OpowiadaniaAfganistan

Opowiadania waszego autorstwa o dowolnej tematyce.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Sorazea
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zwierzołak: Orzeł
Profesje:
Kontakt:

Afganistan

Post autor: Sorazea »

Takie moje kiedyś wypociny, jeszcze z czasów końca gimnazjum :). Nie karajcie mnie za błędy bo to dawno było ^^. Miłego czytania.

Kołowy transporter opancerzony ‘Rosomak’ na przedzie kolumny buchnął ogniem dokładnie na sekundę po tym, jak naciśnięty został przycisk na detonatorze. Dwuosobowa wieżyczka oderwana potężną siłą od reszty pojazdu wyleciała parę metrów w powietrze, po czym z głośnym hukiem spadła na ziemię. Jedenaście osób z załogi pojazdu. Pewnie nawet nie zorientowali się, że zginęli. Ot, tak po prostu. Przez jakiegoś fanatycznego terrorystę, który akurat w tym miejscu podłożył i zdetonował bombę - pułapkę. Pod jakimś kartonem, na który nikt nie zwrócił uwagi. Pieprzony Afganistan.

Kolumna od razu się zatrzymała, a z wozów zaczęli wyskakiwać żołnierze. Czujni i gotowi natychmiast odpowiedzieć ogniem. Wąska droga umieszczona na niewysokim wzniesieniu była niewiele lepsza od tych, które żołnierze zapamiętali z Polski, poza tym nie dawała żadnej ochrony przed ostrzałem. Od drogi w obie strony ciągnął się pas płaskiej, jałowej ziemi zakończony rowem nawadniającym i polami ze zbożem. Na polu gdzieniegdzie rosły także drzewa, a w oddali, po prawej stronie drogi majaczyły ledwie widoczne z tej odległości zabudowania farmy, która jakimś cudem przetrwała wojenną zawieruchę. Wprost wymarzone miejsce na zasadzkę. Któryś z żołnierzy nie wytrzymał i posłał serię w pole pszenicy.

- Jarek! – zawołał pułkownik. Po chwili przybiegł do niego major Jarek Węgierski.
- Tak jest, pułkowniku! – zasalutował.
- Wyślij paru ludzi niech przeczeszą te pola.
- Tak jest! - zasalutował ponownie i odbiegł przekazać rozkazy. Po chwili cztery grupy po pięć osób zeszły z drogi i ruszyły w stronę pól.
Wtedy rozległ się pierwszy strzał. Jeden z oficerów stojących najbliżej pułkownika padł martwy na ziemię. Żołnierze dwudziestej pierwszej brygady podhalańskiej rzucili się na ziemię i zaczęli się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu strzelca. Ci, którzy kierowali się w stronę pól, wskoczyli do rowu nawadniającego, aby być jak najmniej widoczni.
- Cholera, jeszcze nam tu snajpera brakowało - powiedział cicho któryś z żołnierzy. Drugi strzał. Następny żołnierz rozłożył się martwy na ziemi. Tym razem major Węgierski. Nie było gdzie się schować, a jedyną osłonę stanowiły pojazdy zaparkowane na drodze. Żołnierze jak na komendę skoczyli w stronę wozów. Jednak kilka pojazdów nie mogło dać ochrony ponad osiemdziesięciu wojakom. Kolejny strzał, kolejny martwy Polak z przestrzelona głową. Wyszkoleni snajperzy wiedzieli, że nie należy celować w tułów - jest to pierwsza rzecz jakiej uczą się na długotrwałym szkoleniu i która jest przypominana przyszłym snajperom na każdym kroku. Każdy żołnierz ma na piersi kamizelka kuloodporną, która niweluje efekt strzału, jeśli kaliber karabinu snajperskiego jest zbyt mały. Trzy strzały, trzy trafienia, trzej nieżywi żołnierze.

Następny strzał. Pudło. Nagle jeden z żołnierzy, ośmielony niecelnym strzałem snajpera, wychylił się i zaczął strzelać do najbliższego, oddalonego o kilkadziesiąt metrów drzewa. Po chwili, z bujnej, jeszcze przed chwilą, korony drzewa zostało parę gałęzi i liści. Kiedy przeładowywał broń dołączyli do niego kolejni żołnierze. Prawie setka mężczyzn, wyszkolonych do walki i zabijania ludzi, zaczęła strzelać do drzew. Strzelano nawet do tych oddalonych o paręset metrów, gdzie z trudem docierały pociski wystrzelone z karabinków ‘wz.98 Beryl’. Kule miażdżyły, łamały gałęzie i szarpały liście. Niebawem z drzew zostały poszarpane kikuty z paroma sterczącymi gałęziami i żałośnie zwisającymi liśćmi. W powietrzu czuć było zapach prochu. W międzyczasie kule snajpera dosięgły dwóch kolejnych żołnierzy, którzy padli martwi na ziemię.

Gdy okazało się, że snajper nie ukrył się na żadnym drzewie, konwojujący żołnierze znów ukryli się za pojazdami. Przez chwilę nie padł żaden strzał, a niektórzy zaczęli nerwowo wyglądać znad pojazdów, szukając nieuchwytnego snajpera.
- Pułkowniku! - zawołał nagle jeden z młodszych oficerów i ostrożnie podbiegł do przełożonego.
- Zauważyłeś go?! - dopytywał się ponaglająco pułkownik.
- Nie, ale przecież tam jest ta cholerna farma! - i wskazał ręką w stronę stojących na polu pozostałości drzew. W oddali rzeczywiście widać było farmę.
- Brawo! - powiedział pułkownik. - Hej chłopaki, dawać mi tu snajpera! Mamy tego gnoja! - krzyknął już głośniej, tak, aby usłyszeli go wszyscy żołnierze. Parę sekund potem biegł w jego stronę kapral Smolecki.
- Melduje się szefie.
- Tam jest farma, widzisz? Najprawdopodobniej tam jest ten zasrany snajper. Uda ci się go dostać?
- Się robi szefie. To znaczy tak jest pułkowniku! - szybko się poprawił.
- To do roboty. - Uśmiechnął się i klepnął kaprala w ramię. Moment później polski snajper położył się na ziemi i delikatnie wychylił zza koła ‘Rosomaka’. Przyłożył lunetę karabinu snajperskiego ‘M40A3’ do oka. W tym momencie jego świat ograniczył sie do małego punktu, namalowanego na środku soczewki celownika i jego celu.




- Przydało by się coś na podparcie albo nóżki do tej em czterdziestki - pomyślał kapral Smolecki. - W sumie, to nienajgorsza broń, nawet nie taka stara. Niesie tez całkiem daleko, ciut ponad dziewięćset metrów. A farma, gdzieś tak hmm… z siedemset metrów stąd - na oko oszacował odległość. - Ciekawe, z czego strzela ten snajper. Pewnie SWD 'Dragunowa' - tutaj po prostu kochają tą broń. Z tego, co mówili żołnierze, którzy stąd wracali, to snajperzy tutejszych bojówek perfekcyjnie się nią posługują - Pobieżnie ogarnął lunetą zabudowania farmy - Dobra. Trzeba znaleźć tego gnojka, który bezkarnie zabija naszych żołnierzy.

Celownik optyczny z dziesięciokrotnym powiększeniem zapewniał przyzwoity widok budynków. Pośrodku nieduży plac z klombem. Mały, piętrowy domek jednorodzinny i szopa z wybitymi szybami i dziurami w ścianach świadczyły, ze niedawno rozegrała się tu walka. Na ścianach i ziemi widoczne były rozbryzgi krwi. Parę metrów dalej zobaczył stodołę z ogromną dziurą w jednej ścianie. Wielkie, drewniane wrota ewidentnie ktoś wysadził, a na ziemi walały się połamane i nadpalone deski. Po drugiej stronie placu stało coś, co kiedyś prawdopodobnie było małym kurnikiem albo sporą budą dla psa.

Smolecki dokładnie obserwował budynki gospodarcze w poszukiwaniu śladu ruchu lub odbłysku od broni lub lunety nieprzyjaciela. Powoli wodził lunetą od okna do okna i każdego innego miejsca, gdzie według niego mógł schować sie snajper. Ruch. Jednak nie, to tylko wiatr hulający w domu delikatnie poruszył porwana firankę. Wiec szukał dalej i czekał, aż snajper jakimś nieostrożnym ruchem lub wystrzałem zdradzi swoją pozycję. Ale jak na złość, przeciwnik przestał ostrzeliwać Polaków i siedział gdzieś ukryty. Nagle jego oko ponownie zarejestrowało ruch. Okno. Okno na piętrze domku. Przyjrzał sie dokładniej i dostrzegł ledwo widoczną lufę.
- Tu cię mam - pomyślał i lekko uśmiechnął się. Odsunął oko od lunety. - Szefie, mam go! Zlikwidować?
- Wpakuj mu tę kulkę jak najszybciej i jedziemy dalej - powiedział pułkownik.
- Się robi, szefie - odparł kapral i ponownie przyłożył oko do celownika optycznego. Spojrzał w okno, lufa dalej tkwiła w tym samym miejscu co wcześniej. Nagle drgnęła i delikatnie się uniosła. Jednak Polak nie zwrócił na to większej uwagi.
- Dobra, czas umierać gnoju - pomyślał i zaczął sprawdzać różne współczynniki, które mogły wpłynąć na celność strzału. - Odległość - spojrzał na przedział pokazany na soczewce celownika - jakieś siedemset trzydzieści metrów. Wiatr... z lewej, lekko wieje. Jest gdzieś tak sześć metrów wyżej, niż ja - lufa jego karabinu snajperskiego uniosła się lekko w prawo i w górę.

Kiedy sprawdzał wszystko ponownie, aby jego strzał trafił za pierwszym razem, ujrzał błysk w oknie do którego celował. Pocisk z takiej odległości leci około sekundę, jednak dla kaprala Smoleckiego czas zwolnił. Zdawał sobie sprawę z tego ze za mniej niż sekundę zginie i nie ma po co próbować uciekać. W pewnym momencie zdawało mu się, ze widzi lecący w jego stronę pocisk snajpera. Leciał tak wolno, wydawało mu się, że mógłby wstać, podejść do niego i złapać go w locie. Ale ułamek sekundy później pocisk dotarł do celu i perfekcyjnie w niego trafiając zabił polskiego strzelca wyborowego. Jego głowa opadła na wciąż oparty o ramię karabin, a oko wpatrywało się martwym wzrokiem w celownik.
Zbroja Sor w postaci orlicy (głowa)
Sorazea od tyłu (bez czarnych tatuaży)
"Schemat" Ptasiego Shurikenu (czerwone - powierzchnie tnące, zielone - chwyt)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości