Ostatni Bastion[Slumsy] Grzech i cnota: Zwyrodnienie

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Obydwoje upadli na ziemię, jednak dzięki poświęceniu anielicy, Reverie wyszedł nieco lepiej z tego gwałtownego lądowania. Kobieta mogła poczuć, jak zabójca ześlizguje się z jej poobijanego ciała gdzieś na bok. Chyba wstał o własnych siłach.
Gdy wyciągnęła rękę ku swojej cennej broszy i siłowała się sama ze sobą, chcąc jak najbardziej zbliżyć się do cennej pamiątki, nagle czarny, skórzany but kopnął magiczny przedmiot, tak, by leżał jeszcze dalej od jej dłoni. Jeśli miała choć trochę sił, by spojrzeć w górę, zobaczyła zgarbionego zabójcę z dziwnie wykręconą dłonią oraz tryumfalnym błyskiem w oczach:
-Wygrałem...
Sapnął, po czym jego pięść wylądowała na głowie anielicy, posyłając ją ku błogiej nieświadomości...



Ile czasu minęło? Nie wiadomo. Gdzie się znajdowali? Znowu, nie wiadomo. Budząca się anielica mogła poczuć chłód, wilgoć i zapach starej piwnicy. Leżała na starym, skórzanym posłaniu, okryta wełnianym kocem. Jej rany na dłoniach oraz ramieniu zostały opatrzone. Siniaki obłożone zimnymi okładami. Pod ścianą stała miska z zimnym, wyschniętym mięsem w jakimś przypalonym sosie, bochenek chleba i duży kubek wody.
Byli w jakimś niezbyt dużym, zamkniętym pomieszczeniu. Zimne, kamienne ściany wyglądały, jakby w każdej chwili mogły się zawalić. Na suficie widać było zamkniętą, ciężką klapę, do której przymocowana była drabina. Był na niej zamontowany jakiś mechanizm z podejrzaną fiolką zawierającą zielony płyn – chyba jakiś rodzaj pułapki, który miał ochronić obecnych tutaj przed niechcianymi gośćmi.
Wkoło stały beczki, a ponure pomieszczenie rozświetlał blask świec, których zapach dusił i drapał w gardle. Poza posłaniem, na którym spoczywała kobieta, stał tu też stół i dwa krzesła. Na jednym z nich, obrócony plecami, siedział... zabójca. Ten sam, który ją zaatakował. Nawet od tyłu widać było, że jedna z jego rąk jest w temblaku. Siedział nad jakimiś pergaminami, drugą dłoń przykładając do czoła. Nie miał na głowie kaptura, ale chusta nadal zasłaniała jego usta i nos. Wydawał się czymś zatroskany – na tyle, by nie zauważyć, że anielica właśnie się przebudziła.
Broszki nigdzie nie było i Carey nie wyczuwała jej nawet w pobliżu. Musiała zostać gdzieś ukryta albo, nie daj Panie, zabrana. Na razie jednak kobieta miała chyba większe problemy. Była sam na sam ze złodziejem, który wcześniej nieomal ją (i siebie również) zabił. Wyglądało na to, że opatrzył ją i zadbał o jakieś minimalne wygody w postaci jedzenia i picia, ale jakie miał intencje?
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Carey próbowała odzyskać trzeźwość myślenia, ale przychodziło jej to z wielkim trudem. Niemal całe ciało ją bolało, możliwe, że nawet jedno ze skrzydeł było złamane... Mimo to, była prawie przekonana, że to koniec kłopotów, ale niestety się myliła. Wkrótce, po ciosie zadanym przez mężczyznę, zupełnie straciła przytomność.

Anielica nie miała pojęcia ile trwała w zupełnej nicości, nieświadoma tego, co dzieje się wokół niej. Jej powieki poruszyły się, aż w końcu otworzyła oczy i pierwsze co, to poczuła ból, który był efektem upadku. Nie był on tak silny, jak na początku, ale jednak istniał... Kobieta przetarła oczy, było jej niewygodnie, wciąż przebywała w anielskiej formie, ale jakby tak trochę straciła swój blask. Po chwili zorientowała się, że jest przykryta kocem, leży na jakimś posłaniu, ale zupełnie nie wiedziała, gdzie się znajduje. Zapach, który unosił się w pomieszczeniu, przypominał ten, który znajduje się w starych, wilgotnych piwnicach. Ale co ona tutaj robi?
Carey poruszyła się, powoli otworzyła oczy, a po chwili spróbowała wstać, choć nie było to łatwym wyczynem. W końcu usiadła, próbowała rozprostować skrzydła, ale w prawym poczuła przeszywający ból. Zdecydowanie było złamane, a ona nie miała w tej chwili siły na wykorzystanie magii, by wyleczyć wszelkie rany, choć wiele z tych mniejszych zdążyła już zniknąć.
- Gdzie... gdzie ja jestem? - szepnęła cicho, słowa z trudem przedarły się przez jej gardło. Byłą pewna, że ktoś zamknął ją tutaj i szybko nie wypuści, a ten ktoś... Znajdował się w tym pomieszczeniu. Mężczyzna, który zaatakował ją, siedział odwrócony do niej plecami.
- Gdzie ja jestem? - zapytała ponownie i próbowała wstać, ale szybko zrezygnowała z tego niepotrzebnego wysiłku.
- Gdzie jest moja broszka? - nie zdobyła jej... a bardzo tego chciała.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Gdy Carey nieco się podniosła, zauważyła, że kupa pergaminów nie jest jedyną rzeczą leżącą na blacie stołu. Poza paroma rysikami i czymś, co wyglądało na mapę, daleko, na skraju, ustawionych było parę pustych fiolek, jedna pełna z fioletowym płynem, druga z zieloną, bulgocącą mazią oraz... męska dłoń. Odcięta w okolicach nadgarstka, wypalona, tak, by z rany nie leciała krew. Na jej środkowym palcu znajdował się sygnet z dziwnym symbolem skrzyżowanego klucza i sztyletu. Nie należała do zabójcy ani oczywiście do anielicy.
        Mężczyzna siedzący przy krześle mruknął coś pod nosem z irytacją i odwrócił się do kobiety. Jedna z jego rąk była w temblaku, chyba ta sama, którą wcześniej sobie skaleczył podczas walki z anielicą. Ubrany był tak samo, jak wcześniej – tylko jego pas ze sztyletami leżał na krześle. Wbił w Carey spojrzenie pełne dezaprobaty, najwyraźniej zdenerwowany, że mu przeszkadza. Na jej pytania nie odpowiedział. Zamiast tego, rzekł cierpko:
        - Śpiący aniołek się obudził i ma wiele pytań, co? Jakoś niespecjalnie mam ochotę na nie odpowiadać. - rzucił okiem na stół i leżące na nim mikstury – W sumie i tak została tylko jedna buteleczka środka usypiającego. No nic, trudno. Chyba zapomniałem ci dać ostatnią porcję. Tacy ludzie jak ja mają sporo na głowie, nie mogą pamiętać o każdym drobnym szczególe. Nie podchodź do klapy na górze. Jeśli nie rozbroisz pułapki, to twoja głowa zacznie syczeć i skwierczeć, gdy wyleje się na nią kwas. Uwal się na dupie, odpocznij i jedz. Spałaś parę dni. Jeśli czujesz, że masz pełen pęcherz to tam, w kącie, stoi wiadro.
        Anielica mogła mieć wrażenie, że mężczyzna... recytuje. Tak jakby już wcześniej zaplanował to oschłe powitanie, a teraz po prostu je mówił z pamięci. Obrócił się do niej plecami i chwycił sprawną ręką jeden z rysików. Zaczął coś skreślać na pergaminie.
        - Opatrzyłem większość twoich ran, szczególnie rękę, ale nie znam się na cholernych ptakach, więc skrzydło zostawiłem nietknięte – powiedział niefrasobliwie, dalej z nosem wlepionym w swoje notatki – Ach, i nie używaj tej swojej cholernej magii. Jest bardzo kłopotliwa i jak już zauważyłaś, szkodliwa dla nas obojga. Za każdą następną wizję kwiatków i motylków utnę ci palec.
        Mężczyzna mówił tym samym tonem jak wtedy, gdy zaproponował jej pojedynek na zagadki. Chłodnym, ale spokojnym, nieco przemądrzałym i mającym w sobie nutkę wyższości. Nie miał najwyraźniej zamiaru zaatakować anielicy. Nawet nie chwytał za broń. Albo uważał, że ma nad nią taką przewagę, że ta nie jest w stanie wyrządzić mu krzywdy... albo widząc, jak zachowywała się wcześniej, wiedział, że ta nie chce go w żaden sposób zranić. Może obydwa?
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Anielica wciąż rozglądała się po miejscu, w którym spędziła tyle... Właśnie, nie wiedziała, ile czasu już tutaj przebywa. Pewnym był fakt, że mężczyzna nie jest do niej nastawiony zbyt przychylnie, co wyszło całkiem szybko, kiedy odezwał się do niej.
- Jestem tutaj nie z własnej woli, powinieneś odpowiedzieć na moje pytania. - odezwała się jak zawsze spokojnym tonem głosu, nie przejmując się złym nastawieniem tego człowieka. Anielica przy okazji przyglądała się jego posturze, wszystkim przedmiotom na stole, wyłapując coraz więcej szczegółów, z których nie do końca była zadowolona, szczególnie z tego, że wyjście było zablokowane.
- Dziękuję ,że opatrzyłeś mi rany. - odezwała się po dłuższej chwili milczenia. Nie do końca była przekonana, że chce zostać w towarzystwie nieznajomego, miała zamiar uciec, ale jeszcze nie wiedziała jak, poza tym, wciąż nie miała wystarczająco sił, a przede wszystkim musiała wyleczyć swoje skrzydło.
Jedzenie, o którym wspomniał mężczyzna, sprawiło, że poczuła głód, może i miała inne potrzeby, ale na pewno nie chciała załatwiać ich tutaj, nie w takich warunkach i na pewno nie przy nim. Z Westchnięciem spuściła wzrok, będąc nieco zmęczoną całą ta sytuacja, nie wiedziała jeszcze jak wydostać się stąd, ale na pewno miała zamiar to zrobić.
- Nie musiałeś mnie atakować, więc te wizje to Twoja wina. - rzuciła cicho, ale w jej tonie nie było ani grama złości, wyrzutu czy innych negatywnych emocji.
- Nie jestem ptakiem... - dodała po chwili i spojrzała na mężczyznę, który najwyraźniej wciąż miał ją gdzieś, tylko nie wiedziała, po co jest mu potrzebna.
- Jestem aniołem, co z resztą już wiesz. - powiedziała spokojnie, nie odwracając spojrzenia.
- Czyja to ... ręka? - zadała kolejne pytanie, może w końcu zmusi go jakoś do rozmowy?
- I dlaczego jestem tutaj, przecież nie jestem ci do niczego potrzebna. - powiedziała cicho i tym razem zamilkła. Po chwili postanowiła wstać, choć nie była przekonana, że ma na tyle siły, no ale przecież nie spędzi tutaj reszty życia!
Powoli dźwignęła się na kolana, a później starała się wstać. Co prawda złamane skrzydło sprawiało jej ból i było niesamowicie niewygodne, ale w końcu udało się jej złapać jako taką równowagę, lecz kiedy zrobiła dwa małe kroki, upadła na kolana, nie mając siły na aż taki wysiłek.
- Wypuść mnie stąd... - powiedziała i po raz kolejny starała się wstać.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Mężczyzna słuchał tego, co kobieta ma do powiedzenia w milczeniu, skupiając (a przynajmniej udając, że się skupia) na swoich tajemniczych notatkach. Gdy jednak usłyszał, że ta wstaje i próbuje w takim stanie chodzić, zdenerwowany rąbnął pięścią w stół, łamiąc rysik trzymany w dłoni. Buteleczki zatrzeszczały, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi blatu. Złodziej spojrzał na nie, po czym, klnąc pod nosem, obrócił się ku kobiecie:
        - Do kurwy nędzy, czy ty nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Jesteś ranna, zmęczona, otępiała po miksturach, w obcym miejscu, z niebezpiecznym przestępcą. Miej chociaż na tyle inteligencji, logiki i chęci przeżycia, by ocenić sytuację. - warknął i kopnął ją z całej siły w żebra, gdy ta próbowała się podnieść – Masz siedzieć i jeść. Niczego więcej w tej chwili i tak nie zrobisz, Gołębiu. A przynajmniej nie bez kolejnej walki, a tego nie chcemy, czyż nie?
        Spytał retorycznie i podszedł znowu do stołu. Zaczął zdrową ręką zbierać wszystkie papiery na dwie kupki – jedną, większą i drugą zdecydowanie mniejszą, na którą trafiło może ze cztery pergaminy.
        - Chyba że mam cię karmić siłą. I wydajesz się nagle zadziwiająco chętna do pytania. Gdy podczas naszego... spotkania w uliczce chciałem ci zadać zagadkę, nie byłaś tak samo nastawiona – w głosie zabójcy dało się wyczuć wyraźną nutkę żalu do kobiety. Najwyraźniej miał do niej uraz, że ta nie chciała wtedy zagrać w jego grę. Szybko jednak uzupełnił – Nic by to nie zmieniło. Gdybyś myślała nad odpowiedzią, dokończyłbym czar i tak samo ukradł twoją, och, jakże cenną, broszkę, która, hmmm, kto wie gdzie, teraz jest? Może ja wiem? I może dlatego lepiej mnie słuchać, tym bardziej że, jak widzisz, wcale ci nie poderżnąłem gardła, mimo iż prawdopodobnie powinienem to zrobić?
        Znowu w jego głosie zabrzmiała gorycz. Wziął parę stron pergaminu z mniejszej kupki i włożył je za pazuchę, uważając na swoją rękę w temblaku. To samo zrobił z fiolką, w której była fioletowa ciecz. Buteleczkę z zieloną zostawił dalej na blacie. Carey mogła zauważyć, że jest taka sama jak ta, która została użyta w mechanizmie przy klapie. Zabójca ostatecznie chwycił odciętą dłoń z blatu, podszedł do anielicy i kucnął przy niej. Przechylił głowę.
        - No właśnie. Tyle niewiadomych, tyle pytań, które zapewne lęgną się w twojej głowie. Co się stało z broszką, magiczną jak mniemam? Dlaczego cię oszczędziłem i nawet opatrzyłem część twoich ran? Gdzie jesteśmy? Kim ja jestem? Czyja to ręka? - anielica mogła przysiąc, że zabójca uśmiechnął się okrutnie, mimo że jego usta zasłaniała czarna chusta. Wyciągnął odciętą rękę, by poklepać nią kobietę delikatnie po policzku – Gołąbek ma tyle pytań. Czy na nie odpowiem? Kto wie. Może spróbujesz zgadywać? Chociaż to będzie chyba bezowocne, skoro twój ptasi móżdżek już nasuwa ci błędne wnioski przy samym procesie zadawania pytań. „Nie jestem ci do niczego potrzebna”. Zabawne. Nie sądzisz, że gdyby to była prawda, to twoje zwłoki leżałyby w rowie? Ewentualnie zostałyby sprzedane przeze jakiemuś zwyrodnialcowi, aby mógł się zaspokoić?
        Mężczyzna, przekrzywił głowę, cmoknął i uniósł brwi, mrużąc nieco oczy, dając wyraźnie znak, że taka myśl przeszła mu przez głowę i że żałuje straconej okazji na dobry biznes. Niedbale rzucił uciętą dłoń gdzieś w kąt.
        - A jednak siedzisz tutaj, zostałaś ugoszczona specjałami, zająłem się twoimi ranami... a ty jesteś na tyle niewdzięczna, że chcesz mnie już opuścić. Łamiesz mi serce – zakpił, patrząc kobiecie prosto w oczy. Ta mogła ujrzeć, że jedno z jego ślepi otacza niewyraźna, niemal niewidoczna błękitna mgiełka. Podczas walki żarzyło się mocniejszym światłem. Najwyraźniej, było w jakiś sposób zaklęte na stałe, nie tylko chwilowo – No właśnie, i tu pojawia się pytanie. Po co mi jesteś potrzebna? Widzisz, wszystko zależy od ciebie, Gołębiu. Czyż to nie piękne, gdy coś zależy tylko od ciebie? Gdy możesz sama zdecydować o swoim losie, a nie zdawać się na kręte ścieżki przeznaczenia? Moim zdaniem, to luksus. I tak oto, jeśli będziesz zachowywała się brzydko, to przypomnę sobie chyba, ile kłopotu mi sprawiłaś i jak bardzo boli mnie złamana ręka, po czym cię zabiję. Inna ewentualność przy byciu niegrzecznym – ogłuszę cię, a potem, zastanówmy się, jest tyle ciekawych możliwości. Mogę cię rozczłonkować. Książka w oprawie ze skóry anioła – czyż to nie byłoby piękne? Miałbym tyle radości, dobierając odpowiedni tytuł do niej. Podobno wasze języki, oczy i piórka to amulety na szczęście. Nie wierzę w szczęśliwe trafy, ale chyba bycie czasem zabobonnym jeszcze nikomu nie zaszkodziło za bardzo, czyż nie? Och, mógłbym cię też zgwałcić. Zdeprawowanie anioła byłoby czymś niewątpliwie wyjątkowym, a muszę ci się przyznać, że podczas opatrywania twoich ran miałem wystarczająco czasu, by się napatrzeć i podotykać. Ale nie martw się, to co wymieniłem, to nie są pierwszorzędne opcje. Moim głównym planem, jeśli będziesz niegrzeczna oczywiście, jest sprzedanie ciebie łowcom niewolników. Skończę ze sporą sumą w kieszeni, a ty pewnie przeżyjesz wszystko, co opisałem – zostaniesz zgwałcona, zebrane zostaną z ciebie pamiątki, które można sprzedać, a ostatecznie, w związku z procesem „zbierania” zginiesz.
        Zabójca przymknął oczy i pokręcił głową, udając, że takie rozwiązanie napawa go obrzydzeniem i jest mu niemiłe. Ale Carey wiedziała. Jeśli będzie źle się zachowywała, rozpocznie walkę z zabójcą i znowu przegra, to ten na pewno zrobi jej okrutną krzywdę. I nawet jeżeli przeżyje, to będzie miała blizny na całe życie, nie tylko na ciele, ale też na psychice.
        - Ale takie rozwiązanie byłoby straszne, czyż nie? Taki piękny, niewinny, dobry Gołąbek nie powinien tak skończyć. Jak widzisz, dbam o ciebie, mimo że zrobiłaś mi kuku i nie działałaś po dobroci. Smakuje ci jedzenie? Mam nadzieję, że tak. Nie jest to może strawa z karczmy dla elitariuszy, ale wierz mi, to więcej niż normalny człowiek tu codziennie zjada. Opatrzyłem twoje rany, a te na ręce były naprawdę paskudne, wiesz? I nie zrobiłem ci krzywdy od momentu naszej walki, a miałem przecież okazję. Powinnaś mi być wdzięczna i grzecznie słuchać tego, co mówię. No właśnie. I tutaj dochodzimy do kontynuacji pierwszego pytania, na które raczę odpowiadać: „po co jestem ci potrzebna?”. Odpowiedź na to, po co będziesz mi potrzebna w momencie, gdy będziesz zachowywała się niekulturalnie, już znasz. A co z tobą zrobię, Gołąbku, jeśli przestaniesz być niewdzięczną suką i zaczniesz ze mną współpracować? Hmm...
        Mężczyzna ciągle wpatrywał się w kobietę, obserwując jej każdy ruch. Nie mówił już „z pamięci”. Każde jego słowo było oślizgłe i wypowiedziane tak, by zagrać na emocjach niepewnej swej sytuacji anielicy. Najpierw zastraszenie, potem wywołanie wyrzutów sumienia i poczucia bezpieczeństwa, aż w końcu...
        - Sądzę, że wtedy zadam ci parę ciekawych pytań. Odpowiem wtedy również na twoje pytania, w końcu jestem uczciwym mieszańcem, czyż nie? Pytanie za pytanie, sprawiedliwa wymiana. A potem cię wypuszczę albo dam możliwość towarzyszenia mi. Ale sądzę, że pójdziesz ze mną, Gołąbku. Wiesz czemu? Bo wiem, gdzie jest twoja broszka. Współpracując, razem, wyruszymy na przygodę. Ja ukażę niedobrych ludzi, którzy mi podpadli, ty odnajdziesz swoją broszkę. Obydwoje rozejdziemy się w pokoju i będziemy żyli dłuuuugo i szczęśliwie. Brzmi sympatycznie, czyż nie? Jesteś dobrą istotą uciekającą od zła, prawda? Muszę ci szczerze przyznać: nigdy nie spotkałem anioła, ale z tego, co zdążyłem zauważyć, lubisz pokojowe, miłe rozwiązania. Kto wie, może to jakieś przeznaczenie cię skierowało ku mnie? Może to, że jeszcze żyjesz, jest znakiem, że powinnaś razem ze mną podążać i nauczyć mnie jak być dobrym mieszańcem? Może, gdy odpowiemy na swoje pytania, okaże się, że wcale się tak bardzo nie różnimy i możemy być przyjaciółmi?
        Reverie mówił, mówił i mówił. Ale mówił umiejętnie. Zmieniał ton, barwę głosu. Gdy groził, brzmiał jak bezlitosny drab, który gotów byłby zarżnąć własną matkę. Gdy mówił o dobru i współpracy, jego ton stawał się łagodniejszy, bardziej przyjazny. Trudno było wyczuć czy kłamie, czy nie. Mimo swej długiej przemowy zabójca był ciągle czujny. Jeśli kobieta zrobi coś podejrzanego albo rzuci zaklęcie, to zareaguje błyskawicznie. Nie po to tworzył atmosferę, którą mógł kontrolować, by przerywać całą iluzję przez kaprys lub nierozsądek anielicy.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Zachowanie Carey zdecydowanie nie spodobało się mężczyźnie, który więził ją w tym paskudnym miejscu. Nawet nie zdążyła zareagować, kiedy ten podszedł do niej i potraktował ją nieprzyjemnym kopniakiem, który odbił się bólem niemal w całym ciele. Anielica syknęła cicho, leżąc teraz na boku, ale zaraz potem starała się usiąść. Odrzuciła rozczochrane włosy, które były brudne i posklejane. Jej wzrok powędrował do nieznajomego, a ten mógł zobaczyć w nim współczucie... Skierowane do niego.
- Nie dawaj mi już żadnych mikstur, poradzę sobie sama. - pouczyła go, swoim spokojnym, anielskim głosem. Czy bała się? Owszem, każdy w tej sytuacji czułby strach, nawet jeśli miałby jakąś przewagę, nikt nie byłby w stanie przewidzieć kolejnych wydarzeń.
- Nie jestem gołębiem. - dodała po chwili, spoglądając na jedzenie, o którym powiedział mężczyzna. Wcale nie miała ochoty jeść, wszystko wyglądało na brudne i nieapetyczne, co zdecydowanie ją odstraszało.
- Wypuść mnie stąd. - powiedziała pewnym siebie głosem, nie chcąc być na łasce kogoś takiego jak on. Na kolejne słowa nie miała zamiaru odpowiadać. Jeśli spróbuje ją tylko tknąć, będzie się bronić do utraty tchu, nawet jeśli miałby ją zabić, nie zrobi tego t tak, o nie!
- Trzeba było to zrobić, a nie bawić się mną w ten sposób. - powiedziała do niego, kiedy tylko wspomniał o broszce, którą tak bardzo chciała odzyskać. Zabiłby ją, a ona wróciłaby na Plany, byłaby tam szczęśliwa, mogłaby również dbać o innych, ale tego nie poczułby tak jak ostatnim razem.
- Uratowałam Ci życie, a ty tak się odpłacasz. - odezwała się cicho i spojrzała na niego z odrobiną wyrzutu. Ale czego mogła się spodziewać, przecież wiele istot jest własnie takich...
Mężczyzna był blisko niej, poklepał ją po policzku tamtą ręką, która Pan wie, do kogo należała... Usta Carey wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia, a cała ta zabawa przestawała się jej podobać.
- Oddaj mi broszkę i wypuść mnie stąd. - powtórzyła to raz jeszcze, chcąc uciec z tego okropnego więzienia.
Kolejne słowa padające z jego ust, pełne były kpiny, spojrzenie zdradzało, jak bardzo nią pomiata.... Anielica milczała wpatrzona w niego, nie miała zamiaru walczyć, wykorzystywać magii na własną korzyść, słuchała... A z tego miała zamiar zdobyć informacje, które pozwolą jej na ucieczkę stąd.
Historia, którą ją uraczył, przepełniła ją obrzydzeniem, co nie zdarzało się zbyt często. Wizja tego, co mogło ją spotkać była ohydna, samo słuchanie o tym odstraszało ją całkiem skutecznie, aż skuliła się bardziej, co wywołało ból w prawym skrzydle, ale nic nie dała po sobie poznać, nawet nie pozwoliła na to, by łzy zaczęły płynąć po jej policzkach. Skąd w nim tyle niechęci, zła... Dlaczego robi jej coś takiego?
- Dosyć już! - powiedziała głośniej niż zawsze, nie chcąc słuchać kolejnych słów, które padały z ust wytrawnego aktora. Zasłoniła dłońmi swoje uszy, nie chcąc wpuścić do nich następnych, obrzydliwych zdań.
- Nie chcę tego słuchać! - dodała po chwili i zamknęła oczy na dłuższą chwilę.
- W niczym nie mogę Ci pomóc, chce tylko odzyskać moją broszkę iść, jesteś zły, jesteś okrutny, nie masz prawa trzymać mnie tutaj. Pan zna karę dla takich jak Ty, chciałam Ci pomóc, uratowałam Ci życie, a Ty więzisz mnie tutaj, katujesz takimi wizjami i pomiatasz mną. Jestem dzieckiem Niebios, a Ty? Kim Ty jesteś? Złem? Diabłem w ludzkiej osobie? - zaczęła mówić do niego, a jej oczy zalśniły od łez.
- Wypuść mnie stąd, zanim jeszcze nie jest za późno. Nie jestem jedynym aniołem, łatwo można mnie znaleźć i inni o tym wiedzą. - dodała po chwili, a w końcu przysunęła się do niego.
- Wypuść mnie. - szepnęła cicho.
- Mogę Ci pomóc jedynie w tym, że uleczę Twoje rany, ale nie zrobię niczego, co byłoby złe. - utwierdziła go, żeby miał świadomość z kim ma do czynienia. Carey zastanawiała się, czy jest w nim dobro, w końcu w każdym tli się jakaś iskierka, która czasem może rozpalić ogromny płomień, a czasem... Czasem niestety nie...
- Nie... - chciała coś powiedzieć, ale jej słowa zostały przerwane przez silne mdłości, które sprawiły, że Anielica odsunęła się od nieznajomego i zwinęła się, klęcząc niedaleko niego i powstrzymując wymioty.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Mężczyzna przewrócił oczyma i wyprostował się, a w jego spojrzeniu nie było już fałszywości. Raczej coś w rodzaju pogardy oraz olbrzymiej niechęci. Pokręcił z niechęcią głową, po czym powrócił na krzesło. Usiadł, szeroko rozstawiając nogi i łącząc palce obydwu dłoni, niczym urzędnik, który ma wytłumaczyć jakąś zawiłą, prawniczą rzecz:
- Ty naprawdę nie rozumiesz powagi sytuacji. - powiedział z irytacją, obserwując dalej każdy jej ruch – Nie podoba ci się to, co słyszysz? Świetnie, Gołąbku, ale to o czym opowiadam, nie jest jakąś historią z książki lub mrocznej bajki. To coś, co dzieje się codziennie. Słuchaj tego, co mówię i nie zasłaniaj uszu. W końcu wcale nie jesteś lepsza. Jestem zły? Okrutny? Och, nie różnię się ani trochę od Ciebie. Ty również taka jesteś mimo skrzydeł i pięknych frazesów. Ja jestem śmiertelnikiem, który żyje na tym świecie, codziennie pławi się w jego cierpieniach, widzi okrucieństwo świata. Ty jesteś „dzieckiem Niebios”. Czujesz się lepsza, bo wychowałaś się w lepszym miejscu? Bo nie miałaś okazji, by odczuć na własnej skórze prawdziwego braku nadziei, rozpaczy i bólu?
Spojrzał na nią naprawdę chłodnym wzrokiem, a jego głos... zaczął się zmieniać. W miarę jak mówił, słychać było, że moduluje go, szukając pewnego konkretnego brzmienia.
- Uważasz, że jesteś dobra, tak? Że nie masz żadnych grzechów i win? Że nie jesteś zwyrodniała? Że nie zostaniesz ukarana? Mylisz się. Tamtej nocy popełniłaś wiele okrucieństw, których nawet nie jesteś w stanie rozumieć i o których nie myślisz. - uniósł rękę do góry, jak osoba, niczym osoba gotowa do poddania się. Jego głos stawał się coraz młodszy. Szukał dalej odpowiedniej nuty – Tak! Mogę być zły i okrutny. Moje czyny na to wskazują. A twoje czyny, na co wskazują? Prześledźmy poprzednią noc... Zaatakowałaś mnie jako pierwsza, nie znając moich intencji. Zrobiłaś to w najbardziej prymitywny i okrutny sposób – próbując zmienić moje myśli, zaszczepić w nich kłamstwa. Co za obrzydlistwo. Któż by pomyślał, że anioły parają się takim bezwolnym praniem mózgu? Sądzisz, że mój żal za grzechy byłby szczery? Że gdybym się poddał, to byłoby szczere? A może po prostu chciałaś nagiąć moją wolę do swojej niczym istota piekieł, manipulująca śmiertelnikami? Spójrzmy dalej. - w końcu udało mu się. Trafił w odpowiedni ton. Reverie mówił teraz głosem dziecka, które oszukało Carey i które ta ocaliła. Nie na długo, jak się okazało – Pamiętasz tamtego szczeniaka? Kazałaś mu uciekać. Samemu. Przez dzielnicę rodem z koszmaru. A sama pomknęłaś za mną, egoistycznie zapatrzona w swoją błyskotkę. Mogłaś go dopilnować, doprowadzić do domu. Zamiast tego wybrałaś jakąś tandetną broszkę. Nawet teraz, mówisz tylko o sobie, zapomniałaś już o tym szczylu. Wiesz co się stało po tym, jak poleciałaś za swoją cenną błyskotką? Zainteresowałem się jego losem. Zostało mu poderżnięte gardło, zwłoki zgwałcone, tłustsze kawałki ciała wykrojone. Wiesz, co by powiedział, gdyby cię spotkał: „siostrzyczko, czemu mnie zostawiłaś? Czemu ważniejsza była dla ciebie biżuteria i pogoń za złodziejem, zamiast zapewnienie mi bezpieczeństwa? - dziecięcy głos zabójcy był straszny. Połączenie niewinności brzmienia malucha i okrucieństwa samych słów było karykaturalne, groteskowe. Mężczyzna w końcu splunął. Powrócił do swojego normalnego tonu.
- Uratowałaś mi życie? Twoja próba wywołania u mnie wyrzutów sumienia jest odrażająca. Brzydzę się tobą. A kto najpierw zagroził mojemu życiu? Sam się prosiłem o unoszenie w powietrze? O nie. Chciałem po prostu uciec z łupem. To ty, Gołąbku, chciałaś mnie zabić. A, nawet jeśli to nie było twoim zamiarem, to efekt był taki, że obydwoje mogliśmy zginąć. Uratowałaś mnie? Dziękuję pięknie, ale najpierw nie trzeba było mnie, i siebie, wrzucać w gardło śmierci, z którego cudem uciekliśmy. Zarzucasz mi, że Tobą pomiatam? To idź. Znajdź w tej dziurze lepsze jedzenie, skoro gardzisz tym. Nigdy nie byłaś tak głodna, że gotowa byś była zjeść własną rękę, by przeżyć, prawda? Znajdź bezpieczne miejsce. Jesteśmy dalej w slumsach. Widziałaś, jak one wyglądają. Ale przecież nigdy nie byłaś gdzieś samotna, zamknięta, całymi dniami trwając w bezruchu i wiedząc, że nawet pociągnięcie nosem może sprowadzić na Ciebie śmierć. Zapewniłem ci bezpieczeństwo, posiłek, opatrzyłem twoje rany. A w Tobie nie ma ani krztyny wdzięczności.
Mężczyzna wstał i odkaszlnął parę razy, znowu zaczynając modulować głos. Tym bardziej tak, by był bardziej piskliwy. Podszedł do klapy, wdrapał się na drabinę i zaczął coś majstrować przy mechanizmie, chyba chcąc go odbezpieczyć.
- Nie zrobisz niczego, co jest złe? - spytał Reverie kobiecym głosem. Anielica mogła się domyślać co zaraz się stanie. I rzeczywiście. Jego następne słowa były wypowiedziane... głosem Carey. Tak jakby sama wypominała swoje przewiny – Tamtej nocy popełniłaś wiele zła. Byłaś dumna i pełna pychy, bo myślałaś, że łatwo pokonasz śmiertelnika. Twoja chciwość, przywiązanie do głupiej błyskotki, sprawiły, że tej nocy zginęło niewinne dziecko, które można było uratować. Masz go na swoim sumieniu. Starałaś się mieszać w umysłach innych wbrew ich woli, w pogardzie mając wolną wolę, narzucając swoje poglądy. Twój gniew i brak poszanowania dla życia, doprowadziły do sytuacji, w której nie tylko mogłaś doprowadzić do czyjejś śmierci, ale też do swojej... gardząc darem życia, który dał ci Pan. Nawet teraz, gdy cię oszczędziłem i opiekowałem się tobą, obrażasz mnie, nie masz w sobie ani krztyny wdzięczności. Gdy wyciągam serdeczną dłoń, by pomóc ci odzyskać broszkę, gardzisz nią. Zamiast starać się czynić dobro, uciekasz jak zbita suka, wystraszona, dbająca tylko o siebie i swój cholerny przedmiot. Ciągle ja, ja, ja. Ten egoizm jest twoim największym grzechem.
Nagle, przy klapie coś głośno trzasnęło, a fiolka z zielonym płynem się poluzowała i wpadła do otwartej dłoni zabójcy. Ten zaskoczył z drabiny, znowu podchodząc do stołu. Położył naczynie na blacie, daleko od siebie. Przestał mówić kobiecym głosem anielicy. Znowu mówił jak mężczyzna, chociaż na początku można było wyczuć jeszcze nutę piskliwości:
- Ciężar grzechu zależy od osoby stojącej przy wadze, anielico. Ale wiesz, co jest najgorsze? Gdy ktoś nie zdaje sobie sprawy ze swoich grzechów. Proszę bardzo. Klapa jest odbezpieczona. Jesteś wolna, możesz iść. Idź, nie wiedząc, gdzie jest Twoja broszka, kto chciał Ci ją ukraść i dlaczego. Idź szukać wiatru w polu. Twoje okrucieństwo, jego nieświadomość i hipokryzja brzydzą mnie. Nie chcę dłużej z tobą rozmawiać.
A po tym, jak wypowiedział te słowa, podszedł bliżej kobiety. Przez chwilę mogło się wydawać, że chce jej coś zrobić. Jednak nie. Pochylił się. Wziął miskę z zimnym mięsiwem w przypalonym sosie. Położył ją na stole. To samo uczynił z chlebem i wodą. Po czym rozsiadł się na krześle i... zaczął jeść. Ze smakiem, łapczywie. Tak jakby wcześniej odmówił sobie posiłku, by zapewnić anielicy jedzenie, które ona uznała za obrzydliwe. Kompletnie ignorował kobietę. Nawet nie spojrzał w jej kierunku. Niczego więcej oczywiście też nie powiedział, słychać było tylko jego mlaskanie. Była najwyraźniej wolna. I chyba o taką wolność jej chodziło, czyż nie?
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Zachowanie Carey zdecydowanie nie spodobało się mężczyźnie, w pewnym momencie dostrzegła jego spojrzenie pełne obrzydzenia, pogardy... Czy to możliwe, żeby ktoś gardził kimś w ten sposób? Tak... Natknęła się na to nie raz, ale na nią patrzyli tak Piekielni albo opętani, nigdy ktoś taki. Czy zrobiła coś złego? Na pewno nie, na pewno nie zasłużyła na takie traktowanie. I wtedy właśnie mężczyzna zaczął całe swoje litania, które miały na celu pogrążenie Carey...
Jego słowa zdawały się takie prawdziwe, z każdym zdaniem Anielica czuła ból, z każdym słowem czuła się coraz bardziej zmieszana z błotem. Skrzydlata siedziała na podłodze, tuż obok swojego posłania, gdy mdłości w końcu odpuściły, i słuchała każdego słowa, które padało z ust mężczyzny, który tak bardzo nią gardził. Gardził tą, która uratowała mu życie, która była dobra, wbrew temu, co mówił. A mimo to, jego zarzuty bolały... Szczególnie to, kiedy powiedział o chłopcu, który zginął tak okrutną śmiercią... Anielica spojrzała na mężczyznę, a ten zrobił coś, co dobiło ją jeszcze bardziej... Zaczął mówić głosem tamtego dziecka, które próbowała ocalić... Carey spuściła głowę, próbując zatamować łzy...
- Skończ już! - rzuciła do niego, ale nie było w jej głośnie ani odrobiny wściekłości, za to żal, smutek... Bezradność. Mężczyzna, tak mało wiedział i idealnie grał na jej emocjach. To, co robił z nią w tym momencie, było jeszcze bardziej okrutne, niż wizja, że byłaby gwałcona przez innych, gdyby pozbył się jej...
Owszem, czuła się winna, nawet bardzo, śmierć niewinnego dziecka zawsze jest bolesna, nie tylko dla aniołów... Tymczasem rozmowa pobiegła dalszym torem, lecz tematem głównym pozostało besztanie Anielicy, w najgorszy z możliwych sposobów. Tym razem usłyszała swój własny głos, na co z przerażeniem podniosła spojrzenie i skierowała je na mężczyznę, który przejął rolę kata. Skrzydlata nie była w stanie odpowiedzieć, przeciwstawić się temu, co mówił, a robił to tak dobrze, że Carey zaczynała wierzyć w to, że to ona jest chodzącym złem, że to jej wina, że wszystko, co się dzieje, to tylko i wyłącznie jej wina... Mężczyzna nie przestawał wyrzucać jej kolejnych sytuacji, w których to ona była tą złą... W końcu ruszył się z miejsca i postanowił odbezpieczyć klapę, dając jej możliwość ucieczki. Miał ją za kompletną egoistkę, totalnie beznadziejną kobietę, która sprowadza tylko nieszczęście.... Ale tak bardzo się mylił... Tak bardzo...
Przez dłuższą chwilę, Anielica siedziała skulona, zupełnie zmieszana z błotem, próbowała dojść do siebie po tych wszystkich oskarżeniach, które dotarły do niej w ten okrutny sposób, który dla niego zapewne był bardzo zabawny. Miała szansę, by uciec, mogła to zrobić w tym momencie, zostawiając to wszystko za sobą, ale wtedy podniosła spojrzenie na mężczyznę, który tak łapczywie zjadał jedzenie, które było podane dla niej. Wtedy tak mocno dotarło do niej, jak bardzo się mylił, jak mało wiedział... Jak...
- Teraz moja kolej. - powiedziała, ignorując fakt, że nie ma ochoty z nią rozmawiać, powoli wstała i na nieco chwiejnych nogach, podeszła bliżej niego.
- Sądzisz, że tak wiele wiesz na mój temat? Że doskonale wiesz, czym się zajmuję, jaka jestem, co robię źle? - zaczęła odpowiadać na jego zarzuty, chcąc otworzyć mu oczy na nieco więcej spraw.
- To, że pochodzę z Planów Niebiańskich, nie oznacza, że nie wiem co to cierpienie? Nie wiem co to ból? Nie jestem lepsza, ale mogę więcej, co staram się zrobić. Żyję tu dłużej niż Ty i właśnie przez cierpienia i ból jestem zsyłana na Ziemię. Moją rolą jest pomagać i robię to, jak najlepiej potrafię, każdego dnia natykam się na takie dzielnice, a nawet na gorsze. Widzę cierpienie, z którym często nic nie mogę zrobić, bo aż takiej władzy nad życiem nie mam. Myślisz, że nie wiem, jak to jest? - zaczęła mówić do niego głośno i wyraźnie, żeby dotarło do niego z kim tak naprawdę ma do czynienia.
- Nie jestem tylko od wypędzania zła, tak jak może Ci się wydawać. - dodała po chwili i wzięła głębszy wdech, po czym odetchnęła powoli.
- To Ty się mylisz, zarzucasz mi coś, o czym nigdy nie mówiłam, wciskasz mi zdania, których nigdy nie wypowiedziałam. Nie jestem święta, ale z naszej dwójki ja przynajmniej staram się być dobra. Poprzednia noc? Nie zaatakowałam Cię jako pierwsza. Jeżeli nie rozumiesz działania mojej magii, to nie zaczynaj mi zarzucać czynów, których nie dokonałam. - zaczęła mu wyjaśniać, choć tamte słowa naprawdę ją zabolały.
- Zamknąłeś mnie w pułapce, razem z małym chłopcem, niemal nas nie podpaliłeś, rzucałeś we mnie sztyletem, chciałeś użyć magii, dlaczego? Dla przedmiotu, który nie należy do Ciebie. A co ja zrobiłam? Starałam się zrobić wszystko, by nie walczyć, by Cię nie skrzywdzić, by Cię uspokoić i wybić z głowy wszelkie ataki. Moja magia nie była atakiem, a jedynie uspokojeniem Ciebie, pokazaniem co będzie, jeśli przestaniesz kierować się chęcią zysku, która była zwykłą chciwością. Przypomnieć Ci, kto ranił mnie po dłoniach? Kto nie dbał o nikogo tylko o siebie i swój zysk? - zaczęła zadawać kolejne pytania, mając zamiar odeprzeć niektóre z zarzutów, które padły w jej stronę.
- Byłam gotowa poświecić własne życie, by Tobie nie stała się krzywda, choć to Ty okazałeś się napastnikiem, ja jestem niewdzięczna tak? A ten chłopczyk, którego nazywasz szczeniakiem... Wiedziałam, że umrze. Jego dni były policzone, był śmiertelnie chory, a ja tego procesu cofnąć nie mogłam, kiedy Ty bawiłeś się w polowanie na moją broszkę, ja zajęłam się jego duszą, jego ciałem, nie chciałam, by cierpiał. Mam moc niebiańską i właśnie ją wykorzystuję, by pomagać innym. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nawet teraz nie mogę siebie uleczyć, bo moja energia została wykorzystana na Ciebie. - oparła dłonie o stół, nachylając się do mężczyzny.
- Nie przewidziałam tylko tego, że chłopak zostanie zabity i możesz być pewien, że to nie byli zwykli oprawcy. To byli ci, z którymi ja muszę zmagać się przez całe moje życie. Ale nie jestem wszechmocna, nie mogę panować nad wszystkim jednocześnie, nie jestem Stwórcą, który potrafi wszystko. JA też popełniam błędy, ale przyjmuje je z pokorą, staram się robić wszystko, co tylko mogę, ale nie jestem w stanie walczyć z całym złem tego świata. A jeśli los tego chłopaka Cię interesuje, to trafił do swoich rodziców, którzy zginęli, kiedy był jeszcze malutkim dzieckiem. Czekali na niego przez cały ten czas i teraz jest z nimi, szczęśliwy. - pochyliła się jeszcze, spoglądając na niego tymi swoimi jasnymi oczami, zaraz potem wyprostowała się i odeszła od stołu, próbując przejść się parę kroków tam i z powrotem.
- Ta broszka jest czymś ważnym, nie jest zwykłą ozdóbką, którą kupisz na każdym straganie. To jest moje narzędzie pracy. - powiedziała spokojniejszym tonem głosu.
- Możesz mieć mnie za egoistkę i materialistkę, ale wiedz, że będzie to błąd z Twojej strony. - dodała po chwili i kolejny raz odetchnęła głęboko.
- Uratowałam Ci życie. Nawet nie wiesz, prawda? - zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko.
- Lot był pod kontrolą, ale sprowadziłeś na nas niebezpieczeństwo, w którym ja wzięłam cały ciężar na siebie, gotowa zginać, ale to jest nieważne. A wiesz, co stałoby się, gdybyś został w tamtej płonącej dzielnicy? Mógłbyś zginać. - powiedziała tylko tyle, nie wyjawiła mu żadnych szczegółów, uznając, że nie jestem u to potrzebne do szczęścia.
- Mylisz się w jeszcze jednej kwestii... Nikomu nie narzucam swoich poglądów. Wykorzystuję to, co mam, by pomagać, zapobiegać, nie po to, by przeciągać na własną stronę. - wyjaśniła i raz jeszcze podeszła do stolika.
- Tak, każdy z nas zda sobie sprawę ze swoich grzechów, jestem tylko ciekawa czy waga Twoich Cię nie przytłoczy. - dotknęła jego ramienia i pochyliła się lekko w jego stronę.
- Dla każdego jest szansa, by odkupić swoje winy, Ty również ją masz, tylko brniesz w złą stronę. Powinieneś skupić się bardziej na tym, co masz tutaj. - dotknęła miejsca, gdzie powinien mieć serce.
- Na tym, co w nim dobre. Wytykasz moje błędy, sam swoich nie widząc. - ponownie wyprostowała się i odeszła w stronę posłania, na którym spędziła tyle czasu.
- Pozwalasz mi uciec, lecz ja nie mogę. Nie jestem w stanie wyleczyć skrzydła ani w ogóle przybrać ludzkiej postaci. - powiedziała nieco smutniejszym głosem, ale wcale nie liczyła na współczucie ze strony mężczyzny.
- Brzydzisz się mną, a to nie mną brzydzić się powinieneś. - dodała jeszcze i westchnęła, nie wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć, czekała na kolejne pomyje wylane wprost w jej twarz, a to zapewne zaraz nastąpi.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Mężczyzna wydawał się zupełnie nie zwracać uwagi na słowa anielicy. Było tak jak zapowiedział - nie chciał z nią już rozmawiać. Gdy ta się nad nim pochylała, nawet nie drgnął. Kiedy dotknęła jego ramienia, tylko wzdrygnął się, tak, jakby coś oczuł coś lepkiego, mokrego i nieprzyjemnego. Jadł spokojnie strawę, nawet nie patrząc w stronę kobiety.
Reverie jednak myślał. Robił rachunek zysków i strat. Zastanawiał się jak rozegrać obecną sytuację. Nie oszczędził anielicy z dobroci serca - mogła mu się po prostu przydać. Tak jak wspominał, na sprzedaż lub by zaspokoić sadystyczne żądze swojej zabójczej natury. Jednak miał też inny pomysł. Pomoc niebianki byłaby w pewnym przypadku mile widziana, chociaż ani bezcenna, ani niezbędna. Łotr słuchał uważnie odpowiedzi, chociaż jego twarz była obojętna, a usta zapychało zimne mięsiwo. Widział, że to, co mówił przynosiło efekty - drobne, to prawda, ale kobieta odczuwała emocje inne niż złość. Myślała. To wystarczyło. Jednak jej tłumaczenie nie satysfakcjonowało Reveriego. Ta "mowa obronna", będąca niczym przemówienie winnego w sądzie, nie przekonała oskarżyciela. Wyłapał parę błędów, które mógł wykorzystać. Wiedział jednak, do czego ostatecznie doprowadzi ta dyskusja. Anielica była zbyt przekorna, zbyt dumna, a przynajmniej tak myślał zabójca. Skreślił ją. Nie miał czasu.
Wstał od stołu. Miska z jedzeniem była pusta, tak samo kubek z wodą. Półelf sięgnął sprawną dłonią po stertę papierów leżącą na stole... i niechętnym, leniwym ruchem rozrzucił ją po blacie. Potem postawił na niej dwie zielone buteleczki. Zebrał z krzesła swój pas i z pewnym trudem, zapiął go sobie na biodrach. Sztylety zachrzęściły nieprzyjemnie. Mężczyzna podszedł do drabinki. Spojrzał przez ramię na anielicę, obojętnym, nieco znudzonym spojrzeniem.
- Dziecko cierpiało przed śmiercią niemiłosiernie, podczas gdy mogło umrzeć na Twoich ramionach, słuchając pocieszającej kołysanki. - powiedział chłodno, swoim normalnym głosem - Tylko po to byś mogła walczyć o broszkę, którą ostatecznie utraciłaś i której już nigdy nie odnajdziesz. Mój system wartości jest prosty i klarowny. Nie mam zamiaru się bronić ani tłumaczyć. Ale Ty ukrywasz się za dobrem niczym dzieciojebca kryjący się w sierocińcu. Wiedziałaś, że umrze i że będzie samotny, umierając. A jednak wybrałaś błyskotkę zamiast zostania z nim w jego najtrudniejszych chwilach.
Mężczyzna wdrapał się nieco niezdarnie na drabinę, stanął, tak by nie spaść i naparł ramieniem na ciężką klapę, chcąc ją otworzyć.
- Wyznam ci coś. Lubię książki. Gdybyśmy byli bohaterami jakiegoś opowiadania, to zapewne ta dobra, anielska bohaterka, odrzuciłaby chciwość i została z kimś, kto potrzebuje pomocy, trzymając go za rękę. Wybrałaś jednak inną drogę. Wiesz, co to znaczy? - w końcu udało mu się podnieść klapę. Do środka jednak nie wlało się światło. Na zewnątrz musiała być noc - Że uczucia tego dziecka nie robiły Ci różnicy. Znałaś je, a jednak podjęłaś decyzję niezgodną z tym, co wybrałaby każda istota nazywająca się dobrą, współczującą i kochającą. Jesteś taka sama jak ja. Znasz uczucia innych, ale podejmujesz egoistyczne decyzje. Ostatecznie dziecko jest szczęśliwe? Czyli wszelakie cierpienia nie mają sensu, bo efekt będzie i tak ten sam? To może najlepiej zabijać swoje dzieci od razu po porodzie, aby od razu były szczęśliwe "tam"?
Do wnętrza pokoju trafił powiew wiatru. Smród moczu, zgnilizny i alkoholu. Carey znała ten zapach. To była woń slumsów, w których spotkała zabójcę i dziecko.
- Powiem Ci jedno. Jestem tylko śmiertelnikiem, ale wiem, że to dziecko nigdy nie będzie szczęśliwe. Jeśli zachowało w sobie choć trochę pamięci i tego, kim było, to na zawsze zapamięta noc sprzed paru dni, gdy banda potworów rozszarpała jego ciało, niewinność i duszę. A jeśli naprawdę uważasz, że jest szczęśliwe, że nie pamięta tego, że można zabrać czyjeś wspomnienia i cierpienia, coś, co nas tak naprawdę kształtuje i odrzucić je w niepamięć... to miałem rację, mówiąc, że zaszczepujecie w umysłach innych kłamstwa. Jeśli to dziecko jest szczęśliwe jak bezmyślna owca na polu, nie pamiętając tego, co się stało lub co gorsza, godząc się z tym, to odebraliście mu serce i duszę. Nie jest takie, jak było. To straszne.
Pokręcił głową z niechęcią, obdarzając kobietę takim samym spojrzeniem pełnym niechęci i pogardy jak wcześniej. Mężczyzna zaparł się nogami na drabinie i zaczął gestykulować dłonią. Rzucał znowu jakieś zaklęcie. Jakie? Nie wiadomo, wcześniej używał innych gestów. Czy to był jakiś kolejny test dla anielicy? A może chciał ją potraktować jakimś wyjątkowo paskudnym zaklęciem?
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Anielica liczyła na to, że mężczyzna wysłucha jej, zrozumie, co nią kierowało, zrozumie również to, że wcale nie skazała chłopaka na śmierć, że wręcz pomogła mu, by spotkało go to, co dobre, to co dostępne dla niewinnych dzieci, które zostały same zbyt wcześnie. Tymczasem on zupełnie nie interesował się tym, co mówiła Carey, przez cały czas zajadał się mięsem, nie odpowiadał na jej słowa, zupełnie ignorował każdą jej wypowiedź.
W końcu stał od stołu i kolejny raz uraczył ją wytykaniem błędów, zupełnie jakby nie słuchał tego, co mówiła. Czego mogła się spodziewać? Zwykli śmiertelnicy nie zawsze rozumieją działania istot niebiańskich, nie raz nawet Pana obwiniają za całe zło tego świata, zadając pytania, gdzie był, kiedy działo się źle. Anielica wodziła wzrokiem za mężczyzną, który ciskał w nią kolejnymi zarzutami, sprawiając jej tym samym smutek, bo liczyła, że odrobinę zrozumie, ale wszystko wyglądało na to, że i ją, i jej tłumaczenia miał w głębokim poważaniu. Nieznajomy twierdził, że zupełnie nie interesował jej los tamtego chłopczyka, że zupełnie zignorowała jego ból, cierpienie... A to przecież nie tak... Mężczyzna jej nie wysłuchał, a jeśli to zrobił, nie rozumiał tego, co do niego powiedziała. Gardził nią tylko dlatego, że nie chciał zrozumieć tego, co naprawdę miało miejsce. Anielica westchnęła zupełnie bezradna w tej sytuacji i pokręciła lekko głową.
- Jesteś tak bardzo nieszczęśliwy ze sobą, że w innych również dopatrujesz się tylko nieszczęścia. - to były jedyne słowa, które wypowiedziała do niego, nie chcąc kolejny raz tłumaczyć mu tego samego, bo widziała, że sensu takiego nie było. Trochę było jej żal tego osobnika, który miał tak smutne duszę i serce. Czy mogła mu jakoś pomóc? Nie zawsze istniała taka możliwość, czasem los niektórych istot z góry jest przesądzony, a anioł może jedynie dawać pewne wskazówki, które mogłyby wprowadzić na ścieżkę, na której może znaleźć się odrobina szczęścia. Niestety nie mogą zmieniać całego życia....
Z rozmyślania wyrwało ją zachowanie mężczyzny, który teraz znowu rzucał zaklęcia, a tak przynajmniej Carey myślała. Może teraz znowu zostawi ją samą w tym zamknięciu i sam po prostu stąd odejdzie, nie zostawiając jej żadnej możliwości ucieczki.
Skrzydlata z trudem usiadła na krześle, na którym wcześniej siedział mężczyzna, skrzydło wciąż dawało o sobie znać, a nadal nie miała na tyle energii, by wyleczyć je tak jak należy. Mimo wszystko próbowała wykorzystać magię, miejsce złamania zaczęło delikatnie lśnić, lecz tylko przez moment, bo zaraz potem znowu zrobiło się brudne i szare.
- Ech... - westchnęła cicho i ukryła twarz w dłoniach, zastanawiając się, kiedy Pan zwróci na nią uwagę i co zrobi, jeśli dowie się, że nie ma swojego miecza, że prezent od jej ukochanej matki został skradziony...
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Mężczyzna w końcu skończył splatać zaklęcie i użył go. Przez chwilę wydawało się, że nic się nie wydarzyło. Magia zabójcy była tak naprawdę dość subtelna - udowodnił to już wcześniej, zamieniając miejscami broszę ze sztyletem. Teraz także potrzeba było chwili, by zrozumieć co się dzieje. Siedząca przy stole anielica ukrywająca twarz w dłoniach mogła usłyszeć ciche pyknięcie i bardzo delikatny podmuch wiatru na swojej skórze. A potem stuknięcie szkła... oraz groźne skwierczenie.
Reverie zrobił coś bardzo prostego od strony magicznej - wyrwał zaklęciem korki z flakonów skrywających tajemniczą, zieloną miksturę i z pomocą magii wiatru lekko je popchnął, tak, by się przewróciły. Gdy dziwna, gęsta ciecz dotknęła papierzysk rozłożonych po stole, zasyczała, a pergaminy (i stół) natychmiast zajęły się płomieniami. Ogień alchemiczny, niebezpieczna substancja zapalająca. Siedząca przy stole anielica mogła poczuć gorąc, gdy kolejne części drewna i papieru zaczynał trawić ogień, powiększający się dosłownie z sekundy na sekundę.
Mężczyzna od razu po rzuceniu zaklęcia wygramolił się z piwnicy... i zamknął za sobą klapę. Carey mogła usłyszeć jakieś szuranie, a potem głośne łupnięcie. Sądząc po odgłosach, łotr zablokował wyjście czymś ciężkim, tak, by nie dało się otworzyć klapy. Tym razem nie było wątpliwości - Reverie chciał zabić anielicę. Specjalnie rozłożył na stole papierzyska, by blat szybciej podchwycił ogień. Najwyraźniej uznał, że pierzastoskrzydła, która nie chce współpracować, może mu tylko zaszkodzić. Złożył swoją ofertę i została ona odrzucona. Dlatego musiał się pozbyć niewygodnego świadka. Spotkanie z anielicą zrobiło na nim wrażenie. Ta mogła odebrać to jako złośliwość, okrucieństwo, niechęć, ale była pierwszą osobą, z którą Reverie rozmawiał, mimo że powinien był ją tylko unicestwić. Zrzucił na chwilę maskę milczącego profesjonalisty, porozmawiał z ofiarą, nawet chciał wyciągnąć do niej rękę. Skąd takie podejście? Zwiastun zmian? Magia kobiety? Zabójca sam nie wiedział. Czuł jednak, że to krótkie zauroczenie osobą anielicy minęło. Zwyciężył fachowiec.
Reverie miał zamiar zniknąć w mrokach nocnych slumsów, ukryć się, a potem opuścić miasto, wrócić do swego przełożonego. Odebrać nagrodę... i coś jeszcze. Czy spotka jeszcze anielicę? Kto wie... ta chyba na razie nie miała czasu, by myśleć o zabójcy, bo ogień w piwnicy szybko się rozprzestrzeniał i jeśli Carey czegoś nie zrobi, to przygoda z tajemniczym łotrem może skończyć się bardzo źle.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Carey została zupełnie sama, mężczyzna zadbał również o to, by pozbyć się jej i wszelkich śladów jej obecności. Anielica nie była w stanie uciec przed płomieniem, nie miała siły, by latać, by wykorzystać magię, została zupełnie sama, zdana na łaskę losu, a wszystko wskazywało na to, że jej życie właśnie dobiega końca.
Niespodziewanie, klapa zamknięta przez napastnika, została nagle otwarta, a do środka wdarło się jasne światło, które oślepiło Anielicę. Dziewczyna nie wiedziała, co się dzieje, kiedy otworzyła oczy, znajdowała się na leśnej polanie, jak się okazało, całkiem niedaleko miasta, w którym jeszcze przed momentem byłą uwięziona. Przed nią stało czterech aniołów w swoich naturalnych formach, jeden z nich wyciągał do niej dłoń, na której spoczywała broszka...
- Służebnico Pana. - odezwał się do niej anielskim głosem. Było pewne, że stał w hierarchii nieco wyżej niż Carey.
- Pan jest dla ciebie łaskaw. Widział Twoje poświęcenie, widział wszystko... - mówił do niej spokojnie, powoli wypowiadając każde słowo.
- Wysłał nas na ratunek, odzyskaliśmy twój miecz, na Jego rozkaz. - Anielica była w szoku, do tego zauważyła, że nawet ona jest w anielskiej formie, zupełnie czysta i nie czułą żadnego potłuczenia, a i skrzydło było sprawne!
- Dziękuję, nie wiem, jak będę mogła się odwdzięczyć, niech szczęście wam sprzyja. - powiedziała, lekko się kłaniając, po chwili sięgnęła po swoją broszkę i znowu wpięła ją po lewej stronie sukienki.
- Pan czuwa zawsze nad swoimi sługami. Idź i kontynuuj swoją misję Careylisso. - Anioł posłał jej lekki uśmiech, a zaraz potem wszyscy zniknęli i została tylko ona, gotowa do dalszej podróży.

[z/t]
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości