Kamienny Ołtarz ⇒ [na jednej z zawiłych dróg] Zgubieni?
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
[na jednej z zawiłych dróg] Zgubieni?
Dzień chylił się ku zachodowi. Charakterystyczne kolory nieba, rozlane na całym nieboskłonie, otaczało pomarańczową obręcz słońca niczym korona. Widok ten, choć powtarzający się niemal codziennie, za każdym razem zdawał się być inny i zaskakująco piękniejszy od poprzednich. W momencie, w którym Gwen po raz pierwszy ujrzała potęgę świata na powierzchni, wszystko zaczęło jakby jaśnieć.
Pierwsze kilka tygodni były niesamowicie męczące. Światło dzienne wpadało w jej tęczówki i źrenice, wbijało się nieznośnie do umysłu i wdzierało, powodując uczucie szczypania. I wszędzie tyle roślin... powietrzem można się było zachłysnąć, wlewało się w płuca, a otwarta przestrzeń napawała lękiem. Zasłyszała od swoich wychowawców, że kiedy przyjechała do nowego domu w lesie, bała się, że spadnie w górę i niebo ją pochłonie. Chociaż ona tego nie pamiętała.
Gwenfyvar zrozumiała już dawno, że nic takiego się nie stanie. I że dopiero tu, między drzewami, jest naprawdę bezpieczna.
Jednak z czasem i to myślenie musiało ulec zmianie. Od kiedy dowiedziała się, że istnieją jeszcze ci, którzy życzą jej śmierci, uciekła jak najdalej od obozowiska swojego klanu. Rozpoczęła samotną wędrówkę, chcąc znaleźć się na szlaku ziół... Jej zadaniem było studiować zielarstwo dalej. Chciała następnie dostać się na akademię medyczną w Adrionie.
Nigdy nie przestawała zadziwiać się światem. Stąd zrodziła się też pasja do rysunku.
Siedziała na kamieniu, obserwując kruka. Wydawało jej się, że ten okaz jest inny niż wszystkie inne... miał dziwne, żółtawe ślepia i inny kolor upierzenia. W dodatku zachowywał się niecodziennie. Zwłaszcza ze względu na to, że nie potrafiła się z nim porozumieć.
Kończyła jego rysunek węglem, kiedy na jej włosy spadło białe... coś?
- Śnieg!? Layla... nie, to niemożliwe...
Elfka uniosła głowę. Z nieba sypał się popiół.
Wstała tak gwałtownie, że wszystko, co trzymała pod ręką rozwaliło się na leśnym podszyciu. W szybkim tempie zebrała wszystko, zarzuciła torbę na ramię i zaczęła rozglądać się po terenie.
- Layla... Gdzie... Gdzie my jesteśmy?
Czyżbym zabłądziła?, myślała. Spojrzała na horyzont, który zmienił swoją barwę na popielatą. Ziemia na ubitej ścieżce była zimna i skostniała... a zwierzyna zaczęła uciekać? Co się dzieje!?
- Którędy my poszłyśmy? Ta droga jakby... zniknęła pod moimi nogami! To nie jest miejsce, w którym byłyśmy jeszcze godzinę temu...
Gwen usłyszała odgłos trzaskanych gałęzi z oddali. Wygląda na to, że w dalszej części lasu szalał pożar... to tłumaczyłoby ten popiół.
Elfka biegła, próbując znaleźć się jak najdalej miejsca, z którego czuła żar płomieni. Jednak drogi były zwodnicze - miała wrażenie, że zakręcają tuż pod jej stopami, zmieniając kierunek; plącząc się, zawracając... Pantera również zaczęła panikować. Warczała i kręciła się w kółko bez celu.
Tuż obok elfki przebiegł przestraszony lis. Chociaż on był normalny w tej całej chorej scenerii... Wszystkie inne zwierzęta były jakby... zmutowane?
- Layla, one są opętane! - wrzasnęła Gwen, kiedy tylko przypomniała sobie te żółte ślepia kruka. - Tu może być jakiś demon!
Wiatr, który zerwał się gwałtownie przygnał gorący podmuch z miejsca pożaru. Setki małych fragmentów popiołu wdarły się wraz z nim do gardła elfki. Zakrztusiła się, potknęła na drodze i upadła, tracąc przytomność.
Pierwsze kilka tygodni były niesamowicie męczące. Światło dzienne wpadało w jej tęczówki i źrenice, wbijało się nieznośnie do umysłu i wdzierało, powodując uczucie szczypania. I wszędzie tyle roślin... powietrzem można się było zachłysnąć, wlewało się w płuca, a otwarta przestrzeń napawała lękiem. Zasłyszała od swoich wychowawców, że kiedy przyjechała do nowego domu w lesie, bała się, że spadnie w górę i niebo ją pochłonie. Chociaż ona tego nie pamiętała.
Gwenfyvar zrozumiała już dawno, że nic takiego się nie stanie. I że dopiero tu, między drzewami, jest naprawdę bezpieczna.
Jednak z czasem i to myślenie musiało ulec zmianie. Od kiedy dowiedziała się, że istnieją jeszcze ci, którzy życzą jej śmierci, uciekła jak najdalej od obozowiska swojego klanu. Rozpoczęła samotną wędrówkę, chcąc znaleźć się na szlaku ziół... Jej zadaniem było studiować zielarstwo dalej. Chciała następnie dostać się na akademię medyczną w Adrionie.
Nigdy nie przestawała zadziwiać się światem. Stąd zrodziła się też pasja do rysunku.
Siedziała na kamieniu, obserwując kruka. Wydawało jej się, że ten okaz jest inny niż wszystkie inne... miał dziwne, żółtawe ślepia i inny kolor upierzenia. W dodatku zachowywał się niecodziennie. Zwłaszcza ze względu na to, że nie potrafiła się z nim porozumieć.
Kończyła jego rysunek węglem, kiedy na jej włosy spadło białe... coś?
- Śnieg!? Layla... nie, to niemożliwe...
Elfka uniosła głowę. Z nieba sypał się popiół.
Wstała tak gwałtownie, że wszystko, co trzymała pod ręką rozwaliło się na leśnym podszyciu. W szybkim tempie zebrała wszystko, zarzuciła torbę na ramię i zaczęła rozglądać się po terenie.
- Layla... Gdzie... Gdzie my jesteśmy?
Czyżbym zabłądziła?, myślała. Spojrzała na horyzont, który zmienił swoją barwę na popielatą. Ziemia na ubitej ścieżce była zimna i skostniała... a zwierzyna zaczęła uciekać? Co się dzieje!?
- Którędy my poszłyśmy? Ta droga jakby... zniknęła pod moimi nogami! To nie jest miejsce, w którym byłyśmy jeszcze godzinę temu...
Gwen usłyszała odgłos trzaskanych gałęzi z oddali. Wygląda na to, że w dalszej części lasu szalał pożar... to tłumaczyłoby ten popiół.
Elfka biegła, próbując znaleźć się jak najdalej miejsca, z którego czuła żar płomieni. Jednak drogi były zwodnicze - miała wrażenie, że zakręcają tuż pod jej stopami, zmieniając kierunek; plącząc się, zawracając... Pantera również zaczęła panikować. Warczała i kręciła się w kółko bez celu.
Tuż obok elfki przebiegł przestraszony lis. Chociaż on był normalny w tej całej chorej scenerii... Wszystkie inne zwierzęta były jakby... zmutowane?
- Layla, one są opętane! - wrzasnęła Gwen, kiedy tylko przypomniała sobie te żółte ślepia kruka. - Tu może być jakiś demon!
Wiatr, który zerwał się gwałtownie przygnał gorący podmuch z miejsca pożaru. Setki małych fragmentów popiołu wdarły się wraz z nim do gardła elfki. Zakrztusiła się, potknęła na drodze i upadła, tracąc przytomność.
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Wieczorne niebo tworzyło niezwykłe wrażenie i klimat dla sunącego po niebie anioła. Jednak niechybnie zwiastowało konieczność zatrzymania się i przygotowania miejsca na nocny obóz. Ciało i umysł Mikhaila pragnęły odpoczynku, od dwóch dni bez przerwy jest w locie. Jego umysł już nawet przestał wracać do sytuacji z Deithwen i elfami. Więc dalsze zmuszanie organizmu do takiego wysiłku i lot nocą skończyłyby się upadkiem anioła i ranami. Zwłaszcza, że ten przysypiał już w locie.
Rozbudziła go dopiero wyraźnie wyższa temperatura powietrza i smród spalenizny. Rozejrzał się za źródłem tego... Długo szukać nie musiał. Zaraz pod sobą widział pogorzelisko, jakby w tym miejscu niedawno wybuchł pożar. Jednak dosyć nienaturalny, zajął bardzo mały fragment lasu. Anioł zatrzymał się.
*Gdzie ja jestem?* zapytał sam siebie w myślach, rozglądając się za charakterystycznymi cechami miejsca. Na pierwszy rzut oka nie widział nic nadzwyczajnego, dopiero ledwie zauważalny, kamienny ołtarz powiedział mu, ze jest w miejscu, w którym nie powinien się znaleźć. Miejsce przesiąknięte magią, z mroczną historią... Nie wiedział co trzyma go jeszcze w tym miejscu, a tym bardziej co skusiło go do tego, że postanowił się tutaj zatrzymać. Przy lądowaniu na ziemię, popiół uniósł się do góry i wywołał u niebianina nieprzyjemne drapanie w nosie i gardle. Odruchową reakcją na to było zasłonięcie twarzy dłonią, zaś nawykiem wyuczonym było to, że druga dłoń powędrowała na rękojeść miecza. I w tym momencie poczuł jak jego ostrze wyczuło tętno istoty niedaleko, bardzo wolne i ciche, ale żywe. Zaczął więc poszukiwania. Im bliżej tej osoby się znajdował, tym wyraźniejsze bicie serca przekazywał mu miecz. W końcu to zobaczył, kobietę, leżącą jak bez życia na ziemi. Momentalnie odbił się i jednym skokiem znalazł się zaraz przy niej. Przyklęknął, sprawdził jej puls i oddech. Na szczęście oddychała, była tylko nieprzytomna. Podniósł ją.
Kilkaset metrów dalej, położył znalezioną elfkę, co był w stanie stwierdzić po wyglądzie, na ziemi w pozycji, w której drogi oddechowe było drożne. Napoił ją również wodą z bukłaku, nie wiedział w końcu jak długo znajdowała się w tym miejscu. Usiadł obok niej i czekał aż odzyska przytomność. Tutaj powietrze było już całkiem świeże, więc nie powinno zająć to długo. W tym czasie Mikhail zasnął.
Rozbudziła go dopiero wyraźnie wyższa temperatura powietrza i smród spalenizny. Rozejrzał się za źródłem tego... Długo szukać nie musiał. Zaraz pod sobą widział pogorzelisko, jakby w tym miejscu niedawno wybuchł pożar. Jednak dosyć nienaturalny, zajął bardzo mały fragment lasu. Anioł zatrzymał się.
*Gdzie ja jestem?* zapytał sam siebie w myślach, rozglądając się za charakterystycznymi cechami miejsca. Na pierwszy rzut oka nie widział nic nadzwyczajnego, dopiero ledwie zauważalny, kamienny ołtarz powiedział mu, ze jest w miejscu, w którym nie powinien się znaleźć. Miejsce przesiąknięte magią, z mroczną historią... Nie wiedział co trzyma go jeszcze w tym miejscu, a tym bardziej co skusiło go do tego, że postanowił się tutaj zatrzymać. Przy lądowaniu na ziemię, popiół uniósł się do góry i wywołał u niebianina nieprzyjemne drapanie w nosie i gardle. Odruchową reakcją na to było zasłonięcie twarzy dłonią, zaś nawykiem wyuczonym było to, że druga dłoń powędrowała na rękojeść miecza. I w tym momencie poczuł jak jego ostrze wyczuło tętno istoty niedaleko, bardzo wolne i ciche, ale żywe. Zaczął więc poszukiwania. Im bliżej tej osoby się znajdował, tym wyraźniejsze bicie serca przekazywał mu miecz. W końcu to zobaczył, kobietę, leżącą jak bez życia na ziemi. Momentalnie odbił się i jednym skokiem znalazł się zaraz przy niej. Przyklęknął, sprawdził jej puls i oddech. Na szczęście oddychała, była tylko nieprzytomna. Podniósł ją.
Kilkaset metrów dalej, położył znalezioną elfkę, co był w stanie stwierdzić po wyglądzie, na ziemi w pozycji, w której drogi oddechowe było drożne. Napoił ją również wodą z bukłaku, nie wiedział w końcu jak długo znajdowała się w tym miejscu. Usiadł obok niej i czekał aż odzyska przytomność. Tutaj powietrze było już całkiem świeże, więc nie powinno zająć to długo. W tym czasie Mikhail zasnął.
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Zimno.
Elfka powoli odzyskiwała zmysły, jakby po kolei. Najpierw, dotyk. Pod opuszkami palców czuła szorstką ziemię i piach. Podłoże było nierówne. Jej delikatne ciało było całe w siniakach, obolałe. Skórę szczypało zimno. Wydawało jej się, że skręciła nadgarstek.
Następnie, po dłuższej chwili w której przed oczami miała jedynie ciemne plamki, zaczęła widzieć. Najpierw rozmyte, niewyraźne kształty migotały bogactwem zielonych odcieni, liście wirowały nad jej głowa. Później wszystko zaczęło być wyraźniejsze, jak i wyraźniej zaczęły docierać do niej zapachy. Ziemia, trawa, las, zwierzyna, owoce. W ustach poczuła wodę zmieszaną z piaskiem.
Odzyskała też w pełni słuch. Do jej uszu docierał głośny szum liści, śpiew ptaków...
Na końcu obudziła się jej zdolność rozumowania.
Nie była pewna, gdzie jest; dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie ostatnie wydarzenia. Nie widziała, nie czuła ani nie słyszała śladów pożaru, ani opętanych zwierząt. Zniknęło też to przerażające uczucie, jakby ktoś ją obserwował.
Usiadła, co zaowocowało zawrotami głowy i kolejną serią ciemnych plamek przed oczami. Po jakimś czasie jednak doszła do siebie. Chwyciła się za głowę. Postanowiła, że lepiej rozezna się w sytuacji, w jakiej się znalazła. Na szczęście przy niej leżała jej niezbędna torba. Miała w niej sporo kosztowności, jeśli tylko udałoby jej się wyjść na główny gościniec, z chęcią spędziłaby tę noc w dobrej gospodzie, zamiast w tej niebezpiecznej części lasu.
Rozszerzyła oczy z przerażenia, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma przy niej Layli.
W porę ugryzła się w język, żeby jej nie zawołać. Skoro nie wiedziała, jak się tu znalazła, z pewnością ktoś podejrzany mógł znajdować się w pobliżu. Postanowiła więc zwracać na siebie jak najmniej uwagi.
No dobrze, co my tu mamy... Las, brzozy, parę sosen... o, wiewiórka!... krzak jeżyn, grab, poziomki, jakaś polana w oddali, świerki, śpiący facet ze stosem piór na plecach, znowu brzozy, ostatnie promienie światła, znowu poziomki... No nie widać niczego podejrzanego.
Zaraz, zaraz!!!
Jak to nie ma niczego podejrzanego!? Na Prasmoka, Gwen, ty chyba się mocno w tę głowę uderzyłaś, jak upadałaś!
Jak to możliwe, że upłynęło tak dużo czasu, a nikt mnie nie porwał, nie okradł, nie wykorzystał, tylko przewiózł mnie tutaj!? Może to była Layla, a teraz poszła szukać jedzenia... tak, to prawdopodobne...
Elfka pacnęła się w głowę. W końcu dotarło do niej, że śpiący facet ze stosem piór na plecach może być klasyfikowany w kategorii "podejrzane".
Gwenfyvar przez chwilę bała się, że tajemniczy mężczyzna nie żyje. Założyła torbę na ramię i ostrożnie podeszła bliżej. Westchnęła cicho.
Nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. Czy to hybryda człowieka z ptakiem? Z gryfem? Ten kształt skrzydeł nie wyglądał na zwierzęcy. W dodatku ich wielkość. On sam również był wysoki i, co trzeba mu było przyznać, bardzo przystojny. Nigdy w życiu nie widziała stworzenia podobnego do niego. Wydało jej się, że bije od niego jakaś dziwna aura, pomyślała, że mimo swojego dystansu mogłaby mu z łatwością zaufać. Przysunęła się nawet nieco bliżej... Ale wtedy zobaczyła wielki miecz, jaki nosił u swojego boku. Gwałtownie odskoczyła, a mężczyzna poruszył się we śnie. Elfce zamarło serce z przerażenia.
Po jakimś czasie kryzys został zażegnany - spostrzegła Laylę, jej dzielną panterę, która przez cały ten czas próbowała nadążyć za lotem anioła. W końcu udało jej się przybiec. Gwen od razu poczuła się bezpieczniej.
- No chodź, moja mała - przytuliła zwierzę.
- Ty wiesz, że to on cię stamtąd uratował, prawda? - pantera kiwnęła pyszczkiem w stronę śpiącego.
- A więc jednak... Jak myślisz, kim on może być? Co to za istota?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że jest przeciwieństwem tego, co znałam w Karnstein. Zaufałam mu, wiedziałam, że nie zrobi ci krzywdy.
- Ja bym mu tak łatwo nie ufała.
Szeptały między sobą, co mogło wyglądać dość dziwnie dla osoby trzeciej, która nie zna mowy zwierząt. W końcu obie postanowiły, że rozpalą ognisko i przyrządzą na nim jakieś mięso upolowane przez Laylę w lesie. Elfka jadła znalezione jagody, choć czuła, że musi zmusić się do zjedzenia zwierzęcia. Nie lubiła tego robić, ale kiedy sytuacja ją do tego zmuszała...
Mężczyzna dalej się nie budził. Gwen nie planowała mu w tym pomóc, zachowywała się najciszej, jak potrafi. Kiedy na ruszcie smażyło się już kilka ptaków, elfka wyjęła szkicownik i zaczęła tworzyć rysunek tajemniczego bohatera.
Elfka powoli odzyskiwała zmysły, jakby po kolei. Najpierw, dotyk. Pod opuszkami palców czuła szorstką ziemię i piach. Podłoże było nierówne. Jej delikatne ciało było całe w siniakach, obolałe. Skórę szczypało zimno. Wydawało jej się, że skręciła nadgarstek.
Następnie, po dłuższej chwili w której przed oczami miała jedynie ciemne plamki, zaczęła widzieć. Najpierw rozmyte, niewyraźne kształty migotały bogactwem zielonych odcieni, liście wirowały nad jej głowa. Później wszystko zaczęło być wyraźniejsze, jak i wyraźniej zaczęły docierać do niej zapachy. Ziemia, trawa, las, zwierzyna, owoce. W ustach poczuła wodę zmieszaną z piaskiem.
Odzyskała też w pełni słuch. Do jej uszu docierał głośny szum liści, śpiew ptaków...
Na końcu obudziła się jej zdolność rozumowania.
Nie była pewna, gdzie jest; dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie ostatnie wydarzenia. Nie widziała, nie czuła ani nie słyszała śladów pożaru, ani opętanych zwierząt. Zniknęło też to przerażające uczucie, jakby ktoś ją obserwował.
Usiadła, co zaowocowało zawrotami głowy i kolejną serią ciemnych plamek przed oczami. Po jakimś czasie jednak doszła do siebie. Chwyciła się za głowę. Postanowiła, że lepiej rozezna się w sytuacji, w jakiej się znalazła. Na szczęście przy niej leżała jej niezbędna torba. Miała w niej sporo kosztowności, jeśli tylko udałoby jej się wyjść na główny gościniec, z chęcią spędziłaby tę noc w dobrej gospodzie, zamiast w tej niebezpiecznej części lasu.
Rozszerzyła oczy z przerażenia, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma przy niej Layli.
W porę ugryzła się w język, żeby jej nie zawołać. Skoro nie wiedziała, jak się tu znalazła, z pewnością ktoś podejrzany mógł znajdować się w pobliżu. Postanowiła więc zwracać na siebie jak najmniej uwagi.
No dobrze, co my tu mamy... Las, brzozy, parę sosen... o, wiewiórka!... krzak jeżyn, grab, poziomki, jakaś polana w oddali, świerki, śpiący facet ze stosem piór na plecach, znowu brzozy, ostatnie promienie światła, znowu poziomki... No nie widać niczego podejrzanego.
Zaraz, zaraz!!!
Jak to nie ma niczego podejrzanego!? Na Prasmoka, Gwen, ty chyba się mocno w tę głowę uderzyłaś, jak upadałaś!
Jak to możliwe, że upłynęło tak dużo czasu, a nikt mnie nie porwał, nie okradł, nie wykorzystał, tylko przewiózł mnie tutaj!? Może to była Layla, a teraz poszła szukać jedzenia... tak, to prawdopodobne...
Elfka pacnęła się w głowę. W końcu dotarło do niej, że śpiący facet ze stosem piór na plecach może być klasyfikowany w kategorii "podejrzane".
Gwenfyvar przez chwilę bała się, że tajemniczy mężczyzna nie żyje. Założyła torbę na ramię i ostrożnie podeszła bliżej. Westchnęła cicho.
Nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. Czy to hybryda człowieka z ptakiem? Z gryfem? Ten kształt skrzydeł nie wyglądał na zwierzęcy. W dodatku ich wielkość. On sam również był wysoki i, co trzeba mu było przyznać, bardzo przystojny. Nigdy w życiu nie widziała stworzenia podobnego do niego. Wydało jej się, że bije od niego jakaś dziwna aura, pomyślała, że mimo swojego dystansu mogłaby mu z łatwością zaufać. Przysunęła się nawet nieco bliżej... Ale wtedy zobaczyła wielki miecz, jaki nosił u swojego boku. Gwałtownie odskoczyła, a mężczyzna poruszył się we śnie. Elfce zamarło serce z przerażenia.
Po jakimś czasie kryzys został zażegnany - spostrzegła Laylę, jej dzielną panterę, która przez cały ten czas próbowała nadążyć za lotem anioła. W końcu udało jej się przybiec. Gwen od razu poczuła się bezpieczniej.
- No chodź, moja mała - przytuliła zwierzę.
- Ty wiesz, że to on cię stamtąd uratował, prawda? - pantera kiwnęła pyszczkiem w stronę śpiącego.
- A więc jednak... Jak myślisz, kim on może być? Co to za istota?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że jest przeciwieństwem tego, co znałam w Karnstein. Zaufałam mu, wiedziałam, że nie zrobi ci krzywdy.
- Ja bym mu tak łatwo nie ufała.
Szeptały między sobą, co mogło wyglądać dość dziwnie dla osoby trzeciej, która nie zna mowy zwierząt. W końcu obie postanowiły, że rozpalą ognisko i przyrządzą na nim jakieś mięso upolowane przez Laylę w lesie. Elfka jadła znalezione jagody, choć czuła, że musi zmusić się do zjedzenia zwierzęcia. Nie lubiła tego robić, ale kiedy sytuacja ją do tego zmuszała...
Mężczyzna dalej się nie budził. Gwen nie planowała mu w tym pomóc, zachowywała się najciszej, jak potrafi. Kiedy na ruszcie smażyło się już kilka ptaków, elfka wyjęła szkicownik i zaczęła tworzyć rysunek tajemniczego bohatera.
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Tym razem miał wyjątkowo twardy sen... Pogrążony w tej wyimaginowanej krainie był świadkiem wizji własnego zatracenia, własnego upadku. Momentu, w którym jego sumienie zostanie przechylone w stronę, od której anioł próbuje się odwrócić. Widział jak jego miecz jest skąpany we krwi, we krwi innego z jego rodzaju, jak jego skrzydła pochłania ciemność wraz z jego duszą... Ale może to też jakieś wyjście? Może zamiast szukać powrotu do Planów Niebieskich, Mikhail powinien iść w zupełnie innym kierunku? Takie pytania przekazywała mu jego świadomość, a może to ta cząstka ciemności tocząca jego ciało i duszę jak choroba. Wybudził się. Czuł jak po jego skroni spływa kropla potu. Starał się wyrzucić obrazu, które mu się przyśniły, rozglądając się. Jego uwagę zwróciła elfka, którą wcześniej wyciągnął z pożaru. Żyła i chyba nie miała się najgorzej. Mikhail nie chciał jej teraz przestraszyć, więc tylko się przyglądał jak ona siedzi przy ognisku i przyrządza coś nad nim. Uśmiechnął się na myśl, że nic poważnego jej się nie stało, mimo, że nawet nie znał jej imienia. Taka w końcu była jego natura. Przynajmniej chciał by tak było...
Czuł jak jego mięśnie zesztywniały przez pozycje w jakiej spał i to, że nie zdjął swojej zbroi.
Dopiero teraz zauważył, że elfka ma towarzyszkę. Czarną panterę. Mikhail się nie bał, nawet w takim stanie zwierzę nie było dla niego niebezpieczne, nie sądził też by to go zaatakowało.
Zdjął metalowe rękawice, czuł jak jego skóra na dłoniach zaczyna lepiej oddychać. *Tyle dni w pełnym rynsztunku...* myślał. Powolnymi ruchami odpinał klamry naramienników i kolejno je zdejmował. Jego skrzydła zniknęły, były tylko przeszkodą przy zdejmowaniu pancerza. W końcu udało mu się zrzucić z siebie i napierśnik, który zsunął się z niego i opadł na ziemię. Jego zbroja była tak zrobiona by anioł mógł ją zakładać sam, więc tym się nie martwił. Odetchnął z ulgą, gdy palcami odklejał mokrą od potu koszulę od skóry.
- Nic Ci nie jest? Mam nadzieję, że nie zostałaś ciężko ranna w pożarze - odezwał się przyjaźnie, Podnosząc się do pozycji stojącej i przeciągając się, by lekko rozluźnić mięśnie.
- Zwę się Mikhail. Mogę spytać o Twoję imię? - zawsze uważał, że powinno się przedstawić, nieważne, czy wrogowi, czy przyjacielowi. Trzeba znać imię by móc okazać komuś należyty szacunek. Przykucnął obok kobiety, zaraz przy ognisku.
Czuł jak jego mięśnie zesztywniały przez pozycje w jakiej spał i to, że nie zdjął swojej zbroi.
Dopiero teraz zauważył, że elfka ma towarzyszkę. Czarną panterę. Mikhail się nie bał, nawet w takim stanie zwierzę nie było dla niego niebezpieczne, nie sądził też by to go zaatakowało.
Zdjął metalowe rękawice, czuł jak jego skóra na dłoniach zaczyna lepiej oddychać. *Tyle dni w pełnym rynsztunku...* myślał. Powolnymi ruchami odpinał klamry naramienników i kolejno je zdejmował. Jego skrzydła zniknęły, były tylko przeszkodą przy zdejmowaniu pancerza. W końcu udało mu się zrzucić z siebie i napierśnik, który zsunął się z niego i opadł na ziemię. Jego zbroja była tak zrobiona by anioł mógł ją zakładać sam, więc tym się nie martwił. Odetchnął z ulgą, gdy palcami odklejał mokrą od potu koszulę od skóry.
- Nic Ci nie jest? Mam nadzieję, że nie zostałaś ciężko ranna w pożarze - odezwał się przyjaźnie, Podnosząc się do pozycji stojącej i przeciągając się, by lekko rozluźnić mięśnie.
- Zwę się Mikhail. Mogę spytać o Twoję imię? - zawsze uważał, że powinno się przedstawić, nieważne, czy wrogowi, czy przyjacielowi. Trzeba znać imię by móc okazać komuś należyty szacunek. Przykucnął obok kobiety, zaraz przy ognisku.
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Gwen poczuła jakiś dziwny spokój wobec tej całej sytuacji. Las się uspokoił, ona także. Cichy szum liści wzruszony delikatnymi powiewami wieczornego, chłodnego powietrza mierzwił jej włosy, a ogień tańczył z nim, iskry igrały w powietrzu z wiatrem. Zapach, który tak dobrze znała otaczał ją zewsząd, Layla była przy niej i grzała ją swoim ciepłem.
Światło od ognia było coraz słabsze, słońce coraz niżej na horyzoncie, więc jej rysunek nie był zbyt dokładny. Postanowiła, że jeśli ta tajemnicza istota nie będzie niebezpieczna, zapyta się o jej pochodzenie. Możliwe, że ją uratowała, możliwe, że porwała. Ale wtedy by nie zasypiała. Elfka wolała wierzyć, że w tym skrzydlatym mężczyźnie ma wybawiciela. Przemknęło jej przez myśl, że być może jest to jakieś zwierzę skrzyżowane z człowiekiem i zachowuje się jak bestia... ale one z reguły nie posługują się przecież takim rodzajem broni.
Zafascynowana nim więc oparła się o leżącą Laylę i zamyśliła się, patrząc bez przerwy na niego. Spał dość długo. Spostrzegła, jak pod koniec snu nieco się rzuca, wierci się, może miał koszmar? Powoli wstawał, nieco ociężale. Pewnie jest głodny, pomyślała od razu i obróciła pieczeń nad ogniskiem.
Mężczyzna nie odzywał się do niej... może nie był pewien, czy Gwen mówi w jego języku? Patrzyła na niego łagodnie, chociaż nadal z odrobiną strachu. Dopóki nie będzie pewna kim jest, zachowa dystans. W każdym razie zdołałaby teraz uciec, gdyby próbował rzucić się na nią z tym wielkim mieczem. Ale na to się nie zanosiło, ponieważ zdejmował zbroję... więc nie szykował się do walki. Zdjął i koszulę.
Jego głos i rozluźniona postawa uspokoiły ją. Poczuła się bezpiecznie. Uśmiechnęła się więc do niego. Musiała zadzierać głowę do góry, żeby popatrzeć mu w oczy. Ale cóż... przyzwyczaiła się.
- Na imię mi Gwenfyvar. Jeśli dobrze rozumiem, uratowałeś mi życie... - skłoniła przed nim głowę - dziękuję ci. Proszę, jeśli możesz - powiedziała, zerkając spod przymkniętych powiek na plecy, gdzie jeszcze wcześniej widziała na nich skrzydła - wyjaw mi, kim jesteś?
Światło od ognia było coraz słabsze, słońce coraz niżej na horyzoncie, więc jej rysunek nie był zbyt dokładny. Postanowiła, że jeśli ta tajemnicza istota nie będzie niebezpieczna, zapyta się o jej pochodzenie. Możliwe, że ją uratowała, możliwe, że porwała. Ale wtedy by nie zasypiała. Elfka wolała wierzyć, że w tym skrzydlatym mężczyźnie ma wybawiciela. Przemknęło jej przez myśl, że być może jest to jakieś zwierzę skrzyżowane z człowiekiem i zachowuje się jak bestia... ale one z reguły nie posługują się przecież takim rodzajem broni.
Zafascynowana nim więc oparła się o leżącą Laylę i zamyśliła się, patrząc bez przerwy na niego. Spał dość długo. Spostrzegła, jak pod koniec snu nieco się rzuca, wierci się, może miał koszmar? Powoli wstawał, nieco ociężale. Pewnie jest głodny, pomyślała od razu i obróciła pieczeń nad ogniskiem.
Mężczyzna nie odzywał się do niej... może nie był pewien, czy Gwen mówi w jego języku? Patrzyła na niego łagodnie, chociaż nadal z odrobiną strachu. Dopóki nie będzie pewna kim jest, zachowa dystans. W każdym razie zdołałaby teraz uciec, gdyby próbował rzucić się na nią z tym wielkim mieczem. Ale na to się nie zanosiło, ponieważ zdejmował zbroję... więc nie szykował się do walki. Zdjął i koszulę.
Jego głos i rozluźniona postawa uspokoiły ją. Poczuła się bezpiecznie. Uśmiechnęła się więc do niego. Musiała zadzierać głowę do góry, żeby popatrzeć mu w oczy. Ale cóż... przyzwyczaiła się.
- Na imię mi Gwenfyvar. Jeśli dobrze rozumiem, uratowałeś mi życie... - skłoniła przed nim głowę - dziękuję ci. Proszę, jeśli możesz - powiedziała, zerkając spod przymkniętych powiek na plecy, gdzie jeszcze wcześniej widziała na nich skrzydła - wyjaw mi, kim jesteś?
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
- Nie wiesz? - w jego głosie było słychać wyraźne zdziwienie, wydawało mu się, że jego najbardziej charakterystyczna cecha była widoczna przez cały czas jak spał - Nie jest to tajemnicą. Jestem aniołem... chyba - to ostatnie słowo wyszeptał, z lekką dozą niepewności w głosie. Spojrzał się na stary opatrunek na swoim brzuchu, który kilka dni temu założyła mu Deithwen, by zatamować krwawienie. To był czas by się go pozbyć, ale nie chciał pokazywać swojego znamienia nieznajomej.
- Na to wygląda, że to ja Cię ocaliłem - chwilę później spojrzał się prosto w oczy dziewczynie, uśmiechając się przy tym. Martwił się, czy z nią wszystko w porządku, ale prawdopodobnie byłoby po niej już widać jakby coś jej dolegało.
- Powiedz mi, czy wszystko w porządku? Nic Cię nie boli? Nie jestem medykiem, ale coś o tym wiem - mówiąc to zbliżył się jeszcze bardziej do Gwenfyvar, i naruszając jej przestrzeń osobistą, położył dłoń na jej policzku i jakby zaczął oglądać ją, czy aby na pewno wszystko jest dobrze.
Dopiero po dłuższej chwili zauważył co zrobił i wręcz od razu, gdy to sobie uświadomił, odskoczył od niej.
- Przepraszam Cię, wygłupiłem się trochę - Czuł się niezręcznie przez to co teraz zrobił. Wrócił do pierwszej pozycji i klęczał nad ogniskiem. Powietrze było chłodne, ale nie zimne, a ognisko dawało przyjemne ciepło.
- Naprawdę nigdy nie spotkałaś żadnego z mojego rodzaju? - zapytał, z ciekawości głównie i by przerwać ciszę, lecz jego pytanie miało w sobie odrobinę nadziei, że odpowiedź będzie inna niż się spodziewa i elfka doprowadzi go do jego domu.
- Powiedz mi jeszcze, jak ktoś taki jak Ty znalazł się sam w takim miejscu? To niebezpieczne. Mogę Ci jeszcze jakoś pomóc? Doprowadzić Cię dokądś? - zapytał, samotność w podróży i mu czasem doskwierała, a miał wrażenie, że dziewczyna może potrzebować jego pomocy. Ktoś bezbronny zazwyczaj nie podróżuje sam przez Szepczący Las...
- Na to wygląda, że to ja Cię ocaliłem - chwilę później spojrzał się prosto w oczy dziewczynie, uśmiechając się przy tym. Martwił się, czy z nią wszystko w porządku, ale prawdopodobnie byłoby po niej już widać jakby coś jej dolegało.
- Powiedz mi, czy wszystko w porządku? Nic Cię nie boli? Nie jestem medykiem, ale coś o tym wiem - mówiąc to zbliżył się jeszcze bardziej do Gwenfyvar, i naruszając jej przestrzeń osobistą, położył dłoń na jej policzku i jakby zaczął oglądać ją, czy aby na pewno wszystko jest dobrze.
Dopiero po dłuższej chwili zauważył co zrobił i wręcz od razu, gdy to sobie uświadomił, odskoczył od niej.
- Przepraszam Cię, wygłupiłem się trochę - Czuł się niezręcznie przez to co teraz zrobił. Wrócił do pierwszej pozycji i klęczał nad ogniskiem. Powietrze było chłodne, ale nie zimne, a ognisko dawało przyjemne ciepło.
- Naprawdę nigdy nie spotkałaś żadnego z mojego rodzaju? - zapytał, z ciekawości głównie i by przerwać ciszę, lecz jego pytanie miało w sobie odrobinę nadziei, że odpowiedź będzie inna niż się spodziewa i elfka doprowadzi go do jego domu.
- Powiedz mi jeszcze, jak ktoś taki jak Ty znalazł się sam w takim miejscu? To niebezpieczne. Mogę Ci jeszcze jakoś pomóc? Doprowadzić Cię dokądś? - zapytał, samotność w podróży i mu czasem doskwierała, a miał wrażenie, że dziewczyna może potrzebować jego pomocy. Ktoś bezbronny zazwyczaj nie podróżuje sam przez Szepczący Las...
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Anioł... kim są aniołowie?
Pomyślała, że zadając to pytanie się skompromituje. Może aniołowie to po prostu skrzydlaci ludzie? Może tacy żyją na północy Gwenfyvar nigdy nie była na północy Alaranii... Przypatrywała mu się jak w obrazek. Jej oczy błyszczały w blasku ogniska. Nie przeszkadzał jej mrok, w końcu te oczy przyzwyczajone były od urodzenia do ciemności. Badała jego ciało, twarz, miejsce, gdzie zniknęły te pierzaste skrzydła, zerkała na jego oczy, żeby za chwilę ze wstydem schować je za rzęsami...
Wtedy on zaczął robić to samo. Zaczął ją oglądać, patrzył na nią... spytał o jej stan, ale w tym momencie elfka jakby zapomniała języka w ustach.
- Jaa... ja...
Przybliżył się jeszcze, co zaowocowało u niej przyspieszonym biciem serca. Kiedy dotknął ręką jej policzka, poczuła, jak krew pulsuje w jej ciele, słyszała ją w uszach. A potem nagle odskoczył. Gwen nie miała pojęcia, co się dzieje. Patrzyła na niego zdziwiona i przestraszona.
Miejsce, którego dotknął, niemalże ją piekło. Za to Layla, czując jej nastrój, spojrzała na Mikhaila i zawarczała groźnie. Widząc, że odsunął się od niej uspokoiła się, ale nie spuszczała z niego swoich oczu.
Elfka zwinęła się w kłębek, opierając głowę o kolana. Dopiero po jakimś czasie dotarł do niej sens jego pytania, kiedy w głowie przestało się jej kotłować.
- Na szczęście nic mi nie jest, przynajmniej tak sądzę... - odpowiedziała nieśmiałym szeptem. Wtedy poczuła też odwagę, by ponownie na niego spojrzeć.
- Nie wiem nawet, kim jesteś... nie wiem, kim są aniołowie... Jesteś skrzydlatym człowiekiem?
- Znalazłam się tu... przez przypadek. - Nie chciała mówić mu o tym, że uciekała przed kimś... że próbowała zgubić kogoś w lesie, gubiąc się sama... Na powrót odwróciła od niego twarz, utkwiwszy spojrzenie gdzieś w przestrzeń. Teraz nie może wrócić do klanu. Ona... nie ma dokąd wracać. Jest tak samotna, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nie ma DOKĄD pójść. W oczach stanęły jej łzy, kiedy uświadomiła sobie o tym.
- Pójdę z tobą, dokądkolwiek się nie udasz, jeśli nie będzie to dla ciebie ciężarem... - powiedziała łamiącym się głosem. Schowała głowę w kolanach, siląc się, by nie zacząć płakać. Tak bardzo starała się tłumić to, co czuje.
Pomyślała, że zadając to pytanie się skompromituje. Może aniołowie to po prostu skrzydlaci ludzie? Może tacy żyją na północy Gwenfyvar nigdy nie była na północy Alaranii... Przypatrywała mu się jak w obrazek. Jej oczy błyszczały w blasku ogniska. Nie przeszkadzał jej mrok, w końcu te oczy przyzwyczajone były od urodzenia do ciemności. Badała jego ciało, twarz, miejsce, gdzie zniknęły te pierzaste skrzydła, zerkała na jego oczy, żeby za chwilę ze wstydem schować je za rzęsami...
Wtedy on zaczął robić to samo. Zaczął ją oglądać, patrzył na nią... spytał o jej stan, ale w tym momencie elfka jakby zapomniała języka w ustach.
- Jaa... ja...
Przybliżył się jeszcze, co zaowocowało u niej przyspieszonym biciem serca. Kiedy dotknął ręką jej policzka, poczuła, jak krew pulsuje w jej ciele, słyszała ją w uszach. A potem nagle odskoczył. Gwen nie miała pojęcia, co się dzieje. Patrzyła na niego zdziwiona i przestraszona.
Miejsce, którego dotknął, niemalże ją piekło. Za to Layla, czując jej nastrój, spojrzała na Mikhaila i zawarczała groźnie. Widząc, że odsunął się od niej uspokoiła się, ale nie spuszczała z niego swoich oczu.
Elfka zwinęła się w kłębek, opierając głowę o kolana. Dopiero po jakimś czasie dotarł do niej sens jego pytania, kiedy w głowie przestało się jej kotłować.
- Na szczęście nic mi nie jest, przynajmniej tak sądzę... - odpowiedziała nieśmiałym szeptem. Wtedy poczuła też odwagę, by ponownie na niego spojrzeć.
- Nie wiem nawet, kim jesteś... nie wiem, kim są aniołowie... Jesteś skrzydlatym człowiekiem?
- Znalazłam się tu... przez przypadek. - Nie chciała mówić mu o tym, że uciekała przed kimś... że próbowała zgubić kogoś w lesie, gubiąc się sama... Na powrót odwróciła od niego twarz, utkwiwszy spojrzenie gdzieś w przestrzeń. Teraz nie może wrócić do klanu. Ona... nie ma dokąd wracać. Jest tak samotna, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nie ma DOKĄD pójść. W oczach stanęły jej łzy, kiedy uświadomiła sobie o tym.
- Pójdę z tobą, dokądkolwiek się nie udasz, jeśli nie będzie to dla ciebie ciężarem... - powiedziała łamiącym się głosem. Schowała głowę w kolanach, siląc się, by nie zacząć płakać. Tak bardzo starała się tłumić to, co czuje.
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
*Ona kłamie*. Anioł słyszał szept w swojej głowie. Jakim cudem? Zastanawiał się. Miecz w tej chwili nawet nie był blisko. Mikhail nie wiedział jakim cudem to się przebijało, ale musiał się zgodzić. Wyraźnie widział, że elfka nie mówi mu dlaczego tak naprawdę się tutaj znalazła. Nie wierzył w takie przypadki. Niczego nie dawał po sobie poznać, na jego twarzy widniało jedynie zmartwienie. Widział jak dziewczyna się zachowuje. Jego natura dawała mu się we znaki i po prostu zaczął się o nią martwić.
- Skrzydlaci ludzie to fellarianie. Moja rasa jest czymś innym. Żyjemy w Planach Niebieskich i wykonujemy rozkazy Najwyższego - próbował wyjaśnić swojej towarzyszce to kim jest, ale to nie było proste zadanie. Wiele lat spędził poza domem. Zbyt wiele.
Odwrócił się tak, by być przodem do Gwenfyvar i spojrzał prosto na nią. Był zaskoczony tym, że ktoś kto praktycznie wcale go nie zna chce z nim podróżować. Zwłaszcza taka delikatna osóbka.
- Jesteś tego pewna? Nie mam konkretnego celu, szukam czegoś po całej Alaranii - nie mówił swojego dokładnego celu, ale szukał igły w stogu siana. Prawdopodobnie mijał się już z wieloma aniołami, ale na żadnego nie trafił.
- Nie przeszkadza mi Twoje towarzystwo, nawet ucieszy mnie ono - uśmiechnął się - Mimo, że mnie spowolnisz, bo nie dam rady latać z Tobą i Twoją kotką -
- Ale... - momentalnie spoważniał - Musisz mówić mi prawdę. Dlaczego się tutaj znalazłaś. Wszystko co mówisz ma być prawdą. Inaczej nie zapewnię Ci bezpieczeństwa. - w jego głosie słychać było pewność siebie, ale i troskę o młodą elfkę.
*Zabij ją. Po co Ci ona?* odbiło się echem w jego głowie. Nie rozumiał dlaczego klątwa teraz wariuje, nie rozumiał jakim cudem miecz odzywa się do niego bez kontaktu fizycznego.
- Zamknij się - odruchowo powiedział do "samego siebie", gdy jedną ręką łapał się za głowę, a drugą za brzuch, bo przeklęte miejsce znowu zaczynało boleć. Kujący ból, z każdą chwilą coraz mocniejszy uderzał w jego brzuch. Na dłoni miał własną krew. Teraz już nie mógł tego ukryć.
Gdy ból i krwotok ustały. Anioł brał ciężkie wdechy. Próbował się uspokoić.
- Skrzydlaci ludzie to fellarianie. Moja rasa jest czymś innym. Żyjemy w Planach Niebieskich i wykonujemy rozkazy Najwyższego - próbował wyjaśnić swojej towarzyszce to kim jest, ale to nie było proste zadanie. Wiele lat spędził poza domem. Zbyt wiele.
Odwrócił się tak, by być przodem do Gwenfyvar i spojrzał prosto na nią. Był zaskoczony tym, że ktoś kto praktycznie wcale go nie zna chce z nim podróżować. Zwłaszcza taka delikatna osóbka.
- Jesteś tego pewna? Nie mam konkretnego celu, szukam czegoś po całej Alaranii - nie mówił swojego dokładnego celu, ale szukał igły w stogu siana. Prawdopodobnie mijał się już z wieloma aniołami, ale na żadnego nie trafił.
- Nie przeszkadza mi Twoje towarzystwo, nawet ucieszy mnie ono - uśmiechnął się - Mimo, że mnie spowolnisz, bo nie dam rady latać z Tobą i Twoją kotką -
- Ale... - momentalnie spoważniał - Musisz mówić mi prawdę. Dlaczego się tutaj znalazłaś. Wszystko co mówisz ma być prawdą. Inaczej nie zapewnię Ci bezpieczeństwa. - w jego głosie słychać było pewność siebie, ale i troskę o młodą elfkę.
*Zabij ją. Po co Ci ona?* odbiło się echem w jego głowie. Nie rozumiał dlaczego klątwa teraz wariuje, nie rozumiał jakim cudem miecz odzywa się do niego bez kontaktu fizycznego.
- Zamknij się - odruchowo powiedział do "samego siebie", gdy jedną ręką łapał się za głowę, a drugą za brzuch, bo przeklęte miejsce znowu zaczynało boleć. Kujący ból, z każdą chwilą coraz mocniejszy uderzał w jego brzuch. Na dłoni miał własną krew. Teraz już nie mógł tego ukryć.
Gdy ból i krwotok ustały. Anioł brał ciężkie wdechy. Próbował się uspokoić.
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Kiedy z początku odezwał się do niej łagodnie, czuła, jak łatwo i szybko się uspokaja. Poczuła, że jego towarzystwo również będzie ją cieszyć. Bardzo szybko udało jej się dojść do siebie i pohamować emocje. Zdziwiło ją to. Kiedy odwrócił się, by patrzeć na nią wprost, uśmiechnęła się do niego nieśmiało i zanurzyła dłonie w miękkim futrze Layli.
- Nie jestem niczego pewna... wiem, że czuję, że CHCĘ z tobą iść, bo ja sama nie mam dokąd... - z trudem na niego patrzyła, uciekała wzrokiem, bardziej ze zmieszania niż z potrzeby głaskała swoją panterę i oglądała jej futerko. - Nie chcę na ciebie naciskać, a także głupio mi cię o to prosić, żebyś mi towarzyszył. Ja... po prostu za tobą pójdę...
Mówiła niemrawo, wyraźnie choć cicho, rzucając co jakiś czas spojrzenia spod gęstych rzęs i kurtyny włosów na Mikhaila. Jednak kiedy zadał pytanie o to, co sprawiło, że się tu znalazła...
Spoważniała i tym razem nie przerywała z nim kontaktu wzrokowego. Mówił łagodnie, choć surowo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziała, że musi powiedzieć... tylko jak?
- Ja...
Trudno było jej zacząć mówić. Wzięła głęboki wdech. Tym razem jednak patrzyła mu prosto w oczy.
- Ścigała mnie pewna grupa mrocznych elfów. - Wyrzuciła te słowa jak najszybciej mogła, na jednym wydechu. Przygryzła wolną wargę, czekając na jego reakcje, cokolwiek. Denerwowała się. Serce zaczęło bić jej szybko.
- Zamknij się - warknął, chwytając się za głowę i brzuch. Co się do cholery dzieje...
Odsunęła się gwałtownie kilka metrów, prawie potykając się o suknię. Zaczęła szybko oddychać, spanikowała. On zaczął krwawić. Kazał jej się zamknąć, znaczyło to też, że ma stąd iść? Znała się na opatrywaniu, mogła mu pomóc, ale...
Layla nie wiedziała, co zrobić. W końcu usadowiła się przy elfce, warcząc cicho i przyjmując pozycję gotową do naskoczenia na potencjalnego wroga.
Gwen zaczęła się uspokajać, w miarę jak uspokajał się anioł. W każdym razie, nawet jeśli stwierdzi, że nie chce z nią podróżować, on uratował jej życie... więc ona powinna się nim zająć.
Zaczęła powoli, małymi kroczkami przysuwać się z powrotem do niego. Milczała. Wyjmowała z torby różne rzeczy, próbując nie wydać żadnego dźwięku. Nalała do misy wody, do niej z kolei wlała różne dziwnie pachnące wywary. Zanurzyła w niej szmatki. Przysunęła się do Mikhaila.
- Pozwól mi... - szepnęła, przykładając mokry materiał do jego ran. - Troszkę zapiecze.
- Nie jestem niczego pewna... wiem, że czuję, że CHCĘ z tobą iść, bo ja sama nie mam dokąd... - z trudem na niego patrzyła, uciekała wzrokiem, bardziej ze zmieszania niż z potrzeby głaskała swoją panterę i oglądała jej futerko. - Nie chcę na ciebie naciskać, a także głupio mi cię o to prosić, żebyś mi towarzyszył. Ja... po prostu za tobą pójdę...
Mówiła niemrawo, wyraźnie choć cicho, rzucając co jakiś czas spojrzenia spod gęstych rzęs i kurtyny włosów na Mikhaila. Jednak kiedy zadał pytanie o to, co sprawiło, że się tu znalazła...
Spoważniała i tym razem nie przerywała z nim kontaktu wzrokowego. Mówił łagodnie, choć surowo, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wiedziała, że musi powiedzieć... tylko jak?
- Ja...
Trudno było jej zacząć mówić. Wzięła głęboki wdech. Tym razem jednak patrzyła mu prosto w oczy.
- Ścigała mnie pewna grupa mrocznych elfów. - Wyrzuciła te słowa jak najszybciej mogła, na jednym wydechu. Przygryzła wolną wargę, czekając na jego reakcje, cokolwiek. Denerwowała się. Serce zaczęło bić jej szybko.
- Zamknij się - warknął, chwytając się za głowę i brzuch. Co się do cholery dzieje...
Odsunęła się gwałtownie kilka metrów, prawie potykając się o suknię. Zaczęła szybko oddychać, spanikowała. On zaczął krwawić. Kazał jej się zamknąć, znaczyło to też, że ma stąd iść? Znała się na opatrywaniu, mogła mu pomóc, ale...
Layla nie wiedziała, co zrobić. W końcu usadowiła się przy elfce, warcząc cicho i przyjmując pozycję gotową do naskoczenia na potencjalnego wroga.
Gwen zaczęła się uspokajać, w miarę jak uspokajał się anioł. W każdym razie, nawet jeśli stwierdzi, że nie chce z nią podróżować, on uratował jej życie... więc ona powinna się nim zająć.
Zaczęła powoli, małymi kroczkami przysuwać się z powrotem do niego. Milczała. Wyjmowała z torby różne rzeczy, próbując nie wydać żadnego dźwięku. Nalała do misy wody, do niej z kolei wlała różne dziwnie pachnące wywary. Zanurzyła w niej szmatki. Przysunęła się do Mikhaila.
- Pozwól mi... - szepnęła, przykładając mokry materiał do jego ran. - Troszkę zapiecze.
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Nim przyłożyła, namoczoną w leczniczych wywarach, szmatkę do jego rany, on chwycił ją za dłoń by ją powstrzymać. To nie miało sensu, niepotrzebnie chciała marnować energię i cenne specyfiki, by mu pomóc. Czego tak naprawdę nie mogła zrobić, bo to nie była zwyczajna rana.
- Zostaw, to bezcelowe. Ta rana już się zamknęła - wskazał na swój brzuch, na którym widniało znamię o krwawym kolorze, mające kształt ludzkiej dłoni. Wyglądało jakby ktoś odcisnął swoją dłoń na jego skórze. Na jej środku znajdowała się rana, która już nie krwawiła, która w tym momencie wyglądała na dawno wyleczoną, starą ranę.
- Nie zabije mnie to, nie martw się - nie mógł jej opowiedzieć tej całej historii, nie znał tej dziewczyny i nie wiedział na ile może jej ufać. Ale nie ukrywał przed samym sobą, że chciałby w końcu móc podzielić się z kimś swoją dolą.
Oddech Mikhaila był już spokojny, a ból powoli zaczynał być już tylko wspomnieniem. Pozwoliło mu to na przybranie bardziej komfortowej pozycji, takiej w której mógł obserwować swoje otoczenie. Wypuścił dłoń swojej towarzyszki i spojrzał jej prosto w oczy
- Przepraszam Cię za to. Nie Tobie kazałem się zamknąć, nie przejmuj się tym - widać było po nim, że mimo wszystko opadł trochę z sił. Chwilę po swoich słowach, uśmiechnął się nieznacznie, lecz serdecznie
- Ale dziękuję Ci za Twoją troskę, nieczęsto spotykałem się z taką reakcją - głos miał z powrotem taki jak wcześniej, ciepły i przyjemny dla ucha.
- Zostaw, to bezcelowe. Ta rana już się zamknęła - wskazał na swój brzuch, na którym widniało znamię o krwawym kolorze, mające kształt ludzkiej dłoni. Wyglądało jakby ktoś odcisnął swoją dłoń na jego skórze. Na jej środku znajdowała się rana, która już nie krwawiła, która w tym momencie wyglądała na dawno wyleczoną, starą ranę.
- Nie zabije mnie to, nie martw się - nie mógł jej opowiedzieć tej całej historii, nie znał tej dziewczyny i nie wiedział na ile może jej ufać. Ale nie ukrywał przed samym sobą, że chciałby w końcu móc podzielić się z kimś swoją dolą.
Oddech Mikhaila był już spokojny, a ból powoli zaczynał być już tylko wspomnieniem. Pozwoliło mu to na przybranie bardziej komfortowej pozycji, takiej w której mógł obserwować swoje otoczenie. Wypuścił dłoń swojej towarzyszki i spojrzał jej prosto w oczy
- Przepraszam Cię za to. Nie Tobie kazałem się zamknąć, nie przejmuj się tym - widać było po nim, że mimo wszystko opadł trochę z sił. Chwilę po swoich słowach, uśmiechnął się nieznacznie, lecz serdecznie
- Ale dziękuję Ci za Twoją troskę, nieczęsto spotykałem się z taką reakcją - głos miał z powrotem taki jak wcześniej, ciepły i przyjemny dla ucha.
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Zerknęła na ranę na jego brzuchu. Istotnie, była ona już dawno zabliźniona. W dodatku ten dziwny kształt... może to po oparzeniu? Ktoś przyłożył mu w brzuch z rozgrzanej rękawicy? W takim razie nie powinna atakować bólem. Nie była pewna, jak dawno ta rana mogła być zadana... Może po prostu te istoty nie regenerują się jak inne. Wzdrygnęła się. Długowieczność i wieczna męczarnia z dawnymi bliznami to nieprzyjemna wizja...
Spostrzegła, że nieuprzejmie przygląda się jego ciału. Skrępowana zerknęła na niego przepraszająco i odsunęła się ponownie. Westchnęła.
Do kogo on mówił, jeśli nie do mnie? Jest tu ktoś jeszcze? Ktoś, kogo tylko on może dostrzec?
Spróbowała rozejrzeć się dokładniej wokół. Nie mogła dostrzec innych istot. Zamknęła oczy i wysiliła się, żeby wyczuć czyjąś obecność. Ale... też niczego nie czuła. Zaniepokojona i nieco zmartwiona spojrzała na swojego towarzysza.
- Jeśli nie do mnie... do kogo mówiłeś?
Spostrzegła, że nieuprzejmie przygląda się jego ciału. Skrępowana zerknęła na niego przepraszająco i odsunęła się ponownie. Westchnęła.
Do kogo on mówił, jeśli nie do mnie? Jest tu ktoś jeszcze? Ktoś, kogo tylko on może dostrzec?
Spróbowała rozejrzeć się dokładniej wokół. Nie mogła dostrzec innych istot. Zamknęła oczy i wysiliła się, żeby wyczuć czyjąś obecność. Ale... też niczego nie czuła. Zaniepokojona i nieco zmartwiona spojrzała na swojego towarzysza.
- Jeśli nie do mnie... do kogo mówiłeś?
- Mikhail
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Czasami anioł zastanawiał się, dlaczego to wszystko dzieję się właśnie wtedy kiedy to jest najmniej potrzebne. Skoro już te napady się zdarzają, to nie mogą tego robić wtedy, gdy nie przykuje to niczyjej uwagi? Wtedy kiedy nikomu nie musiałby się tłumaczyć? Takie pytania od lat zadawał sobie Mikhail. Bardzo nie chciał kłopotać tą opowieścią swojej towarzyszki, lecz w tym momencie nie miał już wyboru.
- Widzisz... - zakłopotany, głośno wypuścił powietrze - Chciałem to odwlec, ale jak widzisz teraz nie mam wyboru. Wymagając od Ciebie szczerości, muszę być szczery wobec Ciebie - mówiąc te słowa, przybrał wygodniejszą pozycję siadając na ziemi.
- Mamy jeszcze trochę czasu, więc jeśli pozwolisz to opowiem Ci coś o sobie. O celu mojej wędrówki, ale żeby to zrobić muszę cofnąć się wiele lat wstecz. - cały czas patrzył się prosto w fiolet jej oczu, obserwując wszelakie reakcje na jego słowa.
- Dziesiątki lat temu, gdy jeszcze byłem żołnierzem, zostałem przeklęty. Mój brzuch został przebity zaklętym sztyletem, przez kobietę, którą młody ja uznał za bezbronną i stanął w jej obronie, ignorując rozkaz. Od tamtego czasu noszę na swojej duszy skazę, która ukrywa mnie przed innymi z mojego rodzaju i nie pozwala mi wrócić do domu - mówiąc to wyraźnie posmutniał, a przy ostatnich słowach począł uciekać wzrokiem ku ziemi. Czuł jak w jego oczach zbierały się łzy. To nie były przyjemne wspomnienia, każda myśl o tym sprawiała ból, ale mówienie o tym? Było torturą gorszą niż fizyczny ból. Pierwszy raz kiedykolwiek miał okazję podzielić się tym z kimś, może dlatego właśnie aż tak w niego to uderzyło. Po jego policzku spłynęła jedna łza, którą wytarł bardzo szybko. Mimo wszystko nie chciał okazywać słabości, był przecież wojownikiem, na takiego go wyćwiczono.
- Widzisz... - zakłopotany, głośno wypuścił powietrze - Chciałem to odwlec, ale jak widzisz teraz nie mam wyboru. Wymagając od Ciebie szczerości, muszę być szczery wobec Ciebie - mówiąc te słowa, przybrał wygodniejszą pozycję siadając na ziemi.
- Mamy jeszcze trochę czasu, więc jeśli pozwolisz to opowiem Ci coś o sobie. O celu mojej wędrówki, ale żeby to zrobić muszę cofnąć się wiele lat wstecz. - cały czas patrzył się prosto w fiolet jej oczu, obserwując wszelakie reakcje na jego słowa.
- Dziesiątki lat temu, gdy jeszcze byłem żołnierzem, zostałem przeklęty. Mój brzuch został przebity zaklętym sztyletem, przez kobietę, którą młody ja uznał za bezbronną i stanął w jej obronie, ignorując rozkaz. Od tamtego czasu noszę na swojej duszy skazę, która ukrywa mnie przed innymi z mojego rodzaju i nie pozwala mi wrócić do domu - mówiąc to wyraźnie posmutniał, a przy ostatnich słowach począł uciekać wzrokiem ku ziemi. Czuł jak w jego oczach zbierały się łzy. To nie były przyjemne wspomnienia, każda myśl o tym sprawiała ból, ale mówienie o tym? Było torturą gorszą niż fizyczny ból. Pierwszy raz kiedykolwiek miał okazję podzielić się tym z kimś, może dlatego właśnie aż tak w niego to uderzyło. Po jego policzku spłynęła jedna łza, którą wytarł bardzo szybko. Mimo wszystko nie chciał okazywać słabości, był przecież wojownikiem, na takiego go wyćwiczono.
- Gwenfyvar
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zielarz , Bard
- Kontakt:
Elfka patrzyła na anioła zagubionym wzrokiem. Oczy jej błyszczały. Czuła emocje, które sprawiały, że jego głos drżał. Jej oczy również się zaszkliły. Próbowała przetrawić tyle informacji, które o nim usłyszała. To pierwsza taka osoba, nieznana jej, a mimo to taka... bliska... w pewnym sensie. Otworzył przed nią swoją ranę, na ciele i na duszy. Czy anioły są tak ufne? Czy poczuł, że jej może zaufać?
- Ja... - zaczęła szeptem. - Wybacz, nie miałam pojęcia - powiedziała, jakby jej winą było to, że otrzymała taką odpowiedź na pytanie. Znowu podeszła do niego bliżej, czując, że w tym ciemnym lesie, w tym momencie, gdzie w obojgu z nich te wszystkie uczucia zburzyły się jak niespokojne morze, muszą być razem. I nie chodzi o to, że dokładnie z tą konkretna osobą... ale po prostu z kimś, z kimkolwiek... Poczuć czyjeś ciepło, zanim ją ogarnie chłód samotności. Bała się, że wedrze się on do serca jak lodowe sople, ona umrze z wychłodzenia, z nieczucia.
Po jej delikatnym policzku również spłynęła łza. Usiadła blisko niego, jednak nie dotykała go. Patrzyła mu głęboko w oczy.
- Nie wiem, czy można nazwać przypadkiem to, dlaczego się tu znalazłam. Ale to prawda, że zbłądziłam... - przeniosła wzrok na otaczające ich szczyty drzew, które upiornie kołysały się w ciemności, poddane sile kapryśnego wiatru.
- Nie umiem opowiedzieć ci mojej historii... - po długiej chwili ciszy dodała drżącym głosem. - Jednak... cieszę się, że znalazłeś mnie, tutaj... ocaliłeś mnie...
Płomień ogniska rozświetlał bezpieczne miejsce wokół nich. Ciepło od niego bijące zdawało się tworzyć krąg, który wyglądał jak wyjęty z innej, bezpiecznej dziecięcej baśni, i wsadzony do ponurego otaczającego ich świata. Elfka bała się, ale towarzystwo anioła i światła ogniska dawało jej nikłe poczucie bezpieczeństwa, którego chwytała się, jak tonący brzytwy.
W końcu rano przyszedł czas na odejście stąd. Elfka obudziła się niewyspana, z bólem mięśni. Spojrzała na śpiącego towarzysza.
Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że stąd idę. Im szybciej o mnie zapomnisz, tym lepiej.
Gwenfyvar od zawsze zdawało się, że z kim nie zawiąże znajomości, tę osobę spotka nieszczęście. Czuła się winna wszystkiemu, co spotkało jej ojca, ją samą, towarzyszy, przyjaciół. Bała się samotności, ale paradoksalnie uważała ją za najbezpieczniejsze dla wszystkich wyjście. Pragnęła zamknąć się w szklanej bańce, aby nic i nikt nie mógł jej dotknąć.
Z takim uczuciem pakowała swoje posłanie do torby. Ostatni raz spojrzała na anioła.
- Dziękuję Ci. - powiedziała, odchodząc w swoją drogę. A u jej boku szła Layla.
- Ja... - zaczęła szeptem. - Wybacz, nie miałam pojęcia - powiedziała, jakby jej winą było to, że otrzymała taką odpowiedź na pytanie. Znowu podeszła do niego bliżej, czując, że w tym ciemnym lesie, w tym momencie, gdzie w obojgu z nich te wszystkie uczucia zburzyły się jak niespokojne morze, muszą być razem. I nie chodzi o to, że dokładnie z tą konkretna osobą... ale po prostu z kimś, z kimkolwiek... Poczuć czyjeś ciepło, zanim ją ogarnie chłód samotności. Bała się, że wedrze się on do serca jak lodowe sople, ona umrze z wychłodzenia, z nieczucia.
Po jej delikatnym policzku również spłynęła łza. Usiadła blisko niego, jednak nie dotykała go. Patrzyła mu głęboko w oczy.
- Nie wiem, czy można nazwać przypadkiem to, dlaczego się tu znalazłam. Ale to prawda, że zbłądziłam... - przeniosła wzrok na otaczające ich szczyty drzew, które upiornie kołysały się w ciemności, poddane sile kapryśnego wiatru.
- Nie umiem opowiedzieć ci mojej historii... - po długiej chwili ciszy dodała drżącym głosem. - Jednak... cieszę się, że znalazłeś mnie, tutaj... ocaliłeś mnie...
Płomień ogniska rozświetlał bezpieczne miejsce wokół nich. Ciepło od niego bijące zdawało się tworzyć krąg, który wyglądał jak wyjęty z innej, bezpiecznej dziecięcej baśni, i wsadzony do ponurego otaczającego ich świata. Elfka bała się, ale towarzystwo anioła i światła ogniska dawało jej nikłe poczucie bezpieczeństwa, którego chwytała się, jak tonący brzytwy.
W końcu rano przyszedł czas na odejście stąd. Elfka obudziła się niewyspana, z bólem mięśni. Spojrzała na śpiącego towarzysza.
Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że stąd idę. Im szybciej o mnie zapomnisz, tym lepiej.
Gwenfyvar od zawsze zdawało się, że z kim nie zawiąże znajomości, tę osobę spotka nieszczęście. Czuła się winna wszystkiemu, co spotkało jej ojca, ją samą, towarzyszy, przyjaciół. Bała się samotności, ale paradoksalnie uważała ją za najbezpieczniejsze dla wszystkich wyjście. Pragnęła zamknąć się w szklanej bańce, aby nic i nikt nie mógł jej dotknąć.
Z takim uczuciem pakowała swoje posłanie do torby. Ostatni raz spojrzała na anioła.
- Dziękuję Ci. - powiedziała, odchodząc w swoją drogę. A u jej boku szła Layla.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość