierzyna raczej się nie przyda - dodała spoglądając na ciężkie okrycie przyniesione przez mężczyznę. Ten wyglądał na zdziwionego jej słowami, widocznie jemu nie było, aż tak ciepło. Może dlatego, że zmarzł mocniej niż ona, a może to jej ciało zachowywało się dziwnie. Kobieta nie zamierzała się tym jednak teraz przejmować, nie zwróciła również uwagi na to jak mężczyzna speszył się jej widokiem. Dawna Safira nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie i zapewne byłaby teraz opatulona od szyi po czubki palców u stóp. Teraz jednak nie pamiętała przykrych wspomnień z przeszłości i czuła się dość swobodnie.
Myśli kobiety krążyły teraz raczej wokół jedzenia. Anielica spojrzała na poduszki leżące na ziemi, wzięła jedną z nich i usiadła na niej ze skrzyżowanymi nogami, co spowodowało, że jej halka niebezpiecznie podsunęła się jeszcze wyżej. Sięgnęła po drugą poduszkę, położyła ją naprzeciwko siebie i poklepała zachęcająco.
- Lepszego siedziska raczej nie wymyślimy - rzekła beztrosko. - To co tam dobrego przyniosłeś - powiedziała spoglądając łakomie w stronę trzymanej przez Azajasza tacy.
Myśli kobiety krążyły teraz raczej wokół jedzenia. Anielica spojrzała na poduszki leżące na ziemi, wzięła jedną z nich i usiadła na niej ze skrzyżowanymi nogami, co spowodowało, że jej halka niebezpiecznie podsunęła się jeszcze wyżej. Sięgnęła po drugą poduszkę, położyła ją naprzeciwko siebie i poklepała zachęcająco.
- Lepszego siedziska raczej nie wymyślimy - rzekła beztrosko. - To co tam dobrego przyniosłeś - powiedziała spoglądając łakomie w stronę trzymanej przez Azajasza tacy.
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
- Muszę się przebrać - rzekł spokojnie - nadal jestem mokry - dodał. Ale ty jedz. Jest kurczak, ser, chleb, najedz się do syta.
Azajasz wygrzebał z pakunków suche ubrania, długą tunikę i lniane spodnie. Przeszedł na drugą stronę izby i zaczął się przebierać. Ściągnął z siebie sweter, tunikę i koszulę, po czym zarzucił na nagi tors suchą tunikę. W końcu zrzucił z siebie także spodnie, bielizna została na miejscu, nie zamierzał obnażać się przy anielicy. Zapewne byłoby to krępujące i dla niej, i dla niego.
Pozbierał mokre ubrania i przeszedł przez izbę, starał się nie spoglądać w stronę Safiry, bo zupełnie nie wiedział jak odnaleźć się w tej sytuacji. Podniósł z ziemi kupkę ubrań, które zostawiła dziewczyna i oświadczył, że za chwilę wróci i zje kolację razem z nią.
Kiedy rozwieszał ubrania na balustradzie schodów próbował poukładać sobie w głowie to co się dziś wydarzyło. Przed oczami miał wielkiego, białego smoka, który przywrócił życie jego ukochanej. Wiedział, że jego modlitwy zostały wysłuchane, choć w przyszłości będzie musiał oddać dług, by to w tej chwili jego najmniejszy problem. Nie rozumiał jednak zachowania swojej towarzyszki. Była beztroska, spokojna, zupełnie inna niż kiedykolwiek. Zastanawiał się co złego musiało jej się przytrafić, że wcześniej była tak cicha i zamknięta. Każdego determinowały przeżycia, kształtowały go. Teraz, kiedy jasnowłosa ich nie miała, zdawała się być dziewczęca i szczęśliwa. Nadal nie wiedział, czy martwić się czy cieszyć.
Jego rozmyślania przerwał nagle cichy, kobiecy głos. On, zawsze czujny, nie zauważył idącej po schodach dziewczyny.
- Niosę świece, na strychu jest ciemno, a pan zapomniał i… - miała łagodny, lekki głos. Dopiero teraz Azajasz dostrzegł, że dziewczyna jest znacznie młodsza niż się spodziewał. Miała może jakieś czternaście, piętnaście lat. Anioł podziękował i odebrał od dziewczynki trójramienny świecznik, po czym wrócił do izby.
Safira była zajęta jedzeniem, ale kiedy anioł wszedł do pokoju poniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się. Ciemnowłosy uniósł kąciki ust, odpowiadając jej tym samym. Usiadł na poduszce rzuconej na podłogę i zaczął jeść. Nadal usilnie skupiając myśli na czymś innym niż bielizna jego towarzyszki. Wbrew temu co mówili o nim współtowarzysze nie był ani z żelaza, ani z kamienia. I choć owszem, potrafił zawsze skupić się na zadaniu, to w tej chwili było to bardzo trudne. Byli bezpieczni, chronieni od zimna i deszczu, nikt nie mógł zaatakować ich z nienacka. Strych był ciepły, a światło świec sprawiało, że mimo starych, porozrzucanych mebli, także przytulny. Azajasz nie musiał być w nieustannej gotowości do obrony. Nie musiał też skupiać całej swojej energii na leczeniu anielicy. Nie dziwne więc, jego myśli błądziły wokół kobiety, którą kochał, choć ona nie miała o tym pojęcia.
- Smakuje? - zapytał spoglądając na jej twarz. I choć naprawdę nie chciał tego robić jego wzrok przez ułamek sekundy przebiegł po jej ciele. Znów poczuł, że krew w jego żyłach krąży zdecydowanie za szybko. Safira była półnaga. Siedząc miała skrzyżowane nogi i choć pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy halka uniosła się do góry i odsłoniła bieliznę, która miała poniżej pasa. Z resztą była tak cienka, że nawet gdyby zsunęła ją niżej nic by to nie dało. Piersi jasnowłosej prześwitywały przez materiał, który luźno opadał na jej ciało. Mimo to, czekając na jej odpowiedź, jego wzrok nawet na sekundę nie powędrował niżej niż jej twarz. Powiedział jej, że są przyjaciółmi i nie mógłby zdradzić jej zaufania.
Azajasz wygrzebał z pakunków suche ubrania, długą tunikę i lniane spodnie. Przeszedł na drugą stronę izby i zaczął się przebierać. Ściągnął z siebie sweter, tunikę i koszulę, po czym zarzucił na nagi tors suchą tunikę. W końcu zrzucił z siebie także spodnie, bielizna została na miejscu, nie zamierzał obnażać się przy anielicy. Zapewne byłoby to krępujące i dla niej, i dla niego.
Pozbierał mokre ubrania i przeszedł przez izbę, starał się nie spoglądać w stronę Safiry, bo zupełnie nie wiedział jak odnaleźć się w tej sytuacji. Podniósł z ziemi kupkę ubrań, które zostawiła dziewczyna i oświadczył, że za chwilę wróci i zje kolację razem z nią.
Kiedy rozwieszał ubrania na balustradzie schodów próbował poukładać sobie w głowie to co się dziś wydarzyło. Przed oczami miał wielkiego, białego smoka, który przywrócił życie jego ukochanej. Wiedział, że jego modlitwy zostały wysłuchane, choć w przyszłości będzie musiał oddać dług, by to w tej chwili jego najmniejszy problem. Nie rozumiał jednak zachowania swojej towarzyszki. Była beztroska, spokojna, zupełnie inna niż kiedykolwiek. Zastanawiał się co złego musiało jej się przytrafić, że wcześniej była tak cicha i zamknięta. Każdego determinowały przeżycia, kształtowały go. Teraz, kiedy jasnowłosa ich nie miała, zdawała się być dziewczęca i szczęśliwa. Nadal nie wiedział, czy martwić się czy cieszyć.
Jego rozmyślania przerwał nagle cichy, kobiecy głos. On, zawsze czujny, nie zauważył idącej po schodach dziewczyny.
- Niosę świece, na strychu jest ciemno, a pan zapomniał i… - miała łagodny, lekki głos. Dopiero teraz Azajasz dostrzegł, że dziewczyna jest znacznie młodsza niż się spodziewał. Miała może jakieś czternaście, piętnaście lat. Anioł podziękował i odebrał od dziewczynki trójramienny świecznik, po czym wrócił do izby.
Safira była zajęta jedzeniem, ale kiedy anioł wszedł do pokoju poniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się. Ciemnowłosy uniósł kąciki ust, odpowiadając jej tym samym. Usiadł na poduszce rzuconej na podłogę i zaczął jeść. Nadal usilnie skupiając myśli na czymś innym niż bielizna jego towarzyszki. Wbrew temu co mówili o nim współtowarzysze nie był ani z żelaza, ani z kamienia. I choć owszem, potrafił zawsze skupić się na zadaniu, to w tej chwili było to bardzo trudne. Byli bezpieczni, chronieni od zimna i deszczu, nikt nie mógł zaatakować ich z nienacka. Strych był ciepły, a światło świec sprawiało, że mimo starych, porozrzucanych mebli, także przytulny. Azajasz nie musiał być w nieustannej gotowości do obrony. Nie musiał też skupiać całej swojej energii na leczeniu anielicy. Nie dziwne więc, jego myśli błądziły wokół kobiety, którą kochał, choć ona nie miała o tym pojęcia.
- Smakuje? - zapytał spoglądając na jej twarz. I choć naprawdę nie chciał tego robić jego wzrok przez ułamek sekundy przebiegł po jej ciele. Znów poczuł, że krew w jego żyłach krąży zdecydowanie za szybko. Safira była półnaga. Siedząc miała skrzyżowane nogi i choć pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy halka uniosła się do góry i odsłoniła bieliznę, która miała poniżej pasa. Z resztą była tak cienka, że nawet gdyby zsunęła ją niżej nic by to nie dało. Piersi jasnowłosej prześwitywały przez materiał, który luźno opadał na jej ciało. Mimo to, czekając na jej odpowiedź, jego wzrok nawet na sekundę nie powędrował niżej niż jej twarz. Powiedział jej, że są przyjaciółmi i nie mógłby zdradzić jej zaufania.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Safira bezwstydnie przyglądała się przebierającemu się niebianinowi. Jego plecy były muskularne i umięśnione. Przez chwilę zastanawiała się czy to pierwszy raz, gdy widzi go półnagiego, nie potrafiła jednak tego stwierdzić. Gdy skończył odwróciła wzrok i skierowała spojrzenie na jedzenie. Sięgnęła po kurczaka i starając się nie ubrudzić tłuszczem ubrania ostrożnie odgryzła kawałek. Był zimny i praktycznie nie przyprawiony, jednak kobieta była na tyle głodna, że całkiem jej smakował. Zagryzła go nieco już czerstwym chlebem.
Gdy mężczyzna wrócił i zapytał ją czy smakuje, pokiwała tylko głową będąc w trakcie przeżuwania. Gdy przełknęła, sama zapytała o to samo:
- A tobie?
Na chwilę zamilkła próbując wydłubać sobie włókno z kurczaka, które utknęło jej pomiędzy zębami, po czym zadała zgoła inne pytanie:
- Posłuchaj… czy ja mam jeszcze innych przyjaciół? Większość twarzy, które potrafię sobie przypomnieć pochodzi z… z czasów kiedy byłam człowiekiem - niebianka przełknęła ślinę, jakby wypowiedzenie ostatniego zdania sprawiło jej kłopot. - Pamiętam jakieś imiona i twarze… pamiętam królową Niarę… jakąś nauczycielkę, która chyba zawzięcie wtłaczała mi wiedzę do głowy, choć nie wiem czy ona wciąż się tym zajmuje. - Safira ugryzła kolejny kawałek chleba, po czym jakaś myśl zaświtała jej w głowie, bo źrenice nagle jej się rozszerzyły a oczy otwarły szerzej. - Boże, chyba nie mam męża? - spojrzała w dół na swoje dłonie, jakby spodziewając się, że ujrzy tam obrączkę. - Chyba bym pamiętała prawda?
Gdy mężczyzna wrócił i zapytał ją czy smakuje, pokiwała tylko głową będąc w trakcie przeżuwania. Gdy przełknęła, sama zapytała o to samo:
- A tobie?
Na chwilę zamilkła próbując wydłubać sobie włókno z kurczaka, które utknęło jej pomiędzy zębami, po czym zadała zgoła inne pytanie:
- Posłuchaj… czy ja mam jeszcze innych przyjaciół? Większość twarzy, które potrafię sobie przypomnieć pochodzi z… z czasów kiedy byłam człowiekiem - niebianka przełknęła ślinę, jakby wypowiedzenie ostatniego zdania sprawiło jej kłopot. - Pamiętam jakieś imiona i twarze… pamiętam królową Niarę… jakąś nauczycielkę, która chyba zawzięcie wtłaczała mi wiedzę do głowy, choć nie wiem czy ona wciąż się tym zajmuje. - Safira ugryzła kolejny kawałek chleba, po czym jakaś myśl zaświtała jej w głowie, bo źrenice nagle jej się rozszerzyły a oczy otwarły szerzej. - Boże, chyba nie mam męża? - spojrzała w dół na swoje dłonie, jakby spodziewając się, że ujrzy tam obrączkę. - Chyba bym pamiętała prawda?
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Azajasz wziął sobie chleb i ser, nie przepadał za suchym pieczywem, więc jeśli miał wybór wolał posmarować je czymkolwiek. Tak więc mając pod ręką świeże masło, wybrał je do chleba. Owszem, miał większe potrzeby energetyczne niż drobna Safira, ale jak na razie wolał zostawić dla niej mięso, uznając, że może zje to co zostawi dziewczyna.
- Jest w porządku - odpowiedział na jej pierwsze pytanie dość neutralnie. Lecz gdy zadała kolejne zmarszczył brwi i spojrzał
na nią.
- Myślę, że masz przyjaciół. Malachiego chociażby. Mieszkasz z Dianą i Deą, więc sądze, że się przyjaźnicie. Z resztą jesteś lubiana przez całą drużynę. I nie, z tego co wiem nie masz męża. Myślę, że gdybyś miała nie odesłano by cię do naszej jednostki. Jesteśmy raczej samotni, ukrywamy nasze pochodzenie, a nasza misja może potrwać długie lata. Jestem zastępcą Malachiego, gdybyś miała męża z pewnością bym o tym wiedział.
- Jest w porządku - odpowiedział na jej pierwsze pytanie dość neutralnie. Lecz gdy zadała kolejne zmarszczył brwi i spojrzał
na nią.
- Myślę, że masz przyjaciół. Malachiego chociażby. Mieszkasz z Dianą i Deą, więc sądze, że się przyjaźnicie. Z resztą jesteś lubiana przez całą drużynę. I nie, z tego co wiem nie masz męża. Myślę, że gdybyś miała nie odesłano by cię do naszej jednostki. Jesteśmy raczej samotni, ukrywamy nasze pochodzenie, a nasza misja może potrwać długie lata. Jestem zastępcą Malachiego, gdybyś miała męża z pewnością bym o tym wiedział.
- Safira
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 52
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Ducha
- Profesje: Uzdrowiciel , Żołnierz
- Kontakt:
Kobieta odetchnęła z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by nie pamiętała swojego męża i tak było jej wystarczająco ciężko z świadomością tego, że nie ma pojęcia kim jest. O czym ważnym nie jeszcze nie pamiętała? Nagle straciła apetyt. Jeszcze przed chwilą z radością pałaszowała kolację, teraz już tylko smutno ją przeżuwała. W końcu odłożyła niezbyt dobrze obgryzioną kość z kurczaka i rozejrzała się za czymś w czym mogłaby umyć ręce. Nie znalazłszy niczego, po prostu oblizała palce, wsadzając je sobie kolejno do ust.
Safira sięgnęła po mleko i wzięła jego porządny łyk, na jej nieszczęście zrobiła to tak niezdarnie, że pociekło jej po brodzie i skapnęło na dekolt. Sfrustrowana odstawiła naczynie i zła na siebie powiedziała:
- No pięknie. Jem jak prosię… mamy jakąś szmatkę?
Safira sięgnęła po mleko i wzięła jego porządny łyk, na jej nieszczęście zrobiła to tak niezdarnie, że pociekło jej po brodzie i skapnęło na dekolt. Sfrustrowana odstawiła naczynie i zła na siebie powiedziała:
- No pięknie. Jem jak prosię… mamy jakąś szmatkę?
- Azajasz
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Żołnierz , Wojownik
- Kontakt:
Anioł poczuł się zmęczony, czuł, że brakuje mu sił. Droga była trudna, a Safira… nie była sobą. Był zagubiony ale nie dawał tego po sobie poznać, z resztą zachowanie anielicy nie dawało mu zbyt wiele czasu na myślenie. Starał się jeść nie zwracają dużej uwagi na jej strój, choć sam przed sobą musiał przyznać, że myślami uciekał w jego stronę. Trudno było utrzymać w ryzach myśli, jeśli siedziało się w takiej sytuacji z ukochaną kobietą. Mimowolnie spojrzał na nią, kiedy się odezwała. Jego wzrok spoczął na brodzie, po której ściekało mleko. Chciał - nie chciał powiódł wzrokiem w dół na jej dekolt. Czy ona robiła to specjalnie? Ten strój, sposób siedzenia, oblizywanie palców, a teraz to… A co jeśli chciała go uwieść? Czy w ogóle była taka możliwość? Czy zachowywała się tak, bo czuła się przy nim tak swobodnie jak przy bracie, czy wręcz przeciwnie… Czy ona w coś grała? Azajasz nagle doznał nagłego natłoku myśli, ale jego wzrok błądził po idealnie okrągłych piersiach Safiry. Uniósł go nieco, przenosząc na jasną twarz kobiety. Odłożył jedzenie i przesunął tacę na bok. Uniósł się, zmieniając pozycję i zbliżając do Safiry. Ostrożnie, delikatnie, cicho, badając jej reakcję. W końcu znalazł się naprzeciw jej twarzy. Jakimś cudem ani on, ani ona nie spuścili z siebie wzroku. Położył swoją dłoń na jej karku i delikatnie przyciągnął jej twarz do swojej. Dopiero kiedy ich usta zetknęły się ze sobą przymknął oczy, ona również. Jej miękkie, ciepłe wargi były jak kompres dla jego zmęczonych, spierzchniętych ust. Poczuł jak adrenalina zaczyna pulsować mu w żyłach. Całował ją delikatnie, lekko, nie chcą jej spłoszyć. Ale ku jego zdziwieniu ona wcale nie uciekała, oddawała jego czułość. Objęła go rękami za szyję i przyciągnęła do siebie. Podążając za nią musiał przesunąć się i tym samym położyć ją na plecach. Jego usta zeszły z jej warg i teraz całował jej brodę, podbródek, szyję, aż w końcu zaczął pieścić wargami jej dekolt.
- Mamy jakąś szmatkę… - nagle dotarło do jego uszu i wtedy się ocknął. Siedział naprzeciwko Safiry, a ona nadal brudna od mleka szukała czegoś, czym mogłaby się wytrzeć. Zamrugał kilka razy.
- Tak… - odparł spokojnie, ale czuł, że serce wali mu jak młotem i najchętniej wyszedłby teraz na zimny deszcz, żeby otrzeźwieć. Sięgnął do juków leżących nieopodal, z bocznej kieszeni wyciągnął kawałek płótna, które miało służyć za bandaż.
- Proszę - powiedział.
- Nie przejmuj się, to się zdarza, jesteś zmęczona, to na pewno przez to - miał wrażenie, że przed sekundą dostał młotem kowalskim w łeb, ale na zewnątrz trzymał się nienagannie.
- Mamy jakąś szmatkę… - nagle dotarło do jego uszu i wtedy się ocknął. Siedział naprzeciwko Safiry, a ona nadal brudna od mleka szukała czegoś, czym mogłaby się wytrzeć. Zamrugał kilka razy.
- Tak… - odparł spokojnie, ale czuł, że serce wali mu jak młotem i najchętniej wyszedłby teraz na zimny deszcz, żeby otrzeźwieć. Sięgnął do juków leżących nieopodal, z bocznej kieszeni wyciągnął kawałek płótna, które miało służyć za bandaż.
- Proszę - powiedział.
- Nie przejmuj się, to się zdarza, jesteś zmęczona, to na pewno przez to - miał wrażenie, że przed sekundą dostał młotem kowalskim w łeb, ale na zewnątrz trzymał się nienagannie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości