Ocean Jadeitów[Ocean] Wiem co robię!

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

[Ocean] Wiem co robię!

Post autor: Ijumara »

        Ijumara wkroczyła do siedziby Jadeitowej Kompanii skoro świt, a i tak nie była pierwsza: w poczekalni dla kapitanów siedziało już dwóch mężczyzn ze swoimi plikami papierów. Pozdrowili pannę Nigorie uchylając jej kapeluszy, chociaż widać było malującą się na ich twarzach konsternację - zastanawiali się zapewne czy dziewczyna przypadkiem nie zabłądziła, lecz żaden nie ośmielił się wyrazić tych przypuszczeń na głos. Ona zaś nie planowała nikogo przekonywać, że wolno jej tu być: wolno i koniec, a niech spróbują ją wyprosić. Dlatego bez wszczynania żadnych dyskusji usiadła w jednym z foteli, wygładzając fałdy granatowej spódniczki z dużymi złotymi guzikami. Swoją teczkę z dokumentami złożyła na stoliku obok i czekała… A poczekać trochę musiała, bo żaden urzędnik nie stawił się jeszcze na posterunku. Była trochę nerwowa, tak jak zresztą pozostała dwójka - skoro zerwali się tak wcześnie oznaczało to, że naglił ich czas wypłynięcia, a jak wiadomo czas to nieubłagany przeciwnik.
        Ijumara westchnęła i umościła się w swoim fotelu, jakby zamierzała się zdrzemnąć. Faktycznie była trochę niewyspana, a do tego trzeźwa i nic ją nie bolało - to znak, że sobie poprzedniego dnia nie pobalowała. Co za pech! Następną okazję będzie miała dopiero za jakiś miesiąc, gdy przybiją do portu docelowego - że też tamtej dwójce musiało się zebrać na wszczynanie burdy tak wcześnie! Jedynym uśmiechem losu było dla niej to, że znalazła drugiego sternika: ta Clarissa wydawała się być specjalistką, którą po prostu stłamsiło szowinistyczne towarzystwo. Na Kaprysie nic takiego jej nie groziło i jeśli faktycznie była taka dobra, mogła u niej rozwinąć skrzydła. Gdyby tak jeszcze medyk się znalazł… Szkoda, że ani Blahos ani Kvasir nie przyszli na nabrzeże - liczyła, że spotka ich jeszcze przed wizytą w biurze. Najwyraźniej jednak będzie musiała sobie poradzić bez wsparcia i nowego towarzystwa. Ale za to miała Kelsiera i Callisto. No i Thora! Z nimi na pewno nie będzie się nudziła - w końcu byli jej wtajemniczonymi spiskowcami…
        - Kapitan Nigorie! - odezwał się nagle głos urzędniczki wywołującej poszczególnych petentów. Wyrwana ze swoich przemyśleń Iju w mgnieniu oka złapała za teczkę z dokumentami i pobiegła w stronę otwartych na oścież drzwi do biura.

        Nigorie wróciła na swój statek gdy wszystko było dopinane na ostatni guzik. Już z daleka było widać panią kapitan, która dziarskim krokiem zmierzał w kierunku Kaprysu, bo obracały się za nią spojrzenia wszystkich mijanych marynarzy - to przez krótką spódniczkę i wysokie obcasy. No i jeszcze ten różowy gorset, który doskonale podkreślał wszystko co trzeba, nawet jeśli Iju zarzuciła na niego swój kapitański płaszczyk.
        - Tatiana, wszystko gotowe? - zawołała Nigorie z daleka.
        - Jeszcze dwa pacierze i możemy wypływać!
        - Doskonale! - ucieszyła się Iju. Reszty załadunku dopilnowała osobiście, a gdy wszystko było gotowe, zeszła jeszcze na ląd by podpisać papiery celnikowi, który ich odprawiał. Już miała wydać rozkaz podniesienia kotwicy, gdy usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się, powiewając plisami swojej spódniczki.
        - Kvasir! - ucieszyła się widząc poznanego poprzedniego wieczoru kapłana. - Ty żyjesz! To znaczy… Och, jesteś cały, to świetnie! A teraz pakuj się szybko na pokład, bo nie mamy czasu! Lean, Neve, pomóżcie mu to wszystko wnieść, nie mamy czasu! - zwróciła się do dwóch marynarzy, którzy akurat byli pod ręką. Ci spojrzeli z zaskoczeniem na stojącego na nabrzeżu mężczyznę.
        - Poważnie potrzebny nam będzie ochroniarz na tej trasie? - upewnił się jeden z nich.
        - Huh, co ty bredzisz? - zapytała zaskoczona Ijumara.
        - No bo on wczoraj… - zaczął się tłumaczyć zapytany marynarz, lecz subtelny kopniak od kolegi dał mu jasno do zrozumienia, że powinien się zamknąć. - Albo nie, to nie on, to ktoś bardzo podobny! Mój błąd, pani kapitan, przepraszam!
        - No! To do roboty, pomóżcie mu z tym. Kaprys wypływa na otwarte morze! - zawołała, obracając się w stronę pokładu i idąc od razu w stronę koła sterowego.

        Pierwszy dzień po wypłynięciu był dla całej załogi bardzo pracowity, przez co Ijumara nie miała za wiele czasu dla swoich pasażerów, poza tą krótką chwilą wieczorem, gdy mogli zasiąść do kolacji z winem i w końcu na spokojnie porozmawiać. Do wieczerzy zaproszony został również nowy medyk, gdyż Nigorie chciała przy okazji podpisać z nim stosowne papiery i wypytać o to, co działo się w karczmie po tym, jak oni wyszli - była tak bardzo ciekawa przebiegu akcji, a nie było nikogo innego do wzięcia na spytki! Jej marynarze, którzy zostali by poobijać sobie mordy, dużo mówili o sobie i tym komu ile zębów wybili, ale niewiele wspominali o ogóle, więc Iju cierpiała na niedostatek wiedzy.
        Następne dni zaś mijały wedle ustalonego latami współpracy rytmu. Nowa sterniczka była przyuczana do pracy na Kaprysie - zadanie to wzięła na siebie Ijumara i główny sternik, Lew, a przy tym dzielnie asystował im Stranova, w oczywisty sposób zauroczony nową członkinią załogi. Clarissa nie potrzebowała jednak zbyt wiele uwagi - znała się na swoim fachu i jedyne co było jej potrzebne, to poznanie niuansów związanych z pracą na tej konkretnej jednostce. Naturę Kaprysu poznała już pierwszego dnia, co Lew skomentował pełnymi ukontentowania gwizdnięciem i klepaniem jej po ramieniu. Od razu orzekł też, że można ją zostawiać na samodzielne zmiany, co Nigorie przyjęła wręcz z dumą, bo w końcu to ona przyprowadziła na pokład tak zdolną sterniczkę - kobietę na dodatek! Ijumara zawsze czuła ogromne zadowolenie, gdy mogła udowodnić, że kobiety są równie dobre albo czasami nawet lepsze niż mężczyźni. No i… Nigorie liczyła, że z Clarissą uda jej się co nieco ugrać.
        - Wkrótce musimy nieco odbić - oświadczyła jej na początku jednej z wieczornych zmian, bardzo swobodnym tonem, jakby nie było to nic wielkiego. - O spójrz, gdy dopłyniemy tutaj… - wyjaśniła, wskazując punkt na mapie. Dopowiedziała również kierunek, który na pierwszy rzut oka wyglądał, jak kapitan Nigorie wiodła ich z daleka od bezpiecznych szlaków. Wzrok d’Arquin jasno sugerował, że zrobi co pani kapitan każe, ale ma wątpliwości czy jej decyzja jest słuszna. Ijumara nie zamierzała oczywiście wtajemniczać kobiety w swój plan, ale czuła, że zostawienie tego tak bez słowa wcale nie pomoże.
        - Zaufaj mi, wiem co robię - oświadczyła. - Gdyby ktoś miał wątpliwości, odeślij go do mnie.
        - Gdzie prowadzi ta trasa, kapitanie? - dopytywała mimo wszystko ośmielona Clarissa.
        - Zobaczysz. Bez obaw, pływam po tych wodach od kołyski, znam je doskonale, to nie zagrozi naszemu rejsowi - zapewniła, mając na myśli zarówno dotrzymanie terminów, jak i bezpieczeństwo załogi i towarów… Choć wcale nie była tego pewna. Wszak jeśli trafią na tę wyspę z legend, mogą tam trafić na nieumarłych piratów! To na pewno będzie niebezpieczne… Ale jakże przy tym ekscytujące! Dlatego Nigorie nie zamierzała się wycofać.
        - Niech będzie, kapitanie - przyznała Clarissa widząc, że za wiele nie wskóra ze swoją młodocianą panią kapitan.
        Gdy sterniczka odeszła do swoich obowiązków, pani kapitan zaraz wróciła do kajuty, z trudem powstrzymując się, by nie pobiec i nie zdradzić się nadmiernym entuzjazmem. Ledwo jednak przekroczyła jej próg i zamknęła drzwi, aż zapiszczała z ekscytacji.
        - Zaczynamy! - zwróciła się do swoich spiskowców konspiracyjnym szeptem. - Zmieniłam kurs byśmy płynęli w stronę tej wyspy, och, mam nadzieję, że to nie będzie żadne oszustwo! - wyraziła na głos swoje pobożne życzenie.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Callisto bardzo rzadko się nudziła. Chociaż nie, nudziła się okropnie często, ale bardzo krótko, szybko znajdując sobie jakieś zajęcie albo ewentualnie taplając się w tej nudzie i nazywając ją szumnie odpoczynkiem i relaksem. Wówczas zazwyczaj leżała rozwalona na plecach na grzbiecie Thora, który niespiesznym krokiem przemierzał kolejne staje lasów. Wtedy regularne podrygi wybijających ją łopatek basiora przyjemnie uspokajały, a półelfka zamiast się nudzić, gapiła się w powoli przepływające nad nią korony drzew, pozwalając, by przebijające przez gęste listowie słońce raziło ją po oczach. Wówczas rozmyślała lub prowadziła niekończące się dyskusje z Thorem, niewerbalnie oczywiście, wciąż jednak często żywiołowo, ciągle pozwalając się zaskoczyć niebywałą inteligencją przerośniętego wilka. Może nie wiedział czasem, jak coś się nazywa, albo nie znał kultur poszczególnych ras, miał jednak swoistą zwierzęcą mądrość, inne spojrzenie na świat, którym chętnie się z Kelpie dzielił. Poza tym też uwielbiał prawić jej morały, a w tym celu musiał się stale edukować w kwestii zasad rządzących światem. Innymi słowy – wilk uczył się na błędach dziewczyny.
        Teraz oboje się czegoś uczyli. Callisto dowiedziała się, jak wiele różnych rzeczy można robić na statku, że mężczyźni są zawsze niezrównanymi kompanami oraz, że czarnoskóry bosman być może jednak nie wyrzuci jej za burtę. Thor z kolei nauczył się, by już nigdy nie pozwolić zbliżyć się Kelpie do żadnej wielkiej łódki, pogardzane przez ludzi mewy są absolutnie wyborne, a okrwawiony pysk idealnie dopełnia wrażenia, jakie lubi sprawiać, biegając lekkim truchtem po pokładzie.

        Po pierwszym samotnym posiłku na statku, przy którym rudowłosa poplotkowała trochę z Kocurem, Ijumara była równie zajęta, starając się jednak odpowiednio dzielić czas na spędzacie czasu ze swymi gośćmi i wypełnianie swoich obowiązków, jako kapitana statku. Callisto zeszła jej wówczas nieco z drogi, asymilując się bardziej z załogą, z dwóch powodów. Po pierwsze zwyczajnie nie chciała sprawiać problemów, a naprawdę nie potrzebowała by się nią nieustannie zajmować – nie była na proszonym przyjęciu tylko na gapę na statku, więc marnowanie czasu kapitana było dla niej nie do pomyślenia. Po drugie zwyczajnie lubiła obserwować Ijumarę „przy pracy”. Nadal nie pojmowała, jak ta dziewczyna tak sprawnie zarządza całą jednostką i podlegającymi jej ludźmi, jednocześnie pędząc po deskach pokładu ze stukotem obcasów i powiewającymi za nią barwnymi tkaninami. Swoje co prawda widziała (hm, nie o to chodzi, ale też fakt) i wiadomym było, że pani kapitan nie da sobie w kaszę dmuchać i jak tupnie to koniec. Prawda jednak była taka, że równie dobrze każdy z marynarzy był od niej o głowę lub dwie (lub trzy) wyższy i też mógł „odtupnąć”. Ci więc zwyczajnie mieli do niej respekt wykształcony z zaufania i szacunku, nie strachu i zwyczajnym poczuciu obowiązku, i właśnie to Kelpie lubiła obserwować.
        A czasu i okazji miała mnóstwo. Zabijając nudę całymi dniami wałęsała się po pokładzie, czasem pomagając marynarzom w pracy, czasem może troszkę przeszkadzając, ale właśnie dlatego zorientowała się, że Stranova jednak nie będzie jej się aż nadto czepiał. Raz bowiem zmierzał w jej stronę stanowczym krokiem, prawdopodobnie chcąc upomnieć ją, by skoro już załapała się na darmową wyprawę (nadal nie wiedział dokładnie, dlaczego ten rudzielec ze swoją bestią wciąż im towarzyszą) to niech chociaż nie przeszkadza innym, ciężko tu pracującym. Wtedy jednak dostrzegł w jakim ukropie uwijają się marynarze, prężąc muskuły przed półelfką, że chyba nawet wywołało to u niego coś na kształt krzywego uśmiechu i ostatecznie dał dziewczynie spokój, łaskawie tolerując jej obecność. Bo nawet jeśli czasem zagadała któregoś na dłużej to i tak cała reszta robiła wtedy za dwoje, by zwrócić na siebie uwagę jednej z niewielu kobiet na pokładzie. A właściwie jedyną, gdy brać pod uwagę fakt, że podrywanie pani kapitan mogło nie skończyć się dobrze, Tatiana zabijała spojrzeniem, a ta nowa sterniczka była już na celowniku Stranovy, z czego zdawali sobie sprawę chyba już wszyscy, poza nim samym i być może Clarissą właśnie. Chociaż ta pewnie i tak nie dopuszczała tego do wiadomości dla własnego spokoju ducha, umyślnie ignorując kobiecą intuicję. W każdym razie za samą rozmowę ze sterniczką miało się już oddech czarnoskórego bosmana na karku, więc cała uwaga skupiała się na towarzyskiej i zaczepnej rudowłosej, której do żadnej rozrywki nie trzeba było długo zachęcać. Zwłaszcza, gdy odkryli, że dziewczyna pije, jak nie przymierzając - stary marynarz, więc niemal co wieczór towarzyszyła im pod pokładem w pijackich imprezach. A że nieźle już wstawionej dziewczynie wystarczyło zarzucić, że w takim stanie na pewno nie trafi w coś z łuku, by usłyszeć prychnięcie i znajome już „potrzymaj mi kufel”. Później cała banda wyłaziła na pokład, gdzie pijana w sztok półelfka, której trzeba było pomagać przy wchodzeniu po drabince (właściwie to nie było konieczne, ale jakoś wielu dżentelmenów się wtedy znajdowało), wystrzeloną z łuku strzałą przebijała stojącą na burcie puszkę po konserwie z odległości jakichś piętnastu kroków. Raz nawet któryś bardziej pijany od niej postawił sobie rzeczony cel na głowie i kazał strzelać, ale w ostatniej chwili zabawę przerwała Tatiana wywołując rozczarowane westchnięcia, przytłumione chichotem przeprosiny Callisto i konsternację tego jednego stojącego wciąż z puszką na głowie.

        Do gabinetu Nigorie zawijała więc głównie na posiłki i zaproszona, samej nie pchając się jej między obowiązki. Miło było jednak usłyszeć, że dołączył do nich Kvasir i teraz dodatkowo on towarzyszył im w spotkaniach. Tym razem Ijumara ściągnęła ich do siebie, samej jeszcze znikając na moment, nim wróciła z wieściami. Callisto uśmiechnęła się szeroko, słysząc dziewczęce piśnięcie, a Thor aż podniósł łeb z podłogi, zerkając na ładnie pachnącą kobietę i zastanawiając się, czy coś jej się nie stało. Ukradkowe pokręcenie głową Kelpie w jego stronę uspokoiło jednak basiora i ten z sapnięciem znów złożył łeb na miękkich dywanach.
        - Oszustwo na pewno nie – prychnęła uspokajająco, mrużąc lekko oczy w zadowoleniu. Trochę na ludziach się znała, a przynajmniej wiedziała, kiedy kradnie coś o wielkiej wartości. – Co najwyżej możemy rozminąć się w oczekiwaniach, co do tego, czym dokładnie jest nasz cel. Nie ukrywam, że chętnie przygarnę parę błyskotek, ale i tak cieszę się na samą podróż – zapewniła, wciąż uśmiechnięta i bujając się na tylnych nogach krzesła.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Dobrze, że ostatecznie to Kvaser dołączył do załogi statku, a nie Blahos. Tak, cała podróż i współpraca będzie przebiegać zdecydowanie lepiej. Dobrze też, że wyruszyli zaraz po tym, jak kapłan wszedł na statek i jego bagaże także się tam znalazły – dzięki temu jego rywal miał mniejsze szanse na to, żeby się pojawić i jakoś przeszkodzić w tym wszystkim, może nawet przekonując Ijumarę do tego, że to on powinien dostać miejsce na statku. Na szczęście, chyba dla całej załogi, nic takiego się nie stało, a oni mogli spokojnie wypłynąć z portu i wyruszyć na poszukiwania tajemniczej wyspy, którą mieli zaznaczoną wyłącznie na jednej mapie i znali o niej tylko jedną legendę.

Zmiennokształtny nie przypuszczał, że tak szybko zacznie nudzić się na statku… Znaczy, poświęcał też część czasu na to, żeby posiedzieć w jednym miejscu i pomyśleć na temat różnych rzeczy, co często robił na dziobie statku, czasem siadając niebezpiecznie blisko krawędzi lub nawet na samej krawędzi. Za pierwszym, drugim i nawet trzecim razem, marynarze ostrzegali go, że może wpaść do wody, a niektórzy nawet prosili go o to, żeby zszedł i znalazł bezpieczniejsze miejsce do siedzenia… jednak gdy już wiedzieli, że kotołak potrafi bardzo dobrze utrzymać równowagę i nie grozi mu upadek, nawet jeżeli statkiem zatrzęsie, to nie zwracali już na to uwagi.
Poza tym Kelsier starał się też czasami pomagać marynarzom w ich pracy – mimo że wcześniej nigdy nie pracował na statku, to jego siła i zręczność czasem przydawały się przy niektórych zajęciach tutaj, a to, że szybko przyswajał nowe informacje sprawiało też, że prędko nauczył się, co ma robić, aby bardziej pomagać, niż przeszkadzać. Od małego nie był za bardzo rozmowny, jednak praca wśród marynarzy pozwalała mu na zapoznanie się z załogą statku, a także na krótko rozmowy z jej członkami – chociaż przeważnie wyglądało to tak, że to jeden z mężczyzn pytał go o coś, co później zamieniało się w, krótszą lub dłuższą, rozmowę. Oczywiście, nie obyło się też bez pytań na różne tematy związane z jego życiem, historią, a także tym, czym się zajmuje. Kelsier nie mógł i nie chciał odpowiadać na wszystkie pytania, gdyż odpowiedzi na nie mogły poznać jedynie osoby, którym on sam zaufa… ale na inne odpowiadał na tyle, na ile mógł.
Kapitańską kajutę odwiedzał tylko wtedy, gdy mieli zjeść wspólny posiłek albo akurat został tam zaproszony. Wiedział i widział, że Ijumara przez te kilka dni miała dość sporo na głowie, dlatego też postanowił, że nie będzie jej przeszkadzać. To wiązało się też z jedną rzeczą, o której chciał jej powiedzieć… ale właśnie jeszcze nie miał kiedy. Zdawał sobie sprawę, iż zdarzyło się to dobre kilka dni temu, jednak wtedy – w karczmie – powiedział Ijumarze, że jej o tym opowie i miał zamiar dotrzymać słowa, mimo że teraz musiał znaleźć dobry moment, aby odciągnąć ją gdzieś na bok i porozmawiać z nią w cztery oczy.

Kolejny raz udał się do kajuty Ijumary, gdzie wcześniej został wezwany. Nawet nie było blisko czasu, w którym jedliby coś, więc podejrzewał, że dziewczyna chce coś z nimi omówić. Akurat do środka wszedł jako ostatni, nie licząc samej kapitan, bo od razu zauważył, że tam czekają już Callisto i Kvaser.
         – Myślę, że załoga nie będzie miała ci za złe, jeśli na tej wyspie rzeczywiście znajdziemy coś ciekawego… czego wartość w ruenach może okazać się całkiem spora – odparł po chwili. Jego głównie interesowało to, czy mapa wskazuje prawdziwe położenie wyspy, a jeśli tak, to czy sam kawałek lądu, chociaż odrobinę odpowiada temu, co wcześniej udało mu się znaleźć w zbiorze literatury Ijumary. I, jeśli już tak będzie… czy naprawdę znajdą tam skarb i jego strażników? Kotołak nie bał się starcia z nimi, mimo że mogą okazać się magicznie ożywieni. Wiedział, że na świecie nie ma istoty, której nie da się zabić – na jednych wystarczy zwykłe ostrze, innych trzeba ranić bronią, która wcześniej została pobłogosławiona albo zaklęta, a jeszcze innych można pozbyć się wyłącznie za pomocą strzał lub bełtów… ewentualnie są też tacy, na których działa wyłącznie magia albo ucięcie im głowy.
         – Ciebie trzeba jeszcze wtajemniczyć – powiedział, spoglądając w stronę kapłana, żeby było wiadomo, że właśnie o niego chodzi. Przez jego usta szybko przebiegł ledwo widoczny uśmieszek. Na początku myślał, że Ijumara się tym zajmie, jednak równie dobrze mógł to zrobić on albo Callisto. Nawet przez chwilę pomyślał o tym, żeby poprosić o mapę, od której to wszystko się zaczęło, jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu i od razu przeszedł do mówienia.
         – Wszystko zaczęło się od mapy, którą „znalazła” Callisto. Na niej zaznaczona była tajemnicza wyspa, której nie znalazłbyś na innych morskich mapach. Później Ijumara przypomniała sobie o legendzie o wyspie, na którą nikt nie dotarł. Chodziło mniej więcej o to, że znikąd przybyli dwaj piraccy kapitanowie, którzy wyglądali jak lodowi giganci, a żagle ich statków były błękitne i wyglądały tak, jakby zamarzła na nich mgła. Za kryjówkę i skarbiec obrali sobie wyspę z ogromnym, lodowym i zaczarowanym drzewem rosnącym w jej centrum i właśnie ta wyspa ma być zaznaczona na mapie, o której wspomniałem. Cały czas chcieli więcej bogactw, aż w końcu dopadło ich szaleństwo i zaczęli widzieć w sobie wrogów. Ostatecznie skrzyżowali ostrza na wyspie i polegli tam od odniesionych ran… ponoć ich duchy nadal strzegą skarbu. Poza tym, wyspa ta ma być otoczona mgłą i skałami wystającymi ponad wodę, i tylko ci dwaj kapitanowie wiedzieli, jak przepłynąć wśród nich tak, żeby nie uszkodzić statków. Później zaczęliśmy szukać informacji wśród ksiąg zebranych przez Ijumarę i trafiliśmy na opis spotkania z widmowym statkiem… Postanowiliśmy spróbować odnaleźć tę wyspę i sprawdzić, czy legendy i relacje są prawdziwe, a także to, czy rzeczywiście rośnie na niej magiczne drzewo i spoczywają tam skarby zebrane przez tamtych kapitanów – skończył, streszczając większość informacji, jednak nie na tyle, żeby Kvaser nadal nie wiedział, o co chodzi. Kapłan znalazł się w tej ich małej grupce, w której będą o tym rozmawiali, więc musiał mieć te informacje. Jego pamięć nie była doskonała i mógł nie wspomnieć o czymś, co mogłoby okazać się ważne, więc liczył na to, że Callisto lub Ijumara dodadzą to za niego.
         – Jeśli masz jakieś pytania z tym związane, to teraz jest dobry czas na to, żeby je zadać – zaproponował na koniec.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Kvaser chciał zachować pozory grzeczności. Przywitał się z każdym członkiem załogi, wstępnie zapoznał, ale gdy tylko nadeszła wolna chwila, od razu położył się spać. Przespał pół dnia, całą noc i wstał dopiero na wschód słońca. Dziwnie patrzyli na niego niektórzy załoganci, bardzo porozumiewawczo, a wieczorem klepali go po plecach, jakby w uznaniu. Czarodziej ani razu nie poruszył tematu Blahosa, nikt też nie zagaił bezpośrednio o lekarza traktując to zdarzenie odrobinę jak tajemnicę. Odrobinę, bo choć Kvasir nie kwapił się do rozmów o Danku, to załoga między sobą ostro roztrząsała zdarzenie w wolnych chwilach.
        Nie o wszystkim jednak wiedzieli. Blahos musiał się mocno zdziwić, gdy obudziło go słońce, a on okazał się siedzieć w samych spodniach na środku rynku. Puste buteleczki po jego specyfikach delikatnie kołysały się na drodze wyłożonej kamieniami. Fioletowe plamki z buteleczek prowadziły przez ziemię, po spodnie, aż do jego ciała. Lekarz zerwał się na równe nogi, ale zaraz się poślizgnął wpadając na wiaderko wypełnione płynnym lekiem. Starał się zetrzeć i strzepnąć z siebie lekarstwo. Szedł nieco nerwowo omijając otwierające się stoiska kupców, a gdy zobaczył swoje odbicie w lustrze... ujrzał zabarwioną skórę, na fioletowo, różowo i niebiesko. Jęknął przerażony i niemalże wyrwał sobie włosy z głowy. Szlag by to! Strasznie swędziała go skóra i w dodatku wygląda jak chory! Gdzie on teraz wypłynie w jakikolwiek rejs uciekając z miasta przed wściekłymi kobietami?
        O tym Kvasir nikomu nie powiedział.


        Kapłan zdecydowanie nie znał słowa „nuda”. Wiecznie znajdował dla siebie zajęcia. Rozmowa z marynarzami pozwoliła mu nieco lepiej poznać załogę Kaprysu. Nie przeszkadzał w obowiązkach, ale jego rozmówcy łapali się na fakcie, że spędzają z nim już kolejny kwadrans i nie są wcale do tyłu z robotą. Pomagał przy pracach, aby móc zagłębić się w życie morskiego wilka. Widać było, że Kvasir z niebywałą przyjemnością pochłaniał słowa załogantów, dopytywał, dociekał, a na sam koniec dnia siadał w kanciapie, gdzie przyjmował potencjalnych pacjentów i zapisywał notatki, jakby chciał zachować każdą przekazaną mu informację. Następnie rozwijał te myśli dnia kolejnego, uzupełniał notatki, ale też nie zachowywał się jak męczybuła. Wiedział, że nie będzie doskonałym marynarzem, ale dzięki temu wszystkiemu zdecydowanie lepiej znosił morski klimat i szybko wszczepił się w towarzystwo. Poświęcił sporo czasu na tworzenie leków, jego nieugięta cierpliwość zdawała egzamin podczas odliczania kropel pipetką, gdy statek dryfował i wzbijał się na falach. Przyjmował głównie marynarzy, którzy źle znosili kaca a lubili herbatki jakie sporządzał im medyk by poczuli się lepiej (przy czym, większość była jedynie efektem placebo, aby nie wyżłopali mu naparów ze wszystkich roślin leczniczych). Zdarzały się oczywiście i inne przypadki, ale nie zagrażały one życiu. Na całe szczęście, bo choć momentami dla niektórych mogło wydawać się, że minuty trwają w nieskończoność, to chyba nikt nie życzył sobie, ani swemu kompanowi, poważnej choroby dla zaspokojenia emocji. Czarodziej zresztą lubił taki stan spokoju, mógł mieć ciastko i zjeść ciastko. Medyk na statku uczący się nowych rzeczy lub przypominający sobie to i owo z przeżytych podróży, nie musiał się, póki co, wielce wbrew pozorom napracować, ale przyjął za to ogrom wiedzy.
        Były także chwile, gdy wygrzewał się w słońcu leżąc w hamaku. Miał ze sobą kilka książek do przeczytania... Na przykład wielkie tomisko na temat ziołolecznictwa w podróżach morskich, jakieś wiersze, ale postanowił także w wolnej chwili zaczepić Ijumarę. Była jego kapitanem, a on kompletnie nic o niej nie wiedział. Oczywiście kapitan Nigorie była zapracowana, raczej nie miała czasu na luźne pogawędki więc Kvasir posłużył się domeną poznania osoby poprzez literaturę, którą czyta. Miło zaskoczyła go, gdy jej oczy zabłysnęły na proste pytanie dotyczące polecanego przez nią piśmiennictwa. Jedno zdanie nagle przemieniło się w zaskakująco przedłużającą się rozmowę. Pierwszy raz poczuł, że łapią kontakt bardziej prywatny niż pracowniczy. Iju systematycznie podsuwała kapłanowi wspomniane przez siebie tytuły. Ten ostatni wydawał się dla dziewczyny bardzo ważny.         „Kapitan Bellgar i Wyspa czerwonych czaszek” przeczytał głaszcząc okładkę. Podziękował Iju i chciał wstać z hamaku by porozmawiać z kapitan, ale ta szybko ulotniła się na rzecz wykonywania obowiązków.
        Kolejne rozmowy ponownie zeszły na tor oficjalny. Momentami Kvasir odnosił wrażenie, że panna Nigorie jest przy nim bardzo spięta, chyba go nawet unikała albo to złośliwość losu dzieliła ich nieubłaganie. Jak nie obranie nowego kursu to zatrucie pokarmowe marynarza. I tak ich rejs trwał. Stosy wypisanych notatek naukowych, zapisywanie nowych połączeń ziół – na tym głównie skupił się czarodziej. Medycyna na lądzie znacznie różniła się od tej w trakcie podróży statkiem, ale czuł się lepiej. Zmiana środowiska dobrze mu zrobiła.
        Tego dnia wcale nie planował przeszkadzać Ijumarze w rozmowie z Callisto czy Kelsirem. Był to czas, gdy rozmowa pradawnego z panią kapitan była odkładana wciąż na później z powodu ciągłych zajęć, stąd też panna Nigorie ostatecznie zaprosiła medyka do kajuty, aby omówić błahe sprawy, a przy okazji czarodziej chciał oddać dziewczynie książki.
Spotkał się w drzwiach z Callisto, którą oczywiście przepuścił przodem. Niedługo potem dołączył także Kelsier. Czarodziej zagadywał o proste tematy z zainteresowaniem oglądając księgi ściśle powiązanie z morzem i geografią. W pewnym momencie weszła także Ijumara, która zapiszczała z ekscytacji, po czym rzuciła zaskakującym, ale mało zrozumiałym zdaniem dla czarodzieja. Zdawało się, że całkowicie zapomniała o tym, że Kvaser ma się tu pojawić albo myślała, że medyk jeszcze siedzi w swojej kanciapie. Czarodziej nie zdążył skomentować czy o cokolwiek spytać, gdy temat ciągnął się dalej. Najpierw Callisto, a później szczegółowe informacje od Kelsiera. Kvasir nie śmiał nikomu przerwać, mimo że Iju stała niczym słup soli. Zaskoczenie nie schodziło jej z twarzy, z każdą chwilą pogłębiało się do rangi rozpaczy i niedowierzania, a czarodziej posłusznie przytakiwał coraz bardziej rozbawiony sytuacją.
        - Ach, tak - przytaknął kapłan zaciskając starannie usta, by czasem nie zgasić tematu wesołym śmiechem. Z jednej strony równie mocno zaskoczony, co Ijumara, z drugiej rozweselony niejasną sytuacją.
        Kapłan wysłuchał wypowiedzi kotołaka mocno zainteresowany jego słowami i pewnie w innych warunkach po prostu przyznałby, że nic na wspomniany temat nie wiedział, ale zachowa tajemnicę. Podziękowałby za książki i wyszedł z kajuty, lecz okoliczności były całkowicie inne. Czarodziej obiecał swemu przyjacielowi odnaleźć przygodę, a ta stała przed nim otworem.
        - W tym momencie zrodziło się we mnie bardzo dużo pytań – przyznał czarodziej, po czym uśmiechnął się do dwójki obecnie nieświadomych towarzyszy Iju, ale aż nadto świadomej pani kapitan.
        - Szczerze mówiąc, nic o planach kapitan Nigorie nie wiedziałem – Kvaser zbliżył się do stolika przesuwając przyniesione lektury na bok. Na samym wierzchu widniała okładka ulubionej książki brunetki. Majestatyczny statek z niemalże prześwitującymi żaglami, wykonany z jasnego drewna, zakrywał szare niebo. Niewysokie drzewa, rosnące na brzegach dzikiej wyspy, próbowały sięgnąć płynącej bandery, a na czystej wodzie unosiły się czerwone płatki róż. W samym rogu rysunku, pod dużymi, zielonymi liśćmi chowała się czerwona czaszka, na której zawieszona była kobieca bransoletka.
        Kapłan usiadł podpierając łokcie na stole i splatając dłonie, na których ułożył podbródek.
        - Aczkolwiek chętnie dowiem się więcej. Kapitanowie statków, wielki skarb, magiczne drzewo, duchy oraz wyspa spowita mgłą, otoczona skałami wyrastającymi ponad wodę... Pani kapitan, jakimi informacjami pani dysponuje, abyśmy mogli ustalić dokładne współrzędne wyspy? Czy wiadomo w jaki sposób możemy uniknąć zatonięcia statku i ominąć wszelkie przeszkody? I czy byłaby możliwość skorzystania ze źródeł informacji? Zgaduję, że to wszystko zostało zapisane w księgach z morskimi legendami albo istnieją inne notatki potwierdzające prawdomówność pogłosek?
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Nowy załogant na Kaprysie - medyk Kvasir - był w oczach Ijumary osobą nienarzucającą się do tego stopnia, że pani kapitan zadawała sobie pytanie, czy jest on naprawdę aż tak zaradny, czy zwyczajnie wstydzi się pytać. Niewiele ze sobą rozmawiali, co oczywiście można było wytłumaczyć tym, że pani kapitan była zajęta przede wszystkim wdrażaniem w obowiązki Clarissy, której praca (bez urazy) była znacznie ważniejsza i pilniejsza. Co zresztą Nigorie mogłaby pokazać Kvaserowi? Wskazała mu miejsce, gdzie mógł się rozłożyć ze swoim prowizorycznym gabinetem, powiedziała, gdzie jest zaopatrzenie pozostałe po poprzednikach i wyjaśniła, że może tym dysponować jak uważa za stosowne - stare bądź zepsute składniki ma wyrzucić za burtę, a listę potrzebnego nowego zaopatrzenia może przedstawić gdy zawiną do portu, wtedy Kompania dostarczy wszystko z listy. Zastrzegła, że nie należy przesadzać, gdyż nie byli pływającym szpitalem i ktoś mógłby chcieć kwestionować zbyt duże wydatki na leki, co oczywiście medyk zrozumiał.
        Kolejna okazja do rozmowy nadarzyła się kilka dni później, wtedy to Kvaser zwrócił się do panny Nigorie z zaskakującą prośbą pożyczenia czegoś do czytania. Ijumara z początku wyglądała na niezwykle zaskoczoną, a już po chwili jej usta rozciągnęły się w pełnym ekscytacji uśmiechu. Kapłan nie mógł lepiej trafić, jeśli chodzi o kapitana z zamiłowaniem do literatury - Mara natychmiast zabrała go do kajuty kapitańskiej i tam wskazała mu swoją piękną biblioteczkę, którą zapełniały w głównej mierze pozycje związane ściśle z żeglarstwem oraz stare dzienniki, które zaczął spisywać jeszcze jej ojciec. Nigorie zapewniła, że wszystko jest do dyspozycji medyka, o ile będzie odkładał pożyczone pozycje na miejsce - poważnym tonem zapewniła, że będzie natychmiast wiedziała, jeśli coś przełoży, ale zaraz znowu radośnie świergotała o tym, co mogłaby mu polecić. Na rękach Kvasira lądowały coraz to nowe tomy powieści przygodowych, wierszy i biografii znanych osobistości, aż w końcu Nigorie z ogromną ekscytacją sięgnęła po kolejną książkę i pokazała kapłanowi okładkę.
        - To jest cudowne! - oświadczyła z wielkim podekscytowaniem. - Kupiłam ją rok temu, ale od tamtej pory przeczytałam już trzy razy, jest tak niesamowita… Musisz to przeczytać! - powiedziała, wpychając medykowi swoje ulubione dzieło na sam wierzch stosu. Widać było malujące się na jej obliczu męki typowego mola książkowego, który jednocześnie bardzo chciałby opowiedzieć wszystko co wie na temat danego dzieła, ale też nie chce psuć drugiej osobie radości z czytania.
        Kvaser mógłby utonąć pod naręczami ulubionych pozycji kapitan Nigorie, uratowało go jednak pilne wezwanie z pokładu, dlatego pierwszy tom przygód kapitana Bellgara okazał się być ostatnią książką, jaką Ijumara mu wręczyła. W progu życzyła mu jeszcze miłej lektury i nalegała, by podzielił się z nią wrażeniami, gdy już skończy.
        Jak to zawsze bywa w przypadku Iju, refleksja nadeszła po czasie. Dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła - dając ponieść się entuzjazmowi zupełnie zapomniała o tym z kim rozmawia. Kvaser był przecież dojrzałym mężczyzną, wykształconym i poważnym, a ona jak głupia gęś podsunęła mu pod nos wszystko bez myślenia. I to jeszcze tego nieszczęsnego Bellgara! Na bogów siedmiu mórz, co on sobie pomyśli? Przecież to był romans przygodowy, co z tego, że przy tym jej naprawdę najbardziej ulubiona książka, bo miała wszystko to, co tak ją fascynowało? Przygody na morzu i lądzie, skarby, sprytnego i odważnego kapitana Bellgara i piękną księżniczkę dzikiego plemienia N’tari ubraną w lamparcie skóry? Iju serce i duszę by oddała, żeby móc stać się główną bohaterką takiej książki! A może nawet i więcej, gdyby N’tari nie była księżniczką, a księciem o oliwkowej cerze i czarnych oczach… Ale teraz o tym wszystkim dowie się Kvasir i pomyśli sobie pewnie, że jest jakąś głupią smarkulą, bo przecież dorosły mężczyzna nie doceni tego typu historii! Nigorie na samą myśl chciała zapaść się pod ziemię, więc zrobiła dokładnie to, czego można było się po niej spodziewać - zaczęła unikać medyka. Wymówek miała aż nadto, bo na statku zawsze było coś do roboty. Czasami jednak widziała kapłana, jak leżał sobie w hamaku i czytał o przygodach kapitana Bellgara, a wtedy mogłaby przysiąc, że dostrzegała pewną pobłażliwą uciechę w jego oczach. Co za wstyd!

        Faktycznie, tego dnia Iju musiała już porozmawiać z Kvaserem - raz na kilka dni musieli zamienić ze sobą kilka zdań, by pani kapitan mogła mieć pewność, że wszystko działa jak należy. Dalej jednak miała w pamięci to jak niefortunnie podłożyła się z pożyczeniem mu swojej ulubionej książki i dlatego umówiła się z nim pod wieczór, by nie mieli za wiele czasu na rozmowę. Ich spotkanie zbiegło się jednak w czasie z codziennymi wizytami Callisto i Kelsiera, którzy przy kolacji mieli trochę czasu na to, by spokojnie przez chwilę porozmawiać. Oczywiście gdyby Iju lepiej nad sobą panowała, nie doszłoby do żadnych nieporozumień i mogłaby ze swoimi pasażerami porozmawiać po wyjściu kapłana, lecz sama się podłożyła wpadając do kajuty z piskiem… Później lawina potoczyła się sama, a ona mogła jedynie patrzeć i słuchać z rosnącą paniką i poczuciem upokorzenia. Widać było w jej oczach to wymowne “nie, nie, to nie tak, czekajcie!”. Może i planowała powiedzieć coś Kvaserowi, bo stanowił dobrą monetę na taką właśnie wyprawę, ale przez te dni tak skupiła się na unikaniu go, że do rozmowy nie doszło i oto efekt - Callisto chyba wydawało się, że medyk już wszystko wiedział, a Kelsier ofiarnie wszystko opowiedział. Dosłownie wszystko jak leci. A gdy skończył, Ijumara spojrzała na medyka szczerząc się do niego w rozpaczliwym uśmiechu, jakby została przyłapana na mierzeniu jego ciuchów.
        - Rypło się… - jęknęła, dobita tym, jak medyk wymownie przysunął w jej stronę stos książek zwieńczony przygodami kapitana Bellgara. Pozbawiona jednak innych opcji, uznała, że pójdzie za ciosem. W mgnieniu oka spróbowała znowu być tą panią kapitan, która rozstawiała całą załogę po kątach. Zabrała książki od Kvasira mówiąc zwykłe “dziękuję” i poszła z nimi do regału, by je poustawiać na miejscach. Westchnęła, gdy kapłan w klapkach przyznał, że nie wiedział nic o tym, co planowali - to już chyba wszyscy wiedzieli po jej minie…
        - Nie złożyło się - mruknęła, starając się brzmieć bardzo swobodnie. Zapamiętale układała książki na regale i tylko jednym uchem bardzo uważnie słuchała. Ktoś kto siedział blisko półki mógł dostrzec, że miała wypieki na twarzy, które jednak dość szybko bledły - wraz z każdym kolejnym pytaniem zadanym przez Kvasera. Ijumara nie dość, że została pociągnięta za język w temacie legend i podań morskich, to jeszcze ktoś zakwestionował (zupełnie nieświadomie) jej umiejętności czytania map i nawigowania!
        - Mam mapy! - oświadczyła święcie oburzona. I by udowodnić kapłanowi w klapkach, że wcale nie jest niedoświadczoną smarkulą z głową pełną historii o dzielnych piratach i pięknych księżniczkach, zaraz odłożyła na bok resztę książek i sięgnęła po rzeczone mapy. Z naręczem różnorakich tub udała się do stołu, na który rzuciła wszystko co miałą w rękach i zaczęła rozwijać kolejne arkusze, przystawiając je różnymi rzeczami, aż w końcu zabrakło jej obciążników.
        - Callisto, przytrzymaj proszę! - zwróciła się do swojej pasażerki, łapiąc ją za rękę i kładąc ją na rogu jednej mapy. - A ty Kelsier tu… - powiedziała, robiąc z nim dokładnie to samo. Wtedy miała już wszystko gotowe i mogła udowodnić, że medyk się mylił.
        - Proszę - oświadczyła, pokazując na mapę od rudowłosej złodziejki. - To jest nasz cel. I to jest dokładnie to miejsce na Oceanie - dodała, stukając palcem w sam środek niczego między wyspami a kontynentem. Później zaś wystąpił długi i bardzo szybki monolog na temat pływów, ukształtowania dna, anomalii pogodowych i szlaków handlowych, który ostatecznie dążył do potwierdzenie jej podejrzeń. Wyjaśnienie tej kwestii to nie był jednak koniec, wręcz przeciwnie, Ijumara dopiero zaczynała. Nalała sobie wina, by zwilżyć trochę nadwyrężone gadaniem gardło i kontynuowała.
        - Całe życie spędziłam na statku, moją matką jest Ocean, a ojcem najlepszy kapitan pod banderą Kompanii, Gennaro Nigorie, nie ma takiego szlaku morskiego, którego bym nie przepłynęła, nawet gdybym musiała przeciskać się między skałami ostrymi jak brzytwy po płyciźnie, którą łatwiej byłoby przejść niż przepłynać. Mam dość ksiąg i wskazówek, by znaleźć trasę. Tu, w tej… - zaczęła, szukając odpowiedniej strony w jednym tomie z legendami. - Jest mowa, że śpiew córy morza wskaże drogę. Jeszcze nie wiem co to jest, ale na pewno przekonam się na miejscu! A nawet jeśli to śpiew syren, to nie ma czego się obawiać, bo kobiety są na niego nieczułe, a Kaprys ma dość kobiet na pokładzie, by przepłynąć przez każdy labirynt. A w miejscu cumowania z wody wyrasta topór Ogana, który porąbał kadłub jednej ze Szczęk Zimy, by Sjorgi nie mógł zbiec ze skarbem, to był początek ich pojedynku.
        Nigorie mówiąc kładła na stół coraz to nowe tomiszcza legend i wszelkie księgi, w których były wzmianki o tej parze piratów terroryzujących Ocean. Każda księga była otwarta na odpowiedniej stronie, gdyż pani kapitan doskonale znała swoją biblioteczkę i takie rzeczy znajdowała w trymiga.
        - I najważniejsze, panie Kvasir: gdyby gdziekolwiek istniało potwierdzenie tej legendy, wyspa byłaby już dawno odkryta, nie sądzi pan? - zapytała z dumną miną, jakby właśnie wyciągnęła asa z rękawa. Dla dobrego akcentu na koniec wypowiedzi, dmuchnęła w górę, by poprawić wpadające do oczu kosmyki grzywki.
        - Przy tym wietrze jutro rano dojrzymy pierwsze skały otaczające Wyspę. Wtedy ja stanę za sterem i doprowadzę nas do brzegu - oświadczyła jakby to nie było pobożne życzenie a fakt.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Calli z lekkim uśmiechem na ustach obserwowała najpierw rosnące na twarzy Ijumary zdziwienie, a później jego przemianę w czyste przerażenie, zawstydzenie i cudowną mieszankę wszelkich negatywnych uczuć, które kłębiły się speszone pod piękną fryzurą pani kapitan. Półelfka spotykając się dzisiaj z medykiem w wejściu do kajuty uznała jego obecność za celową, a samego mężczyznę za odpowiednio poinformowanego, skoro zjawił się tutaj podczas ich rozmowy. Sama jednak nie chciała wsypywać się ze szczegółami nim Ijumara nie potwierdzi jej przypuszczeń i do tej pory tylko pływała półsłówkami po obrzeżach tematu. Jeśli ktoś był w nim zorientowany nie powinien mieć żadnych problemów ze zrozumieniem jej intencji, natomiast osoba niezaznajomiona jeszcze z planami trójki konspiratorów zwyczajnie nie zorientowałaby się nawet, że mowa o czymś innym niż celu ich podróży.
        Później jednak temat rozwinął Kelsier, nie ograniczając się do domysłów, ale zwyczajnie uzupełniając wszystkie niedopowiedzenia, czym wywołał szeroki uśmiech półelfki. Faceci… Zawsze z grubej rury, zero finezji! Niezbyt subtelne nawiązanie do pochodzenia jej mapy skwitowała tylko żartobliwie karcącym pomrukiem, dalej słuchając już ze wzrokiem utkwionym w coraz bardziej bladym obliczu Ijumary. Słodka z niej istotka.
        Kelsier zaś opowiedział już medykowi całą historię, kończąc na dodatek ofiarną propozycją wyjaśnienia wszelkich niejasności. Odpowiedź Kvasira wywołała krótki śmiech Callisto i ruda zakryła twarz dłońmi, spoglądając pomiędzy palcami na Ijumarę, która już zupełnie się poddała.
        - Nie bij! – pisnęła wesoło, odciągając dłonie i splatając je na podciągniętym kolanie, niezmiennie bujając się na krześle. Zaraz jednak medyk rozwinął swoją wypowiedź i dziewczyna obejrzała się na niego, obejmując ramieniem oparcie krzesła. Uniesione brwi i lekki uśmiech wyrażały co najmniej aprobatę dla takiego podejścia, co zaraz potwierdziła sama Calli, zwracając się w stronę Ijumary.
        - Lubię gościa – stwierdziła, szeroko uśmiechnięta.

        - Czyli tego też nie mogę zjeść? – odezwał się nagle Thor, w głos zdradzając się tylko ciężkim wilczym westchnięciem. Dziewczyna zaś przewróciła oczami spoglądając słodko na basiora.
        - A możemy się umówić, że na tym statku nikogo nie zjesz, bez mojej zgody?
        - Wiele ode mnie wymagasz szczeniaku.
        - Proooooszę!
        - No dobra…


        Rudowłosa z nieznikającym uśmiechem śledziła kolejne kroki Ijumary, która otrząsnęła się po pierwszym szoku i teraz walczyła tylko z nieśmiałością, chociaż tutaj Kelpie poległa już przy próbie interpretacji, co do takowej mogło doprowadzić. Przecież chyba nie zachowuje się tak w obecności każdego faceta?
        Po chwili jednak pojawił się bodziec silniejszy niż obecność mężczyzny, a mianowicie ktoś niechcący nadepnął na kapitańską dumę dziewczyny. Pozostawało tylko obserwować przedstawienie, gdy przed chwilą zawstydzona Nigorie zaperzyła się cała, a w jej ramionach natychmiast pojawiła się sterta rulonów, mających pomóc pani kapitan udowodnić jej racje. Rashess zaśmiała się cicho, gdy złapano ją za dłoń i pociągnięto w stronę rozwijającej się na stole mapy. Posłusznie opadła wszystkimi czterema nogami krzesła na ziemię, a tułowiem na blat, gdy wyciągniętą ręką przytrzymywała jeden z krańców planu. Brodę podparła na nasadzie drugiej dłoni, wspierając się na łokciu i spoglądając z dołu na Iju, która zginęła już w swoim świecie.
        Calli początkowo uśmiechała się pobłażliwie, słuchając monologu na temat świata oceanów, ale wolała historie o mniejszym natężeniu liczb i opisów krawędzi dna, więc szybko udała, że przysnęła, z ostentacyjnym chrapnięciem zsuwając brodę z dłoni i potrząsając nagle głową, jakby usiłowała się dobudzić. Karcące spojrzenie Ijumary było nieuniknione, ale odpowiedziały mu jedynie wesołe błyski w oczach Kelpie i wyszczerzone w szerokim uśmiechu ząbki, gdy nic nie mogło wytrącić rudej z dobrego samopoczucia. Zwyczajnie drażniła się z dziewczyną, której emocjonalność przekraczała wszelką skalę, co zwyczajnie niezmiernie bawiło i podobało się półelfce. W końcu równowaga w przyrodzie musi być i ktoś musiał przejąć na siebie tę część, której brakowało takiemu Kelsierowi na przykład. Albo jej samej nawet, gdy wszelkie negatywne odczucia skryte były głęboko pod warstwami pewności siebie i buty Rashess. Nigorie za to była mieszanką chyba wszystkich możliwych emocji, które jak jedna biły się o przodownictwo na licu dziewczyny.
        - Podobno ty jesteś córą morza – wtrąciła się tylko raz, spoglądając na nastolatkę.
        Tyle chwalenia się jakoby jej matką był ocean i Callisto miała uwierzyć, że nie przeszło jej przez myśl, że może chodzić o nią? Szanse na to były absurdalnie małe, w przeciwieństwie do ego Nigorie, jeśli chodzi o jej związek z morzem, wiec nie było dziwnym, że półelfka nawet nie wierząc w tę opcję, zakładała, że takowa pojawiła się w umyśle brunetki chociaż na moment. Później jednak nie przeszkadzała więcej, pozwalając by melodyjny i przepełniony emocjami głos dziewczyny malował obrazy czekających ich przygód.
        Zaśmiała się znów, gdy Ijumara zakończyła swoją wypowiedź ostentacyjnym dmuchnięciem w grzywkę, a zielone ślepia przeniosły się na medyka. Nawet jeśli w którymkolwiek momencie nie zgadzał się ze swoją rozmówczynią, pozostawało mu chyba i tak tylko potulne przytaknięcie i uznanie dowodzenia Nigorie, by nie wylecieć za burtę. Wydawało jej się jednak, że nie będzie trzeba długo namawiać go do udziału w eskapadzie. Mimo klapek na nogach, ewidentnie nie miał żadnych na oczach i powinien dać się ponieść entuzjazmowi Ijumary, słusznie zresztą. Jak gdyby ich drużyna nie była wystarczająco dziwna, mieli chyba właśnie dorobić się kolejnego jej członka.
        - A od momentu lądowania, za pozwoleniem pani kapitan. – Zerknęła krótko na brunetkę. – Ja doprowadzę nas na miejsce. To nie moje pierwsze polowanie, mamy z Thorem doświadczenie. – Uśmiechnęła się.
        Gdy mówiła, że sama wyprawa ekscytuje ją na równi z potencjalnym skarbem, nie kłamała. Nie pierwszy raz będzie podążać za mętną obietnicą zarobku, zaznaczoną zmurszałą farbą na płótnie lub skórze. Przez lata nauczyła się, że o ile cel zawsze jest nęcącą niewiadomą, o tyle podróż zawsze jest satysfakcjonująca, jeśli się umie ją odpowiednio przeżyć. No, jeśli się ją przeżyje w ogóle, to też fakt.
        - Właściwie to się idealnie składa – stwierdziła nagle, kontynuując tok myślowy na głos. – Ijumara doprowadzi nas na wyspę, a ja przeprowadzę przez tamtejszy teren do celu. W razie problemów na pewno możemy liczyć na Kelsiera, że wesprze nas w walce, oraz na ciebie, że nam pomożesz, gdyby jednak mu się nie udało – stwierdziła beztrosko, zerkając na Kvasira.
        W tym momencie na blacie wylądował też wilczy pysk, gdy Thor ewidentnie poczuł się pomięty i teraz podkreślał swoją wielką obecność sapiąc w mapę. Właśnie zasugerowano, że bronić ma ich jakiś kocur, oczywistym jest więc, że wilkor musiał przypomnieć o sobie, łypiąc na wszystkich żółtymi ślepiami.
        – Normalnie drużyna marzeń – wyszczerzyła się półelfka, tocząc spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych wokół mapy, przesuwając wzrokiem również po wilku, który skomentował to zadowolonym pomrukiem.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Kapłan zaczął zadawać pytania, jednak to Ijumara zdecydowała się na nie odpowiadać. Co prawda, Kvaser nieświadomie podważył umiejętności pani kapitan związane z odczytywaniem map, a ona zdecydowała się udowodnić, że zna się na tym, jak każdy szanujący się kapitan statku… ale przy okazji powinien uzyskać też odpowiedzi na swoje pytania. Nie sprzeciwiał się, gdy złapała jego dłoń i skierowała ją tak, aby przytrzymywał on nią róg mapy. Kotołak nawet przypomniał sobie swoje początki bycia skrytobójcą… co prawda, nie zachowywał się jak teraz dziewczyna, jednak wtedy też musiał innym udowodnić, że jego treningi nie poszły na marne i rzeczywiście czegoś się nauczył, a także, że umie to wykorzystać. Z czasem wyrabiał sobie reputację, aż w końcu stał się dobry w tym, co robił, a przez to nie musiał narzekać na brak gotówki, a także zleceń.
         – Z wosku można też zrobić zatyczki do uszu dla mężczyzn, dzięki temu też nie wpłynie na nich śpiew syren… jeśli rzeczywiście się na nie natkniemy – zaproponował. Co prawda, wtedy nie będą słyszeli żadnego dźwięku, jednak to pozwoli na przeciwstawienie się syrenom. Znaczy… trzeba też pamiętać tu o sile woli marynarzy i ich ciekawości. Syreny przeważnie są pięknymi kobietami, więc niektórzy członkowie załogi mogą chcieć usłyszeć ich hipnotyzujący i piękny śpiew wyłącznie przez to, jak te stworzenia wyglądają. Z drugiej strony, wystarczy, że marynarze skupią się na swojej pracy i nic ich od tego nie odciągnie… to powinno wystarczyć, żeby nie wpadali na głupie pomysły związane z syrenami.
         – Chyba to wystarczy, żeby potwierdzić umiejętności Ijumary, prawda? - zapytał kapłana. Przy okazji dostał też odpowiedzi na swoje pytania, a jeśli ma ich więcej… to podejrzewał, że ktoś z ich trójki będzie w stanie na nie odpowiedzieć.

Później odezwała się Callisto, przypisując każdemu z ich grupy rolę, do której będzie nadawać się najlepiej. Zmiennokształtny kiwnął tylko głową, gdy wspomniała, że to do niego będzie należało wsparcie grupy ze strony walki z niebezpieczeństwami. Znaczy, podejrzewał, że nie jest tu jedyną osobą, która umie posługiwać się jakąś bronią, jednak wydawało mu się też, że akurat jego umiejętności były tu na najwyższym poziomie. Poza tym, też chciał mieć w tym swój udział, a nie wyłącznie podróżować czyimś statkiem, podążać za kimś innym i w końcu dotrzeć do skarbu, z którego weźmie tyle, ile pozostali. Znaczy się… przecież nie było tak, że jego umiejętności ograniczały się wyłącznie do walki, jednak na pewno były spośród nich wszystkich rozwinięte najlepiej. Poza walką, skrytobójstwem i innymi umiejętnościami związanymi z jego pracą znał się też na innych rzeczach.
Kelsier spojrzał też na wilczego towarzysza Callisto, który wyglądało na to, że także chciał być częścią drużyny. On najpewniej także będzie walczył, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zmiennokształtnemu wydawało się, że nie muszą martwić się tym, że przegrają jakąś walkę (jeśli do takiej dojdzie) albo starcie przebiegnie tak paskudnie, że jedno z nich zostanie poważnie ranne lub nawet straci życie. Może zostaną ranni, ale na pokładzie mieli przecież medyka, który będzie mógł zająć się ich ranami i na pewno nie będzie chciał dopuścić do tego, żeby umarł mu pacjent.
Właściwie, dopiero po chwili wpadł na to, że chyba pozostali nie obrażą się, jeśli poprosi Ijumarę na chwilę rozmowy na osobności. Domyślał się, że mogą sobie coś wyobrażać… coś, co niekoniecznie w ogóle miało miejsce – chociaż o to bardziej podejrzewał rudowłosą elfkę, a nie kapłana w klapkach. Poza tym, nie zabierze im Ijumary na długo, bo naprawdę będzie to krótka rozmowa. Po prostu chciał powiedzieć jej o tym, o czym nie zdążył kilka dni temu. Może w najbliższym czasie znów nie będzie miał okazji na to, żeby z nią porozmawiać, dlatego warto byłoby wykorzystać aktualną sytuację, żeby to zrobić.

         – Mógłbym z tobą porozmawiać? W cztery oczy? - zapytał brunetki. Liczył też na to, że dziewczyna zaprowadzi go nawet w miejsce, które według niej będzie się do tego odpowiednio nadawać. Co prawda, nie wyjawi jej jakichś sekretów, o których inni nie powinni wiedzieć, ale jednak wolałby rozmawiać wyłącznie z nią…
I właśnie w ten sposób Kelsier znalazł się w pokoju Ijumary.
Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, gdy już wszedł do środka. Nie przyszedł tu oglądać wyposażenia pokoju kapitańskiego, a porozmawiać z osobą, do której on należał. Nie miał też zamiaru przebywać tu zbyt długo, dlatego też od razu podszedł do Ijumary i stanął naprzeciw niej – może trochę zbyt blisko, ale chciał też mówić trochę przyciszonym głosem, więc ta odległość wydawała mu się odpowiednia.
         – Po prostu nie lubię składać obietnic, z których później się nie wywiązuję, a taką złożyłem ci w dniu, w którym byliśmy w „Jadeitowej Łusce” - odezwał się, przy okazji mówiąc też jej, dlaczego chciał z nią rozmawiać. Cóż, tylko brunetce powiedział o tym, że powie jej o tym, co wydarzyło się w czasie, w którym nie było go w karczmie. Dlatego też obietnica, o której wspomniał, wiązała go wyłącznie z dziewczyną stojącą teraz przed nim.
         – W karczmie miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, więc wyszedłem na zewnątrz i chwilę kręciłem się po uliczkach znajdujących się niedaleko budynku, żeby sprawdzić, czy ktoś będzie mnie śledził… I tak było. Śledzili mnie mężczyźni, którzy chcieli, żebym dołączył do ich grupy. Zaproponowali mi wysokie stanowisko i dodatkowe wynagrodzenie za zdradę osób, z którymi pracuję teraz… i nie chodziło tu tylko zdradę ich zaufanie, jednak także o pewne tajemnice, dzięki którym „moja” grupa jest dość niezwykła. Nie spodobała im się moja odmowa, więc mnie zaatakowali, a ja musiałem się bronić. Jak widzisz, udało mi się to, chociaż doznałem lekkich i niegroźnych obrażeń… A później wróciłem już do karczmy, chociaż ta sytuacja sprawiła, że byłem mniej chętny na zabawę tam – opowiedział jej, tym samym wywiązując się z obietnicy. Mówił przyciszonym głosem, stale patrząc dziewczynie w oczy, aby mogła wyczytać w nich, że cały czas mówi jej prawdę. Oczywiście opowiedział to w sposób, w który nie zawarł tam informacji, których nie chciał przekazać pani kapitan, ale to nie oznaczało, że coś, co powiedział było kłamstwem.
         – Miałem powiedzieć ci o tym w trakcie wolnego tańca, jednak nie zdążyliśmy go zatańczyć – dopowiedział, uśmiechając się lekko i w sposób, który Ijumara widziała już u niego wcześniej.
         – Chciałem złapać cię wcześniej i chwilę porozmawiać, przy okazji mówiąc ci o tym, ale przez ostatnie dni miałaś sporo pracy i zwyczajnie nie chciałem się narzucać i przeszkadzać – powiedział jeszcze. Wzruszył też lekko ramionami, bo gestu tego niestety nie udało mu się powstrzymać – dlatego też miał nadzieję, że nie zostanie przez nią odebrany źle.
         – Cóż… Chyba możemy wracać do Callisto i Kvasera, prawda? - zapytał, chcąc upewnić się, że dziewczyna nie chce powiedzieć mu czegoś jeszcze. Byli tu sami, a zamknięte drzwi i przyciszone głosy – raczej – były dość skutecznym sposobem na to, żeby nie słuchały ich dodatkowe osoby.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Rujnująca się tajemnica trzech załogantów wzbudziła nikłe zainteresowanie Kvasira. Czarodziej złożył obietnicę i pragnął jej dotrzymać, każdy widział w tym działaniu interes dla siebie. Przygoda, emocje oraz wielki skarb! Najmniej w tym wszystkim Pradawnego interesowały pieniądze, ale też nie potrafił nimi wzgardzić. Dzięki takiej ilości funduszy byłby w stanie wybudować własną wieżę, gdzieś daleko od cywilizacji. Może to nie brak emocji a wiek sprawia, że pragnie się odizolować się od reszty świata? Czy pięćset siedemdziesiąt lat to już pewien rodzaj dojrzałości w przypadku czarodziejów? Kogo on chce okłamać – samego siebie? Pfe. Zbierało mu się na westchnięcie, ale nie był to czas przemyśleń a działań. Filozofie pozostawi sobie na wieczór, tuż przed snem, a nie teraz, gdy ma okazję wykorzystać plany tej trójki!
        Coś jednak po drodze poszło nie tak i Kvaser ze zdziwieniem spojrzał na urażoną Ijumarę. Układane książki nagle w ekspresowym tempie znalazły się na swoim miejscu, a zwoje map wylądowały na stole, tuż przed nim. Puste tuby uderzyły o stół, a arkusze delikatnie się porozwijały. Pradawny nawet nie śmiał pomóc w rozkładaniu rozrysowanego na kartkach świata. Mężczyzna wycofał łokcie by nie zajmować miejsca na stole. Był wyraźnie spięty, jakby ktoś podłączył do jego krzesła węgorze i mógł go porazić za każde źle wypowiedziane słowo, więc pozwalał rządzić Iju w każdej możliwej kwestii – nawet układania papieru. Przez ten cały czas Kvasir nie spuszczał wzroku z brunetki. Nie patrzył na odkrywające się rysunki, ani na Callisto, ani na Kelsira. Z konsternacją wpatrywał się w dziewczynę. Jego zmieszanie ustąpiło, gdy pani kapitan ukończyła rozkładanie map krótkim „proszę”. Wtedy właśnie uczony, z nieco niezgrabnej postawy, którą przybrał w tym krótkim okresie zdziwienia, wyprostował plecy i pochylił się nad mapą. Nie poprawiał zawijającego się i nadszarpniętego skrawka papieru, nie chciał psuć idealności wykonania tego zadania, jakim było rozłożenie mapy, by nie urazić pani kapitan, choć niemiłosiernie doprowadzało go to do szału. Szybko zapomniał o zagięciu, gdy Mara zaczęła opowiadać o szczegółach ich celu. Kvasir był osobą niezwykle dociekliwą, ale teraz musiał wziąć się na wstrzymanie. Był facetem, trochę takim upośledzonym uczuciowo, ale nie brakowało mu rozumu ani intuicji. Z uwagą przyglądał się wskazanym punktom, starał się zapamiętać te wszystkie liczby i nie mógł sobie pozwolić na chwilę odsapnięcia. Teraz jego umysł pracował na pełnych obrotach starając się zachować tę wiedzę na później. Nie zadawał pytań, najzwyczajniej w świecie skupił się na tym co mówiła Iju. Tylko szaleniec albo idiota zdecydowałby się zadać teraz kobiecie jakiekolwiek pytanie – każde mogło zabrzmieć źle, a chyba już powiedział za dużo. Niemniej jednak, to wcale nie zraziło Kvasera. Oj, nie, nie!
        Ijumara ostatecznie zakończyła przemówienie bystrą uwagą, a chwilę milczenia ze strony Pradawnego przerwał uniesiony kącik ust mężczyzny. Czarodziej prychnął, po czym wsparł łokieć o ramę krzesła, a palce obciążył głową wciąż przyglądając się pani kapitan.
        - Tak, wystarczy – potwierdził kapłan słowa kotołaka.
        - Przyznaję, pani kapitan, że doskonale przyszykowałaś się do tej wyprawy. Nigdy nie wątpiłem w umiejętności pani ani pańskiego ojca. O Gennaro Nigorie można było usłyszeć także na lądzie, a teraz... - Kvaser pochylił się w stronę Iju, jakby skłaniał jej ukłon. - Mam okazję poznać jego córkę i zaszczyt z nią podróżować.
        Czarodziej uśmiechnął się w stronę półelfki.
        - Wszystko dopięte na ostatni guzik – przyznał po słowach Callisto. - Nie biorę pod uwagi niepowodzeń – dodał po chwili, po czym wstał przyciągając do siebie jedną z ksiąg.
        - W takim razie, jeżeli to już jutro to zostało mi mało czasu by poczytać te lektury. – Po tych słowach Kvaser polizał palec i przewrócił kartkę w księdze. Nie ingerował w wyjście pani kapitan oraz Kelsiera. Nie za plotki mu płacą, a za leczenie, stad też miał zamiar milczeć względem tajemnicy ich prawdziwego celu. Skoro Ijumara chciała mieć tajemnice to będzie ją miała, a czy załoga się później zbuntuje... Cóż, to na ten moment nie leżało w jego interesie. Iju była porywcza, ale z pewnością radzi sobie w nagłych sytuacjach. Była córką morza, zawsze chowała asa w rękawie albo wymyślała coś na poczekaniu. Jeżeli postawi marynarzy przed faktem dokonanym, nie będą mieli większego wyboru.
        Gdy dwójka wyszła do pokoju Mary, Kvasir rzucił krótkie spojrzenie na drzwi, a następnie szybko przejrzał zżółknięte kartki trzymanej księgi. Na początku spojrzał na nazwiska osób, które przełożyły tekst na wspólną mowę. Oczywiste było, że większość takich legend została przetłumaczona. Ogromna pula historii zapisywana jest w obcych językach, najczęściej elfickich, ale także w mowie pradawnych albo mowie smoków. Jedna z wyłożonych ksiąg mocno go zainteresowała, ponieważ w połowie była napisana w obcym języku. Znalazło się w niej tez kilka zapisków run, jakby w niej powstał jeden, wielki miszmasz. Oczywiście Kvasir i tak planował zgarnąć wszystko do swej małej kanciapy, dla niepoznaki, ale miał tylko jeden wieczór na ogarnięcie tematu.
        Czuł jednak na sobie badawcze spojrzenie Callisto.
        - Nie chciałbym ponownie obrazić kapitan Nigorie. Moja dociekliwość bywa nieznośna – wyjaśnił mimochodem.
        Pradawny poukładał książki w dwóch rzędach, a jedną z nich chwycił w dłonie, po czym spojrzał na całą biblioteczkę kapitan Nigorie.
        - A więc czeka nas przygoda... - powiedział w zamyśleniu Kvaser.
        - Nigdy nie sadziłem, że będę brał udział w poszukiwaniu skarbu na środku morza i ryzykował za to życie. Chyba będzie trzeba poprawić umowę – rzucił żartobliwie.
        - Moja stopa rzadko kiedy opuszcza ląd. Czuję, że będzie ciekawie. Chyba nie mogę się doczekać...
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Iju dostrzegała to, jaką radość Callisto czerpała z obserwowania tego nieporozumienia i nawet w pewnym momencie posłała jej niezadowolone spojrzenie, wydymając przy tym teatralnie policzki. Tak naprawdę jednak nie była na nią zła - niby za co by miała? Za to, że sama przez swoją głupotę nie poinformowała Kvasera co się kroi? Że zaprosiła go do siebie w momencie, gdy przyszli do niej oni, by porozmawiać o planach podróży? Czy za to, że sama wpadła do kajuty z piskiem? Zdarzyło się, nie było co gdybać. Ale Callisto pożałować chociaż mogła!
        Wszystko to poszło jednak w niepamięć, gdy Ijumara poczuła się wywołana do tablicy - wtedy sprawa stała się poważna! Pani kapitan jak w amoku tłumaczyła, a reakcjami otoczenia się nie przejmowała. Widziała, że Callisto przysypia nad mapą, ale jej nie budziła, tylko czasami powiedziała jakieś słowo głośniej, by przykuć jej uwagę. Ale swoje musiała powiedzieć, to kwestia honoru! Panowie za to słuchali jak należy, Kvaser nawet wyglądał, jakby zrozumiał swój błąd i teraz chciał się zrehabilitować. A to było jak oliwa dolewana do ognistej przemowy Iju, dlatego gadała, gadała…
        Nigorie została odrobinę wybita z rytmu, gdy nagle Callisto wytknęła jej legendarne pochodzenie w kontekście opowiadanej historii. Uśmiechnęła się, jednocześnie z zadowoleniem i zażenowaniem. Tak, oczywiście, że pomyślała o sobie - to była pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy gdy tylko przeczytała o tym nietypowym sposobie nawigowania. Problem jednak polegał na tym, że tak pięknie być nie mogło - taki zbieg okoliczności… To musiało być coś innego, nieważne, jak bardzo Ijumara nie pragnęłaby, by jej ognistowłosa pasażerka miała rację.
        Zresztą, nie oszukujmy się - pani kapitan nie była tak naiwna by nie wiedzieć skąd biorą się dzieci i znała imię swojej matki. To nie miało znaczenia, że nigdy jej nie poznała, a załoga znała kobietę bardzo pobieżnie, bo przez te pół roku, które z nimi pływała, niewiele przebywała na pokładzie i niektórzy skłonni byliby nawet kwestionować jej istnienie, tyle słuchając o tym, że Iju jest córką Oceanu. Jednak Gennaro ją znał. Co więcej chyba również kochał, bo po śmierci An nie związał się z żadną inną kobietą (miłostki na jedną noc się nie liczyły, bo to nie kwestia uczuć a libido). Na dodatek istniały wzmianki o niej w dzienniku pokładowym - utrzymane w formalnym tonie i suche, lecz pisane drżącą ręką. Zwłaszcza wspomnienia z tej felernej nocy, gdy An rzuciła się w morskie fale…
        Iju była więc oficjalnie uznawana za córkę Oceanu Jadeitów, lecz marne były szanse, aby to jej śpiew miał wskazać im drogę - nie było sensu w ogóle tego roztrząsać. Ale to miłe, że Callisto o tym pamiętała. Pani kapitan mogła więc ze znacznie lepszym humorem kontynuować.
        - Doskonale - uznała ostatecznie, gdy nikomu nie przyszło do głowy dyskutować z tym, co powiedziała. Miłe słowa kapłana w klapkach - te na temat jej samej i Gennaro - dodatkowo poprawiły jej humor i była już w stanie patrzeć na niego łaskawszym okiem. Ach, jakże łatwo było wkraść się w łaski tej dziewczyny. Lecz i tak całą jej uwagę w mgnieniu oka skupił na sobie Thor, domagając się uwzględnienia swojej szlachetnej osoby w planie.
        - Ależ oczywiście, że ty też idziesz z nami! - zapewniła go, czule głaszcząc wielki wilczy łeb i mówiąc do niego przez ułożone w dzióbek usta. - Będziesz naszym wojownikiem, prawda?
        Pani kapitan była całkowicie pochłonięta mizianiem Thora, gdy nagle odezwał się do niej Kelsier. Jego prośba wywołała lekkie zaskoczenie na twarzy Nigorie. W cztery oczy? Teraz? Na jaki temat? Chociaż… pewnie skoro nalegał na to w tym momencie, musiało to być ważne i niecierpiące zwłoki. Może chodziło o coś związanego z ich wyprawą, o czym nie chciał mówić przy reszcie? Jakieś okoliczności, które by ją skomplikowały…
        - Oczywiście - przystała na jego prośbę i skinęła ręką, by poszedł za nią, bo wolała sama wyjść niż wypraszać resztę, skoro chyba mieli jeszcze coś do przedyskutowania. Na miejsce rozmowy z Kelsierem wybrała swoją prywatną kajutę: była najbliżej i nikt nie mógł tam wparować nieproszony, więc w jej przekonaniu doskonale nadawała się na tego typu rozmowy. Do środka weszła pierwsza, przytrzymując kotołakowi drzwi i ostrzegając, by stawiał kroki ostrożnie, bo w środku było ciasno.
        I nagle - jak to zawsze w przypadku Iju stanowczo za późno - dotarło do niej z całą mocą do jakiej sytuacji doprowadziła. Była sam na sam z przystojnym mężczyzną w swojej własnej sypialni, która nagle zrobiła się znacznie ciaśniejsza niż ją zapamiętała. Nagle zaczęła też dostrzegać na wierzchu całą masę prywatnych rzeczy, których nie powinna chyba pokazywać, jak na przykład powieszone na drzwiach szafy kolorowe pończochy czy stos gorsetów w nogach łóżka. A Kelsier… stał stanowczo za blisko, by uznać to za przyzwoite. Iju z jednej strony nie miała nic przeciwko, a z drugiej trochę ją to onieśmielało, stała więc jak słup soli, z ustami lekko otwartymi, jakby chciała coś powiedzieć ale straciła wątek, a jej oczy, które powinny być skupione na twarzy rozmówcy, uciekały co chwila niżej, na jego umięśnione ramiona, męską żuchwę, tors… ”On do ciebie mówi, słuchaj!”, ganiła się co chwilę, lecz gdy podnosiła wzrok wcale nie było lepiej, bo te jego żółte oczy wręcz hipnotyzowały, a widoczne wśród włosów uszka sprawiały, że znowu miała ochotę ich dotknąć…
        Jak skończyła się ta rozmowa sam na sam? Wbrew pozorom nie tak źle, jeśli nie liczyć stanu psychicznego pani kapitan. Dotarło do niej wszystko, co chciał jej przekazać Kelsier, zgubiła tylko kilka nieistotnych słów i może z jedno zdanie, ale sens wypowiedzi do niej dotarł. Nawet wzięła się w garść i okazała współczucie.
        - Och, nie wiedziałam! - wyznała, jak głupia jeszcze nachylając się do kotołaka. - A ja myślałam, że mnie zbywasz…
        Oczy Ijumary znowu znowu nie wiedziały gdzie się podziać, tym razem jednak miały mocno zawężone pole widzenia. Jej spojrzenie skakało od oczy Kelsiera do jego warg, które poruszały się, bo kotołak coś do niej mówił, ale do niej ledwo docierał sens słów.
        - Kvaser i Callisto, tak, jasne… - powtórzyła trochę nieprzytomnym głosem, nim przygryzła wargę i zebrała się na odwagę, by oprzeć dłonie na jego torsie i jeszcze odrobinę zmniejszyć ten i tak już niewielki dystans między nimi.
        - A jeśli chodzi o tamten taniec… to w takim razie nic straconego… Prawie - mruknęła. No bo przecież teraz Kelsier powiedział jej o wszystkim, co chciał jej wtedy przekazać, byli tak bajecznie blisko siebie i… i… niech to, czemu nie skorzystać? Ijumara w jednej chwili podjęła decyzję, przymknęła oczy i opierając się trochę mocniej na torsie kotołaka, pocałowała go. Delikatnie, ale już bez żadnego wahania. Jej palce zacisnęły się na jego koszuli, jakby przestrzegały, by nie uciekał, a wargi śmiało otuliły jego usta. Nie uderzyła go zębami ani nie wepchnęła mu bezmyślnie języka do gardła - mimo młodego wieku nie była nowicjuszką. Potrafiła całować się z klasą i teraz z tego korzystała. A gdy już uznała, że dość, odsunęła się od Kelsiera i spojrzała na niego spod trzepoczących rzęs.
        - Teraz już na pewno nic straconego - zauważyła, nim westchnęła i wróciła myślami na ziemię. - Więc mówiłeś, że musimy wracać? - upewniła się, lekko zaciskając wargi. - Hm… tak, chyba masz rację…
        To powiedziawszy Ijumara prześlizgnęła się obok Kelsiera w stronę drzwi prowadzących z powrotem do części reprezentacyjnej, jakby nic się nie stało. W środku jednak cała drżała z ekscytacji - tak, udało się! Tym razem się nie wydygała i pocałowała go! Jak wyrzut sumienia od razu nawiedziło ją wspomnienie tego, że kilka dni wcześniej to samo zrobiła z nią Callisto, ale przecież nikt nikomu nic nie obiecywał, więc to chyba nie było nic złego? Jakby sama zapomniała, jak się dąsała, gdy dostrzegła rudą prowadzoną przez smokołaka w karczmie… Ech, podwójna moralność młodości.
        Tego wieczoru nie było już czego omawiać - tak naprawdę zgrubny plan przedstawiony przez Callisto był jedynym, jaki posiadali, bo nie dało się ułożyć niczego sensowniejszego na podstawie legend i zagadek, które znała Ijumara, należało więc reagować na bieżąco. Pani kapitan pożegnała więc wszystkich spiskowców, życzyła im miłej nocy i prosiła, by jeszcze przez moment zachować dyskrecję, do rana, gdy już nie będzie odwrotu…

        Dla Ijumary ranek rozpoczął się jednak wcześniej niż dla reszty, bo jeszcze przed tym, gdy na wschodzie zaczęło się szarzeć. Wtedy to do drzwi jej kajuty załomotano, jakby się paliło… A potem było już coraz gorzej. Gdy reszta spiskowców powstawała, panna Nigorie stała przy kole sterowym razem z Clarissą, ubrana w samą nocną bieliznę i czarno-złoty płaszcz i darła się po wszystkich zgromadzonych wokół załogantach.
        - To był MÓJ rozkaz! - wrzeszczała. - Ja wytyczyłam ten kurs i płyniemy według niego!
        - To jest niebezpieczne! - odpowiedział jej równie podniesionym głosem Ross. - Nie możemy pływać gdzie nas oczy poniosą, jesteśmy jednostką handlową, nie mamy odpowiedniego uzbrojenia ani nawet…
        - To nie jest wyprawa na koniec Łuski, Stranova! Nie potrzebujemy ani zapasów, ani nawet dodatkowego czasu, bo zdążymy obrócić nie robiąc spóźnienia!
        - Kapitan Nigorie… - próbowała wtrącić się Tatiana.
        - Wiem, co robię! - krzyknęła wysokim głosem Ijumara. - Płyniemy według wyznaczonego kursu, taki jest rozkaz, wykonać! Stranova, Valladiego, do mojej kajuty!
        To powiedziawszy Nigorie szybki krokiem zbiegł na pokład, a potem prosto do siebie, a za nią szli jej oficerowie, spięci i źli. Iju gdzieś głęboko pod skórą przeczuwała, że tak to się może skończyć, była więc w bojowym nastroju, gotowa bronić swoich racji i zrobić wszystko, by przeforsować tę wyprawę bez powodowania buntu na pokładzie i tego, że by ją wysadzili za burtę. Póki co marynarze sprawiali raczej wrażenie skołowanych, niż skłonnych do pozbycia się jej - musiała szybko rozmówić się z Rossem i Tatianą, by reszta nie zdążyła ułożyć sobie swojej jedynej słusznej wersji wydarzeń…
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Półelfka wodziła nieco rozbawionym i pobłażliwym jednocześnie spojrzeniem pomiędzy Kelsierem, który delikatnie chciał uprowadzić panią kapitan, i Ijumarą właśnie, której chyba chwilę zajęło powiązanie faktów. Sama złodziejka przez chwilę zastanawiała się, co ona sama o tym sądzi, zważywszy na własne plany względem młodziutkiej brunetki, ale nie zwykła o nikogo walczyć, więc tylko rozparła się wygodnie w krześle, gdy znajomi wyszli. Pozostał tylko ich nowy medyk, na którym Callisto zawiesiła zainteresowane spojrzenie, jakby zupełnie nie bojąc się, że zostanie przyłapana na tym badaniu. Obserwowała, jak przegląda księgi, w pewnym momencie to właśnie na nie półelfka przeniosła swoje zainteresowanie, a kąciki jej ust opadły lekko, wciąż jednak trwając w dzielnym półuśmiechu. Jak wiele ją omija, gdy nie może czytać? W lesie nie ma wypominających jej braki bibliotek, a w miastach takie miejsca są dla niej zupełnie zbędne, skoro i tak nie umie czytać ani pisać. Wystarczy jej rozpoznawanie charakterystycznych słów, jak chociażby nazw miast na mapie, czy cyfr na listach gończych, by wiedzieć, czy warto podejmować ryzyko. Jednak książka? To coś zdecydowanie poza jej możliwościami, jednak wciąż kusiła szelestem, gdy Kvasir niespiesznie przewracał strony. Gdy w końcu odwrócił na nią wzrok, wyszczerzyła się wesoło.
        - Przejdzie jej – stwierdziła beztrosko i może nieco protekcjonalnie, ale zdążyła już poznać Ijumarę na tyle, by wiedzieć, że ta chowa urazę tak długo, jak nie zastąpi się jej przyjemnym wspomnieniem. A te przecież nietrudno stworzyć. – A dociekliwość nie jest zła, kwestia cierpliwości drugiej strony. Wydaje mi się, że na pytania, które zadajesz, Nigorie odpowie co najmniej chętnie – dodała w ramach uspokojenia towarzysza.
        Gdy ten zaczął układać książki, Calli podniosła się z krzesła z cichym westchnieniem i spojrzała na jedną z nich, pozostawioną na stole. Oczywiście nawet nie wiedziała o czym jest, gdyż okładka nigdy nic nie zdradzała, a słowo nie było jej znajome. Przechyliła lekko głowę, muskając tom dłonią, a gdy Kvasir odwrócił wzrok od biblioteczki, stół był już pusty, a płomiennowłosa półelfka uśmiechała się przyjaźnie.
        - Wiesz, ja też nie. Większość życia spędziłam w lasach i morze jest dla mnie… nowością – dodała, jakby nie chcąc rozciągać tej rozmowy, która mogłaby się dzisiaj nie skończyć. – Ty przynajmniej masz umowę, ja jestem tu na gapę – zaśmiała się. – Ale ciekawie będzie na pewno, tajemnicza wyspa mówi sama za siebie. Co do ryzykowania życia… lepiej nazwać to dreszczykiem emocji – stwierdziła z rozbawieniem i rozejrzała się po kajucie, już zbierając się do wyjścia. Wtedy jednak wróciła Ijumara z Kelsierem, więc pożegnała się już normalnie i zdecydowała się pokazać, że pożycza jedną z książek, obiecując oczywiście, że odda ją w stanie nienaruszonym.


        - Lucan?
        - Hm?
        - Jeszcze raz.
        - Nie masz już dość?
        - Nie, chcę więcej.
        - Będziesz niewyspana.
        - A co, ty nie masz już siły? – zamruczała Calli i wyszczerzyła się złośliwie, łowiąc karcące spojrzenie mężczyzny.
        - Proszę cię, jestem wartownikiem, zarywanie nocek to dla mnie nie pierwszyzna. To ty powinnaś odpocząć.
        - Nie chcę, jeszcze wcześnie, no weź, jeszcze tylko raz!
        - No dobra. Hm… Twoje włosy ładnie pachną.
        - Flirtujesz ze mną?
        - Może trochę.
        - Chcę coś innego, co mi się przyda…
        - Chciałaś ćwiczyć to masz – przerwał jej, aż mruknęła butnie, ale kontynuował. - Pisz: „Twoje włosy ładnie pachną”.
        Marynarz stał w bocianim gnieździe, opierając się swobodnie o bandę, ale na chwilę odwrócił wzrok od horyzontu i zerknął na półelfkę. Siedziała na podłodze gondoli ze skrzyżowanymi nogami i opierała się plecami o deski. Przed sobą miała otwartą książkę, na kolanie jedną ręką przytrzymywała trochę już pogniecione kartki, a w drugiej dzierżyła pióro, drapiąc się nim w zamyśleniu po nosie. W końcu jednak pochyliła się znów nad pergaminem, skrobiąc ostrożnie kolejne słowa i przechylając głowę, aż rude loki osypywały się na ziemię. Wyglądała teraz na młodszą, niż gdy pijana strzelała z łuku do celu. Uśmiechnął się pod nosem i zerknął na czekającego na pokładzie wilka. Basior siedział uparcie pod bocianim gniazdem i odkąd jego towarzyszka się tutaj zakradła, nawet na moment nie spuszczał z marynarza złotych ślepi. Inteligencja (i niema groźba) bijąca z oczu tego zwierzęcia była niepokojąca, więc Lucan znów skupił uwagę na pracy, przebijając wzrokiem ciemność. Kilka razy zerkał ukradkiem na dziewczynę, ale nic nie mówił, widząc, że pisanie zabiera jej więcej czasu niż innym. Nie było sensu jednak jej poganiać, uczyła się dopiero, a to zawsze wymaga czasu. Widział jednak, że próbuje odwzorowywać kaligrafię z książki.
        - Za bardzo się starasz pisać ładnie. Na razie pisz byle jak, później sobie wyrobisz charakter pisma – mruknął w końcu od niechcenia, widząc powstające niepewnymi i nieco chwiejnymi liniami, ale i tak całkiem zgrabne, pochyłe litery. Callisto podniosła na niego karcące spojrzenie, jak zawsze pewna siebie.
        - Tak, jak nauczę się teraz pisać, tak już będę pisała. Nie będzie okazji, by to doszkalać, przecież nie pójdę na studia – oznajmiła wracając wzrokiem do kartki i kontynuując powolne pisanie. – Nie chcę skrobać, jak kura pazurem – mruknęła jeszcze do pergaminu i zaklęła zaraz pod nosem, gdy zrobiła przypadkiem wielkiego kleksa, nabierając zbyt wiele atramentu na pióro. Faktycznie było już chyba za późno na takie rzeczy. Chociaż właściwie robiło się coraz wcześniej, co poznawała bardziej po własnym ziewaniu, niż kolorze nieba, którego nie widziała już od dawna, pochylona wciąż nad pergaminem i księgą.
        W pewnym momencie zadarła jednak głowę, poruszając się w tym samym momencie, co Lucan, gdy z pokładu zaczęły dobiegać hałasy inne, niż zwyczajowe krzątanie się załogi. Zerknęła na niego pytająco, ale tylko zmarszczył brwi, wzruszając ramionami. Callisto pozbierała się zaraz, ostrożnie pakując cały podkradziony dobytek w postaci księgi, pergaminów, pióra i buteleczki z atramentem, po czym zawinęła to w zgrabny tobołek i trzymając go jedną ręką, drugą złapała linę i zjechała w dół, hamując nad samymi deskami pokładu. Thor ruszył zaraz przy jej biodrze, gdy dziewczyna szybkim krokiem zmierzała w stronę swojego hamaku, gdzie zostawiła rzeczy, a zabrała broń, ruszając za dźwiękami awantury.
        - Zauważyłbym abordaż – usłyszała nad uchem. Lucan zerkał pytająco na jej sztylet przy udzie.
        - Aboco? – mruknęła roztargniona, mierząc spojrzeniem gołe nogi Ijumary.
        - Abordaż. Taki atak z innego statku… nieważne – porzucił temat, widząc, że uwaga jego towarzyszki jest w pełni poświęcona kapitan Nigorie, jak również samemu coraz bardziej interesując się zamieszaniem przy kole. Wzrokiem odszukał spojrzenia kumpli, którzy wzruszali ramionami, wszyscy równie zaintrygowani. Jeden z nich jednak przeniósł spojrzenie kawałek obok niego, zapewne na Callisto, więc Lucan odruchowo zerknął na dziewczynę i aż uniósł brwi. Półelfka uśmiechała się pod nosem, widząc jak Ijumara niemal ciągnie podwładnych za uszy do kajuty.
        - Ty coś wiesz, gdzie płyniemy – ni to stwierdził, ni zapytał, zwracając w końcu na siebie uwagę dziewczyny. Ta zaś tylko przymrużyła oczy, uśmiechając się szerzej, niczym ucieleśnienie tajemnicy, jednocześnie prowokując do pytań.
        - Ja? Co ja mogę wiedzieć? Nie wiem nawet co to abotasz – złośliwie przekręciła nowo poznane słowo.
        - Abordaż – poprawił ją, mrucząc gniewnie na widok tego samozadowolenia na twarzy rudowłosej. – To ja ci pomagałem całą noc, a ty mi się tak odwdzięczasz?
        - Mam się odwdzięczyć…?
        - No nie. To znaczy zaraz… a co masz na myśli? Cholera – warknął, gdy w trakcie, jak on próbował pozbierać się we własnej wypowiedzi, półelfka odwróciła się na pięcie z kokieteryjnym uśmiechem i odeszła, zostawiając po sobie tylko zapach i domysły.


        Callisto dołączyła do Kelsiera i Kvasira na pokładzie, obejmując obu panów za ramiona i podciągając się na nich ze śmiechem, nim opadła znów miękko na deski.
        - Dzień dobry – rzuciła dziarsko. – Przygody czas zacząć! Idziemy podsłuchiwać? – zapytała beztroskim głosem, szczerząc się wesoło.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Wydawało mu się, że Ijumara jest jakaś… trochę nieobecna. Zdawał sobie sprawę z tego, że stoją blisko siebie – może nawet trochę za blisko – ale taka odległość pozwalała na to, że nikt nie będzie ich podsłuchiwał. Znaczy… kotołak nie podejrzewał Callisto lub Kvasera o podsłuchiwanie rozmowy, którą tutaj przeprowadzał z Ijumarą, jednak i tak wolał mówić cicho, co wiązało się z taką odległością od siebie, a nie inną. Czuł na sobie jej wzrok, a konkretniej na bardzo konkretnych częściach ciała, jednak i tak zamierzał powiedzieć jej to, co chciał od początku. Nawet, jeśli do dziewczyny nie dotrze to wszystko albo nie zrozumie wszystkiego, co jej powie… i tak będzie czuł się trochę lepiej przez to, że dotrzymał obietnicy, którą wcześniej złożył jej w karczmie. W końcu powiedział jej wszystko, co chciał… a może nawet trochę więcej, gdy przyznał, że mogli omówić to wcześniej, jednak ona była zajęta sprawami na statku – dlatego też nie chciał zajmować jej czasu i wstrzymał się z rozmową.
A później… stało się coś, co nieco zaskoczyło zmiennokształtnego. Ijumara zbliżyła się do niego i jeszcze oparła dłonie dokładnie na jego torsie. W jego myślach już pojawiały się odpowiedzi na pytania związane z tym, co ona wyprawia i jakie może mieć intencje. Domyślił się, że do tego dojdzie, ale pocałunek i tak go zaskoczył. Przez naprawdę krótką chwilę myślał o tym, żeby się cofnąć – wtedy prawdopodobnie przemawiał przez niego jakiś instynkt albo coś podobnego, jednak udało mu się to zwalczyć. Po tym od razu odwzajemnił pocałunek. A gdy odsunęli się od siebie, przez usta kotołaka przebiegł uśmieszek, może nawet miał w sobie coś z tego uśmiechu, który widać na twarzach zadowolonych osób.
         – To było naprawdę miłe zaskoczenie – odezwał się po chwili, jeszcze przed tym, gdy wspomniał, że powinni wracać.
         – Liczę też na to, że nie był ostatni i na nim się nie skończy – dodał cicho, gdy przepuszczał dziewczynę w drzwiach, a ta przeszła tuż obok niego. Z pokoju wyszedł krótko po brunetce i zamknął za sobą drzwi, od razu dołączając do pozostałych członków ich grupy „spiskowej”… Chociaż niedługo po tym i tak rozeszli się, a każdy zajął się tym, co chciał zrobić.

Gdy w końcu wrócił do swojej kajuty, z zamiarem odpoczynku i przespania się, najpierw usiadł na łóżku i zaczął trochę rozmyślać o rzeczach, które ostatnio się zdarzyły. Jego myśli sięgnęły nawet wieczoru w karczmie, grupy chcącej go zrekrutować i bijatyki, która sprawiła, że ewakuowali się z budynku i wrócili na statek… jednak częściej myślami był przy tym, co działo się niedawno, a zwłaszcza przy tym, co tego dnia zaszło między nim i Ijumarą. Musiał przyznać sam przed sobą, że dziewczyna podobała mu się i był świadom, że w drugą stronę dzieje się to samo… Z drugiej strony wątpił w to, żeby wyszło z tego coś długotrwałego, bo prawdopodobnie ich drogi rozejdą się, gdy po wszystkim przybiją do portu, ale… jeśli się uda, zawsze mogłaby to być jakaś krótka i miła przygoda dla obojga. Niedługo po tym, jego myśli uspokoiły się, a on mógł spokojnie zasnąć.

Znów musiał powstrzymać instynkt i wyuczone ruchy, które kazały mu zaatakować, gdy tylko poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Dobrze, że to zrobił, bo tą osobą okazała się Callisto, więc nie była ona dla niego zagrożeniem. Znaczy… może mogłaby nim być, jednak teraz byli po tej samej stronie, więc nie musieli walczyć. Przywitał rudowłosą skinieniem głowy i krótkim „Cześć”, które wypowiedział chwilę po tym geście.
         – Ale kogo? Ijumarę i jej oficerów, z którymi rozmawia teraz w swojej kajucie? - zapytał, głównie dla pewności. Wcześniej widział, jak po krótkiej wymianie zdań z wymienionymi przez niego osobami, dziewczyna udała się pod pokład, a oni poszli za nią. Z jednej strony mogliby to zrobić, może dowiedzieliby się czegoś ciekawego, a z drugiej… zawsze mogli zapytać o to samą Ijumarę, chociaż wtedy mogliby ryzykować to, że nie powie im o wszystkim, a przez to może pominąć coś, co mogłoby być ciekawe. Poza tym, aktualnie i tak tylko stali i nie robili niczego ciekawego – a przynajmniej sam Kelsier tak myślał o tym, czym teraz się zajmował – więc… dlaczego nie. Gdy ktoś ich przyłapie, najwyżej powiedzą, że chcą o czymś porozmawiać z Ijumarą, ale czekają na to, aż skończy rozmawiać z oficerami.
         – Panie przodem? - zapytał, uśmiechając się lekko. To pytanie dość dobrze wskazywało na to, co sądzi na temat propozycji Callisto. Cóż, zdecydował, że z nią pójdzie.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Kvaser długo siedział przy świeczce, która ostatecznie się wypaliła, ale on już przylegał policzkiem do notatek. Obudził się jednak jeszcze nim słońce zahaczyło o horyzont. Został rozbudzony tlącym się światłem kostura. Chwilę mamrotał coś pod nosem powtarzając ostatnio zapisane słowa, wspominał o równiku, stronie czterdziestej czwartej i Kapitanie Bellgarze. Czarodziej przetarł twarz dłonią, pomasował się po nasadzie nosa i ciężko westchnął przyglądając się małej klitce, która obładowana była książkami oraz wypełnionymi kartkami. Ze zniesmaczoną miną przeszedł się po kolejną świecę skradając się między załogantami tak, by ich nie obudzić. Czasem zastanawiał się, jak on jest w stanie zasnąć, gdy obok jest tylu chrapiących chłopów. W końcu dotarł do swojej klitki, którą mimo rozmiarów bardzo sobie cenił. Zaczął układać strony według własnych przemyśleń - na szczęście miał już nawyk podpisywania stron numerycznie. Robota szła dzięki temu sprawniej i chaos panujący wokół niego szybko przemieniał się w istny porządek. Kvasir zaklął pod nosem, gdy uświadomił sobie, że musi teraz pozszywać te strony ręcznie... BEZ UŻYCIA MAGII. Nikt kto nie zaznał wygody w postaci czarowania nie zrozumie, jak to jest zszywać książkę zręcznością własnych rąk. Pradawny podrapał się po boku, jakby starał się odłożyć ten obowiązek. Nie wyobrażał sobie czarować na statku, nie chciał zostać przypadkiem nakryty. Dobrze mu było z jego anonimowością, tu pośród niczego nie świadomych marynarzy. Gdy mieszkał przez ostatnie lata u swego przyjaciela to niemalże wszystko przyciągał zaklęciem albo czasem chodził po domu utrzymując za sobą całą gamę przedmiotów. Zrobił się zbyt wygodny i tej wygody mu brakowało.
        - Kiedyś i tak to musisz zrobić... - burknął pradawny i sięgnął po igłę oraz nić.
        Poświęcając tak więc swój czas na zszywanie postarał się nawet o jakąś mierną okładkę. Cienką, ale też nie na tyle, by szybko uległa uszkodzeniu. Do przeszycia to właśnie ona okazała się oczywiście najgorsza, ale szkoda mu było swojej pracy. Co jakiś czas doglądał książek chcąc odpocząć od upierdliwej powinności, aż w pewnym momencie jeszcze raz spojrzał na kostur.Zmrużył oczy i ściągnął brwi. Dopiero teraz przypomniał sobie, że kostur błysnął rozmytym światłem. Pradawny wstał odkładając właściwie już dokończony notatnik. Poczuł nieprzyjemną aurę. Miał już pięćset siedemdziesiąt lat. "Mógłby się w końcu nauczyć ich odczytywania", wypominał sobie czarodziej.
        Kvaser chwycił badyl i wsunął stopy w drewniaki. Skierował się na górny pokład, zmrużył oczy gdy promienie słońca dopadły jego twarzy. Nawet nie zauważył kiedy nastał poranek. Słyszał jakieś krzyki, nie za bardzo zorientowany w sytuacji odłożył kostur na bok, po czym zbliżył się do obserwatorów. Kvaser chrząknął i odwrócił wzrok widząc panią kapitan w bieliźnie oraz licho okrywający ją płaszczyku. Nie aby mu się nie podobało, raczej nie przywykł do takich widoków na co dzień. Trochę niegrzecznie było przyglądać się córce wilka morskiego. Odwrócił więc głowę, ale słuchał uważnie.
        Jedynie jego wzrok zboczył, gdy panna Nigorie wyminęła wszystkich pewnym siebie krokiem. Płaszczyk uniósł się pod wpływem niewielkiego wiatru odsłaniając krągłe kształty Ijumary, ale ona z pewnością nie zwróciła na to uwagi, gdy wściekła jak osa kierowała się do swojej kajuty.
        Kvaser spojrzał pytająco na Kelsiera, gdy nagle półelfka objęła go w ramionach by niczym dziecko zakołysać się między dwojgiem. Pradawny uśmiechnął się automatycznie, gdy ujrzał rozbawienie Callisto.
        - Witaj – odparł z uśmiechem. - Jak zawsze promienna i pełna energii, byłoby tu strasznie nudno bez tej twojej roztarganej czupryny – rzucił zaczepnie do półelfki.
        - Nie śmiem odmówić takiego towarzystwa – odpowiedział na rzuconą przez dziewczynę propozycję. W końcu w jego interesie było dotrzeć w wyznaczony cel.

        Trójka zbliżyła się do kajuty pani kapitan. Kvaser zdjął getta, aby czasem nikt go nie usłyszał. Trudno byłoby skradać się w takim obuwiu, choć jedyne co słyszeli to wrzaski, które zapewne skutecznie by go zagłuszyły. Kapłan aż przetarł ucho, gdy tak oboje unosili głos. Jeżeli tak dalej pójdzie to nici z ich przygody, załoga statku się zbuntuje albo będzie pałać niezadowoleniem i gdy zacumują to szybko zmienią sobie statek... albo kapitana.
        Kvasir ułożył drewniaki na podłodze i nie widząc już dalszego celu w podsłuchiwaniu, założył je i otworzył drzwi. Oczywiście w żaden sposób nie zdradzając obecności Callisto czy Kelsiera, choć z pewnością musiał ich zaskoczyć nagłą decyzją. Dwójkę podsłuchiwaczy zasłonił drzwiami, a sam wkroczył pewnie do kajuty.
        - Panie Stranova, po co te nerwy? - zaczął uprzejmie kapłan zbliżając się do stołu. Tym prostym zdaniem chciał zwrócić na siebie uwagę i przerwać kłótnię.
        - Bo nierozsądnie jest zmieniać kurs na „widzi mi się”! - wściekł się Ross mierząc wzrokiem Ijumarę.
        Kvaser rozejrzał się po kajucie. Jego spojrzenie utknęło na małym lusterku, gdzie dojrzał własne odbicie. Na swoim policzku miał kilka odciśniętych liter. Mruknął coś przecierając twarz, ale to nie przyczyniło się do zmazania atramentu ze skóry. No trudno.
        - A nie pomyślałeś, że pani kapitan może mieć rację? - odparł Kvaser sięgając po książkę autorstwa Gennaro Nigorie.
        Kapłan wyciągnął przed siebie rękę przewracając kolejno strony, czasem śliniąc palec aby prezentować się na jeszcze bardziej oczytanego niż normalne. Z odrobiną przesady w swych gestach, nieco drażniąc Stranove i pozbawiając go cierpliwości, gdy miał się w końcu odezwać, Kvaser zaczął mówić:
        - Cytując: „Wypływając z Turmalii odczuwałem spokój oraz ekscytację związaną z podróżą. Każda chwila, która zbliżała mnie do morza a oddalała od lądu, była tą wyczekiwaną, lecz dwudziestego trzeciego dnia miesiąca Orła przeczuwałem napływ zimnego wiatru, woda wzburzała się w dziwnym akcie paniki. Nie rozumiałem o co chodzi, ale chyba powinienem omijać to miejsce szerokim łukiem”, tak pisał Gennaro Nigorie, a sięgając po tytuł „Tajemnice błękitnego lądu”, w którym zostały zapisane informacje na temat niebezpieczeństw dotyczących Oceanu Jadeitów, można znaleźć wzmiankę, że miesiąc Orła, o czym też każdy wie, jest bogaty w deszcze, a to z kolei jest przyczyną niebezpiecznych sytuacji na morzu. Spokojne wody są w stanie pochłonąć całe statki. Książka ta jest przełożona z języka starodawnych, jeżeli przejdziemy dalej... - Kvaser klekotał sięgając po ogromne tomisko, które wyłożył na stół z niemałym hukiem. Ross cofnął głowę przyglądając się księdze. - O, dokładnie tutaj, zapisano „Esenta more, quare oton'e fere jeuto”, autor tłumaczy to w sposób ogólny, duże opady przyciągają więcej ciężkich chmur, a to zwiększa prawdopodobieństwo burz, jednak język ten nie jest tak dosadny jakby mogło się wydawać. „Fere jeuto” nie miało dotyczyć chmur, a statku. „Jeuto” to zapożyczenie z innego języka, na którym opiera się mowa pradawnych. Oznacza „statek” a nie „pogodę”. Śmiem więc stwierdzić, że chodzi tu o „przyciąganie statku do wiru”. Jeżeli miałbym podsumować, opierając się na fakcie naszej obecnej daty zbliżonej do dwudziestego trzeciego dnia miesiąca Orła, na naszych obecnych współrzędnych oraz tych informacjach, których udzielił kapitan Gennaro w swych zapiskach, mogę stwierdzić, że naszą pani kapitan wiodą prawdziwe instynkty morskiego wilka. Panie Stranova, czyż nie zauważył pan ostatnio, że panna Nigorie chodzi zaniepokojona i niewyspana? Jestem tylko uzdrowicielem, spędziłem wiele dni i nocy w świątyniach, gdzie uczono mnie praktyki oraz języków. Głęboko wierzę, że nasze przeczucia nie kłamią. Istnieje wszak coś więcej, ponad rzeczywistość i nie musi być to koniecznie magia. Sądzę, że pani kapitan stara się nas uchronić przed niebezpieczeństwem a nie sprowadzić nas na manowce. Czyż nie głupie byłoby ryzykować życie całej załogi? Teraz, wiedząc to wszystko, większym ryzykiem jest wprowadzenie nas na teren wiru, gdy tylko spadnie deszcz, niż ominięcie go zaledwie kosztem jednego czy dwóch dni. Zapewne przeżyli państwo więcej morskich podróży, aczkolwiek autorzy tych tytułów byli równie mocno doświadczeni. Opieram się na tym, co przeżyli oni, nie powtarzajmy tychże błędów z powodu niedokładnych tłumaczeń. Moim nieśmiałym, jak i skromnym zdaniem uważam, że powinniśmy zaufać kapitan Nigorie, która teraz ma szersze pojęcie na temat własnych i prawidłowych przeczuć.
        Kvaser jeszcze krótką chwilę stał nim ktokolwiek tu z zebranych wygłosił własne racje. Dla podsycenia tematu delikatnie, o jeszcze jeden palec podsunął wszystkim wspomniany tytuł, było to w końcu potwierdzenie jego własnych słów. O ile Stranova albo Tatiana nie znali języka pradawnych, a na to liczył. Choć faktem było, że "Jeuto" oznaczało "statek".
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Ijumara zerknęła na Kelsiera, gdy ten z takim zadowoleniem w głosie stwierdził, że liczy na kolejne sam na sam i choć wiedziała, że powinna odpowiedzieć coś błyskotliwego, może ciutkę nonszalanckiego, to zabrakło jej języka w gębie i jedyne na co się zdobyła, to uśmiech. Słodki i uroczy jak ona cała. A w jej głowie wprost wrzało - dobrze, że po wyjściu do Kvasera i Callisto od razu miała na czym skupić myśli, bo półelfka zakomunikowała jej, że pożyczyła sobie książkę. Ijumara nie miała oczywiście nic przeciwko i gdyby nie to, że było już późno, pewnie przytrzymałaby jeszcze dziewczynę by wybrać jej coś naprawdę fajnego do czytania - nie wiedziała, że ta będzie się dopiero uczyć.
        - Dobranoc - pożegnała się z całą trójką i jako ostatnia wyszła, by udać się na spoczynek.

        Po wejściu do kajuty kapitańskiej Ijumara podeszła do swojego biurka, nie usiadła jednak w swoim wygodnym fotelu, a odsunęła kilka bibelotów stojących na blacie i to na nim usiadła. Musiała po prostu zająć miejsce gdzieś wyżej, by nie musieć zadzierać tak głowy podczas rozmowy ze Stranovą - on był taki wysoki, że by sobie kark złamała! A to on był jej najgorszym przeciwnikiem… Chociaż nie, poprawka: on był najgłośniejszy. Bo najgorsza była Tatiana. Rossa zawsze można było zaszantażować tupiąc, piszcząc i stosując inne nieuczciwe zagrywki typowe dla nastolatki. On był głośny i groźnie wyglądał, ale dało się go wziąć pod obcasik. A Tatiana… Ona sama była kobietą i znała te sztuczki jak nikt inny. Była bardziej racjonalna i co gorsza potrafiła tak spojrzeć, że aż ciarki przechodziły i człowiek przepraszał nawet nie wiedząc jeszcze za co powinien przepraszać. Panią kapitan czekał więc ciężki bój, ale była bardzo zdeterminowana, by go wygrać - to miała być jej pierwsza wielka przygoda! I co więcej również być albo nie być jako kapitan tego statku, bo jeszcze ktoś zechce ją wysadzić tak jak stoi jeśli ten kryzys nie zostanie szybko zażegnany…
        Gdy Kvaser wszedł do kajuty Ijumara i Ross właśnie mierzyli się zabójczymi spojrzeniami. Pani kapitan siedziała na swoim biurku z założonymi rękami i lekko wyciągała szyję, jakby rzucała swojemu bosmanowi wyzwanie, a policzki miała wydęte w manifestacji gniewu. Stranova nie stroił takich min, ale też było widać, że był wściekły i nie zamierzał tak łatwo ustąpić, nawet jeśli pani kapitan spróbuje na niego tupać jak na bezpańskiego kundla. Mógł tolerować wiele jej zachowań i ulegać pod wieloma względami, ale wszystko miało swoje granice - teraz zostały one przekroczone. Oboje jednak mieli tyle zdrowego rozsądku, by nie wyżywać się bez sensu na medyku, który nie był niczemu winny, spojrzeli jedynie na niego z niechęcią, bo przeszkadzał w dyskusji. Ijumara dodatkowo poprawila się na stole i lekko naciągnęła płaszcz na uda, czując na sobie spojrzenie Kvasira - nie nachalne, ale takie, które wszystko dostrzega, w tym również to, że miała na sobie tylko nocną bieliznę a nie normalne odzienie. ”Najpierw tamta książka, teraz to, co on sobie o mnie pomyśli?”, przejęła się pani kapitan w swoich nastoletnich rozterkach, nim przytomnie wróciła do tematu rozmowy.
        - Ja ci dam “widzimisię”! - oburzyła się momentalnie na Rossa, znowu mierząc się z nim gniewnym spojrzeniem. Stojąca lekko na uboczu Tatiana westchnęła, ale nie interweniowała. Przyglądała się Kvaserowi, po którym spodziewała się, że miał jakiś plan. Poznała się już na tym człowieku: był inteligentny i cwany, skoro więc wtrącił się do tej kłótni, musiał mieć na nią jakieś rozwiązanie. On jednak zamiast od razu się odezwać, przedłużał moment milczenia oglądając swoje oblicze w lusterku i starając się z niego zetrzeć jakieś plamki. To zachowanie sprawiło, że cała trójka gapiła się nań z konsternacją - no chyba nie przyszedł tylko po to, by się przejrzeć? W końcu jednak odezwał się do Rossa, który potraktował to jak rzuconą rękawicę, wyzwanie, które zamierzał podjąć. Założył ręce na piersi i z kamiennym wyrazem twarzy (oraz niegasnącym gniewem w oczach) przyglądał się kapłanowi. Na pierwsze pytanie nie odpowiedział - było z pewnością retoryczne. Liczył, że Kvaser szybko przejdzie do sedna, lecz on zaczął przeglądać jeden z dzienników pokładowych, jakby przygotowywał się do jakiejś debaty naukowej, a to z pewnością nie miało ze sobą nic wspólnego. Tu chodziło o statek! O załogę! O narażanie zdrowia i dobrego imienia ich wszystkich! Ross miał już na końcu języka kąśliwą uwagę, że jeśli medyk chce pochwalić się swoim oczytaniem, to niech poczeka do portu, gdzie będzie wiele chętnych do słuchania go dziewek, ale dosłownie w tym momencie Kvasir w końcu się odezwał. Dramatyczne wyczucie chwili, nie ma co.
        Ijumara zaś za plecami swojego ogromnego zastępcy wyciągała szyję i zerkała koło jego barków na Kvasira zastanawiając się co też on wymyślił. Od razu poznała fragment przez niego cytowany - dzienniki ojca znała prawie na pamięć. Ten romantyczny początek jasno świadczył o tym, że te zapiski pochodziły z pierwszych lat jego pływania na Kaprysie, gdy był jeszcze młody i bardziej porywczy. Po narodzinach Ijumary zaczął bardziej zważać na słowa, stał się konkretniejszy i rzeczowy w swoich zapiskach - udzieliła mu się rola odpowiedzialnego ojca, zdecydowanie. Pani kapitan zwróciła jeszcze uwagę na jeden maleńki szkopuł - to co czytał Kvasir wcale nie dotyczyło ich rejsu. Wtedy Gennaro płynął w stronę Rubidii. Więc… Czyżby medyk manipulował faktami, by pomóc Ijumarze? Pani kapitan aż poczuła narastającą falę wdzięczności za jego interwencję - tego w tej chwili potrzebowała. Nie spodziewała się tej pomocy, ale gdyby mogła, to by chyba dała mu buziaka.
        - No nie! - oburzył się jednak Stranova po zakończony wywodzie i zamiast do Kvasera, zwrócił się znowu do swojej pani kapitan.
        - Jemu też zamydliłaś oczy tymi bajkami o córce oceanu? - zaatakował ją z wielkim wyrzutem w głosie.
        - Odczep się ode mnie Ross! - odcięła się zaraz Ijumara. - Nic mu nie mówiłam! Sam tu przyszedł i sam wyciągnął te księgi!
        - Pani kapitan ma rację - wtrąciłą się Tatiana, o dziwo idąc w sukurs pannie Nigorie. - Ross, pan Kvaser jest osobą oczytaną i co najważniejsze rozsądną. Nie wtrącałby się, gdyby nie miał nic ważnego do powiedzenia. Wydaje mi się, że jego argumenty nie mają nic wspólnego z sympatią, a są po prostu racjonalne - oceniła prawa ręka pani kapitan, patrząc jednak uważnie na medyka, na wypadek gdyby jednak miał się on zdradzić z jakimś blefem.
        - Już bez przesady - irytował się dalej Ross. - Pływam tymi wodami dwadzieścia lat, jeszcze nigdy nie trafiliśmy w tej okolicy na wir.
        - Ale gdy mój tata kazał zmienić kurs i mówił “wiem co robię” to mu wierzyłeś - zripostowała natychmiast Ijumara. - Dlaczego mnie nie możesz tak zaufać? - dodała z wyrzutem, wydymając lekko usta.
        - Bo… - Z takim szantażem emocjonalnym Stranova nie umiał już sobie poradzić. - Bo Gennaro był bardziej doświadczony - wyjaśnił w końcu, choć zdawało się, że już przegrał.
        - Ale ja przez całe życie widziałam jak on pływał, mam to po nim. Zaufaj mi - dodała Ijumara, używając już tego błagalnego dziewczęcego tonu, którym dobijała bosmana.
        - Ijumaro - wtrąciła się znowu Tatiana, opierając się o biurko obok pani kapitan i patrząc jej w oczy. To była ta groźna mina, która wyciągała z Nigorie całą prawdę i której pani kapitan się tak bała.
        - Zgodziłam się z panem Kvaserem, ale nie twierdzę, że zgadzam się z tobą - oświadczyła spokojnym głosem matki, która szykuje się na poważną rozmowę z córką. - Powiedz, tak zupełnie szczerze, co tak naprawdę planujesz? Chciałaś tylko ominąć wir?
        Ijumara już prawie poddała się temu spojrzeniu i spanikowała. Wtedy jednak pomyślała, że przecież była tu kapitanem, a jeszcze uzyskała pomoc Kvasira, której nie mogła zmarnować. Sapnęła więc przez nos i się nadąsała.
        - Zero zaufania - poskarżyła się. - Przecież wiesz, że nie zrobiłabym nigdy niczego niebezpiecznego.
        - Świadomie nie - przyznała Tatiana. - Ale jeśli coś planujesz to powiedz nam to teraz, nim będzie za późno.
        Ijumara tylko przez moment wahała się ile może wyznać Valladiego, ale szybko uznała, że im później sprecyzuje swój cel tym lepiej.
        - Nie będzie za późno - oświadczyła. - Dajcie mi kredyt zaufania do wieczora, naprawdę wiem co robię.
        - To dlaczego nie chcesz się tym z nami podzielić? - drążyła Tatiana.
        - Bo jesteście starzy i myślicie zbyt schematycznie - odcięła się natychmiast Ijumara, swój przytyk popierając jednak sympatycznym uśmiechem, jakby tylko się drażniła. O dziwo to rozmiękczyło serce Valladiego.
        - Jesteś taka sama jak twój ojciec - oświadczyła, spoglądając przy tym wymownie na Kvasera. - I otaczasz się podobnymi do niego ludźmi.
        - I będę miała takie samo jak on szczęście - dodała pani kapitan, zeskakując z biurka i poprawiając płaszczyk, bo w końcu w pokoju cały czas był Kvaser. - Do wieczora trzymamy wyznaczony przeze mnie kurs, dobrze?
        - O wiele prosisz - burknął Stranova, ale był to już tylko protest dla czystej formalności, bo klamka zapadła.
        - Odmaszerować - oświadczyła ostatecznie Ijumara i stojąc w miejscu bacznie obserwowała swoich wychodzących następców, a jeśli Kvaserowi przyszło do głowy, że też ma wyjść, wstrzymała go dyskretnym gestem. Dopiero gdy Ross i Tatiana zniknęli z pola jej widzenia w mgnieniu oka dopadła do medyka i go uściskała.
        - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - powtarzała, mocno go przytulając.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Callisto uśmiechnęła się z zadowoleniem i uprzejmym skinieniem odpowiedziała na powitania obu panów. Słysząc jednak dalsze słowa Kvasira radosny grymas nagle spłynął z jej twarzy, a na kapłana padło spojrzenie pełne wyrzutu, jakby elfka usłyszała coś wyjątkowo nieprzyjemnego.
        - Mówisz, że jestem rozczochrana? – zapytała ze smutkiem w głosie, jednocześnie jakby zawstydzona, spoglądając na mężczyznę wielkimi oczami i sięgając dłonią do płomiennych loków. – A tak się starałam je dziś ułożyć na wałki!
        Z każdą chwilą jednak iskierki w jej oczach pojawiały się niemal zauważalnie, jedna po drugiej, zdradzając rozbawienie półelfki, wraz z rozciągającym się szeroko wesołym uśmiechem, gdy dziewczyna postanowiła dłużej nie zwodzić kapłana.
        - No już, tylko sobie żartuję. – Trąciła lekko Kvasera ramieniem. – Wiesz, ktoś musi nadrabiać waszą ogólną drętwość – zamruczała złośliwie i przeniosła wzrok na Kelsiera.
        - Nie, chodzi mi o tych marynarzy, którzy zaraz sobie łby przegrzeją, próbując wykombinować, co tu się wyprawia i po której stronie stanąć. No oczywiście, że Ijumarę, to ona tu rządzi – prychnęła wesoło, a słysząc w końcu potwierdzenia z ust obu swoich towarzyszy, przymknęła z zadowoleniem oczy. Od razu lepiej.
        W stronę Kelsiera dygnęła komediowo, ale z uśmiechem, i w istocie ruszyła przodem. Szybko jednak u boku drobnej dziewczyny pojawił się wielki, czarny wilk, który swoim wolnym truchtem starał się dopasować do jej szybkiego kroku, wciąż jednak musząc się hamować, by półelfki nie wyprzedzić. Przy nim Callisto, która obiektywnie rzecz biorąc nie była zbyt wysoka, jak na swoją rasę, wydawała się jeszcze drobniejsza, gdy wielki basior trącał jej ramię pyskiem rozmiarów połowy jej tułowia.

        Do kajuty Ijumary skradali się jak dzieciaki, z tym że Rashess z wrodzonym talentem do bezszelestnego poruszania się, Kelsier równie naturalnie cicho, a Thor i Kvaser z wyjątkowym staraniem nierobienia hałasu, co przejawiało się w ten sposób, że basior stawiał powoli łapy, zupełnie nieprzyzwyczajony do tego, że jego pazury stukają o podłoże (ściółka w lesie nigdy by go tak nie zdradziła), a kapłan ściągając z nóg klapki. Na ten widok Callisto przygryzła usta, by się nie roześmiać, ale policzki drgały jej lekko w tłumionym śmiechu. Słysząc jednak wrzaski dobiegające z kabiny Nigorie już nie wytrzymała i parsknęła cichym śmiechem, a dźwięk ten zaraz zginął w kanonadzie wzajemnych przekrzykiwań.
        Rozbawienie przeszło jej, jak ręką odjął, gdy Kvaser nagle wyprostował się, założył te dziwne drewniaki i… wszedł do kajuty!
        - Hej! – syknęła, ale już było pozamiatane. No cholera jasna, tak się nie podsłuchuje! Psuje całą zabawę! Przewróciła jednak tylko oczami i oparła się o ścianę koło Kelsiera, dalej nadstawiając ucha, podczas gdy znudzony już Thor przysiadł przy jej nogach i oparł się o dziewczynę całym cielskiem, domagając pieszczot. Bezwiednie zaczęła głaskać złożony na jej piersi łeb, wzrok mając ciągle utkwiony w otwartych drzwiach.
        Przez chwilę zapadła cisza, przerywana tylko pojedynczymi powarkiwaniami, ale w końcu ich nowy medyk się odezwał, a gdy już to zrobił… gadał chyba dobry kwadrans. Callisto słuchała uważnie, ale nic nie mogła poradzić na to, że niespecjalnie dała się wciągnąć. Dla niej sprawa była względnie jasna – Ijumara Nigorie była kapitanem tego statku, więc każdy ma się dostosować do jej poleceń i wykonywać je bez szemrania. A nawet jeśli ktoś ma coś do powiedzenia to morda w kubeł i nie bulgocz, bo to nie twoje miejsce. Zasady. Proste. Wychowała się w lesie, ale znała podstawowe reguły rządzące światem, a z pewnością aż nadto znajoma była jej hierarchia ważności w niemal każdej strukturze miasta, wsi czy instytucji. Zawsze był ktoś, kto dowodzi i ktoś, kto słucha. Jej szczęście polegało na tym, że wobec nikogo nie była zobowiązana i nie miała zamiaru nikogo słuchać, ale wątpiła czy w takiej sytuacji dałaby podważać swój autorytet. Ijumara była jednak młoda i na trudnej pozycji kapitana statku, a taka rola dla kilkunastoletniej dziewczyny to nie lada wyzwanie. Zdaniem Rashess i tak radziła sobie świetnie, więc okazjonalne tupanie nogami i nadymanie policzków można było jej darować z racji wieku. Więc chociaż osobiście półelfka wolałaby sobie sama poradzić z zarzutami w swoją stronę, po części musiała przyznać, że ingerencja Kvasera była co najmniej pomocna, a jego argumenty, chociaż przedstawione wyjątkowo osobliwie – trafne.
        Nie zmieniało to wszystko faktu, że dwójka podsłuchujących nudziła się niemiłosiernie, bo już wcześniej nie trzeba było się wysilać, by usłyszeć krzykliwą kłótnię, a od kiedy drzwi były uchylone, Callisto stała oparta o ścianę i znudzona spoglądała to w sufit, to w rozleniwione żółte ślepia przyjaciela, to w szare oczy kotołaka koło niej. Z braku laku i jego zmierzyła spojrzeniem, z pewnym zdziwieniem rejestrując fakt, że facet ma biceps rozmiarów głowy, a przez umysł półelfki odruchowo popłynęły myśli, że można by Kelsiera namówić na udział w siłowaniu się na ręce i ładnie obłowić. To znaczy nie stawiając na niego, ale raczej korzystając z faktu, że wszyscy normalni ludzie postawiliby na kocura właśnie, a ona później ze spokojem obrobiłaby bukmachera. Układ idealny.
        W końcu jednak monolog medyka się skończył, a po nim nastąpiła krótka dyskusja, nieco ożywiająca na moment półelfkę i przywracając jej myśli na powrót ku bieżącym wydarzeniom. Ijumara już zdecydowanie postawiła na swoim, a w pomieszczeniu rozległy się kroki zwiastujące rychłe opuszczenie pomieszczenia przez oficerów, ale Callisto nawet nie ruszyła się z miejsca. Gdy więc Tatiana i Ross opuścili kajutę, natknęli się niemal od razu na czekających nieopodal Kelsiera i Rashess. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że nawet nie musieli podsłuchiwać, przez co Stranova ewidentnie gryzł się w język, gdy odruchowe pytanie cisnęło się na usta. Wciąż wściekły zbliżył się tylko do dwójki, przyglądając im z góry (a przynajmniej półelfce). Odpowiedziało mu niezmiennie pogodne spojrzenie rudowłosej oraz jej najsłodszy uśmiech, w akompaniamencie gardłowego warkotu Thora, który już nie spoczywał wygodnie ułożony na swojej towarzyszce, ale stał między nią a marynarzem, odsłaniając zęby. Stranovie musiała oddać tylko to, że faktycznie starał się nie poddać strachowi.
        - Bez wilka nie byłabyś taka cwana – mruknął nieprzyjemnie, łypiąc spode łba na dziewczynę.
        - Ross… – wtrąciła Tatiana, chcąc uniknąć dyskusji, a Calli tylko zaskoczona uniosła brwi.
        - Ależ panie Stranova, ja właśnie przy nim muszę być grzeczna – odpowiedziała najniewinniej na świecie, ale spojrzeniem rzucając mężczyźnie wyzwanie, które widocznie go rozjuszyło.
        - Ross! – Tatiana wyłapała poruszającą się groźnie szczękę kolegi i pociągnęła go za przedramię. Odszedł bez słowa, rzucając jeszcze ostrzegawcze spojrzenie Kelsierowi. Kelpie odprowadziła ich rozbawionym wzrokiem, a później prychnęła ze śmiechem, trącając lekko kocura w ramię i gestem głowy zachęcając go by weszli już do środka. Starczy tego krycia się po kątach.

        - Ooo, przytulamy się? Ja też chcę. – Wyszczerzyła się wesoło na widok Ijumary uwieszonej na kapłanie.
        Thor wbiegł do środka i zwolnił dopiero na dywanie, obchodząc się kilka razy w kółko, ewidentnie wydeptując sobie legowisko, nim z ciężkim sapnięciem legł cielskiem na ziemi, zajmując cały puszysty prostokąt. Łeb złożył na łapach i obserwował towarzystwo, rozchodzące się swobodnie po kajucie.
        - Czyli płyniemy zgodnie z planem? Naszym oczywiście – dodała półelfka do wcześniejszego pytania, nawet nie próbując udawać, że nie jest na bieżąco. – Temu twojemu Stranovie to ewidentnie by się babka przydała, przestałby się tak gotować…
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Cała trójka… no, czwórka, jeśli liczyć także zwierzęcego towarzysza Callisto, szła gęsiego – może mimowolnie, ale ustawili się tak, że na początku szła osoba, która skradała się najlepiej, a na końcu szły te radzące sobie z tym słabiej… a przynajmniej tak wydawało się kotołakowi, który teraz posługiwał się wyostrzonym zmysłem słuchu. Poza tym… im bliżej byli drzwi do kajuty pani kapitan, tym lepiej słyszał podniesione głosu osób, które rozmawiały ze sobą wewnątrz kapitańskiej kajuty. Taki koci i ponadprzeciętny słuch miał swoje zalety, ale także wady – między innymi taką, że kotołak był bardziej wrażliwy na wszelaki hałas.
On, Callisto i Thor zostali przy drzwiach, nie wchodząc do środka, bo w końcu mieli tylko podsłuchiwać, a nie także brać udział w tej dyskusji. Kvaser natomiast pomyślał o czymś innym i po chwili wszedł do kajuty, tym samym włączając się do rozmowy. Oni zostali na swoich miejscach i podsłuchiwali, czyli robili właśnie to, po co tu przyszli. Ijumara kłóciła się ze swoimi oficerami, którzy oczywiście mieli inne zdanie na temat obranego przez nią innego kursu. Może to i dobrze, że kapłan jednak włączył się do tej dyskusji, bo stanął po stronie dziewczyny i wypowiedział dość dobre argumenty – przynajmniej takie wydawały się zmiennokształtnemu. Właściwie, kotołak nie znał zbyt dobrze ani Rossa, ani Tatiany, jednak nawet z przysłuchiwania się rozmowie, z ich słów i tonu głosów mógł się czegoś dowiedzieć… może nawet osoba lepiej w tym obeznana dowiedziałaby się jeszcze więcej na ich temat. Poza tym, pewnie bardziej bezpośrednie przysłuchiwania się i możliwość patrzenia na nich i na to, jak zachowują się podczas dyskusji, też mogłaby powiedzieć o nich coś więcej, jakieś dodatkowe informacje, które zdradziłaby mowa ciała oficerów.
W końcu rozmowa ta musiała dobiec końca i tamta dwójka skierowała się w stronę wyjścia. Kelsier wyprostował się, przyjmując bardziej swobodną pozycję i oparł się plecami o drewnianą ścianę, ręce skrzyżował na wysokości klatki piersiowej, a prawą nogę zgiął w kolanie, stopę także opierając o ścianę. Wyglądał, jakby czekał na to, aż oficerowie wyjdą z kapitańskiej kajuty, a to, że ich słyszał nie było już jego winą, a tego, że rozmawiali tak głośno. Nawet przez krótką chwilę mierzył się spojrzeniem ze Stranovą, który jednak nie odezwał się do niego, a do Callisto, której twarz zdradzała o wiele więcej niż oblicze zmiennokształtnego – niby na jego ustach gościł lekki, ledwo widoczny uśmieszek, jednak oczy były dość poważne, a przy tym uważnie i ciągle obserwowały otoczenie, wyłapując każde zmiany w nim i to nawet takie, które niekoniecznie wymagały jakiejś reakcji od Kelsiera. Prawdę mówiąc, zmiennokształtny nie mógł zgodzić się z oficerem – on nie uważał, że wyłącznie wilk pozwala płomiennowłosej na takie „odważne” zachowania. Podejrzewał, że bez niego zachowałaby się podobnie. Słowa, które padły z jej ust tylko potwierdziły jego wcześniejsze przypuszczenia. Na sam koniec, Ross posłał w stronę kotołaka ostrzegawcze spojrzenie, na której on odpowiedział mu takim, które od razu wskazywało, że po prostu się go nie boi. To, co prawda, też podniosło poziom zdenerwowania Stranovy, jednak Tatiana pociągnęła go za sobą.

Zmiennokształtny wszedł do kapitańskiej kajuty tuż za Callisto i Thorem. Bez słowa przyjrzał się temu, jak Ijumara przytula Kvasera i rudowłosej, które wyraziła chęć na przyłączenie się, a później zajął jakieś wygodne miejsce siedzące. Na chwilę spojrzał też na wilka, który w końcu znalazł sobie odpowiednie miejsce i ułożył się w pomieszczeniu.
         – Może nawet jedną ma już na oku, chociaż to nie oznacza od razu, że ona też jest nim zainteresowana… - odezwał się kotołak i specjalnie przerwał, nawet nie mówiąc, o kogo chodzi. Mogłoby wydawać się, że przez krótką chwilę milczenia zastanawiał się, czy na pewno chce powiedzieć im, o kogo może mu chodzić. Jeśli tak było, to dość jasną odpowiedzią powinno być to, że postanowił odezwać się ponownie.
         – Bo chyba nie chcecie mi powiedzieć, że nie zwróciliście uwagi na to, jak Stranova spogląda na nową sterniczkę na statku – dodał w końcu i spojrzał na każdego, kto znajdował się wewnątrz kajuty. Znaczy, może nie był pewien, co do tego, o czym im właśnie powiedział, bo sam jakoś niezbyt zwracał uwagę na tego typu sprawy… ale z drugiej strony, nawet on to zauważył, więc możliwe, że pozostali także. Ewentualnie okaże się, że źle to odczytał i jednak Ross nie miał na oku Clarissy w sensie, w którym mu się wydawało, że ma.
Awatar użytkownika
Kvaser
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Kapłan , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kvaser »

        Kvaser podłożył podpałkę pod ogień. Po swoim wywodzie i pierwszych słowach Stranovy był gotów się bronić, ale kłótnia potoczyła się własnym torem. Hah! Przebiegła wręcz wyśmienicie i uczony nie musiał już wkładać większego wysiłku by rozwikłać powstały problem, choć odrobinę zdziwił się o posądzenie go o tak dużą sympatię wobec pani kapitan. Owszem, lubił ją, ale do tej pory łączyła ich czysto pracownicza więź. Zamiłowanie do książek nic w tej kwestii nie zmieniło. Kvasir zachowywał zdrowy dystans, a i tez uważał, że podobne relacje łączą go zresztą załogi. No... może nie z Rossem, bo ten wydawał się na wszystkich bacznie spoglądać, dostrzegać najmniejszy ruch czy też błąd, ale nader dobrze wychowany czarodziej nigdy nie przekroczył granic dobrego wychowania. Nie mógł zresztą tego zrobić, ponieważ nie darzył Ijumary wyjątkowym uczuciem, choć z wyobraźnią nadopiekuńczego bosmana wszystko wydawało się możliwe.
        Pradawny milczał splątując dłonie na plecach i spoglądając kolejno na zebranych z wręcz irytującym opanowaniem. Tatiana, a tym bardziej Ross, mogli jedynie pomarzyć o odnalezieniu choćby grama wątpliwości w oczach kapłana. Wyprucie z uczuć zdawało egzamin w tak napiętych momentach. Kvaser jedynie przytaknął w podzięce za komplement, potem jednak był zdany całkowicie na kapitan statku.
        Panna Nigorie okazała się doskonale sobie poradzić w wymianie zdań oraz nie uległa trudnym spojrzeniom zatroskanej Tatiany. Przez chwilę Kvasirowi wydawało się, że skończy marnie, bo prawda była bliska wyjść na jaw o jego drobnej manipulacji faktami... a załoga nie patyczkowałaby się. Uznano by go za kłamcę albo za niekompetentnego cyrulika bez papieru, z czego ta druga opcja mniej mu pasowała. Mógł kłamać, ale podważenie jego umiejętności i wiedzy równało się z zerowymi zarobkami. To by była dopiero zła sława! A gdyby chorzy leczyli się u Blahosa? Wszyscy by poumierali.
        Czarodziej uniósł lekko brew na jedno z ostatnich rzuconych stwierdzeń. Czytał zapiski Gennaro Nigorie, ale chyba nie umiał przypasować siebie w miejscu wśród zaufanych ojca Ijumary. W odpowiedzi na słowa Tatiany kącik jego ust delikatnie się uniósł, jedynie z grzeczności i uprzejmości.
        Nie miał zamiaru opuszczać kajuty. Jak by to wyglądało? W ten sposób pokazałby słabość, a Kvasir za wszelką cenę chciał udowodnić, że stoi za swoją teorią oraz za panią kapitan murem, dlatego skinął dwójce na pożegnanie, ale nie odprowadził ich wzrokiem. Spojrzał przed siebie przypominając tym samym bardziej prawą rękę samego króla niż medyka na statku. Długo utrzymywał sztywną postawę, nie wzruszyły go żadne przepychanki słowne na korytarzu. Mimo umiejętności prowadzenia monologów nie był aż tak gadatliwy, jak mogłoby się wydawać, a tym bardziej oszczędzał swój głos w przypadku niepotrzebnych (według niego) dyskusji.
Czarodziej nabrał powietrza w płuca, gdy był już całkowicie pewien, że zarówna Ross, jak i Tatiana znaleźli się daleko poza zasięgiem ich wzroku oraz sluchu. Nie zdołał jednak nabrać porządnego wdechu, gdy Ijumara gwałtownie objęła go w klatce piersiowej. Zaskoczony medyk uniósł delikatnie ręce mrugając w dezorientacji oczami. Jego mruknięcie zagłuszyły podziękowania dziewczyny.
Łał. To było coś... o czym już dawno temu zapomniał. Nie umiał tego nawet nazwać. W środku czuł się zmieszany. Znał słowa, nawet wiele słów i to w wielu językach, ale nie potrafił ich odpowiednio dopasować do sytuacji. Uczucie ciepła rozeszło się po jego ciele. Tak, to był w stanie stwierdzić. Iju wydawała się przez ten krótki moment beztroska, pełna barwnych uczuć, których powinien być spragniony. Obwiniał się za to, że nie był, ale w tym momencie pojął jak interesującą osobą jest panna Nigorie.
        Kvaser opuścił ręce obejmując delikatnie ramiona Iju. Na jego twarzy wymalował się czuły uśmiech, choć zaraz po tym zdał sobie sprawę, że przytula nastoletnią dziewczynę w bieliźnie. Na ratunek, w pewnym sensie, przybyła Callisto, która pojawiła się w kajucie. Kvaser chrząknął bardziej w ramach żartu niż zawstydzenia, mimo że bardziej powinno towarzyszyć mu onieśmielenie. Mężczyzna wzruszył niewinnie ramionami, jakby był to tylko przypadek... i tak faktycznie było! On tego nie planował!
        - Oho, widzę, że powoli zaczynam awansować – powiedział szybciej niż pomyślał kapłan, który wyraźnie się zakłopotał.
        - Najpierw poszukiwacz skarbu, a teraz swatka – doprecyzował ze śmiechem.
        Na słowa Kelsiera czarodziej postanowił szybko ewakuować się z dyskusji. Chwycił książki, które jeszcze chwilę temu rozkładał przed najważniejszymi osobami na statku. Po raz kolejny pozwolił popłynąć dyskusji samoistnie, Callisto oraz Ijumara wydawały odnajdować się w temacie romansów... Co nie było wadą! Pradawny mógł im tylko tego pozazdrości, gdyby tylko umiał. Głupio było przyznać, ale nie dostrzegł nic podobnego między wymienioną dwójką, a raczej coś widział, ale dopiero teraz dowiadywał się do jakiego rodzaju relacji może umieścić znajomość Stranovy z Arquien. A zajęcie bosmana innymi obowiązkami niż węszenie po statku wydawało się rozsądne.
        Czarodziej uniósł delikatnie głowę, a jego spojrzenie wlepione w sufit wydawało się wyrwać z rąk rzeczywistości. Wyczuł ją. Magię. Musiał być pewny. Pewny tej podróży i swojej decyzji. Czy postąpił mądrze? Na pewno szalenie, a szaleństwo nie mieściło się w ramach rozsądku.
         - Zgodzę się na wszystko, co sprawi, że pan Stranova nie zechce zajrzeć do tych dwóch ksiąg – stwierdził Kvasir zastanawiając się nad tym jak do perfekcyjności zamaskować swoje kłamstwo.
Zablokowany

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości