Góra Przeznaczenia ⇒ Swoje pupilki!
- Ilian
- Szukający Snów
- Posty: 161
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje:
- Kontakt:
*Czytelniku! Przygotuj się na długi monolog.*
Jeśli chodzi o pupile - to mam tuzin kurczaków, koguta Zbyszka, ryby w oczku wodnym (gdzie największy nazywa się Stefan) oraz króliki (belgijskie olbrzymy) sztuk dwie oraz 6 innych mniejszych. Ale to chyba nie o nich mowa - tylko o prawdziwych pupilach, towarzyszach, najlepszych przyjaciołach. Zatem muszę wspomnieć o swoim psie Owczarku Niemieckim o imieniu Bel.
Towarzysz, którego nie znajdę już nigdy - w zasadzie od dziecka razem (miałem 3-4 lata jak przybył).
(Tu zdjęcia za młodu)
http://imgur.com/ZUo6ISk
http://imgur.com/QCf859R
http://imgur.com/TTysINY
W życiu spotkałem wiele psów, bo przez jakiś czas w zasadzie widziałem je codziennie, ale tak mądrego, potężnego i szybkiego psa - nie da się znaleźć. Pies oczywiście z rodowodem kupiony w 2000 roku jako szczeniak. Pies w okresie swojej świetności mógł biec z prędkością ok. 80km/h (!!! mierzone samochodem !!!), a na sankach wiózł nadal z porywczą prędkością dwóch wujków (ok. 200-220kg). Niezwykle piękny i urodziwy z głębokim mądrym, szlachetnym wzrokiem. Nigdy mu nie odbiło, normalnie jakbym widział wyrafinowanego Średniowiecznego Szlachcica. Pies można by powiedzieć, uratował życie siostry, dwa razy moje i raz chyba całej rodziny. Z siostrą to było tak, że poszła na promenadę (wiadomo, nastolatka i te sprawy - z dobre 10-12 lat temu) o dość późnej godzinie. Rodzice kazali jej wziąć psa - I pewnie gdyby go nie wzięła to nie wiadomo co by się stało, bo z relacji przestraszonej siostry wynikało mniej więcej tyle, że jakichś dwóch zbójów za nią chodziło (a pies wtedy potulny jak baranek, ani warknięcia mimo, że koty/psy/ludzie obok niego) a gdy chciało ją zaczepić, to pies tak zareagował i skoczył w ich stronę, że z przerażenia uciekli (potem siora przybiegła do domu, nie trzymając smyczy, a pies przez całą drogę ją pilnował i nie ustępował na krok). Mnie w dzieciństwie zaatakował jakiś strasznie wściekły kot, to pies dosłownie kilkanaście metrów przebiegł tak szybko, że kot nie zdążył nawet odskoczyć i już pies już był przy mnie. (de facto kota chyba zabił, nie pamiętam - wziął w paszczę, potargał i rzucił gdzieś - a czy przeżył, to nie wiem).
To mogę opowiedzieć zza dziecka - trochę mało informacji, ale fakty są mniej więcej takie. Teraz natomiast przygoda, chyba z trzy może dwa lata temu. Ojciec sprzedawał auto i miał przyjechać kupiec, podobno chciał kupić auto dla żony. Kupił (psa wtedy nie było [był z siostrą na spacerze], mój brat [szeroki chłop na dwa metry] oraz ja [podobnie jak brat] i dosłownie przyjechał po 40 minutach trzema czarnymi autami pod dom z 4 rosłymi bolcami (napakowani z dziarami etc.). Pies był już nieco stary (ok. 12-13 lat miał wtedy). Można teraz to opowiedzieć trochę jak western... Ich było pięciu, a nas zaledwie trzech (chociaż ojciec strażnik miejski/policjant, a starszy brat po bezpieczeństwie narodowym [uczony Judo i Karate]). Zaczęły się jakieś obrażania pod bramą wjazdową na posesję, a jak pies wrócił z drugiej strony domu (codziennie pilnował posesji i chodził wszędzie w zasadzie) - to jak rozpędził się i uderzył głową w bramę (nie zdążył wyhamować, stary już był) to wszyscy awanturnicy odskoczyli na dobry metr a jeden z bolców złamał lusterko w kupionym aucie. Jak pokazał kły i szczeknął potężnie, to już nawet do bramy nie podchodzili. Ojciec pokazał mu ręką tylko, żeby przestał szczekać i przestał (w tym okresie był już głuchy), w dodatku potem pokazał blachę policjanta i złodzieje się uspokoili trochę, potem był telefon na policję i bolce próbowały tłumaczyć, że lusterko odpadło po kilku minutach jazdy (sam fakt, głupoty - bo przecież widziały gały co brały) w dodatku u nas jest monitoring i wtedy złodzieje już totalnie zbledli. A mniejsza o to (i o ludziach durniejszych od szczura) - tak naprawdę gdyby nie reakcja psa, to nie wiadomo co by się stało. Pies ma na swoim koncie parę agresywnych kotów (choć jak był kot, który nie był agresywny - to nawet go nie tknął), pogonił multum psów [rodweilerów, pitbullów i innych "walecznych" nie mówiąc już o Bernardynie, który chyba był cięższy od niego ze dwa razy], ma na koncie zabitą mysz (przytrzasnął łapą i zostawił, a my myśleliśmy, że ta mysz przez kota była zabita na początku). Może teraz wydaje się Wam jakby był multi-mordercą, ale nic z tych rzeczy. Pies bawił się z wieloma dziećmi, pilnował je, bawił się razem z nimi (uważał wtedy bardzo), jak był młody robił kilka jak nie więcej kółek wokół domu i pilnował totalnie wszystko (pogonił kota raz, który chciał zaatakować królika). Ok. północy za swojego młodu odwiedział każdy pokój w domu, na parterze, na piętrze oraz na strychu, wchodził bezszelestnie (nawet jak byly zamknięte drzwi, potrafił sobie otworzyć bardzo cicho!) do sypialń - najpierw do rodziców, potem do starszego brata, potem do siostry i na końcu do mnie. Jeśli zdażało się, że ktoś nie spał - zostawał w pokoju i dosłownie jakby lulał do snu, czasami jak się go wzywało na łóżko (tylko za pozwoleniem), wskoczył sobie i dosłownie zasypiał razem ze mną (jednak nigdy nie obudziłem się z nim w łóżku, bo zawsze jak tylko zasypiałem to budził się i dalej poszedł).
Można by go nazwać psem idealnym, a tak jak mówię widziałem w życiu ogrom psów i były mądre, silne, ogromne - ale żaden nie był taki jak ten. Gdy zabraliśmy go do weterynarza jak miał 12 lat, lekarz powiedział prosto - nigdy nie widział aby pies w takim wieku wyglądał tak dobrze a zarazem, żeby nic mu nie było. Gdy miał 13 lat, wyrosły mu dwa guzy nowotworowe na grzbiecie - ani razu nie jęknął mimo ich posiadania - postanowiliśmy je wyciąć u weterynarza, po ciężkiej operacji zaledwie po dwóch dniach był w zasadzie jak nowy (chociaż według weterynarza powinien odczuć to dość poważnie i "powinno przedłużyć życie tylko na trochę"), miesiąc po operacji weterynarz powiedział, że nigdy nie spotkał takiego psa, który po takiej operacji i w takim wieku wrócił w zasadzie do pełnej świetności, bez żadnych uszczerbków. Weterynarz jasno powiedział, że te psy w zasadzie nie dożywają takiego wieku - 90-95% tych psów umiera zanim osiągnie 10 lat. Niestety, pies zdechł dwa miesiące temu w wieku prawie 16 lat (!!! dokładnie 15 lat i 8.5 miesiąca !!!), pod koniec miał problemy z chodzeniem, był głuchy, nie wytrzymywał krótkiego spaceru (około 3-4 miesiące był taki "niedysponowalny" można więc powiedzieć, że w jego 15 urodziny nadal był "w formie" [może nie były to jego złote czasy, ale w formie]. Czasami miałem wrażenie, jakby umiał się uśmiechać, wyczuwał jak było mi smutno i cieszył się razem ze mną jak byłem wesoły. Odszedł do krainy wiecznych łowów z uśmiechem na pysku, jeśli tak to można nazwać - jako niepokonany i przynajmniej dla mnie - jako najlepszy przyjaciel w całym życiu.
Pies w złotych czasach, za młodu - w zasadzie się nie męczył, po przebiegnięciu kilku kilometrów i kilkuset metrów w morzu (tak z 20-30 razy rzut patykiem w stronę morza, uwielbiał pływać) nadal nie można było u niego zobaczyć jakiegoś "ciężkiego" oddechu, czy żeby się położył na odpoczynek. Cały czas gotowy do akcji, genialny słuch (podczas zbierania grzybów usłyszał mój głos z około400 metrów, a nie krzyczałem) i niezwykle dobry węch. Potężna paszcza pełna kłów, żadna kość nie mogła mu się równać... przegryzał bez problemu olbrzymie kości (udowa od krowy!!!).
Być może dla Was są to jakieś niestworzone historie, ale mówię Wam tylko prawdę, a ja nie jestem z tych osób, które "naginają" wyobraźnią.
I to była... taka moja mała historia o przyjacielu, którego już nie odzyskam.
Jeśli chodzi o pupile - to mam tuzin kurczaków, koguta Zbyszka, ryby w oczku wodnym (gdzie największy nazywa się Stefan) oraz króliki (belgijskie olbrzymy) sztuk dwie oraz 6 innych mniejszych. Ale to chyba nie o nich mowa - tylko o prawdziwych pupilach, towarzyszach, najlepszych przyjaciołach. Zatem muszę wspomnieć o swoim psie Owczarku Niemieckim o imieniu Bel.
Towarzysz, którego nie znajdę już nigdy - w zasadzie od dziecka razem (miałem 3-4 lata jak przybył).
(Tu zdjęcia za młodu)
http://imgur.com/ZUo6ISk
http://imgur.com/QCf859R
http://imgur.com/TTysINY
W życiu spotkałem wiele psów, bo przez jakiś czas w zasadzie widziałem je codziennie, ale tak mądrego, potężnego i szybkiego psa - nie da się znaleźć. Pies oczywiście z rodowodem kupiony w 2000 roku jako szczeniak. Pies w okresie swojej świetności mógł biec z prędkością ok. 80km/h (!!! mierzone samochodem !!!), a na sankach wiózł nadal z porywczą prędkością dwóch wujków (ok. 200-220kg). Niezwykle piękny i urodziwy z głębokim mądrym, szlachetnym wzrokiem. Nigdy mu nie odbiło, normalnie jakbym widział wyrafinowanego Średniowiecznego Szlachcica. Pies można by powiedzieć, uratował życie siostry, dwa razy moje i raz chyba całej rodziny. Z siostrą to było tak, że poszła na promenadę (wiadomo, nastolatka i te sprawy - z dobre 10-12 lat temu) o dość późnej godzinie. Rodzice kazali jej wziąć psa - I pewnie gdyby go nie wzięła to nie wiadomo co by się stało, bo z relacji przestraszonej siostry wynikało mniej więcej tyle, że jakichś dwóch zbójów za nią chodziło (a pies wtedy potulny jak baranek, ani warknięcia mimo, że koty/psy/ludzie obok niego) a gdy chciało ją zaczepić, to pies tak zareagował i skoczył w ich stronę, że z przerażenia uciekli (potem siora przybiegła do domu, nie trzymając smyczy, a pies przez całą drogę ją pilnował i nie ustępował na krok). Mnie w dzieciństwie zaatakował jakiś strasznie wściekły kot, to pies dosłownie kilkanaście metrów przebiegł tak szybko, że kot nie zdążył nawet odskoczyć i już pies już był przy mnie. (de facto kota chyba zabił, nie pamiętam - wziął w paszczę, potargał i rzucił gdzieś - a czy przeżył, to nie wiem).
To mogę opowiedzieć zza dziecka - trochę mało informacji, ale fakty są mniej więcej takie. Teraz natomiast przygoda, chyba z trzy może dwa lata temu. Ojciec sprzedawał auto i miał przyjechać kupiec, podobno chciał kupić auto dla żony. Kupił (psa wtedy nie było [był z siostrą na spacerze], mój brat [szeroki chłop na dwa metry] oraz ja [podobnie jak brat] i dosłownie przyjechał po 40 minutach trzema czarnymi autami pod dom z 4 rosłymi bolcami (napakowani z dziarami etc.). Pies był już nieco stary (ok. 12-13 lat miał wtedy). Można teraz to opowiedzieć trochę jak western... Ich było pięciu, a nas zaledwie trzech (chociaż ojciec strażnik miejski/policjant, a starszy brat po bezpieczeństwie narodowym [uczony Judo i Karate]). Zaczęły się jakieś obrażania pod bramą wjazdową na posesję, a jak pies wrócił z drugiej strony domu (codziennie pilnował posesji i chodził wszędzie w zasadzie) - to jak rozpędził się i uderzył głową w bramę (nie zdążył wyhamować, stary już był) to wszyscy awanturnicy odskoczyli na dobry metr a jeden z bolców złamał lusterko w kupionym aucie. Jak pokazał kły i szczeknął potężnie, to już nawet do bramy nie podchodzili. Ojciec pokazał mu ręką tylko, żeby przestał szczekać i przestał (w tym okresie był już głuchy), w dodatku potem pokazał blachę policjanta i złodzieje się uspokoili trochę, potem był telefon na policję i bolce próbowały tłumaczyć, że lusterko odpadło po kilku minutach jazdy (sam fakt, głupoty - bo przecież widziały gały co brały) w dodatku u nas jest monitoring i wtedy złodzieje już totalnie zbledli. A mniejsza o to (i o ludziach durniejszych od szczura) - tak naprawdę gdyby nie reakcja psa, to nie wiadomo co by się stało. Pies ma na swoim koncie parę agresywnych kotów (choć jak był kot, który nie był agresywny - to nawet go nie tknął), pogonił multum psów [rodweilerów, pitbullów i innych "walecznych" nie mówiąc już o Bernardynie, który chyba był cięższy od niego ze dwa razy], ma na koncie zabitą mysz (przytrzasnął łapą i zostawił, a my myśleliśmy, że ta mysz przez kota była zabita na początku). Może teraz wydaje się Wam jakby był multi-mordercą, ale nic z tych rzeczy. Pies bawił się z wieloma dziećmi, pilnował je, bawił się razem z nimi (uważał wtedy bardzo), jak był młody robił kilka jak nie więcej kółek wokół domu i pilnował totalnie wszystko (pogonił kota raz, który chciał zaatakować królika). Ok. północy za swojego młodu odwiedział każdy pokój w domu, na parterze, na piętrze oraz na strychu, wchodził bezszelestnie (nawet jak byly zamknięte drzwi, potrafił sobie otworzyć bardzo cicho!) do sypialń - najpierw do rodziców, potem do starszego brata, potem do siostry i na końcu do mnie. Jeśli zdażało się, że ktoś nie spał - zostawał w pokoju i dosłownie jakby lulał do snu, czasami jak się go wzywało na łóżko (tylko za pozwoleniem), wskoczył sobie i dosłownie zasypiał razem ze mną (jednak nigdy nie obudziłem się z nim w łóżku, bo zawsze jak tylko zasypiałem to budził się i dalej poszedł).
Można by go nazwać psem idealnym, a tak jak mówię widziałem w życiu ogrom psów i były mądre, silne, ogromne - ale żaden nie był taki jak ten. Gdy zabraliśmy go do weterynarza jak miał 12 lat, lekarz powiedział prosto - nigdy nie widział aby pies w takim wieku wyglądał tak dobrze a zarazem, żeby nic mu nie było. Gdy miał 13 lat, wyrosły mu dwa guzy nowotworowe na grzbiecie - ani razu nie jęknął mimo ich posiadania - postanowiliśmy je wyciąć u weterynarza, po ciężkiej operacji zaledwie po dwóch dniach był w zasadzie jak nowy (chociaż według weterynarza powinien odczuć to dość poważnie i "powinno przedłużyć życie tylko na trochę"), miesiąc po operacji weterynarz powiedział, że nigdy nie spotkał takiego psa, który po takiej operacji i w takim wieku wrócił w zasadzie do pełnej świetności, bez żadnych uszczerbków. Weterynarz jasno powiedział, że te psy w zasadzie nie dożywają takiego wieku - 90-95% tych psów umiera zanim osiągnie 10 lat. Niestety, pies zdechł dwa miesiące temu w wieku prawie 16 lat (!!! dokładnie 15 lat i 8.5 miesiąca !!!), pod koniec miał problemy z chodzeniem, był głuchy, nie wytrzymywał krótkiego spaceru (około 3-4 miesiące był taki "niedysponowalny" można więc powiedzieć, że w jego 15 urodziny nadal był "w formie" [może nie były to jego złote czasy, ale w formie]. Czasami miałem wrażenie, jakby umiał się uśmiechać, wyczuwał jak było mi smutno i cieszył się razem ze mną jak byłem wesoły. Odszedł do krainy wiecznych łowów z uśmiechem na pysku, jeśli tak to można nazwać - jako niepokonany i przynajmniej dla mnie - jako najlepszy przyjaciel w całym życiu.
Pies w złotych czasach, za młodu - w zasadzie się nie męczył, po przebiegnięciu kilku kilometrów i kilkuset metrów w morzu (tak z 20-30 razy rzut patykiem w stronę morza, uwielbiał pływać) nadal nie można było u niego zobaczyć jakiegoś "ciężkiego" oddechu, czy żeby się położył na odpoczynek. Cały czas gotowy do akcji, genialny słuch (podczas zbierania grzybów usłyszał mój głos z około400 metrów, a nie krzyczałem) i niezwykle dobry węch. Potężna paszcza pełna kłów, żadna kość nie mogła mu się równać... przegryzał bez problemu olbrzymie kości (udowa od krowy!!!).
Być może dla Was są to jakieś niestworzone historie, ale mówię Wam tylko prawdę, a ja nie jestem z tych osób, które "naginają" wyobraźnią.
I to była... taka moja mała historia o przyjacielu, którego już nie odzyskam.
Takie tematy to ja zawsze chętnie odwiedzam. :3
Mój pierwszy stały kot, który od dzieciństwa umilał mi dni przez blisko 15 lat, czyli Dżony, który na starość zaczął spać na kuchence. Został przygarnięty z dworu, kiedy to niezbyt rozsądne koleżanki przygarnęły koty z ogłoszenia, aby trzymać je w kartonach pod balkonem... I miał jeszcze to szczęście, aby zdążyć poznać Momo, do której początkowo był zrażony, że zajmuje jego miejsce, ale ostatecznie się pokochali (tak, wiem, wyglądają tu... puszyście xD ale to tylko dlatego, że leżą). Momo znalazłam wychodząc do sklepu, kiedy to siedziała i miauczała pod moją klatką. Ciężko było jej nie zabrać do domu. I chociaż z początku dzika, to z czasem oswoiła się ze mną (bo z innymi domownikami już gorzej) i poczuła swobodniej. Chociaż... Wciąż ma minę wiecznie wystraszonego kota, pewnie dlatego się z niej śmieją. Ale ja ją kocham. Bo czy nie jest słodka? :3
Po pół roku do samotnej Momo dołączył znaleziony przez brata Krzyś, który mimo imienia i formy w jakiej o nim mówię jest KOTKĄ. Ale został nazwany Krzysiem i nie wyobrażam sobie już zwracania się do niego inaczej. Krzyś, mimo, iż jest rok młodszy od Momo, szybko stał się kocią mamą - to obecnie jedyny w moim domu wychodzący i polujący kot, dlatego musi zadbać o pozostałe i często przynosi upolowaną mysz czy jakiegoś ptaka. Dlatego też nocą grasuje walcząc o teren, a następnie przesypia całe dnie.
I nie jest to ostatni kot, jaki dołączył do tej rodziny, bo przyszedł kolejny, także znaleziony, który przez każdego nazywany jest inaczej. Ciuciek, bo to najczęściej pada z naszych ust, to jedyny samiec. Jest nieznośny, nieustannie miauczy i dokucza reszcie kotów (wiadomo - rude jest wredne), więc cieszę się z każdej chwili spokoju. Niestety miał niedawno poważny wypadek, jednakże już z nim coraz lepiej.
Mimo wszystko, te trzy koty żyją już ze sobą ponad rok, każdy w domu ma swoje miejsce, a kiedy trzeba, stoją za sobą murem i o siebie troszczą.
Mój pierwszy stały kot, który od dzieciństwa umilał mi dni przez blisko 15 lat, czyli Dżony, który na starość zaczął spać na kuchence. Został przygarnięty z dworu, kiedy to niezbyt rozsądne koleżanki przygarnęły koty z ogłoszenia, aby trzymać je w kartonach pod balkonem... I miał jeszcze to szczęście, aby zdążyć poznać Momo, do której początkowo był zrażony, że zajmuje jego miejsce, ale ostatecznie się pokochali (tak, wiem, wyglądają tu... puszyście xD ale to tylko dlatego, że leżą). Momo znalazłam wychodząc do sklepu, kiedy to siedziała i miauczała pod moją klatką. Ciężko było jej nie zabrać do domu. I chociaż z początku dzika, to z czasem oswoiła się ze mną (bo z innymi domownikami już gorzej) i poczuła swobodniej. Chociaż... Wciąż ma minę wiecznie wystraszonego kota, pewnie dlatego się z niej śmieją. Ale ja ją kocham. Bo czy nie jest słodka? :3
Po pół roku do samotnej Momo dołączył znaleziony przez brata Krzyś, który mimo imienia i formy w jakiej o nim mówię jest KOTKĄ. Ale został nazwany Krzysiem i nie wyobrażam sobie już zwracania się do niego inaczej. Krzyś, mimo, iż jest rok młodszy od Momo, szybko stał się kocią mamą - to obecnie jedyny w moim domu wychodzący i polujący kot, dlatego musi zadbać o pozostałe i często przynosi upolowaną mysz czy jakiegoś ptaka. Dlatego też nocą grasuje walcząc o teren, a następnie przesypia całe dnie.
I nie jest to ostatni kot, jaki dołączył do tej rodziny, bo przyszedł kolejny, także znaleziony, który przez każdego nazywany jest inaczej. Ciuciek, bo to najczęściej pada z naszych ust, to jedyny samiec. Jest nieznośny, nieustannie miauczy i dokucza reszcie kotów (wiadomo - rude jest wredne), więc cieszę się z każdej chwili spokoju. Niestety miał niedawno poważny wypadek, jednakże już z nim coraz lepiej.
Mimo wszystko, te trzy koty żyją już ze sobą ponad rok, każdy w domu ma swoje miejsce, a kiedy trzeba, stoją za sobą murem i o siebie troszczą.
- Callisto
- Czarny Kot
- Posty: 399
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
- Kontakt:
- Sherreri
- Szukający drogi
- Posty: 31
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Przemieniona mroczna elfka
- Profesje:
- Kontakt:
Prawdziwy samiec alfa! ^
- Aldaren
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
- Kontakt:
Skoro tak to zacznę od moich dwóch przystojniaków (oczywiście chłopak się nie liczy ;P) Poznajcie Parszywka (ten co je) i Mudyego (oczywiście ten drugi xD) ^ ^
Bezczebelelna Pani miała czelność nas obudzić xD
Rossmann 1 Mówcie jej po prostu Kretynka ;P
Rossmann 2
Bezczebelelna Pani miała czelność nas obudzić xD
Rossmann 1 Mówcie jej po prostu Kretynka ;P
Rossmann 2
- Konrad
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Majcioch Dynamo. Jest kotem, ma jakieś pięć lat. Jest głupia. W sensie, że durna. I robi głupie rzeczy.
Daisy Pani Pies. Chociaż to kot, ale nikt mi nie wierzy.
Lucjan Bambaryła. Nazywa się tak, bo jest gruby. Czasami przychodzi do mnie na skargę, bo go Majcioch bije. Ale głównie przychodzi do mnie, bo go trzeba gdzieś wnieść, bo jest za leniwy, by wskoczyć na parapet. A UMIE.
Jeszcze raz Daisy, bo wygląda tu jak Psingwin i strasznie lubię to zdjęcie.
SŁODKI BONUS
Daisy Pani Pies. Chociaż to kot, ale nikt mi nie wierzy.
Lucjan Bambaryła. Nazywa się tak, bo jest gruby. Czasami przychodzi do mnie na skargę, bo go Majcioch bije. Ale głównie przychodzi do mnie, bo go trzeba gdzieś wnieść, bo jest za leniwy, by wskoczyć na parapet. A UMIE.
Jeszcze raz Daisy, bo wygląda tu jak Psingwin i strasznie lubię to zdjęcie.
SŁODKI BONUS
- Callisto
- Czarny Kot
- Posty: 399
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
- Kontakt:
Nie no, Fibby wywaliła taką pozycję do spania, że nie mogę się moją psiną nie pochwalić. I pochrapuje! *______*
Fibby i smok w kształcie tyranozaura
Fibby i smok w kształcie tyranozaura
Pamiętacie 4 tygodniowe podrzutki z wczesnej wiosny?
Jednej znalazłam dom, po drugą nikt sensowny się nie zgłosił, a szkoda było małą kulkę byle komu opchnąć...
Pliszka od początku pokazywała, że da mi do wiwatu
Takie to było malutkie
A teraz się zrobiło 20+ kilo Plichy
Tak więc to półroczna już Pliszka czyli Sekirei, zwana czasami Corvett'ą albo Bułą
A to stały już rezydent - książątko, znajda( a jakże by inaczej) przygarnięty czy bardziej odłapany mroźną zimą przed pięciu laty, biszkopt z zakalcem
Kouhaku, czasem chrzczony jako Hummer lub Huncwot, tylko te miana nie wymagają cenzury
Jednej znalazłam dom, po drugą nikt sensowny się nie zgłosił, a szkoda było małą kulkę byle komu opchnąć...
Pliszka od początku pokazywała, że da mi do wiwatu
Takie to było malutkie
A teraz się zrobiło 20+ kilo Plichy
Tak więc to półroczna już Pliszka czyli Sekirei, zwana czasami Corvett'ą albo Bułą
A to stały już rezydent - książątko, znajda( a jakże by inaczej) przygarnięty czy bardziej odłapany mroźną zimą przed pięciu laty, biszkopt z zakalcem
Kouhaku, czasem chrzczony jako Hummer lub Huncwot, tylko te miana nie wymagają cenzury
Myślę, że oto nadszedł czas, bym i ja pochwaliła się swoimi bestyjami. A jest ich kilka
Poczynając od najstarszych, najwytrwalszych, zaprawionych w bojach: Pchełka. Kotka zaczepno-obronna w młodszych latach, kiedy to ona zaczepiała, a później tą ją trzeba było bronić xD Teraz, jako stateczna jedenastolatka bardziej pasuje do miana księżniczki, bo wszędzie ją trzeba nosić. Jako jedyna z moich kotów - i wszystkich znanych mi ludzi też - potrafi w ciągu roku przybrać i zrzucić połowę swojej wagi.
Kolejna w kolejce jest książkowa przybłęda. W pewną zimną, deszczową, październikową noc zamiauczało mi toto na wycieraczce i miało zostać tylko na jedną noc, która przeciągnęła się do dziesięciu lat :3 Mały. Z początku był naprawdę mały, bo trafił do mnie w wieku niespełna dwóch miesięcy. Potem urósł, ale imię zostało xD
Najmłodszy z kociej paczki jest Tony. W tym roku kończy sześć lat i jest najdroższy z całej paczki, bo jako roczniak zamarzył sobie sprawdzić, czy złapie gołębia siedzącego na drzewie za oknem. Niefortunnie okno to znajdowało się na trzecim piętrze, w dodatku nad chodnikiem i biedak połamał szczękę. Teraz jego kiełki wystają tak. Mimo to jest bardzo szczęśliwy, dużo mruczy i jeszcze więcej się ślini, a w dodatku macha ogonem na powitanie, i jako jedyny dokładnie rozumie zdanie "idziemy spać", po którym biegnie prosto do mojego łóżka :3
A na koniec, proszę Państwa, roczny nabytek, wychowywany od pierwszych dni życia - Tolek. Tolek jest samcem bażanta złocistego, które hoduje mój tato i jedynym spośród lęgu, który przeżył. Tak wyglądał parę dni po wykluciu i od samego początku był trzymany w mieszkaniu, żeby nie zmarzł, co zaowocowało dogadaniem się z kotami oraz spaniem na różnych członkach rodziny, najchętniej pod koszulą, bo tam cieplej. Ciężko było się z nim rozstać, ale że bażanty rosną tak szybko, Tolencjusz musiał przeprowadzić się do woliery, gdzie na szczęście szybko się zadomowił. Wciąż jednak jest ulubieńcem rodziny i od czasu do czasu dostaje smakołyki, żeby mógł zdrowo rosnąć, i nabierać kolorków. :3
Poczynając od najstarszych, najwytrwalszych, zaprawionych w bojach: Pchełka. Kotka zaczepno-obronna w młodszych latach, kiedy to ona zaczepiała, a później tą ją trzeba było bronić xD Teraz, jako stateczna jedenastolatka bardziej pasuje do miana księżniczki, bo wszędzie ją trzeba nosić. Jako jedyna z moich kotów - i wszystkich znanych mi ludzi też - potrafi w ciągu roku przybrać i zrzucić połowę swojej wagi.
Kolejna w kolejce jest książkowa przybłęda. W pewną zimną, deszczową, październikową noc zamiauczało mi toto na wycieraczce i miało zostać tylko na jedną noc, która przeciągnęła się do dziesięciu lat :3 Mały. Z początku był naprawdę mały, bo trafił do mnie w wieku niespełna dwóch miesięcy. Potem urósł, ale imię zostało xD
Najmłodszy z kociej paczki jest Tony. W tym roku kończy sześć lat i jest najdroższy z całej paczki, bo jako roczniak zamarzył sobie sprawdzić, czy złapie gołębia siedzącego na drzewie za oknem. Niefortunnie okno to znajdowało się na trzecim piętrze, w dodatku nad chodnikiem i biedak połamał szczękę. Teraz jego kiełki wystają tak. Mimo to jest bardzo szczęśliwy, dużo mruczy i jeszcze więcej się ślini, a w dodatku macha ogonem na powitanie, i jako jedyny dokładnie rozumie zdanie "idziemy spać", po którym biegnie prosto do mojego łóżka :3
A na koniec, proszę Państwa, roczny nabytek, wychowywany od pierwszych dni życia - Tolek. Tolek jest samcem bażanta złocistego, które hoduje mój tato i jedynym spośród lęgu, który przeżył. Tak wyglądał parę dni po wykluciu i od samego początku był trzymany w mieszkaniu, żeby nie zmarzł, co zaowocowało dogadaniem się z kotami oraz spaniem na różnych członkach rodziny, najchętniej pod koszulą, bo tam cieplej. Ciężko było się z nim rozstać, ale że bażanty rosną tak szybko, Tolencjusz musiał przeprowadzić się do woliery, gdzie na szczęście szybko się zadomowił. Wciąż jednak jest ulubieńcem rodziny i od czasu do czasu dostaje smakołyki, żeby mógł zdrowo rosnąć, i nabierać kolorków. :3
Ostatnio edytowane przez Iyeru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
https://t.me/pump_upp
- River
- Zsyłający Sny
- Posty: 315
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
- Kontakt:
Nowy członek rodziny pojawił się u mnie w domu. Drodzy Państwo, przedstawiam Wam Talara (Chochlik III z Peronówki). Talar jak na razie zapowiada się na (o dziwo) grzecznego Wilczaka Czechosłowackiego ^ ^
- Creighton
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Inna , Wędrowiec , Badacz
- Kontakt:
Najdzielniejszy demon w okolicy, przyjął trzy zastrzyki w wigilię "like a champ" (no dobra, przy ostatnim już się wyrywał lekko~).
Spokojnie, wrócił do formy x'3
Króliczek miniaturka, wiek nieznany, waży około 1,5kg. Niech pozory was nie zmylą, je bardzo dużo. Praktycznie 24/7 jest poza klatką od 1,5 roku, ma bardzo dużo ruchu. Miał również potomstwo z moją drugą pupilką, która jednak przeszła już za Tęczowy Most. W każdym razie byli rodzicami czwórki czarnych diabelków. Do dzisiaj pamiętam ich nieporadność z nimi xD
Jako, że bardziej reaguje na mój tonu głosu niż jakiekolwiek imię, nazywam go różnie (w końcu i tak zawsze reaguje, zwłaszcza jak słyszy jedzenie... xD). Kicek, Kulka, Czarnuch, Pysio (pozdrawiamy Pyśka!), a moja mama mówi na niego Stefcio rotfl
Oprócz lekkich zachowań samobójczych jak podkładanie się pod moje nogi (kładzie się w pobliżu, aby go pomiziać i dać m zainteresowanie, szuka towarzystwa). Króliki to zwierzęta stadne, wiec jak jest sam, traktuje właściciela jako drugiego osobnika w stadzie~
No i jest bardzo charakternym samczykiem. Nie lubi być branym na ręce, wręcz bardzo. Tylko raz widziałem, aby się nie wyrywał, jak go dziecko podnosiło i przenosiło po całym pokoju, aby przykryć go kocykiem ●.◉ Czuje faworytyzm xD
Uwielbia mizianko od szczytu noska aż po końcówki uszu, albo po prostu molestowanie uszu. Gwarantowane, że wpadnie w zachwyt i zacznie lizać się po łapkach (takie królicze tsundere, nie poliże mnie, bo w końcu wcale nie jest mu przyjemnie~), jak i zgrzytać ząbkami (dla niewtajemniczonych — króliki zgrzytają ząbkami w dwóch przypadkach: jak czują ból/mocny dyskomfort lub po prostu przyjemność. To coś w stylu ludzkiego "Tak mi dobrze, tak mi rób" x'3).
Hobby: gryzienie kartonów; czyszczenie każdej szczeliny, w której zmieści swój króliczy tyłek x'3; skakanie i ugniatanie pościeli, bo co jest lepszego od drapania i rozkopywania z samego rana?
Ah, króliki to bardzo czyste zwierzątka, wbrew pewnym dziwnym poglądom. Myje się parę razy dziennie, nawet jak leży... Załatwia się do kuwety w 99% xP
Futrzane słodkości~
Spokojnie, wrócił do formy x'3
Króliczek miniaturka, wiek nieznany, waży około 1,5kg. Niech pozory was nie zmylą, je bardzo dużo. Praktycznie 24/7 jest poza klatką od 1,5 roku, ma bardzo dużo ruchu. Miał również potomstwo z moją drugą pupilką, która jednak przeszła już za Tęczowy Most. W każdym razie byli rodzicami czwórki czarnych diabelków. Do dzisiaj pamiętam ich nieporadność z nimi xD
Jako, że bardziej reaguje na mój tonu głosu niż jakiekolwiek imię, nazywam go różnie (w końcu i tak zawsze reaguje, zwłaszcza jak słyszy jedzenie... xD). Kicek, Kulka, Czarnuch, Pysio (pozdrawiamy Pyśka!), a moja mama mówi na niego Stefcio rotfl
Oprócz lekkich zachowań samobójczych jak podkładanie się pod moje nogi (kładzie się w pobliżu, aby go pomiziać i dać m zainteresowanie, szuka towarzystwa). Króliki to zwierzęta stadne, wiec jak jest sam, traktuje właściciela jako drugiego osobnika w stadzie~
No i jest bardzo charakternym samczykiem. Nie lubi być branym na ręce, wręcz bardzo. Tylko raz widziałem, aby się nie wyrywał, jak go dziecko podnosiło i przenosiło po całym pokoju, aby przykryć go kocykiem ●.◉ Czuje faworytyzm xD
Uwielbia mizianko od szczytu noska aż po końcówki uszu, albo po prostu molestowanie uszu. Gwarantowane, że wpadnie w zachwyt i zacznie lizać się po łapkach (takie królicze tsundere, nie poliże mnie, bo w końcu wcale nie jest mu przyjemnie~), jak i zgrzytać ząbkami (dla niewtajemniczonych — króliki zgrzytają ząbkami w dwóch przypadkach: jak czują ból/mocny dyskomfort lub po prostu przyjemność. To coś w stylu ludzkiego "Tak mi dobrze, tak mi rób" x'3).
Hobby: gryzienie kartonów; czyszczenie każdej szczeliny, w której zmieści swój króliczy tyłek x'3; skakanie i ugniatanie pościeli, bo co jest lepszego od drapania i rozkopywania z samego rana?
Ah, króliki to bardzo czyste zwierzątka, wbrew pewnym dziwnym poglądom. Myje się parę razy dziennie, nawet jak leży... Załatwia się do kuwety w 99% xP
Futrzane słodkości~
- Niara
- Pani Snów
- Posty: 2129
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Władca , Mag , Opiekun
- Ranga: Administrator
- Uwagi administracji: Jeśli macie do mnie jakieś pytania, chcecie porozmawiać, zapytać o koncept na postać, o pozwolenie na nowe konto, czy cokolwiek innego - najłatwiej złapać mnie na discordzie lub przez PW. UWAGA! Jeśli twoja KP, po umieszczeniu prośby w temacie, czeka na sprawdzenie dłużej niż 3 dni, zapytaj o nią na kanałach prywatnych - PW, discord.
- Kontakt:
W związku z rozmową na chacie ja się zaktualizuję. Jak wiecie jedna kotka odeszła od nas na koniec sierpnia, ale przecież mamy też inne futra w domu. Na chacie rozmawialiśmy o filmiku, w którym mój "przegenialny" kocur Fikuś upaprał się czekoladowym ciastkiem, w związku z tym wrzucam filmik tutaj, można oglądać z dźwiękiem (polecam) Może trochę wiesić, ale Niestety muszę wrzucić dwa posty ze zdjęciami, bo nie chcą się dodać w jednym - możecie komentować i mam nadzieję, że filmik umili Wam koniec dnia xD
Fikuś i czekoladowy tyłek: images/kotelki/17.mp4
Tak, miał cały stół, a wsadził zadek prosto w czekoladowe ciasto
A tutaj dorzucam zdjęcia innych futerek:
Meliska, przygarnięte kocie dziecko całkiem niedawno, po śmierci naszej Shany. Mimo, że wygląda słodziutko, jak się obudzi to wychodzi z niej raczej diabełek
A tu Meliska, Michi i ten sam pluszak, który wychowuje nam kocie dzieci od 7 lat
Michi, najstarsza w rodzinie:
Yukki, dziecko przygarnięte zaraz po Michi, żeby nie było to dziewczynka
Mushu. O Mushu Ty Geniuszu! Tak, dostał imię po smoku z Mulan Historię ma smutną. Ktoś wyrzucił go jak śmiecia, był zamknięty w garażu podziemnym naszego budynku. Znaleźliśmy go w marcu, poszukiwania właściciela nic nie dały. Z resztą samo złapanie go nie było proste, nikt nie chciał pomóc, mam na myśli administrację i ochronę. No i cóż, sami go złapaliśmy, zawieźliśmy do weta, ważył 2kg, był wychudzony i przerażony, bał się ludzkiej ręki jakby ktoś go bił. Ale wyrósł nam chłopak przez te parę miesięcy i okazuje się, że prawdopodobnie jest krzyżówką z kotem bengalskim i przez to wygląda jak prawdziwy tygrys i choć dobija do 5kg naturę ma małego kociaka
Fikuś i czekoladowy tyłek: images/kotelki/17.mp4
Tak, miał cały stół, a wsadził zadek prosto w czekoladowe ciasto
A tutaj dorzucam zdjęcia innych futerek:
Meliska, przygarnięte kocie dziecko całkiem niedawno, po śmierci naszej Shany. Mimo, że wygląda słodziutko, jak się obudzi to wychodzi z niej raczej diabełek
A tu Meliska, Michi i ten sam pluszak, który wychowuje nam kocie dzieci od 7 lat
Michi, najstarsza w rodzinie:
Yukki, dziecko przygarnięte zaraz po Michi, żeby nie było to dziewczynka
Mushu. O Mushu Ty Geniuszu! Tak, dostał imię po smoku z Mulan Historię ma smutną. Ktoś wyrzucił go jak śmiecia, był zamknięty w garażu podziemnym naszego budynku. Znaleźliśmy go w marcu, poszukiwania właściciela nic nie dały. Z resztą samo złapanie go nie było proste, nikt nie chciał pomóc, mam na myśli administrację i ochronę. No i cóż, sami go złapaliśmy, zawieźliśmy do weta, ważył 2kg, był wychudzony i przerażony, bał się ludzkiej ręki jakby ktoś go bił. Ale wyrósł nam chłopak przez te parę miesięcy i okazuje się, że prawdopodobnie jest krzyżówką z kotem bengalskim i przez to wygląda jak prawdziwy tygrys i choć dobija do 5kg naturę ma małego kociaka
Królowa Niara
Królowe na trony!
"A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto."
“Nie ten mocny, kto burzy lecz ten, który podpiera. Nie ten, co łzy wyciska, lecz ten co je wyciera. Człowiekiem najszlachetniejszym w całym ludzkim tłumie, jest ten kto oprócz łez własnych cudze łzy rozumie.”
Królowe na trony!
"A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto."
“Nie ten mocny, kto burzy lecz ten, który podpiera. Nie ten, co łzy wyciska, lecz ten co je wyciera. Człowiekiem najszlachetniejszym w całym ludzkim tłumie, jest ten kto oprócz łez własnych cudze łzy rozumie.”
- Niara
- Pani Snów
- Posty: 2129
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Władca , Mag , Opiekun
- Ranga: Administrator
- Uwagi administracji: Jeśli macie do mnie jakieś pytania, chcecie porozmawiać, zapytać o koncept na postać, o pozwolenie na nowe konto, czy cokolwiek innego - najłatwiej złapać mnie na discordzie lub przez PW. UWAGA! Jeśli twoja KP, po umieszczeniu prośby w temacie, czeka na sprawdzenie dłużej niż 3 dni, zapytaj o nią na kanałach prywatnych - PW, discord.
- Kontakt:
Kociowisko, czyli to zwinięte na fotelu to Mushu, wielka biała klucha to Fikuś, a to małe takie to Meliska
Leniwa buła kocha najmocniej >>-<3->
Trochę Yin trochę Yang
Także no, taka rodzinka
Leniwa buła kocha najmocniej >>-<3->
Trochę Yin trochę Yang
Także no, taka rodzinka
Królowa Niara
Królowe na trony!
"A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto."
“Nie ten mocny, kto burzy lecz ten, który podpiera. Nie ten, co łzy wyciska, lecz ten co je wyciera. Człowiekiem najszlachetniejszym w całym ludzkim tłumie, jest ten kto oprócz łez własnych cudze łzy rozumie.”
Królowe na trony!
"A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto."
“Nie ten mocny, kto burzy lecz ten, który podpiera. Nie ten, co łzy wyciska, lecz ten co je wyciera. Człowiekiem najszlachetniejszym w całym ludzkim tłumie, jest ten kto oprócz łez własnych cudze łzy rozumie.”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości