Od opuszczenia Danae minął tydzień. Karawana nieśpiesznie posuwała się naprzód, podążając szlakiem handlowym w stronę północno-wschodnim. W trakcie podróży Romir zorientował się, że w jego rzeczy była zaplątana wróżka Rosalie, którą odnaleziono w domu tulpomanty. Nie miał nic przeciwko jej towarzystwu. Nawet cieszył go fakt, że w trakcie podróży będzie miał z kim zamienić słowo.
- Chłopcze, zbliżamy się do Smoczej Przełęczy. Góry po lewej są zamieszkiwane przez druidów. To pewnie ich szukasz. - Chropowatym głosem ogłosił woźnica.
- Oby tak było - odpowiedział. - Niech Prasmok ci błogosławi, starcze.
Chłopak zebrał swe rzeczy z wozu i zeskoczył przy kamiennym posągu smoka. Zarzucił torbę na jedno ramię, na drugim usadowił się jego mały towarzysz, na którym siedziała wróżka i ruszył w stronę kniei u podnóża gór.
"Czego ja właściwie tu mam szukać? Zerwałem się z Danae jak gdyby nic i teraz nawet nie wiem, gdzie dokładniej jestem?" - zaczął się zastanawiać nad sensem tej wędrówki. Z jednej strony otaczały go góry, z drugiej rozpościerały się wielkie pustkowia, a on sam właśnie wkraczał w głąb lasu, zupełnie tak, jakby znał jego ścieżki na pamięć. Odgłosami zwierząt, które mogłyby się okazać śmiertelnym niebezpieczeństwem, Romir zdawał się zupełnie nie przejmować. Wręcz przeciwnie, humor mu się poprawił do tego stopnia, że zaczął się podśmiewać i nucić piosenkę:
historie dziejów dawnych lat
Stary lesie opowiedz nam,
historie dziejów dawnych lat...
- A tobie co? Gorzej ci? Nawet nie wiem gdzie nas ciągniesz i zdaje się, że zaczynasz wariować. - Mała wróżka zaczęła się irytować dziwnym zachowaniem Romira.
- Nie, nie zwariował. Po prostu całym sobą się raduje, bo wie, że dotarł do pisanego mu miejsca. - Nagle ktoś odezwał się spośród gęstych zarośli. Momentalnie Romir przyjął bojową pozę, a Rosalie ukryła się głęboko w torbie. Tylko Pyrko zdawał się zachować spokój.
-Pokaż się! Smoczy Władca ci każe. - Nie wiedzieć dlaczego Romir postanowił ogłosić się władcą, chodź nie miał pojęcia co ten tytuł tak naprawdę znaczy.
- Smoczy Władca!? A to dobre! Słyszałeś go, Alakasie? - Tajemniczy głos zadrwił ze swojego rozmówcy. Wkrótce spośród zarośli wyszedł starzec odziany w zielony płaszcz, dzierżąc w swej ręce drewniany kij, którym się podpierał, a za nim ukazał się smok wielkości domu, którego umaszczenie zupełnie zlało się z roślinnością. Widząc to chłopak padł na ziemię z przerażenia. Cały zaczął dygotać, gdy bestia zbliżyła się do niego na odległość kilku kroków. Wtem Pyrko zeskoczył z ramienia i poszybował w stronę zdecydowanie większego pobratymca, wydając przy tym radosne popiskiwanie.
- Więc mówisz, że jesteś Władcą Smoków, a boisz się takiego malucha? W tym świecie już nic mnie nie zdziwi. - Starzec zaczął się głośno śmiać. Podszedł do przerażonego chłopaka i wyciągnął rękę w jego kierunku, aby pomóc mu wstać. - Witaj, Romirze, prawnuku Grelany. W końcu się zjawiłeś.
- Skąd wiesz jak się nazywam i skąd znasz imię mojej prababki? - Chłopak zdziwił się na dźwięk imienia swojego jak i przodkini.
- Była jedną z nas. Druidką. Wisiorek, który teraz ty nosisz, należał do niej. I to JA, wręczyłem ci jajo tego tyciego smoczka. Nie pamiętasz już? - odpowiedział ze szczerym uśmiechem starzec. - Dużo by opowiadać, chodźmy. Inni bracia czekają, a droga do wioski daleka. Ty także, smokołaku, nie kryj się za drzewem tylko chodź z nami. - Zza wielkiego dębu wyłonił się jakiś chłopaczek, który ze zdziwieniem na twarzy posłusznie wykonał rozkaz starca, pozostając jednak w milczeniu. Zaraz po tym cała kompania podążyła za swoim przewodnikiem.