Rododendronia[Dom pasera] Milczenie jest złotem...

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

[Dom pasera] Milczenie jest złotem...

Post autor: Barius »

Jaszczomb… na myśl o elfce uśmiechnął się tylko i plunął pod nogi zastanawiając się, jak to się stało, że dał się wymanewrować i pozwolić uciec jej z większą częścią łupu. Wiedział, że kiedyś ją znajdzie, ale nie było to teraz jego życiowym celem, to zawsze mogło poczekać. Spojrzał na kołyszący się przed nim łeb Maliki wciąż nie do końca pamiętając moment, kiedy oliwna lampa postawiła w ogniu całe domostwo. Weksle, które spoczywały w jego torbie pamiętały liźnięcia płomieni, przez co stawały się niemal bezużyteczne, a hienołak wziął je ze sobą chyba na osłodę po krwawej jatce u jubilera. Owszem zostało mu parę błyskotek, które teraz zamierzał opchnąć jakiemuś paserowi, ale cała gra nie była warta funta kłaków. Uciszył na wieki pozostających w posiadłości strażników i czym prędzej oddalił się od Ekradonu, chcąc zapomnieć o całej rozróbie kierując się na północ. Koń ciągnął przed siebie uklepanym już traktem biegnącym w górę rzeki Dihar. Minęło wiele dni podróży, ale w końcu na horyzoncie zamajaczyły wieże Rododendronii. Barius wyszczerzył się tylko i popędził zwierzę ku bramom miasta.

Zawsze zastanawiał się, jak to możliwe, że królestwo miało swoją twierdzę obwarowaną metalowym murem, co więcej wydającym się z grubsza wytrzymywać próbę czasu i zjawisko korozji, które podobną strukturę zdewastowałoby w mniej niż dekadę. Widoczne na ścianach twierdzy runy zapewniały im najprawdopodobniej magiczną ochronę przed tego typu procesami. Minąwszy strażników miejskich przejechał obok wielkiej bramę i prędko udał się wpierw na rynek dyskretnie podpytując gdzie może znaleźć kogoś, kto pomógłby mu w jego problemie. W końcu udało mu się trafić do karczmy, porozmawiać z człowiekiem który znał kogoś, kto upłynniał trefne towary i umówił go kolejnego dnia na finalizację lewego interesu.

Biżuteria spoczywała bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni odzienia draba, który odczekał swoje w kolejce interesantów z pod ciemnej gwiazdy. Izba będąca swoistą poczekalnią antykwariatu nieco uboższej części Rododendronii nie była wypełniona miłośnikami antyków. Zakapiory wszelkiej maści rzucały sobie pełne napięcia spojrzenia, co widać świadczyło, że przykrywka pasera cieszyła się dużą popularnością. Handlarz kradzionym towarem był najwidoczniej ciągle zajęty nie mogąc wygospodarować wystarczająco wiele czasu dla każdego z wyjętych spod prawa zaopatrzeniowców, by nie kazać im czekać w prawdziwych kolejkach na swój moment by dobić targu. Ciżba daleka była od rzucania się wzajemnie do gardeł, każdy wolał raczej udawać, że jest nieobecny i ciałem i duchem, całym swym jestestwem chcąc pokazać, że ignoruje fakt obecności innych złodziei, czekających w nerwowej ciszy na swoją kolej. Siedzieli więc w milczeniu, które wypełniłoby się świstem noży i innej dobrze poukrywanej broni, gdyby tylko któryś z interesantów nieopatrznie wykonał nazbyt podejrzany ruch. Barius dobrze wkomponował się w towarzystwo wzdychając tylko ciężej ilekroć wizyta u pasera jednego z złoczyńców zdawała się przeciągać w nieskończoność. Paser musiał być wpływową osobą, skoro cały proceder kwitł nie nocą, a w biały dzień i to bez najmniejszych zakłóceń, nie licząc poddenerwowania oczekujących kryminalistów.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Noc spędzona w spokoju na dachu jednego z rododendrońskich domów dała Kanie niezwykłe pokłady energii na następny dzień i mimo niewielu godzin snu czuła się od rana bardzo wypoczęta. Kiedy tylko słońce zaczęło lizać cieplutkim językiem jej białe, wychłodzone futerko, a pod oknami zaczęły pojawiać się pierwsze sylwetki mieszkańców zastrzygła czujnie uchem i nie otwierając oczu przeciągnęła się bezgłośnie rozciągając ścięgna. Chwilę potem, patrząc z góry na budzące się miasto i coraz częściej przechodzących pod rynnami zaaferowanych ludzi zajęła się poranną toaletą wylizując szorstkim językiem dłonie i ręce, a kiedy skończyła poczekała na moment gdy przechodniów będzie nie wielu i ześlizgnęła się po rynnie na dół, by zacząć kolejny dzień.
Było trochę chłodnawo, ale mimo to dziewczyna postanowiła udać się do studni, której Malachi użył poprzedniego dnia, by obmyć jej rozcięte kolano. Rana na szczęście okazała się nie być wcale tak duża, ani uciążliwa jak można by przypuszczać, za to pamięć o usytuowaniu studni została i teraz należało ją wykorzystać, co dawało kotce przyjemną satysfakcję, uwielbiała bowiem uczyć się nowych rzeczy. Przeszła spokojnym krokiem aż na opustoszały placyk i rozejrzała się w poszukiwaniu staruszki oraz dzieci, z którymi się wczoraj bawiła. Jednak ani jej, ani ich nigdzie w pobliżu nie było. Zostały jedynie skomplikowane wzory na piasku i ślady małych butów, oraz stóp, a także jej własnych łap. Na niektórych mogło wywierać to smutne wrażenie, ale Kana cieszyła się z wczorajszych pieleszy i wspominała je z delikatnym uśmiechem na ustach, choć i dziwnym przebłyskiem w oczach. Doszła jednak w końcu do umiejscowionej na skraju studni i po chwili wyciągnęła z niej wiadro zimnej, ale czystej wody, błyszczącej zachęcająco w świetle poranka. Nie mogąc i nie potrzebując się powstrzymywać zachłannie wypiła setną jej część, by następnie sprawnym ruchem położyć wiadro na ziemi i wykorzystując panującą w okół pustkę i pobliską wnękę w jednym z domów, zdjąć z siebie ubrania i wylać zawartość wiadra na swoje całkowicie pokryte bielutkim futerkiem ciało i krótkie włosy o nietypowym odcieniu. Kiedy lodowata woda dotknęła jej skóry stłumiła przejmujące miauknięcie, by nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, a zamiast tego syknęła przeciągle i energicznie otrzepała się tłumiąc rozchodzące się po jej plecach dreszcze. Tego potrzebowała! Zadowolona i całkowicie już rozbudzona postała we wnęce jeszcze przez chwilę zlizując z siebie pozostałości wody, a gdy uznała, że jest już wystarczająco czysta założyła swoją koszulę o szerokich rękawach, gorset i krótkie, materiałowe spodenki, skarpetki wkładając do butów, a je biorąc w ręce i ruszając z powrotem w miasto.
Początek dnia zleciał jej na kupowaniu i jedzeniu po kolei kolejnych bułeczek z rybą jaki to przysmak znalazła na rogu jednej z biedniejszych ulic i przy okazji zaznajamiając się z człowiekiem, który je sprzedawał. Z początku gdy ją zobaczył chciał chyba zamknąć stoisko i jak najszybciej oddalić się wraz z całym tym kramem, ale kiedy dostrzegł wyciągnięte w stronę jedzenia ręce i uczciwie błyszczące pieniążki łaskawie został i podał kotce śniadanie. Pierwsze, drugie, a potem i trzecie i tak jakoś przy okazji kolejnych zakupów i konsumpcji zaczęła kleić się im rozmowa i tak Kana dowiedziała się skąd mężczyzna wziął pomysł na swój interes, czemu kręci się akurat po tej okolicy i co jeszcze można tu znaleźć... kilka pozycji zainteresowało ją szczególnie i gdy skończyła jeść udała się ku pierwszej z nich dziękując sprzedawcy z cwanym uśmiechem na ustach.
Gdzie postanowiła się udać? Było to miejsce dość oblegane, ale nie przez zwyczajnych ludzi i może była to jego zaleta, bo ci 'niezwyczajni ludzie' nie zwracali aż tak bardzo uwagi na jej aparycję, a przynajmniej nie na tę jej część co inni mieszkańcy. Lubiła uczucie, że nie wyróżnia się cechami posiadanymi od urodzenia, a bardziej tymi, nad którymi pracowała latami. No i poza tym miała tam pewne interesy do załatwienia.
Pchnęła ciężkie, acz niepozorne drzwi, przeszła korytarzem i nagle weszła prosto w sam środek gęstej od napięcia atmosfery śmierdzącej brudem, kurzem, nerwami i mężczyznami pewnego specyficznego typu, którzy znajdowali się tu w liczbie przekraczającej znane jej normy.
,,No nieźle, nieźle!" pomyślała omiatając zgromadzonych pozornie nieuważnym spojrzeniem, ale specyficzny uśmiech nie schodził z jej zakrzywionych po kociemu warg ani na chwilę. W przeciwieństwie do większości nie miała na sobie żadnego cięższego okrycia, które mogłoby zakryć jej postać i dać pewnego rodzaju schronienie, musiała więc znajdować pewność siebie w wyprostowanej lecz swobodnej postawie i płynnych, nietłumionych przez nic ruchach. Zdawała się w ogóle nie zauważać gdzie się znajduje rozglądając się z ciekawością po suficie i framugach niczym oglądająca sklepowe wystawy panna, ale przezornie unikała kontaktu wzrokowego ze "współczekającymi". Nie bała się za to gestykulować i przemieszczać się zdecydowanym, szybkim krokiem czego nie mogła robić większość tutaj zebranych, wiedziała bowiem że wszyscy doskonale widzą co ma przy sobie, czyli ubranie i jedną sakiewkę, i nie wywoła u nich żadnych odruchów obronnych. Była w dodatku osobą szczupłą i dość niewielkich rozmiarów, o sylwetce wysportowanej, ale nie robiącej większego wrażenie jeśli chodzi o muskulaturę. Kto miałby się jej bać? Jedyne co ją wyróżniało to niemożliwa do ukrycia rasa i samo to, że weszła do tego akurat budynku. Bo jeśli ktoś się tutaj znajduje, znaczy to, że nie jest osobą, z którą można sobie od tak pogrywać, a może nawet i porozmawiać. Sama Kana była tego świadoma, ale nie miała nic przeciwko pogawędkom. Nigdy nie rozumiała dlaczego mężczyźni tak uważają na to z kim i jakie zamieniają słowa, zupełnie jakby coś od tego zależało. Jaki wpływ na interesy czy bezpieczeństwo miało by pytanie o pogodę, albo wzmianka o dobrych bułeczkach sprzedawanych w okolicy? Ale w takich miejscach nikt nigdy o tym nie rozmawiał. Nawet jeśli był z natury gadatliwy i to ją dziwiło najbardziej. A może bułeczki są poniżej ich godności? Ale dobre i świeże nie powinny być... Kana je uwielbiała i nie czuła się z tego powodu ani odrobinę gorsza. Jednak cóż... pozostawało czekać w milczeniu.
Ustawiła się w wolnym miejscu i oparła o ścianę zakładając ręce za plecy, tupiąc od czasu do czasu podeszwą buta w drewnianą podłogę. Ciekawe co przynieśli ci wszyscy goście, może coś co by ją zainteresowało? Szkoda, że nie może podpatrzeć co tak skrzętnie chowają w tych wszystkich torbach i pod płaszczami. To jednak lubiła w takich miejscach - nigdy do końca nie mogła zaspokoić ciekawości.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Mężczyzna najchętniej uciąłby drzemkę do chwili kiedy wreszcie będzie mógł pozbyć się wyniesionych z domu jubilera fantów, ale obecność tych wszelkich gagatków zdolnych do wszystkiego skutecznie odpędzała uczucie znużenia. Mógłby tak czekać zapewne jeszcze długo, a sytuacja wiele by się nie zmieniła, dopóki przez drzwi nie przeszło stworzenie, które sprawiło, że wszyscy żywi w izbie wyrwali się z tego pozornego letargu niemal jednocześnie wbijając wzrok w… no właśnie…

Nawet Barius nie pozostał obojętny, a szeroko rozwarte powieki świadczyły o tym, że prędzej spodziewałby się rododendrońskiej inkwizycji. Być może istota przypominająca dwunożnego kota płci żeńskiej przyzwyczajona była do kosmopolitycznych warunków miast położonych na południe od w mieście Żelaznej Twierdzy, walczyło się z nadciągającymi z północy potworami, a posługiwanie się magią było ściśle zakazane, widok kogoś tak odmiennego musiał szokować, tym bardziej, że antykwariat będący przykrywką dla szemranych interesów byłby chyba jednym z ostatnich miejsc, gdzie można było spodziewać się kogoś tak mocno rzucającego się w oczy, otwarcie manifestującego swoją rasową przynależność.

Co za… Barius zerknął na szemrane towarzystwo, parę chłopów zachowało się identycznie. Jeśli atmosfera w izbie była gęsta, teraz, na liniach kreślonych wzrokiem rzezimieszków można by powiesić nie tylko siekierę ale całą zbrojownię. Jeden z bardziej krewkich typów wstał wyraźnie zniesmaczony, w pośpiechu opuszczając pomieszczenie. Tylko zamaszystość kroku wiedzionego po szerokim łuku uchroniła kotkę przed prawdziwym staranowaniem. Zrobiło się głośniej, zaszeleściły warstwy ubrań i poruszanych elementów ekwipunku, niemrawe dotąd sylwetki zaczęły budzić się do życia jak trzaśnięte batem.

Hienołak był prawdziwie zdumiony, nawet on, dryblas i były gladiator wolał unikać sytuacji, w których jego wygląd mógłby sprowokować innych do bezsensownej agresji. Polowanie i zabawy z ofiarą bywały ciekawą rozrywką w pewnych okolicznościach, ale nawet on nie był żądnym krwi półgłówkiem wiedzionym najprymitywniejszymi instynktami – no, przynajmniej kiedy jego żołądek był sowicie nasycony. Istota wchodząc jak gdyby nigdy nic w swej kociej postaci zrobiła na nim wrażenie. Czujne oko myśliwego prędko oceniło budowę jej sylwetki, nawet jeśli pod warstwą gładkiego futra skrywały się stalowe mięśnie, zmiennokształtna była po prostu za mała by dać sobie radę grupie łotrów. Mogła nadrabiać to techniką, po jej niewzruszonej postawie i lekkim chodzie brał pod uwagę taką możliwość, ale nawet będąc tancerką z ostrzami w dłoniach, w krytycznej sytuacji, kiedy to nie jeden czy dwóch, ale więcej wojowników zapragnęłoby zatańczyć, w końcu ostrze któregoś by ją sięgnęło, a po pierwszych odniesionych ranach, wkrótce spryskaliby jej krwią podłogę w całym wnętrzu. Jeśli więc nie umiejętności walki, to magia? Ta była tu zakazana, nawet barbarzyńca o hieniej naturze nie chciałby mieć szwadronów tutejszych stróżów prawa i porządku na karku. Barius pomimo wszelkich pozorów nie był ignorantem jeśli chodziło o wieści ze świata. Rododendronia słynęła z rajdów zbrojnych przeciwko przybywających z północy stworów rozmaitej nacji. Nawet jeśli złodzieje byli zagrożeniem pomniejszego sortu, zawsze znalazłby się ktoś opłacający znających się na swym fachu najemników. Do tego obecność czegoś, co można by przyrównać do tropicieli magów, a co miejscowi przyrównywali do inkwizytorów. Sam Barius też nie przepadał za czarodziejami i zwykle nie podejmował się zleceń w które zamieszany byłby choćby jeden. Niedocenianie przeciwnika to pierwsza i często ostatnia pomyłka, ale jeśli kotka w butach była potężnym czarownikiem narażała się na absurdalnie wielkie niebezpieczeństwo. Pchała się w kłopoty, a hienołaka zaczęło zastanawiać głównie jedno- jaki miała w tym cel? To jakaś pułapka - podpowiadał mu paranoiczny chichot samozachowawczego instynktu. Prowokacja… Kto miał zapewniać jej ochronę? Goście na zewnątrz? Wewnątrz? Barius nie należał do strachliwych, co innego czujnych… Rozejrzał się raz jeszcze po zebranych, kto mógł być jej wspólnikiem? Nie trzeba było mieć wyostrzonych zmysłów by odczuwać coraz to cięższą atmosferę, on zaś czuł dokładnie woń jaką wydzielają ludzie, którym organizm zafundował potężny zapach adrenaliny. Co innego dama w tym niecodziennym stroju. Czuł zapach smażonej ryby, zastanawiał się kto przed chwilą swej potencjalnej śmierci przejmowałby się posiłkiem? Kocica była przerażająco pewna siebie, nie zdawała się szykować do ostatniej drogi więc albo była głupia albo szalona albo nastawiona na naprawdę nieprzyjemną sytuację – może jakaś tego kombinacja albo wszystko na raz. Tak czy inaczej było z nią coś nie tak – i tego nie musiał mu udowadniać ani jego przewrażliwiony instynkt, ani rozum, ani nikt z oprychów. Jak gdyby tego było mało spacerowała sobie po pomieszczeniu rozglądając się po ścianach z taką uwagą, że samo to było pytaniem się o biedę, nie mówiąc już o pojawieniu się w postaci potwora zamiast człowieka, o ile wygląd kotki można było nazwać potwornym… Tak to odbierał Barius, oczywiście swoją miarą.

Według niego dla zwykłych ludzi widok istoty przypominającej człowieka połączonego z cechami zwierzęcia zawsze był nieprzyjemny, odrażający a w szczególności przerażający. W chwilach kiedy przyjmował postać człekokształtnego monstrum zawsze potrafił widzieć w sobie tylko żywą broń, chodzący koszmar, maszynę do walki - drapieżnika, którego zawsze należy się bać nie mniej jak wielkiego i agresywnego dzikiego zwierzęcia. Nielicznym wyjątkiem były osoby znające jego prawdziwą naturę, choć bywało, że pomimo tej świadomości sam jego fizys wywoływał u nich nerwowe uciekanie wzrokiem. Czuł zapach ich strachu, nie dziwił się im i szczerze mówiąc nigdy nawet nie pomyślał, że mogłoby być inaczej. Był zwyrodniałą, przeklętą istotą i nigdy nie poddawał tego w wątpliwość, co więcej nie tylko się z tym oswoił, ale wręcz nauczył wykorzystywać na swą korzyść. Początkowo gardził tym i uznawał za swoistą przypadłość czyniącą z niego wyrzutka, chorego, nienormalnego stwora. Z czasem nienawiść przerodziła się w oswojenie z losem i akceptację, a ta powiodła go na manowce stanów bliskich gloryfikacji nowego, lepszego Bariusa. Będąc chodzącą abominacją gatunku ludzkiego był szkaradny, budzący trwogę, ale też niepokonany. Tego czego nie mógł osiągnąć będąc człowiekiem stawało się możliwe dzięki hienołakowi. Potworna aparycja stała się kluczem do wszystkiego, środkiem do pozyskiwania czego tylko zapragnął. Strach i potężna siła jaką dysponował stały się gwarantem dostatku i bezpieczeństwa. Zwierzęta wykorzystywały cętki, paski całą gamę kolorów naturalnego ubarwienia by maskować swą obecność, on zaś z czasem zaczął traktować swą ludzką postać jako kamuflaż chroniący go przed całym wrogim światem ludzi, którzy widzieliby w nim tylko chodzący problem, który należy wyeliminować. Widząc śnieżnobiałe futro, smukłe i kruche ciało kocicy nie potrafił zobaczyć w niej tego co widział w sobie. Nie przypominała go ani o jotę, była zwyczajnie słaba… gorsza - mała, delikatna, wrażliwa, a jemu samemu wydawała się po prostu bezbronna. Jaki obłęd skłonił ją do pokazywania się w takim miejscu w takiej postaci? Mogła przypłacić to życiem, nie ważne ile pieniędzy miałaby dostać za wystawienie się na takie niebezpieczeństwo. Nie obroni się… wariatka. Nie miała nawet broni.

Jeden z typów w końcu nie wytrzymał:
- Ej, mała, konował przyjmuje gdzie indziej! – wyszydził wyszczerzając swoje paskudne oblicze. Kilku z zebranych zaśmiało się, a prowodyr słysząc ich zadowolenie obrzydliwie zarechotał.

- Żebyś mi pcheł nie naniosła… - odszczeknął siedzący na nadgryzionym przez korniki zydlu jegomość w skórzanym płaszczu rzucając jej gniewne spojrzenie. Jeszcze inny nerwus chyba nosił się z zamiarem opuszczenia sali od dłuższej chwili, a rozwój sytuacji tylko go w tym upewnił. Wstał i wyszedł plując na podłogę. Za nim w ślad poszedł jeszcze jeden, a potem kolejny. Barius przyglądał się rozwojowi sytuacji czując nadciągającą burzę. To musiało się tak skończyć, nie wiedział tylko, czy było to zamierzonym efektem czy też nie. Najprościej byłoby wyjść za ostatnim złodziejem i puścić tą sytuację w niepamięć, ale jakaś niewidzialna siła wprost przykuła Bariusa do trzeszczącego pod jego ciężarem krzesła. Dwójka bandytów widać miała sposobność albo się kiedyś poznać, albo w jednej chwili nawiązała się pomiędzy nimi nić porozumienia. Wysoki blondyn o szczurzych rysach twarzy kiwnął do mocniej zbudowanego gościa z lekką nadwagą uśmiechając się w sposób nie wróżący niczego dobrego. Oboje powstali z swych siedzeń podchodząc do kotki po bokach w zamiarach wszelkich innych niż dobrych.
- Co przyniosłaś? Pokaż, chcę zobaczyć! – wypowiedział jasnowłosy wbijając w futrzastą spojrzenie zwiastujące w najlepszym przypadku rychły rabunek.

- No właśnie, co tam masz za antyki? – dorzucił od siebie ten pełniejszy wycierając dłonie w pikowane odzienie przepasane karykaturalnie długim i bogato zdobionym pasem. Barius patrzył na wszystko wiedząc jedno – nie minie wiele, zanim wszystko wymknie się spod kontroli. Facet, który siedział tuż przy wejściu całą swą posturą zablokował wejściowe drzwi – kotka nie miała jak uciec.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Nerwowe towarzystwo, doprawdy... Kotka zerkała na znikających kolejno gości nie mogąc pojąć ich dziwnego zachowania. Coraz częściej dochodziła do wniosku, że z tymi wszystkimi typami nietrzymającymi się zbytnio prawa jest coś nie tak. Zaczepki była w stanie zrozumieć, niechęć także, albo ogólnie socjopatyczną naturę, ale tego, że rezygnują ze swoich interesów w ogóle nie pojmowała. Ludzie zakrywający twarze, denerwujący się przebywaniem w swoim towarzystwie, istoty które sądzą, że na każdym kroku coś im zagraża - wszyscy starają się ukryć, przemykać, zniknąć... czemu ona może być spokojna skoro jest od nich słabsza i od urodzenia postawiona w sytuacji narażającej ją na nieprzychylność otoczenia? Czemu oni, silni, sprytni (czasami), doświadczeni mężczyźni zachowują się jak spłoszone dzieci porzucając swoje plany kiedy tylko stanie się coś czego nie uwzględniały ich ograniczone z niewiadomych powodów umysły? Kiedy w progi domu wejdzie wyjęta spod prawa tak jak i oni dziewczyna? Poważnie zaczęła się zastanawiać czy coś jest nie w porządku z jej wyglądem. Może to o to chodziło? Nie czesała się dzisiaj, a jej włosy miały nie najpiękniejszy kolor, ale bez przesady - przez chwilę zastanawiała się czy może nie zapomniała założyć ubrania, ale nie, wszystko było na miejscu. A poza tym gdyby to widokiem jej ciała i pięknego futerka byli zdegustowani czułaby się urażona. Nie pomyślała, że jej ciało faktycznie miało w tym swój udział. Zapominała często jak mocno różne rasy bywają omamione niedorzecznymi przesądami, plotkami, a może i własnym, wąskim gustem. Osobiście uważała wygląd za przydatny w ocenie z kim ma się do czynienia, ale chodziło tu raczej o jakiś charakterystyczny strój, broń, sposób poruszania się... rasa były drugorzędna, chyba, że chodziło o piekielnych lub niebian. Ci faktycznie mocno ją zastanawiali.
- Żebyś mi pcheł nie naniosła... - Usłyszała kolejne szyderstwo, ale ani ono, ani poprzednie nie zrobiło na niej większego wrażenia. Nie odbierała ich jako agresywnych, a niektóre zdawałoby się, brała na poważnie.
- Nie ma obawy, myłam się dziś rano. - Odparła odruchowo chcąc zapewnić, że zgromadzeni tu mężczyźni nie mają się o co martwić. Pominęła za to fakt, że większość z nich była na bakier z higieną, w przeciwieństwie do niej, która o czystość swojego ciała dbała naprawdę porządnie, co było w zgodzie z jej kocią naturą. Używania przy tym od czasu do czasu języka też nikt nie powinien się czepiać. To ludzka ślina jest obrzydliwa. Jej zabijała bakterie.
- Poza tym elfy sprzedają mnóstwo specyfików, które odstraszają pchły, można je kupić nawet tutaj. - Poinformowała uprzejmie uznając, że niektórym z panów ta informacja na pewno się przyda. Uważała za całkowicie normalne, że odpowiadać należy konkretnie i najlepiej na temat podając informacje, które mogą być wykorzystane. Była taka miła! Czasem aż sama się dziwiła, że ma do nich wszystkich tyle cierpliwości.
Stanęła w końcu w milczeniu i obserwowała poczynania kolejnych zbirów spokojnym, acz czujnym okiem. Na żadnego nie zwracała większej uwagi, póki nie stało się coś co musiało ją zaabsorbować. Choć w pokoju pozostali nieliczni, kilku z nich zmieniło najpopularniejszy kierunek marszu i zamiast ku wyjściu skierowało się w jej stronę. No, może nie jeden - ten musiał zawalidroga stanąć w drzwiach! Jak pomysłowo...
- Co tam masz za antyki? - Szyderczy głos załaskotał ją w ucho, a uśmiech na jej twarzy powoli zamieniał się w grymas niezadowolenia. Była osaczona i widziała doskonale, że nie za bardzo ma jak stamtąd uciec. Szkoda, że nie wiedziała co odwaliło tej trójce, która poczęła ją nagabywać. Chciwość? Możliwe, ale nie była zbyt rozsądna. Ech, faceci... oni potrafią jedynie nierozważnie działać i demonstrować swoją siłę. Jeżeli naprawdę chcieli zarobić powinni być nieco bardziej... ostrożni w wybieraniu swojego celu. Kto im jednak zabroni uwziąć się na najdelikatniejszą osóbkę w towarzystwie? Na honor raczej nie liczyła. Sama nie była pewna co to takiego, tym bardziej nie powinna wiązać z nim nadziei. Choć z tego co wiedziała ów ,,honor" niejako chronił kobiety. Chyba. Ale nie przed takimi typkami jak ci co stali przed nią. Na nich podziałać mogła jedynie siła lub zastraszenie. Ale i tego dziewczyna nie mogła wykorzystać, bo niby jak? Ech, doprawdy nie spodziewała się aż tylu kłopotów... nie dzisiaj. Dziś planowała odpocząć. No i może ubić jakiś interes, ale to jej wpadło do głowy dopiero po wizycie u straganiarza.
- W sumie żadne. - Odparła obojętnym choć pouczającym tonem, przyjmując bardziej neutralną minę - W przeciwieństwie do większości z was przyszłam KUPIĆ, nie sprzedać. - Dodała dobitnie jakby to miało coś zmienić - Albo raczej obejrzeć i zapamiętać... Mam co prawda trochę pieniędzy, ale nie tyle ile nie bylibyście w stanie zarobić sprzedając to co macie przy sobie. W sumie żeby kupić tu coś sensownego musiałabym przynieść co najmniej trzy razy większą sumę... Ale to nieważne. Dziwi mnie, że tak wielu z was, a może raczej z NICH wyszło. Przyszłam tu sama, niczego nie ukrywam, nie wiem co wam to przeszkadza. Też chcę zrobić pewne interesa i są one ściśle powiązane z waszymi. Obrabowanie mnie, albo nawet zniechęcenie do przebywania w tym miejscu obniży wartość tego co sami przytachaliście, bo to JA jestem jedną z tych osób dzięki którym wasze towary się rozchodzą! A wy nawet nie wiecie jak... - Spojrzała na nich z politowaniem i sarkastycznym uśmiechem - Możecie być silniejsi i może wam się nie podobać, że sobie tu stoję, ale ja CHCĘ tu stać i chcę TU załatwić swoje sprawy, dzięki którym macie rueny na SWOJE cholerne, przedarte gacie! Łażę miesiącami po miastach, poznaję mnóstwo trudnych w obsłudze typków, do których w snach byście się nie zbliżyli, po to byście mogli sprzedać SWOJE rzeczy temu, kto siedzi za drzwiami, a któremu zaraz rozchrzanicie interes! I wtedy guzik sprzedacie, bo wyleją was na zbite mordy! Bo tak to jest jak się zaczepia kotkę z mojego fachu! - Była już naprawdę wkurzona i szczerzyła groźnie przydługie kły odklejając się od ściany i niemal celując z główki w jednego z napastników. Nie wyglądała na przestraszoną, a wręcz tak jakby miała się na nich wszystkich za chwilę rzucić. - Idioci! TO JA ZNAJDUJĘ DLA WAS KLIENTÓW, BIEGAM TAM GDZIE WY BOICIE SIĘ ZBLIŻYĆ I RYZYKUJE SWOJE FUTRO BYŚCIE MOGLI STAĆ W TEJ PRZEKLĘTEJ KOLEJCE I DOSTAĆ DO ŁAPY SWOJĄ DOLĘ, A WY POTRAFICIE TYLKO UCIEKAĆ ALBO STRASZYĆ MNIEJSZYCH OD SIEBIE! - Wydawała z siebie takie ryki, o które trudno by podejrzewać tak młodą i niepozorną dziewczynę, a przy tym rzucała w około rozszalałe, wręcz pogardliwe spojrzenia niemal tak szybko jak wypluwała słowa w szalejącym niczym wichura monologu. Faktycznie uważała się w tej chwili za dużo więcej wartą od tych bezczelnych bandziorów, ale przede wszystkim wściekła była, że osoby z systemu, którego była trybikiem w ogóle jej nie szanowały. W dodatku najwyraźniej miały kłopoty z pojęciem, że podziemia to nie tylko zakapturzone, ponure zbiry i napadanie na siebie nawzajem. Maszyna działała dzięki temu, że niektórzy umieli spojrzeć na nią inaczej i zawierać znajomości, o których im się nie śniło, znajdując odpowiednie osoby tam, gdzie nikt inny by się nie zapuszczał, a także samemu robiąc to o czego się po nich nie spodziewano. Kana była sprzedającym, kupcem, paserem, gońcem - wtedy kiedy jej się zachciało. Mogła być niewinną osobą i podróżnikiem, kobietą, hodowcą i zwierzęciem i nikomu nic do tego!
Także tutaj panna Trisk weszła jak ktoś kto nie jest typowym klientem i tak też zamierzała zapoznać się z właścicielem i prowadzić swoje interesy. Nie było żadnej reguły w jej czynach, ani w tym jak mają odbierać ją inni. Jej zachowania niejednokrotnie budziły podejrzenia, ale właśnie dlatego nie zakrywała ciała i nie nosiła broni. Każdy od razu wiedział z kim ma do czynienia. Przynajmniej pozornie. Mógł jej zaufać, albo nie, ale ze znajomości mógł wyciągnąć więcej korzyści niż z pozbycia się jej, gdyż Kany nie ograniczały żadne reguły i wejścia miała do wielu różnych środowisk. Była czymś na zasadzie łącznika, tak przynajmniej czasem jej się wydawało - przemykała to tu, to tam nigdzie nie zatrzymując się na stałe. Była tylko po jednej stronie - swojej - i żadne reguły i zwyczaje poza jej własnymi nie miały prawa jej krępować. Ale oczywiście napastnicy mogli pozostać ostatnimi bucami i dalej obstawać przy swoich prymitywnych zachowaniach.
- W cholerę z wami, ale jeśli się mnie pozbędziecie będziecie z gołymi tyłami po ulicy latać, bo popyt na wasze dobra poleci w dół jak zestrzelona jaskółka! - Dokończyła wściekłym szeptem, kiedy zorientowała się, że wrzaski mogą zwrócić niepożądaną uwagę na nich i na to miejsce.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, hienołaka zamurowało, ale z każdą chwilą długiej tyrady nie mógł powstrzymać uśmiechu malującego się na jego twarzy. Była wariatką… ale za to w mig orientowała się w sytuacji. Nie technika, nie magia, lecz bystrość umysłu mogła być jej największym atutem, przy którym nawet rododendrońska stal mogła zdawać się zbyteczną zabawką… o ile pamiętało się, że każdy kij ma dwa końce. Barius aż prychnął, a jego brązowe oczy zaiskrzyły niecierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.

Zbiry stały przez chwilę bardziej skonfundowane niż wynikałoby to z ich jeszcze niedawnego, wydawałoby się dominującego położenia. Szczurowaty zawahał się patrząc na swego kompana, trzeci zagradzający drzwi milczał, choć pewnie już teraz żałował być może swojej pochopnej decyzji. Hienołak zaś zmył wyszczerz starając się na powrót wyglądać poważnie i obojętnie. Po pierwsze zwątpił, by pojawienie się dziewczyny było jakąś prowokacją, gdyby komukolwiek zależało na większej rozróbie, kotka rozegrałaby to na tysiąc innych sposobów by skłonić kogokolwiek do sięgnięcia po noże. Po drugie zwracała na siebie zdecydowanie więcej uwagi niż to konieczne. Widywał już agitatorów i religijnych fanatyków pragnących podburzyć tłum do buntu operujących bardziej subtelnymi formami przekazu, niż dzikie wrzaski, które przyniosłyby ich słowa dalej niż krasomówcze pokazy. Po trzecie – miała szczęście, a w jej słowach kryło się ziarno prawdy – trafiła na typków raczej nie grzeszących ponadprzeciętną inteligencją, choć nawet oni w końcu doszliby do wniosku, że kotka zwyczajnie ich oszukała. Po czwarte była dość młoda, a podobne sytuacje, jak ta z którą aktualnie się mierzyła nie mogły spotkać jej więcej jak najwyżej parę razy w ciągu jej życia. Gdyby było inaczej – rozegrałaby to mądrzej i wiedziałaby dokładnie na jakie argumenty postawić nacisk, jakie elementy uwypuklić, a jakie zwyczajnie lepiej było pominąć. Plątała się, ale nadrabiała pewnością wypowiedzi. Najważniejsze, że wybiła bandziorów z rytmu, ale pozostawienie jej tu samej sobie generowało niepotrzebne ryzyko. Po pierwsze Barius nie miał ochoty wdawać się w kolejne konflikty i uciekać do kolejnego miasta… no może nie w najbliższym terminie, po drugie, przybył sprzedać swoje świecidełka. Jeśli kotka była tym za kogo się podawała – sama by mu to opchnęła, a gdyby nie, zawsze mógł wrócić tu ponownie. Nie żeby jej do końca nie wierzył, ostatecznie coś tutaj robiła, raczej sądził, że nagięła prawdę do pewnych granic, które lada chwila mogły po prostu puścić. Jeśli się mylił, nie ryzykował zbyt wiele, a jego intencje nie powinny przysporzyć mu więcej problemów niż zostanie tu na miejscu. W jednej chwili drgnął nerwowo, podniósł się z miejsca, wszedł między oprychów roztrącając ich lekko na boki.

- Koniec gadania, ludzie chcą tu robić interesy – powiedział… i chwycił ją w pół jak lalkę czując przedramię wchodzące w warstwę białego, miękkiego futra odsłoniętego fragmentu brzuchu pomiędzy dolną krawędzią gorsetu a paskiem. Zrobił to lekko i bez problemu wyniósł kocicę za drzwi. Zanim jednak te trzasnęły za plecami słychać było szczęknięcie zamka prowadzącego do pomieszczenia, w którym paser przeprowadzał interesy.

- Tylko się nie drzyj, wieję z tej nory, gdybym chciał zrobić ci krzywdę, nie wyciągałbym cię stamtąd – rzucił nerwowo nie wiedząc do końca czy powinien przenieść ją jeszcze kawałek, by zachować stałą prędkość poruszania się, czy może pozwolić jej przejść na własnych nogach. Niedługo później znikali w bocznej alejce, choć żadne z nich nie mogło już tego dostrzec, jeden z ochroniarzy przybytku już ich szukał, przed antykwariat wyszedł też ten bardziej korpulentny bandyta kręcąc żywo głową i wałęsając w lewo i prawo po brukowanej drodze nie mogąc zadecydować, który kierunek ostatecznie obrać.

Hienołacze ucho wychwyciło podniesiony głos pasera i ciężki chód kogoś o dużej wadze jeszcze kiedy byli w izbie. Chciał ulotnić się zanim osiłek zdąży spytać o jakieś problemy i zapamięta jego facjatę, a zbiry połapią się co się wydarzyło. Instynkt zadziałał prędko, dalej sprawy potoczyły się wiadomym torem.

Z pewnością wielkolud nie był typem dżentelmena, mocno trzymał kotkę za puchaty przegub i nie zwalniał kroku sadząc duże susy, chcąc jak najszybciej dojść do skrzyżowania ulicy z kolejną boczną alejką. Nie uważał się za żadnego obrońcę uciśnionych i nie zrobił tego wszystkiego tylko z altruistycznych pobudek.

- Nie wiem czy znasz tego pasera czy nie, ale nie wyglądasz na kogoś z kim zadawałby się jakikolwiek szanujący się sprzedawca kradzionych rzeczy. No, na pewno nie w środku dnia… kotku – rzucił uśmiechając się mimowolnie w kpiarskim stylu. Zatrzymał się dopiero na tyłach jakiegoś sklepu przy wielkich drewnianych beczkach do teraz przesiąkniętych wonią ryb. Puścił jej nadgarstek, wciąż czując aksamitne uczucie pozostawionych na jego dłoni włosków zmiennokształtnej - Jeśli się pomyliłem – śmiało wracaj do środka i przekonaj tych jełopów jeszcze raz, że bez ciebie będą przymierać głodem, być może przeproszą cię, a zamiast wpierdolu dostaniesz kwiaty.

Nie czekając na odpowiedź wychylił się patrząc za siebie czy ktoś aby ich nie szuka. Może mieli zwyczajne szczęście, albo Bariusowi faktycznie udało się zdusić kryzysową sytuację w zarodku, bowiem wszystko wskazywało, że zostali pozostawieni samym sobie. Niezręczna sytuacja, porwał ją – bo tak trzeba było to nazwać- z sobie tylko znanych pobudek. Kocica pewnie uważała, że poradziłaby sobie najlepiej sama. Nikt nie powinien wątpić, że tak mogłoby być – nawet taki nadgorliwiec jak krewki hienołak. Nie był stąd, nie znał tych ludzi, nie znał ani pasera, ani tych nieprzyjemnych gości, ją też widział pierwszy raz na oczy. Być może tak okazywana czujność była początkiem rodzącej się paranoi, może na poły pierwotna natura rozkazywała mu widzieć wszędzie zagrożenia, ale pewnym było to – że mimo swego stylu życia – nadal dychał. A dychał mocno i głęboko wciąż nabuzowany adrenaliną, podobnie do zwierzęcia, ale nie o tym teraz mowa. To czego kotka mogła nie wiedzieć, to fakt, że trzeci gość blokujący drzwi – zdecydowanie najbardziej małomówny nie był tylko pospolitym złodziejem, ale i posiadaczem ładnego noża, którego fragment wystawał pomiędzy fałdami odzienia- krótkiego, lecz o dość egzotycznym kształcie. Nóż posiadał potrójne ostrze, zadawane nim rany miały powodować błyskawiczne wykrawienie się. Nie warto było sprawdzać jego refleksu bez względu na okoliczności. To tylko jeden z powodów, dla których hienołak postąpił tak jak postąpił. Kryminaliści nie znali kocicy z widzenia, a nawet gdyby znali - nie ufali jej. Pewnie właśnie dlatego na sam jej widok część z nich opuściła lewy antykwariat, choć zawsze można było podejrzewać ich o przesądność, choć Barius nie slyszał nigdy o białym kocie przynoszacym pecha. Sami musieli często bywać u pasera, ten bowiem nie kwapił się do tego by dzielić swój czas każdemu z osobna, wolał traktować ich jak petentów każąc czekać w kolejce. Ufał im, albo ufał, że nie zrobią niczego głupiego. Skoro trójka gotowa była zaryzykować reputację by oskubać futrzastą z fantów, musieli czuć się pewnie w siedzibie gospodarza co znaczyło o jakimś stopniu zażyłości. Ona sama darła się, psując mu interes, ochroniarz nie wyleciał przecież jak wicher po to by się odlać, lecz po to by skontrolować sytuację i odpowiednio zareagować. Sama postać pasera musiała być wyjątkowo intrygująca, ponieważ jego nielegalny biznes przy takiej ilości interesantów krecił się na okrągło przynosząc mu prawdziwe krocie, był zapewne dobrze znany i szanowany w półświatku, a takim nigdy nie warto podpadać. Przeciwko kotołaczce i opisywanej przez nią wersji wydarzeń przemawiało tak wiele poszlak, że wymienianie reszty byłoby tylko ugruntowaniem słuszności podjętej przez hienołaka interwencji. Był wnikliwym obserwatorem, zarabiał jako łowca niewolników, świetnie tropił wskazanych ludzi i był bardzo skuteczny. Szansa, że się kompletnie pomylił zawsze istniała, nikt nie był nieomylny, ale doświadczenie kazało mu zrobić… co zrobił.

- Chyba mamy spokój – rzekł dla pewności raz jeszcze patrząc na boki. Nie byłby sobą, gdyby nie udowodnił dobitniej swej dupkowatości. – To jak, przyszłaś coś kupić, a może bardziej… popatrzeć i zapamiętać? – wyszczerzył się szelmowsko, jakby chciał tym samym udowodnić jej i całemu światu fakt, że te słowa nie uszły jego uwadze. Cały ten pośpiech spowodowany był odciągnięciem uwagi rzezimieszków od tych słów dziewczyny, zanim mogliby zinterpretować w sobie znany sposób. - Nie jesteś stąd, jesteś bystra, ale nieuważna, mogłaś to rozegrać lepiej. – rzucił nie chcąc wypaść przy tym na podstarzałego mentora, choć jedną kwestię musiał z siebie wyrzucić. I jesteś jebnięta – nie mogłaś przyjść jako człowiek? – wyrzucił z siebie w typowym dla siebie rynsztokowym języku kompletnie nie rozumując takiego zagrania, którego celowości nie mógł rozgryźć żadną częścią swego mózgu – ani zdziczałego, ani ludzkiego.

-Nie wiem czy kupuję twoją historię, jeśli się mylę – pomożesz mi sprzedać graty, jeśli nie – uratowałem ci dupę. Tak czy inaczej nie powinnaś mieć mi tego wszystkiego za złe i mam nadzieję, że cały ten zachód w jakiś sposób mi się opłaci. No proszę, konkretny gość.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Najważniejsze żeby mieć dobry plan. To podstawa podstaw i bez tego ani rusz, czegokolwiek by się nie robiło. Każdy, kto ma chociaż odrobinę rozsądku w czaszce powinien to wiedzieć. A Kana wiedziała bardzo dobrze. Dlatego od początku miała plan, swój ulubiony i niezawodny. Nosił nazwę ,,Coś się wymyśli"... ewentualnie ,,KTOŚ coś wymyśli". I co? Działało niezawodnie!
Dziewczyna nie zdążyła nawet zaprotestować gdy wielki drab, jedynie o parę centymetrów niższy od wczoraj poznanego przez nią mężczyzny wepchnął się między ogłupiałych bandziorów i chwycił ją, z łatwością unosząc, a potem wynosząc za drzwi. Z początku trochę się wystraszyła sądząc, że chce ją bezlitośnie rzucić na ulicę przez co mogła nabawić się kolejnego rozcięcia na nodze, albo co gorsza rozdarcia ulubionych skarpetek. Odezwał się jednak uspokajająco, a jego ton wskazywał na to, że chwilowo kotka może się zrelaksować, tym bardziej, że jeszcze przez jakiś czas znajdowała się o wiele dalej niż bliżej twardej kostki brukowej. Była tym wszystkim zdziwiona i rozbawiona zarazem z ciekawością oglądając podskakujący równomiernie w jej oczach świat z wyższej niż zwykle perspektywy. Czuła pod brzuchem ruszające się rytmicznie, potężne mięśnie i słyszała ciężki oddech niosącej ją osoby, a także oddalające się odgłosy dochodzące z mieszkania, z którego została wyniesiona. Była to nawet jak dla niej dość nietypowa sytuacja, ale musiała przyznać, że świetnie się jej jechało w ten sposób. Na jej pyszczek powrócił uśmiech, a rozbiegany wzrok czujnie i z radością sprawdzał każde okno, drzwi i bramy, które mijali. W końcu jednak ta zabawa musiała się skończyć i dziewczyna na powrót wylądowała na ziemi, ale nie na tyłku lub twarzy, ale na stopach, tak jak sobie po cichu życzyła. Jej samozwańczy wybawca nie był najmilszym w świecie typem, ale jego stanowczość i pewność w podejmowaniu decyzji bardzo się kotce podobały, przynajmniej w chwili gdy zapewniały jej ochronę i fantazyjną przejażdżkę.
- Tego konkretnego akurat nie znałam. - Przyznała z anielskim uśmiechem, wpatrując się w osiłka morskimi oczami o przyjaznym acz dzikim wyrazie i otrzepała spodenki, by pozbyć się z nich nadmiaru fałdek jaki utworzyły się podczas tej dziwnej ucieczki. - I chyba już nie poznam... - Dodała z lekkim westchnieniem, ale ciszej, tak jakby mówiła do siebie samej, a nie do niego. - Ale nie wiem czemu uważasz, że mieliby się ze mną nie zadawać. - Dodała bardziej zadziwiona niż obrażona choć i to dało się usłyszeć w jej głosie - Wielu mnie lubi... To tutejsi mają jakiegoś focha! - Stwierdziła z niezadowoleniem, ale za to dobitną pewnością. - Doprawdy dziwna z was banda. Dawno nie czułam tylu nerwów w powietrzu. Śmierdziało gorzej jak na targu rybnym! Pomijając fakt, że ja lubię ryby... - Znów dodała do siebie zaglądając przy okazji do woniejących beczek. Mina jaką zrobiła świadczyła jednak o tym, że nie ma w nich niczego co by ją usatysfakcjonowało.
- Zdziwiłabym się jakby chcieli mi jakieś dać jakieś chwaściki... Nie mieli klasy. Ale coś by się poradziło! - Dodała spokojnie, przeciągając się i ukazując w uśmiechu lekko wystające w tej chwili kły. - Dobrze jednak, że interweniowałeś. Nie będę niweczyć tego co osiągnęliśmy. - Zażartowała dając jednocześnie wyraz swojemu zadowoleniu, a także wdzięczności. - Założę się, że dawno nie wykorzystywałeś swoich mięśni do czegoś takiego! - Zaśmiała się i jeszcze raz zerknęła na wychylającego się za róg olbrzyma. Biorąc pod uwagę prędkość jaką osiągał podczas szybkiego marszu, siłę, a także gwałtowność reakcji musiał być wyjątkowo niebezpiecznym typkiem. Albo jak to wolała określać dziewczyna ,,kimś o godnych uwagi umiejętnościach". Tak na pierwszy rzut oka przynajmniej jej się zdawało.
Postanowiła tak jak i on wyjrzeć za róg, ale uznała, że to całkowicie bezsensowne działanie patrzeć w tą samą stronę, postanowiła więc zerknąć na to wszystko z góry. Chwyciła się jakiegoś pręta wystającego ze ściany budynku, oparła stopę o wnękę po wykruszonych cegłach, doskoczyła do mocowania rynny, podciągnęła się, powtórzyła manewr i już dotykała ciemnych dachówek, najpierw rękoma, potem podeszwami butów. Przesunęła się ostrożnie tak, by od strony, z której przybiegli zasłaniał ją komin i wychyliła głowę za jego krawędź. Uważnie prześledziła widoczne stamtąd fragmenty ulic, a gdy poza paroma przechodniami nie zobaczyła niczego co by się poruszało zeszła na dół tą samą drogą co weszła, zeskakując ze znacznej wysokości tuż pod nos uspokajającego się uciekiniera.
- Tez nic nie zauważyłam - Powiedziała by skompletować ich spostrzeżenia i znów otrzepała spodenki. To chyba był już odruch.
- Jak już mówiłam gdybym chciała coś kupić musiałabym wziąć więcej pieniędzy - Burknęła patrząc na niego ponuro od dołu - Śmiej się ile chcesz, ale patrzenie i zapamiętywanie są niezbędne do ubijania dobrych interesów! Nie noszę kasy tam, gdzie nie jestem pewna, że coś mnie zainteresuje. - Dorzuciła dumnie, przekręcając głowę i krzyżując ręce na piersiach, ale nie zamierzała długo trwać w tej pozycji - Lepiej rozegrać, pewnie! Tak zawsze się mówi po fakcie! - Jęknęła przeczesując rękami swoje niebieskie włosy - Teraz to i ja to wiem... choć nie, nadal uważam, że poszło mi nieźle - Nagle jakby całkowicie zmieniła nastawienie i uśmiechnąwszy się z zadowoleniem spojrzała z uwagą na swoje dłonie - Grunt, że teraz jesteśmy tu, a oni gdzie indziej! I że ,,jestem bystra", a ty masz dobre oko. - Wydawała się niezwykle zadowolona z obrotu spraw, mimo iż żadne z nich nie zdążyło załatwić tego po co przyszło do tamtego domu. Z tym, że ona zrobiła to przy okazji, a dla niego mógł to być ważny punkt planu.
Przez chwilę znów słuchała w milczeniu, gdy nagle zrobiła minę tak zdziwioną jakby mężczyzna właśnie przyznał, że jest baletnicą.
- Jako człowiek? Co ty bredzisz? - Zapytała patrząc na niego jak na wariata - Jestem kotołakiem, nie człowiekiem. Widzisz to piękne futerko? Ogonek? Nos, uszy? No właśnie, jak miałabym przyjść jako człowiek? - Spytała sarkastycznie gdy nagle ją olśniło i zaczęła rozumieć o co mogło mu chodzić. - Aaa... Nie jestem przemieniona czy ,,zmiennokształtna" w klasycznym tego słowa znaczeniu... Czasem natykam się na tych, którzy kiedyś byli ludźmi, albo takich, którzy od urodzenia mogą przybierać kilka postaci. Ale ja urodziłam się taka jak teraz, to moje jedyne ciało. - Skończyła z dumą unosząc głowę i wypinając do przodu pierś. Szczerze mówiąc nigdy nie utożsamiała się z tymi, którzy mogli przebywać pod kilkoma postaciami. Nie wiedziała jak ich traktować i zazwyczaj każdy chciał by wyglądało to inaczej. Niektórzy adorowali swoją ludzką część uważając ją za najbardziej pożądaną, inni lubili przebywać w ciele hybrydy, co jej samej było zdecydowanie najbliższe, a jeszcze inni, choć rzadko, żyli jako zwierzęta. I to w sumie też Kana mogła zrozumieć. Nie uważała się jednak za jedną z nich. Nie była zmiennokształtną, a kotołakiem, antropomorfem dumnym ze swojej postaci i nie wyobrażającym sobie życia podług reguł ustanawianych przez ludzkie i elfie społeczeństwa. Nigdy też nie próbowała się im przypodobać i nie pojmowała takiego zachowania. No, ale ona nie czuła się częścią takich społeczności i nie była od nich uzależniona.
- I pomogę ci sprzedać graty I uratowałeś mi dupę - Stwierdziła z typową dla siebie szczerością - Znaczy... mogłabym ci pomóc, ale pewnie będziesz wybrzydzać. Tacy jak ty często wybrzydzają. No i pewnie chciałbyś za to dostać kasę, a mi łatwiej wymienić to na inne towary. Oczywiście potem można je zamienić... - Zastanowiła się - Ale z tym jest sporo zachodu, często trzeba przechodzić na zupełnie inne tereny. Mi to nie przeszkadza, ale ty masz pewnie bardziej napięty harmonogram. - Westchnęła i machnęła ręką - Co właściwie masz do sprzedania? - Spytała po chwili, całkiem ciekawa tego, co może posiadać przy sobie ktoś taki jak on. Jeżeli mówił poważnie mogła pomóc mu znaleźć odpowiedniego kupca, choć to zależało od tego czego chciał się pozbyć. I jak długo z nią wytrzyma.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Gdy kotka potwierdziła przypuszczenia Bariusa dotyczące tego, że właściciela antykwariatu nie widziała na oczy kiwnął tylko wzdychając, tak jakby odczuł ulgę domyślając się tego od samego początku. Kolejne jej słowa tylko go rozbawiły.
- Nie jesteś stąd, no nie? Południe? – zapytał podejrzewając, że tylko tam, gdzieś w dolnej części Alaranii społeczeństwa wielorasowe są na tyle otwarte, by kotołaczka mogła dziwić się jak to możliwe, że jest „nielubiana”.
- Wielu cię lubi, wielu też nie lubi tych, którzy za bardzo rzucają się w oczy – skwitował tylko.- Tutejsi nie tutejsi… masz wiele szczęścia, skoro jeszcze nikt nie dał ci lekcji życia, tacy jak oni zdarzają się wszędzie, i tu i na południu i na północy… no wszędzie – zatoczył dłonią koło w powietrzu by „wszędzie” było podkreślone jeszcze i przez to. Kiedy usłyszał o sobie i o bandzie, obruszył się i to wcale nie łagodnie.
- Nie ma żadnego nas… nie znam tych miernot. – żachnął się z pogardą. Zestawianie go z takimi osobnikami godziło w jego nadęte ego. Nadęte nie bez powodu – był wojownikiem – zarówno w kwestiach profesji jak i w sferze mentalnej, on uważał się za wilka, oni byli jeśli nie owcami, to tylko parszywymi kundlami – mógł to udowadniać 24 godziny na dobę, każdemu i w każdej sytuacji – o ile nie sprowadzało się to do bezsensownego bicia piany i mógł na tym coś zyskać. Tak już miał, rywalizowanie i udowadnianie swej wyższości nad innymi miał wpisane w krew. Instynkt walki o swoją pozycję był w nim tak mocny, że często wypierał nawet ten strzegący jego życia. To było po prostu silniejsze od niego – było częścią pierwotnej natury, której nie mógł kontrolować ani on ani nikt inny. W chwili, gdy kocica napomknęła o smrodzie i targu rybnym, nieco się ożywił, energicznie kiwając głową.
– Taaa, tchórz zawsze śmierdzi tchórzem. Tutaj wymieniali się swoimi poglądami jak fani jednego sportu – szerszy zakres zmysłowego odczuwania świata widać jakoś ich w tym jednoczył.

Wiele można było powiedzieć o Bariusie, ale to, że po tym, jak to nieznajoma stwierdziła, że jakoś by sobie z zastanym ambarasem poradziła wydobył z siebie tylko niedowierzające – Taaa… zadziwiłoby tych, którzy mieli okazję lepiej go poznać. No zdobył się na szczyt powściągliwości, trzymając wzorowo nerwy na wodzy. Widać i sama kocica wiedziała, że dobrze postąpił jednak się wtrącając, co kolejny raz dało mu sądzić o swej przebiegłości, nieomylności czy jak to tam nazwać. Barius nie był próżny i łasy na pochlebstwa, ale świadomość, że ktoś choćby tylko podziela jego zdanie – w takiej czy innej formie, dawała mu jakąś wewnętrzną przyjemność, do której otwarcie nigdy by się nie przyznał. Był tylko typowym samcem, jak większość z nich lubił, gdy ktoś doceniał wykonaną przezeń robotę.

- Wyciąganie kotów z opresji nie należy do stałych punktów w moim rozkładzie dnia – odpalił buńczucznie nawet nie wspominając niczego o wykorzystywaniu mięśni. Pewnie domyślała się, że ktoś o jego predyspozycjach zajmuje się używaniem ich w kwestii zawodowej, co wcale go nie denerwowało. Nawet on sam potrafił widzieć w sobie tylko „mięsień do wynajęcia”, co ani go nie hańbiło, ani wywyższało – opisywało przecież fakt, a z tymi się nie dyskutuje.

Nie spodziewał się, że będzie chciała skontrolować okolicę… z góry.
- Ej, gdzie ty… - nie wiedział czy ją gonić, czy łapać czy jeszcze co innego, ale gracja z jaką wspinała się po fasadzie budynku tylko podkreślała kocią przynależność do bardziej zręcznych postaci jakie napotkał, co też specjalnie go nie dziwiło. Zeskakując znowu poprawiła portki, hienołak wyciągnął mimowolnie głowę przyglądając się jej tyłkowi i zastanawiając się o co chodzi z tym wygładzaniem gaci, które widać było dla niej bardzo ważne, ale nijak tego nie skomentował.

-Zależy co nazwiemy ubijaniem interesów –odparł uśmiechając się szyderczo. - Założę się, że w zapamiętywaniu co gdzie leży jesteś wyjątkowo dobra, co nie? Nie inaczej – sugerował w dość subtelny sposób, że dziewczyna poszła tam zrobić rekonesans przed włamem.

-Jesteś taka… od początku?!- Barius spodziewał się wszystkiego ale nie tego. Wytrzeszczył oczy patrząc na nią podejrzliwie, chyba oczekując, że istota go nabiera, zwłaszcza, kiedy powiedziała to z takim zadowoleniem i dumą eksponując pierś. - Jaja sobie robisz? – dopowiedział celowo przyglądając się jej bliżej, wodząc spojrzeniem od góry do dołu po każdym centymetrze jej sylwetki chcąc chyba wypatrzeć jakiś mankament mogący świadczyć o jej oszustwie, ale z każdą mijającą sekundą nie przynoszącą kociego „żartowałam” zaczynał się z tym oswajać.- To… pewnie trudne. – wypalił kolejny raz zestawiając swą opinię ze swymi doświadczeniami. Przecież jego nie wpuściliby dosłownie nigdzie, gdyby paradował w swej zmutowanej formie! Co prawda kotka wyglądała przy nim jak pluszowa zabawka, co stawiało ją zdecydowanie na uprzywilejowanej pozycji, niemniej musiało sprawiać, że jej życie było cięższe niż istot posiadających zdolność powrotu do ludzkiej postaci. - Serio jesteś jebnięta! – wypalił, ale w jego głosie było coś pomiędzy kpiną… a podziwem. - Co zamierzałaś zrobić, jeśli twój plan poszedłby w pizdu? Wskoczyć na sufit licząc, że cię nie ściągną? Uważaj na siebie kocie, chyba nie wiesz jacy potrafią chodzić po tej ziemi – ostatnie zdanie brzmiało wręcz ojcowsko, choć bez żadnej nuty tonu brzmiącego w stylu „Dobrze ci radzę i powinnaś tak właśnie zrobić młoda damo!”, raczej jako życzliwa przestroga. Była jak oderwana od tego świata, zbyt ufna, zbyt naiwna i pewna siebie, Bariusa zastanawiało głównie jakim cudem chodziła jeszcze w jednym kawałku. Oczywiście jej białe futerko maskowało warstwę gołej skóry, ale prędkie spojrzenia nie wychwyciły ani nadszarpniętych uszu, ani pajęczych nitek dookoła oczu świadczących o wielu stoczonych bójkach. Może jej rany dobrze się goiły, ale tak czy inaczej, na pierwszy rzut oka wyglądała raczej na nietkniętą nie licząc jakiejś kontuzji nogi… łapy? Biorą pod uwagę jej podejście do ludzi i świata, była prawdziwą szczęściarą… a skoro miała tyle farta…

Barius raz jeszcze przekrzywił głowę, wyciągnął bezceremonialnie łapy i chwycił ją za ramiona, naciskając sporymi kciukami na bicepsy kotki. Fakt faktem jej futro było bardziej miękkie od jego nieco sztywnej, szczeciniastej sierści.
- Umiesz walczyć? – zapytał zabierając łapska, nie była jakoś specjalnie muskularna, co nie powinno być dla niego jakimś zaskoczeniem.

- Nie jestem wybredny – odciął się… bo nie był. - Nigdzie się nie śpieszę, nie jestem handlarzem, nie muszę biegać za pieniędzmi tam gdzie mi ktoś każe… -odparł i chyba tylko on wiedział co naprawdę miał na myśli. - W istocie… mam już dość biegania z miejsca na miejsce zarabiając grosze… Byłaś kiedyś na statku? – dopytał i raczej nie chodziło mu o turystyczną wizytę na pokładzie, ale służbę na jakimś okręcie. Pytanie o towar do sprzedania jakoś dziwnie nie wydawało się wiele go obchodzić, zwłaszcza, że podobno od samego początku chodziło mu o upłynnienie towaru. - Drobiazgi, biżuteria, nawet ładna – mówił, ale w jego głosie nie słychać było cienia ekscytacji. - Masz tu jakiś znajomych?- Widać temat jej osoby interesował go dużo bardziej niż rueny z bibelotów.
Ostatnio edytowane przez Gwenfyvar 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Nie pogrubiamy dialogów
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Mimo ciemności i pewnego chłodu, który przemykał między surowo wyglądającymi budynkami wraz z wiatrem wpadającym przez bramy i szczeliny w zaułku robiło się według Kany coraz przytulniej. Pogawędka z mężczyzną była ciekawą odmianą po spokojnie spędzonym poprzednim wieczorze oraz dzisiejszej awanturze w ,,antykwariacie", a zapach ryb przyjemnie podrażniał koci nosek, uświadamiając jej jednak, że znowu jest głodna. Nie żeby nie była przyzwyczajona do takiego stanu, ale nieco ją to rozpraszało każąc jej zerkać od czasu do czasu na oświetloną słońcem ulicę malującą się jasnymi pasmami szarości i brązu za sylwetką nieznajomego, który tylko z sobie znanych powodów nadal tutaj stał i kontynuował rozmowę. Zawsze gdy była głodna jej myśli krążyły w okół poszukiwania posiłku, co było echem pierwotnych instynktów, ale potrafiła nad tym zapanować. Jeżeli chciała. A póki co było jej to na rękę.
- Na południu się urodziłam... Konkretniej na południowym wschodzie, ale byłam też w innych miejscach. Lubię podróżować. - Odpowiedziała na jedno z pytań nowego prawie-znajomego, po czym już padło kolejne stwierdzenie, którego nie zamierzała ignorować - Nie dał, co? - Pierwsze słowa wypowiedziała cicho, jakby w zamyśleniu, po czym powróciła do poprzedniego stanu i tylko lekko wzruszyła ramionami - Nie powiedziałabym tego, ale jak uważasz. - Uśmiechnęła się - Tamte typki były agresywne i tępe, ale to wszystko. To że jestem od nich słabsza nie świadczy o ich zdolnościach. - Zastanowiła się chwilkę - Gdybyśmy byli na otwartej przestrzeni nie mieliby szans. Po prostu głupio się podstawiłam - Przyznała, ale nie wyglądała na bardzo przejętą swoją pomyłką - Tacy jak oni zdecydowanie nie są od dawania mi lekcji. Jeżeli jakąś otrzymałam to od losu, bo ich tam postawił, od siebie, bo ich nie do końca rozsądnie zignorowałam i od ciebie, boś zrobił coś naprawdę dziwnego! - Nie mogła powstrzymać chichotu rozbawienia, ale brała tę sprawę na poważnie. Potem na chwilę przestała komentować, ale po akcji z dachem rozmowa znów zaczęła ją wciągać. Mężczyzna najwyraźniej musiał coś mieć do jej metod i umiejętności, bo ilekroć o tym wspominał miała wrażenie, że się z niej nabija.
- Ubijaniem interesów nazwiemy moje bogacenie się. - Odparła bezceremonialnie z przebiegłym uśmiechem - I tak, jestem PERFEKCYJNA w tego typu rzeczach - Odpowiedziała na jego insynuacje nie zagłębiając się w detale i zbędne szczegóły. Niech myśli co chce skoro ze swoich domysłów najwyraźniej czerpie niezłą satysfakcję. Jego nastawienie jednak diametralnie zmieniało się jeśli chodzi o jej wygląd. Albo raczej postać. Najwyraźniej bardzo go to szokowało, a dziewczyna nie mogła zrozumieć dlaczego. Co prawda sama nie znała wielu niezmieniających się ,,zmiennokształtnych" i wiedziała, że są oni póki co mniejszością wśród tej rasy, ale uznawała to za normalne i sądziła, że jest to wiedza dość powszechna. Stojący przed nią mężczyzna, świadomie czy nie, na każdym kroku chciał jej chyba udowadniać, że się myli.
- To aż takie dziwne? - Spytała tym razem ona z podejrzliwym niedowierzaniem, ale reakcja draba była odpowiedzią samą w sobie - Nie jesteś z południa, no nie? Lochy? - Spytała kpiąco, parodiując jego wcześniejszą wypowiedź. Chyba tylko tam mogły rozwijać się istoty o tak stereotypowych poglądach. Nawet jeżeli przez lata uzbierały więcej doświadczeń, musiały one być chyba niezbyt urozmaicone - tylko tak Kana potrafiła wyjaśnić sobie niektóre zapatrywania osób starszych od niej, jednocześnie w naturalnym odruchu szanując ich wiedzę, nawet jeżeli nie ze wszystkim się całkowicie zgadzała.
- Trudne? A co w tym trudnego!? - Teraz jej zdumienie osiągnęło pułap zarezerwowany dla wygranych na loterii i znajdowaniu w trawie ,,Złotych Gryfów" - Czy z naszej dwójki na pewno to ja jestem nienormalna? - Zadała retoryczne pytanie, ledwie powstrzymując się od pukaniem palcem w tors zdziwaczałego w jej opinii rozmówcy. - Moja fizjonomia ma wiele zalet, o których inni mogą tylko pomarzyć! Mam zmysły czulsze od ludzkich, jestem bardziej wytrzymała niż elfy i zwinniejsza niż... wiele innych ras. To oni mają przechlapane - są ograniczeni, uzależnieni od cywilizacji, albo... albo magii! Fuj! Jak nie jedno to drugie, ale bez tego nie potrafili by sobie poradzić - Prychnęła, bo choć ceniła różne rasy za ich atrybuty bywała rozbawiona ich brakiem umiejętności przetrwania w sposób najbardziej naturalny, który lubili z resztą zwać ,,prymitywnym". Choć oczywiście wiedziała, że są i tacy, którzy nie mają z tym problemów, a których ze względu na ich atrybuty czy zdolności lepiej obchodzić szerokim łukiem. Nie wiedziała o co konkretnie chodzi mężczyźnie, stąd pierwsze co jej przyszło do głowy to ograniczenia fizyczne, których nie znajdowała u siebie zbyt dużo. Dopiero potem zaczęła zastanawiać się także nad innymi aspektami jej życia, które ktoś mógłby uznać za trudne, ale i tu nie za wiele dostrzegła.
- Po prostu chodzisz gdzie Ci się podoba, odpoczywasz na łonie przyrody, biegasz po miastach... czasem zdarzają się akcje takie jak te przed chwilą, ale bez przesady, tak nie jest wszędzie i nie zawsze. A jeśli jest to po prostu chodzę po dachach. A jak to nie pomaga to w nocy. A jak chcą się mnie pozbyć to idę gdzie indziej, proste. Niektórzy nie zwracają na mnie uwagi, inni się boją, a inni są ciekawi... dzieci mnie lubią. Tak, one są zabawne! - Kana nagle się ożywiła, bo harce z dzieciakami były dla niej odprężającą rozrywką. Jeszcze do niedawna nie lubiła tego aż tak bardzo, bo sama była nieletnia i z miejscowymi szkrabami często się wykłócała - musiała zasłużyć na to by dołączyć do zabawy. Teraz natomiast odruchowo stadka pociech mówiły do niej ,,proszę pani" automatycznie obdarzając ją szacunkiem, który nastawiał ją do nich bardzo pozytywnie, a jednocześnie to właśnie ta grupa wiekowa była najbardziej otwarta na takie dziwolągi jakim w odczuciu co poniektórych była. Tak, nigdy nie pomyślała, że wyrośnie na kogoś kto lubi spędzać czas z młodszymi od siebie - kiedy sama miała nie więcej niż metr wysokości uwielbiała udowadniać, że jest silniejsza, sprawniejsza i rzucała się z rykiem na uciekających rówieśników bawiąc się w tygrysa. Teraz wielu z tych pogryzionych przez nią chłopców, biegających wtedy w krótkich spodenkach i z potarganymi czuprynami mogłoby ją bez problemu unieść, choć niekoniecznie udałaby im się ją złapać.
- Jestem po prostu niepowtarzalna - Uśmiechnęła się w odpowiedzi na dosadne stwierdzenie o jej zdrowiu psychicznym, a zaraz potem została pochwycona przez wielkie łapska, które co prawda nic jej nie chciały zrobić, ale w które w pierwszym odruchu chciała wbić ostro zakończone paznokcie. To jednak jedynie odruch, a gdy zorientowała się o co chodzi nieznajomemu uśmiechnęła się jedną stroną ust, rozbawiona jego bezceremonialnością.
- Walka nie jest czymś co mnie interesuje - Odparła z godnością, siadając na zamkniętej beczce - Nie jest mi to potrzebne... - Po tych słowach zastanowiła się jednak, co było widać po jej minie i chwilowym znieruchomieniu nóg, którymi uprzednio zaczęła delikatnie machać.
- Choć w sumie umiem bronić się za pomocą sztyletu (kiedy go mam) i zadać celny cios jeśli nadarzy się okazja... ale nie walczę jeśli nie muszę - Stwierdziła i znów zaczęła machać nogami w długich, skórzanych butach. - Chyba, że z agresywnymi zwierzętami jeśli się z nimi nie dogadam - Dodała, bo o ile miałaby niewielkie szanse by pokonać siłą zwykłego mężczyznę to zadziwiająco dobrze radziła sobie ze zwierzętami odczytując ich zachowania i dostosowując się do praw rządzących ich zachowaniami. Tak, zwierzęta nie grały ,,nie fair", a Kana rozumiała je dużo lepiej niż niepowiązane z naturą humanoidy co dawało jej pewną przewagę na tym polu.
- Zakładam za to, że ty umiesz - Przez jej twarz przewinął się cwany uśmieszek, ale szybko zniknął, gdyż dziewczyna wstała i zajęła się innym tematem, który przykuł jej uwagę.
- Na statku? Bardzo dawno! Chyba miałam z 10 lat... o pamiętam, to! - Poziom jej ożywienia wyraźnie podskoczył, a ona sama niemal klasnęła w dłonie przypomniawszy sobie szczegóły. - Wślizgnęłam się na pokład nocą... Ale chwila, nie! Nie będę mówić z pustym żołądkiem! Chodź, pokażę Ci mojego nowego ,,znajomego" i coś zjemy! - Wykrzyknęła radośnie i już nie było jej w uliczce, kierowała się natomiast żwawym krokiem do sąsiedniej alejki gdzie wyczuwała stoisko z jej od dzisiaj ulubionymi kanapeczkami. Nie obejrzała się ani razu, za to już z daleka pomachała podejrzanie wyglądającemu straganiarzowi, który w odpowiedzi lekko skinął głową i albo jej się zdawało, albo lekko się uśmiechnął.
- Dwie poproszę! - Zdecydowała dziewczyna jeszcze nim stanęła przed kramem i wyciągnęła odpowiednie monety. - Czy stałemu klientowi nie należy się trzecia gratis?
- Przychodzisz tu dopiero od dzisiaj! - Wykrzyknął zdziwiony właściciel, przez co czapka o mało nie zsunęła mu się z głowy.
- Wiem, ale w zakupach wyrobiłam już niemal tygodniową normę! - Odparła niemalże z dumą i wskazała dobitnie na jeszcze jedną bułkę. - Ta mi się podoba, ma ładne oczy.
Było to stwierdzenie na pozór bezsensowne, ale sprzedawca zrozumiał aluzję i spojrzał na kotkę ponuro.
- Odstraszasz klientów - Mruknął starając się zignorować jej oczekiwania.
- Klientów? - Spytała zaskoczona - Myślałam, że nie masz klientów - Wypaliła szczerze, już rano bowiem dowiedziała się, że interes średnio się kręci. - Ale spokojnie! Mnie bardzo smakują... a trzecia gratis smakowałaby mi jeszcze lepiej! - Uśmiechnęła się i spojrzała niewinnie na ukrywającego się pod czapką faceta.
- Jesteś piekielnym pomiotem, wiesz o tym? - Jęknął zrezygnowany, a ona z uśmiechem pokiwała głową. - Masz i zabieraj, ale spróbuj zjeść jutro gdzie indziej to inaczej porozmawiamy - Mówiąc to wyglądał poważnie, ale dziewczyna była pewna, że jest jego ulubionym klientem chociażby ze względu na jej niekiedy niepohamowany apetyt.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

Lubiła podróżować… no niemożliwe. - Właśnie widzę – uśmiechnął się z kpiącą manierą, ale nie miał niczego złego na myśli. Tak sądziłem. – ucieszył się zgadując rejon pochodzenia.

- Masz dwie łapy, ogon, głowa też jeszcze siedzi na karku. Widywałem różnych w gorszym stanie, tylko dlatego, że byli w złym miejscu o złej porze. Nie wyglądasz na przestraszoną życiem, co samo w sobie jest prawdziwym fenomenem – odrzekł i aż trudno było uwierzyć, że w jego zakazanej japie ulęgło się słowo takie jak „fenomen”. Hienołak uśmiechnął się słysząc uwagę dotyczącą sposobu odbierania „życiowej edukacji”. Jeśli te szumowiny nie były od dawania jej lekcji to kto posiadał odpowiednie kompetencje?

- Takie życie… robienie dziwnych rzeczy weszło mi w krew… - powiedział spokojnym tonem, w którym próżno było szukać nuty emocji. Widać mało co potrafiło już go ruszyć.

- Nie wątpię kotku – wypalił domyślając się, że w złodziejskim fachu musi być naprawdę dobra. Sama umiejętność tak prędkiej wspinaczki wykorzystywana przez zmyślną głowę mogła stać się źródłem potężnych, choć niezbyt legalnych dochodów.

Słysząc „lochy”, na jego twarzy zagościł trudny do rozszyfrowania wyraz. Kana nie znała go więc nie musiała przypisywać do tego większej wagi, jednak gdyby spędziła z nim trochę więcej czasu, zauważyłaby, że pewne emocje nawet na tak gruboskórnej i prostej istocie jak Barius, kreślą niezapomniane linie wspomnień, wciąż żywych i wyraźnych, choć z pewnością niezbyt często odświeżanych. Coś w postaci, krótkiego, nikłego uśmiechu zniknęło z twarzy wielkoluda tak prędko, jak się pojawiło, jednak przez to mgnienie oka, wyglądał jakby wspominał coś z żalem, cierpieniem, ale i tęsknotą. Barius nie był specjalnie sentymentalny, ale jego młodość… to chyba cień nostalgii wywinął mu figla odmieniając na chwile, twarde i szorstkie oblicze starego najemnika. Poruszył szczęką chcąc w pierwszej chwili coś powiedzieć, ale tylko cicho mruknął nie chcąc widać drążyć tematu. Puścił jej tylko oko, jakby przyznając zwycięski punkt kotołaczce.

Nie przypominam sobie, bym poznał kogoś, kto nie potrafił wywrócić… futra na lewą stronę. – puścił jej oko, widać zadowolony z tego, że jakiś głos podsunął mu taki zmyślny tekst… Generalnie Barius rzadko kiedy zaskakiwał, a jeśli już to tylko w tą złą stronę. Nie był głupi, ale pod względem kontaktów międzypersonalnych z powodzeniem można było go nazwać w jakimś stopniu upośledzonym. Śmieszyło go to co innych żenowało, cieszyło to co innych napawało obrzydzeniem. Był odszczepieńcem, któremu było z tą społeczną ignorancją szczęśliwie, a może po prostu taka rola przylgnęła do niego tak mocno, że nie potrafił jej zrzucić. Kto powiedział, że jestem normalny? – zaśmiał się… a raczej zachichotał w jakiś dziwny, charczący, niepokojąco zwierzęcy sposób. Wykład o wyższości zwierzoludzi nad resztą istot słuchał z rozrzewnieniem, na koniec rzucił tylko enigmatycznie – Mów mi tak jeszcze… - w jego oczach pojawił się zadziorny błysk. -Taa… magicy są najgorsi – dopowiedział tylko potakująco kiwając głową. Sam liznął coś z szamańskich rytuałów, ale było to raczej kwestią wychowania niż w pełni świadomego wyboru. Z rzadka odwoływał się do magicznych sposobów, wykorzystując je jako „doping” pomagający jego ciału przezwyciężać pewne ograniczenia, jednak prawdę mówiąc, nie robił tego chyba od ładnych paru lat. Nie było potrzeby.

Kiedy powiedziała, że walka jest jej niepotrzebna uśmiechnął się złowieszczo. Była młoda i tak słodko naiwna, że przez to na swój sposób urocza. - Może cię nie interesować, jednak z tym brakiem potrzeby bym nie szarżował. - wydumał spoglądając kpiarsko w jej kocie oczy. – Nie znam cię, ty nie znasz mnie, ale wybór tego, czy potrzebujesz tych umiejętności nie zawsze będzie zależał od ciebie. Mógłbym udowodnić ci to już teraz i dobrze wiesz, że nie miałabyś najmniejszych szans. Zastanawia mnie… co sprawia, że ryzykujesz tak wiele, nie mając żadnej gwarancji na jakikolwiek zysk. Jesteś szalona… - odpowiedział i odsunął się opierając plecami o mur budynku. Przesunął dłonią po kieszeniach zdając sobie sprawę, że nie ma przy sobie ani manierki, ani nawet przekąski, na którą nagle nabrał ochoty, tak jakby koniecznie w tej chwili musiał się czymś zająć.

- Nie zawsze trzeba grać va banque by coś zyskać, ale cierpliwość… przychodzi z wiekiem – odparł nieco odrywając się chyba od głównego nurtu rozmowy. Na kolejne pytanie z początku tylko się uśmiechnął. – Tak, dlatego wciąż żyję. – odparł chyba już nawet buńczucznie, choć biorąc pod uwagę jego posturę, oraz liczne ślady walk, które odcisnęły swe piętno na jego ciele, należało to brać raczej jako głos doświadczenia, a nie przechwałki. Reszty wolał póki co nie dopowiadać, bowiem kotka skupiła się na wątku, który go mocno interesował. Postanowił nie przerywać, toteż poszedł grzecznie do jej „znajomego” obserwując jak poradzi sobie z dobijaniem targu. On sam nie wziął nic – nie dlatego, że nie był głodny. Gdyby zeżarł taką bułkę, tylko narobiłby sobie smaku. Kupowanie tuzina nie miało sensu – mógł się zapchać i oszukać głód, ale on wolał się najeść, a nie walczyć z żołądkiem o kontrolę nad wlasnym ciałem.

Kiedy się oddalili postanowił wrócić do swoich rozważań. – Uratowałem cię z dwóch powodów. Po pierwsze, nie sądzę byś miała pchły. Barius w dość „oryginalny” sposób starał się obejść temat od… powiedzmy drugiej strony dyskryminowania kotołaczki. Może to jakaś zwierzęca solidarność, tak czy inaczej, widać cała sytuacja po części dotknęła i jego, choćby w jakiś dziwacznie odbitym świetle. - Po drugie, potrzebujesz kogoś, kto zrobi z ciebie użytek. – no tutaj był już zadziwiająco bezpośredni, choć nie było widać, by przejął się tym ani w małej części. - Masz w oczach ten błysk, który odróżnia nas od tych, którzy przeżywają życie w bezpiecznych czterech ścianach. Tak jak ja i wielu innych masz pęd ku przygodzie – nie ważne jakiej… nie lubisz nudy. Te skoki adrenaliny – powiedział markując uderzenie pięści na jej twarz zatrzymując tuż przed nosem, chcąc chyba dobitniej by poczuła sens jego słów w praktyce - sprawiają, że żyjesz. To że zasypiasz w jednym kawałku tylko dodaje skrzydeł, pozwala ci czuć się żywą, pełną, niepowstrzymaną... lub wolną – tu przerwał patrząc na nią. – To nic złego – powiedział jakby miało to ją uspokoić. - Problem w tym, że takie jasne… hmmm… - tu się zamyślił, chcąc chyba pozować na kogoś mądrzejszego niż był w rzeczywistości szukając odpowiedniego słowa – świeczki, wypalają się szybko… i młodo. Skończyłbym jako trup, gdyby ktoś nie podjął decyzji za mnie. Nie miałem wyboru – musiałem nauczyć się walczyć i być może powinienem być za to wdzięczny do ostatniej chwili, jaką dane mi będzie przeżyć. Ty nie wyglądasz mi na wojownika, prawdopodobnie nigdy nim nie będziesz. – tu już nie wytrzymał i musiał wytknąć jej pewną rzecz, o której wspomniała wcześniej. – Sztylet trzyma się nie po to by się bronić, nosi się go po to by kogoś zabić – żachnął się, ale spodziewając się rychłej odpowiedzi rozmówczyni prędko wrócił do tematu.

– Do rzeczy. Masz spory talent do pakowania się w kłopoty, jeszcze większy do wychodzenia z nich cało. Potrafisz kraść, a masz predyspozycje by być w tym mistrzynią. Jeśli przestaniesz myśleć o tym co robisz i jakie mogą być konsekwencje twoich wyskoków, skończysz jako trup. Brawurowa akcja, zły obrót spraw, złe miejsce lub czas – bum… nie żyjesz. W końcu się doigrasz. Widziałem nie takich chojraków, sam nie byłem święty, ale jakoś się udało. Byli lepsi od ciebie, a zgubiło ich jedno… - uważali, że wiedzą wszystko najlepiej. Chciałem cię sprawdzić… masz dwa wyjścia . Każdy z nas idzie w swoją stronę jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Będziesz wiodła te swoje wesołkowate życie dopóki jakiś szajbus nie wbije ci noża w nerki, a może weźmiesz kredyt i zmienisz pracę – nie dbam o to, traciłem czas by zaproponować ci drugą opcję. Możesz skorzystać z pewnej oferty, która może być przygodą, której ominięcia nie wybaczyłabyś sobie do końca życia. – no to wystrzelił. Prędzej czy później popełnisz błąd – nikt kurw@ nie jest nieomylny. – powiedział naciągając materiał swego okrycia by pokazać liczne blizny mające przekonać ją, że nawet taki popieprzony gbur i zarozumialec jak on, wie, że nie jest wybrańcem bogów, którzy będą usuwali mu kłody z drogi. Potrzebujesz pleców, nie ważne czy będziesz chciała napadać na dzieci, starców czy szefów podziemnego świata. Sama nie dasz sobie rady, nie w tej branży i cokolwiek sobie myślisz – błagam, nie próbuj mi udowadniać, że jesteś lepsza w czymkolwiek ode mnie czy od tamtych matołów, którzy chcieli przetrzepać ci dupę. Jesteś złodziejką, kryminalistką – to, że twoja miła mordka wygląda dość niewinnie tego nie ukryje. Siedzisz w tym gównie jak każdy z nas, a każdy z nas potrzebuje czasem kogoś, kto nas z tego wyciągnie, kiedy przydarzy się ta chujowa chwila powinięcia się nam nogi na jakiejś dupereli. Nie mam już ochoty włóczyć się bez celu z miasta do miasta udając, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie jest, nie po to zabiłem tylu skurwysynów, nakradłem i przepiłem tyle złota, że żal wspominać, by umierać jako jakiś nic nie znaczący bandyta u kresu swych dni. Los daje nam szansę i chcę ją wykorzystać. – to mówiąc spojrzał na nią. - Potrzebujemy ludzi – to miasto ma pochowaną masę dobrej stali, która leży tylko bezużytecznie. Moglibyśmy rozdać ją potrzebującym – rzucił chcąc poznać jej pierwszą reakcję.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Przez większość czasu Kana słuchała mężczyzny na pozór nieuważnie, tak spojrzenie jak i kły wtapiając w świeżo zakupione bułeczki, które stawały się jej ulubionym przysmakiem. Aż żałowała, że nie zatrzymuje się tu na dłużej, gdyż wątpiła, by spotkała te szemrane kanapki gdzie indziej. Co za dziwne miasto - tyle fajnych rzeczy - tu jedzenie tu gburowaty wojownik... choć w sumie kotka nie użyła by słowa ,,gburowaty" na opisanie postaci, z którą rozmawiała. Może to było i dziwne, ale czuła się przy nim jak przy rówieśniku, tylko dużo bardziej doświadczonym, czego nie mogła mu nie przyznać i co odruchowo szanowała. Na jej gust był całkiem zabawny, bystry i przede wszystkim - interesujący. Miał coś co takie istoty jak ona przyciągało - z jednej strony rozumieli się i miała wrażenie, że są podobni, choć z drugiej ich opinie niejednokrotnie się różniły i to ona częściej miała lądować na przegranej pozycji, co wcale jej nie zniechęcało, wręcz przeciwnie - zachęcało tylko do dalszej dyskusji. W niektórych punktach nie zamierzała z resztą iść na kompromis, ale czasem starszy od niej bandzior samymi stwierdzeniami czegoś ją uczył. A Kana lubiła w taki prosty sposób zdobywać informacje. I jeśli ten facet miał zamiar cały czas jej coś wytykać to lepiej dla niej - im bardziej ktoś jest krytyczny tym więcej swoich słabych punktów jesteś w stanie dzięki niemu odkryć. To niegłupie tak słuchać. Nawet jeśli nie do wszystkiego dziewczyna była przekonana, a z niektórymi opiniami jawnie się nie zgadzała, to jednak po tej chwili rozmowy z całą pewnością mogła stwierdzić, że szanuje tego płaszczowego zrzędę i chciałaby... jeszcze trochę wykorzystać dostęp do jego punktu widzenia. Zawsze lubiła gadać ze starszymi od siebie, a już zwłaszcza z takimi przy których nie czuła tej różnicy wieku. Nawet jeśli słychać ją było w wielu słowach - jednak odczuwanie tego to co innego niż znanie faktu, a nieznajomy tak czy siak nie był wszechwiedzący, wręcz przeciwnie - ograniczony tak jak ona, tylko w drugą stronę. I to było najciekawsze.
Przełknęła kolejny duży kęs i powróciła do tematów dotyczących walki:
- Cierpliwość czasem nie przychodzi nigdy - Stwierdziła, choć to faktycznie były raczej rzadkie przypadki - Cierpliwość to cecha charakteru. Inni ją mają i będą mieć jej więcej, inni nie mają, a ograniczać ich na starość będzie tylko niedomagające ciało. Poza tym nie powiedziałabym, że ja akurat jestem niecierpliwa. Wręcz przeciwnie, choć faktycznie lubię szybkie akcje. Jestem tylko... trochę nierozsądna. Ale rozsądek może akurat przychodzi z wiekiem - Zaśmiała się i znowu dziabnęła bułkę.
- Kiedyś mówili mi to samo! Mówili, że powinnam nauczyć się walczyć! Gerard to ciągle powtarzał. A byłam jeszcze młodsza niż teraz... Ale jakoś tak zawsze odmawiałam. Myślę, że w razie czego umiałabym się obronić, ale dla mnie najważniejsza zawsze była możliwość ucieczki. Nie widziałam i z resztą nie widzę potrzeby by machać mieczem czy bawić się godzinami z łukiem tylko po to by komuś robić krzywdę. Jeśli kiedyś na kogoś się napatoczę i okaże się, że źle trafię to będzie moja wina, nie? - Dobry humor w ogóle jej nie opuszczał - Nigdy nie możesz być stuprocentowo pewny na kogo wpadniesz, ale jak widzisz... Jesteś starszy więc miałeś więcej czasu by sobie nazbierać, ale w porównaniu ze mną masz o wiele więcej przykrych doświadczeń i więcej ran. Ja mam z parę blizn, chociaż się kryją pod futrem i mało które zadał mi człowiek - większość moja własna nieuwaga. Mówisz, że umiesz walczyć i sama widzę, że z ciebie nie byle goryl, a ja nie umiem i jestem przesłodko naiwna. I kto więcej razy oberwał? - Spojrzała na niego z dobitnym błyskiem w oku i przez chwilę wyglądała jakby sama miała zamiar zaatakować. Było to jednak jedynie wrażenie, a Kana przeciągnęła się tylko rozpogodzona - Poza tym miałam już tyle możliwości, by zniknąć Ci z oczu, że na palcach to raczej nie policzysz. Co nie znaczy, że posiadając umiejętności walki nie będę mieć większych szans - Dodała, by nie było, że nic do niej nie dociera. Wiedziała także, że i on miał masę szans by ją dorwać, ale żadne z nich nie wykorzystywało owych okazji. - A to granie ,,va banque"... tak chyba od zawsze robię. - Stwierdziła nieco innym, mniej beztroskim tonem i wzruszyła ramionami. Mężczyzna patrzył na świat tak odmiennie, że czasem trudno jej było na niektóre rzeczy odpowiedzieć. Zmuszał ją do myślenia gburnik jeden. Ale jak widać i ona nie była dla niego takim prostym w obsłudze rozmówcą, choć sama rozmowa toczyła się nadspodziewanie sprawnie. A skoro dziewczyna powiedziała swoje mogła wrócić do bieżących tematów:
- Faktycznie, nie mam pcheł, dzięki żeś zauważył - Wymlaskała niedbale podziękowania, ale zaraz potem musiała skupić niemal całą swoją uwagę na nieznajomym, gdyż ten przemawiając nakręcał się coraz bardziej, mówiąc już monologiem o bliskich jej sprawach,a w dodatku w taki sposób, że zaskoczona zapomniała zupełnie o podgryzaniu kanapki. Do tej pory facet nie był cichy, ale nie był też zbyt wylewny, teraz natomiast ruszył z kopyta i mało kiedy Kana miała okazję by się wtrącić. Z resztą była zbyt zaciekawiona żeby przerywać - kiedy ktoś gadał w ten sposób należało wychwycić możliwie jak najwięcej słów i dobrze je zapamiętać. One często mocno świadczyły o tym, kto je wypowiadał i to o wiele dokładniej niż wszystkie przemyślane pytania i odpowiedzi. Te zdania były spontaniczne i szczere, nie dające się okiełznać i ułożyć w kpiarską formułkę mającą na celu oszukanie lub zamaskowanie własnych intencji. No, przynajmniej poniekąd.
Dziewczyna słuchała, a kiedy o mało nie dostała w twarz tylko szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia, po to by zaraz na powrót wlepić je w twarz towarzyszącego jej dżentelmena. Miał chłop zamach, nie mogła zaprzeczyć. I świetnie panował nad swoim ciałem. Faktycznie nie byle z niego osiłek. Kiedy jeszcze nie mogła odpowiedzieć zaczęła głębiej zastanawiać się nad niektórymi posłyszanymi zdaniami. Co znaczyło, że ktoś podjął decyzję za niego? To ciekawiło ją najbardziej. Zaraz jednak padło stwierdzenie, którego nie mogła skwitować milczeniem, a które odwróciło jej uwagę od tej ciekawej zagadki:
- I właśnie przez takich jak ty mamy opinię antyspołecznych zbirów - Mruknęła w odpowiedzi na wzmiankę o sztylecie przewracając z niezadowoleniem oczami. Kiedy ktoś jest naprawdę silny nie musi zabijać. I kiedy ktoś umie uciekać... i kiedy nie chce ranić... A więc on nie był najsilniejszy, nie przodował w ucieczkach ani nie miał oporów. Czy tak? Chwilowo wolała nie oceniać.
Po tym znów zamieniła się w słuch i milczała posłusznie aż do końca wywodu zerkając na mówcę niebieskimi oczami o nieokreślonym, tajemniczym wyrazie. W przeciwieństwie do nich jej mordka była niemal zawsze szczera i malowały się na niej otwarcie wszystkie emocje od lekkich grymasów po złość i zadowolenie.
Kiedy mężczyzna skończył Kana jeszcze raz obejrzała go od stóp do głów, rozejrzała się dookoła, po czym chwyciła go za potężną rękę i pociągnęła w kierunku alejek prowadzących ku wyjściu z miasta.
- Chodź za mną - Powiedziała tylko, tonem bardzo zdecydowanym i wyraźnie przespieszyła kroku.

Kiedy, po dłuższej chwili sprawnego marszu znaleźli się na otwartej przestrzeni, nieopodal drogi prowadzącej do bram, a Kanę owiało dzikie, nieskażone wonią miasta powietrze pachnące łąką i lasem dziewczyna zatrzymała się i odetchnęła głęboko. Lubiła zabudowania, ale zawsze czuła coś na kształt ulgi kiedy je opuszczała. Rozciągające się tuż przy puszczy pola, trawa, którą można było poczuć pod stopami (jeśli oczywiście najpierw zdjęło się buty), słońce rozgrzewające futro i przejawy przyrody wszelakiej w tym odległe skrzeczenie czy pobliskie trzepotanie skrzydłami napełniały ją nieokiełznaną radością. Piaszczystą drogą, odcinającą się jasną żółcią od zalewu zieleni podążali ludzie - pieszo oraz wozami i było to jedyne co burzyło ten spokojny obraz dzikiego życia, ale Kanie nie przeszkadzało za bardzo. Jednak by nikt nie usłyszał ich rozmowy postanowiła oddalić się jeszcze trochę. Dzięki temu miała także więcej czasu do namysłu. A kiedy ten się jej skończył odrzekła:
- Zaskoczyłeś mnie. Naprawdę! - Zaśmiała się z uznaniem i machnęła ogonem - Nie wyglądałeś mi na kogoś, kto wypada nagle z takimi przemowami - Spojrzała w jego oczy, a jej źrenice zwęziły się na chwilę nadając jej charakterystyczny nieco szalony wygląd. - Musisz znać się na rzeczy co? Długo w tym siedzisz... Ale ja, przykro mi lub nie, nie jestem taka jak ty - Westchnęła i pokręciła głową - Nie wiem kogo widzisz kiedy na mnie patrzysz i o co mnie osądzasz, ale w przeciwieństwie do was (choć pamiętam, że nie ma żadnych ,,was") nie przypominam sobie abym komuś jakoś bardziej zaszkodziła... ani bym była uzależniona finansowo od czegokolwiek. Nie mówię, że jestem lepsza niż wy jeśli idzie o przestrzeganie zasad. Robię co mi się podoba i nie obchodzi mnie co o tym sądzą ci, którzy pilnują porządku. Wy też robicie to co uważacie za słuszne, a i mi nic do tego. Co nie zmienia faktu, że w porównaniu z wami jestem jedynie nieszkodliwym kotkiem - Uśmiechnęła się w niebezpieczny sposób i stanęła tuż naprzeciw draba prostując się twardo.
- Dobrze wyczułeś - lubię ten dreszcz. I jestem naprawdę przydatną osóbką jeśli ktoś zechce ,,zrobić ze mnie użytek". - Dodała pewna siebie - Jesteś silniejszy i bardzo doświadczony, ale nie wiem czy chce zbierać takież doświadczenia jak ty. Pójście każdy w swoją stronę jest kuszącym wyjściem, zwłaszcza, że nasze metody są zupełnie różne. - Westchnęła - Ale pójście z tobą zdecydowanie więcej mnie nauczy - Stwierdziła zaraz po tym przyznając jednocześnie, że szanuje wiedzę starszego zbira. - Masz rację, nie chciałabym tego przegapić. - Skrzyżowała ręce na piersiach nadal trwając w nieustępliwej pozycji.
- Nie obchodzi mnie co wcześniej robiłeś i co uważasz za słuszne. Jednak jeżeli chcesz dysponować moimi umiejętnościami, jeżeli serio chcesz zrobić ,,coś więcej" i połączyć siły, to też mam coś do powiedzenia. - Mruknęła - Niech każde z nas pójdzie na jakieś ustępstwa. Idąc z tobą na pewno będę narażać się bardziej niż dotychczas władzom, za to może mniej zbirom. Trochę zależy jak to poprowadzisz - mrugnęła porozumiewawczo, ale zaraz spoważniała - Nigdy nie atakuję dzieci i starców i w ogóle żadnych niewinnych ludzi. Ty lej się z kim chcesz, ale nikt kto podróżuje ze mną nie będzie rozwalać niepotrzebnie żadnych osób! Moje zadania polegały i polegają na znajdowaniu cennych przedmiotów, pokonywaniu potworów czy dzikich zwierząt, których nie dało się sobie zjednać. W brew pozorom staram się równie często pomagać ludziom co ich obrabiać, a i tak nie pozbawiam ich środków do życia tylko zabieram nadmiar. Na późniejszą wymianę, albo prezenty - Machnęła ręką zadowolona i przymknęła oczy - Jeśli serio myślisz o biednych to nie będziesz miał problemów z przestawieniem się. Jeśli mam z tobą pracować i rzucać się na większe sprawy ryzykując własny ogon to mam jeden warunek: każda taka akcja (pod warunkiem, że będzie udana) ma przynieść innym ludziom co najmniej dwa razy więcej korzyści niż strat. Musisz przemyśleć czy to jest możliwe. Jeżeli nie masz już zamiaru szwędać się i rabować to tu to tam to chyba możesz się poświęcić? Zdobywanie dla siebie jest nudne, wiem, bo sama niewiele uzbierałam - kiedy daję to co zdobyłam innym czuję, że po coś tu jestem. - Spojrzała na niego poważnie - To jeszcze lepsze uczucie niż wymykanie się niebezpieczeństwu - Przyznała dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym. Poczuła się dziwnie odkrywając, że jej kaprysy z oddawaniem towarów i pieniędzy były spowodowane jej zależnością od innych ludzi. Do tej pory uważała, że wszystko robi dla siebie, a innych wokół siebie po prostu toleruje. Nie podobała jej się ta nagła zmiana punktu widzenia, ale z drugiej strony co miała na to poradzić? Nawet ona potrzebowała pożytecznego celu, który pchałby ją do przodu. Z tym, że jej zawsze pozostawała jeszcze młodzieńcza ciekawość świata.
- Mamy wielką szansę mówisz... a więc i ty i ja zmieniamy swoje życie? - Zapytała nad wyraz spokojnie, ale z lekką kpiną w głosie. Nie była pewna, czy aż takie zmiany ten brawurowy pan miał na myśli - Powiedz, że chcesz serio poprawić los tych, którzy nie mogą sami o siebie zadbać. Powiedz, że od teraz będziesz bardziej bronić niż ranić, a ja oddam się do twojej dyspozycji. Nauczę się walczyć. I będę ryzykować o wiele więcej niż dotychczas aby wypełnić zadanie. Jeżeli zbierzemy brakujących nam ludzi możemy... nie wiem co wielkiego ty chciałbyś osiągnąć, ale wchodzę w to o ile spełnisz ten jeden warunek. - Zdecydowała z całkowitą powagą.
Ale czy jego stać byłoby na taką zmianę? Im ktoś jest starszy tym trudniej o zmianę priorytetów. Natchnął ją trochę swoją przemową, ale może ona była z kolei zbyt idealistyczna? Nie, na pewno nie. Wiedziała jakie chce podjąć ryzyko, ale spodobała jej się idea stawania w obronie słabszych. Sama mogla co najwyżej sprać młodocianego chuligana na szkolnym podwórku, a z kimś kto ma tyle doświadczenia i nie byle łeb mogłaby osiągnąć o wiele więcej. Ale oleje to jeśli ma się okazać, że ma po prostu więcej rabować, albo dostosowywać się tylko do jego planów i metod. Jeżeli chce zmiany, to niech wie, że z nią nie może żyć tak jak dotychczas. Tylko wtedy i ona pójdzie na jakieś ustępstwa.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

- Taa… - mruknął tylko przeciągle słysząc tą dziwaczną spowiedź. Była nierozsądna, ale skoro była w stanie to zauważyć, niebiosa i piekła stały otworem. – Przyjdzie, przyjdzie, zaufaj mi – powiedział i raz kolejny poczuł przemożną część zanurzenia pyska – o pardon – ust w wysokoprocentowej mieszance płynów. Raz jeszcze instynktownie poklepał się po kieszeniach z nieukrywanym żalem wzdychając z powodu braku napitku. – Nie wiem kto to ten Gerard, ale powinnaś go była posłuchać. Dalszego wywodu słuchał tylko do punktu w którym kolejny raz odniosła się do obrony– Nie obroniłabyś się, skończ z tą śpiewką, zanim wejdzie ci w nawyk. Możesz być szczęściarą, ale fortuna to straszna kurw@ i daje wszystkim zależnie od kaprysu – wierz lub nie. – tutaj wzruszył ramionami raczej niepocieszony z sobie tylko znanego powodu. - Nie zawsze da się uciec, nie zawsze da się wyłgać… nie zawsze trzeba machać mieczem czy targać ze sobą łuk, no błagam cię kociaku – trochę finezji – puścił jej oko rozbawiony. Jeśli Barius posiadał jakąś artystyczną cechę to byłaby to sztuka improwizacji, ale fakt faktem, nawet piękne dzieło lepiej jest podeprzeć jakąś metalową konstrukcją o ostrych końcach.

- Jak źle trafisz to ewidentnie będzie to twoją winą – przytaknął nawet bez powagi, bo kotołaczka miała tą umiejętność obwarowania się aurą humorystycznej błazenady, dzięki której atmosfera stawała się lżejsza nawet jeśli dotyczyła tematów życia i śmierci, konkretniej umierania… w wyniku morderstwa. Barius wyłączył się na chwilę spoglądając gdzieś dalej jakby coś analizował, a mikroekspresja wskazywała na dziwaczne zadowolenie. - Masz rację, nigdy nie wiesz na kogo trafisz, dlatego to ja wolę trafiać żelazem, by mieć stuprocentową pewność, że na kogo bym nie wpadł – przeżyję. Złota rada, za darmo, możesz zanotować – powiedział i raz jeszcze obmacał się po kieszeniach. - Kurw@ mać… - teraz już zaklął po cichu. – Nie masz czegoś? – dorzucił, ale zaraz znów skupił się na dyskusji.

Te rany to świadectwo tego, że jeszcze żyję. Mógłbym mieć ich mniej, mieć mniej jak to ujęłaś – przykrych doświadczeń, ale to znaczyłoby, że nie dożyłbym czasu, w którym mógłbym je zebrać. Czasem trzeba odciąć sobie rękę, żeby nie dać sobie uciąć głowy... – tu się zamyślił spoglądając na swoje dłonie – znaczy ten… no nie dosłownie, no wiesz… - chyba chodziło mu o metaforę – trudne słowo, ale skąd miał je pamiętać? Ostatni raz używał go pewnie dekady temu.

Pytanie o to kto więcej oberwał wybitnie go rozbawiło. Na jego zakazanej facjacie pojawił się parszywy uśmieszek, a z pomiędzy ust, wyleciał ten charakterystyczny złowrogi chichot. – Licznik wpierdolu jeszcze się nie zatrzymał słodziutka, masz jeszcze czas… Był w tym paskudny, chyba faktycznie radowało go traktowanie jej w tej kwestii nieco z góry. Co miał jej powiedzieć? Że zbierał cięgi latami, zgarniając blizny, rany i wylewając litry krwi, by w końcu móc powiedzieć, że od pewnej chwili, to nie on będzie obrywał, a wszyscy którzy spróbują swego szczęścia? Te szpecące znaki były ceną za umiejętności jakie musiał nabyć, wydatkiem… albo makabryczną inwestycją – jak widać – opłacało się.

Markowanym atakiem się nie przejął – kwestię, że nie była uzbrojona przerobili już jakiś czas temu, była też zbyt miła i chyba mimo wszystko zbyt słaba, by silić się na rozerwanie jego gardła, albo skręcenie karku, choć po pewnym treningu, może dałaby radę… gdyby spał. Znowu zaczęła się wymądrzać – No do matki wszystkich diabłów, kolejny raz – przestań patrzeć na świat tak jednowymiarowo – to cię zgubi, a bo trzeba wymachiwać mieczem, łukiem, a bo znikniesz mi z oczu, dziewczyno… zabić można nawet drzazgą jeśli wie się jak, znalazłbym cię nawet ślepy – powiedział stukając się w nos. - Na nic te sztuczki z ukrywaniem zapachu, nie wiem czego używasz, ale to maskuje twój naturalny zapach tak bardzo, że zapomniałaś o tym – wskazał na jej usta – posiadające jeszcze resztki ryby między zębami. Swoją drogą nieświadomie trochę się zdradził, ale w ferworze dyskusji jakoś zapomniał o swojej ostrożności.

-Masz jedną strasznie irytującą cechę – strasznie przyzwyczajasz się do swojego wyobrażenia o świecie. To co cię otacza, może zabić cię na tyle rozmaitych sposobów, że od samego myślenia, może rozboleć głowa. Trucizny, magia, pułapki, pierdolone choroby z dalekich stron… naprawdę myślisz, że to twoje „machanie mieczem” jest rozwiązaniem wszelkich problemów bezpieczeństwa? Gdyby tak było, nawet nie zaczynałbym tej rozmowy – nie jesteś wojowniczką tego typu, ale nadal możesz być niebezpieczna, no więcej wyobraźni... myśl kocie, myśl – stuknął ją grubiańsko w czoło… a potem bezczelnie się uśmiechnął, ba zrobił to prawdziwie życzliwie, co samo w sobie było nie lada ewenementem. – Wiem… ale to rzadko kiedy kończy się dobrze, nie potrafię cię rozgryźć, naprawdę masz w kociej dupie czy dożyjesz do kolejnego dnia? Masz za bardzo gadatliwą jadaczkę jak na kogoś, kto chciałby opuścić ten padół za szybko. Na pewno nie masz czegoś z deklem? – wolał się dopytać i cholera go wiedziała, czy w swej prostocie naprawdę nie spodziewał się jakiegoś szczerego medycznego wyjaśnienia. - Gdybyś miała, to bym poczuł – rzucił odnośnie pcheł, kto wie czy żaląc się, czy doceniając czystość kotołaczki.

- A w rzyci mam opinię innych! – podniósł głos wyraźnie zirytowany. Jakby to ująć – Barius nie miał na myśli wiele więcej jak typowo fachową uwagę dotyczącą przeznaczenia sztyletu – konia z rzędem temu, kto używałby sztyletu jakąś egzotyczną, obronną techniką - jak parować ciosy taką wykałaczką? Można było cudacznie tańcować, ale do obrony to hienołak wolał tradycyjne rozwiązania – o, taką tarczę na przykład.

Kiedy poczuł ją miękką, puchatą dłoń, zdążył się tylko odwrócić jakoś tęsknie zerkając w kierunku, gdzie zostawili gościa z bułkami. Nie zdążył nawet powiedzieć, że chyba by się skusił, głód dawał się we znaki, ale dzielnie nie pisnął ani słowa, kierując za złodziejką.

Za murami było całkiem urokliwie, ale tak prawdę mówiąc, spoglądając na te sielskie obrazki zastanawiał się jakie polne zwierzęta mogły się tam chować i ile myszy musiałby upiec, alby się najeść. Masz babo placek – włączał mu się tryb głodomora, a gdy chłop głodny to zły… choć teraz był raczej po prostu nieco mniej skupiony. Uwagę, a może i komplement skwitował tylko zdziwionym wyrazem po części może się nie spodziewając, po części może nie rozumiejąc. Rezon nabrał kiedy przyszło odpowiedzieć odnośnie stażu. – Długo – odrzekł lakonicznie, bo i nie miał co więcej na ten temat rozprawiać.

- O tak, jaśnie pani Kitunia von Lepka Łapka jest lepsza od takiego podłego bandyty jak ja, baronowa wybaczy – sparodiował dworski ukłon wywijając dłonią wężowe spirale ku ziemi. - Nie pierdol mi tu o niskiej szkodliwości społecznej dzieciaku, nie znam cię, ale gdybym uczepił się ciebie jak rzep psiego ogona, dam sobie uciąć rękę – znalazłbym wystarczająco złamanych praw by jeśli nie posłać cię na styczek, to poucinać ci wszelkie łapy – tutaj już nie żartował, a w jego tonie głosu, przybranej pozie i wyrazie twarzy widać można było zatrważającą pewność swych przekonań graniczącą wręcz z obietnicą groźby? Szantażu? Nie miał tego na myśli, ale tak to mogło być odebrane, cóż facet nie był dobry w klarownym przedstawianiu swych intencji, chyba, że chodziło o rychłą rozróbę.

- Powiedz mi kiedy nie miałem racji – burknął dość zuchwale, jakby pozjadał wszystkie rozumy, ale w swych obserwacjach był zwykle bardzo przenikliwy. - W końcu gadasz jak człowiek… znaczy ten… no wiesz – kolejny raz jego brak ogłady dał o sobie znać, ale jego intencje nie były przeciwko naturze kotołaczki. Okrężnym ruchem palca wskazującego niemal magicznie chciał cofnąć wypowiedziane słowa pogrążając się, ale machnął w końcu ręką.

Słuchał jej uważnie, otwierając coraz to szerzej oczy, początkowo chciał tłumić napady chichotu, ale na końcu prawie eksplodował śmiechem, łapiąc się za brzuch i lekko zataczając. - Łooo kurew, ty tak poważnie? – zdołał tylko z siebie wyrzucić i pacnął tyłkiem w jakieś wysokie trawy kładąc się na polanie jeszcze trochę męcząc podskakującą przeponę. – Jesteś szalona – mruknął w końcu mrużąc oczy i oddając się chwili relaksu. Uczucie narastającego głodu, chciał chyba zagłuszyć żuciem łodyżki pojedynczego źdźbła wysokiej trawy, gibiącego się kwiatostanem nad szeroką klatką piersiową. – Chuj z tym, i tak cię lubię – mruknął wzdychając. Sięgnął po łodygę i odsuwając ją od ust zaczął odpowiadać. - Gdyby nie to, że masz coś do powiedzenia, nie zawracałbym sobie tobą fujary, ale te twoje roszczenia? – Znów zaczął się śmiać, ale już mniej hałaśliwie. – Ustalmy parę kwestii - wali mnie kogo chcesz atakować, a kogo nie chcesz, gdybym szukał w tobie sprzedajnego ostrza, byłyby to najgorzej zmarnowane rueny w moim życiu. Swoją drogą za kogo ty mnie masz? Myślisz, że zabijanie dzieci to dla mnie jakaś pierdolona przyjemność? Wzdrygnął się z odrazą dla samej idei – nie dlatego, że nie miał paru bachorów na koncie, ale dlatego, że białofutra pomyślała, że Barius jest z gatunku tych chorych pojebów, którzy czerpią z tego jakąś satysfakcję. Czasem po prostu inaczej się nie dało i tyle musiała wiedzieć. Hienołaka nie napawało to dumą, ale po prawdzie wiele powodów do jej zachowania nie miał. Kana nie wiedziała o nim nawet naparstka rzeczy, za które mogłaby go z miejsca znienawidzić. Był mordercą, najemnikiem, bandytą, a nawet łowcą niewolników, a lista byłaby sporo dłuższa. Gdyby teraz zaprzeczył swoim występkom uważałby się za fałszywego gada – tak, był tylko mało wybredną hieną, po prostu nie uważał, że powinien się wszystkim chwalić.

Podłożył sobie ramię pod głowę spojrzał na nią i przywołał do siebie gestem palca – Chodź młoda, coś ci wyjaśnię – powiedział i nawet usunął się trochę w bok na swoim wygniecionym „legowisku” chyba mając na myśli by dołączyła. – Tam u tego pasera, zabrałem twój tyłek w troki z jednego powodu – było mi cię żal. Nie jesteś głupia, ale jesteś taka… no krucha… biedna, jak wyjebana z innego świata, może się starzeję, a może i mi odjebało, ale nie chciałem by ci się coś stało – to mnie interesuje. Potrzebuję włamywacza, złodzieja – nadasz się, nie potrzebuję, byś parała się wojaczką, ale jeśli nie przejrzysz na oczy – ktoś w końcu się tobą zajmie i cały mój trud pójdzie w p… maliny – no proszę, nawet jakieś tam szczątkowe postaci manier zaczęły się u niego uwidaczniać, romantyk pierdolony. Na kiego chuja ta ziemia ma nosić jakichś kretynów, których jedynym zajęciem jest przytykanie do grdyki jakiegoś pożalcie się bogowie wysranego przez smoka noża, dukających ledwo w jakimkolwiek języku, kiedy kryminaliści z potencjałem mają gryźć piach tylko dlatego, że jebana fortuna odwróciła się od nich plecami w niezbyt dogodnym czasie? Masz szansę być częścią czegoś wielkiego, nauczyć się trochę o tym jak… być bardziej rozsądnym, przestać pakować się w takie głupie sytuacje, które nijak cię nie wzbogacą. Mam gdzieś ubogich, biednych, sieroty, wdowy i resztę tego tałatajstwa. Nie jestem żadnym pieprzonym bohaterem. Jestem zbirem… ale może masz coś racji… są zbiry mniejsze i większe, te mniej i bardziej szkodliwe. Każdy z nas odbiera i rani… ale przed niektórymi nie ma ucieczki, niektórych jest wsadzić za kratki tak trudno, że potrzeba do tego kogoś… kto jest wyjęty spod prawa, kogo nie obowiązują żadne zakazy i nakazy. Kogoś… kto jest wolny. Możemy wkurwić wiele osób, które powinny srać pod siebie już dawno temu, a jeśli biedni na tym skorzystają? Cóż, przecież mówiłem, że fortuna to sprzedajna kurw@, która daje każdemu… - puścił jej oko, chcąc chyba uwidocznić jej prawdziwość swego sądu.

-Jesteś młoda… nie jest źle myśleć o innych, ale żadne z nas nie jest wybrańcem bogów. Ja jestem psem wojny, ty złodziejką, z tego tandemu nigdy nie wyjdzie żadne większe dobro… Nie zbawimy świata, nie będzie o nas żadnych wielkich pieśni, ale to nie znaczy, że przeminiemy bez echa. Powiedz mi jedno kocie – chciałabyś osiąść gdzieś z dupą w chatce, niańcząc gromadkę małych darmozjadów, wmawiając sobie, że zostałaś stworzona tylko i wyłącznie do tego? Tacy jak my nie znają spokoju. Ej… kocie… jak cię właściwie zwą? – spytał opamiętawszy się na moment, by zaraz znów kontynuować.

- Naprawdę jesteś naiwna, młodziutka i słodka… ale lepiej byś usłyszała to ode mnie już teraz, niż kiedyś obudziła się z ręką w nocniku oszukana przez świat – świata złych ludzi nie da się pokonać dobrem, ogień zwalcza się ogniem, młoda damo. Nie będę stawał w żadnej obronie słabszych i uciśnionych. Będę robił to co potrafię najlepiej… Po prostu tym razem będę odławiał tych, którzy wymagają odłowienia. Nie mam zamiaru zmieniać swego życia, przecież ty też nie… ale możemy zmienić wiele rzeczy, możemy stać się kimś… kimś liczącym, kimś przed kim największe siły muszą czuć respekt. – wypowiedział spoglądając w kierunku rozmówczyni. Obrabujemy Rododendronię z jej zasobów wyśmienitej broni, znajdziemy najgorsze typy pokazując im, że można wykorzystać ich umiejętności w nieco inny sposób. Co lepsze, jeśli wszystko ułoży się zgodnie z planem… będziemy to robić w świetle prawa. Potrafisz to sobie wyobrazić? Tutaj hienołak zrobił małą pauzę, a na jego twarzy pojawił się cień rozmarzonego uśmiechu. Pomyśl… cała banda odszczepieńców, z którymi nikt nie chce mieć do czynienia… Każdy z wyrokiem śmierci, każdy mogący w końcu rzucić na swe mroczne uczynki odrobinę światła. Nie myl tego z odkupieniem… potraktuj to jako… ironię losu. Idea wyjętych spod prawa mścicieli jest pewnie starsza niż świat. Tym razem to my będziemy stanowić prawo i dopóki nie znajdą się odważni chcący udowodnić nam, że powinniśmy gryźć piach, będziemy wyprowadzać ich z błędu jednego po drugim, dopóki ci, którzy faktycznie zasługują na styczek, działając zawsze w białych rękawiczkach, będą musieli ubrudzić sobie dłonie. Nie chcę patrzeć na to jako jakąś formę zemsty… to wyzwanie. Więc jak? Mogę na ciebie liczyć? – spytał a potem rozległ się przeciągły dźwięk burczącego brzucha wielkoluda. - Pierdolić to… muszę coś zjeść.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Kana westchnęła.
Leżała obok mężczyzny zupełnie spokojnie, tak jak on żując pojedyncze źdźbło dzikiej trawy. Po zmieniającym powoli kolory niebie przesuwały się kłęby nieokiełznanych chmur, których nie ograniczał ani rosnący w około las, ani pobliskie mury miasta. Ale czy ich dwójkę one ograniczały? Młode serce Kany i jej dotychczasowe doświadczenia mówiły, że nie. Ale z tego co mówił nieznajomy wynikało, że ją mogli ograniczyć ludzie... wszystkie rozumne istoty, ich zasady, społeczności i racje. Chociażby ci ,,źli, których nie da się zwalczyć dobrem". Nie żeby kotka była stuprocentowo pewna, że zna definicję ich obu, ale zastanawiała się czy ona też do ,,złych" się zalicza? Nie była w stanie stwierdzić. Na uprzednie prześmiewcze pokłony zbira machnęła ręką biorąc je za żarty, ale przekazywał jej jednoznacznie: nie jesteś lepsza niż ja. Nawet chyba powiedział coś podobnego... ale Malachi, którego spotkała wcześniej na pewno nie zgodziłby się z tą opinią. Może dlatego, że jeden jest przestępcą, a drugi strażnikiem i oboje postrzegali ją w przeciwny sposób? W takim razie nie tylko ona była ograniczona, przez swój światopogląd - ta dwójka też, ale zwłaszcza temu tutaj nie było sensu tego wypominać. I tak ją przegada. Kto jak kto, ale ten to ma język! Mimo tego w między czasie kotka zdążyła trochę pomyśleć. Trochę więcej niż tyle, by wydukać jakąś odpowiedź. Naszła ją chociażby refleksja, że właściwie pomimo opanowania wielu umiejętności i posiadaniu wcale nie byle jakiej wiedzy, jest tylko wędrującym prawie-zwierzęciem rozumiejącym tylko to co w zasięgu jej własnego wzroku, jej własnych łap. Ale przede wszystkim nie czuła potrzeby tego zmieniać. Jak to mawiają artyści ,,ja będę tworzyć, a inni niech przypiszą dziełu odpowiednią kategorię". I jej ulubione: ,,A kiedy tworzę niech wszyscy się zamkną". Dokładnie. Ani on, ani Malachi nie mają nic do gadania. A kim dla nich będzie to też ich problem i sprawa.
Przegryzła źdźbło i rozprostowała ręce, wycięgając się po kociemiu, a także równie niedbale.
- Wiesz co... chyba się nie dogadamy! - Zaśmiała się bez żalu, a wręcz jakby się dobrze bawiła. - Jesteś tak upartym durniem jak ja i oboje nas czeka ciężki los! Na szczęście oddzielnie. - Klepnęła go po ramieniu jak starego druha, choć nie dość, że znali się kilka chwil to jeszcze zdecydowanie nie podzielali swoich racji. Ale co jej szkodziło? Może faktycznie miała coś z głową, że robiła takie, a nie inne rzeczy. A może to kwestia rasy?
- Powiniśmy przestać o tym gadać, bo któreś z nas w końcu coś trafi. - Podniosła się lekko i usiadła swobodnie rozglądając się za nową trawką do gryzienia. - Pozwól mi wykorzystać moją młodzieńczą naiwność do końca. Jeśli przetrwam do zgrzybiałej starości (mam na myśli twój wiek staruszku) to przyjdę zaśmiać ci się w twarz, jeśli nie to i tak już nie będzie mnie to obchodzić... Ewentualnie zostanę porządnym oprychem i będę cię błagać o przyjęcie mnie do drużyny, o ile naprawdę uda ci się taką utworzyć. Póki co nie zależy mi na liście gończym - Przyznała z prostotą, ale nie chcąc być zbyt nudna dodała:
- Oboje mamy jakieś wizje... co powiesz na mały zakład? - Spytała nieco się ożywiając i zwiększając czujność, ale nadal bawiąc się wyśmienicie - Na to kto pierwszy ,,spełni swoje marzenie"? - Oczy zabłysły jej figlarnie, a źrenice powiększyły się nieco - I komu się będzie lepiej powodzić? Tobie i twojej bandzie niepokonanych popaprańców, czy mi i mojej ekipie naiwnych idiotów? Nic wielkiego, chodzi o rację... zaśmiałeś mi się w twarz kiedy wyznałam na głos moje ideały, ale spodobały mi się - przyłożyła palec do dolnej, ledwo zaznaczonej wargi i spojrzała ku chmurom, jakby faktycznie dopiero przed chwilą do niej dotarło co się jej podoba, a czemu jest przeciwna. - A ja mam ochotę ci udowodnić, że jesteś równie ograniczony jak ja. Wybacz, że ci nie pomogę, ale zbyt mam ochotę utworzyć teraz moją własną paczkę. Zainspirowałeś mnie - Uśmiechnęła się lekko. Nie potrafiła stwierdzić dlaczego (co często jej się zresztą zdarzało), ale całkiem lubiła tego gościa. Drażnił się z nią i traktował jak skończoną kretynkę w pewnych kontekstach, ale ogólnie był całkiem w porządku facetem. Przynajmniej ona tak to odbierała. No i miał niezłe poczucie humoru, co jest cechą raczej inteligentnych osób, nawet jeżeli cokolwiek co miało go kiedyś okrzesać postanowiło nie zjawić się na czas i olać robotę.
- Chcę zobaczyć twoją minę jak przyjdę z grupą młodzików obwieszonych grubą kasą, a ty nadal będziesz się błąkał samotnie po polach - Zaśmiała się ciągnąc poprzednią kwestię, dość oczywiście wyolbrzymiając sytuację, którą sobie wyobraziła i wstała gwałtownie, by trochę się rozgrzać, przed planowaną fizyczną aktywnością.
- I jestem Kana. Mam 18 lat i lubę ryby... a teraz ty powiedz coś o sobie! - Zaproponowała pokazując gestem, by nieznajomy także ruszył się z miejsca i stanął na nogi. - Nie wiem kim jesteś, ale nie będę dłużej udawać, że mam cię za człowieka. Masz za dobry węch i jakoś tak... za dobrze się dogadujemy - Jakkolwiek by to nie brzmiało z ust kogoś kto cały czas się z Bariusem wykłócał - Swoją drogą masz rację, z tą rybą dałam ciała... - Przyznała mimochodem wycierając wykrzywione po kociemu usta - Ale większość ras nie zwróciłaby na to uwagi - Uśmiechnęła się niewinnie. A jeżeli nie jesteś człowieko... podobnym czymś to ty też musisz czegoś używać, nie? Do maskowania zapachu. Inaczej bym się nie nabrała. - Pokręciła głową niczym prawdziwy znawca aby podkreślić ten fakt - No i śmiejesz się jak bestia. Choć z drugiej strony znałam dziewczynkę, która śmiała się jak świnka morska, więc to zawsze może być mylny trop... - ciągnęła w najlepsze, ale zaraz zmieniła temat na ten, do którego się szykowała:
- Mimo mojej zdradzieckiej przekąski też jestem głodna... co powiesz na małe polowanie? - Spytała zerkając na niego z ukosa i przeszywając go spojrzeniem dzikszym niż w jakiejkolwiek innej sytuacji do tej pory. Ech - mały zakład, teraz małe polowanie - a przecież rozmawiała z mężczyzną, który chciał osiągnąć wielkie rzeczy!
Specjalnie nie wracała do tematów typu broń, walka, styl życia i brudna robota, wiedząc, że do niczego ich one (przynajmniej na razie) nie doprowadzą. Ale mimo tego nie widziało jej się teraz rozstawać z tym osobliwym typem i wracać do poprzednich zajęć, albo nawet do tego nowego, na które przez Bariusa się nakręciła. Nowa drużyna... i tak, chciała bandziorowi przy okazji udowodnić, że nie ma racji. Nawet jeśli była w jego oczach tylko dzieciakiem to nie zaproponował jej posady z byle powodu - w takim razie może weźmie na poważnie także jej propozycję i rywalizację? Niby co go to mogło obchodzić, ale z kolei Kana już postanowiła, że będzie śledzić w miarę regularnie jego poczynania, chociażby po to, by zbierać fakty i uczyć się czegoś nowego. Wszak już udowodnił jej, że wie wiele, a w niektórych kwestiach bije ją na głowę. Tym bardziej należało go obserwować. Bądź co bądź Kana potrafiła zbierać doświadczenie od starszych, a także zwyczajnie różnych od niej osób.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

- A kto powiedział o dogadywaniu się? Potrzeba mi twoich zwinnych rąk, a nie kociego pieprzenia… - wypalił, ale nie był zadowolony z własnej riposty, pewnie dlatego, że to co powiedział, nie było prawdą. -Ciężki los to wybór, nie konieczność… Gdy kotka wspomniała słowo „oddzielnie” naburmuszył się tylko i zacmokał zdecydowanie niezadowolony, ale na klepnięcie nie zareagował z typową dla siebie werwą, uśmiechnął się, choć był to dobry uśmiech do złej gry.

- Może masz rację, masz sporo czasu by zebrać tęgie baty… czasem gadam od rzeczy… - zaczął jakoś bez ładu i składu widocznie coś nie dawało mu spokoju. – Zanim dożyjesz jakiejkolwiek starości już dawno będę gryzł piach – odciął się z miejsca – nie obiecuj sobie w tym polu za wiele. – zaśmiał się wyraźnie zadowolony z możliwości odwołania się do czarnego humoru, który ogólnie wysoko cenił. Słysząc o porządnych oprychach parsknął śmiechem. - Powinnaś pomyśleć o tym już teraz, chyba nie chcesz oglądać swej starej pomarszczonej wyliniałej facjaty straszącej z każdego słupa i drzewa, skoro jakiś artysta za 3 rueny jebnął by ci twarzowy malunek.

Jej słowa docierały do niego z lekkim opóźnieniem, ale wciąż chłonął je z uwagą. - To nie jest moje marzenie… nie mam marzeń – odparł prosto nie siląc się na wydumane refleksje. - Mogę zdradzić ci wynik tego zakładu już teraz – zapewne wygrasz. Naprawdę myślisz, że chcę zrobić to dla bogactwa? Coś ci powiem, całe życie pieniądze wpadały mi do rąk i wylatywały przez palce z taką samą łatwością. Nie dbam o nie, to tylko krążki metalu. Ideały – powtórzył cicho wzdychając i obrócił się lekko spoglądając w niebo zawieszone nad gorącą polaną. - Nie zależy mi na utworzeniu paczki… chcę zebrać ludzi, którzy są dobrzy w swym fachu, na sentymenty przyjdzie czas kiedy kopnę w kalendarz a moją dupę podgryzać będą tłuste pluskwy – wtedy będzie mnie to obchodziło… Niemniej słowa dotyczące inspiracji dzwoniły mu w uszach jak dzwony, rozpromienił się, by następnie wydusić głębszy wydech z swych przepastnych płuc przymykając powieki w geście czerpania przyjemności z chwili. Chwilę milczał by w końcu odpowiedzieć zwierzołaczce z stoickim spokojem – Nie musisz niczego udowadniać, faktycznie, jestem dużo bardziej ograniczony… przyzwyczaiłem się. Dopóki jestem żywy – jakoś to zniosę – dodał puszczając jej oko. – Jak dalej będziesz tak trafnie jak do tej pory dobierała sobie znajomych obwiesicie się najwyżej pogrzebowymi całunami – wyszczerzył zęby z nieskrywaną satysfakcją – na pocieszenie powiem, że wolałbym jednak byś miała rację.

Kiedy przedstawiła się otworzył szerzej oczy – Łooo kur… to ty jeszcze dzieciak jesteś! – wypalił mocno zaskoczony, widać szacował że jest odrobinę starsza. Na przywołujący go gest zareagował niezbyt entuzjastycznie… - Nie dasz mi odpocząć, co? – udając zmęczonego wstał poprawiając dla wygody napięty od leżenia ubiór. - No to się dogadujemy, czy się nie dogadujemy? Taka młoda, a już typowa baba – zdecydujże się dziewczyno – zachichotał. Był w dobrym humorze, co samo w sobie było było prawdziwą nagrodą dla tego ponuraka i nie sposób było zaprzeczyć, że to chyba w całości zasługa jej towarzystwa. – Patrzcie jaka ciekawa... – zacmokał kręcąc prześmiewczo głową. -Dokładnie tak, większość by to przeoczyła, to szczegóły ale czasem warto o nich pamiętać – Barius – przedstawił się nie kwapiąc do podawania swej metryki. – Jesteś za młoda, bym mówił ci co ja lubię – wypalił bezczelnie bawiąc się tymi słownymi gierkami w najlepsze. - Zawodowo pakuję się w kłopoty i zawodowo wychodzę z nich bez szwanku, to ci powinno wystarczyć – odparł dość enigmatycznie i rozejrzał dookoła w sobie tylko znanym zamiarze. – Nie spodobałyby ci się moje nazwijmy to… wybryki? Mam wiele na sumieniu, a będę miał jeszcze więcej – nie wiem czy to dobrze czy źle, tak jest i tyle. Potrafię znaleźć człowieka nawet jeśli schowa się pod dowolnym kamieniem na tym chędożonym świecie, cóż jestem w tym naprawdę dobry. – pochwalił się nie chcąc widać by Kana widziała w nim tylko barbarzyńskiego łowcę niewolników i bezkompromisowego tropiciela, a to przecież nawet nie czubek z góry jego przewin. Kotka dalej brnęła w temat osobistych spraw , co nieco go drażniło, ostatecznie była tak młoda! – Może po prostu się myję? Wiesz- higiena, depilacja, taka sytuacja ? Szczerząc się szyderczo chwycił materiał swego odzienia blisko obojczyków wachlując nim jak płótnem opiętego na drzewcu proporca by puścić zawadiacko oko. Notując przepływ gorącego powietrzu mieszającego kłosy wysokich polnych traw, rozłożył szerzej ramiona by poczuć powietrze pomiędzy silnymi palcami. - Ja śmieję się jak bestia? – udał, że się obruszył. Ja jestem bestią i całkiem mi z tym miło. Polowanie, w końcu zajebisty pomysł! Cokolwiek, tylko obiecaj mi, że potem pójdziemy się napić, cóż przynajmniej ja muszę się napić, od takiego gadania strasznie zasycha w gardle wiesz? Stuknął dwoma wyprostowanymi paluchami w krawędź szyi nie zważając na czyny mające świadczyć o jego prostactwie. Pierwsza zasada dupkowatości dotyczyła robienia tego co się chce kiedy się chce. Nie do końca jasnym było, czy to propozycja Kany, czy letni wiatr sprowadziły w jego ciało nowe siły, ale z sekundy na sekundy wydawał się być coraz bardziej nakręcony. Duch nieskrępowanej wolności tańczył wokół jego atletycznej sylwetki chcąc chyba porwać go siłą na nadchodzącą imprezę pośrodku polany.

Czy to będzie musiał w końcu poświęcić? Te bezkresne przestrzenie pełne wszystkiego co było mu niezbędne do szczęścia? Może tak, może nie, podczas jakiejś popijawy usłyszał, że trzeba chwytać każdy dzień i chyba tak było w jego przypadku.

- Chcesz zapolować tak? Przygryzł wargę ukazując całkiem sporej długości masywne białe kły ostro się nad czymś zastanawiając.- Kto płoszy, kto łapie? A może wolisz zawody, kto pierwszy upoluje coś nadającego się do zjedzenia nie będącego przy tym chędożoną myszą? –pacnął ją pięścią w ramię wchodząc głębiej w trawy. - Tu nie złapiemy raczej niczego większego, chodźmy do lasu, jeszcze nachodzimy się po tych syfiastych miastach, nie chce mi się oglądać mieszczańskich mord. Dawaj, dam ci fory – robił wszystko by poddenerwować kotkę, małe słowne kuksańce mające wytrącać ją z równowagi chyba przy każdej okazji. Nic specjalnego, a jednak miał nadzieję wzbudzić w niej jakieś emocje… po co? No właśnie… tego to chyba nawet on nie wiedział.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Ożywiona wieczornym wiatrem i perspektywą nadchodzących łowów kotka zdawała się ledwo wytrzymywać w jednym miejscu, ale za to zrobiła się odrobinę mniej gadatliwa zwłaszcza w porównaniu z jej występami w mieście. Większość słów towarzysza przyjmowała więc milcząc, komentując je jedynie skinieniem głowy lub innymi gestami, ewentualnie szybkimi spojrzeniami i swoistymi pomrukami, ale przede wszystkim - nie schodzącym z jej ust ni to radosnym ni zaczepnym uśmiechem. Naprawdę jednak zapamiętywała je bardzo uważnie, by móc do nich wrócić, a przede wszystkim, by jakieś chociażby z pozoru nieistotne informacje jej nie umknęły. Dopiero kiedy dał wyraz swojemu zdziwieniu odnośnie jej wieku zareagowała inaczej, bardziej dla siebie typowo:
- A myślałeś, że ile mam? - Teraz to ona była szczerze zaskoczona - Byłam pewna, że wyglądam stosunkowo młodo... - Zamyśliła się - Nie, żeby mi to przeszkadzało, w sumie może lepiej być braną za starszą niż młodszą... ale EJ! Od kiedy 18 lat to ,,dzieciak"!? - Krzyknęła nagle nieco poruszona - W większości państw to oficjalny wiek... dorosłości... czy jakoś tak - Dodała nie będąc pewna jak to się odmienia, ale ostatecznie machnęła na to ręką. - I tak, to wiek energii - dodała z zadowoleniem - Młode kości nie strzykają, stawy nie rdzewieją, uszy wszystko słyszą, a oczy wszystko widzą! - Zanuciła beztrosko obracając się dookoła jak pijana rusałka rozkładając szeroko ręce, by dać upust swojemu ożywieniu. - Prawdziwą babą jest się od urodzenia, wiek nie ma nic do rzeczy - Odparła na kolejną uwagę na powrót skupiając się na mężczyźnie - I jak to popłaca! Widziałam dzieci bawiące się na placu: najpierw chłopiec odgonił dziewuszkę od gry z piłką, ale gdy się popłakała poleciał ją przepraszać, bo powiedziała, że jak jej nie da zagrać to poskarży jego ojcu i dostanie baty. I zagrała! To się nazywa taktyka! - Krzyknęła z satysfakcją, choć ona osobiście jako dzieciak zawsze lądowała po stronie ,,odganiającej", nie zaś odganianej. Czy też może ,,goniącej" co bardziej pasowało do gier, w które próbowała wciągać swoich rówieśników. Ale przecież on o tym nie wie i nie ma to nic do rzeczy. Strategia była dobra.
- I zauważ, że jak dziewczyna czy kobieta naskarży to jest biedna, poszkodowana i trzeba się za nią wstawić, zaś jeśli chłopak... to go chyba wyśmieją. Ja tam nie wiem, ja tam niegrzecznych kolegów waliłam w nos i też było dobrze - Wzruszyła ramionami najwidoczniej zadowolona ze swoich wspomnień. - I to chyba na mnie skarżyli... - zreflektowała się nieco, jakby ten fakt w końcu po tylu latach postanowił przebić się do jej świadomości - ale jestem dziewczyną, więc dorośli mnie tylko upominali - Uśmiechnęła się promiennie, nie przypominając sobie chyba, że kiedy miała dostać lanie przez cały dzień potrafiła siedzieć na drzewie, krzycząc i wyzywając wszystkich od nieczułych, złych panów. Nawet kobiety.
- Skoro dla ciebie jestem dzieckiem to ty musisz być mocno sędziwy co, sir Barius? - Ostatnie słowa wypowiedziała z zadowolonym uśmieszkiem i pochyliła się do przodu patrząc od dołu na jego porządnie zarysowaną szczękę. - Trzydziestka się zbliża? - Zachichotała nie zdając sobie sprawy, że jej znajomy już dawno tą liczbę przekroczył i to bynajmniej nie raz. Póki co jednak czerpała radość z tych małych docinek i możliwości odcięcia się za tą ,,baronową", od której wszak została... chyba właściwie wyzwana.
- Ech, kiedy leżałeś wydawałeś się niższy... - Westchnęła nagle nie stąd ni zowąd i pokręciła głową - Ale za młoda jestem, by to wprawnie oceniać - Uśmiechnęła się niewinnie puszczając niewidzialne oczko w stronę towarzysza. Ech, zabawny gość - jak na to nie spojrzała zawsze potrafił powiedzieć coś zaskakującego i - zaskakująco - bystrego. Sposób jego wysławiania się teoretycznie mógł świadczyć o pewnych brakach, ale Kany jakoś to nie raziło, a właściwie zupełnie ignorowała ten fakt. Teoretycznie prostackie gesty i nieprzebieranie w słowach dla pewnych grup społecznych wydawało jej się po prostu normalne i wcale nie gorsze od kultury klas wyższych, tym bardziej, że większą miała styczność z tą pierwszą grupą i najzwyczajniej w świecie nie orientowała się, które gesty i zachowania są ,,kultralne", a które nie. Jej zdaniem każdy powinien zachowywać się z jak największą swobodą, a jej granice powinna wyznaczać przestrzeń i prawo wolności innych osób. Ale oczywiście w praktyce to proste stwierdzenie zamieniało się w aż nadto skomplikowaną zbieraninę zasad, reguł, gustów i opinii zależnych od środowisk i każdej jednej persony, więc ostatecznie trzeba było po prostu ,,jechać na wyczucie" i liczyć na szczęście. Albo nie ruszać się ze swojej malutkiej niszy i pozostać w niej przez całe życie ciesząc się z ciszy, spokoju i wszechwiedzy na jej temat - ale jak stwierdził Barius już wcześniej - ona nie była z tych, a i on sam do takich osób nie należał. Oboje więc mieli możliwość tak usłyszeć wyzwiska i nieprzychylne opinie pod własnym adresem jak i obserwować wiele, przenikających się mini-światków, którymi rządziły odmienne reguły. Więc mimo tego co mówiła Kana, Barius jej zdaniem nie mógł być zbyt ograniczony - był co najwyżej obrzydliwie uparty. Skąd ona to znała?
- Pewnie faktycznie owe ,,wybryki", by mi się nie spodobały - Wróciła zupełnie naturlnie do rozmowy, ale jej ton nie był szczególnie pewny - Ale czasem nie ma się wyboru... nie jak jest się takim upartym bucem - Skończyła stanowczo i krzyżując ręce pokiwała głową. Póki jednak nie słyszała co to było nie mogła tego ocenić i określić dokładniej swojego stanowiska. Wiedziała jednak co sądzi o mężczyźnie jako takim i to jej na tę chwilę w zupełności wystarczało.
- Tak, na pewno się depilujesz, to musi być to! - Dodała w odpowiedzi na kolejną odzywkę - W każdej parze musi być prawdziwa kobieta - jeśli ja jestem nią z charakteru, to ty na pewno z przyzwyczajeń. - Mówiła to na pozór poważnie, ale z tak żartobliwą manierą, że nie ulegało wątpliwości, że i ten dialog przypadł jej do gustu.
Jego reakcja na pomysł polowania nie zaskoczyła jej aż tak jakby mogła, ale dała do myślenia. Kto płoszy? Kto łapie? A może mają sobie poradzić w pojedynkę? To sugerowało, że facet po pierwsze zdaje się wiedzieć, że ona poluje zupełnie inaczej niż człowiek, a po drugie - że on robi to podobnie. Tygrysołak? Nie była pewna, ale pasowałby na zmiennokształtnego. Wyostrzony węch, dość nieskomplikowane maniery i kły, które jej przed chwilą zaprezentował... zdaje się też, że nie przepadał tak jak i ona za magią. Cholera, słyszała o typkach, którzy z naturalnej ,,aury" czy czegoś tam potrafią się dowiedzieć niemal wszystkiego o danej osobie i jeśli naprawdę tak to działało żałowała, że nie ma takiej umiejętności. Choć z drugiej strony to psułoby zabawę i nie zmuszało tak bardzo do codziennego wysilania mózgownicy. Ech ci czarodzieje - nic dziwnego, że z takim zapałem studiują jakieś dziwne księgi skoro normalne codzienne czynności i spotykane osoby nie są dla nich żadną zagadką. Szybko by tetryczeli...
- Pewnie, jak chcesz mogę później popatrzeć jak się upijasz - Odparła słodko na jego ,,warunek", ale zastanowiła się kiedy oni niby dotrą z powrotem do miasta. Co jak co, ale nie czekało ich łatwe zadanie... przynajmniej jej zdobycie czegoś do jedzenia tą metodą zajmowało trochę czasu. Zwłaszcza jeśli miało być to coś większego - miała sporo dziwnym umiejętności, które jej to ułatwiały, ale mimo wszytsko to nadal były godziny podchodów... Ale za to była to świetna okazja, by podpatrzeć jakieś nowe rozwiązania! Barius musiał być nieźle doświadczony w tej dziedzinie - takie przynajmniej sprawiał wrażenie. Może dlatego wolała na ten czas współpracować, a samotnie działać przy innej okazji. Odparła więc, nie starając się nawet ukrywać swoich zamiarów:
- Wolałabym zobaczyć twoje techniki - Przyznała szczerze ruszając przez wysokie, ładnie pachnące trawy - Konkurs możemy urządzić kiedy indziej, tym bardziej, że już jeden mamy - Minęła towarzysza rzucając mu chyba nieco wyzywające spojrzenie - A tymczasem! - Odwróciła się nagle z zupełnie inną już miną - Zobaczę, czy mogę się czegoś więcej od ciebie nauczyć! - Krzyknęła rozpromieniona, uwielbiała bowiem naukę i zdobywanie doświadczenia. Była to jedna z jej ulubionych rozrywek i póki co - sens jej podróży i działań. Nie przeszkadzało jej w tym przypadku to, że musiała nijako przyznać się do być może mniejszego poziomu wiedzy, choć była dumnym stworzeniem i wcale nie lubiła być pouczana. Jednak od początku rozmowy z tym wielkim kolesiem zdążyła już zmienić z lekka swoje nastawienie i uznać, że nawet jak przyzna się do jakiś braków i tak będzie podobnie postrzegana. A poza tym... i tak sądziła, że zawsze ma rację. W mniejszym lub większym stopniu, ale na pewno jakąś tam ma. Taka jej kocia dewiza.
- Właściwie jaka ofiara by cię zadowalała? - Zapytała Bariusa w miarę jak oddalali się coraz bardziej od miejskich murów - Jeżeli będziemy polować razem powinniśmy ustalić kto się do czego nadaje najlepiej... Jeśli chodzi o kopytne i tego rodzaju zazwyczaj używam techniki, która raczej by ci nie odpowiadała... Ale jeżeli ty byś je spłoszył, a ja przyczaiłabym się na jakiejś niższej gałęzi to zapewne udałoby mi się wybrać odpowiednią sztukę i ją powalić, choć to oczywiście zależy od wielkości. Zawsze mogłabym ją spowolnić do twojego przybycia. Co ja ci mogę... zwierzęta nie płoszą się od razu na mój widok (nie pytaj dlaczego), ale mogę podejść stosunkowo blisko o ile zrobię to bardzo powoli. Pomyśl, czy chcesz to jakoś wykorzystać - mruknęła dziwnie co oznaczało u niej rozbawienie, w tym przypadku spowodowane przypomnieniem sobie jego słów odnośnie tego, że ktoś musi odpowiednio wykorzystać jej umiejętności, by na coś się przydały - Mogę też ja się zakraść i przepłoszyć je w twoim kierunku, ale... najfajniej by chyba było zabrać się za coś większego - Zatarła ręce - Wiesz - ty płoszysz, ja spowaniam/ogłuszam, ty dobijasz - zazwyczaj nie mogę sobie pozwolić na coś takiego. Ale to i tak zależy od tego na co się natkniemy. Ogólnie jestem najlepsza w podchodzeniu na nieznaczną odległość, skradaniu się i gonieniu w ,,gęstej przestrzeni". Jeśli byśmy znaleźli coś większego na trudnej do poruszania się gęstwinie miałabym przewagę. Za to na polanach raczej nic nie dogonię... Nie do końca wiem co jeszcze mogę powiedzieć, bo nie znam twoich możliwości... na czym ty najbardziej polegasz? - Zapytała nie odwracając głowy w jego stronę. - No i nie mam ze sobą sztyletu... poczekaj chwilę - Powiedziała nagle jakby nieco zniecierpliwiona i zatrzymała się jeszcze przed lasem, by po chwili wydać z siebie przeszywający, krótki i niezwykle donośny odgłos trudny do nazwania, a przypominający urwaną syrenę alarmową skrzyżowaną z kobiecym krzykiem oraz ostrzegawczym miałkiem. Zrobiła tak tylko raz i gestem zasugerowała, by Barius zaopatrzył się w cierpliwość sama zaś odwróciła się w stronę pól i wpatrywała się ni to w niebo, ni w horyzont. Czekać jednak nie musieli zbyt długo, bowiem już po kilku minutach jakiś dziwny obiekt zamajaczył w oddali i przybliżał się szybko w ich stronę ruszając od czasu do czasu wielkimi skrzydłami, po chwili zaś za nim pojawił się drugi - bardzo podobny. Kana uśmiechnęła się i nagle ruszyła z miejsca by podbiec do szykującej się do lądowania bułanej pegazicy, a potem do drugiej, białej i nieco mniejszej, która miała założone juki.
- Dobre dziewczyny - Pochwaliła je kotka podchodząc do pakunków i sprawnym ruchem wyjmując pozostawiony w jednej z przegródek sztylet, pegazica zaś zarżała przyjaźnie i trąciła ją głową w plecy. Większa też pokręciła się chwilę, ale zaraz stanęła wyprostowana, uwagę swoją skupiając na potężnym mężczyźnie. Sapnęła ostrzegawczo i tupnęła w ziemię. Biała tylko rzuciła na niego okiem i z powrotem jęła zaczepiać młodą Trisk.
- To moje małe kompanki - Wyjaśniła kicia odwracając się w stronę Bariusa - Kaprys i Dzika - wskazała kolejno objuczoną klacz i zachowującą się jak ogier bułaną samicę - Musiałam je przywołać, bo zostawiłam z nimi moje rzeczy - wytłumaczyła motywy działania pokazując przelotnie ostrze, a potem sprawnym ruchem chowając je w pochwie umocowanej przy pasku.
- No dziewczyny, musiałam was zawołać, ale już mam co chciałam, możecie odpocząć - Powiedziała, powtarzając się z lekka w ich stronę delikatnym, acz swobodnym tonem i poklepała Dziką chcąc nieco ją uspokoić.
- Możemy ruszać! - Uśmiechnęła się do Bariusa i odchodząc od skrzydlatego stworzenia machnęła ogonem zadowolona. Lubiła mieć swoją broń przy sobie - tym bardziej, że traktowała ją bardziej jako ogólnozadaniowe narzędzie, które w lesie mogło jej się przydać.
Awatar użytkownika
Barius
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: hienołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Barius »

- Nie wiem, nie masz tego wypisanego na czole – wzruszył ramionami - Ale stawiałem, że możesz być trochę starsza, prawdę mówiąc nie widziałem tylu kociopyskich by uważniej się wam przyjrzeć. Ta… większości państw gałgany w takim wieku można odsyłać do piachu bez uszczerbku na sumieniu, że zabiło się dziecko. Uwierz mi, te prawa zostały stworzone dla takich jak ja, by było nam lżej niż takich jak oni, kogo obchodzi ile masz lat jeśli nie potrafisz trzymać prosto miecza. Barius wyglądał śmiertelnie poważnie. To mogło rzutować na jego fach, nie trzeba było być żadnym specjalistą by wiedzieć, że dryblas ma ręce splamione krwią po łokcie, a kto wie, może stałby w niej po szyję lub nawet w niej utonął. Odzywki odzywkami, był gruboskórny, ale jego psychika została już dawno pokiereszowana czego skutki było widać do teraz. Pocieszające było to, że w stosunku do kotki nie miał złych zamiarów, gdyby tak było, nie gadali by teraz o wszystkim i o niczym w całkiem dobrych humorach… nawet pomimo jego głodu.

- Nie przywykłem do towarzystwa skarżących się kobiet, to domena rozpuszczonych panien z tak zwanych dobrych domów, wyższych sfer czy innych elit. Zwykłe baby nie mają na skargi czasu… i za to je lubię. Ta, wiem z jakiej jesteś gliny, dlatego rozmawiamy, będą z ciebie kiedyś ludzie… znaczy wiesz. – Barius ciągle czuł dziwną potrzebę korygowania słów ilekroć porównał ją do człowieka. W życiu nie powiedziałby „przepraszam” ale z sobie tylko znanej racji pilnował języka. – Oczywiście o ile dożyjesz – odciął się, co było już nudne. Ciągle dawał jej do zrozumienia, że śmierć czai się na każdym kroku, przez co zachowywał się jak stary ramol. W zasadzie im dłużej gadali tym bardziej dochodził do wniosku, że odpowiednio pokierowana, mogłaby faktycznie osiągnąć coś w życiu, choć o spokojnej starości raczej mowy być nie mogło.

- Piszesz kurw@ książkę czy co? Trzydziestka stuknęła jeszcze kiedy miałem jakieś może dwadzieścia jeden, może dwadzieścia dwa czy trzy lata. Późno zacząłem, dzieckiem byłem raczej grzecznym – puścił jej oko. - W pewnym czasie przestajesz liczyć swoje trupy, bo zwyczajnie nie robi to na tobie wrażenia, a na innych wrażenie robi już sama twoja reputacja. Nie ma sensu bawić się w detale. Jak widzisz, na pewno nie spodobałyby ci się szczegóły. – spojrzał na nią podejrzliwie.- Ha, widzisz – wybór ma się zawsze, ja zawsze wybierałem ten pozwalający mi żyć. W momencie kiedy kotołaczka oddała się niewinnym żartom na temat kobiecej natury hienołaka na jego twarzy wymalował się nieprzyjemny, ostry wyraz. Jedni wskazali by na jakieś kompleksy, ale w przypadku Bariusa nie było o tym mowy, tu w grę wchodziły jakieś naprawdę pierwotne siły zapewne związane z zapewnieniem sobie wyższej hierarchii w stadzie. Prawie warknął przysuwając głowę bliżej – Zabijałem za słabsze dowcipy. Nie żartował, to było widać w jego oczach, rychłą, nieokiełznaną naturę bestii, w jego oczach tkwił bezlitosny drapieżnik, teraz widać było to aż za dobrze. Równie szybko odwrócił się jakby uzyskując kontrolę nad na poły zwierzęcym temperamentem.

Uwagę o upijaniu się jakoś zignorował, raz, że potrzeba było do tego sporo alkoholu, dwa, że chyba za mocno dopuścił hienę do głosu. Wciąż nie wyglądał na dostatecznie opanowanego. - Nie zobaczysz żadnych technik, mała… tu nie ma nic z techniki, nie ma nic czego da się nauczyć jeśli nie masz tego w sobie… - Barius wyglądał na mocno przejętego, po jego twarzy pociekła strużka potu. - Chcesz się czegoś nauczyć? Mężczyzna zachichotał w ten swój przerażający sposób nie pozbawiający żadnych złudzeń co do jego natury. To już nie brzmiało jak zmodulowany dziwaczny śmiech człowieka. W odgłosie słychać było zwierzęcy zew jakiego nie wyda z siebie żaden zwykły śmiertelnik. Podszedł wystarczająco blisko Kany by poczuła, że patrzy na nią nie wielkolud, lecz bestia zamknięta w jego ludzkim ciele. – Nie możesz… nie od tego… mnie. Wysunął głowę niuchając w powietrzu podobnie do jakiegoś psa. Mięśnie twarzy spinały się w iście zwierzęcy sposób, tak, że poruszał lekko rozedrganymi nozdrzami. – Jesteś za mała… za… krucha. Znów zaczął chichotać, a muskulatura mężczyzny spięła się jak gdyby szykował się do wielkiego wysiłku. W dalszym jednak ciągu sprawiał wrażenie przemożnej chęci zachowania nad sobą kontroli. Kosztowało go to sporo, walczył ze sobą, jednak wciąż pozostawał w ryzach utrzymując postać człowieka. Obłąkanego, lecz nadal człowieka.

- Zadowoliłaby mnie królewska głowa – odparł zagryzając zęby. - Obydwoje wiemy jednak, że możemy o tym tylko pomarzyć…. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Barius w swej histerycznej postawie był nad wyraz szczery, nie było podstaw by sądzić, że kłamie. Ba, teraz wydawał się bardziej prawdomówny niż kiedykolwiek.

- Zastanawiałaś się jaki jest sens tych wszystkich królestw i państewek? Nie ma w tym żadnego sensu… ŻADNEGO! – ryknął. Ten świat to iluzja… CHĘDOŻONA FATAMORGANA! – jego głos stawał się dziki aż do przesady. Każde słowo kończyło się gardłowym pomrukiem tłumionym przez zbyt głęboki oddech. Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się i opadała, nie jak podczas marszu, ale jak gdyby dopiero co pobiegł ile sił w nogach przez sporą odległość. -Tak… coś większego… Kolejny raz głos wojownika zmienił się w hieni chichot. - Zawsze chcemy czegoś większego… to leży w naszej naturze. Te wszystkie prawa i śmieszne granice. Powiedz mi kocie… co by się stało… gdybyśmy chcieli je przekroczyć? – W ciemnych ślepiach Bariusa pojawiła się ciężka do wytłumaczenia, ujmująca wiara. Szaleństwo… może to choroba? A może… metoda?

– Dokładnie tak Kana, przecież wiesz, że chcę to wykorzystać, mówiłem ci o tym… Ja sam jeden jestem tylko dziką kreaturą z leśnych kniei, ale razem… dla stada nie ma celu zbyt dużego do powalenia. Razem możemy dokonywać rzeczy niemożliwych, o których inni nawet boją się pomyśleć. Los rzuca nam podłe karty ale obydwoje wiemy, jak nimi grać. Wystarczy tylko… chcieć.

O czym on dokładnie mówił? Może lepiej było to zignorować… a może nie? - Wszystko rozumiesz, rozumiesz lepiej niż sama byś chciała, sama powiedziałaś w czym jesteś dobra, nie oczekuję od ciebie niczego innego jak pozostania w zgodzie z tą naturą. Barius zdawał się odzyskiwać ludzki rozsądek, uspokajał się ale słowa, które wychodziły z jego ust wciąż dotyczyły jednego tematu - polowania. Uśmiechnął się brodząc pomiędzy wysokimi trawami odbijającymi się od jego ud na boki.

- Nie znasz moich możliwości… poznasz, a wtedy zrozumiesz o czym mówię. Kotka poprosiła go o wstrzymanie, z uwagą obserwował nadfruwającą parę… skrzydlatych koni? Otworzył szerzej ślipia.

- O chędożona w rzyć twoja mać… - wyglądał na oszołomionego widokiem latających rumaków. W jednej chwili pomyślał o Malice. Gdyby zamienił tą wredną kurwę w coś takiego, a nie w zwykłą chabetę… - Zjebałem – wymsknęło mu się pod nosem. Jakie to było proste – latający koń! Czemuż nie wpadł na to od razu!

- Masz parę latających koni?! Skąd ty dzieciaku je wytrzasnęłaś?! Gdzie je można kupić?! – polowanie polowaniem, ale Barius poczuł się jak na targu, począł oglądać pegazy z każdej chyba strony zupełnie jakby szykował się do licytacji. Gdyby mieć takie latające konie, o ile wszystko byłoby prostsze! Pal licho polowanie, fruwające wierzchowce, to była gratka! Pegazy chyba nie podzielały tego samego optymizmu co Barius, który rozmyślał nad tym jak można by zdobyć takie cuda natury czy może też magii. Mimo awersji do mistycznych sił w tej chwili nie robiło mu to różnicy, takie stworzenia były nową jakością transportu. Z zrezygnowaniem musiał odpuścić wracając myślami do zbliżającego się polowania. Z pomocą przyszedł widok odległych drzew, gdzieś tam musiała kryć się zwierzyna, na samą myśl o tym podniósł wargi odsłaniając masywne zęby.

Ruszyli przez polanę w kierunku kniei, Barius zachowywał odstęp przesuwając ramionami w pasmach gęstych traw. Słońce chyliło się ku zachodowi, została im może godzina lub półtorej, zanim czerwona tarcza gwiazdy nie schowa się zupełnie za horyzontem. Nie wyczuwał niczego w jego mniemaniu wartościowego, sarny, które ewidentnie przechodziły tędy jakiś czas temu mogły być daleko stąd. Nie mając żadnego lepszego tropu począł iść tym właśnie śladem oglądając się za kotołaczką. – Nadążasz? – zapytał przystając na chwilę i spoglądając na dalekie mury miasta. W pobliżu nie było widać ani żywej duszy.

- Kilka saren było to kilka godzin temu, mogą być gdzieś w pobliżu. Idę ich tropem, ale mam nadzieję znaleźć coś lepszego. No proszę, właśnie gardził sarną, przecież to też było sporo smacznego mięsa, swoją drogą na co liczył? Wszedł pomiędzy gąszcz całkiem sprawnie przesuwając się pomiędzy całkiem gęstą roślinnością. Wzrost i siła pomagały mu przechodzić nawet przez wysokie zarośla stojące mu na drodze. Czasem wystarczyło spuścić go z oczu na kilka sekund by zauważyć, że zniknął z pola widzenia na dobre i tylko ruch i szelest liści pokazywały jego aktualne położenie w lesie. Co dziwne nie wydawał się przesadnie ostrożny ani cichy, stąpał pewnie i szybko parł przed siebie zgodnie z zapachem zwierzyny. Element zaskoczenia ofiary widać zupełnie go nie obchodził. Hienołak wyraźnie wysuwał się naprzód kiedy na jego twarzy pojawił się cień zadowolenia. - Mamy towarzystwo – ludzie, przynajmniej dwóch mężczyzn. Zakomunikował Kanie i zmienił kierunek pochodu kucając po kilkunastu metrach wskazując odcisk buta w gruncie. - Raczej solidne chłopy, około osiemdziesięciu, może dziewięćdziesięciu kilogramów - stwierdził badając ślady. - Mają siekiery albo młoty – dodał, ale skąd wytrzasnął taką wiedzę nie chciał się już dzielić. Przebiegł jeszcze kilkadziesiąt metrów – Drwale, w dodatku są blisko – odrzekł z zadziwiającą pewnością w głosie. Do tego nie trzeba było być już wytrawnym myśliwym – po prostu spojrzał na pień oznakowanego przez rzemieślnika drzewa. Wyprostował się i pognał przed siebie nie tłumacząc się ani słowem. Po kilku minutach forsownego biegu między grubymi bukami tańczyła poświata ogniska, do uszu dochodziły zaś pojedyncze dźwięki jakiegoś instrumentu, pewnie czegoś w rodzaju mandoliny o nieco niższym strojeniu. Gdyby przyjrzeć się bliżej, para zmiennokształtnych znalazła obozowisko drwali - mieli coś w rodzaju dwóch wozów na kółkach pełniących role skromnych chatek opatrzonych małymi kominkami z blachy co kazało sądzić, że w środku ogrzewane były prymitywnymi piecykami jeśli trafiło się na niepogodę. Faktycznie przy ognisku biesiadowało dwóch rosłych drwali, jeden dużo młodszy mogący być w wieku Kany lub liczący nawet mniej wiosen doglądał rusztu na który miała być wrzucona dziczyzna. Jeszcze jeden spał już oparty o koło wozu i czwarty w średnim wieku brzdąkający na posiadającym struny instrumencie. Słychać było śpiewy, ale wśród męskich głosów usłyszeć można było również dwa damskie tony, jeden należący do młodej dziewczyny, drugi do kobiety mogącej być jej matką. Tyle było widać już teraz, bowiem za miejscem obozowiska znajdowała się mała skarpa, za którą rozciągała się polanka mieszcząca jeszcze cztery takie tabory pełne szykujących się do zabawy ludzi. Można było ich wyczuć, ale stąd nie można było ich zobaczyć.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Barius już niejednokrotnie zaintrygował Kanę, choć z początku brała go z a nieco mniej ogarniętego niż był w rzeczywistości i czego później nie omieszkał pokazywać. Zachodziła w głowę czym on tak naprawdę jest, głównie dlatego, że chwilami zachowywał się jak wariat - chociażby z uwagi na skrajnie różne postawy następujące po sobie jedna za drugą, jakby to było jak najbardziej naturalne. Czego by nie powiedzieć o Kanie przymiotniki opisujące ją w różnych sytuacjach pozostawały właściwie niezmienne - zawsze te same, charakteryzujące jej chytrą, acz przyjazną i nieco lekkomyślną postać. Mężczyzna zaś potrafił zmieniać się z chwili na chwilę - i robił to już niejednokrotnie podczas ich rozmowy, ale nigdy z taką intensywnością jak po uwadze o domniemanych kobiecych nawykach. Niby sam się prosił, ale po tym co Kana zobaczyła postanowiła nie schodzić więcej na te tematy. Nie jeśli nie będzie dostatecznie wysoko. Póki co jednak musiała z dołu obserwować nieuchwytnie przemieniającą się twarz Bariusa, oraz to ,,coś" dziwego, co czaiło się w jego oczach. Nie, żeby wiedziała co to jest, ale instynktownie się tego bała. Bała? Tak, teraz można było to tak określić, aczkolwiek normalnie odczucia kotki trafniej opisywałyby coś w rodzaju ,,poczucie respektu". Respekt - to wywoływały słowa, przemyślenia i kąśliwe żarciki Bariusa, zaś strach to, że kiedy się wkurzył wyglądał na opętanego. Ale wtedy Kana czuła dla niego dziwne politowanie. Słabe i ledwo majaczące w jej podświadomości, ale wyraźnie istniejące - może dlatego, że uważała nadmierną agresję za przejaw bezwolności. A nie było dla niej wielu paskudniejszych rzeczy od utraty tak wolności jak i panowania nad sobą.
Barius się jednak trzymał.
Dziewczyna spięła się trochę i uważnie obserwowała jego ruchy. Wyłapywała ton i wydźwięk poszczególnych słów. I to ona miała być niepoczytalna!? Zachowywała się jednak spokojnie i nie udawała, że nie jest zdziwiona. Można było odnieść wrażenie, że jej oczy powiększyły się niemal dwukrotnie gdy zaczął mówić o państwach i wszelkich granicach. Ale jednocześnie właśnie wtedy mogła się wtrącić, bo uznała to za niezwykle ciekawy temat i odzyskała swoją zwykłą gadatliwość:
- W sumie nie wiem jaki w tym sens, nigdy nie żyłam w państwie - Przyznała tonem jakby zaraz od niechcenia miała ugryźć jabłko - Ale myślę, że różne rasy lubią tworzyć społeczności. To daje im poczucie odrębności. - Zastanowiła się - Każdy chyba chce czuć, że czymś różni się od reszty - W jej ustach brzmiało to niemal autoironicznie - No i... łatwiej kontrolować takie uporządkowane... struktury. Ty, w sumie sporo takich rzeczy istnieje po to, by ktoś mógł tym rządzić! - Nagle ją jakby olśniło - Ale dziwnie! - Zaśmiała się, ożywiona - Choć w sumie czasem dobrze mieć przywódcę. Chyba... W sensie taka masa ludu bez żadnej kontroli... mi by to nie przeszkadzało, ale zasady utrzymują niektórych w tych, no... ryzach! Wiedziałam, że znam to słowo! Tak czy inaczej społeczności żyją sobie spokojnie i cieszą się swoją przynależnością-odrębnością, a gdy ktoś zasady złamie powstaje chaos. Z resztą w naturze też istnieją złożone społeczności. Więc nawet jak przekroczenie i zatarcie niektórych z granic wywoła rewolucję, to potem i tak wszystko wróci do znanej nam normy. Tak myślę. - Jej spokojny, rzeczowy ton niezwykle kontrastował z dyszącą furią w jakiej tkwił jej kompan. I oboje byli na swój sposób imponujący.
- Mówisz do kogoś kto żyje z dnia na dzień - Przypomniała mu pogodnie - ,,Im mniej oczekujesz i myślisz o sobie tym mniej się zawiedziesz" - machnęła ręką jakby to był jej sposób - Więc nawet jeśli świat to fatamorgana, to mi w nim dobrze - Uśmiechnęła się nieznacznie - Poza tym my już przekraczaliśmy granice. Po prostu (przynajmniej ja) w dość nieznaczny sposób. - Skończyła i odwróciła się, by nie rozpraszać się podczas analizowania dziwacznego dźwięku jaki Barius z siebie przed chwilą wydawał.

- Tak, razem jesteśmy aż dwójką kreatur z leśnych kniei. - Nie mogła się powstrzymać i już po kilku chwilach wtrąciła sarkastyczną uwagę, komentując nią kolejne szalone wymysły mężczyzny. - Aż się zastanawiam jakim byłbyś przywódcą - Nie sprecyzowała przywódcą czego, ale mówiła poważnie. Trudno jej było wyobrazić sobie tą pewną siebie osobę na innym stanowisku, chyba, że musiałby podzielić się władzą z kimś kogo respektował. Ale nie była pewna jakimi przymiotami musiałaby się odznaczać ta druga postać.

Potem szła już spokojnie, aż nie została zadziwiona po raz kolejny - reakcje Bariusa były nieprzewidywalne. I znów miał okazję to udowodnić, kiedy nadleciały wezwane przez kotkę klacze. Kana śmiała się w duchu gdy komentował istnienie jej dwóch towarzyszek i oglądał je z niezwykłą uwagą. To uświadamiało jej jakie ogromne przepaści w wiedzy i doświadczeniach istnieją między osobnikami. Dla niej takie stworzenia były normą, tak samo jak różnorodność ras dominujących na tym kontynencie - do dziś nie pojmowała jak mieszkańcy miast mogą się bać kotołaka, albo że można parać się magią, podczas gdy inni nie mogli sobie wyobrazić innych norm. Nie przeszkadzało jej to za bardzo, ale nie znosiła jak ktoś nie chciał się otworzyć na nowe informacje (tolerowała jedynie olewanie magii przez nie-naturian. To coś było po prostu zbyt pokręcone). Choć w praktyce także i w jej przypadku różnie to wyglądało.
- Hehe - Wyprostowała się dumnie zadowolona ze zdziwienia, które wywołała - Kupić będzie raczej ciężko, to niezbyt liczny gatunek... - Potarła palcem brodę jakby szykowała się do negocjacji, choć oczywiście nie miała zamiaru - Sama poznałam je i oswoiłam. Kaprys jako totalny smarkacz nad Kryształowym Jeziorem. Dziką znam krócej, nawet nie wiesz ile musiałam się nagimnastykować, żeby mnie polubiła... Ech, w sumie ponad rok zajęło mi dogadywanie się z nią... ale było warto - Uśmiechnęła się - Ma charakterek. Jednak z reguły pegazy są płochliwe i najważniejsze jest zdobycie ich zaufania. Bez tego możesz sobie wsadzić wszystkie wysiłki i pieniądze w pończochy, nic ci to nie da. - Zastrzegła poważnie - No i jak podpadniesz mogą Cię próbować zrzucić będąc w powietrzu. Pegazów lepiej nawet nie próbować ,,złamać". - Dodała dziwnie ostrzegawczo. Na samą myśl o narzucaniu woli zwierzęciu bez porozumienia się z nim robiła się wściekła.

Kiedy ruszyli i weszli do lasu zatrzymała się na chwilkę, by zdjąć buty i skarpetki i ukryć je na jednej z wyższych gałęzi solidnie wyglądającego drzewa. Teraz wolała poruszać się boso - łatwiej było jej się wspinać, no i było chłodniej. Podążała za Bariusem bez słowa licząc na to, że zobaczy jego powoli obnażające się instynkty w akcji. Miał dobry węch, z tego co się zorientowała o wiele lepszy niż ona - jednak i kicia miała swojego asa w rękawie i zamierzała go potem wykorzystać. W razie potrzeby. Póki co jednak pilnie słuchała Bariusa nieco denerwując się, że stąpał tak nieostrożnie. Hałas i drgania jakie wywoływał rozpraszały ją i nieco wpływały na jej dwa najbardziej wyostrzone zmysły. Ale skoro on ich prowadził mogła się chwilę podostosowywać.
Wtem zmienił kierunek informując ją o towarzystwie i szedł dalej podając coraz dokładniejsze opisy. Kana na powrót zrobiła się czujna i skupiła się głównie na tym co słyszy i czuje. Nie dopytywała o nic więcej, lecz biegła za Bariusem nadspodziewanie sprawnie i lekko, aż w końcu oboje się zatrzymali. Ciekawska kotka starała się jak najwięcej wypatrzeć, ale po chwili, korzystając z tego, że Barius przestał tupać położyła ręce na ziemi i przymrużyła a oczy nad czymś się skupiając. Wyczuwała kroki ludzi poruszających się nieopodal, ale najwyraźniej ruszało się ich niewielu, bo po niedługim czasie zaprzestała swoich dziwnych praktyk. Zaintrygowały ją natomiast bodźce dochodzące z nieco większej odległości - tam też musiał ktoś być.
- Co robimy? - Zapytała w końcu kocim szeptem chcąc poznać opinię towarzysza - Idziemy do nich czy omijamy? - Spytała, choć najchętniej wlazłaby w sam środek tego obozowiska i zaczęła do wszystkich gadać od rzeczy. Nie była jednak sama, a przypomniawszy sobie, jak się działa w grupie postanowiła nie robić niczego zbyt odbiegającego od pierwotnego planu na własną rękę. Albo przynajmniej bez uprzedzenia.
- Palą ognisko, pewnie mają coś do jedzenia... jak sądzisz podzieliliby się? - Zapytała z cichą nadzieją i miną głodnego kotka, po czym ostrożnie ruszyła do przodu, chcąc zobaczyć coś więcej. Nie uszła jednak daleko, bo młody chłopak z obozowiska najwyraźniej nagle sobie o czymś przypomniał i szybkim krokiem zaczął kierować się w ich stronę, co nieco ją spłoszyło. Odskoczyła w bok i przylgnęła do jednego z grubszych pni rzucając pytające spojrzenie Bariusowi. Skoro pozwoliła mu się rządzić to teraz niech zdecyduje co mają robić.
- Kto tam jest!? - Nagłe pytanie zupełnie ją ogłupiło. Chłopak był czujniejszy niż wyglądał i musiał coś usłyszeć, albo zobaczyć, bo spiął mięśnie i rozejrzał się czujnie. Nastała chwila ciszy.
- Wilkiii - Słodka odpowiedź Kany przerwała ją brutalnie, rozszarpując ją z kocim entuzjazmem na kawałeczki i dając jej tym samym niezły ubaw. Co mogła zrobić? Wyrwało jej się. Po prostu nie mogła przegapić okazji do takiego żarciku. Bądź co bądź kotołaki uwielbiają rozrywkę. A czasem także nabijanie się z innych. W tej chwili bawiła ją jednak absurdalność zdarzenia i oszołomienie stojącego za nią młodego człowieka. Cóż, nie dziwiła się, że się nie przestraszył - udało jej się zabrzmieć nawet uroczo. Oby tylko Barius nie chciał jej za to przypiec tyłka nad ogniem.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość