Mgliste Bagna ⇒ Pseudonatura
- Ta podróż jest zbyt niebezpieczna, nie warto narażać życie, wasze życie.- powiedziała, patrząc elfom w oczy. Zaczęła grzebać w torbie, po chwili wyjęła kilka kartek z zapiskami. Rzuciła je na ziemię.
- Powiedzcie lichowi, że tu wszytko napisałam na temat tego amuletu. Jednak niech pilnuje tych notatek pilnie. Ja muszę, coś zrobić, aby... - w tym momencie zawiesiła głos - Nieważne, ja odłączam się od grupy. Żegnajcie.- powiedziała i ruszyła pędem przed siebie.
(http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=9&t=1707Ciąg dalszy: Arisa)
- Powiedzcie lichowi, że tu wszytko napisałam na temat tego amuletu. Jednak niech pilnuje tych notatek pilnie. Ja muszę, coś zrobić, aby... - w tym momencie zawiesiła głos - Nieważne, ja odłączam się od grupy. Żegnajcie.- powiedziała i ruszyła pędem przed siebie.
(http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=9&t=1707Ciąg dalszy: Arisa)
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
Quaquer poskładał się w całość, a wrogi czarodziej najwyraźniej gdzieś zniknął. Opuszczeni przez dowódcę wojownicy zaczęli się zastanawiać co właściwie robili.
- Co się, co się, co się stało? - Zapytał jeden z żołnierzy.
- Jakiś mag przejął kontrolę nad waszymi umysłami i kompletnie wymazał wam pamięć, wracajcie do wioski, nic tu po was. - Ludzie wysłuchali Quaquera i pomaszerowali w kierunku pobliskiej osady.
Arisa odeszła, ale zostawiła notatki na temat artefaktu.
- Jesteście gotowi zabić bestię kryjącą się w mroku i zdobyć legendarny amulet stworzenia? Może być ciekawie, no jak sądzicie moje elfy? - Lich miał już pomysły jak wykorzysta ten potężny artefakt.
Cathaniel i Sevilasi wymienili znaczące spojrzenia, po czym elf odezwał się do licha:
- Wybacz, ale wolimy się w to nie mieszać, lepiej będzie jeśli każdy z nas pójdzie swoją drogą... Arisa kazała ci to przekazać. Cathaniel wręczył Quaquerowi notatki Arisy dotyczące amuletu stworzenia.
- Ach rozumiem, niech tak będzie. Zatem bywajcie zdrowe moje małe elfy. Może się jeszcze kiedyś spotkamy. - Lich pożegnał długouchych towarzyszów i ruszył w kierunku Doliny Umarłych, gdzie znajdowała się świątynia z amuletem.
Po kilku godzinach podróży Quaquer znajdował się przed wejściem do świątyni. Nie było już śladów żadnych cieni i upiorów, jednak w głębi coś czyhało - była to prastara bestia pilnująca amuletu. Quaquer użył magii i stworzył potężny słup ognia, który oświetlił drogę.
- Witaj poczwaro, pewnie po naszym ostatnim spotkaniu nie pozwolisz mi przejść dalej? - Lich zamiast odpowiedzi usłyszał jedynie warknięcie, a potwór pełen wściekłości rzucił się na niego. Quaquer wiedział, że tak się stanie, przygotował się na taką reakcję i rozświetlił istotę mocą ognia i błyskawic. Bestia doznała lekkich poparzeń, lecz mimo to rzuciła się na licha. Quaquer upadł i wydawało się, że przegrywa, jednak do świątyni wpełzło kilka nieumarłych stworzeń, które zaczęły odwracać uwagę bestii. Potwór atakował, lecz z zewnątrz nadchodziły kolejne ożywione ciała. Bez wątpienia służyły Quaquerowi. Lich wstał i obserwował jak jego zombie w bezmyślnym szale pożerają potwora żywcem.
Lich odczytał notatki Arisy dotyczące położenia prawdziwego amuletu stworzenia. Według tego co napisała amulet znajdował się w niższym grobowcu i był pilnowany przez nieznaną istotę.
Quaquer udał się więc w opisane przez elfkę miejsce, przeszedł obok pożeranych przez zombie zwłok bestii, otworzył wrota do kolejnego pomieszczenia i nagle poczuł, że ogarnia go ciemność i traci przytomność...
- On to widzi...
- Jesst z nami...
- Zabijmy go...
- Nie on nie żyje... on ma trup, czemu ja? Czemu!
- Śmierć żyje w nas, a on tego nie chce, jesz żeby żyć, a jednak nie...
Głosy w głowie licha ucichły, a przed nim ukazał się widok bezkresnej, ciemnej przestrzeni, po chwili ukazały mu się trzy twarze, każda z nich wyglądała inaczej i inaczej mówiła.
- Kim jesteście? Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. - Zapytał zaintrygowany lich.
- Jesteśmy bytami, których natury nie zrozumiesz, mimo, że twój umysł należy do jednych z potężniejszych w świecie śmiertelnych. - Odpowiedział pierwszy głos. Był wyjątkowo surowy i wydawał się groźny.
- Masz naturę nieumarłego, nie jesteś żywy, ani martwy. Sprowadzasz chaos nie tylko czynami, ale i samą swoją egzystencją. - Powiedział kolejny z głosów. Ten był cichy i prawdopodobnie przerażony.
- Ale my dopuszczamy na istnienie chaosu, bo niby dlaczego miałby nie istnieć, co nie? - Ostatni z głosów wydawał się znudzony i lekko rozbawiony.
Quaquer nie wiedział z czym ma do czynienia, jednak podejrzewał, że to tylko iluzja chroniąca amuletu. Spróbował ją rozproszyć, jednak nic to nie dało. W dodatku nie wyczuwał żadnej magii.
- No świetnie, musiałem uderzyć się w głowę i chyba mam omamy... ciekawe, bo nigdy nie miałem takich wizji. Nie, wy musicie istnieć naprawdę...
- Istniejemy, tak jak i ty istniejesz. Przyszedłeś po amulet stworzenia, ale to my zadecydujemy, czy go otrzymasz. - Pierwszy głos dał stanowczo do zrozumienia, że to on dyktuje warunki.
- Tak, ale jeśli ci go damy to będziesz zabijał, niszczył i tworzył istoty raniące te obecnie istniejące. - Drugi głos był zaniepokojony.
- Hehehe, to byłoby ciekawe, on jest bardzo potężny jak na istotę ze sfery materii, dajmy mu amulet i pooglądajmy jak robi tam bajzel, co? - Trzeci głos najprawdopodobniej bardzo się nudził i chciał jak najszybciej zakończyć dyskusję.
- Nie mamy powodu, by mu go dawać, ani powodu, by mu go nie dawać. Strach i nuda to ułomności... - Pierwszy głos nie dokończył, gdyż odezwał się Quaquer:
- Mogę wtrącić? To bardzo miło, że tak was ciekawi co zrobię z amuletem i w ogóle, ale możecie mnie odesłać z powrotem i dać szansę na odnalezienie go? Nic nie stracicie, nic nie zyskacie, a jeśli go nie znajdę, to znów tu przybędę i będę wam zajmował niepotrzebnie czas swoimi prośbami.
- A czy wiesz jak tu przybyć z własnej woli? Teraz nie wiesz, ale możesz się dowiedzieć i w istocie będziesz tu niepotrzebnie nam zajmował czas. Wracaj z powrotem do swojej sfery. - Po słowach pierwszego z głosów Quaquer odzyskał przytomność i stał wewnątrz pustej komnaty, a w jego kościstej dłoni znajdował się amulet tworzenia.
No kto by pomyślał, czyli oni istnieli naprawdę? A to heca, a teraz mam to czego szukałem. Wracam na bagna i przetestuję jego moc. Dobrze, że Arisa dała mi wskazówki jak się tego używa. - Pomyślał lich i udał się z powrotem tam gdzie spotkał po raz pierwszy elfkę.
- Co się, co się, co się stało? - Zapytał jeden z żołnierzy.
- Jakiś mag przejął kontrolę nad waszymi umysłami i kompletnie wymazał wam pamięć, wracajcie do wioski, nic tu po was. - Ludzie wysłuchali Quaquera i pomaszerowali w kierunku pobliskiej osady.
Arisa odeszła, ale zostawiła notatki na temat artefaktu.
- Jesteście gotowi zabić bestię kryjącą się w mroku i zdobyć legendarny amulet stworzenia? Może być ciekawie, no jak sądzicie moje elfy? - Lich miał już pomysły jak wykorzysta ten potężny artefakt.
Cathaniel i Sevilasi wymienili znaczące spojrzenia, po czym elf odezwał się do licha:
- Wybacz, ale wolimy się w to nie mieszać, lepiej będzie jeśli każdy z nas pójdzie swoją drogą... Arisa kazała ci to przekazać. Cathaniel wręczył Quaquerowi notatki Arisy dotyczące amuletu stworzenia.
- Ach rozumiem, niech tak będzie. Zatem bywajcie zdrowe moje małe elfy. Może się jeszcze kiedyś spotkamy. - Lich pożegnał długouchych towarzyszów i ruszył w kierunku Doliny Umarłych, gdzie znajdowała się świątynia z amuletem.
Po kilku godzinach podróży Quaquer znajdował się przed wejściem do świątyni. Nie było już śladów żadnych cieni i upiorów, jednak w głębi coś czyhało - była to prastara bestia pilnująca amuletu. Quaquer użył magii i stworzył potężny słup ognia, który oświetlił drogę.
- Witaj poczwaro, pewnie po naszym ostatnim spotkaniu nie pozwolisz mi przejść dalej? - Lich zamiast odpowiedzi usłyszał jedynie warknięcie, a potwór pełen wściekłości rzucił się na niego. Quaquer wiedział, że tak się stanie, przygotował się na taką reakcję i rozświetlił istotę mocą ognia i błyskawic. Bestia doznała lekkich poparzeń, lecz mimo to rzuciła się na licha. Quaquer upadł i wydawało się, że przegrywa, jednak do świątyni wpełzło kilka nieumarłych stworzeń, które zaczęły odwracać uwagę bestii. Potwór atakował, lecz z zewnątrz nadchodziły kolejne ożywione ciała. Bez wątpienia służyły Quaquerowi. Lich wstał i obserwował jak jego zombie w bezmyślnym szale pożerają potwora żywcem.
Lich odczytał notatki Arisy dotyczące położenia prawdziwego amuletu stworzenia. Według tego co napisała amulet znajdował się w niższym grobowcu i był pilnowany przez nieznaną istotę.
Quaquer udał się więc w opisane przez elfkę miejsce, przeszedł obok pożeranych przez zombie zwłok bestii, otworzył wrota do kolejnego pomieszczenia i nagle poczuł, że ogarnia go ciemność i traci przytomność...
- On to widzi...
- Jesst z nami...
- Zabijmy go...
- Nie on nie żyje... on ma trup, czemu ja? Czemu!
- Śmierć żyje w nas, a on tego nie chce, jesz żeby żyć, a jednak nie...
Głosy w głowie licha ucichły, a przed nim ukazał się widok bezkresnej, ciemnej przestrzeni, po chwili ukazały mu się trzy twarze, każda z nich wyglądała inaczej i inaczej mówiła.
- Kim jesteście? Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doświadczyłem. - Zapytał zaintrygowany lich.
- Jesteśmy bytami, których natury nie zrozumiesz, mimo, że twój umysł należy do jednych z potężniejszych w świecie śmiertelnych. - Odpowiedział pierwszy głos. Był wyjątkowo surowy i wydawał się groźny.
- Masz naturę nieumarłego, nie jesteś żywy, ani martwy. Sprowadzasz chaos nie tylko czynami, ale i samą swoją egzystencją. - Powiedział kolejny z głosów. Ten był cichy i prawdopodobnie przerażony.
- Ale my dopuszczamy na istnienie chaosu, bo niby dlaczego miałby nie istnieć, co nie? - Ostatni z głosów wydawał się znudzony i lekko rozbawiony.
Quaquer nie wiedział z czym ma do czynienia, jednak podejrzewał, że to tylko iluzja chroniąca amuletu. Spróbował ją rozproszyć, jednak nic to nie dało. W dodatku nie wyczuwał żadnej magii.
- No świetnie, musiałem uderzyć się w głowę i chyba mam omamy... ciekawe, bo nigdy nie miałem takich wizji. Nie, wy musicie istnieć naprawdę...
- Istniejemy, tak jak i ty istniejesz. Przyszedłeś po amulet stworzenia, ale to my zadecydujemy, czy go otrzymasz. - Pierwszy głos dał stanowczo do zrozumienia, że to on dyktuje warunki.
- Tak, ale jeśli ci go damy to będziesz zabijał, niszczył i tworzył istoty raniące te obecnie istniejące. - Drugi głos był zaniepokojony.
- Hehehe, to byłoby ciekawe, on jest bardzo potężny jak na istotę ze sfery materii, dajmy mu amulet i pooglądajmy jak robi tam bajzel, co? - Trzeci głos najprawdopodobniej bardzo się nudził i chciał jak najszybciej zakończyć dyskusję.
- Nie mamy powodu, by mu go dawać, ani powodu, by mu go nie dawać. Strach i nuda to ułomności... - Pierwszy głos nie dokończył, gdyż odezwał się Quaquer:
- Mogę wtrącić? To bardzo miło, że tak was ciekawi co zrobię z amuletem i w ogóle, ale możecie mnie odesłać z powrotem i dać szansę na odnalezienie go? Nic nie stracicie, nic nie zyskacie, a jeśli go nie znajdę, to znów tu przybędę i będę wam zajmował niepotrzebnie czas swoimi prośbami.
- A czy wiesz jak tu przybyć z własnej woli? Teraz nie wiesz, ale możesz się dowiedzieć i w istocie będziesz tu niepotrzebnie nam zajmował czas. Wracaj z powrotem do swojej sfery. - Po słowach pierwszego z głosów Quaquer odzyskał przytomność i stał wewnątrz pustej komnaty, a w jego kościstej dłoni znajdował się amulet tworzenia.
No kto by pomyślał, czyli oni istnieli naprawdę? A to heca, a teraz mam to czego szukałem. Wracam na bagna i przetestuję jego moc. Dobrze, że Arisa dała mi wskazówki jak się tego używa. - Pomyślał lich i udał się z powrotem tam gdzie spotkał po raz pierwszy elfkę.
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
Quaquer wrócił na bagna, a amulet błyszczał zielonym światłem w jego kościstych, zmumifikowanych dłoniach. Nieumarły uniósł artefakt nad bajoro z martwymi szczątkami dzikich zwierząt i wyszeptał formułkę zapisaną w notatkach Arisy. Moc emitowana przez amulet w obecnej chwili była wyczuwalna nawet przez bezrozumne owady. W sadzawce niebezpiecznie zabulgotało i coś zaczęło się wyłaniać. Lich był zadowolony, gdyż jego energia w końcu zaczęła się odpowiednio ukierunkowywać. Bagnista poczwara zaczęła jęczeć, jakby chciała coś powiedzieć, jej ciało zaczęło się formować w coś co przypominało małego piekielnego stwora.
- Stworzyłem impa. Stworzyłem go z niczego, bez użycia fałszywej magii kreacji. Ten przedmiot zawiera cząstkę Stwórcy... - Lich wyszeptał sam do siebie nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Nie zdążył się jednak nacieszyć, gdyż nagle amulet eksplodował, a jego dłoń rozpadła się na kawałki. Po chwili jego martwe ciało ogarnął niewyobrażalny ból, a umysł pogrążył się w straszliwych mękach. Przed oczami zrobiło mu się biało i poczuł gniew jakiejś potężnej, osobowej siły. Quaquer w krótkiej chwili zrozumiał, że zbyt często naruszał boskie prawa i tym razem musi dać za wygraną. Jednak żywe stworzenie znajdujące się w błocie było manifestacją mocy nieumarłego. Złośliwe oczka spoglądały na licha, a na twarzy jawił się diabelski uśmieszek. Imp był wielkości małego psa, na małej głowie znajdowała się para niewielkich rogów, a z pleców wyrastały skrzydła.
- Jesteś moim tworem, teraz będziesz mi służył. - Po tych słowach imp cisnął grudę błota w twarz Quaquera. Reakcją licha była niewielka błyskawica wymierzona w diablika. Imp wywrócił się i zakwiczał z bólu. Jednak momentalnie rzucił się na nieumarłego wgryzając się mu w nogę. Quaquer nie czuł bólu i tylko westchnął z politowaniem.
- Mały, tępy szkodnik. Będziesz się więc nazywał Quasit. Trzeba cię nauczyć mowy i szacunku do swojego pana, czyli mnie. - Quasit nie przejmował się tym co lich mówił i dalej gryzł jego nogę.
- Stworzyłem impa. Stworzyłem go z niczego, bez użycia fałszywej magii kreacji. Ten przedmiot zawiera cząstkę Stwórcy... - Lich wyszeptał sam do siebie nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Nie zdążył się jednak nacieszyć, gdyż nagle amulet eksplodował, a jego dłoń rozpadła się na kawałki. Po chwili jego martwe ciało ogarnął niewyobrażalny ból, a umysł pogrążył się w straszliwych mękach. Przed oczami zrobiło mu się biało i poczuł gniew jakiejś potężnej, osobowej siły. Quaquer w krótkiej chwili zrozumiał, że zbyt często naruszał boskie prawa i tym razem musi dać za wygraną. Jednak żywe stworzenie znajdujące się w błocie było manifestacją mocy nieumarłego. Złośliwe oczka spoglądały na licha, a na twarzy jawił się diabelski uśmieszek. Imp był wielkości małego psa, na małej głowie znajdowała się para niewielkich rogów, a z pleców wyrastały skrzydła.
- Jesteś moim tworem, teraz będziesz mi służył. - Po tych słowach imp cisnął grudę błota w twarz Quaquera. Reakcją licha była niewielka błyskawica wymierzona w diablika. Imp wywrócił się i zakwiczał z bólu. Jednak momentalnie rzucił się na nieumarłego wgryzając się mu w nogę. Quaquer nie czuł bólu i tylko westchnął z politowaniem.
- Mały, tępy szkodnik. Będziesz się więc nazywał Quasit. Trzeba cię nauczyć mowy i szacunku do swojego pana, czyli mnie. - Quasit nie przejmował się tym co lich mówił i dalej gryzł jego nogę.
- Cealia
- Szukający drogi
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Dziewczyna prowadziła rumaka za wodze. Zasapana i ubrudzona, rozglądała się dookoła, starając się zorientować, gdzie się znajduje. Koń, który po brzuch miał zlepki błota, parskał niezadowolony. Cealia po chwila zauważyła licha oraz dziwną istotę, która znajdowała się koło niego. Właśnie to, coś najbardziej zaciekawiło nemoriankę. Starała przypomnieć sobie takie żyjątko, lecz za nic nie mogła.
- Przepraszam, ale dręczy mnie pytanie, co to za stworzenie? - Zapytała i zrobiła kilka kroków do przodu w stronę licha.
- Przepraszam, ale dręczy mnie pytanie, co to za stworzenie? - Zapytała i zrobiła kilka kroków do przodu w stronę licha.
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
Lich odwrócił się i ze zdziwieniem spojrzał na nemoriankę.
- Czy wiesz kim jestem, że tak zwyczajnie zakradasz się do mnie i po prostu zadajesz mi takie pytanie? No ale skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to istota przyssana do mojej nogi jest impem, a raczej pseudoimpem. To mój twór, mój własny! Nazwałem go Quasit. Nie pochodzi z piekieł jak inne impy, lecz ja go stworzyłem. Udało mi się osiągnąć to, co jest często wyłącznie domeną bogów. - Quaquer wyczuł aurę przybyszki. - Ach jesteś demonicą, powiedz mi jak się zwiesz, bo mnie nazywają Quaquerem, Quaquerem Diuretixem gwoli ścisłości. Jeśli już zauważyłaś, to jestem nie do końca martwy. - Imp zszedł z nogi licha i zaczął ostrożnie obwąchiwać Caelię.
- Czy wiesz kim jestem, że tak zwyczajnie zakradasz się do mnie i po prostu zadajesz mi takie pytanie? No ale skoro już tak bardzo chcesz wiedzieć, to istota przyssana do mojej nogi jest impem, a raczej pseudoimpem. To mój twór, mój własny! Nazwałem go Quasit. Nie pochodzi z piekieł jak inne impy, lecz ja go stworzyłem. Udało mi się osiągnąć to, co jest często wyłącznie domeną bogów. - Quaquer wyczuł aurę przybyszki. - Ach jesteś demonicą, powiedz mi jak się zwiesz, bo mnie nazywają Quaquerem, Quaquerem Diuretixem gwoli ścisłości. Jeśli już zauważyłaś, to jestem nie do końca martwy. - Imp zszedł z nogi licha i zaczął ostrożnie obwąchiwać Caelię.
- Cealia
- Szukający drogi
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
- Miło mi cię poznać Quaquerze. Tak, jestem nemorianką, a moje imię brzmi Cealia, pochodzę z domu Ruth'ir. - Tu dziewczyna kucnęła, aby przyjżeć się lepiej owej istocie. Uśmiechała się do niej. - Urocze stworzenie i że udało ci się je stworzyć. To musiało cię sporo wysiłku kosztować. Masz mój pełen podziw. - Tu oczy spoczęły na lichu. - Czy powinnam cię znać? Tak się na początku zdziwiłeś, jakbyś był sławny. I owszem zauważyłam, żeś nie jest do końca martwy. Czym się zajmujesz, prócz tworzeniem takich cudów. Ja od razu mówię, że w moim życiu nic takiego się nie stało, jestem zwykłą dziewczyną z arystokratycznego rodu... - Cealia głęboko westchnęła, przygryzła dolną wargę i wbiła wzrok w ziemię.
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
Lich spenetrował dokładnie aurę nemorianki, by sprawdzić czy go nie oszukuje. Korzystając z nieuwagi Quaquera imp spróbował uciec w zarośla, jednak Caelia zagrodziła mu drogę. Wściekły Quasit splunął celując w jej stopę, jednak jego ślina tuż po wydostaniu się z ust zmieniła tor lotu i trafiła impa w oko. Ten zakwiczał przeraźliwie i zaczął miotać obelgami w licha. Quaquer zareagował na to rzucając czar torturujący na plugawego stworka. Tym razem wrzaski impa były dużo głośniejsze. Lich nic sobie z tego nie robiąc przemówił do demonicy:
- Mnie również miło cię poznać pani. Nie spodziewałem się arystokratki w tak zatęchłym miejscu jak bagna. - Quaquer zwracał się do Caeli nie przerywając tortur impa, który wył wniebogłosy z bólu. Lich był bardzo rad z tego spotkania, gdyż zaczynało mu się powoli nudzić w samotności, a mordowanie chłopów stało się dla niego tak rutynowym zajęciem, że powoli przestawało go to bawić. Lich wielokrotnie myślał poważnie nad zebraniem niewielkiej armii nieumarłych i wywołaniem wojny gdziekolwiek, byleby tylko móc co robić. - Czy powinnaś mnie znać? Nie, nie sądzę. Nie jestem znany wśród demonów, choć ludzcy chłopi opowiadają o mnie legendy i straszą mną swoje dzieci, gdy są niegrzeczne. Wiesz, ten imp to właściwie jedyna taka rzecz, którą stworzyłem. Na co dzień zajmuję się innymi sprawami. Spełniam bardzo ważną rolę w tutejszym ekosystemie, gdyż reguluję ilość populacji ludzkich w tych okolicach. Zajmuję się także badaniami nad naturą. Uważam, że jej obecny stan jest nieco nudny, no ale niestety druidzi narzucili światu swoją filozofię przyrody i nikt nie uzna za naturalne nieumarłych roślin, czy zmutowanych zwierząt. Walczę z tymi nudnymi ideologiami, tych, którzy się ze mną nie zgadzają jest całe mnóstwo, więc muszę ich zgładzać. Na szczęście mam dość mocy i jestem na tyle odporny na ból i śmierć w ogóle, że mogę sobie pozwolić na dość śmiałe zagrywki. Może mogę w czymś pomóc, szukasz czegoś, a może się zgubiłaś? - Lich machnął ręką i krzyki Quasita momentalnie ustały. Imp był wściekły, ale nie odważył się już uciekać, pluć i przeklinać. Siedział cicho obserwując z niepokojem licha.
- Mnie również miło cię poznać pani. Nie spodziewałem się arystokratki w tak zatęchłym miejscu jak bagna. - Quaquer zwracał się do Caeli nie przerywając tortur impa, który wył wniebogłosy z bólu. Lich był bardzo rad z tego spotkania, gdyż zaczynało mu się powoli nudzić w samotności, a mordowanie chłopów stało się dla niego tak rutynowym zajęciem, że powoli przestawało go to bawić. Lich wielokrotnie myślał poważnie nad zebraniem niewielkiej armii nieumarłych i wywołaniem wojny gdziekolwiek, byleby tylko móc co robić. - Czy powinnaś mnie znać? Nie, nie sądzę. Nie jestem znany wśród demonów, choć ludzcy chłopi opowiadają o mnie legendy i straszą mną swoje dzieci, gdy są niegrzeczne. Wiesz, ten imp to właściwie jedyna taka rzecz, którą stworzyłem. Na co dzień zajmuję się innymi sprawami. Spełniam bardzo ważną rolę w tutejszym ekosystemie, gdyż reguluję ilość populacji ludzkich w tych okolicach. Zajmuję się także badaniami nad naturą. Uważam, że jej obecny stan jest nieco nudny, no ale niestety druidzi narzucili światu swoją filozofię przyrody i nikt nie uzna za naturalne nieumarłych roślin, czy zmutowanych zwierząt. Walczę z tymi nudnymi ideologiami, tych, którzy się ze mną nie zgadzają jest całe mnóstwo, więc muszę ich zgładzać. Na szczęście mam dość mocy i jestem na tyle odporny na ból i śmierć w ogóle, że mogę sobie pozwolić na dość śmiałe zagrywki. Może mogę w czymś pomóc, szukasz czegoś, a może się zgubiłaś? - Lich machnął ręką i krzyki Quasita momentalnie ustały. Imp był wściekły, ale nie odważył się już uciekać, pluć i przeklinać. Siedział cicho obserwując z niepokojem licha.
- Aaliya
- Szukający Snów
- Posty: 151
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
- Kontakt:
Aaliya powoli otworzyła oczy. Sen przyszedł zaskakująco szybko. Przeszła pieszo wiele kilometrów, jako że nikt nie kwapił się, żeby ją podwieźć chociażby bryczką czy innym wehikułem, dzięki któremu dostałaby się tu szybciej. Miała odwiedzić pewną starą czarownicę. Słyszała o niej wiele legend, zapewne nie były to słowa pochlebne. Była bliska załamania psychicznego, kiedy, rozglądając się dookoła, uznała, że nie poradzi sobie z przydzielonym zadaniem. Miała zdobyć kilka eliksirów... Ale od początku.
Aaliya nigdy nie była osobą przesadnie złą czy nikczemną, o ile ktoś nie zalazł jej potężnie za skórę. Pewnego razu spotkała mężczyznę, na oko mógł mieć około czterdziestki. Nawiązała się między nimi dyskusja. Jegomość w efekcie poprosił pokusę o pomoc. Okazało się, że jego jedyna córka umiera w wyniku ukąszenia przez wyjątkowo podstępne diabelstwo. Dziewczyna zgodziła się. Po pierwsze, była to misja płatna, miała otrzymać aż czterysta ruenów, a chciała kupić sobie wreszcie konia. Po drugie, zrobiło jej się żal człowieka, który imał się wszystkiego, żeby pomóc swojej córce. Z tego też powodu nawiązali współpracę. Aaliya wzięła ze sobą łuk i strzały, nie zapominając o ciepłych pledach, ubraniach i niewielkim sztylecie i wyruszyła w podróż.
Miała na sobie długi, czarny płaszcz, mający zapewnić jej anonimowość i ukryć nietoperze skrzydła. Wprawdzie mogła przybrać jakieś swoje ludzkie wcielenie, ale nie chciała tracić na to czasu. Wydało jej się też, że w tej okolicy nikomu nie będzie wadzić jej pochodzenie. Włosy natomiast miała upięte w kok.
- Witam. Tutaj gdzieś w okolicy mieszka stara czarownica, nazywają ją Uriel. Słyszałaś coś na jej temat? Wiesz może gdzie mieszka? - spytała nemoriankę.
Aaliya nigdy nie była osobą przesadnie złą czy nikczemną, o ile ktoś nie zalazł jej potężnie za skórę. Pewnego razu spotkała mężczyznę, na oko mógł mieć około czterdziestki. Nawiązała się między nimi dyskusja. Jegomość w efekcie poprosił pokusę o pomoc. Okazało się, że jego jedyna córka umiera w wyniku ukąszenia przez wyjątkowo podstępne diabelstwo. Dziewczyna zgodziła się. Po pierwsze, była to misja płatna, miała otrzymać aż czterysta ruenów, a chciała kupić sobie wreszcie konia. Po drugie, zrobiło jej się żal człowieka, który imał się wszystkiego, żeby pomóc swojej córce. Z tego też powodu nawiązali współpracę. Aaliya wzięła ze sobą łuk i strzały, nie zapominając o ciepłych pledach, ubraniach i niewielkim sztylecie i wyruszyła w podróż.
Miała na sobie długi, czarny płaszcz, mający zapewnić jej anonimowość i ukryć nietoperze skrzydła. Wprawdzie mogła przybrać jakieś swoje ludzkie wcielenie, ale nie chciała tracić na to czasu. Wydało jej się też, że w tej okolicy nikomu nie będzie wadzić jej pochodzenie. Włosy natomiast miała upięte w kok.
- Witam. Tutaj gdzieś w okolicy mieszka stara czarownica, nazywają ją Uriel. Słyszałaś coś na jej temat? Wiesz może gdzie mieszka? - spytała nemoriankę.
- Cealia
- Szukający drogi
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
Namorianka nie zdążyła odpowiedzieć lichowi, kiedy zagadała do niej piekielna. Była zaskoczona, że w takim miejscu można spotkać żywe istoty. Uśmiechnęła się i wstała.
- Nie wiem, nie znam tego terenu. Może lich wie. - Kątem oka spojrzała na Quaquera. - A można wiedzieć, po co ją szukasz. Zawsze możemy... Przynajmniej ja chętnie ci posłuże pomocą. I tak nie mam, jak na razie, nic do roboty, a za nudą nie przepadam. - Zagadała do nieznajomej istoty. - Ah i bym się nie przedstawiła. Na imię mi Cealia, a ci? - W głowie zaczęły układać się już obrazy różnych walk i inne nieodłącznie związane z przygodą, na które chętnie by się zgodziła.
- Nie wiem, nie znam tego terenu. Może lich wie. - Kątem oka spojrzała na Quaquera. - A można wiedzieć, po co ją szukasz. Zawsze możemy... Przynajmniej ja chętnie ci posłuże pomocą. I tak nie mam, jak na razie, nic do roboty, a za nudą nie przepadam. - Zagadała do nieznajomej istoty. - Ah i bym się nie przedstawiła. Na imię mi Cealia, a ci? - W głowie zaczęły układać się już obrazy różnych walk i inne nieodłącznie związane z przygodą, na które chętnie by się zgodziła.
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
Quaquer wyczuł aurę piekielnej. Obserwował każdy jej szczegół i nie mógł się nadziwić, że doszło do takiego spotkania.
- Niesamowite, ja nieumarły spotykam nemoriankę, a następnie pokusę. Cóż za ciekawy zbieg okoliczności. - Lich wtrącił się do rozmowy, zanim Caelia zdążyła odpowiedzieć - Tak, pamiętam czarownicę Uriel, jest stara jak na ludzkie standardy. Posiada rozległą wiedzę, a w dodatku toleruje takie istoty jak demony, piekielni, czy nieumarli. Powiedz mi tylko moja mała pokuso po co chcesz się widzieć z tą wiedźmą? Bądź, co bądź jestem lichem i jakąś tam wiedzę również posiadam, więc może sam mógłbym pomóc o ile nie jest to coś, co z jakiś przyczyn wie tylko Uriel. - Quasit parsknął na znak zażenowania wymądrzaniem się licha, za co nieumarły obdarzył go solidnym kopniakiem, a imp wpadł do błota.
- Niesamowite, ja nieumarły spotykam nemoriankę, a następnie pokusę. Cóż za ciekawy zbieg okoliczności. - Lich wtrącił się do rozmowy, zanim Caelia zdążyła odpowiedzieć - Tak, pamiętam czarownicę Uriel, jest stara jak na ludzkie standardy. Posiada rozległą wiedzę, a w dodatku toleruje takie istoty jak demony, piekielni, czy nieumarli. Powiedz mi tylko moja mała pokuso po co chcesz się widzieć z tą wiedźmą? Bądź, co bądź jestem lichem i jakąś tam wiedzę również posiadam, więc może sam mógłbym pomóc o ile nie jest to coś, co z jakiś przyczyn wie tylko Uriel. - Quasit parsknął na znak zażenowania wymądrzaniem się licha, za co nieumarły obdarzył go solidnym kopniakiem, a imp wpadł do błota.
- Aaliya
- Szukający Snów
- Posty: 151
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
- Kontakt:
Pokusa cofnęła się o krok na widok licha. Nie z powodu jego wyglądu, była przyzwyczajona do stykania się z różnymi istotami, w końcu w Piekle spotykało się sporo różnych stworzeń. Części z nich wolałaby nigdy więcej nie spotkać, ale cóż, tak czasem bywa. Wracając, jej reakcja wynikała z tego, iż niespodziewanie poczuła kłucie w piersi i suchość w ustach, zupełnie tak, jakby tygodniami nic nie piła. Naturalnie, następnym procesem było kręcenie w głowie, tak silne, że musiała przysiąść, aby złapać oddech.
- Kim ty jesteś? - wystękała, nim jeszcze zdała sobie sprawę, z kim ma do czynienia. - Na moce Czarnego Pana, ty musisz być lichem. Nigdy przedtem nie czułam się tak fatalnie. Twoja aura... to przez nią, tak? Czy ona musi być tak silna? Potrafisz zmienić jej natężenie?
Po kilku chwilach poczuła się lepiej. Złapała się za okolice mostka i, oddychając głęboko, ponownie zwróciła się do licha:
- Pewien mężczyzna zlecił mi zadanie. Mam odwiedzić Uriel i zdobyć kilka eliksirów, bowiem jego córka jest u kresu życia i trzeba ją ratować. Zastanawiam się tylko, jak w parę dni pieszo doń wrócę. Przeklęty ojczulek, który mieszka aż w Rapsodii nie pomyślał o koniu dla mnie- znalazłam się tutaj tylko dzięki kradzieży jakiejś szkapy, która po drodze mi, cholera, zdechła. Akurat teraz musiała wyzionąć ducha, psiakrew! Próbowałam ją ożywić, ale na nic się to zdało, przecież nie jestem alchemikiem. - Zmarszczyła czoło. - No i nie dysponuję żadną wiedzą magiczną z kręgu życia. Jestem tylko pokusą.
- Kim ty jesteś? - wystękała, nim jeszcze zdała sobie sprawę, z kim ma do czynienia. - Na moce Czarnego Pana, ty musisz być lichem. Nigdy przedtem nie czułam się tak fatalnie. Twoja aura... to przez nią, tak? Czy ona musi być tak silna? Potrafisz zmienić jej natężenie?
Po kilku chwilach poczuła się lepiej. Złapała się za okolice mostka i, oddychając głęboko, ponownie zwróciła się do licha:
- Pewien mężczyzna zlecił mi zadanie. Mam odwiedzić Uriel i zdobyć kilka eliksirów, bowiem jego córka jest u kresu życia i trzeba ją ratować. Zastanawiam się tylko, jak w parę dni pieszo doń wrócę. Przeklęty ojczulek, który mieszka aż w Rapsodii nie pomyślał o koniu dla mnie- znalazłam się tutaj tylko dzięki kradzieży jakiejś szkapy, która po drodze mi, cholera, zdechła. Akurat teraz musiała wyzionąć ducha, psiakrew! Próbowałam ją ożywić, ale na nic się to zdało, przecież nie jestem alchemikiem. - Zmarszczyła czoło. - No i nie dysponuję żadną wiedzą magiczną z kręgu życia. Jestem tylko pokusą.
- Cealia
- Szukający drogi
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
- Hmm... WIdę, że się spieszysz. Może wróciłabym do domu i ukradkiem wyprowadziła konia. Choć rodzice nie byli by zadowoleni. - Dziewczyna przez chwilę milczała, przygryzając dolną wargę, na znak, że myśli. Sama nie wiedziała, czy to dobry pomysł. Jej myśli biły się, w końcu nie znała tej dziewczyny, a kradzież wierzchowca, to nie była błacha rzecz, choć jej rodzina była zamożna, więc problemu by nie było. - Ale jeśli byś chciała, abym zdobyła konia, to musiałabym po niego pójść dopiero wieczorem. Mam nadzieję, że ty lichu nie potrzebujesz wierzchowca. Wtedy to byłby dużo większy kłopot. - Zaśmiała się i spojrzała na pokusę. - To jak będzie? -
- Quaquer
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 59
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Lich
- Profesje:
- Kontakt:
- A może po prostu poszukamy tutaj jakichś dostatecznie dużych i silnych szczątek jakiegoś zwierzęcia, które ożywione posłużą za wierzchowca? Ale jeśli wolisz kraść konie ze stadniny własnej nemoriańskiej rodziny, to w porządku. Myślę, że to byłoby zdrowsze dla pokusy, gdyż ona jest żywa i lepiej żeby jeździła również na czymś żywym. - Lich odwrócił się w kierunku piekielnej. - No wiesz, kontakt z gnijącymi zwłokami mógłby wywołać chorobę. Jak się nazywasz? Na mnie mówią Quaquer Diuretix, Caelia już się przedstawiła, a ten imp to Quasit, mój własny twór. - Lich skupił się i obniżył moc swojej aury. - Tak lepiej? Mógłbym ją w każdej chwili całkowicie zgasić, ale wtedy już bym z wami nie rozmawiał. Przez pewien okres swojego... życia leżałem sobie w jednym grobowcu i nic nie robiłem. Trwało to kilkaset lat i wtedy moja aura była bardzo słaba. Mogłem wtedy zauważyć jak wygląda piekło i raz na zawsze się tam udać. Jednak nie spodobało mi się to jak tam traktują nowych i rad ze swoich nekromanckich umiejętności powróciłem tutaj. Ten świat jest nudny, ale jeszcze sobie w nim pobędę. - Lich przerwał, bo zauważył, że zaczął prowadzić monolog i spojrzał na pokusę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Aaliya
- Szukający Snów
- Posty: 151
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
- Kontakt:
Pokusa uśmiechnęła się szeroko, a nawet prawie zachichotałaby, lecz w porę zasłoniła sobie usta pięścią, udając ziewnięcie. Ale ten lich był sympatyczny! A nemorianka? Znała tę dwójkę od kilku minut, a już czuła z nimi więź. To niesamowite, że zostałam tak miło przyjęta, pomyślała i ogarnął ją błogi spokój. Hej, czyżby moja magia emocji poczęła działać tym razem na mnie? A może to nie magia, może to naturalny proces, kiedy z kimś rozmawia się dobrze.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Mam na imię Aaliya- podała rękę Quaquerowi, w ostatniej chwili powstrzymując się przed pogłaskaniem go po głowie. To wyglądałoby komicznie, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, lich budził w niej matczyne uczucia.
A Cealia? Również zrobiła na niej dobre wrażenie. Od razu zaproponowała swą pomoc. Prezentowała się nieźle w jej oczach- była wysoka, miała czarne, lekko kręcone włosy i raczej miły wyraz twarzy.
- Całkiem niezły ten twój imp - powiedziała, zerkając nieśmiało na impa. - Słuchajcie- zwróciła się tym razem także do demonicy- jest jeszcze jeden sposob dostania się do Rapsodii. Potrafię latać. Co prawda, jedynie w swej naturalnej postaci, dlatego musiałabym wyruszyć późną nocą, tak aby nikt nie zareagował histerią na mój widok. Za pomocą własnych skrzydeł potrafię przemieszczać się szybko. Może nie z prędkością światła, ale nieźle mi idzie, póki co. Na razie jednak muszę się spotkać z Uriel, bo może się okazać, że nie ma stosownych eliksirów, ale wtedy mała wyzionie ducha i będzie po zadaniu. A tak między nami, polubiłam się z jej ojcem, nie żeby wiecie - spojrzała wymownie - jest trochę za stary, jak na mój gust, ale dopiero co owdowiał, a już córkę będzie grzebać? Nie mogę na to pozwolić.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Mam na imię Aaliya- podała rękę Quaquerowi, w ostatniej chwili powstrzymując się przed pogłaskaniem go po głowie. To wyglądałoby komicznie, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, lich budził w niej matczyne uczucia.
A Cealia? Również zrobiła na niej dobre wrażenie. Od razu zaproponowała swą pomoc. Prezentowała się nieźle w jej oczach- była wysoka, miała czarne, lekko kręcone włosy i raczej miły wyraz twarzy.
- Całkiem niezły ten twój imp - powiedziała, zerkając nieśmiało na impa. - Słuchajcie- zwróciła się tym razem także do demonicy- jest jeszcze jeden sposob dostania się do Rapsodii. Potrafię latać. Co prawda, jedynie w swej naturalnej postaci, dlatego musiałabym wyruszyć późną nocą, tak aby nikt nie zareagował histerią na mój widok. Za pomocą własnych skrzydeł potrafię przemieszczać się szybko. Może nie z prędkością światła, ale nieźle mi idzie, póki co. Na razie jednak muszę się spotkać z Uriel, bo może się okazać, że nie ma stosownych eliksirów, ale wtedy mała wyzionie ducha i będzie po zadaniu. A tak między nami, polubiłam się z jej ojcem, nie żeby wiecie - spojrzała wymownie - jest trochę za stary, jak na mój gust, ale dopiero co owdowiał, a już córkę będzie grzebać? Nie mogę na to pozwolić.
- Rotohus
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 71
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Paraliż. Całkowite ubezwłasnowolnienie ciała... Mimo, że wokół przelewała się krew Rotohus nic nie mógł na to poradzić. Zawładnęła nim najsilniejsza magia z jaką miał kiedykolwiek styczność. A mimo to wciąż walczył. Uparcie nie oddał swojego organizmu i walczył o kontrolę nad nim. W pewnym momencie napór przeciwnika osiągnął największe możliwe stadium i wtedy... Wszystko minęło. Nagły błysk przeniósł upadłego w głąb nieznanego mu lasu.
Powoli począł rozciągać swoje skamieniałe mięśnie. Umysł natomiast pędził już daleko z przodu. "Gdzie ja jestem? I dlaczego znalazłem się akurat tutaj?" - Te i wiele innych pytań cisnęło się do głowy anioła. Poczuł ból... Znowu... Kiedy już odzyskał pełną mobilność jego rany do tej pory niewyczuwalne dzięki odrętwieniu, teraz postanowiły dać o sobie znać. "Jak miło..." - Pomyślał rwąc ze swojej peleryny pas materiału i zawijając nim dokładnie ranę - te samą ranę którą nosi na ramieniu od czasu wizyty w Dolinie Nieumarłych. Pomimo trzykrotnego leczenia i to nawet skutecznego, uparcie nie chciała się ona zabliźnić. Piekielny zerknął jeszcze raz na rękę i sprawdzając jednocześnie swój ekwipunek ruszył na wschód.
Po godzinie marszu czarnooki doszedł w końcu do tego gdzie się znajduje. Gruba zwieszająca się dość nisko nad ziemią warstwa chmur, nadawała temu miejscu charakterystyczny mrok, którego wypadałoby się obawiać. "Kiedy to ja ostatnio odwiedziłem Mroczne Doliny?" - Rozmyślał, rozglądając się bacznie dookoła. W każdym kierunku horyzont zamykały wysokie, ciemne niczym heban szczyty nieznanych z nazwy gór. Szedł tak niemalże cały dzień, gdy nagle do jego uszu dotarło echo rozmowy, a chwilę o później zmysł magiczny wojownika wyczuł w okolicy kilka silnych, wręcz przytłaczających swoją mocą aur. Nie zważając na niebezpieczeństwo związane ze spotkaniem, nie koniecznie przyjaźnie nastawionych osób ruszył w ich kierunku. Zaszedł jednak niedaleko, bowiem już po kilku minutach z pomiędzy rzedniejących drzew dostrzegł trzy konwersujące postaci. "Mam nadzieję, że nie będą odstawiać numerów..." - Z tą myślą i dłonią w pobliżu drzewca halabardy zbliżał się do nieznajomych.
Powoli począł rozciągać swoje skamieniałe mięśnie. Umysł natomiast pędził już daleko z przodu. "Gdzie ja jestem? I dlaczego znalazłem się akurat tutaj?" - Te i wiele innych pytań cisnęło się do głowy anioła. Poczuł ból... Znowu... Kiedy już odzyskał pełną mobilność jego rany do tej pory niewyczuwalne dzięki odrętwieniu, teraz postanowiły dać o sobie znać. "Jak miło..." - Pomyślał rwąc ze swojej peleryny pas materiału i zawijając nim dokładnie ranę - te samą ranę którą nosi na ramieniu od czasu wizyty w Dolinie Nieumarłych. Pomimo trzykrotnego leczenia i to nawet skutecznego, uparcie nie chciała się ona zabliźnić. Piekielny zerknął jeszcze raz na rękę i sprawdzając jednocześnie swój ekwipunek ruszył na wschód.
Po godzinie marszu czarnooki doszedł w końcu do tego gdzie się znajduje. Gruba zwieszająca się dość nisko nad ziemią warstwa chmur, nadawała temu miejscu charakterystyczny mrok, którego wypadałoby się obawiać. "Kiedy to ja ostatnio odwiedziłem Mroczne Doliny?" - Rozmyślał, rozglądając się bacznie dookoła. W każdym kierunku horyzont zamykały wysokie, ciemne niczym heban szczyty nieznanych z nazwy gór. Szedł tak niemalże cały dzień, gdy nagle do jego uszu dotarło echo rozmowy, a chwilę o później zmysł magiczny wojownika wyczuł w okolicy kilka silnych, wręcz przytłaczających swoją mocą aur. Nie zważając na niebezpieczeństwo związane ze spotkaniem, nie koniecznie przyjaźnie nastawionych osób ruszył w ich kierunku. Zaszedł jednak niedaleko, bowiem już po kilku minutach z pomiędzy rzedniejących drzew dostrzegł trzy konwersujące postaci. "Mam nadzieję, że nie będą odstawiać numerów..." - Z tą myślą i dłonią w pobliżu drzewca halabardy zbliżał się do nieznajomych.
- Cealia
- Szukający drogi
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Nemorianka
- Profesje:
- Kontakt:
- Mamy towarzystwo. - powiedziała, kiedy zauważyła, że ktoś się zbliża. - A ja zawsze sądziłam, że te bagniska to takie opuszczone miejsce.- Jej twarz spoważniała, a mięśnie napięły się. Teraz patrzyła swoimi niebieskimi oczyma na nowego towarzysza. Nie wiedziała, kim jest i wolała w razie ataku, mieć możliwość szybkiej reakcji. - Witamy ciebie podróżniku, dokąd zmierzasz i czy potrzebujesz pomocy? - powiedziała, tak aby głos dotarł do Rotohusa. Jej głos był pełen życzliwości i nie było po nim poznać zaniepokojenie tym spotkaniem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości