Ocean Jadeitów[Wyspa] Pierwszy śnieg.

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

[Wyspa] Pierwszy śnieg.

Post autor: Callisto »

- Oni są obrzydliwi.
- Wiem, już mówiłeś.
- Jak zgniłe mięso.
- Podejrzewam, że tym właśnie są. Wybacz smoku, ale nie mam czasu na pogaduszki.

        Thor z niesmakiem wciąż oblizywał pysk, krzywiąc się, jakby coś stanęło mu w gardle, i najwyraźniej ani myśląc brać dalej udział w walce. Callisto wiedziała jednak, że basior po prostu zdaje sobie sprawę, że poradzą sobie sami, a tych, którzy atakowali jego, po prostu tratował, ubijając wielkimi łapami czaszki, aż nie pękły pod jego ciężarem. Półelfka ledwie opanowywała rozbawienie, wciąż czując w głowie wilcze niezadowolenie.
Sama oszczędzała strzały, przynajmniej na tych, którzy byli blisko burty. Strzelała tylko, gdy widziała, że będzie mogła odzyskać pocisk, w innych wypadkach dobiegała, z nieprzyjemną łatwością i mlaśnięciem ładując nóż aż po rękojeść w głowy potworów.
- Obrzydliwe – mruknęła, mimowolnie powtarzając po przyjacielu.
Kolejne dwie pokraki skoczyły w jej kierunku. Jednego odepchnęła kopniakiem, drugiemu wycinając dziurę w potylicy, jednak gdy obróciła się za pierwszym napastnikiem, ten znajdował się podejrzanie blisko medyka, który znalazł się nagle za jej plecami. Złapał Kvasira, przyciskając go do ściany i półelfka nie traciła czasu na dobieganie do nich z nożem. Skoczyła tylko w bok, w biegu naciągając łuk i posłała strzałę wprost w głowę potwora. Musiała tylko zmienić kąt, by nie przeszyć również medyka. Krew i maź chlusnęła na twarz mężczyzny. Dobiegła do niego akurat, gdy odrzucał martwe ciało na bok. Uśmiechnęła się na wyrazy wdzięczności.
- Panno – poprawiła Kvasira i puściła do niego oko.
Na prośbę skinęła tylko głową, zakładając łuk na powrót na plecy i zbiegając lekko po schodach. Jej głos Rossa nie zatrzymał, mało kogo słuchała. Poczekała tylko aż panowie się dogadają, zerkając na nich przez ramię, po czym ruszyła przodem ze sztyletem w dłoni.
        Razem z Kelsierem u boku pozbyli się pozostałych potworów zalegających pod pokładem. Wąski korytarz działał na ich korzyść i gdy szli przodem mogli zabić wszystko, co wyskakiwało na ich drogę, także do Kvasira nie docierały tym razem nawet strzępy padających martwo stworów. Półeflka zaś przekraczała zwłoki i szła dalej, stopniowo oczyszczając kajuty i korytarze. Przy okazji zwiedziła sobie statek.
Najgorzej było w ładowni. Mrowie poczwar znalazło tam większą przestrzeń i mnogość kryjówek, dlatego rudowłosa kazała medykowi iść po swoje leki, podczas gdy ona z kocurem oczyszczą ostatnie pomieszczenie. Gdy było już po wszystkim, Callisto wytarła nóż o jakąś szmatę i schowała go do pochwy, rozglądając się po ładowni. Z ciekawości zerknęła na towar wieziony Kaprysem i wyszczerzyła się wesoło, spoglądając na Kelsiera.
- Od wyboru do koloru.

        Na pokład wyszła odziana w długi płaszcz, sięgający jej aż za kostki. Pozornie cienki, ze sztywnej brązowej skóry, w rzeczywistości podszyty futrem z szynszyli, co ukazywało się gdy łomotały poły niezapiętej odzieży. Ogromny kaptur spoczywał jeszcze na plecach elfki, przykrywając częściowo kołczan i uwidaczniając tylko pęk strzał, gotowych do natychmiastowego wyjęcia. Poza nim i łukiem widać było też rękojeść miecza – elfka najwyraźniej miała ze sobą już cały swój arsenał, bo i przy biodrach przytroczonych było więcej ostrzy niż zazwyczaj. Buty złodziejka miała lekko rozsznurowane, by zmieściły się tam dodatkowe ciepłe skarpety, sięgające nieco ponad cholewę. Pierwsze płatki śniegu spadały na rozrzucone na ramionach i kapturze rude loki, które przyjemnie dla oka komponowały się z szarawobiałym puchem.
- Pozwoliłam sobie pożyczyć jeden z płaszczy. Jak nie zakrwawię, to oddam. – Uśmiechnęła się kątem ust, mijając Ijumarę i zmierzając w stronę drepczącego wzdłuż bandy wilkora.
- LĄD!
- Tak, wiem. Nareszcie!
- Co, znudziły ci się przygody na dużej wodzie?
- Zdecydowanie.
- Już nigdy więcej nie wsiądę na żadną łódkę, nawet dla ciebie Kelpie. Ani mi się waż!
- Thor, skarbie, zdajesz sobie sprawę, że jeszcze musimy jakoś wrócić na kontynent?
- …

Półelfka zaśmiała się wesoło i zgrabnie przeskoczyła bandę, lądując na wiszącej na wysokości niewielkiej łódce. Basior chwilę krążył niepewnie z opuszczonym łbem, łypiąc nieufnie na „jeszcze mniejszą łupinę”, ale w końcu i on zasadził potężny skok, sprawiając, że szalupa zachwiała się, przyprawiając Thora o gardłowy warkot, a jednego z marynarzy o większy strach w oczach na widok wilkora niż wcześniejszych potworów.
- Na ląd! – zawyrokowała rudowłosa po kapitańsku, szczerząc się wesoło do szybko opuszczającego łódź mężczyzny.

        Basior nie wytrzymał i wyskoczył z szalupy jeszcze dobry kawałek od brzegu, pędząc w dzikich podskokach w stronę plaży a później lądując pyskiem w śniegu, który pokrywał piasek, brnąc przez niego niczym lodołamacz. Kelpie podśmiewała się pod nosem, ale oczy jej błyszczały na widok spowitych białym puchem drzew, ciągnących się przez wyspę jak okiem sięgnąć. Za nimi górowały szczyty, których wierzchy były tak wysokie, że znikały w chmurach. Z tych zaś niezmiennie prószył biały śnieg, topniejąc powoli na policzkach i rzęsach zadzierającej głowę dziewczyny.
- Panienka nie wyskakuje, jak ten wilk, zaraz dociągnę łódź – rzucił marynarz, spoglądając jeszcze z lękiem na basiora, ale ten leżał ukontentowany na plaży, z pyskiem pokrytym stertą śniegu.
- Podoba mi się ten biały puch.
- Mi też. Chociaż bez tego płaszcza bym zamarzła.

        Chłopak wyskoczył z łodzi i z pomocą drugiego marynarza dociągnęli szalupę do brzegu tak, że Callisto stanęła na plaży już suchą nogą. Razem z nią zostało kilku marynarzy, by zgodnie z rozkazami odszukać źródło pitnej wody, ale teraz jeszcze pomagali wypchnąć łódź z powrotem na głębszą wodę. Rudowłosa zaś ignorowała zarówno mężczyzn, jak i tarzającego się w śniegu basiora.
- Kelpie?
- Nie atakuj
– rzuciła ostrym tonem, wiedząc, jak basior reagował na zagrożenia.
Oczywiście miała rację i wilk zerwał się na równe nogi, opuszczając łeb, tuląc uszy do karku i warcząc gardłowo, podczas gdy sierść jeżyła mu się na grzbiecie. Callisto była pewna, że to wystraszyło towarzyszących im marynarzy bardziej niż to, na co spoglądała dziewczyna.
Na brzegu bowiem, poza śniegiem, powitało ich dziecko. Elficki chłopczyk, widocznie młody, jednak wzrostem dorównujący niemal Rashess, która stała z lekko rozłożonymi na boki rękami, by pokazać, że nie stanowi zagrożenia. Dzieciak dzierżył bowiem w dłoniach łuk i strzały.
- Niech nikt nie atakuje! – rozkazała surowo, a na ton jej głosu chłopak natychmiast podniósł łuk. Naciągnął cięciwę jednak równo z rudowłosą, która błyskawicznie sięgnęła po swoją broń. Stali teraz naprzeciw siebie, mierząc do siebie nawzajem w czystym przejawie impasu.
- Gelyn! – krzyknął elf, strzelając spojrzeniem po wszystkich wokoło.
- Ffrind – odparła Callisto donośnym głosem.
- Co on powiedział?
Kelpie potrząsnęła głową, słysząc pytanie zarówno mentalne od Thora, jak i wykrzyknięte przez któregoś z marynarzy.
- Nie ruszać się! – syknęła ponownie i spojrzała na wahającego się elfa. Ten zaś mierzył na zmianę w nią i w mężczyznę, który się odezwał.
- Nid ydym yn elynion.
- Pwy ydych chi?
– odkrzyknął młodzik, robiąc krok w przód.
- Ni fyddwn ni'n eich brifo – mówiła głośno, po czym powoli poluzowała cięciwę. Młodzik nie spuszczał z niej oczu.
- Co robisz? Zastrzel go!
Jeden z marynarzy zrobił krok w stronę chłopaka, sięgając po nóż i to był błąd. Callisto zaklęła i pchnęła go w bok, a w tym samym momencie strzała przeszyła miejsce, w którym przed chwilą stał. Rudowłosa i młodzik naciągnęli łuki w tym samym momencie, ale Rashess była szybsza. Strzała przebiła pierś młodego elfa nim ten zdążył wypuścić kolejny pocisk. Chłopak powoli zluzował cięciwę i spojrzał w dół, zdziwiony widokiem drzewca tkwiącego w jego sercu, po czym podniósł wzrok na zbolałą twarz Kelpie.
- Gadewch i mi – szepnęła.
- Rwy'n maddau – odpowiedział chłopak.
Później jego oczy zamknęły się powoli i elf osunął się na ziemię. Łuczniczka nie patrzyła już, jak śnieg powoli barwi się na czerwono, tylko doskoczyła do marynarza i nie bacząc na to, że Ijumara jest już z nimi na lądzie, przywaliła mu pięścią w szczękę. Facet cofnął się o krok, spoglądając zaskoczony na dziewczynę, podczas gdy ta przywaliła mu z drugiej strony.
- Co robisz, wariatko, odbiło ci?!
- Powinnam była pozwolić mu cię zastrzelić! Przez ciebie ten chłopak nie żyje – warknęła, zadzierając głowę, by spojrzeć na wyższego od niej mężczyznę. Z jej oczu ział chłód. – I jeśli jego ludzie postanowią nas teraz zaatakować, to będzie twoja wina – syknęła i odepchnęła go od siebie, ruszając wściekła w stronę Thora. Dopiero wtedy spostrzegła kapitan statku i pozostałych. Ramiona opadły jej bezradnie, a złość opuściła oblicze, pozostawiając tylko beznamiętną maskę, kryjącą żal rozrywający jej serce.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Rozprawili się z potworami na pokładzie, jednak nie oznaczało to końca kłopotów i walki z nimi. Kotołak został przydzielony do niedużej grupki, która zeszła pod pokład i zajęła się wszystkimi stworzeniami, które znalazły się właśnie tam. Szedł z przodu, tuż obok Callisto – zabijali wszystkie potwory, na które się natknęli i które ich zaatakowały, przy okazji mogli też sprawdzić szkody, jakie wyrządzili ryboludzie. W ładowni, do której dotarli na końcu, znaleźli największą grupę poczwar, jednak ich także się pozbyli. Później, gdy już zrobiło się spokojniej, Kelsier na własnej skórze poczuł, że powietrze nagle zrobiło się zimniejsze. Idąc za przykładem Callisto, także znalazł sobie jakieś cieplejsze ubranie.
Buty i spodnie miał te same, jednak – gdy już wyszedł na pokład – górną część jego ciała chroniła skórzana kurtka podszyta wewnątrz futrem zapewniającym ciału ciepło i z kapturem, który w środku także miał futro, jednak wyglądało ono na cieńsze niż to niżej. Rękawy dobrze przylegały do ciała, jednak przez ocieplenie nie robiły tego tak bezpośrednio, jak zwykła skórzana kurta, dlatego też nie podkreślały niczego. Miał jeszcze do wyboru dłuższy i podobnie ocieplony płaszcz, jednak wydawało mu się, że krótsza kurtka bardziej do niego pasuje. Mógłby nawet zapytać Ijumarę lub Callisto o ich zdanie i o to jednak… ubranie to nosi przecież po to, żeby było mu ciepło, a nie po to, żeby dobrze wyglądać. Dlatego też zrezygnował z takiego pomysłu.
Szybko zauważył zmianę otoczenia i to, że dopłynęli do wyspy, a niebezpieczne skały zostawili za sobą. Sama wyspa też była dość ciekawa, bo nawet teraz było widać, iż jest ona pokryta śniegiem i możliwe, że spadnie go jeszcze więcej, bo jego płatki unosiły się w powietrzu, powoli spadając na pokład Kaprysu, wodę, wyspę i także na członków załogi statku.

Kotołak pokręcił się jeszcze chwilę po statku, jakby upewniając się, że na pewno pozbyli się zagrożenia ze strony tamtych ryboludzi. Dopiero po tym, jak się upewnił, był gotów na to, żeby zająć miejsce w łódce robiącej zresztą drugi kurs w stronę lądu. Nie wiedział, co działo się na brzegu wyspy, bo gdy zauważył tam zamieszanie, to sytuacja tamta już trwała. Widział, jak naprzeciw Callisto i Thora stoi jakaś niska postać, chociaż dopiero na plaży mógł poczuć napięcie związane z całą sytuacją – gdy już łódka przybiła do plaży, a on mógł z niej wysiąść i dołączyć do pozostałych. Chociaż… wtedy i tak było już po jakiejkolwiek akcji, mimo to napięcie i tak wzrosło, a gdy podszedł bliżej Callisto, mógł zobaczyć dlaczego. Stało się coś, co sprawiło, że musieli zabić tego chłopca. Oczywiście, widział też, jak rudowłosa rusza w stronę jednego z marynarzy i zaczyna go bić. Wątpił, żeby zrobiła to bez powodu, więc mężczyzna musiał zrobić coś, co sprawiło, że dziewczyna zareagowała właśnie w ten sposób. Z tego, co powiedziała, także mógł wyciągnąć kilka informacji i dowiedzieć się też, dlaczego pobiła tego marynarza.
Chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie pozostał cichy, po prostu stojąc gdzieś z boku i obserwując sytuację, analizując ją i także przygotowując różne scenariusze, dołączając do nich różnorakie niebezpieczeństwa, na które może się tu natknął. Źle zaczęli i chociaż była to wina wyłącznie jednej osoby, to cała grupa może zostać uznana za wrogą przez tych, którzy zamieszkują wyspę, a wtedy będą musieli się bronić i zabijać mieszkańców. Nie znali ich liczebności, nie wiedzieli, jaką bronią dysponują i nie wiedzieli też, czy wśród nich są osoby posługujące się magią, którą także mogliby walczyć. Niewiedza związana z potencjalnymi przeciwnikami nie jest czymś dobrym. Co prawda Kelsier liczył na to, że mimo wszystko nie będą musieli z nimi walczyć… jednak na scenariusz związany z walką także trzeba być przygotowany.
         – Nieciekawie się zaczęło – mruknął cicho, co mogło oznaczać, że mówił wyłącznie do siebie. Ewentualnie wyrażał swe myśli na głos i nie przejmował się tym, że oprócz niego może ktoś jeszcze je usłyszy.
Nie spodobał mu się też podejrzany szelest, który dotarł do jego uszu chwilę później, jednak to równie dobrze mogłoby być jakieś zwierzę… albo ktoś, kto towarzyszył temu chłopakowi i teraz zerwał się, żeby pobiec do miejsca, w którym mieszkali i poinformować pozostałych o tym, co się stało. Kelsier stał w miejscu, zamyślił się trochę i czekał też na jakiś rozkaz do wymarszu lub coś podobnego. Wydawało mu się, że powinna go wydać Ijumara – mimo wszystko ona była kapitanem na statku i także kapitanem własnej załogi, która powinna jej słuchać nawet na lądzie.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

Kvaser trzymał się na tyłach buszującej po dolnym pokładzie drużyny. Starczyło mu jeszcze sił na kilka zaklęć, ale już w tym momencie czuł, że jest to co najmniej igranie z losem. Zdał się na wyostrzone zmysły zmiennokształtnego oraz półelfki, którzy sprawnie radzili sobie z niedobitkami. Poza tym doskwierał mu jeszcze jeden problem – pulsująca bólem ręka.
Gdy Callisto kazała pójść uzdrowicielowi po leki, ten nie myślał o jakimkolwiek sprzeciwie. Z wielką ulgą skierował się do większego pomieszczenia, w którym trzymał skrzynie z asortymentem medycznym, a i też które prowadziło do jego ciasnej, lecz wystarczającej kanciapy.
Czarodziej głęboko odetchnął opierając się o framugę drzwi, po czym pośpiesznie skierował kroki do swojej klitki. Wpadł do niej na tyle gwałtownie, że aż zakręciło mu się w głowie. Wsparł się o biurko, ale zaraz oderwał się od niego klnąc pod nosem i obejmując palcami ranne ramię. Mocno zacisnął powieki, a usta starały się nie rzucać cholerami na prawo i lewo. Miał wrażenie, że zaraz rozerwie mu całą kończynę od środka. W końcu otworzył oczy i z pełnym opanowaniem sięgnął sprawną dłonią do szuflady. Otworzył ją i wówczas spokój na dobre zagościł w jego sercu. Przynajmniej na chwilę.
Kapłan wyjął z biurka niewielki, zniszczony notatnik. Okładka budziła lęk - od razu wiadome było, że jest zabezpieczona zaklęciem lub ma coś wspólnego z magią. Morda stwora na miarę lwiego pyska, tylko bardziej zdeformowanego i demonicznego - którego długi jęzor trzymał ściśle kartki, aby nikt go nie otworzył - trwała zastygła w bezruchu niczym dobrej jakości ususzona mandragora. Mimo potworności Kvasir spoglądał na przedmiot z dziwną mieszanką uczuć – żalem i gniewem, radością oraz ulgą.
Mężczyzna wyprostował się i schował notatnik do kieszeni, gdy kroki Callisto oraz Kelsira stały się wyraźniejsze. Przytaknął wystawiając głowę z kajuty, gdy został poinformowany o wyczyszczeniu terenu, po czym zaczął się szykować do pomocy rannym. Najpierw jednak musiał ulżyć sobie. Nie wiedział na ile było to mądre postępowanie, ale rwący ból był niezwykle uciążliwy, stąd też czarodziej upuścił sobie odrobinę krwi mając nadzieję, że to choć trochę zmniejszy ciśnienie wewnątrz organizmu a co za tym idzie - cierpienie. I faktycznie – TROCHĘ pomogło, choć lepiej tak niż w ogóle. Opatrzył się, zabandażował, jednak dłoń nieustannie mu drżała, jakby stał w środku lasu, na mroźnym śniegu, w samych kalesonach. A skoro o tym mowa, na górnym pokładzie faktycznie mógł tłumaczyć drżącą rękę zimnem.
Kapłan cofnął się po ciepłe ubrania modląc się do Prasmoka o cierpliwość, której tak nagle zaczęło mu brakować. Poczucie irytacji też było dla niego dziwne, irytował się samą irytacją, a to sprawiało, że ten dzień powoli zaliczał się do tych nieudanych.
Potem przyszło leczenie. Miał w planach jeść i pić w momencie opatrywania ran, lecz pierwsze przypadki były poważniejsze niż zakładał. Tak więc zmęczony i głodny, a w dodatku nieprzyzwyczajony do tego, że takie codzienności potrafią aż tak denerwować, musiał radzić sobie z szyciem drżącą się niczym duszona na brzegu ryba dłonią. To nie mogło się udać.
Tak więc na początku Kvaser wypadł źle. Nawet był bliski tego by unieść głos, ale w ostatniej chwili pradawny zaczął wspominać lekcje filozofii, czy tam medytacji, czegokolwiek co pozwoliłoby mu zachować cholerny spokój i nie bawiąc się w żadnego boga zawołał jednego z marynarzy do pomocy. Całkowicie oddany zadaniu nareszcie zapomniał o hałasie i mógł już właściwie samodzielnie pracować, ale zamiast tego postanowił przyspieszyć akcję zaczepiając kilku załogantów do opatrywania mniejszych obrażeń, które wymagały dezynfekcji i skrawka bandażu. Kvaser wszystko nadzorował, podawał odpowiednie środki i tylko rzucał przez ramię „zakropl”, „przetrzyj”, „nasącz w misce” i tym podobne błahe powinności.
W panującym wirze usłyszał głos Iju wołającej jego imię. Można to nazwać zboczeniem zawodowym, bowiem odpowiedzią na wołanie Ijumary było „Czy pani kapitan jest cała i zdrowa? Czy coś się stało?”. I to pytanie przesiąknęła szczera troska, jakby przywołanie go do siebie wiązało się jedynie z leczeniem. Zdziwiona brunetka zaśmiała się zapewniając Kvasera o swoim jak najbardziej dobrym stanie zdrowia. Czarodziej prychnął rozbawiony i machnął dłonią na samego siebie.
Zainteresowanie sprawą rosło w nim z każdą chwilą, gdy oboje oddalali się od reszty załogi w ustronne miejsce. Kapłan zerknął na boki, po czym jego pytające spojrzenie spoczęło na pani kapitan.
- O... - odparł krótko po piśnięciu Ijumary, po czym wyraźnie rozluźnił ramiona. Już myślał, że popełnił jakiś błąd albo ktoś z załogi poskarżył się na jego sposoby leczenia. - Po prostu... - wydukał z siebie kłopotliwie, ale na szczęście dziewczyna była na tyle podekscytowana, że swoim słowotokiem średnio dała mu możliwość odpowiedzi. Szczególnie na koniec, gdy rzuciła się mężczyźnie na szyję.
Na twarzy Kvasera pojawiła się konsternacja. Dosłownie wmurowało go w ziemię (de facto w statek). Czuł ciepło płynące z jej ciała oraz pierwszy raz, od setek lat, uczucie zalewające gęstym, rozgrzanym i żelaznym płynem jego serce. Żar, jakaś nuta ekscytacji z powodu zbliżenia, a także najprostsza radość, która ujawnia się gdy ktoś najzwyczajniej w świecie wykonuje miły gest.
Kapłan delikatnie objął Ijumarę ranną ręką. Jego palce słabo spoczęły na drobnych, dziewczęcych plecach. Mimowolnie uśmiechnął się. Nastawił ucho do jej ust, jakby przyjaźnili się od tysiąca lat i takie ploteczki były u nich standardem.
- Tak? - spytał niby pól żartem, pół serio, a głos czarodzieja był ciepły równie mocno, jak jej oddech na jego skórze.
Kvaser na moment przymknął powieki słysząc w oddali nawoływanie skierowane do Ijumary. Spojrzenie lekarza na krótko spotkało się z nasyconymi oczami pani kapitan. Wpatrywał się w nie niedługo, ale intensywnie. Zawadiacki uśmiech kapłana zgasł, gdy w źrenicach dziewczyny dostrzegł własne odbicie. Znacznie wyraźniejsze niż kiedykolwiek.
Kapłan wolno i ostrożnie wycofał się z objęć Ijumary krzyżując nadgarstki za plecami. Zrobił to na tyle delikatnie by brunetka nie odebrała jego gestu jako ucieczki, lecz jako grzeczność.
- Oczywiście - przytaknął żegnając się z nią lekkim uśmiechem i jeszcze wpatrując się w panią kapitan do momentu, gdy zniknęła w tłumie.
Po tym małym incydencie, bardzo niegrzecznym zdaniem Kvasera ze względu na spoglądanie w oczy pani kapitan i dostrzeżeniu samego siebie(!), postanowił szybko odnaleźć w torbie jakiekolwiek narzędzie, w którym mógłby się przejrzeć i jakkolwiek by to nie brzmiało, to nie było w tym krzty narcyzmu. Pluł sobie w brodę za takie zachowanie, mimo że nie był pewien czy Ijumara dostrzegła jego zaniepokojenie, ale z drugiej strony nieczęsto (wbrew pozorom) widział swoją twarz, a już szczególnie w czyiś oczach. I jakbym mu coś nie pasowało, i jakby zaczął rozumieć te niektóre spojrzenia na sobie, gdy z torby wygrzebał lusterko do badania jamy ustnej. Właśnie tego dnia, pierwszy raz od setek lat, zaznał szoku. Jego oczy były nasycone piwną barwą zmieszaną z jarzącymi się na zielono przebłyskami. Kojarzyły się teraz z liściastym lasem, choć jeszcze niedawno przykrywała je gęsta i mleczna mgła każąca niektórym myśleć, że uzdrowiciel jest ślepy albo traci wzrok. Dzięki temu jego twarz nabrała zupełnie innego wyrazu. W ogóle nabrała wyrazu! A może tego wcześniej nie widział? Tych emocji, jakie zdradza podczas różnych sytuacji?
Nie. Wcześniej był niczym mur. Delikatne gesty nic nie zdradzały, a teraz marszczył czoło a jego oddech stał się płytki, jakby widział zupełnie innego człowieka. Z całym bagażem uczuć i doświadczeń.
Niemalże zszedł na zawał czując na ramieniu dłoń marynarza informującego go o tym, że ostatnia szalupa wypływa na ląd.
- Dobrze – powiedział krótko mag. - Wezmę tylko swoją szatę.
Uzdrowiciel wypłynął jako jeden z ostatnich. Milczał podpierając połowę twarzy na otwartej dłoni i wpatrując się w chłodną toń wody. Kiedyś równie nieme było jego spojrzenie. Jedynie szeptało szmerem kołyszącego się morza, teraz huczało wiatrem.
Kvaser okrył się kapłańską, niebieską szatą. Ta była lekka i zwiewna, wyszywana złotymi nićmi i z szerokim kapturem. Okrywała całe jego ciało, aż do kostek, a poniżej z reguły prezentowały się odsłonięte stopy. Teraz niezwykle cierpiał, gdy został zmuszony do porzucenia geta na rzecz ciepłych i mocno sznurowanych butów wyścielonych od środka futrem. Wysoka cholewa zakrywała łydki, a podeszwa była gruba i odpowiednio wyprofilowana by nie ślizgać się na lodzie. Spodnie z całej noszonej kolekcji były najcieńsze (nie licząc kapłańskiej szaty), ale nadal grubsze niż te, które w zwyczaju miał nosić. Skórzana kurtka, od środka również podszyta futrem, szczelnie przylegała do jego ciała. Na piersiach znajdowały się kieszonki więc schował do jednej z nich notatnik, który nie uwypuklał się. Pas ciężkiej i obładowanej lekarstwami torby przecinała jego tułów na ukos. Solidne rękawice z rozdzielonymi placami, gruby szalik oraz czapka z klapkami po bokach mieściły się w jednej, szarej kolorystyce. Dla Kvasera nie liczył się wygląd a funkcjonalność, poza tym i tak zakrywał go płaszcz, więc tym bardziej było mu wszystko jedno jak znoszone, czy jak kolorowe odzienie ma pod nim. Załoganci śmiali się, że z tą szatą wygląda jak zły czarnoksiężnik z Czarnych Gór.

Niestety na lądzie od razu przywitała go niemiła niespodzianka. Niezorientowany w sytuacji nie pytał, a podbiegł do chłopaka i przy nim uklęknął obracając rannego na plecy. Krew ściekła po ubraniu dzieciaka i przy okazji na starcie pradawny ubrudził rękawice. Kvasir cicho westchnął zdając sobie sprawę, że strzał był skuteczny. Władał tyloma siłami... Mógł zabić człowieka jednym marnym zaklęciem, zwykłą kulą energii, która zgniotłaby klatkę piersiową, ale nie potrafił przywracać funkcji życiowych. Ironia losu, móc stworzyć tkankę bez życia.
Mag wyciągnął dłoń by opuścić powieki chłopca cicho szepcząc:
- Niech Prasmok ma cię w opiece.
Ryzykował takim posunięciem. Równie dobrze ktoś mógł schować się w krzakach, a teraz go napaść, ale Kvaser posiadał ludzkie odruchy, który najpierw nakazywały mu pomóc a potem badać. Nie czuł się również na ten moment zobowiązany do wyrażania własnej opinii na temat zdarzenia, bo jakakolwiek by nie była wiedział jedno – stanąć po stronie kapitan. No... Chyba, że jego zdanie będzie się mocno z nim gryzło.
Na karku miał zresztą już blisko sześćset lat, z czego większość życia przespał bez uczuć, a takie sytuacje – czy tego chciał czy nie - często miały miejsce. Nie spoglądał na załogę, a jedynie rozejrzał się po okolicy szukając opiekuna chłopca.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        - Wyglądasz szałowo! - oświadczył z olbrzymią ekscytacją Ijumara, gdy Callisto zaprezentowała jej się w pożyczonym płaszczu. Nie przejęła się w ogóle, że półelfka wzięła coś bez pytania z jej ładowni i tylko przeprosiła po fakcie, że być może ubranie zniszczy się w trakcie drogi - liczyło się to, że ruda wyglądała w nim naprawdę wspaniale, jakby był specjalnie dla niej szyty! A jeśli klient się nie doliczy… Coś wymyśli, będzie się tym przejmować po tym jak wrócą z tej przygody. Była tak podekscytowana!
        Wyglądu Kelsiera Iju nie skomentowała, powiodła jedynie za nim spojrzeniem, które mówiło absolutnie wszystko - kurtka była zdecydowaniem dobrym wyborem i to wcale nie przez to, że był praktyczniejszy…

        - Och, co?
        Ijumara zamrugała z zaskoczeniem, gdy Kvasir zapytał ją o stan zdrowia. Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież medyk był zajętym dokładnie tym, do czego został najęty - opatrywaniem rannych. Pewnie był w amoku pracy i stąd to pytanie o samopoczucie… Ale to było bardzo urocze, że tak się troszczył!
        - Och, nie, nic mi nie jest - zapewniła, już nie dodając, że to również dzięki niemu była cała i zdrowa, bo tak bohatersko osłonił ją przed atakiem. Chciała z nim rozmawiać o czym innym, a miała mało czasu, dlatego szybko przeszła do rzeczy. Niestety nie zdążyła przekazać wszystkiego co chciała, bo zaraz ktoś zaczął jej szukać. Z lekko nadąsaną miną spojrzała w stronę, z której ją wołano, po czym obróciła wzrok na Kvasara, by go przeprosić. I zamarła. To spojrzenie. TO spojrzenie. Każdej dziewczynie zmiękłyby kolana gdyby dowolny mężczyzna tak jej w oczy spojrzał. Tak głęboko, przenikliwie i to jeszcze z takim uśmieszkiem… Iju serce zaczęło bić tak szybko i mocno, że być może Kvaser nawet to poczuł przez te wszystkie warstwy ubrań. O boże, jak w książce…
        Ale, cholera, wołali! Gdyby Kvaser nie był przytomniejszy i jej nie puścił, to pewnie gapiłaby się nadal na niego i dała się zupełnie ponieść swojej nastoletniej fantazji. Całe szczęście medyk wykazał się w tej chwili wielkim taktem i ją puścił, jakby subtelnie przypominał jej przy tym o obowiązkach. No to popędziłą do tych obowiązków, postukując obcasami na pokładzie.

        Zimne powietrze z lądu sięgało również pokładu Kaprysu, nic więc dziwnego, że wszyscy momentalnie zaczęli szukać sobie jakiś cieplejszych ubrań - szczególni ci, którzy reperowali kadłub oraz grupa, która wybrała się na ląd. Nie było problemu by ktokolwiek nie miał ciepłej kurtki i porządnych butów, gdyż na wodzie nieraz bywało niezwykle zimno mimo pory letniej, a poza tym pływając po całym Oceanie Jadeitów trafiali i w takie znacznie zimniejsze rejony.
        Ijumara jeszcze długo biegała między nimi w swojej ślicznej sukience, lecz gdy już każdy miał co robić, ona również poszła się przebrać. A gdy wyszła, kilku marynarzy złożyło usta jakby chcieli na nią zagwizdać, lecz w porę przypomnieli sobie, że ta ślicznotka to ich przełożona i trochę wstyd traktować ją jak panienkę w porcie - jeszcze tygodniówki nie wypłaci za takie traktowanie... Nigorie może aż tak małostkowa nie była, ale mieli rację że okazali jej szacunek, bo w końcu jej się należał - była kapitanem. Co nie zmieniało faktu, że faktycznie wyglądała jeszcze bardziej szałowo niż na co dzień. Miała na sobie czarną kurtkę okrywającą biodra, szczodrze obszytą bajecznie miękkim brązowym futerkiem przy kołnierzu, rękawach i na brzegach. Dodatkowo zdobiły ją czerwone kwiatowe hafty na mankietach i wzdłuż listwy guzikowej. W podobnym stylu była jej czapka - również czarna i obszyta tym miękkim futerkiem - oraz sięgające kolan, bardzo praktyczne jak na nią buty na płaskiej podeszwie z futerkową cholewką. Stylizacji dopełniał warkocz z wplecioną miedzy włosy czerwona tasiemką i równie czerwona szminka. Tak mogłaby się ubrać kupiecka córka wybierająca się z koleżankami na kulig, a na poszukiwanie skarbów strój zdawał się być zdecydowanie zbyt paradny i być może nie do końca praktyczny... Ale jak na Ijumarę był to i tak doskonały wybór.
        - Kapitan schodzi na ląd! - zawołała, udając się w stronę burty, gdzie ostatnia szalupa była przygotowywana do spuszczenia. W tym momencie niczym za sprawą machnięcia czarodziejskiej różdżki pojawili się przy niej jednocześnie Ross i Tatiana.
        - Wszystkie rozkazy już wydane, chłopaki wiedzą co robić - oceniła Ijumara nim ci o cokolwiek ją zapytali. - Poradzicie sobie w razie czego.
        - A ty? - zapytał nadopiekuńczy bosman.
        - Schodzę na ląd się przejść. Ani w Rubidii, ani w Turmalii nie miałam okazji by rozprostować nogi, bo cały czas spędziłam w biurze Kompanii - oświadczyła.
        - Ale tu jest bezpieczniej.
        - Ale tam ma mnie kto ochraniać - odparła zaraz Nigorie, szerokim gestem wskazując ląd, a na koniec już palcem wybierając z tłumu Kvasera. - Widziałeś, co on potrafi? - zapytała nie kryjąc nowej fali ekscytacji. - Przy nim na pewno nic mi nie grozi. A zresztą, to tylko spacer, nie odejdę przecież daleko, więc po co ta rozmowa?
        To powiedziawszy Ijumara szybko przemieściła się na szalupę, by jej zastępcy nie mieli okazji do dyskusji.
        - O, Kvasir! - ucieszyła się widząc, że na ostatni kurs szalupy załapał się również jej medyk. Medyk-mag!
        Dwóch marynarzy pomogło jej wsiąść do niewielkiej łupinki niczym prawdziwi dżentelmeni, a potem zabrali się do wiosłowania, podczas gdy Ijumara siedziała na dziobie i patrzyła na ląd. Dobrze, że nikt nie widział w tym momencie wyrazu jej twarzy, bo uśmiechała się od ucha do ucha na myśl jaka przygoda ją czeka. Jak kapitana Bellgara!

        Jednak ta przygoda nie zaczęła się dobrze. Nigorie mogła jedynie bezradnie przyglądać się temu, co działo się na lądzie i śledzić upiorną pantomimę, a później słuchać słów, których nie rozumiała. Gdy zeskakiwała na plażę było już po wszystkim, a pobity przez Callisto marynarz pluł krwią i zębami przeklinając pod nosem.
        - Co tu zaszło? - zapytała zdecydowanym kapitańskim tonem panna Nigorie, podchodząc najpierw do niego, bo rudowłosa dziewczyna zdążyła już odejść gdzieś na bok.
        - Cholera, pani kapitan… No tamten dzieciak celował w nas z łuku, prawie mnie zastrzelił! A ona się wścieka, że to moja wina!
        - Dlaczego ciebie?
        - Co? - zapytał zaskoczony tym pytaniem marynarz, ocierając rękawem ślinę i krew z brody.
        - Dlaczego chciał zestrzelić ciebie, skoro to ona stała najbliżej.
        - Pewnie bom się ruszył…
        Ijumara spojrzała na niego w taki sposób, że już nie próbował się tłumaczyć, po czym przeniosła wzrok na martwego chłopaka. Kvasir akurat zamykał mu oczy i błogosławił go na drodze w zaświaty - dobitny znak, że nie dało się go uratować. Nigorie przeszedł zimny dreszcz niepokoju, nim jednak dała ponieść się wątpliwościom, musiała jeszcze coś wyjaśnić.
        - Callisto… - zwróciła się do półelfki podchodząc do niej. W jej głosie było słychać żal, bo widok martwego chłopaka i tak wściekłej dziewczyny bardzo ją poruszył. Objęła ją ramieniem gdy już była obok.
        - Co się stało? - zapytała ją. - Widziałam wszystko z łódki, co mówił ten chłopiec? Nie rozumiałam tego języka...
        Ijumara domyślała się, że Callisto i martwy chłopak rozmawiali po elficku, ale ona znała w nim ledwie kilka słów, z czego połowa to był marynarskie komendy, a reszta to hasła na podryw, a tu ani jedne ani drugie z pewnością nie padły.
        - Nie spodziewałam się, że ktoś będzie na tej wyspie mieszkał... - wyznała. - Legendy nic nie wspominały, by po śmierci Sjorgiego i Ordona ktokolwiek tu przybył, myślałam, że będziemy pierwsi...
        Nigorie czuła dreszcz emocji, z jednej strony drżała z emocji by ruszać, a z drugiej nagle zaczęła się bać, bo skoro już na plaży doszło do zabójstwa w samoobronie, to co będzie dalej?
        - Ale mam mapę - zastrzegła, dyskretnie odsłaniając połę kurtki, za którą schowała ciasno zwinięty rulon, na znak, że faktycznie może ruszać w każdej chwili. Odwróciła się jednak jeszcze w stronę załogantów, którzy zaczęli kręcić się wokół niej czekając na dalsze rozkazy.
        - Szukajcie wody, ale nie odchodźcie daleko od brzegu - rozkazała, czyniąc odpowiednie zastrzeżenie. - Panie Kvasir, proszę ze mną zostać - zwróciła się do maga, bo on technicznie rzecz biorąc też był jej podwładnym i ktoś mógłby chcieć go zaciągnąć do roboty.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Półelfka stała kawałek dalej od pozostałych, próbując się opanować. Nie była wyjątkowo roztrzęsiona, ale zwyczajnie nie w nastroju do pogaduszek. Bezwiednie pocierała prawą pięść, która mimo skórzanych rękawiczek ucierpiała nieco w kontakcie z twardą szczęką marynarza. Przyzwyczajona do tego Callisto pilnowała teraz tylko, by dłoń jej nie zesztywniała, poruszając nią delikatnie i wpatrując się w ciało chłopca. Gdy medyk dotarł na ląd zaraz podszedł do elfa i coś tam nad nim szeptał, upewniając się jednocześnie, że jego powieki są zamknięte. Rudowłosa pamiętała jednak dokładnie, jak oczy chłopaka zamykały się powoli, gdy on sam opadał na ziemię. Takie obrazki prześladując ją od czasu do czasu i nawykła już do tego.
        Myśli Rashess popłynęły w abstrakcyjne rejony, gdy dziewczyna zastanawiała się, czy rytualny gest ma na celu faktycznie przygotowanie ciała i ducha do przeprawy na drugą stronę, czy po prostu ma ulżyć żywym, którzy czują się niekomfortowo, jakby śledzeni przez niewidzące już, martwe oczy. Z nieprowadzących do niczego rozmyślań wyrwała ją Nigorie, podchodząc i obejmując ramieniem. Ruda spojrzała na nią krótko i wymknęła się spod objęcia pod pretekstem stanięcia naprzeciw kapitan. Lubiła się przytulać, ale nie tak. I nie lubiła okazywać słabości. Westchnęła więc tylko i zmarszczyła brwi, przecierając palcami powieki.
- Kiepski początek. Chłopak wyskoczył na nas z lasu, równie zaskoczony naszą obecnością, co my nim. Wątpię by to był zwiadowca, prędzej jakiś smarkacz ruszył na własny podbój. – Callisto przerwała na chwilę i przytaknęła na kolejne słowa Ijumary.
- Tak, elficki. Pytał kim jesteśmy, wydawał się wystraszony. Podejrzewam, że nie mają tu wielu gości, a tym samym chłopak nie wiedział, co robić, gdy się na nas natknął. Co do zamieszkania… - Półelfka uśmiechnęła się w końcu lekko, swoim zwyczajem unosząc jeden kącik ust. – Wydaje mi się, że na Łusce nie zostało już zbyt wiele niezamieszkanych miejsc, o ile w ogóle jakieś są. Wybacz, że burzę wyobrażenia – powiedziała i znów westchnęła. – I wybacz, że uderzyłam twojego człowieka. Jego zachowanie było idiotyczne, ale niestety dość powszechne. Mimo wszystko mnie poniosło, przepraszam.
Debila nie miała zamiaru przepraszać, przynajmniej się nauczy. Uznała jednak za właściwe zwrócenie się do Ijumary. To z pewnością nie było przyjemne, gdy ktoś tłucze twoich ludzi. Trochę jak z rodzeństwem. Thomas nie raz dał jej w ucho za karę, czy złoił skórę w walce na kije… ale gdyby ktoś inny podniósłby rękę na jego małą siostrzyczkę to prawdopodobnie by tę rękę stracił.
        Ech… wspomnienia brata nie pomagały w zebraniu się do kupy. Callisto uniosła lekko głowę, pozwalając by płatki śniegu spadały na jej policzki i usta, podczas gdy Ijumara wydawała rozkazy. Zaraz też ramię Rashess trącił nos wielkości jabłka i dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, sięgając w górę i czochrając wielki łeb.
- To nie twoja wina, szczeniaku.
- Już się pozbierałam –
odpowiedziała wymijająco i otrząsnęła się lekko, wracając do rzeczywistości.
Rozejrzała się lekko, mrużąc oczy i kiwnęła dłonią do Kvasira i Kelsiera, którzy byli już na brzegu. Gdy do nich dotarli, spojrzała na Ijumarę.
- Możemy ruszać. Ale wyskakuj z mojej mapy. – Wyszczerzyła zęby, wyciągając dłoń po swoją własność. Może Nigorie była kapitanem na statku, ale tutaj Callisto wolała iść za własnym nosem.

        Chwilę trzymała mapę otwartą, by wszyscy mogli jej się przyjrzeć, w razie gdyby z jakiegoś powodu się rozdzielili. Co jakiś czas podnosiła wzrok, porównując szlak w swojej głowie z ukształtowaniem terenu przed sobą, w milczeniu dopasowując trasę narysowaną na skórze do tej, która czeka ich naprawdę. Skrzywiła się lekko.
- Iju… - w zamyśleniu zwróciła się poufale do brunetki. – Sama podróż tam i z powrotem, i to szybkim tempem zajmie nam cały dzień. A jestem realistką, na pewno natkniemy się na coś po drodze. Jak bardzo posłuszni są tobie marynarze? – zapytała i uniosła zaraz dłoń na swoją obronę. – Absolutnie nie kwestionuję ich lojalności, wręcz przeciwnie, martwię się, by nie postanowili cię szukać i nie rozsypali się po wyspie, bo to, że ich wszystkich nie znajdziemy to najbardziej optymistyczna wersja – stwierdziła znacząco i nie było wątpliwości, że ma na myśli nieco poważniejsze problemy niż zgubienie się w lesie.
- Poza tym Ross wydaje się dość opiekuńczy… a nie chcemy by ruszył za nami, gdy nie zameldujesz się za kilka godzin. Masz jakiś pomysł? – zapytała, zakładając, że Nigorie musiała mieć jakiś plan. Była młoda, ale bystra, musiała zdawać sobie sprawę z tego, że nie minie długo, nim jej załoga zorientuje się w nieobecności pani kapitan, i na pewno przewidziała coś na tą okoliczność.

        Ruszyli więc w czwórkę. Plus Thor oczywiście, biegnący truchtem kilka sążni przed nimi, z lekko pochylonym łbem i rozchylonym pyskiem. Czarny basior wyglądał upiornie na tle wszechobecnej bieli i chociaż łatwo było go dojrzeć z daleka, wątpliwe by ktoś chciał się do niego zbliżyć. Nikt bowiem, poza Rashess, nie wiedział, że przerośnięty wilkor jest szczęśliwy jak szczenię w spiżarni. Nigdy wcześniej żadne z nich nie było w rejonach, w których padałby śnieg, a okazało, że Thorowi wyjątkowo przypadł on do gustu. Tak więc rudowłosa uśmiechała się ciągle pod nosem, czując radość towarzysza.
- Daj znać, jak będziesz coś słyszał, Kocie – rzuciła do idącego obok niej Kelsiera, zerkając na niego krótko.
Zakładała, że i tak basior pierwszy wyczuje obcego, ale on też inaczej je interpretował. Poza tym nie przywykł do zdawania relacji Kelpie, ostrzegając tylko przed bezpośrednimi zagrożeniami.
Łuk i kołczan na powrót spoczęły na jej plecach, a mapa schowana była bezpiecznie za pazuchą, nawet gdy poły płaszcza łopotały spokojnie w rytm jej kroków. Brnięcie przez śnieg okazało się bardziej uciążliwe niż sądzili. Nieprzetarta trasa sprawiała, że przedzierali się przez świeży puch, zapadając się prawie po łydki. Dopiero, gdy wokół zaczęły pojawiać się drzewa, ilość śniegu na ziemi zmalała, chociaż od czasu do czasu spadała wielkimi czapami z pobliskich iglaków.
        Gadatliwa zawsze półelfka okazała się dość milczącym towarzyszem podróży, jeśli przez nikogo nie była zaczepiona. Razem z Thorem byli zgrani w łowach do tego stopnia, że odwracali głowy w przeciwne strony, odruchowo obejmując wzrokiem cały obszar. Wciąż jednak brnęli przez knieje. Dopiero po mniej więcej godzinie Kelpie podeszła do basiora, który zatrzymał się na ubitej ścieżce, przecinającej ich trasę. Dziewczyna bezwiednie poklepała wilka po łopatce, a towarzyszom dała znak ręką, po czym skręciła w prawo, zgodnie ze szlakiem zaznaczonym na mapie. I chociaż teraz podróż była lżejsza, wilk i łuczniczka wydawali się czujniejsi niż pomiędzy dziko rosnącymi drzewami.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Razem z pojawieniem się Kvasera i Ijumary, można było stwierdzić, że na wyspie znajdują się już wszyscy, którzy byli związani z ich „tajemniczą przygodą”. Co prawda początek ich poczynań na wyspie nie był zbyt dobry, bo zabicie tego dzieciaka – mimo że dałoby się doprowadzić do tego, żeby nie stracił on życia – może sprawić, iż lokalna ludność będzie do nich wrogo nastawiona. Zresztą, chyba nikt nie spodziewał się, że to miejsce będzie przez kogoś zamieszkane… Na pewno on sam się tego nie spodziewał. Przez to zaczęło ciekawić go, ile osób ją zamieszkuje i jak się tutaj znaleźli.
Swoją drogą, kotołak na chwilę zapatrzył się na Iju, gdy zobaczył, w co jest ubrana i gdy stwierdził w myślach, że w zimowej kreacji dziewczyna wygląda zjawiskowo. Myśli te oczywiście zachował dla siebie, bo nie był osobą, która wypowiada je na głos, a już na pewno nie tak… publicznie, gdy otaczały go inne osoby. Odwrócił też wzrok, przyglądając się poczynaniom kapłana, gdy tylko zobaczył, że Ijumara prawdopodobnie wyczuła jego spojrzenie i teraz spogląda na niego.
Chciał już ruszać i na szczęście jego życzenie zostało wysłuchane, gdyż cała grupa – co prawda teraz złożona tylko z ich czwórki – mogła w końcu pójść do przodu i rozejrzeć się po wyspie, szukając skarbu z mapy i legend. Przyjrzał się też mapie, starając się zapamiętać z niej jak najwięcej. Mogło dojść do sytuacji, że rozdzielą się, a wtedy wiedza ta na pewno się przyda – zwłaszcza, że nie mieli kogoś, kto mógłby sporządzić kopie tej mapy.

Gdy już ruszyli, na początku szedł obok Callisto, rozglądając się czujnie i nasłuchując. Teren był nieznany, więc zmysły zmiennokształtnego wyostrzyły się już wcześniej, chociaż on zauważył to dopiero teraz, gdy chciał skupić się na tym, aby je wyostrzyć. Prawdopodobnie właśnie dlatego wcześniej wyłapał dźwięk szeleszczących liści lub krzewów, na który inni chyba nawet nie zwrócili uwagi. To, co powiedziała do niego rudowłosa sprawiło, że zastanowił się nad tym, czy nie powinien iść na końcu grupy, aby ubezpieczać tyły i odpowiednio wcześniej zareagować na możliwe niebezpieczeństwo. Poza tym z przodu mieli zwierzęcego kompana dziewczyny, który także mógł być dla nich dobrym zwiadowcą ostrzegającym o czymś podejrzanym.
         – Dobrze, tylko przemieszczę się na tyły… Z przodu mamy Thora, więc myślę, że na końcu grupy moje zmysły przydadzą się bardziej – odezwał się i zwolnił, czekając na to, aż miną go pozostali. Wznowił marsz dopiero za plecami ostatniego, ponownie skupiając się bardziej na otaczających ich drzewach, krzewach, śniegu i innych rzeczach. Słuchał też rozmów między członkami grupy, jeżeli w ogóle jakieś się toczyły. On sam był raczej milczącym kompanem w podróży po nieznanym lądzie, który sam nie zaczyna rozmowy – zwłaszcza w sytuacji, w której musi wyostrzać swoje już i tak ponadprzeciętne zmysły, zwłaszcza słuchu i wzroku. Zauważył też, że kurtka jednak naprawdę była lepszym wyborem, bo nie dość, że krępowała ruchy w mniejszym stopniu, niż dłuższy od niej płaszcz, a także ułatwiała mu dostęp do broni, co też działo się przez to, że była krótsza. To, że prawdopodobnie przy okazji wyglądał w niej lepiej niż w dłuższym płaszczu było tylko dodatkiem, na który on sam raczej nie zwracał uwagi. Dla niego najważniejsze było to, że ciepła odzież chroniła go przed zimnem na wyspie, a także to, że walka w niej nie powinna być trudna i nie powinien stracić swojej mobilności.

Grupa zatrzymała się, więc on także to zrobił, chwilę później znów znajdując się z przodu. Następnie podszedł bliżej Callisto i Thora, aby sprawdzić, dlaczego się zatrzymali. Ubita ścieżka dość jasno wskazywała na to, że ktoś lub coś tędy przechodziło… i to dość często. Możliwe, że była to droga, której używali pobratymcy młodego elfa, który wcześniej zginął na plaży. Zresztą, jakieś zwierzęta może też, bo jeśli oni tu żyli, to możliwe, że kilka gatunków zwierząt także.
         – Wracam na tyły – odezwał się, chociaż nawet nie wiedział, czy Callisto zauważyła to, że przeszedł na przód, aby sprawdzić sytuację. Stawiał kroki tak jak zawsze, czyli chcąc, aby były one jak najmniej słyszalne, poruszając się przy tym z w miarę normalną prędkością, jednak śnieg trzeszczący czasem pod podeszwą utrudniał osiągnięcie celu. Nie wiedział też, czy wszyscy zdawali sobie świadomość z tego, że podróżując po wydeptanej ścieżce albo nawet w jej pobliżu, są bardziej narażeni na niekoniecznie potrzebne spotkanie z kolejnym mieszkańcem wyspy – albo z kimś podobnym do elfa, albo może z jakimś zwierzęciem, jeśli jakieś zamieszkują ten skrawek lądu na oceanie. Kelsier zaczął zwracać jeszcze większą uwagę na otoczenie, chociaż niekoniecznie wiązało się to z próbą jeszcze większego wyczulenia zmysłów. Co prawda, zawsze mógłby użyć „Skupienia” - specjalnej zdolności, która jeszcze bardziej wyostrza zmysły – jednak wydawało mu się, że sytuacja raczej tego nie wymaga. On sam wolał używać tej specjalnej zdolności w sytuacjach, które naprawdę tego wymagały i nie chciał też odczuwać skutków dłuższego zmuszania własnego ciała do pracy na jeszcze wyższym poziomie. Wolał być w pełni sił i nie odczuwać zmęczenia, gdy przyjdzie mu walczyć, wspinać się lub robić coś innego, co wymagałoby od niego zaangażowania w to siły lub sprawności fizycznej. Do jego uszu znów dotarł podejrzany szelest, jednak tym razem nie udało mu się zlokalizować strony, z której dźwięk do niego dotarł. Było to trochę dziwne, przynajmniej jego zdaniem, jednak z drugiej strony, może nie było to nic wartego uwagi. W każdym razie, na pewno zacznie podejrzewać coś, gdy ponownie uda mu się usłyszeć ten odgłos.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Kvaser spojrzał przez ramię na krótko skupiając wzrok na Callisto i Iju. Pradawny chciał wesprzeć rudowłosą w tej chwili, widocznie bardziej poruszającą jej serce niż innych, jednak pani kapitan wydawała się przejąć pieczę nad półelfką – i zdecydowanie była kimś lepszym do podniesienia na duchu niż on. Postanowił nie naciskać, ani nie dołączać do grona wspierających, ponieważ Callisto nie należała do osób łatwo wyrażających tego typu emocje, czego dowodem było szybkie pozbieranie się po całej tej sytuacji. Przynajmniej pozornie.
        Zapanowała nieprzyjazna atmosfera. Kilku załogantów dopadły wątpliwości, czy aby zejście na ląd było dobrym posunięciem. Można to było dostrzec w ich oczach, co dodatkowo wywołało niepokój u czarodzieja.
Pradawny ponownie skupił wzrok na chłopcu. Miał właśnie od niego odejść, ale wykorzystał jeszcze ostatnie sekundy panującego zamieszania. Wysunął dłoń w stronę zmarłego dziecka i delikatnie naciągnął ubranie chłopczyka, ponieważ czerwony ślad na jego żuchwie zwrócił szczególną uwagę Kvasera. Mag jeszcze bardziej wyciągnął szyję chcąc dyskretnie przyjrzeć się plamie. Nie był to rozbryzg od zadanego ciosu, ani strumyk krwi wylewający się z ust. Były to konkretne znaki. Zostały one zapisane na bazie pasty z węgla i krwi? Czy dobrze rozpoznał te mieszaninę? Nie był pewien. Od szyi, aż po klatkę piersiową, i może jeszcze dalej, ciągnęło się niezrozumiałe dla maga pismo. Czarodziej nie przeraził się jednak tak, jak pospolity mieszkaniec Alaranii. Wiele plemion wykorzystywało krew do wyrysowania znaków mających za zadanie chronić przed demonami albo innym, czarcim złem. Dostrzegł jeszcze kilka medalików i naszyjników, zadziwiająco dużo, jak na chłopca z dzikiego plemienia.
        Czarodziej wolno wstał, po czym wplątał się w niewielki tłum załogi, gdzie Ijumara wydawała odpowiednie rozkazy. W pewnym momencie wezwała go do siebie, a on posłusznie podszedł do niej.
        - Tak? - spytał mag wciąż nie przestając rozglądać się po okolicy. - Proszę wybaczyć, jeszcze trudno mi się skupić – wyjaśnił, choć to nie zmęczenie spowodowane zużyciem magii tak go dekoncentrowała. Cały czas wyczuwał to silniejsze, to słabsze bodźce magiczne pałętające się po okolicy, jakby cała wyspa była zarośnięta tajnikami magii.
        - Pani kapitan! - krzyknął ktoś tak głośno, że aż Kvaser zacisnął zęby. Może również odrobinę z irytacji, że ponownie nie miał okazji porozmawiać prywatnie z Ijumarą, ale cóż... priorytety. Jak najbardziej zrozumiałe i logiczne, ale czasem denerwujące.
        Mag obrócił głowę w stronę Nigorie i z uśmiechem wzruszył ramionami.
        - Obowiązki – potwierdził nim cokolwiek powiedziała pani kapitan.

        Niedługo potem byli już w podróży. Mróz każdemu nieco ochłodził zapał do rozmów. Brnięcie przez śnieg wymagało zdecydowanie dużo więcej wysiłku więc chyba wszyscy jednoznacznie uznali, że plotkowanie nie jest teraz najważniejsze, a przynajmniej z czasem, bo jeszcze nim wkroczyli w głąb lasu, Kvasir wydawał się chętny do rozmów. Ochoczo komentował rozpościerające się wokół widoki, ale gdy śnieg przyszedł im po kolana – niemalże od razu zamilkł. Im głębiej wchodzili w wyspę, tym bardziej niepokojąca aura im towarzyszyła. Z czasem również ranna ręka dała mu się we znaki i często zaciskał na niej dłoń i co jakiś czas starał się ukryć grymas bólu, który, owszem, był mniejszy, ale nadal mu doskwierał. Momentami drętwiała mu w grubej kurtce. Chyba właśnie za to najmniej lubił zimowe pory. Przyzwyczajony do luźny szat, teraz cisnął się w grubych i ciężkich ubraniach. Nie omieszkał jednak pomóc, gdy któraś z pań potrzebowała pomocy by przejść zaspę, choć najlepszym w przecieraniu szlaku był Thor. Wielki wilczur, który wykazywał zdecydowanie największy entuzjazm na widoku śniegu niż reszta grupy.
        Gdy przystanęli, kłębek ciepłego powietrza wyparował z ust czarodzieja, który potrzebował chwilę na odsapnięcie. Może i czarować potrafił, ale kondycji wojownika to on nie miał. Rozejrzał się dookoła. Niby mniej śniegu, ale jeszcze więcej problemu, gdyż stężenie magiczne było tu większe. Kelsier podszedł do Callisto obejrzeć ślady, jakie pojawiły się na ich drodze, a Kvaser palcami pomasował skronie. Coraz mniej mu się tu podobało, a i nie pomagały mu w tym kiełkujące w nim na nowo emocje. Niestety te mniej pozytywne, jak zwątpienie.
        Nie poskarżył się jednak ani jednym słowem czy grymasem. Cierpliwość nadal była jego mocną stroną, choć teraz wystawioną na wiele prób. Milczał, bo ślady świadczyły o tym, że jest to teren częściej odwiedzany przez tubylców... albo jakieś inne twory, więc nie warto było hałasować i zwracać na siebie uwagę. Jednak już po kilku krokach Kvasir zauważył na drzewach wymalowane znaki, tą samą maziają, co ciało chłopca. Zatrzymał się i bez słowa wskazał grupie charakterystyczny punkt. W śnieg były powbijane również patyki, które ewidentnie nie spadły z korony drzew a celowo zostały umieszczone w białym puchu.
        - Tego chyba nie ma na mapie... - skomentował sucho i najciszej, jak tylko potrafił.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Ijumara pojęła, że tym razem chybiła w doborze podejścia do Callisto - ona nie potrzebowała wcale czułości, choć widać było, że ta sytuacja nie była dla niej wcale komfortowa i nie spłynęło to po niej jak po kaczce. Najwyraźniej jednak nie lubiła, gdy ktoś był dla niej zbyt współczujący - twarda babka. To bardzo zaimponowało Nigorie, ale nie zdradziła się niczym ponad krótkie, pełne podziwu spojrzenie. Już jej nie przytulała, przeszła za to do rozmowy, do której wkrótce dołączyli panowie. Pani kapitan jednak trudno było się pogodzić z tym, że na tej wyspie ktoś mógłby mieszkać.
        - Ale… Ale przecież widziałaś jak trudno tu dopłynąć?! - zapytała. - Te bestie, ta mgła, skały… Przecież my we trójkę pilnowaliśmy koła by się przeprawić! I ten śnieg! Kto by tu chciał mieszkać… - nakręcała się, lecz zaraz dotarło do niej, że to czcze rozważania i odpuściła. - No dobrze - mruknęła. - To… Mapa, tak? - dodała, uśmiechając się czarująco, by zamaskować niedawną gafę. Podała Callisto jej bezcenny zwój, jakby symbolicznie przekazywała jej dowództwo. Logiczne, że mimo swojego charakteru i kapitańskich przyzwyczajeń na lądzie to kto inny musi przejąć dowodzenie, no bo ona się na tym w ogóle nie znała - przez całe życie na ubitej ziemi stała może rok, może nawet nie, a większość z tego to pojedyncze dni spędzane w portach. Nie mogła nigdzie osiąść, bo raz, że kochała morze jak każdy prawdziwy marynarz, a dwa - uniemożliwiała jej to osobliwa choroba, od której robiło jej się niedobrze gdy za długo nie czuła kołysania fal.

        - Chciałam tylko by nie zagoniono cię do roboty, bo wtedy byłoby cię trudniej zabrać ze sobą - wyjaśniła z rozbrajającą szczerością Kvasirowi, który do niej podszedł. - Och… Ręka boli? - upewniła się, bo choć również posiadała dobrze rozwinięty zmysł magiczny i wpływały na nią te przedziwne fluktuacje, nie wiedziała z czym ma do czynienia i wszystko zwalała na niesprzyjającą zimową aurę. A pogoda rzadko stanowiła dla niej problem, który uniemożliwiłby jej normalne funkcjonowanie, więc to ignorowała i skupiała się na knuciu.

        Iju zatrzepotała rzęsami z pytającym wyrazem twarzy, gdy Callisto zwróciła się do niej poufale znad mapy. Słuchała uważnie, ani nie uśmiechając się dumnie, ani nie spuszczając z zażenowaniem wzroku - trudno było ocenić czy to uwzględniła tak długo, aż w końcu sama się nie odezwała.
        - Są bardzo posłuszni i bardzo wierni - zapewniła. - Spokojnie. Połatanie statku zajmie sporo czasu, więc to na pewno nie będzie nas gonić, większość będzie miała pełne ręce roboty i może nawet nie zauważyć naszego braku… Przed zejściem na ląd uprzedziłam Tatianę, że zamierzam tu zabawić do samego wypłynięcia i by się nie martwiła, bo mam was przy sobie… Wie, że nie jesteście w ciemię bici i mnie obronicie - oświadczyła z prawdziwą dumą. - Ona już udobrucha Rossa. Ja wiem, wiem, wygląda jakbym się go bała, ale to naprawdę jest spraktykowana metoda, bo on jednak prędzej posłucha dorosłej kobiety, niż swojego małoletniego oczka w głowie - oświadczyła z lekką ironią. - A zaraz dokończę z tymi tutaj, by już przekazali na pokład co trzeba. Nie ma się o co martwić, utrzymam ich w miejscu - zapewniła z takim spokojem, jakby naprawdę robiła to już setki razy. Przecież nikt nie stanie na drodze między nią a jej pierwszą wielką przygodą!
        - Słuchać mnie teraz! - zawołała, a wszyscy marynarze zwrócili na nią uwagę. Nie pieściła się: oświadczyła, że idzie razem z Callisto, Kelsierem i Kvasirem w głąb lądu i na czas jej nieobecności mają się słuchać jej zastępców. Kazała im zostać przy brzegu i nie myśleć nawet o szukaniu jej, bo gdy wróci będzie chciała szybko wypłynąć. Nie mówi ani gdzie idzie, ani po co, ale sprawiała wrażenie jakby doskonale znała swój cel - prawie tak jak wtedy, gdy szła do urzędu celnego tuż przed wypłynięciem i zależało jej na czasie. Nikt nie zwęszył podstępu - ufali swojej pani kapitan, bo do tej pory raczej nigdy ich nie zawiodła, nawet jeśli nie o wszystkim ich od razu informowała. Ich miała z głowy.

        Już w trakcie drogi Ijumara musiała bardzo skupić się na przedzieraniu przez zaspy - to nie były warunki, do jakich była przyzwyczajona. No i… choć wybrała z pewnością ciepłe i bardzo wygodne buty, nie były one najlepsze do przedzierania się przez zaspy, bo do pokrywające je długiego, pięknego futerka, bardzo niepraktycznie przyklejały się całe grudy śniegu, sprawiając że nagle nogi robiły się ciężkie jak odlewy z ołowiu. Pani kapitan nie chciała jednak spowalniać marszu i bardzo się starała dotrzymać kroku reszcie. Ale choć się nie odzywała, cały czas wyglądała na przeszczęśliwą i chyba tylko powaga reszty powstrzymywała ją przed szczerzeniem się jak głupi do sera. Przygoda! I to na takiej pięknej, śnieżnej wyspie! Co prawda cierniem w boku nadal siedział ten incydent z zastrzelonym na plaży chłopcem, ale Nigorie nie bała się starcia z tubylcami - w końcu miała doborowe towarzystwo i z nimi na pewno nic jej nie grozi. Z dumą patrzyła na to, jak Callisto i Kelsier doskonale się dogadywali i podzielili się obowiązkami. Ona - jakoś tak wyszło - szła jako druga wszędzie tam, gdzie trzeba było się przemieszczać gęsiego.
        W lesie zaś pierwsze co zrobiła panna Nigorie, to wytupała porządnie buty i otrzepała futerko na cholewkach z tego, co jeszcze na nich zostało. Nie były co prawda idealnie czyste, ale dzięki temu znacznie lepiej się szło, a i jej nastrój się polepszył… Choć czujność towarzyszy, ich powaga i skupienie, trochę ściągały ją na ziemię. I chociaż ścieżka wydawała jej się w pierwszej chwili dobrą wróżbą, szybko dzięki reszcie doszła do wniosku, że to może być zwiastun kłopotów, ale i tak nie mieli wielkiego wyjścia - zgodnie z mapą musieli przemieszczać się w tym kierunku.
        - To wygląda jak but… - mruknęła, gdy spojrzała pod nogi i dostrzegła duży odcisk mniej-więcej o kształcie i długości męski stopy, lecz mocno rozmyty, jakby w międzyczasie spadł ulewny deszcz albo osoba tędy idąca miała nogi owinięte w grube onuce i nic poza tym. Zaraz jednak Kvaser zwrócił uwagę na coś znacznie ciekawszego. Ijumara podniosła wzrok… I aż pisnęła, szybko zasłaniając sobie usta dłońmi. Spojrzała z przestrachem na resztę.
        - Tam ktoś był - powiedziała drżącym głosem, wskazując jeden z najdalszych patyków. - Słowo honoru, tam ktoś stał… - powtórzyła, bo teraz nikogo tam nie było widać. Lecz ona była pewna, że dojrzała mężczyznę w białych łachmanach, ze zniszczoną twarzą i pustymi oczami. Szczerzył się w jakimś upiornym uśmiechu, lecz zniknął zaraz gdy tylko Ijumara na niego spojrzała. Zrobiło jej się od tego słabo i aż się zatoczyła, musiała się kogoś chwycić by nie upaść. Była pewna, że to z emocji, ale nie - to kwestia silnego magicznego impulsu, który nagle przetoczył się przez las. Impuls ten jednak zaraz po tym jak osłabił panią kapitan, dodał jej sił i sprawił, że aż bezmyślnie wyrwała do przodu, by sprawdzić tamto miejsce i przekonać się, czy widziała ducha czy prawdziwą osobę. Gdy biegła śmiesznie trzymała ręce dość daleko od siebie, jak paniusia na wysokich obcasach albo marynarz biegnący po rozkołysanym pokładzie... Czyli w jej przypadku chyba i jedno i drugie.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Szybko okazało się, że podróż nie będzie przebiegała tak, jak była do tego przyzwyczajona Callisto. Zazwyczaj wędrowała sama z Thorem, do nikogo nie musząc się dostosowywać i na nikogo nie musząc czekać. Nawet jeśli na krótko podłączyła się pod jakąś grupę dla towarzystwa, tempo zawsze było sprawne, bo na szlaku nie lądował pieszo nikt przypadkiem. Teraz jednak musiała pamiętać, że nie są sami. Kelsier cały czas pojawiał się gdzieś w kącie jej widzenia, wilkor jak zawsze truchtał przodem, ale Kvasir i Ijumara brnęli przez śnieg z trudem, zostając nieco z tyłu, gdy łuczniczka i kotołak się zapomnieli i przyspieszyli.
        Widok Nigorie brnącej przez śnieg z entuzjazmem (i skutecznością) dziecka był niezmiernie krzepiący. Jakaś iskra radości pośród mrozu i magicznego napięcia, i Calli co jakiś czas przyłapywała się na zerkaniu przez ramię, by odpowiedzieć uśmiechem na rozpromienione oczy pani kapitan.
        Poza tym jednak skupiała się na otoczeniu, by niczego nie przegapić. Pozornie na białym tle wszechobecnego śniegu, każdego widać byłoby jak na dłoni, jednak nie łudziła się, że tubylcy mają stroje pozwalające się odpowiednio zakamuflować. Wypatrywała więc szarych plam lub zwyczajnie poruszenia. Na słowa Kelsiera skinęła w milczeniu głową. Dobra decyzja, zamknie pochód i nikogo nie zgubią.

        Ścieżka oznaczała ludzi, zwierzęta nie wędrowały jednym szlakiem z taką konsekwencją. I chociaż podążanie tą drogą było ryzykowne, takie samo było brnięcie na dziko przez zaspy, do których na pewno nie byli tak przyzwyczajeni jak tubylcy. Gdy Kvasir wskazał tyczki wbite w ziemię, półelfka skinęła głową, nie zwalniając.
        - W ten sposób oznaczają swoje szlaki, w razie gdyby śnieg je zasypał i zatarł ich ślady – wyjaśniła.
        Co prawda nie widziała jeszcze czegoś takiego, bo i śnieg był jej obcy, ale w centralnej Alaranii były miejsca, w których stosowano ten sam system ze względu na częste wylewanie rzek i zalewanie terenów. Gdy wody opadały można było ubić szlak na dawnej trasie, nie ryzykując zniszczenia pól uprawnych.
        – Na mapie nie ma zaznaczonych żadnych dróg, bo oficjalnie nie istnieją. Te są wytyczone przez mieszkańców, tak jak im się podobało – dodała, nie zwalniając i zmuszając tym Kvasiera do szybszego tempa. Rozmowa z kapłanem nie przeszkadzała jej w marszu i chętnie przerwała ciszę, która mimo wszystko potęgowała napięcie. Rozmowa zaś rozpędzała ciężką atmosferę niczym lekki wiatr. Mimo wszystko Rashess zastanawiała się nad słowami Kvasira.
        To co powiedziała miało przecież zastosowanie do oficjalnych map, na których zaznaczone były tylko drogi ogólnie uznane i zatwierdzone. Dopiero lokalne mapy posiadały oznaczenia mniej uczęszczanych szlaków, chociaż w większości przypadków, chcąc skorzystać z takiej „alternatywnej” trasy, po prostu brało się przewodnika. Ewentualnie, jeśli należało się do radosnej grupy włóczykijów, po prostu samemu brnęło się przed siebie z nadzieją na odnalezienie drogi.
        Więc wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że ich mapa odkrywała lokalizację wyspy oficjalnie nie istniejącej. Takiej, która nie znajdowała się na żadnych innych mapach. Nie można więc było mapy nazwać oficjalną i Callisto po raz kolejny zaczęła się zastanawiać kto i kiedy ją sporządził. Była stara, bardzo. To było niepodważalne, gdyż skóra, na której ją namalowano była cienka i miękka jak materiał. Półelfka też po raz kolejny rozważała, czy to na pewno jest skóra zwierzęca. Może kapłan, jako medyk, byłby to wstanie stwierdzić?
        Dopiero pisk Ijumary postawił w stan alarmowy wszystkie zmysły półelfki, która w momencie obróciła się na pięcie, już z naciągniętą na łuku strzałą. Zajęło jej to mgnienie i teraz zastygła w bezruchu, nie licząc płynnego obracania się wokół własnej osi. Przymrużone zielone oczy najpierw przeczesały znad drzewca okolicę i dopiero, gdy półelfka nic nie dostrzegła, opuściła broń, spoglądając na Nigorie. Zaraz też podążyła wzrokiem za jej wskazaniem, ale nic nie dostrzegła.
        - Thor?
        - Nic nie czuję.

        - Jesteś pewna? – zapytała, zawieszając głos, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale nagle otworzyła szerzej oczy, gdy pani kapitan dosłownie przemknęła koło niej w podskokach, pędząc we wskazanym kierunku. Normalnie na tak niepoważne zachowanie Callisto zareagowałaby szybciej, ale tutaj poruszanie się było na tyle utrudnione, że nie musiała się spieszyć. Nawet biorąc pod uwagę nowy, widowiskowy sposób przemierzania zasp prezentowany przez Nigorie.
        - Thor…
        - Mam ją
– mruknął basior, w niedbałym wręcz truchcie stając na drodze brunetce, a gdy ta chciała go ominąć, po prostu złapał ją ostrożnie kłami za płaszczyk na grzbiecie i podniósł w powietrze, jakby trzymał szczenię za kark. Minę miał podobnie znużoną, czekając aż reszta ich dogoni i nic nie robiąc sobie z wierzgania dziewczyny.
        - Ijumara! – prychnęła Callisto docierając do niej i zaglądając w twarz, co w aktualnej pozycji całej trójki musiało wyglądać przekomicznie. Półelfka nie wyglądała jednak na rozbawioną, ale po głębokim oddechu zrezygnowała z bury, uświadamiając sobie, że ani ona, ani Kelsier nie przedstawili żadnych zasad i właściwie podróżują w nieznane z, jakby to o nich powiedziała Nigorie, szczurami lądowymi.
        - Nie rozdzielamy się, pod żadnym pozorem – powiedziała dosadnie, szukając oznak zrozumienia i przyjęcia do wiadomości. – Jeśli coś zobaczysz, mówisz o tym, jak to zrobiłaś, ale nie gnasz tam na złamanie karku! Trzymamy się razem – powtórzyła spokojniej i wyprostowała się, spoglądając znacząco na Thora, który najstaranniej jak się dało, odstawił Ijumarę na ziemię, pomagając jej złapać równowagę, tak by się nie przewróciła.
        - Dobrze, teraz powiedz jeszcze raz, co dokładnie widzia… tam! – urwała nagle zdanie, kończąc je niespodziewanie z wyciągniętą przed siebie ręką. Wilkor pochylił łeb i przekręcił go lekko, obwąchując towarzyszkę.
        - Kelpie? Co jest? Kelpie! – parsknął w jej głowie i złapał nagle zębami za jej płaszcz, gdy dziewczyna ruszyła biegiem w stronę, którą wcześniej wskazała. Próbującego powstrzymać ją basiora, próbowała na ślepo odgonić rękami, a spojrzenie miała zamglone i nieobecne.
        - Kelpie! – wrzasnął znów w jej głowie wilk, a gdy i to nie dało rezultatu, szarpnął półelfkę mocniej i wywrócił ją w śnieg, dla pewności przyciskając jeszcze łapą. Podniósł ją dopiero, gdy poza miotaniem się, usłyszał liczne przekleństwa i groźby przerobienia go na największy w świecie dywanik.
        Callisto zerwała się na równe nogi i otrzepała jak pies. We włosach, ubraniu, a nawet w ustach miała śnieg, który teraz wypluwała i wytrząsała sobie z uszu, doprowadzając się zaciekle do porządku. Magiczny impuls, który siłą ciągnął ją w stronę widma zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
        - Dzięki – mruknęła do wilkora, który parsknął w głos w odpowiedzi, a Rashess przeczesała palcami rude włosy i spojrzała przenikliwie na Nigorie.
        - Niech zgadnę. Koleś w białych łachmanach z pyskiem, jakby mu po nim ktoś wozem przejechał?
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Ścieżka zwróciła uwagę każdego członka ich niewielkiej grupki – była ona kolejną oznaką tego, że wyspa jednak jest zamieszkana. Kelsier wiedział, że pewna rasa elfów ma wrodzoną odporność na niskie temperatury i przedstawiciele tej rasy mogliby mieszkać w takich warunkach… dlatego też stwierdził, że właśnie oni tu żyją. Kolejnym pytaniem było natomiast to, dlaczego i w ogóle, jak się tu dostali – no i dlaczego postanowili osiedlić się na tym kawałku lądu zamiast… na przykład spróbować zbudować jakąś prostą łódź czy tratwę, no i jakoś wydostać się poza skały otaczające wyspę, aby mieć większą szansę na to, że trafią na jakiś statek. On sam i pozostali wiedzieli akurat, że wyspa ta nie jest zaznaczona na mapach, a jedynie pojawia się w opowieściach jako taka, w której istnienie wierzy raczej mało osób, jeżeli ktoś w ogóle. Oni akurat zaliczaliby się do tych, którzy w to „wierzą”, bo przecież właśnie teraz ją eksplorują – chociaż prawdopodobnie nikt nie uwierzyłbym im, gdyby za jakiś czas powiedzieli komuś, że odnaleźli pokrytą śniegiem i otoczoną niebezpiecznymi – głównie dla statku – skałami wysepkę, którą wcześniej mogliby znać tylko z opowieści. Zaczął nawet zastanawiać się, czy część ze skarbami także jest prawdziwa, ale to pytanie pozostawił w głowie, aby czekało na odpowiedź.
Zresztą, teraz i tak zajął się czymś innym – wyszedł nieco w przód i zrównał się z Callisto, aby móc dobrze przyjrzeć się ścieżce i kijom, które ją wyznaczały. Tak, to zdecydowanie wyglądało na robotę kogoś inteligentnego. Zwierzęta na pewno nie zrobiłyby czegoś takiego. Niewyraźny odcisk buta tylko utwierdził go w tym, o czym myślał. Był też kolejnym śladem powiązanym z tym, że grupa o nieokreślonej liczebności zamieszkuje to miejsce… Chociaż to pewnie mógłby stwierdzić już każdy po tym, co ujrzeli na własne oczy.

Kotołak błyskawicznie sięgnął do sztyletów, jednak nie wyciągnął ich. Cofnął się za to trochę, żeby móc być bliżej Ijumary i w razie czego walczyć z kimś lub czymś, co mogłoby ją zaatakować. Rozglądał się też uważnie, wykorzystując do tego swoje kocie oczy, zapewniające mu wyostrzony zmysł wzroku. Niby mógłby pokusić się nawet o „Skupienie”, czym jeszcze bardziej wzmocniłby swoje zmysły, jednak… doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji używania tej zdolności i chyba wolał zostawić ją na moment, w którym będzie ona niezbędna. „Skupienie” usprawniało każdy z jego zmysłów, czyli także zmysł czucia, więc zimno panujące na wyspie również odczuwałby ze zdwojoną siłą.
Nagły impuls magiczny także udało mu się wyczuć, mimo bycia raczej słabym magiem, bo przecież znał tylko podstawy dziedziny przestrzeni, z której zresztą najczęściej korzystał wtedy, gdy chciał się magicznie przenieść z jednego miejsca w drugie. Owszem, takie zastosowanie przydawało się również w walce – zwłaszcza z więcej niż jednym przeciwnikiem – jednak zmiennokształtny nadal uważał się za słabego maga, bo przecież jego główną bronią były ostrza i umiejętności skrytobójcy, a nie magiczne zaklęcia. To, że Ijumara przeszła obok niego i zaczęła biec w stronę miejsca, w którym kogoś widziała, zauważył dopiero, gdy weszła w pole jego widzenia. Thor i Callisto zareagowali jako pierwsi, jednak Kelsier też zrobił kilka szybkich kroków w przód, nim zwierzęcy towarzysz rudowłosej złapał Ijumarę.
         – Jesteśmy na nieznanym terenie. Musimy trzymać się razem i wzajemnie się pilnować – oświadczył, zgadzając się z wcześniejszymi słowami Callisto, które usłyszał, gdy podchodził do dziewczyn i Thora. Dla niego było to coś logicznego i oczywistego – wydawało mu się, że dla Ijumary także tylko… może ten impuls magiczny jakoś na nią wpłyną, czego konsekwencją było właśnie takiego zachowanie. Zmiennokształtny odwrócił głowę w stronę, którą wskazała rudowłosa, jednak tym razem także nikogo tam nie zobaczył. Już chciał coś powiedzieć, ale zauważył, że zaczęła się ona zachowywać podobnie jak wcześniej Iju, także próbując dotrzeć do miejsca, w którym zobaczyła nieznajomego… albo przynajmniej, w którym wydawało jej się, że go zobaczyła. Nie chciał mówić tego na głos, ale równie dobrze mogło im się wydawać, że kogoś widzą – może jakieś ułożone śniegu na gałęziach lub coś, co sprawiło, że zobaczyły tam kształt twarzy. Tyle tylko, że gdyby to było prawdą, to on także by to przecież zobaczył, a przecież już dwukrotnie spoglądał w miejsca, w których był widziany ten osobnik i nie zauważył tam niczego.

         – Może czas tego użyć… - powiedział cicho do siebie, jednak Pani Kapitan stojąca tuż obok mogła to usłyszeć, jeśli akurat nie skupiała swej uwagi na czymś innym.
Kelsier przymknął oczy i przywołał „Skupienie”. Ciężko byłoby mu wytłumaczyć komuś, na czym polega „przywołanie” tej zdolności, bo wygląda to mniej więcej tak, że myśli o wyostrzeniu zmysłów do granic swych możliwości – albo nawet trochę ponad nie – i to dzieje się samo. Nie wie, czy jest w to zaangażowana jakaś energia magiczna, czy może coś innego… jednak, gdyby miał obstawiać, to postawiłby dużo pieniędzy na to, że magia może mieć z tym sporo wspólnego. W każdym razie, aktywacja „Skupienia” sprawiła, że rzeczywiście zaczął odczuwać zimno mocniej, co z kolei sprawiło, iż całe jego ciało przeszedł dreszcz. Poza tym widział o wiele lepiej, to samo działo się też ze słuchem i nawet węchem, chociaż ten ostatni chyba i tak przyda się tu najmniej i wątpił w to, żeby nawet ze „Skupieniem” dorównywał węchowi Thora. Kelsier zaczął uważnie się rozglądać, kocimi oczami rejestrując nawet najmniejsze zmiany wizualne w otoczeniu. Mając w pamięci „opis” usłyszany od Callisto, mniej więcej wiedział, na co zwracać uwagę.
         – Na prawo! - powiedział nagle, możliwe, że przy okazji słysząc swój głos głośniej niż normalnie. Teraz już wiedział, co czuły dziewczyny, gdy dostrzegły tego osobnika. Sam odczuwał to właśnie teraz i najłatwiej można było to określić jako chęć udowodnienia, że naprawdę widziało się tam osobę, która ich obserwuje.
Tyle tylko, że Kelsier nie zaczął nagle przemieszczać się w prawo tak szybko, na ile mógł sobie pozwolić w śniegu. On… po prostu zniknął nagle, sprawiając przy okazji, że płatki śniegu podniosły się lekko w miejscu, w którym przed chwilą stał. Tak szybko, jak zniknął, pojawił się z powrotem, ale już w miejscu, w którym dostrzegł twarz tamtego mężczyzny, jakieś piętnaście lub dwadzieścia kroków od nich i w zaroślach, które były naprawdę dobrym punktem obserwacyjnym dla zakamuflowanego osobnika. Kotołak wyszedł z zarośli, poruszając się na tyle zwinnie, że udało mu się nie strącić nawet odrobiny śniegu z wystających gałęzi. Przy okazji ponownego dołączenia do grupy, sprawił, że „Skupienie” przestało działać.
         – Szybki jest i najpewniej zna całą wyspę jak własną kieszeń, przez co może ukryć się w ciągu chwili i nawet przechodząc obok niego, można go nie zauważyć i nie wyczuć – odezwał się, już słysząc swój głos normalnie. Właściwie… zrobił to, co chciał i przed samym sobą udowodnił, że ktoś rzeczywiście ich obserwował i przy okazji dbał o to, żeby nie zostać przez nich złapanym.
         – Był ubrany w białą odzież maskującą. Odkrytą miał jedynie część twarzy od nosa w górę. Sama twarz uszkodzona, może w wyniku jakiegoś wypadku albo jakiejś dziwnej choroby. Oczy błękitne, ale jasne tak bardzo, że wydają się białe i puste. Od razu dostrzegł, że go zauważyłem, ale nie zaskoczyło go to, więc najpewniej jest doświadczonym… myśliwym, przez co można też stwierdzić, że raczej nie jest to jakiś młodzik – zrelacjonował, mówiąc to głosem, przez który sprawiał wrażenie, że dla niego czymś normalnym jest zobaczenie tego wszystkiego w ciągu… jednego uderzenia serca? Tak, chyba tak.
         – Myślę, że gdyby chciał nas zabić, to zrobiłby to dawno i tak, że nawet nie zauważylibyśmy, z jakiego miejsca atakuje – dodał na sam koniec. Mężczyzna ten raczej ich obserwował, może z ciekawości i oceny tego, jakim niebezpieczeństwem mogą okazać się dla samej wyspy i jej mieszkańców. Istniała też możliwość, że nie wiedział o śmierci chłopca, bo inaczej mógłby chcieć się jakoś zemścić.
         – Jeśli nadal nas obserwuje, a osobiście twierdzę, że to robi, to można spróbować nawiązać z nim jakiś dialog… Któreś z was zna może język elfów? Jeśli nie, to ja się w nim odezwę i może zostanę zrozumiany – zaproponował w końcu. Nie przystąpił do działa od razu, chciał najpierw usłyszeć zdanie pozostałych na ten temat… chociaż spodziewał się też innych pytań i to bardziej takich związanych z nim samym, a nie tajemniczym obserwatorem.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Kvaser na moment oderwał wzrok od podejrzanego punktu, który sam wskazał, by rozejrzeć się po okolicy i odnaleźć jakieś dodatkowe wskazówki, o ile te istniały. Nie zdołał jednak wyłapać nic konkretnego, gdy głos pani kapitan przeciął panujący mróz. Jego wzrok prędko wyłapał oczy Nigorie. Nie spojrzał za siebie, a wyciągnął rękę by chwycić dziewczynę za nadgarstek, gdy ta zatoczyła się do tyłu. Nie był to bolesny uścisk, lecz zdecydowany i pewny. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Ijumara nie kłamała. Dostrzegł w jej brązowych oczach przestrach, zaskoczenie, ale i też coś niepokojącego. Impuls, który niemalże kazał jej wyrwać się do przodu i pobiec bez namysłu.
        - Pani Kapitan! - krzyknął nie wiedząc nawet kiedy ją puścił. Jego umysł na moment przyćmił ten sam puls magii, który dotknął całą drużynę. Tyle, że on zaraz nabrał wrażenia, że ktoś znajduje się za nimi. Thor momentalnie zniknął, a wraz z nim Callisto oraz Kelsier. Jedynie czarodziej nie zerwał się do pogoni, głównie dlatego, że był jeszcze zmęczony po walce z morską bestią oraz leczeniem rannych na pokładzie. Nie mówiąc o tym, że już zapomniał jak to jest podróżować i ile wysiłku go to kosztuje – szczególnie przedzierając się przez tonę śniegu, gdy wątpliwości oraz cały wachlarz emocji przyćmiewają determinację.
        Postąpił dwa kroki na przód i przystanął. Jakaś siła go tu trzymała, sam nie wiedział czy to dobrze czy źle, ale im bliżej był miejsca z wbitymi tyczkami tym bardziej czuł się ociężały. Podszedł do tajemniczego punktu, a następnie przyklęknął. Sznurek umieszczony w konstrukcji został zerwany, a na jego końcu, w nieubitym śniegu, leżał drewniany skrawek pomalowany na biało. Część maski przysłaniająca prawe oko. Obejrzał go, ale nie dostrzegł śladów użytkowania. Bardzo żałował, że teoria Calli powoli odbiegała na dalszy plan.
        Pradawny ujął maskę by jeszcze pogrzebać nią w śniegu. Jego rękawiczki okazały się mniej odporne na zimno niż zakładał, lecz to co ujrzał pod warstwą puchu było dla niego zaskakujące. Cienki tunel lodu, przez który przemieściła się złoto-pomarańczowa ryba. Chyba oszalał. Mrugnął i odkopał jeszcze kawałek. Ryby już nie widział, ale tunel prawdopodobnie chował się w ziemi. Jeszcze raz zerknął na kawałek odnalezionego drewna. Zacisnął usta, zdecydował się przyłożyć maskę do twarzy, lecz gdy nią przesunął nad tunelem dosłownie pękła w jego dłoni i rozpadła się na drobne kawałki. Kvaser odruchowo odsunął głowę do tyłu, ale nic więcej nie nastąpiło. Może gdyby ta postać nadal go obserwowała to zadziałoby się znacznie więcej?
        Na tę myśl powrócił zdrowy rozsądek. Pragnienie by jeszcze rozejrzeć się po okolicy było zbyt duże. Na tyle intensywne, że Kvasir zaczął się zastanawiać na ile jest realne. Czy ta wyspa emanuje jakąś dziwną energią czy już naprawdę zapomniał jak smakuje ciekawość?
        Nie powinni się rozdzielać, choć tak bardzo chciał zostać. Powinien do nich dołączyć, ale co go tu trzyma? Pradawny potrząsnął głową układając na skroni rękę, jakby chciał ukoić pulsujący ból.
        Nagle po prostu wstał. W chwili największej pewności swojego przekonania niemalże zerwał się na równe nogi, a potem odszedł czując jak na jego duszę spływa wielka ulga. Ulga, że opuścił to miejsce.
        Gdy ujrzał drużynę, na jego twarzy wstąpiło zdziwienie. Callisto wygrzebywała śnieg z buzi, a Kelsier dosłownie w ciągu sekundy po prostu pojawił się tuż przed nim. Kvaser postąpił krok w tył oczekując, że zaraz krowy zaczną spadać z nieba, a już po chwili kotołak zaczął dzielić się informacjami. Czy ktoś w ogóle zauważył, że go nie było?
        Nie pytał. Postanowił również nie karcić Ijumary, bo przecież sam został w tyle odłączając się od drużyny. Był ciekaw czy wszyscy czują w sobie przymus działania w nierozsądny sposób czy to też może bardzo zgrany w czasie zbieg okoliczności.
        - Okrytą część twarzy? - mruknął Kvasir delikatnie blednąc na twarzy i dalej słuchając informacji podawanych przez zmiennokształtnego.
        Gdy wysłuchał w pełni Kelsiera, twarz pradawnego stężała.
        - Ciekawa umiejętność... - wtrącił w końcu czarodziej wracając myślą do tego, że najemnik tak nagle zapełnił przestrzeń tuż przed nim. Był zaskoczony, ale nie wmurowało go w ziemię zakładając, że być może korzysta z magii przestrzeni lub czegoś podobnego.
        - Jestem raczej przekonany, że ta tajemnicza postać nadal nas obserwuje. Ma ku temu pewne predyspozycje. Na tych kijkach w bitych w ziemię była uwiązana maska, lecz została ona zerwana. Zapewne przypadkowo. I właściwie była to zaledwie część maski, obejmująca prawe oko. Gdy chciałem przez nią spojrzeć dosłownie rozpadła się na drobne kawałeczki w mojej dłoni – wyjaśnił, a widząc niepełne zrozumienie dokładnie opowiedział co widział... omijając kwestie uczuciowe.
        - Być może to pewnego rodzaju strażnik tych ziem albo jakiś kapłan, skoro używa masek do oglądania okolicy – stwierdził rzeczowo, po czym jego spojrzenie objęło cale towarzystwo.
        - Dobrze się czujecie? Nic nikomu się nie stało? - spytał mając ku temu w końcu okazję i choć widział, że wszyscy fizycznie są cali tak pierwszy raz od dawna wyczuwał coś ponadto.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Ijumara pomyślała, że Kvaser spadł jej z nieba. Myślała o nim nieodmiennie z ekscytacją, bo przecież trafił jej się najprawdziwszy i jeszcze naprawdę potężny mag w załodze! A na dodatek dżentelmen, który cały czas ją ratował, czy to przed potworami czy tak jak teraz, przed upadkiem. Była przekonana, że przy nim nie zginie.
        Niczyja nieobecność jednak nie pomogła, gdy pani kapitan dojrzała tajemniczą postać przed sobą. Pobiegła przed siebie jakby ją stado głodnych wilków goniło, nie biegła jednak aż tak na oślep, by nie zauważyć przeszkody rozmiarów Thora. Była tak rozpędzona, że ledwo dała radę, ale zakręciła nim się z nim zderzyła. To jednak nic jej nie dało. Pisnęła donośnie i zamajtała nogami w powietrzu, gdy ogromny pasior podniósł ją w górę jak szczeniaczka.
        - Puść mnie! - zawołała, choć ze złości powiedziała raczej “mię” niż “mnie”. Jeszcze trochę majtała nogami, ale zaraz dotarło do niej, że była na przegranej pozycji i zawisła w pysku wilkora, z fochem zaplatając ręce na piersi. Wybudziła się już z amoku i wiedziała, że ta szarża nie miała sensu, ale było jej wstyd, ale też głupio było jej się do tego przyznać, stąd to nabzdyczenie. I jeszcze Callisto ją strofowała, co za wstyd! Dobrze, że nie było przy nich nikogo z załogi… Chwila, a Kvasir?! O nie, on może o wszystkim opowiedzieć na pokładzie. Będzie wstyd… Będzie musiała z nim porozmawiać, aby zachował to dla siebie!
        - Ale… Ale! - chciała się tłumaczyć, ale w sumie teraz przeszedł jej ten foch, bo gdy ruda powiedziała jej o tym jak się nierozważnie zachowała już nawet nie potrafiła się bronić w typowy nastoletni sposób. No a gdy Kelsier dołożył swoją cegiełkę, oklapła już zupełnie. Robiąc tylko zagniewany dzióbek pozwoliła się wilkorowi odstawić, smętnie zwieszając przy tym głowę. Teraz faktycznie wyglądała jak rugany szczeniaczek.
        - Ale ja naprawdę… - zaczęła, bo jednak musiała się obronić, nie mogła tego tak zostawić, jednak przerwała jej Callisto, samej wołając, że coś zobaczyła. Nigorie zaraz się wyprostowała i jak surykatka spojrzała we wskazanym kierunku, niczego jednak w pierwszej chwili nie zauważyła i przeoczyła również moment, gdy Calli rzuciła się w pogoń. Thor jednak jak zawsze był czujny i na miejscu - złapał swoją przyjaciółkę i rzucił nią w śnieg, znacznie brutalniej niż postąpił z Ijumarą. W sumie gdyby ktoś się nad tym teraz zastanowił, widać było kto miał jakie miejsce w stadzie w jego oczach, że Calllisto była mu równa i mógł postępować z nią jak z innym dorosłym osobnikiem, a pani kapitan była szczeniaczkiem, któremu należało się więcej łagodności i wyrozumiałości, bo był jeszcze mały i głupiutki.
        - Przejechał i zawrócił - przytaknęła Nigorie, gdy w końcu ruda ocknęła się z tego amoku i powiedziała co widziała. Na twarzy pani kapitan pojawił się lekki wyraz ulgi, że wcale jej się nie przewidziało i co ważniejsze, że nie zwariowała. Wyciągnęła do Callisto rękę, by pomóc jej pozbierać się z ziemi i otrzepać śnieg, którym była oblepiona łącznie z włosami.
        - To mógł… - zaczęła, gdy usłyszała jak Kelsier coś mruczał pod nosem. Przerwała i spojrzała na niego pytająco, bo co niby zamierzał użyć? Już miała go zapytać, ale wtedy i on prawdopodobnie dojrzał tę tajemniczą zjawę (człowieka?), bo zawołał gdzie go dostrzegł. Ijumara spodziewała się już, że zaraz rzuci się w pościg, ale…
        - Hej! - zawołała gwałtownie, gdy stojący obok niej kotołak po prostu zniknął. Jakby się teleportował, bo po chwili już był daleko daleko od nich! Iju zamarła, gapiąc się na niego szeroko otwartymi oczami.
        - Jak to zrobiłeś? - wydukała, nadal trwając w lekkim szoku, ale przede wszystkim fascynacji. O jak jej jej oczka błyszczały! Jak ona kochała magię! Nie była pewna co zrobił Kelsier, wydawało jej się, że to chyba teleportacja, ale chciała usłyszeć od niego potwierdzenie. Sama chciałaby tak umieć!
        - Ale jak to, widziałeś go z tak bliska, że dojrzałeś jego twarz? - dopytywała. - I co, uciekł, czy co?
        Ona sama nie dotarła tak blisko tego tajemniczego typa - przeszkodził jej w tym Thor i nawet nie wiedziała czy tamten typ zniknął czy po prostu uciekł na własnych nogach. Callisto spotkała podobna sytuacja. Zaś Kelsier znalazł się zdecydowanie bliżej, może jeszcze coś dostrzegł.
        - Ja bym nie wołała go lepiej… - mruknęła. - Gdyby chciał z nami rozmawiać to by nie uciekał… prawda? Wie już, że my o nim wiemy więc skoro nie podchodzi znaczy że ma w tym jakiś cel. Może gdy nadejdzie pora sam się ujawni… A może! - Ijumara nagle się ożywiła. - Wiecie, bo według legendy załogi Szczęk Zimy nadal strzegą swojego skarbu. Może to był… jeden z nich? Ożywieniec, upiór, no nie wiem, ale to by miało sens, prawda? Gdyby to było tak, to wtedy pewnie obserwuje nas byśmy nie dotarli do skarbu… To tym bardziej do nas nie podejdzie.
        Ijumara mówiła tak, jakby głośno myślała, ale mimo wszystko wyglądała na przekonaną co do swoich przypuszczeń, że mogą mieć do czynienia z przeklętym żeglarzem. Jakby zupełnie wyparła z pamięci spotkanie na plaży z chłopcem, który na pewno był żywy, z krwi i kości i raczej nie miał nic wspólnego z piratami z legend.
        - W porządku… - odpowiedziała machinalnie magowi, który zainteresował się zdrowiem drużyny. - Ale czuliście taki impuls jakby? Takie uczucie, jakby wiatr uderzył w twarz, ale przecież tu wiatru nie ma - wyjaśniła. - Wydawał mi się, że to może magia, ale sama nie wiem. Kvasir, może ty coś wiesz? - zapytała, nagle postępując krok w stronę kapłana, patrząc na niego z nadzieją w oczach. Przecież to był mag! Kto inny miał wiedzieć, jak nie on? Pokonał potwora morskiego swoimi czarami, więc na pewno będzie znał odpowiedź na jej wątpliwości.
        Po tej całej przygodzie będzie musiała poważnie porozmawiać z nim o zmianie jego stanowiska albo chociaż o rozszerzeniu zakresu jego obowiązków o lekcje czarowania…
        - Chodźmy dalej - westchnęła w końcu. - Nie ma co tutaj tak stać... W którą to było stronę? A, w tą - mruknęła, wcześniej obracając się wokół własnej osi, by znaleźć odpowiedni kierunek marszu.- Callisto, prowadź.
        Ijumara oddała przywództwo nad grupą ponownie w ręce rudej i jej wilczego towarzysza, a sama szła gdzieś pośrodku, tym razem z niepokojem rozglądając się po wszystkich mijanych zaroślach, by w razie czego wypatrzeć kolejnego takiego typa.
        - Hej... - odezwała się po chwili półszeptem, trącając Callisto w ramię. - A Thor dałby radę tamtego gościa wytropić? Albo wyczuć wcześniej?
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Półelfka z trudem dźwignęła się na nogi, co nie było dla niej normalne i tylko irytowało, gdy próbując podeprzeć się rękami, zapadała się aż po ramiona w białym puchu. Gdy w końcu jej się udało, wyprostowała się zamaszyście i otrzepała się z przekleństwem na ustach, plując nim razem ze śniegiem. Nigorie odpowiedziała jej, jednocześnie pomagając pozbyć się grudek z loków i to rozładowało całe napięcie elfki, która parsknęła śmiechem.
        - Cudownie – fuknęła jeszcze, rozglądając się po ich drużynie, która rozsypywała się coraz bardziej. Głowę dałaby sobie uciąć, że widziała przed chwilą Kelsiera, ale teraz gdy się rozglądała dostrzegła tylko medyka, kocur zaś dopiero wyłaniał się z zarośli… z zupełnie innego kierunku niż powinien.
        - Skąd ty… - zaczęła, ale usłyszała mrukliwe wyjaśnienia Thora w swojej głowie i urwała, spoglądając tylko uważnie na białowłosego. – Pozer – mruknęła żartobliwie pod nosem, chociaż niepokoił ją opis podany przez kocura. Najpierw ten dzieciak, a teraz ktoś ich obserwuje. Wolała już bezpośrednią potyczkę z kimkolwiek, niż upiornego dziada siedzącego im na ogonie.
        - Ja znam, ale jak sam mówisz, gdyby chciał nas zabić to już by to zrobił. Gdyby chciał rozmawiać to też by zagaił, zamiast miotać nami dla zabawy. Ta magia przyciągała, nie wiem czemu, ale raczej nie chodziło o to, by nas spotkać, ale by pomieszać nam w głowach. Tak strzelam – prychnęła, wciąż wyciągając grudki śniegu zza kołnierza. Po chwili znów się otrzepała i spojrzała na kapłana. Jego wersja już brzmiała bardziej prawdopodobnie, ale wcale nie lepiej.
        - Nam nic nie jest. – Wskazała na siebie i Ijumarę, po czym uśmiechnęła się lekko na wspomnienie uroczej obrazy dziewczyny, gdy ta zwisała z pyska wilkora. - Tylko zraniona duma – dodała wesoło i skinęła głową, gdy pani kapitan wypchnęła ją na prowadzenie. Thor już tylko czekał na znak i teraz ruszył truchtem przed siebie.
        - Hm? – mruknęła, szturchnięta ramieniem przez brunetkę. Spojrzała na swojego przyjaciela i wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Kiepsko wyłapać w śniegu zapachy, ale gdyby miał szukać to pewnie by znalazł. Na pewno też zorientuje się wcześniej niż my, więc nie martwmy się na zapas. Póki co tylko na niego i na Kvasera nie zadziałała ta dziwna magia. Mam jednak nadzieję, że to nie żaden ożywieniec, czy co tam mówiłaś było w tej legendzie. Nie wiem jak ubić coś takiego.
        - Pozbawienie głowy działa na każdego – odezwał się wilk w jej głowie. I mimo wszystko nie sposób było nie przyznać mu racji. Pytanie tylko jak trudne by to było.

        Szli jeszcze godzinę i ci mniej wytrwali pewnie narzekali już na zimno, a ci bardziej wytrzymali tylko na nudę. Biały puch jak okiem sięgnąć, ale poczucie zagrożenia, towarzyszące im nieustannie od czasu ostatniego spotkania z tubylcem, nie pozwalało się rozluźnić i nacieszyć oczu widokami. Rashess szła przodem, zostawiając Nigorie w tyle już jakiś czas temu, gdy dziewczyna podążyła porozmawiać z którymś z mężczyzn. Płomiennowłosa elfka parła zaś uparcie przed siebie, kryjąc dłonie pod pachami dla ogrzania i uważając na drogę. Podnosiła wzrok tylko raz na jakiś czas, by upewnić się, że Thor wciąż jest przed nimi. Oddalił się już mocno, ale wciąż ciemna plama wyróżniała się z łatwością na białym tle. Dlatego też łuczniczka szybko dostrzegła, że wilkor zawrócił nagle i ruszył biegiem w ich stronę.
        - Co jest?
        - Ten wasz tubylec. Czeka na polanie.
        - Czeka?
        - No stał i patrzył na mnie wyczekująco, więc chyba tak.
        - To na pewno tamten?
        - Tamtego nie widziałem, ale zapach chyba ten sam.

        - Mamy towarzystwo – odezwała się już na głos, ale nieco przyciszonym głosem, odwracając w stronę grupy. – Dziad ponoć czeka na nas na jakiejś polanie. Może naszło go na te pogaduszki – mruknęła, zerkając na Kelsiera. Nie wiedziała jak powiedzieć to, by Ijumara się nie zorientowała, więc dziewczyna będzie musiała po prostu przełknąć dumę. – Będziesz miał na nią oko? – zapytała. Kapłan raczej poradzi sobie sam, ona też, a w razie czego ma Thora, który właśnie do nich dołączał.
        - To jak, idziemy? – zapytała jeszcze raz, gdyby ktoś jednak miał obiekcje, po czym oparła rękę na łopatce basiora i ruszyła z nim przodem.

        Do polany dotarli dopiero po kwadransie. Z jednej strony głupio było tak wychodzić na otwartą przestrzeń i Callisto aż dostała gęsiej skórki na karku, nie od zimna, a zostawiając za sobą osłonę z lasu. Z drugiej strony nie mieli jak się tutaj zakradać, zwłaszcza gdy ich obecność raczej nie była tajemnicą. Nie wiedziała czy Kelsier nie pomknął gdzieś tyłem wśród zarośli, ale wolałaby by ktoś był u boku Ijumary.
        Stawiając kolejne kroki na białym puchu zorientowała się, że coś jej nie pasuje i dopiero po chwili dotarło do niej co to takiego. Za nią zostawały spore dziury w śniegu, w miejscach gdzie buty udeptały i rozepchnęły biały puch. Powierzchnia wokół przybysza była jednak nieskazitelnie równa, a nie padało już od dawna.
        - Nie podoba mi się to. Lepiej od razu odgryźmy mu głowę.
        - Mi też nie, ale nie róbmy nic głupiego.
        - Twoja towarzyszka ma rację. Nie róbcie nic głupiego –
odezwał się głos w głowach wszystkich, chociaż chusta zasłaniająca twarz przybysza nawet nie drgnęła.
        Callisto zatrzymała się gwałtownie, ściągając w momencie łuk z pleców i nakładając strzałę w locie, wycelowała broń w mężczyznę. Thor przypadł lekko do ziemi na ugiętych łapach i jeżąc się niesamowicie, położył po sobie uszy. Gardłowy warkot zmieniał barwę, gdy basior oblizywał pysk z toczącej się śliny, ani na moment jednak nie chowając obnażonych kłów.
        - Zwierzę jest niewinne – rozległ się znów głos i nagle basior poderwał się w powietrze ze wściekłym warkotem, po czym przeleciał kilkanaście kroków, nad otwierający się w śniegu ciemny portal.
        - Nie!
        Callisto ruszyła biegiem w stronę mężczyzny, posyłając już wcześniej strzałę w jego stronę, ale ten odrzucił ją jednym ruchem dłoni. Drzewce spadło bezradnie w śnieg, jak odrzucony niedbale patyk. Rashess w biegu nakładała kolejny pocisk, ale wytrącono jej broń z ręki, podczas gdy wilkor znikał w ciemnościach. Elfka zatrzymała się gwałtownie z krzykiem na ustach, zapominając o łuku i zmieniając nagle kierunek, rzuciła się w stronę portalu.
        - Nie, nie tak – szepnął przybysz i zamachnął się, kierując jakiś gest w stronę półelfki, która zniknęła nagle, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Dopiero po chwili, wyłaniając się ze śniegu, w powietrze uniósł się syczący wściekle czarny kot, który wierzgał zaciekle łapkami, próbując dosięgnąć trzymającej go niewidzialnej dłoni. Po krótkiej chwili jednak też zniknął w wirującym kłębie ciemności.
        - Dobrze więc. Teraz na spokojnie. Waszym towarzyszom nic się nie stało, zostali odesłani tam, gdzie ich miejsce. Uznajmy to jednak za ostrzeżenie. Pierwsze i ostatnie. Możecie skorzystać z opcji, którą wam daję i wrócić na swoje ziemie – mężczyzna wskazał dłonią wirującą w śniegu ciemność. – Możecie wrócić też na swój statek i odpłynąć nie niepokojeni, jeśli zgodzicie się złożyć przysięgę milczenia. Widzę, że macie ze sobą maga, on wam wyjaśni, na czym to polega. Możecie też zginąć, jak wielu przed wami, próbując zdobyć to, co do was nie należy – dodał lodowatym głosem, który coraz bardziej wibrował w ich głowach.
        Po Callisto i Thorze został tylko odrzucony w śnieg łuk i urwane ślady w śniegu.

Ciąg dalszy: Callisto
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Normalnie by się tak nie zachowywał, nie rzuciłby się nagle w pościg za kimś, kto zniknął, gdy tylko zobaczył, że Kelsier chce coś zrobić. W dodatku wykorzystał przy tym coś, co raczej chciał zachować w tajemnicy tak długo, jak było to możliwe – z własnej magii skorzystałby dopiero wtedy, gdy sytuacja naprawdę by tego wymagała i nie miałby innego wyjścia. Dlatego też stwierdził, że obserwujący ich osobnik musi w jakiś sposób – prawdopodobnie magią – wpływać na ich zachowanie.
         – Magia – odpowiedział krótko Ijumarze. Może mogłoby to zabrzmieć tak, jakby próbował ją zdenerwować albo unikał odpowiedzi, dlatego też postanowił, że może trochę to rozwinie.
         – Naprawdę, magia. Kiedyś nauczyłem się kilku przydatnych zaklęć z jednego rodzaju magii i czasem zdarza mi się ich używać – dopowiedział, chociaż wydawało mu się, że dziewczyna wiedziała, o co mu chodziło i wiedziała też, że wcześniej skorzystał z zaklęcia pozwalającego mu na przeniesienie się z jednego miejsca w drugie.
         – Nie widziałem go z bliska. Mam pewną… umiejętność, którą mogę jeszcze bardziej wzmocnić swoje zmysły – odpowiedział znowu. Nie chciał zdradzać wszystkiego na ten temat, w tym nazwy tej cechy specjalnej, bo był to jeden z sekretów grupy, do której należał. Owszem, mógł wspomnieć coś na jej temat osobie spoza grupy, ale nie mógł powiedzieć jej o szczegółach i o tym, w jaki sposób wszedł w posiadanie tychże umiejętności.
         – Raczej dobrze – odezwał się do maga. Wydawać by się mogło, że przez „aurę narzucaną im przez obserwatora” mogliby czuć się trochę inaczej, niż normalnie, ale nic takiego się nie działo, a przynajmniej nie w przypadku kotołaka. Jedynie zmienił się nagle i chwilowo wtedy, gdy zobaczył tego osobnika, czując wtedy niedającą się stłumić chęć do tego, żeby dorwać go i wskazać pozostałym, że ktoś naprawdę czaił się w zaroślach.
         – Tak, chodźmy dalej – zgodził się i także zaczął iść, po chwili nawet zajmując pozycję na tyłach grupy. Wcześniej także starał się pilnować ich tyłów, więc teraz także może to robić, najwyżej opuści ją, gdy ich niewielki pochód zatrzyma się albo będzie chciał zamieć słowo z kimś, kto idzie przed nim lub na samym początku.

Wędrówka powoli przedłużała się, ale przy okazji wskazywała im też, że wyspa raczej nie należy do niewielkich. W dodatku ciągle towarzyszyło im to uczucie zagrożenia i bycia obserwowanym, które z kolei dość jasno wskazywało na to, że ten tajemniczy osobnik nadal za nimi podążał. Nie podobało mu się to, ale doskonale wiedział, jak skończyła się wcześniejsza próba złapania tego mężczyzny i wątpił w to, żeby kolejna była udana – dlatego też nie miał zamiaru próbować ponownie. Zresztą, nie czuł takiej potrzeby, co oznaczało, że nie są też pod wpływem magii obserwatora.
Ożywił się lekko, przechodząc na przód i przeniósł wzrok na Callisto, gdy oznajmiła im, że mają towarzystwo, dodając też, że mężczyzna na nich czeka. Na jej prośbę dotyczącą Ijumary, kiwnął tylko głową, nie odzywając się słowem.
         – Idźmy – odparł krótko. Raczej nie mieli innego wyboru, skoro prawdopodobnie chciał się w końcu z nimi spotkać i porozmawiać. Ciekawiło go też, co miał im do przekazania… Chociaż przeczucie podpowiadało mu, że raczej nie będzie to miłe przywitanie.
Później dotarli do polany, na której rzeczywiście ktoś na nich czekał. Kelsier rozpoznał go, chociaż wcześniej widział jedynie jego twarz, w dodatku zasłoniętą materiałem. Po chwili usłyszał też w myślach głos – co zresztą chyba stało się z każdym, patrząc na ich miny – który na pewno należał właśnie do tamtego człowieka. Cóż… on nie miał zamiaru robić „czegoś głupiego”, bo nawet nie znał siły, czy to fizycznej, czy to magicznej osoby, z którą miałby zacząć walkę. Owszem, mógł go ocenić na podstawie wcześniejszych walk, w których brał udział i spekulować na temat tego, jakie są jego mocne i słabe strony, a także na temat tego, jak silnym okazałby się przeciwnikiem.
Callisto i Thor najwidoczniej myśleli inaczej, bo szybko rzucili się w wir walki i zostali pokonani przez władającego magią mężczyznę. To był mały pokaz jego siły, jednak już na tej podstawie można było stwierdzić, iż nie będzie on łatwy do pokonania. Na samym początku Kelsier chciał ruszyć towarzyszom na ratunek, nawet jeśli nic by nie zdziałał. Nawet położył dłonie na sztyletach, ale… on taki nie był. Wiedział, kiedy zachować spokój i nie gnać bezmyślnie w stronę, może, silniejszego przeciwnika, licząc na to, że może w jakiś sposób uda się go pokonać. Zresztą, niedługo nie było komu pomagać, bo zniknęli – zarówno rudowłosa, jak i jej zwierzęcy towarzysz, a nieznajomy powiedział, że odesłał ich tam, gdzie ich miejsce, cokolwiek miałoby to oznaczać. Właściwie najważniejsze było to, że żyli, a przynajmniej to powiedział im mężczyzna, który po chwili postawił ich przed dość ważną decyzją do podjęcia.

Kelsier odwrócił się i spojrzał na pozostałych na wyspie towarzyszy. Domyślał się, czym może być przysięga milczenia, chociaż ta zaproponowana przez nieznajomego może różnić się od zwyczajnej, skoro powiedział, że Kvaser miałby im wytłumaczyć, o co w niej chodzi. Kotołak w myślach zgadywał, że może chodzić o to, że stanie im się coś niebezpiecznego i magicznego, jeśli złamaliby daną przysięgę, jednak zawsze mógł się mylić.
         – Proponowałbym powrót na statek i złożenie tej przysięgi. Odpłynęlibyśmy stąd i popłynęli w miejsce, w które miałaś płynąć oficjalnie. Jeśli mielibyśmy próbować znaleźć na tej wyspie to, co chcieliśmy na początku, to musielibyśmy z nim walczyć, a wydaje mi się, że nie byłaby to łatwa walki i, jeśli byśmy wygrali, to każde z nas zostałoby mniej lub bardziej ranne – zaproponował, co jakiś czas przenosząc wzrok to z Ijumary na Kvasera i później z niego na nią. Z jednej strony nie chciał ich opuszczać, jeśli zdecydowaliby inaczej, a z drugiej… nie chciał też walczyć z tym mężczyzną, dlatego też rozważał, czy nie przyjąć jego oferty związanej z powrotem w sposób, w który wrócili Callisto i Thor.
         – Myślę, że nasze życia są ważniejsze od silnie strzeżonych sekretów tej wyspy. Przekonaliśmy się na własne oczy, że wyspa ta rzeczywiście istnieje, co także prawdopodobnie dotyczy skarbów, które miałyby się na niej znajdować – dodał po chwili i ucichł, czekając teraz na decyzję lub inne propozycje pozostałych.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Zdradzone przez Callisto przemyślenia zastanowiły czarodzieja. Tajemnicze zjawisko nie zadziałało ani na niego, ani na obcego. To mogło mieć powiązanie z zawodem jakim niegdyś parał się Kvaser – wierny kapłan oddany całkowicie kościołowi i posłuszny sługus, któremu niejeden mnich mógłby sporo zarzucić, gdyby nie charyzma pradawnego. Urodą nie sięgał żadnego elfiego artysty, ale miał w sobie „to coś”, co sprawiało, że wierzyło mu się w każde wypowiedziane słowo. Jakby tak ufał bezwzględnie sam sobie, jak jemu wierni...
        Miał niemałe podstawy względem wątpliwości wobec własnej osoby, szczególnie teraz. Kompletnie nie odnajdował się w emocjonalnym świecie. Przez te wszystkie lata myślał, że pamięta, że jeszcze wie jak to jest, jednak prawda okazała się być zupełnie inna. Rzeczywistość uderzyła go mocno w twarz zimowym chłodem. Dosłownie. Mróz pozlepiał jego brązowe kosmyki włosów i sprawiał, że powoli począł się zniechęcać trwającą wędrówką. Wydawało się, że szli bez końca i bez celu. Zapominał po co tu właściwie są... i dlaczego tu zresztą byli? Z powodu jakiejś mapy i legendy?
W chwilach zwątpienia spoglądał na Ijumarę. Jego spojrzenie nie zdradzało większych emocji, ot tak jakby chciał się upewnić, że pięcioosobowa drużyna jest w komplecie, lecz nie bez powodu chwytał panią kapitan wzrokiem. Najtwardszym argumentem trwania w misji była właśnie ona. Młoda, nieujarzmiona dusza z ogromnym zapałem. Nawet jeżeli na twarzy brunetki pojawiały się niechętne grymasy, to w głębi serca nie miała zamiaru się poddać. Podziwiał ją za to, za jej zapał, wytrwałość, za ambicje. Budziła go do życia, podczas gdy on dopiero ocknął się z wielosetletniej śpiączki. A tym samym owe wybudzenie było ogromną tajemnicą. Nie wiedział czy jest to chwilowy stan czy też na kolejne kilkadziesiąt lat mógł się przyzwyczaić do obecnego położenie.
        - Hm? - mruknął kapłan podnosząc głowę, jakby głos Callisto przywołała go do tego co tu i teraz.
        - Oczywiście – stwierdził bez najmniejszych wątpliwości chcąc skonfrontować się z tajemniczym mieszkańcem wyspy.
To z czym Kvaser w zimowym świecie przegrał była zdecydowanie... kondycja. Niemalże nieprzerwana warstwa wysokiego śniegu przez większość ich podróży na lądzie ani trochę mu nie pomagała. Stąd też, gdy w końcu znalazł się na polanie, zdołał jedynie zastać Thora w tarapatach.
        Oczy czarodzieja stały się okrągłe. Znowu o minutę za późno! Mógłby zamknąć portal, ale nie gdy jeszcze pysk wilka wystaje na zewnątrz. Albo musieli go stamtąd wydostać, albo pójść razem z nim w ogień. Przedziwny jegomość jasno stwierdził, że zwierzę nie jest winne. Czarodziej był więc pewien, że Thorowi nic nie grozi, aczkolwiek poszukiwanie go po całej Alaranii wydawało się zbyt okrutną karą za coś czego nie uczyniła Callisto. Ta, która jeszcze obiła mordę winowajcy odpowiedzialnemu za śmierć na wyspie. Jeżeli jednak groźby nieznajomego dotyczyły tylko zwiedzania tej przeklętej wyspy to tym bardziej była to wygórowana cena za uczynek!
        - Callisto, nie! - wrzasnął Kvasir próbując zatrzymać ją zaklęciem, lecz ta zdążyła rzucić się w otchłań. - CALLISTO!
Kapłan brnął przez rozmywającą się w otoczeniu mgłę rozpraszającego się portalu. Docierając do samego epicentrum chciał jeszcze uchwycić resztkę zaklęcia licząc na to, że ponownie uda mu się otworzyć przejście, zlokalizować miejsce lub cokolwiek innego. Musiał coś zrobić, jakoś zadziałać, zaspokoić trwającą w nim nadzieję na lepsze rozwiązanie sytuacji, lecz opadł bezwładnie na biały puch nie czując już skrawka magicznej energii. Kilka następnych sekund wydawało się morderczo ciche. Spojrzenie pradawnego skierowało się na nieznajomego dopiero, gdy ten się odezwał. Wszystko było nie tak.
        Kvasir powoli wstał, a lepki śnieg osypał się z jego ubrania. Z twarzy mężczyzny odczytać można było niezrozumienie, jakby jeszcze nie dotarło do niego to, co też tak naprawdę się stało. W okolicy zawisło dramatyczne napięcie. Pradawny nabrał powietrza w płuca dopiero, gdy kroki pani kapitan ucichły za jego plecami. Ona również chciała dotknąć szczupłymi palcami śniegu w nadziei, że odnajdzie jakikolwiek ślad, który pozwoli im na odnalezienie półelfki, lecz w tej chwili odezwał się domniemany strażnik wyspy. Głos nieznajomego brzmiał lodowato i chłodno, przywoływał w głowie obraz ciemnej i głębokiej jaskini obrośniętej na suficie spiczastymi soplami lodu, drżącymi pod wpływem echa grożąc tym samym złamaniem, upadkiem i wbiciem się kolca prosto w serce. Kvaser poczuł ten ucisk fizycznie - to Ijumara zacisnęła dłonie na jego płaszczu. Schowała się za jego plecami i delikatnie skuliła. On sam zaś automatycznie rozłożył ramiona chcąc intuicyjnie ochronić ją przed całym światem. Czarodziej czuł jej strach, ale czy sam się bał?
        Echo wyrzuconych w powietrze zdań odbijało się w jego głowie, a niedawno rozluźnione dłonie mężczyzny zacisnęły się w pięści. Poczuł złość. Niesamowitą złość, że ktoś tak bezceremonialnie bawi się niewielką grupą podróżników. Fakt, przekroczyli pewną granicę. Już samo wejście na wyspę było ryzykowane, ale równie dobrze mogli tu trafić przypadkiem. Groźby i kara mieszkańca wyspy potwierdziła tezę skrywanej na tej wyspie tajemnicy. Kvaser nie miał jednak ochoty jej odkrywać. Nie teraz.
        Czuł się...
        Czuł...
        Najgorsza... najgorsza w tym wszystkim była bezradność. Może gdyby pojawił się chwilę wcześniej, gdyby bardziej się zmobilizował albo uparł. Wystarczyło kilka szybszych kroków by zdołać zamknąć portal albo zatrzymać Callisto i wspólnymi siłami wydostać zwierzę. Potrzebował tylko odrobinę więcej czasu na wymyślenie planu, a tak pojawił się praktycznie przy samym końcu sytuacji.
        Na twarzy kapłana wstąpił paskudny grymas. Przysięga milczenia? Jeszcze czego!
        - Gdzie ona jest? - wyparował nagle Kvasir przedzierając się na przód drużyny i nie zważając na ich protesty.
Mieszkaniec wyspy spojrzał na niego wolno i z pobłażaniem.
        - W bezpiecznym miejscu – odparł.
        - Pytam o konkretną lokalizację – brnął rozwścieczony czarodziej, a nieznajomy zareagował z niesmakiem. - Zadałem ci pytanie – upomniał po chwili nie uspokajając się ani przez chwilę.
        - Po co te nerwy? Trzymaj emocje na wodzy, czarodzieju – mruknął gość. - Wydaje mi się, że niepotrzebnie wyrywasz się do przodu, podczas gdy reszta twoich towarzyszy ma nieco odmienne zdanie.
        Kvasir nabrał wdechu, a jego oczy żywo zapłonęły. Był rozjuszony, wściekły, nie mógł pozwolić na takie traktowanie jednostki, ani tym bardziej osób, które osobiście poznał oraz polubił, szanował.
        Ręką sięgnął po kostur, ale nie zdołał go chwycić. Musiał odeprzeć rzucone w ich stronę zaklęcie mające za zadanie zaniechać jego plany. Tak też się stało. Drobne iskierki magiczne zderzyły się ze sobą omiatając silnym podmuchem kotołaka oraz córkę kapitana. Pradawny zadziałał wystarczająco szybko by odeprzeć atak mieszkańca wioski, ale zwiększone ciśnienie w organizmie wywołało pulsujący ból w rannej ręce. Czarodziej syknął uciskając nadgarstek, a jego zielone tęczówki przebiły się przez pył mierząc tym samym przeciwnika.
        - Nie mam zamiaru... Możesz sobie to milczenie wsadzić... - nie skończył, gdy usłyszał pisk Ijumary. - Pani kapitan! - krzyknął obracając się w tył. Tuż za nimi pojawił się kolejny portal.
        - Nie, panno Nigorie! - krzyknął po raz kolejny wyciągając ku niej ręce, choć już wiedział, że ta energia ich pochłania.
        - Niedobrze – mruknął nieznajomy. - Jesteś bardzo roztargniony – stwierdził strażnik wyspy. Potem objęło ich jasne światło. Smukła postać ginęła w jasnym świetle obejmując ciała pozostałej trójki.
        - Genna pousavail, ta-ra jeru.
        To były ostatnie słowa, jakie usłyszeli.

Ciąg dalszy: Ijumara, Kelsier, Kvaser
Zablokowany

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości