Jadeitowe Wybrzeże ⇒ Niesieni na falach...
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
Malująca się na twarzy Kiraie czerwień gniewu była dla wampira niczym kojący balsam, a harde spojrzenie pistacjowych oczu sprawiło, że poczuł ten szczególny rodzaj dreszczu, zawieszonego między cieniem strachu, a ekscytacją. Jednego bowiem nie można było dziewczynie odmówić - umiała zrobić dobre wrażenie szczegółami, na które nikt przesadnie nie zwracał uwagi. Barbarossa nie spuszczał z niej teraz wzroku, uśmiechając się przyjaźnie i bardzo szeroko, błyskając bielą podłużnego kła, psującego całą symetrię w jego uzębieniu. Pomysł, by skonfrontować ją z nowym otoczeniem dokładnie w ten sposób wydał mu się najbardziej odpowiedni. Nawet jeśli elfka odczuwała to inaczej. Miasto pełne piratów musiało jej się wydawać miejscem opuszczonym przez Najwyższego, pełnego wszystkich, najgorszych ludzkich cech, któremu nadano przyjazny kolor, maskując część z nich. Nie było jednak mowy o tym, by spotkało ją tu coś złego. Mijani po drodze marynarze i najemnicy uchodzili z drogi Raven i Kiraie, spuszczając wzrok lub zupełnie go nie odrywając od swoich spraw. Było wśród nich kilku, którzy pozwolili sobie na sprośną uwagę pod nosem, krzywe spojrzenie lub gest, ale należeli oni do rzadkości, przemykającej bokami pomiędzy zaułkami bocznych uliczek.
- Miasto powstało ponad siedemset lat temu za sprawą mojego ojczyma - zaczęła dhampirka, poczuwając się w obowiązku stanięcia w roli przewodniczki, by jakoś urozmaicić towarzyszce drogę przez pachnące różnymi zapachami miasto. - Z początku stało tu kilka szop i lepianek, statki cumowano na mieliźnie, a łupy zakopywano pod ziemią. Stąd te wszystkie bajki dla dzieci o iksie na starych mapach. Z czasem zaczęli ukrywać się tu sami piraci, ze względu na liczne sztormy i mgły, naturalnie ukrywające wyspę przed wymiarem sprawiedliwości. Port miałaś okazję już widzieć. Same zamtuzy i tawerny, łatwo zarobić po gardle i stracić wszystko, łącznie z godnością. Tutaj mamy część dla rzemieślników, werbowników, rzeźników, kupców, najemników i artystów. Główne życie miasta toczy się właśnie tutaj. Na zachód od rynku - Raven wskazała na zacienioną drogę na lewo od fontanny stojącej pośrodku placu - mieszczą się rezydencje kapitanów. Jedynie tych, którzy cenią Kodeks ponad własne życie. Na wschód doki i magazyny. Na północy fort i cel naszej wędrówki - zakończyła, stając na rozwidleniu dróg, z których jedna prowadziła w las, a druga do kamiennej bramy, pilnowanej przez łysych drabów z halabardami.
- Miasto powstało ponad siedemset lat temu za sprawą mojego ojczyma - zaczęła dhampirka, poczuwając się w obowiązku stanięcia w roli przewodniczki, by jakoś urozmaicić towarzyszce drogę przez pachnące różnymi zapachami miasto. - Z początku stało tu kilka szop i lepianek, statki cumowano na mieliźnie, a łupy zakopywano pod ziemią. Stąd te wszystkie bajki dla dzieci o iksie na starych mapach. Z czasem zaczęli ukrywać się tu sami piraci, ze względu na liczne sztormy i mgły, naturalnie ukrywające wyspę przed wymiarem sprawiedliwości. Port miałaś okazję już widzieć. Same zamtuzy i tawerny, łatwo zarobić po gardle i stracić wszystko, łącznie z godnością. Tutaj mamy część dla rzemieślników, werbowników, rzeźników, kupców, najemników i artystów. Główne życie miasta toczy się właśnie tutaj. Na zachód od rynku - Raven wskazała na zacienioną drogę na lewo od fontanny stojącej pośrodku placu - mieszczą się rezydencje kapitanów. Jedynie tych, którzy cenią Kodeks ponad własne życie. Na wschód doki i magazyny. Na północy fort i cel naszej wędrówki - zakończyła, stając na rozwidleniu dróg, z których jedna prowadziła w las, a druga do kamiennej bramy, pilnowanej przez łysych drabów z halabardami.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Była naprawdę na niego zła za to, że ją popchnął i w tak dziecinny sposób zmusił do otwartej konfrontacji z obcym i niebezpiecznym światem, jednakże te emocje szybko opuściły zrezygnowaną elfkę, która przez jego uśmiech oraz spojrzenie, jakoś nie umiała się długo nań gniewać. W końcu co ona poradzi na to, że Barbarossa przypominał (przede wszystkim w tej chwili z łobuzerskim grymasem na twarzy) dziecko. Z drugiej strony stała już na drewnianym pomoście niemal na wyciągnięcie ręki miłej, acz nieco niepokojącej Kiraie, majordomuski. Obawiała się jej przez to, że była nieumarłą i przybraną córką jednego z trzech najgroźniejszych piratów na tych wodach, z których pozostał jedynie Barbarossa; ale ten strach elfki powodowany był jedynie ostrożnością. Nie było jednak wątpliwości, że dystans do tej kobiety skróci się szybciej, niż w przypadku wampirzego kapitana, którego nadal się w jakimś stopniu bała.
Po pierwszych formalnościach i dokonanych grzecznościach przyszedł czas na małe oprowadzenie admiralskiej córki po pirackim azylu w towarzystwie odzianej na czarno dhampirki, która z majordomuski stała się, przynajmniej na te chwilę, osobistą przewodniczką po mieście. Może i Kiraie nie do końca miała okazję zerknąć w każdą uliczkę i rozeznać się choćby w tutejszych (zapewne w większości złupionych) kramskich towarach, jednakże wcale jej to nie przeszkadzało, a nawet cieszyła się, że czym prędzej opuścili tę typowo bandycką okolicę jaką był port. Dodatkowo miała świadomość, że nie musi się z tym śpieszyć. Spotkanie z jej ojcem miało odbyć się dopiero za siedem dni, wątpiła w to, że Barbarossa weźmie ją wtedy z sobą, to było by zbyt wielka pokusa dla jej ojca i zbyt wielkie zagrożenie dla pirackiej załogi. Dlatego nie wątpiła w to, iż trochę zabawi na tej wyspie. Miała nadzieję, że kapitan Nautiliusa nie zamknie jej na cztery spusty w swoim zamczysku i będzie mogła się swobodnie poruszać, chociażby tylko po tej przyjemniejszej części miasta i nawet w obstawie tego byczego łba, którego bała się chyba najbardziej z bandy wampira.
Krocząc cały czas za panią Raven słuchała z uwagą i błyskiem dziecięcego zachwytu w oku, tego co ona mówiła i nie wtrącała swoich pięciu ruenów dopóki majordomuska nie przychyliła się ku temu przez zrobienie dłuższej przerwy w swojej wypowiedzi. Kiraie, choć niezwykle zaciekawiona i zafascynowana pirackim miastem, które po prawdzie nie różni się niczym od innych portowych grodów, zawsze nim się odezwała zawsze odpowiednio ważyła i układała w głowie swoje słowa. Nie chciała pytać o głupie i banalne rzeczy, ale także nie chciała popełnić żadnego faux pas lub wyjść na wścibską. Zazwyczaj wkraczała na bezpieczne tematy związane z tutejszą architekturą, technologią, jakością i ceną towarów, relacjami mieszkańców (czy często dochodzi do tragicznych w skutkach przestępstw), a przede wszystkim:
- Czy każda osoba na tej wyspie jest piratem? - jakoś nie mogła w pełni pozostać na stabilnym gruncie "podstawowych i neutralnych pytań", które nie były do końca jej konikiem i nie bardzo ją interesowały, choć sama o nie pytała. Musiała w końcu zapytać o coś konkretniejszego i bardziej znaczącego niż to, że kamienie na postawienie budynków i uchronienia ich przed niszczycielskim sztormem sprowadzali z kopalni w niewielkim paśmie górskim ogradzającej od oceany przeciwną część wyspy.
Niedługo też po tym swoim ostatnim pytaniu, obie przystanęły na rozwidleniu dróg i Kiraie nie bardzo wiedziała jak ma to rozumieć. Znaczy podejrzewała, że kobieta może jej właśnie dawać wybór na kontynuację zwiedzania miasta, albo zakończenie tego i udanie się bezpośrednio do barbarossowych włości, ale nie rozumiała dlaczego Raven po prostu nie zapytała o to elfki. Płowowłosa dziewczyna podeszła kilka kroków naprzód, aby zrównać się z dhampirką i do niej przyjaźnie uśmiechnąć.
- Jeśli ma pani jakieś sprawy do załatwienia na mieście, albo coś takiego, proszę się mną nie przejmować. Jeśli ta ścieżka prowadzi prosto do domu pana kapitana Barbarossy, to dam radę sama do niego dotrzeć. Poza tym większość swojego życia spędziłam w lesie, więc między drzewami nic nie będzie w stanie mi zagrozić. - Zapewniła ją pogodnie. Prawda, że o wiele bezpieczniej i przyjemniej jest podróżować z kim bardziej zorientowanym w okolicy przy boku, ale elfka nie była już małą dziewczynką i mogła bez trudu sama dojść do zamczyska, a przez to co ostatnio przeszła czuła się nieco odważniejsza i pewniejsza siebie, bardziej gotowa na to co jeszcze podstępnego przygotował dla niej los. Z drugiej strony, pragnęła pobyć choć przez chwilę sama, bez żadnej obstawy, nacieszyć się tą większą wolnością ograniczoną jedynie błękitnymi bezkresnymi wodami liżącymi delikatnie wybrzeża tej wyspy oraz upajać się choć przez chwilę bezpośrednim kontaktem z naturą. Od momentu awaryjnego postoju na małej wysepce przez sztorm, nie widziała żadnych innych drzew. Teraz nie były to tylko rzadko rosnące konary, ale cały las!
Raz jeszcze zapewniła majordomuskę o swoim pójściu prosto do zamczyska i zadbaniu o swoje bezpieczeństwo, pożegnała się z nią na tę chwilę i ruszyła przez las, kiedy ubrana na czarno kobieta skierowała się w stronę bram.
Wcale jej się nie śpieszyło, aby znów dać się ograniczyć przez cztery ściany, ale mimo to szła, tak jak obiecała, prosto w stronę fortu wampira. Brzydziła się kłamstwa, poza tym panoszenie się po mieście szybciej by się skończyło dla niej śmiercią, albo czymś jeszcze gorszym niż jej się zdawało, dlatego posłusznie parła spokojnie, bez pośpiechu przed siebie, nie zbaczając ze ścieżki. Była naprawdę szczęśliwa słysząc szum drzew zagłuszający równie przyjemny odgłos fal, czuła na swoim policzku ciepłe i rześkie, acz wilgotne oraz delikatnie słone powietrze i czuła upajający zapach świeżych roślin i otaczającej ją gęstwiny. Nad głową co rusz szeleściły swoimi skrzydłami i skrzeczały donośnie przelatujące mewy, bądź różnorakie egzotyczne ptactwo poukrywane w koronach drzew.
Nie mogła jednak iść dalej kiedy usłyszała po swojej prawej jakiś bliżej nieokreślony odgłos. Z początku myślała, że jej się zdawało i tylko przystanęła, ale kiedy znów usłyszała to samo, zboczyła ze ścieżki i pomaszerowała czujnie w bujne zarośla, stąpając ostrożnie i bezszelestnie jak polujący kot. Szła kilka minut oddalając się coraz bardziej od drogi, kierując się jedynie słuchem, aż w końcu dotarła do przepięknego drzewa, z którego masywnych gałęzi spadały gęsto liany, niczym jego zielone włosy. Słyszała, że zamieszkiwane jest ono przez całą, dużą rodzinę małp, może kapucynek, dla których tenże naturalny monument był idealnym domem. Po przypomnieniu sobie o tym co spowodowało jej przybycie tutaj skupiła się uważnie na tym pomniku przyrody ponaglona okropnie skrzeczącym odgłosem. I wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że to żadna z małp tylko jakiś ptak zaplątany w liany, którym te chciały jakoś pomóc przy pomocy patyka, przez co uwięziony nie dość, że się dusił to jeszcze był przez nie nieumyślnie bity. Kiraie stanowczo odgoniła od biedaka człekokształtne zwierzęta nie zważając na ich groźne syki i obnażanie kłów, przez ich zachowanie powątpiewała czy chciały pomóc pierzastemu, czy miały po prostu świetną zabawę, nie miała jednak większych problemów z wyperswadowaniem mieszkańcom drzewa by dały jej i skrzydlatemu spokój. Zaraz po tym od razu zaczęła mówił łagodnie do ptaka starając się go choć trochę uspokoić, ponieważ szamoczącego się panicznie mogła przez przypadek zranić sztyletem przy rozcinaniu lian. Nie chciał jej słuchać, tak był rozhisteryzowany i przerażony, przez co elfka musiała jeszcze bardziej uważać, ale ostatecznie mimo trudności jej się to udało. Spanikowane stworzenie od nie zważając na nią od razu rzuciło się do ucieczki drapiąc swoimi szponami jej policzek, a po tym ręce którymi się zasłoniła i upadła na ziemię patrząc jak pierzasty zwierz o tęczowym upierzeniu i budowie ciała przypominającej pawia albo feniksa, niewiele większego od papugi ucieka szybko w najbliższe krzaki z podniesionymi skrzydłami jak rozwścieczony kogut. Kiraie westchnęła ciężko bo nie miała okazji dokładnie przyjrzeć się temu pięknemu stworzeniu, cieszyła się jednak, że mu pomogła.
Starała się nie przejmować tymi drobnymi zadrapaniami i obitym pośladkiem, a także ucieczką niewdzięcznego ptaka, ponieważ teraz miała większe kłopoty na głowie. Słońce zabierało za horyzont swoje ostatnie promienie dzisiejszego dnia, a ona ze zmęczenia podróżą i sytuacją sprzed chwili co chwila kręciła się w kółko w poszukiwaniu powrotnej drogi na ścieżkę prowadzącą do zamku Barbarossy. Długo błądziła, ale kiedy w końcu zobaczyła przed sobą ogrodzenie wampirzych włości, od razu sprawdziła kierunek, w którym powinna teraz iść przypominając sobie słowa Raven i podążając cały czas obok muru. W końcu udało jej się wrócić na ścieżkę i jednocześnie stanąć przed bramą prowadzącą do posesji kapitana Barbarossy, a konkretniej do jego ogrodów.
Po pierwszych formalnościach i dokonanych grzecznościach przyszedł czas na małe oprowadzenie admiralskiej córki po pirackim azylu w towarzystwie odzianej na czarno dhampirki, która z majordomuski stała się, przynajmniej na te chwilę, osobistą przewodniczką po mieście. Może i Kiraie nie do końca miała okazję zerknąć w każdą uliczkę i rozeznać się choćby w tutejszych (zapewne w większości złupionych) kramskich towarach, jednakże wcale jej to nie przeszkadzało, a nawet cieszyła się, że czym prędzej opuścili tę typowo bandycką okolicę jaką był port. Dodatkowo miała świadomość, że nie musi się z tym śpieszyć. Spotkanie z jej ojcem miało odbyć się dopiero za siedem dni, wątpiła w to, że Barbarossa weźmie ją wtedy z sobą, to było by zbyt wielka pokusa dla jej ojca i zbyt wielkie zagrożenie dla pirackiej załogi. Dlatego nie wątpiła w to, iż trochę zabawi na tej wyspie. Miała nadzieję, że kapitan Nautiliusa nie zamknie jej na cztery spusty w swoim zamczysku i będzie mogła się swobodnie poruszać, chociażby tylko po tej przyjemniejszej części miasta i nawet w obstawie tego byczego łba, którego bała się chyba najbardziej z bandy wampira.
Krocząc cały czas za panią Raven słuchała z uwagą i błyskiem dziecięcego zachwytu w oku, tego co ona mówiła i nie wtrącała swoich pięciu ruenów dopóki majordomuska nie przychyliła się ku temu przez zrobienie dłuższej przerwy w swojej wypowiedzi. Kiraie, choć niezwykle zaciekawiona i zafascynowana pirackim miastem, które po prawdzie nie różni się niczym od innych portowych grodów, zawsze nim się odezwała zawsze odpowiednio ważyła i układała w głowie swoje słowa. Nie chciała pytać o głupie i banalne rzeczy, ale także nie chciała popełnić żadnego faux pas lub wyjść na wścibską. Zazwyczaj wkraczała na bezpieczne tematy związane z tutejszą architekturą, technologią, jakością i ceną towarów, relacjami mieszkańców (czy często dochodzi do tragicznych w skutkach przestępstw), a przede wszystkim:
- Czy każda osoba na tej wyspie jest piratem? - jakoś nie mogła w pełni pozostać na stabilnym gruncie "podstawowych i neutralnych pytań", które nie były do końca jej konikiem i nie bardzo ją interesowały, choć sama o nie pytała. Musiała w końcu zapytać o coś konkretniejszego i bardziej znaczącego niż to, że kamienie na postawienie budynków i uchronienia ich przed niszczycielskim sztormem sprowadzali z kopalni w niewielkim paśmie górskim ogradzającej od oceany przeciwną część wyspy.
Niedługo też po tym swoim ostatnim pytaniu, obie przystanęły na rozwidleniu dróg i Kiraie nie bardzo wiedziała jak ma to rozumieć. Znaczy podejrzewała, że kobieta może jej właśnie dawać wybór na kontynuację zwiedzania miasta, albo zakończenie tego i udanie się bezpośrednio do barbarossowych włości, ale nie rozumiała dlaczego Raven po prostu nie zapytała o to elfki. Płowowłosa dziewczyna podeszła kilka kroków naprzód, aby zrównać się z dhampirką i do niej przyjaźnie uśmiechnąć.
- Jeśli ma pani jakieś sprawy do załatwienia na mieście, albo coś takiego, proszę się mną nie przejmować. Jeśli ta ścieżka prowadzi prosto do domu pana kapitana Barbarossy, to dam radę sama do niego dotrzeć. Poza tym większość swojego życia spędziłam w lesie, więc między drzewami nic nie będzie w stanie mi zagrozić. - Zapewniła ją pogodnie. Prawda, że o wiele bezpieczniej i przyjemniej jest podróżować z kim bardziej zorientowanym w okolicy przy boku, ale elfka nie była już małą dziewczynką i mogła bez trudu sama dojść do zamczyska, a przez to co ostatnio przeszła czuła się nieco odważniejsza i pewniejsza siebie, bardziej gotowa na to co jeszcze podstępnego przygotował dla niej los. Z drugiej strony, pragnęła pobyć choć przez chwilę sama, bez żadnej obstawy, nacieszyć się tą większą wolnością ograniczoną jedynie błękitnymi bezkresnymi wodami liżącymi delikatnie wybrzeża tej wyspy oraz upajać się choć przez chwilę bezpośrednim kontaktem z naturą. Od momentu awaryjnego postoju na małej wysepce przez sztorm, nie widziała żadnych innych drzew. Teraz nie były to tylko rzadko rosnące konary, ale cały las!
Raz jeszcze zapewniła majordomuskę o swoim pójściu prosto do zamczyska i zadbaniu o swoje bezpieczeństwo, pożegnała się z nią na tę chwilę i ruszyła przez las, kiedy ubrana na czarno kobieta skierowała się w stronę bram.
Wcale jej się nie śpieszyło, aby znów dać się ograniczyć przez cztery ściany, ale mimo to szła, tak jak obiecała, prosto w stronę fortu wampira. Brzydziła się kłamstwa, poza tym panoszenie się po mieście szybciej by się skończyło dla niej śmiercią, albo czymś jeszcze gorszym niż jej się zdawało, dlatego posłusznie parła spokojnie, bez pośpiechu przed siebie, nie zbaczając ze ścieżki. Była naprawdę szczęśliwa słysząc szum drzew zagłuszający równie przyjemny odgłos fal, czuła na swoim policzku ciepłe i rześkie, acz wilgotne oraz delikatnie słone powietrze i czuła upajający zapach świeżych roślin i otaczającej ją gęstwiny. Nad głową co rusz szeleściły swoimi skrzydłami i skrzeczały donośnie przelatujące mewy, bądź różnorakie egzotyczne ptactwo poukrywane w koronach drzew.
Nie mogła jednak iść dalej kiedy usłyszała po swojej prawej jakiś bliżej nieokreślony odgłos. Z początku myślała, że jej się zdawało i tylko przystanęła, ale kiedy znów usłyszała to samo, zboczyła ze ścieżki i pomaszerowała czujnie w bujne zarośla, stąpając ostrożnie i bezszelestnie jak polujący kot. Szła kilka minut oddalając się coraz bardziej od drogi, kierując się jedynie słuchem, aż w końcu dotarła do przepięknego drzewa, z którego masywnych gałęzi spadały gęsto liany, niczym jego zielone włosy. Słyszała, że zamieszkiwane jest ono przez całą, dużą rodzinę małp, może kapucynek, dla których tenże naturalny monument był idealnym domem. Po przypomnieniu sobie o tym co spowodowało jej przybycie tutaj skupiła się uważnie na tym pomniku przyrody ponaglona okropnie skrzeczącym odgłosem. I wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że to żadna z małp tylko jakiś ptak zaplątany w liany, którym te chciały jakoś pomóc przy pomocy patyka, przez co uwięziony nie dość, że się dusił to jeszcze był przez nie nieumyślnie bity. Kiraie stanowczo odgoniła od biedaka człekokształtne zwierzęta nie zważając na ich groźne syki i obnażanie kłów, przez ich zachowanie powątpiewała czy chciały pomóc pierzastemu, czy miały po prostu świetną zabawę, nie miała jednak większych problemów z wyperswadowaniem mieszkańcom drzewa by dały jej i skrzydlatemu spokój. Zaraz po tym od razu zaczęła mówił łagodnie do ptaka starając się go choć trochę uspokoić, ponieważ szamoczącego się panicznie mogła przez przypadek zranić sztyletem przy rozcinaniu lian. Nie chciał jej słuchać, tak był rozhisteryzowany i przerażony, przez co elfka musiała jeszcze bardziej uważać, ale ostatecznie mimo trudności jej się to udało. Spanikowane stworzenie od nie zważając na nią od razu rzuciło się do ucieczki drapiąc swoimi szponami jej policzek, a po tym ręce którymi się zasłoniła i upadła na ziemię patrząc jak pierzasty zwierz o tęczowym upierzeniu i budowie ciała przypominającej pawia albo feniksa, niewiele większego od papugi ucieka szybko w najbliższe krzaki z podniesionymi skrzydłami jak rozwścieczony kogut. Kiraie westchnęła ciężko bo nie miała okazji dokładnie przyjrzeć się temu pięknemu stworzeniu, cieszyła się jednak, że mu pomogła.
Starała się nie przejmować tymi drobnymi zadrapaniami i obitym pośladkiem, a także ucieczką niewdzięcznego ptaka, ponieważ teraz miała większe kłopoty na głowie. Słońce zabierało za horyzont swoje ostatnie promienie dzisiejszego dnia, a ona ze zmęczenia podróżą i sytuacją sprzed chwili co chwila kręciła się w kółko w poszukiwaniu powrotnej drogi na ścieżkę prowadzącą do zamku Barbarossy. Długo błądziła, ale kiedy w końcu zobaczyła przed sobą ogrodzenie wampirzych włości, od razu sprawdziła kierunek, w którym powinna teraz iść przypominając sobie słowa Raven i podążając cały czas obok muru. W końcu udało jej się wrócić na ścieżkę i jednocześnie stanąć przed bramą prowadzącą do posesji kapitana Barbarossy, a konkretniej do jego ogrodów.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
- Nie - odpowiedziała natychmiast Raven bez najmniejszego cienia zawahania na pytanie elfki odnośnie profesji ludności zamieszkującej wyspę. I choć nie dała tego po sobie poznać, to niebezpośredni zarzut ze strony Kiraie, że wszyscy mieszkańcy azylu mieliby trudnić się łajdactwem i grabieżami, ukłuł ją lekko w pół-wampirze serce. - Oczywiście, że nie. Piratów, albo jak mawiamy my, Ludzi Prawdziwie Wolnych, jest tu znaczny odsetek, ale nie wszyscy do niego należą. Weźmy na ten przykład pana Hose. Można powiedzieć o nim wiele, turmalczycy okrzyknęli go zdrajcą ojczyzny i skazali na banicję, ale piratem jak najbardziej nie jest. Jedyne, co można mu zarzucić to, z całym szacunkiem, współudział w piractwie i nic więcej. Ja również nie jestem piratką - dodała dhampirka, zerkając przez ramię na Kiraie i uśmiechając się blado spod czarnej woalki. - Tylko majordomuską na dworku mojego ojczyma. Nigdy w życiu nikogo nie obrabowałam i nie zabiłam, chyba, że w obronie własnej, więc moją jedyną winą też jest współudział w piractwie. Po za tym w miasteczku żyje dużo poławiaczy pereł z różnych regionów świata, którzy osiedli tutaj z powodu bogatych w małże raf koralowych, kupcy dalekomorscy, najemnicy i weterani z wielu bitew, bardowie, artyści, a także zubożała szlachta Alaranii. Pewnie panienka o tym nie wie, ale Wyspa Czaszek jest ukrytym pośrednikiem jeśli chodzi o handel z Jadeitowym Wybrzeżem. Kupcy nas odwiedzający dostarczają nam wszystkiego, czego sami nie potrafimy zdobyć. Resztę zaś sprzedajemy, a towar ten najczęściej trafia do Leonii, Turmalii, a nawet Trytonii. Nie można zatem powiedzieć, że wszyscy tutaj są piratami. Wielu z nas ma szczęśliwe życie i założone rodziny. Gdyby jednak pytanie panienki brzmiało "Czy wszyscy tutaj dorobiliśmy się na piractwie?" To niestety odpowiedź brzmiałaby Tak. To była nasza kolebka.
Fort, pod murami którego stały Raven i Kiraie, był niedużym zameczkiem o grubych, niskich murach, przeciętych co pewną długość okrągłą i masywną basztą. Blanki strzeżone były przez uzbrojonych we włócznie i drewniane tarcze piechurów, marszowym krokiem przechadzających się wzdłuż nich. Rozmawiali oni między sobą na przeróżne tematy, co jakiś czas zatrzymując się, by popatrzeć na port i otaczający wyspę ocean, a brak widocznego zagrożenia oznaczał dla nich wznowienie warty. Bramy strzegło dwóch halabardników, za którymi piaszczysta droga zamieniała się w kładkę z bali i rozwidlała się do trzech budynków wewnątrz okręgu murów: koszar, sztabu i zbrojowni. Przewodniczce elfki śpieszyło się tego wieczoru do budynku numer dwa, gdzie stacjonował jej narzeczony, jeden z dowódców mianowany przez kapitana Barbarossę, lecz nie mogła pozostawić dziewczyny bez opieki. Już miała zaproponować jej zaczekanie tutaj na wampira i wznowienie zwiedzania w jego towarzystwie, kiedy nagle Kiraie sama wyszła z inicjatywą i odłączyła się od niej, kierując swoje kroki w stronę lasu. Raven zamierzała za nią natychmiast ruszyć i ją zatrzymać, lecz w tym samym momencie grupa, na czele której stał nieumarły, zdążyła ją dogonić.
- Trochę nawaliłeś jako gospodarz - dhampirka skarciła kapitana niczym dziecko i ruchem brwi wskazała odchodzącą elfkę. Ta była już na tyle daleko, że z pewnością przestała cokolwiek słyszeć, "pożarta" przez bujny las.
- Przyznaję, ale nie mogę sam o wszystkim decydować i o wszystko dbać - odpowiedział Caster, ujmując dłoń dhampirki i składając na niej dżentelmeński pocałunek. - Dziękuję, że ją oprowadziłaś, dalej poradzę sobie sam.
Ogrodzenie z czarnego żelaza wyrastało przed nią, jak z podziemi. Grube pręty były bogato zdobione, każdy miał wygrawerowany szereg uzębionych czaszek, zwieńczonych potężnym, ostrym grotem. Ich podstawę stanowił wysoki na półtora metra murek z szarych cegieł połączonych mocną zaprawą, miejscami już omszały i pokryty dzikim bluszczem. Całość mierzyła jakieś pięć do sześciu sążni, więc stanowiło to ogromną ścianę nie do przejścia bez pomocy skrzydeł. Na Kiraie czekała również brama, złożona z dwóch wielkich skrzydeł, strzeżona przez dwa kamienne gargulce z mieczami w dłoniach, obecnie otwarta na oścież i zapraszająca wędrowców do środka.
- Kiedyś były żywe - powiedział z półmroku wampir, podchodząc do elfki i pocierając dłonią jedną z głów, zeskrobując z niej tym samym warstwę wiekowego kurzu. - Kars Salamandra tchnął w nie życie, aby strzegły sekretów jego wieży. Gdy go powieszono, kazałem postawić je tutaj. Robota mistrzów z Thenderionu, by je przewieść musieliśmy się sporo napocić.
Głos kapitana był lekko przyciszony, ale słowa cedził wyraźne i zrozumiałe. Jego postać pojawiła się chwilę później, wręcz wypłynęła spomiędzy drzew, gdzie zbierały się cienie. Słońce już zaszło i jedynie jego łuna oświetlała te fragmenty lasu, które nie tonęły pod kloszem z koron drzew.
- Wybacz moje zachowanie - dodał, kłaniając się nisko i psując efekt roześmianym spojrzeniem, skierowanym wprost w oczy dziewczyny. Z pewnych powodów, a może dla samej rozrywki, Caster nie zachowywał należytej powagi. - Ale zatrzymały mnie ważne sprawy. Zabito kilku moich najlepszych ludzi, nie mogę tego tak zostawić, zwłaszcza, że stało się to z polecenia twojego ojca. Gerardusowi strasznie urosły ręce, skoro poczuł się na siłach, by dorwać mnie właśnie tutaj, na wodach, które są mu kompletnie obce. Miałem nadzieję, że moja wiadomość dla niego trochę go ostudzi, ale jak widać nie bardzo.
Tutaj kapitan piratów zamilkł i popatrzył na Kiraie, jak na kogoś, kto jest w tym wszystkim ofiarą. No cóż, w jakimś stopniu nią była, ale Barbarossa nie chciał dawać jej powodów do obaw.
Zachowując dalszą etykietę, gospodarz przekroczył za elfką próg bramy, zostawiając za sobą tamten świat i wkraczając w zupełnie nowy. Na pierwszy rzut oka nie różnił się on jednak niczym szczególnym, a wrażenie pozostawiał jednak negatywne. Ogród wyglądał, jak przedłużenie lasu lub spory jego fragment, który ktoś dawno temu próbował uprzątnąć. Trawa sięgała tu kolan, a miejscami nawet bioder, była krzywo przycięta i porastała niemal wszystko, łącznie z rzeźbami z białego marmuru ustawionymi po obu stronach ścieżki z matowych, bordowych i fioletowych kamieni. Przedstawiały one kobiety, najczęściej elfki, pokusy lub wampirzyce, obdarte z większych części ubrań i ustawione w najróżniejszych pozach. Jedne trzymały dzbany, drugie grały na fletach, trzecie z miłością patrzyły na trzymane w rękach kwiaty. Dalej, za aleją rzeźb stała wielka, okrągła fontanna pełna zielonej od glonów wody. Na Barbarossę i Kiraie smutno patrzył miedziany kruk zatknięty na szczycie jej postumentu.
- Gdy umarł kapitan Xerath, z żalu odeszła także jego żona, która dbała o ten ogród dniami i nocami - wyjaśnił wampir, spoglądając na krzewy dzikich, czerwonych róż, które zamiast rosnąć wokół fontanny, leżały suche u jej stóp. - A po niej zaczął obumierać ten ogród. Raven próbowała go odbudować, ale nic z tego. Chwasty rosły szybciej niż je wyrywano. Dlatego wygląda teraz tak, jak wygląda. Domyślam się, że dla leśnej elfki taki widok musi być prawdziwym szokiem. Tyle zniszczonych kwiatów.
Dalej jedna z odnóg ścieżki uciekała w bok i znikała między wierzbami, które pnączami otaczały niepasujący do otoczenia, gdyż zadbany i pielęgnowany staw, otoczony kolorowymi kamieniami i żyjący własnym życiem. Setki, jeśli nie tysiące kolorowych rybek pływało w tę i z powrotem, robiąc przyjemne wrażenie.
- Ten staw to dom syren - wyjaśnił kapitan, odgarniając przed elfką ścianę zielonych pnączy i zapraszając ją do środka. - Jest bardzo głęboki i łączy się z podziemnymi korytarzami i systemem jaskiń pod wyspą. Zamieszkują je syreny i trytony. Odradzam jednak kąpieli i zbliżanie się do stawu za dnia. Syreny bardzo tego nie lubią i gotowe są zabić. Podobnie, jak jeden z moich ludzi, pewnie domyślasz się który.
- Tam na dole jest królestwo Jokara - wyjaśnił zaraz mężczyzna, dając znak elfce, by stąd odejść. - Jego azyl. To tam szkoli swoich ludzi oraz mieszka wraz z czterema żonami, które są o niego strasznie zazdrosne. Lepiej więc nie zbliżać się do stawu. Jeszcze będą gotowe pomyśleć, że jesteś jego sekretną kochanką. I to nie jest żart.
Fort, pod murami którego stały Raven i Kiraie, był niedużym zameczkiem o grubych, niskich murach, przeciętych co pewną długość okrągłą i masywną basztą. Blanki strzeżone były przez uzbrojonych we włócznie i drewniane tarcze piechurów, marszowym krokiem przechadzających się wzdłuż nich. Rozmawiali oni między sobą na przeróżne tematy, co jakiś czas zatrzymując się, by popatrzeć na port i otaczający wyspę ocean, a brak widocznego zagrożenia oznaczał dla nich wznowienie warty. Bramy strzegło dwóch halabardników, za którymi piaszczysta droga zamieniała się w kładkę z bali i rozwidlała się do trzech budynków wewnątrz okręgu murów: koszar, sztabu i zbrojowni. Przewodniczce elfki śpieszyło się tego wieczoru do budynku numer dwa, gdzie stacjonował jej narzeczony, jeden z dowódców mianowany przez kapitana Barbarossę, lecz nie mogła pozostawić dziewczyny bez opieki. Już miała zaproponować jej zaczekanie tutaj na wampira i wznowienie zwiedzania w jego towarzystwie, kiedy nagle Kiraie sama wyszła z inicjatywą i odłączyła się od niej, kierując swoje kroki w stronę lasu. Raven zamierzała za nią natychmiast ruszyć i ją zatrzymać, lecz w tym samym momencie grupa, na czele której stał nieumarły, zdążyła ją dogonić.
- Trochę nawaliłeś jako gospodarz - dhampirka skarciła kapitana niczym dziecko i ruchem brwi wskazała odchodzącą elfkę. Ta była już na tyle daleko, że z pewnością przestała cokolwiek słyszeć, "pożarta" przez bujny las.
- Przyznaję, ale nie mogę sam o wszystkim decydować i o wszystko dbać - odpowiedział Caster, ujmując dłoń dhampirki i składając na niej dżentelmeński pocałunek. - Dziękuję, że ją oprowadziłaś, dalej poradzę sobie sam.
Ogrodzenie z czarnego żelaza wyrastało przed nią, jak z podziemi. Grube pręty były bogato zdobione, każdy miał wygrawerowany szereg uzębionych czaszek, zwieńczonych potężnym, ostrym grotem. Ich podstawę stanowił wysoki na półtora metra murek z szarych cegieł połączonych mocną zaprawą, miejscami już omszały i pokryty dzikim bluszczem. Całość mierzyła jakieś pięć do sześciu sążni, więc stanowiło to ogromną ścianę nie do przejścia bez pomocy skrzydeł. Na Kiraie czekała również brama, złożona z dwóch wielkich skrzydeł, strzeżona przez dwa kamienne gargulce z mieczami w dłoniach, obecnie otwarta na oścież i zapraszająca wędrowców do środka.
- Kiedyś były żywe - powiedział z półmroku wampir, podchodząc do elfki i pocierając dłonią jedną z głów, zeskrobując z niej tym samym warstwę wiekowego kurzu. - Kars Salamandra tchnął w nie życie, aby strzegły sekretów jego wieży. Gdy go powieszono, kazałem postawić je tutaj. Robota mistrzów z Thenderionu, by je przewieść musieliśmy się sporo napocić.
Głos kapitana był lekko przyciszony, ale słowa cedził wyraźne i zrozumiałe. Jego postać pojawiła się chwilę później, wręcz wypłynęła spomiędzy drzew, gdzie zbierały się cienie. Słońce już zaszło i jedynie jego łuna oświetlała te fragmenty lasu, które nie tonęły pod kloszem z koron drzew.
- Wybacz moje zachowanie - dodał, kłaniając się nisko i psując efekt roześmianym spojrzeniem, skierowanym wprost w oczy dziewczyny. Z pewnych powodów, a może dla samej rozrywki, Caster nie zachowywał należytej powagi. - Ale zatrzymały mnie ważne sprawy. Zabito kilku moich najlepszych ludzi, nie mogę tego tak zostawić, zwłaszcza, że stało się to z polecenia twojego ojca. Gerardusowi strasznie urosły ręce, skoro poczuł się na siłach, by dorwać mnie właśnie tutaj, na wodach, które są mu kompletnie obce. Miałem nadzieję, że moja wiadomość dla niego trochę go ostudzi, ale jak widać nie bardzo.
Tutaj kapitan piratów zamilkł i popatrzył na Kiraie, jak na kogoś, kto jest w tym wszystkim ofiarą. No cóż, w jakimś stopniu nią była, ale Barbarossa nie chciał dawać jej powodów do obaw.
Zachowując dalszą etykietę, gospodarz przekroczył za elfką próg bramy, zostawiając za sobą tamten świat i wkraczając w zupełnie nowy. Na pierwszy rzut oka nie różnił się on jednak niczym szczególnym, a wrażenie pozostawiał jednak negatywne. Ogród wyglądał, jak przedłużenie lasu lub spory jego fragment, który ktoś dawno temu próbował uprzątnąć. Trawa sięgała tu kolan, a miejscami nawet bioder, była krzywo przycięta i porastała niemal wszystko, łącznie z rzeźbami z białego marmuru ustawionymi po obu stronach ścieżki z matowych, bordowych i fioletowych kamieni. Przedstawiały one kobiety, najczęściej elfki, pokusy lub wampirzyce, obdarte z większych części ubrań i ustawione w najróżniejszych pozach. Jedne trzymały dzbany, drugie grały na fletach, trzecie z miłością patrzyły na trzymane w rękach kwiaty. Dalej, za aleją rzeźb stała wielka, okrągła fontanna pełna zielonej od glonów wody. Na Barbarossę i Kiraie smutno patrzył miedziany kruk zatknięty na szczycie jej postumentu.
- Gdy umarł kapitan Xerath, z żalu odeszła także jego żona, która dbała o ten ogród dniami i nocami - wyjaśnił wampir, spoglądając na krzewy dzikich, czerwonych róż, które zamiast rosnąć wokół fontanny, leżały suche u jej stóp. - A po niej zaczął obumierać ten ogród. Raven próbowała go odbudować, ale nic z tego. Chwasty rosły szybciej niż je wyrywano. Dlatego wygląda teraz tak, jak wygląda. Domyślam się, że dla leśnej elfki taki widok musi być prawdziwym szokiem. Tyle zniszczonych kwiatów.
Dalej jedna z odnóg ścieżki uciekała w bok i znikała między wierzbami, które pnączami otaczały niepasujący do otoczenia, gdyż zadbany i pielęgnowany staw, otoczony kolorowymi kamieniami i żyjący własnym życiem. Setki, jeśli nie tysiące kolorowych rybek pływało w tę i z powrotem, robiąc przyjemne wrażenie.
- Ten staw to dom syren - wyjaśnił kapitan, odgarniając przed elfką ścianę zielonych pnączy i zapraszając ją do środka. - Jest bardzo głęboki i łączy się z podziemnymi korytarzami i systemem jaskiń pod wyspą. Zamieszkują je syreny i trytony. Odradzam jednak kąpieli i zbliżanie się do stawu za dnia. Syreny bardzo tego nie lubią i gotowe są zabić. Podobnie, jak jeden z moich ludzi, pewnie domyślasz się który.
- Tam na dole jest królestwo Jokara - wyjaśnił zaraz mężczyzna, dając znak elfce, by stąd odejść. - Jego azyl. To tam szkoli swoich ludzi oraz mieszka wraz z czterema żonami, które są o niego strasznie zazdrosne. Lepiej więc nie zbliżać się do stawu. Jeszcze będą gotowe pomyśleć, że jesteś jego sekretną kochanką. I to nie jest żart.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Przepraszam to było bardzo niewłaściwe pytanie z mojej strony - powiedziała od razu skruszona, spuszczając głowę, po tym jak usłyszała dziwną nutę w głosie swojej przewodniczki, kiedy ta zaczęła tłumaczyć, że wielką pomyłką byłoby sądzić, iż wszyscy mieszkańcy wyspy są piratami. Kiraie mogła się tego domyślić, ponieważ chyba w całej Alaranii nie było tylu piratów. Z drugiej strony nawet jeśli, to nie panowałby wtedy taki ład i porządek w mieście, które z kolei wyglądałoby zapewne jak port, w którym była i o którym miała okazję już usłyszeć opinię niezbyt zachęcającą do odwiedzin tamtej części azylu. Bardzo żałowała tego, że nie utrzymała języka za zębami i nie powstrzymała w sobie chęci wypowiedzenia na głos tego pytania, przez co postanowiła się nie odzywać, a jedynie słuchać tego co mówiła Raven, którą raz jeszcze przeprosiła w myślach jak skarcone dziecko bojące się chociażby spojrzeć na swojego opiekuna udzielającego reprymendy.
Dopiero na rozstaju odważyła się na nowo otworzyć swoje usta by dać słowom ulecieć w otaczającą obie kobiety przestrzeń i zabić tę ciszę, która wtedy zapanowała. Dość szybko się też ulotniła, nie czekając na żadną odpowiedź ze strony majordomuski w tej kwestii. Kiraie żwawo się od niej oddaliła, mając ogromną ochotę zapaść się pod ziemię, podejrzewając, że przez tamto pytanie straciła w oczach dhampirki, ale co się stało to się nie odstanie i nie ma co dalej tego tak przeżywać. Dopiero w znacznej odległości, niemal zewsząd otoczona kojącym pięknem i hipnotyzującym szumem lasu, zwolniła i postanowiła się nacieszyć tą chwilą, nie wiadomo było czy w najbliższym czasie będzie jej dane wyjść chociażby na dziedziniec zamczyska, a co dopiero do puszczy. Odetchnęła głęboko, uspokajając się i oddając w objęcia wszechobecnej gęstwiny, a także własnych rozmyślań.
Nie bardzo wierzyła w to jakim cudem udało jej się z powrotem wrócić na ścieżkę, a nawet pod samą bramę otaczającego posesję Barbarossy muru, po tym jak zagłębiła się w las aby zbadać źródło dźwięku, jaki wydawał z siebie zaplątany w liany ptak. Bardzo się jednak cieszyła, że nie musiała złudnie oczekiwać pomocy w tej gęstwinie, kiedy słońce zaszło, ponieważ nawet leśna elfka nie poradzi sobie ze wszystkimi stworami wychodzącymi po zmroku w takich miejscach na żer. Stojąc przed bramą przypatrywała się z uwagą dwóm uzbrojonym, kamiennym potworom, które strzegły wejścia na teren ostatniego z trójki niesławnych kapitanów pirackich.
- Przyprawiają mnie o dreszcze, ale żal mi ich - odpowiedziała zbyt zmęczona dzisiejszym dniem by wzdrygnąć się jego nagłym odezwaniem. Poza tym paradoksalnie czuła się bezpieczniejsza w towarzystwie tego niebezpiecznego mężczyzny. Dłonią delikatnie przetarła szkaradny pysk jednego z gargulców, a kiedy musnęła o rękę kapitana, która również dotknęła głowy figury, od razu swoją zabrała rumieniąc się na twarzy i uciekając spojrzeniem w bok szepcząc pod nosem bardzo cichutkie "przepraszam". Nie mogła jednak nie spojrzeć na nieumarłego kiedy zdradził jej powód swojego zniknięcia. Wtedy elfka wniosła na niego swoje pistacjowe oczy z niemałym zaskoczeniem rysującym się na twarzy, niedowierzaniem, a także odrobiną złości na ojca za to co zrobił.
- Przykro mi z powodu śmierci pańskich ludzki, panie kapitanie. - Powiedziała ze szczerym smutkiem w swoim głosie i spuściła głowę. Czuła, że to było kolejną rzeczą, przez którą przywódca Nautiliusa powinien ją nienawidzić, albo nie raz okazać wobec niej swoją wrogość. Nie zasługiwała na dobroć i łagodność jaką wampir ją obdarzał i całkowicie nie rozumiała tego zachowania u niego. - Mogłabym przyjść na ich pogrzeb, jeśli już się nie odbył? - zapytała podnosząc na niego zeszklone oczy, jakby zaraz miała uronić z nich łzy.
Kiedy weszli do zaniedbanego ogrodu, a przede wszystkim do fontanny, będącym pomnikiem ku pamięci żony licha, pirackiego "ojca" Barbarossy, nie mogła już dłużej w sobie dusić smutku, który w tym właśnie momencie się uzewnętrznił i wyglądał jakby również płakało serce dziewczyny oraz jej dusza, nie tylko samo ciało.
- Nie szokiem, panie kapitanie, lecz prawdziwą udręką i wielkim smutkiem - mruknęła niewyraźnie starając się pozbierać, albo chociaż opanować płacz. - Jeśli będzie mi wolno opuszczać komnatę, w której będę miała przebywać, a w szczególności ściany pańskiego domu, to czy mogłabym spróbować ożywić choć mały kwadrat pańskiego ogrodu? Obiecuję, że jeśli mi się za pierwszym razem nie uda wskrzesić jego dawnego piękna, od razu tego zaprzestanę. - Spojrzała na niego z nadzieją, bo taką miała, iż uda jej się przywrócić i wydobyć prawdziwy urok tego miejsca.
Po jakimś czasie poszli dalej i, opanowana już Kiraie, była ogromnie zdumiona ujrzawszy zadbany staw ukrywany pod zasłoną jakie płaczące wierzby tworzyły swoimi gałęziami. Miejsce to miało swoją tajemniczą i dość niepokojącą aurę, na którą nie zwracała szczególnej uwagi, a nawet zbliżyła się kilka kroków z błyskiem zainteresowania w oczach kiedy poinformowano ją, że jest to dom syren. Zaraz się jednak cofnęła, nieco skrywając się za ramieniem mężczyzny, po usłyszeniu, że wbrew pozorom jest to równie zdradliwe, co niebezpieczne miejsce, do którego postanowiła się nie zbliżać, choćby w towarzystwie tak silnej i charyzmatycznej osoby jak Barbarossa.
- Czyli nie mam co liczyć na jego pomoc - westchnęła ciężko z rezygnacją, mówiąc to do siebie i zaraz poszła dalej za swoim gospodarzem, którego ani nie wyprzedzała, ani nie szła z nim na równi, gdyż to mogłoby zostać źle odebrane przez jego służbę i innych osób przebywających w zamku.
Kiedy tak szli dalej znów słyszała przeraźliwe skrzeczenie, tym razem nie traciła niepotrzebnego czasu na analizowanie tego dźwięku, tylko od razu puściła się biegiem wymijając wampira i rzucając mu przez ramię przepraszające spojrzenie za to, że nie może na niego poczekać. Feniksowaty, tęczowy ptak, można by rzec - rajski, trzepocząc jak oszalały jednym skrzydłem co rusz naskakiwał i odbijał się od muru po stronie ogrodu Barbarossy, starając się jak najszybciej znaleźć po drugiej stronie, samemu jeszcze nie rozumiejąc jak to się stało, że w ogóle się tu znalazł skoro chciał odlecieć do swojego gniazda nieopodal gór. W swoich poczynaniach w ogóle nie zwrócił uwagi na zbliżającą się elfkę, która szybko zorientowała się, że drugie skrzydło pierzasty musi mieć uszkodzone. Nie mogąc czekać na towarzysza, Kiraie zareagowała instynktownie i spontanicznie, tak jak zawsze uczyła ją matka - zdjęła z siebie koszulę, zostając w samym skórzanym, niezbyt ciasnym, a przy tym bardzo wygodnym i niekrępującym ruchów gorsecie, a białe odzienie zarzuciła prędko na kolorowe stworzenie, które owinęła tkaniną i mocno przytrzymała przy swojej klatce piersiowej, uważając aby nie zostać podziobaną. Jednocześnie szeptała cicho do ptaka, chcąc jej uspokoić i zapewnić, że ona mu tylko pomoże. Ptaszydło było bardzo uparte i zaciekłe, ale przestało się szamotać i postanowiło w małym stopniu uwierzyć w słowa długouchej.
- Przepraszam pana, że tak wyrwałam do przodu po terenie pańskich włości - powiedziała ze skruchą wstając na równe nogi z zawiniętym w koszulę ptakiem na swych rękach i odwracając się w stronę wampira.
Dopiero na rozstaju odważyła się na nowo otworzyć swoje usta by dać słowom ulecieć w otaczającą obie kobiety przestrzeń i zabić tę ciszę, która wtedy zapanowała. Dość szybko się też ulotniła, nie czekając na żadną odpowiedź ze strony majordomuski w tej kwestii. Kiraie żwawo się od niej oddaliła, mając ogromną ochotę zapaść się pod ziemię, podejrzewając, że przez tamto pytanie straciła w oczach dhampirki, ale co się stało to się nie odstanie i nie ma co dalej tego tak przeżywać. Dopiero w znacznej odległości, niemal zewsząd otoczona kojącym pięknem i hipnotyzującym szumem lasu, zwolniła i postanowiła się nacieszyć tą chwilą, nie wiadomo było czy w najbliższym czasie będzie jej dane wyjść chociażby na dziedziniec zamczyska, a co dopiero do puszczy. Odetchnęła głęboko, uspokajając się i oddając w objęcia wszechobecnej gęstwiny, a także własnych rozmyślań.
Nie bardzo wierzyła w to jakim cudem udało jej się z powrotem wrócić na ścieżkę, a nawet pod samą bramę otaczającego posesję Barbarossy muru, po tym jak zagłębiła się w las aby zbadać źródło dźwięku, jaki wydawał z siebie zaplątany w liany ptak. Bardzo się jednak cieszyła, że nie musiała złudnie oczekiwać pomocy w tej gęstwinie, kiedy słońce zaszło, ponieważ nawet leśna elfka nie poradzi sobie ze wszystkimi stworami wychodzącymi po zmroku w takich miejscach na żer. Stojąc przed bramą przypatrywała się z uwagą dwóm uzbrojonym, kamiennym potworom, które strzegły wejścia na teren ostatniego z trójki niesławnych kapitanów pirackich.
- Przyprawiają mnie o dreszcze, ale żal mi ich - odpowiedziała zbyt zmęczona dzisiejszym dniem by wzdrygnąć się jego nagłym odezwaniem. Poza tym paradoksalnie czuła się bezpieczniejsza w towarzystwie tego niebezpiecznego mężczyzny. Dłonią delikatnie przetarła szkaradny pysk jednego z gargulców, a kiedy musnęła o rękę kapitana, która również dotknęła głowy figury, od razu swoją zabrała rumieniąc się na twarzy i uciekając spojrzeniem w bok szepcząc pod nosem bardzo cichutkie "przepraszam". Nie mogła jednak nie spojrzeć na nieumarłego kiedy zdradził jej powód swojego zniknięcia. Wtedy elfka wniosła na niego swoje pistacjowe oczy z niemałym zaskoczeniem rysującym się na twarzy, niedowierzaniem, a także odrobiną złości na ojca za to co zrobił.
- Przykro mi z powodu śmierci pańskich ludzki, panie kapitanie. - Powiedziała ze szczerym smutkiem w swoim głosie i spuściła głowę. Czuła, że to było kolejną rzeczą, przez którą przywódca Nautiliusa powinien ją nienawidzić, albo nie raz okazać wobec niej swoją wrogość. Nie zasługiwała na dobroć i łagodność jaką wampir ją obdarzał i całkowicie nie rozumiała tego zachowania u niego. - Mogłabym przyjść na ich pogrzeb, jeśli już się nie odbył? - zapytała podnosząc na niego zeszklone oczy, jakby zaraz miała uronić z nich łzy.
Kiedy weszli do zaniedbanego ogrodu, a przede wszystkim do fontanny, będącym pomnikiem ku pamięci żony licha, pirackiego "ojca" Barbarossy, nie mogła już dłużej w sobie dusić smutku, który w tym właśnie momencie się uzewnętrznił i wyglądał jakby również płakało serce dziewczyny oraz jej dusza, nie tylko samo ciało.
- Nie szokiem, panie kapitanie, lecz prawdziwą udręką i wielkim smutkiem - mruknęła niewyraźnie starając się pozbierać, albo chociaż opanować płacz. - Jeśli będzie mi wolno opuszczać komnatę, w której będę miała przebywać, a w szczególności ściany pańskiego domu, to czy mogłabym spróbować ożywić choć mały kwadrat pańskiego ogrodu? Obiecuję, że jeśli mi się za pierwszym razem nie uda wskrzesić jego dawnego piękna, od razu tego zaprzestanę. - Spojrzała na niego z nadzieją, bo taką miała, iż uda jej się przywrócić i wydobyć prawdziwy urok tego miejsca.
Po jakimś czasie poszli dalej i, opanowana już Kiraie, była ogromnie zdumiona ujrzawszy zadbany staw ukrywany pod zasłoną jakie płaczące wierzby tworzyły swoimi gałęziami. Miejsce to miało swoją tajemniczą i dość niepokojącą aurę, na którą nie zwracała szczególnej uwagi, a nawet zbliżyła się kilka kroków z błyskiem zainteresowania w oczach kiedy poinformowano ją, że jest to dom syren. Zaraz się jednak cofnęła, nieco skrywając się za ramieniem mężczyzny, po usłyszeniu, że wbrew pozorom jest to równie zdradliwe, co niebezpieczne miejsce, do którego postanowiła się nie zbliżać, choćby w towarzystwie tak silnej i charyzmatycznej osoby jak Barbarossa.
- Czyli nie mam co liczyć na jego pomoc - westchnęła ciężko z rezygnacją, mówiąc to do siebie i zaraz poszła dalej za swoim gospodarzem, którego ani nie wyprzedzała, ani nie szła z nim na równi, gdyż to mogłoby zostać źle odebrane przez jego służbę i innych osób przebywających w zamku.
Kiedy tak szli dalej znów słyszała przeraźliwe skrzeczenie, tym razem nie traciła niepotrzebnego czasu na analizowanie tego dźwięku, tylko od razu puściła się biegiem wymijając wampira i rzucając mu przez ramię przepraszające spojrzenie za to, że nie może na niego poczekać. Feniksowaty, tęczowy ptak, można by rzec - rajski, trzepocząc jak oszalały jednym skrzydłem co rusz naskakiwał i odbijał się od muru po stronie ogrodu Barbarossy, starając się jak najszybciej znaleźć po drugiej stronie, samemu jeszcze nie rozumiejąc jak to się stało, że w ogóle się tu znalazł skoro chciał odlecieć do swojego gniazda nieopodal gór. W swoich poczynaniach w ogóle nie zwrócił uwagi na zbliżającą się elfkę, która szybko zorientowała się, że drugie skrzydło pierzasty musi mieć uszkodzone. Nie mogąc czekać na towarzysza, Kiraie zareagowała instynktownie i spontanicznie, tak jak zawsze uczyła ją matka - zdjęła z siebie koszulę, zostając w samym skórzanym, niezbyt ciasnym, a przy tym bardzo wygodnym i niekrępującym ruchów gorsecie, a białe odzienie zarzuciła prędko na kolorowe stworzenie, które owinęła tkaniną i mocno przytrzymała przy swojej klatce piersiowej, uważając aby nie zostać podziobaną. Jednocześnie szeptała cicho do ptaka, chcąc jej uspokoić i zapewnić, że ona mu tylko pomoże. Ptaszydło było bardzo uparte i zaciekłe, ale przestało się szamotać i postanowiło w małym stopniu uwierzyć w słowa długouchej.
- Przepraszam pana, że tak wyrwałam do przodu po terenie pańskich włości - powiedziała ze skruchą wstając na równe nogi z zawiniętym w koszulę ptakiem na swych rękach i odwracając się w stronę wampira.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
Gdy na niego spojrzała, wszystkie emocje goszczące na jej twarzy, mógł odczytać, jak z otwartej księgi. Zakłopotanie, dziwna nuta lęku, żalu oraz współczucie zniekształcone przez... zauroczenie? Tak, to musiało być to, bo cóż by innego kazało rumieńcom zalać policzki na jej drobniutkiej twarzy pełnej wdzięku. Barbarossa uśmiechnął się w duchu i w rzeczywistości, uniósł dłoń i dotknął chłodnym metalem podbródka elfki, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.
- Rumienisz się - stwierdził z satysfakcją w głosie, dając upust młodzieńczemu zapałowi i fascynacji kobietami. - I tym razem mnie nie zwiedziesz. Na okręcie mogłaś udawać, ale tutaj w świetle pierwszych gwiazd, gdy jesteśmy sami dobrze widzę te wypieki. I muszę przyznać, że ślicznie ci z nimi. Ciekawi mnie tylko czemu już nie widzę w twoich oczach strachu, który towarzyszył ci na Nautiliusie. Tam byłaś więźniem w takim samym stopniu, co jesteś nim tutaj, lecz już się nie boisz. Czyżbyś uznała, że przy bezdusznym piracie, za jakiego uchodzę, czujesz się bezpieczniejsza niż na ulicach Leonii, gdzie towarzyszy ci ojcowska eskorta?
Pewność siebie, która emanowała z kapitana mogła być dla sytuacji zgubna w skutkach. W jednej chwili, jak za dotknięciem różdżki, Kiraie mogła się obrazić, uciec lub postąpić wyjątkowo głupio, sięgając po sztylet, który jej zabrał, a następnie podarował podczas pamiętnego tańca przy ognisku. Wtedy też pierwszy raz Caster znalazł się tak blisko dziewczyny, iż poczuł, że zaczyna ją lubić. Hardy charakterek, upartość osła, w jej oczach widział młodego siebie. Teraz zaś, mając za świadków kamiennych gargulców, śpiących strażników bramy w wampirze rodziły się cienie pożądania, a obiektem ich była właśnie Kiraie. Zdawał sobie oczywiście sprawę z konsekwencji swoich odczuć. Gdyby ją skrzywdził, Awerker wyrwałby mu serce, a ciało rzuciłby w ogień, kończąc erę piractwa raz na zawsze. Mimo to wierzył, że dziewczyna nie zrobi nic, co mogłoby jej zaszkodzić. Ufał jej na tyle, by dać broń, lecz jeszcze nie dość, by pozwolić samej krzątać się po wyspie.
- Dziękuję za słowa współczucia, ale obawiam się, że na pogrzeby i stypy jest już za późno. Ciała trytonów spoczęły w jaskiniach pod wyspą, zgodnie z rytuałem ich rasy i tego miejsca, czego mój bosman osobiście dopilnował. Staram się jednak myśleć, że nie zginęli na próżno, że jest to kolejny ruch na szachownicy w partii pomiędzy mną, a Rionem. Twój ojciec to przebiegły i doświadczony gracz, by go pokonać muszę być jeszcze lepszy. W tym celu albo zacznę ćwiczyć, albo kantować - powiedział kapitan, wznawiając wędrówkę po swoim ogrodzie, który z kroku na krok robił się coraz bardziej dziki i zaniedbany. Drzewa gęsto porastały bluszcze, a trawy kładły się pod własnym ciężarem, odsłaniając kolejne omszałe rzeźby, kolumny i ozdobne głazy. Mając w pamięci obraz fontanny z dni świetności, kiedy to krystalicznie czysta woda opływała marmurowy murek i ze słońcem do pary rozprzestrzeniała tęczę nad różami, Barbarossa spojrzał na Kiraie i uśmiechnął się dość podstępnie.
- Jeśli takie jest twoje życzenie - zaczął, zrywając uschnięty kwiat, który skruszył się w jego dłoni i rozwiał na wietrze. - Proszę bardzo. Możesz spróbować, ale ostrzegam, że nie będzie to łatwe. Ogród jest stary i zgoła wiek nikt już o niego nie dba. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, po za jedną, moją małą prośbą. Zaczniesz od fontanny. Powinna znów błyszczeć bielą, otoczona czerwienią, żółcią, błękitem i czernią róż, a kruk na postumencie powinien znów radośnie odbijać promienie słońca. O pomoc możesz w każdej chwili zgłosić się do Raven.
- Nic się nie stało - oznajmił spokojnie kapitan, przecinając dzielący go od elfki pas mroku i stając obok niej dokładnie w tej samej chwili, kiedy ptak skończył szamotaninę. Barbarossa powstrzymał się od komentarzy i uwag na temat tego zajścia, dając Kiraie wolną rękę w sprawie rannego stworzenia. Jego los mało go obchodził, ale najwyraźniej dziewczyna miała więcej współczucia dla istot, z którymi dzielili ten świat. Nie zamierzał jej w tej kwestii odmawiać.
Jego wzrok zatrzymał się jednak na czymś innym - smukłej sylwetce gościa, która pozbawiona wierzchniego okrycia, sama prosiła się o podziwianie. Gorset w połączeniu z obcisłymi spodniami komponował się bardzo ładnie i pobudzał wyobraźnię, którą akurat wampir miał znacznie ożywioną, odkąd miał okazję objąć dziewczynę podczas tańca. Przed oczami mignęły mu nawet te wszystkie dni, od kiedy ostatni raz był z kobietą. Jakąkolwiek i wyszło mu ich niespełna trzysta.
Dwór Barbarossy na Wyspie Czaszek był tradycyjną, szlachecką rezydencją, zbudowaną w stylu mauriańskim. Szary kamień przeplatał się tu z ciemnym brązem dębów i czernią bzów oraz wykończeniami z malowanymi na srebro łączeń. Front posiadłości tworzyło osiem strzelistych kolumn, na dwóch osadzono dach z bordowych dachówek, reszta tworzyła elewację. Pomiędzy nimi błyszczały zasłonięte kotarami okna, każde zwieńczone marmurowym gzymsem. Licząc od lewej było ich około dwudziestu pięciu. Dwór posiadał trzy piętra, z zewnątrz niczym się od siebie nie różniące. Ściany pokrywała ciemna farba, silnie kontrastująca z jasnymi kolumnami. Nad wszystkim czuwał szeroki dach, z którego ku niebu wyciągały się trzy duże, ceglane kominy i kilka mniejszych. Do środka prowadziły mosiężne drzwi, na których widniały ryciny przedstawiające rozwiniętą winorośl. To właśnie one stanowiły zakończenie tej wędrówki.
- Zanim wejdziemy - Kapitan położył dłoń na dużej klamce w kształcie kociego pyska i pchnął ciężkie skrzydło. - Muszę przedstawić pewne zasady. Bez nich nie byłoby to miejsce należytym więzieniem. Po pierwsze nie wolno ci wyjść po za mury dworu. Bramy nikt nie zamyka, nikt też jej nie pilnuje, ale będziesz pod stałą obserwacją, nawet tego nieświadoma. Dla bezpieczeństwa oczywiście. Po drugie, nie zbliżaj się do stawu syren bez opieki mojej, Raven lub Rafaela. Po trzecie, po drugiej stronie dworu znajduje się ścieżka nad klif, z którego widać ocean. Gdybyś chciała go kiedykolwiek popodziwiać, uważaj, by nie spaść. Po czwarte staraj się nie przeszkadzać zbytnio innym domownikom. Nie ma ich tu co prawda zbyt wielu, ale wszyscy lubią mieć spokój. Jeśli będziesz mieć pytania, zażalenia, prośby to kieruj je do Raven lub bezpośrednio do mnie.
- Rumienisz się - stwierdził z satysfakcją w głosie, dając upust młodzieńczemu zapałowi i fascynacji kobietami. - I tym razem mnie nie zwiedziesz. Na okręcie mogłaś udawać, ale tutaj w świetle pierwszych gwiazd, gdy jesteśmy sami dobrze widzę te wypieki. I muszę przyznać, że ślicznie ci z nimi. Ciekawi mnie tylko czemu już nie widzę w twoich oczach strachu, który towarzyszył ci na Nautiliusie. Tam byłaś więźniem w takim samym stopniu, co jesteś nim tutaj, lecz już się nie boisz. Czyżbyś uznała, że przy bezdusznym piracie, za jakiego uchodzę, czujesz się bezpieczniejsza niż na ulicach Leonii, gdzie towarzyszy ci ojcowska eskorta?
Pewność siebie, która emanowała z kapitana mogła być dla sytuacji zgubna w skutkach. W jednej chwili, jak za dotknięciem różdżki, Kiraie mogła się obrazić, uciec lub postąpić wyjątkowo głupio, sięgając po sztylet, który jej zabrał, a następnie podarował podczas pamiętnego tańca przy ognisku. Wtedy też pierwszy raz Caster znalazł się tak blisko dziewczyny, iż poczuł, że zaczyna ją lubić. Hardy charakterek, upartość osła, w jej oczach widział młodego siebie. Teraz zaś, mając za świadków kamiennych gargulców, śpiących strażników bramy w wampirze rodziły się cienie pożądania, a obiektem ich była właśnie Kiraie. Zdawał sobie oczywiście sprawę z konsekwencji swoich odczuć. Gdyby ją skrzywdził, Awerker wyrwałby mu serce, a ciało rzuciłby w ogień, kończąc erę piractwa raz na zawsze. Mimo to wierzył, że dziewczyna nie zrobi nic, co mogłoby jej zaszkodzić. Ufał jej na tyle, by dać broń, lecz jeszcze nie dość, by pozwolić samej krzątać się po wyspie.
- Dziękuję za słowa współczucia, ale obawiam się, że na pogrzeby i stypy jest już za późno. Ciała trytonów spoczęły w jaskiniach pod wyspą, zgodnie z rytuałem ich rasy i tego miejsca, czego mój bosman osobiście dopilnował. Staram się jednak myśleć, że nie zginęli na próżno, że jest to kolejny ruch na szachownicy w partii pomiędzy mną, a Rionem. Twój ojciec to przebiegły i doświadczony gracz, by go pokonać muszę być jeszcze lepszy. W tym celu albo zacznę ćwiczyć, albo kantować - powiedział kapitan, wznawiając wędrówkę po swoim ogrodzie, który z kroku na krok robił się coraz bardziej dziki i zaniedbany. Drzewa gęsto porastały bluszcze, a trawy kładły się pod własnym ciężarem, odsłaniając kolejne omszałe rzeźby, kolumny i ozdobne głazy. Mając w pamięci obraz fontanny z dni świetności, kiedy to krystalicznie czysta woda opływała marmurowy murek i ze słońcem do pary rozprzestrzeniała tęczę nad różami, Barbarossa spojrzał na Kiraie i uśmiechnął się dość podstępnie.
- Jeśli takie jest twoje życzenie - zaczął, zrywając uschnięty kwiat, który skruszył się w jego dłoni i rozwiał na wietrze. - Proszę bardzo. Możesz spróbować, ale ostrzegam, że nie będzie to łatwe. Ogród jest stary i zgoła wiek nikt już o niego nie dba. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, po za jedną, moją małą prośbą. Zaczniesz od fontanny. Powinna znów błyszczeć bielą, otoczona czerwienią, żółcią, błękitem i czernią róż, a kruk na postumencie powinien znów radośnie odbijać promienie słońca. O pomoc możesz w każdej chwili zgłosić się do Raven.
- Nic się nie stało - oznajmił spokojnie kapitan, przecinając dzielący go od elfki pas mroku i stając obok niej dokładnie w tej samej chwili, kiedy ptak skończył szamotaninę. Barbarossa powstrzymał się od komentarzy i uwag na temat tego zajścia, dając Kiraie wolną rękę w sprawie rannego stworzenia. Jego los mało go obchodził, ale najwyraźniej dziewczyna miała więcej współczucia dla istot, z którymi dzielili ten świat. Nie zamierzał jej w tej kwestii odmawiać.
Jego wzrok zatrzymał się jednak na czymś innym - smukłej sylwetce gościa, która pozbawiona wierzchniego okrycia, sama prosiła się o podziwianie. Gorset w połączeniu z obcisłymi spodniami komponował się bardzo ładnie i pobudzał wyobraźnię, którą akurat wampir miał znacznie ożywioną, odkąd miał okazję objąć dziewczynę podczas tańca. Przed oczami mignęły mu nawet te wszystkie dni, od kiedy ostatni raz był z kobietą. Jakąkolwiek i wyszło mu ich niespełna trzysta.
Dwór Barbarossy na Wyspie Czaszek był tradycyjną, szlachecką rezydencją, zbudowaną w stylu mauriańskim. Szary kamień przeplatał się tu z ciemnym brązem dębów i czernią bzów oraz wykończeniami z malowanymi na srebro łączeń. Front posiadłości tworzyło osiem strzelistych kolumn, na dwóch osadzono dach z bordowych dachówek, reszta tworzyła elewację. Pomiędzy nimi błyszczały zasłonięte kotarami okna, każde zwieńczone marmurowym gzymsem. Licząc od lewej było ich około dwudziestu pięciu. Dwór posiadał trzy piętra, z zewnątrz niczym się od siebie nie różniące. Ściany pokrywała ciemna farba, silnie kontrastująca z jasnymi kolumnami. Nad wszystkim czuwał szeroki dach, z którego ku niebu wyciągały się trzy duże, ceglane kominy i kilka mniejszych. Do środka prowadziły mosiężne drzwi, na których widniały ryciny przedstawiające rozwiniętą winorośl. To właśnie one stanowiły zakończenie tej wędrówki.
- Zanim wejdziemy - Kapitan położył dłoń na dużej klamce w kształcie kociego pyska i pchnął ciężkie skrzydło. - Muszę przedstawić pewne zasady. Bez nich nie byłoby to miejsce należytym więzieniem. Po pierwsze nie wolno ci wyjść po za mury dworu. Bramy nikt nie zamyka, nikt też jej nie pilnuje, ale będziesz pod stałą obserwacją, nawet tego nieświadoma. Dla bezpieczeństwa oczywiście. Po drugie, nie zbliżaj się do stawu syren bez opieki mojej, Raven lub Rafaela. Po trzecie, po drugiej stronie dworu znajduje się ścieżka nad klif, z którego widać ocean. Gdybyś chciała go kiedykolwiek popodziwiać, uważaj, by nie spaść. Po czwarte staraj się nie przeszkadzać zbytnio innym domownikom. Nie ma ich tu co prawda zbyt wielu, ale wszyscy lubią mieć spokój. Jeśli będziesz mieć pytania, zażalenia, prośby to kieruj je do Raven lub bezpośrednio do mnie.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Była bardzo zakłopotana przez to, że musnęła swoją dłonią, tę należącą do Barbarossy i rumieniąc się cały czas zastanawiała się nad tym jaki temat rozmowy rozpocząć by odwrócić uwagę wampira od tego incydentu, jednakże on był szybszy i nie dał jej szansy się "wybronić". Dziewczyna zadrżała kiedy chłodny metal dotknął jej ciepłego podbródka, nie było to jednak wynikiem lęku, a jedynie dużej różnicy temperatur. Zasępiła się także przy tym i ujmując delikatnie protezę gospodarza, opuściła jego rękę jeszcze bardziej zawstydzona i smutna w pewnym stopniu. Ten błękitnooki nieumarły nie potrzebował jej współczucia odnośnie swojego kalectwa, na które nie zwracał uwagi i nie powinna mu o tym przypominać, jednakże tak bardzo było jej przykro z powodu utraty przez niego części kończyny, że nie mogła tego zignorować. Miał jedynie nadzieję, iż z czasem i ona o tym zapomni.
- Sądzę, że ma pan duszę - powiedziała hardo, jednakże nie poparła tego kłębiącym się w jej myślach argumentem, że gdyby jej nie miał, nie obchodziłby go los własnej załogi, a przede wszystkim przez to konflikt wampira i admirała przypominał dziecięce podchody, albo niepewne czajenie się na ofiarę, tak by ją dopaść, ale nie doznać przy tym żadnej szkody i się nie ubrudzić za bardzo. - I ma pan rację, wiem, że to paradoks czuć się bezpiecznie przy swoim porywaczu, ale... - zgadzając się z nim w tej sprawie znów się wyraźnie speszyła i uciekła w bok spojrzeniem z tych oszałamiających oczu przypominających spokojny, bezkresny ocean, jednakże uśmiechnęła się do niego ciepło i szczerze, zerkając z zawstydzeniem kątem oka.
- Oh - odpowiedziała jedynie ze smutkiem na oświadczenie, że trytony już odprawiły ceremonię pogrzebową. Nie drążąc dalej tematu i podejmując się dalszej wędrówki za mężczyzną po jego ogrodzie, czując się strasznie głupio choć nie rozumiała do końca dlaczego.
Humor jej się jednak diametralne poprawił kiedy Barbarossa zezwolił jej na podjęcie próby "wskrzeszenia" zielonego terenu okalającego potężny dom nieumarłego. Jej radość była ogromna, nawet nie dostrzegła przez to podstępnego uśmieszku jaki wpełzł na jego twarz, jednakże wyciszyła się, gdy wampir wyszedł ze swoją prośbą do dziewczyny. - Aj aj, panie kapitanie! - Omal się nie posiadła ze szczęścia i zerkając raz jeszcze na fontannę, sama doszła do wniosku, że przywrócenie życia temu miejscu należałoby zacząć właśnie od niej. Barbarossa nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jak wielką przyjemność, a także zaszczyt, uczynił elfce w zezwoleniu aby to ona postarała się zadbać o ten ogród. Choć w sumie mógł się domyślić ile to dla niej znaczyło, kiedy Kiraie z wdzięczności zbliżyła się wolno do niego, aby nie zareagował nieprzewidywanie w jakiś gwałtowny sposób i lekko cmoknęła go w policzek. Po tym, kiedy znalazła się na wyciągnięcie ręki od niego, uśmiechnęła się do niego ciepło, z migoczącym w kącikach pistacjowych oczu, skroplonym szczęściem. Oczywiście, nie mogło zabraknąć różowych plam na jej delikatnie opalonej skórze. Serce też jej biło jak oszalałe. Nie mogła się już dłużej oszukiwać, w tym niebezpiecznym, tajemniczym, ale również bardzo przyciągającym ją do siebie mężczyźnie było coś przez co długoucha straciła zdrowy rozsądek i była nim zauroczona.
Kiraie trzymała na rękach opatulonego w swoją koszulę "rajskiego" ptaka, który z równą niechęcią i obojętnością spoglądał na pirata oczami w kolorze soczystego fioletu. Admiralska córka poczuła się nieswojo i nieco się zaniepokoiła. Może przez brak komentarza ze strony gospodarza? A może przez atmosferę jaka się zawiązała w pobliżu pierzastego i wampira? Była zagubiona, zwątpiła czy dobrze zrobiła oferując pomoc nieproszonemu gościowi na posesji władcy piratów Jadeitowego Oceanu, ale nie mogła tak o zostawić męczącego się ptaka. Przez tą niepewność nie znalazła też w sobie odwagi by zapytać Barbarossę, czy nie przysłałby do tęczowego "feniksa" Rafaela. Ona nie znała się za bardzo na leczeniu, co najwyżej mogła udzielić pierwszej pomocy, albo podać mieszankę ziołową dla przyspieszenia regeneracji. Naprawdę zrobiło jej się wtedy bardzo niekomfortowo i bardziej przytuliła do siebie zwierze, które zamierzała wypuścić na wolność kiedy wydobrzeje.
- Przepraszam panie... - powtórzyła cicho, z niepokojem i poczłapała dalej, tym razem idąc nieco za właścicielem tej rezydencji.
Po zbliżeniu się do budynku jej niepokój jeszcze wzrósł, ale mieszał się razem z fascynacją. Nigdy nie była w Maurii, a wszystko co o niej słyszała nie należało do napawających optymizmem informacji, tym bardziej stanowczo nie zachęcały do odwiedzenia tego państwa. Dlatego też taki rodzaj architektury był dla niej czymś nowym i niezwykle ciekawym. Choć Kiraie nigdy nie była w kraju nieumarłych, miała dziwne wrażenie, że ten dom posiada urok charakterystyczny właśnie dla tamtego regionu. Robił wrażenie. Przełknęła z obawą ślinę kiedy kapitan się gwałtownie zatrzymał niemal u samego progu, a jeszcze bardziej nagle - odezwał. Ptak zaskrzeczał papuzio kiedy go przez przypadek ścisnęła mocniej, ale nie zareagował agresją widząc jej zdenerwowanie.
- Dobrze, panie kapitanie. Obiecuję, że nie będę sprawiać kłopotów, ani nie uczynię niczego coby te kłopoty ściągnęły na pana, albo na któregoś z pańskich ludzi. - Odparła nieco spokojniejsza, ale wciąż była spięta, jak również zmęczona. Z powodu tej kumulacji zrezygnowała nawet z prośby czy mogłaby posadzić morką lilię, która od niego dostała, przy syrenim stawie, aby chociaż w taki sposób oddać cześć poległym trytonom. Z drugiej strony była więźniem, nie miała prawa o nic prosić, a że była teraz w jego domu, nie mogła też go dalej traktować tak przyjacielsko i się spoufalać. Barbarossa mógłby przez coś takiego stracić swój autorytet u służących, a to by sprawiło, że Kiraie złamałaby szybciej swoją obietnicę, niż by się tego spodziewała.
- Sądzę, że ma pan duszę - powiedziała hardo, jednakże nie poparła tego kłębiącym się w jej myślach argumentem, że gdyby jej nie miał, nie obchodziłby go los własnej załogi, a przede wszystkim przez to konflikt wampira i admirała przypominał dziecięce podchody, albo niepewne czajenie się na ofiarę, tak by ją dopaść, ale nie doznać przy tym żadnej szkody i się nie ubrudzić za bardzo. - I ma pan rację, wiem, że to paradoks czuć się bezpiecznie przy swoim porywaczu, ale... - zgadzając się z nim w tej sprawie znów się wyraźnie speszyła i uciekła w bok spojrzeniem z tych oszałamiających oczu przypominających spokojny, bezkresny ocean, jednakże uśmiechnęła się do niego ciepło i szczerze, zerkając z zawstydzeniem kątem oka.
- Oh - odpowiedziała jedynie ze smutkiem na oświadczenie, że trytony już odprawiły ceremonię pogrzebową. Nie drążąc dalej tematu i podejmując się dalszej wędrówki za mężczyzną po jego ogrodzie, czując się strasznie głupio choć nie rozumiała do końca dlaczego.
Humor jej się jednak diametralne poprawił kiedy Barbarossa zezwolił jej na podjęcie próby "wskrzeszenia" zielonego terenu okalającego potężny dom nieumarłego. Jej radość była ogromna, nawet nie dostrzegła przez to podstępnego uśmieszku jaki wpełzł na jego twarz, jednakże wyciszyła się, gdy wampir wyszedł ze swoją prośbą do dziewczyny. - Aj aj, panie kapitanie! - Omal się nie posiadła ze szczęścia i zerkając raz jeszcze na fontannę, sama doszła do wniosku, że przywrócenie życia temu miejscu należałoby zacząć właśnie od niej. Barbarossa nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jak wielką przyjemność, a także zaszczyt, uczynił elfce w zezwoleniu aby to ona postarała się zadbać o ten ogród. Choć w sumie mógł się domyślić ile to dla niej znaczyło, kiedy Kiraie z wdzięczności zbliżyła się wolno do niego, aby nie zareagował nieprzewidywanie w jakiś gwałtowny sposób i lekko cmoknęła go w policzek. Po tym, kiedy znalazła się na wyciągnięcie ręki od niego, uśmiechnęła się do niego ciepło, z migoczącym w kącikach pistacjowych oczu, skroplonym szczęściem. Oczywiście, nie mogło zabraknąć różowych plam na jej delikatnie opalonej skórze. Serce też jej biło jak oszalałe. Nie mogła się już dłużej oszukiwać, w tym niebezpiecznym, tajemniczym, ale również bardzo przyciągającym ją do siebie mężczyźnie było coś przez co długoucha straciła zdrowy rozsądek i była nim zauroczona.
Kiraie trzymała na rękach opatulonego w swoją koszulę "rajskiego" ptaka, który z równą niechęcią i obojętnością spoglądał na pirata oczami w kolorze soczystego fioletu. Admiralska córka poczuła się nieswojo i nieco się zaniepokoiła. Może przez brak komentarza ze strony gospodarza? A może przez atmosferę jaka się zawiązała w pobliżu pierzastego i wampira? Była zagubiona, zwątpiła czy dobrze zrobiła oferując pomoc nieproszonemu gościowi na posesji władcy piratów Jadeitowego Oceanu, ale nie mogła tak o zostawić męczącego się ptaka. Przez tą niepewność nie znalazła też w sobie odwagi by zapytać Barbarossę, czy nie przysłałby do tęczowego "feniksa" Rafaela. Ona nie znała się za bardzo na leczeniu, co najwyżej mogła udzielić pierwszej pomocy, albo podać mieszankę ziołową dla przyspieszenia regeneracji. Naprawdę zrobiło jej się wtedy bardzo niekomfortowo i bardziej przytuliła do siebie zwierze, które zamierzała wypuścić na wolność kiedy wydobrzeje.
- Przepraszam panie... - powtórzyła cicho, z niepokojem i poczłapała dalej, tym razem idąc nieco za właścicielem tej rezydencji.
Po zbliżeniu się do budynku jej niepokój jeszcze wzrósł, ale mieszał się razem z fascynacją. Nigdy nie była w Maurii, a wszystko co o niej słyszała nie należało do napawających optymizmem informacji, tym bardziej stanowczo nie zachęcały do odwiedzenia tego państwa. Dlatego też taki rodzaj architektury był dla niej czymś nowym i niezwykle ciekawym. Choć Kiraie nigdy nie była w kraju nieumarłych, miała dziwne wrażenie, że ten dom posiada urok charakterystyczny właśnie dla tamtego regionu. Robił wrażenie. Przełknęła z obawą ślinę kiedy kapitan się gwałtownie zatrzymał niemal u samego progu, a jeszcze bardziej nagle - odezwał. Ptak zaskrzeczał papuzio kiedy go przez przypadek ścisnęła mocniej, ale nie zareagował agresją widząc jej zdenerwowanie.
- Dobrze, panie kapitanie. Obiecuję, że nie będę sprawiać kłopotów, ani nie uczynię niczego coby te kłopoty ściągnęły na pana, albo na któregoś z pańskich ludzi. - Odparła nieco spokojniejsza, ale wciąż była spięta, jak również zmęczona. Z powodu tej kumulacji zrezygnowała nawet z prośby czy mogłaby posadzić morką lilię, która od niego dostała, przy syrenim stawie, aby chociaż w taki sposób oddać cześć poległym trytonom. Z drugiej strony była więźniem, nie miała prawa o nic prosić, a że była teraz w jego domu, nie mogła też go dalej traktować tak przyjacielsko i się spoufalać. Barbarossa mógłby przez coś takiego stracić swój autorytet u służących, a to by sprawiło, że Kiraie złamałaby szybciej swoją obietnicę, niż by się tego spodziewała.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
- Sądzisz, że mam duszę - powtórzył za nią cicho przyjaznym tonem, starając się nie zabrzmieć sztucznie i szyderczo w stosunku do jej komplementu. Wciąż bowiem nie rozumiał dlaczego córka jego największego wroga, porwana i zniewolona, okazuje mu tak grube nici sympatii, że można by z nich uszyć nie jeden sweter. Barbarossa był wyjętym spod prawa mordercą, napadał na statki, rabował, a tych, którzy mu się sprzeciwiali przywiązywał do kamienia i wyrzucał za burtę. Pod żadnym pozorem nie zasługiwał na łaski, akty współczucia oraz sympatię. A jednak ją otrzymywał i to od kobiety, która znała go przede wszystkim od tej najgorszej strony, figurującej w opowieściach, jakimi pewnie raczył ją ojciec. Zastanawiające było również i jego postępowanie w tej kwestii. Zamiast zamknąć Kiraie w kajucie, a następnie w jakiejś celi bez dostępu do słońca, on robił wszystko, by nie ograniczać jej wolności i kontaktu ze światem. W żaden sposób starał się nie traktować jej jak więźnia i nie chciał, by spotkała ją tutaj krzywda. Nawet jeśli była kolejną z kobiet, która wpadła mu w ręce dla uzyskania okupu i rozsławienia swojej osoby.
- Odważne stwierdzenie w ustach kogoś, kogo przyszły los jest straszną i zagmatwaną zagadką - dokończył swoją myśl, a następnie zrobił coś, czego sam się nie spodziewał. Ujmując dłoń elfki, wampir zaśmiał się podstępnie i przyciągnął ją do siebie, uważając by nie zmiażdżyć przez przypadek kolorowego ptaka w jej ramionach. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, a oczy zabłyszczały pożądaniem, gdy obejmował spojrzeniem najpierw sylwetkę, a potem twarz swojego gościa. - A gdybym właśnie w tej chwili postanowił okazać się ostatnim draniem i pokazać ci się z tej najgorszej strony? I nie mówię tu o wzięciu twojego ciała siłą, ponieważ nigdy nie skrzywdziłbym w ten sposób kobiety. Nawet jeśli jest tak śliczna, jak ty. Załóżmy jednak, że na pstryknięcie palcami kogoś zabiję, każę torturować albo wsiądę na Nautiliusa i popłynę na rubież, to czy nadal twoje piękne, pistacjowe oczy będą dostrzegać we mnie duszę?
Teatrzyk wampira może i nie był najwybitniejszy, ale powinien pokazać elfce, z kim ma tak naprawdę doczynienia, uświadomić jej, że jest tu bezpieczna i jednocześnie przynieść trochę rozbawienia gospodarzowi. Barbarossa nie chciał jej oczywiście straszyć, ze wszystkich rzeczy, które wymienił, dopuściłby się maksymalnie ostatniej trójki i to w sposób nie zagrażający bezpośrednio jej życiu i zdrowiu. W głowie nieumarłego wciąż jednak toczyła się walka o to, dlaczego tak stara się zaistnieć w oczach Kiraie. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że ruszyła ona jego zimne serce.
Wybuch radości na jej twarzy był o wiele przyjemniejszy dla oka niż wcześniejsze smutki i spływające strugami łzy. Barbarossa zrozumiał wtedy, że lubi ten uśmiech i chciałby go oglądać codziennie, bez względu na okoliczności. Niestety przeszkodą ku temu była jego pozycja. W Alaranii uchodził za banitę, zdrajcę, pirata i wroga publicznego, każde miasto na Jadeitowym Wybrzeżu miało przygotowaną szubienicę z jego imieniem i rozpalone do białości srebrne ostrze, jedyną broń mogącą sprawić, by śmierć była wyjątkowo bolesna. Na wyspie był z kolei panem i władcą, najlepszym żeglarzem, którego niosły fale i któremu nikt nie jest w stanie dorównać. Na swoim terenie to on stanowił prawo, był jego osobistym strażnikiem i osobą wykonującą. Tam był nikim, a tu niemal wszystkim. Kiraie natomiast należała do leońskiej elity, jako córka admirała tamtejszej floty miała przywileje iście królewskie, tłum służby na usługi, bogactwo i luksusowe życie. Przy niej Caster mógł wydawać się gorszy niż żebrak, choć życie wiódł o całe niebo i piekło lepsze. Gdyby nie piractwo byłby idealną dla dziewczyny partią, chociażby z racji szlacheckiego urodzenia i powiązania krwi z mauriańską, wampirzą rodziną tam panującą. Między nim, a Kiraie istniała jednak gruba na kilometry ściana, w jednym miejscu częściowo właśnie zatarta przez pocałunek. Barbarossa nie spodziewał się takiego zachowania u swojego gościa, do tego stopnia, że nawet nie zareagował. Stał tylko w lekkim szoku, patrząc na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Jej usta były przyjemnie chłodne, a przynajmniej takie wydały mu się, gdy dotknęły bladej skóry jego policzka. Przez plecy przeszedł przyjemny dreszcz, zmuszając wampira do chwilowego odwrócenia wzroku, by po chwili znów zakotwiczyć go na elfce.
- Czym sobie na to zasłużyłem? - zapytał, wysilając się na miły i szczery uśmiech.
Gdy drzwi rezydencji stanęły przed nimi otworem, kapitan gestem zaprosił dziewczynę do środka i niczym cień wślizgnął się za nią. Stanęli w długim korytarzu, ciemnym od czarno-brązowych ścian, oświetlanych jedynie pojedynczymi świecznikami na kolumnach. Buty zapadały się w miękkim dywanie z każdym krokiem, jaki kierowali w stronę pierwszego szeregu pomieszczeń. Dodatkowo towarzyszyły im puste spojrzenia, wydobywające się z wnętrz hełmów, stojących we wnękach i na stojakach zbroi.
- Posiadłość jest lepiej zadbana niż ogród - wyjaśnił pirat, wcale nie będąc dumnym z tego, że tylko część jego włości wygląda przyzwoicie. - Na parterze mieści się kuchnia, jadalnia, spiżarnia oraz pokoje służby. Jak wspomniałem nie jest ona liczna, ot dwaj kuzyni Kasina, mojego kucharza, trzy przyjaciółki Raven i jedna zjawa, którą zza grobu wyciągnął Kars Salamandra, gdy praktykował tutaj nekromancję. Nie mogąc jej przegnać, pozwoliliśmy jej tu zamieszkać. Jawi się jako młoda kobieta w białej sukni, owiana błękitną mgłą. Jest przyjazna i rozmowna.
Miejscem spożywania posiłków była duża, okrągła sala, której ściany pomalowane były na ciemny brąz, a sufit na granatowo, nakrapiany bielą niczym gwiazdy na niebie. Ścianę naprzeciw drzwi zdobiło wielkie, oszklone okno, a te po bokach obwieszone były najprzeróżniejszą bronią białą, jaką widział świat. Wśród szabel i szpad błyszczały glewie, a pomiędzy buzdyganami i kiścieniami dostrzec można było haki, włócznie i topory. Odbijając promienie wschodzącego księżyca, wszystkie oświetlały duży, okrągły stół i rozstawione dookoła chmary krzeseł dla domowników, służby i gości. Obite aksamitem meble były jednak puste.
- Z różnych powodów rzadko jadamy wspólnie, ale od czasu do czasu się zdarzy. Kuchnia pracuje non-stop, więc gdybyś zgłodniała wystarczy zawołać kucharza. Kasino nawet z pęku ziaren wyczaruje posiłek.
Dalsze oprowadzanie ciągnęło się przez schody i drugi korytarz na piętro, gdzie mieściły się pokoje domowników, oznaczone dzięki charakterystycznym ozdobom na drzwiach. I tak na przykład pokój Kasina zdobiły dwa kowalskie młoty w ogniu, pod którymi spał smok na górze złotych monet. Dalej lewitujący liść laurowy nad czaszką zamkniętą w alchemicznym flakonie i symbol żywiołu wody na klamce wskazywały prywatną przestrzeń Rafaela, a owinięty wodorostami nóż - Jokara, który miał tu swój azyl, lecz nie specjalnie z niego korzystał, jak wyjaśnił mężczyzna.
Mieściła się tu także obszerna biblioteka i przytulny salon z wielkimi fotelami i jeszcze większym kominkiem, w którym trzaskał ogień.
- Ty i twój nowy kolega zamieszkacie tutaj - powiedział Barbarossa, otwierając przed elfką drzwi z czarnego bzu. - Jak obiecałem, nie jest to zimna cela w piwnicy, ani klatka.
Następnie wampir przepuścił ją w progu i spokojnie zaczekał, aż Kiraie dostatecznie się rozejrzy.
- Odważne stwierdzenie w ustach kogoś, kogo przyszły los jest straszną i zagmatwaną zagadką - dokończył swoją myśl, a następnie zrobił coś, czego sam się nie spodziewał. Ujmując dłoń elfki, wampir zaśmiał się podstępnie i przyciągnął ją do siebie, uważając by nie zmiażdżyć przez przypadek kolorowego ptaka w jej ramionach. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, a oczy zabłyszczały pożądaniem, gdy obejmował spojrzeniem najpierw sylwetkę, a potem twarz swojego gościa. - A gdybym właśnie w tej chwili postanowił okazać się ostatnim draniem i pokazać ci się z tej najgorszej strony? I nie mówię tu o wzięciu twojego ciała siłą, ponieważ nigdy nie skrzywdziłbym w ten sposób kobiety. Nawet jeśli jest tak śliczna, jak ty. Załóżmy jednak, że na pstryknięcie palcami kogoś zabiję, każę torturować albo wsiądę na Nautiliusa i popłynę na rubież, to czy nadal twoje piękne, pistacjowe oczy będą dostrzegać we mnie duszę?
Teatrzyk wampira może i nie był najwybitniejszy, ale powinien pokazać elfce, z kim ma tak naprawdę doczynienia, uświadomić jej, że jest tu bezpieczna i jednocześnie przynieść trochę rozbawienia gospodarzowi. Barbarossa nie chciał jej oczywiście straszyć, ze wszystkich rzeczy, które wymienił, dopuściłby się maksymalnie ostatniej trójki i to w sposób nie zagrażający bezpośrednio jej życiu i zdrowiu. W głowie nieumarłego wciąż jednak toczyła się walka o to, dlaczego tak stara się zaistnieć w oczach Kiraie. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że ruszyła ona jego zimne serce.
Wybuch radości na jej twarzy był o wiele przyjemniejszy dla oka niż wcześniejsze smutki i spływające strugami łzy. Barbarossa zrozumiał wtedy, że lubi ten uśmiech i chciałby go oglądać codziennie, bez względu na okoliczności. Niestety przeszkodą ku temu była jego pozycja. W Alaranii uchodził za banitę, zdrajcę, pirata i wroga publicznego, każde miasto na Jadeitowym Wybrzeżu miało przygotowaną szubienicę z jego imieniem i rozpalone do białości srebrne ostrze, jedyną broń mogącą sprawić, by śmierć była wyjątkowo bolesna. Na wyspie był z kolei panem i władcą, najlepszym żeglarzem, którego niosły fale i któremu nikt nie jest w stanie dorównać. Na swoim terenie to on stanowił prawo, był jego osobistym strażnikiem i osobą wykonującą. Tam był nikim, a tu niemal wszystkim. Kiraie natomiast należała do leońskiej elity, jako córka admirała tamtejszej floty miała przywileje iście królewskie, tłum służby na usługi, bogactwo i luksusowe życie. Przy niej Caster mógł wydawać się gorszy niż żebrak, choć życie wiódł o całe niebo i piekło lepsze. Gdyby nie piractwo byłby idealną dla dziewczyny partią, chociażby z racji szlacheckiego urodzenia i powiązania krwi z mauriańską, wampirzą rodziną tam panującą. Między nim, a Kiraie istniała jednak gruba na kilometry ściana, w jednym miejscu częściowo właśnie zatarta przez pocałunek. Barbarossa nie spodziewał się takiego zachowania u swojego gościa, do tego stopnia, że nawet nie zareagował. Stał tylko w lekkim szoku, patrząc na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Jej usta były przyjemnie chłodne, a przynajmniej takie wydały mu się, gdy dotknęły bladej skóry jego policzka. Przez plecy przeszedł przyjemny dreszcz, zmuszając wampira do chwilowego odwrócenia wzroku, by po chwili znów zakotwiczyć go na elfce.
- Czym sobie na to zasłużyłem? - zapytał, wysilając się na miły i szczery uśmiech.
Gdy drzwi rezydencji stanęły przed nimi otworem, kapitan gestem zaprosił dziewczynę do środka i niczym cień wślizgnął się za nią. Stanęli w długim korytarzu, ciemnym od czarno-brązowych ścian, oświetlanych jedynie pojedynczymi świecznikami na kolumnach. Buty zapadały się w miękkim dywanie z każdym krokiem, jaki kierowali w stronę pierwszego szeregu pomieszczeń. Dodatkowo towarzyszyły im puste spojrzenia, wydobywające się z wnętrz hełmów, stojących we wnękach i na stojakach zbroi.
- Posiadłość jest lepiej zadbana niż ogród - wyjaśnił pirat, wcale nie będąc dumnym z tego, że tylko część jego włości wygląda przyzwoicie. - Na parterze mieści się kuchnia, jadalnia, spiżarnia oraz pokoje służby. Jak wspomniałem nie jest ona liczna, ot dwaj kuzyni Kasina, mojego kucharza, trzy przyjaciółki Raven i jedna zjawa, którą zza grobu wyciągnął Kars Salamandra, gdy praktykował tutaj nekromancję. Nie mogąc jej przegnać, pozwoliliśmy jej tu zamieszkać. Jawi się jako młoda kobieta w białej sukni, owiana błękitną mgłą. Jest przyjazna i rozmowna.
Miejscem spożywania posiłków była duża, okrągła sala, której ściany pomalowane były na ciemny brąz, a sufit na granatowo, nakrapiany bielą niczym gwiazdy na niebie. Ścianę naprzeciw drzwi zdobiło wielkie, oszklone okno, a te po bokach obwieszone były najprzeróżniejszą bronią białą, jaką widział świat. Wśród szabel i szpad błyszczały glewie, a pomiędzy buzdyganami i kiścieniami dostrzec można było haki, włócznie i topory. Odbijając promienie wschodzącego księżyca, wszystkie oświetlały duży, okrągły stół i rozstawione dookoła chmary krzeseł dla domowników, służby i gości. Obite aksamitem meble były jednak puste.
- Z różnych powodów rzadko jadamy wspólnie, ale od czasu do czasu się zdarzy. Kuchnia pracuje non-stop, więc gdybyś zgłodniała wystarczy zawołać kucharza. Kasino nawet z pęku ziaren wyczaruje posiłek.
Dalsze oprowadzanie ciągnęło się przez schody i drugi korytarz na piętro, gdzie mieściły się pokoje domowników, oznaczone dzięki charakterystycznym ozdobom na drzwiach. I tak na przykład pokój Kasina zdobiły dwa kowalskie młoty w ogniu, pod którymi spał smok na górze złotych monet. Dalej lewitujący liść laurowy nad czaszką zamkniętą w alchemicznym flakonie i symbol żywiołu wody na klamce wskazywały prywatną przestrzeń Rafaela, a owinięty wodorostami nóż - Jokara, który miał tu swój azyl, lecz nie specjalnie z niego korzystał, jak wyjaśnił mężczyzna.
Mieściła się tu także obszerna biblioteka i przytulny salon z wielkimi fotelami i jeszcze większym kominkiem, w którym trzaskał ogień.
- Ty i twój nowy kolega zamieszkacie tutaj - powiedział Barbarossa, otwierając przed elfką drzwi z czarnego bzu. - Jak obiecałem, nie jest to zimna cela w piwnicy, ani klatka.
Następnie wampir przepuścił ją w progu i spokojnie zaczekał, aż Kiraie dostatecznie się rozejrzy.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Coś w tonie wampira sprawiło, że Kiraie szybko pożałowała wypowiedzianego przez siebie stwierdzenia na temat jego duszy, lecz nie mogła już cofnąć słów, które zdawały się echem wypełniać jej głowę jak i całą przestrzeń wokół pary. Przełknęła niepewnie ślinę i postanowiła z odwagą przyjąć na siebie konsekwencje swojej teorii, choćby i miało to oznaczać poddanie się niewyobrażalnej złości gospodarza, może nawet tragicznej dla niej w skutkach, ale nie zamierzała odwoływać tego co powiedziała. Miała już dość uciekania i chowania się jak dziecko za ramieniem kochanego tatusia, który nigdy nie widział winy po stronie swojej rozpieszczonej córki. Czas w końcu zacząć być odpowiedzialną za swoje czyny, myśli i słowa.
- Wybacz panie kapitanie, jednakże ty od pierwszych dni naszego spotkania pokazywałeś się od najgorszej strony. - podjęła się odpowiedzi na jego, według niej, prowokację. Starała się nie brzmieć tak, jakby właśnie postanowiła rzucić mu wyzwanie, ale nie mogła pogodzić tego z udawaniem odważniejszej niż była w tej chwili. Miała świadomość, że stąpa po bardzo cieniutkim gruncie, nie było jednak odwrotu i musiała dalej przeć naprzód przez tą kruchą lodową powierzchnię.
- Z całym szacunkiem, ale kiedy mnie porwałeś byłeś właśnie na rubieży, na twój rozkaz zabito dwóch strażników mojego ojca i nieomal go samego. Wycięcie wiadomości na plecach... tamtego elfiego kapitana i przywiązanie go osłabionego do beczki na środku oceanu pełnym krwiożerczych stworów mogę uznać za tortury. Jeśli naprawdę chcesz sobie, panie, udowodnić, że masz duszy musiałbyś mnie zamknąć w ciemnej i wyjątkowo paskudnej celi, z wyjątkowo paskudnymi współlokatorami, których postępowanie wobec mnie w ogóle by cię nie obchodziło. - Mówiła z przejęciem w głosie i znów zaczęła się bardzo czerwienić, a jej puls przyspieszył kiedy tylko przycisnął ją do swojego torsu, obejmując jedną ręką jak wtedy podczas tańca. Jej pistacjowe oczy utonęły w jego jasnobłękitnych, jednakże się nie bała. Co najwyżej martwiła o niego, gdyż według niej na siłę chciał zrobić z siebie pozbawioną litości i sumienia bestię gorszą może nawet od samego Piekielnego Władcy. - Wiem, że nie zrobi pan tego, skoro do tej pory pozwoliłeś mi kapitanie na więcej swobody, niż miałabym w domu po ostatniej kłótni z ojcem.
Nieco później nic nie odpowiedziała na jego pytanie o powody tego, że pocałowała go w policzek. Uśmiechnęła się jedynie przeszczęśliwa i rozanielona licząc na to, że sam się nieco wysili i domyśli się, czemu elfka zachowała się w tej chwili wobec niego tak, a nie inaczej.
Po wejściu do tego pięknego pałacyku nie wiedziała co wydawało się smutniejsze - wnętrze domu, czy ogród znajdujący się przed tym wywołującym tyle samo dreszczy co fascynacji, budynku. Mogła się jednak domyślić, ponuro i groźnie wyglądającego wnętrza skoro rezydencja była wzorowana na maurijskiej architekturze. Czuła tu naturalny niepokój spowodowany nieznanym, nowym miejscem i otoczeniem, ale nie zmieniłaby tu nic, gdyż całość straciłaby swój urok i w porównaniu z surowym wyglądem z zewnątrz, wydawałoby się po prostu nie na miejscu i kiczowate, jak nie po prostu śmieszne.
- Dołożę wszelkich starań by ogród znów był równie zadbany co sam dwór. - Wiedziała, że nie musiała tego potwierdzać, a tym bardziej uśmiechać się pokrzepiająco w jego stronę, lecz nie mogła się powstrzymać mając wrażenie, że wampir stał się dziwnie posępny. Nie znała go za dobrze, poza tym właśnie wkroczył do miejsca pełnego swoich podwładnych, więc musiał spoważnieć i zobojętnieć, tak przynajmniej sobie tłumaczyła jego zmianę, do której szybko postarała się dostosować, aby nie stracił przez nią swojego autorytetu.
Słuchała go z uwagą i podążała cały czas za nim, nawet nie myśląc o tym by się z nim zrównać dla, choćby wygodniejszej i bardziej komfortowej rozmowy, albo raczej przewodniczego monologu, którego nie śmiała przerywać nawet wtrąceniem zwykłego zaniepokojenia, po tym jak wspomniał o zjawie zamieszkującej zamek. Jak się po chwili okazało z jego dalszej wypowiedzi, może będzie miała w niematerialnej nieumarłej prawdopodobnie jedyne przyjazne towarzystwo, ponieważ skoro panna Raven mieszkała tu wraz ze swoimi przyjaciółkami i dodatkowo była majordomuską, miała zapewne bardzo mało czasu i zapewne jeszcze mniej chęci na towarzyszenie jakiemuś tam więźniowi, choćby i sam Najwyższy miałby być tym pojmanym. Za to zjawa mogła się pewnie pojawić wszędzie i jako istota będąca jedynie widmem nie mogła za wiele robić oprócz zwyczajnie być i rozmawiać, więc towarzystwo idealne. Na wspomnienie o jedzeniu kiszki Kiraie cicho zamruczały, ale po niej samej nie było widać by była za specjalnie głodna. Taka też była prawda, elfka nie specjalnie myślała o tym by zjeść coś na kolację, po prostu chciała już legnąć się na łóżku, oddać się myślom podsumowującym cały dzień, a po tym udać się do krainy snów.
Ruszyła za kapitanem po schodach w górę, kontynuując zwiedzanie i zapamiętując dokładnie to co mówił i pokazywał Barbarossa, wolałaby w nocy nie wstąpić przez przypadek do pokoju Jokara, albo co gorsza kwatermistrza Nautiliusa przez pomyłkę w ramach poszukiwania kuchni. Stając przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Rafaela, na jej twarzy pojawił się pełen ulgi, promienny uśmiech. Nie spodziewała się, że mag będzie mieszkał razem z wampirem, a nie na statu czy w jakiejś oddalonej od miasta wierzy, bądź nawet samej latarni morskiej. Postąpiła też o krok gotowa zapukać do niego i od razu prosić o uleczenie skrzydła pierzastego zwierzęcia, ale jedynie odwróciła się i podążyła dalej, aż nie zatrzymali się przed czarnymi, ciężkimi drzwiami, które jak się zaraz okazało prowadziły do jej alkierza.
- Nie zamieszkamy - pokręciła lekko głową z wymuszonym przyjaznym uśmiechem - bo nie zostaniemy tu na zawsze. Co najwyżej będę mogła korzystać z tego pokoju do własnego użytku, a go wypuszczę jak tylko z jego skrzydłem się polepszy. - Wyjaśniła z nutą smutku w głosie. Nie tylko przez to, że musiała poprawić kapitana, choć jego sformułowanie sprawiło wywołało u niej ciepło i miłe uczucie, ale również przez świadomość, iż piękny ptak w jej ramionach był dzikim stworzeniem i zasługiwał na wolność jak każda istota na świecie, nie tylko tym. To ostatnie zostało także potwierdzone przez samo zwierze, które zaskrzeczało z oburzeniem i zaczęło się wiercić, gdy mężczyzna wspomniał o klatce.
Utrzymała jednak w ryzach swoje uczucia, nie pozwalając by się uzewnętrzniły i wkroczyła do dużego pomieszczenia utrzymanego w tej samej ponurej tonacji co reszta domu, ale przez dużą ilość okien, ten pokój wydawał się być bardziej słonecznym, tak jej się przynajmniej wydawało skoro nie zaglądała do innych sypialni. Widok rozchodził się na część ogrodu i zarys oceanu w dali. Było tu aksamitne łoże z baldachimem, kilka szaf i komód, dwa stoliki nocne, kominek, niewielka biblioteczka, stolik z trzema krzesłami i drzwi zapewne prowadzące do przypisanej do pokoju łaźni. Do tego jeszcze jeden z dłuższych parapetów był stosunkowo szeroki i wyściełany materacem oraz poduchami, że równie dobrze elfka mogłaby spać na nim. Prawie jej pokój tyle, że ten był większy, wydawał się ciemny w porównaniu do alkierza w domu jej ojca i nie miała tu nic. Poza tym było to jedynie tymczasowe miejsce do spania dla elfki i pierzastego, ale ostatecznie będzie tu tylko sama. Położyła ranne zwierze przy łóżku i stanęła przy drzwiach w znacznej odległości od wampira, któremu skłoniła się z szacunkiem i w podzięce.
- Dziękuję panie kapitanie za zapewnienie mi takiej wygody. Obiecuję, że nie narobię żadnych szkód, ani kłopotów. - Zapewniła po raz, zapomniała liczyć, który i podeszła by po życzeniu mężczyźnie dobrej nocy, zamknąć za sobą czarne, ciężkie drzwi.
- Wybacz panie kapitanie, jednakże ty od pierwszych dni naszego spotkania pokazywałeś się od najgorszej strony. - podjęła się odpowiedzi na jego, według niej, prowokację. Starała się nie brzmieć tak, jakby właśnie postanowiła rzucić mu wyzwanie, ale nie mogła pogodzić tego z udawaniem odważniejszej niż była w tej chwili. Miała świadomość, że stąpa po bardzo cieniutkim gruncie, nie było jednak odwrotu i musiała dalej przeć naprzód przez tą kruchą lodową powierzchnię.
- Z całym szacunkiem, ale kiedy mnie porwałeś byłeś właśnie na rubieży, na twój rozkaz zabito dwóch strażników mojego ojca i nieomal go samego. Wycięcie wiadomości na plecach... tamtego elfiego kapitana i przywiązanie go osłabionego do beczki na środku oceanu pełnym krwiożerczych stworów mogę uznać za tortury. Jeśli naprawdę chcesz sobie, panie, udowodnić, że masz duszy musiałbyś mnie zamknąć w ciemnej i wyjątkowo paskudnej celi, z wyjątkowo paskudnymi współlokatorami, których postępowanie wobec mnie w ogóle by cię nie obchodziło. - Mówiła z przejęciem w głosie i znów zaczęła się bardzo czerwienić, a jej puls przyspieszył kiedy tylko przycisnął ją do swojego torsu, obejmując jedną ręką jak wtedy podczas tańca. Jej pistacjowe oczy utonęły w jego jasnobłękitnych, jednakże się nie bała. Co najwyżej martwiła o niego, gdyż według niej na siłę chciał zrobić z siebie pozbawioną litości i sumienia bestię gorszą może nawet od samego Piekielnego Władcy. - Wiem, że nie zrobi pan tego, skoro do tej pory pozwoliłeś mi kapitanie na więcej swobody, niż miałabym w domu po ostatniej kłótni z ojcem.
Nieco później nic nie odpowiedziała na jego pytanie o powody tego, że pocałowała go w policzek. Uśmiechnęła się jedynie przeszczęśliwa i rozanielona licząc na to, że sam się nieco wysili i domyśli się, czemu elfka zachowała się w tej chwili wobec niego tak, a nie inaczej.
Po wejściu do tego pięknego pałacyku nie wiedziała co wydawało się smutniejsze - wnętrze domu, czy ogród znajdujący się przed tym wywołującym tyle samo dreszczy co fascynacji, budynku. Mogła się jednak domyślić, ponuro i groźnie wyglądającego wnętrza skoro rezydencja była wzorowana na maurijskiej architekturze. Czuła tu naturalny niepokój spowodowany nieznanym, nowym miejscem i otoczeniem, ale nie zmieniłaby tu nic, gdyż całość straciłaby swój urok i w porównaniu z surowym wyglądem z zewnątrz, wydawałoby się po prostu nie na miejscu i kiczowate, jak nie po prostu śmieszne.
- Dołożę wszelkich starań by ogród znów był równie zadbany co sam dwór. - Wiedziała, że nie musiała tego potwierdzać, a tym bardziej uśmiechać się pokrzepiająco w jego stronę, lecz nie mogła się powstrzymać mając wrażenie, że wampir stał się dziwnie posępny. Nie znała go za dobrze, poza tym właśnie wkroczył do miejsca pełnego swoich podwładnych, więc musiał spoważnieć i zobojętnieć, tak przynajmniej sobie tłumaczyła jego zmianę, do której szybko postarała się dostosować, aby nie stracił przez nią swojego autorytetu.
Słuchała go z uwagą i podążała cały czas za nim, nawet nie myśląc o tym by się z nim zrównać dla, choćby wygodniejszej i bardziej komfortowej rozmowy, albo raczej przewodniczego monologu, którego nie śmiała przerywać nawet wtrąceniem zwykłego zaniepokojenia, po tym jak wspomniał o zjawie zamieszkującej zamek. Jak się po chwili okazało z jego dalszej wypowiedzi, może będzie miała w niematerialnej nieumarłej prawdopodobnie jedyne przyjazne towarzystwo, ponieważ skoro panna Raven mieszkała tu wraz ze swoimi przyjaciółkami i dodatkowo była majordomuską, miała zapewne bardzo mało czasu i zapewne jeszcze mniej chęci na towarzyszenie jakiemuś tam więźniowi, choćby i sam Najwyższy miałby być tym pojmanym. Za to zjawa mogła się pewnie pojawić wszędzie i jako istota będąca jedynie widmem nie mogła za wiele robić oprócz zwyczajnie być i rozmawiać, więc towarzystwo idealne. Na wspomnienie o jedzeniu kiszki Kiraie cicho zamruczały, ale po niej samej nie było widać by była za specjalnie głodna. Taka też była prawda, elfka nie specjalnie myślała o tym by zjeść coś na kolację, po prostu chciała już legnąć się na łóżku, oddać się myślom podsumowującym cały dzień, a po tym udać się do krainy snów.
Ruszyła za kapitanem po schodach w górę, kontynuując zwiedzanie i zapamiętując dokładnie to co mówił i pokazywał Barbarossa, wolałaby w nocy nie wstąpić przez przypadek do pokoju Jokara, albo co gorsza kwatermistrza Nautiliusa przez pomyłkę w ramach poszukiwania kuchni. Stając przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Rafaela, na jej twarzy pojawił się pełen ulgi, promienny uśmiech. Nie spodziewała się, że mag będzie mieszkał razem z wampirem, a nie na statu czy w jakiejś oddalonej od miasta wierzy, bądź nawet samej latarni morskiej. Postąpiła też o krok gotowa zapukać do niego i od razu prosić o uleczenie skrzydła pierzastego zwierzęcia, ale jedynie odwróciła się i podążyła dalej, aż nie zatrzymali się przed czarnymi, ciężkimi drzwiami, które jak się zaraz okazało prowadziły do jej alkierza.
- Nie zamieszkamy - pokręciła lekko głową z wymuszonym przyjaznym uśmiechem - bo nie zostaniemy tu na zawsze. Co najwyżej będę mogła korzystać z tego pokoju do własnego użytku, a go wypuszczę jak tylko z jego skrzydłem się polepszy. - Wyjaśniła z nutą smutku w głosie. Nie tylko przez to, że musiała poprawić kapitana, choć jego sformułowanie sprawiło wywołało u niej ciepło i miłe uczucie, ale również przez świadomość, iż piękny ptak w jej ramionach był dzikim stworzeniem i zasługiwał na wolność jak każda istota na świecie, nie tylko tym. To ostatnie zostało także potwierdzone przez samo zwierze, które zaskrzeczało z oburzeniem i zaczęło się wiercić, gdy mężczyzna wspomniał o klatce.
Utrzymała jednak w ryzach swoje uczucia, nie pozwalając by się uzewnętrzniły i wkroczyła do dużego pomieszczenia utrzymanego w tej samej ponurej tonacji co reszta domu, ale przez dużą ilość okien, ten pokój wydawał się być bardziej słonecznym, tak jej się przynajmniej wydawało skoro nie zaglądała do innych sypialni. Widok rozchodził się na część ogrodu i zarys oceanu w dali. Było tu aksamitne łoże z baldachimem, kilka szaf i komód, dwa stoliki nocne, kominek, niewielka biblioteczka, stolik z trzema krzesłami i drzwi zapewne prowadzące do przypisanej do pokoju łaźni. Do tego jeszcze jeden z dłuższych parapetów był stosunkowo szeroki i wyściełany materacem oraz poduchami, że równie dobrze elfka mogłaby spać na nim. Prawie jej pokój tyle, że ten był większy, wydawał się ciemny w porównaniu do alkierza w domu jej ojca i nie miała tu nic. Poza tym było to jedynie tymczasowe miejsce do spania dla elfki i pierzastego, ale ostatecznie będzie tu tylko sama. Położyła ranne zwierze przy łóżku i stanęła przy drzwiach w znacznej odległości od wampira, któremu skłoniła się z szacunkiem i w podzięce.
- Dziękuję panie kapitanie za zapewnienie mi takiej wygody. Obiecuję, że nie narobię żadnych szkód, ani kłopotów. - Zapewniła po raz, zapomniała liczyć, który i podeszła by po życzeniu mężczyźnie dobrej nocy, zamknąć za sobą czarne, ciężkie drzwi.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
Na końcu korytarza mieściły się schody. Ich wysokie stopnie były ledwie dostrzegalne w panującym tu półmroku, jedynie cieniutko zaznaczone srebrnym haftem u podstawy każdego z nich. Próba wejścia po nich w środku bez świeczki nie mogła zakończyć się dobrze. Oczywiście nie dla wampira. Ręcznie rzeźbione poręcze wygięte były w kształt półksiężyca, sugerując, że po przebyciu kilku stopni spotkać można szeroki, jak sam minotaur, zakręt. Prowadziły one na drugie i ostatnie, nie licząc strychu, piętro w rezydenci kapitana Barbarossy. Mieściły się tam jedynie trzy pokoje, przeznaczone kolejno dla czarownika, licha i wampira. Kwatera młodszego nieumarłego, z racji jego późniejszego dołączenia do bractwa i wielokrotnych rozbudowań dworu, mieściła się zatem w dużej, okrągłej baszcie, przylegającej do posiadłości od jej południowej strony. By się tam znaleźć należało przebyć długi korytarz i wielkie, mosiężne drzwi, oznaczone czaszką o nienaturalnie długich kłach i herbem Maurii wyrytej na jej czole.
W środku czekały wszelkie wygody, na jakie może pozwolić sobie ktoś naprawdę bogaty, między innymi wielka, dwuosobowa trumna wyściełana jedwabiem i gęsim pierzem, zamówiona przed laty u najlepszych cieśli kontynentu. Oprócz niej, w pokoju mieściła się bogata biblioteczka, sekretarzyk, wiele szafek na wino, komody z kryształami, prywatna łaźnia z ceramiczną wanną oraz wielki balkon, z którego rozciągał się wspaniały widok na port, kawałek oceanu, las i oddalony o kilkadziesiąt metrów balkon przynależny do pokoju Kiraie. Na moment myśli kapitana zatrzymały się właśnie na nim. Widok pistacjowookiej panny o poranku byłby dla niego ciekawym sposobem na zaczęcie i zakończenie dnia.
Na ziemię sprowadziły go słowa elfki odnośnie jego postępowania, które, gdyby przypatrzeć się mu z boku, było jak żywcem wyjęte z jakiegoś teatru. Barbarossa ciągle grał kogoś innego, niż sam był i to w imię czego? W imię zdania, jakie będzie miała o nim córka admirała Awerkera, chwilowa niewolnica na Wyspie Czaszek i jedyna kobieta, która, jak do tej pory, otwarcie potrafiła mu się postawić. Pirat sam przed sobą musiał przyznać, że ta niska, płowowłosa i długoucha kobietka, zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie.
- Masz rację - przystał na jej słowa, nie przestając czarować jej uśmiechem, nad którym sam nie do końca potrafił teraz zapanować. - Tamtego dnia zamierzaliśmy uzupełnić zapasy kosztem Bogu ducha winnych osób, nie szczędząc sobie rozrywki. Zamierzałem spuścić swoich ludzi ze smyczy, a następnie wrócić tutaj i wypić kilka butelek w jednym z zamtuzów, dobrze się przy tym bawiąc. Jednakże wszystko zepsuł wspaniały Rion i jego nieposłuszna córeczka, która przez swoją ciekawość wpadła w ręce mojego bosmana, a teraz stoi tutaj, na wyciągnięcie ręki. W dodatku wydaje mi się, że próbujesz na siłę zrozumieć moje motywy. Ułatwię ci to, ale ostrzegam, że gorzka prawda zmienia nasze spojrzenie na drugiego człowieka. Nie oddałem twojego ciała załodze, bo sam zastanawiałem się nad tym, czy by cię nie posiąść. Przyznaję, że użycie do tego celu siły chodziło mi po głowie, ale to by była zbrodnia na moich własnych ideałach. Jakbym wtedy spojrzał w lustro? Sprawa tamtego elfa to też kwestia sporna. Jeśli dobrze pamiętam, uderzył cię i nazwał dziwką, tylko dlatego, że obiecałaś mi nie próbować brudnych sztuczek, co było aktem bardzo honorowym. Czyż nie należała mu się za to kara? Mogłem pozwolić Jokarowi ćwiartować go latami, ale wtedy wmawiałabyś sobie, że to twoja wina. A tego chyba oboje byśmy nie chcieli.
- Jestem potworem bez serca, ale kieruję się w życiu zasadami, które wpajano mi batem. Jeśli więc nadal chcesz szukać we mnie pozytywów, patrz przez pryzmat grzechów, jakie popełniam i w imię czego to robię. - Na zakończenie, Caster postąpił krok w stronę elfki i delikatnie, jakby była diamentem, ucałował dolną część jej policzka, tę niebezpiecznie blisko ust. Cała chwila nie trwała jednak dłużej niż dwa uderzenia serca, po których wampir wycofał się w półmrok i postawił pierwsze kroki w stronę schodów.
- Nie dziękuj tylko korzystaj - odpowiedział, ignorując jej poprawkę dotyczącą pobytu tutaj i przybrał poważniejszy wyraz twarzy, taki, jaki przystoi gospodarzowi. - Gdybyś czegoś potrzebowała, wystarczy poprosić.
W środku czekały wszelkie wygody, na jakie może pozwolić sobie ktoś naprawdę bogaty, między innymi wielka, dwuosobowa trumna wyściełana jedwabiem i gęsim pierzem, zamówiona przed laty u najlepszych cieśli kontynentu. Oprócz niej, w pokoju mieściła się bogata biblioteczka, sekretarzyk, wiele szafek na wino, komody z kryształami, prywatna łaźnia z ceramiczną wanną oraz wielki balkon, z którego rozciągał się wspaniały widok na port, kawałek oceanu, las i oddalony o kilkadziesiąt metrów balkon przynależny do pokoju Kiraie. Na moment myśli kapitana zatrzymały się właśnie na nim. Widok pistacjowookiej panny o poranku byłby dla niego ciekawym sposobem na zaczęcie i zakończenie dnia.
Na ziemię sprowadziły go słowa elfki odnośnie jego postępowania, które, gdyby przypatrzeć się mu z boku, było jak żywcem wyjęte z jakiegoś teatru. Barbarossa ciągle grał kogoś innego, niż sam był i to w imię czego? W imię zdania, jakie będzie miała o nim córka admirała Awerkera, chwilowa niewolnica na Wyspie Czaszek i jedyna kobieta, która, jak do tej pory, otwarcie potrafiła mu się postawić. Pirat sam przed sobą musiał przyznać, że ta niska, płowowłosa i długoucha kobietka, zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie.
- Masz rację - przystał na jej słowa, nie przestając czarować jej uśmiechem, nad którym sam nie do końca potrafił teraz zapanować. - Tamtego dnia zamierzaliśmy uzupełnić zapasy kosztem Bogu ducha winnych osób, nie szczędząc sobie rozrywki. Zamierzałem spuścić swoich ludzi ze smyczy, a następnie wrócić tutaj i wypić kilka butelek w jednym z zamtuzów, dobrze się przy tym bawiąc. Jednakże wszystko zepsuł wspaniały Rion i jego nieposłuszna córeczka, która przez swoją ciekawość wpadła w ręce mojego bosmana, a teraz stoi tutaj, na wyciągnięcie ręki. W dodatku wydaje mi się, że próbujesz na siłę zrozumieć moje motywy. Ułatwię ci to, ale ostrzegam, że gorzka prawda zmienia nasze spojrzenie na drugiego człowieka. Nie oddałem twojego ciała załodze, bo sam zastanawiałem się nad tym, czy by cię nie posiąść. Przyznaję, że użycie do tego celu siły chodziło mi po głowie, ale to by była zbrodnia na moich własnych ideałach. Jakbym wtedy spojrzał w lustro? Sprawa tamtego elfa to też kwestia sporna. Jeśli dobrze pamiętam, uderzył cię i nazwał dziwką, tylko dlatego, że obiecałaś mi nie próbować brudnych sztuczek, co było aktem bardzo honorowym. Czyż nie należała mu się za to kara? Mogłem pozwolić Jokarowi ćwiartować go latami, ale wtedy wmawiałabyś sobie, że to twoja wina. A tego chyba oboje byśmy nie chcieli.
- Jestem potworem bez serca, ale kieruję się w życiu zasadami, które wpajano mi batem. Jeśli więc nadal chcesz szukać we mnie pozytywów, patrz przez pryzmat grzechów, jakie popełniam i w imię czego to robię. - Na zakończenie, Caster postąpił krok w stronę elfki i delikatnie, jakby była diamentem, ucałował dolną część jej policzka, tę niebezpiecznie blisko ust. Cała chwila nie trwała jednak dłużej niż dwa uderzenia serca, po których wampir wycofał się w półmrok i postawił pierwsze kroki w stronę schodów.
- Nie dziękuj tylko korzystaj - odpowiedział, ignorując jej poprawkę dotyczącą pobytu tutaj i przybrał poważniejszy wyraz twarzy, taki, jaki przystoi gospodarzowi. - Gdybyś czegoś potrzebowała, wystarczy poprosić.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Barbarossa miał w sobie to coś, co przyciągało do niego elfkę jak magnes. Ba! Im bardziej starała się go unikać, albo nienawidzić, tym silniejsza była ta siła oddziałująca na nią. Nie wiedziała jak to wyjaśnić, ale oddała by wszystko, aby móc tylko w nieskończoność wpatrywać się w te oceaniczne oczy, a nawet mogłaby w nich utonąć i to z błogim szczęściem na twarzy. Oczywiście ta niezwykła energia działała także w drugą stronę, ponieważ kiedy tylko chciała już nawiązać z nieumarłym kapitanem jakieś w miarę pozytywne, ale czysto zawodowe relacje, ten jakby zmieniał przełącznik odpowiadający za tę niezrozumiałą magię i stawał się niezwykle odpychający. Tak jak w tej chwili, kiedy podjął się odparcia "zarzutów" Kiraie, o tym jakoby miałby on być dobrą istotą. Całkowicie go nie rozumiała, ale nawet się nie zastanawiała czy specjalnie użył takiego doboru słów by ją sprowokować, czy po prostu nie do końca przemyślał to co mówił i spodziewał się zupełnie innego finiszu swojej wypowiedzi.
Po tym co powiedział nie obchodziło Kiraie czy miał na uwadze to, że jego odpowiedź w tej kwestii dotknie ją do żywego. Nie obchodziło ją to kim on jest na tym obcym terenie i czy ktoś ich właśnie nie obserwuje. Dziewczyna rozgniewała się bardzo za to co padło z jego słów - oskarżenie o to, że zepsuła cały jego plan na "dobrą" zabawę, a tym bardziej to, że nikogo ze swoich do niej nie dopuścił, bo sam liczył na miły prezencik z jej strony w ramach jego "wspaniałomyślności" i "dobroci serca". Oburzona otworzyła usta patrząc na niego surowo, chcąc wykrzyczeć mu w twarz coś niezbyt przystającego kobiecie jej pozycji społecznej, a już na pewno nic co uszczęśliwiłoby tego mężczyznę, który okazał się ostatnim draniem, powstrzymała się jednak i zamiast tego strzeliła mu siarczyście z otwartej dłoni.
Nie było jej wcale przykro za ten "atak" i dumna z siebie chciała się odwrócić na pięcie i zatrzasnąć mu drzwi, a gdyby te "przypadkowo" złamały mu nos - no cóż, nikt mu nie kazał stać tak blisko progu, lecz nim zdążyła to uczynić on się do niej zbliżył, nawet już nie słuchała co on mówił, i złożył delikatnego całusa na jej policzku. Bardziej jej to przypominało muśnięcie skóry ustami, ale najbardziej zaabsorbowało ją to, jak blisko jej ust, on to zrobił. Może w innej sytuacji, postąpiłaby inaczej, ale w obecnej była na niego wściekła. Odepchnęła go od siebie z całych swoich sił miotając piorunami z oczu.
- Dobrej nocy! - wrzasnęła zbulwersowana jego wcześniejszą wypowiedzią i tym co teraz zrobił, jakby nigdy nic. Ona nie była, nie jest i nie będzie jego zabawką! W tym samym momencie też trzasnęła energicznie drzwiami i zamknęła je od środka.
- Niedoczekanie twoje! - burknęła na jego "wielkoduszną" obietnicę służenia pomocą w razie potrzeby i po delikatnym zabarykadowaniu dodatkowo drzwi, przysunięciem do nich komody, odeszła w stronę łóżka i patrzącego na nią z mieszaniną obojętności oraz zaintrygowania, rajskiego "feniksa", który siedział na posłaniu z poduszki leżącej na ziemi i czyścił dziobem swoje kolorowe pióra.
Elfka chodziła wzburzona po pokoju w tę i z powrotem mamrocząc niemiło na Barbarossę, życząc mu rychłego spalenia na stosie. Dopiero po jakimś czasie sfrustrowana padła na łoże zagłuszając materiałem pościeli i grubymi poduchami pełen gniewu, warczący jęk uchodzących z niej negatywnych emocji.
- No, niezłe zamieszanie. - Rozległ się po pokoju pełen podziwu, rozbawiony, kobiecy głos. - A już myślałam, że zdarzy mi się tu do-mrzeć z nudów. - Zachichotała, a kiedy zdezorientowana Kiraie poczęła rozglądać się po pokoju, spod podłogi wyłoniła się przezroczysto-błękitna głowa, a za chwilę reszta młodej kobiety, zjawy, o której wspominał niedawno "kochany" gospodarz tego przybytku. Ptak zaskrzeczał z paniką, podrywając się na silne, drapieżne nogi uzbrojone w szpony i trzepocząc skrzydłami. Długoucha szybko zsunęła się z posłania i przytuliła zwierze by je uspokoić, choć sama była zaniepokojona.
- Wi-taj! - zaśmiała się i pomachała do nowego gościa rezydencji. - No powiedz coś, wiem, że umiesz. - Zjawa spochmurniała nie słysząc żadnego odzewu ze strony płowowłosej, a jedynie widząc bijący od niej strach mieszający się wciąż z gniewem, który nie do końca jeszcze z niej uszedł.
- H-hej - odparła nieśmiało. Niby wampir uprzedzał o mieszkającym widmie i jego przyjaznym charakterze, ale Kiraie nie spodziewała się tak szybkiego spotkania. Lepiej, w obecnej chwili nie chciała z nikim rozmawiać i być po prostu sama. - Czy mogłaby pani podarować mi chwilę prywatności? - zapytała, niemal przez zaciśnięte zęby, gładząc delikatnie pierzastego po jego piórach, dla uspokojenia go i siebie.
- A, no tak. Wybacz, ale nie mogłam wytrzymać i musiałam się przywitać. Jeszcze nigdy nie wiedziałam dziewczyny z takim ptakiem - odezwała się radośnie z podziwem i fascynacją kierowaną w stronę tęczowego stworzenia. - W takim razie wpadnę później na ploteczki, albo z rana jak będziesz spać. Nie martw się zajmę się twoim ptaszkiem jeśli w środku nocy będzie niegrzeczny. - Zachichotała i zniknęła za płaską powierzchnią sufitu, zamierzała znaleźć niesfornego Castera i rozmówić się z nim jak kobieta z... mężczyzną, choć według niej zachowywał się jak najzwyklejsze dziecko.
Kiraie po rozluźnieniu się, względnie opatrzyła uszkodzone skrzydło chwilowego podopiecznego, po czym poszła wziąć kąpiel. Bardzo długą kąpiel.
Po tym co powiedział nie obchodziło Kiraie czy miał na uwadze to, że jego odpowiedź w tej kwestii dotknie ją do żywego. Nie obchodziło ją to kim on jest na tym obcym terenie i czy ktoś ich właśnie nie obserwuje. Dziewczyna rozgniewała się bardzo za to co padło z jego słów - oskarżenie o to, że zepsuła cały jego plan na "dobrą" zabawę, a tym bardziej to, że nikogo ze swoich do niej nie dopuścił, bo sam liczył na miły prezencik z jej strony w ramach jego "wspaniałomyślności" i "dobroci serca". Oburzona otworzyła usta patrząc na niego surowo, chcąc wykrzyczeć mu w twarz coś niezbyt przystającego kobiecie jej pozycji społecznej, a już na pewno nic co uszczęśliwiłoby tego mężczyznę, który okazał się ostatnim draniem, powstrzymała się jednak i zamiast tego strzeliła mu siarczyście z otwartej dłoni.
Nie było jej wcale przykro za ten "atak" i dumna z siebie chciała się odwrócić na pięcie i zatrzasnąć mu drzwi, a gdyby te "przypadkowo" złamały mu nos - no cóż, nikt mu nie kazał stać tak blisko progu, lecz nim zdążyła to uczynić on się do niej zbliżył, nawet już nie słuchała co on mówił, i złożył delikatnego całusa na jej policzku. Bardziej jej to przypominało muśnięcie skóry ustami, ale najbardziej zaabsorbowało ją to, jak blisko jej ust, on to zrobił. Może w innej sytuacji, postąpiłaby inaczej, ale w obecnej była na niego wściekła. Odepchnęła go od siebie z całych swoich sił miotając piorunami z oczu.
- Dobrej nocy! - wrzasnęła zbulwersowana jego wcześniejszą wypowiedzią i tym co teraz zrobił, jakby nigdy nic. Ona nie była, nie jest i nie będzie jego zabawką! W tym samym momencie też trzasnęła energicznie drzwiami i zamknęła je od środka.
- Niedoczekanie twoje! - burknęła na jego "wielkoduszną" obietnicę służenia pomocą w razie potrzeby i po delikatnym zabarykadowaniu dodatkowo drzwi, przysunięciem do nich komody, odeszła w stronę łóżka i patrzącego na nią z mieszaniną obojętności oraz zaintrygowania, rajskiego "feniksa", który siedział na posłaniu z poduszki leżącej na ziemi i czyścił dziobem swoje kolorowe pióra.
Elfka chodziła wzburzona po pokoju w tę i z powrotem mamrocząc niemiło na Barbarossę, życząc mu rychłego spalenia na stosie. Dopiero po jakimś czasie sfrustrowana padła na łoże zagłuszając materiałem pościeli i grubymi poduchami pełen gniewu, warczący jęk uchodzących z niej negatywnych emocji.
- No, niezłe zamieszanie. - Rozległ się po pokoju pełen podziwu, rozbawiony, kobiecy głos. - A już myślałam, że zdarzy mi się tu do-mrzeć z nudów. - Zachichotała, a kiedy zdezorientowana Kiraie poczęła rozglądać się po pokoju, spod podłogi wyłoniła się przezroczysto-błękitna głowa, a za chwilę reszta młodej kobiety, zjawy, o której wspominał niedawno "kochany" gospodarz tego przybytku. Ptak zaskrzeczał z paniką, podrywając się na silne, drapieżne nogi uzbrojone w szpony i trzepocząc skrzydłami. Długoucha szybko zsunęła się z posłania i przytuliła zwierze by je uspokoić, choć sama była zaniepokojona.
- Wi-taj! - zaśmiała się i pomachała do nowego gościa rezydencji. - No powiedz coś, wiem, że umiesz. - Zjawa spochmurniała nie słysząc żadnego odzewu ze strony płowowłosej, a jedynie widząc bijący od niej strach mieszający się wciąż z gniewem, który nie do końca jeszcze z niej uszedł.
- H-hej - odparła nieśmiało. Niby wampir uprzedzał o mieszkającym widmie i jego przyjaznym charakterze, ale Kiraie nie spodziewała się tak szybkiego spotkania. Lepiej, w obecnej chwili nie chciała z nikim rozmawiać i być po prostu sama. - Czy mogłaby pani podarować mi chwilę prywatności? - zapytała, niemal przez zaciśnięte zęby, gładząc delikatnie pierzastego po jego piórach, dla uspokojenia go i siebie.
- A, no tak. Wybacz, ale nie mogłam wytrzymać i musiałam się przywitać. Jeszcze nigdy nie wiedziałam dziewczyny z takim ptakiem - odezwała się radośnie z podziwem i fascynacją kierowaną w stronę tęczowego stworzenia. - W takim razie wpadnę później na ploteczki, albo z rana jak będziesz spać. Nie martw się zajmę się twoim ptaszkiem jeśli w środku nocy będzie niegrzeczny. - Zachichotała i zniknęła za płaską powierzchnią sufitu, zamierzała znaleźć niesfornego Castera i rozmówić się z nim jak kobieta z... mężczyzną, choć według niej zachowywał się jak najzwyklejsze dziecko.
Kiraie po rozluźnieniu się, względnie opatrzyła uszkodzone skrzydło chwilowego podopiecznego, po czym poszła wziąć kąpiel. Bardzo długą kąpiel.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
Uderzenie w twarz przyjął ze stoickim spokojem, zgadzając się na jej niemy zarzut, iż sam sobie na to zasłużył, a ona nie musi niczego w tej sytuacji żałować. Nie było bowiem wątpliwości, że Barbarossa zachował się jak ostatni drań, wyjawiając jej to, co mu leżało na wątrobie już dłuższy czas. Wampir chciał być z nią po prostu szczery, choć przekazanie tego mogło zostać przedstawione w innym czasie i sposobem, za który nie musiałby się wstydzić. Niestety taka sytuacja miała tu miejsce po raz pierwszy. Kiraie nie była, jak inne porwane przez niego kobiety, zagubione, wystraszone i chętne dla odzyskania wolności pójść z nim do łóżka. Admiralska córka była na to za dumna, doskonale znała swoją wartość i zamierzała bronić się przed losem pierwszej lepszej kurtyzany.
Kiedy drzwi zamknęły się przed nim z hukiem, pirat wypuścił powietrze z ust, zdumiony, że w ogóle wstrzymał oddech. Jeszcze bardziej potwierdzało to nietypowość zaistniałej sytuacji, w której się znalazł.
- Dobrej nocy - wyszeptał, już raczej do samego siebie, wchodząc po schodach na ostatnie piętro swojej rezydencji, a następnie znikając w pokoju za mosiężnymi drzwiami. Tam jednak okazało się, że ciepła kąpiel dla zrelaksowania musi zaczekać z powodu pewnej zjawy, która przechadzała się w tę i z powrotem po szerokim tarasie balkonu.
- Witaj, moja droga - powiedział wampir spokojnie, dołączając do niej. - Wiem, co cię do mnie sprowadza i proszę cię, oszczędź mi wyrzutów.
- Caster, miło cię widzieć - odpowiedziała półprzezroczysta kobieta, której suknia falowała na nocnym wietrze. - Jak zawsze czarujący i bezpośredni. Czy ty musisz być takim nieczułym draniem? To, co powiedziałeś tamtej dziewczynie, nie było ani miłe ani taktowne. Po wampirze czystej krwi spodziewałam się więcej.
- Wspaniale jest wrócić do własnego domu i od razu zostać w nim zbesztanym - skomentował nieumarły z żartobliwym uśmieszkiem, wchodząc na balustradę i idąc po jej krawędzi. - Czy nikt nie ma nic lepszego do roboty, niż tylko wytykać mi błędy palcami?
- Błędy?! - oburzyła się zjawa, podlatując do niego. - Potraktowałeś tę dziewczynę, jakby była twoją osobistą zabawką! Otwarcie dałeś jej do zrozumienia, że wystarczy kaprys, by znalazła się w twoim łóżku skuta łańcuchami i zakneblowana. Rozumiem, że jest twoim więźniem, zanim przypłynąłeś zdążyłam sobie porozmawiać z Jokarem, ale nie obowiązuje cię to do takiego jej traktowania. Musisz ją przeprosić, czy też raczej masz to zrobić. W przeciwnym razie nie ręczę za siebie.
Słysząc groźbę, Barbarossa spojrzał na okna pokoju elfki, mając cichą nadzieję, że ta właśnie się im przygląda. Niestety zerowy ruch wśród ciężkich zasłon wskazywał na to, że dziewczyna albo zamknęła się w łazience albo postanowiła pójść spać, przeklinając jego postać na dobranoc. Twarz pirata w jednej chwili posmutniała, a on sam westchnął i popatrzył na zjawę, która chyba pierwszy raz widziała go w takim stanie.
- Podoba ci się - podjęła, uśmiechając się szeroko i klaszcząc w dłonie, przy czym dźwięku nie wydała jednak żadnego. - Teraz rozumiem. Twoja arogancja, pewność siebie, próba zniechęcenia jej do siebie. Gubisz się we własnych emocjach.
Kapitan Nautiliusa nie skomentował, jedynie wzruszył ramionami i wrócił do swoich czterech ścian, zamykając za sobą drzwi i opuszczając zasłony. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o tym, że gdy elfka tonęła w jego spojrzeniu, on tonął w jej i wystraszył się tego niczym wypicia płynnego srebra przez słomkę.
Ta myśl sprawiła, że Barbarossa do swojej trumny wczołgał się, jako czarny bezbronny kocur, który udeptawszy sobie miejsce na poduszce, natychmiast zasnął. Prawdą było, że się bał i nie radził sobie z tym nowym uczuciem, które na wskroś przeszywało jego lodowe serce. Obecność Kiraie napawała go ogromną radością, jednakże on nie potrafił przyznać się przed samym sobą, że zauroczył się nią. Jej uśmiech, oczy, usta - wszystko w niej było idealne. Niestety, choć miał ją na wyciągnięcie ręki, to dzieliła ich przepaść, której przeskoczenie było niemożliwe. Pirat i arystokratka.
Kiedy drzwi zamknęły się przed nim z hukiem, pirat wypuścił powietrze z ust, zdumiony, że w ogóle wstrzymał oddech. Jeszcze bardziej potwierdzało to nietypowość zaistniałej sytuacji, w której się znalazł.
- Dobrej nocy - wyszeptał, już raczej do samego siebie, wchodząc po schodach na ostatnie piętro swojej rezydencji, a następnie znikając w pokoju za mosiężnymi drzwiami. Tam jednak okazało się, że ciepła kąpiel dla zrelaksowania musi zaczekać z powodu pewnej zjawy, która przechadzała się w tę i z powrotem po szerokim tarasie balkonu.
- Witaj, moja droga - powiedział wampir spokojnie, dołączając do niej. - Wiem, co cię do mnie sprowadza i proszę cię, oszczędź mi wyrzutów.
- Caster, miło cię widzieć - odpowiedziała półprzezroczysta kobieta, której suknia falowała na nocnym wietrze. - Jak zawsze czarujący i bezpośredni. Czy ty musisz być takim nieczułym draniem? To, co powiedziałeś tamtej dziewczynie, nie było ani miłe ani taktowne. Po wampirze czystej krwi spodziewałam się więcej.
- Wspaniale jest wrócić do własnego domu i od razu zostać w nim zbesztanym - skomentował nieumarły z żartobliwym uśmieszkiem, wchodząc na balustradę i idąc po jej krawędzi. - Czy nikt nie ma nic lepszego do roboty, niż tylko wytykać mi błędy palcami?
- Błędy?! - oburzyła się zjawa, podlatując do niego. - Potraktowałeś tę dziewczynę, jakby była twoją osobistą zabawką! Otwarcie dałeś jej do zrozumienia, że wystarczy kaprys, by znalazła się w twoim łóżku skuta łańcuchami i zakneblowana. Rozumiem, że jest twoim więźniem, zanim przypłynąłeś zdążyłam sobie porozmawiać z Jokarem, ale nie obowiązuje cię to do takiego jej traktowania. Musisz ją przeprosić, czy też raczej masz to zrobić. W przeciwnym razie nie ręczę za siebie.
Słysząc groźbę, Barbarossa spojrzał na okna pokoju elfki, mając cichą nadzieję, że ta właśnie się im przygląda. Niestety zerowy ruch wśród ciężkich zasłon wskazywał na to, że dziewczyna albo zamknęła się w łazience albo postanowiła pójść spać, przeklinając jego postać na dobranoc. Twarz pirata w jednej chwili posmutniała, a on sam westchnął i popatrzył na zjawę, która chyba pierwszy raz widziała go w takim stanie.
- Podoba ci się - podjęła, uśmiechając się szeroko i klaszcząc w dłonie, przy czym dźwięku nie wydała jednak żadnego. - Teraz rozumiem. Twoja arogancja, pewność siebie, próba zniechęcenia jej do siebie. Gubisz się we własnych emocjach.
Kapitan Nautiliusa nie skomentował, jedynie wzruszył ramionami i wrócił do swoich czterech ścian, zamykając za sobą drzwi i opuszczając zasłony. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o tym, że gdy elfka tonęła w jego spojrzeniu, on tonął w jej i wystraszył się tego niczym wypicia płynnego srebra przez słomkę.
Ta myśl sprawiła, że Barbarossa do swojej trumny wczołgał się, jako czarny bezbronny kocur, który udeptawszy sobie miejsce na poduszce, natychmiast zasnął. Prawdą było, że się bał i nie radził sobie z tym nowym uczuciem, które na wskroś przeszywało jego lodowe serce. Obecność Kiraie napawała go ogromną radością, jednakże on nie potrafił przyznać się przed samym sobą, że zauroczył się nią. Jej uśmiech, oczy, usta - wszystko w niej było idealne. Niestety, choć miał ją na wyciągnięcie ręki, to dzieliła ich przepaść, której przeskoczenie było niemożliwe. Pirat i arystokratka.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Gniew jaki wówczas gotował krew w żyłach elfki całkowicie nią zawładnął i Kiraie choćby przez myśl nie przeszło by i tym razem mu wybaczyć. Rozumiała, że jest więźniem na jego włościach, rozumiała, że on nie może sobie pozwolić na zbytnie spoufalanie się z jeńcem, gdyż mogłoby to zaważyć na jego autorytecie, ale przecież ona nic nie zrobiła! Pierwszy raz odkąd została porwana postanowiła być otwarcie miła dla wampira, a ten nie wiadomo czemu potraktował ją tak okropnie! Oczy ją paliły kiedy przygotowywała sobie kąpiel, jednakże nie miała najmniejszego zamiaru płakać z powodu takiego drania. Już i tak stanowczo za dużo wylała łez w ostatnim czasie. A skoro Barbarossa okazał się być takim chamem, dlaczego niby miałaby się przejmować jego zdaniem, albo tym co miał do powiedzenia? Może i na razie nie miała zbyt dużych możliwości, aby mu się odpłacić za tę zniewagę, ale, póki może swobodnie chodzić po całej posesji, będzie robiła wszystko tak jak ona chce i kiedy chce, o!
Planowana długa kąpiel, okazała się być krótsza niż elfka zakładała. Może na zewnątrz nie było zimno i nie było potrzeby ogrzewać pokoi przez rozpalenie w kominku, ale woda i tak stanowczo za szybko wystygła. Niemniej jednak nieco pomogła dziewczynie uspokoić zszargane nerwy, a przede wszystkim się odświeżyć. Będąc jeszcze zanurzoną po samą brodę, Kiraie spojrzała ze smutkiem na ubranie, które miała tego dnia na sobie. Przez myśl jej przeszło pytanie w czym będzie zmuszona spać skoro to odzienie wypadałoby wyprać, jednakże wnioski do jakich doszła niezbyt jej się spodobały i zadrżała z niesmakiem. "Na pewno nie wybiegnę teraz w samym ręczniku i nie zacznę go wołać ze skargą, że nie mam się w co przebrać. Po moim trupie!" Pomyślała ze wzbierającą złością, jednakże zaraz coś ją tknęło i zaczęła się z przerażeniem rozglądać po skromnej i raczej przez nikogo od dawna nie używanej łaźni. "Czemu wcześniej się nie domyśliłam! Ten krwiopijczy perwers się doigra, zapłaci mi za to wszystko!" Podsumowała z niezadowoleniem kiedy okazało się, że komnata w ogóle nie była przygotowana do goszczenia w niej kogokolwiek. Dziewczyna westchnęła ze zmęczeniem i irytacją, bo co innego mogła zrobić? Nie będzie przecież sobie zdzierać gardła to po pierwsze, po drugie nawet jeśli ktoś by ją usłyszał, przecież nie będzie naga mówiła komuś jaki jest powód jej wołania. Chociaż co jeśli Kiraie wyjdzie z balii i wtedy postanowi ją odwiedzić tamta zjawa? Albo co gorsza Barbarossa w całej swojej odrażającej okazałości, jako chmura czarnego dymu? Przecież wampiry umiały się zmieniać w dym i zwierzęta, prawda? Tak było w starych legendach.
Nie chcąc się przeziębić przez spędzenie nocy w zimnej wodzie, elfka nie miała innego wyboru jak wyjść z wody i nieco ogrzać łaźnię by ona i wyprane ubrania mogły szybciej wyschnąć. Nie czuła się komfortowo i cała drżała z niższej temperatury otoczenia, ale musiała to wytrzymać. Po tym co ją dzisiaj spotkało w rezydencji przywódcy piratów Jadeitowego Oceanu, aż się bała na jaki genialny pomysł kochany wampir wpadnie jutro by bezwzględnie pozbawić ją resztek godności. Owszem podczas siedzenia w balii zastanawiała się przez krótki moment czy z sobą nie skończyć, ale to nie miałoby najmniejszego sensu, nie po to spędziła tyle dni na statku by zaraz po zejściu na ląd od dłuższego czasu pozbawić się życia. Poza tym wtedy jej ojciec nie potrzebnie narażałby siebie i swoich ludzi na niebezpieczeństwo, albo konsekwencje związane z niesubordynacją. Tak, samobójstwo w obecnej sytuacji nie polepszyłoby jej wcale, ale zamiast tego pogorszyłoby ją i to diametralnie.
Umęczona córka admirała wyszła z łaźni jak tylko ona i jej odzienie wyschło, od razu zmierzając w stronę łoża. Słysząc skrzypiące zawiasy od drzwi, za którymi dziewczyna zniknęła, oraz jej kroki, ptak przebudził się i czujnie skierował wzrok na nadchodzącą elfkę. Po chwili z zaciekawieniem (i dalszą nieufnością w oczach) przechylił lekko na bok swoją głowę w niemym pytaniu widząc jak dziewczyna koszmarnie wygląda, przez uzewnętrznione zmęczenie i kiepskie samopoczucie.
- Nawet nie pytaj. Myśl tylko o tym by jak najszybciej wyzdrowieć, przynajmniej ty będziesz miał okazję do rychłej ucieczki. - Mruknęła z całkowitą rezygnacją w głosie nim walnęła się na miękki materac i ukryła pół twarzy w puchowych poduchach. Zakaszlała krótko przez małą, acz drażniącą drogi oddechowe ilość kurzu i zamknęła oczy oddając się szybo i bez namysłu w objęcia snu.
Kiraie byłaby ostatnią osobą na całym wszechświecie, która by kogoś skrzywdziła z własnej woli, nie przepadała za widokiem krwi, a przede wszystkim była bardzo wrażliwa na ból, od którego wolała uciekać i unikać bez względu na to co się działo dokoła niej, choćby ktoś miał potrzebować jej pomocy. Jednakże sen, który miała tej nocy i w którym mogła się zrewanżować wampirowi na różne, niezbyt przyjemne sposoby, wcale nie był koszmarem, a nawet sprawił, że miała o wiele lepszy humor następnego dnia. Wiedziała, że nigdy nie uczyniłaby czegoś takiego nikomu, a zwłaszcza najgorszemu wrogowi, jednakże z jakiegoś powodu ten sen ją rozluźnił i uszczęśliwił.
Wstała wraz z pierwszymi promieniami słońca, przeciągnęła się z uśmiechem i spojrzała na śpiącego jeszcze "feniksa", który wcisnął swoją głowę pod zdrowe skrzydło. Nie zamierzała go budzić, tak samo jak nikogo z całego zamczyska, dlatego przystąpiła wpierw do porannej toalety towarzysząc tym samym słońcu w jego wspinaczce na nieboskłon. Gdy przywróciła swój wygląd - włosy i odzienie - do porządku, podeszła do zasłoniętych, dużych okien i drzwi prowadzących na niższy balkon. Rozsunęła zasłony i wpuściła do pokoju podmuch świeżego, rześkiego powietrza. Z wesołym grymasem wyszła na zewnątrz i zaraz się zasępiła widząc tragiczny stan w jakim znajdował się ogród. Dla podkreślenia nastroju jej żołądek jęknął żałośnie, choć z innego powodu. Elfka przez moment kąpała się w porannych promieniach dumając przez moment i ustalając sobie plan na ten dzień, który niewątpliwie spędzi do zmierzchu w ogrodzie. W sumie nie był to tak straszny pomysł, bo jeśliby jej się poszczęściło to mogłaby przez cały dzień nie wiedzieć Barbarossy, poza tym nie nudziłaby się i robiła to co lubi. Brzuch znów wydał z siebie przeciągły dźwięk, jakby na zatwierdzenie tego przedsięwzięcia. Kiraie spojrzała w głąb pokoju i zatrzymała wzrok na zabarykadowanym od wewnątrz ciężkich drzwi z czarnego bzu prowadzących na korytarz, jednakże z beztroską i dziecięcą radością, zaraz przeskoczyła barierkę balkonu i zwinnie pokonała drogę w dół by stanąć bezpiecznie w wysokiej trawie zaniedbanego ogrodu po wykonaniu kilku bardziej bądź mniej widowiskowych akrobacji, które nie raz pomogły jej się wydostać z domu bez wiedzy ojca i konieczności używania głównych drzwi do wyjścia. Za każdym razem świetnie się przy tym bawiła i niezmiernie dużo sprawiało jej to przyjemności.
Nie zrobiło to jednak wrażenia na kiszkach, które zaczęły grać marsza, przypominając dziewczynie o podstawach niezbędnych istotom do przeżycia. Elfka ani na moment o tym nie zapomniała i nie miała najmniejszego zamiaru zabierać się do pracy o pustym żołądku. Wsłuchując się w życie tętniące w ogrodzie ruszyła przed siebie, niby na przechadzkę, jednakże nogi i instynkt szybko przywiodły ją do dziko rosnącego krzewu z owocami. Napełniając sobie brzuch słodko-kwaśnymi owocami wielkości jabłek o kształcie truskawek, wodziła wzrokiem po niemal całym terenie zielonym i rozmyślała jak i, z której strony zacząć pracę. Za każdym jednak razem, zatrzymywała się na omszałej fontannie, a w głowie niechcianym echem rozbrzmiewała prośba kapitana, aby to od niej zacząć porządki. Tak bardzo chciała mu się sprzeciwić i opanować rośliny przy syreniej sadzawce na przykład, albo przyciąć bluszcz pod swoim oknem, jednakże nie mogła złamać swojej własnej obietnicy. Jęknęła z niezadowoleniem i niechęcią, po czym z pomocą przemiłej zjawy odnalazła niewielką drewnianą szopę, bądź składzik, z której wzięła potrzebne narzędzia, wiadro oraz o dziwo jakąś czystą szmatę i poszła do fontanny, zbierając po drodze całe łodygi, albo same liście jakiś paskudnych i całkowicie niechcianych chwastów. Te w rzeczywistości okazały się niezwykle przydatne w obecnej sytuacji. Sok z grubych, twardych i mięsistych liści, o ząbkowanej, ostrej krawędzi działał niezwykle zabójczo na wodne rośliny w tym glony i zielony osad jaki potrafią stworzyć, a w połączeniu z dwiema startymi łodygami, powodował całkowite oczyszczenie się wody przez wyparowanie mikroorganizmów, przywrócenie jej krystaliczność i uzdatnienie do picia bez ryzyka zachorowania na coś.
Po oczyszczeniu i napiciu się tej deszczówki, zaczęła sprzątać dno wyrzucając z pogniłe liście i inne śmieci. Dopiero po tym przystąpiła do skrupulatnego szorowania kruka i całej reszty fontanny. Róże poprzycinała, skropiła świeżą, czystą wodą i uwolniła od napierających na nie traw i chwastów, a nie słysząc ich innych skarg, miała nadzieję, że pięknie odżyją. Zjawa, Tamika, choć nie miała możliwości fizycznej pomocy elfce, była niezwykle miłym towarzystwem i przewodnikiem po nieznanym terenie, kiedy Kiraie potrzebowała jeszcze czegoś do swoich porządków. Niekiedy musiała też się poradzić samego otoczenia i wsłuchać się w wiatr, niosący szept traw i roślin wskazujących położenie, tych z których mogłaby skorzystać w swojej pracy. Po skończeniu fontanny, przeniosła się na inne posągi i ozdoby niebędące roślinami.
Planowana długa kąpiel, okazała się być krótsza niż elfka zakładała. Może na zewnątrz nie było zimno i nie było potrzeby ogrzewać pokoi przez rozpalenie w kominku, ale woda i tak stanowczo za szybko wystygła. Niemniej jednak nieco pomogła dziewczynie uspokoić zszargane nerwy, a przede wszystkim się odświeżyć. Będąc jeszcze zanurzoną po samą brodę, Kiraie spojrzała ze smutkiem na ubranie, które miała tego dnia na sobie. Przez myśl jej przeszło pytanie w czym będzie zmuszona spać skoro to odzienie wypadałoby wyprać, jednakże wnioski do jakich doszła niezbyt jej się spodobały i zadrżała z niesmakiem. "Na pewno nie wybiegnę teraz w samym ręczniku i nie zacznę go wołać ze skargą, że nie mam się w co przebrać. Po moim trupie!" Pomyślała ze wzbierającą złością, jednakże zaraz coś ją tknęło i zaczęła się z przerażeniem rozglądać po skromnej i raczej przez nikogo od dawna nie używanej łaźni. "Czemu wcześniej się nie domyśliłam! Ten krwiopijczy perwers się doigra, zapłaci mi za to wszystko!" Podsumowała z niezadowoleniem kiedy okazało się, że komnata w ogóle nie była przygotowana do goszczenia w niej kogokolwiek. Dziewczyna westchnęła ze zmęczeniem i irytacją, bo co innego mogła zrobić? Nie będzie przecież sobie zdzierać gardła to po pierwsze, po drugie nawet jeśli ktoś by ją usłyszał, przecież nie będzie naga mówiła komuś jaki jest powód jej wołania. Chociaż co jeśli Kiraie wyjdzie z balii i wtedy postanowi ją odwiedzić tamta zjawa? Albo co gorsza Barbarossa w całej swojej odrażającej okazałości, jako chmura czarnego dymu? Przecież wampiry umiały się zmieniać w dym i zwierzęta, prawda? Tak było w starych legendach.
Nie chcąc się przeziębić przez spędzenie nocy w zimnej wodzie, elfka nie miała innego wyboru jak wyjść z wody i nieco ogrzać łaźnię by ona i wyprane ubrania mogły szybciej wyschnąć. Nie czuła się komfortowo i cała drżała z niższej temperatury otoczenia, ale musiała to wytrzymać. Po tym co ją dzisiaj spotkało w rezydencji przywódcy piratów Jadeitowego Oceanu, aż się bała na jaki genialny pomysł kochany wampir wpadnie jutro by bezwzględnie pozbawić ją resztek godności. Owszem podczas siedzenia w balii zastanawiała się przez krótki moment czy z sobą nie skończyć, ale to nie miałoby najmniejszego sensu, nie po to spędziła tyle dni na statku by zaraz po zejściu na ląd od dłuższego czasu pozbawić się życia. Poza tym wtedy jej ojciec nie potrzebnie narażałby siebie i swoich ludzi na niebezpieczeństwo, albo konsekwencje związane z niesubordynacją. Tak, samobójstwo w obecnej sytuacji nie polepszyłoby jej wcale, ale zamiast tego pogorszyłoby ją i to diametralnie.
Umęczona córka admirała wyszła z łaźni jak tylko ona i jej odzienie wyschło, od razu zmierzając w stronę łoża. Słysząc skrzypiące zawiasy od drzwi, za którymi dziewczyna zniknęła, oraz jej kroki, ptak przebudził się i czujnie skierował wzrok na nadchodzącą elfkę. Po chwili z zaciekawieniem (i dalszą nieufnością w oczach) przechylił lekko na bok swoją głowę w niemym pytaniu widząc jak dziewczyna koszmarnie wygląda, przez uzewnętrznione zmęczenie i kiepskie samopoczucie.
- Nawet nie pytaj. Myśl tylko o tym by jak najszybciej wyzdrowieć, przynajmniej ty będziesz miał okazję do rychłej ucieczki. - Mruknęła z całkowitą rezygnacją w głosie nim walnęła się na miękki materac i ukryła pół twarzy w puchowych poduchach. Zakaszlała krótko przez małą, acz drażniącą drogi oddechowe ilość kurzu i zamknęła oczy oddając się szybo i bez namysłu w objęcia snu.
Kiraie byłaby ostatnią osobą na całym wszechświecie, która by kogoś skrzywdziła z własnej woli, nie przepadała za widokiem krwi, a przede wszystkim była bardzo wrażliwa na ból, od którego wolała uciekać i unikać bez względu na to co się działo dokoła niej, choćby ktoś miał potrzebować jej pomocy. Jednakże sen, który miała tej nocy i w którym mogła się zrewanżować wampirowi na różne, niezbyt przyjemne sposoby, wcale nie był koszmarem, a nawet sprawił, że miała o wiele lepszy humor następnego dnia. Wiedziała, że nigdy nie uczyniłaby czegoś takiego nikomu, a zwłaszcza najgorszemu wrogowi, jednakże z jakiegoś powodu ten sen ją rozluźnił i uszczęśliwił.
Wstała wraz z pierwszymi promieniami słońca, przeciągnęła się z uśmiechem i spojrzała na śpiącego jeszcze "feniksa", który wcisnął swoją głowę pod zdrowe skrzydło. Nie zamierzała go budzić, tak samo jak nikogo z całego zamczyska, dlatego przystąpiła wpierw do porannej toalety towarzysząc tym samym słońcu w jego wspinaczce na nieboskłon. Gdy przywróciła swój wygląd - włosy i odzienie - do porządku, podeszła do zasłoniętych, dużych okien i drzwi prowadzących na niższy balkon. Rozsunęła zasłony i wpuściła do pokoju podmuch świeżego, rześkiego powietrza. Z wesołym grymasem wyszła na zewnątrz i zaraz się zasępiła widząc tragiczny stan w jakim znajdował się ogród. Dla podkreślenia nastroju jej żołądek jęknął żałośnie, choć z innego powodu. Elfka przez moment kąpała się w porannych promieniach dumając przez moment i ustalając sobie plan na ten dzień, który niewątpliwie spędzi do zmierzchu w ogrodzie. W sumie nie był to tak straszny pomysł, bo jeśliby jej się poszczęściło to mogłaby przez cały dzień nie wiedzieć Barbarossy, poza tym nie nudziłaby się i robiła to co lubi. Brzuch znów wydał z siebie przeciągły dźwięk, jakby na zatwierdzenie tego przedsięwzięcia. Kiraie spojrzała w głąb pokoju i zatrzymała wzrok na zabarykadowanym od wewnątrz ciężkich drzwi z czarnego bzu prowadzących na korytarz, jednakże z beztroską i dziecięcą radością, zaraz przeskoczyła barierkę balkonu i zwinnie pokonała drogę w dół by stanąć bezpiecznie w wysokiej trawie zaniedbanego ogrodu po wykonaniu kilku bardziej bądź mniej widowiskowych akrobacji, które nie raz pomogły jej się wydostać z domu bez wiedzy ojca i konieczności używania głównych drzwi do wyjścia. Za każdym razem świetnie się przy tym bawiła i niezmiernie dużo sprawiało jej to przyjemności.
Nie zrobiło to jednak wrażenia na kiszkach, które zaczęły grać marsza, przypominając dziewczynie o podstawach niezbędnych istotom do przeżycia. Elfka ani na moment o tym nie zapomniała i nie miała najmniejszego zamiaru zabierać się do pracy o pustym żołądku. Wsłuchując się w życie tętniące w ogrodzie ruszyła przed siebie, niby na przechadzkę, jednakże nogi i instynkt szybko przywiodły ją do dziko rosnącego krzewu z owocami. Napełniając sobie brzuch słodko-kwaśnymi owocami wielkości jabłek o kształcie truskawek, wodziła wzrokiem po niemal całym terenie zielonym i rozmyślała jak i, z której strony zacząć pracę. Za każdym jednak razem, zatrzymywała się na omszałej fontannie, a w głowie niechcianym echem rozbrzmiewała prośba kapitana, aby to od niej zacząć porządki. Tak bardzo chciała mu się sprzeciwić i opanować rośliny przy syreniej sadzawce na przykład, albo przyciąć bluszcz pod swoim oknem, jednakże nie mogła złamać swojej własnej obietnicy. Jęknęła z niezadowoleniem i niechęcią, po czym z pomocą przemiłej zjawy odnalazła niewielką drewnianą szopę, bądź składzik, z której wzięła potrzebne narzędzia, wiadro oraz o dziwo jakąś czystą szmatę i poszła do fontanny, zbierając po drodze całe łodygi, albo same liście jakiś paskudnych i całkowicie niechcianych chwastów. Te w rzeczywistości okazały się niezwykle przydatne w obecnej sytuacji. Sok z grubych, twardych i mięsistych liści, o ząbkowanej, ostrej krawędzi działał niezwykle zabójczo na wodne rośliny w tym glony i zielony osad jaki potrafią stworzyć, a w połączeniu z dwiema startymi łodygami, powodował całkowite oczyszczenie się wody przez wyparowanie mikroorganizmów, przywrócenie jej krystaliczność i uzdatnienie do picia bez ryzyka zachorowania na coś.
Po oczyszczeniu i napiciu się tej deszczówki, zaczęła sprzątać dno wyrzucając z pogniłe liście i inne śmieci. Dopiero po tym przystąpiła do skrupulatnego szorowania kruka i całej reszty fontanny. Róże poprzycinała, skropiła świeżą, czystą wodą i uwolniła od napierających na nie traw i chwastów, a nie słysząc ich innych skarg, miała nadzieję, że pięknie odżyją. Zjawa, Tamika, choć nie miała możliwości fizycznej pomocy elfce, była niezwykle miłym towarzystwem i przewodnikiem po nieznanym terenie, kiedy Kiraie potrzebowała jeszcze czegoś do swoich porządków. Niekiedy musiała też się poradzić samego otoczenia i wsłuchać się w wiatr, niosący szept traw i roślin wskazujących położenie, tych z których mogłaby skorzystać w swojej pracy. Po skończeniu fontanny, przeniosła się na inne posągi i ozdoby niebędące roślinami.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
Kiedy trupioblady mężczyzna wyłaniał się z trumny, walczący z ciężkimi zasłonami księżyc ogłaszał dopiero nadejście północy. Jego ścięta sierpowato tarcza zawisła nad dworkiem, oblewając jego iglice i ciemne dachówki srebrzystą poświatą. Wymarzona pora na spacer, mruknął do siebie wampir, wdziewając spodnie, buty i zapinając na biodrach skórzany pas. Resztki snu przegnał krótkim ziewnięciem i kieliszkiem czerwonego wina wymieszanego z krwią, które wyjął z szafki stojącej obok trumny. Dźwięk wyrywanego zębami korka rozbrzmiał echem po pokoju, uwalniając jednocześnie słodycz porzeczek, cynamonu i goryczkę ludzkiej posoki.
- Twoje zdrowie, kapitanie - powiedział do samego siebie w mroku, przechylając naczynie i przytykając je do bladych ust. Następnie odstawił wszystko na swoje miejsce i dziarskim krokiem wyszedł na balkon, pozwalając morskiej bryzie uderzyć w jego pierś z całej mocy. Nocny chłód był jak kubeł zimnej wody, zmuszał do trzeźwiejszego myślenia i spojrzenia na otaczający świat.
Barbarossa przymknął oczy i wziął głęboki wdech, napawając się tym przywilejem śmiertelników, a gdy je ponownie otworzył jego wzrok zatrzymał się na czarnych niczym noc oknach w sypialni elfki. Nie wiedział czemu w nie spojrzał, ani co chciał w nich ujrzeć. Może jakiś płomyk świecy, może powiew zasłon. Cokolwiek. Stał tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie przypomniał sobie, że istnieje coś takiego jak północ i że nie wszyscy na dworze są wampirami, prowadzącymi najaktywniejszy tryb życia o tej porze.
- Pięćset z górą lat na karku, a ty wciąż zachowujesz się jak dziecko - rozległo się za jego plecami, a następnie czarnowłosa majordomuska wskoczyła na balustradę obok niego, podtrzymując materiał sukni, by ta nie przeszkadzała w spacerze na jej krawędzi. - Choć raczej powinnam rzec, że jesteś chamem, prostakiem, ostatnim draniem i...
- Tamika ci powiedziała? - wszedł jej w słowo, ukrywając dłonie w głębokich kieszeniach i przenosząc wzrok na bladą jak kreda twarz dhampirku.
- Taka afera nie mogła obejść się bez plotek, ale nie martw się, wiedzą o niej jedynie te osoby, które wiedzieć powinny. Ja, Tamika oraz wasza dwójka. Nikt inny nie pojawi się na tej scenie. No chyba, że postanowisz stanąć na głównym rynku i wykrzyczeć w niebo, że masz wielką ochotę znieważyć swojego gościa honorowego. Swoją drogą, powinnam zapytać, co u niej słychać i przeprosić za zostawienie jej pod tym fortem, ale nie spodziewałam się, że tak szybko wrócicie. Zwykle rabujecie do pełnej ładowni.
- Tym razem zrobiliśmy wyjątek...
- I to nie dla byle kogo, ale dla jedynej córki admirała Awerkera - dokończyła Raven z nutką gniewu w głosie, który zaraz zniknął pod maską wymuszonego uśmiechu. - Byłabym skończoną idiotką, gdybym jej nie poznała. Umiem jednak i wiem, w przeciwieństwie do niektórych, jak powinnam się zachowywać. Jej ojciec spalił mojego żywcem, skazując nieśmiertelną duszę na wieczną tułaczkę. Wiele bym dała, żeby znów usłyszeć jego zakazy i nakazy. Nie zamierzam jednak przekładać nad to swojego profesjonalizmu. To, co się stało to przeszłość i już. Prawa do zemsty zrzekłam się wraz z żałobą po nim i wuju Karsie. Obiecaj mi jednak, że ciebie nie stracę. Jesteś dla mnie równie ważny, co oni.
- Obiecuję - powiedział Caster, szczerze, a następnie wrócił się po kapelusz i pożegnawszy się z majordomuską, zeskoczył z balkonu wprost na uschnięty żywopłot. Zbrązowiałe gałęzie zmieniły się w proch pod jego stopami, a wysoka trawa zatarła wszelkie ślady obranych przez niego kierunków.
Tę noc Barbarossa spędził po za murami pałacu, odwiedzając w pierwszej kolejności miasto, potem fort, domy innych kapitanów, a na koniec samotny klif na tyłach swojej posesji, gdzie mógł w spokoju zebrać myśli, oczekując świtu. Wszędzie, gdzie się pojawił, witano go z otwartymi ramionami i kuflem zimnego piwa z rumem, na dobre rozpoczęcie wieczoru. Piraci i najemnicy z różnych stron bawili się bez przerwy już którąś noc, trwoniąc dobra, które zrabowano lub samemu wytworzono na wyspie, a które nie uszły na sprzedaż do Alaranii. Tawerny nie śmiały zamykać swoich drzwi, tak więc karczmarze pracowali na trzy lub cztery zmiany, nadzorując, by niczego gościom nie zabrakło. Piwo lało się z beczek, muzyka huczała w czaszce, a kurtyzany wydawały się chętniejsze niż kiedykolwiek. Mimo to, dobry humor na twarzy Barbarossy pozostawał wymuszony, a nie naturalny, jak to zawsze miał w zwyczaju. Jego myśli wciąż krążyły wokół płowowłosej ślicznotki, która zapewne właśnie śniła o kotle pełnym smoły i nim samym, zanurzonym tam po czubek głowy. Niestety kapitan nie umiał obecnie inaczej. Dziewczyna zdominowała jego myśli, była obecna w twarzy każdej z mijanych kobiet, zmieniając jego spojrzenie na nie. Już nie widział w nich zabawek na jeden wieczór, a harde charakterem babki o sile, brakującej niektórym mężczyznom.
Z taką wizją Barbarossa powrócił do domu przed świtem, szerokim łukiem omijając pokój elfki, by jej nie zbudzić i nie psuć pozostałych myśli o sobie, jakie kłębiły się w jej głowę. Dzień zapowiadał się słoneczny i piękny, toteż pirat odetchnął z ulgą, gdy tylko przekręcił kluczyk w zamku mosiężnych skrzydeł. Przypadkowe spotkanie Kiraie na korytarzu mógł od razu wykluczyć i nie brać ich pod uwagę. Jasne było, że żywiołowa panna nie zechce zmarnować tych kilku dni na siedzenie w mroku domostwa, zwłaszcza, że sama postanowiła pomóc jego ogrodowi znów stać się pięknym. Caster myślał przez chwilę, czy jej nie pomóc, ale po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że na ogrodnictwie zna się równie słabo, co na alchemii.
Około południa jego ciekawość jednak zwyciężyła i chętny zobaczyć sukces, bądź porażkę elfki, kapitan Nautiliusa pofatygował się na zewnątrz, pamiętając o kapeluszu, płaszczu i koszuli, chroniącej go przed słońcem, a także mocniejszym trunku w postaci krwi na wzmocnienie. Pierwsze kroki skierował w stronę fontanny i jej miedzianego kruka, który błyszczał jakby dopiero co wyjęto go z kuźniczego pieca. Z monumentu pod nim zniknęły wszelkie mchy, woda znów była przejrzysta, jak szkło, a okalające fontannę krzaki róż odzyskały dawny kolor. Barbarossa przyjrzał się całości z uśmiechem, a następnie zanurzył dłonie w zimnej wodzie i otarł nimi twarz. Wyszło na to, iż nie spał, a rzeźba przed nim znów wygląda, jak z czasów świetności dworu. I nie tylko on podzielał to zdanie.
- Jeszcze trochę i te posągi same obróciłyby się w proch - skomentowała Tamika, przesuwając dłonią po chwastach i bluszczach, owijających postumenty. Choć nie mogła ich bezpośrednio dotknąć, to swoją obecnością sprawiała, że rośliny te obumierały w kilka sekund i łatwiej je było oderwać. - Po śmierci wcześniejszego gospodarza ogród bardzo szybko nam zarósł i nawet magia nie była w stanie tu zadziałać. Tobie się to udało w kilka godzin i to przy pomocy prostych narzędzi. Ciekawe tylko na jak długo.
- Jestem pod sporym wrażeniem - skomentował nieumarły, wyłaniając się spomiędzy drzew i opierając metalową kończynę na postumencie, na którym stał satyr w pełnej zbroi i łukiem. - Naprawdę. Nigdy nie sądziłem, że ktoś jest w stanie zapanować nad tymi chwastami. Prędzej wypaliłbym ziemię do cna i posadził wszystko od nowa, ale jak widzę, oddanie tego w twoje ręce było zdecydowanie lepszym pomysłem. Dziękuję - to ostatnie starał się wypowiedzieć, spoglądając Kiraie w oczy, lecz widząc, że elfka unika jego wzroku, po prostu zrezygnował.
- Twoje zdrowie, kapitanie - powiedział do samego siebie w mroku, przechylając naczynie i przytykając je do bladych ust. Następnie odstawił wszystko na swoje miejsce i dziarskim krokiem wyszedł na balkon, pozwalając morskiej bryzie uderzyć w jego pierś z całej mocy. Nocny chłód był jak kubeł zimnej wody, zmuszał do trzeźwiejszego myślenia i spojrzenia na otaczający świat.
Barbarossa przymknął oczy i wziął głęboki wdech, napawając się tym przywilejem śmiertelników, a gdy je ponownie otworzył jego wzrok zatrzymał się na czarnych niczym noc oknach w sypialni elfki. Nie wiedział czemu w nie spojrzał, ani co chciał w nich ujrzeć. Może jakiś płomyk świecy, może powiew zasłon. Cokolwiek. Stał tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie przypomniał sobie, że istnieje coś takiego jak północ i że nie wszyscy na dworze są wampirami, prowadzącymi najaktywniejszy tryb życia o tej porze.
- Pięćset z górą lat na karku, a ty wciąż zachowujesz się jak dziecko - rozległo się za jego plecami, a następnie czarnowłosa majordomuska wskoczyła na balustradę obok niego, podtrzymując materiał sukni, by ta nie przeszkadzała w spacerze na jej krawędzi. - Choć raczej powinnam rzec, że jesteś chamem, prostakiem, ostatnim draniem i...
- Tamika ci powiedziała? - wszedł jej w słowo, ukrywając dłonie w głębokich kieszeniach i przenosząc wzrok na bladą jak kreda twarz dhampirku.
- Taka afera nie mogła obejść się bez plotek, ale nie martw się, wiedzą o niej jedynie te osoby, które wiedzieć powinny. Ja, Tamika oraz wasza dwójka. Nikt inny nie pojawi się na tej scenie. No chyba, że postanowisz stanąć na głównym rynku i wykrzyczeć w niebo, że masz wielką ochotę znieważyć swojego gościa honorowego. Swoją drogą, powinnam zapytać, co u niej słychać i przeprosić za zostawienie jej pod tym fortem, ale nie spodziewałam się, że tak szybko wrócicie. Zwykle rabujecie do pełnej ładowni.
- Tym razem zrobiliśmy wyjątek...
- I to nie dla byle kogo, ale dla jedynej córki admirała Awerkera - dokończyła Raven z nutką gniewu w głosie, który zaraz zniknął pod maską wymuszonego uśmiechu. - Byłabym skończoną idiotką, gdybym jej nie poznała. Umiem jednak i wiem, w przeciwieństwie do niektórych, jak powinnam się zachowywać. Jej ojciec spalił mojego żywcem, skazując nieśmiertelną duszę na wieczną tułaczkę. Wiele bym dała, żeby znów usłyszeć jego zakazy i nakazy. Nie zamierzam jednak przekładać nad to swojego profesjonalizmu. To, co się stało to przeszłość i już. Prawa do zemsty zrzekłam się wraz z żałobą po nim i wuju Karsie. Obiecaj mi jednak, że ciebie nie stracę. Jesteś dla mnie równie ważny, co oni.
- Obiecuję - powiedział Caster, szczerze, a następnie wrócił się po kapelusz i pożegnawszy się z majordomuską, zeskoczył z balkonu wprost na uschnięty żywopłot. Zbrązowiałe gałęzie zmieniły się w proch pod jego stopami, a wysoka trawa zatarła wszelkie ślady obranych przez niego kierunków.
Tę noc Barbarossa spędził po za murami pałacu, odwiedzając w pierwszej kolejności miasto, potem fort, domy innych kapitanów, a na koniec samotny klif na tyłach swojej posesji, gdzie mógł w spokoju zebrać myśli, oczekując świtu. Wszędzie, gdzie się pojawił, witano go z otwartymi ramionami i kuflem zimnego piwa z rumem, na dobre rozpoczęcie wieczoru. Piraci i najemnicy z różnych stron bawili się bez przerwy już którąś noc, trwoniąc dobra, które zrabowano lub samemu wytworzono na wyspie, a które nie uszły na sprzedaż do Alaranii. Tawerny nie śmiały zamykać swoich drzwi, tak więc karczmarze pracowali na trzy lub cztery zmiany, nadzorując, by niczego gościom nie zabrakło. Piwo lało się z beczek, muzyka huczała w czaszce, a kurtyzany wydawały się chętniejsze niż kiedykolwiek. Mimo to, dobry humor na twarzy Barbarossy pozostawał wymuszony, a nie naturalny, jak to zawsze miał w zwyczaju. Jego myśli wciąż krążyły wokół płowowłosej ślicznotki, która zapewne właśnie śniła o kotle pełnym smoły i nim samym, zanurzonym tam po czubek głowy. Niestety kapitan nie umiał obecnie inaczej. Dziewczyna zdominowała jego myśli, była obecna w twarzy każdej z mijanych kobiet, zmieniając jego spojrzenie na nie. Już nie widział w nich zabawek na jeden wieczór, a harde charakterem babki o sile, brakującej niektórym mężczyznom.
Z taką wizją Barbarossa powrócił do domu przed świtem, szerokim łukiem omijając pokój elfki, by jej nie zbudzić i nie psuć pozostałych myśli o sobie, jakie kłębiły się w jej głowę. Dzień zapowiadał się słoneczny i piękny, toteż pirat odetchnął z ulgą, gdy tylko przekręcił kluczyk w zamku mosiężnych skrzydeł. Przypadkowe spotkanie Kiraie na korytarzu mógł od razu wykluczyć i nie brać ich pod uwagę. Jasne było, że żywiołowa panna nie zechce zmarnować tych kilku dni na siedzenie w mroku domostwa, zwłaszcza, że sama postanowiła pomóc jego ogrodowi znów stać się pięknym. Caster myślał przez chwilę, czy jej nie pomóc, ale po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że na ogrodnictwie zna się równie słabo, co na alchemii.
Około południa jego ciekawość jednak zwyciężyła i chętny zobaczyć sukces, bądź porażkę elfki, kapitan Nautiliusa pofatygował się na zewnątrz, pamiętając o kapeluszu, płaszczu i koszuli, chroniącej go przed słońcem, a także mocniejszym trunku w postaci krwi na wzmocnienie. Pierwsze kroki skierował w stronę fontanny i jej miedzianego kruka, który błyszczał jakby dopiero co wyjęto go z kuźniczego pieca. Z monumentu pod nim zniknęły wszelkie mchy, woda znów była przejrzysta, jak szkło, a okalające fontannę krzaki róż odzyskały dawny kolor. Barbarossa przyjrzał się całości z uśmiechem, a następnie zanurzył dłonie w zimnej wodzie i otarł nimi twarz. Wyszło na to, iż nie spał, a rzeźba przed nim znów wygląda, jak z czasów świetności dworu. I nie tylko on podzielał to zdanie.
- Jeszcze trochę i te posągi same obróciłyby się w proch - skomentowała Tamika, przesuwając dłonią po chwastach i bluszczach, owijających postumenty. Choć nie mogła ich bezpośrednio dotknąć, to swoją obecnością sprawiała, że rośliny te obumierały w kilka sekund i łatwiej je było oderwać. - Po śmierci wcześniejszego gospodarza ogród bardzo szybko nam zarósł i nawet magia nie była w stanie tu zadziałać. Tobie się to udało w kilka godzin i to przy pomocy prostych narzędzi. Ciekawe tylko na jak długo.
- Jestem pod sporym wrażeniem - skomentował nieumarły, wyłaniając się spomiędzy drzew i opierając metalową kończynę na postumencie, na którym stał satyr w pełnej zbroi i łukiem. - Naprawdę. Nigdy nie sądziłem, że ktoś jest w stanie zapanować nad tymi chwastami. Prędzej wypaliłbym ziemię do cna i posadził wszystko od nowa, ale jak widzę, oddanie tego w twoje ręce było zdecydowanie lepszym pomysłem. Dziękuję - to ostatnie starał się wypowiedzieć, spoglądając Kiraie w oczy, lecz widząc, że elfka unika jego wzroku, po prostu zrezygnował.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Na pierwszy rzut oka, przez pole wciąż wysokiej trawy i wyrastających chwastów, mogłoby się wydawać, że Kiraie od samego rana nie poczyniła żadnych postępów, choć pracowała mimo grzejącego słońca i niemal bez żadnych przerw, jednakże bijące po oczach stalowe figury jak i te kamienne wyglądające jakby dopiero urzeźbione, mówiły całą prawdę o pracy i staranności jaką elfka poświęciła w tym czasie. Oczywiście miała jeszcze masę roboty, jednakże dzięki dziko rosnącym chwastom i innym pasożytniczym oraz niechcianym roślino rosnącym beztrosko w ogrodzie, mogła naturalnymi sposobami oczyścić posągi i wody, by można je było znów bez zagrożenia zdrowia pić. W tym też czasie, który umilała sobie rozmową ze zjawą, której większa, bądź mniejsza pomoc okazała się nieoceniona, zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. Od samego rana Kiraie nie podejmowała nawet żadnych aluzji na temat osoby swojego gospodarza, a tym bardziej rozmowy przez nią toczone omijały wampira szerokim łukiem. Była Tamice bardzo wdzięczna, że ta także na siłę nie starała się rozpoczynać takiej dyskusji.
- Aż tak źle nie było - odpowiedziała z uśmiechem przeźroczystej kobiecie i zaraz posprzątała postument z uśmierconych przez nią chwastów. - Właśnie, jeśli mogę spytać, dlaczego nikt się przez ten czas nie zajmował ogrodem? Ja rozumiem zajmowanie się... innymi sprawami i brak czasu przez to, ale rośliny w przeciwieństwie do zwierząt nie potrzebują tyle troski i uwagi, wystarczy je choćby raz na tydzień skontrolować, ewentualnie przyciąć schnące gałązki i wyplenić chwasty. - Zrobiła sobie przerwę i otarła wierzchem dłoni w rękawicy, czoło, na którym został ziemisty ślad. Bardzo się cieszyła, że postanowiła zacząć od monumentów i fontann, ponieważ mogła się od czasu do czasu schładzać czystą już wodą, ponieważ choćby i miała się przegrzać, albo odwodnić to nie zdejmie sznurowanego gorsety, który jako jedyny zakrywał jej wdzięki powyżej pasa. Gdzieś przed dwoma godzinami zdjęła przydużą, przerobioną przez siebie koszulę, którą otrzymała na przebranie w ciągu pierwszych dni na statu.
- To już wszystkie rzeźby, prawda? W takim razie wypadałoby się zająć chociaż w małej części tą przeklętą trawą. Będzie mi potrzebny sierp. Wiem, że kosą byłoby szybciej, ale wątpię bym dała radę ją unieść nawet, jeśli jakaś by się znalazła w tej starej szopie, a tym bardziej nikt nie dałby tak niebezpiecznego narzędzia wrogowi. - Uśmiechnęła się z lekkim smutkiem i przeciągnęła się, rozprostowując zesztywniałe mięśnie. Choć mogła przebywać wśród roślin, przy pracy i na świeżym powietrzu, ani na moment nie zapomniała o tym, że jest tylko więźniem i do tego córką najgorszego wroga pewnie wszystkich mieszkańców tej wyspy.
Mimo tych nieco przykrych myśli i świadomości sytuacji w jakiej się znajdowała, nie traciła pogody ducha jaka towarzyszyła jej od samego rana i rozpromieniała jej twarz szczęśliwym uśmiechem, sugerującym, że oto właśnie elfka jest w swoim żywiole i robi to co naprawdę kocha - opieka i pielęgnacja ogrodu oraz roślin w nim żyjących. To pozytywne samopoczucie szybko ją opuściło, jak burzowe chmury, które nagle i nie wiadomo skąd wzeszły na niebo przesłaniając sobą w mgnieniu oka słońce. Oczywiście zmiana stanu Kiraie nie miała żadnego związku z nagłym przypomnieniem sobie czegoś przykrego, czy zwykłym atakiem melancholii spowodowanej tęsknotą za domem, ale głosem wampira, którego dźwięk pojawił się w akompaniamencie szepczącego wiatru.
Zacisnęła pięści, a w jednej z nich nożyce do gałązek i odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się w jego stronę. Nie mogła po prostu zostać odwrócona do niego plecami, a tym bardziej po prostu go zignorować i udać się do szopy, aby odnieść niepotrzebne już narzędzia i wziąć sierp oraz grabie do przycięcia i posprzątania trawy. To by było zwyczajnie niekulturalne, a ona - w przeciwieństwie do niego - umiała się zachować z manierami.
- Dzień dobry, panie kapitanie - przywitała się z twarzą ściągniętą w obojętnym grymasie, zmuszając się do, w miarę, spokojnego tonu. - Dziękuję za pochwałę odnośnie mojej pracy, jednakże proszę o wybaczenie, ale jak widać mam jej jeszcze sporo, więc do widzenia. - Rzuciła, unosząc na moment na niego spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przez ogród. Tyle razy już zaglądała do tego ogrodowego składzika, że mogła już tam dotrzeć bez pomocy zjawy.
Widmowa kobieta zastąpiła jej jednak drogę i pokręciła głową ze zmęczeniem i irytacją, prawie jak matka, która już ma po wyżej uszu ciągłych awantur swoich dziatek. Nie rozpoczęła jednak reprymendą, ani pouczeniem, a jej ton był raczej łagodny i cierpliwy.
- Zapomniałaś zabrać ze sobą wiader z resztą rzeczy i kosza, w który zbierałaś chwasty. Wiem, że trochę tak niegrzecznie tylko wytykać błędy, ale skoro idziesz do stodoły to wygodniej byłoby ci od razu zabrać wszystko, zaoszczędzisz na czasie. - Powiedziała i spojrzała ponad ramieniem elfki w stronę pozostawionego w tyle krwiopijcy, przy którym w trawie stały zostawione przybory.
Kiraie zaraz powędrowała za jej wzrokiem i poczerwieniała na twarzy ze złości, kiedy uświadomiła sobie, że miałaby znowu się zbliżyć do tego osobnika, choćby tylko po to by wziąć zapomniane przedmioty i odłożyć je od razu na miejsce.
- Do kosza będę wyrywać chwasty, niektóre mogą się jeszcze kiedyś przydać... - "...może do uwarzenia trucizny zabijającej wampiry samym swoim zapachem", pomyślała. - A te wiadra odniosę później... Przy następnej okazji. - Nie wiedziała jaką wymyślić wymówkę by nie musieć wracać w pobliże kapitana.
- Eh, kochana... - westchnęła zjawa, widząc cały problem, ale miała już na niego lekarstwo, na co się uśmiechnęła pogodnie. - Obchodzi cię ten mężczyzna? - zaczęła strategicznie.
- Oczywiście, że nie!!!! - Niemal wykrzyknęła oburzona dziewczyna o płowych włosach. Takiej reakcji się spodziewała Tamika i była z siebie bardzo dumna.
- To co się będziesz przejmować obecnością drania? Jeśli teraz zostawisz tam te rzeczy to będą ci one przeszkadzały podczas koszenia, a tak będzie porządek i będzie ci wygodnie, zaoszczędzisz też czas zamiast ganiać w tę i z powrotem do szopy. - Rzuciła i jeszcze bardziej się rozpromieniła, kiedy Kiraie przyznała jej rację i z dumnie uniesioną głową i obojętnością w pistacjowych oczach podeszła by odstawić narzędzia na miejsce. O dziwo tym razem łatwiej jej było nawet nie uraczyć gospodarza spojrzeniem.
- Nie sądziłam nigdy, że mógłbyś się wysługiwać innymi jak niewolnikami - szepnęła do kapitana zjawa, kiedy elfka ledwo dając sobie radę, zanosiła rzeczy do szopy. - Tym bardziej kobietami. Myślałam, że chociaż w stosunku do nich umiesz się zachować jak prawdziwy arystokrata, bez znaczenia czy to inna szlachcianka czy zwykła sprzątaczka. - Mruknęła chcąc go sprowokować do działania. Sądziła, że jeśli ona nie pomoże zakopać wojennego kołka między tą dwójką, to albo któremuś stanie się krzywda, albo spali się cały dom od ich gniewu, jak nie wyspa. Morał był jeden - albo się pogodzą, albo będzie nieszczęście, o którym Tamika miała świadomość. - Chociaż może faktycznie jest coś logicznego w twoim działaniu? - Zamyśliła się, oczywiście miało to na celu tylko podpuszczenie go, ewentualnie lekkie nadepnięcie na odcisk, coby miał motywację do podjęcia prawidłowego działania. - Nie dość, że zatrudniając kobiety miałbyś tanią siłę roboczą, to jeszcze mogłyby ci usługiwać nawet lepiej niż mężczyźni i to jedynie za ciepły kąt do spania oraz miskę zimnych pomyj dziennie. Zwracam honor nie doceniałam cię, ty szczwany lisie. - Cały czas udawała, że myśli, iż Kiraie to tylko początek jego kobiecej służby w zamczysku, które mogłoby się przeobrazić w harem.
- Aż tak źle nie było - odpowiedziała z uśmiechem przeźroczystej kobiecie i zaraz posprzątała postument z uśmierconych przez nią chwastów. - Właśnie, jeśli mogę spytać, dlaczego nikt się przez ten czas nie zajmował ogrodem? Ja rozumiem zajmowanie się... innymi sprawami i brak czasu przez to, ale rośliny w przeciwieństwie do zwierząt nie potrzebują tyle troski i uwagi, wystarczy je choćby raz na tydzień skontrolować, ewentualnie przyciąć schnące gałązki i wyplenić chwasty. - Zrobiła sobie przerwę i otarła wierzchem dłoni w rękawicy, czoło, na którym został ziemisty ślad. Bardzo się cieszyła, że postanowiła zacząć od monumentów i fontann, ponieważ mogła się od czasu do czasu schładzać czystą już wodą, ponieważ choćby i miała się przegrzać, albo odwodnić to nie zdejmie sznurowanego gorsety, który jako jedyny zakrywał jej wdzięki powyżej pasa. Gdzieś przed dwoma godzinami zdjęła przydużą, przerobioną przez siebie koszulę, którą otrzymała na przebranie w ciągu pierwszych dni na statu.
- To już wszystkie rzeźby, prawda? W takim razie wypadałoby się zająć chociaż w małej części tą przeklętą trawą. Będzie mi potrzebny sierp. Wiem, że kosą byłoby szybciej, ale wątpię bym dała radę ją unieść nawet, jeśli jakaś by się znalazła w tej starej szopie, a tym bardziej nikt nie dałby tak niebezpiecznego narzędzia wrogowi. - Uśmiechnęła się z lekkim smutkiem i przeciągnęła się, rozprostowując zesztywniałe mięśnie. Choć mogła przebywać wśród roślin, przy pracy i na świeżym powietrzu, ani na moment nie zapomniała o tym, że jest tylko więźniem i do tego córką najgorszego wroga pewnie wszystkich mieszkańców tej wyspy.
Mimo tych nieco przykrych myśli i świadomości sytuacji w jakiej się znajdowała, nie traciła pogody ducha jaka towarzyszyła jej od samego rana i rozpromieniała jej twarz szczęśliwym uśmiechem, sugerującym, że oto właśnie elfka jest w swoim żywiole i robi to co naprawdę kocha - opieka i pielęgnacja ogrodu oraz roślin w nim żyjących. To pozytywne samopoczucie szybko ją opuściło, jak burzowe chmury, które nagle i nie wiadomo skąd wzeszły na niebo przesłaniając sobą w mgnieniu oka słońce. Oczywiście zmiana stanu Kiraie nie miała żadnego związku z nagłym przypomnieniem sobie czegoś przykrego, czy zwykłym atakiem melancholii spowodowanej tęsknotą za domem, ale głosem wampira, którego dźwięk pojawił się w akompaniamencie szepczącego wiatru.
Zacisnęła pięści, a w jednej z nich nożyce do gałązek i odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się w jego stronę. Nie mogła po prostu zostać odwrócona do niego plecami, a tym bardziej po prostu go zignorować i udać się do szopy, aby odnieść niepotrzebne już narzędzia i wziąć sierp oraz grabie do przycięcia i posprzątania trawy. To by było zwyczajnie niekulturalne, a ona - w przeciwieństwie do niego - umiała się zachować z manierami.
- Dzień dobry, panie kapitanie - przywitała się z twarzą ściągniętą w obojętnym grymasie, zmuszając się do, w miarę, spokojnego tonu. - Dziękuję za pochwałę odnośnie mojej pracy, jednakże proszę o wybaczenie, ale jak widać mam jej jeszcze sporo, więc do widzenia. - Rzuciła, unosząc na moment na niego spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przez ogród. Tyle razy już zaglądała do tego ogrodowego składzika, że mogła już tam dotrzeć bez pomocy zjawy.
Widmowa kobieta zastąpiła jej jednak drogę i pokręciła głową ze zmęczeniem i irytacją, prawie jak matka, która już ma po wyżej uszu ciągłych awantur swoich dziatek. Nie rozpoczęła jednak reprymendą, ani pouczeniem, a jej ton był raczej łagodny i cierpliwy.
- Zapomniałaś zabrać ze sobą wiader z resztą rzeczy i kosza, w który zbierałaś chwasty. Wiem, że trochę tak niegrzecznie tylko wytykać błędy, ale skoro idziesz do stodoły to wygodniej byłoby ci od razu zabrać wszystko, zaoszczędzisz na czasie. - Powiedziała i spojrzała ponad ramieniem elfki w stronę pozostawionego w tyle krwiopijcy, przy którym w trawie stały zostawione przybory.
Kiraie zaraz powędrowała za jej wzrokiem i poczerwieniała na twarzy ze złości, kiedy uświadomiła sobie, że miałaby znowu się zbliżyć do tego osobnika, choćby tylko po to by wziąć zapomniane przedmioty i odłożyć je od razu na miejsce.
- Do kosza będę wyrywać chwasty, niektóre mogą się jeszcze kiedyś przydać... - "...może do uwarzenia trucizny zabijającej wampiry samym swoim zapachem", pomyślała. - A te wiadra odniosę później... Przy następnej okazji. - Nie wiedziała jaką wymyślić wymówkę by nie musieć wracać w pobliże kapitana.
- Eh, kochana... - westchnęła zjawa, widząc cały problem, ale miała już na niego lekarstwo, na co się uśmiechnęła pogodnie. - Obchodzi cię ten mężczyzna? - zaczęła strategicznie.
- Oczywiście, że nie!!!! - Niemal wykrzyknęła oburzona dziewczyna o płowych włosach. Takiej reakcji się spodziewała Tamika i była z siebie bardzo dumna.
- To co się będziesz przejmować obecnością drania? Jeśli teraz zostawisz tam te rzeczy to będą ci one przeszkadzały podczas koszenia, a tak będzie porządek i będzie ci wygodnie, zaoszczędzisz też czas zamiast ganiać w tę i z powrotem do szopy. - Rzuciła i jeszcze bardziej się rozpromieniła, kiedy Kiraie przyznała jej rację i z dumnie uniesioną głową i obojętnością w pistacjowych oczach podeszła by odstawić narzędzia na miejsce. O dziwo tym razem łatwiej jej było nawet nie uraczyć gospodarza spojrzeniem.
- Nie sądziłam nigdy, że mógłbyś się wysługiwać innymi jak niewolnikami - szepnęła do kapitana zjawa, kiedy elfka ledwo dając sobie radę, zanosiła rzeczy do szopy. - Tym bardziej kobietami. Myślałam, że chociaż w stosunku do nich umiesz się zachować jak prawdziwy arystokrata, bez znaczenia czy to inna szlachcianka czy zwykła sprzątaczka. - Mruknęła chcąc go sprowokować do działania. Sądziła, że jeśli ona nie pomoże zakopać wojennego kołka między tą dwójką, to albo któremuś stanie się krzywda, albo spali się cały dom od ich gniewu, jak nie wyspa. Morał był jeden - albo się pogodzą, albo będzie nieszczęście, o którym Tamika miała świadomość. - Chociaż może faktycznie jest coś logicznego w twoim działaniu? - Zamyśliła się, oczywiście miało to na celu tylko podpuszczenie go, ewentualnie lekkie nadepnięcie na odcisk, coby miał motywację do podjęcia prawidłowego działania. - Nie dość, że zatrudniając kobiety miałbyś tanią siłę roboczą, to jeszcze mogłyby ci usługiwać nawet lepiej niż mężczyźni i to jedynie za ciepły kąt do spania oraz miskę zimnych pomyj dziennie. Zwracam honor nie doceniałam cię, ty szczwany lisie. - Cały czas udawała, że myśli, iż Kiraie to tylko początek jego kobiecej służby w zamczysku, które mogłoby się przeobrazić w harem.
- Barbarossa
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 127
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
- Kontakt:
- Bo po śmierci kapitana wyspa była opuszczona na dziesięć długich lat - odpowiedziała Tamika, pomagając przy kolejnym posągu, uśmiercając aurą korzenie złośliwego chwasta. - Gdy prawda wyszła na jaw, wszyscy odpłynęli, zabierając cały swój dobytek. Obawiano się obłudy. Na pełną dekadę zostałam tu sama jak palec, a z moją przypadłością, co mogłam zrobić? Wszystko leci mi przez palce. Najgorsze w byciu zjawą jest to, że drugi raz nie można umrzeć, a przynajmniej jest to bardzo ciężkie. Pan Kars nie do końca przewidział efekt swojego eksperymentu i zamiast przywrócić życie całemu ciału, przywrócił je tylko mojej duszy. Po upływie tych lat, które ciągnęły się jak całe epoki, kapitan Barbarossa odbudował sławę wyspy i bractwo, ale na ogród zabrakło sił. Las upomniał się o swoje, a po za tym - głos Tamiki przeszedł do konspiracyjnego szeptu - widziałaś ty kiedyś pirata-ogrodnika? Bo ja nie. To marynarze, najemnicy, kupcy, rzemieślnicy, gdzie im do pielenia chwastów. A zwłaszcza krasnoludom. Kasino i jego kuzyni to gruboskórni siepacze, którzy dobrze gotują, Jokar to psychopata, który o dziwo najpierw myśli, potem działa, a Adewall to siłacz, który żyje sobie w stodole obok stajni na tyłach dworu i całe dnie śpi lub pracuje w porcie. Jedynie Rafael, Raven i jej przyjaciółki są tu na poziomie. Zawsze można na nich liczyć. No i, rzecz jasna, na gospodarzu. O ile właśnie w danej chwili nie jest kotem.
W głosie Tamiki można było doszukać się sporej dawki ironii, a jednocześnie szacunku, jakim darzyła mieszkające w posiadłości osobistości. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu byli to jej sąsiedzi i przyjaciele, od których zawsze mogła oczekiwać wsparcia, a po za tym była na nich skazana. Przynajmniej na czas trwania wieczności.
Przyglądający się temu wszystkiemu wampir starał się nie komentować i dać obu panią czas na dokończenie rozmów, zanim on sam podjąłby decyzję do tego, aby się włączyć. Nie chciał wyjść na większego chama, niż był nim w rzeczywistości. Nie w oczach elfki, której los coraz bardziej zaczął go obchodzić. Gdy dziewczyna oschle go przywitała, poczuł się jak ostatni wyrzutek społeczeństwa, który przez jedną życiową pomyłkę miałby już nigdy do niego nie wrócić. Nie dał jednak tego po sobie poznać, wszystkie emocje utrzymał na wodzy, a chłodnym i obojętnym spojrzeniem objął postać swojego gościa i blado się uśmiechnął.
- Nie ma za co - odpowiedział, chowając dłonie za plecami, by pokazać jej swoją bezbronność. Niby miał u boku szablę, ale nie robił nic żeby po nią sięgnąć, gdyby pistacjowooka zdecydowała się na pchnięcie go nożycami. Wiedział, że w gruncie rzeczy zasłużył sobie na to. - Szczerze to cieszę się, że mnie o to poprosiłaś. Nie wiem, jak miałbym się zachować, gdybyś obrażona postanowiła spędzić te kilka dni zamknięta w pokoju. Nie jestem zwolennikiem więzienia swoich gości pod kluczem i ciągłą strażą. To nie Leonia, gdzie można powiesić kogoś tylko za to, że walczy dla idei, a lochy potrafią przepełnić się w kilka godzin. - Barbarossa mówił tu o piractwie, którym parał się od kilkuset lat i odnosił na tym polu wielkie sukcesy. Choć to, co robił było złe, to przynajmniej miał swój honor i wiedział, jak postępować w danej sytuacji. Wyjątek stanowiła ta, rozgrywająca się właśnie w ogrodzie.
- Oczywiście. Nie będę cię zatrzymywał. Chciałem tylko zapytać, czy nie zechciałabyś zjeść ze mną kolacji dziś wieczorem? Chciałbym porozmawiać w cztery oczy, wyjaśnić to i owo. Oczywiście zrozumiem, jeśli odmówisz - dodał, starając się spojrzeć gdzieś ponad elfką, by nie wzbudzać w niej dodatkowych niechęci do samego siebie. - Czemu byś miała jadać razem z piratem, który okazał się większym łotrem w każdym tego słowa znaczeniu. Nie mniej byłbym zaszczycony, gdybyś zjawiła się w jadalni po wschodzie księżyca.
- Kiraie nie jest niewolnicą - wyjaśnił zjawie, gdy zostali sami wśród wysokich traw. Tamika podrygiwała wraz z wiatrem, podczas gdy Barbarossa stał sztywno i obserwował, jak piękna dziewczyna znika za drzewami. - Jest moim gościem. Poprosiła mnie o możliwość zaopiekowania się ogrodem, więc się zgodziłem. Taki akt dobrej woli.
- Czy może raczej serca? - zapytała Tamika, podstępnie się uśmiechając. - Widzę, że między wami iskrzy, choć na siłę walczycie z prawdą. Ty zaczynasz robić z siebie drania, a ona zamyka się wśród złudzeń, jakich nabrała gdy na siłę starałeś się okazać dobry. Efekt sam mogłeś teraz obserwować. Jest na ciebie zła i spogląda obojętnie. Czemu mężczyznom tak ciężko idzie gadanie o uczuciach?
- Bo już raz się na to zdobyłem i przez miesiąc nie wyszedłem z kociej formy - odparł gniewnie, odwracając się na pięcie i idąc w kierunku dworu. Chciał pobyć sam, przynajmniej do wieczora, a potem spić się krwią bardziej niż kiedykolwiek, jeśli okaże się, że wszystko czego się teraz dotknął obróci się w proch.
Tymczasem Tamika uznała, że ma zielone światło do załagodzenia sporu między wampirem, a elfką. Musiała tylko rozegrać to tak, by posiadłość nie stanęła w ogniu ich gniewu.
- Chyba mu teraz nie odmówisz, co? - zapytała, podlatując pod same drzwi szopy, w których właśnie stała Kiraie z sierpem w ręku. - Kochana, rzuć ten sierp i idź się szykować - mówiła podniecona, gestykulując przezroczystymi dłońmi. - Raven pożyczy ci suknię, przecież nie pójdziesz w tym. Widzę, że nasz kapitan cię obchodzi, nie próbuj zaprzeczać, a skoro to on pierwszy wyciągnął dłoń, jak możesz ją odtrącić? Gorzej, niż wtedy, gdy Vivien tutaj mieszkała raczej nie będzie - zjawa niemal natychmiast zamilkła i spuściła głowę ze wstydu, informując podświadomie, że poruszyła temat, który nie powinien być odkopywany.
W głosie Tamiki można było doszukać się sporej dawki ironii, a jednocześnie szacunku, jakim darzyła mieszkające w posiadłości osobistości. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu byli to jej sąsiedzi i przyjaciele, od których zawsze mogła oczekiwać wsparcia, a po za tym była na nich skazana. Przynajmniej na czas trwania wieczności.
Przyglądający się temu wszystkiemu wampir starał się nie komentować i dać obu panią czas na dokończenie rozmów, zanim on sam podjąłby decyzję do tego, aby się włączyć. Nie chciał wyjść na większego chama, niż był nim w rzeczywistości. Nie w oczach elfki, której los coraz bardziej zaczął go obchodzić. Gdy dziewczyna oschle go przywitała, poczuł się jak ostatni wyrzutek społeczeństwa, który przez jedną życiową pomyłkę miałby już nigdy do niego nie wrócić. Nie dał jednak tego po sobie poznać, wszystkie emocje utrzymał na wodzy, a chłodnym i obojętnym spojrzeniem objął postać swojego gościa i blado się uśmiechnął.
- Nie ma za co - odpowiedział, chowając dłonie za plecami, by pokazać jej swoją bezbronność. Niby miał u boku szablę, ale nie robił nic żeby po nią sięgnąć, gdyby pistacjowooka zdecydowała się na pchnięcie go nożycami. Wiedział, że w gruncie rzeczy zasłużył sobie na to. - Szczerze to cieszę się, że mnie o to poprosiłaś. Nie wiem, jak miałbym się zachować, gdybyś obrażona postanowiła spędzić te kilka dni zamknięta w pokoju. Nie jestem zwolennikiem więzienia swoich gości pod kluczem i ciągłą strażą. To nie Leonia, gdzie można powiesić kogoś tylko za to, że walczy dla idei, a lochy potrafią przepełnić się w kilka godzin. - Barbarossa mówił tu o piractwie, którym parał się od kilkuset lat i odnosił na tym polu wielkie sukcesy. Choć to, co robił było złe, to przynajmniej miał swój honor i wiedział, jak postępować w danej sytuacji. Wyjątek stanowiła ta, rozgrywająca się właśnie w ogrodzie.
- Oczywiście. Nie będę cię zatrzymywał. Chciałem tylko zapytać, czy nie zechciałabyś zjeść ze mną kolacji dziś wieczorem? Chciałbym porozmawiać w cztery oczy, wyjaśnić to i owo. Oczywiście zrozumiem, jeśli odmówisz - dodał, starając się spojrzeć gdzieś ponad elfką, by nie wzbudzać w niej dodatkowych niechęci do samego siebie. - Czemu byś miała jadać razem z piratem, który okazał się większym łotrem w każdym tego słowa znaczeniu. Nie mniej byłbym zaszczycony, gdybyś zjawiła się w jadalni po wschodzie księżyca.
- Kiraie nie jest niewolnicą - wyjaśnił zjawie, gdy zostali sami wśród wysokich traw. Tamika podrygiwała wraz z wiatrem, podczas gdy Barbarossa stał sztywno i obserwował, jak piękna dziewczyna znika za drzewami. - Jest moim gościem. Poprosiła mnie o możliwość zaopiekowania się ogrodem, więc się zgodziłem. Taki akt dobrej woli.
- Czy może raczej serca? - zapytała Tamika, podstępnie się uśmiechając. - Widzę, że między wami iskrzy, choć na siłę walczycie z prawdą. Ty zaczynasz robić z siebie drania, a ona zamyka się wśród złudzeń, jakich nabrała gdy na siłę starałeś się okazać dobry. Efekt sam mogłeś teraz obserwować. Jest na ciebie zła i spogląda obojętnie. Czemu mężczyznom tak ciężko idzie gadanie o uczuciach?
- Bo już raz się na to zdobyłem i przez miesiąc nie wyszedłem z kociej formy - odparł gniewnie, odwracając się na pięcie i idąc w kierunku dworu. Chciał pobyć sam, przynajmniej do wieczora, a potem spić się krwią bardziej niż kiedykolwiek, jeśli okaże się, że wszystko czego się teraz dotknął obróci się w proch.
Tymczasem Tamika uznała, że ma zielone światło do załagodzenia sporu między wampirem, a elfką. Musiała tylko rozegrać to tak, by posiadłość nie stanęła w ogniu ich gniewu.
- Chyba mu teraz nie odmówisz, co? - zapytała, podlatując pod same drzwi szopy, w których właśnie stała Kiraie z sierpem w ręku. - Kochana, rzuć ten sierp i idź się szykować - mówiła podniecona, gestykulując przezroczystymi dłońmi. - Raven pożyczy ci suknię, przecież nie pójdziesz w tym. Widzę, że nasz kapitan cię obchodzi, nie próbuj zaprzeczać, a skoro to on pierwszy wyciągnął dłoń, jak możesz ją odtrącić? Gorzej, niż wtedy, gdy Vivien tutaj mieszkała raczej nie będzie - zjawa niemal natychmiast zamilkła i spuściła głowę ze wstydu, informując podświadomie, że poruszyła temat, który nie powinien być odkopywany.
- Kiraie
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Choć podejrzewała taki powód zaniedbania ogrodu, wysłuchała zjawy z zainteresowaniem i skupieniem na tyle, na ile mogła jednocześnie dalej pracować i nie skaleczyć się przez przypadek nożycami, przy przycinaniu kwiatów oraz krzewów. Kilka razy też jej twarz wykrzywiła się w niemym zdziwieniu, lecz nie przerywała towarzyszce w jej wypowiedzi, nawet jeśli nie rozumiała, dlaczego przez śmierć jednego człowieka "umarła" także ta widmowa wyspa, o której wszyscy wrogowie wiedzą, ale nikt nie ma pojęcia gdzie się znajduje. W parze z tą myślą przyszło Kiraie do głowy pytanie, które od kilku dni tkwiło w jej głowie, jednakże podświadomość nie pozwalała mu się uzewnętrznić. Dziwnym dla elfki był fakt, że oto właśnie stąpała po legendarnym azylu piratów Jadeitowego Oceanu, a mimo to zostanie wypuszczona do domu cała i zdrowa, a przede wszystkim dalej oddychająca. No, przynajmniej taką miała nadzieję. Dotarło też do niej, że w ogóle nie umie pojąć motywów i zachowania Barbarossy. Kiedy przyłapała się na tym myśleniu o swoim porywaczu, od razu się w duchu skarciła i mentalnie pokręciła głową wyrzucając z niej postać tego mężczyzny.
- Nie umiem sobie wyobrazić dziesięciu lat samotności. Ja bym chyba oszalała w tym czasie na swoim miejscu, i... Wiem, że to może się wydać egoistyczne z mojej strony za co przepraszam, ale cieszę się, że możesz być na tym świecie chociaż w niematerialnej formie. Gdyby nie to nigdy bym cię nie spotkała. - Uśmiechnęła się pogodnie do przeźroczystej kobiety. Nie minęło może zbyt wiele czasu od ich znajomości, a już bardzo polubiła Tamikę. Mogłaby nawet uznać, że się zaprzyjaźniły, gdyby miała pewność, iż towarzyszka nie jest dla niej taka miła i serdeczna tylko przez rozkaz właściciela posiadłości. W sumie Kiraie nie miała tej pewności do żadnej osoby poznanej od chwili porwania. Szybko jednak opuściły ją te ponure insynuacje i roześmiała się zdrowo rozbawiona uwagą nieumarłej o piratach-ogrodnikach.
- Masz rację, śmiech wywołuje samo wyobrażanie sobie takiego połączenia, a co dopiero gdyby ktoś faktycznie się tym parał. Jednakże dziwi mnie, że pan Kasino i jego krewniacy nie interesują się tym, choćby z ich zamiłowanie oraz talent do gotowania. Przecież niektóre z tych roślin, nawet pozornie zwykłych chwastów może przydać się jako przyprawy, lub do wydobycia prawdziwego smaku i aromatu jakiś potraw. - Powiedziała, wyrzucając niektóre chwasty niedbale do wiadra, które służyło jej za kubeł na niechciane rośliny, a inne choć wyrywała, chowała je do szerokiego, wiklinowego koszyka, który udało jej się znaleźć wśród rupieci znajdujących się w szopie. Te drugie nawet wystawiła na pokaz by zjawa mogła się im przyjrzeć. - Z pokrzyw można zrobić bardzo dobrą zupę, herbatę, albo dodać jako przyprawę nadającą świeżości do różnych potraw. Dodatkowym atutem jest to, że są bardzo zdrowe. - Wyjaśniła na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów z dumą prawdziwego znawcy.
- Szczerze ci powiem, że jako kot, kapitan wydaje się być dużo bardziej uroczy, no i oczywiście jest milszy. - Teraz to elfka zniżyła się do konspiracyjnego szeptu, po którym zachichotała z rozbawieniem. Przy Tamice czuła się bardzo swobodnie, jak przy dobrej przyjaciółce, jak nie najlepszej.
Dobry humor jej minął kiedy wyłonił się z cienia krwiopijca, nie rzuciła się na niego ani z nożycami zaciskanymi w dłoni, ani z oskarżeniami i wyrzutami. Nie było też w niej pozytywnych emocji, a te negatywne skutecznie postanowiła stłumić przywdziewając na twarz maskę powagi i obojętności, oraz czysto zawodowych zachowań. Wszak była jedynie więźniem, który miał służyć zaspokojeniu jakiś szalonych żądzy tego mężczyzny, który był tak miły jej to wyjawić dnia poprzedniego. Nie miała powodów by się z nim spoufalać, czy chociaż udawać bycie miłą. Miała świadomość, że może jej takie zachowanie przysporzyć tragicznych w skutkach kłopotów, ale to, że wciąż żyła coś oznaczało, więc póki co mogła sobie pozwolić chociaż na ten przywilej.
- Nie jestem dzieckiem żeby się obrażać na cały świat - rzuciła, niechętnie podejmując z nim tę krótką dyskusję. Może nie znała się na wojaczce, schowane za plecami ręce i odsłonięta postawa sugerująca bierność i brak jakichkolwiek bojowych zamiarów, nie została przez nią niezauważona. Bardzo ją świerzbiło, by zrobić większy użytek z rdzewiejących nożyc, nawet jeśli wampirowi nie zrobiłoby to większej krzywdy. Powstrzymała się jednak przed tym. Po pierwsze nie była pewna, czy byłaby w stanie zrobić coś takiego, a po drugie nie okazałaby się lepsza w swoim postępowaniu od niego.
Po tych słowach ciała już wrócić do przerwanej pracy, jednakże i w tym Barbarossa postanowił jej przeszkodzić. Odetchnęła głęboko, zamknąwszy uprzednio oczy, aby nie pozwolić irytacji i złości się uzewnętrznić, a następnie odwróciła się i spojrzała na niego, kiedy składał jej swoje zaproszenie. Zagotowało się w niej, choć skutecznie to ukryła, w głowie natomiast kłębiło się od bardziej zmyślnych wyzwisk nie szczędząc również tych wulgarnych. Miała też silną ochotę wyśmiać go i wyskrobać mu nożycami na twarzy jednoznaczną odpowiedź na jego zaproszenie, może nawet z wypowiedzianym na głos poleceniem gdzie mógłby sobie wsadzić swoją inwitację. Z tego wszystkiego także zrezygnowała, aby nie okazać się gorszą od swojego gospodarza.
- Słuszna uwaga, a teraz przepraszam, ale muszę wracać do pracy. - Uśmiechnęła się do niego wymuszenie i jadowicie, pozostawiając jego propozycję bez odpowiedzi. "Bezczelny krwiopijca," pomyślała idąc do rozpadającego się składzika, a to połączenie słów było najłagodniejszym ze wszystkich jakie odbijały się echem w jej głowie szukając sposobu na wydostanie się z niej ustami. Nie miała najmniejszej ochoty się zgodzić na wspólną kolację, a już w szczególności na "rozmowę w cztery oczy", zwłaszcza po planach jakie wyjawił wobec niej zeszłego wieczoru. Miała dziką nadzieję na to, że podczas tej wieczerzy spożytej w samotności, udławiłby się jakimś irracjonalnie małym kawałkiem, albo utopił się w łyku krwi pociągniętym z pucharu.
Dopiero po zniknięciu z pola widzenia kapitanowi pozwoliła sobie na upust swojej złości, którą przelała na okoliczne chaszcze, a następnie na rupiecie walające się w szopie, przy okazji jak szukała sierpa do skoszenia trawy.
- Przeszło mi to przez myśl - odparła zjawie, na tyle zła, że nie ominęła jej a jedynie przeszła przez nią zaczynając nowe zadanie od okolicy drewnianego śmietnika, którym był ten składzik. Nie chciała jej w ogóle słuchać, skoro Tamika zamierzała ją nakłaniać do uczestnictwa we wspólnej kolacji, jednakże chcieć nie znaczy móc, a faktem było, że zjawia miała trochę racji. Nie mogła odmówić panu tych włości, to wbrew etykiecie, a nawet podchodzące pod jawną zniewagę i brak szacunku. - To moje jedyne ubranie jakie tu mam i nie narzekam, bo jest całkiem wygodne. - Mruknęła starając się przedstawić dobre strony, zmodyfikowanej przez nią krawiecko za dużej koszuli i spodni jakie otrzymała na statu w akcie jakże wielkiej dobroci serca porywacza. - W przeciwieństwie do niego umiem się zachować tak jak nakazują zasady dobrego wychowania, choć przez większość życia mieszkałam w leśnej chatce. Spotkam się z nim, ale nie mam najmniejszego zamiaru się stroić. Po pierwsze nie jest tego wart, tak samo jak mojego zainteresowania, po drugie to tylko zwykła kolacja. - Odparła mając nadzieję, że postawiła sprawę wystarczająco jasno. Jej rysy złagodniały kiedy widmowa kobieta zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo i Kiraie się do niej uśmiechnęła pokrzepiająco, zapewniając tym niemym sposobem, że nie będzie wnikała w temat Vivien. Poza tym to porwanie i przebywanie wśród piratów nauczyło ją bardzo dobrze by nie wścibiać nosa w nie swoje sprawy. Oj, chyba do końca swojego - długiego? - życia będzie miała nauczkę.
- Nie umiem sobie wyobrazić dziesięciu lat samotności. Ja bym chyba oszalała w tym czasie na swoim miejscu, i... Wiem, że to może się wydać egoistyczne z mojej strony za co przepraszam, ale cieszę się, że możesz być na tym świecie chociaż w niematerialnej formie. Gdyby nie to nigdy bym cię nie spotkała. - Uśmiechnęła się pogodnie do przeźroczystej kobiety. Nie minęło może zbyt wiele czasu od ich znajomości, a już bardzo polubiła Tamikę. Mogłaby nawet uznać, że się zaprzyjaźniły, gdyby miała pewność, iż towarzyszka nie jest dla niej taka miła i serdeczna tylko przez rozkaz właściciela posiadłości. W sumie Kiraie nie miała tej pewności do żadnej osoby poznanej od chwili porwania. Szybko jednak opuściły ją te ponure insynuacje i roześmiała się zdrowo rozbawiona uwagą nieumarłej o piratach-ogrodnikach.
- Masz rację, śmiech wywołuje samo wyobrażanie sobie takiego połączenia, a co dopiero gdyby ktoś faktycznie się tym parał. Jednakże dziwi mnie, że pan Kasino i jego krewniacy nie interesują się tym, choćby z ich zamiłowanie oraz talent do gotowania. Przecież niektóre z tych roślin, nawet pozornie zwykłych chwastów może przydać się jako przyprawy, lub do wydobycia prawdziwego smaku i aromatu jakiś potraw. - Powiedziała, wyrzucając niektóre chwasty niedbale do wiadra, które służyło jej za kubeł na niechciane rośliny, a inne choć wyrywała, chowała je do szerokiego, wiklinowego koszyka, który udało jej się znaleźć wśród rupieci znajdujących się w szopie. Te drugie nawet wystawiła na pokaz by zjawa mogła się im przyjrzeć. - Z pokrzyw można zrobić bardzo dobrą zupę, herbatę, albo dodać jako przyprawę nadającą świeżości do różnych potraw. Dodatkowym atutem jest to, że są bardzo zdrowe. - Wyjaśniła na potwierdzenie swoich wcześniejszych słów z dumą prawdziwego znawcy.
- Szczerze ci powiem, że jako kot, kapitan wydaje się być dużo bardziej uroczy, no i oczywiście jest milszy. - Teraz to elfka zniżyła się do konspiracyjnego szeptu, po którym zachichotała z rozbawieniem. Przy Tamice czuła się bardzo swobodnie, jak przy dobrej przyjaciółce, jak nie najlepszej.
Dobry humor jej minął kiedy wyłonił się z cienia krwiopijca, nie rzuciła się na niego ani z nożycami zaciskanymi w dłoni, ani z oskarżeniami i wyrzutami. Nie było też w niej pozytywnych emocji, a te negatywne skutecznie postanowiła stłumić przywdziewając na twarz maskę powagi i obojętności, oraz czysto zawodowych zachowań. Wszak była jedynie więźniem, który miał służyć zaspokojeniu jakiś szalonych żądzy tego mężczyzny, który był tak miły jej to wyjawić dnia poprzedniego. Nie miała powodów by się z nim spoufalać, czy chociaż udawać bycie miłą. Miała świadomość, że może jej takie zachowanie przysporzyć tragicznych w skutkach kłopotów, ale to, że wciąż żyła coś oznaczało, więc póki co mogła sobie pozwolić chociaż na ten przywilej.
- Nie jestem dzieckiem żeby się obrażać na cały świat - rzuciła, niechętnie podejmując z nim tę krótką dyskusję. Może nie znała się na wojaczce, schowane za plecami ręce i odsłonięta postawa sugerująca bierność i brak jakichkolwiek bojowych zamiarów, nie została przez nią niezauważona. Bardzo ją świerzbiło, by zrobić większy użytek z rdzewiejących nożyc, nawet jeśli wampirowi nie zrobiłoby to większej krzywdy. Powstrzymała się jednak przed tym. Po pierwsze nie była pewna, czy byłaby w stanie zrobić coś takiego, a po drugie nie okazałaby się lepsza w swoim postępowaniu od niego.
Po tych słowach ciała już wrócić do przerwanej pracy, jednakże i w tym Barbarossa postanowił jej przeszkodzić. Odetchnęła głęboko, zamknąwszy uprzednio oczy, aby nie pozwolić irytacji i złości się uzewnętrznić, a następnie odwróciła się i spojrzała na niego, kiedy składał jej swoje zaproszenie. Zagotowało się w niej, choć skutecznie to ukryła, w głowie natomiast kłębiło się od bardziej zmyślnych wyzwisk nie szczędząc również tych wulgarnych. Miała też silną ochotę wyśmiać go i wyskrobać mu nożycami na twarzy jednoznaczną odpowiedź na jego zaproszenie, może nawet z wypowiedzianym na głos poleceniem gdzie mógłby sobie wsadzić swoją inwitację. Z tego wszystkiego także zrezygnowała, aby nie okazać się gorszą od swojego gospodarza.
- Słuszna uwaga, a teraz przepraszam, ale muszę wracać do pracy. - Uśmiechnęła się do niego wymuszenie i jadowicie, pozostawiając jego propozycję bez odpowiedzi. "Bezczelny krwiopijca," pomyślała idąc do rozpadającego się składzika, a to połączenie słów było najłagodniejszym ze wszystkich jakie odbijały się echem w jej głowie szukając sposobu na wydostanie się z niej ustami. Nie miała najmniejszej ochoty się zgodzić na wspólną kolację, a już w szczególności na "rozmowę w cztery oczy", zwłaszcza po planach jakie wyjawił wobec niej zeszłego wieczoru. Miała dziką nadzieję na to, że podczas tej wieczerzy spożytej w samotności, udławiłby się jakimś irracjonalnie małym kawałkiem, albo utopił się w łyku krwi pociągniętym z pucharu.
Dopiero po zniknięciu z pola widzenia kapitanowi pozwoliła sobie na upust swojej złości, którą przelała na okoliczne chaszcze, a następnie na rupiecie walające się w szopie, przy okazji jak szukała sierpa do skoszenia trawy.
- Przeszło mi to przez myśl - odparła zjawie, na tyle zła, że nie ominęła jej a jedynie przeszła przez nią zaczynając nowe zadanie od okolicy drewnianego śmietnika, którym był ten składzik. Nie chciała jej w ogóle słuchać, skoro Tamika zamierzała ją nakłaniać do uczestnictwa we wspólnej kolacji, jednakże chcieć nie znaczy móc, a faktem było, że zjawia miała trochę racji. Nie mogła odmówić panu tych włości, to wbrew etykiecie, a nawet podchodzące pod jawną zniewagę i brak szacunku. - To moje jedyne ubranie jakie tu mam i nie narzekam, bo jest całkiem wygodne. - Mruknęła starając się przedstawić dobre strony, zmodyfikowanej przez nią krawiecko za dużej koszuli i spodni jakie otrzymała na statu w akcie jakże wielkiej dobroci serca porywacza. - W przeciwieństwie do niego umiem się zachować tak jak nakazują zasady dobrego wychowania, choć przez większość życia mieszkałam w leśnej chatce. Spotkam się z nim, ale nie mam najmniejszego zamiaru się stroić. Po pierwsze nie jest tego wart, tak samo jak mojego zainteresowania, po drugie to tylko zwykła kolacja. - Odparła mając nadzieję, że postawiła sprawę wystarczająco jasno. Jej rysy złagodniały kiedy widmowa kobieta zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo i Kiraie się do niej uśmiechnęła pokrzepiająco, zapewniając tym niemym sposobem, że nie będzie wnikała w temat Vivien. Poza tym to porwanie i przebywanie wśród piratów nauczyło ją bardzo dobrze by nie wścibiać nosa w nie swoje sprawy. Oj, chyba do końca swojego - długiego? - życia będzie miała nauczkę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości