- Czekam aż zaczniecie wytykać mi moje błędy - oświadczył spokojnie wampir, przytykając kieliszek z krwią do warg, po czym nawet nie spojrzał na swoich kamratów z wyższością. Szczerze liczył na ich otwartą i ostrą krytykę w sprawie jego ostatnich decyzji i zmiany sposobu postępowania, bez względu na hierarchię, jaka ich dzieliła.
- Zabieranie ze sobą dziewczyny to błąd - popłynęło z ust minotaura po dłuższej chwili milczenia. - I nie mówię tu o starych zabobonach. Kobieta na pokładzie może przynieść tyle samo pecha co majtek, co nie umie wiązać porządnych węzłów. Sęk w tym, że przez nią nie jesteś już taki sam, jak dawniej.
- Naprawdę tak sądzisz? - Usta kapitana wykrzywiły się w szyderczy uśmieszek, kiedy dolewał sobie wina dla smaku. - A jaki byłem wcześniej?
- Bezwzględny. Zabijałeś dla idei wiecznej walki z prawem i złota, nie bałeś się skakać do gardła liczniejszym flotom i nie przejmowałeś się losem innych, a już szczególnie swoich wrogów.
- Zaproponowałeś azyl Awerkerowi - wtrącił Rafael, czując, że powinien dołączyć do rozmowy, póki trzymany na wodzy temperament kwatermistrza nie wprawił w lot krzeseł. - Mianowałeś Hornera nowym sternikiem i postanowiłeś przeprowadzić eksperyment ładując całą naszą załogę na nieznany nam okręt. O sypianiu z córką naszego wroga nie wspomnę.
- To ostanie tak jakoś samo wyszło - powiedział Barbarossa licząc, że rozładuje to nieco atmosferę. Rozładowało. W końcu piraci znani byli z tego, że kontakty z kobietami nastawały często, chętnie (przynajmniej dla jednej ze stron) i niespodziewanie. Nikt nie wiedział kiedy znów zawita się do rodzimego portu, o ile w ogóle.
- Ale mylnie sądzisz przyjacielu, że to mnie zmieniło - kontynuował nieumarły. - Owszem, przez ostanie tygodnie nie byłem do końca sobą, ale gdy tylko wrócimy na morze zobaczysz, że trzysta lat temu słusznie mianowałeś mnie swoim kapitanem.
Po tych słowach Barbarossa wstał i tak po prostu wyszedł, zostawiając swoich towarzyszy. Sam chciał przez chwilę pomyśleć nad tym, co ostatnio wydarzyło się w jego życiu. Nagonki łowców były błahostkami, żywot pirata polegał na wiecznej ucieczce od konsekwencji, ale nagle odechciało mu się uciekać. I to przez kobietę, którą pomyłkowo porwał i pokochał. Jej uparty charakter był imponujący, od samego początku dziewczyna stawała mu ością w gardle i choć sława go wyprzedzała, ona nie okazywała należytego strachu. To go popchnęło do dalszego działania, aż w końcu skończyło się tak, jak się skończyło. Razem w trumnie, kto by się spodziewał. Oczywiście sam wampir bał się nazwać wszystkie te emocje po imieniu, do niektórych w ogóle nie chciał się przyznawać i wiedział, że to jeszcze nie koniec jego kocich transformacji. Chociaż powoli zaczynał już panować nad pewnymi odruchami.
Po kilku pośpiesznych krokach kapitan piratów znalazł się w ogrodzie swojej posiadłości, skąd ruszył do miasta na plaży, by zobaczyć poczynania załogi, a może i spędzić kilka upojnych minut sam na sam z Kiraie. W końcu Barbarossa był tylko kolejnym z wielu mężczyzn, który wypłynie na pełne morze. Fakt, że jako jedyny zabierze kobietę ze sobą jakoś skutecznie ignorował.
- Witamy na pokładzie, kapitanie. - Jeden z majtków kończący szorować właśnie pokład skłonił się uprzejmie, pokazując w uśmiechu puste luki po straconych w bójkach zębach, po czym wrócił do pozostałych, by pomóc im z beczkami.
Barbarossa tymczasem przechadzał się w tę i z powrotem, przyglądając się olinowaniu, żaglom i całej architekturze Wyzwolenia. Pod wieloma względami okręt bardzo przypominał Nautiliusa, podobnie do niego był smukły i ciasno zbity, by kadłub nie stawiał dużego oporu dla łapiących wiatr żagli, ale był także stanowczo za wysoki i dłuższy, co uniemożliwiało wykonanie wszystkich manewrów. Na zakończenie tego krótkiego obchodu, wampir pouczył kilku leończyków co do postępowania z ich własnym statkiem, co wywołało kilka niechętnych spojrzeń i słówek pod nosem. Kapitan jednak nie zwracał na to uwagi. Ci marynarze potrzebowali czasu na oswojenie się z nową sytuacją, w końcu ich dotychczasowy admirał utracił swoją pozycję na rzecz pirata, którego poprzysiągł zgładzić.
- Będzie coś z tego, panie Dusty? - zapytał, wchodząc na mostek, gdzie Hornerowi towarzyszył niewątpliwie wiekowy już żeglarz o długich, siwych włosach i podłużnej, pełnej zmarszczek twarzy. W swoich zgrabiałych dłoniach trzymał odręczną kopię mapy morskiej, a inne, podobne do niej leżały przed elfem.
- Oczywiście - odpowiedział staruszek, wzdychając co trzecią sylabę dla nabrania tchu. - Pan Horner to dobry uczeń, pojętny, choć chyba nie do końca przekonany co do moich metod - zaznaczył, a następnie odebrał mężczyźnie skrawek, który właśnie studiował, zmiótł i wyrzucił za burtę, a potem wcisnął mu do ręki pergamin i kawałek węgla. - Proszę narysować z pamięci - polecił, a Barbarossa z dumą dostrzegł, że zapasu pergaminu pan Dusty ma pod dostatkiem.
Choć był tylko człowiekiem o ulotnej pamięci, to lepszego sternika nikt nigdy nie miał. Kapitan Caster zwerbował go pewnej zimy w karczmie na Archipelagu Arrantalis podczas uzupełniania zapasów. Wtedy jeszcze młody, Dusty, pracujący w porcie jako celnik zaimponował mu swoją niesamowitą głową do liczb i różnego rodzaju porządkowania dokumentów. A nawet specjalnie nie liczył. On zapamiętywał. Takie szczególne przypadki zdarzały się wśród ludzi dość rzadko: fotograficzna pamięć pozwalała marynarzowi spamiętać wszystko co zobaczył chociaż raz w życiu. Słowo, całe zdanie, obraz i co najważniejsze, mapy. Inni kapitanowie mieli prawdziwy bałagan w mapach. Rulony walały się po kajutach, zbierały kurz i dość często były źródłem pożaru, kiedy ciśnięte, lądowały w pobliżu lamp i świec. Sam Barbarossa miał ich kilkanaście, rozrzuconych po stole, lecz to był tylko skrawek tego, co siedziało w pamięci Dustego, potrafiącego przerysować mapę z głowy.
A teraz ten ścisły umysł przekazywał swoją wiedzę nowemu pokoleniu, choć bez przekonania czy powinien to czynić.
- Zaraz wrócę - powiedział Dusty do Hornera, odciągając Barbarossę na bok, by zamienić z nim kilka słów w cztery oczy.
- O co chodzi, Dusty?
- Między nami kapitanie, pan Horner, jak już wspomniałem, to dobry i solidny uczeń, ale mam wątpliwości. Do tej pory udało mu się zapamiętać dziesięć map i powoli powinienem wprowadzać go w tajemnice naszych szlaków, ale nie wiem...
- Nie wiesz czy możesz mu ufać? - dokończył wampir. - Rozumiem. I dziękuję ci za wszystko.
- Służba dla pana była dla mnie zaszczytem.
Dusty odprowadził kapitana wzrokiem aż ten nie zniknął w kajucie poniżej, po czym wrócił do Hornera, by solidnie wykorzystać pozostały im czas przed zbliżającym się rejsem.