Szlak Ziół ⇒ Zlecenie na szlaku
Szaleniec, jak nic, pomyślał patrząc jak kolejny nieznajomy posuwa się ciągle w przód, coraz bliżej walki i ogólnego zamieszania. Jednocześnie kątem oka obserwował jak Cari wykonuje jakąś czynność, której celów nie umiał określić. Co ona chce zrobić? Ma jakiś plan? Czy w ogóle dożyje, żeby podzielić się ostatnią swoją wolą?
I ku jego ogromnemu zdziwieniu, żyła. Stała tam, tak samotna, jakby była jedyną istota w całym wszechświecie, patrząc tym mglistym, zadumano-melancholijnym spojrzeniem gdzieś. Gdzieś. Może na nich. Może gdzieś dalej. Błękitne oczy.
Błękitne oczy.
Poczuł, jak znów cofa się lata w tył. Urywki wspomnień, obijające się dotychczas gdzieś wewnątrz jego podświadomości czy gdzie tam sobie zazwyczaj latają, zetknęły się i niczym krople wody, złączyły. Umysł odczytał echo obrazów i przetworzył. I wtedy Dwayne sobie przypomniał. Znał kiedyś dziewczynę o tak niebieskich oczach. Kim ona była? Może jego żoną, może córką lub znajomą. Kimś ważnym. Dlaczego jej nie może sobie przypomnieć...? Była to postać ważna, tak ważna, że...
... że byłyby w stanie oddać za nią swoje życie.
Dwayne wzdrygnął się. Coraz częściej mu się to zdarzało. Te myśli. Wspomnienia. Cholera, czemu on w ogóle stracił pamięć? Za cholerę, cholera, nie mógł sobie przypomnieć jak to się stało. Otrząsnął się szybko i podszedł do Cari. Delikatnie, swoimi grubymi, brudnymi paluchami pomachał jej przed nosem.
- Dobrze się czujesz? - spytał. Skoro jeszcze stała, to pewnie tak. Gorzej pewnie z tą, co właśnie leżała. Więc wziął Carienne pod rękę i usadził na ziemię, tak na wszelki wypadek. Sam zerknął jeszcze na szaleńca, który był coraz bliżej, a potem skoncentrował się na Comedzie, która była blada i, jak odkrył, miała zimne dłonie. I dziwnie się jej lewe biodro wygięło, ale może jemu się coś tylko wydawało. Nie był ekspertem w tych sprawach. W każdym razie zdołał ułożyć ją w pozycji, której kiedyś go uczono na szkoleniu, kiedy jeszcze miał pracę. Przez chwilę wydawało mu się, że znów atakują go wspomnienia. Jakieś krzyki instruktora...
- ...pozycja boczna ustalona, proszę państwa! Nie ślamazarzyć się! Bo się wam pacjent wykrwawi!
Od tego wszystkiego znów go zaczynała boleć głowa.
I ku jego ogromnemu zdziwieniu, żyła. Stała tam, tak samotna, jakby była jedyną istota w całym wszechświecie, patrząc tym mglistym, zadumano-melancholijnym spojrzeniem gdzieś. Gdzieś. Może na nich. Może gdzieś dalej. Błękitne oczy.
Błękitne oczy.
Poczuł, jak znów cofa się lata w tył. Urywki wspomnień, obijające się dotychczas gdzieś wewnątrz jego podświadomości czy gdzie tam sobie zazwyczaj latają, zetknęły się i niczym krople wody, złączyły. Umysł odczytał echo obrazów i przetworzył. I wtedy Dwayne sobie przypomniał. Znał kiedyś dziewczynę o tak niebieskich oczach. Kim ona była? Może jego żoną, może córką lub znajomą. Kimś ważnym. Dlaczego jej nie może sobie przypomnieć...? Była to postać ważna, tak ważna, że...
... że byłyby w stanie oddać za nią swoje życie.
Dwayne wzdrygnął się. Coraz częściej mu się to zdarzało. Te myśli. Wspomnienia. Cholera, czemu on w ogóle stracił pamięć? Za cholerę, cholera, nie mógł sobie przypomnieć jak to się stało. Otrząsnął się szybko i podszedł do Cari. Delikatnie, swoimi grubymi, brudnymi paluchami pomachał jej przed nosem.
- Dobrze się czujesz? - spytał. Skoro jeszcze stała, to pewnie tak. Gorzej pewnie z tą, co właśnie leżała. Więc wziął Carienne pod rękę i usadził na ziemię, tak na wszelki wypadek. Sam zerknął jeszcze na szaleńca, który był coraz bliżej, a potem skoncentrował się na Comedzie, która była blada i, jak odkrył, miała zimne dłonie. I dziwnie się jej lewe biodro wygięło, ale może jemu się coś tylko wydawało. Nie był ekspertem w tych sprawach. W każdym razie zdołał ułożyć ją w pozycji, której kiedyś go uczono na szkoleniu, kiedy jeszcze miał pracę. Przez chwilę wydawało mu się, że znów atakują go wspomnienia. Jakieś krzyki instruktora...
- ...pozycja boczna ustalona, proszę państwa! Nie ślamazarzyć się! Bo się wam pacjent wykrwawi!
Od tego wszystkiego znów go zaczynała boleć głowa.
A jednak żywi wygrali. Myśl ta rozbawiła wysokiego młodzieńca, lecz jego oblicze pozostało surowe. Doświadczyli dotyku istoty, której czas dobiegł już końca, czy wpłynie to na nich jakoś ? Spojrzeli w oczy śmierci i nie poddali się, mieli więc w sobie nieco determinacji. A to ona tak ciekawiła wędrowca o ciemnoniebieskich oczach. Przystanął parę kroków od wycieńczonych starciem śmiałków. Chłodnym wzrokiem wędrował od jednej sylwetki do drugiej, nie zatrzymując go na dłużej w żadnym wypadku.
- Dwoje ludzi, elfka i driada - podjął głębokim głosem. - To rzadkość spotkać takie grono w tych okolicach, tym bardziej w towarzystwie nieumarłych - skryte za wpół przymkniętymi powiekami oczy wyjrzały w stronę porozrzucanych kości, lecz szybko powróciły do postaci nieprzytomnej elfki, którą zajmował się okryty starym, skórzanym płaszczem mężczyzna.
- Tam gdzie zjawił się jeden upiór, zapewne są i następne, a w tym stanie one nie przeżyją kolejnego starcia - nieznacznie skinął głową w stronę pół driady. - Jeżeli powiesz mi co tu się stało i po co tu jesteście, pomogę wam.
Mówił powoli i spokojnie, rzec by nawet można, iż był znużony. Stał z dłońmi splecionymi za plecami, jak pan podczas obchodu swych ziem. Nie wiadomo było, czy po takim zamieszaniu jakie wywołało starcie przybyszy z przywróconymi za pomocą nekromantycznej magii stworami, nie zjawi się tu ktoś, czy też, coś jeszcze. Cisza stawała się przytłaczająca, a odległe wycie chłodnego wiatru przyprawiało o dreszcze. Lecz nie bardziej, jak niesiony echem wilczy skowyt, któremu w uderzenie serca odpowiedział drugi, znacznie bliższy grupie śmiałków głos innego z łowców.
- Dwoje ludzi, elfka i driada - podjął głębokim głosem. - To rzadkość spotkać takie grono w tych okolicach, tym bardziej w towarzystwie nieumarłych - skryte za wpół przymkniętymi powiekami oczy wyjrzały w stronę porozrzucanych kości, lecz szybko powróciły do postaci nieprzytomnej elfki, którą zajmował się okryty starym, skórzanym płaszczem mężczyzna.
- Tam gdzie zjawił się jeden upiór, zapewne są i następne, a w tym stanie one nie przeżyją kolejnego starcia - nieznacznie skinął głową w stronę pół driady. - Jeżeli powiesz mi co tu się stało i po co tu jesteście, pomogę wam.
Mówił powoli i spokojnie, rzec by nawet można, iż był znużony. Stał z dłońmi splecionymi za plecami, jak pan podczas obchodu swych ziem. Nie wiadomo było, czy po takim zamieszaniu jakie wywołało starcie przybyszy z przywróconymi za pomocą nekromantycznej magii stworami, nie zjawi się tu ktoś, czy też, coś jeszcze. Cisza stawała się przytłaczająca, a odległe wycie chłodnego wiatru przyprawiało o dreszcze. Lecz nie bardziej, jak niesiony echem wilczy skowyt, któremu w uderzenie serca odpowiedział drugi, znacznie bliższy grupie śmiałków głos innego z łowców.
Comeda otworzyła oczy. Znajdowała się w nieprzeniknionej ciemności, w której widoczne było tylko jej ciało, mimo iż wyglądało, jakby było przesłonięte mgłą. Próbując wstać z podłoża niewiadomego pochodzenia, zdała sobie sprawę, iż wcale nie leży. Ściślej mówiąc, lewitowała. Nie było to wiadome, jak wysoko, czy nisko, lecz na pewno poruszała się do przodu. Od momentu stworzenia tego świata, przez większość czasu występowała tu głucha cisza, która dopiero została przerwana, wskutek pojawienia się kolejnej egzystencji. Lub też monstrum. Cokolwiek to by nie było, wraz z jego pojawieniem się towarzyszył odległy dźwięk huku, połączonym z odgłosem miażdżonych kości.
Miało około trzy metry wzrostu, duże, upiorne skrzydła, a jego głowa, (której widoczność była jako jedyna rozmazana) zwisała z długiej szyi, utwierdzonej z kolei w dziwnym pancerzu, który zdawał się być naturalną częścią jego ciała. W przeciwieństwie do Elfki, istota ta była bardzo wyraźna, a jej wygląd przyprawiałby przeciętnego obserwatora o przerażenie. Ponadto dzieląca ich odległość stale się zmniejszała. Comeda, trwając w takim stanie, prócz obserwacji, nie mogła robić niczego innego. Bo jaki efekt da jej postawa obronna, skoro nie mogła się nawet ruszać, a co dopiero przemieszczać....
Gdy potwór znajdował się w odległości pięciu metrów od niej, zatrzymał się, po czym przemówił:
- Zaakceptuj to, od czego i tak nie uciekniesz. Scal się z moim bytem, a przeżyjesz. - Jego głos brzmiał, jakby wypowiadany był tuzinem demonicznych głosów, które współgrały ze sobą w taki sposób, iż można było je porównać do chóru. Kończąc swoją wypowiedź, niespodziewanie szybko ruszył w stronę Comedy z wyciągając długie ręce, zakończone szponami. Elfka bezradnie patrzyła, jak łapie ją jedną ręką za szyję, podczas gdy drugą robi zamach, przecinając z łatwością płaszcz i skórzany strój, od razu dobierając się do brzucha. Słyszała, jak potwór się śmieje, wypełniając swym głosem otaczającą ich pustkę. Nie poczuła nic, gdy szkarłatny płyn trysnął obficie, z nowo otrzymanej rany. Nie poczuła nic, gdy upiorna kończyna przez kilka chwil dewastowała jej wnętrzności, po czym sięgnęła za serce...
W zasadzie poczuła tylko jedną rzecz. A właściwie uczucie, które miało wystarczająco dużą siłę przebicia, aby zmienić lekko wyraz jej twarzy. Było to zdziwienie. Zdziwienie, spowodowane faktem, iż przez krótką chwilę dane jej było zobaczyć nierozmyte nieznaną mgłą oblicze swego oprawcy. Wszak zobaczyła samą siebie...
Następnie owa forma bytu zniknęła. Następne co spostrzegła, to fakt, iż (Comeda) unoszona była z dużą szybkością ku górze. Pod wpływem nieokreślonego znużenia, elfka zamknęła oczy...
Pierwszym obrazem, który trafił do ich oczu, było silne, oślepiające światło. Prawie natychmiast zaczęła odczuwać ból, który umiejscowiony był w różnych częściach jej ciała, lecz o zróżnicowanym natężeniu. Mrugnęła powiekami kilkakrotnie, po czym widok się poprawił. Oczom ukazała jej się zamazana postać Dwayne'a, który próbował ułożyć ją w dziwnej pozycji. Jego technika okazała się zła, ponieważ powielał on tylko siłę bólu. Była ona w tym momencie odwrócona do niego plecami, toteż nie mogła przesłać mu myśli, aby zaprzestał prób pomocy. Mówić nie mogła, a prawidłowe poruszanie się sprawiało jej chyba największą trudność, więc postanowiła wykorzystać najmniej honorowe wyjście. Bazując się na dziedzinie siły, odepchnęła człowieka od siebie z taką mocą, aby ten stracił równowagę, i bezpiecznie upadając, cofnął się o krok od niej.
Zanim zdążyła się jako tako pozbierać do siebie, zabrało jej to kilka momentów. Zebrawszy w sobie fizyczną i duchową siłę, w końcu wstała, przeciwstawiając się własnemu umysłowi, który kazał jej spoczywać. Chwiejnie, bo chwiejnie, lecz trzymała się samodzielnie na nogach. Podnosząc pozbawiony mocy miecz, spojrzała w milczeniu po towarzyszach, przesyłając im myśl zawierającą pytanie, czy kontynuują wędrówkę, czy chcą trochę odpocząć. Następnie zwróciła się tą samą formą wypowiedzi do nowo przybyłego, pytając się go, czy ma ochotę dołączyć do naszej wyprawy... Osobiście trochę przerwy znacznie pomogłoby jej chociaż zregenerować siły. Czuła się paskudnie, lecz chciała dokończyć otrzymane zlecenie... Choć nie wiedziała, co ją do tego popychało.
Oczekując w międzyczasie odpowiedzi, wbiła miecz w ziemię, ponieważ jego waga nieco jej teraz przeszkadzała. Wszak nie chciała cofać zaklęcia, ponieważ nie była teraz w stanie przywołać nowego, a ten mógłby się jeszcze przydać...
Miało około trzy metry wzrostu, duże, upiorne skrzydła, a jego głowa, (której widoczność była jako jedyna rozmazana) zwisała z długiej szyi, utwierdzonej z kolei w dziwnym pancerzu, który zdawał się być naturalną częścią jego ciała. W przeciwieństwie do Elfki, istota ta była bardzo wyraźna, a jej wygląd przyprawiałby przeciętnego obserwatora o przerażenie. Ponadto dzieląca ich odległość stale się zmniejszała. Comeda, trwając w takim stanie, prócz obserwacji, nie mogła robić niczego innego. Bo jaki efekt da jej postawa obronna, skoro nie mogła się nawet ruszać, a co dopiero przemieszczać....
Gdy potwór znajdował się w odległości pięciu metrów od niej, zatrzymał się, po czym przemówił:
- Zaakceptuj to, od czego i tak nie uciekniesz. Scal się z moim bytem, a przeżyjesz. - Jego głos brzmiał, jakby wypowiadany był tuzinem demonicznych głosów, które współgrały ze sobą w taki sposób, iż można było je porównać do chóru. Kończąc swoją wypowiedź, niespodziewanie szybko ruszył w stronę Comedy z wyciągając długie ręce, zakończone szponami. Elfka bezradnie patrzyła, jak łapie ją jedną ręką za szyję, podczas gdy drugą robi zamach, przecinając z łatwością płaszcz i skórzany strój, od razu dobierając się do brzucha. Słyszała, jak potwór się śmieje, wypełniając swym głosem otaczającą ich pustkę. Nie poczuła nic, gdy szkarłatny płyn trysnął obficie, z nowo otrzymanej rany. Nie poczuła nic, gdy upiorna kończyna przez kilka chwil dewastowała jej wnętrzności, po czym sięgnęła za serce...
W zasadzie poczuła tylko jedną rzecz. A właściwie uczucie, które miało wystarczająco dużą siłę przebicia, aby zmienić lekko wyraz jej twarzy. Było to zdziwienie. Zdziwienie, spowodowane faktem, iż przez krótką chwilę dane jej było zobaczyć nierozmyte nieznaną mgłą oblicze swego oprawcy. Wszak zobaczyła samą siebie...
Następnie owa forma bytu zniknęła. Następne co spostrzegła, to fakt, iż (Comeda) unoszona była z dużą szybkością ku górze. Pod wpływem nieokreślonego znużenia, elfka zamknęła oczy...
Pierwszym obrazem, który trafił do ich oczu, było silne, oślepiające światło. Prawie natychmiast zaczęła odczuwać ból, który umiejscowiony był w różnych częściach jej ciała, lecz o zróżnicowanym natężeniu. Mrugnęła powiekami kilkakrotnie, po czym widok się poprawił. Oczom ukazała jej się zamazana postać Dwayne'a, który próbował ułożyć ją w dziwnej pozycji. Jego technika okazała się zła, ponieważ powielał on tylko siłę bólu. Była ona w tym momencie odwrócona do niego plecami, toteż nie mogła przesłać mu myśli, aby zaprzestał prób pomocy. Mówić nie mogła, a prawidłowe poruszanie się sprawiało jej chyba największą trudność, więc postanowiła wykorzystać najmniej honorowe wyjście. Bazując się na dziedzinie siły, odepchnęła człowieka od siebie z taką mocą, aby ten stracił równowagę, i bezpiecznie upadając, cofnął się o krok od niej.
Zanim zdążyła się jako tako pozbierać do siebie, zabrało jej to kilka momentów. Zebrawszy w sobie fizyczną i duchową siłę, w końcu wstała, przeciwstawiając się własnemu umysłowi, który kazał jej spoczywać. Chwiejnie, bo chwiejnie, lecz trzymała się samodzielnie na nogach. Podnosząc pozbawiony mocy miecz, spojrzała w milczeniu po towarzyszach, przesyłając im myśl zawierającą pytanie, czy kontynuują wędrówkę, czy chcą trochę odpocząć. Następnie zwróciła się tą samą formą wypowiedzi do nowo przybyłego, pytając się go, czy ma ochotę dołączyć do naszej wyprawy... Osobiście trochę przerwy znacznie pomogłoby jej chociaż zregenerować siły. Czuła się paskudnie, lecz chciała dokończyć otrzymane zlecenie... Choć nie wiedziała, co ją do tego popychało.
Oczekując w międzyczasie odpowiedzi, wbiła miecz w ziemię, ponieważ jego waga nieco jej teraz przeszkadzała. Wszak nie chciała cofać zaklęcia, ponieważ nie była teraz w stanie przywołać nowego, a ten mógłby się jeszcze przydać...
- Cari
- Szukający drogi
- Posty: 26
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pół driada
- Profesje:
- Kontakt:
Carienne nie czuła się źle. W istocie czuła się wręcz wspaniale. Rozgrzana krew - jakby z nową energią - krążyła po jej zmęczonym walką ciele. W kończyny wstępowały nowe siły, zaś rany zdawały się samoczynnie zasklepiać.
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń - wszystko zdawało się być mgliste i niejednoznaczne. Czuła jakby "metafizyczny grunt" ustępował jej spod stóp - nie rozumiała, co właściwie wydarzyło się, nie wiedziała w jaki sposób bestia została unicestwiona. Pozostawało jej tylko luźne przeświadczenie, że się do tego przyczyniła. I że było to coś dobrego.
Jedno natomiast było dla driady dosyć jasne - skorzystała z jakiegoś rodzaju magii i to w sposób dosyć zaangażowany. Rozbudzona moc krążyła po jej ciele i w niekontrolowany przez dziewczynę sposób znajdowała ujście w magii życia.
Było to równie przyjemne, co niepokojące, nie miała bowiem w tym momencie najmniejszego wpływu na własną magię i jakakolwiek próba świadomego ukierunkowania tej rozbudzonej energii musiałaby być równie efektywna, jak rozmowa z granitowym murem.
Ostatecznie jednak zjawisko ją leczyło, więc nie mogła postrzegać go jako zagrożenie. Musiało stanowić względnie naturalną reakcję na zdarzenie, które przed chwilą miało miejsce - czymkolwiek owo było.
Zwróciła głowę w stronę nowo przybyłego. Bo bitewnej zawierusze jego znużony głos brzmiał całkiem przyjemnie i kojąco. Odprowadzał myśli od tego zgiełku.
Dopiero po chwili do Cari dotarł więc i sens samych słów, a co za tym idzie i irracjonalność sytuacji. Uraczyła go więc obszernym wyjaśnieniem:
- Och - tak jakoś się złożyło, że podróżując przypadkowo spotkaliśmy się w tym miejscu z masą szkieletów, a potem pewien demon postanowił zlecić nam zadanie okradnięcia jakiegoś arcypotężnego nekromanty. Widocznie uznał nas za odpowiedzialne, chętne do pomocy, miłe osoby, którym można zaufać. Dlatego też oddalił się, zostawiając za sobą to słodkie zwierzątko, które zapewne miałeś okazję zobaczyć, a które chyba było własnością tego jego przyjaciela-nekromanty. - Ironia dźwięczała jak dzwon w każdym zdaniu - A tobie jak minęło to nader nudne popołudnie?
Jednocześnie Carienne wstała i podeszła do Comedy, stanowczo usadzając ją na ziemi. Nie miała zamiaru patrzeć, jak morduje własny organizm - nawet jeśli miałoby to oznaczać związanie elfki. Wraz z dotknięciem kobiety poczuła, jak rozbudzona magia życia przenika do ciała towarzyszki. Nie cofała więc dłoni, ciesząc się, że jest w stanie pomóc.
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń - wszystko zdawało się być mgliste i niejednoznaczne. Czuła jakby "metafizyczny grunt" ustępował jej spod stóp - nie rozumiała, co właściwie wydarzyło się, nie wiedziała w jaki sposób bestia została unicestwiona. Pozostawało jej tylko luźne przeświadczenie, że się do tego przyczyniła. I że było to coś dobrego.
Jedno natomiast było dla driady dosyć jasne - skorzystała z jakiegoś rodzaju magii i to w sposób dosyć zaangażowany. Rozbudzona moc krążyła po jej ciele i w niekontrolowany przez dziewczynę sposób znajdowała ujście w magii życia.
Było to równie przyjemne, co niepokojące, nie miała bowiem w tym momencie najmniejszego wpływu na własną magię i jakakolwiek próba świadomego ukierunkowania tej rozbudzonej energii musiałaby być równie efektywna, jak rozmowa z granitowym murem.
Ostatecznie jednak zjawisko ją leczyło, więc nie mogła postrzegać go jako zagrożenie. Musiało stanowić względnie naturalną reakcję na zdarzenie, które przed chwilą miało miejsce - czymkolwiek owo było.
Zwróciła głowę w stronę nowo przybyłego. Bo bitewnej zawierusze jego znużony głos brzmiał całkiem przyjemnie i kojąco. Odprowadzał myśli od tego zgiełku.
Dopiero po chwili do Cari dotarł więc i sens samych słów, a co za tym idzie i irracjonalność sytuacji. Uraczyła go więc obszernym wyjaśnieniem:
- Och - tak jakoś się złożyło, że podróżując przypadkowo spotkaliśmy się w tym miejscu z masą szkieletów, a potem pewien demon postanowił zlecić nam zadanie okradnięcia jakiegoś arcypotężnego nekromanty. Widocznie uznał nas za odpowiedzialne, chętne do pomocy, miłe osoby, którym można zaufać. Dlatego też oddalił się, zostawiając za sobą to słodkie zwierzątko, które zapewne miałeś okazję zobaczyć, a które chyba było własnością tego jego przyjaciela-nekromanty. - Ironia dźwięczała jak dzwon w każdym zdaniu - A tobie jak minęło to nader nudne popołudnie?
Jednocześnie Carienne wstała i podeszła do Comedy, stanowczo usadzając ją na ziemi. Nie miała zamiaru patrzeć, jak morduje własny organizm - nawet jeśli miałoby to oznaczać związanie elfki. Wraz z dotknięciem kobiety poczuła, jak rozbudzona magia życia przenika do ciała towarzyszki. Nie cofała więc dłoni, ciesząc się, że jest w stanie pomóc.
Przyzwyczajamy się do krwi
Odzwyczajamy od cierpienia
Po latach powie o nas ktoś:
Ludzie z żelaza i kamienia!
Odzwyczajamy od cierpienia
Po latach powie o nas ktoś:
Ludzie z żelaza i kamienia!
Kiwał głową uśmiechając się do siebie półgębkiem kiedy Cari mówiła. Gdy podeszła bliżej niego i Comedy, odskoczył nagle, jakby oparzony.
Przyłożył palce do ust i zaczął je ssać. Wyglądało to, jakby oparzył się nieistniejącym żelazkiem. W rzeczywistości, magia kotłująca się wokół pół-driady, w jakiś dziwaczny i niepojętny dla nikogo sposób, chyba go nie lubiła lub też miała po prostu chwilowy kaprys parzenia niczemu, a przynajmniej niewiele, winnego Dwayna. I kiedy to tak właśnie odskoczył, jednocześnie zbliżył się bardziej w stronę nieznajomego, któremu panienka zdołała rzucić kilka miłych i ciepłych słów na powitanie.
Obejrzał się. I znów, ach! dziwaczne są drogi magii, ujrzał go. Tym razem patrząc zmysłem magicznym, który jakby sam się uaktywnił, jak na złość.
Najpierw ogarnęła go cisza. Jednak nie odczuwał to zwykłym sposobem, o nie! Uszy nie grały tu żadnej istotnej roli. Nie nastąpiło przytłumienie odgłosów, tylko... takie jakby... mlaśnięcie wszechświata i wrażenie, że spada się z dużej wysokości do wody. I cisza. A zaraz potem szepty, melodyjne śpiewy, ciągnące coraz głębiej i głębiej na dno... Magia pustki, umysłu i emocji. I takich należy się bać. Zwłaszcza, jeśli wyglądają przy tym jak lordowie i mają niebieskie włosy, co wydawało się Dwaynowi większym dowodem bycia... innym, niż mogłaby to sugerować niezwykła aura.
Barwa sugerowała, że jej właściciel nie siedzi cały dzień w domu i grzecznie czyta książki. Była bardziej... bo ja wiem, wojownicza? Może to złe określenie, ale dawała wrażenie, że osobistość z tą barwą nie jest byle kim. Rubinowa poświata... Dwayne splunął.
Zapachy, to zupełnie inna sprawa. Było to niczym zmieszanie różnych woni świata, a efekt był taki, że powstawało coś, nad czym nikt niechałby się dłużej pochylać. Niby drażniące, ale w pewien sposób zachęcające. Podobnie do zapachów demonów, ale mogło by być zupełnie czymś innym. To trochę zaniepokoiło Dwayna, ale nic nie powiedział.
Smak? Nieskomplikowany. Po prostu słony. I tyle. Słony. To z kolei drażniło pijaka-mistrza-odczytywania-aur. W dotyku była tak sprzeczna(ale jednocześnie przypisane podmioty łączyły się ze sobą, co znacznie bawiło odczytywacza), że Dwayne odciął się natychmiast od zmysłu magicznego, trzeźwiejąc jakby i zdając sobie sprawę, że od jakiegoś czasu gapił się na ów przybysza niczym sroka w gnat.
Ten gość stanowczo mu się nie podobał... Ale czy powinien oceniać kogoś tylko na podstawie aury? To chyba trochę jak instynktowne ocenianie po wyglądzie przy pierwszym spotkaniu. Ale każdy to robi. To taki odruch. Ale co myśleć, kiedy rubinowa poświata parzy w zmysł magiczny, a obojętne spojrzenie przesuwa się spokojnie po was, jakbyście nie byli nikim ważnym, a dworskie ruchy sprawiały, że czujesz się przytłoczony i zawstydzony swoim brudem? Dwayne tylko przez chwilę odczuwał zawstydzenie, ale po chwilce mu przeszło. W każdym razie, instynktownie tego pana nie lubił.
Odsunął się i ponurym wzrokiem ocenił ich obecną sytuację. Nieźle jak na początek...
Przyłożył palce do ust i zaczął je ssać. Wyglądało to, jakby oparzył się nieistniejącym żelazkiem. W rzeczywistości, magia kotłująca się wokół pół-driady, w jakiś dziwaczny i niepojętny dla nikogo sposób, chyba go nie lubiła lub też miała po prostu chwilowy kaprys parzenia niczemu, a przynajmniej niewiele, winnego Dwayna. I kiedy to tak właśnie odskoczył, jednocześnie zbliżył się bardziej w stronę nieznajomego, któremu panienka zdołała rzucić kilka miłych i ciepłych słów na powitanie.
Obejrzał się. I znów, ach! dziwaczne są drogi magii, ujrzał go. Tym razem patrząc zmysłem magicznym, który jakby sam się uaktywnił, jak na złość.
Najpierw ogarnęła go cisza. Jednak nie odczuwał to zwykłym sposobem, o nie! Uszy nie grały tu żadnej istotnej roli. Nie nastąpiło przytłumienie odgłosów, tylko... takie jakby... mlaśnięcie wszechświata i wrażenie, że spada się z dużej wysokości do wody. I cisza. A zaraz potem szepty, melodyjne śpiewy, ciągnące coraz głębiej i głębiej na dno... Magia pustki, umysłu i emocji. I takich należy się bać. Zwłaszcza, jeśli wyglądają przy tym jak lordowie i mają niebieskie włosy, co wydawało się Dwaynowi większym dowodem bycia... innym, niż mogłaby to sugerować niezwykła aura.
Barwa sugerowała, że jej właściciel nie siedzi cały dzień w domu i grzecznie czyta książki. Była bardziej... bo ja wiem, wojownicza? Może to złe określenie, ale dawała wrażenie, że osobistość z tą barwą nie jest byle kim. Rubinowa poświata... Dwayne splunął.
Zapachy, to zupełnie inna sprawa. Było to niczym zmieszanie różnych woni świata, a efekt był taki, że powstawało coś, nad czym nikt niechałby się dłużej pochylać. Niby drażniące, ale w pewien sposób zachęcające. Podobnie do zapachów demonów, ale mogło by być zupełnie czymś innym. To trochę zaniepokoiło Dwayna, ale nic nie powiedział.
Smak? Nieskomplikowany. Po prostu słony. I tyle. Słony. To z kolei drażniło pijaka-mistrza-odczytywania-aur. W dotyku była tak sprzeczna(ale jednocześnie przypisane podmioty łączyły się ze sobą, co znacznie bawiło odczytywacza), że Dwayne odciął się natychmiast od zmysłu magicznego, trzeźwiejąc jakby i zdając sobie sprawę, że od jakiegoś czasu gapił się na ów przybysza niczym sroka w gnat.
Ten gość stanowczo mu się nie podobał... Ale czy powinien oceniać kogoś tylko na podstawie aury? To chyba trochę jak instynktowne ocenianie po wyglądzie przy pierwszym spotkaniu. Ale każdy to robi. To taki odruch. Ale co myśleć, kiedy rubinowa poświata parzy w zmysł magiczny, a obojętne spojrzenie przesuwa się spokojnie po was, jakbyście nie byli nikim ważnym, a dworskie ruchy sprawiały, że czujesz się przytłoczony i zawstydzony swoim brudem? Dwayne tylko przez chwilę odczuwał zawstydzenie, ale po chwilce mu przeszło. W każdym razie, instynktownie tego pana nie lubił.
Odsunął się i ponurym wzrokiem ocenił ich obecną sytuację. Nieźle jak na początek...
Stał spokojnie, w milczeniu przyglądając się zebranym i słuchając opowieści driady. Ciekawa była to historia, przynajmniej w pewnych aspektach. Znacznie bardziej niż to co słyszał, interesowało go to co czuł. Magia, w różnych postaciach przejawiała się w każdej z istot przed nim. Jednak same zdawały się nad nią nie panować, zwłaszcza w stanie wycieńczenia.
- Hmm, więc tak to się stało - odparł w stronę Cari, gdy ta zakończyła swą opowieść. - Tak więc, czy jesteście takimi miłymi i pomocnymi osobami, za jakie wziął was ów wspomniany zleceniodawca ? - jego głos był spokojny, mówił płynnie, intonując w swej wypowiedzi teatralne zdziwienie i zaciekawienie. Ta drobna istota miała w sobie coś przeczącego jej naturze. Nie próbowała nawet tego ukrywać, ciekawa osoba. Jak ktoś taki znalazł się w towarzystwie jakie tu zastał ?
Ciemne tęczówki młodzieńca powędrowały ku chwiejącej się sylwetce elfki. Ledwie mogła wstać, a jednak zdawała się być zdecydowaną iść dalej. Przeczucie to poparł mentalny przekaz jaki usłyszał.
- Jeżeli w tym stanie ruszysz w drogę, do niczego się nie przydasz - stwierdził sucho, bez żadnego zainteresowania w głosie. - Jedynie obciążysz towarzyszy, czy na pewno chcesz to zrobić ?
Pytanie jasnowłosej pozostawił na kilka chwil bez odpowiedzi. Ciekaw był, cóż wpierw powiedzą inni, jakie oni mieli zdanie. Byli sobie obcy, a jednak w obliczu niebezpieczeństwa połączyli siły. Czy znajomość zawiązana w takich warunkach coś dla nich znaczyła ? Czy był to jedynie wpływ chwili, iż po stoczeniu walki, usuwali na bok zmartwienie o własny stan, i próbowali zająć się sobą wzajemnie ? Tak, to była interesująca sytuacja.
- Powiedziałem wcześniej, że jeżeli powiecie mi co tu się stało, pomogę wam - spojrzał na każdego ze śmiałków po kolei, zatrzymując wzrok na Cari. - Po za tym, był to dosyć nudny dzień.
W jednym zdaniu odpowiedział na pytania elfki i pół driady, nie zmieniając przy tym zmęczonego tonu swego głosu.
- Na imię mi Darian
- Hmm, więc tak to się stało - odparł w stronę Cari, gdy ta zakończyła swą opowieść. - Tak więc, czy jesteście takimi miłymi i pomocnymi osobami, za jakie wziął was ów wspomniany zleceniodawca ? - jego głos był spokojny, mówił płynnie, intonując w swej wypowiedzi teatralne zdziwienie i zaciekawienie. Ta drobna istota miała w sobie coś przeczącego jej naturze. Nie próbowała nawet tego ukrywać, ciekawa osoba. Jak ktoś taki znalazł się w towarzystwie jakie tu zastał ?
Ciemne tęczówki młodzieńca powędrowały ku chwiejącej się sylwetce elfki. Ledwie mogła wstać, a jednak zdawała się być zdecydowaną iść dalej. Przeczucie to poparł mentalny przekaz jaki usłyszał.
- Jeżeli w tym stanie ruszysz w drogę, do niczego się nie przydasz - stwierdził sucho, bez żadnego zainteresowania w głosie. - Jedynie obciążysz towarzyszy, czy na pewno chcesz to zrobić ?
Pytanie jasnowłosej pozostawił na kilka chwil bez odpowiedzi. Ciekaw był, cóż wpierw powiedzą inni, jakie oni mieli zdanie. Byli sobie obcy, a jednak w obliczu niebezpieczeństwa połączyli siły. Czy znajomość zawiązana w takich warunkach coś dla nich znaczyła ? Czy był to jedynie wpływ chwili, iż po stoczeniu walki, usuwali na bok zmartwienie o własny stan, i próbowali zająć się sobą wzajemnie ? Tak, to była interesująca sytuacja.
- Powiedziałem wcześniej, że jeżeli powiecie mi co tu się stało, pomogę wam - spojrzał na każdego ze śmiałków po kolei, zatrzymując wzrok na Cari. - Po za tym, był to dosyć nudny dzień.
W jednym zdaniu odpowiedział na pytania elfki i pół driady, nie zmieniając przy tym zmęczonego tonu swego głosu.
- Na imię mi Darian
Comeda czekała cierpliwie na reakcję towarzyszów. Najpierw przemówiła driada, która zdawała się tłumaczyć nowo przybyłemu całą sytuację:
- Och - tak jakoś się złożyło, że..... - wyjaśniała. W tym samym czasie elfka lekko chwiejąc się, otworzyła torbę, w celu wyjęcia sporawego z medykamentami, które chciała wykorzystać w celu wyczyszczenia ran. Przez pewien czas próbowała rozwiązać sznur, ale ostatecznie nie zdążyła go otworzyć, ponieważ poczuła na sobie ręce Carienne, która nie wiadomo kiedy do niej podchodząc, próbowała wywrócić ją na ziemię. Ponieważ, i tak jej ciało było wyczerpane, nie miała już siły aby się obronić, mimo zawzięcia, aby do takiej sytuacji nie dopuścić. Comeda spodziewała się solidnego uderzenia o skaliste podłoże, lecz tak się nie stało. W ostatniej chwili została przytrzymana, aby domniemany upadek przeistoczył się w zwyczajne usadowienie. Cari zdjęła jedną rękę z jej ramienia, lecz druga nadal stanowczo ją trzymała. Oblicze elfki wykrzywiło się w dziwnym grymasie. Chciała potraktować ją jakimś zaklęciem za to, że miała czelność ją dotknąć, lecz i tak nie zdołałaby się skoncentrować. Na ogół nie lubiła, gdy czuła na sobie dotyk innej osoby. Coś w niej wtedy pękało, pojawiały się zarysy dziwnych wspomnień, porzuconych gdzieś głęboko w odmętach zapomnianych myśli. Na próżno próbowała zrzucić ciążącą na jej ciele kończynę.....
Lecz po chwili stwierdziła, iż ten dotyk był inny. Czuła przy nim dwie odmienne rzeczy. Piekąca rana psychiczna, którą zadawała jej w tej chwili, kontrastowała z wielką siłą, która zdawała się wypełniać jej ciało. Z każdą sekundą bolące rany, które pojawiły się w wyniku odniesionych obrażeń powoli znikały, ustępując czystej energii, dzięki której czuła się lepiej. Mimo tego natłok wspomnień stawał się coraz silniejszy. Elfka widziała różnorodne obrazy. Raz pojawiała się dziewczynka, stojąca obok kobiety odzianej w ozdobną, stalową zbroję by potem zniknąć, pozwalając pojawić się skrzydlatemu demonowi, który podrzynał jej gardło olbrzymim mieczem. Nie chciała już więcej wspomnień. Dłoń Cari mimo iż okazywała się być niezwykle pomocna, wyrządzała również szkody.
Po chwili, gdy miała w sobie wystarczająco dużo siły, odepchnęła jej rękę od siebie. Wynikiem przerwania tegoż kontaktu było pojawienie się przed oczami Comedy kolejnego obrazu, który przedstawiał kobietę, również w stalowej zbroi stojącej kilka kroków przed nią. Zanim wszystko znikło, zdążyła zauważyć, iż nie miała ona lewego oka. Elfka uniosła głowę, spojrzawszy się na driadę. Przez moment wyrażała subtelną złość, lecz zaraz złagodniała, a źrenice zaiskrzyły zimnym, jaskrawożółtym światłem, które oznaczało przekazywanie myśli. Wszak przesłała jej wyraz podziękowania, za chęć pomocy. Ostatecznie driada nie mogła przecież wiedzieć nic, co jej w danej chwili zrobiła...
Comeda usłyszała przemowę nowo przybyłego. Kierując oczy w jego kierunku, wywnioskowała, iż poprawiła jej się percepcja zmysłów. Przedtem rozmazywał jej się wzrok, a dźwięki były jakby przytłumione. Zaczęła słuchać w milczeniu jego wypowiedzi.
- Hmm, więc tak to się stało... - Ciągnął dalej. Po kilku chwilach stwierdziła, iż mogłaby w końcu wstać. Czynność ta przyszła o wiele łatwiej, niż się dotychczas spodziewała, ale i tak musiała złapać równowagę, którą przez moment straciła.. Gdy stanęła pewnie na nogi, usłyszała ponownie jego słowa, które najwidoczniej były skierowane do niej.
- Jeżeli w tym stanie ruszysz w drogę, do niczego się nie przydasz. Jedynie obciążysz towarzyszy, czy na pewno chcesz to zrobić ? -
Jego głos był całkowicie pozbawiony emocji. W ogóle teraz dojrzała jego odmienność. Jego martwy wygląd całkowicie kontrastował z żywym, otaczającym ich roślinno skalistym krajobrazem. Mogłaby również ocenić jego charakter po stylu jego mowy, lecz nie uczyła się w tejże dziedzinie, więc nic na ten temat nie wiedziała.
- Powiedziałem wcześniej, że jeżeli powiecie mi co tu się stało, pomogę wam. Po za tym, był to dosyć nudny dzień. - usłyszawszy to, odczekała moment, po czym mężczyzna wyjawił swe imię. Zaraz po tym, jak to uczynił, ona zrobiła trzy małe kroki w przód, omijając Cari, by mogła swym niezmiennym obliczem popatrzeć głęboko w jego oczy. Mając sformułowaną myśl w umyślę, zmieniła barwę swych źrenic, aby mu ją przesłać. Zawierała w sobie proste, i krótkie wyjaśnienie, iż mają zamiar wtargąć do siedziby nekromanty, znajdującej się nieopodal w jaskini, aby stamtąd wykraść pewien eliksir. Wskazała ręką na cel, odległy około czterystu kroków - Ciemną jamę wydrążoną w skale. Dodała, iż zadanie zlecił jej pewien nieznany mężczyzna, który oferował niecodzienną nagrodę, za wypełnienie zadania. Poprosiła również, aby zapytał się reszty drużyny, czy możemy ruszać w drogę.
Następnie odwróciła się od Dariana. Spokojnie sięgnęła dłońmi swych włosów, aby je starannie schować w obszernym kapturze, by po chwili nałożyć go na głowę. Wróciła się jeszcze, aby podnieść upuszczoną sakwę z lekami. Następnie zrobiła kilka kroków w stronę wejścia jaskini po czym zatrzymawszy się, odwrócona do wszystkich plecami, czekała na rozwój sytuacji, i decyzję zgromadzonych osób..
Prawie zapomniała o mieczu. Odwróciwszy się w jego stronę, podniosła rękę. Lekko się koncentrując, zrobiła nieznaczny gest dłonią. W odpowiedzi wbita broń wysunęła się z ziemi, powoli szybując w stronę właścicielki. Kiedy znalazł się już blisko, Comeda jednym płynnym ruchem pochwyciła rękojeść, oparła go z powrotem o podłoże.....
Spojrzała na niebo. Słońce dawno już wzeszło, lecz nie osiągnęło jeszcze swojego najwyższego punktu w tym dniu. Nic nieznaczące chmury, leniwie przesuwały się po niebie, by zniknąć wkrótce za górami. Cóż. Przynajmniej jedyna dobra rzecz w tym dniu, to pogoda.....
- Och - tak jakoś się złożyło, że..... - wyjaśniała. W tym samym czasie elfka lekko chwiejąc się, otworzyła torbę, w celu wyjęcia sporawego z medykamentami, które chciała wykorzystać w celu wyczyszczenia ran. Przez pewien czas próbowała rozwiązać sznur, ale ostatecznie nie zdążyła go otworzyć, ponieważ poczuła na sobie ręce Carienne, która nie wiadomo kiedy do niej podchodząc, próbowała wywrócić ją na ziemię. Ponieważ, i tak jej ciało było wyczerpane, nie miała już siły aby się obronić, mimo zawzięcia, aby do takiej sytuacji nie dopuścić. Comeda spodziewała się solidnego uderzenia o skaliste podłoże, lecz tak się nie stało. W ostatniej chwili została przytrzymana, aby domniemany upadek przeistoczył się w zwyczajne usadowienie. Cari zdjęła jedną rękę z jej ramienia, lecz druga nadal stanowczo ją trzymała. Oblicze elfki wykrzywiło się w dziwnym grymasie. Chciała potraktować ją jakimś zaklęciem za to, że miała czelność ją dotknąć, lecz i tak nie zdołałaby się skoncentrować. Na ogół nie lubiła, gdy czuła na sobie dotyk innej osoby. Coś w niej wtedy pękało, pojawiały się zarysy dziwnych wspomnień, porzuconych gdzieś głęboko w odmętach zapomnianych myśli. Na próżno próbowała zrzucić ciążącą na jej ciele kończynę.....
Lecz po chwili stwierdziła, iż ten dotyk był inny. Czuła przy nim dwie odmienne rzeczy. Piekąca rana psychiczna, którą zadawała jej w tej chwili, kontrastowała z wielką siłą, która zdawała się wypełniać jej ciało. Z każdą sekundą bolące rany, które pojawiły się w wyniku odniesionych obrażeń powoli znikały, ustępując czystej energii, dzięki której czuła się lepiej. Mimo tego natłok wspomnień stawał się coraz silniejszy. Elfka widziała różnorodne obrazy. Raz pojawiała się dziewczynka, stojąca obok kobiety odzianej w ozdobną, stalową zbroję by potem zniknąć, pozwalając pojawić się skrzydlatemu demonowi, który podrzynał jej gardło olbrzymim mieczem. Nie chciała już więcej wspomnień. Dłoń Cari mimo iż okazywała się być niezwykle pomocna, wyrządzała również szkody.
Po chwili, gdy miała w sobie wystarczająco dużo siły, odepchnęła jej rękę od siebie. Wynikiem przerwania tegoż kontaktu było pojawienie się przed oczami Comedy kolejnego obrazu, który przedstawiał kobietę, również w stalowej zbroi stojącej kilka kroków przed nią. Zanim wszystko znikło, zdążyła zauważyć, iż nie miała ona lewego oka. Elfka uniosła głowę, spojrzawszy się na driadę. Przez moment wyrażała subtelną złość, lecz zaraz złagodniała, a źrenice zaiskrzyły zimnym, jaskrawożółtym światłem, które oznaczało przekazywanie myśli. Wszak przesłała jej wyraz podziękowania, za chęć pomocy. Ostatecznie driada nie mogła przecież wiedzieć nic, co jej w danej chwili zrobiła...
Comeda usłyszała przemowę nowo przybyłego. Kierując oczy w jego kierunku, wywnioskowała, iż poprawiła jej się percepcja zmysłów. Przedtem rozmazywał jej się wzrok, a dźwięki były jakby przytłumione. Zaczęła słuchać w milczeniu jego wypowiedzi.
- Hmm, więc tak to się stało... - Ciągnął dalej. Po kilku chwilach stwierdziła, iż mogłaby w końcu wstać. Czynność ta przyszła o wiele łatwiej, niż się dotychczas spodziewała, ale i tak musiała złapać równowagę, którą przez moment straciła.. Gdy stanęła pewnie na nogi, usłyszała ponownie jego słowa, które najwidoczniej były skierowane do niej.
- Jeżeli w tym stanie ruszysz w drogę, do niczego się nie przydasz. Jedynie obciążysz towarzyszy, czy na pewno chcesz to zrobić ? -
Jego głos był całkowicie pozbawiony emocji. W ogóle teraz dojrzała jego odmienność. Jego martwy wygląd całkowicie kontrastował z żywym, otaczającym ich roślinno skalistym krajobrazem. Mogłaby również ocenić jego charakter po stylu jego mowy, lecz nie uczyła się w tejże dziedzinie, więc nic na ten temat nie wiedziała.
- Powiedziałem wcześniej, że jeżeli powiecie mi co tu się stało, pomogę wam. Po za tym, był to dosyć nudny dzień. - usłyszawszy to, odczekała moment, po czym mężczyzna wyjawił swe imię. Zaraz po tym, jak to uczynił, ona zrobiła trzy małe kroki w przód, omijając Cari, by mogła swym niezmiennym obliczem popatrzeć głęboko w jego oczy. Mając sformułowaną myśl w umyślę, zmieniła barwę swych źrenic, aby mu ją przesłać. Zawierała w sobie proste, i krótkie wyjaśnienie, iż mają zamiar wtargąć do siedziby nekromanty, znajdującej się nieopodal w jaskini, aby stamtąd wykraść pewien eliksir. Wskazała ręką na cel, odległy około czterystu kroków - Ciemną jamę wydrążoną w skale. Dodała, iż zadanie zlecił jej pewien nieznany mężczyzna, który oferował niecodzienną nagrodę, za wypełnienie zadania. Poprosiła również, aby zapytał się reszty drużyny, czy możemy ruszać w drogę.
Następnie odwróciła się od Dariana. Spokojnie sięgnęła dłońmi swych włosów, aby je starannie schować w obszernym kapturze, by po chwili nałożyć go na głowę. Wróciła się jeszcze, aby podnieść upuszczoną sakwę z lekami. Następnie zrobiła kilka kroków w stronę wejścia jaskini po czym zatrzymawszy się, odwrócona do wszystkich plecami, czekała na rozwój sytuacji, i decyzję zgromadzonych osób..
Prawie zapomniała o mieczu. Odwróciwszy się w jego stronę, podniosła rękę. Lekko się koncentrując, zrobiła nieznaczny gest dłonią. W odpowiedzi wbita broń wysunęła się z ziemi, powoli szybując w stronę właścicielki. Kiedy znalazł się już blisko, Comeda jednym płynnym ruchem pochwyciła rękojeść, oparła go z powrotem o podłoże.....
Spojrzała na niebo. Słońce dawno już wzeszło, lecz nie osiągnęło jeszcze swojego najwyższego punktu w tym dniu. Nic nieznaczące chmury, leniwie przesuwały się po niebie, by zniknąć wkrótce za górami. Cóż. Przynajmniej jedyna dobra rzecz w tym dniu, to pogoda.....
Czuł jak buteleczka w jego płaszczu staje się coraz bardziej ciężka. Z westchnieniem pochylił się i podniósł z ziemie mapę, która troszkę pobrudziła się i podarła z boku, jednak nadal była zdatna do użytku.
Nie był przekonany co do Comedy i Dariana. Wydawali mu się podejrzani, w przeciwieństwie do Cari, która wywarła na nim lepsze wrażenie, a przy okazji udało się jej nieco wstrząsnąć Dwaynem tak, że ten zdołał sobie przypomnieć okruch przeszłości. I miała o wiele przyjemniejszą aurę. W każdym razie - szybko rozważył w głowie wszystkie za i przeciw, aż w końcu kiwną głową i podszedł bliżej Comedy.
- Lojalnie uprzedzam, że kompletnie nic nie umiem - mruknął, nie wspominając o umiejętności strzelania z kuszy, powożeniu czy innych pożytecznych, ale nieprzydatnych w tej chwili zdolnościach.
Nie był przekonany co do Comedy i Dariana. Wydawali mu się podejrzani, w przeciwieństwie do Cari, która wywarła na nim lepsze wrażenie, a przy okazji udało się jej nieco wstrząsnąć Dwaynem tak, że ten zdołał sobie przypomnieć okruch przeszłości. I miała o wiele przyjemniejszą aurę. W każdym razie - szybko rozważył w głowie wszystkie za i przeciw, aż w końcu kiwną głową i podszedł bliżej Comedy.
- Lojalnie uprzedzam, że kompletnie nic nie umiem - mruknął, nie wspominając o umiejętności strzelania z kuszy, powożeniu czy innych pożytecznych, ale nieprzydatnych w tej chwili zdolnościach.
Stał spokojny, nieporuszony żadnym ze słów i gestów napotkanych śmiałków. Jego oblicze było surowe, lecz dotychczasowy chłód przeszedł w tajemniczy uśmiech zainteresowania. Wszystko to za sprawą postawy jasnowłosej elfki, która wciąż była zdeterminowana kontynuować ich wyprawę.
- Ach tak ? Rozumiem, to bardzo ciekawe - odparł swym głębokiej barwy głosem. Uniósł wzrok na pozostałych, po czym kontynuował. - Wasza towarzyszka pyta, czy możemy już ruszać w drogę. Jak widać, mimo wszystko jest zdecydowana iść dalej. Celem jest wskazana przez nią jaskinia, w której to ma znajdować się siedziba wspomnianego wcześniej nekromanty. Tak więc, czy chcecie złożyć wizytę komuś, kto narobił tu tyle zamieszania ?
Skrzyżował ramiona na piersi i przystanął bokiem do zebranych. Przyglądał się im przez moment, po czym skierował granatowe tęczówki w stronę jamy. W tych górach wiele było podobnych kryjówek, zamieszkiwanych przez dzikie zwierzęta, bandytów czy potwory. Ta jedna wcale nie była wyjątkowa, i właśnie to czyniło ją świetnym miejscem do umknięcia przed światem zewnętrznym. Komu chciało by się przeszukiwać labirynty tuneli, niezliczone przejścia i korytarze łączące ogromne, podziemne kompleksy. Zawiłość podobnych tworów na swoisty sposób mogła fascynować różne istoty, a zwłaszcza parających się magią poszukiwaczy tajemnic.
Ponownie spojrzał na zacne grono jakie dane mu było napotkać. Bez zbędnych słów, zwrócił się ku wskazanej przez niemą elfkę groty i ruszył w jej stronę wolnym krokiem.
- Ach tak ? Rozumiem, to bardzo ciekawe - odparł swym głębokiej barwy głosem. Uniósł wzrok na pozostałych, po czym kontynuował. - Wasza towarzyszka pyta, czy możemy już ruszać w drogę. Jak widać, mimo wszystko jest zdecydowana iść dalej. Celem jest wskazana przez nią jaskinia, w której to ma znajdować się siedziba wspomnianego wcześniej nekromanty. Tak więc, czy chcecie złożyć wizytę komuś, kto narobił tu tyle zamieszania ?
Skrzyżował ramiona na piersi i przystanął bokiem do zebranych. Przyglądał się im przez moment, po czym skierował granatowe tęczówki w stronę jamy. W tych górach wiele było podobnych kryjówek, zamieszkiwanych przez dzikie zwierzęta, bandytów czy potwory. Ta jedna wcale nie była wyjątkowa, i właśnie to czyniło ją świetnym miejscem do umknięcia przed światem zewnętrznym. Komu chciało by się przeszukiwać labirynty tuneli, niezliczone przejścia i korytarze łączące ogromne, podziemne kompleksy. Zawiłość podobnych tworów na swoisty sposób mogła fascynować różne istoty, a zwłaszcza parających się magią poszukiwaczy tajemnic.
Ponownie spojrzał na zacne grono jakie dane mu było napotkać. Bez zbędnych słów, zwrócił się ku wskazanej przez niemą elfkę groty i ruszył w jej stronę wolnym krokiem.
- Cari
- Szukający drogi
- Posty: 26
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Pół driada
- Profesje:
- Kontakt:
Cari popatrzyła na Comedę z politowaniem. Nie wiedziała skąd u elfki brało się tyle zakrawających na fanatyzm skłonności samobójczych, aczkolwiek osobiście bynajmniej nie podzielała poglądu iż najlepszą metodą na spędzenie dnia jest atak frontalny na jakiegoś nekromantę. Który nawiasem mówiąc już dwukrotnie pokazał iż potrafi być niebezpieczny.
Mimo to jednak nie mogła się powstrzymać by nie sprostować wypowiedzi Nemorianina.
- Jeśli dobrze pamiętam nasz "zleceniodawca" - tym samym tonem można by z powodzeniem wymówić słowo "pluskwa" - polecił nam odszukanie posiadłości nekromanty. Nie wnikam w jego upodobania mieszkaniowe, ale biorąc pod uwagę znaczenie tego określenia, raczej nie znajdziemy go w żadnej z tych jaskiń.
- Jeśli jednak rzeczywiście zamierzacie go szukać, gdzieś w trawie powinna znajdować się mapa z oznaczoną lokalizacją. O ile można choć na tyle ufać słowom tamtej istoty.
Mimo to jednak nie mogła się powstrzymać by nie sprostować wypowiedzi Nemorianina.
- Jeśli dobrze pamiętam nasz "zleceniodawca" - tym samym tonem można by z powodzeniem wymówić słowo "pluskwa" - polecił nam odszukanie posiadłości nekromanty. Nie wnikam w jego upodobania mieszkaniowe, ale biorąc pod uwagę znaczenie tego określenia, raczej nie znajdziemy go w żadnej z tych jaskiń.
- Jeśli jednak rzeczywiście zamierzacie go szukać, gdzieś w trawie powinna znajdować się mapa z oznaczoną lokalizacją. O ile można choć na tyle ufać słowom tamtej istoty.
Przyzwyczajamy się do krwi
Odzwyczajamy od cierpienia
Po latach powie o nas ktoś:
Ludzie z żelaza i kamienia!
Odzwyczajamy od cierpienia
Po latach powie o nas ktoś:
Ludzie z żelaza i kamienia!
Na niebie mignął jakiś kształt, nie było zbyt dobrze widać co to jest - latało bowiem dość wysoko, pod słońcem także ciężko było dostrzec cokolwiek. Widać było jedynie, że porusza się szybko i dość chwiejnie. Czarna plama na niebie.
Po chwili wirowania nad horyzontem, plama zaczęła obniżać pułap lotem spiralnym - zupełnie jakby opadała z sił lub była ranna. Zaczęła być coraz bliżej podróżników, jednak nic nie wskazywało na to by w nich celowała. Wzbiła się w górę jeszcze parę razy, wyraźnie nie mając ochoty na lądowanie - wtedy właśnie można było dostrzec czym jest owa plama - był to smok. Czarny smok średnich rozmiarów o dość niespotykanej formie. Wił się dość zręcznie w przestrzeni jeszcze przez chwilę lecz jego czas wyraźnie dobiegł końca - przeszybował ostatnie parę metrów i mimowolnie, z wielką prędkością zaczął pikować ku ziemi, czemu towarzyszył wysoki świst, wkrótce jednak świst zastąpił wielki huk a w niebo wzniosły się tumany kurzu, ziemi, roślin i nici czarnej, włóknistej aury.
Lada moment z miejsca upadku zaczął dobiegać kaszel, a zaraz po nim ktoś wyraźnie gadał do siebie - Khy, khy, khy! Niechby to szlag... tumany kurzu i ziemi jeszcze do końca nie opadły lecz już wyłonił się z nich dość wysoki, silny mężczyzna w dziwacznym skórzanym fraku i zaczął podśpiewać do siebie - Drogą długą, drogą gładką szło do rzeźni bydląt stadko. A na przedzie szło dziewczęcie, dziwnym trafem też na rżnięcie zarzuciwszy fikuśny plecak na jedno ramie i tak oto podśpiewując, dziarsko zaczął kierować się w stronę podróżników. Będąc paręnaście metrów od grupy zatrzymał się asekuracyjnie, podniósł jedną rękę i krzyknął - Przepraszam szanownych państwa bardzo! Nie chciałem nikogo nastraszyć, trochę mi się spadło.
Po chwili wirowania nad horyzontem, plama zaczęła obniżać pułap lotem spiralnym - zupełnie jakby opadała z sił lub była ranna. Zaczęła być coraz bliżej podróżników, jednak nic nie wskazywało na to by w nich celowała. Wzbiła się w górę jeszcze parę razy, wyraźnie nie mając ochoty na lądowanie - wtedy właśnie można było dostrzec czym jest owa plama - był to smok. Czarny smok średnich rozmiarów o dość niespotykanej formie. Wił się dość zręcznie w przestrzeni jeszcze przez chwilę lecz jego czas wyraźnie dobiegł końca - przeszybował ostatnie parę metrów i mimowolnie, z wielką prędkością zaczął pikować ku ziemi, czemu towarzyszył wysoki świst, wkrótce jednak świst zastąpił wielki huk a w niebo wzniosły się tumany kurzu, ziemi, roślin i nici czarnej, włóknistej aury.
Lada moment z miejsca upadku zaczął dobiegać kaszel, a zaraz po nim ktoś wyraźnie gadał do siebie - Khy, khy, khy! Niechby to szlag... tumany kurzu i ziemi jeszcze do końca nie opadły lecz już wyłonił się z nich dość wysoki, silny mężczyzna w dziwacznym skórzanym fraku i zaczął podśpiewać do siebie - Drogą długą, drogą gładką szło do rzeźni bydląt stadko. A na przedzie szło dziewczęcie, dziwnym trafem też na rżnięcie zarzuciwszy fikuśny plecak na jedno ramie i tak oto podśpiewując, dziarsko zaczął kierować się w stronę podróżników. Będąc paręnaście metrów od grupy zatrzymał się asekuracyjnie, podniósł jedną rękę i krzyknął - Przepraszam szanownych państwa bardzo! Nie chciałem nikogo nastraszyć, trochę mi się spadło.
- Estril
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Elf Górski
- Profesje:
- Kontakt:
Leciał na swojej gryficy wśród chmur. Przyciskał się jak najmocniej do jej karku. Nagle jego czuły wzrok wykrył coś, co go zainteresowało. Pod nimi, powoli zataczając kółka zniżał swój lot prawdziwy SMOK. Nie miał z nimi dobrych doświadczeń, ale ciekawość nakazała mu przyjrzeć się dokładniej tej sytuacji
- Zniż lot - mrugnął do Sosny, a ta usłużnie zaczęła wielkimi kołami powoli opadać ku ziemi.
Nagle Estril dostrzegł na ziemi grupke podróżników. Serce zaczęło mu bić jak szalone, przecież ten smok za chwilę na pewno ich zaatakuje! Elf nie mógł przypatrywać się temu z daleka. Musiał coś zrobić. Ostatecznie ma wiernego gryfa, a to potężne stworzenie, może jakoś dają radę temu gadowi.
- Nurkuj - rzucił gryficy, a ona nie sprzeciwiając się woli pana natychmiast zaczęła pikować niemal pionowo w dół.
Estril nie miał żadnego konkretnego planu. Nie wiedział też co zamierza uczynić Sosna. Czy zaatakuje przeciwnika? Nagle jednak stało się coś czego nie przewidział. Smok wylądował i zmienił się w człowieka. Elf był tym wyraźnie zdziwiony, a jego towarzyszka również, ponieważ natychmiast wyprostowała lot. Była już dość nisko nad ziemią więc Estril zeskoczył na ziemię około trzech stóp od smoka.
- Jesteś smokiem czy człowiekiem - zapytał wyraźnie zakłopotany.
Był również zaciekawiony grupką osób, które tutaj były więc postanowił im także zadać kilka pytań. Miał nadzieję, że to jakaś wyprawa łowców przygód. Kochał podróże i przygody więc z góry postanowił, że się do nich przyłączy.
- Witajcie - wyrzucił nagle z sibie przypominając sobie o dobrych manierach - Dokąd idziecie, jeżeli będzie przy tym trochę emocji to od razu zaznaczam, że idę z wami - powiedział wesoło i uśmiechnął się szeroko.
W tym momencie przypomniał sobie również o swojej gryficy. Sosna latała nad ich głowami przyglądając się tej sytuacji z zaciekawieniem. Wyglądała jakby nie do końca ufała zgromadzonemu tutaj towarzystwu. Co chwilę zniżała lot gdy zbliżała się do Estrila jakby spodziewała się, że wskoczy na jej grzbiet i uciekną z tego miejsca.
- Nie martw się o mnie, leć sobie gdzie chcesz, przyda ci się trochę - powiedział do niej.
- Będę w pobliżu, jeżeli będziesz mnie potrzebował zawołaj mnie - odparła mu Sosna kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa jakby chciała, aby natychmiast ją wezwał.
- Zniż lot - mrugnął do Sosny, a ta usłużnie zaczęła wielkimi kołami powoli opadać ku ziemi.
Nagle Estril dostrzegł na ziemi grupke podróżników. Serce zaczęło mu bić jak szalone, przecież ten smok za chwilę na pewno ich zaatakuje! Elf nie mógł przypatrywać się temu z daleka. Musiał coś zrobić. Ostatecznie ma wiernego gryfa, a to potężne stworzenie, może jakoś dają radę temu gadowi.
- Nurkuj - rzucił gryficy, a ona nie sprzeciwiając się woli pana natychmiast zaczęła pikować niemal pionowo w dół.
Estril nie miał żadnego konkretnego planu. Nie wiedział też co zamierza uczynić Sosna. Czy zaatakuje przeciwnika? Nagle jednak stało się coś czego nie przewidział. Smok wylądował i zmienił się w człowieka. Elf był tym wyraźnie zdziwiony, a jego towarzyszka również, ponieważ natychmiast wyprostowała lot. Była już dość nisko nad ziemią więc Estril zeskoczył na ziemię około trzech stóp od smoka.
- Jesteś smokiem czy człowiekiem - zapytał wyraźnie zakłopotany.
Był również zaciekawiony grupką osób, które tutaj były więc postanowił im także zadać kilka pytań. Miał nadzieję, że to jakaś wyprawa łowców przygód. Kochał podróże i przygody więc z góry postanowił, że się do nich przyłączy.
- Witajcie - wyrzucił nagle z sibie przypominając sobie o dobrych manierach - Dokąd idziecie, jeżeli będzie przy tym trochę emocji to od razu zaznaczam, że idę z wami - powiedział wesoło i uśmiechnął się szeroko.
W tym momencie przypomniał sobie również o swojej gryficy. Sosna latała nad ich głowami przyglądając się tej sytuacji z zaciekawieniem. Wyglądała jakby nie do końca ufała zgromadzonemu tutaj towarzystwu. Co chwilę zniżała lot gdy zbliżała się do Estrila jakby spodziewała się, że wskoczy na jej grzbiet i uciekną z tego miejsca.
- Nie martw się o mnie, leć sobie gdzie chcesz, przyda ci się trochę - powiedział do niej.
- Będę w pobliżu, jeżeli będziesz mnie potrzebował zawołaj mnie - odparła mu Sosna kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa jakby chciała, aby natychmiast ją wezwał.
Dwayne był już tak zdezorientowany, że nie mógł wykrztusić ani słowa. Nie dość, że zrobiło się ciasno, to jeszcze miał wrażenie, że widzi smoka, który zamienia się w człowieka. Przypisał to jednak swojemu aktualnie trochę chwiejnemu umysłowi, który zazwyczaj bywa zmroczony alkoholem, przez co pijak przyzwyczaił się do podobnych widoków. Zresztą, przecież istniały fałszywe smoki, te, jaki im tam... smokołaki czy coś. Więc chyba nie było problemu, uznał mężczyzna wzruszając ramionami.
Jednak dość irytowała go nadmierna akcja zaistniała w tym miejscu. Na litość, przeżył więcej przygód dzisiejszego dnia, niż w ciągu dobrych paru ostatnich lat, które spędził w mieście zapijając się na śmierć. A to był dopiero początek! Czy na pewno chce iść dalej? Niewątpliwie poznałby podczas tej podróży wielu ciekawych ludzi, sporo interesujących rzeczy, nabawiłby się zapewne paru nieuniknionych ran... ech, może to jednak nie dla niego?
I wtedy przypomniał sobie coś. Parę wspomnień zrosło się, jakby po przyszyte cienką, przejrzystą nitką. Tak, kiedyś robił takie rzeczy. Kiedyś sam biegał i walczył, strzelał z kuszy, miewał kontakty z bardzo niebezpiecznymi ludźmi. Był podróżnikiem, strażnikiem i miał najwyraźniej za sobą bardzo bogatą przeszłość... więc dlaczego nie może...
... sobie tego wszystkiego przypomnieć?
Niezadowolony, że jego wspomnienia znów się ulotniły, westchnął głośno. Bardzo tu sympatycznie, ale podziękuję. Wręczył Comedie buteleczkę i mapę, uśmiechając się przepraszająco.
- Dziękuję, jednak postoję. Masz tu dwóch młodych i zapewnie uzdolnionych bohaterów. Pozwól, że zrezygnuję. Zbyt jestem zmarnowany na takie wyprawy - dodał. I było to prawdą. Jego organizm był już zmęczony, zapewnie za sprawą niezbyt aktywnego tryby życia, które do momentu utraty pamięci zamieniło się w schemat typu: idź się upij - zwal się w jakimś rowie - daj się załapać straży - odsiedź swoje – ponownie idź się upij.
Nie tracąc czasu na pożegnania odwrócił się i odszedł, zastanawiając się, ile tak właściwie ma do najbliższego miasta...
Jednak dość irytowała go nadmierna akcja zaistniała w tym miejscu. Na litość, przeżył więcej przygód dzisiejszego dnia, niż w ciągu dobrych paru ostatnich lat, które spędził w mieście zapijając się na śmierć. A to był dopiero początek! Czy na pewno chce iść dalej? Niewątpliwie poznałby podczas tej podróży wielu ciekawych ludzi, sporo interesujących rzeczy, nabawiłby się zapewne paru nieuniknionych ran... ech, może to jednak nie dla niego?
I wtedy przypomniał sobie coś. Parę wspomnień zrosło się, jakby po przyszyte cienką, przejrzystą nitką. Tak, kiedyś robił takie rzeczy. Kiedyś sam biegał i walczył, strzelał z kuszy, miewał kontakty z bardzo niebezpiecznymi ludźmi. Był podróżnikiem, strażnikiem i miał najwyraźniej za sobą bardzo bogatą przeszłość... więc dlaczego nie może...
... sobie tego wszystkiego przypomnieć?
Niezadowolony, że jego wspomnienia znów się ulotniły, westchnął głośno. Bardzo tu sympatycznie, ale podziękuję. Wręczył Comedie buteleczkę i mapę, uśmiechając się przepraszająco.
- Dziękuję, jednak postoję. Masz tu dwóch młodych i zapewnie uzdolnionych bohaterów. Pozwól, że zrezygnuję. Zbyt jestem zmarnowany na takie wyprawy - dodał. I było to prawdą. Jego organizm był już zmęczony, zapewnie za sprawą niezbyt aktywnego tryby życia, które do momentu utraty pamięci zamieniło się w schemat typu: idź się upij - zwal się w jakimś rowie - daj się załapać straży - odsiedź swoje – ponownie idź się upij.
Nie tracąc czasu na pożegnania odwrócił się i odszedł, zastanawiając się, ile tak właściwie ma do najbliższego miasta...
Elfka nadal odwrócona do pozostałych, podeszła do stojącego nieopodal drzewa, aby ukryć się w cieniu jego liści. Jak dla jej oczu, było zbyt jasno. Po chwili usłyszała, jak Darian przekazuję pytanie pozostałej grupie, po czym kieruję się w stronę celu podróży. Reakcja Cari nieco zdziwiła Comedę, ponieważ jak dotąd dobrze się trzymała, a teraz wyraźnie przeszła jej ochota na dalsze podróże. Elfka chciała poznać przyczynę jej rezygnacji, lecz nie zdążyła. Kiedy po kilku chwilach odwróciła się w stronę grupy, Pół Driada już się oddalała. Gonienie jej nie miało sensu, skoro nie wyrażała ochoty na dalsze uczestnictwo w realizacji zlecenia. Była to jej decyzja, którą miała zamiar uszanować..
Z zamyślenia wyrwał ją wielki huk rozlegający się kilkadziesiąt metrów za jej plecami, który spowodował iż lekko podskoczyła, odwracając się natychmiastowo w kierunku źródła dźwięku. Oczom ukazały jej się wzbijające tumany kurzu i ziemi, które na pewien czas przesłoniły widok znajdującego się tam otoczenia. Nie minął moment, kiedy wewnątrz tego całego zgiełku usłyszała kaszel, a po chwili obelgi. Mimo iż nie widziała jeszcze postaci, od razu założyła, że jest to czarodziej, który właśnie się teleportował, lub też zmiennokształtny, potrafiący zmieniać się w jakąś uskrzydloną egzystencję. W druidzkiej wiosce dużo czytała na temat tych dwóch ras, także kiedy z mgły wyszedł odziany w skórzany strój wysoki mężczyzna, bez problemu rozpoznała że jest zmiennokształtnym. Owa osoba zaczęła zbliżać się do grupy, i po chwili znajdując się kilkanaście metrów od niej, podniósł rękę w geście witającym i tłumacząc, spowodowaną dziurę w ziemi, swoim nagłym pojawieniem się . Comeda wiedziała, że egzystencje wywodzące się z tej rasy wykazywały się niekiedy agresją i brutalną przemocą, toteż podniosła trzymany w prawej ręce miecz, aby dać tej humanoidalnej istocie do zrozumienia, że obawia się o swoje bezpieczeństwo. Oczywiście było to na pokaz, bo z mieczem obchodzić się nie umiała - wolała magię, ponieważ nie trzeba było przemęczać fizycznie organizmu..
Niemniej jednak nie był to koniec wrażeń, ponieważ niebiosa postanowiły zrzucić jeszcze jedną istotę z błękitnej czeluści wprost na ziemię. W przeciwieństwie do głośnego lądowania zmiennokształtnego, drugi osobnik zwinnie zeskoczył z unoszącego go stworzenia, po czym z miejsca przemówił do nieznajomego. W oczach Comedy sytuacja wyglądała na bardzo dziwną, aczkolwiek rozsądek kazał jej czekać cierpliwie na rozwój wydarzeń. Gdy w milczeniu przez krótką chwilę obserwowała nowo przybyłego, od razu rozpoznała w nim elfa. Właściwie, to trudno było nie zauważyć jego szpiczastych uszu. Nie wiedziała tylko jakiego rodzaju ów rasy się wywodzi. Prócz tego był ubrany cały na szaro, co również zwróciło jej uwagę..
Z obserwacji wyrwało ją czyjeś dotknięcie. Gdy odwróciła się za siebie, ujrzała oblicze Dwayne'a. Jego ręce, trzymające butelkę i mapę wyciągnięte były w jej stronę, a twarz wyrażała kompletne zrezygnowanie. Elfka opuszczając miecz, po chwili zrozumiała o co chodzi, i w tym samym czasie mężczyzna utwierdził ją w przekonaniu. Tak jak Cari, miał dość wędrówki i również chciał odejść. Tłumacząc krótko swą decyzję, oddał jej przedmioty ułatwiające ukończenie zlecenia po czym odszedł, kończąc swoją przygodę związaną z grupą....
Comeda odwróciła się no dwójki nieznajomych. Z tej odległości nie widziała ich oczu, więc musiała podejść nieco bliżej. Jako że na chwilę obecną uważała zmiennokształtnego za potencjalnego wroga, jednocześnie kierując kroki w jego stronę, podniosła miecz. Wyraz jej oblicza pozostawał niezmienny - zimny, i smutny. Kiedy dzieląca ich odległość nie wynosiła więcej jak siedem kroków, zatrzymała się. W milczeniu mierząc do nich ostrzem, spojrzała się w oczy nieznajomych, przesyłając do ich umysłów pytanie związane z tym kim są, i jaki jest ich cel podróży. W momencie działania tejże umiejętności, jej tęczówki oczu robiły się jaskrawożółte - zdawałoby się że płoną..
Po ten czynności nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekać na odpowiedź, lub ewentualny rozwój wydarzeń. W razie przejawu jakiejkolwiek agresji, miała w głowie przygotowaną inkantację zaklęcia...
Z zamyślenia wyrwał ją wielki huk rozlegający się kilkadziesiąt metrów za jej plecami, który spowodował iż lekko podskoczyła, odwracając się natychmiastowo w kierunku źródła dźwięku. Oczom ukazały jej się wzbijające tumany kurzu i ziemi, które na pewien czas przesłoniły widok znajdującego się tam otoczenia. Nie minął moment, kiedy wewnątrz tego całego zgiełku usłyszała kaszel, a po chwili obelgi. Mimo iż nie widziała jeszcze postaci, od razu założyła, że jest to czarodziej, który właśnie się teleportował, lub też zmiennokształtny, potrafiący zmieniać się w jakąś uskrzydloną egzystencję. W druidzkiej wiosce dużo czytała na temat tych dwóch ras, także kiedy z mgły wyszedł odziany w skórzany strój wysoki mężczyzna, bez problemu rozpoznała że jest zmiennokształtnym. Owa osoba zaczęła zbliżać się do grupy, i po chwili znajdując się kilkanaście metrów od niej, podniósł rękę w geście witającym i tłumacząc, spowodowaną dziurę w ziemi, swoim nagłym pojawieniem się . Comeda wiedziała, że egzystencje wywodzące się z tej rasy wykazywały się niekiedy agresją i brutalną przemocą, toteż podniosła trzymany w prawej ręce miecz, aby dać tej humanoidalnej istocie do zrozumienia, że obawia się o swoje bezpieczeństwo. Oczywiście było to na pokaz, bo z mieczem obchodzić się nie umiała - wolała magię, ponieważ nie trzeba było przemęczać fizycznie organizmu..
Niemniej jednak nie był to koniec wrażeń, ponieważ niebiosa postanowiły zrzucić jeszcze jedną istotę z błękitnej czeluści wprost na ziemię. W przeciwieństwie do głośnego lądowania zmiennokształtnego, drugi osobnik zwinnie zeskoczył z unoszącego go stworzenia, po czym z miejsca przemówił do nieznajomego. W oczach Comedy sytuacja wyglądała na bardzo dziwną, aczkolwiek rozsądek kazał jej czekać cierpliwie na rozwój wydarzeń. Gdy w milczeniu przez krótką chwilę obserwowała nowo przybyłego, od razu rozpoznała w nim elfa. Właściwie, to trudno było nie zauważyć jego szpiczastych uszu. Nie wiedziała tylko jakiego rodzaju ów rasy się wywodzi. Prócz tego był ubrany cały na szaro, co również zwróciło jej uwagę..
Z obserwacji wyrwało ją czyjeś dotknięcie. Gdy odwróciła się za siebie, ujrzała oblicze Dwayne'a. Jego ręce, trzymające butelkę i mapę wyciągnięte były w jej stronę, a twarz wyrażała kompletne zrezygnowanie. Elfka opuszczając miecz, po chwili zrozumiała o co chodzi, i w tym samym czasie mężczyzna utwierdził ją w przekonaniu. Tak jak Cari, miał dość wędrówki i również chciał odejść. Tłumacząc krótko swą decyzję, oddał jej przedmioty ułatwiające ukończenie zlecenia po czym odszedł, kończąc swoją przygodę związaną z grupą....
Comeda odwróciła się no dwójki nieznajomych. Z tej odległości nie widziała ich oczu, więc musiała podejść nieco bliżej. Jako że na chwilę obecną uważała zmiennokształtnego za potencjalnego wroga, jednocześnie kierując kroki w jego stronę, podniosła miecz. Wyraz jej oblicza pozostawał niezmienny - zimny, i smutny. Kiedy dzieląca ich odległość nie wynosiła więcej jak siedem kroków, zatrzymała się. W milczeniu mierząc do nich ostrzem, spojrzała się w oczy nieznajomych, przesyłając do ich umysłów pytanie związane z tym kim są, i jaki jest ich cel podróży. W momencie działania tejże umiejętności, jej tęczówki oczu robiły się jaskrawożółte - zdawałoby się że płoną..
Po ten czynności nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekać na odpowiedź, lub ewentualny rozwój wydarzeń. W razie przejawu jakiejkolwiek agresji, miała w głowie przygotowaną inkantację zaklęcia...
Usłyszenie głosu stojącej naprzeciwko elfki było niemałym zaskoczeniem dla Archibalda. W trakcie swoich wędrówek widział i przeżył niejedno, natomiast z tym przypadkiem telepatii poczuł się wybitnie niezręcznie. Towarzyszyły temu uczucia niewygody, zagrożenia, przekroczenia granicy prywatności i odebrał to jako wielce inwazyjną formę gwałtu co w następstwie poprowadziło do obawy, że elfka może okazać się wrogo nastawiona.
Nie zważając jednak na to, postanowił nie poddawać się pierwszemu wrażeniu. W końcu póki co telepatka nie jest agresywna a zapewne gdyby chciała - już by była. Zrozumiały więc jest mechanizm obronny - asekuracja. No cóż. Po tych chwilach konsternacji, stwierdził że wyjdzie z inicjatywą.
Nie zważając jednak na to, postanowił nie poddawać się pierwszemu wrażeniu. W końcu póki co telepatka nie jest agresywna a zapewne gdyby chciała - już by była. Zrozumiały więc jest mechanizm obronny - asekuracja. No cóż. Po tych chwilach konsternacji, stwierdził że wyjdzie z inicjatywą.
- - Witam, milady. - rzekł wykonując szarmancki ukłon - Archibald Lynch - podróżnik, kolekcjoner, poszukiwacz. A to Bianka. - powiedział, po czym wyjął z dwóch kabur Biankę. Dwa tak zwane "Ostrzały" i począł dwuznacznie ją eksponować. Ukłonił się lekko, wystawiając jedną, wyprostowaną nogę do przodu. Lewym Ostrzałem subtelnie mierząc w elfkę, prawym zaś skierowany w dół, bezczynnie wisiał na wskazującym palcu Archibalda dla efektu wizualnego - Bianka to moja najwierniejsza przyjaciółka. - schował lewy Ostrzał, prawym subtelnie kołysząc - Dużo by o mnie mówić, szukam swojej pamięci jeśli mam być szczery. I błagam, niech szanowna milady się nie boi, mogę sprawiać wrażenie niebezpiecznego ale to nie do końca prawda - jestem niebezpieczny tylko dla wrogów. Zwłaszcza jak mnie wyprowadzą z równowagi - wtedy jestem bardzo niebezpieczny. - urwał na moment z dość poważnym, sugestywnym wyrazem twarzy - Ale! - wykrzyczał nagle, rozpromieniając się natychmiast - Milady nie jest wrogiem, prawda? - nastąpiła chwila konsternacji w oczekiwaniu na odpowiedź i wtedy Archibaldowi przypomniał się ten kolejny elf, gdy ta myśl dotarła do niego na twarzy pojawiła się mina pod tytułem "Ah! Zapomniałem!" natychmiast odwrócił się więc do Pana z gryfem i rozpoczął kolejną rozmowę. - Ah, milordzie! Zapomniałem, że milord do mnie mówił! Moją uwagę w całości skupiła obecna tu absurdalnie piękna elfia milady. Nie dziwi się z resztą milord, prawda? - puścił doń oczko. - Wiem, że słyszał Pan co mówiłem ale powtórzę raz jeszcze - Archibald Lynch - podróżnik, kolekcjoner i poszukiwacz a Pan, milordzie jest niegrzeczny. Od razu tak pytać czy smok czy człowiek... Ha! A skądże mam to wiedzieć, mój drogi? Nie wiem kim jestem! Ale w moich żyłach płynie kosmiczny pył, to na pewno. - gdy skończył odwrócił się z powrotem do elfki. Pociągnął łyk wody z filtrfraka i znów zagaił - Milady, niestety nie potrafię zbytnio powiedzieć skąd się tutaj wziąłem, nie pamiętam bowiem zbytnio ostatnich czterech godzin, pewnie znów dostałem ataku sklerozy ale na pewno jakieś tego wyjaśnienie jest. Obudziłem się szybując jako Nocny Szał, moja smocza forma. Nie udało mi się jednak zbyt długo go utrzymać więc runąłem na ziemię. Chyba nadwyrężyłem ścięgno - powiedział i obejrzał się na swoją łydkę - Boli jak gwałt przez ogra. Cóż. Tak czy inaczej - nie mam się zbytnio gdzie podziać, nie wiem gdzie jestem ani co tu robię. Wiem natomiast, że mogę się przydać. - tutaj zakończył definitywnie i nachylił się z miną pełną nadziei w oczekiwaniu na odpowiedź.
Złudny spokój, jakim zawoalowany był niekończący się cykl życia i śmierci miał nie potrwać długo. Młody mężczyzna, którego sylwetkę okrywało szlacheckie odzienie barwy nocy powoli oddalał się od grupki awanturników. Lecz nim zdołał ujść choćby kilkanaście kroków, nastąpiła drobna zmiana. Dwoje towarzyszy niemej elfki zrezygnowało z dalszej wyprawy, z własnych, raczej mało ważnych dla Darian'a powodów. Od początku nie wydawali mu się zbyt ciekawi, zbyt niezdecydowani. A to czego szukał, to siła charakteru i przekonanie.
Przystanął na moment, lecz nie obejrzał się choćby przez ramię. Właśnie w tej chwili, w dosyć brawurowym stylu dołączyło do ich grona kolejnych dwóch śmiałków. Chciało by się rzec, iż wszystko idzie zgodnie z czyimś misternym planem. Jednak on nie wierzył w takie rzeczy. Były zbyt nieciekawe.
Znacznie bardziej interesowała go reakcja długowłosej elfki. Czy i im bez wahania zaproponuje współpracę ? Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Wciąż stojąc plecami do nowo przybyłych, wsłuchiwał się w ich słowa. Jeden jegomość raczył się przedstawić w dość oryginalnym monologu, na który to młodzieniec o granatowych oczach nie zwracał uwagi. Wciąż czekał na to, co postanowi elfka, której postawa wskazywała dosyć jasno co sądzi o przybyszach. Obrócił się spokojnie w stronę Comedy, i minąwszy bez słowa zmiennokształtnego oraz jeźdźca gryfa, stanął o krok za lewym ramieniem kobiety. Nic nie powiedział, z jego strony nie można było wyczuć najmniejszego poruszenia. Jak by go tam nie było.
Przystanął na moment, lecz nie obejrzał się choćby przez ramię. Właśnie w tej chwili, w dosyć brawurowym stylu dołączyło do ich grona kolejnych dwóch śmiałków. Chciało by się rzec, iż wszystko idzie zgodnie z czyimś misternym planem. Jednak on nie wierzył w takie rzeczy. Były zbyt nieciekawe.
Znacznie bardziej interesowała go reakcja długowłosej elfki. Czy i im bez wahania zaproponuje współpracę ? Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Wciąż stojąc plecami do nowo przybyłych, wsłuchiwał się w ich słowa. Jeden jegomość raczył się przedstawić w dość oryginalnym monologu, na który to młodzieniec o granatowych oczach nie zwracał uwagi. Wciąż czekał na to, co postanowi elfka, której postawa wskazywała dosyć jasno co sądzi o przybyszach. Obrócił się spokojnie w stronę Comedy, i minąwszy bez słowa zmiennokształtnego oraz jeźdźca gryfa, stanął o krok za lewym ramieniem kobiety. Nic nie powiedział, z jego strony nie można było wyczuć najmniejszego poruszenia. Jak by go tam nie było.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość