Szczyty Fellarionu ⇒ Lilia wsród lodu.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Lilia wsród lodu.
Od tak zwanej „dalekiej północy” wciąż dzieliło elfkę kilka tygodni marszu, a już teraz dało się odczuć zmiany w klimacie. Wieczory były chłodne, a okolica ponura. Roślinność wokół w żaden sposób nie przypominała tej spotykanej w Szepczącym Lesie. Niższa i nieprzyjazna. Jakby kurczowo trzymająca się ziemi, przystosowana do tego by chwytać nie tylko każdy ogrzewający promień światła, ale również korzystać z ciepła jaką dawało rozgrzane za dnia podłoże.
Jednak dla Ilirinleath najbardziej zaskakujące były zmiany jakie zaszły w medalionie. Wraz z nadejściem chłodów, minerał z jakiego była wykonana jej przepustka do krainy lodowych elfów, znów zaczął przypominać twardy metal. Elfka postukała nim kilkakrotnie o kamień, wsłuchując się w metaliczne brzmienie. To co wcześniej było kruche i dawało się złamać w dłoniach, teraz sprawiało wrażenie mocnego i solidnego.
Ilia zdawała sobie sprawę że póki co ów przedmiot nie będzie jej potrzebny. W drodze do Rapsodii nie spodziewała się żadnych kłopotów. Problemem miało być to co nastąpi później. Z zasłyszanych wcześniej opowieści płynął jasny przekaz. Lodowe elfy nie słyną z gościnności, a każdego obcego traktują jak uzurpatora. Nie są też skłonni do rozmów, a palce na ich cięciwach dość łatwo wypuszczając strzały do lotu. Chyba że ktoś ma przepustkę.
„Przepustkę w jednym kawałku, a ja mam dwie przełamane części.” – Ironicznie pomyślała Ilia. Raposdia do której zmierzała elfka słynęła z wybitnych magów lecz elfka wątpiła by ktokolwiek tam był w stanie rozwiązać jej problem. Ona potrzebowała pomocy rzemieślnika. Powrót do domu również nie wchodził w grę. Ilirinleath postanowiła poszukać pomocy w okolicznych wioskach. Być może znajdzie tam kowala obdarzonego stosownymi umiejętnościami.
Niestety dla siebie, elfka nie posiadała żadnych pieniędzy. Właściwie to w ogóle ich nie uznawała, przyzwyczajona do wymiany bez konieczności stosowania złota. Musiała wierzyć że para upolowanych zajęcy, czy dobry lek, wystarczą za zapłatę. Z nadzieją skierowała się w stronę zabudowań. Lubiła przebywać w dużych skupiskach ludności, chociaż nie mogła wykluczyć ze tutejsi mieszkańcy mogą się różnić od ludzi jakich do tej pory poznała, tak bardzo jak okoliczna roślinność różniła się od tej z jaką obcowała na co dzień. Osobiście uznała że nic tak nie rozszerza horyzontów, jak poznawanie obcych kultur. Między innymi dlatego zgodziła się pomóc Ferinith zwrócić medalion, w chwili gdy wszyscy inni pochowali się w swoich norach.
Osada nie była duża. Otaczał ja niewielki drewniany mur ochronny, a zabudowania w jego wnętrzu znajdowały się blisko siebie. Wyglądało to trochę dziwnie. Tak jakby zamiast rozbudować granicę miasteczka, ludność w nim na siłę starała się budować nowe domy wewnątrz palisady.
Ilirinleath upięła włosy w taki sposób by zamaskować elfickie uszy. Przywykła do tego że lepiej jest najpierw poznać stosunek rozmówcy do swojej rasy, niż wyskakiwać z informacją o własnej tożsamości. W podróży posługiwała się też skróconą formą swojego imienia, dużo łatwiej przyswajalną dla ludzi. Po kilku uprzejmych pytaniach, ktoś wreszcie wskazał jej warsztat kowalski.
Ilii wydawał się on typowy, chociaż niewiele takich miejsc miała okazję zobaczyć w swoim życiu. W każdym razie było tu coś co przypominało wielki piec, mnóstwo żelaza, kadzi i beczek z chłodziwem. W powietrzu czuć było zapach dymu. Elfka chłonęła wzrokiem wystrój wnętrza, ciekawie rozglądając się po przedmiotach umieszczonych na ścianach. Wielu z nich nawet nie potrafiła nazwać. Pilnowała się jednak by niczego nie dotykać aby tym samym nie urazić gospodarza, którego póki co nigdzie nie było widać. Ktoś jednak musiał tu pracować jako że palenisko wciąż było gorące.
- Dzień dobry. – odezwała się wreszcie elfka cały czas wodząc wzrokiem po tajemniczych eksponatach.
Jednak dla Ilirinleath najbardziej zaskakujące były zmiany jakie zaszły w medalionie. Wraz z nadejściem chłodów, minerał z jakiego była wykonana jej przepustka do krainy lodowych elfów, znów zaczął przypominać twardy metal. Elfka postukała nim kilkakrotnie o kamień, wsłuchując się w metaliczne brzmienie. To co wcześniej było kruche i dawało się złamać w dłoniach, teraz sprawiało wrażenie mocnego i solidnego.
Ilia zdawała sobie sprawę że póki co ów przedmiot nie będzie jej potrzebny. W drodze do Rapsodii nie spodziewała się żadnych kłopotów. Problemem miało być to co nastąpi później. Z zasłyszanych wcześniej opowieści płynął jasny przekaz. Lodowe elfy nie słyną z gościnności, a każdego obcego traktują jak uzurpatora. Nie są też skłonni do rozmów, a palce na ich cięciwach dość łatwo wypuszczając strzały do lotu. Chyba że ktoś ma przepustkę.
„Przepustkę w jednym kawałku, a ja mam dwie przełamane części.” – Ironicznie pomyślała Ilia. Raposdia do której zmierzała elfka słynęła z wybitnych magów lecz elfka wątpiła by ktokolwiek tam był w stanie rozwiązać jej problem. Ona potrzebowała pomocy rzemieślnika. Powrót do domu również nie wchodził w grę. Ilirinleath postanowiła poszukać pomocy w okolicznych wioskach. Być może znajdzie tam kowala obdarzonego stosownymi umiejętnościami.
Niestety dla siebie, elfka nie posiadała żadnych pieniędzy. Właściwie to w ogóle ich nie uznawała, przyzwyczajona do wymiany bez konieczności stosowania złota. Musiała wierzyć że para upolowanych zajęcy, czy dobry lek, wystarczą za zapłatę. Z nadzieją skierowała się w stronę zabudowań. Lubiła przebywać w dużych skupiskach ludności, chociaż nie mogła wykluczyć ze tutejsi mieszkańcy mogą się różnić od ludzi jakich do tej pory poznała, tak bardzo jak okoliczna roślinność różniła się od tej z jaką obcowała na co dzień. Osobiście uznała że nic tak nie rozszerza horyzontów, jak poznawanie obcych kultur. Między innymi dlatego zgodziła się pomóc Ferinith zwrócić medalion, w chwili gdy wszyscy inni pochowali się w swoich norach.
Osada nie była duża. Otaczał ja niewielki drewniany mur ochronny, a zabudowania w jego wnętrzu znajdowały się blisko siebie. Wyglądało to trochę dziwnie. Tak jakby zamiast rozbudować granicę miasteczka, ludność w nim na siłę starała się budować nowe domy wewnątrz palisady.
Ilirinleath upięła włosy w taki sposób by zamaskować elfickie uszy. Przywykła do tego że lepiej jest najpierw poznać stosunek rozmówcy do swojej rasy, niż wyskakiwać z informacją o własnej tożsamości. W podróży posługiwała się też skróconą formą swojego imienia, dużo łatwiej przyswajalną dla ludzi. Po kilku uprzejmych pytaniach, ktoś wreszcie wskazał jej warsztat kowalski.
Ilii wydawał się on typowy, chociaż niewiele takich miejsc miała okazję zobaczyć w swoim życiu. W każdym razie było tu coś co przypominało wielki piec, mnóstwo żelaza, kadzi i beczek z chłodziwem. W powietrzu czuć było zapach dymu. Elfka chłonęła wzrokiem wystrój wnętrza, ciekawie rozglądając się po przedmiotach umieszczonych na ścianach. Wielu z nich nawet nie potrafiła nazwać. Pilnowała się jednak by niczego nie dotykać aby tym samym nie urazić gospodarza, którego póki co nigdzie nie było widać. Ktoś jednak musiał tu pracować jako że palenisko wciąż było gorące.
- Dzień dobry. – odezwała się wreszcie elfka cały czas wodząc wzrokiem po tajemniczych eksponatach.
Promienie słońca dopiero zaczynały przedzierać się przez szczeliny między deskami chaty. Ivo jednak już był na nogach. Kończył właśnie śniadanie i szykował się do wyjścia. Mimo iż był czeladnikiem u Bawrena, to nigdy nie omieszkał odmówić kilku lekcji od innych mistrzów, zwłaszcza w czasie podróży. Jego pobyt w tej osadzie przedłużył się przez to kilka dni. Cóż, przez to oraz przez parę urodziwych dziewoj, ale tego nikt nie musiał wiedzieć, zwłaszcza Bawren. Do otwracia kuźni była jeszcze godzina, jeśli nie więcej, jednak za wczasu trzeba było wszystko przygotować, rozgrzać piec, porozkładac narzędzia, a po drodze...cóż, urody miejscowym dziewczynom nie można było odmówić. Podobnie miała się ich zazdrość, ale taki już los przystojnych młodzieńców. Po porannych amorach w końcu dotarł do kuźni. Kowal imieniem Orion właśnie otwierał zakład i wyraźnie ucieszył się na widok chłopaka.
- Ivo! Myślałem, że już wyjechałeś? mam nadzieję, że jesteś by pomóc mi z otwarciem, co? - zaśmiał się serdecznie mężczyzna.
- Myślę, że zostanę jeszcze ze dwa dni. Okolica piękną, ludzie życzliwi, no i czuje sie tutaj jak w rodzinnej osadzie.
- Cieszę się, że ci się tu podoba chłopcze. No, ale dość gadania, ja pójdę po narzędzia, a ty zajmij się piecem.
- Już się robi.
Doskoczył wręcz do pieca i jak codzień zaczął wzniecać w nim ogień.
**************************
Młot raz za razem spadał z łoskotem na kawał metalu. Teraz to była zwykła blacha, ale za jakiś czas powstanie z tego nóż, sztylet lub miecz. Ivo nie będzie dane dokończyć dzieła. Teraz jednak pomagał jak umiał. Po jego nagim torsie spływały kropelki potu, a twarz miał nieco osmoloną. Z beczki z wodą wesoło buchała para, kiedy chłopak powtórnie zanurzył w niej rozgrzany metal. Orion zostawił młodego czeladnika samego, jako że musiał koniecznie załatwić jakąś sprawę. To zupełnie nie przeszkadzało Ivo. Uwielbiał tłuc tym młotem w kowadło, nawet jeśli miałby to robić cały dzień. Każdy jednak rzemieślnik musi miec chociaż chwilę przerwy, toteż odłożył młot, zdjął fartuch i pochwycił swoją Fletnię. Wyszedł na tył pracowni, gdzie rosło wysokie drzewo, dające sporo cienia, ułożył się wygodnie na trawie, przymknął oczy i delikatnie dmuchnął w drewniany instrument. Długo jednak nie nacieszył sie przerwą, bo ze środka usłyszał głos. Kobiecy głos. Wrócił do głównego pomieszczenia, by uprzejmie poinformować o nieobecności kowala, ale zobaczywszy przybyłą od razu zaniechał tego pomysłu. Zamiast tego ukłonił się nisko i z szelmowskim uśmieszkiem zapytał:
- Czegoż tak urocza osóbka poszukuje w kuźni?
- Ivo! Myślałem, że już wyjechałeś? mam nadzieję, że jesteś by pomóc mi z otwarciem, co? - zaśmiał się serdecznie mężczyzna.
- Myślę, że zostanę jeszcze ze dwa dni. Okolica piękną, ludzie życzliwi, no i czuje sie tutaj jak w rodzinnej osadzie.
- Cieszę się, że ci się tu podoba chłopcze. No, ale dość gadania, ja pójdę po narzędzia, a ty zajmij się piecem.
- Już się robi.
Doskoczył wręcz do pieca i jak codzień zaczął wzniecać w nim ogień.
**************************
Młot raz za razem spadał z łoskotem na kawał metalu. Teraz to była zwykła blacha, ale za jakiś czas powstanie z tego nóż, sztylet lub miecz. Ivo nie będzie dane dokończyć dzieła. Teraz jednak pomagał jak umiał. Po jego nagim torsie spływały kropelki potu, a twarz miał nieco osmoloną. Z beczki z wodą wesoło buchała para, kiedy chłopak powtórnie zanurzył w niej rozgrzany metal. Orion zostawił młodego czeladnika samego, jako że musiał koniecznie załatwić jakąś sprawę. To zupełnie nie przeszkadzało Ivo. Uwielbiał tłuc tym młotem w kowadło, nawet jeśli miałby to robić cały dzień. Każdy jednak rzemieślnik musi miec chociaż chwilę przerwy, toteż odłożył młot, zdjął fartuch i pochwycił swoją Fletnię. Wyszedł na tył pracowni, gdzie rosło wysokie drzewo, dające sporo cienia, ułożył się wygodnie na trawie, przymknął oczy i delikatnie dmuchnął w drewniany instrument. Długo jednak nie nacieszył sie przerwą, bo ze środka usłyszał głos. Kobiecy głos. Wrócił do głównego pomieszczenia, by uprzejmie poinformować o nieobecności kowala, ale zobaczywszy przybyłą od razu zaniechał tego pomysłu. Zamiast tego ukłonił się nisko i z szelmowskim uśmieszkiem zapytał:
- Czegoż tak urocza osóbka poszukuje w kuźni?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Zaskoczona nagłym pojawieniem się gospodarza, Ilirinleath nie była w stanie ukryć nerwowego dygnięcia i zakłopotania całą sytuacją. Na szczęście dla siebie, elfka nie zareagowała na tyle impulsywnie by od razu sięgnąć po łuk. I bez tego czekały ją tu trudne negocjację. Zwłaszcza że postać kowala którego miała przed sobą znacznie różniła się od wyobrażeń elfki, a ułożona wcześniej strategia ulotniła się niczym buchająca wokół para. Ilia spodziewała się ujrzeć dojrzałego mężczyznę, strudzonego ciężką pracą, zaniedbanego, zgryźliwego i marudnego, takiego co to z pogardą odnosi się do wszystkiego co obce. Według osobistej klasyfikacji strażniczki, ludzki kowal był czymś pośrednim miedzy człowiekiem a krasnoludem, któremu do pełni szczęścia brakowało tylko zamknąć się w jaskini i odizolować od świata.
Tymczasem miała przed sobą zadbanego, przystojnego młodzieńca, za którym z pewnością oglądały się ludzkie niewiasty. Chłopaka którego szybko oceniła na jakieś naście lat, do tego tryskającego energią i zapałem do życia, jakim dałoby się obdzielić połowę tej wioski. Sądząc po postawie chłopaka, zdradzającej pewność siebie, Ilia domyśliła się że właśnie znalazła właściwego człowieka i nie na sensu czekać aż pojawi się ktoś będący ojcem tegoż młodzieńca. Mimo wszystko nieco się rozczarowała, jako że młody wiek najprawdopodobniej oznaczał również brak doświadczenia i umiejętności by wykonać naprawę medalionu.
- Jestem Ilia z Adrionu. Szukam kogoś kto mógłby mi pomóc naprawić to. – Strażniczka pokazała chłopakowi przełamany symbol lodowych elfów. Rozejrzała się wokół siebie, szukając miejsca gdzie mogłaby położyć ów przedmiot, jednak nie zalazła nic co wyglądałoby w miarę stabilnie i bezpieczne, więc cały czas stała przed kowalem, trzymając części medalionu w wyciągniętej ku niemu dłoni. – Być może mógłby pan spojrzeć no to fachowym okiem. Zaznaczam że jestem w podróży i bardzo zależy mi na czasie.
Ilia miała właśnie zamiar wyjaśnić jakim to dysponuje skromnym budżetem na realizację tego zadania, gdy nieoczekiwanie przerywał jej głos z zewnątrz.
- Hej, ty! Zdradziecki gnojku! Wyłaz tu natychmiast. Nauczymy cię trzymać kutasa w spodniach!
- Zwariowałeś Beka? – Wtrącił się drugi głos. – Czemu go obrażasz, przecież w ten sposób na pewno nam nie pomoże.
- Nie wtrącaj się Dybel. To ja tu jestem tym mądrzejszym. Wykastruję szczyla jeśli nie będziemy mieć z niego pożytku! – Odpowiedział ten zwany Beką.
Elfka mimochodem spojrzała w kierunku pary osobników nawołujących kowala. Jeden z nich był otyły, przysadzisty i z pucułowata twarzą, a drugi znacznie chudszy, przypominał Ilii pietruszkę. Szczupły, blady, z rzadkim młodzieńczym zarostem i włosami ułożonymi w kompletnym chaosie, niczym natka wspomnianego warzywa. Grubas najwyraźniej dowodził.
Kimkolwiek była ta pokraczna dwójka, wywołała na twarzy elfki grymas irytacji. Strażniczka nie chciała angażować się w wewnętrzne problemy wioski, mając nadzieję szybko załatwić swoje sprawy. Niestety ci dwoje najwyraźniej nie zamierzali uszanować faktu iż ona przyszła tu pierwsza.
- Jeśli to ważne to ja zaczekam. - Nieco ironicznie podsumowała Ilia.
Tymczasem miała przed sobą zadbanego, przystojnego młodzieńca, za którym z pewnością oglądały się ludzkie niewiasty. Chłopaka którego szybko oceniła na jakieś naście lat, do tego tryskającego energią i zapałem do życia, jakim dałoby się obdzielić połowę tej wioski. Sądząc po postawie chłopaka, zdradzającej pewność siebie, Ilia domyśliła się że właśnie znalazła właściwego człowieka i nie na sensu czekać aż pojawi się ktoś będący ojcem tegoż młodzieńca. Mimo wszystko nieco się rozczarowała, jako że młody wiek najprawdopodobniej oznaczał również brak doświadczenia i umiejętności by wykonać naprawę medalionu.
- Jestem Ilia z Adrionu. Szukam kogoś kto mógłby mi pomóc naprawić to. – Strażniczka pokazała chłopakowi przełamany symbol lodowych elfów. Rozejrzała się wokół siebie, szukając miejsca gdzie mogłaby położyć ów przedmiot, jednak nie zalazła nic co wyglądałoby w miarę stabilnie i bezpieczne, więc cały czas stała przed kowalem, trzymając części medalionu w wyciągniętej ku niemu dłoni. – Być może mógłby pan spojrzeć no to fachowym okiem. Zaznaczam że jestem w podróży i bardzo zależy mi na czasie.
Ilia miała właśnie zamiar wyjaśnić jakim to dysponuje skromnym budżetem na realizację tego zadania, gdy nieoczekiwanie przerywał jej głos z zewnątrz.
- Hej, ty! Zdradziecki gnojku! Wyłaz tu natychmiast. Nauczymy cię trzymać kutasa w spodniach!
- Zwariowałeś Beka? – Wtrącił się drugi głos. – Czemu go obrażasz, przecież w ten sposób na pewno nam nie pomoże.
- Nie wtrącaj się Dybel. To ja tu jestem tym mądrzejszym. Wykastruję szczyla jeśli nie będziemy mieć z niego pożytku! – Odpowiedział ten zwany Beką.
Elfka mimochodem spojrzała w kierunku pary osobników nawołujących kowala. Jeden z nich był otyły, przysadzisty i z pucułowata twarzą, a drugi znacznie chudszy, przypominał Ilii pietruszkę. Szczupły, blady, z rzadkim młodzieńczym zarostem i włosami ułożonymi w kompletnym chaosie, niczym natka wspomnianego warzywa. Grubas najwyraźniej dowodził.
Kimkolwiek była ta pokraczna dwójka, wywołała na twarzy elfki grymas irytacji. Strażniczka nie chciała angażować się w wewnętrzne problemy wioski, mając nadzieję szybko załatwić swoje sprawy. Niestety ci dwoje najwyraźniej nie zamierzali uszanować faktu iż ona przyszła tu pierwsza.
- Jeśli to ważne to ja zaczekam. - Nieco ironicznie podsumowała Ilia.
Ivo uważnie słuchał klientki, mimo że nie miał najmniejszego pojęcia jak mógłby zabrać się za naprawę tego...czegoś. Ale nie mógł przecież jej odmówić, dlatego przybrał profesjonalny wyraz twarzy i tylko kiwał głową. Na szczęście, albo wręcz odwrotnie nie musiał dłużej udawać, gdyż z zewnątrz usłyszał krzyk. Po głosie od razu poznał, że to Amren, pieszczotliwie nazywany Beką z powodu swoich słusznych rozmiarów. Rzut oka na znad ramienia przybyłej tylko go w tym utwierdził. Beka był synem jednego ze starszych członków tej osady, chyba nawet tego najstarszego i najważniejszego. Był bardzo podobny do ojca, czego nie mozna było powiedzieć o jego siostrze. Siostrze, którą Ivo w sobie rozkochał, trzeba dodać.
- Może trzeba było sobie odpuścić zabawy z Aidą... - mruknał pod nosem. Nie za bardzo widziało mu sie bić z Beką, zwłaszcza, że ten miał swoje popychadło w osobie Dybla ze sobą. Jak na razie dwójka agresorów trzymała się w bezpiecznej odległości od kuźni, ale ani chybi a gotów będą ruszyć do ataku.
- Możliwe, że będę musiał obejrzeć medalion w drodze. Z tyłu jest drugie wyjście, chodź - pociągnął delikatnie dziewczynę za rękę w kierunku wcześniej wspomnianych drzwi, jednocześnie zamykając te frontowe. Z paszczęki Beki wciąż wydobywały się kolejne obelgi i obietnice, co zrobi chłopakowi jak go dorwie. Żadna z nich nie była przyjemna. Jak tylko wykradli sie na tył kuźni, Ivo uświadomił sobie, że cały jego dobytek został w chacie, po drugiej stronie osady. Ubrania, pieniądze no i miecz. Nie mógł ot tak tego zostawić.
- Nie powinni ci niz zrobic, ale może dla pewności schowaj się gdzieś, ja muszę po coś wrócić - szepnął do dziewczyny.
Amren wraz z towarzyszem wciąz stali przed frontowymi drzwiami i nie skupiali się na tym co sie dzieje dookoła. To dało Ivo możliwość przekradnięcia się obok. Miał tylko nadzieję, że była to indywidualna akcja dwójki matołów, a nie zbiorowy lincz od wszystkich mieszkańców. Chwile mu zajęło dotarcie do chaty. Na miejscu odetchnał z ulgą, jako że nikt nie dobijał sie do drzwi, ani nie plądrował jego rzeczy. Pochwycił szybko torbę, miecz zatknął za pas i wrócił tą sama droga co przyszedł. To znaczy chciał wrócić, ale wtedy zobaczyli go ojciec Aidy z resztą starszyzny oraz, o ironio, narzeczonym dziewczyny.
- Tam jest, zasraniec mały! Łapcie tego gnojka, nogi z dupy mu powyrywam! - za rozwsieczonym tłumem biegła zapłakana Aida, prosząc by nie krzywdzili chłopaka. Ivo jednak wolał nie zdawać się na ich łaskę, tylko rzucił się biegiem w stronę kuźni. Wpadł na tył pracowni jak burza, omal nie potrącając przy tym dziewczyny od medalionu.
- Wygląda na to, że musimy opuścić wioskę w trybie natychmiastowym - wypluwał słowa między kolejnymi wdechami. - Nie ma czasu na wyjasnienia, chodź szybko!
- Może trzeba było sobie odpuścić zabawy z Aidą... - mruknał pod nosem. Nie za bardzo widziało mu sie bić z Beką, zwłaszcza, że ten miał swoje popychadło w osobie Dybla ze sobą. Jak na razie dwójka agresorów trzymała się w bezpiecznej odległości od kuźni, ale ani chybi a gotów będą ruszyć do ataku.
- Możliwe, że będę musiał obejrzeć medalion w drodze. Z tyłu jest drugie wyjście, chodź - pociągnął delikatnie dziewczynę za rękę w kierunku wcześniej wspomnianych drzwi, jednocześnie zamykając te frontowe. Z paszczęki Beki wciąż wydobywały się kolejne obelgi i obietnice, co zrobi chłopakowi jak go dorwie. Żadna z nich nie była przyjemna. Jak tylko wykradli sie na tył kuźni, Ivo uświadomił sobie, że cały jego dobytek został w chacie, po drugiej stronie osady. Ubrania, pieniądze no i miecz. Nie mógł ot tak tego zostawić.
- Nie powinni ci niz zrobic, ale może dla pewności schowaj się gdzieś, ja muszę po coś wrócić - szepnął do dziewczyny.
Amren wraz z towarzyszem wciąz stali przed frontowymi drzwiami i nie skupiali się na tym co sie dzieje dookoła. To dało Ivo możliwość przekradnięcia się obok. Miał tylko nadzieję, że była to indywidualna akcja dwójki matołów, a nie zbiorowy lincz od wszystkich mieszkańców. Chwile mu zajęło dotarcie do chaty. Na miejscu odetchnał z ulgą, jako że nikt nie dobijał sie do drzwi, ani nie plądrował jego rzeczy. Pochwycił szybko torbę, miecz zatknął za pas i wrócił tą sama droga co przyszedł. To znaczy chciał wrócić, ale wtedy zobaczyli go ojciec Aidy z resztą starszyzny oraz, o ironio, narzeczonym dziewczyny.
- Tam jest, zasraniec mały! Łapcie tego gnojka, nogi z dupy mu powyrywam! - za rozwsieczonym tłumem biegła zapłakana Aida, prosząc by nie krzywdzili chłopaka. Ivo jednak wolał nie zdawać się na ich łaskę, tylko rzucił się biegiem w stronę kuźni. Wpadł na tył pracowni jak burza, omal nie potrącając przy tym dziewczyny od medalionu.
- Wygląda na to, że musimy opuścić wioskę w trybie natychmiastowym - wypluwał słowa między kolejnymi wdechami. - Nie ma czasu na wyjasnienia, chodź szybko!
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Co? Ale że niby dlaczego? – Zaskoczona i zdezorientowana Ilirinleath nie była w stanie zaprotestować, gdy młody kowal pociągnął ją na tyły warsztatu. Chłopak niczego nie wyjaśniał, a to co na pierwszy rzut oka wyglądało na niewinną wioskową sprzeczkę, lada chwila miało przerodzić się w publiczny lincz. Cała sytuacja była trudna do wyobrażenia. Ostatecznie bez względu na opinie jaką elfka miała o kowalach, taki rzemieślnik był w osadzie kimś ważnym, a nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien dobierać mu się do skóry. Tymczasem wyglądało na to, że tutaj oszalała cała osada, a elfka miała zostać przypadkową ofiara zajścia.
Na szczęście, w momencie w którym młodzieniec wrócił po swoje rzeczy, elfka miała kila chwil by na powrót zacząć trzeźwo myśleć. Jej rozumowanie prawa było bardzo surowe. Jeśli ktoś uciekał, to znaczy że poczuwał się do winy, a to z kolei oznaczało że ona powinna dowiedzieć się co tu jest grane. Elfka zdecydowała się wyjaśnić czym jest owo ciężkie przestępstwo którego dopuścił się ten młokos, a które doprowadziło do sytuacji zmuszającej go pozostawić swój dobytek i uciekać w świat? Jednak przede wszystkim Ilia zamierzała zadbać o siebie i nie dać się wciągnąć w awanturę.
Kowal wkrótce wrócił, dźwigając z sobą kilka pakunków. Nie pytając o nic, ani rzecz jasna nic nie tłumacząc, skierował się do tylnych drzwi. Z tego miejsca elfka była w stanie dostrzec że cała kuźnia jest otoczona przez mieszkańców osady. Przynajmniej w tym zakresie tubylcy wykazali się zmysłem strategicznym. A właściwie to próbowali się wykazać, jako że utworzony przez nich pierścień ludzki trudno było nazwać szczelnym. Większość osób gromadziło się przed głównym wejściem, za nic nie chcąc przegapić tego co miało się wydarzyć. Po bokach budynku skupisko ludzkie było znacznie rzadsze, a część barykady uzupełniały naturalne przeszkody takie jak wóz, studnia czy stary płot. Były to też miejsca przez które spokojnie można było się wydostać poza „oblężenie”.
Młodzieniec od razu rzucił się do ucieczki z zamiarem wykorzystanie jednego z tych słabych punktów, natomiast szansą Ilii był fakt iż nikt z zgromadzonych nie spodziewał się jej obecności. Elfka wysunęła się na zewnątrz i wykorzystując zacienione elementy konstrukcji, ukryła się, spokojnie czekając aż wściekły tłum ruszy w pogoń za kowalem.
Ilirinleath była przekonana ze znajdzie młodzieńca nieco później , a tymczasem bez problemu opuści wioskę, udając się w przeciwnym kierunku niż wściekła tusza mieszkańców. Rzuciła się do biegu i od razu wpadła na pietruszkowego chłopaka zwanego Dyblem. Chudzielec okazał się bardziej wystraszony niż elfka, w skutek tego łatwo dał się przewrócić i przygwoździć do ziemi.
- Gadaj natychmiast co tu się dzieje? Czego chcecie od tego chłopak.? – Spytała Ilia, siadając okrakiem na swoim jeńcu.
- Ja nie… nic… znaczy…. proszę, …nie…. – biadolił Pietruszka – nie chcieliśmy ci nic zrobić. My… my… mieliśmy na dzieję być tacy jak ty. … No wiesz, … z dziewczynami.
Ilia dopiero po chwili zorientowała się że Dybel bierze ja za kowala. Chudzielec również potrzebował nieco czasu by zorientować się w sytuacji. Zapadła długa, niezręczna cisza, którą przerwał basowy głos Beki.
- Wstawaj z niego albo wpakuję ci bełt prosto w rzyć! – Odgrażał się grubas, niezdarnie wymachując kuszą w stronę elfki.
- Co z wami ludzie? – Spytała Ilia odwracając się w stronę Amrena.
- O w mordę! - Podsumował Beka, nie przestając celować w stronę strażniczki.
Na szczęście grubas nie wytrwał długo w tej pozycji. Potężny cios w kark i pojawianie się kowala wyjaśniło sytuację. Tym razem Ilirinleath miała przed sobą dokładnie takiego rzemieślnika jakiego spodziewała się ujrzeć na początku. Orion był postawnym mężczyzną, o gęstym czarnym zaroście i potężnymi ramionami, grubymi niczym konary dębu.
- Na mózg wam ciśnie łajzy? Łapy precz od mojego chłopaka i tej panienki. – Zagroził kowal.
Pojawienie się tego, który faktycznie zarządzał kuźnią, dało Ilii niespodziewaną szansę aby załatwić swoje potrzeby bez korzystania z pomocy młodego zawadiaki. Elfka natychmiast sięgnęła do kieszeni by pokazać kowalowi fragmenty medalionu, tylko po to by zorientować się że przystojny czeladnik ma go przy sobie, a ona sama nawet nie zauważyła kiedy wziął je do ręki.
- Okradł mnie. – Stwierdził załamana wpatrując się w puste dłonie.
- Niemożliwe. Ivo być może ma klika wad ale na pewno nie jest złodziejem. Jestem przekonany że twoja zguba wkrótce się znajdzie. O ile te szumowiny nie dopadną go wcześniej. – Zdecydował kowal.
- Sama go wytropię. Potrzebuję tej rzeczy.
- Nie musisz być sama. Te szuje ci pomogą. A przy okazji dopilnują by tobie i Ivo nie stało się nic złego. – Stwierdził kowal po czym podszedł do kulących się z strachu młodzieńców i zaczął ich obsypywać jakimś opiłkami. – Dobra, szczyle. Postaracie się grzecznie by mój chłopak wrócił do Bawrena. W przeciwnym razie znajdę was i sprawię że zaczniecie szczać w spodnie. O ile oczywiście do tego czasu wciąż będziecie mieli czym. W każdym razie lepiej poproście młodego o cofnięcie uroku.
Ilia zamierzała protestować, twierdząc że wcale nie potrzebuje pomocy dwóch przygłupów. Nie chciała wieżyc ze ktoś może być tak tępy aby uwierzyć w piorunujące działanie sproszkowanej miedzi czy czegoś podobnego. W każdym razie Beka i Dybel niemal beczeli z strachu. Ostatecznie elfka uznała ze wykorzysta ta parę by dowiedzieć się czegoś o „zbrodni” młodzieńca zwanego Ivo.
- W porządku. Idziemy. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia po drodze. – Zapowiedziała Ilirinleath.
- Chwila. – Przerwał kowal, obarczając parę pomocników elfki masą dodatkowych tobołów. Był w nich prowiant, narzędzia kowalskie i kilkanaście niedokończonych prac. Najpewniej należących do Iva. Znalazło się również miejsce na jakieś księgi. – Pozdrówcie młodego ode mnie i przypomnijcie szelmie że ucieczka z warsztatu nie zwalnia go od nauki. Jak znów się tu pojawi te rzeczy maja być wypieszczone.
Na szczęście, w momencie w którym młodzieniec wrócił po swoje rzeczy, elfka miała kila chwil by na powrót zacząć trzeźwo myśleć. Jej rozumowanie prawa było bardzo surowe. Jeśli ktoś uciekał, to znaczy że poczuwał się do winy, a to z kolei oznaczało że ona powinna dowiedzieć się co tu jest grane. Elfka zdecydowała się wyjaśnić czym jest owo ciężkie przestępstwo którego dopuścił się ten młokos, a które doprowadziło do sytuacji zmuszającej go pozostawić swój dobytek i uciekać w świat? Jednak przede wszystkim Ilia zamierzała zadbać o siebie i nie dać się wciągnąć w awanturę.
Kowal wkrótce wrócił, dźwigając z sobą kilka pakunków. Nie pytając o nic, ani rzecz jasna nic nie tłumacząc, skierował się do tylnych drzwi. Z tego miejsca elfka była w stanie dostrzec że cała kuźnia jest otoczona przez mieszkańców osady. Przynajmniej w tym zakresie tubylcy wykazali się zmysłem strategicznym. A właściwie to próbowali się wykazać, jako że utworzony przez nich pierścień ludzki trudno było nazwać szczelnym. Większość osób gromadziło się przed głównym wejściem, za nic nie chcąc przegapić tego co miało się wydarzyć. Po bokach budynku skupisko ludzkie było znacznie rzadsze, a część barykady uzupełniały naturalne przeszkody takie jak wóz, studnia czy stary płot. Były to też miejsca przez które spokojnie można było się wydostać poza „oblężenie”.
Młodzieniec od razu rzucił się do ucieczki z zamiarem wykorzystanie jednego z tych słabych punktów, natomiast szansą Ilii był fakt iż nikt z zgromadzonych nie spodziewał się jej obecności. Elfka wysunęła się na zewnątrz i wykorzystując zacienione elementy konstrukcji, ukryła się, spokojnie czekając aż wściekły tłum ruszy w pogoń za kowalem.
Ilirinleath była przekonana ze znajdzie młodzieńca nieco później , a tymczasem bez problemu opuści wioskę, udając się w przeciwnym kierunku niż wściekła tusza mieszkańców. Rzuciła się do biegu i od razu wpadła na pietruszkowego chłopaka zwanego Dyblem. Chudzielec okazał się bardziej wystraszony niż elfka, w skutek tego łatwo dał się przewrócić i przygwoździć do ziemi.
- Gadaj natychmiast co tu się dzieje? Czego chcecie od tego chłopak.? – Spytała Ilia, siadając okrakiem na swoim jeńcu.
- Ja nie… nic… znaczy…. proszę, …nie…. – biadolił Pietruszka – nie chcieliśmy ci nic zrobić. My… my… mieliśmy na dzieję być tacy jak ty. … No wiesz, … z dziewczynami.
Ilia dopiero po chwili zorientowała się że Dybel bierze ja za kowala. Chudzielec również potrzebował nieco czasu by zorientować się w sytuacji. Zapadła długa, niezręczna cisza, którą przerwał basowy głos Beki.
- Wstawaj z niego albo wpakuję ci bełt prosto w rzyć! – Odgrażał się grubas, niezdarnie wymachując kuszą w stronę elfki.
- Co z wami ludzie? – Spytała Ilia odwracając się w stronę Amrena.
- O w mordę! - Podsumował Beka, nie przestając celować w stronę strażniczki.
Na szczęście grubas nie wytrwał długo w tej pozycji. Potężny cios w kark i pojawianie się kowala wyjaśniło sytuację. Tym razem Ilirinleath miała przed sobą dokładnie takiego rzemieślnika jakiego spodziewała się ujrzeć na początku. Orion był postawnym mężczyzną, o gęstym czarnym zaroście i potężnymi ramionami, grubymi niczym konary dębu.
- Na mózg wam ciśnie łajzy? Łapy precz od mojego chłopaka i tej panienki. – Zagroził kowal.
Pojawienie się tego, który faktycznie zarządzał kuźnią, dało Ilii niespodziewaną szansę aby załatwić swoje potrzeby bez korzystania z pomocy młodego zawadiaki. Elfka natychmiast sięgnęła do kieszeni by pokazać kowalowi fragmenty medalionu, tylko po to by zorientować się że przystojny czeladnik ma go przy sobie, a ona sama nawet nie zauważyła kiedy wziął je do ręki.
- Okradł mnie. – Stwierdził załamana wpatrując się w puste dłonie.
- Niemożliwe. Ivo być może ma klika wad ale na pewno nie jest złodziejem. Jestem przekonany że twoja zguba wkrótce się znajdzie. O ile te szumowiny nie dopadną go wcześniej. – Zdecydował kowal.
- Sama go wytropię. Potrzebuję tej rzeczy.
- Nie musisz być sama. Te szuje ci pomogą. A przy okazji dopilnują by tobie i Ivo nie stało się nic złego. – Stwierdził kowal po czym podszedł do kulących się z strachu młodzieńców i zaczął ich obsypywać jakimś opiłkami. – Dobra, szczyle. Postaracie się grzecznie by mój chłopak wrócił do Bawrena. W przeciwnym razie znajdę was i sprawię że zaczniecie szczać w spodnie. O ile oczywiście do tego czasu wciąż będziecie mieli czym. W każdym razie lepiej poproście młodego o cofnięcie uroku.
Ilia zamierzała protestować, twierdząc że wcale nie potrzebuje pomocy dwóch przygłupów. Nie chciała wieżyc ze ktoś może być tak tępy aby uwierzyć w piorunujące działanie sproszkowanej miedzi czy czegoś podobnego. W każdym razie Beka i Dybel niemal beczeli z strachu. Ostatecznie elfka uznała ze wykorzysta ta parę by dowiedzieć się czegoś o „zbrodni” młodzieńca zwanego Ivo.
- W porządku. Idziemy. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia po drodze. – Zapowiedziała Ilirinleath.
- Chwila. – Przerwał kowal, obarczając parę pomocników elfki masą dodatkowych tobołów. Był w nich prowiant, narzędzia kowalskie i kilkanaście niedokończonych prac. Najpewniej należących do Iva. Znalazło się również miejsce na jakieś księgi. – Pozdrówcie młodego ode mnie i przypomnijcie szelmie że ucieczka z warsztatu nie zwalnia go od nauki. Jak znów się tu pojawi te rzeczy maja być wypieszczone.
Ivo przebiegł spory kawałek, zanim zorientował się, że dziewczyna została w osadzie. Powrót tam, rzecz jasna, był głupotą, a samej dziewczynie nic nie groziło, jednak chłopak wciąż był w posiadaniu medalionu. Siegnął do kieszeni i wyciągnął dwa kawałki metalu. Przyglądał się im przez chwilę, ale nie nie zauważył nic nadzwyczajnego.
- Ot, ładna blaszka. Nie powinno być trudno to naprawić...gadam sam do siebie - uśmiechnął się ironicznie. - A Bawren ostrzegał, że mnie też to czeka
Na powrót schował ozdobę do kieszeni i przysiadł na ziemi, aby zebrać myśli. Nie mógł tam wrócić, nie mógł jednak biżuteri zatrzymać, kradzież to nie jego domena. Może gdyby podejśc tylko kawałek? Musiała widzieć jak wybiegam przez bramę, kuźnia jest tuż obok.... Sądząc po ciszy, jaka panowała w koło, tłum nie ruszył za Ivo poza tereny osady, za to tuz przy wejściu pojawiły się trzy postacie. Dwie z nich rozpoznałby nawet w nocy; Amren i jego przydupas. Trzecia osoba za to zachowywała się inaczej. Ivo domyślił się, że to właścicielka medalionu; Tylko co ona robi z tymi przygłupami...i na litość boską, czy oni niosą moje projekty?!. Chłopak wstał i ruszył w stronę zbliżającej się grupy.
- Wioskowy duet: głupi i grubszy - zadrwił Ivo, jednak zamilkł na widok wpatrującej się w niego dziewczyny.
- Proszę mi wybaczyć, w pośpiechu musiałem zabrać twoją własność - silił się na pseudo-dworskie maniery, ale niezmienny wyraz twarzy obcej jeszcze bardziej go przytłoczył. Szybko wyciągnął medalion i podał go dziewczynie. - Jeszcze raz przepraszam, naprawię go, za darmo.
Skierował wzrok na parkę tragarzy:
- Towarzystwo za to dobrałaś sobie znakomite, obrazisz się, jeśli każę im wrócić z powrotem?
- Ot, ładna blaszka. Nie powinno być trudno to naprawić...gadam sam do siebie - uśmiechnął się ironicznie. - A Bawren ostrzegał, że mnie też to czeka
Na powrót schował ozdobę do kieszeni i przysiadł na ziemi, aby zebrać myśli. Nie mógł tam wrócić, nie mógł jednak biżuteri zatrzymać, kradzież to nie jego domena. Może gdyby podejśc tylko kawałek? Musiała widzieć jak wybiegam przez bramę, kuźnia jest tuż obok.... Sądząc po ciszy, jaka panowała w koło, tłum nie ruszył za Ivo poza tereny osady, za to tuz przy wejściu pojawiły się trzy postacie. Dwie z nich rozpoznałby nawet w nocy; Amren i jego przydupas. Trzecia osoba za to zachowywała się inaczej. Ivo domyślił się, że to właścicielka medalionu; Tylko co ona robi z tymi przygłupami...i na litość boską, czy oni niosą moje projekty?!. Chłopak wstał i ruszył w stronę zbliżającej się grupy.
- Wioskowy duet: głupi i grubszy - zadrwił Ivo, jednak zamilkł na widok wpatrującej się w niego dziewczyny.
- Proszę mi wybaczyć, w pośpiechu musiałem zabrać twoją własność - silił się na pseudo-dworskie maniery, ale niezmienny wyraz twarzy obcej jeszcze bardziej go przytłoczył. Szybko wyciągnął medalion i podał go dziewczynie. - Jeszcze raz przepraszam, naprawię go, za darmo.
Skierował wzrok na parkę tragarzy:
- Towarzystwo za to dobrałaś sobie znakomite, obrazisz się, jeśli każę im wrócić z powrotem?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Nauczyciel Ivo cieszył się sporym uznaniem i szacunkiem wśród mieszkańców wioski, a samo jego pojawienie się, ostudziło co bardziej zapalone głowy. Cokolwiek przeskrobał mody kowal, ukaranie go okazało się nie być na tyle ważne, by zadzierać z starym mistrzem. Ludzie w osadzie ograniczyli się tylko faktu przepędzenia Ivo z wioski. W ten sposób każdy mógł być zadowolony, uznając że dopiął swego, z kolei sama Ilirinleath szybko pożałowała że dała się namówić na towarzystwo Beki i Dybla.
Obaj młodzieńcy zachowywali się niczym para zombie, na wszelkie możliwe pytania odpowiadając przeciągłym „eeee….”. Cały czas włóczyli się kilka metrów za strażniczką, nie odrywając wzroku od jej pośladków. Ilia starała się ignorować ich obecność, cały czas wmawiając sobie że potrzebuje sprzętu jaki Beka i jego towarzysz dźwigają na plecach. Znalezienie Ivo nie rozwiąże jej problemów jeśli nie będzie miała dla niego zestawu odpowiednich narzędzi do wykonania naprawy wisiorka. A dwie sekundy po tym fakcie pozbędzie się upierdliwych kompanów.
Na szczęście młody kowal nie kazał na siebie czekać, a co więcej od razu zwrócił własność Ilii. Najwyraźniej również był zaskoczony faktem iż medalion znalazł się w jego posiadaniu, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, nieoczekiwanie wychodząc z propozycją wykonania usługi bez zapłaty .
- Być może się zdziwisz ale oni nie są tu ze mną. Przyszli właśnie dla ciebie. – Odpowiedziała Ilirinleath, słysząc uwagę Ivo. – A przy okazji przynieśli ci wszystkie potrzebne narzędzia. Czy będziesz w stanie wykonać naprawę tu i teraz? – Z nadzieją w głosie spytała elfka. Bardzo chętnie pożegnałaby już to towarzystwo i ruszyła w dalszą podróż. Ziemie gdzie zmierzała był nieprzyjazne nawet dla leśnych elfów, a człowiek nie miał by tam czego szukać. Nic poza szybką śmiercią lub mękami i długim cierpieniem. Z drugiej strony młody kowal nie był jej nic winien, nawet jeśli być może sam tak uważał. W każdym razie Ilia zdecydowała się przynajmniej w minimalnym stopniu wynagrodzić jego pracę, o ile rzecz jasna uda mu się naprawić jej przepustkę. Tylko jaka była na to szansa? Wisiorek najpewniej został wykonany przez elfickich mistrzów, przy pomocy technik o których ktoś tak młody nie mógł mieć pojęcia. Zaskakująca pewność siebie jaką zdradzał Ivo, wcale nie uspokajała obaw elfki. Ilia nieustannie myślała co będzie jeśli młody spapra robotę i całkowicie zniszczy przedmiot mający zapewnić jej przepustkę do lodowych krain? Mając dwie części medalionu, być może zdołałaby się w jakiś sposób wytłumaczyć, natomiast posiadając stopioną grudkę nie wiadomo czego, tylko narazi się na śmieszność. Ivo będzie musiał jej sporo wyjaśnić nim w ogóle dopuści go do tej pracy.
- Nie możesz nas odesłać. – Wtrącił się Beka, klęcząc przed tym którego jeszcze parę chwil wcześniej obrzucił najgorszymi wyzwiskami. – Orion nas zabije. Polecił nam pilnować byś dotarł do celu. Zapowiedział że „nogi z dupy nam wyrwie” jeśli tobie się coś stanie. No i musisz zdjąć klątwę. Błagam. Ja nie mogę tak skończyć.
- Chcemy też byś nas nauczył jak to robisz że dziewczyny jedzą ci z ręki. – Dodał Pietruszka.
Zrezygnowana Ilia przewróciła oczyma. Czyżby to był ten wielki sekret kowala? Głupota wieśniaków sięgała granic w które ciężko było uwierzyć. Z drugiej strony mogła tez liczyć że przez samo towarzystwo Beki i Dybla, Ivo zostanie ukarany za nadmierne korzystanie z własnych talentów.
- Podkopujecie moją wiarę w ludzi. – Oznajmiła głośno, jednak żaden z miejscowych zdawał się jej nie słuchać. Grubas i Pietruszka wpatrywali się w kowala niczym żebrak w znalezioną złotą monetę.
Obaj młodzieńcy zachowywali się niczym para zombie, na wszelkie możliwe pytania odpowiadając przeciągłym „eeee….”. Cały czas włóczyli się kilka metrów za strażniczką, nie odrywając wzroku od jej pośladków. Ilia starała się ignorować ich obecność, cały czas wmawiając sobie że potrzebuje sprzętu jaki Beka i jego towarzysz dźwigają na plecach. Znalezienie Ivo nie rozwiąże jej problemów jeśli nie będzie miała dla niego zestawu odpowiednich narzędzi do wykonania naprawy wisiorka. A dwie sekundy po tym fakcie pozbędzie się upierdliwych kompanów.
Na szczęście młody kowal nie kazał na siebie czekać, a co więcej od razu zwrócił własność Ilii. Najwyraźniej również był zaskoczony faktem iż medalion znalazł się w jego posiadaniu, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, nieoczekiwanie wychodząc z propozycją wykonania usługi bez zapłaty .
- Być może się zdziwisz ale oni nie są tu ze mną. Przyszli właśnie dla ciebie. – Odpowiedziała Ilirinleath, słysząc uwagę Ivo. – A przy okazji przynieśli ci wszystkie potrzebne narzędzia. Czy będziesz w stanie wykonać naprawę tu i teraz? – Z nadzieją w głosie spytała elfka. Bardzo chętnie pożegnałaby już to towarzystwo i ruszyła w dalszą podróż. Ziemie gdzie zmierzała był nieprzyjazne nawet dla leśnych elfów, a człowiek nie miał by tam czego szukać. Nic poza szybką śmiercią lub mękami i długim cierpieniem. Z drugiej strony młody kowal nie był jej nic winien, nawet jeśli być może sam tak uważał. W każdym razie Ilia zdecydowała się przynajmniej w minimalnym stopniu wynagrodzić jego pracę, o ile rzecz jasna uda mu się naprawić jej przepustkę. Tylko jaka była na to szansa? Wisiorek najpewniej został wykonany przez elfickich mistrzów, przy pomocy technik o których ktoś tak młody nie mógł mieć pojęcia. Zaskakująca pewność siebie jaką zdradzał Ivo, wcale nie uspokajała obaw elfki. Ilia nieustannie myślała co będzie jeśli młody spapra robotę i całkowicie zniszczy przedmiot mający zapewnić jej przepustkę do lodowych krain? Mając dwie części medalionu, być może zdołałaby się w jakiś sposób wytłumaczyć, natomiast posiadając stopioną grudkę nie wiadomo czego, tylko narazi się na śmieszność. Ivo będzie musiał jej sporo wyjaśnić nim w ogóle dopuści go do tej pracy.
- Nie możesz nas odesłać. – Wtrącił się Beka, klęcząc przed tym którego jeszcze parę chwil wcześniej obrzucił najgorszymi wyzwiskami. – Orion nas zabije. Polecił nam pilnować byś dotarł do celu. Zapowiedział że „nogi z dupy nam wyrwie” jeśli tobie się coś stanie. No i musisz zdjąć klątwę. Błagam. Ja nie mogę tak skończyć.
- Chcemy też byś nas nauczył jak to robisz że dziewczyny jedzą ci z ręki. – Dodał Pietruszka.
Zrezygnowana Ilia przewróciła oczyma. Czyżby to był ten wielki sekret kowala? Głupota wieśniaków sięgała granic w które ciężko było uwierzyć. Z drugiej strony mogła tez liczyć że przez samo towarzystwo Beki i Dybla, Ivo zostanie ukarany za nadmierne korzystanie z własnych talentów.
- Podkopujecie moją wiarę w ludzi. – Oznajmiła głośno, jednak żaden z miejscowych zdawał się jej nie słuchać. Grubas i Pietruszka wpatrywali się w kowala niczym żebrak w znalezioną złotą monetę.
- Klątwa? Jak... - w porę ugryzł się w język. - Może zdejmę tę klątwę. Muszę usłyszeć, rzecz jasna, jaka to groźba nad wami zawisła.
- No...no wiesz... - Beka przelotnie spojrzał na dziewczynę i zniżył głos. - Że nie będziemi mieć czym szczać. A jak nie masz czym szczać, to nie masz czym...
- Już, rozumiem - Ivo wręcz krztusił się ze śmiechu. Dwóm "męczennikom" humor sie niestety nie udzielił. Klęczeli tylko wpatrzeni w młodego czeladnika, czekając co ten zrobi.
- Zdejmę klątwę, jak bardzo ładnie poprosicie.
- Bar...
- A! Dopiero jak wypełnię zlecenie naszej pięknej towarzyszki - uśmiechnął się szelmowsko, ale na dziewczynie najwyraxniej nie robiło to wrażenia.
- A co z...tą drugą sprawą? - Dybel w końcu postanowił się odezwać.
- Jaką drugą sprawą?
- No...że dziewczyny ciągną do ciebie, jak muchy do...że dziewczyny tak ciebie lubią - chłopina miał w sobie chyba resztki dobrego wychowania.
- To, mój drogi, jest tajemnicą zawodową - oczy kowala jakby błysnęły. Zawsze cieszył się sporym powodzeniem u płci pięknęj. Zawdzięczał to w większości swojej chłopięcej urodzie i zawadiackim gadkom. Miał też...inne zalety. Żadnej z nich jednak nie dało się ot tak posiąść.
- Prooszęę, zrobimy co tylko chcesz - Dybel też był łasy na sekrety Ivo.
- Wszystko? W takim razie zostawcie sprzęt pod tym drzewem i nazbierajcie drewna na ognisko.
Był to bardziej sposób na chwilowe pozbycie się dwójki przygłupów.
- Obejrzałem to twoje cudeńko. Wygląda jak zwykła ozdoba, ale jak mniemam jest coś więcej, prawda? Widzisz, żebym sie tym zajął, musisz mi wszystko powiedzieć, no...wszystko co może mieć znaczenie. Jak na przykład to, że jesteś elfką. Jedno ucho wystaje ci lekko spod włosów. Albo jesteś chora na coś, albo jesteś elfką - jego uśmieszek zdradzał całkowitą pewnośc w swoje przekonanie.
- No...no wiesz... - Beka przelotnie spojrzał na dziewczynę i zniżył głos. - Że nie będziemi mieć czym szczać. A jak nie masz czym szczać, to nie masz czym...
- Już, rozumiem - Ivo wręcz krztusił się ze śmiechu. Dwóm "męczennikom" humor sie niestety nie udzielił. Klęczeli tylko wpatrzeni w młodego czeladnika, czekając co ten zrobi.
- Zdejmę klątwę, jak bardzo ładnie poprosicie.
- Bar...
- A! Dopiero jak wypełnię zlecenie naszej pięknej towarzyszki - uśmiechnął się szelmowsko, ale na dziewczynie najwyraxniej nie robiło to wrażenia.
- A co z...tą drugą sprawą? - Dybel w końcu postanowił się odezwać.
- Jaką drugą sprawą?
- No...że dziewczyny ciągną do ciebie, jak muchy do...że dziewczyny tak ciebie lubią - chłopina miał w sobie chyba resztki dobrego wychowania.
- To, mój drogi, jest tajemnicą zawodową - oczy kowala jakby błysnęły. Zawsze cieszył się sporym powodzeniem u płci pięknęj. Zawdzięczał to w większości swojej chłopięcej urodzie i zawadiackim gadkom. Miał też...inne zalety. Żadnej z nich jednak nie dało się ot tak posiąść.
- Prooszęę, zrobimy co tylko chcesz - Dybel też był łasy na sekrety Ivo.
- Wszystko? W takim razie zostawcie sprzęt pod tym drzewem i nazbierajcie drewna na ognisko.
Był to bardziej sposób na chwilowe pozbycie się dwójki przygłupów.
- Obejrzałem to twoje cudeńko. Wygląda jak zwykła ozdoba, ale jak mniemam jest coś więcej, prawda? Widzisz, żebym sie tym zajął, musisz mi wszystko powiedzieć, no...wszystko co może mieć znaczenie. Jak na przykład to, że jesteś elfką. Jedno ucho wystaje ci lekko spod włosów. Albo jesteś chora na coś, albo jesteś elfką - jego uśmieszek zdradzał całkowitą pewnośc w swoje przekonanie.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Ilia z zainteresowaniem przysłuchiwała się dyskusji młodzieńców, zastanawiając się co tez może z niej wyniknąć. Nie miała wątpliwości że dwójka głupoli zasłużyła na karę, a utrzymanie ich nieco dłużej w niepewności, być może sprawi iż w przyszłości Beka i Dybel dwa razy zastanowią się zanim zaczną rzucać bezpodstawne oskarżenia. Z drugiej strony elfka nie popierała dręczenia kogoś tylko po to by zaspokoić chęć zemsty, więc kowal nie powinien nadmiernie wykorzystywać sytuacji , czyniąc z swoich towarzyszy parę popychadeł. Zdaniem Ilirinleath, Ivo najlepiej by zrobił gdyby w ogóle pozbył się tej dwójki.
Tymczasem tajemnica jaką skrywał kowal rozwiązała się sama, okazując się równie błahą niczym problem nieustannie poruszany przez Pietruszkę. Amant, uwodziciel, zdobywca kobiecych serc, a przy tym najpewniej kłamca i egoista. Ilia nagle ujrzała chłopaka w zupełnie nowym świetle. Biorąc pod uwagę okoliczności, elfki nie zdziwiło to, iż Ivo równie uważnie przyglądał się medalionowi jak i jej fryzurze.
- To nie jest żaden sekret, a tym bardziej powód do wstydu. – Odpowiedziała, poprawiając włosy w taki sposób by również drugie ucho było doskonale widocznie. Jeśli chłopak chciał więcej informacji, to proszę bardzo, ona zamierzała mu ich udzielić. Była gotowa zasypać Ivo wskazówkami które najprawdopodobniej podkopią pewność siebie młodzieńca, a przy okazji dadzą jej odpowiedź czy ma przed sobą osobę o odpowiednich kwalifikacjach.
– Jestem elfką, do czego zresztą otwarcie się przyznałam mówiąc wcześniej skąd pochodzę. Ów przedmiot został wykonany przez najlepszych rzemieślników naszej rasy. Nie wiem z czego jest wykonany, czy jest to tylko właściwość jakiegoś minerału, czy też specyfika zaklętej w nim magii, ale medalion zdradza kilka niezwykłych właściwości. W cieplejszym klimacie był kruchy i łamliwy, przypominając nieco podstarzałe ciasto, natomiast tutaj, na północy, znów nabrał metalicznej barwy i twardości. Uderzony nie wydaje żadnego dźwięku, a jego temperatura zawsze jest niższa niż ciepłota ciała. Świeci w dłoniach niektórych kobiet, a właściwie świecił gdy był jeszcze w jednym kawałku. – Odpowiadała Ilirinleath spodziewając się ujrzeć na twarzy Ivo wyraz przerażenia i rezygnacji. – Oczywiście zrozumiem jeśli powiesz mi że nie jesteś w stanie naprawić czegoś takiego.
Skutek opowieści Ilii był taki, iż to sama elfka zwątpiła w szanse że kowalowi może się udać, karcąc się w myślach, za sam pomysł poszukiwania pomocy w pierwszej z brzegu wiosce. Strażniczka była przekonana że chłopakowi nie może się udać, z kolei Ivo nie dał po sobie poznać nic poza zainteresowaniem sprawą.
- Ta twoja …. tajemnica zawodowa… – zmieniła temat Ilirinleath – obejmuje tylko pytanie „jak”, czy również „dlaczego”? Rozkochujesz w sobie kobiety, a potem je zostawiasz i szukasz następnych? A może od razu stawiasz sprawę jasno, wyjaśniając że chodzi ci o przelotny romans? Tyle że w takim przypadku należałoby się zastanowić kto tu jest łowcą a kto ofiarą? – Ivo oczywiście miał zadatki by zaimponować większości dziewcząt, jednak sama ładna buzia i muskularne ciało raczej nie wystarczało. Być może pomagała mu pozycja kowala i widok bezpiecznej przyszłości oraz statusu jaki dla większości wieśniaczek mógł być tylko w sferze marzeń. A może obiecał im zupełnie co innego? Porzucenie wioski i podróż w nieznane? Bogactwo? Sławę? Przygodę?
W pewnych sprawach Ilia bardziej przypominała Pietruszkę niż sama była gotowa to przyznać. Przy swobodzie komunikacji z całym światem, akurat w kontaktach z tym, na którym najbardziej jej zależało, elfka traciła całą werwę, a nerwy zjadały ją od środka. Przy Isilarze zwykle plotła bzdury lub w ogóle nie była w stanie się wysłowić, uciekając w pierwsza możliwą misję tylko po to by nie robić z siebie idiotki. Działając w ten sposób zostanie co najwyżej przyjaciółką i najlepszym żołnierzem w oddziale swojego dowódcy, w czasie gdy inna piękność zagarnie dla siebie miano jego kochanki.
- W każdym razie, ciekawa jestem czy mimo tych drobnych trudności nadal uważasz że warto? – Zapytała Ilia mając przed oczyma tłum uzbrojony w widły i siekiery, jeszcze przed chwilą podążający tropem chłopaka.
Tymczasem tajemnica jaką skrywał kowal rozwiązała się sama, okazując się równie błahą niczym problem nieustannie poruszany przez Pietruszkę. Amant, uwodziciel, zdobywca kobiecych serc, a przy tym najpewniej kłamca i egoista. Ilia nagle ujrzała chłopaka w zupełnie nowym świetle. Biorąc pod uwagę okoliczności, elfki nie zdziwiło to, iż Ivo równie uważnie przyglądał się medalionowi jak i jej fryzurze.
- To nie jest żaden sekret, a tym bardziej powód do wstydu. – Odpowiedziała, poprawiając włosy w taki sposób by również drugie ucho było doskonale widocznie. Jeśli chłopak chciał więcej informacji, to proszę bardzo, ona zamierzała mu ich udzielić. Była gotowa zasypać Ivo wskazówkami które najprawdopodobniej podkopią pewność siebie młodzieńca, a przy okazji dadzą jej odpowiedź czy ma przed sobą osobę o odpowiednich kwalifikacjach.
– Jestem elfką, do czego zresztą otwarcie się przyznałam mówiąc wcześniej skąd pochodzę. Ów przedmiot został wykonany przez najlepszych rzemieślników naszej rasy. Nie wiem z czego jest wykonany, czy jest to tylko właściwość jakiegoś minerału, czy też specyfika zaklętej w nim magii, ale medalion zdradza kilka niezwykłych właściwości. W cieplejszym klimacie był kruchy i łamliwy, przypominając nieco podstarzałe ciasto, natomiast tutaj, na północy, znów nabrał metalicznej barwy i twardości. Uderzony nie wydaje żadnego dźwięku, a jego temperatura zawsze jest niższa niż ciepłota ciała. Świeci w dłoniach niektórych kobiet, a właściwie świecił gdy był jeszcze w jednym kawałku. – Odpowiadała Ilirinleath spodziewając się ujrzeć na twarzy Ivo wyraz przerażenia i rezygnacji. – Oczywiście zrozumiem jeśli powiesz mi że nie jesteś w stanie naprawić czegoś takiego.
Skutek opowieści Ilii był taki, iż to sama elfka zwątpiła w szanse że kowalowi może się udać, karcąc się w myślach, za sam pomysł poszukiwania pomocy w pierwszej z brzegu wiosce. Strażniczka była przekonana że chłopakowi nie może się udać, z kolei Ivo nie dał po sobie poznać nic poza zainteresowaniem sprawą.
- Ta twoja …. tajemnica zawodowa… – zmieniła temat Ilirinleath – obejmuje tylko pytanie „jak”, czy również „dlaczego”? Rozkochujesz w sobie kobiety, a potem je zostawiasz i szukasz następnych? A może od razu stawiasz sprawę jasno, wyjaśniając że chodzi ci o przelotny romans? Tyle że w takim przypadku należałoby się zastanowić kto tu jest łowcą a kto ofiarą? – Ivo oczywiście miał zadatki by zaimponować większości dziewcząt, jednak sama ładna buzia i muskularne ciało raczej nie wystarczało. Być może pomagała mu pozycja kowala i widok bezpiecznej przyszłości oraz statusu jaki dla większości wieśniaczek mógł być tylko w sferze marzeń. A może obiecał im zupełnie co innego? Porzucenie wioski i podróż w nieznane? Bogactwo? Sławę? Przygodę?
W pewnych sprawach Ilia bardziej przypominała Pietruszkę niż sama była gotowa to przyznać. Przy swobodzie komunikacji z całym światem, akurat w kontaktach z tym, na którym najbardziej jej zależało, elfka traciła całą werwę, a nerwy zjadały ją od środka. Przy Isilarze zwykle plotła bzdury lub w ogóle nie była w stanie się wysłowić, uciekając w pierwsza możliwą misję tylko po to by nie robić z siebie idiotki. Działając w ten sposób zostanie co najwyżej przyjaciółką i najlepszym żołnierzem w oddziale swojego dowódcy, w czasie gdy inna piękność zagarnie dla siebie miano jego kochanki.
- W każdym razie, ciekawa jestem czy mimo tych drobnych trudności nadal uważasz że warto? – Zapytała Ilia mając przed oczyma tłum uzbrojony w widły i siekiery, jeszcze przed chwilą podążający tropem chłopaka.
Z wyraźnym zainteresowaniem słuchał wywodu elfki. Bo w końcu było to bardzo interesujące. Elficki przedmiot, prawdopodobnie magiczny, to nie coś, z czym początkujący kowal z wioski spotyka się na co dzień. Oczywistym było, żę Ivo chciał podjąć się próby naprawienia medalionu. Oczywistym również było to, że nie miał zielonego pojęcia jak to zrobić. Na szczęście wiedział gdzie zacząć.
- Masz rację. Nie jestem w stanie tego naprawić...sam. Ale z duża pomocą pewnego czło...w sumie to chyba bliżej mu do elfa. Ostre uszy, wysoki, z przerośniętym ego...tak, z dużą pomocą pewnego elfa powinienem dać radę. Chodźmy lepiej, zanim dwa przygłupy wrócą. Muszę tylko... - nachylił się nad rupieciami zostawionymi przez duet i zaczął nerwowo grzebać w tobołkach. - Gdzie on to...tu nie, tu też nie...i ja mam niby to dokończyć? Z wiekiem chyba przychodzi lenistwo...Ha! Jest!
Chłopak triumfalnie podniósł znalezisko nad głowę. Wyglądał zapewne jak odkrywca, który po kilku latach żmudnych poszukiwań odnalazł starożytny artefakt. A przynajmniej elfka tak na niego patrzyła. W rzeczywistości w ręce chłopak znajdował się przedmiot dla niego o wiele droższy niż jakikolwiek artefakt. Fletnia.
- Nie patrz tak na mnie. Sentyment to silna więź. Ruszajmy. Sprzęt znajdziemy na miejscu, a roboty za Orion robic nie będę, z całym szacunkiem dla mistrza, rzecz jasna.
Odwrócił się na pięcie ruszył przed siebie, mijając elfkę. Ta za chwile go dogoniła.
- Pytałaś też o...tajemnicę zawodową - teraz zdał sobie sprawę jak śmiesznie to brzmi. - Żadnej tajemnicy nie ma. Szczęśliwie zostałem obdarzony ładną buzią, wrodzonym urokiem osobistym i walorami fizycznymi. Na prawdę myślisz, że tamtym by coś pomogło? Jasne, mogliby zmienić swój wygląd, ale rozumu czy ogłady nikt ich już nie nauczy. Za późno. Ech, gadam jak Bawren.
Wchodzili właśnie do niewielkiego lasku, gdzie przeważały wysokie trawy i niziutkie drzewka. Z każdego zakamarka docierały do nich przeróżne dźwięki. Świergot ptaków, stukanie dzięciołów, cichy szum liści. Ivo uwielbiał takie miejsca.
- Nie ma lepszej okolicy na schadzkę z elfką. Spokojnie, żartuję tylko - uśmiechnął się, patrząc na towarzyszkę. Celowo unikał odpowiedzi na pytanie odnośnie swoich zamiarów względem kobiet. Co prawda nie musiał odpowiadać, ale miał spędzić z nią najbliższy kawałek czasu i wolał, żeby nie brała go za narcystycznego bawidamka, który skacze z kwiatka na kwiatek.
- Staram się ich nie ranić. Staram, gdyż nikt nie ma pełnej kontroli nad uczuciami innej osoby. Są dni, kiedy pragnę jedynie znaleźć tę jedną, najwspanialszą dla mnie osobę i spędzić z nią resztę życia gdzieś na uboczu. Zaraz potem następują takie, gdzie pijacka zabawa w karczmie z masą pięknych i chętnych dziewcząt to szczyt moich marzeń. Ciężko jest nad tym zapanować, zwłaszcza w tak młodym wieku. Spytałaś się, kto tak na prawdę jest ofiarą. Wiele osób powiedziałoby, że te biedne dziewczyny, które zakochane na zabój zrobią wszystko, tylko po to, by zostać porzuconym. Prawda jest taka, że sam jestem ofiarą swojego powodzenia. Kiedy masz tyle lat co ja, widok ślicznej, zgrabnej karczmarki, która wręcz pożera cię wzrokiem działa na ciebie jak najmocniejszy afrodyzjak.
Oczy chłopaka były lekko zamglone i beznamiętnie wpatrywał się w niebo. Co go opętało? Zwierzał się obcej osobie, o której nie wiedział nic. Wziął głęboki oddech i na jego twarzy znów zagościł tej zawadiacki uśmieszek.
- No, to trochę się rozgadałem. Mam nadzieję, że lubisz muzykę? - i nie czekając na odpowiedź przyłożył do ust instrument i zaczął grać.
- Masz rację. Nie jestem w stanie tego naprawić...sam. Ale z duża pomocą pewnego czło...w sumie to chyba bliżej mu do elfa. Ostre uszy, wysoki, z przerośniętym ego...tak, z dużą pomocą pewnego elfa powinienem dać radę. Chodźmy lepiej, zanim dwa przygłupy wrócą. Muszę tylko... - nachylił się nad rupieciami zostawionymi przez duet i zaczął nerwowo grzebać w tobołkach. - Gdzie on to...tu nie, tu też nie...i ja mam niby to dokończyć? Z wiekiem chyba przychodzi lenistwo...Ha! Jest!
Chłopak triumfalnie podniósł znalezisko nad głowę. Wyglądał zapewne jak odkrywca, który po kilku latach żmudnych poszukiwań odnalazł starożytny artefakt. A przynajmniej elfka tak na niego patrzyła. W rzeczywistości w ręce chłopak znajdował się przedmiot dla niego o wiele droższy niż jakikolwiek artefakt. Fletnia.
- Nie patrz tak na mnie. Sentyment to silna więź. Ruszajmy. Sprzęt znajdziemy na miejscu, a roboty za Orion robic nie będę, z całym szacunkiem dla mistrza, rzecz jasna.
Odwrócił się na pięcie ruszył przed siebie, mijając elfkę. Ta za chwile go dogoniła.
- Pytałaś też o...tajemnicę zawodową - teraz zdał sobie sprawę jak śmiesznie to brzmi. - Żadnej tajemnicy nie ma. Szczęśliwie zostałem obdarzony ładną buzią, wrodzonym urokiem osobistym i walorami fizycznymi. Na prawdę myślisz, że tamtym by coś pomogło? Jasne, mogliby zmienić swój wygląd, ale rozumu czy ogłady nikt ich już nie nauczy. Za późno. Ech, gadam jak Bawren.
Wchodzili właśnie do niewielkiego lasku, gdzie przeważały wysokie trawy i niziutkie drzewka. Z każdego zakamarka docierały do nich przeróżne dźwięki. Świergot ptaków, stukanie dzięciołów, cichy szum liści. Ivo uwielbiał takie miejsca.
- Nie ma lepszej okolicy na schadzkę z elfką. Spokojnie, żartuję tylko - uśmiechnął się, patrząc na towarzyszkę. Celowo unikał odpowiedzi na pytanie odnośnie swoich zamiarów względem kobiet. Co prawda nie musiał odpowiadać, ale miał spędzić z nią najbliższy kawałek czasu i wolał, żeby nie brała go za narcystycznego bawidamka, który skacze z kwiatka na kwiatek.
- Staram się ich nie ranić. Staram, gdyż nikt nie ma pełnej kontroli nad uczuciami innej osoby. Są dni, kiedy pragnę jedynie znaleźć tę jedną, najwspanialszą dla mnie osobę i spędzić z nią resztę życia gdzieś na uboczu. Zaraz potem następują takie, gdzie pijacka zabawa w karczmie z masą pięknych i chętnych dziewcząt to szczyt moich marzeń. Ciężko jest nad tym zapanować, zwłaszcza w tak młodym wieku. Spytałaś się, kto tak na prawdę jest ofiarą. Wiele osób powiedziałoby, że te biedne dziewczyny, które zakochane na zabój zrobią wszystko, tylko po to, by zostać porzuconym. Prawda jest taka, że sam jestem ofiarą swojego powodzenia. Kiedy masz tyle lat co ja, widok ślicznej, zgrabnej karczmarki, która wręcz pożera cię wzrokiem działa na ciebie jak najmocniejszy afrodyzjak.
Oczy chłopaka były lekko zamglone i beznamiętnie wpatrywał się w niebo. Co go opętało? Zwierzał się obcej osobie, o której nie wiedział nic. Wziął głęboki oddech i na jego twarzy znów zagościł tej zawadiacki uśmieszek.
- No, to trochę się rozgadałem. Mam nadzieję, że lubisz muzykę? - i nie czekając na odpowiedź przyłożył do ust instrument i zaczął grać.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Wystarczyło jedno zdanie by Ivo kupił sobie towarzystwo elfki. Na Ilirinleath, wzmianka o tajemniczym elfickim rzemieślniku, działała niczym słodki nektar na niczego nieświadomego owada. W jednej chwili strażniczka zastrzygła uszami, wsłuchując się w każde słowo wypowiedziane przez młodzieńca. Historia jego miłosnych podbojów, a także związanych z nimi dylematów, niemal natychmiast zeszła na drugi plan. Podobnie zresztą jak popisy muzyczne kowala. Umysł elfki niemal całkowicie pochłonięty był wzmianką o rzekomym pomocniku o którym wspomniał Ivo. Ilia musiała siłą woli powstrzymywać się by nie chwycić młodzieńca za szyję i nie potrząsać nim, tylko po to by wymusić na człowieku powrót do interesującego ją tematu. Zaabsorbowana sprawą, Ilirinleath nie dostrzegła nawet nutki ironii z jaką kowal opisywał przedstawicieli jej rasy.
Okolica w której obecnie przebywali raczej nie należała do tych chętnie wybieranych przez elfy. Sama świadomość że ktokolwiek z nich chciał tu zamieszkać wydawała się niezwykłą zagadką. Oczywiście niemożliwością było aby Ivo znał kogoś z przedstawicieli rasy lodowych elfów, których tak zawzięcie poszukiwała strażniczka, ale ten osobnik mieszkający gdzieś tam, daleko od Szepczącego Lasu, z cała pewnością będzie o nich wiedział znacznie więcej. W przeciwnym razie nie mógł by przecież naprawić medalionu.
Z drugiej strony istniała też możliwość ze Ivo wspominał kogoś koga poznał dzięki kontaktom swojego mistrza, a rzekomy elficki rzemieślnik, zamieszkuje gdzieś daleko na południu. Takie rozwiązanie byłoby Ilii wielce nie na rękę. Gonił ją czas, a żadne nadkładanie drogi nie wchodziło w rachubę.
Strażniczka od razu chciała dać do zrozumienia młodemu że jeśli mają wędrować razem to on będzie musiał dopasować się do jej tempa marszu. Gdy tylko para porzuciła samych sobie Grubasa i Pietruszkę, elfka wyrwała do przodu kierując się na północ, jednak samo wspomnienie o znajomościach Ivo, powstrzymało jej zapędy. Nieco zwolniwszy, Ilirinleath zdecydowała się maszerować ramię w ramię z chłopakiem tylko po to by zasypywać go gradem pytań.
- Naprawdę jest tu ktoś taki? Co to za kowal? Gdzie mieszka? Skąd pochodzi? Jak długo żyje na tych ziemiach? W jaki sposób go poznałeś? Niby dlaczego uważasz że może mi pomóc? Kiedy możemy się z nim spotkać? – Ilia wyrzucała z siebie potok słów, nie dając swojemu rozmówcy zbyt wiele czasu do namysłu. Sama również nie zastanawiała się nad faktem że być może nazbyt łatwowiernie przyjęła informacje jaką poczęstował ją młodzieniec. W końcu jego młody wiek jakoś niespecjalnie licował z wizerunkiem kogoś kto posiadającego tak liczne kontakty.
Dopiero po chwili elfka zdała sobie sprawę ze chłopak zapewne oczekuje jakiegoś słowa uznania co do swojego talentu. Skoro ta fletnia była dla niego taka ważna to w dobrym tonie byłoby zwrócić na nią uwagę. Problem w tym, że sama strażniczka niemal przebierała nogami, niecierpliwie wyczekując na jakikolwiek skrawek informacji. Strażniczka z trudem ukrywała swój zapał. Jej uszy bardziej niż zwykle kierowały się ku górze, policzki przybrały rumianą barwę, źrenice rozszerzyły się niczym w ciemnościach, a palcami obu dłoni, elfka nieustannie przebierała jakby coś gniotła. Ivo który siła rzeczy musiał być znawcą kobiecych zachowań, z pewnością dostrzegł zmiany w nastawieniu elfki, jednak mógł je interpretować na swój własny sposób. Tymczasem podekscytowanej Ilii ciężko było myśleć o czymś innym niż medalionie, lodowych elfach i kowalu który gdzieś tam na nią czekał, więc zamiast pięknych sów opisujących jej zachwyt i wyrazy uznania dla grajka, powiedziała krótki:
- Jeśli będziesz tak nucił, to twoi niedoszli uczniowie, Pietrucha i tamten wielki, szybko nas odnajdą.
Okolica w której obecnie przebywali raczej nie należała do tych chętnie wybieranych przez elfy. Sama świadomość że ktokolwiek z nich chciał tu zamieszkać wydawała się niezwykłą zagadką. Oczywiście niemożliwością było aby Ivo znał kogoś z przedstawicieli rasy lodowych elfów, których tak zawzięcie poszukiwała strażniczka, ale ten osobnik mieszkający gdzieś tam, daleko od Szepczącego Lasu, z cała pewnością będzie o nich wiedział znacznie więcej. W przeciwnym razie nie mógł by przecież naprawić medalionu.
Z drugiej strony istniała też możliwość ze Ivo wspominał kogoś koga poznał dzięki kontaktom swojego mistrza, a rzekomy elficki rzemieślnik, zamieszkuje gdzieś daleko na południu. Takie rozwiązanie byłoby Ilii wielce nie na rękę. Gonił ją czas, a żadne nadkładanie drogi nie wchodziło w rachubę.
Strażniczka od razu chciała dać do zrozumienia młodemu że jeśli mają wędrować razem to on będzie musiał dopasować się do jej tempa marszu. Gdy tylko para porzuciła samych sobie Grubasa i Pietruszkę, elfka wyrwała do przodu kierując się na północ, jednak samo wspomnienie o znajomościach Ivo, powstrzymało jej zapędy. Nieco zwolniwszy, Ilirinleath zdecydowała się maszerować ramię w ramię z chłopakiem tylko po to by zasypywać go gradem pytań.
- Naprawdę jest tu ktoś taki? Co to za kowal? Gdzie mieszka? Skąd pochodzi? Jak długo żyje na tych ziemiach? W jaki sposób go poznałeś? Niby dlaczego uważasz że może mi pomóc? Kiedy możemy się z nim spotkać? – Ilia wyrzucała z siebie potok słów, nie dając swojemu rozmówcy zbyt wiele czasu do namysłu. Sama również nie zastanawiała się nad faktem że być może nazbyt łatwowiernie przyjęła informacje jaką poczęstował ją młodzieniec. W końcu jego młody wiek jakoś niespecjalnie licował z wizerunkiem kogoś kto posiadającego tak liczne kontakty.
Dopiero po chwili elfka zdała sobie sprawę ze chłopak zapewne oczekuje jakiegoś słowa uznania co do swojego talentu. Skoro ta fletnia była dla niego taka ważna to w dobrym tonie byłoby zwrócić na nią uwagę. Problem w tym, że sama strażniczka niemal przebierała nogami, niecierpliwie wyczekując na jakikolwiek skrawek informacji. Strażniczka z trudem ukrywała swój zapał. Jej uszy bardziej niż zwykle kierowały się ku górze, policzki przybrały rumianą barwę, źrenice rozszerzyły się niczym w ciemnościach, a palcami obu dłoni, elfka nieustannie przebierała jakby coś gniotła. Ivo który siła rzeczy musiał być znawcą kobiecych zachowań, z pewnością dostrzegł zmiany w nastawieniu elfki, jednak mógł je interpretować na swój własny sposób. Tymczasem podekscytowanej Ilii ciężko było myśleć o czymś innym niż medalionie, lodowych elfach i kowalu który gdzieś tam na nią czekał, więc zamiast pięknych sów opisujących jej zachwyt i wyrazy uznania dla grajka, powiedziała krótki:
- Jeśli będziesz tak nucił, to twoi niedoszli uczniowie, Pietrucha i tamten wielki, szybko nas odnajdą.
Ostrzał pytań, pod jakim się znalazł, był dla Ivo bardzo zabawna sytuacją. Jak dotąd nieco zdystansowana elfka zmieniła się nagle w ciekawskie dziecko. Aż czekać kiedy zacznie tupać nóżkami i wymachiwać rękoma. Wprawdzie domyślał się, że ta sprawa jest dla Ilirinleath ważna, ale zamierzał trochę się z nią podroczyć. Bądź co bądź, jest jeszcze nie do końca dojrzałym młodzianem.
- Osobnik, którego wspomniałem, ten elficki uczony...mieszka niedaleko. Tyle mogę na razie powiedzieć. Tyle na razie wiem. Jest paranoikiem, chociaż mistrz Bawren mawia, że to tylko ostrożny elf, jak zwał tak zwał.
Zadmuchał delikatnie w drewnianą konstrukcję instrumentu i wydobył z niego cichą melodię. Ta zdawała się przeplatać z muzyką lasu, tworząc wspaniałą symfonię. To, co powiedział, jest prawdą. Owy elf, do którego właśnie zmierzają w istocie jest książkowym przykładem paranoika.
- Spotkałem go trzy razy. Uczonego znaczy się. Raz, kiedy mistrz Bawren zabrał mnie do Thenderionu. Wykonywał dla niego jakiś metalowy element, sam nie wiem co dokładnie. Drugi raz to on przyjechał do Valladonu. Byłem akurat sam w kuźni, więc to mnie przypadło nieszczęście obsłużenia go. Kręcił strasznie, kombinował, nie potrafił powiedzieć wprost po co przyjechał. To była chyba wielka tajemnica, no ale mistrza nie było w mieście, a najwyraźniej naszemu uczonemu się spieszyło, bo w końcu się złamał. Kolejne metalowe...coś. I w końcu nasze ostatnie spotkanie ponownie w Thenderionie. Niestety nie wiem co było celem tego spotkania, bo mistrz Bawren i elf zamknęli się w jakimś magazynie i godzinami o czymś rozprawiali. Widzisz? Trzy razy spotkałem czło..elfa, a nawet jego imienia nie znam. I dlaczego spotykaliśmy się z nim w Thenderionie, skoro, według mojego nauczyciela, mieszka gdzieś w tej okolicy?
Mały lasek powoli przerodził się w otwartą polanę. Można by stąd dostrzec wszystko, gdyby było coś do dostrzeżenia. Rzecz w tym, że w zasięgu wzroku nie było niczego. Szli zaledwie kilka godzin, więc powinni być...no właśnie. Gdzie oni powinni teraz być? Ivo starał się wyglądać, jakby wiedział co robi, ale wyraz rezygnacji i zagubienia coraz bardziej cisnął mu się na twarz. Wiedział, że musi powiedzieć o tym towarzyszce. Wiedział również, żę nie będzie z tego faktu zadowolona.
- No tak. Jak przypuszczałem. Zgubiliśmy się - nawet się nie odwrócił. Wolał nie patrzeć teraz w jej oczy.
- Osobnik, którego wspomniałem, ten elficki uczony...mieszka niedaleko. Tyle mogę na razie powiedzieć. Tyle na razie wiem. Jest paranoikiem, chociaż mistrz Bawren mawia, że to tylko ostrożny elf, jak zwał tak zwał.
Zadmuchał delikatnie w drewnianą konstrukcję instrumentu i wydobył z niego cichą melodię. Ta zdawała się przeplatać z muzyką lasu, tworząc wspaniałą symfonię. To, co powiedział, jest prawdą. Owy elf, do którego właśnie zmierzają w istocie jest książkowym przykładem paranoika.
- Spotkałem go trzy razy. Uczonego znaczy się. Raz, kiedy mistrz Bawren zabrał mnie do Thenderionu. Wykonywał dla niego jakiś metalowy element, sam nie wiem co dokładnie. Drugi raz to on przyjechał do Valladonu. Byłem akurat sam w kuźni, więc to mnie przypadło nieszczęście obsłużenia go. Kręcił strasznie, kombinował, nie potrafił powiedzieć wprost po co przyjechał. To była chyba wielka tajemnica, no ale mistrza nie było w mieście, a najwyraźniej naszemu uczonemu się spieszyło, bo w końcu się złamał. Kolejne metalowe...coś. I w końcu nasze ostatnie spotkanie ponownie w Thenderionie. Niestety nie wiem co było celem tego spotkania, bo mistrz Bawren i elf zamknęli się w jakimś magazynie i godzinami o czymś rozprawiali. Widzisz? Trzy razy spotkałem czło..elfa, a nawet jego imienia nie znam. I dlaczego spotykaliśmy się z nim w Thenderionie, skoro, według mojego nauczyciela, mieszka gdzieś w tej okolicy?
Mały lasek powoli przerodził się w otwartą polanę. Można by stąd dostrzec wszystko, gdyby było coś do dostrzeżenia. Rzecz w tym, że w zasięgu wzroku nie było niczego. Szli zaledwie kilka godzin, więc powinni być...no właśnie. Gdzie oni powinni teraz być? Ivo starał się wyglądać, jakby wiedział co robi, ale wyraz rezygnacji i zagubienia coraz bardziej cisnął mu się na twarz. Wiedział, że musi powiedzieć o tym towarzyszce. Wiedział również, żę nie będzie z tego faktu zadowolona.
- No tak. Jak przypuszczałem. Zgubiliśmy się - nawet się nie odwrócił. Wolał nie patrzeć teraz w jej oczy.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Entuzjazm Ilirinleath gasł w miarę wysłuchiwania przez elfkę kolejnych wyjaśnień udzielanych przez Ivo. Okazało się że skorzystanie z pomocy elfa – pustelnika było fałszywym tropem. Strażniczka zdała sobie sprawę że ma przy sobie niewłaściwego kowala. Powinna wrócić do wioski i zamiast młodego ucznia zabrać z sobą mistrza Bawrena. Z początku tak właśnie chciała uczynić, jednak zdała sobie sprawę że rzemieślnicy tego typu rzadko decydują się opuścić swój warsztat, a poza tym najprawdopodobniej nawet sam Bawren nie byłby wstanie odszukać chatki samotnego elfa. Ktoś kto decyduje się żyć w odosobnieniu z całą pewnością przywiązuje dużo starań do tego by jego kryjówka pozostała tajemnicą. Z drugiej strony Ilia była tropicielką. Potrafiła odnajdywać to co niewidoczne dla oczu przeciętnego podróżnika, a w związku z tym powinna przynajmniej spróbować wykorzystać swoją wiedzę i spróbować odnaleźć mędrca o którym wspominał Ivo. Rzecz jasna o ile kowal się nie pomylił i poszukiwane przez nią domostwo rzeczywiście jest gdzieś w pobliżu.
- Spotkałeś kogoś trzy razy w życiu, wymieniłeś z nim ledwie klika zdań, nie wiesz gdzie mieszka, ani jak ma na imię, a jednocześnie uważasz że masz prawo go oceniać? – Oburzyła się Ilirinleath, nie zważając na to iż sama właśnie poddaje ocenie młodzieńca którego ledwie co zna. – Niby na jakiej podstawie uważasz że ktoś taki mógłby nam pomóc? Podejrzewam że wspomniany przez ciebie elf nawet nie wie o twoim istnieniu.
Ilia uznała że w tej sytuacji powinna trzymać się pierwotnego planu. Nawet z uszkodzonym medalionem może spróbować odszukać siedziby lodowych elfów, a potem w jakiś sposób spróbować nawiązać z nimi kontakt. Ostatecznie jej „przepustka” była zwykłym przedmiotem, takim jakich tamci zapewne mieli setki w swoim królestwie. „Chyba nie będą gniewać się na mnie za złamanie czegoś takiego. W końcu to nie moja wina że stał się taki kruchy” – pomyślała elfka.
-Jak to zgubiliśmy? Chciałeś powiedzieć że ty się zgubiłeś. Ja mam doskonałą orientację w terenie. Zgubić to się można w waszych chaotycznie budowanych miastach ale nie tutaj. Poza tym mylisz błądzenie od niemożliwości odnalezienia celu. Nie zgubiliśmy się ponieważ w każdej chwili możemy wrócić do wioski. Jedyny problem jest taki że nie wiemy gdzie dokładnie znajduje się cel naszej wędrówki. Ale to tylko drobiazg. Jest tu mnóstwo żywych istot które mogą wskazać nam drogę. – Wyjaśniła Ilirinleath przekonana ze jeśli tylko zechce może spróbować nawiązać kontakt z roślinami lub okoliczną zwierzyną.
Strażniczka rozsiadła się wygodnie na trawie, krzyżując nogi w taki sposób by stopy znalazły się pod udami. Zamknęła oczy. Usiłowała się skupić. Chciała nawiązać wieź z otaczającą ja przyrodą. Jako że jej umiejętności w tym zakresie były dość ograniczone, zadanie to było żmudne i karkołomne. W Szepczącym Lesie, wśród znanych sobie gatunków, taki kontakt nie był dla elfki niczym szczególnym, jednak tutejsza fauna i flora były jej obce, a dodatkowo sprawę komplikowała obecność Ivo który straszliwie ją rozpraszał. Świadomość że ktoś stoi jej nad głową i przygląda się każdemu jej ruchowi, była strasznie krępująca. Ilirinleath co chwilę uchylała jedną powiekę by sprawdzić co robi kowal.
- Usiądź naprzeciwko mnie i przestań się wiercić. To trochę potrwa. – Nie wytrzymała. W rzeczywistości owo „trochę” miało potrwać znacznie dłużej. Ot tak by dać młodemu nauczkę cierpliwości.
Ilirinleath uspokoiłam oddech. Położyła dłonie na ziemi chcąc skoncentrować się na poszukiwaniu istot mogących opowiedzieć jej o okolicy. Przez długi czas nie była w stanie odebrać żadnej aury, winą za co obciążała rzecz jasna Iva. „Może powinnam go gdzieś odesłać” – Zastanawiał się w myślach.
Tymczasem jedyna istotą która potrafiła zareagować na zapytanie elfki był pasący się w pobliżu olbrzymi odyniec, który to informację Ilii odebrał jako próbę zawładnięcia swoim terenem lęgowym. Rogata bestia z zainteresowaniem skierowała swój łeb w stronę skąd wyczuwała zagrożenie.
- Spotkałeś kogoś trzy razy w życiu, wymieniłeś z nim ledwie klika zdań, nie wiesz gdzie mieszka, ani jak ma na imię, a jednocześnie uważasz że masz prawo go oceniać? – Oburzyła się Ilirinleath, nie zważając na to iż sama właśnie poddaje ocenie młodzieńca którego ledwie co zna. – Niby na jakiej podstawie uważasz że ktoś taki mógłby nam pomóc? Podejrzewam że wspomniany przez ciebie elf nawet nie wie o twoim istnieniu.
Ilia uznała że w tej sytuacji powinna trzymać się pierwotnego planu. Nawet z uszkodzonym medalionem może spróbować odszukać siedziby lodowych elfów, a potem w jakiś sposób spróbować nawiązać z nimi kontakt. Ostatecznie jej „przepustka” była zwykłym przedmiotem, takim jakich tamci zapewne mieli setki w swoim królestwie. „Chyba nie będą gniewać się na mnie za złamanie czegoś takiego. W końcu to nie moja wina że stał się taki kruchy” – pomyślała elfka.
-Jak to zgubiliśmy? Chciałeś powiedzieć że ty się zgubiłeś. Ja mam doskonałą orientację w terenie. Zgubić to się można w waszych chaotycznie budowanych miastach ale nie tutaj. Poza tym mylisz błądzenie od niemożliwości odnalezienia celu. Nie zgubiliśmy się ponieważ w każdej chwili możemy wrócić do wioski. Jedyny problem jest taki że nie wiemy gdzie dokładnie znajduje się cel naszej wędrówki. Ale to tylko drobiazg. Jest tu mnóstwo żywych istot które mogą wskazać nam drogę. – Wyjaśniła Ilirinleath przekonana ze jeśli tylko zechce może spróbować nawiązać kontakt z roślinami lub okoliczną zwierzyną.
Strażniczka rozsiadła się wygodnie na trawie, krzyżując nogi w taki sposób by stopy znalazły się pod udami. Zamknęła oczy. Usiłowała się skupić. Chciała nawiązać wieź z otaczającą ja przyrodą. Jako że jej umiejętności w tym zakresie były dość ograniczone, zadanie to było żmudne i karkołomne. W Szepczącym Lesie, wśród znanych sobie gatunków, taki kontakt nie był dla elfki niczym szczególnym, jednak tutejsza fauna i flora były jej obce, a dodatkowo sprawę komplikowała obecność Ivo który straszliwie ją rozpraszał. Świadomość że ktoś stoi jej nad głową i przygląda się każdemu jej ruchowi, była strasznie krępująca. Ilirinleath co chwilę uchylała jedną powiekę by sprawdzić co robi kowal.
- Usiądź naprzeciwko mnie i przestań się wiercić. To trochę potrwa. – Nie wytrzymała. W rzeczywistości owo „trochę” miało potrwać znacznie dłużej. Ot tak by dać młodemu nauczkę cierpliwości.
Ilirinleath uspokoiłam oddech. Położyła dłonie na ziemi chcąc skoncentrować się na poszukiwaniu istot mogących opowiedzieć jej o okolicy. Przez długi czas nie była w stanie odebrać żadnej aury, winą za co obciążała rzecz jasna Iva. „Może powinnam go gdzieś odesłać” – Zastanawiał się w myślach.
Tymczasem jedyna istotą która potrafiła zareagować na zapytanie elfki był pasący się w pobliżu olbrzymi odyniec, który to informację Ilii odebrał jako próbę zawładnięcia swoim terenem lęgowym. Rogata bestia z zainteresowaniem skierowała swój łeb w stronę skąd wyczuwała zagrożenie.
Nagły wybuch elfki nieco zbił chłopaka z tropu. Co prawda spotkał już kilku ludzi, którzy tak łatwo tracili panowanie nad sobą, ale nie podejrzewał o to tych istot. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że nie może się dać "pokonać" elfce i od razu przyjął defensywną postawę.
- Ja spotkałem go trzy razy, mój mistrz zna go już całą wieczność i tak się składa, że wie dokładnie kim jestem, bo mistrz Bawren nie omieszkał pochwalić się nowym pomocnikiem. A co do jego pomocy to rzeczywiście, nie mam pewności, ale przecież zawsze możesz poszukać kogoś innego.
To mogło by być ryzykowne zagranie, gdyby Ivo miał cos do stracenia. Rzecz w tym, że on mógł zawsze wrócić do miasta, a elfka wciąż miała by problem. no ale obiecał. Słowa chyba podziałały na jego towarzyszkę, bo trochę się uspokoiła. Oczywiście tylko po to, by dalej wywyższać się ponad chłopakiem.
- No, skoro Pani Łowczyni tak mówi, to może... - nie skończył, gdyż elfka właśnie usadowiła się na ziemi i zamknęła oczy. - Dooobraa, mogę zapytać co robisz?
Jednak Ilia nie była w tym momencie skora do rozmowy. Nawet na niego fuknęła. Chłopak, jak to młodzi mają w naturze, obraził się i usiadł na przeciw elfki. Jego ręka już wędrowała do fletni, ale szybko się rozmyślił. Jeszcze wbije mi strzałę w kolano ze złości. Siedział więc i patrzył na nią. Fakt, była urodziwa i Ivo musiał to przyznać. Jej charakter jednak i swoista wrogość skutecznie go odpychały. Domyślał się, że elfce zależy na naprawie medalionu, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwiało jej zachowania. Eh, może elfy po prostu takie są?. Z nudów zaczął rozglądać się w koło i to co przykuło jego uwagę była rozstępująca się trawa kilka metrów od nich. Zaraz po tym spostrzegł ciemny, włochaty łeb z całkiem sporymi kłami. Zwierz nie szarżował na nich, nie wyglądał jednak przyjaźnie. Wydawał groźne pomruki, nozdrza nerwowo powiększały się przy wydechach a racica raz po razie uderzała o ziemię.
- Eee...Ilia? Prosiłaś go o pomoc, czy sam się wprosił? - nawet nie ukrywał strachu. W życiu uczestniczył tylko w paru bójkach w karczmie, ale w życiu nie walczył z dzikim zwierzęciem. Zwłaszcza, że nie miał pod ręką żadnej broni. Kiedy dzik postąpił lekko do przodu, chłopak aż zerwał się na nogi, chcąc uciekać. Nagłość i nerwowość tego ruchu rozjuszyła odyńca, który w tym samym momencie ruszył szarżą do ataku.
- Ja spotkałem go trzy razy, mój mistrz zna go już całą wieczność i tak się składa, że wie dokładnie kim jestem, bo mistrz Bawren nie omieszkał pochwalić się nowym pomocnikiem. A co do jego pomocy to rzeczywiście, nie mam pewności, ale przecież zawsze możesz poszukać kogoś innego.
To mogło by być ryzykowne zagranie, gdyby Ivo miał cos do stracenia. Rzecz w tym, że on mógł zawsze wrócić do miasta, a elfka wciąż miała by problem. no ale obiecał. Słowa chyba podziałały na jego towarzyszkę, bo trochę się uspokoiła. Oczywiście tylko po to, by dalej wywyższać się ponad chłopakiem.
- No, skoro Pani Łowczyni tak mówi, to może... - nie skończył, gdyż elfka właśnie usadowiła się na ziemi i zamknęła oczy. - Dooobraa, mogę zapytać co robisz?
Jednak Ilia nie była w tym momencie skora do rozmowy. Nawet na niego fuknęła. Chłopak, jak to młodzi mają w naturze, obraził się i usiadł na przeciw elfki. Jego ręka już wędrowała do fletni, ale szybko się rozmyślił. Jeszcze wbije mi strzałę w kolano ze złości. Siedział więc i patrzył na nią. Fakt, była urodziwa i Ivo musiał to przyznać. Jej charakter jednak i swoista wrogość skutecznie go odpychały. Domyślał się, że elfce zależy na naprawie medalionu, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwiało jej zachowania. Eh, może elfy po prostu takie są?. Z nudów zaczął rozglądać się w koło i to co przykuło jego uwagę była rozstępująca się trawa kilka metrów od nich. Zaraz po tym spostrzegł ciemny, włochaty łeb z całkiem sporymi kłami. Zwierz nie szarżował na nich, nie wyglądał jednak przyjaźnie. Wydawał groźne pomruki, nozdrza nerwowo powiększały się przy wydechach a racica raz po razie uderzała o ziemię.
- Eee...Ilia? Prosiłaś go o pomoc, czy sam się wprosił? - nawet nie ukrywał strachu. W życiu uczestniczył tylko w paru bójkach w karczmie, ale w życiu nie walczył z dzikim zwierzęciem. Zwłaszcza, że nie miał pod ręką żadnej broni. Kiedy dzik postąpił lekko do przodu, chłopak aż zerwał się na nogi, chcąc uciekać. Nagłość i nerwowość tego ruchu rozjuszyła odyńca, który w tym samym momencie ruszył szarżą do ataku.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 111
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Im bardziej się starała tym gorsze przynosiło to efekty. Ilia nie mogła się skupić, a jej wysiłki dodatkowo paraliżowała świadomość że swoim popisem zbłaźni się w oczach młodego kowala. Strażniczka uznała że w ogóle nie powinna próbować medytacji, podobnie zresztą jak nie powinna zabierać z sobą Iva. Oczywiście chłopak robił wszystko by utrudnić jej zadanie. Cały czas gadał, wiercił się, chrumkał i biegał, robiąc wszystko by tylko zaburzyć spokój jaki usiłowała zbudować wokół siebie elfka.
Ilirinleath nie miała pojęcia o bliskości dzika. Siedziała z zamkniętymi oczyma próbując odizolować się od wszelkiego hałasu jaki wyczyniał wokół niej kowal. Tymczasem młodzieniec gdy tylko zerwał się do ucieczki, zwrócił na siebie uwagę odyńca, który natychmiast ruszył w jego kierunku.
- Przestań wreszcie, zachowujesz się jak prosiak… - Nie wytrzymała Ilia, zdecydowana zrzucić odpowiedzialność za nieudane próby na postępowanie Iva. Dopiero w tej chwili zauważyła chłopaka i goniącego go odyńca. Natychmiast rzuciła się w pogoń za napastnikiem i jego ofiarą.
– Co ty wyprawiasz!? Nie biegnij! Prowokujesz go tylko! Wejdź na drzewo! – Krzyczała elfka biegnąca tropem kowala. Niestety okolica nie sprzyjała uciekinierowi. Ziemię na której przebywali Ivo i Ilirinleath w większości porastały trawy i niewielkie krzaki. Drzewa były tu rzadkością, a te nieliczne były słabe, karłowate i porośnięte żółto czerwonymi liśćmi. Tylko na niektóre z nich dało się wspiąć, a i wówczas nie było gwarancji czy liche gałęzie wytrzymają ciężar człowieka.
Ivo ratował się ucieczką na jedno z takich drzew, a biegnąca z nim Ilia nagle zorientowała się że nie mający przed sobą innego celu odyniec, najprawdopodobniej skieruje swoje kły prosto na nią. Dzik faktycznie gwałtownie wyhamował tuż przed samym pniem. Donośnym kwikiem wyraził swoje niezadowolenie z zachowania niedoszłej ofiary, po czym zwrócił swój masywny łeb w stronę elfki.
Strażniczka odruchowo sięgnęła po łuk, tylko po to by uświadomić sobie ze zarówno broń jak i kołczan zostawiła w miejscu w którym rozbili obozowisko.
- No bez takich … - Powiedziała do siebie Ilirinleath widząc szarżującego z naprzeciwka odyńca. Wprawdzie elfka dysponowała jeszcze parą długich noży jednak taka broń nie na wiele się zdała w konfrontacji z grubą skóra zwierzęcia. Ilia dokładnie przyjrzała się dzikowi, precyzyjnie oceniając jego prędkość. Wszystko po to by tuż przed zbliżającym się starciem, wybić się z miejsca i wykorzystując grzbiet zwierzęcia jako podpórkę, przeskoczyć nacierającego dzika. Na szczęście dzięki swojej naturalnej gibkości zdołała uniknąć ostrych kłów odyńca, chociaż syknęła z bólu prezentując w powietrzu efektowny szpagat.
Nie widząc dla siebie innego rozwiązania, elfka zdecydowała się skorzystać z ucieczki na to samo drzewo na które wcześniej wdrapał się Ivo. Była przekonana że wcześniej czy później zwierzak im odpuści. O ile oczywiście to ona nie będzie tą która jako pierwsza straci cierpliwości.
- Ile ważysz? – Spytała kowala, dając mu do zrozumienia kto będzie odpowiedzialny jeśli gałąź pod nim pęknie. Wystarczająco problematycznym był fakt że na nieszczęsnym konarze znajdowało się niewiele miejsca, przez co elfka musiała siedzieć praktycznie na kolanach chłopaka.
Ilirinleath nie miała pojęcia o bliskości dzika. Siedziała z zamkniętymi oczyma próbując odizolować się od wszelkiego hałasu jaki wyczyniał wokół niej kowal. Tymczasem młodzieniec gdy tylko zerwał się do ucieczki, zwrócił na siebie uwagę odyńca, który natychmiast ruszył w jego kierunku.
- Przestań wreszcie, zachowujesz się jak prosiak… - Nie wytrzymała Ilia, zdecydowana zrzucić odpowiedzialność za nieudane próby na postępowanie Iva. Dopiero w tej chwili zauważyła chłopaka i goniącego go odyńca. Natychmiast rzuciła się w pogoń za napastnikiem i jego ofiarą.
– Co ty wyprawiasz!? Nie biegnij! Prowokujesz go tylko! Wejdź na drzewo! – Krzyczała elfka biegnąca tropem kowala. Niestety okolica nie sprzyjała uciekinierowi. Ziemię na której przebywali Ivo i Ilirinleath w większości porastały trawy i niewielkie krzaki. Drzewa były tu rzadkością, a te nieliczne były słabe, karłowate i porośnięte żółto czerwonymi liśćmi. Tylko na niektóre z nich dało się wspiąć, a i wówczas nie było gwarancji czy liche gałęzie wytrzymają ciężar człowieka.
Ivo ratował się ucieczką na jedno z takich drzew, a biegnąca z nim Ilia nagle zorientowała się że nie mający przed sobą innego celu odyniec, najprawdopodobniej skieruje swoje kły prosto na nią. Dzik faktycznie gwałtownie wyhamował tuż przed samym pniem. Donośnym kwikiem wyraził swoje niezadowolenie z zachowania niedoszłej ofiary, po czym zwrócił swój masywny łeb w stronę elfki.
Strażniczka odruchowo sięgnęła po łuk, tylko po to by uświadomić sobie ze zarówno broń jak i kołczan zostawiła w miejscu w którym rozbili obozowisko.
- No bez takich … - Powiedziała do siebie Ilirinleath widząc szarżującego z naprzeciwka odyńca. Wprawdzie elfka dysponowała jeszcze parą długich noży jednak taka broń nie na wiele się zdała w konfrontacji z grubą skóra zwierzęcia. Ilia dokładnie przyjrzała się dzikowi, precyzyjnie oceniając jego prędkość. Wszystko po to by tuż przed zbliżającym się starciem, wybić się z miejsca i wykorzystując grzbiet zwierzęcia jako podpórkę, przeskoczyć nacierającego dzika. Na szczęście dzięki swojej naturalnej gibkości zdołała uniknąć ostrych kłów odyńca, chociaż syknęła z bólu prezentując w powietrzu efektowny szpagat.
Nie widząc dla siebie innego rozwiązania, elfka zdecydowała się skorzystać z ucieczki na to samo drzewo na które wcześniej wdrapał się Ivo. Była przekonana że wcześniej czy później zwierzak im odpuści. O ile oczywiście to ona nie będzie tą która jako pierwsza straci cierpliwości.
- Ile ważysz? – Spytała kowala, dając mu do zrozumienia kto będzie odpowiedzialny jeśli gałąź pod nim pęknie. Wystarczająco problematycznym był fakt że na nieszczęsnym konarze znajdowało się niewiele miejsca, przez co elfka musiała siedzieć praktycznie na kolanach chłopaka.
Chłopak sam nie wiedział, czy ma się denerwować beznadziejnością sytuacji, w której się znaleźli, czy śmiać się poirytowania elfki. Mimo, że jej popis akrobatyczny był imponujący, teraz siedziała na drzewie razem z nim. W dodatku na jego kolanach, co jeszcze bardziej mieszało jego odczucia.
- Jeśli chciałaś się do mnie zbliżyć, to wystarczyło poprosić. Nie musiałaś ściągać na nas stu kilowego prosiaka z nożami na mordzie - nawet nie krył rozbawienia. - Co jeśli gałąź się złamie? Znasz jakiś sposób na udobruchanie naszego koleżki, czy po prostu improwizujemy?
- Może po prostu posiedzimy tutaj chwilkę, aż się znudzi i sobie pójdzie.
Jak na złość, gałąź złowieszczo zatrzeszczała, zwiastując rychłe obłamanie.
- Dobra, plan b...nie mamy planu b...psia mać! - był czas na żarty, teraz trzeba pomyśleć o ratunku.
Na dodatek dzik okazał się całkiem sprytnym zwierzęciem, albo po prostu bardzo zirytowanym, ponieważ zaczął walić łbem o pień. Drzewo trzęsło się przy każdym uderzeniu, a kora odpadała coraz większymi kawałkami.
- Masz przecież te swoje noże. nie możesz ich jakoś użyć? - wzrok Illi mówił chyba więcej niż słowa, bo Ivo zamilkł. W tej sytuacji pozostało tylko jedno. Sięgnął do pasa i dobył swojej fletni. Przyłożył instrument do ust i delikatnie zadmuchał. Z drewnianych rurek popłynęła kojąca melodia, którą Ivo tak uwielbiał. Okazało się jednak, że nie tylko kowal lubuje się w sztuce. Dzik, słysząc muzykę, zaciekawiony uniósł łeb i wpatrywał się w chłopaka.
Wtem młody kowal wpadł na idiotyczny pomysł.
- Słuchaj, mam plan. Głupi, niebezpieczny i najprawdopodobniej się nie uda i zginę na kłach tego dzika, ale...Słyszałem kiedyś legendę o grajku, który potrafił uspokajać najdziksze bestie, grając na flecie. Ponoć zdołał okiełznać smoka! - oh, gdyby wzrok mógł zabijać, Ivo juz leżałby martwy pod drzewem. - W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy, mistrz Bawren zawsze mi to powtarzał.
Zagrał ponownie, tym razem wolniej i nieco wyżej. To podziałało na dzika jak hipnoza. Uspokoił się i odszedł dwa kroki od drzewa. Z każdą kolejną nutą, zwierz przestawał wyglądać jak rozjuszony odyniec, tylko przypominał bardziej domowego pupila. Spuścił łeb, zmrużył ślepia i wydawał z siebie ciche mruknięcia. Ośmielony swoim postępem chłopak powoli zsunął się na ziemię i stanął kilka kroków od dzika. Bestia zdawała się zasypiać, co po chwili okazało się prawdą. Dzik leżał teraz ogarnięty mocnym snem.
- Chodź szybko, lepiej stąd znikać - wyszeptał do zdziwionej elfki. - Nie wiem czy następnym razem tez będzie taki wrażliwy.
- Jeśli chciałaś się do mnie zbliżyć, to wystarczyło poprosić. Nie musiałaś ściągać na nas stu kilowego prosiaka z nożami na mordzie - nawet nie krył rozbawienia. - Co jeśli gałąź się złamie? Znasz jakiś sposób na udobruchanie naszego koleżki, czy po prostu improwizujemy?
- Może po prostu posiedzimy tutaj chwilkę, aż się znudzi i sobie pójdzie.
Jak na złość, gałąź złowieszczo zatrzeszczała, zwiastując rychłe obłamanie.
- Dobra, plan b...nie mamy planu b...psia mać! - był czas na żarty, teraz trzeba pomyśleć o ratunku.
Na dodatek dzik okazał się całkiem sprytnym zwierzęciem, albo po prostu bardzo zirytowanym, ponieważ zaczął walić łbem o pień. Drzewo trzęsło się przy każdym uderzeniu, a kora odpadała coraz większymi kawałkami.
- Masz przecież te swoje noże. nie możesz ich jakoś użyć? - wzrok Illi mówił chyba więcej niż słowa, bo Ivo zamilkł. W tej sytuacji pozostało tylko jedno. Sięgnął do pasa i dobył swojej fletni. Przyłożył instrument do ust i delikatnie zadmuchał. Z drewnianych rurek popłynęła kojąca melodia, którą Ivo tak uwielbiał. Okazało się jednak, że nie tylko kowal lubuje się w sztuce. Dzik, słysząc muzykę, zaciekawiony uniósł łeb i wpatrywał się w chłopaka.
Wtem młody kowal wpadł na idiotyczny pomysł.
- Słuchaj, mam plan. Głupi, niebezpieczny i najprawdopodobniej się nie uda i zginę na kłach tego dzika, ale...Słyszałem kiedyś legendę o grajku, który potrafił uspokajać najdziksze bestie, grając na flecie. Ponoć zdołał okiełznać smoka! - oh, gdyby wzrok mógł zabijać, Ivo juz leżałby martwy pod drzewem. - W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy, mistrz Bawren zawsze mi to powtarzał.
Zagrał ponownie, tym razem wolniej i nieco wyżej. To podziałało na dzika jak hipnoza. Uspokoił się i odszedł dwa kroki od drzewa. Z każdą kolejną nutą, zwierz przestawał wyglądać jak rozjuszony odyniec, tylko przypominał bardziej domowego pupila. Spuścił łeb, zmrużył ślepia i wydawał z siebie ciche mruknięcia. Ośmielony swoim postępem chłopak powoli zsunął się na ziemię i stanął kilka kroków od dzika. Bestia zdawała się zasypiać, co po chwili okazało się prawdą. Dzik leżał teraz ogarnięty mocnym snem.
- Chodź szybko, lepiej stąd znikać - wyszeptał do zdziwionej elfki. - Nie wiem czy następnym razem tez będzie taki wrażliwy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości