Ruiny Nemerii ⇒ [Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
[Ulice Nemerii] Poszukiwania czas zacząć
W końcu dowlokła się pod drzwi znajomej gospody, przysiadła na jednym z wielu kamieni i odgarnęła włosy z twarzy, splatając ręce na karku. Postanowiła cierpliwie poczekać aż pozostali nadejdą, bo drzemka mijała się z celem, nie odpoczęłaby podczas niej - pewnie nawet by nie zasnęła. Stłamsiła poczucie winy w piersi, nakierowując myśli na odpowiedniejszy tor - teraz najważniejszym było odnalezienie artefaktu i ukończenie zadania. Dla Larkina zrobiła wszystko co mogła.
Zaczęła snuć różne hipotezy odnośnie możliwości odnalezienia przedmiotu, lub jego zlokalizowania. Większość odrzucała, niektóre wydawały się dość rozsądne. Jeśli w grupie znajdą się osoby, które będą w stanie spleść trudniejsze zaklęcia. W przeciągu jednej nocy stracili trzech członków wyprawy. To miejsce naprawdę było przeklęte.
Kiedy uświadomiła sobie, że ci co poszli spać również mogli zaginąć, poczuła lodowate dreszcze na plecach. Stłumiła w sobie jednak niepokój i z chłodnym opanowaniem postanowiła, że poczeka do momentu w którym słońce osiągnie najwyższy punkt na niebie. Jeśli do tego czasu nikt się nie zjawi, pójdzie sprawdzić karczmę, a później, gdyby nikogo nie znalazła, odejdzie stąd. W pojedynkę - nawet się nie łudziła - nie da rady odszukać artefaktu.
Tymczasem słońce wychylało się coraz śmielej zza horyzontu, rzucając złociste promienie na zdewastowaną, przerażającą Nemerię, która pochłaniała z każdym dniem więcej i więcej istnień. Ariene zdawało się kilkakrotnie, że widzi jakiś ruch wśród budynków, jednak nie miała pewności, dlatego wolała to zignorować.
Chciała by ktoś przyszedł. Jej żołądek ścisnął się już charakterystycznie z niepokoju, jednak dziewczyna ani drgnęła na swoim kamieniu, co rusz karcąc się za powracanie myślami do zniknięcia Larkina.
Zaczęła snuć różne hipotezy odnośnie możliwości odnalezienia przedmiotu, lub jego zlokalizowania. Większość odrzucała, niektóre wydawały się dość rozsądne. Jeśli w grupie znajdą się osoby, które będą w stanie spleść trudniejsze zaklęcia. W przeciągu jednej nocy stracili trzech członków wyprawy. To miejsce naprawdę było przeklęte.
Kiedy uświadomiła sobie, że ci co poszli spać również mogli zaginąć, poczuła lodowate dreszcze na plecach. Stłumiła w sobie jednak niepokój i z chłodnym opanowaniem postanowiła, że poczeka do momentu w którym słońce osiągnie najwyższy punkt na niebie. Jeśli do tego czasu nikt się nie zjawi, pójdzie sprawdzić karczmę, a później, gdyby nikogo nie znalazła, odejdzie stąd. W pojedynkę - nawet się nie łudziła - nie da rady odszukać artefaktu.
Tymczasem słońce wychylało się coraz śmielej zza horyzontu, rzucając złociste promienie na zdewastowaną, przerażającą Nemerię, która pochłaniała z każdym dniem więcej i więcej istnień. Ariene zdawało się kilkakrotnie, że widzi jakiś ruch wśród budynków, jednak nie miała pewności, dlatego wolała to zignorować.
Chciała by ktoś przyszedł. Jej żołądek ścisnął się już charakterystycznie z niepokoju, jednak dziewczyna ani drgnęła na swoim kamieniu, co rusz karcąc się za powracanie myślami do zniknięcia Larkina.
Nienormalni winni trzymać się razem!
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Coś było nie tak. Gęste, ciężkie powietrze świadczyło o problemie, przeczuła to jeszcze stojąc na szczycie schodów. Ponaglana przez skacowanego łowcę (ponaglana w sposób, na który nie dało się zareagować inaczej niż warknięciem, co uczyniła natychmiastowo), zeszła w dół po stopniach. Przeszła na sam środek karczmy, rozglądając się dookoła zaniepokojonym wzrokiem i zaciskając usta w wąską linię. Wszystko wydawało się być w porządku. Żadnych rozbitych szyb, wywróconych krzeseł, niepokojących cieni. Światło poranka wdzierało się do wnętrza przez zakurzone szyby, odbierając miejscu odrobinę ponurości. A mimo wszystko coś jej nie pasowało. Miała wrażenie, że Ariene nie zostawiłaby rzuconych naprędce naczyń, że złożyłaby teraz leżącą na podłodze szmatkę i odłożyła na miejsce. Jak dla niej - może z powodu piekielnego bólu głowy roiły jej się teorie spiskowe - miejsce wyglądało jakby ktoś nagle zostawił wszystko i wybiegł. Zmarszczyła czoło, czując w sercu nieprzyjemne igiełki strachu. W nocy wydawało jej się, że słyszała jakiś hałas - huk, ludzki krzyk, coś bardzo pasującego do Opuszczonego Królestwa i bardzo złego. Ale była zbyt zajęta (ukradkowe spojrzenie rzucone towarzyszącemu jej mężczyźnie powinno uświadomić niezaznajomionym z tematem czytelnikom czym i kim była zajęta), nie zwróciła na to uwagi. Teraz uświadomiła sobie, że mogło się coś stać.
Z drugiej strony mogło się okazać, że wszyscy towarzysze jeszcze śpią, a ona sobie coś roi. Że zaraz zejdą na dół Aithne, Errian, Ariene, Larkin, Arathain i Revelin, przywitają się, zjedzą jakąś namiastkę śniadania i ruszą na poszukiwania. Prawdopodobnie. Sięgnęła dłońmi do włosów, zebrała je w kucyk i związała z pomocą dotychczas ozdabiającej nadgarstek wstążki. Nie potrafiła wyrzucić z siebie tego niepokoju. Być może w końcu by jej się udało, gdyby zajęła się posiłkiem. Ona jednak wyjrzała przez okno, zupełnie przypadkowo.
- Ariene? - szepnęła sama do siebie, mrużąc oczy, by rozpoznać siedzącą przed oberżą postać. Nie obejrzawszy się na łowcę, wyszła z budynku, po kilku krokach stając przed skuloną na kamieniu kobietą. Przypatrzyła się uważnie towarzyszce, która przypominała teraz wielką kupkę nieszczęścia. Nie chciała pytać o to, o co zaraz zapyta. Bała się odpowiedzi.
- Ariene, kochana... - zaczęła cichutko, kucając przed czarnowłosą i czułym gestem odgarniając jej kosmyk włosów z czoła - co się stało?
Z drugiej strony mogło się okazać, że wszyscy towarzysze jeszcze śpią, a ona sobie coś roi. Że zaraz zejdą na dół Aithne, Errian, Ariene, Larkin, Arathain i Revelin, przywitają się, zjedzą jakąś namiastkę śniadania i ruszą na poszukiwania. Prawdopodobnie. Sięgnęła dłońmi do włosów, zebrała je w kucyk i związała z pomocą dotychczas ozdabiającej nadgarstek wstążki. Nie potrafiła wyrzucić z siebie tego niepokoju. Być może w końcu by jej się udało, gdyby zajęła się posiłkiem. Ona jednak wyjrzała przez okno, zupełnie przypadkowo.
- Ariene? - szepnęła sama do siebie, mrużąc oczy, by rozpoznać siedzącą przed oberżą postać. Nie obejrzawszy się na łowcę, wyszła z budynku, po kilku krokach stając przed skuloną na kamieniu kobietą. Przypatrzyła się uważnie towarzyszce, która przypominała teraz wielką kupkę nieszczęścia. Nie chciała pytać o to, o co zaraz zapyta. Bała się odpowiedzi.
- Ariene, kochana... - zaczęła cichutko, kucając przed czarnowłosą i czułym gestem odgarniając jej kosmyk włosów z czoła - co się stało?
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy zauważyła wychodzącą z karczmy Anabde poczuła nieopisaną ulgę. Mimo prób racjonalnego podejścia do sprawy, mimo prób zachowania zimnej krwi i rozsądnego osądzenia sytuacji nie udało się jej obronić przed irracjonalnymi strachami. Teraz, widząc, że przynajmniej Anabde nadal tu jest i jeszcze żyje, odniosła wrażenie jakby ktoś ściągnął coś ciężkiego z jej ramion. Uczucie było na tyle przyjemne, że na ustach dziewczyny pojawił się blady, zmęczony uśmiech.
Niepokój w oczach rudowłosej nie ucieszył Ariene; doskonale wiedziała, że za tym niepokojem nadejdzie także pytanie, może nawet wiele pytań. Nie była pewna, czy potrafi powiedzieć o wszystkim - czy potrafi zawrzeć to w bezlitosnych, obojętnych słowach, czy może podda się emocjom i zabrzmi jak rozhisteryzowana dziewczynka. Z drugiej strony, jeśli miała stawić czoła poinformowaniu o tym Aithne... lepiej poćwiczyć na Anabde. Chyba że jakiś cud wspaniały sprawi, iż droga nekromantka wyręczy nieszczęsną wiedźmę.
- Zniknęli - rzuciła jedynym słowem, jakie przyszło jej na myśl, a jakie była w stanie wymówić.
I odkryła, że niewiele więcej potrafi powiedzieć. Dlatego nie zmuszała ściśniętej krtani do współpracy. Wbiła dość udręczone, bardzo zmęczone spojrzenie w twarz Anabde jakby chciała telepatycznie jej przekazać, że próbowała, że się starała, ale to coś - bo coś niewątpliwie tu było - okazało się za silne. Że zareagowała za późno. Że nie powinna była puszczać Larkina samego. Że powinna była pójść po Arathaina i Revelina, nim, najpewniej, zostali zabici albo skrzywdzeni.
Ale milczała, patrząc na dziewczynę i coraz mocniej wbijając palce w kark, na którym splotła dłonie. Przez chwilę miała cichą, bardzo brzydką nadzieję, że i Aithne zniknęła, dzięki czemu nie musiałaby stawiać czoła jej rozpaczy. Ale błyskawicznie tę myśl odrzuciła.
Niepokój w oczach rudowłosej nie ucieszył Ariene; doskonale wiedziała, że za tym niepokojem nadejdzie także pytanie, może nawet wiele pytań. Nie była pewna, czy potrafi powiedzieć o wszystkim - czy potrafi zawrzeć to w bezlitosnych, obojętnych słowach, czy może podda się emocjom i zabrzmi jak rozhisteryzowana dziewczynka. Z drugiej strony, jeśli miała stawić czoła poinformowaniu o tym Aithne... lepiej poćwiczyć na Anabde. Chyba że jakiś cud wspaniały sprawi, iż droga nekromantka wyręczy nieszczęsną wiedźmę.
- Zniknęli - rzuciła jedynym słowem, jakie przyszło jej na myśl, a jakie była w stanie wymówić.
I odkryła, że niewiele więcej potrafi powiedzieć. Dlatego nie zmuszała ściśniętej krtani do współpracy. Wbiła dość udręczone, bardzo zmęczone spojrzenie w twarz Anabde jakby chciała telepatycznie jej przekazać, że próbowała, że się starała, ale to coś - bo coś niewątpliwie tu było - okazało się za silne. Że zareagowała za późno. Że nie powinna była puszczać Larkina samego. Że powinna była pójść po Arathaina i Revelina, nim, najpewniej, zostali zabici albo skrzywdzeni.
Ale milczała, patrząc na dziewczynę i coraz mocniej wbijając palce w kark, na którym splotła dłonie. Przez chwilę miała cichą, bardzo brzydką nadzieję, że i Aithne zniknęła, dzięki czemu nie musiałaby stawiać czoła jej rozpaczy. Ale błyskawicznie tę myśl odrzuciła.
Nienormalni winni trzymać się razem!
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Coś nagle się skurczyło, by później zamrzeć. Czyżby było to jej serce? Szybko odrzuciła to uczucie, nie mogąc się przyznać do niego przed samą sobą. Chodzi o strach? Nie, kochani, nie o strach. Nie mogła uświadomić sobie, że przywiązała się do kogokolwiek, nie mogła potwierdzić, że natychmiastowo zaczęła się martwić o Aithne, swoją przyjaciółkę. Bo przecież Anabde Sasare do nikogo się nie przywiązuje i nie ma przyjaciół, prawda?
- Jak to: zniknęli? Kto zniknął? - drążyła mimo świadomości tego, jak ciężkie może być dla Ariene odpowiadanie. To było widać, w tym przerażonym, smutnym spojrzeniu i udręczonej twarzy. Ale ona musiała wiedzieć. Położyła dłoń na policzku kobiety, patrząc w jej szafirowe oczy.
- Sheridan nadal tutaj jest. - powiedziała, jakby chciała w ten sposób uspokoić czarnowłosą. Że nie zostały same. Miała tylko nadzieję, że Ariene nie zapyta skąd ona to wie. Po co rozpowiadać? Niech poprzedni wieczór pozostanie tajemnicą. - Więc kto zniknął? - powtórzyła.
Drzwi karczmy trzasnęły z hukiem, ale Anabde nawet się na nie nie obejrzała. Nie zwracała też uwagi na to, że zaczęła drżeć z zimna - to był wyjątkowo mroźny poranek w Opuszczonym Królestwie, a jej płaszcz tkwił schowany w torbie. Głód, chociaż dawał o sobie znać, był całkowicie ignorowany. Bo teraz to nie było ważne, nie w tej chwili, bo coś się wydarzyło. Nekromantka przeklęła w duchu swoje przeczucie, które po raz kolejny w jej życiu się potwierdziło. Blada wpatrywała się intensywnie w Ariene, bojąc się nadchodzących słów. Nie chciała usłyszeć imion zaginionych, najbardziej bała się, że jednym z nich będzie "Aithne". Przecież wiadomo co dzieje się z tymi, którzy znikną w Opuszczonym Królestwie - nigdy nie wracają.
- Jak to: zniknęli? Kto zniknął? - drążyła mimo świadomości tego, jak ciężkie może być dla Ariene odpowiadanie. To było widać, w tym przerażonym, smutnym spojrzeniu i udręczonej twarzy. Ale ona musiała wiedzieć. Położyła dłoń na policzku kobiety, patrząc w jej szafirowe oczy.
- Sheridan nadal tutaj jest. - powiedziała, jakby chciała w ten sposób uspokoić czarnowłosą. Że nie zostały same. Miała tylko nadzieję, że Ariene nie zapyta skąd ona to wie. Po co rozpowiadać? Niech poprzedni wieczór pozostanie tajemnicą. - Więc kto zniknął? - powtórzyła.
Drzwi karczmy trzasnęły z hukiem, ale Anabde nawet się na nie nie obejrzała. Nie zwracała też uwagi na to, że zaczęła drżeć z zimna - to był wyjątkowo mroźny poranek w Opuszczonym Królestwie, a jej płaszcz tkwił schowany w torbie. Głód, chociaż dawał o sobie znać, był całkowicie ignorowany. Bo teraz to nie było ważne, nie w tej chwili, bo coś się wydarzyło. Nekromantka przeklęła w duchu swoje przeczucie, które po raz kolejny w jej życiu się potwierdziło. Blada wpatrywała się intensywnie w Ariene, bojąc się nadchodzących słów. Nie chciała usłyszeć imion zaginionych, najbardziej bała się, że jednym z nich będzie "Aithne". Przecież wiadomo co dzieje się z tymi, którzy znikną w Opuszczonym Królestwie - nigdy nie wracają.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Łowca Dusz
- Profesje:
- Kontakt:
Sheridan nie zatrzymywał Anabde kiedy ta opuściła karczmę, wymamrotawszy coś pod nosem. Rozejrzał się dokoła, ocenił zniszczenia i sprawdził czy gdzieś przypadkiem nie ma trochę wody. W końcu wygrzebał coś z sakwy bodajże rudego rozczochranego, wypił kilka łyków, jednak szybko stracił napojem zainteresowanie, bo dostrzegł czuprynę Anabde za oknem. Wyprostował się, wrzucił własność Aithne do sakwy, po czym podszedł trochę bliżej do parapetu.
Coś było nie tak. Widział nie tylko po Ariene, ale również po Anabde, która przez chwilę wyglądała tak jakby zobaczyła ducha zmarłej babci tańczącego w negliżu dziwny taniec. Czyli niezdrowo. Szybko rozejrzał się dokoła na wypadek gdyby zagrożenie było widoczne, jednak niczego nie dostrzegł. Dlatego, widząc unoszącą się nad ziemią mgłę, złapał płaszcz i energicznie wymaszerował na zewnątrz, kierując się do dwóch pań.
Nie przejął się tym, że trzasnęły drzwi, przystanął obok Anabde i spojrzał pytająco na Ariene, unosząc brew. Skinął jej jeszcze głową w marnej imitacji przyjaznego powitania, po czym rozejrzał się dokoła, marszcząc czoło. Nemeria wyglądała spokojnie, aczkolwiek coś wisiało w powietrzu i nie chodziło tu o mgłę ani przygnębiony nastrój.
Postanowił się nie odzywać, bo i po co? Nawet w temacie nie był. Zajął się obserwacją otoczenia, jednak po krótkiej chwili zirytowało go to drżenie Anabde, dlatego rzucił jej na plecy bez słowa płaszcz, na powrót wciskając ręce do kieszeni i przyglądając się okolicom.
Za spokojnie. W powietrzu wisiały kłopoty.
Coś było nie tak. Widział nie tylko po Ariene, ale również po Anabde, która przez chwilę wyglądała tak jakby zobaczyła ducha zmarłej babci tańczącego w negliżu dziwny taniec. Czyli niezdrowo. Szybko rozejrzał się dokoła na wypadek gdyby zagrożenie było widoczne, jednak niczego nie dostrzegł. Dlatego, widząc unoszącą się nad ziemią mgłę, złapał płaszcz i energicznie wymaszerował na zewnątrz, kierując się do dwóch pań.
Nie przejął się tym, że trzasnęły drzwi, przystanął obok Anabde i spojrzał pytająco na Ariene, unosząc brew. Skinął jej jeszcze głową w marnej imitacji przyjaznego powitania, po czym rozejrzał się dokoła, marszcząc czoło. Nemeria wyglądała spokojnie, aczkolwiek coś wisiało w powietrzu i nie chodziło tu o mgłę ani przygnębiony nastrój.
Postanowił się nie odzywać, bo i po co? Nawet w temacie nie był. Zajął się obserwacją otoczenia, jednak po krótkiej chwili zirytowało go to drżenie Anabde, dlatego rzucił jej na plecy bez słowa płaszcz, na powrót wciskając ręce do kieszeni i przyglądając się okolicom.
Za spokojnie. W powietrzu wisiały kłopoty.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Ariene odetchnęła, znów przelotnie spojrzawszy na Sheridana. To dobrze, że oni byli, może Aithne i Errian także jeszcze tu są? Oby. Widziała po Anabde, że dziewczyna ciężko by zniosła zniknięcie przyjaciółki, i jakoś jej to nie dziwiło. Opuszczone Królestwo owiane było złą sławą.
- Najpierw Aratek i Revelin. Po tym, jak wyszli - wymamrotała, starając się zmusić struny głosowe do posłuszeństwa.
"I co się przejmujesz? Jesteś tu w pracy Tenshi, więc podejdź do tego zawodowo. Bliższych przyjaciół traciłaś już na misjach i radziłaś sobie z tym bez zarzutu, nie daj się pokonać zabobonom!" skarciła się w myślach i znów odetchnęła, opuszczając ręce na nogi i prostując się.
- Nie wrócili już do gospody, nie wiem, co się stało. A potem... coś było na dworze, coś dziwnego, i Larkin poszedł to sprawdzić. Kazał mi zostać, więc zostałam. Po długiej ciszy i równie długiej nieobecności, usłyszałam krzyk, więc wybiegłam z karczmy, ale... - urwała i zapatrzyła się w ziemię. - Znalazłam plamę krwi, daleko od naszego noclegu. I coś przemknęło w ciemnościach, jednak zostawiło mnie w spokoju. Szukałam całą noc, jak kamień w wodę - dodała szeptem, przygryzając wargę.
Mimo wszystko trochę ją ruszyło zniknięcie Larkina. Przyzwyczaiła się do jego towarzystwa i go polubiła, z pewnością nie życzyła mu źle i chyba już by wolała dokładnie wiedzieć, co się z nim stało, niż tylko snuć przypuszczenia. Ale zniknął, na pewno zostali Anabde i Sheridan, czy ktoś jeszcze? I co tu grasowało, wśród ruin?
- Próbowałam - zakończyła, czując, że poczucie winy jej nie opuści tak łatwo.
Mogła z nim pójść. Nie poszła.
- Próbowałam...
- Najpierw Aratek i Revelin. Po tym, jak wyszli - wymamrotała, starając się zmusić struny głosowe do posłuszeństwa.
"I co się przejmujesz? Jesteś tu w pracy Tenshi, więc podejdź do tego zawodowo. Bliższych przyjaciół traciłaś już na misjach i radziłaś sobie z tym bez zarzutu, nie daj się pokonać zabobonom!" skarciła się w myślach i znów odetchnęła, opuszczając ręce na nogi i prostując się.
- Nie wrócili już do gospody, nie wiem, co się stało. A potem... coś było na dworze, coś dziwnego, i Larkin poszedł to sprawdzić. Kazał mi zostać, więc zostałam. Po długiej ciszy i równie długiej nieobecności, usłyszałam krzyk, więc wybiegłam z karczmy, ale... - urwała i zapatrzyła się w ziemię. - Znalazłam plamę krwi, daleko od naszego noclegu. I coś przemknęło w ciemnościach, jednak zostawiło mnie w spokoju. Szukałam całą noc, jak kamień w wodę - dodała szeptem, przygryzając wargę.
Mimo wszystko trochę ją ruszyło zniknięcie Larkina. Przyzwyczaiła się do jego towarzystwa i go polubiła, z pewnością nie życzyła mu źle i chyba już by wolała dokładnie wiedzieć, co się z nim stało, niż tylko snuć przypuszczenia. Ale zniknął, na pewno zostali Anabde i Sheridan, czy ktoś jeszcze? I co tu grasowało, wśród ruin?
- Próbowałam - zakończyła, czując, że poczucie winy jej nie opuści tak łatwo.
Mogła z nim pójść. Nie poszła.
- Próbowałam...
Nienormalni winni trzymać się razem!
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy Ariene powiedziała o zniknięciu Arathaina i Revelina, tylko kiwnęła w zastanowieniu głową. Trochę się uspokoiła, co może brzmi bezdusznie, ale... Nie znała ich. Byli dziwni, inni, odstawali. Z całej grupy to ich zniknięcie było najlepszym wyjściem, przynajmniej dla niej. Dlatego nie mogła powiedzieć, by ich żałowała - oczywiście, nie cieszyła się z powodu ich nieobecności, ale była w stanie się z tym pogodzić. Zaakceptować fakt i już.
Nie musiała odwracać głowy, by domyślić się, kto przyszedł. Kiedy poczuła na plecach ciężar materiału, zdziwiła się - była nawet w stanie pomyśleć, że to wcale nie Sheridan (nie posądzała go o takie gesty, kto by posądzał?), ale od razu owionął ją miły, męski zapach, kojarzący się z łowcą. Sięgnęła do kołnierza płaszcza, podciągnęła go tak, by nie zjechał z jej pleców i mimowolnie uniosła kącik ust ku górze.
A potem spojrzała na Ariene z przerażeniem.
- La... Larkin? - powtórzyła w osłupieniu. To było niemożliwe. Wszyscy, ale nie Larkin. Na pewno musiał tu gdzieś być, chował się, może coś go zatrzymało... Ale nie mógł przepaść. Nie on. Przypomniała sobie rudą czuprynę i niebezpiecznie lśniące oczy w kolorze burgundów, we wspomnieniach pojawiły się czarne skrzydła i szelmowski, pewny siebie uśmieszek. Tak, on był kimś, kogo nie dało się tak łatwo pokonać.
- Spokojnie, Ariene, na pewno go znajdziemy. Przecież... przecież to Larkin. Wróci. - powiedziała, bardzo chcąc uwierzyć we własne słowa. Próbowała też zdobyć się na uśmiech, ale to kompletnie jej nie wychodziło, więc dała sobie spokój.
- To pewnie nie była jego... - urwała. Chciała dokończyć, że to nie jego krew znalazła Ariene, ale nie mogła. Przecież byli w Opuszczonym Królestwie, nie tacy bohaterowie tu ginęli. Zacisnęła usta w wąską linię. Gdzieś głęboko poczuła dziwną pustkę, ale wyparła ją ze swojej świadomości. W tej pustce tkwił strach, do którego w życiu by się nie przyznała, współczucie, które przecież miało być jej obce, i zmartwienie, którego nie chciała.
- No już, wstawaj. - mruknęła, podnosząc się do pozycji pionowej i podając dziewczynie dłoń, by z jej pomocą uczyniła to samo. - Nie będziesz się tu zadręczać, próbowałaś, nie wyszło, może wspólnie nam się uda. Ale na pewno nie pozwolę, żebyś tu siedziała i czekała, aż cię coś zeżre. Tego nam najmniej potrzeba. - dodała jeszcze, żeby nie było wątpliwości, że Ariene ma wstać i się ogarnąć. Działanie było najlepszą metodą ucieczki od uczuć i myśli, Anabde wiedziała to najlepiej.
Nie musiała odwracać głowy, by domyślić się, kto przyszedł. Kiedy poczuła na plecach ciężar materiału, zdziwiła się - była nawet w stanie pomyśleć, że to wcale nie Sheridan (nie posądzała go o takie gesty, kto by posądzał?), ale od razu owionął ją miły, męski zapach, kojarzący się z łowcą. Sięgnęła do kołnierza płaszcza, podciągnęła go tak, by nie zjechał z jej pleców i mimowolnie uniosła kącik ust ku górze.
A potem spojrzała na Ariene z przerażeniem.
- La... Larkin? - powtórzyła w osłupieniu. To było niemożliwe. Wszyscy, ale nie Larkin. Na pewno musiał tu gdzieś być, chował się, może coś go zatrzymało... Ale nie mógł przepaść. Nie on. Przypomniała sobie rudą czuprynę i niebezpiecznie lśniące oczy w kolorze burgundów, we wspomnieniach pojawiły się czarne skrzydła i szelmowski, pewny siebie uśmieszek. Tak, on był kimś, kogo nie dało się tak łatwo pokonać.
- Spokojnie, Ariene, na pewno go znajdziemy. Przecież... przecież to Larkin. Wróci. - powiedziała, bardzo chcąc uwierzyć we własne słowa. Próbowała też zdobyć się na uśmiech, ale to kompletnie jej nie wychodziło, więc dała sobie spokój.
- To pewnie nie była jego... - urwała. Chciała dokończyć, że to nie jego krew znalazła Ariene, ale nie mogła. Przecież byli w Opuszczonym Królestwie, nie tacy bohaterowie tu ginęli. Zacisnęła usta w wąską linię. Gdzieś głęboko poczuła dziwną pustkę, ale wyparła ją ze swojej świadomości. W tej pustce tkwił strach, do którego w życiu by się nie przyznała, współczucie, które przecież miało być jej obce, i zmartwienie, którego nie chciała.
- No już, wstawaj. - mruknęła, podnosząc się do pozycji pionowej i podając dziewczynie dłoń, by z jej pomocą uczyniła to samo. - Nie będziesz się tu zadręczać, próbowałaś, nie wyszło, może wspólnie nam się uda. Ale na pewno nie pozwolę, żebyś tu siedziała i czekała, aż cię coś zeżre. Tego nam najmniej potrzeba. - dodała jeszcze, żeby nie było wątpliwości, że Ariene ma wstać i się ogarnąć. Działanie było najlepszą metodą ucieczki od uczuć i myśli, Anabde wiedziała to najlepiej.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Łowca Dusz
- Profesje:
- Kontakt:
- O ile żyje - Sheridan zgasił nadzieję Anabde chłodnym racjonalizmem. - Opuszczone Królestwo nie bez powodu jest opuszczone. Po wojnach jakie się tu przetoczyły, ból i śmierć zalegające w tym miejscu to idealna pożywka dla potworów, które raczej nie gustują w popołudniowych herbatkach - skwitował, przenosząc wzrok na dwie panie. - Ponieważ niewielu się tu zapuszczało, miały swobodną możliwość ewoluowania i teraz cholera jedna wie, co tu się kryje. Larkin zachował się nieodpowiedzialnie wychodząc samemu i nie możemy wiedzieć czy zdołał ujść z życiem, nawet jeśli był tak silny - uznał spokojnie, marszcząc czoło. - Nawet jeśli chciał cię Ariene chronić, to rozegrał to głupio. Można powiedzieć, że sam to sprowokował.
Wreszcie umilkł, specjalnie nie przejmując się tym, że powiedział dużo bolesnej prawdy, za którą mógł zaraz od kogoś w coś oberwać. Ale nie owijał w bawełnę, nie kłamał, skoro nie były tego świadome, musiał im sam uświadomić, że to miejsce jest niebezpieczne. Że mogą zginąć, a już zwłaszcza kręcąc się w pojedynkę.
- Powinniśmy trzymać się razem. I sprawdzić, czy rude rozczochrane i Errian jeszcze żyją - uznał po chwili milczenia, przenosząc wzrok na okolicę.
Mgła opadała, ukazując przerażające, powykrzywiane budynki. Za każdym kamieniem mogła się czaić wroga istota. Sheridan zmarszczył czoło, pochylając głowę. Nie znał się za bardzo na magii, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, zdoła sprawdzić ich otoczenie na obecność rozumnych stworzeń. Takich które posiadają umysł, bo duchy i nieumarli raczej się do tej kategorii już nie zaliczają.
Zacmokał zirytowany, bo nie lubił, kiedy wróg miał jakąś przewagę.
Wreszcie umilkł, specjalnie nie przejmując się tym, że powiedział dużo bolesnej prawdy, za którą mógł zaraz od kogoś w coś oberwać. Ale nie owijał w bawełnę, nie kłamał, skoro nie były tego świadome, musiał im sam uświadomić, że to miejsce jest niebezpieczne. Że mogą zginąć, a już zwłaszcza kręcąc się w pojedynkę.
- Powinniśmy trzymać się razem. I sprawdzić, czy rude rozczochrane i Errian jeszcze żyją - uznał po chwili milczenia, przenosząc wzrok na okolicę.
Mgła opadała, ukazując przerażające, powykrzywiane budynki. Za każdym kamieniem mogła się czaić wroga istota. Sheridan zmarszczył czoło, pochylając głowę. Nie znał się za bardzo na magii, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, zdoła sprawdzić ich otoczenie na obecność rozumnych stworzeń. Takich które posiadają umysł, bo duchy i nieumarli raczej się do tej kategorii już nie zaliczają.
Zacmokał zirytowany, bo nie lubił, kiedy wróg miał jakąś przewagę.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Ariene zacisnęła zęby wypuszczając przez nie powietrze z płuc. Racjonalizm Sheridana zabolał, jednak doskonale wiedziała, że łowca miał rację. Poczuła się jeszcze bardziej winna kiedy ich towarzysz postawił to w świetle chronienia jej, ale postanowiła tego nie roztrząsać. Larkin zniknął, nie wiadomo czy umarł, czy zdołał ujść z życiem. Oni natomiast żyli. I musieli przeżyć, to było najważniejsze. Powinni sprawdzić gdzie jest Aithne i Errian. Czy w ogóle są.
- Tak. Znaczy, och - westchnęła nie mogąc pozbierać myśli. - Powinniśmy sprawdzić - powtórzyła na głos to, co przed chwilą przemknęło jej prze głowę. - Ale się nie rozdzielajmy. To miejsce jest niebezpieczne, zbyt dużo ryzykowaliśmy nocując w osobnych pokojach. Cud, że ja przetrwałam noc - dodała ciszej, dopiero teraz uświadamiając sobie, że kręciła się po Nemerii jak ostatnia niedoświadczona w walkach kretynka, prowokując potwory do urządzenia sobie polowania. - Anabde, widziałaś Aithne albo Erriana? - zwróciła się do nekromatnki.
Podświadomie bała się, że jeśli pójdą do karczmy, poznają przykrą prawdę. Wolałaby już nikogo więcej nie tracić z ekipy.
- Tak. Znaczy, och - westchnęła nie mogąc pozbierać myśli. - Powinniśmy sprawdzić - powtórzyła na głos to, co przed chwilą przemknęło jej prze głowę. - Ale się nie rozdzielajmy. To miejsce jest niebezpieczne, zbyt dużo ryzykowaliśmy nocując w osobnych pokojach. Cud, że ja przetrwałam noc - dodała ciszej, dopiero teraz uświadamiając sobie, że kręciła się po Nemerii jak ostatnia niedoświadczona w walkach kretynka, prowokując potwory do urządzenia sobie polowania. - Anabde, widziałaś Aithne albo Erriana? - zwróciła się do nekromatnki.
Podświadomie bała się, że jeśli pójdą do karczmy, poznają przykrą prawdę. Wolałaby już nikogo więcej nie tracić z ekipy.
Nienormalni winni trzymać się razem!
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
- Dziękujemy ci za wykład, Sheridanie. Nie obyłybyśmy się bez niego - prychnęła, patrząc na łowcę z dezaprobatą. Zaraz jednak wywróciła młynka oczami, uznając, że on i tak ma w głębokim poważaniu co powinno się Ariene w danej chwili powiedzieć. Przecież wiedziały, że w Opuszczonym Królestwie jest niebezpiecznie, wiedziały dlaczego, co tu się kiedyś stało i wiedziały, że Larkin może nie żyć. Zdawały sobie sprawę z tego, że zachował się głupio wychodząc wczoraj z karczmy. Jednak okazanie odrobiny empatii (a w przypadku osoby niezdolnej do takich uczuć zwyczajne siedzenie cicho) było zdecydowanie lepszym wyjściem niż dobijanie - w końcu nikt nie chciał by im się Ariene załamała. Ktoś słaby psychicznie nie wytrzyma w Opuszczonym Królestwie nawet dnia.
Kiedy Ariene wspomniała o nocowaniu w osobnych pokojach, Anabde zacisnęła usta. Nadal poirytowana impertynencją Sheridana, który najwidoczniej miał je za naiwne i nieuświadomione, wbiła chłodne spojrzenie w budynek rozpadającej się karczmy. Opanowała wszelkie reakcje, nie zdradzając, że w kwestii spania w różnych łóżkach dziewczyna się myliła, chociaż opanowanie nerwów na kacu było dla niej nie lada wysiłkiem.
- Nie widziałam. - odpowiedziała krótko, mrużąc powieki z nadzieją, że wypatrzy w którymś z brudnych okien sylwetki towarzyszy podróży. - chodźmy więc ich poszukać. - dodała, po czym zwyczajnie ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Stanęła przed nimi i zerknęła przez ramię na Ariene i Sheridana; zgodnie z ich słowami postanowiła poczekać, aż do niej dojdą, by się nie rozdzielali. Nawet na chwilę. Chwila może kosztować kogoś życie, tego nie chcieli.
Kiedy Ariene wspomniała o nocowaniu w osobnych pokojach, Anabde zacisnęła usta. Nadal poirytowana impertynencją Sheridana, który najwidoczniej miał je za naiwne i nieuświadomione, wbiła chłodne spojrzenie w budynek rozpadającej się karczmy. Opanowała wszelkie reakcje, nie zdradzając, że w kwestii spania w różnych łóżkach dziewczyna się myliła, chociaż opanowanie nerwów na kacu było dla niej nie lada wysiłkiem.
- Nie widziałam. - odpowiedziała krótko, mrużąc powieki z nadzieją, że wypatrzy w którymś z brudnych okien sylwetki towarzyszy podróży. - chodźmy więc ich poszukać. - dodała, po czym zwyczajnie ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Stanęła przed nimi i zerknęła przez ramię na Ariene i Sheridana; zgodnie z ich słowami postanowiła poczekać, aż do niej dojdą, by się nie rozdzielali. Nawet na chwilę. Chwila może kosztować kogoś życie, tego nie chcieli.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Łowca Dusz
- Profesje:
- Kontakt:
Sheridan uśmiechnął się pod nosem, częściowo szczerząc ostrzejsze zęby. Ależ była zabawna, taka poirytowana i nafuczona, ciekawe, czy zawsze tak się rano zachowywała. Bezczelnie się jej przyjrzał, kiedy ruszała do drzwi, nie kryjąc się z tym zanadto, bo i po co? Aa, no tak, ona pewnie jeszcze miała kaca. Jak on uwielbiał być sobą, teraz z powrotem czuł się świeży i wypoczęty.
- Do usług, Anabde - odparł ironicznie grzecznym tonem, ruszając za nią do gospody.
Zatrzymał się na progu, zerknął krótko na kiepsko wyglądającą Ariene, po czym bez zainteresowania zajrzał przez zakurzone okno, sprawdzając, czy nie ma za nim rudego rozczochranego.
- Jeśli spędzili noc w swoim pobliżu, mogli mieć więcej szczęścia - uznał, nie wiedząc nawet, że właśnie trafił w samo sedno. - Inna sprawa, że Errian mógł tego nie przeżyć, co w sumie by mnie nie zdziwiło - dodał, bo nie byłby sobą, gdyby nie przypomniał światu, że rude rozczochrane jest okropne oraz paskudne.
Bo było.
- Do usług, Anabde - odparł ironicznie grzecznym tonem, ruszając za nią do gospody.
Zatrzymał się na progu, zerknął krótko na kiepsko wyglądającą Ariene, po czym bez zainteresowania zajrzał przez zakurzone okno, sprawdzając, czy nie ma za nim rudego rozczochranego.
- Jeśli spędzili noc w swoim pobliżu, mogli mieć więcej szczęścia - uznał, nie wiedząc nawet, że właśnie trafił w samo sedno. - Inna sprawa, że Errian mógł tego nie przeżyć, co w sumie by mnie nie zdziwiło - dodał, bo nie byłby sobą, gdyby nie przypomniał światu, że rude rozczochrane jest okropne oraz paskudne.
Bo było.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Ariene nie była głupia. Może i była na kacu, może i była trochę przewrażliwiona na ten moment, biorąc pod uwagę nocne przygody, jednak głupia nie była. Dlatego zorientowała się, że te spojrzenia i irytacja częściowo dotyczą jakiejś zakichanej troski, którą postanowili, świadomie czy nie, częściowo ją otoczyć, a to ją rozjuszyło. Nie była jajkiem, które mogło się stłuc od byle nieprzyjemnego spotkania z twardą powierzchnią.
Prychnęła zdenerwowana, zgromiła towarzyszy wzrokiem, urażona tym wszystkim, po czym energicznie ruszyła do drzwi, mrużąc oczy, kiedy głowa mocniej zabolała.
- Na miłość bogów, nie histeryzujcie aż tak - warknęła, czując bardzo silną potrzebę działania.
Działanie uśmierzało niepokój, pozwalało przestać myśleć o problemach, umożliwiało rozluźnienie umysłu na rzecz napięcia w innej sprawie. Lubiła działać, kiedy miała problemy lub czegoś się bała, w działaniu czuła się najpewniej. Dlatego śmiało nacisnęła klamkę i weszła do środka, zaciskając usta.
Nie uratowała Larkina, popełniła błąd, ich towarzysze przepadli. Ale to nie oznaczało, że pozostali mieli w jakimkolwiek stopniu nad nią drżeć, bo to była tylko i wyłącznie jej sprawa i jej problem. Poradzi sobie z tym, zadanie należało teraz do priorytetów, nie jakieś osobiste rozgrywki i zagwozdki.
Pełna irytacji i wewnętrznego buntu poczuła się trochę lepiej.
Prychnęła zdenerwowana, zgromiła towarzyszy wzrokiem, urażona tym wszystkim, po czym energicznie ruszyła do drzwi, mrużąc oczy, kiedy głowa mocniej zabolała.
- Na miłość bogów, nie histeryzujcie aż tak - warknęła, czując bardzo silną potrzebę działania.
Działanie uśmierzało niepokój, pozwalało przestać myśleć o problemach, umożliwiało rozluźnienie umysłu na rzecz napięcia w innej sprawie. Lubiła działać, kiedy miała problemy lub czegoś się bała, w działaniu czuła się najpewniej. Dlatego śmiało nacisnęła klamkę i weszła do środka, zaciskając usta.
Nie uratowała Larkina, popełniła błąd, ich towarzysze przepadli. Ale to nie oznaczało, że pozostali mieli w jakimkolwiek stopniu nad nią drżeć, bo to była tylko i wyłącznie jej sprawa i jej problem. Poradzi sobie z tym, zadanie należało teraz do priorytetów, nie jakieś osobiste rozgrywki i zagwozdki.
Pełna irytacji i wewnętrznego buntu poczuła się trochę lepiej.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Errian umierał. Umierał potwornie i okrutnie, i nie mógł sobie z tym umieraniem poradzić, przeklinając w myślach cały alkohol świata. Jak mógł dać się tak upić? Dobra, sam się upił, ale mimo wszystko... Dobra, nie wypił znowu tak dużo, we wspomnieniach nie miał żadnej czarnej dziury, tylko... cholera jasna, tyle nie pił od długiego czasu, to było jak samobójstwo. Co go podkusiło?!
Kuśtykał ze schodów zbolałym krokiem, w duchu dziękując idącej za nim Aithne, że się nie odzywała. Miała na tyle mocny głos, nawet kiedy mówiła normalnie, że najpewniej dobiłaby go swoją pierwszą wypowiedzią. Tymczasem mógł dogorywać we własnym tempie, krzywiąc się co i rusz i żyjąc w błogiej nieświadomości co do dramatu, który rozgrywał się pięć stopni niżej, na parterze oraz poza gospodą. Teraz chłopak miał jeden cel.
Dotrzeć na sam dół schodów.
Kiedy ujrzał wnętrze karczmy i dostrzegł stojących w progu i wyraźnie zaniepokojonych... dobra, zaniepokojone, Sheridan zawsze miał minę znudzoną i zdegustowaną całym światem. W każdym razie panie wyglądały niezbyt dobrze, zwłaszcza Ariene, zupełnie jakby jej noc polegała na bieganiu dokoła całej Nemerii.
I chłopak nawet nie wiedział, jak blisko był prawdy.
- Co jest? - wychrypiał, skrzywił się, dotknął skroni i ostatecznie umarł, opierając się mocniej na ścianie.
Czy jest na sali manierka z wodą? Ewentualnie kapłan, trzeba zmówić ostatnie modły nad ciałem i je spalić, żeby nie gniło gdzieś po kątach?
Kuśtykał ze schodów zbolałym krokiem, w duchu dziękując idącej za nim Aithne, że się nie odzywała. Miała na tyle mocny głos, nawet kiedy mówiła normalnie, że najpewniej dobiłaby go swoją pierwszą wypowiedzią. Tymczasem mógł dogorywać we własnym tempie, krzywiąc się co i rusz i żyjąc w błogiej nieświadomości co do dramatu, który rozgrywał się pięć stopni niżej, na parterze oraz poza gospodą. Teraz chłopak miał jeden cel.
Dotrzeć na sam dół schodów.
Kiedy ujrzał wnętrze karczmy i dostrzegł stojących w progu i wyraźnie zaniepokojonych... dobra, zaniepokojone, Sheridan zawsze miał minę znudzoną i zdegustowaną całym światem. W każdym razie panie wyglądały niezbyt dobrze, zwłaszcza Ariene, zupełnie jakby jej noc polegała na bieganiu dokoła całej Nemerii.
I chłopak nawet nie wiedział, jak blisko był prawdy.
- Co jest? - wychrypiał, skrzywił się, dotknął skroni i ostatecznie umarł, opierając się mocniej na ścianie.
Czy jest na sali manierka z wodą? Ewentualnie kapłan, trzeba zmówić ostatnie modły nad ciałem i je spalić, żeby nie gniło gdzieś po kątach?
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Aithne starała się być wyrozumiała i nie zabić Erriana za poruszanie się z prędkością graniczącą z uciekającym w popłochu ślimakiem. Nawet nie cmokała zirytowana i nie wywracała oczami! Właściwie zajmowała się nerwowym rozglądaniem dokoła, żeby nie wpaść na towarzyszy kiedy szła razem z młodzieńcem. To byłoby straszne i okropne, jeszcze by coś pomyśleli, może by się dowiedzieli, że spali w jednym pokoju... Zaczęliby coś mówić, a ona musiałaby ich pozabijać.
Tak, świetny plan. Pozabija, jeśli coś bąkną na ten temat. A zacznie od Erriana, bo to jego wina.
Kiedy chłopak stanął na ostatnim stopniu i wybełkotał coś niewyraźnie, nie wytrzymała. Warknęła, wywróciła oczami, cmoknęła zirytowana (czyli zrobiła wszystko, od czego się powstrzymywała) i pchnęła go bezlitośnie w ramię, spychając na podłogę.
- Rusz się, dupo wołowa, blokujesz przejście - zauważyła wściekła, zeszła ze schodów za nim, po czym zamarła, wytrzeszczając oczy.
Czemu prawie wszyscy tu stali? Czemu na nich patrzyli? Czemu... chwila, czemu widziała w spojrzeniu Anabde i Ariene, że coś jest nie tak?
Poczuła, jak jej żołądek ściska się z niepokoju, granatowe oczy upadłej zmieniły wyraz - z przerażonego stały się czujne, przeszywające. Jakby już nie byli jej przyjaciółmi, tylko podstępnymi wrogami. Bezwiednie napięła ramiona, spoglądając na każde z osobna. Nienawidziła kiedy jej przeczucia miały negatywny charakter, ale teraz były bardzo negatywne. Za bardzo. Mimowolnie zadrżała, oddychając przesadnie powoli.
- Co się stało? - spytała po prostu.
Nie pytała, czy coś się stało, czy wszystko w porządku, bo zwyczajnie wiedziała, że coś się stało i coś w porządku nie było. Widziała to, czuła, może i nie wyglądała, ale w jakiś dziwny sposób była empatyczna - czy raczej jej przeczucia takie były.
I przeczuwała, że nie chce znać odpowiedzi. Jednak głos, jakim zadała pytanie, odpowiedzi tej żądał.
Tak, świetny plan. Pozabija, jeśli coś bąkną na ten temat. A zacznie od Erriana, bo to jego wina.
Kiedy chłopak stanął na ostatnim stopniu i wybełkotał coś niewyraźnie, nie wytrzymała. Warknęła, wywróciła oczami, cmoknęła zirytowana (czyli zrobiła wszystko, od czego się powstrzymywała) i pchnęła go bezlitośnie w ramię, spychając na podłogę.
- Rusz się, dupo wołowa, blokujesz przejście - zauważyła wściekła, zeszła ze schodów za nim, po czym zamarła, wytrzeszczając oczy.
Czemu prawie wszyscy tu stali? Czemu na nich patrzyli? Czemu... chwila, czemu widziała w spojrzeniu Anabde i Ariene, że coś jest nie tak?
Poczuła, jak jej żołądek ściska się z niepokoju, granatowe oczy upadłej zmieniły wyraz - z przerażonego stały się czujne, przeszywające. Jakby już nie byli jej przyjaciółmi, tylko podstępnymi wrogami. Bezwiednie napięła ramiona, spoglądając na każde z osobna. Nienawidziła kiedy jej przeczucia miały negatywny charakter, ale teraz były bardzo negatywne. Za bardzo. Mimowolnie zadrżała, oddychając przesadnie powoli.
- Co się stało? - spytała po prostu.
Nie pytała, czy coś się stało, czy wszystko w porządku, bo zwyczajnie wiedziała, że coś się stało i coś w porządku nie było. Widziała to, czuła, może i nie wyglądała, ale w jakiś dziwny sposób była empatyczna - czy raczej jej przeczucia takie były.
I przeczuwała, że nie chce znać odpowiedzi. Jednak głos, jakim zadała pytanie, odpowiedzi tej żądał.
Nienormalni winni trzymać się razem.
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Weszła do środka za Ariene, w gardle dławiąc złośliwy komentarz dotyczący tego kto tutaj histeryzował. Postanowiła jednak, że będzie grzeczna, wobec tego zamilkła i zatrzymała się kilka kroków od drzwi. W karczmie nie było dużo cieplej niż na dworze, ale i tak zsunęła z ramion płaszcz Sheridana i podała mu go, gdy tylko mężczyzna znalazł się w środku. Spojrzała mu w oczy i już otworzyła usta, by mruknąć "dziękuję", jednak koniec końców dała sobie spokój i je zamknęła. Jeszcze by mu zwrotem grzecznościowym sprawiła jakąś dziwną satysfakcję, może sprowokowałaby do słownej zaczepki; nie miała na to ochoty. Ale trzeba przyznać, że bardzo jej było dobrze w jego płaszczu - i był ciepły, i przesiąknięty nęcącym, męskim zapachem. Jeszcze kiedyś sobie go pożyczy.
Przeniosła wzrok na Aithne i Erriana. W pierwszej chwili, poruszona ulgą do której za nic by się nie przyznała, uśmiechnęła się. Delikatnie, wręcz ledwo widocznie, ale szczęśliwie - nic im się nie stało. Zaraz spoważniała, wiodąc spojrzeniem od jednego do drugiego, by suma sumarum skupić swoją uwagę na rudowłosej przyjaciółce. Całe szczęście była tutaj, potargana tak samo jak zawsze, nigdzie nie zaginęła i nic jej się nie stało. Ale wyglądała jak zaszczute zwierzę, wpatrując się w ich nieufnie.
Nie ma co owijać w bawełnę. Nie ma co odkładać. Muszą wiedzieć.
- Arathain i Revelin nie wrócili. Wieczorem Larkin poszedł ich szukać... i również zaginął. Ariene szukała ich całą noc, ale nie znalazła. - wyjaśniła najkrócej jak mogła, bojąc się, że palnie coś nieodpowiedniego. Słowa były wyważone, chłodne, a jednak tętniły emocjami - smutkiem, swego rodzaju przestrachem, przejęciem. Wpatrzyła się w granatowe oczy, bojąc się reakcji przyjaciółki. Nie chciała zobaczyć w jej spojrzeniu tego, co prawdopodobnie zaraz zobaczy. Nie chciała, by znowu cierpiała.
Specjalnie przemilczała krew, jaką znalazła Ariene, krzyk o którym mówiła, wszystko to co świadczyłoby o śmierci towarzyszy. Odpowie, jeśli ktoś zapyta, jednak jeżeli nie chcieli wiedzieć - tak będzie nawet lepiej.
Przeniosła wzrok na Aithne i Erriana. W pierwszej chwili, poruszona ulgą do której za nic by się nie przyznała, uśmiechnęła się. Delikatnie, wręcz ledwo widocznie, ale szczęśliwie - nic im się nie stało. Zaraz spoważniała, wiodąc spojrzeniem od jednego do drugiego, by suma sumarum skupić swoją uwagę na rudowłosej przyjaciółce. Całe szczęście była tutaj, potargana tak samo jak zawsze, nigdzie nie zaginęła i nic jej się nie stało. Ale wyglądała jak zaszczute zwierzę, wpatrując się w ich nieufnie.
Nie ma co owijać w bawełnę. Nie ma co odkładać. Muszą wiedzieć.
- Arathain i Revelin nie wrócili. Wieczorem Larkin poszedł ich szukać... i również zaginął. Ariene szukała ich całą noc, ale nie znalazła. - wyjaśniła najkrócej jak mogła, bojąc się, że palnie coś nieodpowiedniego. Słowa były wyważone, chłodne, a jednak tętniły emocjami - smutkiem, swego rodzaju przestrachem, przejęciem. Wpatrzyła się w granatowe oczy, bojąc się reakcji przyjaciółki. Nie chciała zobaczyć w jej spojrzeniu tego, co prawdopodobnie zaraz zobaczy. Nie chciała, by znowu cierpiała.
Specjalnie przemilczała krew, jaką znalazła Ariene, krzyk o którym mówiła, wszystko to co świadczyłoby o śmierci towarzyszy. Odpowie, jeśli ktoś zapyta, jednak jeżeli nie chcieli wiedzieć - tak będzie nawet lepiej.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Łowca Dusz
- Profesje:
- Kontakt:
Sheridan skinął nieznacznie głową kiedy Anabde podała mu płaszcz, wziął go od niej i przerzucił sobie przez ramię, przenosząc znudzony wzrok na pozostałych towarzyszy podróży. Rude rozczochrane wyglądało jak zawsze, zachowywało się jak zawsze, czyli najpewniej nic strasznego nocą w jej pokoju miejsca nie miało. To Errian wyglądał, jakby nim wyfroterowano całą karczmę, a że efekty froterki były marne, to i próbowano kilkakrotnie. Łowca uniósł kpiąco kącik ust, przyglądając się im. No tak, żyli, wszystko było w porządku, teraz trzeba iść po artefakt i więcej nie przedłużać.
Mimowolnie popatrzył bardziej zainteresowany na Aithne. Po raz pierwszy odkąd ją poznał musiał przyznać, że nie jest w stanie przewidzieć, co ona zaraz zrobi. Jak zareaguje na wieści od Anabde. Mogła zrobić dosłownie wszystko - i zachować się sztampowo do swojego charakteru, który błyskawicznie rozgryzł, i zupełnie inaczej, zaskakując wszystkich. To mogło być zabawne.
Oczywiście dla kogoś normalnego cudze nieszczęście nie jest zabawne, ale kto powiedział, że Sheridan jest normalny? Raczej nikt. Sheridana bawiło to, co nie bawiło innych, taka prawda.
Mimowolnie popatrzył bardziej zainteresowany na Aithne. Po raz pierwszy odkąd ją poznał musiał przyznać, że nie jest w stanie przewidzieć, co ona zaraz zrobi. Jak zareaguje na wieści od Anabde. Mogła zrobić dosłownie wszystko - i zachować się sztampowo do swojego charakteru, który błyskawicznie rozgryzł, i zupełnie inaczej, zaskakując wszystkich. To mogło być zabawne.
Oczywiście dla kogoś normalnego cudze nieszczęście nie jest zabawne, ale kto powiedział, że Sheridan jest normalny? Raczej nikt. Sheridana bawiło to, co nie bawiło innych, taka prawda.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości