Wybrzeże Cienia[Gdzieś w okolicy wody]Nie żartuj sobie

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

[Gdzieś w okolicy wody]Nie żartuj sobie

Post autor: Kathleen »

        Siedziała grzecznie pod drzewem, czekając na zbawienie. Miała nadzieję, że Puchacz szybko upora się z Lodowym i w końcu spełni swoją obietnicę. Chciała wrócić do domu, przytulić siostrę, ojca... dlatego skuliła się w kłębek, aby nikt jej nie zauważył, a jesli to już, to żeby pomyślał, że ta nie żyje. Odszedłby wtedy obojętnie i dał rozłożyć jej kruchemu ciału. To była naprawdę piękna wizja, ale ktoś musiał ją zepsuć. Śnieg. Grad. Wichura. Błagała, aby jej przypuszczenia okazały się zwykłym złudzeniem, kłamstwem. Niestety, pomyliła się. Słyszała już tylko "Walcz o miłość", wykrzyknięte przez znajomy głos. Później wszystko zagłuszył wiatr. Ktoś tylko złapał ją w ramiona i odleciał. Modliła się,żeby tym kimś był Vax, ale wodny płaszcz, którym została otulona, pozbawił ją wszelakich wątpliwości. To co zrobił było okropne. Jak wcześniej za nim nie przepadała, tak teraz miała ochotę go zabić. Pierwszy raz zdarzyło jej się, aby życzyła komuś śmierci. Chciała... nie, ona pragnęła, aby cierpiał jak nikt inny. Pragnęła, aby zginął w męczarniach czeluści ognia piekielnego.
        Próbowała mu się wyrwać, jednak nie dawała rady, przynajmniej na razie. Krzyczała, darła się. On jednak nie odpowiadał. Ciekawe... może przez te decybele jej głosu, zamrożone uszy Baldrughana po prostu się ułamały,odpadły, czy też co innego mogły zrobić? W końcu jednak spadła. On ją puścił, sama się w końcu wyrwała... to nie było ważne - była wolna! Upadła na piasek niedaleko morza z dość dużej wysokości. Noga ją strasznie bolała, chyba coś sobie zrobiła. Mimo bólu, podniosła się i spojrzała w górę na Upadłego.
        - Odbiło Ci do reszty?! Coś Ty do jasnej cholery zrobił?! Musiałeś mnie porwać? Nie masz nic lepszego do roboty? - krzyczała zdenerwowana. Nie miała bladego pojęcia, gdzie jest. To morze nie było jej domem. Nie tutaj się urodziła, wychowała... Gdzie ona była?! - I co najważniejsze, o jakiej miłości pieprzyłeś?! Vaxen za mocno Cię uderzył w głowę i coś się poprzewracało, tak? Mnie z nim łączył tylko i wyłącznie interes. Ja mu pomagałam na pustyni, a on miał mnie oddelegować do domu! Ty jednak wszystko zniszczyłeś! WSZYSTKO, DOCIERA?! Wracaj tam skąd przybyłeś, nie chcę Cię widzieć na oczy! - darła się na niego jak opętana. - NIENAWIDZĘ CIĘ! - krzyknęła jeszcze, po czym pobiegła w stronę miasta, kulejąc na jedną nogę. Była szybka i sprytna. Wiedziała, że teraz Baldrughan jej nie znajdzie. Nie miał prawa jej od tak porywać. Zniszczył życie syrenie. Po prostu zniszczył.

Ciąg dalszy Kathleen.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Plan w jego głowie wydawał się co najmniej szalony, a jednak był w nim jakiś ukryty sens. Wybraż Wybrzeże Cienia za swój następny cel. Prawda była taka, że porwanie Kath miało posłużyć tylko jako wabik na Vaxena i jego, zapewne, nowych towarzyszy. Syrena nie była mu już do nieczego potrzebna, wręcz stawała się uciążliwa dla osoby Upadłego. Dlatego, przelatując nad plażą w pobliżu Trytonii, bezceremonialnie upuścił syrenę na złoty piasek, nie obracając się nawet za nią. Nie interesował go jej los. Załatwił jej miejsce w pobliżu w miarę cywilizowanego miasta i dużego zbiornika wodnego, więc nie miała na co narzekać. Teraz, gdy Isophielion pozbył się już zbędnego bagażu, mógł skupić się w pełni na swoim planie. Stracił swoją całą gwardię podczas bitwy w Fargoth, ale to nie był dla niego żaden problem. W pobliżu tak olbrzymiego zbiornika wody, jakim jest Morze Cienia, bez problemu może stworzyć dla siebie hordy zimnego mięsa armatniego.
Bardziej zależało mu na towarzyszach, którzy pomogą mu w walce przyszłych starciach z Vaxenem. Ragnex okazał się zdradziecką szumowiną, a po rzezi w Fargoth, nie miał szans na wsparcie od tamtejszych przestępców lub elfickiego szermierza, którego widział w karczmie.
Potrzebował odpowiednich ludzi, o odpowiednich umiejętnościach...
Ale na wszystko przyjdzie czas.

Lodowy szybował powoli nad niezbadanymi wodami Morza Cienia, uważnie wypatrując jakiegokolwiek statku. Nie śpieszyło mu się, gdyż był świadom, że minie trochę czasu, aż Demon zdecyduje się ruszyć za nim w pościg. Ta odrobina czasu wystarczy Baldrughanowi na zebranie wsparcia. Lodowy Upadły nieco zniżył swój lot, gdyż wydawało mu się, że dostrzegł to, czego szukał. Paręset metrów pod nim ujrzał dość sporych rozmiarów statek, jednakże bez bandery.
"Piraci..." - Lodowy uśmiechnął się pod nosem i runął w dół, kierując się prosto na pokład pirackiego statku.
Uderzył obiema nogami w drewniany pokład statku, na co zareagowały one lekkim trzaskiem. Isophielion powoli rozejrzał się po twarzach zaskoczonych bandytów morskich. Nie sięgali oni nawet po kordelasy, widząc potężne skrzydła Upadłego i jego lodową zbroję, od której emanowała aura wyczuwalna nawet dla morskich rzezimieszków.
- Gdzie płyniecie? - spytał krótko i zimno Upadły, szukając wzrokiem człowieka choć trochę wyglądającego na kapitana tej łajby.
- D-do Trytonii, p-p-panie... - wyjąkał grubszy pirat, w skórzanej kamizeli i ogromnym pasie, przy którym trzymał aż dwa kordelasy i jeden sztylet. Mężczyzna wyglądał na zdenerwowanego, gdyż miął w rękach swój kapelusz, a po czole spływały olbrzymie krople potu, mimo zimnej aury Upadłego.
Baldrughan jedynie skinął głową i spojrzał prosto w oczy kapitana, pod nosem mamrocząc niezrozumiałe dla nikogo słowa.
Po chwili szczur morski jedynie się skłonił i nie zwracając już na nic uwagi, zaczął najnormalniej wydawać rozkazy marynarzom.
Jego podwładni początkowo wydawali się zdziwieni, wciąż wlepiając gały w Lodowego, jednak gdy kapitan zaczął wymachiwać kordelasem i krzyczeć o wyrzucaniu za burtę, chcąc, nie chcąc, zabrali się do pracy.
Baldrughan dumnie wkroczył na mostek i skierował spojrzenie na horyzont. Jego skrzydła rozpłynęły się, zamieniając się w długi, biały płaszcz, który owinął całą postać Upadłego.
Lodowy ponownie się uśmiechnął i zarzucił na głowę biały kaptur.
Tym razem nie da się zaskoczyć Vaxenowi...
Będzie gotów.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Mroczne wody Oceanu Cienia zostały nagle rozświetlone prze jasny pomarańczowy rozbłysk. Ktoś kto był niedaleko albo miał wybitny słuch usłyszał by głośny plusk przy akompaniamencie równie głośnych przekleństw. Można było od razu się połapać że ów osobnik wpadł w kłopoty lub coś podobnego i tak było w rzeczywistości... po części. Zasadniczo Duvalowi nic się nie stało i nie był w niebezpieczeństwie jednakże był mocno zaskoczony nagłym obrotem wydarzeń. Jakby nie było nagle został przeniesiony z Kryształowego Jeziora na morze i nie bardzo wiedział gdzie się konkretnie znajduje. Wystarczył jednak rzut oka na Kompas by mniej więcej określić swoje położenie.
- Cholera... wygląda na to że wylądowałem na pólnocny-wschód od mojego celu podróży... - mruknął patrząc na wskazówkę kompasu sztywno stojącą w jednym kierunku.
- Pytanie tylko gdzie dokładnie wylądowałem? Wygląda mi to na morze... - pomyślał rozglądając się. Nie odpowiadało mu pojawienie się w takim miejscu, choćby ze względu na fakt że nie mógł w morskiej wodzie pływać. W duchu dziękował losowi że przeniosło go wraz z łodzią dzięki czemu uniknął utonięcia. W oddali zauważył dość spory okręt płynący prawdopodobnie w stronę brzegu, nie zauważył jednak bandery.
- Piraci... - mruknął pod nosem. Wolał uniknąć walki z korsarzami dlatego dla własnego bezpieczeństwa skierował łódź w taki sposób by nieco się oddalić z zasięgu wzroku piratów. Nie łudził się że przemknie niezauważony. Wszak na pewno widzieli rozbłysk na morzu. Właśnie apropo błysku... Kamień, który go tu przyniósł znowu wyglądał normalnie i nie świecił się.
- Nie wiem co jest grane, ale nie znalazłem się tu przypadkiem - pomyślał walcząc z falami.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Nie wszyscy wojownicy wcześnie odchodzą z tego świata. Niektórzy z różnych względów dożywają starości, czy to dzięki szczęściu, czy to zachowawczemu podejściu do walki albo wybitnym zdolnościom. Santis plasowało się gdzieś pośrodku między pierwszą a ostatnią opcją. Talentu nie można mu było odmówić - w swojej placówce w Arturonie przez dziesięć lat sprawował najwyższą możliwą funkcję, a przez długi czas uchodził za szermierza niepokonanego, szybkiego jak błyskawica i doskonale zdyscyplinowanego zarówno fizycznie, jak i duchowo. Lata jednak zbierają swoje żniwo i w końcu zawsze nadejdzie ten moment, gdy trzeba będzie albo odejść z godnością, albo ciągnąć jeszcze chwilę w nadziei na cud, co często kończy się zwykłym upokorzeniem i bolesnym upadkiem. Santis wybrał pierwsze wyjście - złożył rękawice, odpasał szablę, która służyła mu wiernie przez blisko pół wieku i zdecydował, że czas wrócić do domu. Podróż była jednak dość sporym wyzwaniem dla starca, a dobry zwyczaj rycerski nakazywał, by ktoś mu towarzyszył w tej drodze. Padło na młodego szermierza z prawie drugiego końca Alaranii, byłego ucznia dobrego przyjaciela Santisa. Jorge Carax, gdyż tak on się nazywał, nie tak dawno został pasowany na fechtmistrza i był na tym etapie swojej kariery, gdy z każdym dniem przybywało mu obowiązków, a co za tym idzie również prestiżu i rozpoznawalności. Wkrótce miały skończyć się jego dni beztroski, co jasno dano mu do zrozumienia, a szeptem zasugerowano, by skorzystał z wolności, która uciekała mu przez palce.

        - Jak na człowieka z gór zaskakująco dobrze znosicie, panie, morską podróż - zauważył uprzejmie kapitan statku.
        Jorge spojrzał na swego rozmówcę przez cienką szparę zmrużonych oczu. Słone powietrze wiało mu prosto w twarz, targało włosy i szaty. Faktycznie, jak na kogoś urodzonego w Efne Carax dobrze radził sobie z trudami żeglugi, nie miał mdłości ani zawrotów głowy, bez oporów wychodził na pokład, a w tym momencie bardzo swobodnie siedział na burcie statku, trzymając się jedną ręką olinowania, a drugą opierając o wygładzone wiatrem drewno. Wyglądał jakby był panem tego statku, w jego postawie była nonszalancja i duma osoby wysoko urodzonej, ubrania zdradzały, że nie jest to byle kto. Szermierz, zgodnie z aktualnie panująca modą, miał na sobie długi płaszcz, którego charakterystyczną cechą były szerokie wyłogi i mankiety, które obszyto innym materiałem niż resztę odzienia - z klasyczną czernią kontrastował więc wzorzysty jedwab o pięknej granatowej barwie, która podkreślała kolor oczu arystokraty. Klamra spinającego płaszcz pasa była srebrna, ozdobiona grawerunkiem przedstawiającym żurawia z rozpostartymi skrzydłami, takiego samego jak na głowicy jego szabli. Przy szyi widać było śnieżnobiały kołnierz koszuli i brzeg granatowej kamizelki, która była raptem o kilka tonów jaśniejsza od wyłogów płaszcza - przejście barw od najjaśniejsze do najciemniejszej dokonywało się w bardzo naturalny sposób.
        - Kiedy dopłyniemy do portu? - zapytał Jorge, smukłą dłonią osłaniając twarz przed smagającym ją wiatrem. Mimo słońca i nieprzerwanej bryzy, jego skóra nadal była jasna jak to u dobrze urodzonego mężczyzny.
        - Jeszcze tego dnia - przyznał kapitan. - Wiatr nam sprzyja, pcha nas do domu.
        Jorge skinął głową. Powrót do Alaranii po odeskortowaniu Santisa wiązał się dla niego z długą podróżą do Valladonu i z podjęciem czekających tam na niego obowiązków, lecz mimo to cieszyła go myśl, że wkrótce postawi nogę na suchym lądzie. Podzieliłby się tą myślą z kapitanem, lecz w tym miejscu ich rozmowa została przerwana - jeden z marynarzy zakrzyknął, iż widzi rozbitka. Na pokładzie nastał gwar, jednostka przygotowywała się na podjęcie nieszczęśnika. Carax nie ruszył się z miejsca, by nikomu nie przeszkadzać, wkrótce jednak i jemu było dane dojrzeć rozbitka - był to samotny mężczyzna w niewielkiej łódce, jego srebrne włosy mogły kojarzyć się ze starcem, gdybym nie postawa świadcząca w oczywisty sposób o sile i wigorze. "Ciekawe, co to za ewenement. Sam, na środku morza, gdy wkoło nie ma śladu po większej jednostce, która mogłaby zatonąć. Ktoś go tu zostawił?", zainteresował się Jorge. Powoli wstał ze swojego miejsca i przesunął się do burty, gdzie marynarze już nawoływali srebrnowłosego mężczyznę, zapewniając go o tym, że zaraz mu pomogą i nic mu nie grozi, gdyż to jednostka kupiecka, a nie żadni piraci. Jak to z reguły bywa w takich sytuacjach, samo wspomnienie korsarzy sprawiło, że na horyzoncie zamajaczyła jednostka bez bandery. To wywołało na pokładzie chaos, nad którym kapitan z ledwością zapanował, nakazując swoim marynarzom podjąć rozbitka, a później zmienić nieznacznie kurs i podnieść wszystkie żagle. Wszystko to zostało wypowiedziane typowym dla ludzi morza językiem najeżonym w przekleństwa i fachowe słownictwo, przez co Carax zrozumiał tylko ogólny zamysł całego manewru. Jako jedyna osoba na pokładzie zdawał się zachowywać zimną krew, stał po prostu w miejscu i patrzył to na mężczyznę w łódeczce, to na odległy zarys statku, który budził trwogę w sercach załogi.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Baldrughan był pewny swego i wiedział czego chciał.
Potrzebował ludzi, statków, zapasów, a przede wszystkim złota, złota i jeszcze raz złota. Liczył się dla niego czas, dlatego nakazał kapitanowi jak najszybsze obranie kursu w kierunku miasta portowego, Trytonii.
Jego plany nieco się zmieniły, gdy odczuł dziwne wyładowanie magiczne w niedalekiej odległości od siebie. Skierował spojrzenie w tamtą stronę i, jak na zawołanie, dojrzał dość spory statek, którego bandera informowała o jego funkcji na morzu.
Statek kupiecki...
Lodowy Anioł uśmiechnął się chłodno. Przywołał kapitania i odrzucił kaptur:
- Mój kapitanie, powiedz mi, gdzież najlepiej znaleźć cenne towary i drogie przedmioty, które można sprzedać z zyskiem?- spytał cicho Upadły, jednak nie spodziewał się jakiejkolwiek odpowiedzi. Wskazał w kierunku statku na horyzoncie i znacząco chrząknął:
- Kurs na tamten statek, kapitanie. Dokonajcie abordażu, załogę do niewoli, wszelakie kosztowności skonfiskować.- Wydał szeptem rozkazy i czekał, aż kapitan przekaże je wciąż nieco zszokowanej pojawieniem się Upadłego załodze.
Baldrughan oparł się o swą lodową włócznię i ponownie nałożył kaptur na swe zlodowaciałe oblicze.
- To ciekawe... Wyładowania magiczne i statki kupieckie, tak jakby Pan wciąż miał mnie w opiece, mimo że go opuściłem tyle lat temu - pozwolił sobie na bluźnierstwo i uniósł dłoń.
Niebo momentalnie zostało zakryte przez ciemne, ciężkie chmury, jednak nic z nich nie spadło. Siły natury czekały na rozkazy Upadłego Anioła.
- Poddajcie się woli Pana Nawałnic! - Głos Upadłego potoczył się po morzu, niczym grzmot, choć prawdziwa burza miała dopiero nadejść.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Duval sprawnie manewrował pośród fal. Całkiem niedaleko spostrzegł kolejny statek tym razem zdecydowanie kupiecki. Z łajby dochodziły nawoływania, aby podpłynął bliżej, to mu pomogą. Cóż, nic dziwnego mała, łódka na wielki morzu to nie jest nic normalnego. Postanowił skorzystać ze sposobności i wejść na statek, skierował więc Zefirka w stronę statku kupieckiego. Nagle niebo pociemniało co nie wróżyło nic dobrego. Na potwierdzenie przeczucia Duvala rozległ się głośny okrzyk, który przetoczył się po morzu.
- O ku*wa... mag - zaklął w myślach. Nie widział jednak innego statku w pobliżu, więc zakładał, że znajdował się na pirackiej łajbie. Więc wychodziło na to że piraci pracowali dla niego.
- Jakbym miał mało wrażeń jak na jeden dzień... - westchnął, gdy zbliżył się do łodzi kupieckiej. Marynarze spuścili na dól drabinkę sznurową więc przemieniony mógł szybko wejść na pokład. Zanim jednak to zrobił pozwolił swojej łodzi zmniejszyć swoje rozmiary by móc ją schować do plecaka. Gdy wszedł na pokład, stanął przednim kapitan i dwóch mężczyzn wyglądających na szermierzy.
- Dziękuję za gościnę kapitanie, choć nie jest to nie najlepszy czas na grzeczności - powiedział kłaniając się sztywno. - Macie może jakiegoś maga na tym statku? Obawiam się, że tamci piraci go mają i że nimi kieruje - dodał wskazując kciukiem zbliżający się statek piracki.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax lekko przechylił głowę i zmrużył oczy - tak jak przypuszczał, rozbitek był raczej młodym mężczyzną, zbliżonym do niego wiekiem. "Nie wygląda przy tym na marynarza, może to jakiś podróżnik... Będzie o czym rozmawiać przy kielichu", uznał szermierz. Gdy jego punkt obserwacyjny mijał kapitan, Jorge do niego dołączył - chciał być przy powitaniu nowego pasażera statku. Wtem jednak nagle niebo zasnuły ciemne chmury, marynarze na moment zamarli z trwogi, a w powstałem w ten sposób ciszy rozbrzmiało złowieszcze wezwanie Pana Nawałnic. Kimkolwiek on był. Jorge zaśmiał się głośno i histerycznie. Szybko się zreflektował i zasłonił usta dłonią, lecz już i tak wielu marynarzy zdążyło uznać go za obłąkanego. Nic to, ich opinia niespecjalnie obchodziła Caraxa. Jego śmiech nie wyrażał zresztą wesołości, rozbawienia, wręcz przeciwnie - szermierz widział, w jaki wielkie wpadli tarapaty i był raczej zdenerwowany niż uradowany. Wpatrując się w okręt piracki lekko wysunął szczękę do przodu, a jego dłoń bezwiednie spoczęła na koszu szabli.
        Rozbitek został w końcu wciągnięty na pokład. Carax podszedł do niego razem z kapitanem. Na sztywny ukłon srebrnowłosego mężczyzny dowódca jednostki jedynie skinął niedbale ręką, zaś szermierz za jego plecami skłonił się w niezwykle naturalny i elegancki sposób. Dla niego wykonywanie takich gestów było jak oddychanie, nie musiał myśleć nad tym co robi, by robić to dobrze.
        - Niestety - westchnął kapitan w odpowiedzi na pytanie o maga. - Wiatr jednak nam sprzyja, jeszcze nas nie dogonili...
        - Z deszczu pod rynnę, co? - wtrącił się szermierz, wysuwając się trochę do przodu. Mówił tonem swobodnym, jakby nie docierała do niego jeszcze powaga sytuacji. Niezła maska. - Pozwolę sobie: fechtmistrz Jorge Carax. A wy kim jesteście, jeśli można wiedzieć?
        Kapitan spojrzał na podjętego rozbitka, później zaś na szermierza. Uznał zapewne, że ci dwaj sami się sobą zajmą, więc sam obrócił się na pięcie, by zająć się swoimi obowiązkami. Zatrzymał się jednak i zwrócił jeszcze do obu mężczyzn.
        - Panowie - zaczął przyciszonym głosem. - Lepiej będzie, jeśli zejdziecie pod pokład, do kajut...
        Jorge po raz kolejny się roześmiał, tym razem w jego głosie słychać było pewność siebie, może wręcz kpinę. W taki sposób śmieje się w twarz przeciwnikowi.
        - Kapitanie, mowy nie ma! - oświadczył. - Jestem fechmistrzem, na miłość boską, wojownikiem, nie róbcie ze mnie nadobnej królewny. Teraz, póki jeszcze dokładacie wszelkich starań by uciec, oczywiście usunę się wam z drogi, ale jeśli dojdzie do abordażu, będę na pokładzie i będę walczył razem z resztą. Moja szabla przyda się wam bardziej niż jesteście skłonni przypuszczać, nie odrzucajcie mojej pomocy. To oczywiście tylko moje stanowisko, nie zmuszam waszego gościa do tego samego...
        Jorge już w połowie swojego monologu spostrzegł, że kapitan spodziewał się z jego strony takiej odpowiedzi, co lepsze na jego obliczu odmalowała się wdzięczność. Gdyby się nad tym zastanowić, nie było w tym nic dziwnego - jak to z reguły bywa, na statku kupieckim pływali głównie zwykli marynarze, a osób zaprawionych w boju było tu niewiele. Każda para rąk mogła się przydać, a jeśli chociaż połowa historii o Caraxie była prawdziwa, mógł być całkiem przydatny w ewentualnym starciu.
        - Jak sobie życzycie - odpowiedział w końcu kapitan nim zajął się swoimi sprawami. Jorge krzyknął za nim jeszcze "wzajemnie", po czym spokojnie zaczął się przygotowywać do walki. Pierwszą czynnością, którą wykonał, było rozpięcie płaszcza od bioder w dół. Sięgnął pod jego poły - wierzchnie odzienie zostało wyposażone w pasy, które widywało się w spódnicach fechtmistrzyń, ich przeznaczeniem było podtrzymywanie zwałów materiału, by odsłonić nogi i by możliwe było swobodne wykonywanie wypadów. Carax zapiął mocno wszystkie sprzączki i na próbę zrobił daleki wykrok - miał pełną swobodę ruchów. Dla formalności sprawdził, czy jego szabla gładko wychodzi z pochwy, chociaż tak dobrze wykonana i tak pedantycznie utrzymana broń nie miała prawa się zaklinować.
        - Nie uciekną - orzekł szermierz, patrząc to na statek piracki, to na srebrnowłosego mężczyznę. - Czeka nas walka. Wystraszony?
        Jorge cofnął się od burty, gdzie marynarze mocowali się z linami, by złapać jak najwięcej wiatru w żagle. Chyba nie usłyszeli oni jego złowróżbnych słów albo też nie chcieli ich słyszeć.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Lodowy Anioł nieśpiesznie podszedł do relingu i zmierzył nieco leniwym spojrzeniem uciekający statek kupiecki. Chociaż jego piraci również złapali wiatr w żagle, Baldrughan był prawie pewien, że jeśli nie zainterweniuje, to korsarze nie dogonią uciekającego worka złota.
Upadły cicho westchnął, opierając włócznię o reling i przez chwilę wpatrując się w mroczne odmęty morskie, znajdujące się pod nim.
Pomylił się. Kath nic nie znaczyła ani dla Vaxena, ani dla nikogo innego z osób, z którymi walczył w Fargoth. Pytanie teraz brzmi, jak zwabić przemienionego do siebie, jak zdobyć przewagę i przede wszystkim, jak odebrać mu moc, która zmieniła go w Przemienionego.
Upadły powoli podniósł wzrok z powrotem na uciekający statek i, lekko się uśmiechając, chwycił lodową włócznię w skostniałą dłoń.
- Od czegoś trzeba zacząć, chociaż, doprawdy, nie ukrywam, że liczyłem na brak rozlewu krwi... - wyszeptał, unosząc swój oręż i wystawiając go poza reling, tak jakby chciał przebić powietrze sztychem. Grot włóczni zabłysł błękitnym światłem wyrytych na nim run, a z jego końcówki trysnął oślepiający strumień magicznej energii, który uderzył w odmęty wodne, po których poruszał się uciekający statek. Woda zaczęła mętnieć, a po chwili jej stan skupienia przemienił się z ciekłego na stały. Statek kupiecki powoli się zatrzymywał, a lód mozolnie wspinał się w górę, coraz mocniej unieruchamiając łajbę kupców.
Baldrughan uniósł zlodowaciałą dłoń i zacisnął ją w pięść. W tym momencie zerwał się tak niesamowity wiatr, oczywiście kontrolowany przez Upadłego, że zapewnił statkowi piratów niemal parę minut szybkiego kursu w stronę celu. Dziób pirackiego galeonu przebijał rozszalałe wiatrem morskie fale, powoli wyrównując się ze statkiem kupców.
Załoga była gotowa do abordażu. Przy prawej burcie zebrali się piraci, uzbrojeni w kordelasy oraz haki, które zarzucali na burtę drugiego statku. Na maszcie statku pirackiego zbierali się ci, którzy chcieli użyć lin niczym lian i przeskoczyć na pokład należący do kupców.
Baldrughan stał tylko nieruchomo, obserwując to wszystko z uśmiechem. Nad statkami zaczęło grzmieć, choć nie było widać błyskawic.
To rosnąca euforia Upadłego dawała o sobie znać. Lodowy ponownie odrzucił biały kaptur i uniósł włócznię, a niebo zaczęły przecinać błękitne błyskawice.
Abordaż się rozpoczął.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Skinął głową, gdy poproszono go o przedstawienie się.
- Proszę o wybaczenie, Duval van Blood. Podróżnik - przedstawił się zdejmując swój kapelusz. Miał cichą nadzieję, że na statku znajduje się mag, jednak będąc realistą nie miał wielkich złudzeń. Gdy kapitan poprosił ich, by zeszli do kajut, Duval z zadziornym uśmiechem założył swój kapelusz z powrotem na głowę.
- I mam stracić okazję do skopania kilku tyłków? Wykluczone - powiedział poprawiając swoje nakrycie głowy. - Poza tym przypominam, że piraci mają po swojej stronie maga, więc przyda się wam ktoś kto posiada wiedzę na temat magii - dodał zdejmując swoje rękawice. Temperatura wokół niego zaczęła powoli się obniżać. Jorge również przygotowywał się do walki sprawdzając czy wszystko ma na swoim miejscu. Szermierz spytał go, czy jest wystraszony na co Lodowa Pięść cicho się zaśmiał.
- Jak cholera. Ale to nic w porównaniu z tym co spotka piratów gdy się z nimi spot... - nie dokończył gdyż nagle poczuł, że ktoś używa magii. Na potwierdzenie jego obaw ich statek zaczął zwalniać
- Oho... - mruknął przemieniony spoglądając w stronę pirackiej łajby, która niebezpiecznie szybko zaczęła się zbliżać niesiona silnym wiatrem, który także był magiczny.
- Więc babrasz się magią lodu i wiatru huh? W takim razie zatańczmy - pomyślał wyciągając prawą rękę w stronę statku piratów a konkretniej w morze. Postanowił załatwić ogień ogniem, a raczej lód lodem. Z ręki van Blooda wystrzelił cienki sopel lodu, który z niesamowitą prędkością stawał się coraz dłuższy aż w końcu dotknął tafli wody która w okamgnieniu zaczęła zamarzać
- Lodowa Epoka - mruknął Duval opuszczając rękę. Nie wiedział z jak silnym magiem ma do czynienia, ale tak czy siak dał czas na odkucie się i ucieczkę o ile to jeszcze możliwe.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax obrócił głowę, by nie było widać, jak się śmieje - podobała mu się postawa tego mężczyzny, była tak podobna do jego własnej. Jego również było trudno odwieść od walki, nawet tak nierównej jak ta, która ich czekała. Był osobą, która chciała zginąć w walce, a nie na kolanach, błagając o litość. Jego duma by na to nie pozwoliła.
        - Mag? - podłapał z zainteresowaniem, gdy Duval przedstawił się jako remedium na nierówny rozkład sił między stroną atakowaną a atakującą. - Chociaż w tym jednym przypadku los nam sprzyja.
        Carax poczuł, jak nagle zawiało chłodem. Był przekonany, że to kwestia zimnego wiatru, ale po chwili zorientował się, że to srebrnowłosy mężczyzna jest źródłem niskiej temperatury. To było ciekawe, zwłaszcza gdy wzięło się pod uwagę, że wkoło było tyle wody - jeśli Duval był silnym i wystarczająco kreatywnym magiem, mógł zdziałać cuda swoimi zaklęciami.
        Jorge poczuł, jak pokład delikatnie ciągnie go w tył - tracili prędkość, Pan Nawałnic najwyraźniej również miał pomysł, jak dobrze wykorzystać środowisko i własne umiejętności. Marynarze krzyczeli przerażeni, widząc lód, który skuwał wodę wokół burt i powoli wspinał się w górę. Carax stał w miejscu, nie panikował, miał skupioną minę i tylko obserwował to, co się działo. Duval odpowiedział na zaklęcie wrogiego maga w podobnym tonie, nie odniósł jednak podobnego rezultatu - statek kupiecki był mniejszy i lekki, gdyż nie wiózł ciężkich towarów, dlatego łatwiej było wytracić jego pęd. Ciężka piracka jednostka została jedynie spowolniona.
        Po długich, pełnych napięcia sekundach statki zaczęły się zrównywać. Wszyscy marynarze porzucili już wszelkie próby wydostania statku z lodowej pułapki i przygotowywali się na najgorsze. Ci, którzy mogli, sięgnęli po broń, a reszta pochowała się po kątach. Przykro przyznać, ale na pokładzie pozostała zaledwie garstka osób. W tym oczywiście Carax. On przygotowywał się psychicznie na to starcie już od dłuższego czasu i teraz tylko czekał na przeciwników. Stał trochę z tyłu, wyprostowany, z dumnie podniesioną głową. Jedną rękę trzymał odwiedzioną do tyłu, w drugiej dzierżył szablę, której czubek był swobodnie skierowany w dół.
        - Powodzenia, panie Duval - odezwał się do srebrnowłosego mężczyzny, a w jego głosie słychać było osobliwą satysfakcję. Gdy pierwsi piraci gotowali się do przeskoczenia na pokład statku kupieckiego, Jorge ruszył. Kroki stawiał lekko jak tancerz, a na jego twarzy widać było skupienie, ale też zadziwiający spokój. Po prostu wiedział, co miał robić. Dotarł do burty, gdy na pokład wskoczyli pierwsi przeciwnicy. Szermierz uniósł szablę i ciął szeroko, wysoko prowadząc ostrze. Jeden pirat stracił głowę, drugi mocno oberwał w szyję, chyba była to rana śmiertelna. Carax cofnął się, przyciągając szablę do siebie. Przyjął na ostrze przeznaczony dla niego cios mieczem i skierował ostrze przeciwnika w dół. Eleganckim ruchem nadgarstka uwolnił swoją szablę i powiódł nią w górę, rozpruwając pirata jak patroszoną rybę. Wiedziony instynktem obrócił się i uskoczył w bok przed uderzeniem obitej metalem pałki. Złapał pirata za fraki i pchnął go z całej siły na nadburcie - mężczyzna wypadł i po krótkim locie uderzył w lód spiętrzony między obiema jednostkami.
        Później Carax już stracił rachubę. Tańczył z szablą jak natchniony, atakując i odpierając ataki. W jego stylu elegancka, klasyczna szkoła szermiercza Muero łączyła się z brutalnymi ciosami wywodzącymi się z boksu i z chwytami niegodnymi tak dobrze urodzonego mężczyzny, jak chociażby to wyrzucenie przeciwnika za burtę. Nie zastanawiał się nad tym jakie ma szanse, czy w ogóle jeszcze ktoś oprócz niego stoi na pokładzie, gdzieś zniknął mu z oczu Duval (na pewno radził sobie równie dobrze), liczyło się to, że sam walczył i był przy tym skuteczny. Nie zamierzał się poddać, nie zamierzał pozwolić się dosięgnąć obcym mieczom. Czuł, że jest spierany do defensywy, że ustępuje pola falom napierających wrogów, ale każdy jego krok w tył wiązał się z kolejnymi ranami i trupami po stronie piratów. Wiedział, że wkrótce opadnie z sił i pewnie nie dożyje wieczoru, ale niech to, przynajmniej pociągnie jak najwięcej z tych ścierw za sobą!
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Uniósł nieznacznie brew, w lekkim wyrazie zdziwienia, gdy statek piratów, mimo że wzmocniony magią wiatru Upadłego, również zaczął zwalniać. Na szczęście, ich jednostka była nieco mniej cięższa od kupieckiego statku i po chwili obie kupy drewna i materiału wyrównały się.
Wyglądało na to, że kupcy mieli na statku maga lodu, gdyż Baldrughan nie przypominał sobie, by zamrażał tak dużą powierzchnię, a poza tym, powietrze było wręcz przepełnione obcą mu aurą magiczną, nieco podobną do jego własnej.
Lodowy z ciekawością obserwował pierwsze chwile abordażu, te zawzięte wyrazy twarzy piratów, ich pewność siebie wręcz buchająca z oczu i dość niemiłe zaskoczenie, gdy jeden z nich runął głową w dół, za burtę, rozbijając się o lodowe wzgórza, które uformowały się pomiędzy statkami. Piratów było jednak o wiele więcej niż atakowanych, dlatego też Baldrughan wiedział, że zwycięstwo miał praktycznie w swej lodowej pięści. Przyszła pora, aby całkowicie skruszyć opór broniących kupieckiego statku.
Śnieżnobiały płaszcz Upadłego rozpadł się, po chwili, ponownie przybierając formę dwóch, olbrzymich, przypominających dwie burze śnieżne, skrzydeł. Isophielion wzbił się w powietrze z lekkością, obserwując pole walk z niemałej wysokości. Wyróżnił dwie ciekawe figury na jego lodowej szachownicy. Szermierz, wyglądający na szlachcica, radzący sobie z piratami, jak kucharz skrobiący ryby, oraz srebrnowłosy mężczyzna, od którego biła owa magiczna aura, wcześniej znaleziona przez Upadłego.
Lodowy Anioł przez chwilę pokrążył nad obydwoma statkami, by walczący go dostrzegli, po czym, niby drapieżny ptak, runął na pokład kupieckiego statku, uderzając drzewcem włóczni o deski, zamieniając cały pokład w niezwykle śliskie lodowisko.
Zakończyło się to tym, że większość walczących, zarówno piratów, jak i obrońców, powywracała się, niekiedy gubiąc swój oręż.
Wiatr nieco zelżał, a Lodowy uniósł włócznię. Z nieba wystrzeliła błękitna błyskawica, trafiając prosto w Upadłego i tworząc wokół niego coś na kształt elektrycznej bariery. Baldrughan wystawił zamarzniętą rękę w kierunku masztu statku i wystrzelił piorun kulisty, który sprawił, że drewniany słup posypał się w drzazgi.
- Poddajcie się, a gwarantuję wam życie, ofertę i transport na ląd! Tako rzecze Pan Nawałnic! - Jego głos zagrzmiał jak niezgorszy grzmot podczas sztormu.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Zaklął cicho, gdy próba zatrzymania piratów tylko ich spowolniła. Nie wziął pod uwagę, że łajba piracka jest cięższa od ich własnej przez co ciężej będzie ją zatrzymać.
- Cóż... nie jestem ideałem - pomyślał wzruszając od niechcenia ramionami. Zanim piraci się zbliżyli, Duval wytworzył sobie lodową szablę, której daleko było do miecza z metalu jeśli chodzi o perfekcję kształtu, jednak nie znaczyło to, że nie jest groźna. Gdy piraci zaczęli abordaż, van Blood już czekał. Przeciwnicy wchodząc na statek z miejsca zaczęli wywijać orły na pokładzie. Przyczyną był lód, który Lodowa Pięść wcześniej przygotował.
- Proszę zachować ostrożność. Mamy śliską nawierzchnię - powiedział zadowolony z efektu przemieniony i ruszył do ataku. Bieganie po lodzie nie było dla niego problemem, gdyż on sam był lodem i "stapiając się z nim" mógł swobodnie biegać przez co nie ślizgał się po nim. W oka mgnieniu pozamrażał pól tuzina korsarzy a drugie pół wykopał za burtę. Miał niemałą frajdę po ostatnich wydarzeniach. Kątem oka zobaczył, że jego towarzysz broni także nieźle sobie radzi, niczym demon zabijając przeciwników. To przypominało Duvalowi historię o pewnym szermierzu znanego jako "Łowca Piratów" czasem też nazywanego "Tnącym Demonem". Nie miał jednak czasu na rozmyślanie gdyż zauważył, że dwóch piratów chce zajść Caraxa od tyłu.
- Ej, ej, ej... - mruknął cicho, pstrykając palcem. Za jego towarzyszem w mig pojawiła się lodowa ściana, która w ostatniej chwili zablokowała atak.
- Potem mi podziękujesz! - rzucił do Jorge. Nagle poczuł, że przez jego ciało przebija się miecz. Duval spojrzał i w dół i zauważył, że jeden z piratów ciął go w bok i klinga utknęła w jego ciele.
- Trzeba było nie zadzierać z piratami - powiedział z satysfakcją morski rzezimieszek, paskudnie się przy tym uśmiechając patrząc wraz z kolegami na przecięte ciało Lodowej Pięści. Myślał, że go załatwił co? No to się zdziwi.
- Czy wy piraci nie umiecie walczyć uczciwie? - powiedział znudzony przemieniony łapiąc za klingę i ku zaskoczeniu oraz przerażeniu korsarzy wyciągnął ją ze swojego ciała, po czym natychmiast ją zamroził wraz z właścicielem.
- Czym ty jesteś do cholery?! - krzyknął któryś ze złoczyńców. Widać było w nich autentyczny strach, jakby zobaczyli jakiegoś ducha czy coś w ten deseń.
- Powiem wam czym będę. Waszą senną zmorą... - powiedział van Blood, zamrażając za pomocą Lodowego Czasu piratów. Nagle wyczuł potężną, złowrogą aurę gdzieś wysoko w górze. Przemieniony spojrzał w górę i zobaczył anioła, który runął na ich statek. Gdy tylko wylądował cały pokład z miejsca został zamrożony a większość walczących poprzewracała się, Duval jednak stał pewnie na nogach.
- No i mamy naszego maga... - pomyślał "podziwiając" pokaz umiejętności przeciwnika, który rozwalił piorunem kulistym spory słup. Następnie anioł nakazał im się poddać.
- Wiesz przyjemniaczku... kusząca propozycja, ale prędzej piekło zamarznie niż się poddam - rzucił wesoło w stronę przeciwnika, wytwarzając sobie lodową włócznię, którą cisnął wolną ręką.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Śliska powierzchnia pokładu nie stanowiła dla Caraxa przeszkody, z którą nie mógł sobie poradzić, wręcz przeciwnie, starał się ją wykorzystywać na swoją korzyść. Miał dobry zmysł równowagi i porządne buty, więc czasami przechodził po zamarzniętych deskach, wciągając na nie swoich przeciwników, którzy z reguły się na nich wywracali, dodatkowo utrudniając dotarcie do szermierza swoim kompanom.
        Kątem oka Jorge dostrzegł marynarza, który nie utrzymał równowagi i upadł tuż pod nogi swojego przeciwnika, tracąc przy tym broń. Carax nie analizował zbyt długo tej sytuacji - gwałtownie obrócił się, uciekając spod ostrzy swoich oponentów, i wykonał głęboki wypad, zaraz dostawiając nogę zakroczną. Szybkim ruchem nadgarstka nadał pędu swojej szabli, która zakreśliła koło, ze zgrzytem zderzyła się z szablą pirata i wybiła mu ją z ręki. Na tym jednak się nie skończyło - Jorge złapał rozbrojonego mężczyznę za rękę i szarpnął go za nią, jednocześnie nogą podcinając mu kolano. Pirat przewrócił się, głową uderzając o nadburcie - jeśli nawet przeżył, był nieprzytomny. Carax zaraz stracił zainteresowanie nim i marynarzem, który zdążył się w międzyczasie pozbierać - właśnie upomnieli się o niego zaniedbani wcześniej przeciwnicy.
        Nad pokładem pojawił się ogromny cień żywego stworzenia. Carax uniósł na moment wzrok. Zamrugał. To był anioł. Jego potężne skrzydła zdawały się nie mieć wyraźnych granic, jakby były utkane z pajęczyny... albo płatków śniegu. Jorge coś miał przeczucie, że to własnie ten anioł był Panem Nawałnic, wszystkie znaki na to wskazywały.
        Cofając się, Carax poczuł opór na pięcie. Kątem oka spostrzegł za sobą ścianę lodu i piratów, którzy utknęli po drugiej stronie z mieczami wzniesionymi do ataku. Gdyby nie przesłona, Jorge mógłby już nie żyć. Szermierz rozejrzał się pośpiesznie po pokładzie, a gdy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Duvala, uniósł głowę w geście pozdrowienia. Roześmiał się w odpowiedzi na słowa o podziękowaniach - jeśli przeżyją, z pewnością postara się odwdzięczyć, chociażby stawiając głupią kolejkę w oberży. Ale teraz nie było czasu na snucie takich planów, piraci nie czekali wszak grzecznie na swoją kolej. Jorge wrócił do walki, jednak i to nie na długo. Po zaledwie chwili na pokładzie wylądował anioł, który do tej pory krążył nad ich głowami, towarzyszył temu huk, który przykuł uwagę wszystkich, nie wyłączając Caraxa. "Jak grom tuż przed burzą", skojarzył szermierz. Udało mu się zatrzymać wpół ciosu, całe szczęście, gdyż gdyby go dokończył, zlodowaciały w jednej chwili pokład wyrwałby mu grunt spod nóg i Jorge z pewnością by się połamał albo przynajmniej dotkliwie potłukł. Ustał jednak, zamarł ze wzrokiem utkwionym w aniele, dysząc przez lekko otwarte usta. Ledwo opanował nerwowy śmiech - Pan Nawałnic wiedział, jak zrobić efektowne wejście, wszyscy na pokładzie - włącznie z piratami - drżeli ze strachu. Pokazowe zniszczenie masztu złamało tych, którzy do tej pory nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji - odłamki drewna i targany wiatrem nieumocowany żagiel dokonały dodatkowych zniszczeń, zerwały sporą część olinowania i uszkodziły pozostałe maszty. W takim stanie statek miał nikłe szanse na dotarcie do brzegu, a jeszcze przecież pozostawała kwestia piratów. Carax odszukał wzrokiem kapitana. Wysuszone wiatrem oblicze wilka morskiego było blade i malowała się na nim rozpacz, co wcale arystokratę nie dziwiło - w jednej chwili stracił wszystko, patrzył na zniszczony statek, ciała poległych marynarzy i tylko czekał na najgorsze. Chyba poczuł, że jest obserwowany i obrócił wzrok na Caraxa. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie, gdy Pan Nawałnic przedstawiał swoją ofertę. Porozumieli się bez słów, Jorge wręcz może ponaglił kapitana do podjęcia słusznej, jedynej słusznej, decyzji. Gdy jednak przyszło przedstawić swoje stanowisko, dowódca jednostki nagle stracił głos z emocji. W ten moment idealnie wpasował się Duval i zaatakował anioła.
        - Przestań! - krzyknął wtedy kapitan. - Nie dam zabić całej załogi przez twój przeklęty honor! Panie Nawałnic, poddajemy się. Możesz zabrać towary, cała ładownia jest twoja, ale oszczędź nas.
        Carax skinął lekko głową, wyglądało to wręcz jakby spuścił wzrok - tego w zasadzie się spodziewał i nawet przez myśl mu nie przyszło wyzywać kapitana od tchórzy. Załoga była przerażona i niezdolna do walki, niepodporządkowanie się agresorom oznaczałoby rzeź, bo do walki nadawał się tylko on i Duval. Jorge nie chciał przykładać ręki do śmierci postronnych osób, postąpił więc zgodnie z wolą kapitana. Na dowód swojej współpracy uniósł dłoń w geście poddania i powolnym, ale pewnym ruchem schował broń. Gdy szabla szczęknęła, osiadając pewnie w pochwie, Carax poczuł, jak ktoś kopnął go od tyłu w nogi i posłał go na kolana. Zacisnął zęby i zerknął przez ramię, by zobaczyć cwaniaczka, który chciał go upokorzyć. "Niech cieszy się póki może. Gdy wstanę, będzie pierwszym, którego dopadnę", postanowił arystokrata, chociaż nie był wcale taki pewny, jak to się teraz skończy. Pytanie na czym zależało Panu Nawałnic, czy ważniejsza będzie dla niego odpowiedź Duvala czy kapitana.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Lodowy, po pokazie swojej siły, nie spodziewał się jakiegokolwiek oporu, jednakże, jak się okazało, znowu się pomylił.
Mężczyzna o białych włosach, od którego zaczynało zionąć demoniczną energią, nie tyle, że stawił opór słowny, co jeszcze siłowy.
Przemieniony cisnął w Anioła lodowym oszczepem, jednakże na Isophielionie nie zrobiło to zbytniego wrażenia. W odpowiedzi uniósł dłoń i zatrzymał lecącą broń, miażdżąc grot w swej zamarzniętej dłoni. Słysząc słowa kapitana, rozluźnił się nieco. Nie chciał powtórki z Fargoth, dlatego postanowił zachować spokój, za wszelką cenę.
- Cieszy mnie twa mądra decyzja, kapitanie. Postaram się zatem dotrzymać swego słowa i zapewnić wam bezpieczeństwo i spokojny powrót do Trytonii - odpowiedział swym zimnym głosem Upadły, a jego skrzydła ponownie przybrały kształt śnieżnobiałego płaszcza, całkowicie zakrywającego jego sylwetkę. Uprzejmie skłonił się Duvalowi, rzucając mu pod nogi resztkę jego włóczni, po czym uniósł dłoń w kierunku burty statku. Po chwili burty obu statków połączyła szeroka lodowa kładka, a Baldrughan zwrócił się do kupców i piratów.
- Macie godzinę na pogrzebanie zmarłych w wodzie i przeniesienie całego ładunku na tamten statek. Po upływie godziny odpływamy - wyszeptał Anioł, choć jego szept brzmiał jak powiew lodowatego wiatru. Woda wokół statków ponownie wróciła do stanu ciekłego, choć gdzieniegdzie znajdowały się lodowe góry, powoli płynące (prawdopodobnie ciągnięte mocą upadłego) w kierunku zniszczonego statku kupców.
Upadły powoli skierował swe kroki w kierunku kładki.
Nagle dostrzegł niezbyt szlachetne posunięcie jednego z piratów, który uderzeniem zmusił dzielnego szermierza do padnięcia na kolana.
Baldrughan krzywo spojrzał na rzezimieszka i wyszeptał:
- Będę dotrzymywał danego słowa. - Powoli podszedł do pirata, z którego twarzy odpłynęły wszystkie kolory i jednym uderzeniem zlodowaciałej pięści posłał nieszczęśnika z burtę. Ciało, ze zmiażdżoną szczęką, skończyło nabite na jeden ze szczytów lodowych brył pozostałych w wodzie. Upadły powoli podał dłoń szlachcicowi, w uprzejmym geście chcąc pomóc mu wstać.
- Zapraszam szlachetnego pana, pana kapitana, oraz ciebie, demonie, do kapitańskiej kajuty mojego statku. Przedyskutujemy moją ofertę. - W oczach Upadłego pojawił się niespodziewany, dziwny błysk, gdy wskazał wymienionym osobom lodową kładkę, po chwili samemu tam idąc. Tymczasem, statek kupców wyglądał, jakby znalazł się na jakiejś lodowej wyspie, która wciąż rosła, unosząc wrak do góry...
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Włócznia zgodnie z jego przewidywaniami nie skrzywdziła celu, choć tak naprawdę Duval nie zamierzał zranić anioła tylko sprawdzić jak jest silny. Ten okazał się być godnym przeciwnikiem ponieważ złapał broń w locie i złamał jej grot. Sama siła nie zaskoczyła przemienionego, ale zręczność z jaką to uczynił świadczyła o tym, że nie jest byle przeciętniakiem. Van Blood miał rzucić więcej włóczni, gdy jednak uniósł dłoń, kapitan nakazał mu przestać. Lodowa Pięść przez chwilę zastanawiał się, czy nie puścić słów wilka morskiego mimo uszu, w ostateczności zdecydował odpuścić. Jakby nie było, to dzięki jego dobrej woli przebywał na tym statku, więc chcąc nie chcąc w jakimś zakresie musiał się słuchać kapitańskich poleceń.
- Gdyby to ode mnie zależało to nie skończyłoby się na włóczni - powiedział do Pana Nawałnic, jednak nie była to groźba, a raczej zaczepne stwierdzenie faktu. Po tych słowach odwzajemnił ukłon w geście szacunku dla przeciwnika, dając mu tym samym do zrozumienia, że na razie odpuszcza. Lodowy w tym czasie połączył oba statki lodową kładką nakazując obu załogom pogrzebanie zmarłych i przeniesienie towarów na piracką łajbę. Anioł kierując się z powrotem na "swój" statek zauważył, podobnie jak Duval, że jeden z krewkich korsarzy powalił Jorge na kolana. Początkowo przemieniony chciał pokazać piratowi gdzie raki zimują, ale ze względu na obecną sytuację i interwencję samego Pana Nawałnic, postanowił dać spokój. Efekt interwencji, choć niezbyt szlachetny, został przez van Blooda uznany za zadowalający. Upadły zaprosił jego, kapitana i szermierza na pokład chcą przedyskutować swoją ofertę.
- Czego u pie*rzonego diabła morskiego chce ode mnie? - pomyślał z lekka zaskoczony decyzją oponenta, Duval. Węszył podstęp, ale zachował to na razie dla siebie.
- Cały jesteś? - rzucił do Caraxa gdy doszedł do kładki. Szermierz na pierwszy rzut oka nie wyglądał na cierpiącego, ale wolał się upewnić.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax odetchnął. Pan Nawałnic nie dał się sprowokować do walki, przyjął słowa kapitana i zaraz wydał kolejne polecenia. Jego skrzydła przemieniły się w długi do ziemi biały płaszcz - szermierza nawiedziła w tym momencie głupia myśl, że dowódca piratów jest naprawdę piękny. Była to jednak tylko przelotna refleksja, po której Jorge skupił się na tym, co rozgrywało się na pokładzie. Duval nadal drażnił Pana Nawałnic, ich rozmowa balansowała na cienkiej granicy, po przekroczeniu której z reguły nie można już uniknąć walki, ale całe szczęście wszystko rozeszło się po kościach. Chyba tylko przez to, że aniołowi się spieszyło - godzina to niezbyt wiele czasu, by zająć się wszystkim należycie.

        Kapitan statku odetchnął i skłonił się Panu Nawałnic, mnąc w rękach własną czapkę. Na jego bladym obliczu rysowała się podszyta rozpaczą ulga. Całe szczęście szybko doszedł do siebie - założył pomięte nakrycie głowy i zaczął wydawać rozkazy swoim marynarzom, imiennie wezwał część z nich, by zajęli się poległymi, resztę skierował do ładowni. Przywołał do siebie dwie osoby, by rozdzielić między nie klucze do ładowni. Ręce mu drżały, gdy przeszukiwał kieszenie, radość z ocalonego życia mieszała się z niepewnością co przyniesie niedaleka przyszłość i z goryczą po utracie dorobku życia. Przynajmniej nie zaprzątał sobie już głowy Panem Nawałnic - miał mało czasu, by wykonać jego polecenia.

        Carax z kolan patrzył na anioła, który szedł w jego kierunku. Nie opuścił pokornie głowy, bo może zauważył, że Pan Nawałnic nie patrzy bezpośrednio na niego - jego wzrok skupiony był na piracie, który zmusił szermierza do uklęknięcia. Arystokrata również na niego zerknął. Obdartus sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał umrzeć ze strachu, Jorge nawet mu przez moment współczuł - głupiec próbował się popisać i podbudować swoje ego, ale nie wyszło mu to na zdrowie. Carax był jednak w szoku, gdy zobaczył, jaki koniec czekał pirata. Siła anioła była… niesamowita. Zgruchotał szczękę śmiertelnika, jakby była ona wykonana z porcelany i tylko ten jeden cios wystarczył, by ciało dorosłego mężczyzny wyrzucić w powietrze, aby na koniec nadziało się na ostre spiętrzone kry. Jorge patrzył na to szeroko otwartymi oczami. Bez strachu, ale jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, z jak potężną osobą ma do czynienia. Gdy jednak obrócił wzrok na Pana Nawałnic, nie sprawiał wrażenia uległego. Spojrzał na podaną mu rękę i przyjął pomoc przy wstawaniu, chociaż poczuł się w tym momencie jak ratowana z opresji królewna, gdyby sytuacja nie była napięta, może nawet powiedziałby to na głos. W tym przypadku po prostu ograniczył czas trwania kontaktu fizycznego z Panem Nawałnic do minimum. Cofnął rękę i otrzepał odzienie, poprawił włosy. Zaproszenia wysłuchał uważnie przypatrując się aniołowi i jakoś dziwnie odniósł wrażenie, że nie spotka go nic dobrego. Nic to jednak, skoro od początku przyjął podporządkowaną postawę w imię dobra ogółu, głupstwem byłoby stawiać się w tym momencie. Skinieniem głowy zgodził się z propozycją i ruszył za Panem Nawałnic. Dostrzegł, jak kapitan statku kupieckiego wpycha do rąk swoich podwładnych klucze do ładowni i również szybkim krokiem zmierza w kierunku połączonych burt statków. Duval własnie zrównał się z szermierzem.
        - Cały - odpowiedział na jego pytanie Carax, parskając przy tym cicho, jakby było ono wyjątkowo głupie. - Jestem fechtmistrzem, nie tak łatwo mnie sięgnąć... Ale bez twojej pomocy mogłoby być krucho. Dzięki. Nieźle się spisałeś.
        Jorge nie podtrzymywał dłużej rozmowy. Łapiąc za resztki olinowania statku kupieckiego wspiął się na nadburcie i wszedł na lodową kładkę, która trzeszczała charakterystycznie w miejscach, gdzie łączyła się z kołysanymi przez fale statkami. Dźwięk był niepokojący, lecz warstwa lodu była na tyle gruba, że nikt nie powinien spaść do wody, można było po niej chodzić bez obaw. O ile oczywiście przyczyną strachu nie było miejsce, do którego kładka prowadziła.
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości