Ostatni Bastion[Miasto] Lamento eroico

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti spojrzała na otwarte przejście do podziemi. Było ciemno, mrocznie, chociaż powietrze było absurdalnie czyste, że aż niepokojące. Poczuła lęk. Elfka święcie przekonana, że to mnich pójdzie pierwszy niemal dostała zawału, gdy popchnął ją przodem. Na moment aż przystanęła i cofnęła się, jakby stała na krawędzi jakiegoś wielkiego urwiska, ale nieznajomy nie dawał za wygraną i delikatnie poprawił pchnięcie zaledwie jednym palcem, które momentalnie zmotywowało ją do ruszenia na przód. No normalnie jak bydło! Wiedziała, że ma duży biust, rozbudowane uda, ale krową nie jest!
Burknęła niezadowolona pod nosem za takie traktowanie, ale nic nie powiedziała. Uparła się jednak by chód nie był wcale taki szybki. Każde postawienie stopy na mroźnych kamieniach musiało być sprawdzone czy aby czegoś jej prześladowca za plecami nie knuje. W końcu za chwilę mogła polecieć strzała ze świstem i wbić się w jej głowę albo zaraz zapadnie się ziemia. Wszystko mogło się zdarzyć! Szczególnie, że wzrok potrzebował czasu na zaadaptowanie się do braku oświetlenia w wąskim korytarzu.
Gdy już przebrnęli przez upiorne wejście do podziemi było już lepiej. O ile właściwie podróżowanie w takich miejscach można nazwać w jakikolwiek sposób przyjemny, to jednak w przeciwieństwie do stromego zejścia resztę można było uznać za znośne.
Właściwie Shantti w pewien sposób zachwycona była klimatem tego labiryntu. Artystka z krwi i kości, dostrzegała piękno nawet w brzydocie, w strachu czy potworach. Głównie dlatego, że właśnie wzbudzały takie emocje, a co to byłby za artysta bez emocji? Stąd też tancerka wyraźnie się rozluźniła. Szła już pewniej i nie w żółwim tempie, ale posłusznie, tak, jak kierował ją mnich.
„Byleby do Dżariela…”, powtarzała w myślach swoją mantrę.
- Hm? – Drgnęła pod wpływem dotyku mnicha. Naprawdę starannie dbał o to, by ciągle budować grozę. Szczególnie ten prowokujący ruch odgarnięcia gładkich loków w celu odsłonięcia skrawka szyi. Jego oddech na karku rozchodzący się echem po skórze, która automatycznie przyozdobiona została gęsią skórką.
Shantti mimo wszystko wyprostowała się. Nie dlatego, że chciała dodać sobie odwagi. Nie dlatego, że próbowała udać nie przerażoną, ale dlatego, że jego pytanie było bardzo konkretne, a jej odpowiedź zaś mogła być bardzo rozległa.
Właściwie dlaczego ona z nim idzie? Co takiego faktycznie skierowało ją do podjęcia tak szalonej decyzji?
Nie miała przecież nic do stracenia. Jej ludność pochłonięta została przez pustynny piach i oklepana palącym słońcem. Dla wielu pustynia była istną śmiercią. Brak roślin, wody. Brak życia. Grobowiec dla takich, jak jej plemię. Tylko to właśnie tam czuła się bardzo dobrze. Teraz tego wszystkiego nie miała. Tutaj piach nie unosi się w powietrzu, nie przypomina jej o Piaszczystym Szlaku. Trzyma go w swoim sercu, ale życie przecież toczy się dalej. Jest tu i teraz. Jest tu z Lakim, Tallasem i mnichem, który niemiłosiernie ją irytuje.
Lubi Dżariela. Jest bardzo specyficzną duszą o pięknym sercu, chociaż namaszczonym jakąś tajemniczą bruzdą, która nie pozwala mu iść dalej. On powinien być wolny. Wolny, jak gwiazdy na niebie, jak dusze w zaświatach. Powinien rozłożyć skrzydła i szybować w takie noce, a nie szlajać się z zakapturzonym gościem.
Może jednak przyczyną tego wszystkiego był królik skaczący po granatowej płachcie nocy? Dzisiaj zesłał on zdarzenie, dlaczego więc za nim nie pójść? A może to wszystko zaplanowanie było odgórnie przez los albo łaskę Prasmoka. Nic nie dzieję się bez przyczyny.
Przecież Pari, pustynne płomyki, skierowały ją tutaj. Pojawiły się za oknem karczmy więc w pewien sposób zobowiązały ją do wykonania zadania. Shantti od zawsze była im posłuszna, bo przecież nie są to zwykłe niebieskie iskry. Elfka głęboko wierzy w ich pomoc. One wskażą jej odpowiednią drogę, ale czy teraz… Czy teraz idzie dobrą drogą? Gdyby pojawił się chociaż jeden na końcu któregoś korytarza wiedziałaby, że dobrze czyni. Powiedziałyby czy wszystko idzie zgodnie z planem, a teraz włóczy się tutaj wśród ścian wywołujących niepewność.
A może tak naprawdę to mieszanka wszystkiego po trochu?
Mimo nabrzmiałej atmosfery między mężczyznami Shantti nie dała się ponieść grozie. Poczuła ciepło w sercu. Chciała objąć je w dłonie i przytulić mocno do siebie. Tak bardzo cieszyła się, że zadał to pytanie. Rozpływając się w tych emocjach na krótką chwilę spuściła głowę, przez co Dżari mógł mieć wątpliwości, czy aby dziewczyna zaraz się nie rozpłacze, ale uniosła ją patrząc przed siebie i frywolnie się uśmiechając.
- Zadajesz bardzo głupie pytania – stwierdziła na początek zaskakująco pozytywnym tonem głosu.
- Są pewne uczucia, których nie zrozumiesz – podjęła się chętnie dialogu elfka. – Ty nie zrozumiesz znaczenia przyjaźni ani miłości, a ja nie zrozumiem, co tak pasjonującego jest w czynienia zła oraz chaosu. Nie mam ci tego za złe – ujęła ironicznie ostatnie słowa, ale szybko na nowo powrócił jej beztroski humor, a kolejne słowa zabrzmiały o wiele cieplej.
- Łączy nas jednak coś wspólnego, bo szczerze mówiąc ja sama nie rozumiem uczuć jakie wiążą się z przyjaźnią czy miłością. Tak samo ty nie będziesz umiał wyjaśnić swoich powiązań ze złem. Możesz mówić, że przynosi ci to satysfakcję, że to pobudza twoje ciało, drżysz od podniecenia, ale takie same słowa powielić można w przypadku opisania miłości. Każda miłość i każde cierpienie smakuje inaczej. Właśnie to jest przyczyną niemożności zrozumienia uczuć, a po prostu ich czucie. – Elfka na chwilę zamilkła poruszona świadomością swoich rozterek.
- Podsumowując! – Odetchnęła z wyraźną ulgą. Obróciła się w stronę mnicha i szeroko uśmiechnęła, aż okrutnie radośnie. – Nie rozumiem dlaczego to robię. – Podrapała się nieco bezradnie po głowie, ale jakby nie przejęta takowym faktem.
- Jeszcze słońce nie zdążyło wzejść i ponownie zajść od momentu, gdy się spotkaliśmy… - powtórzyła w zastanowieniu. – To tylko dowód na to, że Dżariego nadal znam dłużej niż ty. Od Dżariela mogłeś słyszeć mnóstwo historii o nim, ale nawet on nie zna tak doskonale Dżariego jak Dżari sam siebie… Haha! Skomplikowanie to brzmi! Ale inteligentny z ciebie gość, wiesz o co chodzi. Nikt… ale to nikt nie jest w stanie powiedzieć, co za chwilę się wydarzy.
Shantti ponownie spojrzała przed siebie. Zebrała włosy i zawinęła pieszczotliwie w kręciołek, który szybko się rozpadł.
- Wierność jest moją siłą… - szepnęła magicznie.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Mnich nie przerywał Shantti ani na moment, chociaż widać było grymas niezadowolenia, który wykrzywił jego wargi gdy elfka bezczelnie określiła jego pytanie jako głupie. Nie skomentował tego jednak nawet jednym słowem, najwyraźniej decydując się odpuścić teraz, by mieć więcej atutów w ręku na później. A gdy nadeszła jego kolej, odetchnął i uśmiechnął się przelotnie nim zaczął mówić.
- Bardzo łatwo mnie zaszufladkowałaś - powiedział z cieniem wyrzutu w głosie. - To, że zindoktrynowany od małego Laki przypiął mi taką łatkę jestem w stanie zrozumieć. Ale ty? Zawiodłem się, myślałem, że artystyczna dusza będzie bardziej elastyczna i zdoła spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
        Mnich dramatycznie westchnął i zrobił dłuższą pauzę, by jego słowa nabrały odpowiedniej mocy.
        - Skąd przyszło ci do głowy, że nie wiem czym jest miłość i przyjaźń? Dlaczego przypuszczasz, że lubuję się chaosie i tym co złe? Czym w ogóle jest chaos, zastanawiałaś się kiedyś nad tym? To takie subiektywne określenie... Znałem pewną mądrą kobietę, która powiedziała mi, że to co dla jednych jest chaosem, dla innych jest harmonią, spójrz na ten przykład na zwierzęta: gdy lew rzuca się w stado jeleni, co czuje każde z nich? On jest głodny, poluje by jeść, poluje by przeżyć, taka jest dla niego naturalna kolej rzeczy. Roślinożercę zaś ogarnia groza, traci zmysły i dla niego to jest właśnie chaos. Oboje mają rację, czyż nie? A to czy jestem zły... czy stała się wam krzywda z mojej ręki? Pewnie wytkniesz mi tę dwójkę na schodach. Ich celem nie było zabicie cię... a tymczasem to ty pozbawiłaś ich życia - jak się z tym czujesz?
        Mnich zamilkł, dając Shantti szansę na przemyślenie jego słów. Jednocześnie delikatnie ujął ją pod ramię i zaczął prowadzić dalej krokiem tak wolnym, jakby byli parą przechadzającą się po różanym ogrodzie należącym do jakiegoś uniwersytetu albo pałacu.
        - Wiem czym jest miłość - powiedział w końcu, a w jego głosie pobrzmiewała pewna gorzkość i ciepło odwoływania się do wspomnień. - Kochałem szczerze i do szaleństwa. Miłość jest odurzająco słodka, a przy tym lekka jak powietrze, niesie ze sobą ciepło dotyku i miękkość cudzego oddechu na własnych wargach. Ale gdy następuje jej kres, słodycz zmienia się w popiół, pustka złamanego serca staje się zimna i szorstka, a gorycz myśli zalewa oczy tworząc krwawe obrazy - dokończył chłodnym głosem. Odetchnął i znowu zamilkł. Widać było, że przygryzł wargę nim podjął rozmowę.
        - Jak to jest, że jemu zaufałaś bezkrytycznie od samego początku, a mnie się boisz? - zapytał. - Gdy go poznałaś, prawie zginęłaś z ręki diabła, z którym on walczył. Co jest w nim takiego, że otworzyłaś przed nim swoje serce, a mnie od razu uznałaś za złego i niegodziwego? To, że jest aniołem? Ma białe pióra, białe szaty i włosy ze złota? Pięknie śpiewa i równie pięknie mówi o uczuciach? Perła wśród ludzi, lilia wśród kwiatów... Ale czy wiedziałaś, że lilie bywają trujące?
        - Przestań mącić jej w głowie - wtrącił się w końcu Dżari.
        - Nie mącę - odpowiedział zaraz mnich. - Po prostu pokazuję jej, że świat nie jest czarno-biały. Shantti, myślałaś chociaż przez chwilę, że ja również mogę być aniołem?
        Mnich zdjął z głowy kaptur. Miał ładną twarz młodzieńca, o pełnych policzkach, dużych srebrzystych oczach w otoczce gęstych rzęs i ustach, których kąciki unosiły się lekko ku górze. Falowane blond włosy nosił spięte w króciutką kitkę. Mnich uśmiechnął się do niej ciepło, chociaż przy tym odrobinę smutno.
        - Ciekawe czy gdybyś spotkała mnie pierwszego, to mnie byś tak ślepo ufała - rzucił, jakby nie oczekiwał żadnej odpowiedzi.
        - Powiesz w końcu jak masz na imię? - wciął się Dżari. Mnich westchnął i obrócił na niego wzrok.
        - Nehiel - odpowiedział. - I nie patrz tak na mnie, to moje prawdziwe imię. Nie mam powodu, by cię oszukiwać, w końcu chcę, byś mi pomógł.
        - Nadal nie powiedziałeś, czego ode mnie oczekujesz - zauważył od razu Laki, Nehiel jednak podniósł dłoń w uspokajającym geście.
        - Wszystko w swoim czasie - oświadczył. - Czuję twój wzrok na plecach, Dżari. Gdybyś nie był takim rycerzem bez skazy, za jakiego wszyscy cię uważają, pewnie już dawno poderżnąłbyś mi gardło, w końcu jesteś w idealnej pozycji do zadania ciosu.
        - Sprawdzałeś mnie - syknął nagle Laki, gdy dotarło do niego jakie zamiary miał względem niego Nehiel.
        - Owszem. Sprawdzałem czy jesteś tak samo zepsuty jak niektórzy twoi bracia. Wiesz, nie sztuką jest trwać niewzruszenie przy swoim, stworzyć sobie kodeks dwunastu praw i trzymać się go jak pijany płotu, tłumaczyć sobie nim każdą decyzję i każdy uczynek. Sztuką jest myśleć, rozważać, podważać sensowność otaczającego nas świata i dopiero odpowiedziawszy sobie na wszystkie wątpliwości budować od nowa to, co widzimy. Ty wątpisz. Wiem o tym. Przelewanie krwi w imię Pana sprawia ci ból, przeraża cię myśl o tym, że możesz zawieść tych, którzy są dla ciebie bliscy i ważni: przyjaciół, swego Pana. Nawet Shantti. To twoja dobra cecha, oznacza, że myślisz. Co zrobiłbyś jednak, gdyby kazano ci wybierać? Gdyby wierność jednym oznaczała zdradę drugich?
        - Nie próbuj na mnie oratorskich sztuczek i ogólników - odpowiedział mu chłodno Dżari.
        - Dobrze więc. Gdybyś w imię wierności przyjaciołom musiał odwrócić się od Pana, czy byś to uczynił? I w drugą stronę, czy w imię pozostawania wiernym ideałom swej rasy poświęciłbyś życie tych, których miłujesz? Chcę byś odpowiedział mi tak samo szczerze jak Shantti.
        Dżari zwiesił głowę i milczał. Długo układał sobie odpowiedź w głowie, bo to wcale nie było takie proste. Nie, by wcześniej tego nie rozważał, lecz teraz dotarło do niego, że nigdy jego rozważania nie był zakończone jasną, klarowną odpowiedzią, z którą mógły się zgodzić. Wątpliwość pozostawała, niczym cierń wbity w skórę tak głęboko, że nie sposób go wyjąć i anioł powtarzał sobie tylko z uporem, że pozna odpowiedź dopiero, gdy będzie znał wszystkie elementy układanki. A tymczasem zdawało mu się, że on raczej je gubi niż zbiera.
        - To chyba zależy od argumentów jednych i drugich. Wolałbym jednak oddać życie niż musieć zabić kogoś, kto jest mi bliski.
        - Czy wybrałbyś śmierć nad upadek?
        - Nie wiem - odpowiedział Dżari jakby z cieniem skruchy w głosie.
        Nehiel nie drążył tematu, jakby ta odpowiedź wystarczyła mu w zupełności. Shantti mogła jednak dostrzec, jak jego oblicze zostaje naznaczone żalem - chyba słowa Dżariego poruszyły w jego wnętrzu bardzo czułą strunę. Zdawało się, że szepnął “nie ma odwrotu”, lecz jego głos zagłuszał szelest ubrań i plaskanie bosych stóp na kamieniach, tak cichy on był.
        - Kto ci powiedział, że wątpię? - zapytał nagle Laki.
        - Dżariel.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti z niemałą uwagą przysłuchiwała się słowom mnicha, szczególnie, że jego wstęp był dosyć ostry, jakby w ogóle miał prawo do składania skarg. Było to bardzo nie w smak elfce, która wyjątkowo nie lubiła osób wszechwiedzących. Nie aby nie ceniła wiedzy, ale panoszenie się z własną przemądrzałością gość miał opanowane do poziomu mistrza. Nie był to typ łatwy do strawienia, ale w tamtej chwili tancerka jeszcze wierzyła w złowrogość blisko trzymającej się niej postaci. Póki w jej oczach pozostawał zły to jakoś lepiej to znosiła. Takie charaktery przywłaszczają sobie takiego rodzaju cechy.
- Gdyby lew nie jadł, a jelenie nie umierały to nie istniałaby harmonia. To jest chaosem. Nie panikujący jeleń, nie polujący lew, ale brak polującego lwa i ginącego jelenia – odparła ostrożnie elfka wciąż jednak utrzymując swoją stronę, chociaż głos delikatnie jej zadrżał.
Wtedy poczuła, jak dłoń mężczyzny przemyka się w przestrzeni między jej talią a ręką, po czym wolno obejmuje. Niczym boa dusiciel zaciskający się na szyi śpiącej ofiary. Za chwilę zanurzy w niej drobne kiełki, pozornie nic nieznaczące, a jednak pełne trucizny. Taki właśnie był mnich. Pełen tajemniczego jadu, gdzie substancja ta powolnymi krokami obejmuje całe ciało. Traci się czucie w rękach i nogach, oddech staje się coraz płytszy, trudniejszy, aż wreszcie pozostaje ci na sam koniec jedynie świadomość tego, że już więcej nic nie możesz zrobić, że za chwilę otworzy paszcze i zeżre cię bez zastanowienia bądź też poczeka aż stanie twoje serce. A Shantti za bardzo o swoje dbała.
Nie chciała tego łykać. Słuchać bzdurnych opowieści o miłości, bo elfka wcale nie czuła by mnich znał jej znaczenie. Powoli wpełzała w nią gorycz, złość i gniew. Nie zagra na jej litości, nie pozwoli na to. Jego skrucha coraz bardziej wzbudzała negatywną wichurę uczuć. Dlaczego tak się dzieję? Dlaczego się tak tym wypełnia? Nie. Nie wierzyła mu. Nie umiała i nie chciała wierzyć. Ludzie o złotych sercach tak nie mówią, nie emanują śmiercią i grozą. Nie wzbudzają lęku i nie mówią takimi słowami. Miała wrażenie, że sobie z niej kpi na ogromnej arenie czekając na poklask tłumu, a ona by nie dać mu satysfakcji nic nie czyni. Niczego nie rusza.
Usta dziewczyny wyraźnie ściągnęły się w dół. Nie potrafiła opanować tego typu odruchów. Czuła w sobie narastającą złość. Doprowadzał ją do szału.
W dodatku rył już w ubitej ziemi. Jakże on śmiał mieć do niej jakiekolwiek pretensje? Nie rozumiała do czego mnich dąży, gdzie znajduje się jego cel. Bardzo płynnie przemieszcza się po jej głowie i podrażnia wszelkie rejony, jak rozpalona lawa, jak… jak jad węża. Problem leżał w tym, że tej mowy nie rozumiała. Wpatrywała się z wyraźną niemalże nienawiścią w nieznajomego, a głos Dżariela niknął gdzieś w przestrzeni. Pochłaniał. Pochłaniał ją całkowicie.
I nagle jakby dostała obuchem w łeb. Elfka zamarła zdruzgotana postacią kryjącą się pod kapturem. Trucizna właśnie trafiła do jej kończyn, sprawiając iż tym samym odmówiły posłuszeństwa. Stanęła otumaniona widokiem blond włosów, blaskiem jasnej skóry, a dopełnieniem szlachetnego obrazka stał się ciepły uśmiech, który mógłby rozgrzać każde serce, nawet te skamieniałe.
Jego kolejne słowa, niczym kołek wbijający się w serce, tylko pogrążały czystą duszę artystki. Gdzieś odruchowo nawet szła, stopy zatapiały się w kolejnych, cichych krokach, ale jej jakby wciąż nie było. Gdzie jest i co ona właściwie tu robi? Co tu się dzieję? Zdezorientowana i oszołomiona obrotem spraw nie umiała odpowiedzieć sobie na żadne pytanie. Rozmowa mężczyzn się toczyła, a ona poszukiwała jakiekolwiek lokacji rozsądku w tym całym szaleństwie.
Echa słów mknęły jej przez głowę. Szła wbijając wzrok w podłogę. Widziała tylko brudne stopy i chociaż wszystko słyszała to nie wiedziała ile zapamięta z toczącego się dialogu. Miała wrażenie, że wcale jej on nie obchodzi. Żadne kwestie nie miały znaczenia. Czuła się… Czuła się upokorzona.
Nie wytrzymała.
Shantti gwałtownie wyrwała się z objęcia Nehiela bardzo mocno go przy tym policzkując.
- Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła nie mając choćby cienia chęci nad sobą zapanować.
- Białe szaty, złota rzeka włosów, świetlista skóra nie czyni nikogo dobrym – rozjuszyła się na dobre elfka. – Ty zapewne o tym doskonale wiesz! Mówisz, że wiesz czym jest miłość? Głęboko w to powątpiewam. Twierdząc, że miłość ma swój koniec ewidentnie udowadniasz, że serca to ty nie masz stworzonego do tak cnotliwych i pięknych uczuć. Ani prawdziwa miłość, ani prawdziwa przyjaźń nie ma końca. Nie da się kochać do czasu! W moim sercu wciąż goszczą osoby z mojego wymarłego plemienia, nie dlatego, że pielęgnuję w sobie żal, a miłość do nich. – Shantti nabrała kilka głębszych wdechów. Jej pozycja wciąż była bojowa, a zwilżenie podniebienia śliną tylko zapowiadało dalszą część wypowiedzi, odrobinę już spokojniejszej, ale wycedzonej przez zęby.
- Dobre istoty nie tworzą śmiertelnej mgły wokół siebie. Nie przebijają serca w sposób powolny i bolesny, bo nigdy by na to nie pozwolili. Nie sprawdzają innych dobrych ludzi ani ich miłości, bo nie da się jej sprawdzić. Można ją tylko czuć. – Tancerka dumnie się wyprostowała, jednak brwi nadal marszczyły się od gasnącej powoli nienawiści.
- Ludzie, którzy kochają nigdy nie stawiają wyborów. Nie pyta się ich czy poświęcą życie za Pana czy swoich przyjaciół, bo ostatecznie Dżari i tak poświęci serce. Tylko serce da mu impuls do działania, a nie jakaś przebrana padlina, która zadaje za dużo pytań.
Wypuszczając z siebie ostatnie tchnienie goszczącego w niej spokoju, Shantti wolnym ruchem obróciła się na wcześniej wyznaczoną drogę. Brązowe loki delikatnie wybiły się w powietrze poprzez uderzenie o ciało elfki. Nie wiedziała czy on jej na to pozwoli, na pozostawienie tych spraw samym sobie. Tylko w głowie pozostała jej jedna myśl – „Wierzę, Dżari”.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Nehiel posłał Shantti kpiące spojrzenie spod kaptura - jakby doszedł do wniosku, że jednak nie ma do czynienia z osobą tak mądrą, jak początkowo przypuszczał. Jednocześnie gdy znowu obrócił wzrok przed siebie widać było pewien kpiący uśmieszek na jego wargach świadczący o tym, że nie będzie zaprzątał sobie głowy tłumaczeniem elfce tak skomplikowanych zagadnień. Niezrażony objął ją i mówił dalej, opowiadając o przemijającej miłości, niesłusznie wyciąganych wnioskach i uprzedzeniach. Zdawało się, że doskonale się bawi powodując u swych rozmówców huśtawkę nastrojów i emocji, sprawiało mu to taką satysfakcję, że gdy zaczął podkopywać pewność siebie Dżariego, na moment zignorował Shantti, która szła przy jego boku. I zapewne przez to wymierzony mu policzek był takim zaskoczeniem - nawet nie zdążył podnieść ręki, by się zasłonić, oberwał prosto w twarz. Spojrzał na elfkę jakby trochę nie dowierzał, że wpadła ona na tak głupi pomysł. Koniuszkiem języka dotknął kącika ust i najwyraźniej poczuł jakiś żelazisty smak posoki, gdyż zaraz podniósł dłoń i serdecznym palcem dotknął tego samego miejsca, by upewnić się, czy jakimś cudem tancerka swoim ciosem nie przecięła mu wargi. Nic mu nie dolegało, co więcej, cały czas sprawiał wrażenie, jakby cios był dla niego bardziej zaskoczeniem, niż stanowił realny ból. Uśmiechnął się nawet lekko do Shantti, a w jego oczach widać było pobłażanie. Widać było, że kwestionowanie jego znajomości uczuć wyższych go irytowało, lecz cierpliwie słuchał wściekłej przemowy elfki. Gdy już skończyła i obróciła się do niego plecami, prychnął.
        - Nic nie rozumiesz - powiedział do niej bardzo spokojnym tonem. - Interpretujesz wszystko po swojemu, wciskając wszystko co cię otacza w ciasne ramy nauk, które wpojono ci za młodu. Nie jesteś w stanie spojrzeć na sytuację szerzej. Masz jedną definicję miłości jakbyś nie czuła, że każdy z nas jest inny. Dla tej jednej osoby, która była sensem mego życia, byłem w stanie zabijać i umierać, poświęciłem dla niej całego siebie i broniłem jej do utraty tchu. A gdy przegrałem, zmuszono mnie bym patrzył jak odrąbują jej skrzydła, wyłupują oczy i ścinają głowę, a z jej pustych oczodołów płynie zmieszana z łzami krew, gdy przerażonym głosem wzywała moje imię. Zawiodłem! Lecz swoją lekcję odebrałem i teraz naprawiam swój błąd. Nikt, kto był w stanie posunąć się do takiej zbrodni nie ma prawa nazywać siebie sługą Pana, nauczać mnie o byciu dobrym i honorowym.
        Nehiel sapnął przez nos i splunął, jakby chciał pozbyć się nagromadzonej w sobie żółci. Widać było, że gdy mówił o wydarzeniach z przeszłości, tracił panowanie nad emocjami, a głos go zawodził. Potrzebował chwili, by się opanować i móc wrócić do swojego typowego, spokojnego i lekko kpiarskiego tonu.
        - Żadne z moich zaklęć nie zabija - oświadczył. - Powoduje ból, owszem, tego się nie wyprę. Lecz nie zabija. A życie nie jest bajką, droga Shantti. To, że rozmawiam teraz z Dżarim o poświęceniu, jest z mojej strony przysługą dla niego. Ma czas o tym pomyśleć, nim to nastąpi. Bo taki jest Pan! - uniósł się nagle Nehiel. - Sprawdza naszą wierność, stawiając nas przed wyborami, które rozdzierają serce! Nie można mieć nikogo, kto będzie dla nas ważniejszy od niego! Niech więc Dżari już teraz zapyta sam siebie, co jest dla niego naprawdę ważne. W końcu będzie musiał to powiedzieć na głos.
        Słuchający tej przemowy długowłosy anioł nagle poczuł bolesne ukłucie w sercu. Spuścił wzrok, chociaż i tak Nehiel na niego nie patrzył.

        Dżari leżał na trawie w pełnym słońcu, nakrywając całą swoją sylwetkę skrzydłami, jakby była to jakaś dziwna pierzasta kołdra. Opierał policzek na splecionych przedramionach i oddychał przez lekko otwarte usta. Siedzący nieopodal w cieniu Dżariel zerkał od czasu do czasu na swojego przyjaciela zastanawiając się jakim cudem znosi on siedzenie w pełnym słońcu - mag był pewny, że by tego nie wytrzymał.
        - Dżari… - wezwał go w końcu. - Pora wracać.
        - Hm? - Długowłosy wojownik spojrzał na stojącego pod światło przyjaciela, osłaniając oczy daszkiem z dłoni. - Ach, dobrze… Co czytałeś? - zainteresował się, widząc książkę w ręce maga.
        - Traktaty filozoficzne. Twój ojciec mi pożyczył - wyjaśnił Dżariel, pokazując okładkę, na której złotymi literami wypisano tytuł i nazwisko autora.
        - Ach, tak, teraz poznaję. Znalazłeś w nich coś wartego uwagi?
        Dżariel uśmiechnął się, jakby odpowiadał “w istocie”, lecz nie odezwał się słowem. Otworzył książkę i chwilę szukał jakiegoś konkretnego fragmentu.
        - Hm… Ułudą wolnej woli jest w istocie to, iż nigdy nie podejmujemy decyzji bez wpływu naszego serca, na które sami nie mamy wpływu. Kieruje więc nami świadomość wyższa, o której obecności wiemy i się z nią godzimy, gdyż wierzymy, że kierują nią nasze dobro, choć podejmowane pod jej wpływem decyzje zdają się nam irracjonalne. Nie jesteśmy w stanie sami ocenić, co jest dla nas dobre i co jest słuszne, dlatego decyzje te podejmują za nas wyższe emocje, które nie zawsze jesteśmy w stanie pojąć i zrozumieć, bo sami potrafimy patrzeć jedynie ślepymi oczami zwierzęcego instynktu - przeczytał na głos. - Ten filozof uważał, że umysł składa się z dwóch części, z emocjonalności mieszkającej w sercu i z instynktu mieszkającego w głowie. Wykazywał, iż emocjonalność to cząstka świadomości podarowana nam przez boga, gdyż bez niej bylibyśmy zwierzętami kierowanymi przez instynkt, a przez to bylibyśmy bardziej skłonni do czynienia zła. Cząstce tej nadał cechy osobnego bytu, niejako pasożytującego na żywicielu, chroniącej jednak w zamian duszę, która jako byt transcendentny powinna mieć dla nas priorytet nad śmiertelnym ciałem i doczesnymi wartościami.
        - Pogmatwa teoria - zauważył Dżari. - Wierzę jednak, że dobrze uargumentowana…


        Dżari na powrót podniósł wzrok. Że też teraz przypomniała mu się tamta rozmowa… Jakby Nehiel stał się w jego oczach tą osobą, która nie dopuszcza serca do głosu, twierdząc iż podjęte pod jego wpływem decyzje powodują jedynie ból. Jakby zaślepiony dawną stratą utracił możliwość wybaczania i nie słuchał już tych, którzy chcą go ocalić, szedł na dno ciągnąc za sobą tych, którzy go słuchali.
        - Nehiel - Dżari zwrócił się do drugiego anioła, by ten w końcu skupił się na nim, a nie na Shantti. - Ja wiem co jest dla mnie ważne.
        - Wierność - podłapał momentalnie mnich. Dżari jedynie skinął głową, co nie spotkało się z aprobatą jego rozmówcy. Zaczął mówić niezadowolonym tonem. - Będąc wiernym wszystkim wkoło, przestaniesz być wierny samemu sobie, bo nie będziesz w stanie podjąć wyboru, który nie krzywdzi.
        - Będę w stanie. Gdy nadejdzie czas, podejmę decyzję, po której nadal będę mógł patrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie czując do siebie odrazy. Wierność ma to do siebie, że gdy działa w obie strony, daje siłę.
        - Lecz gdy jest jednostronna, prowadzi do upadku - podsumował Nehiel, po czym przyspieszył kroku. Dżari patrzył na niego bez słowa, w jego oczach widać było jednak, że potwierdziły się jego przypuszczenia.

        Cała trójka długo szła w milczeniu, a Dżari już dawno pojął, że zupełnie stracił orientację w labiryncie korytarzy. Nie zaprzątał sobie jednak teraz tym głowy, gdyż nie chciał się rozpraszać. Wolał być cały czas czujny na wypadek, gdyby Nehiel chciał go oszukać, lecz póki co nic tego nie zapowiadało. Anioł w habicie szedł po prostu dobrze znaną sobie drogą, nie rozglądając się wkoło i nie zagajając już żadnej rozmowy. Do momentu, aż zatrzymał się przed zejściem na kolejny poziom podziemi.
        - Dżari - zwrócił się do długowłosego wojownika. - Nim spotkasz się z Dżarielem, chciałbym, byś uwierzył w chociaż część moich słów.
        Mówiąc to Nehiel urwał dzwoneczek, który cały czas brzęczał przy jego pasku, po czym rzucił go na bok. Laki momentalnie poczuł jego aurę, która jednak nie wzbudzała zaufania, bo mimo mnogości towarzyszących jej dźwięków, świadczących o biegłości w magii, była ona bardzo słaba i ciemna. Na dodatek jej poświata zdawała się nie mieć żadnej barwy, była przejrzysta jak górski kryształ. Jedynie zapach mirry zdawał się dawać pewną jednoznaczną informację, lecz i tak Dżari miał wątpliwości, czy nie ma do czynienia z jakąś sztuczką.
        - Jestem w niełasce, lecz nie jestem jeszcze upadłym - wyjaśnił Nehiel, jakby potrafił czytać w myślach Lakiego i jednocześnie spodziewał się, że upadek to w jego przypadku jedynie kwestia czasu. - Tezy przeze mnie głoszone były… Kontrowersyjne w Planach. Aczkolwiek nigdy na tyle, by wyciągnięto w stosunku do mnie konsekwencje. Dżari, wiem, że stałeś się wojownikiem wbrew sobie i wiem, jak przeżywałeś pierwszą przelaną krew. Skoro Pan podejmuje decyzje wbrew twojemu szczęściu, czy warto go słuchać? Cierpisz, a jedynym twoim oparciem i powodem, dla którego dalej walczysz, jest Dżariel. Jemu również kazano zrobić coś, czemu przeciwstawiało się jego serce, poddano go próbie, której nie podołał. Boi się, a twoim zadaniem jest przekonać go, że uczynił słusznie… I jednocześnie przekonać o tym samego siebie - dodał Nehiel, nim zaczął schodzić po schodach. Tym razem nie prowadził przed sobą Shantti - zamiast tego złapał ją za rękę i prowadził za sobą. Nie był brutalny, czuć było jednak, że jego uścisk jest pewny i raczej niechętnie ją puści, nawet jeśli spróbuje się wyrywać.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Miała wrażenie, że za moment skutecznie uodporni się na mnicha, albo wyłączy ze zmysłów słuch. Trochę się wyładowała tym policzkowaniem oraz całą gromadą wyrzuconych (według niej) słusznie słów. Niemniej jednak Nehiel od początku nie był postacią prostą. To nie ta mgła, to on tworzył wokół siebie istny chaos, który wciągał każdego z najbliższego otoczenia.
Słuchała jego historii, jego emocji… a w ostateczności jego duszy. Spojrzała na rozmówcę przez ramię zaskoczonym wzrokiem. Zaskoczonym, bo właśnie dane było jej pojąć sytuację o wiele szerszym horyzontem niż wcześniej.
Ręce luźno powędrowały wzdłuż jej ciała, które delikatnie zwróciło się w stronę mnicha. Przyciągał a zarazem odrzucał, jak dwubiegunowy magnes, tylko nie do końca można było ocenić, gdzie są jego dobre, a gdzie złe strony.
Kogo ma przed sobą? Jedwabistego anioła, czy też diabła w skrzydlatym przebraniu? A być może za chwile i diabłem się stanie.
Im Nehiel dalej brnął w słowach tym Shantti zdawała się coraz więcej rozumieć. Musiała przyznać mu rację. Nie widziała na początku tego wszystkiego. Jedynie mgłę, sztuczny mur wokół młodzieńca. Ciemne kłębowiska u jego stóp nie były śmiercią, a jedynie przykrywały prawdziwą duszę mnicha. ”Żadne z moich zaklęć nie zabija” powtarzała w myślach tancerka. „Powoduje ból” - mruknęła niemalże pod nosem. Ten sam… Ten sam ból, który nosi w swoim sercu. To nie zło, to nie zamiłowanie to czynienia cierpienia, a cierpienie tłoczące się w jego żyłach. Nigdy nieugaszona miłość. Nigdy niewybaczone błędy.
To nie mgła. To jego dusza. Dusza skuta z popielatych chmur, jak prochy spalonych uczuć unoszących się pod siłą bezlitosnego wiatru, który na nowo wciąż odsłania grunt przeszłości. I tylko wciąż czuć pod stopami szorstkie i ostre granulki. Niby nic nie znaczą, ale w końcu pogłębiane otarcia wydrążą wciąż sączące się rany. Zamiast jednak ostać oraz spróbować je wyleczyć, ranki zostają bagatelizowane, albo pozostaje w głowie gdzieś myśl, że zawsze należy iść dalej przed siebie.
Nie.
Nie zawsze.
Czasem wystarczy usiąść na kamieniu i przeczekać noce, by dojrzeć światło dnia.
W głębi duszy artystce zrobiło się odrobinę głupio, ale nie żałowała swojej reakcji. Gdyby wcześniej dane było jej to wszystko ujrzeć z pewnością by się tak nie zachowała, ale elfy nie są nieomylne. Czasem zadzierają wysoko nosa, ale też wiedzą gdzie czynią błąd. Przyznanie się do niego jest o wiele trudniejszym procesem, jednak tym razem każdy ruch miał znaczenie by wszyscy mogli być właśnie w tym miejscu. Nie w znaczeniu fizycznym, a mentalnym.
Nehiel był blisko sprowadzenia zarówno anioła, jak i pustynną elfkę na złowrogie drogi. Balansowali na cienkiej linii miotani emocjami na każdą stronę. Teraz jednak Shantti czuła spokój. Świadoma emocjonalności Nehiela umiała sobie rozjaśnić, co nieco w głowie. Nie był on czystą postacią wroga, a jedynie mocnym zagrożeniem. Bardzo niebezpiecznym. Być może nie dla Shantti, ale dla Lakiego już jak najbardziej. Kto wie, może i Dżariela? A może to właśnie przyjaciel wojownika zrzuca mnicha na sam dół bólu i cierpienia?
Tancerka miała nad czym się zastanawiać w trakcie niemiłosiernie cichej wędrówki po korytarzach, gdzie jedynie Nehiel wiedział, gdzie właściwie się znajduje, a reszcie… Reszcie było już wszystko jedno.
Bezgranicznie dobre serce tancerki obdarowane zostało namiętną nadzieją, że i Nehiel pozostanie na odpowiedniej drodze. On skazywał swoją duszę na upadek, ale nie Shantti. Póki nie ma czarnych piór to istnieje dla niego szansa. Byleby zauważył. Byleby widział.
Dziwnie się czuła po zdjęciu dzwoneczka przez mnicha. Odniosła wrażenie, że kilka zmysłów uderzyło ją na raz, ale nie umiała ich zinterpretować. To chyba właśnie nazywają tutaj aurą. Była dla niej jeszcze taka mdła, ale też niewidzialna, jakby jedynie uzyskała świadomość istnienia emanacji.
Po ostatnich słowach mężczyzny, dziewczyna spojrzała na Dżariela. Szczerze martwiła się nie tylko o (o dziwo) Nehiela, ale w szczególności o skrzydlatego kompana. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć bądź zrobić by… Nie umiała tego ubrać w słowa. By pozostał sobą?
Chciała mu tak strasznie pomóc, wesprzeć, dodać wiary w jego wybory. Byleby czynił słusznie. Na chwile powieki przysłoniły bursztynowe tęczówki. Mina tancerki była strapiona, pragnęła czynić, ale nie wiedziała co. Gdyby umiała czytać w myślach albo chociaż przesyłać jakieś sygnały… Cały czas powtarzałaby Dżariemu „Wierzę w ciebie”. Nawet jeżeli doprowadzałoby go to do szału, irytowało oraz męczyło, ona szła by w zaparte aby w ostatecznym momencie nie usłyszał jedynie słów a znaczenie.
W tedy ponownie poczuła dotyk Nehiela. Nie dało się go pomylić z żadnym innym, nawet w tedy, gdy miała zamknięte oczy. Wewnętrznie sama odrobinę odpuściła mężczyźnie. Nie z litości. Nie było sensu kłócić się, jak banda dzieciaków wiedząc, że nie dojdzie się do żadnego kompromisów. Mogłaby go namawiać i pouczać, ale Nehiel nie musiał dostawać linijką po palcach, a pojąć więcej, tak samo, jak ona pojęła nieco więcej jego. Właściwie dopiero teraz odrobinę mu zaufała, chociaż w głębi serca nie wiedziała czy słusznie czyni. Mnich mógł to wyczuć po tym, jak dziewczyna zacisnęła palce na jego dłoni.
A niech to wszystko licho porwie!
Nehiel sam wybierze. Tak samo, jak Dżari.
„Och, Dżari… Chciałabym umieć cokolwiek ci powiedzieć…”. I próbowała. Próbowała oczami, Pragnęła by uniósł głowę i patrzył przed siebie, tylko to ona powinna być za nim bądź przy nim. Jego opoką. Ostatecznie i ona odważyła się na gest - uścisnęła także dłoń Lakiego.
Już za chwilę… Już za chwilę spotka Dżariela. Mgłę opowieści wypowiedzianych z ust. Za moment wszystko się wyjaśni. Serce elfki łomotało z niecierpliwości oraz z obawy, ale także ekscytacji. Gdzieś z tyłu głowy jednak gościła myśl wolności. Niech prawda nie będzie trzymana w złotej klatce, czas przekręcić klucz i pozwolić ptakom unieść się w stronę nieba. Nie byle jakim, bo aniołom.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Choć Shantti podświadomie unikała rozmawiania z Dżarim, on wiedział, co ona czuje - czasami uchwycił jej spojrzenie, które mówiło wszystko. On... po prostu starał się swoją postawą zapewnić ją, że będzie dobrze. Obiecał jej, że nie spotka ją krzywda i zamierzał słowa dotrzymać. Cały czas powtarzał sobie, że gdy nadejdzie czas, nie zawaha się przed niczym.
        Nehiel był w pełni świadomy spojrzeń wymienianych przez elfkę i anioła, lecz z jakiegoś powodu na nie zezwalał - może mu one nie przeszkadzały, ba, może pozwoliłby im nawet porozmawiać gdyby mieli ochotę, lecz skoro nie wyrazili takiej chęci, nie zamierzał ich do tego przekonywać. Kontakty Shantti i Dżariego nie były jego sprawą, on musiał tylko zrobić to, co do niego należało. To, co było słuszne. Dlatego też wolał zachować pewien dystans i napięcie, które działały na jego korzyść. Może też z tego względu trochę zaskoczył go dotyk Shantti, to, że nie trzymała dłoni sztywno a uścisnęła go, gdy ją złapał.
        - Dalej droga jest prosta - oświadczył nagle Nehiel, stając na półpiętrze od którego schody odchodziły w dwóch kierunkach, a on wskazywał jeden z nich. - Teraz zaczyna się wasza rola. Przekonajcie go, że czynił słusznie... A ja dopilnuję, byście mogli swobodnie rozmawiać.
        - Nehiel, zaczekaj - wezwał go nagle Dżari, gdy anioł w habicie zaczął wspinać się z powrotem. - Kim jest dla ciebie Dżariel?
Wezwany długo milczał, patrząc Lakiemu uważnie w oczy. W końcu powolnym gestem naciągnął na głowę kaptur, jakby stanowił on dla niego bufor bezpieczeństwa pozwalający na mówienie wstydliwej prawdy.
        - Nadzieją - oświadczył podejmując wspinaczkę po schodach, po chwili jednak dodał. - Więc nie spieprz tego, co ci powierzyłem!
        Dżari westchnął - wyglądało na to, że Nehiel był o wiele bardziej skomplikowaną osobą, niż na początku pozował. Szkoda, że nie mieli okazji poznać się lepiej, w bardziej sprzyjających okolicznościach. Ten błąd był jeszcze do naprawienia... Ale w tym momencie najważniejszy był Dżariel. Z tą myślą długowłosy wojownik zaczął schodzić w dół, a Shantti mogła dojrzeć, jak cała jego sylwetka się spina, a ręce drżą. Jak na dłoni widać było, że Laki się denerwuje, a może nawet boi tego, co nastąpi. W końcu miał poznać prawdę, co do której do tej pory mógł snuć jedynie domysły... I jak nigdy w życiu bał się, co tak naprawdę usłyszy.
        Gdzieś na górze znowu rozeszła się fala magii, a Dżari tym razem już był pewny, że to zasługa Nehiela. Jakoś nie wywołało to w nim niepokoju.

        Pomieszczenie na dole było całkiem przestronne, wbrew pozorom suche, ciepłe i dobrze doświetlone przez światło pochodni. Była to surowa, pusta sala, gdzie nie stał ani jeden sprzęt, a na ścianach znajdowały się jedynie uchwyty na latarnie. Przez to Dżariel nie miał gdzie się ukryć, zresztą był chyba zbyt zawładnięty własnymi myślami, by próbować uciekać. Spacerował powoli w poprzek pomieszczenia, przytulając do ust dłonie złożone jak do modlitwy. Na jego widok Dżari zamarł w miejscu, czując jak coś ściska jego serce. Dżariel był taki, jakim zapamiętał go z Planów: niski i szczupły, może wręcz odrobinę za chudy. Cerę miał bladą jak to mól książkowy, lecz przy tym gładką i szlachetną, a czarne włosy nosił rozpuszczone. Jego twarz była delikatna i wzbudzała zaufanie, lecz szpecił ją duży nos, który wyglądał, jakby doklejono go od zupełnie innej osoby. Wizerunku maga dopełniała toga do ziemi, utrzymana w stonowanych odcieniach brązu i szarości, gdzieniegdzie z odrobiną czerni.
        Nagle Avra zorientował się, że nie jest sam. Obrócił wzrok w stronę schodów i aż się cofnął, widząc elfkę i drugiego anioła. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, strach i radość, z tych nerwów chyba nawet na moment wstrzymał oddech. Dżari nie czuł takiej rozterki jak on – jego przepełniała bezbrzeżne szczęście. Po latach poszukiwań w końcu odnalazł swego przyjaciela, bratnią duszę, bez której czuł się niepełny. Nieważne było już po co go szukał, co pchnęło go do ucieczki, co będzie później – byli razem i to się teraz liczyło. Dżari bez słowa ruszył z miejsca i prawie biegiem dopadł do maga. Przytulił go nie zważając, że mag stoi oniemiały i przerażony, bojąc się poruszyć.
        - Nareszcie – powiedział Laki łamiącym się głosem. – Nareszcie cię odnalazłem…
        Dżariel nad jego ramieniem zamrugał, jakby obudził się ze strasznego snu, po czym zacisnął powieki i również objął wojownika, nadal ostrożnie jakby nie wierzył w to co się właśnie działo. W tym momencie emocje wzięły górę nad obojgiem i aniołowie upadli na kolana, lecz nie wypuścili się z objęć. Po chwili trwania w bezruchu Avra zaczął mówić, jego głos był cichy, słowa wypowiadał szybko, z ogromnym poruszeniem, nie zastanawiając się nawet nad językiem jakiego używał. Na pewno nie był to wspólny.
        - Dżariel, spokojnie - przerwał mu Dżari łagodnym głosem, w końcu wypuszczając go ze swoich objęć. Mag odetchnął, przetarł twarz dłońmi i chyba dopiero wtedy wróciła mu w pełni świadomość. Rozejrzał się, a dojrzawszy Shantti natychmiast podniósł się z kolan, otrzepał szatę i podszedł do niej.
        - Jestem Dżariel Avra, przyjaciel Dżariego - przedstawił się z lekkim ukłonem. - Ty jesteś Laura, prawda?
        - To Shantti - poprawił go natychmiast Laki. - Z Laurą moje drogi rozłączyły się w Arturonie... Byłem pewien, że to twoja sprawka.
        Dżariel pokręcił głową, po czym założył włosy za ucho, jakby tym gestem chciał ukryć swoje zażenowanie. Teraz było widać o ile drobniejszy był do długowłosego wojownika, z bliska można było również dojrzeć worki pod jego oczami i kondycję skóry, która jasno świadczyła o długotrwałym stresie i zmęczeniu.
        - To Nehiel - wyjaśnił w końcu. - Pomógł mi, bo sam nie byłem w stanie...
        - Nehiel - podłapał momentalnie Dżari. - Kim on dla ciebie jest? Nigdy nie wspominałeś mi tego imienia. Chociaż zdaje się, że miałeś przede mną jeszcze inne tajemnice - dodał wojownik, lecz słychać było, że nie ma o to żalu do maga, jednak gdyby było to możliwe, chciałby tu i teraz usłyszeć prawdę. Avra domyślał się, że to nastąpi i był już przygotowany na taką rozmowę.
        - Nehiel to przyjaciel, poznałem go jednak dopiero w Alaranii. Dżari... Przepraszam, że wplątałem cię w to wszystko. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej o tym co się dzieje. Gdybym tylko mógł, wyjawiłbym ci wszystko, jednak postawiono mnie przed próbą i nakazano dyskrecję. Miałem...
        Dżariel nagle w nerwach znowu zmienił język,w którym mówił i Laki musiał mu przerwać, bo chciał, by Shantti również słyszała tę historię. Skorzystał z magii dobra, by uspokoić rozdygotanego maga, a później trzymał dłoń na jego ramieniu okazując w ten sposób swoje wsparcie.
        - Przez fałszywe rozkazy ginęli młodzi żołnierze i miałeś pomóc odnaleźć sprawcę - przetłumaczył jego dotychczasowe słowa Dżari, a mag skinął głową.
        - Tak, tak. Jednak im dłużej szukałem... Im więcej wiedziałem... Nie mogłem tego zrobić, po prostu nie mogłem. Gdy poznałem prawdę... Nie mogłem... - łamał się Avra, a Laki robił wszystko, by go uspokoić i dowiedzieć się w końcu prawdy.
        - Czego się dowiedziałeś? - dopytywał łagodnym głosem.
        - Nie każ mi tego mówić, błagam - poprosił prawie niesłyszalnym szeptem, nim osunął się na kolana i nisko pochylił głowę, jakby pogrążył się w modlitwie. Jego ramiona drżały.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Co za brutalnie sprzeczne informacje docierały do dwójki bohaterów z każdej strony. Pełne goryczy serce Nehiela, ukryty w podziemiach Dżariel, ale co najdziwniejszy w tym wszystkim dla Shantti okazał się brak Tallasa. Tak nagle zniknął im z oczu, a przecież zarówno Laki, jak i włócznik chcieli odnaleźć zaginionego przyjaciela. Elfka nie zdradzała swoich wątpliwości na głos, ale nagle postać starszego anioła wydawała jej się trochę niezgodna w tej całej układance. Mimo to milczała. Widziała napięte mięśnie mężczyzny, szczególnie w okolicach karku i łopatek anioła, które niby skrywały pióra, ale cóż... Przed wzrokiem kobiety nic się nie ukryje. Sama zresztą czuła napięcie, chociaż o wiele łagodniejsze, bardziej stonowane. Nie było się co dziwić, w końcu tak naprawdę wszystko toczyło się głównie z intencji Lakiego.
Shantti ostrożnie stawiały kroki w pustym pomieszczeniu. Było odrobinę niewygodne, bo w razie czego nie miałaby możliwości gdzie się skryć, z drugiej jednak strony, może to i lepiej. Wszelkie uniki na miarę tańca łatwo przyjdą na tak wielkiej arenie walki. Dziewczyna starała się trzymać w miarę blisko Dżariego, chociaż zachowywała zdrowy dystans. Elfka wypuściła powietrze z płuc, jakby wreszcie poczuła pewien rodzaj ulgi. Dotarli… Dotarli na miejsce. Jeszcze kilka zdarzeń temu to wszystko wydawało się tak niemożliwe… Teraz trudno było uwierzyć, że znajdują się w podziemiach. W towarzystwie pochodni, drżących dłoni oraz… oraz jeszcze jednego skrzydlatego.
Chyba żadne z nich nie mogło uwierzyć we własne spotkanie. Oddechy na moment zamarły. Na krótkie sekundy ciała znieruchomiały niczym kamienne posągi, które idealnie wpasowałyby się w klimat surowego pomieszczenia. Zawieszenie przerwał jednak Laki. Zbił z impetem niewidzialną szybę, której kawałki z echem rozniosły się po całej sali, ale był to prędzej jakiś cud przebicia się przez tę barierę. Nie było ran, nie było krzywd, tylko ulga.
Elfka była w szoku widząc przywitanie się przyjaciół. Nie tego się spodziewała. Szczerze musiała przyznać, że gdy Laki objął Dżariela była niemalże pewna iż ten za moment wyciągnie miecz i dźgnie młodszego. Właściwie psychicznie przez całą swoją drogę szykowała się na rozlew krwi. Bała się, że młody anioł będzie postawiony w dramatycznej sytuacji i tylko mogła modlić się do gwiazd by nie musiał zabijać własnego przyjaciela, a zamiast tego ujrzała całkiem odwrotny obraz.
Usta tancerki szybko rozciągnęły się na boki i zacisnęły. Bursztynowe oczy pokryła cienka powłoka, która szybko przemieniła się w drobne i gęsto spływające łzy. Ajaj! Było jej odrobinę głupio!
Przetarła opuszkami kciuków swoją twarz, ale już nie potrafiła kryć się z emocjami. To poczucie ulgi, a zarazem szczęścia. Jej już też było wszystko jedno z jakiego powodu się tutaj znajdowali i nieważne, co powiedzieć miał za chwilę Dżariel. Serce artystki pękało w szwach od wzruszenia.
Gdy tylko ów anioł ją dojrzał, ona od razu jako tako próbowała się ogarnąć. Poszło jej to niezwykle niezdarnie i bardzo prowizorycznie ułożyła włosy, poprawiła ubiór, przetarła twarz , ale i to jakoś nie miało obecnie znaczenia. Uśmiechnęła się do niego niebywale ciepło. Wzruszyła ramionami z powodu pomyłki poszerzając swój uśmiech o ujawniające się zęby. Właściwie to z biegu mogłaby go przytulić i przywitać posługując się hasłem „Przyjaciele moich przyjaciół są też i moimi przyjaciółmi”, ale rozmowa mężczyzn wstrzymała jej nagły i spoufalony gest.
Z każdym jednak zdaniem atmosfera zmieniała swoje oblicze, a twarz Shantti gasła w nerwowości sytuacji. Zmarszczyła brwi, gdy małymi kroczkami wędrowali coraz dalej. Nie dlatego, że była zła. Raczej zmartwiona, odrobinę zdenerwowana. Czuła w sercu jakąś niesprawiedliwość, chociaż nie miała pojęcia o czym mówi mag. Odczuwała także dużą sprzeczność. Ogólnie odnosiła wrażenie, że bycie skrajnie dobrym i skrajnie złym to naprawdę duże wyzwanie. Ciągłe wybory, bezwzględna posłuszeństwo. Te presję dało się dojrzeć w podkrążonych oczach i zmęczonej skórze Avry.
Gdy mężczyzna osunął się na kolana i skrył swoją twarz to żadna z jego decyzji nie wydawała się być w oczach Shantti grzeszna. Zakleszczona w łańcuchach dusza zasługiwała na wolność. Każda z nich, bez wyjątku, aby mogła trwać w błogim ukojeniu. Dżariel jednak różnił się od Nehiela, chociaż widać było, że mnich stoi za nim murem. Dżariel zdawał się być zmuszony i zrozpaczony tym co musiał dokonać, a Nehiel… Nim kierował bunt względem zaistniałem sytuacji. Panowała w nim złość, cierpienie, ale nie rozpacz.
Teraz elfka miała przed swoimi oczami samo źródło chaosu, które mogła złagodzić, ale i nawet na tym jej aż tak nie zależało. Nie chodziło o wszystko wokół, a o samego anioła.
Nie zastanawiała się wiele, gdy jej dłonie spoczęły na barkach Dżariela. Ręce dziewczyny gładko przepłynęły po jego napiętym ciele niczym łagodzący balsam. Delikatnie zmobilizowała jego sylwetkę do uniesienie się, by w pewien sposób zachęcić go do wtulenia się w oblicze elfki. Włosy dziewczyny rozpłynęły się po obu postaciach i nawet jeżeli nie był on skłonny do przytulenia, to ona i tak na upartego głaskała jego ramiona placami. Wolno i spokojnie. Gdy tylko poczuła, że mag złapał nieznacznie spokojniejszy oddech Shantti postanowiła przerwać ciszę.
- Fakt, że kryjesz się w tych labiryntach… że tak trudno wyznać ci w głos prawdę… że tak drżysz… - zaczęła ciepłym tonem tancerka. – To wszystko świadczy o tym, że cokolwiek się nie stało, cały czas kierowałeś się czystym sercem. I to czyni cię kimś wspaniałym…
Shantti tylko na moment zamilkła, by odsunąć się na kilka niezgrabnych palców od maga i pochyliła na tyle nisko by ich oczy spotkały się na tej samej linii. Nie chciała by czuł nad sobą litość, gdyby patrzyła na niego z góry, ani paskudną, zwykłą ciekawość, gdyby spojrzała na niego nieco z dołu. Byli ze sobą na równi, bez względu na to, co by jej powiedział nie miała zamiaru zmieniać swojego położenia. Nadal jednak dłonie dziewczyny spoczywały na ramionach mężczyzny dając mu tym samym znak, że ma w nim wsparcie.
- Dżariel… - szepnęła, a gdy tylko próbował uciec wzrokiem od razu ponownie go wyłapywała. Chciała go zapewnić w swoich słowach. Shantti ani przez moment nie była skłonna do żartów. – Cokolwiek się nie stało to nie zmieni ani mojego, ani tym bardziej Dżariego postanowienia. Mogę sama cię zapewnić z czystym sumieniem, że byliście, jesteście i nadal będziecie przyjaciółmi i chociaż krótko was znam to wiem, że jesteśmy w stanie rozwikłać tę sytuację. Odnaleźliśmy cię… - głos elfki na chwilę się załamał. W uldze a zarazem radości z tego powodu. – Tylko teraz daj sobie pomóc… Od początku tej drogi staliśmy po twojej stronie i to się nie zmieni. Masz zbyt piękne serce by tak cierpieć…
- Jakkolwiek parszywie się nie czujesz to wiedz, że będę zaszczycona mogąc ci pomóc, bo uważam, że nie powinny męczyć cię takie uczucia – dodała jeszcze po chwili, jakby obawiając się wątpliwości ze strony Dżariela. – Widzę, że kieruje tobą szlachetność więc proszę cię… o zaufanie.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Może zachowanie Dżariego było nierozważne, może za bardzo ufał swojemu przyjacielowi, skoro tak zupełnie bez namysłu wziął go w ramiona, choć wcale nie miał pewności, że nie ma do czynienia ze zdrajcą i złoczyńcą... Ale on nie potrafił inaczej. Powierzyłby swoje życie w ręce Dżariela bez względu na okoliczności, więc nie mógł w tym momencie postąpić inaczej. Wszak na tym polega przyjaźń, a na dodatek on tak bardzo cieszył się, że w końcu go widział – bez względu na to co uczynił mag, by musieć uciekać z Planów, Dżari był przekonany, że gdyby to od niego zależało, wybaczyłby mu wszystko. Niestety nie do końca wiedział co myśli o tym Avra, lecz chyba podświadomie przeczuwał, że mag nie zszedł na złą drogę i również gdzieś tam w głębi cieszył się na to spotkanie. Radość dusił jednak strach – lęk przed pochwyceniem, odpowiedzialnością za czyny, których się dopuścił, pewnie też przed tym, co też sobie o nim pomyślą. Zaszczucie pościgiem, w które zaangażowani byli jego najlepsi przyjaciele. Co też on musiał czuć przez te miesiące wiedząc, że wysłano za nim Dżariego i Tallasa? Chyba... nie pomyślał, że został zdradzony? ”Nie...”, odpowiedział sobie natychmiast Dżari, ”W przeciwnym razie pierwszymi słowami jakie usłyszałem z jego ust nie byłoby <<Tak się cieszę, że to ty...>>”. Nadal gdy wojownik przypominał sobie te słowa, jego oczy zachodziły łzami szczęścia. Tak, on również się cieszył.
        Gdy Laki uchwycił spojrzenie obecnej przy powitaniu Shantti, zrobiło mu się odrobinę niezręcznie – na moment zupełnie o niej zapomniał. Po wyrazie jej twarzy zrozumiał jednak, że ona nie miała mu za złe braku zainteresowania. Zupełnie jakby sama cieszyła się z tego spotkania, była wzruszona równie mocno co biorący w nim udział przyjaciele. Dżari odetchnął z ulgą – jej obecność wlewała w jego serce prawdziwe ciepło i chyba tylko dzięki niej dotarł do Dżariela tak gładko... To ona podjęła decyzję w westybulu i pozwoliła, by Nehiel poprowadził ich wgłąb labiryntu tuneli. Gdyby to od Lakiego zależało, nie zaufałby wtedy mnichowi i kto wie jak by to się skończyło.
        Chwilę później jednak radość zastąpiła rozpacz. Dżariel musiał w tym momencie rozliczyć się ze swoich win, wiedział to i czuł. Było to zadanie trudne, lecz przecież mag miał wsparcie. Wystarczyło, że spojrzałby w oczy złotowłosego wojownika, by wiedzieć, że ten pójdzie za nim w ogień i że nie musi mieć przed nim tajemnic. Więcej - że nigdy nie musiał się z niczym kryć. Oczywiście, skoro powierzone mu zadanie wymagało dyskrecji, Dżari nie miał żadnych pretensji o to, że o nim nie wiedział... Mag mógł jednak po prostu wyznać, iż jest mu ciężko – czasami wystarczy, że druga osoba wie o brzemieniu, jakie na tobie ciąży, by stało się ono odrobinę lżejsze. Teraz nie miało już jednak sensu roztrząsać błędy przeszłości, jedyne co można było uczynić, to postarać się je jeszcze naprawić – Dżari wierzył, że była na to szansa. By jednak tego dokonać, musiał dowiedzieć się od maga co zaszło, a jemu takie wyznania przychodziły z wyraźnym trudem. Laki go nie popędzał, nie ciągnął za język bardziej niż było to absolutnie konieczne, choć serce mu się krajało, gdy widział jak Avra się z tym męczy. A gdy Dżariel padł na kolana, jego przyjaciel prawie uczynił to samo. Ustał jednak i z pewnym śladowym zaskoczeniem patrzył, jak to Shantti klęka przed zrozpaczonym magiem. Wiedziony przeczuciem nie wtrącał się, tylko pozwolił jej działać.

        Dżariel drgnął, gdy poczuł na sobie dotyk obcych dłoni – drobnych i kobiecych – bo prędzej spodziewałby się reakcji ze strony Dżariego niż tej elfki, którą dopiero poznał. Powstrzymał jednak odruch strącenia jej rąk ze swoich ramion i łypnął na nią, trochę jak niewolnik, który boi się patrzeć na swoją panią w obawie przed karą, jaka zostałaby mu wymierzona. Powoli, z pewnym wahaniem, któremu przeciwstawiała się niema zachęta Shantti, wyprostował się i może nawet odrobinkę uspokoił, choć nadal wyglądał jakby miał umrzeć z rozpaczy. Nie oponował, gdy tancerka go przytuliła, lecz nawet jej nie dotknął, a gdy jednak ona zaczęła głaskać go po plecach, mogła poczuć suchy spazm wstrzymywanego płaczu, jaki nim targnął nim zdążył nad sobą zapanować. Stojący nad parą Dżari dostrzegł to w jednej chwili i dyskretnym zaklęciem odrobinę ukoił nerwy maga. Mógł spróbować uspokoić go całkowicie, lecz nie o to chodziło: czasami łzy uwolnione w odpowiednim czasie dawały oczyszczenie. A na dodatek była to kwestia zaufania – obaj przyjaciele władający magią postępowali zgodnie z zasadą, iż nie można na kimś stosować silnych zaklęć bez jego wiedzy i zgody, to była kwestia etykiety, czy też wręcz etyki. W grę więc wchodził tylko subtelny czar, nieuchwytny i nienamacalny substytut dotknięcia dłonią.
        W końcu Dżariel delikatnie ujął Shantti za ramiona i odsunął ją od siebie. Wcześniej ani na moment nie odwzajemniając jej uścisku, lecz nie przez to, że był on mu niemiły – bardziej przez to, że nie chciał się zupełnie rozkleić przez okazywanie nadmiernej czułości. Jeszcze chociaż przez moment musiał panować nad swoimi nerwami. Całe szczęście elfka chyba również nosiła się z zamiarem odsunięcia się od niego i ich ruchy wyszły w miarę naturalnie. Mag jednak cały czas unikał patrzenia jej w oczy, jakby poczucie winy mu na to nie pozwalało. Gdy jednak spostrzegł, że Shantti nieustępliwie stara się złapać jego spojrzenie, odpuścił i skupił na niej wzrok, tylko raz spoglądając na Dżariego, gdy padło jego imię. Wojownik dostrzegł w jego oczach nieme „nigdy w ciebie nie wątpiłem” i odpowiedział mu tym samym.
        - Dziękuję – odezwał się w końcu Avra. - Zwłaszcza tobie, Shantti. Dziękuję, że tu jesteś. To dla mnie zaszczyt, że we mnie wierzysz... I liczę, że cię nie zawiodę.
        Dżari przykucnął obok maga i położył mu rękę na ramieniu. Dżariel spojrzał na niego i nakrył jego dłoń swoją, jakby dziękował mu za wsparcie. Spuścił wzrok, a wojownik nie zmuszał go do patrzenia w górę – wiedział, że jego przyjaciel w olbrzymich nerwach woli skupić wzrok w stałym punkcie.
        - Znasz to uczucie, gdy rozum krzyczy „tak”, lecz serce krzyczy „nie”? - zapytał Avra, nie patrząc ani na Dżariego, ani na Shantti. - Czułem się tak przez cały czas. Szukałem czegoś, co obali moje dowody. Ale wiesz jak to jest, gdy znasz kogoś od dziecka, spędzasz z nim tyle czasu. Poznasz jego rękę w każdym najdrobniejszym czynie, w każdym najdrobniejszym śladzie. Fragment pisma, sposób wysławiania się, dźwięk kroków... I wszystko takie spójne. A ja nie potrafiłem w to uwierzyć, myślałem sobie „nie, to nieprawda, to pomyłka, manipulacja”. W desperacji nie dotrzymałem dyskrecji, ale musiałem znać prawdę. Ale on nie zaprzeczył. Tak bardzo liczyłem, że powie „nie, to nie ja, wrabiają mnie”, ale on tylko zaśmiał mi się w twarz... Nie poznawałem go już.
        - Dżariel... - wezwał go wojownik. Czuł, że mag krąży wokół sedna sprawy, ale nie umie do niego dotrzeć, zbyt mocno przeraża go to co wiedział. Dżari co prawda domyślał się prawdy, lecz chciał ją usłyszeć z jego ust, bo tak jak i on nie potrafił się z tym pogodzić. Czuł, co usłyszy.
        Dramatyczny moment, w którym prawda miała wyjść na jaw, przerwał kolejny wybuch magii, tym razem bardzo silny. Odczuła go cała trójka, zaś Avra momentalnie podniósł wzrok na schody.
        - O nie... - jęknął, pośpiesznie gramoląc się z kolan i pomagając Shantti wstać, nawet jeśli ta tego nie chciała. - Nie możemy tu zostać. Chodźcie.
        - Dżariel, co to było? - zapytał Laki, posłusznie idąc za magiem, który kierował się w stronę jedynego wyjścia z pomieszczenia.
        - Nehiel – odparł momentalnie Avra. - Na drodze rytuału ograniczono jego moc magiczną, ale on przełamuje barierę jak taran: zbiera niezwykle dużo siły nawet do prostego zaklęcia i dzięki temu się przedziera. Dlatego wokół odczuwa się te wybuchy, to jego sprawka. Męczy go to, ale jest zdeterminowany.
        - Dlaczego to robi?
        - By dać mi odwagę – odpowiedział po dłuższym wahaniu mag. - Bym nie żałował tak jak on, tak powiedział. Ale nie opowiadał mi o sobie, więc nie wiem co miał na myśli. Ale ufam mu, on jest w gruncie rzeczy dobry, choć... zgorzkniał i pesymistyczny. I stanowczo za dużo myśli.
        Dżari parsknął, a Dżariel uśmiechnął się, choć uwaga stanowiła dość kiepski żart. Później zaś cała trójka szła przez moment w milczeniu, na wyraźną sugestię maga, który przyłożył palec do warg i ruszył przodem. Doszedł do rozwidlenia, na którym wojownik i tancerka rozstali się z Nehielem i wybrał ostatnią odnogę, która również prowadziła w dół. Dżari nie wytrzymał towarzyszącego im milczenia.
        - Powiedz mi w końcu, co cię dręczy – nalegał, lecz jego głos był nadal spokojny i przyzwalał na odmowę, jeśli tylko drugi anioł mimo wszystko nie byłby w stanie mówić.
        - Chyba… Chyba już wiesz? – zauważył ostrożnie Dżariel, a młodszy anioł jedynie zacisnął wargi.
        - To Tallas stał za tym wszystkim - powiedział po dłuższej chwili wahania, a jego głos był niemrawy, mówił zupełnie bez przekonania. Jednak mimo to mag pokiwał głową. Zdawało się, że ulgę przyniósł mu fakt, że nie musiał sam wypowiadać tego imienia.
        - Niestety. Też w to nie wierzyłem, nie chciałem w to wierzyć. Sprawdzałem wszystko po stokroć i podważałem każdy argument... ale niektóre były nie do obalenia.
        - Dlaczego to robił? - drążył Laki, bo wiedział, że Avra zna odpowiedź na to pytanie.
        - Dla zysku. - Mag westchnął boleśnie. - Nie wiem, nie znam całej historii. Nie zdradził mi jej... Zdaje się, że gdy trafiał na osoby, które mogły mu zaszkodzić, manipulował rozkazami i wysyłał ich na ziemię, by tam zajęli się nimi łowcy... Wyłożyłem przed nim karty na stół. Nie poruszyło go to. Powiedział, że jeśli go zdradzę, zapłacisz za to ty, a ja zaraz po tobie. Nie bałem się o siebie, ale ciebie nie chciałem w to mieszać. Kochałeś go jak brata.
        - Obaj jesteście mi braćmi – odpowiedział sucho Dżari. - Ale przecież... Widziałem go dzisiaj. Jakby nic się nie stało...
        - Bo wiedział, że niczego ci jeszcze nie przekazałem.
        - Proszę, powiedz, że to test. Że chcesz sprawdzić jak na to zareaguję, że to próba mojej wiary...
        - Nigdy w życiu nie chciałem kłamać tak bardzo jak teraz.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

         Na początku tej chaotycznej historii, Shantti nie sądziła, że odnajdzie sprawną nić porozumienia z zaginionym przyjacielem skrzydlatych. Teraz jednak w prostych gestach przytulenia i wsparcia wcale nie czuła się nachalna, niegrzeczna czy źle zrozumiana. Tak więc serce elfki stało się spokojniejsze, szczególnie po szczerych podziękowaniach maga. Wcale ich nie oczekiwała, ale uśmiech dziewczyny automatycznie się wydłużył, jakby w uldze, że nie odrzuciło go jej zachowanie.
        Jednak już pierwsze słowa anioła wywołały na twarz tancerki cierpkość. Niedawne jeszcze domysły artystki teraz nabierały coraz większej siły i powoli docierały do głowy Shantti. Szczerze sama nie chciała w nie do końca wierzyć wewnętrznie, bo przez ten krótki okres zdołała w jakiś sposób przywiązać się do Tallasa, ale ona nie była z nim tak blisko emocjonalnie jak pozostali dwaj mężczyźni. Serce ściskało ją od środka na myśl, że prawda będzie musiała uderzyć wielkim echem po duszach braci, szczególnie Dżariego, który za chwilę wszystkiego się dowie. Zapewne w tej chwili mógł się domyślać niektórych zdarzeń, ale dopóki nic nie będzie powiedziane na głos i wprost to pozostanie ciągle niewyjaśnioną tajemnicą. Taką samą teorią jak upadek Avry.
        Nawet wybuch energii nie sprawił, aby elfka choćby drgnęła. Brwi dziewczyny wygięły się w zmartwieniu, jakby nie chciała przepuścić faktów przez palce, aby nie uderzyły w nikogo zbyt mocną siłą. Wstała powoli nie odrywając wzroku od Dżariela i dopiero po wyprostowaniu się jej spojrzenie powędrowała na ściany, za którymi gdzieś chował się Nehiel.
        - Ograniczono jego moc? – spytała dosyć wolno Shantti. – Na mocy rytuału? – dodała zwracając się do starszego anioła. – A cokolwiek z jego historii wiesz?
        Co do samego opisu Nehiela, nie było co kryć faktów. Tancerka sama dosyć obojętnie wzruszyła ramiona w geście poddania się. Mnich był… Cóż… Dosyć charakterystycznym gościem. Dziwnie dostrzec w nim zalążek dobra, ale jeżeli rozbudzi się jego wnętrze to może jeszcze da się wykrzesać z niego odrobinę anioła. To brzmi chyba jeszcze śmieszniej?
        Idąc dalej Shantti milczała. Czuła narastającą ciekawość Dżariego oraz coraz większe poczucie presji Avry. Gdyby w końcu młodszy anioł nie nacisnął swego przyjaciela zapewne tancerka przejęłaby inicjatywę, ale czekała do ostatniego momentu, bo wbrew pozorom nie chciała za nikogo rozwiązywać problemu. Nie tędy droga, gdy wykonujesz za kogoś czyjeś zadania, a Shantti czuła, że to właśnie oni między sobą powinni wszystko szczegółowo wyjaśnić.
        - Dlaczego ktoś by miał chcieć zaszkodzić Tallasowi? Nawet gdyby, to mógł liczyć na wasze wsparcie, a nie zabawiać się w manipulacje. Mam wrażenie, że jego cel leży gdzie indziej, że jego zysk to nie obrona a jakieś konkretne osiągnięcie. Zachłysnął się pychą… Dziwna wasza rasa, że mimo takich przekonań nie widać w nim właściwie żadnych zmian. Gdy upadacie to przecież… wszystko się zmienia, prawda? - pytała dosyć nieostrożnie elfka, ale nie czas było na rozczulanie się. Ostateczny wynik tej całej zagadki zbliżał się do nich wielkimi krokami i należało dowiedzieć się, jak najwięcej przed spotkaniem z włócznikiem.
        - Czy Tallasa i Nehiela coś łączy? Jakaś przeszłość, czy tak po prostu ci pomaga? I czy… właściwie mamy jakiś plan? Spotkamy go i... nie sądzę, aby chciał sobie porozmawiać... Myślicie, że Tallas przyszykował się na wszelkie ewentualności? Tyle pytań! Wybaczcie moją bezpośredniość. Wiem, że to wasz przyjaciel, ale… Ale nie możemy ostać w miejscu i patrzeć jak… Właśnie, nawet nie wiem co on chce teraz zrobić! – Spanikowała dziewczyna przeczesując dłonią loki.
        - Myślicie… Myślicie, że chce się nas wszystkich tak po prostu… Pozbyć?
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżariel skinął powoli głową, przymykając przy tym powieki. Teraz było widać, jak bajecznie długie były jego rzęsy - jak u kobiety.
        - Nie pytasz mnie chyba o szczegóły techniczne, choć przyznam, że znam sposób w jaki ograniczono jego moc - zauważył, z zażenowaniem spuszczając przy tym wzrok. - Tak, nałożono jarzmo na Nehiela, by nie mógł się mścić. Był… bardzo rozgoryczony po tym co go spotkało. Wiem, że stracił ukochaną i… cały czas mówił o tym w takim kontekście, jakby w mojej sytuacji dostrzegał analogię. Jakby on był mną, Dżari tą jego ukochaną, którą chciał chronić, a Tallas osobą, która doprowadziła do jej śmierci i prawie doprowadziła go do upadku. Że ich również zdradził inny Niebianin. Ale to tylko domysły, on nie chciał o tym mówić. Cały czas tylko powtarzał, że nie mogę popełnić jego błędu i nie mogę wiecznie uciekać… Stąd mój list, Dżari. Chciałem sam skonfrontować się z Tallasem by móc cię chronić, ale wiedziałem, że jeśli dostaniesz ode mnie jakąkolwiek wiadomość, to już nie odpuścisz choćby nie wiem co. Dlatego moja wiadomość… brzmiała jak brzmiała. Ale nie chciałem, by odczytał ją ktokolwiek poza tobą - była tylko dla ciebie, tylko dla twoich oczu. Ale jednocześnie bałem się napisać w niej cokolwiek prywatnego, bo nie byłem już wcale pewny, czy Tallas nie wie o naszych sekretnych listach.
        - Dżariel - przywołał go wojownik, bo dostrzegł, że jego przyjaciel popada w podszyty paniką słowotok. - Damy temu radę. Razem damy radę - dodał, zerkając przy tym również na elfią tancerkę, bo jej kojąca obecność była nie do przecenienia w ich przypadku.
        Dżariel żachnął się, gdy Shantti zapytała o to co zagrażało Tallasowi, nim jednak udzielił jakichkolwiek wyjaśnień, dał jej skończyć. Jednocześnie nie przerywał wędrówki przez labirynty podziemi Ostatniego Bastionu. Dżari zaczął odczuwać niepokój wywołany przebywaniem tak głęboko pod ziemią - liczył na to, że mag zna drogę powrotną, bo on sam niechybnie pogubi się w tej plątaninie korytarzy.
        - Zysk… To dobre słowo: zysk. Na pewno coś dostał od łowców, którym wystawiał tamtych biedaków… Ale nie wiem jak to się zaczęło, nie powiedział mi tego. Z tych szczątek informacji, które mam od niego, Nehiela i z zasłyszanych plotek wydaje mi się, że go przekupili realnym zyskiem. Podkopali jego wiarę i zaoferowali nagrodę… Technicznie rzecz ujmując Tallas ani razu nie sprzeciwił się Panu ani nie dał się złapać na swoim podłym postępowaniu. Tak więc na początku skusił go pewnie zysk, a później zaczął on iść w parze z potrzebą zacierania śladów po sobie. Nie byłem wszak pierwszym, który się domyślił.
        - Dżariel… W Nawii walczyłem z pewną grupą. Był tam upadły, miał na imię Xanoth. On chyba też brał w tym udział…
        - Walczyłeś z Xanothem?! - oburzył się nagle anielski mag. - Przecież… Ale jak to? Jak do tego doszło?
        - Porwał moją przyjaciółkę, zrobił sobie z niej przynętę… Chodziło mu z początku tylko o to, by zwabić mnie w pułapkę, później jednak zagroził również jej. Pokonałem go i zabiłem. Nie było innego wyjścia.
        Dżariel zacisnął wargi i po raz pierwszy na jego twarzy zagościła złość. Tak mocno zagryzł zęby, że aż uwydatniły się stawy przy jego żuchwie.
        - Tallas złamał umowę - wycedził. - Powiedział, że nie tknie cię tak długo jak nie będziesz niczego wiedział. A Xanoth z pewnością działał w porozumieniu z nim.
        - Nadal nie mogę uwierzyć, że mówimy o tej samej osobie. Tallas, którego znałem, taki nie był.
        - Zmienił się - oświadczył sucho mag, po czym zamilkł, a wojownik nie śmiał wyrywać go z jego rozmyślań. Sam zresztą potrzebował czasu, by sobie to wszystko przemyśleć. Z początku nie chciał przyjąć do wiadomości tego, że ich wspólny przyjaciel mógł być tak wyrachowanym złoczyńcą, lecz niestety wszystko świadczyło przeciwko niemu. Dżariemu przypomniała się ich rozmowa sprzed opuszczenia Planów: Tallas bardzo nalegał, by wyruszyli osobno, mówił wtedy, że dzięki temu przeszukają większy obszar. A najwyraźniej chodziło mu tylko o to, by móc z daleka panować nad sytuacją i… po prostu pozbyć się kłopotów ze swojej drogi. ”Dlaczego nie podzielił się z nami tym co się działo? Dlaczego dobrowolnie doprowadził się do takiego stanu? Dlaczego… Przecież skoczylibyśmy dla siebie w ogień, a on... “. Ból zdrady był wręcz fizyczny, jak zimne ostrze wbite głęboko w serce.
        Dżari drgnął, gdy po raz kolejny przerwano milczenie - był tak pogrążony we własnych myślach, że na moment zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Nawet nie wiedział ile w międzyczasie przeszli i jedyne pocieszenie stanowiło to, że nie stracił za wiele z wypowiedzi elfiej tancerki, która zadała kilka bardzo istotnych pytań.
        - Że chce nas zabić - doprecyzował mag eufemistyczne pytanie Shantti. - Tak. Teraz Tallas nie ma już nic do stracenia. Nie umiał mnie dopaść, szedł więc za Dżarim, a gdy ma nas już oboje, zakończy tę sprawę raz na zawsze. O ile nie powstrzyma go Nehiel. Bez świadków będzie mógł wymyślić własną wersję historii, której przecież nikt nie będzie weryfikował. On potrafi działać w białych rękawiczkach. Przykro mi, Shantti. Wiedz, że nie pozwolimy zrobić ci krzywdy, jeśli będzie chciał się ciebie pozbyć jako niewygodnego świadka, będzie musiał to zrobić przekroczywszy nasze martwe ciała.
        Dżariel mówił tonem łagodny, ale jednocześnie stanowczym, nie okazując ani krzty wahania. Prawie jakby już dawno sobie to wszystko zaplanował. Ani razu nie zerknął przy tym na swego przyjaciela w ten charakterystyczny porozumiewawczy sposób “prawda?”, choć przecież również w jego imieniu wypowiadał tak zdecydowane deklaracje. On po prostu wiedział, że Dżari potwierdziłby jego słowa - w końcu znali się tak dobrze, że rozumieli się bez zbędnych słów i spojrzeń.
        - Plan jest niestety tylko jeden: stawić mu czoła. Nie ma innej możliwości. Tallas z pewnością się przygotował, pewnie przyprowadzi ze sobą swoich sojuszników - my dwaj stanowimy dla niego zbyt duże zagrożenie, by się patyczkował. Za dużo wiemy, a na dodatek on się nas boi, bo władamy magią, która jest dla niego potęgą nie do osiągnięcia. Nie wątpię jednak, że ma coś w zanadrzu, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, nie wiem tylko co to może być poza zastępami upadłych i śmiertelnych najemników. Będziemy musieli improwizować. Mamy po swojej stronie Nehiela, on chce w tej walce odkupić swoje winy...
        Nagle przez korytarz przelała się potężna fala magii - zupełnie jakby samo wspomnienie imienia mrocznego mnicha mogło ją przywołać. Była ona tak silna, że Dżariel zakwilił boleśnie i upadł na kolana trzymając się za serce. Dżari również stęknął i zrobiło mu się na moment ciemno przed oczami, utrzymał się jednak na nogach. W uszach słyszał dzwonienie jakby stał zbyt blisko wybuchu.
        - To koniec - jęknął mag. - Koniec... Dżari, musimy tu zostać, nie możemy już iść dalej...
        - Rozumiem - zgodził się wojownik, pomagając przyjacielowi wstać. Rozejrzał się: stali w dość szerokim korytarzu, co dawało im lepsze pole manewru w walce, zwłaszcza jeśli chodzi o skrzydła, lecz jednocześnie pozwalało wrogom na otoczenie ich. Miejsce nie było ani dobre ani złe, to od ich umiejętności zależało to, jak dalej rozegra się walka.
        - Shantti - Laki zwrócił się do elfiej tancerki. - Czy jeśli oddam ci jeden z mieczy, będziesz potrafiła się nim obronić? Nie chcę zostawić cię tak zupełnie bezbronną. Nie wiem, co wydarzy się dalej, muszę brać pod uwagę każdą ewentualność. Proszę cię, trzymaj się na dystans, ja i Dżariel będziemy cię oczywiście pilnować, ale lepiej być ostrożnym.
        Z korytarza, którym nadeszli, dało się słyszeć odgłos kroków i nawoływania - mieli jeszcze trochę czasu przed walką, lecz nie dość, by móc jeszcze gdziekolwiek uciec czy poczynić jakieś znaczące przygotowania. Tutaj miało się wszystko rozstrzygnąć.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        To, gdzie byli w obecnej chwili już dawno straciło na znaczeniu. Shantti kompletnie nie pojmowała w jakim miejscu obecnie się znajdują. Nawet jeżeli kojarzyła wzrokowo niektóre ściany to szybko traciła pewność, czy aby ta ściana jest tą, którą faktycznie zapamiętała. Skupiła się więc całkowicie na rozmowie, a ona przynosiła ze sobą kolejne niewyjaśnione wieści. Mimo to, małymi kroczkami byli coraz dalej. Tancerka trzymała się tej pozytywnej myśli nie zważając na to, że informacje wcale nie były pocieszające. Dla niej najważniejszy był punkt docelowy, skoro ktoś zaczyna wyrządzać zło to krótka piłka. Trzeba temu zaradzić. To mogłoby wskazać na małą uczuciowość, o ironio, artystki, ale wcale o to nie chodziło. Właśnie Shantti zawsze kierowała się dobrem, tylko to „dobro” czasem wymagało na prawdę wielkich poświęceń…
        W historii pojawiła się kolejna postać o imieniu Xanoth i elfkę aż rozbolała głowa od komplikacji. Na Prasmoka! Ile jeszcze osób jest w to wplątanych?! Jak się okazało, gość nie żył więc uszata postanowiła nie ładować sobie do głowy zbędnymi informacjami i nie wnikała głębiej w zdradzone zdarzenia. I jeszcze ta umowa!
        Jakakolwiek by ona nie była to wbrew pozorom stanowiła mocny kopniak dla maga. Tallas ją złamał, brzmi paskudnie, ale to właśnie zapewne stanie się mocnym argumentem w krytycznym momencie, gdy przypomni sobie najgorsze, a zarazem najpiękniejsze wspólne scenariusze, które podziela wraz z przyjacielem oraz zdrajcą. Wśród nich będzie istniała gdzieś z tyłu głowy próba zabicia Lakiego. Sam Dżariel był w oczach Shantti bardzo wrażliwą osobowością i liczyła na to, że w momencie starcia pokieruje się właściwą myślą. Sprawiedliwością - jak na anioła przystało.
        A jednak nie umiała ukryć niemałego zdziwienia wiedząc, że Tallas działał gdzieś na uboczu, paskudnie wykorzystując swoje możliwości. Według niej w takich momentach aniołowie z automatu powinni stać się upadłymi. Przecież nie chodzi o to by ich śledzić i nakryć, a żeby serce ich było cały czas czyste i to właśnie ten prosty organ powinien powodować jakieś zmiany w ich wyglądzie ot tak, po prostu, nie z pieczątką na papierze lecz z tego co dzierżą w sobie.
        - Ach… Tak... Zabić… - powiedziała z kwaśną miną. Trudno było przypasować to słowo do Tallasa. „Zabójstwo” i on jakoś ze sobą nie współgrały w wyobraźni elfki.
        Wewnętrznie ucieszyła się z powodu zdecydowania Dżariego. Tak, właśnie tego potrzebowali! Twardych decyzji, bo na wahania przyjdzie z pewnością jeszcze niejedna okazja. Już niedługo, już na pewno niedługo…
        Shantti doceniła bezpośredniość rozmówcy. Przytakiwała z delikatnym zastanowieniem, a ostatniej deklaracji mogła spodziewać się i spodziewała od początku. Anioły to bardzo honorowe stworzenia!
        - Dziękuję, ale ja naprawdę wiedziałam na co się piszę, już na samym starcie – stwierdziła z machnięciem ręki. – Znaczy, niedokładnie wiedziałam, co się stanie, ale wszelkie możliwości brałam pod uwagę. Poza tym, mnie się tak łatwo nie da pozbyć – zapewniła z nieco zadziornym uśmieszkiem.
        No co? Nie może jej zabraknąć pewności siebie, nawet jeżeli nie ma zbyt dużego pola do popisu!
        - Od początku do końca, przygotowani na spontaniczne rozwiązanie – mruknęła, nie jakoś obraźliwe czy zaczepnie. Raczej artystycznie, z zamyśleniem. W głowie już rodziły się gałązki wymyślnych układów, ale pacnęła się otwartą ręką w głowę by powstrzymać falę wyobrażeń. Takie napięcie, a ona myśli układach!
        Musiało wyglądać to odrobinę dziwnie, ale zadziałało, bo mózg taneczny się wyłączył, a załączyły spojenia determinacji.
        - Może Tallas i ma kilka asów w rękawie, ale walki nigdy nie da się zaplanować ze szczegółami. Trzeba by było go czymś zaskoczyć więc korzystajcie ze wszystkiego, co macie. W ramach rozsądku… On nie będzie grał uczciwie, ale ja i zapewne wy także. Nie pójdziecie złą drogą.
        Ledwie skończyła mówić, a przez korytarz przebiegła znowu ta uporczywa fala. Fakt faktem, Shantti już znała jej źródło i przyczynę, ale nie spodziewała się tak mocnego uderzenia. Była najmniej czuła z towarzystwa na takie wybuchy energii, ale chyba nawet zwykły śmiertelnik by mu uległ. Dziewczyna syknęła przegryzając sobie wargę i delikatnie się zgięła utrzymując mimo wszystko równowagę. Szybko uniosła wzrok obserwując dokładnie korytarz, chociaż ból przedzierał ją jeszcze przez chwilę.
        „Miecz?” pomyślała tancerka spoglądając na wskazane ostrze. Anioł mógł dostrzec jej mocne zwątpienie, ale także zawahanie.
        Mówią, że miecz powinien stanowić przedłużenie ręki. Shantti miała dosyć drobne dłonie i chociaż więcej ciała to mało siły. „Miecz to trochę taka włócznia” próbowała tłumaczyć sobie w głowie. „Tylko z nieco bardzo długim końcem… Trochę mniej do trzymania, a więcej do cięcia…” kontynuowała rozterki wyciągając rękę w stronę Lakiego. Ujęła broń w rękojeści i nie spodziewając się takiego ciężaru przetoczyła ją po kamiennej posadzce obdarowując wszystkich słuchaczy bólem uszu. Gdy tylko zbliżyło się do niej fizycznie ostrze, ona nawet nie śmiała obejrzeć go w całości.
        - Poradzę sobie – zapewniła z szerokim uśmiechem Dżariego, chociaż jej brwi wyrażały duże zmartwienie.
Ostatecznie przecież ponownie nie miała nic w ręce do obrony, a już lepszy był taki miecz niż brak miecza. Mogła jedynie modlić się do przodków o odrobinę rozsądku, by gdy tylko zamachnie się bronią nie spróbować chwycić go gdzieś w połowie, bo źle skończy się to dla jej palców, o ile nie dłoni…. O ile nie ręki!
        Dodatkowo do wzięcia czegokolwiek w ręce zmusiły ją pojawiające się dźwięki. Czyjeś głosy i kroki, byli tak blisko, że nie dało się nawet myśleć już rozsądkiem a intuicją więc elfka chwyciła broń obejmując ją dwoma dłońmi i przytaknęła na ostatnią uwagę anioła. Dystans. Trzeba trzymać się na dystans i chociaż nie miała gdzie się skryć to faktycznie odsunęła się od dwójki jakimś cudem powoli akceptując dodatkowy ciężar.
         - Musimy być gotowi - szepnęła marszcząc bojowo brwi.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Zapewnienia Shantti, jakoby ta była przygotowana na każdą ewentualność, wywołały nikły uśmiech na twarzy obu aniołów. Jej podejście do sprawy - samo to, że nie okazywała strachu - sprawiało, że im również było łatwiej, bo chociaż chroniliby ją bez względu na wszelkie okoliczności, nie byli narażeni na to, że jej panika podkopie ich morale albo że ona zrobi sobie krzywdę, gdy straci nad sobą panowanie. Widać było po ich wyprostowanych sylwetkach i zaciśniętych pięściach, że wstąpiła w nich nowa determinacja. Może więc Shantti nie była dodatkową parą rąk, która mogła ich wspomóc w walce, ale na pewno stanowiła wielkie wsparcie dla ich psychiki - coś takiego bywało ważniejsze niż przewaga fizyczna.
        Dżariel skrzywił się nieznacznie, a Dżari odruchowo doskoczył do Shantti, by ją asekurować, gdy ciężkie ostrze jego miecza spadło na ziemię. Trochę go to strapiło, lecz nie wycofał się ze swojej propozycji, spojrzał tylko nad elfką porozumiewawczo na swojego przyjaciela prosząc go samym wzrokiem, by ten jej mimo wszystko pilnował. Avra nieznacznie skinął głową - to się przecież rozumiało samo przez się.
        - Masz drobne dłonie, możesz więc trzymać go oburącz. - Laki udzielił Shantti szybkiej instrukcji, ujmując ją za ręce i układając je na rękojeści miecza. - Jesteś zwinna i masz w sobie wiele gracji, sądzę więc, że to będzie twoja główna recepta na uniki. Lecz gdyby przyparli cię do muru, ustawiaj broń tak, by ich ostrze ześlizgnęło się na ziemię, o tak...
        Dżari delikatnie ustawiał jej ręce pod odpowiednimi kątami, jego nauka była jednak szybka i pobieżna, bo nie było czasu na przedstawianie całe wachlarzu możliwości.
        - Gdybyś zdecydowała się na atak, najlepiej stosuj pchnięcia, celuj w brzuch o ile przeciwnik nie będzie miał pancerza, tam tkanki są najmiększe i masz największą możliwość zranienia. Gdyby nosił pancerz, próbuj trafiać między płyty albo... Albo w głowę. Nie wiem kogo przyprowadzi ze sobą Tallas, więc nie mogę udzielić ci więcej rad. Powodzenia, Shantti.
        Dżari zdobył się na bardzo szczególny gest i objął elfkę wyrażając w ten sposób jednocześnie wsparcie, przywiązanie i troskę, dodawał otuchy i jemu i jej, zapewniał, że będzie dobrze... Anioł rzadko bywał tak wylewny, lecz ona, choć znali się zaledwie kilka godzin, stała się mu bardzo bliska, jak nowa przyjaciółka, oparcie, które pojawiło się w idealnym momencie jego życia. Wiedział, że nigdy jej tego nie zapomni i nawet jeśli miną stulecia, on zawsze będzie o niej pamiętał. Wszak tylko dzięki niej podjął tego wieczora walkę - zarówno tę na płaszczyźnie emocji jak i tę stricte fizyczną.
        - Poradzimy sobie - zapewnił Dżariel, gdy złotowłosy wojownik puścił elfkę z ramion i podszedł do niego. Laki oparł czoło o czoło Avry, a mag dodatkowo położył mu dłoń na tyle głowy. Z zamkniętymi oczami wymienili kilka słów szeptem w języku Niebian, nie można było się im jednak dziwić: sam ton jakim rozmawiali jasno świadczył o tym, jak intymna była ich rozmowa.

- Ufasz mi?
- Nigdy w ciebie nie zwątpiłem.
- Kocham cię, Dżari. Jesteś moim bratem.
- Ty dla mnie również.


Gdy po krótkiej chwili się rozdzielili, Dżariel westchnął boleśnie i posłał Shantti przepraszające spojrzenie. Na dłuższe rozmowy nie było już jednak czasu - na końcu korytarza pojawiły się już pierwsze niewyraźnie sylwetki pościgu. Aniołowie instynktownie zajęli odpowiednie sobie miejsce - Dżari pewnym krokiem wyszedł naprzeciw wrogom, a Dżariel stał z tyłu, wyciągając rękę w bok, by osłonić nią elfią tancerkę, ale jednocześnie umożliwić jej obserwację. On miał skrzydła stulone, za to wojownik swoje szeroko rozłożył - taka postawa nadawała mu majestatu, powagi, a jednocześnie pozwalała osłonić tych, którzy stali z tyłu i których on, jako dzierżący miecz, zamierzał chronić. Laki wykonał zdecydowany gest ręką, który postawił dwa kroki przed nim ścianę ognia. Płomienie po chwili jednak lekko przygasły i sięgały mniej więcej do wysokości jego pasa. Ten pokaz siły wywołał śmiech zgromadzonych po drugiej stronie mężczyzn. Każdy z nich miał broń i jakiś pancerz, z reguły wytworzony ze skóra, niektórzy jednak mieli też metalowe elementy. Bronią władali różnoraką, większość jednak korzystała z klasycznych mieczy. Czy któryś z nich władał magią - to trudno było stwierdzić.
        - Cóż za pokaz siły, Dżari!
        Głos należał do Tallasa. Włócznik nie szedł na czele swej bandy i dopiero gdy się odezwał, wyłonił się spoza nich. W jednej ręce dzierżył swą nieodzowną włócznię, drugą zaś ciągnął za włosy jakąś miotającą się postać. W świetle płomieni Lakiemu zdawało się, że rozpoznał jasne włosy i szary habit ofiary swego przyjaciela.
        Tallas podniósł Nehiela do pozycji stojącej, choć anioł nie był w stanie ustać o własnych siłach. Zdawało się, że ma złamaną nogę, gdyż bardzo ją asekurował i nawet nie postawił jej na ziemi, jego dłonie zaś wyglądały jak zmiażdżone obcasem… podobnie zresztą jak twarz. Jego szlachetne, zimne oblicze, przypominało teraz krwawą miazgę - ktokolwiek go dopadł, dotkliwie podbił mu oko, rozkwasił wargi i nos, nawet naderwał ucho. Jednak chociaż Nehiel z pewnością z trudem utrzymywał przytomność, nadal miotał się i walczył. Stęknął jednak boleśnie i krzyknął, gdy nagle Tallas uderzył go pięścią w nerki.
        - Mieliśmy dobrego przewodnika - zakpił włócznik, podnosząc do góry twarz Nehiela, by cała trójka na pewno go widziała.
        - N… słuchaj… - wystękał ranny anioł, choć jego głos był ledwo słyszalny.
        - Ależ nie, niech słucha! - poprawił go Tallas. - Veritaserum poparte odrobiną przemocy rozwiązuje większość języków - dodał, ponownie uderzając Nehiela w nerki. Poturbowany anioł zawył, wyginając plecy w łuk.
        - Zostaw go! - krzyknął Dżari. - Dość krzywd już wyrządziłeś! Wiem o wszystkim, Dżariel mi powiedział…
        - A ty jak zawsze ślepo za nim podążyłeś - zakpił Tallas. - Wiedziałem, że tak będzie. W końcu zawsze lepiej się z nim dogadywałeś niż ja - dodał, parodiując słowa, które wypowiedział w kryjówce Shantti. - Rozumiem więc, że przyjmiesz wasz wspólny los.
        - Tallas, wytłumacz mi, dlaczego?
        - Dla zysku! - odpowiedział natychmiast zirytowany włócznik, ciskając na ziemię mdlejącego z bólu Nehiela. - Najpierw by przeżyć, bo nie podołałem swej misji i nie chciałem zginąć tylko przez to, że jakiś tam bóg tego chce! A potem dało mi to siłę, bogactwo, władzę! W końcu byłem w czymś lepszy od was - dodał, patrząc wymownie na obu aniołów. - Tak, wiem co sobie teraz myślisz, że przecież nie rywalizowaliśmy. Wy nie, bo przecież was Pan obdarzył potęgą, magią, sercami z kryształu. Ale ja musiałem radzić sobie inaczej, by nie być całe życie w waszym cieniu.
        - Tallas… - to Dżariel westchnął boleśnie słysząc żale swego przyjaciela. - To nie są twoje słowa. Kto ci je wsączył do głowy?
        - To SĄ moje słowa! - zirytował się wojownik. - Dość tych bredni! Dżari, opuść swe zaklęcie, bo ono i tak was nie uchroni. Obiecuję, że jeśli mnie posłuchasz, zginiesz bezbolesną śmiercią nim obetną ci skrzydła.
        - Nie bądź taki pewny siebie - syknął Dżari. I nagle wzniecony przez niego ogień zgasł. Wojownik ruszył do ataku, poderwał do góry wolną dłoń, z której niczym bicz wydobył się jęzor ognia, na którego widok prawie wszyscy towarzysze Tallasa się cofnęli. Sam włócznik również postąpił krok do tyłu, lecz tylko po to, by móc nadstawić swą włócznię do ciosu. Dawni przyjaciele starli się w walce, a długowłosym aniołem owładnęła taka determinacja, że momentalnie zepchnął przeciwnika do ofensywy.
        I nagle znowu powietrze przeszyła fala magii. To Nehiel, który zdawał się już nie żyć - ostatkiem sił chciał rzucić zaklęcie ochronne, które oddzieli bandę Tallasa od trójki uciekinierów i da im jeszcze chwilę czasu, lecz spóźnił się, przez co po jednej stronie jego bariery utknął Dżari, Tallas i jakieś pół tuzina jego pomagierów, a po drugiej pozostali Dżariel, Shantti, on oraz jakieś drugie tyle najemników. Później zdawało się, że ranny mnich stracił przytomność albo wręcz wyzionął ducha, jednak jego bariera pozostała na miejscu. A wojownikom było wszystko jedno kogo dopadną pierwszego. Zaczęła się walka.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        - Uhm – przytakiwała elfka cierpko patrząc na miecz. Zastanawiała się, co będzie większym wyzwaniem – walka z Tallasem czy walka tym dosyć ciężkim orężem, nie zdołała jednak rozpatrzyć wszelkich za i przeciw, gdy nagle anioł ją objął.
        Na twarzy Shantti wymalowało się szczere zdziwienie. Nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Dżariego, ale to oznaczało jego duże przywiązanie emocjonalne. Gdy zdała sobie z tego sprawę niemal rozbeczała się w ciągu kilku sekund, ale zamiast tego zagryzła wargi i odwzajemniła gest. Och! Będąc w Alarani jeszcze nic podobnego nie przeżyła! Mimo że nie powiedział tego na głos to ona w myślach zapieczętowała tę przyjaźń na zawsze. Nawet jeżeli nie będzie im dane nigdy już się spotkać to w sercu będzie nosić wspomnienie o nim. Teraz wszelkie słabości mogły odejść na bok wiedząc, że ma kogoś bliskiego w tym wielkim świecie bez piachu i bez parzącego słońca.
        Chwilę później skończył się czas rozmów. Elfka postąpiła kilka kroków w tył, by zaznajomić się ze swoją mało pasującą bronią. Chwyciła ją oburącz i dała radę podnieść, nie było źle, chociaż wyśmienicie też nie. Nie ma co marudzić, mogła o tym pomyśleć nim rzuciła się na głęboką wodę.
        Dwóch mężczyzn przysłaniało jej widok, lecz między ich piórami oraz sylwetkami mogła bezpiecznie obserwować nadchodzących. Przeciwnicy śmiali się przepełnieni pewnością siebie, ale sztuczka z ogniem i cały ten pokaz zrobił na Shantti wrażenie. Teraz poczuła się naprawdę słaba i niepewna w porównaniu do… kogokolwiek na tej małej arenie. Na wszystkie duchy przodków, w co ona się wpakowała?!
Poczuła, jak dłonie pocą się jej na rękojeści. A niech to! Jeszcze by tego brakowało! Miecz jest ciężki a skroplona woda zmniejsza przyczepność! Shantti w głowie karciła siebie za zachowanie - już na starcie zwątpić w swoje możliwości to najgorsze, co może spotkać wojownika. Gardło elfki zaś ścisnął głos Tallasa, tak odmienny od tego, który znała wcześniej.
        - Nehiel! – odruchowo krzyknęła artystka widząc niemalże resztki życia w mnichu.
        Z głośnym jękiem zakryła usta dłonią, gdy włócznik drugi raz uderzył Nehiela. Shantti nie potrafiła słuchać odgłosów fizycznego bólu, gdyż i dusza elfki zaciskała się bezlitośnie w łańcuchach cierpienia. Była zbyt empatyczna by zignorować tego typu uczucia.
Słowa Tallasa przez dłuższą chwilę zdawały się do niej nie docierać. Wyśmienicie grał perfekcyjnego przyjaciela stąd też nie umiała go zrozumieć. Nawet jego twarz nabrała innego wyrazu i gdyby teraz przechodził przez Ostatni Bastion, nie rozpoznałaby go w tłumie, bo Shantti patrzy głównie sercem, a nie oczami.
        Pstryknięcie palcem starczyło, by walka rozpoczęła się na dobre. Niewiele zdołała jednak zrobić, gdyż fala Nehiela wprowadziła duże zamieszanie. Bursztynowe oczy zwróciły się ku dwóm walczącym ze sobą aniołom, trochę w dezorientacji, trochę w zmartwieniu, ale teraz sama musiała też o siebie zadbać. Dżariel ochronił ją przed pierwszym atakiem i to przywołało uszatą do porządku. „Oj, skup się dziewczyno” pomyślała srogo i faktycznie sylwetka tancerki przybrała bojową pozycję. Własnym wzrokiem nie nadążała za ruchami Avry, a błyski zaklęć kompletnie wprowadzały ją w zmieszanie. Niemniej jednak najemnicy rozeszli się po kątach i tylko dobry refleks elfki sprawił, że uniknęła niezłego cięcia.
        Dziewczyna w ostatniej chwili kucnęła i podcięła napastnika. Gdy podleciał do niej drugi, bez zastanowienia uniosła miecz tylko po to, by mężczyzna uderzył w ostrze a nie w nią, ale że było ono tak ciężkie to tancerka zatoczyła się wraz z nim na bok.
        - Uch – mruknęła zatrzymując swój lot końcem miecza wbitym w posadzkę. Obejrzała się za siebie i w bok. Chciało zaatakować dwóch, a trzeci zbierał się na nogi.
        Dwa miecze uderzyły o siebie, gdy niespodziewanie tancerka przeskoczyła własną broń. W końcu kto by się spodziewał, że ktoś zechce porzucić własne ostrze? Nim wyprostowały się męskie sylwetki, ona sięgnęła po ich hełmy zakończone frędzlami dla ozdoby, po czym w tanecznym obrocie walnęła nimi jednym w drugiego. Nie jakoś śmiertelnie, ani nie na tyle by stracili przytomność, ale zdarte twarze z pewnością wywołały nieprzyjemne pieczenie. Wtedy podbiegł trzeci, kolejny z tak samo ciężką bronią. Shantti musiała coś szybko wymyślić, bo nie zdoła kiwać się tak całą potyczkę. Niemniej jednak wykorzystała głupotę najemnika, który w zamachu nie pomyślał, że artystka będzie na tyle zdolna by zgiąć się w tył i to niemalże w pół, a on odetnie łeb swojemu sprzymierzeńcowi. Dziewczyna przetoczyła ciało na rękach. Usłyszała przekleństwa mamrotane pod nosem i kolejne ruchy również okazały się prędzej pokazem tańca niż walki. Próbowała zmusić obydwóch do tego by samo zadali sobie ciosy, ale teraz przeciwnicy stali się ostrożniejsi. Sama Shantti z przerażeniem i obrzydzeniem spojrzała na odcięty łeb, który zmuszona była przeskoczyć. Diabelski jęzor wystawał z uśmiechniętej gęby. Po tym widoku jakoś wcale nie było jej tak żal, a i w ten sposób wróciła się po miecz. W tle ujrzała, że jeden z walczących przeciw Dżarielowi ma włócznię. Naburmuszyła policzki - musiała tam dotrzeć! Nieważne czy tamta broń jest słaba, na pewno bardziej poręczna od miecza, ale na drodze stanęło jej dwóch kolejnych diablików.
        Elfka musiała się cofnąć i tym razem postanowiła wykorzystać ścianę wytworzoną przez Nehiela. Nie miała zielonego pojęcia co stanie się, gdy jej dotknie, ale mogła jedynie liczyć na los spadającej gwiazdy, że nie oberwie. Zbliżyła się do niej więc w miarę możliwości szybko z mieczem, i tym razem wykorzystała go jako podpórkę, gdy dwójka najemników ruszyła za nią. Dosłownie przebiegła się po barierze i szczerze obiecała zrobić to jeszcze raz czując ciepło pod stopami. Była niczym szkło, tylko rozgrzane, czyli coś co Shantti uwielbiała. Gdy więc uniknęła kolejnych ciosów sama wreszcie zdobyła się na zamachnięcie bronią by zranić skutecznie wojowników. Najpierw po rękach, a później w zgrabnym obrocie po plecach, by uniemożliwić im dźwiganie. Z kolejnymi dwoma, z którymi wcześniej walczyła, poradziła sobie o wiele szybciej, szczególnie, że jednemu dosłownie wskoczyła na barki i walnęła w łeb wcześniej ponownie uchwyconym hełmem. Z drugim postąpiła podobnie, lecz jego chwyciła za ramię i dopchnęła do szklanej bariery, tak by uderzył w nią czubkiem głowy.
        Elfka wyprostowała się i chciała już otrzepać ręce zadowolona z roboty, gdy kątem oka dojrzała jeszcze jednego gościa. Ten jednak wcale nie miał zamiaru napaść jej, lecz Dżariela. Dziewczyna pośpiesznie chwyciła miecz, po czym kilkoma porządniejszymi krokami ruszyła w jego stronę. Widziała, jak ostrze zakapturzonego napastnika unosi się w górze. To była kwestia sekund. Nie myślała dużo, w głowie tylko siedziała jej myśl by obronić maga. Podążyła instynktownie za radą Dżariego, zaryzykowała, ponieważ nie wiedziała czy ten najemnik posiada zbroję na tułowiu. Wątpiła widząc cienki materiał więc pchnęła ostrze przed siebie, bardzo gładko, przeszywając brzuch. Twarz elfki delikatnie zabrudziła się krwią, o wiele więcej było jej na mieczu i chyba przecięła mocno ukrwioną wątrobę. Ostrze rannego upadło, a wraz z nim opadł kaptur odsłaniając ludzkie oblicze.
        Shantti niczym oparzona wyrwała miecz z ciała, który momentalne upuściła. Padł on głośno, lecz nie zagłuszył jęku dziewczyny.
Nie miała oporów wobec piekielnych. Większość… o ile nie całość zasługiwała na taki los, ale człowiek? Shantti nigdy w życiu nie zabiła człowieka i niemalże obgryzła wszystkie paznokcie, gdy dźgnęła elfa z innego plemienia tak mocno, że ów walczył o życie, mimo że działała w obronie własnej. Przerażona cofnęła się do tyłu, a widząc, że dłońmi zakryła twarz szybko poczęła je wycierać w ciało, jakby próbując zmyć z siebie grzech. Była osłupiała, przerażona i maksymalnie roztrzęsiona widząc, że wysmarowała w siebie czerwoną barwę. Teraz umysł elfki skupił się tylko na tej jednej śmierci.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        - Ale z ciebie ofiara, Dżariel...
        Długowłosy anioł westchnął dramatycznie, oglądając rozbity nos maga. Przytrzymał go za podbródek i palcami wolnej dłoni sprawdził czy kość jest cała. Choć starał się robić to jak najdelikatniej i tak usłyszał syk bólu.
        - Nie jest złamany - orzekł mimo to. Dżariel uśmiechnął się w tym momencie, choć był to dość niemrawy grymas, zbolały i przepraszający. Dżari nie powstrzymał kolejnego westchnięcia. Od razu zabrał się za leczenie ran, lecz skoro nie korzystał z inkantacji, mógł dalej swobodnie rozmawiać.
        - Przepraszam... - Avra odezwał się pierwszy.
        - Nie przepraszaj. Ech, Dżariel. Skoro jesteś magiem, nie dopuszczaj do zwarcia z przeciwnikiem, nie jesteś w tym doświadczony, nie jesteś stworzony do walki wręcz. A twój nos jest paskudny i bez tego.
        Po chwili ciężkiego milczenia obaj przyjaciele serdecznie się roześmiali.


        Co się stało z tamtym Dżarielem? Chociaż jego dziedziny wykorzystywano powszechnie do ofensywy, on zawsze znajdował dla nich inne zastosowanie. Jego misja nie polegała na walce i nie wymagała opuszczania bezpiecznych Planów, nie było więc sensu uczyć się walki, chociaż faktycznie zdarzyło mu się odbyć kilka treningów i potyczek w Marmurowych Miastach. Polegały one jednak głównie na tym, że Dżariel obrywał, a któryś z jego przyjaciół spieszył mu z pomocą. Skąd więc pojawiła się u niego taka determinacja? Skąd ta pewność, przenikliwość i doświadczenie w ocenie ryzyka i zadawaniu ciosów? Co też mag musiał przeżyć przez te lata i miesiące tułaczki...
        Bariera stworzona przez Nehiela nie wprawiła napastników w konsternację - ci wręcz jakby jej nie zauważyli. A Shantti stanowiła dla nich kuszący cel - nie podejrzewali, że będzie w stanie się bronić, że stawi im jakikolwiek opór czy zagrozi tak, jak mógł to zrobić towarzyszący jej anioł. Od razu kilku się na nią rzuciło, wtedy jednak zareagował Dżariel - skoczył do przodu i pierwszego z napastników powalił prozaicznym ciosem w twarz. Dopiero później puścił w ruch zaklęcia. Kątem oka nieustannie spoglądał na elfią tancerkę, którą razem z Lakim zobowiązał się chronić, lecz ta póki co jakoś sobie radziła, a on tymczasem miał pełne ręce roboty - część oprychów jednak przejrzała na oczy i zrozumiała, że to mag jest głównym celem i należy wyeliminować go z walki. W ruch zaraz poszły żelazo i czary. Dżariel nie ukrywał żadnych asów w rękawie na zaś, od razu korzystał ze wszystkich dostępnych sobie środków. Wśród nich była jego wrodzona zdolność niezwykle szybkiego przeskakiwania między zaklęciami. Jako mag bazujący na mocach w tej chwili był wyjątkowo silny: napędzała go troska o Shantti i Dżariego. Niestety, z jego mocą nie szła w parze żadna tężyzna fizyczna, gdyż nie dość, że zawsze był wątłej postury, to jeszcze podczas ucieczki schudł i zmarniał. Musiał więc za wszelką cenę unikać ciosów, chroniąc się z reguły za tarczą z magicznej energii, która jednak nie była tak wytrzymała jak ta postawiona przez Nehiela - zdawało się, że mnich chyba specjalizował się w budowaniu ochrony i przez to nawet przy tak niekorzystnych okolicznościach był w stanie stworzyć mur nie do przebicia. Czy jednak był on w tym momencie pomocny… Trudno orzec.

        Bariera nie przepuszczała dźwięku, Shantti i Dżariel nie słyszeli więc bojowego okrzyku Dżariego, z jakim ten natarł na Tallasa. Włócznik cofnął się w pierwszym momencie, blokując i zbijając ciosy obu ostrzy. Po chwili natarł - głęboki wypad poparty skrętem ciała i mocnym wyrzutem ramion wlały w cios ogromną siłę i gdyby Laki w porę nie uskoczył, walka zakończyłaby się w tym momencie.
        - Brać go! - krzyknął ktoś za plecami długowłosego wojownika. Dżari zadziałał instynktownie, szybko i szeroko rozpościerając skrzydła. Poczuł, że kogoś trafił. Wszyscy zaraz się odsunęli, a dzięki temu anioł był w stanie zdobyć dla siebie dobrą pozycję - taką, by nie mieć nikogo za plecami. Silnym zaklęciem rozgrzał broń w rękach swych przeciwników - część momentalnie odrzuciła oręż, reszta zaś została w ten sposób dotkliwie poparzona. Sztuczka nie działała jednak na tych, którzy korzystali z broni drzewcowej bądź rękojeść mieli powleczoną grubą skórą, na placu boju zostało więc kilka osób. W tym oczywiście Tallas. On nie czekał, aż Dżari zdoła wrócić do pozycji bojowe, natychmiast zaatakował, serią błyskawicznych sztychów i krótkich cięć spychając go pod samą ścianę. Tam Lakiemu udało się złapać drzewce włóczni między ostrza mieczy - raptem o włos przed własną klatką piersiową. Laki spostrzegł, że jego przeciwnik nabrał niezwykłej siły od ich ostatniego starcia - pytanie, czy to wtedy się hamował, w międzyczasie ostro wziął się za trening czy też teraz był aż tak zdeterminowany. Pewnie odrobinę wszystkiego…
        Aniołowie przez moment się mocowali, lecz nagle Tallas wypuścił włócznię z rąk, zupełnie jakby taki był jego plan - broń poleciała kawałek dalej i z klekotem upadła na ziemię. Krótkowłosy anioł wycofał się, a w jego miejsce pojawili się jego pomagierzy, których wcześniej trzymała na odległość naturalna bariera z łopoczących w walce skrzydeł. Dżari spostrzegł przy tym, że część rozbrojonych przez niego wojowników zbiegła z pola walki. Utrzymanie reszty na dystans wcale nie było trudne - Laki był zaprawiony w boju i zdeterminowany by wygrać, ciosy parował więc szybko i bez namysłu, a kontry wyprowadzał tak, że nie sposób było ich uniknąć. Nie zabijał jednak. Ogłuszał, ranił, rozbrajał, ale nie zabijał. To byłoby niezgodne z jego naturą, zwłaszcza gdy przeciwnicy nie wykazywali się specjalną zajadłością w walce - jakby stanowili przypadkową zbieraninę, której po prostu ktoś zapłacił, a kwota nie była przy tym na tyle znaczna, by warto było dla niej narażać zdrowie i życie.
        Tallas pojawił się przed nim nagle, wyskakując zza pleców najemników. Spojrzenia obu aniołów skrzyżowały się na ułamek sekundy i wtedy Dżari dostrzegł w oczach dawnego przyjaciela piekielny ogień - złość, żądzę mordu, poczucie wyższości. To było na swój sposób przerażające - to zupełnie nie był tamten Tallas, którego znał, z którym się zaprzyjaźnił. Stała przed nim obca osoba.
        Dżari w ostatniej chwili zamachnął się oboma mieczami na raz i zbił włócznię Tiiruna, nim ta go dosięgła. Drzewce uszkodzone w ich poprzednim starciu nie wytrzymały uderzenia - miecze rozbiły je na drzazgi. Tallas przeklął w tym momencie głośno i szpetnie. Cofnął się, spoglądając ze zdegustowaniem na trzymaną w ręce pozostałość po włóczni - teraz był to zwykły, bezużyteczny kij. Anioł jednak uśmiechnął się w sposób, który spowodował w obserwatorach dreszcze, po czym odrzucił od siebie resztki broni. Co zrobił później, tego Dżari nie wiedział - znowu został związany w potyczce z pomagierami Tiiruna. Jeden z nich zdołał go trafić w tors, rana nie była jednak bardzo dotkliwa, długowłosy wojownik ledwo ją poczuł, tak był zaabsorbowany walką.
        Tymczasem Tallas cofnął się i bez pośpiechu zaczął zakładać rękawice, które wcześniej nosił zatknięte za pasek. Gdy już miał je na rękach, sięgnął po wiszący u biodra miecz o czarnym ostrzu, od którego tchnęło złem, zniszczeniem i pustką. Był to oręż doskonale znany Dżariemu, gdyż miał już z nim do czynienia wcześniej, w okolicach Meot - wtedy jednak dzierżył go zupełnie inny anioł.

        Dżariel wzniósł do góry ręce i po wyskandowaniu krótkiego zaklęcia opuścił je zdecydowanie w dół - jego przeciwnicy z krzykiem bólu padli na ziemię, przygnieceni zaklęciem z dziedziny siły. Jednemu z nich poszła krew z nosa i uszu, czemu towarzyszył przejmujący jęk bólu - później mężczyzna stracił przytomność. Nie - nie żył. Kto potrafił dostrzegać aury ten mógł zauważyć, jak jego wątły ognik zadrżał i zgasł niczym zdmuchnięta świeca. Nie było to celem maga, nie miał on jednak czasu na precyzyjne dobranie sił zaklęcia. Przypadkowa ofiara.
        Chwilę później Avra usłyszał za sobą kolejne stęknięcie konającej ofiary oraz charakterystyczny ni to chrzęst ni to mlaśnięcie towarzyszące wchodzeniu ostrza w ciało. Obrócił się gwałtownie, było już jednak po wszystkim - ranny najemnik padł na ziemię, a zza jego pleców wyłoniła się Shantti z mieczem. Dżariel momentalnie dostrzegł przerażenie malujące się na jej twarzy - bladość, wyraz oczu, drżące wargi. Domyślił się przez jaką traumę przechodziła - każda dobra istota tak reagowała na pierwszą zadaną śmierć. Tak było również z nim, tak było z Dżarim. Dlatego teraz mag bez zastanowienia rzucił się do niej, by ją uspokoić. Przekroczył martwe ciało i złapał dziewczynę za dłonie. Odjął je od jej twarzy i pogładził ją po policzkach, starając się zmusić ją, by spojrzała mu w oczy.
        - Patrz na mnie - zwrócił się do niej tonem łagodnym, ale pewnym. Wiedział co robi. - Spójrz na mnie Shantti. Spokojnie, jestem przy tobie. Postąpiłaś jak należało postąpić, Nie wiń się za tę śmierć, nie jesteś złą osobą. Broniłaś mnie, będę ci za to wdzięczny po kres czasu. Przepraszam, że cię w to wciągnęliśmy.
        Mag przytulił do siebie elfią tancerkę i pogładził ją po włosach. Słysząc i magicznym zmysłem czując, że ktoś za nimi się podnosi, wykonał skomplikowany gest wolną ręką, posyłając w ten sposób zaklęcie, które powaliło wszystkich wokół nich. Nie mógł teraz zostawić Shantti, nie mógł pozwolić, by ta chwili zaważyła na jej życiu. Serce by mu pękło, gdyby nie załagodził jej traumy.
        - Spokojnie… Nie patrz tam - upomniał ją. - Spójrz na mnie. Jest dobrze, postąpiłaś słusznie. To co teraz czuje świadczy o tym, że jesteś dobrą osobą - zapewnił ją. - Zrobiłaś to, co było w danej chwili słuszne. Dziękuję, że mnie uratowałaś.
        Na dłuższą rozmowę nie było czasu - powaleni przeciwnicy ponownie zaczęli się podnosić, należało wrócić do starcia. Mag odsunął się od Shantti i obrócił w stronę wrogów, skrzydłami i własnym ciałem osłaniając elfkę by ją bronić, gdyby nie była w stanie się ruszyć po przeżytym szoku.
        A tymczasem bariera między obiema grupami zaczęła drżeć, jakby zaraz miała się rozpaść.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Shantti trwała jakby w amoku. Nie czuła niczego prócz własnych myśli, które były puste. Istna czerń odbijała się po ścianach czaszki nie pozostawiając po sobie żadnego wydźwięku. Nie patrzyła na Dżariela, chociaż wzrok faktycznie powędrował ku górze za linią wzniesienia aż do dłoni. Nie widziała nic poza rozmazaną krwią. Ciecz już nie spływała, stała się dowodem aktu dokonanego – zabójstwa. To na nowo wzbudziło lęk w elfce, która niemalże zakrztusiła się głębszym oddechem.
        Ponownie chciała wycofać dłonie by skryć usta w przerażeniu, ale jakiś punkt skrupulatnie trzymał je w miejscu. Dopiero teraz dojrzała maga. Rozchyliła usta jakby chciała się wytłumaczyć, powiedzieć cokolwiek, lecz tylko potrząsnęła głową. Nie potrafiła tego uzasadnić ani wyjaśnić. Co on do niej mówi? Przecież nie ma dobrych zabójstw. Istnieje dobra śmierć, ale nie dobre odebranie komuś życia.
        Chciała wybuchnąć gorzkim płaczem, ale z drugiej strony nie potrafiła do niego dotrzeć. Gdy ją przytulił ona pragnęła się wyrwać, pozostawić się, dać porzucić, po tym co zrobiła.
        „Co on pieprzy?” – myślała z wyrzutem Shantti dusząc się coraz bardziej w środku. Nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa, ale teraz chaos przemyśleń uaktywniał się i targał bezlitośnie duszą tancerki. Nienawidziła go w tym momencie za wszystkie wypowiedziane słowa. Jeszcze na koniec jej podziękował. Mogła ukrócić mu gardło sztyletem, gdyby takowy miała w ręce, nie będąc w stanie wysłuchiwać jego prób tłumaczenia czynu. Ilekroć spotykała potwory na swej drodze, ludzi i nieludzi żałujących swoich decyzji. Shantti przyjmowała wszystkie prawdy z prawdziwą empatią, mimo, że nigdy sama nic podobnego nie przeżyła. Obiecała sobie w głębi serca, że sama nigdy nie wpadnie w takie tarapaty, a teraz tkwi w jakiś podziemiach z krwią na rękach.
        Rozpada się w sobie. Teraz, gdy Avra się oddalił nienawidzi już tylko siebie. Przysłoniła ubrudzoną dłonią twarz. Drżała na całym ciele, szczególnie wyczuwała wibracje w palcach. Rysując w okolicach oczu małe kręgi próbowała pozbierać się w sobie. Jest przecież taka silna i wytrwała.
        Anioł rozstrzelił skrzydła na boki i gdy ucichło echo ich rozłożenia po ścianach rozniosło się gorzkie parsknięcie płaczu Shantti. W głowie zadawała sobie mnóstwo pytań, a tym głównym był wyrzut „Co ja uczyniłam?”. Stała tak w miejscu przysłaniając bursztynową barwę. Nie chciała pamiętać tych obrazów, które prześladować ją będą, co noc. Im mniej zobaczy tym mniej będzie analizować po raz setny to co się stało. Nie chciała odtwarzać tego scenariusza ze szczegółami. Rozwarte oczy i tak będą jej towarzyszyć pod płachtą gwiazd, ale nie chce widzieć tego wszystkiego i łączyć błyszczących punktów na niebie, które wytworzą kształt nieszczęsnego dnia. Ten cholerny królik, nie spodziewała się takiego zesłania losu.
        Przełykając kolejną dawkę żalu poczuła tajemnicze uderzenie. Dźwignęła powieki, a przez szczeliny palców kątem oka dostrzegła Tallasa. To nie on był źródłem energii, która wyrwała Shantti z pogrążenia, lecz czarny miecz cieknący złem. Czuła narastającą złość i chociaż nie umiała tego jeszcze nazwać to rodziła się w niej chęć zemsty. Pragnęła oczyścić swoje sumienie, czym potwornie się brzydziła, ale to było tak kuszące. Gdyby nie Tallas nie byłoby ich tutaj, a ona nigdy nie dokonałaby zabójstwa. Tak sobie to pobieżnie tłumaczyła, chociaż z tyłu głowy przecież wiedziała, że nieważne są warunki. Należy zawsze postępować słusznie. Niegdyś przeco powtarzała to samemu Dżariemu, a teraz sterczy przeklinając własny los i słabości. Starała się zdusić wszystko w zarodku, ale odsłaniając powoli obraz przed sobą nie potrafiła. Kłóciła się dusza, rozum i serce, a najbardziej cierpiało to ostatnie. Zdominowało ono nad artystką, która tym razem przegrała te walkę.
        Opuściła ręce i zaciągnęła nosem. W milczeniu doglądała całą przestrzeń analizując położenie wszystkich ruchomych punktów. Nabrała głębokiego wdechu i w tedy rozpętała w sobie zrodzoną wściekłość.
        Shantti podbiegła do Avry i wykonała porządny poślizg tuż pod jego skrzydłem. Dwa skoki dalej przejęła włócznię. Chwyciła ją bardzo mocno, zupełnie jakby dała jej siłę. Nie żaden miecz ani zaklęcia, a zwykła dzida była żywiołem pustynnej elfki. Gałki oczne spojrzały w bok chełpiąc się jakiejś ofiary. Ach, jakże ona ich nienawidzi.
        Wpadła w sidła zarazem istnego chaosu, jak i koncentracji na zadawaniu dokładnych ciosów. Jeżeli ktoś wcześniej mógł posądzić ją o zabawę oraz taniec a nie poważną potyczkę, to teraz nie mógł zwątpić w możliwości uszatej. Szła niczym kosa nie pozostawiając po sobie żadnego przytomnego najemnika. Likwidowała ich krok po kroku, zupełnie jakby była częścią jakiejś logicznej całości, ale nie zabijała. Dżariel mógł mieć wątpliwości ku jej postępowaniu. Zupełnie jakby zatraciła się w uczuciach, przecież one doprowadzić mogły artystkę do bezmyślnego zabijania. Dowodem jednakże na zachowanie ostatków rozumu był ostatni z napastników, któremu przecięła tors ostrzem. Była to poważna rana, lecz nie śmiertelna. Mężczyzna spojrzał na nią, jakby czekając na ostateczny cios. Shantti stała na rozstawionych nogach wpatrując się w rannego. Miała idealną okazję dźgnąć go prosto w serce, ale zamiast tego sama się wyprostowała. Śmiertelnik padł, a ona przeszła po nim obojętnie wzrokiem słysząc, jak jęczy z bólu, ale nie umiera.
        Uszata spojrzała na barierę oraz osoby znajdujące się po drugiej stronie. Nawet nie trapiła jej zadyszka po tym, jak zmiotła jednego po drugim, ale też ani razu nie zwróciła głowy w stronę Avry. Również skrupulatnie unikała kontaktu wzrokowego z Lakim, ale była gotowa niemalże przygnieść spojrzeniem Tallasa. Bariera powoli traciła sens, szczególnie że słabła.
        - Nehiel puść nas! – nakazała wściekle podbiegając z determinacją do powłoki i uderzyła w nią pięściami. Ach, zaabsorbowana zmieceniem wszystkich przeciwników z powierzchni nie zauważyła, że związali jej przyjaciela.
        Jeszcze niedawno nie mogła znieść jego bliskości. Leżał w cierpieniu i ich chronił ledwie żywy, ale będąc bardziej na skraju dobra i zła niż życia i śmierci. „Masz parszywą duszę” przypomniała sobie Shantti. „Och Shantti, masz parszywą duszę…” dodała ostatkiem słabości.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        "Och, gdybym miał więcej czasu...", wyrzucał sobie Dżariel, zagryzając wargi. Shantti nie była pierwszą osobą, którą mag musiałby wesprzeć po pierwszej przelanej krwi, można powiedzieć, że miał on już w tym wprawę. Nie tylko dwaj najbliższy przyjaciele szukali u niego pociechy, gdy wyrzuty sumienia nie pozwalały im dalej żyć, bo wspomnienie odebranego żywota spędzało im sen z powiek i powodowało mroczne myśli. Dżariel pomagał każdemu, kto znalazł się w tej sytuacji, uznając to wręcz za swój obowiązek. A gdy nadeszła jego kolej, gdy to on po raz pierwszy zabił, nie miał przy sobie nikogo, kto by go pocieszył. Jedynie wspomnienia i swoje własne słowa, które wypowiadał tyle razy w stosunku do innych. Przed oddaniem się czarnej rozpaczy powstrzymało go tylko wspomnienie potężnych ramion i ciepłego głosu swego najwierniejszego przyjaciela. Wiedział, że gdyby los ich nie rozdzielił, to Dżari wziąłby na siebie odpowiedzialność za ukojenie jego myśli. Nie był dobrym mówcą, nie przekonywałby go tysiącem argumentów... Trzymałby go jednak w ramionach i pozwalał płakać sobie w koszulę tak długo, aż mag nie poczułby ulgi. Takie wsparcie również było cenne, ba, nawet cenniejsze niż puste slogany.
        Dżariel nadal miał przed oczami wyraz twarzy Shantti. Te oczy, najpierw puste, później zasłonięte mgłą rozpaczy i nienawiści. Może... może jednak udało mu się do niej dotrzeć? Nie chciał, by się zadręczała, chciał zagłuszyć jej wyrzuty sumienia. Był mędrcem, filozofem, dla niego żadna kwestia nie była czarno-biała, wszystko miało swój odcień szarości. Również zabójstwo. Istniała wszak różnica, czy ktoś z wyrachowaniem podcina komuś gardło, czy pod wpływem silnych emocji i w obronie innych zadaje śmiertelny cios. A ofiara Shantti nie była kryształowa - chociaż był to śmiertelnik, jego żywot wcale nie był dobry i warty zapamiętania w kategoriach innych, niż jako przestroga dla żyjących...
        Szloch Shantti wbił się bolesną szpilką w serce anielskiego maga. Zawiódł. Nie dał rady zachować ją przy zdrowych zmysłach i pozwolił, by się załamała. Nie wiedział, czy miał inne wyjście, czy mógł coś zrobić inaczej, uniknąć tego losu. Zdawało mu się, że nie mógł dłużej zwlekać, jeśli nie chciał pozwolić, by stała jej się fizyczna krzywda, musiał podjąć walkę. Może jednak mógł użyć innych słów? Może do elfiej kobiety powinien przemawiać inaczej niż do anioła? Szkoda, że wcześniej nie znał odpowiedzi na te pytania. Teraz mógł tylko brnąć dalej przed siebie.
        Nagle coś przemknęło tuż obok Dżariela, pod jego skrzydłem, sprawiając, że mag przerwał inkantowane zaklęcie. "Shantti?!", spostrzegł z zaskoczeniem. Już wzniósł ręce do kolejnego zaklęcia, ale było za późno - elfka już była gdzie indziej, nie mógł jej osłonić. Wpadła między najemników i eliminowała ich jednego po drugim, jakby wcale nie była tancerką tylko zawodową zabójczynią. "Nie", poprawił się natychmiast Avra, "Przecież... Oni wszyscy nadal żyją. Rani i ogłusza... Co za ulga", doszedł na koniec do wniosku, samemu wprawiając w ruch swoje zaklęcia i wspomagając ją w potyczce, pozbawiając przytomności tych, którzy jeszcze trzymali się na nogach. Jego serce odczuło ulgę - tancerka nie zatraciła się w bólu i szaleństwie. Może kierowała nią rozpacz, ale nie wyrzekła się pod jej wpływem swej dobrej natury.

        W tym czasie Dżari powalił kolejnych dwóch śmiertelnych pomagierów Tallasa, jednego dotkliwie raniąc, a drugiego pozbawiając przytomności ciosem zadanym głowicą jednego ze swych mieczy. Właśnie związał się w walce z Piekielnym, gdy usłyszał głośne wezwanie włócznika skierowane do towarzysza: "odsuń się!". Diabeł usłuchał.
        - Co, Dżari? Wyglądasz na zaskoczonego - zakpił Tallas, widząc spojrzenie dawnego przyjaciela utkwione w czarnym ostrzu, które dzierżył. Włócznik wykonał pokazowy młynek mieczem i uniósł go w gotowości do starcia.
        - Zawsze trzeba mieć jakiś plan awaryjny - oświadczył Tiirun. - Gdy zabiję cię tym mieczem, Xanoth zemści się na tobie zza grobu, nie sądzisz? Dwie korzyści przy jednej wygranej.
        - Tallas, co mam zrobić, byś zawrócił z tej drogi? Jeszcze nie jest za późno! Jeśli nie ze względu na mnie i Dżariela, to ze względu na Dianę i wasze dzieci! - próbował negocjacji Dżari, chociaż już po spojrzeniu Tiiruna wiedział, że to nie przyniesie już żadnego efektu - on nie zawróci z raz obranej drogi.
        - Diana już dawno przestała być moją żoną - oświadczył włócznik, utwierdzając młodszego anioła w jego domysłach. - Oddaliliśmy się od siebie, bo ona skupiła się na dzieciach. Oni żyli osobno, a ja osobno. Nie mydl mi oczu, ja się już nigdy nie cofnę - oświadczył na koniec, nim ruszył do ataku.
        Aniołowie starli się w gwałtownej i zajadłej walce. Dla Tallasa to włócznia była główną bronią i z pewnością władał nią lepiej niż mieczem, lecz teraz dążył do wygranej za wszelką cenę, kierowały nim silne i destruktywne emocje. Dżari nie pozostawał dłużny. Zamknął się na moment na to, że swego przeciwnika uważał do niedawna za przyjaciela, teraz liczyło się tylko to, by go pokonać, rozbroić i powalić, by nie stanowił już dla nikogo zagrożenia. Wtedy nadejdzie czas rozmów. Z determinacją parował ciosy i sam zadawał razy, spod mieczy niebian szły iskry, lecz oni ani na moment się nie cofali - cały czas pozostawali w zwarciu, gdy jeden robił krok w tył, drugi zaraz postępował za nim, by zaraz samemu się cofnąć. Znali swój styl walki - w młodości nieraz trenowali razem i zdarzało się, że ich potyczki stawały się tak poważne, jakby faktycznie chcieli się pozabijać, chociaż oczywiście nigdy nie doszło nawet do poważnych zranień. Przez to w tym starciu - pokazie siły, kunsztu i potęgi charakteru - szybko dało się dostrzec impas. Syk i szczęk zderzających się kling mieszał się z odgłosami kroków, z szelestem skrzydeł, z okrzykami i głośnym, urywanym oddechem. Zdawało się, że będą tak się ścierać w nieskończoność, aż któremuś serce nie pęknie ze zmęczenia.

        Dżariel szybkim krokiem zbliżył się do bariery podtrzymywanej przez Nehiela i oparł się o nią dłońmi. Widać było malujące się na jego twarzy głębokie poruszenie i troskę. Zacisnął dłonie w pięść i uderzył nimi w barierę, po czym odsunął się o krok. Wzniósł rękę, skupił się na moment i rzucił czar: potężne zaklęcie, które miało zakończyć trwający po drugiej stronie pojedynek. Lecz nic się nie wydarzyło. Mag jęknął boleśnie - w głębi ducha spodziewał się, że magia Nehiela będzie tak silna, że nie przepuści nic na drugą stronę, lecz przez moment i tak się łudził, że sforsuje barierę. Zacisnął pięści, gdy tuż obok siebie usłyszał pełen irytacji głos Shantti. Odpowiedział jej zbolały jęk mnicha. Dżariel momentalnie obrócił się w jego stronę - dopiero teraz przypomniał sobie o tym, że został on uwięziony po tej samej stronie. Podszedł do niego i przyklęknął na jedno kolano.
        - Spokojnie - poprosił go szeptem i bez żadnego ostrzeżenia zabrał się za uleczanie ran na ciele Nehiela. Czuł, jak zaklęcia wręcz wysysają z niego magię zamiast swobodnie płynąć: obrażenia były tak rozległe, że cała energia wlewana w mnicha rozpływała się w nim jak w pustej studni. Lecz ledwo Dżariel zdołał okiełznać najbardziej naglące problemy, Nehiel złapał go za skraj szaty i szarpnął, by zyskać jego uwagę.
        - Nie dam rady… Postawić nowej bariery - wyznał zbolałym głosem, jakby przyznawał się do porażki i błagał o przebaczenie.
        - Nie będziesz musiał - zapewnił mag. Złapał ręce mnicha w swoje dłonie i uśmiechnął się do niego ciepło, choć ze zmęczeniem. - Poradzimy sobie. Zdejmij osłonę, proszę.
        Nehiel chwilę milczał, po czym niemrawo skinął głową. Zamknął oczy i głęboko westchnął, skupiając się na rzuconym zaklęciu. W tym czasie Dżariel podziękował mu cicho i zaraz wrócił pod barierę, by móc zaraz reagować. Widok po drugiej stronie magicznej osłoni wyrwał z jego ust bolesny jęk przerażenia.

        Im dłużej trwał pojedynek, tym bardziej szala zwycięstwa przechylała się na korzyść Lakiego. W jego ruchach nadal była energia, gracja, pewność. Tallas powoli tracił nad sobą panowanie i popełniał błędy, na razie znikome, lecz i tak widoczne dla doświadczonego wojownika, który obserwowałby starcie. Żaden z nich się nie poddawał, nie dawał ponieść się nerwom i wszystko wskazywało na to, że chcą ten pojedynek zakończyć uczciwie, honorowo. Na scenie zdarzeń nadal jednak była jedna osoba, którą obaj niebianie zaniedbali - diabeł, któremu Tiirun wcześniej kazał odstąpić. On chodził pod ścianami jak kot w za ciasnej klatce i czekał na dobry moment, by się włączyć. Miał jednego asa w rękawie, który pozwoliłby się pozbyć tego przeklętego pięknisia z dwoma mieczami, potrzebna była tylko odpowiednia chwila…
        - Tallas, w tył! - krzyknął nagle. Włócznik bezwiednie posłuchał, a wtedy diabeł wyrzucił przed siebie obie ręce. Coś z nich wypadło, jakiś niewyraźny kształt… Sieć. Zarzucona fachowo jak przez wprawnego rybaka, w jednej chwili opadła na nieświadomego podstępu Lakiego i okryła go całego. Tallas widząc to zaśmiał się diabolicznie - widok miotającego się i zupełnie bezbronnego przeciwnika dał mu pewność zwycięstwa.

        Dżariel był bliski płaczu gdy widział co dzieje się po drugiej stronie bariery. Patrzył jak Tallas powoli wznosi miecz do ciosu, a Dżari nie potrafi uwolnić się z krępującej go sieci.
        - Błagam, nie! - krzyknął mag głosem, w którym słychać było rozpacz. I wtedy nagle bariera zniknęła. Dżariel nie zastanawiał się co czynić - natychmiast ruszył biegiem. Dystans był niewielki, czasu jednak również było niewiele, gdyż Tiirun kończył już brać zamach. Mag kątem oka dostrzegł, że diabeł, który podstępem doprowadził do klęski Lakiego, również wyciąga ostrze. Dżariel nie zastanawiał się długo, od razu naparł na piekielnego zaklęciem, które rzuciło nim o ścianę. Uderzenie było śmiertelne. Nie było już jednak czasu ani miejsca, by odepchnąć magią Tallasa. Avra przebiegł jeszcze kawałek…
        Poczuł ból. Przejmujące ukłucie w klatce piersiowej, od którego zaczęło rozchodzić się mrowiące, suche zimno. Wszystko wydarzyło się za szybko i jeszcze nie uświadomił sobie, co zaszło. Jeszcze nie wiedział, że umiera.

        Shantti mogła lepiej dostrzec tę scenę. Miecz Tallasa zaczął opadać, na twarzy anioła dało się dostrzec wyraz tryumfu. Sieć krępująca Dżariego zaczęła się tlić, gdy długowłosy wojownik zaczął ją przepalać zaklęciami, nie miał już jednak szans się wydostać przed otrzymaniem ostatecznego ciosu. Uratował go jednak Dżariel. Mag dopadł do dwójki wojownik i odepchnął swego przyjaciela. Sam jednak nie zdążył uskoczyć. Miecz Tallasa przeszył jego pierś na wskroś, wychodząc między skrzydłami. Obaj aniołowie wyglądali na zaskoczonych. Mag zamarł lekko przygarbiony, z szeroko otwartymi ustami i oczami, z ręką jeszcze wyciągniętą w bok po tym, jak odepchnął Lakiego. Tallas zamrugał, jakby był świadkiem magii - celował w kogo innego, a kogo innego trafił. Na moment obaj zamarli w bezruchu i idealnej, obezwładniającej ciszy.
        - Nie! - krzyknął przerażony Dżari, gdy oswobodził się z sieci. Jakby jego głos tchnął we wszystkich na powrót życie, na twarzy Tallasa nagle pojawił się szpetny grymas gniewu. Cofnął on miecz, który z sykiem i mlaśnięciem wyszedł z ciała maga, a ten zakwilił żałośnie i powoli osunął się na ziemię.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości