Wschodnie PustkowiaNiedokończone sprawy lubią się mścić

Rozległa równina rozciągająca się we wschodniej części Opuszczonego Królestwa. Nie ma tutaj miast, a wsie, które kiedyś tu istniały stoją opuszczone. Roi się tutaj od potworów wszelkiej maści. Idealne miejsce do polowań na bestie większe i mniejsze. Jednak mało kto zapuszcza się w te rejony, nawet wprawni wojownicy rzadko wychodzą bez szwanku po podróżach w te dzikie ostępy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Niedokończone sprawy lubią się mścić

Post autor: Nuka »

        Karczma była obskurna, mała, śmierdząca i opustoszała. Ale mieli kapustę. Głównie dlatego w środku śmierdziało, lecz to już nie było ważne. Na Pustkowiach nie można było wybrzydzać, bo łatwo wpaść po uszy w bagno. A bagien ci tu pod dostatkiem. Dlatego panowie nie narzekali na obniżone standardy – siedzieli przy stoliku, zajadając się śmierdzącą, acz dobrze smakującą kapustą. Przybytek był naprawdę ciasny, zaledwie cztery stoły i szynk się tu mieściły, Nuka zastanawiał się, gdzie właściciele gotowali dla przyjezdnych, bo na pewno nie było tu kuchni… Za to jeden marny pokoik, z jednym marnym łóżkiem. Esker wolał już spać na ziemi, gdzieś w krzakach – tam ryzyko złapania wszy i pluskiew było z pewnością o wiele mniejsze. Ale odpocząć musieli. Za sobą mieli kilka dni marszu i rzeczywiste, niewygodne spanie na glebie. Pogoda nie pomagała, bo przez ostatnie dwa dni padał deszcz, a zaskoczył ich znienacka, gdy przedzierali się przez zakrzaczony, ale wciąż uczęszczany trakt. Z ulgą przyjęli więc fakt, że będą mogli wysuszyć buty i ogrzać się przy niedużym palenisku. O parszywą klientelę nie musieli się martwić, bo oprócz nich i właściciela, w środku przebywał tylko starszy, osiwiały człowiek, palący samotnie fajkę w kącie gospody. Nie naprzykrzał się, a i oni nie mieli ochoty na zawieranie nowych znajomości. Jedynym odgłosem, jaki rozchodził się po izbie, było trzaskanie ognia w otwartym palenisku. I deszcz obijający się o przeciekający dach. Słychać było z zewnątrz parskanie koni – chłopaki mieli towarzystwo w postaci dwóch świnek, więc nie trzeba było się martwić, że koniska się nudziły.
        Skończywszy jeść, Esker wyciągnął nogi przed siebie, wzdychając błogo, i założył ręce za głowę. Włosy miał związane na karku, by mu nie wadziły, odrosła mu też częściowo broda, a nieco brudu na policzku dopełniało jego prezencję jak należy. Przymknął na chwilę oczy, ciesząc się pełnym żołądkiem. Wschodnie Pustkowia zdecydowanie zasługiwały na swoją nazwę, bo poza tą pożal się Prasmoku oberżą nie dało się dostrzec innych oznak cywilizacji. Jedynie bagna, torfowiska, krzaki, zarośla, pagórki i jakieś ruiny. I pełno bestii, czyhających na życie niewinnych podróżnych. Jako że Esker znał Pustkowia od podszewki, wiedział, jaką drogę obrać, by nie napatoczyć się na zjawy, ghule czy inne ogniki, w które co prawda nie wierzył, ale wolał nie wystawiać na próbę swoich przekonań.
        Zastukał knykciami w blat, rozglądając się z udawanym zaciekawieniem po… lokalu. W końcu odezwał się do przyjaciela:
        — Byłem tu tylko raz w życiu, kilka lat temu… I nic się nie zmieniło.
        Posłał aniołowi uśmiech, po czym sięgnął do torby, znajdującej się obok opartej o nogę stolika kuszy. Wyjął z niej dobrze im znaną talię wysłużonych kart, które zaczął po chwili tasować.
        — Może partyjkę? — zapytał z iskrą w oku. Miał nadzieję, że tym razem nie przerżnie jak żółtodziób.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel choć wyglądał jak książę, nie wymagał wcale takich warunków ani takiego traktowania, więc karczmę, do której trafili z Nuką, przyjął bez żadnych obiekcji. No okolica była jaka była - mieli do wyboru ten obskurny lokal albo spanie na brzegu drogi, co przy aktualnej pogodzie nie stanowiło żadnej atrakcji. Poza tym perspektywa wysuszenia butów była wyjątkowo kusząca bez względu na panujące we wnętrzu zapachy. Gotowana kapusta, łój ze świec - to były aromaty normalnego gospodarstwa, naprawdę mogło być gorzej. Jedyny problem stanowiła ciasnota - Dżariel musiał być naprawdę uważny, aby nikogo nie zahaczyć ani niczego nie strącić. Miał przynajmniej to szczęście, że w środku nie było tłumu i prawie wszystkie stoliki świeciły pustkami. Oczywiście skrzydła mógł schować, bo większość aniołów mogła sprawić, że stawały się one niewidzialne, ale on bardzo rzadko z tego korzystał. Można powiedzieć, że to był ten niewielki przebłysk jego dumy.

        Po posiłku Dżarielowi zrobiło się znacznie lepiej. Wyczyścił miskę do cna i odsunął ją od siebie, po czym wystawił się na ciepło bijące z kominka. Miał to szczęście, że jego skrzydła nie łapały wody i zdążyły wyschnąć gdy jedli. Spokojnie siedział i trawił, z początku nie interesując się tym jak wiercił się Nuka - zerknął na niego dopiero, gdy się odezwał. Parsknął.
        - Powiadasz, że te firanki wiszą tu od zawsze? - zapytał, krótkim ruchem głowy wskazując na poszarzały materiał w oknach. Możliwe, że były starsze od niego.
        Oczy Dżariela wyraźnie zabłyszczały, gdy zobaczył w ręce przyjaciela talię kart. Zaraz przysunął się do stolika.
        - Rozdawaj – zachęcił Nukę. Gra z przyjacielem była ostatnimi czasy jego ulubioną rozrywką wieczorami. Wkręcił się i często zdarzało mu się wygrywać, ale to nie było wcale głównym powodem jego entuzjazmu, bo i przegrane przyjmował z uśmiechem. To tylko niewinna przyjacielska partyjka. No dobrze, czasami jak mieli humor grali o jakieś miedziaki, ale to był tylko dodatkowy koloryt – kwoty nie były duże, a oni i tak nie przykładali do pieniędzy specjalnej wagi. Czas jednak inaczej leciał, gdy musieli się skupić na rozdaniu.
        - Co cię tu sprowadziło za pierwszym razem? - zagaił, gdy pierwsze karty zaczęły lądować przed nim na stole.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Na jego twarzy zaraz pojawił się uśmiech, gdy Dżari tak pozytywnie zachęcił go do gry. Niektóre karty nosiły na sobie ślady błota, bo ostatnimi czasy często grali na ziemi, a nierzadko w trakcie deszczu. Talia jednak wyszła spod spękanych pracą rąk krasnoludów, więc nie tak łatwo było ją zajeździć. Gdyby Nuce się chciało, to regularne dbanie o karty przywróciłoby im ich dawny blask, choć zadrapań nic nie mogło pokonać. No, ale najważniejsze, że grafiki dało się rozpoznać, bo bez tego gra nie miałaby większego sensu. Jest jednak różnica między biednym piechurem a ważnym generałem. Od tego zależą losy wojny!
        Zerknął w czasie rozdawania kątem oka na wspomniane wcześniej firanki i skrzywił się trochę.
        — Widzisz te czarne krawędzie na końcach materiału? — zapytał, nie odrywając wzroku od kart. — Kiedy tu ostatnio byłem, jakieś trzy lata temu, taki jeden odważniejszy chciał się popisać sztuczką połykania ogni. No, nie dość, że sam sobie gardło poparzył, to firanki sfajczył. A jestem pewien, że nie tylko on i nie jeden raz.
        Uśmiechnął się do anioła, kończąc rozdawać. Wylosował dziesięć kart, wymienił dwie, które mu nie pasowały i, starając się utrzymać pokerową twarz, zachęcił przyjaciela, by zaczął, bo jego talia rozpoczynała bitwę. Bardzo nie chciał pokazać, że miał do chrzanu karty, naprawdę, już dawno nie miał tak słabych kart. Jak to się stało? Nie wiedział. Ale trudno, odwrotu nie było. Trzeba być twardym, a nie miętkim. Teraz mógł spokojnie odpowiedzieć na pytanie przyjaciela.
        — Kiedy opowiedziałem Ahné, że w sumie to nigdy nie byłem nigdzie poza Wschodnimi Pustkowiami i Arturonem, ona na to: „to się wkrótce zmieni, mi kearé”, i kilka dni później planowaliśmy już podróż do jej domu, do Adrionu. Musieliśmy wybrać taką trasę, by zminimalizować wszelkie ryzyko wystąpienia... tych, no, przeszkód. — Musiał pomyśleć o strategii i mu się słowo zgubiło. — Ktoś mi kiedyś opowiadał, że w okolicy jest zajazd, ale nigdy przedtem do niego nie trafiłem. Dopiero gdy jechaliśmy do Adrionu natknęliśmy się na ten przemiły przybytek. Ahné nie była zachwycona, uważała, że prędzej będzie spała razem z końmi, niż w tym marnym pokoiku, a ja się z nią zgodziłem. Ale nie myśl sobie, że ona taka wrażliwa jest, o, nie. — Uniósł wzrok znad kart na przyjaciela. — Jak raz myśliwi przynieśli jej z polowania martwą łanię, to tak się zdenerwowała, że nie dość, że potłukła na ich głowach porcelanową zastawę, to jeszcze kazała im pogrzebać zwierzę w lesie z honorami. Wiesz, pewnie pomyśleli: „ach, taka urodziwa dama, to doceni nasz trud i wysiłek”. Mhm, niedoczekanie — przyjrzał się swoim kartom — bo Ahné nie je mięsa i brzydzi się zabijania zwierząt. No, może poza wężami. A ty? Boisz się jakiegoś zwierza?
        Skupił się na rozgrywce, bo sromotnie przegrywał, praktycznie nie miał szans, widząc, jak mocne karty miał Dżariel. Rzucił więc swoimi o stół, pasując. Nie czekał na decyzję anioła, po prostu zabrał mu jego karty i zaczął nową rundę, przeklinając w myślach.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Zachęcony Dżariel oderwał wzrok od rosnącego przed nim stosiku kart i zerknął na firanki, które sam wcześniej wypomniał. Fakt, były czarne na brzegach, a myśl, że wisiały tak niezmiennie od trzech lat…
        - Ooo… - wyrwało mu się. - Wiesz co… Tak między nami to zaczynam się zastanawiać czy jakby je zdjąć z karnisza to czy nie dałoby się ich postawić na sztorc. Albo złamać na kolanie - zażartował. - No ale z tego co mówisz to przynajmniej ciekawe persony się tutaj zjawiają.
        Dżariel wrócił swoją uwagą do rozdania. Zgarnął karty ze stołu i rozłożył je w równy wachlarz. Poprzekładał je, aby układ był czytelniejszy, a później wymienił jedną - raczej dla formalności, by Nuka nie czuł się z góry przegranym, bo tak po prawdzie to anioł miał na ręce układ, który trudno było pobić. Niestety, Laki miał jak na anioła zaskakująco dobrą rękę do hazardu.
        Podczas anegdotki Nuki o podróży z Ahné przez Pustkowia, Dżariel wyłożył pierwsze karty, po czym spojrzał na Nukę z uśmiechem i gestem zachęcił do wyłożenia swoich. Na stole znalazły się te “średnie” karty z ręki anioła - tak by jego przyjaciel nie wiedział jeszcze na co go stać. Mimo to widok twarzy Eskera sprawił, że Laki już wiedział, że ten wylosował samą sieczkę i teraz będzie się pocił, aby wyjść z tego z twarzą. Może więc lepiej zamaskować porażkę rozmową.
        - Już dość o niej usłyszałem, by wiedzieć, że to twarda babka - skomentował lekko, gdy Nuka poczynił zastrzeżenie co do jej delikatności. Mimo to wysłuchał tej anegdotki z sarną i pozwolił sobie nawet zaśmiać się w momencie rzucania porcelaną w myśliwych.
        - Jestem w stanie ją zrozumieć - oświadczył Dżariel, rozstawiając swoje karty ponownie w wachlarz. - Też nie jem mięsa. Jedynie ryby - zastrzegł. - To przez to, że moja rasa ma naturalne predyspozycje do rozumienia mowy zwierząt… Trudno byłoby mi wziąć do ust coś, co do mnie mówi - oświadczył z rozbrajającą szczerością. - Elfy też mają tę swoją specyficzną więź z naturą, więc wcale nie dziwię się Ahné…
        I wyłożył kolejną trójkę. Tę gorszą, jakby w pierwszym rozdaniu pokazał co miał najlepsze i teraz tylko wyzbywał się resztek.
        - Nie, w sumie to nie - odpowiedział po chwili namysłu na pytanie o nielubiane stworzenia. - Zwierzę to zwierzę… Są takie, które lubię bardziej i takie, które są mi obojętne, ale żadnego nie darzę jakąś specjalną niechęcią. To tak jak z ludźmi. Jeśli kogoś nie lubię to personalnie, a nie obejmuję niechęcią całego narodu czy rasy. A jak to jest u ciebie? Kotów Ahné nie liczymy - zażartował.
        - Swoją drogą, mówisz, że nocleg tutaj to aż tak zły pomysł? - upewnił się. - Może chociaż na podłodze da radę? Spałbym z koniem, ale niech to, nie wyjdę już na ten deszcz, nawet jakby moje życie od tego zależało. Pewnie jak tu byłeś z Ahné to tak paskudnie nie było, hm? Dziwię się, że nie podróżowaliście wozem, skoro oboje jesteście z królewskich dworów... Ty to tam jeszcze. - Dżariel machnął ręką, bo wiedział do czego jego przyjaciel jest zdolny. - Ale ona?
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Uniósł brwi, gdy usłyszał, że Dżariel rozumie zwierzęta. Poczuł się nagle niezwykle głupio; do tej pory sądził, że jego przyjaciel po prostu mówi sobie do Sroki, by go uspokajać, a nie spodziewał się odpowiedzi...
        — Czyli, że... — zaczął, nachylając się nieco ku niemu. — Czyli, że naprawdę rozumiesz, co one... myślą, mówią? Że słowa słyszysz zamiast tych parsknięć czy szczeknięć?
        Trudno było mu uwierzyć. Jak wspomniał Dżari, elfy mają głęboką i silną więź z naturą i jej przedstawicielami, ale jego ukochana nigdy nie zdradziła się z tym, że rozumie zwierzęta; ona prędzej odbiera od nich sygnały... Tak mu to przynajmniej tłumaczyła. Ale żeby słyszeć słowa? To już był wyższy poziom abstrakcji.
        — Wybacz, bracie, ale nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić — powiedział, zaglądając w swoje karty. — I zamiast szczekania słyszysz, jak pies ci mówi:„muszę kupę”? To musi być bardzo zabawne. — Parsknął pod nosem z rozbawienia, przekładając karty na ręce z nowego rozdania. Tym razem miał nieco lepsze.
        Dżariel go z każdą chwilą zaskakiwał coraz bardziej, utrzymując w przekonaniu, że bardziej aniołem się być chyba nie da. Ale Eskerowi udawało się zwiększać wobec niego swój szacunek, zaś świadomość, że ma z nim tak wiele wspólnego, zaczęła go powoli przerażać. Bo z jednej strony byli jak ogień i woda, a z drugiej dopasowali się niczym puzzle. Uśmiechnął się pod nosem.
        — Tak, jej kotów nie liczmy... Chociaż pomimo... dość dynamicznego pierwszego poznania, Rudego lubię i chyba z wzajemnością. Co do reszty stworzeń, to zbyt długo przebywałem w dziczy, by się nie przyzwyczaić do pająków, robali czy węży. Nie wspomnę, ile razy mrówki mnie pogryzły, mimo to przestałem zwracać uwagę na takie pierdoły. — Wyłożył kartę. — Ale jeszcze, gdy mieszkałem z rodzicami i siostrą, nasza guwernantka miała takiego małego pieska. Rzekłbyś: słodki maluszek. Ja bym odpowiedział: wyjdź stąd, nie znasz się. To był istny szakal. Do tej pory mam blizny na kostkach po jego małych, ostrych ząbkach. Nienawidził wszystkiego, co się ruszało. Ze szczerą wzajemnością — dodał, wyburczawszy bardziej sobie w brodę niż w eter.
        Humor poprawiły mu jakże trafne słowa przyjaciela, który wspomniał o wątpliwej szlachetności jestestwa Nuki. Esker popukał się w nos palcem i wskazał nim anioła, dając do zrozumienia, że zadał dobre pytanie.
        — A wiesz, że to od niej wyszła propozycja jazdy wierzchem? Tylko we dwoje, jak w romansidłach, w których się wówczas zaczytywała. No, i żałowała później, bo ostrzegałem ją, w jakich warunkach przyjdzie nam żyć. Ona machnęła ręką i zbyła moje uwagi głośnym: „a, przesadzasz”. Nie zamierzałem się z nią kłócić, na własnej skórze się przekonała, że miałem rację. Nigdy wcześniej nie czułem większej satysfakcji, mówię ci. — Uśmiechnął się złośliwie.
        Wtem zza drzwi doszły do nich donośne odgłosy jakiejś grupki ludzi. Podniesione męskie głosy, wyzwiska, przekleństwa, wszystko tłumione było przez drewniane ściany. Nuka zerknął porozumiewawczo na Dżariela i na wszelki wypadek złożył talię. Jeżeli szykowała się burda, wolał, by nie ucierpiały na tym jego karty. Również na wszelki wypadek wyjął z torby nóż i schował go do cholewy buta. Kuszy nie ruszał, by nie zdradzać ewentualnych zamiarów.
Jakże ogromne było jego zdumienie, gdy zobaczył, kto z buta niemal wyważył drzwi do karczmy. Potężny, wielki jak stodoła osiłek o paskudnej gębie, łapach jak kłody i z niedźwiedzim futrem na plecach. A za nim trzech innych, podobnie wyglądających. Ten największy i najbrzydszy rozejrzał się po izbie, a kiedy zobaczył Eskera, uśmiechnął się ohydnie; jego pobrużdżona i poznaczona bliznami twarz stała się o wiele straszniejsza w tym momencie. Nuka podniósł się z wolna, i obaj w tym momencie wypowiedzieli te same słowa:
        — To ty.
        W głosie Nuki słychać było przerażenie, w głosie mężczyzny zaś podniecenie i wściekłość. Esker zacisnął pięści tak, że wbił sobie paznokcie w dłonie, a po jego nadgarstkach poczęła spływać krew. Jego nadzieje na gryzącego ziemię Ralfa okazały się płonne. Żył. I miał się całkiem dobrze. Osiłek zaśmiał się charczyście, ukazując zepsute zęby.
        — Patrzcie no, chłopcy! — krzyknął do swoich. — Toż to nasz mały Nukuś! — Momentalnie przestał się śmiać. — Ten gówniarz, co mi nóż zakosił, gdy nogę dawał z naszymi zapasami.
        Esker nie odezwał się ani słowem, wpatrując się w Ralfa wściekłym spojrzeniem spode łba.
        — No co ty, Nukuś! — Ralf rozłożył ręce, jakby chciał przytulić dawnego znajomego. — Co się tak pieklisz? A ten śliczny, to co to za jeden? Aniołka sobie przygruchałeś? A aniołek wie, co żeś drzewiej, za młodziaka, wyczyniał, hmm?
        — Zignoruj go, Dżari. On lubi podpuszczać i szczuć na siebie ludzi — rzekł cicho, nie spuszczając wzroku z wielkoluda.
        — Tu się nie mylisz. Znasz mnie całkiem nieźle, Esker. I sądzę, że wiesz też, jak nie lubię, gdy się mnie okrada. — Ton Ralfa przybrał na groźbie, aż Nuka zmuszony został do cofnięcia się o krok.
        — No! A sądziłem, że dzisiaj już zanudzę się na śmierć! — zakrzyknął, zacierając łapska.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel nie pierwszy raz spotykał się z taką reakcją na wieść o swoich zdolnościach rozmowy ze zwierzętami - co druga osoba reagowała szokiem, niedowierzaniem i pytaniami. Jednak konspiracyjny ton Nuki, gdy zaczął go wypytywać, był rozbrajający. I to w jaki sposób posłużył się przykładem z psem było wisienką na torcie – anioł nie mógł się nie roześmiać.
        - Tak, z grubsza tak to można ująć – przyznał. – Choć… raczej słyszę i to i to. Nie wiem jak to ująć, to coś, nad czym nigdy się nie skupiałem. Słyszę szczekanie, ale w głowie mam słowa, jakby nakładały mi się dwa języki… Tak, jeśli jesteś ciekaw, to Agat powiedział mi jak ma na imię, a nie zostało ono przeze mnie wyjaśnione – oświadczył, przekonany, że Esker i o to w końcu zapyta, gdy rozda nowe karty po swojej sromotnej klęsce w pierwszej turze.
        Gdy Dżariel znowu odprawiał swój rytuał z układaniem w dłoni ładnego wachlarzyka, temat rozmowy płynnie zszedł na zwierzęta i związane z nimi sympatie i antypatie. Anioła szczególnie zainteresowała jedna wzmianka z samego początku.
        - Jakiego dynamicznego poznania? – podłapał. – Opowiadaj, bo nie pamiętam, byś mi o tym już mówił.
        Zaś anegdotka o małym i pozornie słodkim, ale tak naprawdę krwiożerczym piesku była czymś, co Dżariel znał równie dobrze co jego przyjaciel, ale i tak wywoływało to jego rozbawienie, którego nie zamierzał ukrywać.
        - Tak, znam to… Śmiertelny od kostek w dół – skomentował. – Moja siostra miała takiego pieska, uwielbiał łapać z tyłu za pięty i uciekać. Albo za lotki, choć tego się oduczył, gdy jedną mężowi Lity przez przypadek wyrwał. Wierz mi, wyrwanie jednej z tych największych lotek piekielnie boli, on się tak rozdarł, że mogliście go słyszeć na tym planie… Piesek się przestraszył, schował pod łóżkiem i dwa dni nie wychodził, choć później to nawet go przepraszali, że go przestraszyli.
        Nic nie zapowiadało, że ta wymiana historii o najbliższych zostanie przerwana pojawieniem się kogoś… cóż, znajomego, ale niekoniecznie bliskiego. Dżariel z początku nawet się nie zainteresował specjalnie tym, że przed karczmą słychać było jakieś hałasy – ot, inni podróżni, głośni i wulgarni, ale w taką pogodę trudno się dziwić, że komuś puściły nerwy. Dopiero na chwilę przed tym, jak drzwi zostały otwarte kopniakiem, anioł zaniepokoił się na tyle, by wymienić porozumiewawcze spojrzenia z Eskerem. Złożył karty i oddał mu je bez słowa, po czym obrócił się bokiem do stolika, aby lepiej widzieć wejście. Lekko drgnął, gdy drzwi huknęły o ścianę. A to napięcie, które się po chwili utworzyło… Od razu wiedział, że coś jest mocno nie tak – bardziej niż jakby były to jakieś pierwsze lepsze zbiry. Spojrzał pytająco na Nukę, lecz ten miał wzrok ufiksowany na herszcie tej grupki. Gdy wstał, anioł wstał razem z nim, wodząc oczami od jednego do drugiego. Nie pytał, choć nie był jeszcze do końca pewny z kim ma do czynienia. Nie było dobrze. Czuł to: mieli przerąbane. Żądza krwi bijąca od tamtych zbirów była wręcz wyczuwalna, a Esker się ich bał, czemu trudno było się dziwić. Gdy zaczęli ze sobą rozmawiać, wszystkie elementy układanki wskoczyły Dżarielowi na miejsce i wiedział już z kim ma do czynienia, nim to imię w ogóle padło. Ralf – były herszt, dla którego Nuka pracował jako dzieciak. Pamiętał jak skończyła się tamta historia i rozumiał już dlaczego atmosfera zrobiła się taka napięta i ciężka.
        Wywołany przez zbirów, Laki momentalnie się spiął i w niekontrolowanym odruchu rozłożył nieznacznie skrzydła – niczym ptak, który próbuje udawać groźniejszego i większego niż jest. Pewnie przez to Nuka go upomniał, by nie dał się sprowokować. Dżariel był jednak na tyle rozsądny, by nie ulec takim zaczepkom. Opuścił skrzydła, choć dalej czujnym wzrokiem śledził ruchy Ralfa i jego ludzi. Nie podejmował negocjacji, bo wiedział, że nie ma żadnych szans na to, aby przekonać ich do odstąpienia od walki. Mógł jedynie pomyśleć nad zminimalizowaniem strat.
        Laki uniósł dłoń takim ruchem, jakby chciał wstrzymać Eskera przed zrobieniem ruchu, lecz jego przyjaciel pewnie dobrze wiedział, że anioł raczej szykuje się do rzucenia czaru - jego wzrok był utkwiony w przeciwnikach i pełen determinacji, prawie tak jak podczas tamtej walki z diabłem.
        Tymczasem właściciel karczmy - słusznie węsząc kłopoty - schował się za barem, by nie zwracać na siebie uwagi, ale w razie czego móc próbować bronić swego dobytku. Dołączył do niego również starzec z fajką - na placu boju pozostał tylko Nuka z Dżarielem oraz Ralf i jego ludzie, co miało ten plus, że nikt postronny przynajmniej nie oberwie.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        W izbie nastała cisza, którą zakłócał świszczący w dziurawych ścianach wiatr. Ogień w kominku zachwiał się od przeciągu, a wszystkie świece momentalnie pogasły, pogrążając pomieszczenie w półmroku. Cienie mężczyzn niebezpiecznie tańczyły w świetle płomieni, a ich paskudne gęby przypominały oblicza diabłów. Przez myśl Nuce przeszło, że diabeł, za którym gonił Dżariel, nie powstydziłby się takiego wyglądu. Wstrząsnął nim zimny dreszcz, kierujący się od karku w dół kręgosłupa. Zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu. Wyczekiwali pierwszego odważnego, któremu przyjdzie do głowy zaatakować — niczym prowokowane dwa stada wilków. Nuka wiedział, że prowodyrem zostanie Ralf. Nie wiedział tylko kiedy i w jaki sposób.
        Dowiedział się w następnej chwili.
        Uskoczył przed lecącym ku niemu nożem, o włos unikając ciosu. Ostrze wbiło się w ścianę za nim, a Nuka wylądował na podłodze, wciąż ściskając w dłoni sztylet. Osłonił się rękami przed potencjalnym uderzeniem, lecz w tym samym czasie usłyszał potrójny wrzask, syk i poczuł swąd palącej się skóry. Gdy banda Ralfa próbowała zniwelować poparzenia wywołane magią Dżariego, Esker rzucił się, wciąż będąc na podłodze, ku opartej o nogę stolika kuszy.
        — Kurwa żeż — zaklął Ralf. — Dalej, chłopcy, przestańcie się z nimi cackać! — ryknął, ruszając w stronę anioła.
        Dwóch pozostałych skoczyło do Nuki, lecz jeden, ten, któremu Nuka wydłubał niegdyś oko, padł na jedno kolano z wbitym w nie bełtem, wyjąc dziko z bólu. Kusznik nie zdołał jednak uniknąć uderzenia kijem drugiego napastnika. Warknąwszy cicho, przetoczył się z dala od niego i przyłożył dłoń do kości policzkowej — krwawił. Z poziomu podłogi nic nie mógł zrobić, musiał szybko wstać, by nie zarobić kolejnego trafienia. Nie było czasu na planowanie taktyki. Kiedy bandzior zbliżył się do niego, Nuka go podciął tak, że mężczyzna wylądował na twarzy, nie zdążywszy się podeprzeć. Wykorzystał tę chwilę przewagi, by stanąć na równe nogi i znokautować przeciwnika rąbnięciem w jego czaszkę kuszą. Zaraz po tym runął do tyłu pod ciężarem jednookiego, wypuszczając z rąk broń. Upadek wydarł z niego resztki powietrza i sparaliżował na kilka sekund. Tyle wystarczyło, by oberwał z pięści w twarz co najmniej trzy razy. Poczuł w ustach słodko-metaliczny smak krwi, poczuł jak puchnie mu szczęka, a plecy przeszywał mu niewypowiedziany ból. Nieudolnie próbował zrzucić z siebie przeciwnika, ale miał za mało siły, a on dogodną pozycję. Postawił więc na pomoc otoczenia. Sięgnął ręką za siebie, gdy ponownie został walnięty. Zamroczyło go, przez krótki moment nie potrafił dostrzec kształtów, a w uszach mu szumiało. Zamrugał kilkakrotnie, nadal wyciągając dłoń w niewiadomym sobie kierunku. Natrafił na coś długiego, zrobionego z drewna. Nie myślał. Po prostu to chwycił i się zamachnął. Przydupas Ralfa stoczył się z Eskera z jękiem, gdy jego głowa spotkała się z wiadrem. Nuka nadal nie widział dobrze, lecz doskonale wiedział, gdzie znajduje się oponent. Zamachnął się więc raz jeszcze, i kolejny, okładając gościa ciężkim, drewnianym wiaderkiem. Niestety, wiadro szybko się rozkraczyło i Nuka musiał znaleźć inną broń. Skoczył więc ku leżącemu pod stołem sztyletowi, ale został pociągnięty za nogę i ponownie wylądował na brudnej podłodze. Potraktował bandziora kopniakiem, ale ten nie puścił, a uwiesił mu się na pasku. Esker wymierzył łokciem w nos oponenta, tym samym uwalniając się z jego chwytu. Podniósł się natychmiast, rezygnując z noża. W głowie mu się zakręciło. I tym sposobem powalony został przez Ralfa. Ta chwila nieuwagi, konsternacji wystarczyła, by herszt wyczuł moment na obezwładnienie go. Esker znów przygnieciony został przez o wiele większego od siebie przeciwnika. Ralf zaśmiał się paskudnie, gdy Nuka próbował nabrać powietrza. Stęknął, gdy dostrzegł, jak drugi rzuca się z pięściami na Dżariela.
        — Będziesz patrzył, jak wyrywam piórka twojemu kumplowi, Esker — warknął mu w twarz, pokazując zęby. — Będziesz mnie błagał o litość.
        Wierzgnął, ale nic to nie dało. Ralf był zbyt ciężki, by mógł pokonać go siłą. Splunął mu więc w oko i z czoła uderzył w nos, sprawiając, że oprych stracił równowagę — dopiero wtedy Nuka był go w stanie z siebie zrzucić. Poderwał się natychmiast i rzucił się całym sobą na tego, który walczył z Dżarim. Obaj uderzyli o ścianę; Nuka zachwiał się i przewrócił na krzesło, a jego przeciwnik osunął się i wylądował na klęczkach, dysząc ciężko. Esker otarł wierzchem dłoni krew z ust, zacisnął zęby z bólu i wsparł się na blacie stolika. Nogi miał jak z waty, cały się trząsł. Ale nie mógł pozwolić, by Dżariemu stała się krzywda. Nieważne, że anioł umiał sobie poradzić. Nieważne. Teraz już nawet nie chodziło o zemstę.
        Liczyła się rodzina.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżarielowi nastrój chwili się nie udzielił - gdy walka wisiała w powietrzu, on nie zwracał uwagi na oświetle czy dźwięki, o ile nie miały one związku ze starciem. Cały świat zamykał się dla niego wtedy w niewielkiej przestrzeni między nim a przeciwnikiem, reszta zaś mogła nie istnieć. Oczywiście teraz miał na uwadze również Nukę, ale to było tak oczywiste, że aż nie było o czym wspominać. Przecież to jego brat. I nieważne, co chciał o nim mówić Ralf - anioł znał mroczną przeszłość Eskera i wiedział, że zostawił on ją za sobą. Teraz był prawym człowiekiem, najlepszym, jakiego Dżariel miał zaszczyt spotkać na tym Planie.
        Wszystko zaczęło się w jednej chwili. Ralf rzucił nożem, Nuka zrobił unik, a Laki wzniósł ręce, aby wprawić w ruch swoje czary, choć nie potrzebował do tego wcale gestów. Był bardzo zdeterminowany i jego rozkazy były przez to silne - ostrza trzymane jeszcze przez tych zbirów w rękach w mgnienie oka rozpaliły się niemal do białości. Zdeterminowane spojrzenie anioła spotkało się na krótką chwilę ze wzrokiem Ralfa, który jeszcze trzymał się za poparzoną dłoń - w oczach bandyty widać było obietnicę długiego i bardzo intensywnego cierpienia, jakie spotka za to maga. On się jednak tą groźbą nie przejął. Nie miał zresztą na to za wiele czasu, bo do walki z nim rzucił się jeden z podwładnych Ralfa. Nie sięgnął po broń, pewnie przez to, że nadal bolały go wnętrza dłoni, lecz Dżariel dostrzegł na jego knykciach jakiś błysk. Uchylił się przed pierwszym wymierzonym w twarz ciosem i wtedy dostrzegł kastet. Co więcej, był to kastet z ostrymi końcami - bardzo niebezpieczny, z łatwością rozcinał skórę, a może wręcz byłby w stanie wyrwać jej fragmenty z twarzy. Laki zapamiętał sobie, by na niego uważać. Albo po prostu załatwić go tak jak przed chwilą przy nożach - skoro się nie nauczyli… Po chwili przez karczmę przetoczył się kolejny bolesny wrzask, gdy rozpalony kastet zaczął parzyć tego, który go nosił, a on próbując go zdjąć nie tylko dodatkowo parzył sobie drugą dłoń, to jeszcze rozcinał sobie na niej skórę. Sam na siebie ukręcił w ten sposób bat.
        Później walka stała się chaotyczna i trudna. Dżariel nie mógł używać otwartego ognia, bo wnętrze było ciasne i całe z drewna, mógł więc puścić wszystko z dymem i zabić wszystkich w środku. Mógł polegać tylko na własnych umiejętnościach, ale mieczami miał problem operować w tej ciasnocie. Niemniej jakoś sobie radził, można wręcz powiedzieć, że jak na te wszystkie utrudnienia szło mu bardzo dobrze. Szkoda, że nie był w stanie spojrzeć co z Nuką…
        Jakby przywołany jego myślami, Esker zaraz zjawił się w polu jego widzenia, odpychając na ścianę bandytę, który akurat atakował anioła. To znaczy, że z rycerzem wszystko w porządku. Dżariel aż odetchnął z ulgą. Zbliżył się do swojego siedzącego przyjaciela i oparł się dłońmi o jego kolana.
        - Nuka… - wezwał go drżącym, łamiącym się głosem. Cholera, chyba dostał w brzuch i przepona mu się zacinała z bólu. Ale nic to, wyliże się. W pierwszej kolejności posłał wiązkę leczniczej energii do Eskera - on potrzebował jej bardziej…
        Nagły bojowy okrzyk sprawił, że Dżariel gwałtownie się wyprostował. To był jego błąd i jednocześnie początek jego klęski. Ukryty za kontuarem starzec, widząc, że spokojni do niedawna goście tego miejsca powoli wygrywają i nie są wcale tacy słabi, nabrał animuszu i też zapragnął włączyć się do walki. Złapał za butelkę, którą chciał rzucić w jednego z tych zbirów… Ale nie trafił. Rzucił mocno za wysoko. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby przypadkiem nie trafił nią prosto w głowę prostującego się anioła. Dżarielowi momentalnie pociemniało w oczach, a zbiry nie potrzebowali wiele czasu, by dostrzec w tym swoją szansę. Anioł momentalnie został powalony na ziemię. Leżał na brzuchu, a jeden z nich stanął na jego nieskazitelni białym skrzydle, unieruchamiając go. Ale to nie był koniec. Laki próbując się pozbierać i jakoś wyrwać słyszał nad sobą śmiechy i jakieś przekrzykiwanie się. Przeczuwając kłopoty tym silniej starał się oswobodzić, ale nadal był zamroczony i przez to nie tak sprawny. Ktoś boleśnie wyprostował mu skrzydło pod dziwnym kątem względem pleców. Ale to wcale nie było jeszcze najgorsze.
        Chwilę wcześniej opowiadał Nuce jak bolesne jest wyrywanie tych długich lotek, teraz zaś Esker mógł się przekonać o tym na żywo - wystarczyło usłyszeć krzyk jego przyjaciela, gdy jeden ze zbirów Ralfa jednym szarpnięciem wyrwał mu trzy najdłuższe pióra. Białe skrzydło momentalnie pokryło się szkarłatem spływającej z rany krwi.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Potrząsnął głową, widząc przed sobą twarz przyjaciela; uśmiechnął się nawet trochę, choć krew spływała mu na brodę. Położył dłoń na ramieniu anioła, niemo dziękując mu za pomoc.
        I wtedy wszystko potoczyło się szybko. I w bardzo złym kierunku.
        Nie widział jej... Nie widział tej pieprzonej butelki! Gdyby ją zauważył, krzyknąłby Dżariemu, by się schylił, zwróciłby jego uwagę... Rzucili się na niego. Rzucili się na Dżariela, jak wygłodniałe psy na kawałek mięsa. Nuka od razu poderwał się na nogi, ale nie zdołał mu pomóc. Zachwiał się, czując jak z rozerwanego policzka wypływa mu krew. Zamrugał, i zanim nawet pomyślał, siedział już otumaniony na podłodze, dostrzegając na poziomie swoich oczu błysk metalu. Otępiałym wzrokiem popatrzył w stronę masy, spod której wydobywała się biel. Po chwili do jego uszu doszedł rozdzierający, mrożący krew w żyłach wrzask bólu.
        — Dżari... — wydukał, plując krwią. Chciał się podnieść, ale silne łapsko mu to uniemożliwiło. — Nie...
        Usłyszał rechot Ralfa wymieszany z krzykiem przyjaciela. Nuka odkaszlnął, brudząc sobie koszulę. Był bliski stracenia przytomności, ale uparcie walczył, na złość im wszystkim! Nie mógł pozwolić. A jednak znów usłyszał krzyk. Warknął dziko i uklęknął.
        — Dość! — krzyknął. Wypluł krew i przeniósł mordercze spojrzenie na Ralfa.
        — Co mówiłeś, Nukuś? — zapytał osiłek, przyciskając anioła kolanem do gruntu.
        — Zostaw go — warknął. Z poharataną i krwawiącą twarzą wyglądał co najmniej groźnie. — Zostaw go — powtórzył. — On nie ma z tym nic wspólnego...
        — O, nie, nie, Nukuś — rzekł Ralf i cmoknął, jakby rozmawiał z niesfornym dzieckiem. Chwycił Dżariela za włosy. Nuka drgnął, gdy zobaczył w jego ręce nóż. — Już ci powiedziałem. Będziesz patrzył, jak oskubuję twojego koleżkę niczym kurczaka. A ciebie — wskazał ostrzem na niego — zostawię sobie na deser.
        Herszt uśmiechnął się paskudnie, złośliwie, a Nuka zagotował się w środku. Wiedział, że Ralf nie rzucał gróźb bez pokrycia. Strach przeistoczył się we wściekłość. Wzrost adrenaliny spowodował, że Esker przestał odczuwać ból. Zerwał się i w pośpiechu chwycił za krzesło, którym następnie przyrżnął w plecy gościa z kastetem. Zbir zgiął się w pół, a Nuka poprawił mu jeszcze kolanem w oko. Sam oberwał w chwilę później z pięści w nerkę; wrzasnął i z pół obrotu przyłożył delikwentowi w twarz, po czym umknął przed zamachem i znalazł się za plecami oponenta. Jednym, wprawnym ruchem, chwycił go za głowę i złamał mu kark. Ciało opryszka osunęło się na podłogę. Nuka, dysząc ciężko i nierówno, popatrzył na Ralfa.
        — Powiedziałem ci: zostaw go. — W jego głosie wyraźnie było słychać wszelkie nuty dzikiej złości.
        Ralf warknął przez zaciśnięte zęby i wstał z anioła, wbiwszy uprzednio nóż między deski podłogowe. A więc starcie bezpośrednie... Nuka spiął się do skoku i byłby odskoczył, ale natrafił biodrem na krawędź stołu, więc herszt miał idealną okazję, by go złapać. Wiedział, że Nuka zechce znów uderzyć go w nos, więc się odchylił, ale nie spodziewał się kolana na swoim kroczu. Skulił się, puszczając Eskera, lecz nie pozostał mu dłużny. Kusznik powoli opadał z sił, nie zdążył uciec przed wielkimi ramionami Ralfa, które po chwili ścisnęły go tak, jakby miał zamiar połamać mu wszystkie kości. Nuka nie był w stanie jakkolwiek się poruszyć. Wierzgał i próbował się wydostać, ale wszystko na nic. Czuł cuchnący oddech herszta, widział z bliska jego popsute zęby. Wrzasnął, gdy uścisk się zwiększył.
        — I co teraz, Nukuś? — zacharczał mu Ralf prosto w nos. — Mogę cię zmiażdżyć tu i teraz. Jak robaka.
        Ale oczy Eskera wcale nie były zwrócone ku twarzy przeciwnika. Tylko ku jego szyi.
        — Było chwycić mnie w inny sposób — wymruczał, stając na palcach.
        Zanim Ralf zorientował się, o co chodzi, Nuka już tkwił zębami w jego tętnicy szyjnej. Zacisnął szczękę tak możno, że aż zaczęła boleć. Poczuł ohydny smak ludzkiego mięsa, poczuł jak główna tętnica pęka w jego zębach. Poczuł smak krwi Ralfa. Szarpnął się, odgryzając całkowicie spory kawał szyi oprycha, zalewając się tym samym jego krwią. Uścisk zelżał. Esker wypluł mięso, czując jak Ralf powoli osuwa się na podłogę. Nie czekał — odepchnął go. Ciało upadło ciężko, głucho w rozlewającej się dookoła ciemnoczerwonej kałuży.
        Zachwiał się. Upadł. Uklęknął. Doczołgał się do przyjaciela. Jakikolwiek ruch przychodził mu z ogromnym trudem.
        — Dżari — szepnął, obracając go na bok. — Nie... nie ruszaj się.
        Rozdarł kawałek swojej koszuli i przytknął go do rany na skrzydle anioła, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Wytarł rękawem twarz. Trzęsły mu się ręce. On cały się trząsł. Kamień mu jednak spadł z serca. Adrenalina zaczęła się ulatniać.
        — Przepraszam — wyszeptał, dociskając materiał do rany przyjaciela i nie przejmując się swoimi. — Naraziłem cię... Przepraszam.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel nieraz walczył z dużą przewagą liczebną przeciwnika, ale… teraz było inaczej. Jak do tego doszło? Dał się dopaść tej sforze psów jak ranny tur. Wierzgał i próbował ich z siebie zrzucić, ale nie miał siły. Co chwilę robiło mu się ciemno przed oczami - najpierw od tego ciosu w głowę, później z bólu. Słyszał śmiech i okrzyki. Nie słyszał jednak głosu Nuki… Co z nim? Oby był bezpieczny. Niech ucieka. Cholera jasna, gdyby uciekł, Dżariel nie miałby nic przeciwko. Wiedział, że by po niego wrócił. Byle był bezpieczny, byle wyszedł z tego cało.
        Po drugim wyrwanym pęku piór, Laki zebrał się w sobie na tyle, by spróbować się bronić… skuteczniej. Miał wolną jedną rękę. Złapał nią jednego z tych zbirów za nogę, bo nie mógł sięgnąć nigdzie dalej. Wezwał ogień, ale nie ograniczył się do prostego oparzenia na miejscu styku. Posłał ogień wzdłuż całej kończyny przeciwnika... Czar gwałtownie się urwał, gdy kopnięto go w głowę, ale wcześniej usłyszał dziki krzyk bólu. Pomyślał, że chociaż nie odda tanio skóry. Czy też piór…
        Szarpnięty za włosy Dżariel ledwo stęknął. Podniósł wzrok i z trudem zogniskował go na twarzy przed sobą… Nuka. Żył, ale był tak ranny…
        - Bu… bu - stęknął, co brzmiało jakby dławił się krwią, a nie wzywał przyjaciela. - Zostaw…
        Nie dokończył - ktokolwiek trzymał go za włosy, teraz cisnął jego głową o podłogę. Coś działo się nad nim, ale nie wiedział o co cały ten rwetes. Kto walczył, z kim… Ledwo obrócił głowę, zobaczył rozmazane sylwetki, których nie potrafił rozróżnić. Skupił się na jednej, której ruchy wydawały mu się być najbardziej znajome. Gdy dostrzegł, że została ona unieruchomiona przez przeciwnika, jęknął. Spróbował się podnieść, ale nadal był przygnieciony do ziemi. Dopiero ten wrzask sprawił, że był w stanie się ogarnąć, zebrać w sobie.
        Później znowu wszystko potoczyło się szybko. Herszt bandytów krzyknął i zabulgotał w ostatnim przedśmiertnym odruchu, Dżariel szarpnął się i zrzucił ostatnich dwóch bandytów, którzy go trzymali. Ognistą dłonią uderzył jednego z nich w głowę, sprawiając, że jego włosy zajęły się ogniem i zbir rzucił się do ucieczki na dwór. Za nim pobiegł jego kamrat, kuśtykając - to chyba jego Dżariel wcześniej poparzył w nogę… Nieważne.
        - Nuka - Dżariel wezwał swojego przyjaciela rozpaczliwym głosem. Bał się, lecz nie o siebie a o niego. Był cały? Był przytomny? Był tu jeszcze?
        Dotyk na ramieniu był znajomy. Przyjazny, ciepły, podnoszący na duchu. Laki nim usłyszał głos, wiedział już, czyja ręka na nim spoczęła. Postarał się samemu obrócić na bok, choć cały czas czuł ból głowy, miał ciemno przed oczami i walczył, by utrzymać przytomność. Zdobył się jednak na uśmiech.
        - Bubu - zwrócił się do niego. - Bracie…
        Dżariel stęknął, gdy Nuka dotknął jego rany. Teraz to miejsce będzie bardzo tkliwe, nawet gdyby robiono mu okłady z moczonego w rumianku jedwabiu to by go bolało, a o zgrzebnej koszuli nawet nie było co mówić. Lecz to nieważne. Ważne, że to była troska okazana przez Nukę.
        - Nuka… Tak się o ciebie bałem - wyznał anioł, podnosząc się na łokciach. Z pomocą przyjaciela zdołał usiąść. Nie miał jednak dość siły, by się utrzymać, a poza tym… Czuł taką ulgę, tak wielką ulgę. Odtrącił od siebie dłonie Eskera i rzucił mu się na szyję. Przytulił go i głęboko oddychając po prostu tak siedział z nim. W milczeniu, wśród ciszy, którą przerywał tylko ich ciężki oddech, trzask ognia w kominku i szum deszczu na zewnątrz. Wokół nich walały się ciała, które dopiero co zaczynały stygnąć, a jedyni świadkowie tych wydarzeń nie śmieli ruszyć się ze swoich miejsc, choć wiedzieli, że tym dwóm przydałaby się pomoc. Nikt jednak nie miał dość odwagi, by przerwać tę chwilę między nimi.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Niedobitki, którym udało się przeżyć, wyfrunęły co koń wyskoczy z karczmy po tym, jak Nuka rozprawił się z ich przywódcą. Najwidoczniej nawet banda Ralfa nigdy nie widziała, by człowiek rozszarpywał gardło drugiemu człowiekowi własnymi zębami. I dobrze, bo gdyby musiał, zrobiłby to ponownie. I ponownie. Byleby ochronić tych, na którym mu zależało. Jedna z tych osób leżała przed nim, krwawiąc i cierpiąc, ale żyła. Dżari oddychał, i to było najważniejsze, choć Nuka pragnął cofnąć czas i sprawić, by nigdy się tutaj nie znaleźli.
        Stęknął cicho, gdy anioł rzucił mu się na szyję. Przez moment nie wiedział, co ma zrobić, lecz w chwilę później on również się przytuli, kładąc dłoń na złocistych włosach Dżariego.
        — W porządku — powiedział niewyraźnie. Chyba ząb mu się ruszał.
        Nie zamykał oczu. Bał się, że gdy to zrobi, już ich nie otworzy. Trwał w bezruchu, w ciszy, ciesząc się w duchu, że im obu udało się przeżyć. Ledwie. Nie zwracał uwagi na ciała porozrzucane po izbie niczym dziecięce zabawki. Nie przejmował się kulącymi się za ladą ludźmi. Jedyne, co się w tej chwili liczyło, to zajęcie się bratem. Dał mu czas, zanim zdecydował się pomóc mu wstać.
        — Wstawaj, trzeba się tobą zająć.
        Zarzucił sobie jego rękę na swój bark, objął go w talii i, uważając na ranę na skrzydle, pokuśtykali razem do marnego pokoju z marnym łóżkiem. Esker zaciskał zęby, by nie kląć po drodze. Kiedy weszli do pokoju, zamknął drzwi nogą, i pomógł usiąść Dżarielowi na sienniku, robiącym za materac. Stęknął, tym razem głośniej, zajmując miejsce obok przyjaciela. Oparł głowę o ścianę, przy której stało łóżko, ale nadal nie zamknął oczu. Czuł wszystkie mięśnie, kości, stawy, więzadła; przez wszystkie przechodził niewypowiedziany ból, lecz to było nic w porównaniu ze strachem, jaki odczuwał, gdy znęcali się nad Dżarim. Dlaczego akurat dzisiaj? Dlaczego właśnie tego konkretnego wieczoru musieli się napatoczyć? Nuka nie rozumiał zrządzenia losu. To nie mógł być przypadek. Nikt nie miał takiego szczęścia. Albo takiego pecha. Stęknął raz jeszcze, obracając głowę ku przyjacielowi.
        — Opatrunek ci spadł — mruknął, po czym wypluł krew razem z wcześniej ruszającym się zębem. — Cholera — dodał, lecz w jego tonie nie było żadnego żalu. Był obojętny na swoje rany. — Dżari... Wybacz mi. Nie chciałem cię w to mieszać. Nie wiedziałem... — Zmienił pozycję. — Nie sądziłem, że oni się pojawią... Trzynaście... trzynaście lat ich nie widziałem...
        Mówił coraz wolniej, oczy poczęły mu się zamykać, choć starał się walczyć ze zmęczeniem. Był otępiały z bólu. Policzek nadal mu krwawił, twarz go piekła, czuł tworzące się siniaki. No i był cały we krwi. W dodatku prawie w nie swojej.
        — Dżari... — zaczął, próbując utrzymać powieki w górze. — Zmęczony jestem... przprszm.
        Ostatnie słowo wymamrotał, zapadając w sen. Zasnął z głową opartą o ramię anioła.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dla oszołomionego Dżariela liczyło się tylko to, że obaj przeżyli to starcie. Rany… to dało się zaleczyć, ból z czasem minie, a być może nawet z czasem poczują oboje ulgę, że na świecie jest już o jedną kanalię w postaci Ralfa mniej. Jeszcze będą sobie z tego żartować, nawet jeśli teraz zbierało im się bardziej na łzy niż śmiech.
        Dżariel nie miałby nic przeciwko, aby usnąć w tej pozycji. Wręcz niebezpiecznie kusiło go, aby osunąć się w ciemność i nie walczyć już z bólem, zawrotami głowy i mdłościami. Nuka zdecydował jednak za niego, że nie będą jak zwierzęta i nie położą się na podłodze – kazał mu wstać, a anioła stać było tylko na nieśmiały jęk sprzeciwu. Starał się nie utrudniać i tak naprawdę próbował wstać o własnych siłach, choć też nie wyrywał się z objęć przyjaciela, bo wiedział, że to groziłoby bolesnym powrotem na okrwawione deski podłogi. Gdy już pewnie stał, sam złapał Eskera w pasie, by wspierając się wzajemnie mogli łatwiej iść. Jęknął ze dwa razy, gdy jego ranne skrzydło zahaczyło o coś po drodze. Przy drugim razie poczuł, że spadł mu opatrunek zrobiony przez Nukę, ale nawet się nie obrócił, by go pozbierać.
        Moment wejścia do pokoju był dla niego dziwnie zamglony – dopiero gdy Esker próbował go posadzić, a on poczuł jakby tracił równowagę, odzyskał świadomość miejsca i czasu. Jęknął, łapiąc się za brzuch, bo od tego wszystkiego dostawał mdłości. Zaraz jednak przytknął dłoń do skroni, bo głowa również go srogo łupała. Zrobiło mu się zimno, jak zawsze gdy opuszczały go nerwy po walce. Na moment znowu stracił świadomość tego gdzie jest, ale do porządku przywołał go głos Nuki. Spojrzał na niego ze smutkiem i troską. Jakby dopiero teraz dostrzegł jak bardzo zakrwawiona była jego twarz i z niepokojem dotknął jego brody, by przekonać się, że to nie była jego krew. Nie wiedział co jego przyjaciel zrobił Ralfowi, nie widział tego i nie spodziewał się, że w ogóle coś takiego jest możliwe… Ale najważniejsze, że to nie była krew jego przyjaciela. Nawet uśmiechnął się trochę nieprzytomnie, gdy Esker go przepraszał.
        - Już, nie trzeba – przerwał mu. – To nie twoja wina. Uratowałeś mnie. Wiedziałem, że mnie nie zostawisz.
        Głos anioła był słaby ze zmęczenia, ale mówił z takim przekonaniem, jakie tylko zdołał z siebie wykrzesać w tej chwili. On nie miał Nuce nic za złe. To był po prostu przypadek, że te oprychy się tu pojawiły. To był zwykły pech. Wyszli z tego i to się liczyło.
        - Bubu?
        Anioł wydawał się odrobinę zaniepokojony tym jak przyjaciel go wezwał, ale gdy zobaczył jego wyraz twarzy, zaraz słabo się uśmiechnął, po czym przygarnął go bez słowa komentarza do siebie. Sam przymknął powieki. Też był zmęczony, ale najwyraźniej nie tak jak biedny Nuka. Dżariel dał mu chwilę, po czym sam zebrał się w sobie. Musieli się chociaż położyć…
        - Bubu, nogi…
        Laki klepnął go w udo, aby przyjaciel trochę mu pomógł, gdy próbował go położyć. Sam nie był jednak ani specjalnie przytomny, ani silny, więc gdy tylko udało mu się wywindować Nukę na siennik, sam zwalił się tuż obok, wtulony w jego bok, by nie spaść. Jego ranne skrzydło wisiało poza krawędź łóżka, brudząc podłogę kroplami krwi, która nadal kapała z rozdartej skóry na skrzydłach.

        Tymczasem świadkowie masakry w karczmie w końcu odzyskali władzę nad własnymi zdjętymi przerażeniem ciałami. Pierwszy ruszył się stary człowiek, który przypadkiem znokautował anioła. Choć może nie aż tak przypadkiem? Jakoś tak dziwnie cały czas spoglądał za siebie z niepokojem, gdy szybko wychodził na zewnątrz. Bał się, ale nie wiadomo kogo i czego - w każdym razie zaraz opuścił karczmę, zostawiając właściciela samego z martwymi zbirami i nieprzytomnymi bohaterami.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Trzęsący się ze strachu karczmarz wychylił się zza szynku, by dostrzec w swojej izbie ciała leżące w kałużach krwi. Jego drżące ręce pochwyciły machinalnie szmatkę, gdy podnosił się z wolna na równe nogi. Popatrzył ze strachem w stronę pokoju, do którego drzwi były zamknięte, a zza nich nie wydobywały się żadne odgłosy. Czyżby tam umarli?, pomyślał. Bał się zaglądać do pomieszczenia. Nigdy dotąd nie miał styczności z taką... z takim... Z taką jatką. Owszem, prali się co bardziej nawaleni klienci po mordach, ale nie żeby aż tak... I to nie było przypadkowe mordobicie, wywołane jakimś głupim pseudo-powodem. Oni... Oni się znali... Nienawidzili się. Że też musieli się jemu napatoczyć!
        Żony swojej nie chciał wyciągać z zaplecza, niech tam sobie siedzi bezpiecznie, niech nie patrzy, bo jemu samemu też robiło się niedobrze na te widoki i zapachy. Ale posprzątać ktoś musiał. Nie, żeby przetaczały się przez jego lokal tłumy, ale jak już, to byłoby dobrze, coby na wejściu nie zobaczyły rozszarpanych ciał. Otarł zroszone potem czoło, wyszedłszy na środek izby. A mógł zostać u matki...

        Kilka godzin i wyrzuconych ciał później karczmarz zdołał przyzwyczaić się do sytuacji – ustawiał teraz stoły, a połamane krzesła przeznaczył na opał. Zerkał co jakiś czas w stronę zamkniętych drzwi, nie chciał ich otwierać. Bardzo nie chciał. Bo albo znajdzie tam trupy, albo zostanie zaatakowany. Nie, wolał na razie tego nie sprawdzać.
        Za drzwiami zaś Nuka po długim i mocnym śnie zmienił bok, gdyż jego lewa strona poczęła robić się powoli fioletowa. Odrętwiałą rękę nieświadomie położył na boku przytulonego do niego Dżariego. Jego drobniejsze rany zaczęły się regenerować, acz te większe nadal boleśnie dawały o sobie znać. Dlatego się obudził. Zrobił to nagle, wciągając gwałtownie powietrze nosem, jakby był co najmniej zdziwiony, że leży cały obity i zakrwawiony z równie obitym i zakrwawionym aniołem u swojego boku. Stęknął, krzywiąc się, gdy próbował jakkolwiek się podnieść, jednak zdrętwiała część ciała odmówiła mu posłuszeństwa. Położył się z powrotem, tłumiąc kolejne stęknięcie. Umysł miał pusty jak wyschnięta studnia, nie myślał w tej chwili o niczym. Przeniósł wzrok z sufitu na twarz przyjaciela.
        Nie miał serca budzić Dżariego. Niech śpi. Niech odpoczywa i się regeneruje. Sam Nuka też nie miał sił, by wstawać, choć strasznie mu się chciało opróżnić pęcherz. Nie mógł jednak pozwolić sobie na zalanie siennika, to nie ten wiek... Zawziął się: podparł się na łokciach, potem na rękach, po czym powoli zsunął się z siennika i wstał. Musiał oprzeć się ręką o ścianę, by nie upaść. W głowie mu się kręciło. Ale pełny pęcherz dawał o sobie znać coraz dobitniej, dlatego pospieszył się i wyszedł z pokoju, skrzypiąc upiornie drzwiami. Nie dostrzegł podskakującego ze strachu karczmarza, w ogóle nie zwrócił na nic uwagi. Po prostu wyszedł na zewnątrz, a po zakończonej sukcesem misji wrócił od razu do Dżariela. Później będzie się przejmować wszystkim innym. Teraz liczył się przyjaciel.
        Uklęknął przy zwisającym za łóżkiem skrzydle anioła i sięgnął do swojej torby w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu. Miał tylko wodę, więc raz, dwa zakosił wódkę z szynku i wrócił do pokoju. Obmył ranę i wodą, i alkoholem, po czym wyciągnął bandaż i owinął go na skrzydle. Dobrze, że pomyśleli o opatrunkach przed wyjazdem z Arturonu. To był bardzo dobry pomysł.
        Po opatrzeniu przyjaciela zajął się swoimi ranami. Najwięcej uwagi poświęcił tej na policzku: skóra i mięso rozerwane kolczastym kastetem... Warknął, gdy pod wpływem alkoholu zapiekło go, jakby do Piekła wszedł. Nie chciał obudzić Dżariela, dlatego zacisnął zęby i ponownie przyłożył nasączony wódką materiał do rany.
        — Kurwa żeż — nie wytrzymał, zaciskając drugą dłoń w pięść.
        Już dawno tak zdrowo nie oberwał. Wolałby znowu tłuc się z diabłem, niż bić się z Ralfem, naprawdę. Golnął sobie porządnie z butelki, skrzywił się i wypił jeszcze kilka łyków. Tak na zdrowie.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel zapadł w sen całkowicie nieprzytomny. Był tak zmaltretowany i osłabiony po walce, że tak jak padł, tak leżał do rana i żadna siła i żadne fazy snu nie sprawiły, że ruszył choćby palcem. Powieki mu czasami drżały i to była jedyna oznaka, że nie zapadł w żaden letarg. Nie ruszył się nawet wtedy, gdy Nuka zaczął się wiercić i powoli przebudzać. Leżał trochę bokiem, trochę na plecach – tak by móc zwiesić skrzydła za brzeg łóżka – z lekko rozchylonymi ustami i dorodnymi siniakami, które przez noc ładnie rozkwitły na jego twarzy. Na reszcie ciała miał jeszcze pewnie parę takich fioletowych plam, ale to nic – przecież mogło się skończyć znacznie gorzej.
        Nuka zdążył zgramolić się z posłania, załatwić swoje potrzeby i wrócić, a Laki nie przesunął się nawet o włos, tak głęboko spał. Już można by zacząć podejrzewać, że prześpi nawet opatrywanie rany przez Eskera, ale jednak alkohol wylany na rozdartą skórę – nawet taką z już względnie zaschniętym strupem – każdego by obudziło.
        - A! – krzyknął głośno, choć krótko. Zerwał się momentalnie z posłania, rozprostowując skrzydła w niekontrolowanym odruchu. Poczuł, że w coś uderzył. Obrócił się, by spojrzeć co to było, a gdy zobaczył na ziemi Nukę, od razu wezbrały w nim wyrzuty sumienia.
        - Bubu, przepraszam! – zawołał, gramoląc się z łóżka prosto na podłogę. Syknął, bo jego ranne skrzydło było tkliwe jak cholera, ale zaraz się opamiętał. – Nic ci nie jest? Przepraszam, to był odruch! Zapiekło jakby mnie żywym ogniem przypalali i tak… no nie zapanowałem nad tym. Nie przywaliłem ci za mocno?
        Dżariel zachowywał się jak pies, któremu nadepnięto na ogon – przepraszał, choć tak po prawdzie to wcale nie musiał się tak kajać. Oj gdyby teraz zobaczył ich ten karczmarz to pewnie zmieniłby o nich zdanie – tak się ich bał i podejrzewał o bycie krwiożerczymi skurwysynami, a tymczasem ci dwaj byli teraz wręcz jak drożdżowe buły.
        Później Dżariel już bez sprawiania dalszych kłopotów dał sobie zaopatrzyć skrzydło, instruując nawet czasami Nukę jak to ma zrobić – w końcu lepiej się znał, bo był nie dość, że aniołem, to jeszcze medykiem z wieloletnim doświadczeniem. Nie skarżył się na tę ranę – jak sam przyznał, była już porządnie przyschnięta i teraz musiała się po prostu zagoić. Gorzej było z głową.
        - Mdli mnie i łupie jakby mi czaszka popękała – wyznał, próbując w miarę obrazowo opisać to jak się czuje. – W tym stanie nawet nie mogę czarować, bo się nie skupię i może wyjść z tego nieszczęście. Gorszy był tylko ten kac po świętowaniu walki z diabłem – zażartował, choć wcale to nie była prawda. Teraz czuł się znacznie gorzej, głównie przez świadomość, że ten ból zostanie z nim dłużej, o ile sam nie zdoła doprowadzić się wcześniej do porządku. Nawet swojemu przyjacielowi nie mógł pomóc, bo jeszcze efekt byłby odwrotny do zamierzonego! Powiedział mu zresztą o tym i ponownie go przeprosił, licząc się z tym, że z każdym kolejnym „przepraszam” zwiększa się prawdopodobieństwo, że zostanie przez niego opieprzony. Trudno – co poradzi, że czuł, że ma za co przepraszać? Jednak ani to, ani złe samopoczucie nie sprawiło, że zrezygnował z jednego zamiaru, który nosił w sobie od kiedy tylko się obudził.
        - Bubu… - zagaił. – Ogarnijmy się tylko tak by móc stanąć na nogi i spieprzajmy stąd. Nawet jak mam lizać rany to wolę siedzieć w przydrożnym rowie niż zostawać tutaj.
Awatar użytkownika
Nuka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nuka »

        Nagłe spotkanie jego twarzy ze skrzydłem Dżariela wytrąciło go z równowagi i naprawdę zaskoczyło, co można było poznać po jego wielce zdziwionej minie. Kiedy anioł zaczął przepraszać, uniósł tylko dłoń, uśmiechając się słabo. Zapewnił przyjaciela, że to nic, że się nic nie stało, że nawet nie bolało w porównaniu z tym, że sam wylał wódkę na gojącą się ranę przyjaciela.
        Jako że opatrywanie ran w wykonaniu Nuki błagało o pomstę do nieba, odetchnął, gdy Dżari począł dawać mu konkretne instrukcje. Do tej pory Esker dbał o swoje rany tak, że prawie wcale o nie nie dbał - przykładał wilgotny liść babki zwyczajnej do skaleczenia i hulał dalej, jakby właśnie nie oberwał za wszystkie czasy. Na medycynie znał się jak na balecie, czyli w ogóle, więc dobrze, że jego brat umiał zająć się takimi rzeczami. Prędzej by sobie większą krzywdę zrobił, niż się samodzielnie wyleczył. Jak on zdołał przeżyć tyle lat na tych pustkowiach bez odpowiedniej wiedzy medycznej? Tego nie wiedział. Cieszył się jedynie, że te czasy miał już za sobą. No, po części.
        Z głośnym stęknięciem podniósł się z klęczek i usiadł na pryczy obok przyjaciela, by następnie obmacać jego głowę. Nie miał pojęcia, czy tak się sprawdzało podejrzenie pęknięcia czaszki, ale nie miał lepszego pomysłu. Starał się być delikatny, bo doskonale wiedział, jaki to był ból. Przeprosiny anioła zbył, zasłoniwszy mu usta drugą dłonią - pomińmy fakt, że była ona niesłychanie brudna.
        — Nie będę udawał — powiedział po chwili, odsuwając się. — Nie mam zielonego pojęcia, jak ci pomóc. Wierz mi, gdybym tylko mógł...
        Dżariel z pewnością mu wierzył, dlatego nie dokończył zdania. Znali się chyba na tyle dobrze, że nie musieli wypowiadać wszystkiego na głos. Skinął więc głową, godząc się z propozycją przyjaciela.
        — Rękami i nogami się podpisuję. Ale nie możesz w takim stanie jechać, jeszcze z konia spadniesz i gorzej będzie. Powiedz, bo znasz się na tym lepiej: co mogę zrobić, by pomóc ci z tą głową? Na kaca wiem, co poradzić, ale na uraz po butelce... No, już nie. A zresztą, co to w ogóle miało być? Kto tą butelką rzucił? Jak któryś z tutejszych, to gorzko pożałują, że im wcześniej rąk nie odrąbano.
        I z zabójczą determinacją podwinął rękawy porwanej koszuli, po czym wstał i pokuśtykał do głównej izby. Drzwi otworzył zamaszyście, aż o ścianę uderzyły, a gdy tylko wyszedł z pokoju, ujrzał chowającego się za szynkiem karczmarza. Nuka nie uszedł daleko - ze zmęczenia musiał podeprzeć się o blat jednego ze stolików i odetchnąć głęboko, by nie stracić przytomności. W głowie mu wirowało. Uklęknął sobie na podłodze, by w razie czego nie mieć daleko.
        — Ejże — odezwał się do karczmarza — widziałeś, kto wziął i trzasnął mojego anioła w głowę?
        Miał powiedzieć „mojego przyjaciela”, ale w międzyczasie chciał zmienić to na „anioła”, więc wyszło, co wyszło. Niemniej, kontekst się zgadzał. Mężczyzna zrobił wielkie oczy i wychynął się zza lady. Pokręcił głową w milczeniu, jednocześnie nalewając wody do kufla po piwie. Podszedł z naczyniem do Eskera i podał mu je. Ten zdziwił się nad wyraz, ale niewerbalnie podziękował za dobroć, po czym wypił wszystko jednym haustem.
        — Medyk potrzebny — wydyszał, oddając kufel. — Macie medyka?
        — Żona moja trochę umie. Coby zszyć? — dopytał, wskazując na policzek Nuki.
        — Nie, coby czaszkę sprawdzić. Nie moją.
        Karczmarz skinął głową, a następnie zawołał niską i tęgą kobietę, która dosyć niezgrabnie poczłapała w stronę pokoju, gdzie siedział równie zdezelowany co Nuka Dżari. A Nuka już nie wstał z podłogi. Wygodnie mu się zrobiło.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel nie spodziewał się, że jego skargi na ból głowy poskutkują tym, że Nuka podejmie próbę obejrzenia miejsca, w które anioł oberwał butelką. Nie protestował, choć w pewnej chwili syknął - przez rozciętą skórę na skalpie a nie przez to, że działo się z nim coś gorszego. Jednocześnie w końcu przestał przepraszać - to zasłonięcie mu ust było wystarczająco dobitnym sygnałem, by przestać. No trochę się zapędził, ale to przez to, że nie czuł się najlepiej i miał zaburzoną ocenę. Gdy zaś to Esker zaczął go przepraszać, anioł machnął ręką, jakby odganiał muchę - tak, wiedział, że on by mu gwiazdkę z nieba przyniósł, gdyby tylko Dżariel wyraził takie pragnienie albo potrzebę.
        - Mmm… - Anioł wtulił twarz w poduszkę, jakby myślenie nad rozwiązaniem swojego problemu przerastało jego możliwości. No ale Nuka prosił go o podpowiedź, a i miał sporo racji w tym, że mógłby być problem w takim stanie utrzymać się w siodle. Musiał się tu jakoś ogarnąć. Co by tu zrobić…
        - Nie wiem kto to rzucił, nie patrzyłem… - powiedział, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. - Ale no… Może wystarczyłby zimny okład?
        Mało kreatywna odpowiedź jak na medyka z odpowiednim wykształceniem, ale cóż - zwalmy to na uraz głowy, który był jednocześnie problemem samym w sobie i przeszkodą w jego rozwiązaniu. Ale Bubu chęci miał szczerze, toteż wyszedł z pokoju, by szukać pomocy. A Dżariel po prostu leżał i dochodził do siebie. Nie myślał za dużo, bo bolała go od tego tylko coraz bardziej głowa. Powolutku, powolutku składał kolejne myśli. Coś tam słyszał, że działo się w głównej sali, ale głosy były spokojne, więc się nie zrywał i też nie nasłuchiwał uważniej. Zresztą czuł, że wokół Nuki znajdowały się same słabe i niegroźne aury, więc o przyjaciela nie musiał się martwić.
        Zdziwił się bardzo, gdy w wejściu do pokoju zamiast rycerza, stanęła korpulentna kobiecina. Podniósł się na łokciach i chciał nawet wstać, ale ona go powstrzymała.
        - Leży, leży - odezwała się matczynym tonem, ale nie współczującej, troskliwej matki, tylko takiej, której to pociecha nie pierwszy raz sprawia jej kłopoty, a ona wbrew wszelkiej logice nadal je kocha.
        - Twój przyjaciel powiedział, by ci czaszkę sprawdzić, hę?
        - Oberwałem w tył głowy - przyznał Dżariel. - I mam teraz mroczki przed oczami. Nie wiem czy mi mózgu nie obiło…
        - Pokaże.
        Zadziwiające jak spokojnie podchodziła do niego ta kobiecina. Pewnie nie pierwszy raz oglądała czyjś rozbity łeb, ale no… Po tamtej rzezi, mając jeszcze do czynienia z aniołem: niejeden by się przejął. Ona jednak obejrzała jego głowę, pomacała gdzie trzeba, spojrzała mu w oczy.
        - Ma rację - oświadczyła na koniec. - Mózg obity. Dobrze, by leżał przez cały dzień. Ale pewnie nie może, hę?
        - No nie… Dostanę zimny okład?
        - Dostanie, dostanie. To najlepsze co teraz może mu pomóc.
        - A co z moim przyjacielem?
        - A siedzi w głównej sali, stary mój się nim zajął.
        Dżariel nie wdawał się w dalszą dyskusję. Poczekał aż ktoś przyniesie mu kompres i po prostu tak leżał. Gdy przyszedł do niego Nuka, podzielił się z nim szczęśliwą nowiną, że to tylko wstrząśnienie mózgu: chwilę poleży, a potem podleczy się magią.
        - I twoją twarz też wtedy ogarnę - obiecał, pokazując mało kulturalnie palcem na rozorane policzki Eskera. - Nie chcę by Ahné się wściekła, że dopuściłem do takiego uszkodzenia jej narzeczonego.
        Cóż, Dżariel czuł się najwyraźniej coraz lepiej, skoro pozwalał sobie na takie żarty. Polepszyło mu się zresztą na tyle, że faktycznie po jakimś czasie był w stanie podleczyć się magią, a potem zajął się też ranami przyjaciela. Gdy popołudniu zbierali się do drogi, wyglądali już naprawdę znacznie lepiej niż w chwili, gdy rano się obudzili. Nim jednak zgodnie ze złożoną sobie obietnicą zabrali się z tego zakazanego miejsca, Dżariel zadał właścicielowi karczmy dość dziwne pytanie: gdzie były jego pióra? Dobrze przypuszczał, że mężczyzna ich nie wyrzucił tylko pozbierał, choć nie wiedział co z nimi zrobić. Anioł zażądał zwrotu, a gdy otrzymał pęk długich, śnieżnobiałych lotek, wybrał jedną z nich i oddał ją karczmarzowi.
        - Darowana przyniesie wam szczęście - wyjaśnił. - Przepraszamy za to, co tu wczoraj zaszło. Niech to chociaż częściowo pokryje wyrządzone przez nas straty.
        Dżariel nie ograniczył się do podzielenia się swoimi piórami, ale zapłacił za szkody również dosłownie - złotymi monetami otrzymanymi od króla. Wydawało mu się, że kwota, którą sam określił, wystarczy na zakup nowych mebli w miejsce tych zniszczonych i może na kubełek farby, by zamalować krew na ścianach. Nie przesadzał, bo też wolał trochę gotówki zachować dla siebie - wiedział, że mu się przyda.
        I chwilę później byli już z Nuką w dalszej drodze - tym razem jak najszybciej do Adrionu, by nie wpaść po raz kolejny na jakiś starych znajomych, których niekoniecznie chcieli widzieć.

Ciąg dalszy: Dżariel i Nuka
Zablokowany

Wróć do „Wschodnie Pustkowia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość