Łzy Rapsodii ⇒ [Daleko od wodospadów] Niecodzienna konfrontacja
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
[Daleko od wodospadów] Niecodzienna konfrontacja
Drake miał już po dziurki w nosie wszelkich dziwactw, jakie spotkały go w ostatnich dniach. Odkąd uciekł z domu czarownicy Anapsachete i rozstał się ostatecznie z Arienem, zmierzał stale w jednym kierunku - na północny-wschód. W podróży robił sobie przerwy wyłącznie na sen i załatwienie potrzeb fizjologicznych, lecz od pół tygodnia nie miał niczego w gębie. Owszem, próbował coś upolować, ale roztrzęsiony tymi wydarzeniami płoszył każde zwierze. Szczęście przestało mu dopisywać. Był cholernie zły. Przez cały ten czas musiał przedzierać się przez bezdroża leśne, potykając się o konary drzew i przecinając dzikie pnącza. Jakaż więc musiała być jego ulga, gdy wreszcie wydostał się z tej puszczy i wyszedł na porośnięte wysokimi trawami polany. Od razu poprawił mu się humor. Schował do pochwy miecz, wyskubał z siebie resztki liści, igieł i kolców, poprawił ubiór i przemaszerował na środek równiny. Już stąd widział przepiękny krajobraz, do którego zmierzał - Łzy Rapsodii. Nie słyszał jeszcze dźwięku mas wodnych wpadających do szerokiej rzeki, ale mógł obserwować równie ciekawe zjawiska, jak na przykład powstawanie sporej wielkości chmury pary wodnej tuż ponad siecią wodospadów. W niemym stał tak i obserwował. Nagle zaburczało mu w brzuchu. Cmoknął z niesmakiem.
- Może dziś uda nam się coś upolować?
W tym samym momencie zza wierzb oddalonych od niego o dobre dwieście metrów wychynęło małe stadko młodych saren. Nie wierzył własnym oczom. Uśmiech sam wkradł mu się na twarz, już miał głośno pochwalić los za piękną rekompensatę tych nieprzyjemności, gdy w porę się opamiętał i powoli opadł na ziemię. Kucając był niemal niewidoczny. Ostrożnym ruchem ręki zdjął łuk z pleców, jednocześnie drugą dłonią sięgając po strzałę z kołczanu. Złapał je obie w lewej garści i bezszelestnymi krokami przemieszczał się w stronę pasącej się zwierzyny. Chciał zajść je od strony krzewu, który był jedyną osłoną w okolicy. Gdy wreszcie się tam doczłapał, nadal był niezauważony. Nie dzieliło go od potencjalnej kolacji więcej jak kilkadziesiąt metrów. Z tej odległości mógł oddać pewny, mocny strzał. Nawet jeśli nie trafi w serce, wątrobę czy tętnicę, powinien unieruchomić niedoświadczoną, młodą sarnę. Oblizał się i przełknął ślinę, jego oczy wyrażały niemały zachwyt, a w jego umyśle już kłębiły się wspomnienia mówiące o przepysznym smaku mięsa, jego soczystości i zapachu. Ach, choć tu ty moja kochana! Napiął łuk. Wycelował w stronę tych sześciu, siedmiu saren na łące. Wziął poprawkę na wiatr, choć noc była raczej spokojna. Wziął głęboki wdech i przestał oddychać. Naciągnął do ostatecznego punktu napięcia cięciwy, po czym puścił palce, podążając wzrokiem za strzałą. Nieomylnie, trafił jedną z tłustszych saren prawdopodobnie w serce, bo padła od razu na ziemię, jedynie odruchowo poruszając racicami i wierzgając głową. Reszta sióstr i braci w popłochu uciekła do lasu. Niech biegną, jedna mi starczy. Podbiegł do niej, wyciągając nóż do mięsa. Widząc, że zwierze jeszcze żyje, skrócił jej cierpienie, wbijając ostrze w głowę sarny. Przestała się całkowicie ruszać. Nagle... coś poczuł. Nie był pewien co, gdyż żaden z jego naturalnych zmysłów nie reagował podobnie. Wpadł wreszcie na pomysł, że to mogła być cudza aura. Skupił się, jednocześnie rozglądając dookoła. Puścił zakrwawiony nóż i szybkim, profesjonalnym ruchem dobył miecza, ustawiając się w szermierczej pozycji. Wytężył wszystkie zmysły.
- Może dziś uda nam się coś upolować?
W tym samym momencie zza wierzb oddalonych od niego o dobre dwieście metrów wychynęło małe stadko młodych saren. Nie wierzył własnym oczom. Uśmiech sam wkradł mu się na twarz, już miał głośno pochwalić los za piękną rekompensatę tych nieprzyjemności, gdy w porę się opamiętał i powoli opadł na ziemię. Kucając był niemal niewidoczny. Ostrożnym ruchem ręki zdjął łuk z pleców, jednocześnie drugą dłonią sięgając po strzałę z kołczanu. Złapał je obie w lewej garści i bezszelestnymi krokami przemieszczał się w stronę pasącej się zwierzyny. Chciał zajść je od strony krzewu, który był jedyną osłoną w okolicy. Gdy wreszcie się tam doczłapał, nadal był niezauważony. Nie dzieliło go od potencjalnej kolacji więcej jak kilkadziesiąt metrów. Z tej odległości mógł oddać pewny, mocny strzał. Nawet jeśli nie trafi w serce, wątrobę czy tętnicę, powinien unieruchomić niedoświadczoną, młodą sarnę. Oblizał się i przełknął ślinę, jego oczy wyrażały niemały zachwyt, a w jego umyśle już kłębiły się wspomnienia mówiące o przepysznym smaku mięsa, jego soczystości i zapachu. Ach, choć tu ty moja kochana! Napiął łuk. Wycelował w stronę tych sześciu, siedmiu saren na łące. Wziął poprawkę na wiatr, choć noc była raczej spokojna. Wziął głęboki wdech i przestał oddychać. Naciągnął do ostatecznego punktu napięcia cięciwy, po czym puścił palce, podążając wzrokiem za strzałą. Nieomylnie, trafił jedną z tłustszych saren prawdopodobnie w serce, bo padła od razu na ziemię, jedynie odruchowo poruszając racicami i wierzgając głową. Reszta sióstr i braci w popłochu uciekła do lasu. Niech biegną, jedna mi starczy. Podbiegł do niej, wyciągając nóż do mięsa. Widząc, że zwierze jeszcze żyje, skrócił jej cierpienie, wbijając ostrze w głowę sarny. Przestała się całkowicie ruszać. Nagle... coś poczuł. Nie był pewien co, gdyż żaden z jego naturalnych zmysłów nie reagował podobnie. Wpadł wreszcie na pomysł, że to mogła być cudza aura. Skupił się, jednocześnie rozglądając dookoła. Puścił zakrwawiony nóż i szybkim, profesjonalnym ruchem dobył miecza, ustawiając się w szermierczej pozycji. Wytężył wszystkie zmysły.
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Noelia nie była w dobrym humorze. Po spotkaniu z perfidnymi elfami, które zamierzały ją unieszkodliwić, miała serdecznie ich dość. Dotąd nie sądziła, że są tak mało inteligentną rasą. Kto by pomyślał, że spotka ją taka niespotykana wręcz niesprawiedliwość? Przecież tylko chciała pomóc, bo nie potrafi stać z boku, kiedy słabszemu dzieje się krzywda. Taka już była. Mimo swojej brutalności, gdzieś tam w środku nie pozwoli na to, aby mężczyzna bił kobietę. Czuła się w pewnym sensie, jak mężczyzna bez przyrodzenia, muzyk bez instrumentu czy wojownik bez broni- zupełnie nieprzydatna. Jej dawna chęć na wysysanie krwi z ludzi gdzieś zniknęła. Wiedziała, że postępuje wbrew swojej naturze. Krew zwierząt była dobra, ale nie zapewniała jej młodości. Zauważyła już, że na jej skórze zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki. Więc kiedy dostrzegła w pobliżu wysokiego bruneta, który właśnie zabrał jej śniadanie, odruchowo przybrała pozycję, przygotowując się do ataku, lecz zdała sobie sprawę, że tym szczawikiem niezbyt się posili. Głośno wyrażając swoją dezaprobatę za pomocą niecenzuralnego słowa, wzięła się pod boki i zaczęła szybko łapać powietrze. "Raz- dwa, raz- dwa, raz- dwa. Noelia, tylko spokojnie!", dyktował jej głos rozsądku. Cóż, teraz musiała się ukazać Drake'owi, skoro zapewne usłyszał jej bluzgi. Miał dziwną minę, jak każdy człowiek postawiony w takiej sytuacji. Będąc w swojej naturalnej, wampirzej formie, sądziła, że ucieknie z przestrachem, na widok jej białych kłów, które chętnie eksponowała w szerokim, podekscytowanym uśmiechu. Ale nic z tych rzeczy. Po prostu stał i patrzył spokojnie, jakby to, co właśnie zobaczył nie było dostatecznym powodem do ucieczki. Noelia spojrzała na niego z podejrzeniem. "Może to jakaś kukiełka?", przemknęło jej w pierwszej chwili przez głowę, ale uświadomiła sobie absurd swoich przypuszczeń. Przyszło jej do głowy, że ktoś musiał go podstawić. Rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby ją zaskoczyć swoją obecnością, nagle wyskakując zza drzewa, ale wokół nie było żywego ducha. Zastanawiając się, jaki będzie jego ruch, przykucnął niewzruszony przy sarnie i zajął się oporządzaniem mięsa za pomocą noża.
- Podzielisz się? - Spojrzała błagalnie. Prawie zapomniała, jak smakowało normalne jedzenie, jakimi żywili się śmiertelnicy. Doszło do niej, że skoro od tak dawna nie zaatakowała żadnego z rasy ludzkiej, mięso zwierzęce również doda jej witalności, o ile spożyje je przed zachodem słońca. Ta myśl spowodowała uśmiech na jej twarzy- tym razem bez prezentowania gamy ostrych zębów. - Kim jesteś i co tu robisz? Dlaczego nie uciekasz przede mną? Czyżbyś nie wiedział, że mogę w każdej chwili przemienić cię w jednego ze swoich bądź pozbawić życia? A może nie wiesz, kim są wampiry?
- Podzielisz się? - Spojrzała błagalnie. Prawie zapomniała, jak smakowało normalne jedzenie, jakimi żywili się śmiertelnicy. Doszło do niej, że skoro od tak dawna nie zaatakowała żadnego z rasy ludzkiej, mięso zwierzęce również doda jej witalności, o ile spożyje je przed zachodem słońca. Ta myśl spowodowała uśmiech na jej twarzy- tym razem bez prezentowania gamy ostrych zębów. - Kim jesteś i co tu robisz? Dlaczego nie uciekasz przede mną? Czyżbyś nie wiedział, że mogę w każdej chwili przemienić cię w jednego ze swoich bądź pozbawić życia? A może nie wiesz, kim są wampiry?
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
W jednym momencie Drake dowiedział się co, a właściwie kto naruszył harmonię aury dookoła tej pustej, przestronnej polany. Do jego uszu dobiegł poirytowany krzyk wraz z wiązanką idealnie dobranych i skomponowanych przekleństw. Co najmniej połowy z nich nie znał i postanowił sobie je zapamiętać. Teraz widział szczupłą osóbkę, która bez choćby cienia zawahania podeszła do zwierzyny. Poczuł się... dziwnie. Trochę jak błędny rycerz z bajki dla dzieci. Próbował zachować powagę i być groźnym. W końcu kto normalny tak po prostu zbliżałby się na odległość ręki do mężczyzny z mieczem? Tak się właśnie złożyło, że kobieta nie mogła być człowiekiem. Gdy schyliła się w stronę sarny, odruchowo cofnął się kilka kroków. Z takiej odległości bez problemu wyczuł barwę, smak, zapach, dźwięk i dotyk jej aury. Teraz nie miał już żadnych wątpliwości. Ma przed sobą wampira.
Ale nie byle jakiego wampira. Naraz przypomniał sobie wszystko, co wiedział o tych krwiożerczych istotach i zawahał się. Stojąca przed nim dziewczyna nie wyglądała tak młodo, jak powinna. Rzucił okiem na zakrwawiony nóż i sarnę. Zapach krwi, nawet zwierzęcej, powinien wywołać u niej swoiste reakcje, tak jak u głodującego po podstawieniu mu pod nos pachnącego jadła. Nic z tych rzeczy nie zaobserwował, wywnioskował więc, że trafił na sytego oprawcę. W jego głowie kotłowały się różne myśli, co teraz zrobić. Wampir to wampir, rzadko współżyje z ludźmi poza chęcią pożywienia się. Z drugiej strony to istoty humanoidalne, inteligentne, myślące. Mógł mi się trafić indywidualista. I to zachowanie... coś mi się zdaje, że chce mnie podejść. Z tego przeto słyną, ze sprytu. Coś jednak powodowało, że nie czuł się zagrożony, wręcz przeciwnie. Nie był pewien czy to aby nie jakieś sztuczki. Postanowił jednak dać sobie z tym spokój i poczekać na dalszy rozwój akcji. W końcu, ma przed sobą prawdziwego wampira. Kiedyś już widział wampira. W jednej ósmej.
Wyprostował się, nie spuszczając oka z kobiety. Powolnym ruchem schował miecz do pochwy. Postanowił jednak nie dać w pełni za wygraną. Gdy nie było już widać ostrza... myślą odwiedził ponownie dawno już zapomniany szlak w jego umyśle. Ten szlak prowadził poza jego jaźń. Gdyby miał opisać to, co wtedy czuje, byłoby to jak jaskinia poza murami zamku. Ciemna, chłodna jaskinia. Wypełniona po brzegi złotem. Wszedł do niej. Niczego nie dotykał, tylko poprosił. Zawsze należało prosić. Wobec tak wielkiej magii należy mieć szacunek i zachować respekt. Dlatego zawsze wysłuchiwał jego próśb. Może nie było tego widać, ale on wiedział, że klinga nie jest już jak wcześniej, żelazna. Gdyby ją wyjął, zabłyszczałaby w blasku ostatnich promieni słonecznych srebrnym blaskiem. Bo byłą wykonana ze srebra. Jedynego metalu, który działa na wampiry. Spojrzał znów na długowłosą.
- Podzielić? Mięso trzeba najpierw usmażyć. Surowego się nie je, jest ohydne i można coś złapać. Ale jeśli zechcesz chwilę poczekać... w sumie i tak nie zamierzałem zjeść wszystkiego, resztę zjadłyby tutejsze zwierzęta. Te żyjące, rzecz jasna.
Towarzyszka nagle się uśmiechnęła i, co zdziwiło łowcę, bez żadnych gierek zdradziła mu swoją rasę. Dziwne. Nie chce mnie podejść? Nic nie rozumiem... Może o to jej chodzi?
- Dlaczego miałbym uciekać? Po pierwsze, skoro jesteś wampirem, bez problemu byś mnie dogoniła. A po drugie potrafię się bronić. Nawet jeśli byś mnie ukąsiła, niewątpliwie sama byś zginęła. A przynajmniej została ranna. A długowieczność... chyba nie jest aż taka zła, czyż nie? - na pytanie o jego imię, na chwilę zerwał kontakt wzrokowy. Niestety, mimo długoletnich prób pozbycia się przeszłości, nadal nasuwają mu się na język zupełnie inne miana, niż te, które faktycznie wypowiada. - Pan Drake. Do usług. Co tu robię? Jak widzisz, próbowałem coś zjeść. No właśnie, rozpalimy ognisko? Mam hubkę, krzesiwo, parę gałązek tylko trzeba zerwać i jakieś rusztowanie wznieść dla tej sarny. - zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Musiał przyznać, że trafił mu się niebrzydki wampir. Długie, czarne jak noc włosy, ciemnozielone, jak szafiry oczy, błyszczące niby gwiazdy... Widoki takie jak ten budziły w nim prawdziwego poetę. Niestety, było to z reguły chwilowe natchnienie, przemijające zanim zacząłby coś pisać. Z resztą, nie potrafiłby ubrać w słowa tego co czuje. Z tym miał problemy... no właśnie. Od dawna. Od dziecka.
- Skoro wiesz, kim jestem, może powiesz mi teraz coś o sobie? Jak się nazywasz? Co sprowadziło ciebie, wampira, w tak nieodpowiednie do polowań miejsce? I, najważniejsze, dlaczego jeszcze mnie nie zjadłaś? - to ostatnie pytanie zadał z nutką humoru, choć tak na prawdę był śmiertelnie poważny. Chwycił za nóż i wytarł go o sierść ofiary. Podszedł z nim do wierzby i zaczął za jego pomocą odcinać gałązki. Przez cały ten czas starał się nie zrywać oka z długowłosej.
Ale nie byle jakiego wampira. Naraz przypomniał sobie wszystko, co wiedział o tych krwiożerczych istotach i zawahał się. Stojąca przed nim dziewczyna nie wyglądała tak młodo, jak powinna. Rzucił okiem na zakrwawiony nóż i sarnę. Zapach krwi, nawet zwierzęcej, powinien wywołać u niej swoiste reakcje, tak jak u głodującego po podstawieniu mu pod nos pachnącego jadła. Nic z tych rzeczy nie zaobserwował, wywnioskował więc, że trafił na sytego oprawcę. W jego głowie kotłowały się różne myśli, co teraz zrobić. Wampir to wampir, rzadko współżyje z ludźmi poza chęcią pożywienia się. Z drugiej strony to istoty humanoidalne, inteligentne, myślące. Mógł mi się trafić indywidualista. I to zachowanie... coś mi się zdaje, że chce mnie podejść. Z tego przeto słyną, ze sprytu. Coś jednak powodowało, że nie czuł się zagrożony, wręcz przeciwnie. Nie był pewien czy to aby nie jakieś sztuczki. Postanowił jednak dać sobie z tym spokój i poczekać na dalszy rozwój akcji. W końcu, ma przed sobą prawdziwego wampira. Kiedyś już widział wampira. W jednej ósmej.
Wyprostował się, nie spuszczając oka z kobiety. Powolnym ruchem schował miecz do pochwy. Postanowił jednak nie dać w pełni za wygraną. Gdy nie było już widać ostrza... myślą odwiedził ponownie dawno już zapomniany szlak w jego umyśle. Ten szlak prowadził poza jego jaźń. Gdyby miał opisać to, co wtedy czuje, byłoby to jak jaskinia poza murami zamku. Ciemna, chłodna jaskinia. Wypełniona po brzegi złotem. Wszedł do niej. Niczego nie dotykał, tylko poprosił. Zawsze należało prosić. Wobec tak wielkiej magii należy mieć szacunek i zachować respekt. Dlatego zawsze wysłuchiwał jego próśb. Może nie było tego widać, ale on wiedział, że klinga nie jest już jak wcześniej, żelazna. Gdyby ją wyjął, zabłyszczałaby w blasku ostatnich promieni słonecznych srebrnym blaskiem. Bo byłą wykonana ze srebra. Jedynego metalu, który działa na wampiry. Spojrzał znów na długowłosą.
- Podzielić? Mięso trzeba najpierw usmażyć. Surowego się nie je, jest ohydne i można coś złapać. Ale jeśli zechcesz chwilę poczekać... w sumie i tak nie zamierzałem zjeść wszystkiego, resztę zjadłyby tutejsze zwierzęta. Te żyjące, rzecz jasna.
Towarzyszka nagle się uśmiechnęła i, co zdziwiło łowcę, bez żadnych gierek zdradziła mu swoją rasę. Dziwne. Nie chce mnie podejść? Nic nie rozumiem... Może o to jej chodzi?
- Dlaczego miałbym uciekać? Po pierwsze, skoro jesteś wampirem, bez problemu byś mnie dogoniła. A po drugie potrafię się bronić. Nawet jeśli byś mnie ukąsiła, niewątpliwie sama byś zginęła. A przynajmniej została ranna. A długowieczność... chyba nie jest aż taka zła, czyż nie? - na pytanie o jego imię, na chwilę zerwał kontakt wzrokowy. Niestety, mimo długoletnich prób pozbycia się przeszłości, nadal nasuwają mu się na język zupełnie inne miana, niż te, które faktycznie wypowiada. - Pan Drake. Do usług. Co tu robię? Jak widzisz, próbowałem coś zjeść. No właśnie, rozpalimy ognisko? Mam hubkę, krzesiwo, parę gałązek tylko trzeba zerwać i jakieś rusztowanie wznieść dla tej sarny. - zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Musiał przyznać, że trafił mu się niebrzydki wampir. Długie, czarne jak noc włosy, ciemnozielone, jak szafiry oczy, błyszczące niby gwiazdy... Widoki takie jak ten budziły w nim prawdziwego poetę. Niestety, było to z reguły chwilowe natchnienie, przemijające zanim zacząłby coś pisać. Z resztą, nie potrafiłby ubrać w słowa tego co czuje. Z tym miał problemy... no właśnie. Od dawna. Od dziecka.
- Skoro wiesz, kim jestem, może powiesz mi teraz coś o sobie? Jak się nazywasz? Co sprowadziło ciebie, wampira, w tak nieodpowiednie do polowań miejsce? I, najważniejsze, dlaczego jeszcze mnie nie zjadłaś? - to ostatnie pytanie zadał z nutką humoru, choć tak na prawdę był śmiertelnie poważny. Chwycił za nóż i wytarł go o sierść ofiary. Podszedł z nim do wierzby i zaczął za jego pomocą odcinać gałązki. Przez cały ten czas starał się nie zrywać oka z długowłosej.
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Pan Drake, jak sam siebie tytułował, wydał jej się szalenie interesującym mężczyzną. Nadużyciem z jej strony byłoby stwierdzenie, iż jest przystojny. To nie był jej typ, wolała tych bardziej drapieżnych i namiętnych, a on na pierwszy rzut oka wydał jej się sympatycznym romantykiem, dość neutralnie nastawiony do życia. Jego plusem było to, że potrafił sobie coś upolować, to świadczyło o jego zaradności i odporności. Słyszała już o przypadkach nieporadnych mężczyzn, którzy woleli złapać sobie żonę i zrobić z niej kurę domową, która będzie gotować im obiadki, niż świadomie przejść test dojrzałości. Nie powinna się właściwie dziwić umiejętności polowania nabytej przez Drake'a, był zapewne człowiekiem (o ile, rzecz jasna) prowadzącym koczownicy tryb życia, może i wyrzutkiem, takim jak ona? Może odmieńcem z aspiracjami na ckliwego bohatera zasłyszanych legend? Teraz nie mogła wiedzieć, jaka jest prawda, lecz miała nadzieję, że niedługo pozna go bliżej i będzie mogła śmielej orzec co do jego charakteru. Na razie budził w niej uczucia obojętne, acz zmierzające raczej ku pozytywnym odczuciom, niż tym negatywnym.
- Nazywam się Noelia Cheotia Toreos. Jestem wampirzycą czystej krwi, a nie czuję się jak wampir od pewnego czasu. Mam może jakiś kryzys, ale nie potrafię atakować już ludzi. Kiedyś robiłam to nałogowo, atakowałam całe wioski i zabijałam każdego po kolei, plądrując przy tym każde domostwo z jego bogactw. Ale widzisz, Drake... Nawet najlepsza zabawa z czasem się nudzi. Obecnie czuję obrzydzenie do ludzi - nie zrozum mnie źle - i ich krwi. Możliwe, że gdybym znowu zaczęła, długo bym nie zakończyła, ale... - Przerwała w pół słowa. Dotknęła swojej lekko pomarszczonej skóry na twarzy i spojrzała na swoje dłonie, które przypominały już dłonie 40- letniej ludzkiej kobiety, z wyraźnym obrzydzeniem i wstrętem. - Ale widzisz, Drake, natura wampira jest taka, że atakujemy ludzi, od niemowlaków po starców, którym nie zostało wiele do życia. Teraz zastanawiam się, co jest gorsze... - Popatrzyła na niego badawczo. - Odebrać życie komuś, kto nawet go nie zasmakował czy pozbawić go komuś, komu niewiele jeszcze zostało. Może ty mi powiesz, bo zabijałam i tych, i tych. Chcę wiedzieć, jak to widzisz. Co do mojego pobytu tutaj... Przyleciałam, po prostu, jako nietoperz. Zatrzymałam się nieopodal w celu rozprostowania nóg i tak trafiłam na ciebie. Rzeczywiście, to miejsce nie jest najlepsze do polowania, lecz myślałam o upolowaniu sarny, podobnie jak ty.
Wymówiwszy te wszystkie słowa, pochyliła się i poczęła rozglądać za gałęziami, które byłyby odpowiednie na ruszt.
- Nazywam się Noelia Cheotia Toreos. Jestem wampirzycą czystej krwi, a nie czuję się jak wampir od pewnego czasu. Mam może jakiś kryzys, ale nie potrafię atakować już ludzi. Kiedyś robiłam to nałogowo, atakowałam całe wioski i zabijałam każdego po kolei, plądrując przy tym każde domostwo z jego bogactw. Ale widzisz, Drake... Nawet najlepsza zabawa z czasem się nudzi. Obecnie czuję obrzydzenie do ludzi - nie zrozum mnie źle - i ich krwi. Możliwe, że gdybym znowu zaczęła, długo bym nie zakończyła, ale... - Przerwała w pół słowa. Dotknęła swojej lekko pomarszczonej skóry na twarzy i spojrzała na swoje dłonie, które przypominały już dłonie 40- letniej ludzkiej kobiety, z wyraźnym obrzydzeniem i wstrętem. - Ale widzisz, Drake, natura wampira jest taka, że atakujemy ludzi, od niemowlaków po starców, którym nie zostało wiele do życia. Teraz zastanawiam się, co jest gorsze... - Popatrzyła na niego badawczo. - Odebrać życie komuś, kto nawet go nie zasmakował czy pozbawić go komuś, komu niewiele jeszcze zostało. Może ty mi powiesz, bo zabijałam i tych, i tych. Chcę wiedzieć, jak to widzisz. Co do mojego pobytu tutaj... Przyleciałam, po prostu, jako nietoperz. Zatrzymałam się nieopodal w celu rozprostowania nóg i tak trafiłam na ciebie. Rzeczywiście, to miejsce nie jest najlepsze do polowania, lecz myślałam o upolowaniu sarny, podobnie jak ty.
Wymówiwszy te wszystkie słowa, pochyliła się i poczęła rozglądać za gałęziami, które byłyby odpowiednie na ruszt.
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
Noelia Cheotia Toreos. Wampirzyca na odwyku. - Spojrzał dyskretnie ku górze - A błagałem cię, Losie, żebyś nie płatał mi już takich figli. Z zaciekawieniem wysłuchał wszystkiego, co miała do powiedzenia kobieta pomagająca mu zbierać chrust. Sama ta sytuacja spowodowała, że Drake mimo woli czuł się niezręcznie, odrobinę sztucznie, jakby wszystko, co się działo było jedną wielką grą, która zaraz miała zostać przerwana przez rozwścieczoną i zawiedzioną publikę. Mimo to słuchał uważnie, wyłapując sens każdego słowa padającego ze słów kobiety. Bo choćby to i była gra, pomóc mogło mu już tylko granie.
Pytanie, które mu postawiła, było doprawdy ciężkim wyborem. Któż wie, jak bardzo moralnie różni się wampir od człowieka? Coś, co dla jednego jest obrzydliwe, dla drugiego jest kwintesencją życia i jego warunkiem. Gdyby to on był wampirem, zapewne inaczej postrzegałby zabijanie niemowlaków czy starców by samemu nadal żyć. Na szczęście, jest tylko człowiekiem i - miał nadzieję - nigdy nie będzie musiał pić niczyjej krwi.
- Droga Noelio. - rzekł po dłuższym zastanowieniu - Pytasz mnie o rzeczy, na które ciężko mi odpowiedzieć, dlatego też pozostawię twoje pytanie bez odpowiedzi. A to dlatego, że nigdy nie stanąłem przed takim wyborem. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić tego, co mogłaś czuć stojąc nad kołyską czy czyimś łożem śmierci. Gdybym był wampirem, z pewnością inaczej bym to postrzegał. Nie jestem nim jednak. - jego wzrok zabłyszczał dziwnym wyrazem - Jestem natomiast czymś w rodzaju twojego odbicia w lustrze - uderzył się płaską ręką w czoło. Przecież wampiry nie mają odbicia w lustrze. Zaraz po tym machnął ręką. - Jestem łowcą głów. Tak jest, wykonuję czarną robotę za innych, czasem też zabijam potwory lub zwierzęta dla pieniędzy. Można więc powiedzieć, że jestem twoim ludzkim odpowiednikiem. Łączy nas, a za razem dzieli ta sama rzecz - robimy to, co robimy by przetrwać. Jednocześnie, wedle praw natury, powinniśmy na siebie teraz polować zamiast zbierać razem chrust. Ty, jako wampir na mnie, człowieka, a ja jako płatny zabójca potworów, na ciebie - potwora. Przy okazji, dość już gałązek, rzuć je tam, koło torby.
Gdy ułożyli drewno w kupkę, z większych gałęzi zbudował nad nim prowizoryczne lecz solidne rusztowanie. Teraz ułożył hubkę i podpalił ją krzemieniem, wsuwając pod ognisko. Chwilę potem drzewo zaczęło wesoło trzaskać i zapłonął ogień, rozjaśniając okolicę i emanując przyjemnym ciepłem. Rozgrzał przy nim ręce. Popatrzył na Noelię. Zauważył, że rozmyślała nad tym, co powiedział. Chwycił ponownie nóż i zaczął oprawiać zwierze ze skóry, kontynuując:
- Teraz już wiesz, dlaczego nie uciekłem. Od późnego dziecka uczyłem się polować na zwierzęta. Chciałem zostać leśniczym, wiesz? Los jednak potoczył się tak, że zostałem kimś zupełnie innym. Tak właściwie, to w moim fachu leży na tyle wiele, że mogę robić teoretycznie wszystko. Mam wiedzę i siłę by samopas przedostać się lasem ku Rapsodii. Nie boję się ni wilków, ni innych stworów. Bo i czego się tak na prawdę bać? Znam ich słabości, a także mocne strony. Wiem, jak atakują, kiedy atakują i dlaczego. Wiem, jak ich unikać i jak się bronić w razie ataku. - westchnął głęboko i cicho, odcinając sarnie kopyta i rzucając je w ogień. - Od pewnego czasu nie wykonuję swojego zawodu, jak ty. Postanowiłem odpocząć od konszachtów, w których musiałem brać udział. Dlatego też zmierzam do Rapsodii. Nigdy nie widziałem tamtejszych wodospadów, a o ile wierzyć opowieściom, są cudowne. A potem... sam nie wiem.
Zdjął ze zwierzęcia skórę. Zdzierał je zwinnymi, wyuczonymi ruchami. Najpierw przeciął ją od strony brzusznej po linii prostej, od szyi aż po dolne partie ciała, gdzie rozchodziły się na dwie dróżki prowadzące ku nogom bez racic. Następnie zaczął ją najzwyczajniej w świecie ściągać z ciała. Położył sierść obok, a sarnę zaczął kroić na kawałki - na uda, łopatki, piersi itp. W ten sposób powinny szybciej się upiec. Gdy się już z tym uporał, nabił mięsiwo na pal i położył go na rusztowaniu ponad ogniskiem. Usiadł koło torby, schował doń skórę. Teraz, niczym nie zajęty, patrzył na Noelię. Liczył na to, że teraz ona mu coś opowie.
Pytanie, które mu postawiła, było doprawdy ciężkim wyborem. Któż wie, jak bardzo moralnie różni się wampir od człowieka? Coś, co dla jednego jest obrzydliwe, dla drugiego jest kwintesencją życia i jego warunkiem. Gdyby to on był wampirem, zapewne inaczej postrzegałby zabijanie niemowlaków czy starców by samemu nadal żyć. Na szczęście, jest tylko człowiekiem i - miał nadzieję - nigdy nie będzie musiał pić niczyjej krwi.
- Droga Noelio. - rzekł po dłuższym zastanowieniu - Pytasz mnie o rzeczy, na które ciężko mi odpowiedzieć, dlatego też pozostawię twoje pytanie bez odpowiedzi. A to dlatego, że nigdy nie stanąłem przed takim wyborem. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić tego, co mogłaś czuć stojąc nad kołyską czy czyimś łożem śmierci. Gdybym był wampirem, z pewnością inaczej bym to postrzegał. Nie jestem nim jednak. - jego wzrok zabłyszczał dziwnym wyrazem - Jestem natomiast czymś w rodzaju twojego odbicia w lustrze - uderzył się płaską ręką w czoło. Przecież wampiry nie mają odbicia w lustrze. Zaraz po tym machnął ręką. - Jestem łowcą głów. Tak jest, wykonuję czarną robotę za innych, czasem też zabijam potwory lub zwierzęta dla pieniędzy. Można więc powiedzieć, że jestem twoim ludzkim odpowiednikiem. Łączy nas, a za razem dzieli ta sama rzecz - robimy to, co robimy by przetrwać. Jednocześnie, wedle praw natury, powinniśmy na siebie teraz polować zamiast zbierać razem chrust. Ty, jako wampir na mnie, człowieka, a ja jako płatny zabójca potworów, na ciebie - potwora. Przy okazji, dość już gałązek, rzuć je tam, koło torby.
Gdy ułożyli drewno w kupkę, z większych gałęzi zbudował nad nim prowizoryczne lecz solidne rusztowanie. Teraz ułożył hubkę i podpalił ją krzemieniem, wsuwając pod ognisko. Chwilę potem drzewo zaczęło wesoło trzaskać i zapłonął ogień, rozjaśniając okolicę i emanując przyjemnym ciepłem. Rozgrzał przy nim ręce. Popatrzył na Noelię. Zauważył, że rozmyślała nad tym, co powiedział. Chwycił ponownie nóż i zaczął oprawiać zwierze ze skóry, kontynuując:
- Teraz już wiesz, dlaczego nie uciekłem. Od późnego dziecka uczyłem się polować na zwierzęta. Chciałem zostać leśniczym, wiesz? Los jednak potoczył się tak, że zostałem kimś zupełnie innym. Tak właściwie, to w moim fachu leży na tyle wiele, że mogę robić teoretycznie wszystko. Mam wiedzę i siłę by samopas przedostać się lasem ku Rapsodii. Nie boję się ni wilków, ni innych stworów. Bo i czego się tak na prawdę bać? Znam ich słabości, a także mocne strony. Wiem, jak atakują, kiedy atakują i dlaczego. Wiem, jak ich unikać i jak się bronić w razie ataku. - westchnął głęboko i cicho, odcinając sarnie kopyta i rzucając je w ogień. - Od pewnego czasu nie wykonuję swojego zawodu, jak ty. Postanowiłem odpocząć od konszachtów, w których musiałem brać udział. Dlatego też zmierzam do Rapsodii. Nigdy nie widziałem tamtejszych wodospadów, a o ile wierzyć opowieściom, są cudowne. A potem... sam nie wiem.
Zdjął ze zwierzęcia skórę. Zdzierał je zwinnymi, wyuczonymi ruchami. Najpierw przeciął ją od strony brzusznej po linii prostej, od szyi aż po dolne partie ciała, gdzie rozchodziły się na dwie dróżki prowadzące ku nogom bez racic. Następnie zaczął ją najzwyczajniej w świecie ściągać z ciała. Położył sierść obok, a sarnę zaczął kroić na kawałki - na uda, łopatki, piersi itp. W ten sposób powinny szybciej się upiec. Gdy się już z tym uporał, nabił mięsiwo na pal i położył go na rusztowaniu ponad ogniskiem. Usiadł koło torby, schował doń skórę. Teraz, niczym nie zajęty, patrzył na Noelię. Liczył na to, że teraz ona mu coś opowie.
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Wampirzyca uśmiechnęła się, lecz nie był to uśmiech wyrażający zadowolenie. Raczej zaskoczenie. Co tu dużo mówić, pierwotnych instynktów się nie oszuka. Miała cień nadziei, że człowiek, którego poznała okaże się być słabą i bezużyteczną owieczką, na którą tego pięknego dnia zapoluje w najmniej spodziewanym momencie. Teraz jednak zdała sobie sprawę ze swojej głupoty i pecha. Co jak co, ale pozbawiona ludzkiej krwi, była równie bezużyteczna, co małe dziecko. Pal licho z procesem starzenia się skóry (choć, jak tak dalej pójdzie, za niedługo jej włosy staną się siwe), Noelia wiedziała, że nie jest gotowa stanąć do walki z silniejszym od siebie człowiekiem. Żywienie się krwią zwierzęcą było mało skuteczne, proces starzenia wzmagał z każdą minutą, a ona miała coraz mniej czasu. Noelia była zła, by nie powiedzieć, że wściekła. A taką miała nadzieję, że z Drake'a zrobi śniadanie! "Dlaczego to musi mi się przytrafiać akurat mi? Inne wampiry nie mają takich problemów, dlaczego...", w jej głowie poczęły pojawiać się myśli, których do tej pory nie znała. Jeszcze tak niedawno takie problemy zupełnie ją nie dotyczyły i śmiała się z wampirów podobnych w tej chwili do niej. Życie bywa zmienne i kapryśne, wszystko może się odwrócić w oka mgnieniu. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Noelia słuchała słów Drake'a w skupieniu, a gdy tak jej opowiadał, uzbierała już sporą ilość gałęzi na ruszt. Gdy skończył, rusztowanie stało już gotowe, acz chwiejne. Noelia nie była przystosowana do takich warunków. Wprawdzie nie mieszkała w pałacu, ale nie wiedziała też za wiele o takim trybie życia.
Cóż mogła powiedzieć młodzieńcowi? Nie wiedział, jak wygląda jej prawdziwe, młodzieńcze oblicze. Przed swoimi oczyma widział wampirzyce o słabej kondycji, z lekko pomarszczoną twarzą i mętnym spojrzeniem. "Jakie to kompromitujące, pokazywać się komuś w takim stanie."
- Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Prawda jest taka, że muszę jak najszybciej zapolować na człowieka, inaczej zginę, jak mucha. Już mam coraz mniej siły. Mięso sarnie również mi pomaga, ale nie będę się oszukiwać, jest źle. Naturą wampira nie jest zajadanie się mięsem zwierząt, a picie ludzkiej krwi. Chyba jestem jakimś wynaturzeniem, skoro do tej pory tego nie zrobiłam. Chciałabym, żebyś pomógł mi znaleźć ofiarę. - Spojrzała na niego wyczekująco. Wiedziała, że zapewne się nie zgodzi, w końcu... jaki człowiek pomógłby wampirowi w zabiciu kogoś z jego rasy? Mimo to, ta przeklęta nadzieja trzymała się Noelii...
Noelia słuchała słów Drake'a w skupieniu, a gdy tak jej opowiadał, uzbierała już sporą ilość gałęzi na ruszt. Gdy skończył, rusztowanie stało już gotowe, acz chwiejne. Noelia nie była przystosowana do takich warunków. Wprawdzie nie mieszkała w pałacu, ale nie wiedziała też za wiele o takim trybie życia.
Cóż mogła powiedzieć młodzieńcowi? Nie wiedział, jak wygląda jej prawdziwe, młodzieńcze oblicze. Przed swoimi oczyma widział wampirzyce o słabej kondycji, z lekko pomarszczoną twarzą i mętnym spojrzeniem. "Jakie to kompromitujące, pokazywać się komuś w takim stanie."
- Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Prawda jest taka, że muszę jak najszybciej zapolować na człowieka, inaczej zginę, jak mucha. Już mam coraz mniej siły. Mięso sarnie również mi pomaga, ale nie będę się oszukiwać, jest źle. Naturą wampira nie jest zajadanie się mięsem zwierząt, a picie ludzkiej krwi. Chyba jestem jakimś wynaturzeniem, skoro do tej pory tego nie zrobiłam. Chciałabym, żebyś pomógł mi znaleźć ofiarę. - Spojrzała na niego wyczekująco. Wiedziała, że zapewne się nie zgodzi, w końcu... jaki człowiek pomógłby wampirowi w zabiciu kogoś z jego rasy? Mimo to, ta przeklęta nadzieja trzymała się Noelii...
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
Drake wsłuchiwał się w słowa Noelii, wyłapując prawdziwy sens ich spotkania. Czyli miałem rację. Zamurowały go natomiast nie słowa wyrażające otwarcie zamiar wypicia jego krwi, lecz ostatnie zdanie. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, miał nadzieje, że się przesłyszał, ale jej grymas twarzy tylko potwierdził jego obawy. Nastąpiła długa cisza. Drake tylko nerwowo przygryzał wargi, a jego wzrok tępo wpatrywał się w trawę pod stopami wampirzycy. W końcu odezwał się, cicho, powoli i mrukliwie. Jego ton zmienił się.
- Nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mi zaproponowałaś. - znów chwila milczenia. Drake był zaskoczony samym sobą. Przecież to niedorzeczne, o co go poprosiła. Powinien od razu zaprzeczyć i wygonić, najlepiej srebrnym ostrzem, żeby zapiekło. Coś jednak nie pozwalało mu. Coś co mimowolnie zmuszało go do rozmyślania nad... co się z nim dzieje? Co się do cholery dzieje? - Dlaczego mnie o to prosisz? Nie, nie odpowiadaj, wiem dlaczego. Nie jesteś już tym, czym lub kim byłaś kiedyś. Sama nie dasz rady zapolować na człowieka? - Co to za obce myśli napastują jego umysł? Skąd się biorą? Czy to jej sztuczka, żeby go do czegoś nakłonić? A może to on sam... Jego własna przeszłość ukryta w podświadomości? Bierze górę nie racjonalne myślenie, nie moralność, którą dawno zatracił, a... współczucie? Skąd to współczucie? Dlaczego współczuje komuś takiemu jak ona? A gdyby spotkali się w innym czasie, kiedy była w pełni sił, ona nie zastanawiałaby się nad jego losem. Mimo wszystko...
Znał i pamiętał dobrze definicje wampirów z bestiariuszy. Wampiry się nie rodzą, chyba że ze związku dwóch krwiopijców. Ta rasa zapewnia swoje istnienie przez zarażanie klątwą. Zatopienie kłów w tętnicy ofiary nie powoduje zgonu, nie zawsze. Poza piciem krwi dla własnej, pasożytniczej egzystencji, chcą przedłużyć swój ród. Tak jak dwojga ludzi współżyje, by poza przyjemnością wydać na świat potomka. Jeśli Noelia była kiedyś człowiekiem, to stała się ofiarą klątwy. Mimowolnie.
- Byłaś kiedyś człowiekiem? - zapytał ją bez powiązania z tematem rozmowy. - Jak stałaś się wampirem? Odpowiedz proszę, od tego zależy, czy ci pomogę.
- Nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mi zaproponowałaś. - znów chwila milczenia. Drake był zaskoczony samym sobą. Przecież to niedorzeczne, o co go poprosiła. Powinien od razu zaprzeczyć i wygonić, najlepiej srebrnym ostrzem, żeby zapiekło. Coś jednak nie pozwalało mu. Coś co mimowolnie zmuszało go do rozmyślania nad... co się z nim dzieje? Co się do cholery dzieje? - Dlaczego mnie o to prosisz? Nie, nie odpowiadaj, wiem dlaczego. Nie jesteś już tym, czym lub kim byłaś kiedyś. Sama nie dasz rady zapolować na człowieka? - Co to za obce myśli napastują jego umysł? Skąd się biorą? Czy to jej sztuczka, żeby go do czegoś nakłonić? A może to on sam... Jego własna przeszłość ukryta w podświadomości? Bierze górę nie racjonalne myślenie, nie moralność, którą dawno zatracił, a... współczucie? Skąd to współczucie? Dlaczego współczuje komuś takiemu jak ona? A gdyby spotkali się w innym czasie, kiedy była w pełni sił, ona nie zastanawiałaby się nad jego losem. Mimo wszystko...
Znał i pamiętał dobrze definicje wampirów z bestiariuszy. Wampiry się nie rodzą, chyba że ze związku dwóch krwiopijców. Ta rasa zapewnia swoje istnienie przez zarażanie klątwą. Zatopienie kłów w tętnicy ofiary nie powoduje zgonu, nie zawsze. Poza piciem krwi dla własnej, pasożytniczej egzystencji, chcą przedłużyć swój ród. Tak jak dwojga ludzi współżyje, by poza przyjemnością wydać na świat potomka. Jeśli Noelia była kiedyś człowiekiem, to stała się ofiarą klątwy. Mimowolnie.
- Byłaś kiedyś człowiekiem? - zapytał ją bez powiązania z tematem rozmowy. - Jak stałaś się wampirem? Odpowiedz proszę, od tego zależy, czy ci pomogę.
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Noelia uśmiechnęła się promiennie. Młodzieniec na przeciwko niej, który tak stał sobie z dziwną miną i otwartą ze zdziwienia buzią, bardzo jej się spodobał. Ludzie mają to do siebie, że uwielbiają analizować wszystko to, z czym stykają się po raz pierwszy- Drake nie był w tym przypadku wyjątkiem. Noelii wydał się szalenie interesujący i sympatyczny, przede wszystkim za jego rozwagę. Widziała dystans, który budował się w jego spojrzeniu i to ostatecznie przekonało ją do tego, że ludzie wcale nie są głupią i wyjątkowo niedouczoną rasą. Miała przed sobą człowieka, który zapewne przeczytał sporo ksiąg na temat wampirów, który zapewne teraz walczy z tymi wszystkimi mitami powstałymi na kartach powieści. To wydało się Noelii interesujące, a sam Drake wyglądał uroczo, gdy tak się zastanawiał, a jego wzrok wyglądał szalenie atrakcyjnie. Nie wiedziała, jak ma mu to wyjaśnić, bo rzadko rozmawiała otwarcie z ludźmi, wolała się z nimi nie zaprzyjaźniać, bo ludzi stać na wszystko. Dużo razy spotkała się z odrzuceniem z ich strony tylko dlatego, że nie była człowiekiem. Zdecydowała, że tylko szczerość w rozmowie z Drakem będzie w stanie coś wskórać, chciała, aby jej zaufał i traktował jak równego sobie. Inaczej ta znajomość nie będzie mieć sensu.
Naraz kichnęła głośno, nie zdążywszy zakryć ust, poczuła się niezmiernie głupio. Wyciągnęła z torby niewielką chusteczkę (już pobrudzoną) i wyczyściła nos, możliwie jak najdyskretniej. Otwarte przestrzenie nie służyły jej. Potarła swoją gorącą głowę, nie dowierzając, że mogło ją dosięgnąć przeziębienie. Bo jeśli dosięgnęło, znaczyłoby to, że traci swoje witalne siły. Wampiry przecież z natury nie chorują, coś tu było wyraźnie nie tak. Na twarzy Noelii poczęło malować się niedowierzanie i strach, który na przemian występował wraz z pewną bezradnością. Musiała wyglądać doprawdy żałośnie, ale nic nie mogła zrobić. Przez wgląd na honor, nie chciała przyznać, jak źle się czuje, ale kiedy resztki sił ją opuszczą, wraz z godnością, zniknie jej osobowość i będzie musiała powiedzieć wprost - umiera.
- Urodziłam się już, będąc wampirem. Choć tak naprawdę, wiele bym dała, by stać się człowiekiem i nie zniżać się do poziomu ciągłego oprawcy. Ale muszę wybrać: albo życie moje, albo kogoś. W tym wypadku ważniejsze jest dla mnie swoje własne, choć tak naprawdę, mogłabym już zaprzestać jakimkolwiek atakom i pozwolić sobie umrzeć. Nieśmiertelność jest uciążliwa i nieznośna. Życie ludzkie ma swój koniec, a moje nie. To może męczyć, bo nie wiem, czy za 500 lat będę chciała żyć w świecie, gdzie króluje obłuda i występek. Może powinnam umrzeć i więcej nie mącić spokoju jakiegokolwiek człowieka.
Noelia przez chwilę zastanowiła się. Ta chwila trwała dość długo, Drake zdążył już przygotować mięso sarny na ruszt i zajął się jej wysmażaniem. Po czym dodała już pewnym głosem:
- Skoro jesteś łowcą głów, mogłabym ci dostarczać niecodziennych obiektów twoich poszukiwań. Będziemy dość niecodziennymi współpracownikami, ale co dwie głowy, to nie jedna. - Uśmiechnęła się i zatoczyła się w kierunku drzewa, by móc pod nich usiąść. Cieszyła się, że znajduje się w cieniu, z tej odległości będzie mogła swobodnie wymieniać myśli ze swym towarzyszem i nic jej nie ominie.
Naraz kichnęła głośno, nie zdążywszy zakryć ust, poczuła się niezmiernie głupio. Wyciągnęła z torby niewielką chusteczkę (już pobrudzoną) i wyczyściła nos, możliwie jak najdyskretniej. Otwarte przestrzenie nie służyły jej. Potarła swoją gorącą głowę, nie dowierzając, że mogło ją dosięgnąć przeziębienie. Bo jeśli dosięgnęło, znaczyłoby to, że traci swoje witalne siły. Wampiry przecież z natury nie chorują, coś tu było wyraźnie nie tak. Na twarzy Noelii poczęło malować się niedowierzanie i strach, który na przemian występował wraz z pewną bezradnością. Musiała wyglądać doprawdy żałośnie, ale nic nie mogła zrobić. Przez wgląd na honor, nie chciała przyznać, jak źle się czuje, ale kiedy resztki sił ją opuszczą, wraz z godnością, zniknie jej osobowość i będzie musiała powiedzieć wprost - umiera.
- Urodziłam się już, będąc wampirem. Choć tak naprawdę, wiele bym dała, by stać się człowiekiem i nie zniżać się do poziomu ciągłego oprawcy. Ale muszę wybrać: albo życie moje, albo kogoś. W tym wypadku ważniejsze jest dla mnie swoje własne, choć tak naprawdę, mogłabym już zaprzestać jakimkolwiek atakom i pozwolić sobie umrzeć. Nieśmiertelność jest uciążliwa i nieznośna. Życie ludzkie ma swój koniec, a moje nie. To może męczyć, bo nie wiem, czy za 500 lat będę chciała żyć w świecie, gdzie króluje obłuda i występek. Może powinnam umrzeć i więcej nie mącić spokoju jakiegokolwiek człowieka.
Noelia przez chwilę zastanowiła się. Ta chwila trwała dość długo, Drake zdążył już przygotować mięso sarny na ruszt i zajął się jej wysmażaniem. Po czym dodała już pewnym głosem:
- Skoro jesteś łowcą głów, mogłabym ci dostarczać niecodziennych obiektów twoich poszukiwań. Będziemy dość niecodziennymi współpracownikami, ale co dwie głowy, to nie jedna. - Uśmiechnęła się i zatoczyła się w kierunku drzewa, by móc pod nich usiąść. Cieszyła się, że znajduje się w cieniu, z tej odległości będzie mogła swobodnie wymieniać myśli ze swym towarzyszem i nic jej nie ominie.
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
Słońce leniwie wynurzało się zza horyzontu, sprawdzając swymi wszędobylskimi, czerwonymi promieniami, czy aby wszystko jest takie, jak było ostatniego dnia. Noelia schowała się w cieniu drzewa, mogli więc bezproblemowo kontynuować rozmowę. Niebo, choć jeszcze gwieździste, stawało się coraz bardziej niebieskie. Widok wschodu od lat zachwycał Drake'a. Dodatkowo, nad wodospadem delikatnie rysowała się wyblakła tęcza.
Na słowa Noelii zareagował śmiechem. Nie był w stanie powstrzymać rozbawienia, jakie wywołała w nim wizja współpracy dwóch odwiecznych, naturalnych wrogów. Cóż, o ile wampiry czy zabójców potworów w ogóle można nazwać naturalnymi. Łowca szybko się jednak opamiętał. Rzeczywistość czym prędzej ściągnęła go na ziemię. Uśmiech, który mimowolnie wkradł się na jego lica, momentalnie zniknął, a jego miejsce zajął grymas zamyślenia i widocznego konfliktu w jego głowie. Mimo zmęczenia i głodu, zmusił się do przeanalizowania wszystkiego, co usłyszał. Spojrzał na wampirzycę. Patrzył długo, nie mogąc się napatrzeć na pierwszy (i być może jedyny) ewenement. Nigdy bowiem nie słyszał, ani nawet nie wyobrażał sobie, ani wampira, który okazał taką wolną wolę, że sprzeciwił się własnemu instynktowi, ani spółki owego z łowcą głów. Mimo, iż z początku wydawało się to śmieszne i nierealne, im dłużej przebywał z Noelią, tym bardziej wierzył w to, że na tym świecie do absolutnie każdej reguły jest choć jeden wyjątek. I los, ach, ten los... rzucił mu pod nos nie jeden, ale aż dwa takie odstępstwa. Westchnął. Czym ja ci zawiniłem... czy krąży nade mną klątwa? Czy przebywanie w tym przeklętym domu, dworze wiedźmy, sprowadziło na mnie nieszczęście? Oby nie...
- Co do twojego marzenia, czy też raczej pragnienia człowieczeństwa - odrzekł Drake - Niestety nie jest to takie proste. Posiadam dość szeroką wiedzę na temat różnych ras i zwierząt, wiem, jak można odwrócić klątwę wampiryzmu z człowieka... tylko, że ty nigdy nim nie byłaś. Zrodzona z miłości dwóch przedstawicieli twojej rasy, jesteś czystej krwi wampirem. O ile to w ogóle możliwe, nie wiem jak ci pomóc. Jednak nawet gdybym wiedział, z pewnością nie obyłoby się bez mistrza magii rytualnej i potężnych artefaktów. - zrobił krótką przerwę, by obrócić patyk z mięsem. Czynił to niezwykle ostrożnie, by nie zburzyć chwiejnej konstrukcji. Gdy to zrobił, rzekł: - Co się natomiast tyczy, jak to powiedziałaś, niecodziennej współpracy... hmmm... nie będę cię zwodzić, powiem od razu co leży mi na sercu. Nie znamy się, Noelio. Nie wiem, czy mogę ci ufać, sam fakt, że siedzimy tu teraz razem i za kilkanaście minut będziemy wspólnie obiadować uważam za wielkie ryzyko. Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie w ten sposób zwieść, by nasycić się moją krwią? Albo użyć jednej ze swoich magicznych sztuczek, o ile jeszcze tego nie zrobiłaś, i wprowadzić mnie w taką konfuzję, że sam nadstawię ci szyi? Zrozum, nie mogę zgodzić się na współpracę z kimkolwiek, a w szczególności z tobą, nie wiedząc, jakie są twoje prawdziwe pobudki. Nie chcę obudzić się z ręką w nocniku, kiedy to nasycisz się krwią, a zaraz po tym zostawisz mnie, splamionego na duchu, honorze i ubraniu. Poza tym, zwykle pracowałem sam. Zawsze pracowałem sam. - Te ostatnie słowa powiedział o wiele wolniej i ciszej. Było też coś dziwnego w użytym przez niego tonie. Gorzki smutek, stępiony i starty przez wiele lat życia.
Przez dłuższy moment siedzieli w milczeniu. Oboje patrzyli w inne strony. Drake sięgnął do plecaka i wyciągnął papierową torbę ze szklaną butlą w środku. Odkręcił gwint i pociągnął zdrowy łyk. Dopiero po chwili popatrzył na Noelię i powiedział nerwowo:
- Przepraszam, nie pomyślałem o tobie. Chcesz napić się samogonu z czereśni południowych krain Alaranii? Nie jest to jakiś wykwintny trunek... właściwie, nie wiem do jakich warunków przywykłaś. Mam nadzieję, że nie odpychają cię moje przyzwyczajenia?
Na słowa Noelii zareagował śmiechem. Nie był w stanie powstrzymać rozbawienia, jakie wywołała w nim wizja współpracy dwóch odwiecznych, naturalnych wrogów. Cóż, o ile wampiry czy zabójców potworów w ogóle można nazwać naturalnymi. Łowca szybko się jednak opamiętał. Rzeczywistość czym prędzej ściągnęła go na ziemię. Uśmiech, który mimowolnie wkradł się na jego lica, momentalnie zniknął, a jego miejsce zajął grymas zamyślenia i widocznego konfliktu w jego głowie. Mimo zmęczenia i głodu, zmusił się do przeanalizowania wszystkiego, co usłyszał. Spojrzał na wampirzycę. Patrzył długo, nie mogąc się napatrzeć na pierwszy (i być może jedyny) ewenement. Nigdy bowiem nie słyszał, ani nawet nie wyobrażał sobie, ani wampira, który okazał taką wolną wolę, że sprzeciwił się własnemu instynktowi, ani spółki owego z łowcą głów. Mimo, iż z początku wydawało się to śmieszne i nierealne, im dłużej przebywał z Noelią, tym bardziej wierzył w to, że na tym świecie do absolutnie każdej reguły jest choć jeden wyjątek. I los, ach, ten los... rzucił mu pod nos nie jeden, ale aż dwa takie odstępstwa. Westchnął. Czym ja ci zawiniłem... czy krąży nade mną klątwa? Czy przebywanie w tym przeklętym domu, dworze wiedźmy, sprowadziło na mnie nieszczęście? Oby nie...
- Co do twojego marzenia, czy też raczej pragnienia człowieczeństwa - odrzekł Drake - Niestety nie jest to takie proste. Posiadam dość szeroką wiedzę na temat różnych ras i zwierząt, wiem, jak można odwrócić klątwę wampiryzmu z człowieka... tylko, że ty nigdy nim nie byłaś. Zrodzona z miłości dwóch przedstawicieli twojej rasy, jesteś czystej krwi wampirem. O ile to w ogóle możliwe, nie wiem jak ci pomóc. Jednak nawet gdybym wiedział, z pewnością nie obyłoby się bez mistrza magii rytualnej i potężnych artefaktów. - zrobił krótką przerwę, by obrócić patyk z mięsem. Czynił to niezwykle ostrożnie, by nie zburzyć chwiejnej konstrukcji. Gdy to zrobił, rzekł: - Co się natomiast tyczy, jak to powiedziałaś, niecodziennej współpracy... hmmm... nie będę cię zwodzić, powiem od razu co leży mi na sercu. Nie znamy się, Noelio. Nie wiem, czy mogę ci ufać, sam fakt, że siedzimy tu teraz razem i za kilkanaście minut będziemy wspólnie obiadować uważam za wielkie ryzyko. Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie w ten sposób zwieść, by nasycić się moją krwią? Albo użyć jednej ze swoich magicznych sztuczek, o ile jeszcze tego nie zrobiłaś, i wprowadzić mnie w taką konfuzję, że sam nadstawię ci szyi? Zrozum, nie mogę zgodzić się na współpracę z kimkolwiek, a w szczególności z tobą, nie wiedząc, jakie są twoje prawdziwe pobudki. Nie chcę obudzić się z ręką w nocniku, kiedy to nasycisz się krwią, a zaraz po tym zostawisz mnie, splamionego na duchu, honorze i ubraniu. Poza tym, zwykle pracowałem sam. Zawsze pracowałem sam. - Te ostatnie słowa powiedział o wiele wolniej i ciszej. Było też coś dziwnego w użytym przez niego tonie. Gorzki smutek, stępiony i starty przez wiele lat życia.
Przez dłuższy moment siedzieli w milczeniu. Oboje patrzyli w inne strony. Drake sięgnął do plecaka i wyciągnął papierową torbę ze szklaną butlą w środku. Odkręcił gwint i pociągnął zdrowy łyk. Dopiero po chwili popatrzył na Noelię i powiedział nerwowo:
- Przepraszam, nie pomyślałem o tobie. Chcesz napić się samogonu z czereśni południowych krain Alaranii? Nie jest to jakiś wykwintny trunek... właściwie, nie wiem do jakich warunków przywykłaś. Mam nadzieję, że nie odpychają cię moje przyzwyczajenia?
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
Powód: Dialogi piszemy zwyczajną czcionką, kursywa tyczy się jedynie myśli lub porozumień za ich pomocą.
- Zaphiel
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje:
- Kontakt:
Niewiadomo dlaczego, może los tego chciał albo poprostu zwykły przypadek, ale zazwyczaj przebywający w swej kuźni w Ostatnim Bastionie Zaphiel, akurat kilka dni wcześnej postanowił udać się na polowanie na północ. Od czasu do czasu robił tak długie wypady, by uzupełnić zapasy suszonego mięsa w swojej spiżarni, i pobyć troche w samotności zdala od zgiełku miasta. Tak więc i tym razem wyruszył na polowanie pozostawiając swą kuźnie pod opieką Arkana i Varrguna. Gdy dotarł na miejsce, wytropienie dorodnego jelenia nie zajeło mu zbyt dużo czasu, a dzięki swojemu magicznemu płaszczowi był w stanie podejść zwierze, na tyle blisko by jednym rzutem topora ukrucić jego żywot. Cała akcja nie trwała dłużej niż kilka sekund, jeleń usłyszał tylko świst topora który trafił go prosto w kręgosłup i po chwili był już tylko zdobyczą. Diabeł podszedł do zwierzyny z uśmiechem na twarzy, był z siebie dumny, *wspaniały myśliwy i jeszcze lepszy wojownik* tak właśnie wtedy się czuł patrząc na martwe zwierze. Pełen dumy patroszył zwierzyne całą noc, nad ranem gdy skończył, zarzucił jelenia na plecy i udał się w droge powrotną. Nie odszedł daleko gdy jego nozdrza wyczuły zapach pieczonego mięsiwa. Zrzucił jelenia na ziemie, po czym udał się za zapachem. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zauważył ognisko a przy nim trzy osobową grupe, dwóch ludzi i vampirzyce. Taaak Zaphiel bez problemu rozpoznawał vampira nawet bez magicznego zmysłu i czytania książek o nich, dlaczego? to proste, przez kilka lat żył pod jednym dachem z takowym osobnikiem który go przygarnął i traktował jak własnego syna dzięki temu już z daleka rozpoznawał zimnokrwistych. Przykucnął i przez następną godzine może dwie uważnie zaczął ich obserwować gotów w każdej chwili przeobrazic się ponownie w łowce...
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Nie przypuszczała, że jej towarzysz zgodzi się jej pomóc, więc odpowiedź Drake'a nie zdziwiła jej. Po co w ogóle zadawałam takie pytanie... To było jasne, że się nie zgodzi. Który człowiek o zdrowych zmysłach poszedłby na taki układ? Noelię piekły policzki. Miała wrażenie, że powinna się w tym momencie oddalić, bo już nazbyt się skompromitowała w oczach młodzieńca. Jednak coś nie pozwoliło jej ruszyć się z miejsca.
Nagle poczuła się przeraźliwie zmęczona. Konwersacja na temat nieśmiertelności wyssała z niej wszystkie soki, zaś w głowie kręciło jej się od nadmiaru wrażeń i emocji. Najchętniej udałaby się na spoczynek. Nie przechwyciła wypowiedzi Drake'a, który pytająco spoglądał w jej stronę. Wspominał coś o jakimś napoju... Ale co dokładnie, tego Noelia nie wiedziała, bo zaczęła zapadać w sen.
Śniło jej się coś niewyobrażalnie dziwnego. Śniła jej się własna śmierć. Umierała w katuszach, torturowana przez dziwne, ohydne stworzenia z kopytami, zamiast stóp i wielkimi kłami. Obudziła się spocona i przestraszona w samym środku nocy. Drake spał tuż obok niej, a z ust ciekła mu ślina. Noelia sięgnęła po kawałek materiału ze swojej torby i troskliwie wytarła mu okolice ust. Sama dopiero po chwili zorientowała się, gdzie jest. Przypomniawszy sobie sen, zaczęła drżeć na całym ciele. Cóż, mroczny las nie należał do najcieplejszych miejsc, w jakich bywała. Wyciągnęła z torby ciepły pled, którym okryła i siebie, i młodego człowieka. Zasnęła kilka minut później.
Kiedy obudziła się ponownie, było już widno. Drake znajdował się przy ognisku, zajmował się przyrządzaniem dziczyzny.
- Co robisz? - spytała niepewnie.
- W ciągu nocy mięso zdążyło mocno ostygnąć. Jeśli chcemy się posilić, musimy jeść ciepłą strawę. Nie wiedziałaś o tym?
Noelia spuściła wzrok. Najwyraźniej mężczyzna zapomniał, że ma do czynienia z wampirzycą, która niewiele wie na temat ludzkiego pożywienia.
Nagle poczuła się przeraźliwie zmęczona. Konwersacja na temat nieśmiertelności wyssała z niej wszystkie soki, zaś w głowie kręciło jej się od nadmiaru wrażeń i emocji. Najchętniej udałaby się na spoczynek. Nie przechwyciła wypowiedzi Drake'a, który pytająco spoglądał w jej stronę. Wspominał coś o jakimś napoju... Ale co dokładnie, tego Noelia nie wiedziała, bo zaczęła zapadać w sen.
Śniło jej się coś niewyobrażalnie dziwnego. Śniła jej się własna śmierć. Umierała w katuszach, torturowana przez dziwne, ohydne stworzenia z kopytami, zamiast stóp i wielkimi kłami. Obudziła się spocona i przestraszona w samym środku nocy. Drake spał tuż obok niej, a z ust ciekła mu ślina. Noelia sięgnęła po kawałek materiału ze swojej torby i troskliwie wytarła mu okolice ust. Sama dopiero po chwili zorientowała się, gdzie jest. Przypomniawszy sobie sen, zaczęła drżeć na całym ciele. Cóż, mroczny las nie należał do najcieplejszych miejsc, w jakich bywała. Wyciągnęła z torby ciepły pled, którym okryła i siebie, i młodego człowieka. Zasnęła kilka minut później.
Kiedy obudziła się ponownie, było już widno. Drake znajdował się przy ognisku, zajmował się przyrządzaniem dziczyzny.
- Co robisz? - spytała niepewnie.
- W ciągu nocy mięso zdążyło mocno ostygnąć. Jeśli chcemy się posilić, musimy jeść ciepłą strawę. Nie wiedziałaś o tym?
Noelia spuściła wzrok. Najwyraźniej mężczyzna zapomniał, że ma do czynienia z wampirzycą, która niewiele wie na temat ludzkiego pożywienia.
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Regulamin pisania postów, zabrania pogrubiania dialogów.
Powód: Regulamin pisania postów, zabrania pogrubiania dialogów.
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 5
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje:
- Kontakt:
Po kilkutygodniowym spływem rzeką Dihar w końcu wylądował na krańcu lasu w okolicach Łez Rapsodii. Kolejne kilka dni zajęło mu przedzierania się przez wszelkiego rodzaju zarośla. Dzięki wyczulonym zmysłom przemykał między drzewami i korzeniami niemal z kocią gracją. Przemierzał las całą noc. Gdy słońce wychynęło się zza horyzontu oświetlając drzewa mokre od rosy, do Dafiara dotarł zapach pieczonego mięsa. Na samą myśl do jego ust napłynęła ślina. Tygrysołak podążył za tym zapachem i już po kilkudziesięciu minutach znalazł się na skraju polany. Po drugiej stronie widział masy wody opadające do jeziora. Miał już wyjść zza osłony drzew gdy dojrzał kobietę przy ognisku. Zostawił tam swoje rzeczy i rozpoczął przemianę w tygrysa. Już jako zwierzę wyszedł na polanę i zaczął okrążać ognisko nie spuszczając wzroku z obozującej kobiety. Cały czas jego żołądek drażnił zapach pieczonej sarny. Oblizywał się raz po raz, a w jego oczach odbijały się płomienie. Chyba każdy kto choć trochę znał się na drapieżnikach wiedział o co mu chodzi. W końcu, widząc, że druga osoba nie zareagowała w żaden niepokojący sposób, Dafiar zdecydował się podejść bliżej. Stanął przy ogniu i zaczął obwąchiwać mięso.
- Zaphiel
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Diabeł
- Profesje:
- Kontakt:
Tygrys obwąchiwał pieczone miesiwo a Wampirzyca chyba spała. Zaphiel przyglądał się całej tej nieco dziwnej sytuacji z bezpiecznej odległości, nie mając puki co zamiaru ingerować. Oby dwoje wydawali się inni niż reszta przedstawicieli ich gatunków. Wampirzyca spała jak niemowle, nie wyczuwając zbliżającego się zagrożenia ze strony tygrysa co było nadzwyczaj dziwne. Tygrys... tygrys też był dziwny, Diabeł trochę ich już widział i zabił więc wiedział że zwyczajne zwierze zaatakowało by śpiącą kobiete bez zastanowienia. Z sekundy na sekunde jego ciekawość odnośnie tej dwójki rosła. Obserwacje przerwało mu burczenie w brzuchu *no tak... nie jadłem już chyba ze dwa dni...*, zza pasa wyjął ostatnie 4 paski suszonego mięsa i zaczął je przeżuwać jednocześniej dalej obserwując "towarzystwo".
-
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 65
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
- Profesje:
- Kontakt:
Noelia widocznie spochmurniała, gdy pojęła sens słów Drake'a. Łowca przez moment poczuł się winny, w końcu wampirzyca pokładała w nim nadzieję na normalne życie. Gdy wyciągnął ku niej bukłak z winem, zorientował się, że kobieta już zasnęła. Musiała być nieźle zmęczona skoro nawet nie poczekała na jedzenie. Sam jakoś też stracił apetyt. Mimo, iż mięso było już idealnie przypieczone i perliło się gęstawym tłuszczem, nie zamierzał go tknąć. Posilą się rano.
Tymczasem usiadł bliżej Noelii, splótł ręce na kolanach i przyglądał się owemu stworzeniu. Wampir. Krwiożerczy stwór polujący o zmroku na ludzi, pasożyt. Zupełnie inaczej sobie go wyobrażałem. Myślałem, że spotkam odzianego w hebanową szatę czarnoksiężnika z palcami jak szpony, wysokiego na dwa metry i kłami wielkości pazura. Tymczasem tuż obok mnie leży na pozór niewinne dziewczę. Zwyczajna kobieta, gdyby nie ta jej aura. Zabawnie wygląda z tymi kiełkami. Uśmiechnął się do siebie. Zdał sobie sprawę, że w ogóle się jej nie boi. Nie chodzi nawet o to, że w każdym momencie mógłby przeszyć jej serce szpikulcem ze srebra. Nie chodzi nawet o to, że z głodu krwi ludzkiej nie jest już tak sprawna jak kiedyś. Sposób, w jaki się zachowuje, powoduje, iż nie sposób nie polubić tej istoty. Choć zapewne mogłaby nieźle pokąsać. Ciekawe, czy zna się na magii czy nie? Rano ją spytam. Ziewnął. No tak, przecież cały dzień przedzierał się przez puszczę. Poczuł szarpiący głód w żołądku, lecz wciąż powstrzymał się od jedzenia. Tymczasem ułożył się na ziemi i rozciągnął. Spojrzał na Noelię raz jeszcze. Nie wiedzieć czemu, poczuł się niezręcznie leżąc w tak bliskiej odległości od niej, więc przesunął się trochę dalej. Nie przejmując się już zagrożeniami dookoła niego, zasnął rozmyślając o dniu jutrzejszym, wsłuchując się w swój i jej cichy oddech oraz w pękanie przygasającego już drewna.
---
Nazajutrz Drake wstał wyjątkowo wcześnie. Słońce nieznacznie oddaliło się od horyzontu, na twarzy czuł chłód nocy, którego jeszcze poranne promienie nie zdążyły rozgonić. Zauważył, że mimo chłodu nie jest mu zimno. Ręką wymacał wełniany koc pod którym leżał. Podniósł się i spojrzał w bok. Wampirzyca nadal spała, nie uciekła. Szybkim gestem sprawdził szyję i przeguby rąk. Nigdzie nie było śladów po kłach. Westchnął. Najciszej jak mógł wyślizgnął się spot nakrycia i rozprostował. Przetarł rękami po trawie, nawilżając dłonie, którymi przetarł twarz. Rosa namoczyła drewno, a ogień przygasł, choć wciąż unosił się dym. Sięgnął po długi kij, którym rozkopał ognisko. Dorzucił nieco podmokły chrust do rozżarzonego drzewa, który już po dwóch minutach zajął się płomieniem i zaczął się rozprzestrzeniać. Oddychał rześkim powietrzem. Bez koca mógłby nieźle zmarznąć. W głowie czuł delikatne pulsowanie wywołane zapewne zbyt dużymi haustami czereśniówki. Zignorował je. Po chwili usłyszał pytający, zaspany głos Noelii.
- Co robisz? - spytała niepewnie.
- W ciągu nocy mięso zdążyło mocno ostygnąć. Jeśli chcemy się posilić, musimy jeść ciepłą strawę. Nie wiedziałaś o tym?
Cóż, najwidoczniej nie wiedziała, gdyż opuściła wzrok. Nie zdążył jej jednak nic odpowiedzieć, ponieważ ni stąd ni zowąd w pobliżu pojawił się pokaźnych rozmiarów tygrys. Widok dzikiego zwierza tak nim wstrząsnął, że poślizgnął się na mokrej trawie się zanim zdążył wstać. Odruchowo sięgnął po rękojeść i już miał szybkim ruchem wyciągnąć miecz, lecz nagle zdał sobie sprawę z pewnego niezręcznego faktu. Zanim jednak się powstrzymał, mniej więcej jedna trzecia ostrza wychynęła już z pochwy, ukazując aż nazbyt jasną i błyszczącą klingę czystego srebra. Schował ją bardzo szybko, a równie szybko wyciągnął ponownie, tym razem ostrze było bardziej matowe i szare. Wysokowęglowa stal hartowana. Twarde, giętkie i ostre. Dość typowy miecz, raczej prawdopodobne byłoby, aby podróżnik-fechmistrz miał przy sobie takie cacko. Cóż, na pewno bardziej prawdopodobne niż ostrze tak kruche i niecodzienne jak czyste srebro. Drake nie chciał ujawniać Noelii swojego największego skarbu. Dlaczego? Raczej nie ze względów prywatnych, lecz czystego przyzwyczajenia. Nie kwapił się raczej chwalić na prawo i lewo, że "oto ja posiadam niezwykle cenny magiczny przedmiot". Mimo wszystko, wolał zachować bezpieczeństwo.
Teraz wywinął nad głową młyńca i ze świstem zamachnął się w powietrzu. Stanął w pozycji bojowej z ostrzem wysuniętym ku przodowi. Jednak tygrys nie okazał zbytnio dużego zainteresowania ani nim ani jego towarzyszką. Patrzył tylko i wyłącznie na mięso. Poza tym, było w nim coś jeszcze, coś co nie pasowało do dzikości tygrysa. Coś wisi w powietrzu. Rzucił okiem na Noelię. Ta kiwnęła na niego przecząco. Wywnioskował, że i ona wyczuła coś dziwnego z owym zwierzem i nakazała mu go nie zabijać. Stał więc tak dalej, a kot uważnie obwąchał chłodnawe jeszcze mięsiwo.
- Cześć, kotku. - mruknął pod nosem, nie spuszczając oczu z naiwnego intruza. - Głodny? Może coś przekąsisz? - uśmiechnął się. Poprawił chwyt na mieczu, z tej odległości był w stanie trafić go w oko i położyć jednym pchnięciem. Tygrys widocznie miał to gdzieś, jakby widział tylko apetycznie pachnącą sarnę.
Tymczasem usiadł bliżej Noelii, splótł ręce na kolanach i przyglądał się owemu stworzeniu. Wampir. Krwiożerczy stwór polujący o zmroku na ludzi, pasożyt. Zupełnie inaczej sobie go wyobrażałem. Myślałem, że spotkam odzianego w hebanową szatę czarnoksiężnika z palcami jak szpony, wysokiego na dwa metry i kłami wielkości pazura. Tymczasem tuż obok mnie leży na pozór niewinne dziewczę. Zwyczajna kobieta, gdyby nie ta jej aura. Zabawnie wygląda z tymi kiełkami. Uśmiechnął się do siebie. Zdał sobie sprawę, że w ogóle się jej nie boi. Nie chodzi nawet o to, że w każdym momencie mógłby przeszyć jej serce szpikulcem ze srebra. Nie chodzi nawet o to, że z głodu krwi ludzkiej nie jest już tak sprawna jak kiedyś. Sposób, w jaki się zachowuje, powoduje, iż nie sposób nie polubić tej istoty. Choć zapewne mogłaby nieźle pokąsać. Ciekawe, czy zna się na magii czy nie? Rano ją spytam. Ziewnął. No tak, przecież cały dzień przedzierał się przez puszczę. Poczuł szarpiący głód w żołądku, lecz wciąż powstrzymał się od jedzenia. Tymczasem ułożył się na ziemi i rozciągnął. Spojrzał na Noelię raz jeszcze. Nie wiedzieć czemu, poczuł się niezręcznie leżąc w tak bliskiej odległości od niej, więc przesunął się trochę dalej. Nie przejmując się już zagrożeniami dookoła niego, zasnął rozmyślając o dniu jutrzejszym, wsłuchując się w swój i jej cichy oddech oraz w pękanie przygasającego już drewna.
---
Nazajutrz Drake wstał wyjątkowo wcześnie. Słońce nieznacznie oddaliło się od horyzontu, na twarzy czuł chłód nocy, którego jeszcze poranne promienie nie zdążyły rozgonić. Zauważył, że mimo chłodu nie jest mu zimno. Ręką wymacał wełniany koc pod którym leżał. Podniósł się i spojrzał w bok. Wampirzyca nadal spała, nie uciekła. Szybkim gestem sprawdził szyję i przeguby rąk. Nigdzie nie było śladów po kłach. Westchnął. Najciszej jak mógł wyślizgnął się spot nakrycia i rozprostował. Przetarł rękami po trawie, nawilżając dłonie, którymi przetarł twarz. Rosa namoczyła drewno, a ogień przygasł, choć wciąż unosił się dym. Sięgnął po długi kij, którym rozkopał ognisko. Dorzucił nieco podmokły chrust do rozżarzonego drzewa, który już po dwóch minutach zajął się płomieniem i zaczął się rozprzestrzeniać. Oddychał rześkim powietrzem. Bez koca mógłby nieźle zmarznąć. W głowie czuł delikatne pulsowanie wywołane zapewne zbyt dużymi haustami czereśniówki. Zignorował je. Po chwili usłyszał pytający, zaspany głos Noelii.
- Co robisz? - spytała niepewnie.
- W ciągu nocy mięso zdążyło mocno ostygnąć. Jeśli chcemy się posilić, musimy jeść ciepłą strawę. Nie wiedziałaś o tym?
Cóż, najwidoczniej nie wiedziała, gdyż opuściła wzrok. Nie zdążył jej jednak nic odpowiedzieć, ponieważ ni stąd ni zowąd w pobliżu pojawił się pokaźnych rozmiarów tygrys. Widok dzikiego zwierza tak nim wstrząsnął, że poślizgnął się na mokrej trawie się zanim zdążył wstać. Odruchowo sięgnął po rękojeść i już miał szybkim ruchem wyciągnąć miecz, lecz nagle zdał sobie sprawę z pewnego niezręcznego faktu. Zanim jednak się powstrzymał, mniej więcej jedna trzecia ostrza wychynęła już z pochwy, ukazując aż nazbyt jasną i błyszczącą klingę czystego srebra. Schował ją bardzo szybko, a równie szybko wyciągnął ponownie, tym razem ostrze było bardziej matowe i szare. Wysokowęglowa stal hartowana. Twarde, giętkie i ostre. Dość typowy miecz, raczej prawdopodobne byłoby, aby podróżnik-fechmistrz miał przy sobie takie cacko. Cóż, na pewno bardziej prawdopodobne niż ostrze tak kruche i niecodzienne jak czyste srebro. Drake nie chciał ujawniać Noelii swojego największego skarbu. Dlaczego? Raczej nie ze względów prywatnych, lecz czystego przyzwyczajenia. Nie kwapił się raczej chwalić na prawo i lewo, że "oto ja posiadam niezwykle cenny magiczny przedmiot". Mimo wszystko, wolał zachować bezpieczeństwo.
Teraz wywinął nad głową młyńca i ze świstem zamachnął się w powietrzu. Stanął w pozycji bojowej z ostrzem wysuniętym ku przodowi. Jednak tygrys nie okazał zbytnio dużego zainteresowania ani nim ani jego towarzyszką. Patrzył tylko i wyłącznie na mięso. Poza tym, było w nim coś jeszcze, coś co nie pasowało do dzikości tygrysa. Coś wisi w powietrzu. Rzucił okiem na Noelię. Ta kiwnęła na niego przecząco. Wywnioskował, że i ona wyczuła coś dziwnego z owym zwierzem i nakazała mu go nie zabijać. Stał więc tak dalej, a kot uważnie obwąchał chłodnawe jeszcze mięsiwo.
- Cześć, kotku. - mruknął pod nosem, nie spuszczając oczu z naiwnego intruza. - Głodny? Może coś przekąsisz? - uśmiechnął się. Poprawił chwyt na mieczu, z tej odległości był w stanie trafić go w oko i położyć jednym pchnięciem. Tygrys widocznie miał to gdzieś, jakby widział tylko apetycznie pachnącą sarnę.
- Noelia
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 54
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wampir
- Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
- Kontakt:
Już postanowiła. Dzisiaj w nocy wybiera się na łowy. Wyruszy, zanim zajdzie słońce. Tylko, czy znajdzie apetyczny obiad, oto jest pytanie. Poradzi sobie sama, bowiem, zajadając się dziczyzną, czuła, że odzyskuje powoli swoje witalne siły. Koniec był bliski. Mimo wszystko, nie zamierzała przemienić się w bestię. Bo dlaczego? Drake był przyjemny, a nawet przyjacielski, miał uroczy uśmiech, i gdyby nie fakt, że jest śmiertelnikiem, zakochałaby się w nim. Była wyjątkowo kochliwa. Ale zakochać się w człowieku? Nigdy w życiu. To, że zrobiła wyjątek i zbliżyła się do człowieka nie znaczyło, że nagle zaprzyjaźni się z całą rasą ludzką. Nie ma takiej opcji i to godziłoby w jej dobre imię, już i tak nazbyt nadszarpnięte.
Co się tyczy tygrysa, który podszedł do nich, trzeba tu powiedzieć, że reakcja Noelii była, delikatnie mówiąc, dziwaczna, bowiem spanikowała, jak pensjonarskie dziewczę. Wydobywając z siebie nieziemsko głośny pisk, wgramoliła się na niewysokie drzewo. Stamtąd obserwowała dalszy rozwój wydarzeń. ”Niesłychane, ten szaleniec Drake odważył się pogłaskać to bydle!”, pomyślała z łomocącym sercem.
- Póki ten dziki kot tam będzie, ja się nigdzie nie wybieram. Nie i basta! My tu byliśmy pierwsi, więc powinien stąd czmychnąć czym prędzej! Boję się takich, nie widzisz, jaki on wielki? - Przekonywała Drake'a, zarazem usprawiedliwiając się. - Jeśli chcesz zginąć, proszę bardzo, ale nie ruszę palcem, aby cię ratować. Samobójca! - Wyszydzała, siedząc bezpiecznie na gałęzi. ”Kto to widział, mądry to on?”, emocjonowała się dalej, i spojrzawszy na Drake'a, popukała się w czoło kilka razy, głośno go wyśmiewając. Zaraz potem ułamała kawałek gałęzi i rzuciła w kierunku tygrysa. Rozwścieczona, że spudłowała, zasyczała złowrogo i zacisnęła pięści.
- Sio! Sio mi stąd! Jeszcze nas tu wszystkich pozabijasz, wstrętny kocurze.
Noelia tak się rozzłościła, że zapomniała, iż znajduje się nieco wyżej nad ziemią. Tak, jakby nie zdawała sobie sprawy z możliwości upadku (bynajmniej nie na cztery łapy) i dotkliwym stłuczenia sobie siedzenia. Wymachiwała nogami w tę i z powrotem, by odgonić przybłędę, która nic złego nie czyniła, prócz zajadania się dziczyzną. Noelii nie podobało się, że dotyka ich pożywienia, co on sobie w końcu wyobrażał? Niech zapoluje na jakieś inne zwierzę, zamiast przychodzić tutaj i kraść zapasy młodzieńca i wampirzycy. Ona też była głodna - mimo że na co dzień nie żywiła się ludzką strawą, kto wie, ile czasu upłynie, nim upuści trochę ludzkiej krwi.
Co się tyczy tygrysa, który podszedł do nich, trzeba tu powiedzieć, że reakcja Noelii była, delikatnie mówiąc, dziwaczna, bowiem spanikowała, jak pensjonarskie dziewczę. Wydobywając z siebie nieziemsko głośny pisk, wgramoliła się na niewysokie drzewo. Stamtąd obserwowała dalszy rozwój wydarzeń. ”Niesłychane, ten szaleniec Drake odważył się pogłaskać to bydle!”, pomyślała z łomocącym sercem.
- Póki ten dziki kot tam będzie, ja się nigdzie nie wybieram. Nie i basta! My tu byliśmy pierwsi, więc powinien stąd czmychnąć czym prędzej! Boję się takich, nie widzisz, jaki on wielki? - Przekonywała Drake'a, zarazem usprawiedliwiając się. - Jeśli chcesz zginąć, proszę bardzo, ale nie ruszę palcem, aby cię ratować. Samobójca! - Wyszydzała, siedząc bezpiecznie na gałęzi. ”Kto to widział, mądry to on?”, emocjonowała się dalej, i spojrzawszy na Drake'a, popukała się w czoło kilka razy, głośno go wyśmiewając. Zaraz potem ułamała kawałek gałęzi i rzuciła w kierunku tygrysa. Rozwścieczona, że spudłowała, zasyczała złowrogo i zacisnęła pięści.
- Sio! Sio mi stąd! Jeszcze nas tu wszystkich pozabijasz, wstrętny kocurze.
Noelia tak się rozzłościła, że zapomniała, iż znajduje się nieco wyżej nad ziemią. Tak, jakby nie zdawała sobie sprawy z możliwości upadku (bynajmniej nie na cztery łapy) i dotkliwym stłuczenia sobie siedzenia. Wymachiwała nogami w tę i z powrotem, by odgonić przybłędę, która nic złego nie czyniła, prócz zajadania się dziczyzną. Noelii nie podobało się, że dotyka ich pożywienia, co on sobie w końcu wyobrażał? Niech zapoluje na jakieś inne zwierzę, zamiast przychodzić tutaj i kraść zapasy młodzieńca i wampirzycy. Ona też była głodna - mimo że na co dzień nie żywiła się ludzką strawą, kto wie, ile czasu upłynie, nim upuści trochę ludzkiej krwi.
-
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 5
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje:
- Kontakt:
Mięso niesamowicie go korciło, w końcu nie wytrzymał i zatopił w sarnie swoje szczęki. Właśnie tego mu brakowało. W tym momencie usłyszał szczęk broni wysuwanej z pochwy. Zwrócił wzrok w tamtą stronę. Nie mógł uwierzyć, że nie wyczuł dorosłego mężczyzny. Teraz, zamiast skupić wzrok na broni przed jego nosem, przeniósł go na nieznajomego. Czy oni naprawdę nie potrafili odróżnić tygrysołaka od tygrysa? Widząc zdumienie malujące się na twarzy wojownika Dafiar od razu wiedział, że tamten pojął kim jest. W tym momencie dobiegły go piski kobiety. Czy ona właśnie powiedziała, że boi się kotów? Gdyby mógł to parsknąłby śmiechem. Zaczął się powoli wycofywać, nie chciał niepotrzebnie prowokować osób, o których nic nie wiedział.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości