Valladon[Wschodnia Brama] Samotnie czy w towarzystwie?

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Wschodnia Brama] Samotnie czy w towarzystwie?

Post autor: Camelie »

        Przeprawa przez zatłoczone uliczki i odnalezienie wyjścia z miasta zajęły jej zdecydowanie więcej czasu, niż się tego spodziewała. Właściwie to już nie była pewna czy chce opuścić to miejsce, czy może jednak, pomimo nieciekawego obrotu zdarzeń, pozostać tu jeszcze trochę i zregenerować siły po podróży z Ekradonu. Dziewczyna westchnęła cicho, kiedy dostrzegła w oddali bramę miasta. Słońce ciągle było dość wysoko, jednak zdecydowanie zaczynało chylić się ku zachodniej stronie nieba. Wolnym krokiem zbliżyła się do bramy. Ludzi było tutaj zdecydowanie mniej, a budowle rzucały przyjemny cień. Rozejrzała się i stwierdziwszy, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją upomnieć o dziwne zachowanie, podeszła do jednego z budynków. Zdjąwszy w pleców swój miecz, oparła go o kamienną ścianę, po czym usiadła. Ściągnęła torbę z ramienia i odrzuciwszy na bok płaszcz, który wcześniej przez nią przewiesiła, sięgnęła po owoce schowane pomiędzy innymi, mniej lub bardziej przydatnymi, przedmiotami. Wyjęła jedno jabłko i, uprzednio otarłszy je o materiał koszuli, ugryzła. Uniosła lekko głowę, po czym przymknęła oczy. Chciała chwilę odetchnąć. Na kolejne kilka dni będzie miała dość tłocznych i głośnych miejsc, tego była pewna.
        Sama nie wie, ile czasu tak siedziała, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Wędrując przez zatłoczone uliczki, porzuciła myśl o znalezieniu łowcy i jakimkolwiek innym towarzystwie w podróży do kolejnego miasta. Swoją drogą powinna zastanowić się, dokąd wyruszy z Valladonu. Odrzuciwszy ogryzek na bok, sięgnęła do torby po mapę, którą kiedyś sama przerysowała. Rozłożyła ogromny pergamin i, przyglądając mu się uważnie, zaczęła nucić pod nosem. Zupełnie straciła poczucie czasu...
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Vincent
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vincent »

Zanim Vincent mógł w spokoju opuścić miasto, musiał jeszcze napełnić swoją manierkę na drogę. W podróży różnie to bywa. Nie zawsze uda się natrafić na strumień z czystą wodą. Właśnie opuszczał gospodę zaopatrzony w wodę, gdy na jego nodze zatrzymał się ogryzek od jabłka. Spojrzał w kierunku, z którego pochodził ów śmieć.
Ujrzał odpoczywającą w cieniu osobę, która uważnie studiowała mapę. Sądząc po melodyjnym głosie, była to kobieta. Normalnie nie poruszyłby go ten widok, gdyby nie charakterystyczny dobytek, leżący obok dziewczyny, a dokładniej długi półtoraręczny miecz. Zatrzymał się i zaczął studiować rękojeść. Widział ją przecież na plecach Camelie i to jeszcze dzisiaj. Czyżby jednak zdecydowała się opuścić miasto? Może wciąż chciała skorzystać z jego propozycji? W każdym razie, jeżeli dalej będzie siedzieć z nosem w mapie i dobytkiem obok, to znowu stanie się obiektem kradzieży.
- Widzę, że ty też nie chcesz tutaj długo zostać - powiedział do niej po podejściu bliżej.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Sama nie wie, ile czasu siedziała, studiując mapę. Z pewnością nie było to aż tak długo, gdyż zdążyła ledwo ustalić jakie miasta, spośród tych, które chciała odwiedzić, znajdują się w pobliżu Valladonu.
        Gdy usłyszała znajomy głos, uniosła głowę znad rozłożonego pergaminu. Zobaczywszy Vincenta, uśmiechnęła się przyjaźnie. Była zaskoczona tym widokiem. Wydawało jej się, że zaraz po tym jak mężczyzna odszedł, opuścił miasto. Z drugiej jednak strony cieszyła ją jego obecność. Nie chciała znów podróżować sama, jak miało to miejsce wiele razy. Odgoniła niepotrzebne myśli i spojrzała uważnie na łowcę w bladoczerwonym płaszczu. Choć nie do końca słyszała treść jego wypowiedzi, była pewna, że mówił coś o opuszczeniu miasta.
        - Witaj ponownie. Cóż, jak na pierwszą wizytę, to Valladon nie przywitał mnie zbyt przyjaźnie - zażartowała, niedbale składając i chowając mapę do skórzanej torby.
        Niestety dziewczyna nie spostrzegła, kiedy podczas pośpiesznego zbierania swoich rzeczy, delikatnie trąciła łokciem oparte o budynek ostrze miecza. Głowica nieprzyjemnie zaszurała o kamienną ścianę. Nim Camelie zdążyła zareagować, miecz z brzękiem uderzył o ziemię. Nieoczekiwany hałas sprawił, iż dziewczyna lekko podskoczyła, krzywiąc przy tym usta.
        - Ech, czasem... - westchnęła. - Niezdara ze mnie... - szepnęła ledwo słyszalnie.
        Zwróciła wzrok na Vincenta. Prawdopodobieństwo, że mężczyzna właśnie myślał to, co dziewczynie wydawało się, że mógł myśleć, bynajmniej nie było małe. Miała tylko nadzieję, że nie będzie komentował albo wypominał jej jaka jest niezdarna. Ponownie westchnęła, po czym pospiesznie zebrała wszystkie rzeczy. Póki co nie zakładała płaszcza, ale przewiesiła go, jak uprzednio, przez torbę. Chwyciła rękojeść miecza, po czym w końcu wstała.
        - Em... To jak? Pozwolisz niezdarnej pannie zabrać się ze sobą? - zapytała, uśmiechając się nerwowo.
        Dziewczyna uznała, że skoro już i tak widział ten mały incydent i nie skomentował go, to równie dobrze może obrócić to w mały żart. Ponadto z jakiegoś dziwnego powodu chciała się z nim zabrać.
        Spojrzała niepewnie na Vincenta. Teraz zostało jej tylko oczekiwać odpowiedzi. Miała jednak nadzieję, że twierdzącej.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Vincent
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vincent »

Nie sposób było nie zauważyć niezdarności dziewczyny. Czy to przez jej zachowanie, czy to przez jej własne słowa. Jednak żeby zrazić Vincenta, potrzeba czegoś więcej niż niewielki pokaz „niezwykłej” zręczności. Ba, nawet lepiej żeby taka fajtłapa miała oparcie w kimś w czasie podróży. Jeszcze narobi sobie kłopotów czy ściągnie na siebie inne licho.
        - Ależ oczywiście – dziarsko odpowiedział na pytanie dziewczyny.
        Skoro wcześniej jej to proponował, to nie miał żadnego powodu aby teraz jej odmówić. Towarzysz, a w tym wypadku towarzyszka, zawsze jest dobrym nabytkiem. Jeżeli już pokonywać trudności wędrówki, to najlepiej drużynowo.
        - Prawie zapomniałem – dokąd zmierzasz? Nie mam określonego celu, ale prawdopodobnie zajdę w okolice Nandan-Ther – szczątkowo opisał Camelie swój plan podróży. Nie był on konkretny ani nazbyt przemyślany, ale powinien zdać egzamin. Przynajmniej na krótszą metę – gdy dojdzie do warowni, prawdopodobnie rozejrzy się za jakąś pracą. Po ostatnich wydatkach zrobiło mu się nadmiernie lekko w miejscu, w którym trzyma sakiewkę.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Słysząc zgodę łowcy na wspólne podróżowanie, uśmiechnęła się tylko szerzej. Właściwie to nie rozumiała, skąd u niej ta chęć wędrówki w towarzystwie Vincenta. Jednak jego zgoda wywołała w niej radość. Kiedy przerzucała pasek od torby przez głowę, usłyszała pytanie o cel podróży. Zmarszczyła lekko czoło i spojrzała zastanawiająco na Vincenta.
        - Nandan-Ther - powtórzyła zasłyszaną nazwę bez przekonania.
        Chciała sobie przypomnieć czy widziała na mapie wspomniane miasto, jednak na myśl przychodziły jej zupełnie inne miejsca. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się przyjaźnie. Stwierdziła, że Nandan-Ther leży gdzieś dalej. W miejscu, które jeszcze było poza jej zasięgiem.
        - Tak po prawdzie... to nie mam żadnego planu podróży - odpowiedziała szczerze. - A Nandan-Ther, to gdzieś dalej jest? Bo chyba brakło tej nazwy na mojej mapie...
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Naelle
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naelle »

        Oczywiście, musiała zapodziać gdzieś mapę. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. A nie mając mapy, ciężko dotrzeć do miejsca, w którym nigdy wcześniej się nie było. Szczególnie jeśli podróżuje się samotnie. Naelle mruknęła coś pod nosem, dając wyraz swojej irytacji. Rzecz jasna, próbowała zaopatrzyć się w nową mapę, ale te świstki pergaminu z zaznaczonymi na nich okolicami kosztowały dziesięć razy tyle, ile tak naprawdę były warte, a piętnaście niż to, co mogła na nie wydać.
        - Niech to... - mamrotała dziewczyna do siebie.
        Była zmęczona po całym dniu spędzonym w siodle, zniecierpliwiona i zła na siebie. Lala, jej klacz, też nie czuła się lepiej - nie lubiła wąskich uliczek, w których stukot kopyt odbijał się echem, dużych miast i tłumów ludzi - była poddenerwowana, tuliła uszy.
- "Muszę znaleźć kogokolwiek, kto będzie zmierzał w stronę Nandan-Ther" - pomyślała z desperacją Naelle. Innego wyjścia nie było, a ona naprawdę potrzebowała się tam dostać. - "Przecież ktoś musi...".
        Pokierowała Lalę w boczną uliczkę, praktycznie pustą, jeśli nie liczyć młodej kobiety i mężczyzny w charakterystycznym kapeluszu. Minęłaby ich zupełnie obojętnie, skinając im tylko głową na powitanie, gdyby nie usłyszała wypowiedzi mężczyzny.
        - Prawie zapomniałem - dokąd zmierzasz? Nie mam określonego celu, ale prawdopodobnie zajdę w okolice Nandan-Ther - powiedział.
        "Nandan-Ther". Ta nazwa sprawiła, że Naelle gwałtownie obróciła głowę w ich stronę, skrzywiła się boleśnie, kiedy coś przeskoczyło jej w karku.
        - Przepraszam... - zaczęła niepewnie, przeklinając własną nieśmiałość do obcych. - Przypadkiem usłyszałam... Zmierzacie w stronę Nandan-Ther?
        Uśmiechnęła się lekko, wpatrując się w kobietę i mężczyznę wyczekującym spojrzeniem intensywnie niebieskich oczu.
See inside
There is nothing to hide
Turn and face the light
[Pink Floyd, What Do You Want From Me?]
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Wschodnia brama, choć zdecydowanie mniej okazała od pozostałych trzech, jakie otaczały miasto, była dość sporych rozmiarów. Sama ulica zaś, choć zdecydowanie węższa od tych, które odchodziły od placu targowego, ciągle pozwalała na swobodne poruszanie się powozem, bryczką bądź konno. Z jakiejś gospody w pobliżu wyszła grupka podchmielonych mężczyzn, a drzwi budynku z hukiem zatrzasnęły się za nimi. Mimo to ulica ciągle pozostawała pustawa.
        Wiatr zawiał mocniej, a dotychczas przejrzyste niebo przesłoniły stalowe chmury. Gdzieś w pobliżu, a nawet trochę dalej, widziała sporadycznie przewijających się ludzi, jednak nie przejmowała się nimi. Dziewczyna westchnęła cicho, spoglądając wyczekująco na odzianego w bladoczerwony płaszcz mężczyznę. Chciała już wyruszyć, choć sama nie rozumiała dlaczego tak śpieszno jej, by znów być na trakcie. W myślach zaś próbowała ustalić dokładniejszą lokalizację Nandan-Ther, jednakże nic szczególnego nie przychodziło jej do głowy. Kiedy ciemnowłosy towarzysz miał już odpowiedzieć - bowiem na takiego wyglądał - do rozmowy wtrąciła się jakaś osoba trzecia. Camelie w zamyśleniu nawet nie spostrzegła, kiedy obok nich przystanęła dziewczyna siedząca na grzbiecie konia. Właściwie to najpierw uwagę rozmawiających przykuł łeb gniadosza i jego ciche parsknięcie, po czym dopiero pytanie amazonki.
        - Przepraszam... - wtrącił ktoś niepewnie.
        Zarówno Camelie jak i Vincent spojrzeli po sobie, a potem zwrócili wzrok na nieznajomą, przy czym brunetka musiała zadrzeć głowę dość wysoko, by w pełni dojrzeć postać dziewczyny. Tak, dziewczyny, bo głos zdecydowanie był damski, a w siodle siedziała urocza młoda kobieta.
        - Przypadkiem usłyszałam... - zawahała się. - Zmierzacie w stronę Nandan-Ther?
        Pytanie nieznajomej lekko zdziwiło Camelie. Dziewczyna nie zwróciła także zbytniej uwagi na reakcję Vincenta, choć prawdopodobnie on również został wprawiony w niemałe zakłopotanie. Brunetka, nie czekając na odpowiedź łowcy, wyrwała się pierwsza.
        - Nandan-Ther? Tak... - odpowiedziała bez namysłu, lecz zaraz potem zawahała się na moment, po czym spojrzawszy na towarzysza mruknęła, uśmiechając się lekko - chyba tak...
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Naelle
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naelle »

        Przygryzła wargę i lekko się zmieszała, widząc badawcze, zdziwione spojrzenia mężczyzny i kobiety. Ale czego mogła się spodziewać? Wiedziała przecież dobrze, że uznają ją za wariatkę jeszcze zanim się odezwała.
        - Nandan-Ther? Tak - odpowiedziała kobieta bez namysłu, jak się zdawało. Następnie wyraźnie się zawahała i zerknęła na swojego towarzysza. - Chyba tak - poprawiła się.
        Naelle nabrała dużo powietrza, a potem wypuściła je ze świstem.
        - Czy... pomylę się, zakładając, że macie ze sobą mapę? - spytała, a właściwie wyrzuciła z siebie szybko. Czekała na odpowiedź.
See inside
There is nothing to hide
Turn and face the light
[Pink Floyd, What Do You Want From Me?]
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Wiatr zawiał mocniej, wzbijając przy tym rozsiany po brukowanej drodze piasek. Gniadosz, na którym siedziała nieznajoma, najwyraźniej niezadowolony z nagłej zmiany warunków atmosferycznych, zastrzygł nerwowo uszami, potrząsając przy tym delikatnie łbem. Pogoda wydawała się drastycznie pogarszać. Z każdą kolejną minutą robiło się coraz chłodniej, a jaśniejące jeszcze przed chwilą słońce przesłoniły stalowe chmury. Camelie przymrużyła oczy chcąc ochronić je przed drobnymi ziarnami piasku wzbitymi w powietrze przez ostry wiatr. Co mogło wydać się niespodziewane, tym razem w pełni słyszała wypowiedź ciemnowłosej amazonki.
        - Ja mam mapę - powiedziała uśmiechając się przyjaźnie.
        Vincent przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę, wyglądał na znudzonego zaistniałą sytuacją. Najwyraźniej chciał wynieść się z Valladonu jak najprędzej i w pewnym stopniu dziewczyna rozumiała to. W końcu nie on jeden padł ofiarą - na szczęście nieudanej - kradzieży. Brunetka zerkając na łowcę uśmiechnęła się przepraszająco, unosząc jednocześnie ramiona i przechylając głowę na bok niczym przyłapane na podkradaniu ciastek dziecko. Wprawdzie także chciała opuścić miasto, ale nie mogła odmówić pomocy, jeśli była w stanie jej udzielić.
        - Tak, to może... - Camelie spojrzała z zakłopotaniem w stronę nieznajomej - jeśli chcesz obejrzeć tę mapę to pozwolisz, że wejdziemy do jakiejś karczmy, albo sklepu? - rozejrzała się dyskretnie dookoła po czym kontynuowała. - Pogoda raczej nie zapowiada się najlepiej, a wolałabym, by moja mapa nie została porwana przez ten wiatr.
        Zarówno Vincent, jak i nieznajoma spojrzeli na brunetkę lekko zdziwieni.
        - Heh. No, co? Mam przeczucie, że oglądanie czegokolwiek na tym wietrze może się dla mnie źle skończyć - wytłumaczyła spoglądając na łowcę jak dziecko, które prosi o ulubioną zabawkę.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Naelle
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naelle »

Nagła zmiana warunków pogodowych spodobała się jej mniej więcej w takim stopniu jak Lali. To znaczy praktycznie wcale. Co prawda chłodny wiatr był przyjemny po palącym skwarze, ale chyba przesadził z siłą wiania. Do tego dochodziły jeszcze fruwające w powietrzu ziarenka piasku, wbijające się w policzki i wpadające do oczu. Słowem: zrobiło się mało przyjemnie. Naelle skrzywiła się.

- Masz rację, oglądanie mapy na tym wietrze to niezbyt dobry pomysł - powiedziała do kobiety, która podawała się za właścicielkę mapy; zauważyła też, że towarzyszący jej mężczyzna zaczyna się niecierpliwić, jakby bardzo się dokądś spieszył. - Jeśli nie masz nic przeciwko, zapraszam do karczmy. Jestem Naelle - dodała, przedstawiając się i zgrabnie zeskakując z grzbietu swojej klaczy.
See inside
There is nothing to hide
Turn and face the light
[Pink Floyd, What Do You Want From Me?]
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Okolica zrobiła się nieprzyjemnie ponura w chwili, gdy niebo zasnuły stalowe chmury, przesłaniające ognistą kulę, jaka niedawno jeszcze górowała na niebie. Dziewczyna z małym niepokojem spoglądała na malujące się na twarzy Vincenta niezadowolenie zmieszane ze zniecierpliwieniem, które z każdą kolejną minutą ogarniało mężczyznę. Uśmiechnęła się niepewnie do swojego towarzysza i kuląc ramiona niczym skarcone dziecko, przeniosła wzrok na ciemnowłosą, która ciągle siedziała wygodnie w siodle. Nieznajoma skrzywiła się, kiedy wiatr na ponów zawiał mocniej, po czym zgodziwszy się, iż oglądanie mapy w takich warunkach nie jest najlepszym pomysłem, przedstawiła się, sprawnie zeskakując z grzbietu wierzchowca i proponując wizytę w najbliższej karczmie.
        Camelie jeszcze tylko przelotnie rzuciła spojrzeniem po ulicy, która pomimo pogarszającej się pogody zdawała się być teraz bardziej tłoczna. Wydawało się, że mieszczanom zupełnie obojętna była nagła zmiana warunków atmosferycznych. Ktoś w oddali krzyczał, jakiś niski mężczyzna biegł, kolejna osoba oglądała się podejrzliwie na boki, jakby chcąc wypatrzyć potencjalnego złodzieja. Dziewczyna jednak szybko zignorowała to całe zamieszanie, jakie miało miejsce dookoła. A myśl, że to dość niesłychane jak szybko zupełnie opustoszała uliczka zaroiła się od przypadkowych mieszczan, zaledwie na chwilę zajęła głowę brunetki. Dziewczyna westchnęła cicho, przenosząc wzrok na nowo poznaną towarzyszkę. Skinęła lekko głową w geście powitania, wydając z siebie przytłumione mruknięcie, które przeszło niezauważone.
        Wiatr zawiał ponownie. Opadłe luzem ciemne kosmyki tańczyły teraz z każdym podmuchem, przesłaniając brunetce pole widzenia. Camelie wolną ręką odgarnęła włosy z twarzy, przymrużyła oczy i kuląc ramiona jeszcze bardziej ruszyła przed siebie, bez słowa wymijając Vincenta. Mężczyzna przytrzymując swój kapelusz obejrzał się tylko za towarzyszką, zaś Naelle nie czekając długo szarpnęła wodze swojego wierzchowca i podążyła za dziewczyną, szybko równając z nią kroku.
        - Wybacz, ale nie mam ochoty stać na takim wietrze bez celu - mruknęła na tyle głośno, by idąca obok niej ciemnowłosa była w stanie usłyszeć i zrozumieć jej słowa.
        Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie do Camelie. Ta natomiast zatrzymała się nagle wzdychając bezgłośnie. Odwróciła się i spoglądając na mężczyznę w bladoczerwonym płaszczu, poprawiła uchwyt na rękojeści swojego miecza.
        - Vincent, idziesz?
        Łowca natomiast bez słowa, powolnym krokiem ruszył w stronę dziewcząt. Camelie nie czekając, aż ten zrówna się z nimi, zwróciła się w stronę pierwszego lepszego budynku. Idąc rozejrzała się nerwowo. Jedynym bardziej wyróżniającym się budynkiem w tej okolicy była stajnia, z której dobiegało charakterystyczne rżenie koni, a którego to wcześniej nie zauważyła. Kątem oka brunetka spostrzegła tylko, że tam skierowała swe pospieszne kroki Nealle. Zaś Camelie na ponów rozejrzała się dokoła, po czym z niechęcią stwierdziła, że nie wie, gdzie ma wejść, by trafić do karczmy. Na szczęście wtedy drzwi pobliskiego budynku otworzyły się, a z wnętrza wyszedł wyraźnie pijany mężczyzna. Dziewczyna westchnęła z ulgą i skierowała swoje kroki do karczmy. Tym razem jednak zatrzymała się przed drzwiami i spojrzała za siebie, wyczekując na towarzyszy. Naelle wyszła zza rogu, chwilowo bez konia, co znaczyło, iż musiała go zostawić w stajni, po czym bez zastanowienia udała się w stronę wejścia, gdzie czekała Camelie. Natomiast Vincent oparłszy się o ścianę mruknął tylko, że zaczeka na zewnątrz. Dziewczyna wzruszyła ramionami i weszła do środka.
        Pomieszczenie było zadbane i czyste. Przy dwóch drewnianych stołach siedziało kilku mężczyzn, jednak ci szybko odwrócili wzrok od nowo przybyłych. Camelie rzuciła spojrzeniem w stronę karczmarza i uśmiechając się przyjaźnie, pokręciła głową. Nie zwlekając udała się do pierwszego wolnego stolika w pobliżu okna. Niedbale oparła miecz o krawędź mebla i ściągając z ramienia torbę rzuciła ją na blat. Ciemny płaszcz bez większego zastanowienia powiesiła na oparciu krzesła. Poczęła gorączkowo przeglądać swoją torbę, wyjmując z niej przypadkowe przedmioty, w tym także nieco zgnieciony, ogromny pergamin z przyzwoicie wyrysowanymi granicami, szlakami oraz ładnie wykaligrafowaną czcionką nazw miast Alaranii. Wszystko to robiła odruchowo, bez namysłu, ot tak, jakby teraz liczyło się tylko uporządkowanie całego dobytku, jaki posiadała. Na chwilę zupełnie zapomniała o swojej nowej towarzyszce. Dopiero, gdy Naelle niepewnie podeszła do brunetki i z wyraźnym niepokojem zaczęła się przyglądać temu, co dziewczyna robiła, Camelie zdołała się opamiętać. Uśmiechnęła się przepraszająco.
        - Ach, tak. Przepraszam - jęknęła klepiąc się delikatnie dłonią w czoło - mapa, racja.
        Porzucając uprzednie zajęcie, od razu sięgnęła po ogromny pergamin. Odgarnęła delikatnie zbędne przedmioty na brzeg stolika i rozłożyła mapę. Jak na ręcznie przerysowywany egzemplarz, prezentowała się całkiem przyzwoicie, bez zbędnych, zbyt drobnych, detali, ale ciągle wystarczająco szczegółowa, by przysłużyć się podróżnikowi.
        - Proszę, możesz przejrzeć, co i jak. Pozwolisz, że w tym czasie ogarnę trochę to wszystko - szepnęła, wskazując na przedmioty leżące na brzegu stołu.
        Naelle w odpowiedzi tylko skinęła głową uśmiechając się nieznacznie. Oparłszy się dłonią o blat stolika nachyliła się nad mapą uważnie studiując poszczególne lokacje. Zaś panna Praveen, uznawszy to za przyzwolenie, powróciła do gorączkowego porządkowania przedmiotów w skórzanej torbie. W sali zaległa cisza, przerywana tylko przyciszonymi rozmowami pijących w kącie mieszczan. Prawdopodobnie dziewczęta trwałyby tak, w skupieniu wykonując wspomniane czynności, przez dłuższą chwilę, gdyby nie przeraźliwy krzyk kobiety dochodzący z ulicy. Naelle słysząc donośny głos podskoczyła lekko, upuszczając ledwie uniesioną mapę, zaś Camelie gwałtownie uniósłszy głowę skierowała wzrok na niewielkie okno, przez które i tak nie była w stanie dostrzec nic istotnego. Dziewczyny popatrzyły po sobie, na krótką chwilę spotykając się spojrzeniami. W intensywnie niebieskich oczach nowej towarzyszki dostrzegalne było zdezorientowanie z nutą strachu, Camelie była pewna, że jej tęczówki wyrażały podobną mieszankę uczuć. Niebieskooka pierwsza odwróciła wzrok i pospiesznym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z karczmy. Brunetka odwróciła się za nią, lecz nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dziewczyna opuściła pomieszczenie. Chciała podążyć śladem nowej towarzyszki i sprawdzić, co się stało. Musiała sprawdzić, jej wrodzona ciekawość nie dałaby jej spokoju, gdyby tego nie uczyniła. Postąpiła krok przed siebie oddalając się od stolika i nagle zamarła, jak gdyby sobie o czymś przypomniawszy.
        - Nie, no... - jęknęła pod nosem, przenosząc wzrok na rozłożone na stoliku przedmioty.
        Camelie wróciła do stolika i pospiesznie zgarnęła do torby pomniejsze przedmioty. Szybko zwinęła mapę, chwyciła miecz i odwieszony na krześle płaszcz, po czym ruszyła w stronę drzwi.
        Na zewnątrz panował tłok i ogólne poruszenie. Ludzie w takich sytuacjach często gromadzą się. Zwyczajna, nadmierna ciekawość popycha ich do, często wścibskiego bądź niemoralnego, zachowania. Zaś pogoda, cóż, ta nie poprawiła się, choć wiatr przestał przybierać na sile.
        Znalazłszy dogodne dla siebie miejsce pośród tłumu, Camelie westchnęła ciężko. Pokręciła w zażenowaniu głową, po czym leniwie omiotła spojrzeniem zgromadzonych. Kątem oka, gdzieś pomiędzy ludźmi, dojrzała zdumioną twarz Naelle. Jakaś para dobiegła do zgromadzonych, szepcząc między sobą. Pewnie oboje chcieli dowiedzieć się, co dokładnie miało miejsce. Na środku ulicy jasnowłosa kobieta lamentowała, przytulając do siebie zakrwawione ciało jakiegoś młodzieńca. Tuż obok niej stał strażnik, który swój wyciągnięty miecz zwrócił w stronę... Vincenta. Dziewczyna rozchyliła usta w zdziwieniu. Łowca zaś zupełnie ignorując wymierzone w swoją osobę ostrzę i mordercze spojrzenie strażnika, stanowczym ruchem strzepnął własny miecz, na którym jeszcze chwilę temu zalegała ciemna ciecz, po czym schował go do pochwy przy pasie. Beznamiętnym spojrzeniem przebiegł po ludziach, a gdy spotkał wzrok Camelie skinął delikatnie głową i bezgłośnie szepnął coś w rodzaju „wybacz” bądź „żegnaj”, a może to było jedno i drugie... W pierwszej chwili brunetka chciała się wyrwać i coś zrobić, pomóc, ale łowca ubiegł ją, kręcąc przecząco głową. Następnie, delikatnie popchnięty przez gotowego do ataku strażnika, ruszył drogą w kierunku centralnej części miasta. Dziewczyna stała niczym sparaliżowana, wodząc przez moment wzrokiem za oddalającą się sylwetką łowcy. Nim jeszcze zdołał zniknąć z zasięgu jej wzroku, rozległ się kolejny kobiecy krzyk. Camelie zwróciła głowę w stronę źródła dźwięku, by ujrzeć tylko jak jasnowłosa, która jeszcze przed chwilą tuliła do siebie ciało młodzieńca odskoczyła odeń, kuląc się z przerażenia. Pośród zebranych rozległy się zaniepokojone głosy i już nikt nie pamiętał, że przed momentem odprowadzono mężczyznę w płaszczu. Przed tłumem, w miejscu, gdzie na bruku utworzyła się krwawa plama, leżało ciało o skórze tak ciemnej, że można by ją uznać za zwęgloną.
        - Piekielnik - mruknął ktoś obok dziewczyny - niedoświadczony Łowca Dusz.
        Młoda Praveen spojrzała tylko na wycofującego się z tłumu mężczyznę. Nie zdążyła się mu przyjrzeć, gdyż zaraz potem zjawiło się dwóch strażników - jakby znikąd - którzy poczęli rozganiać zgromadzonych. Nie wiedząc czemu, posłusznie oddaliła się, zerkając tylko w dal. Ludzie jak szybko się zgromadzili, tak też się rozeszli, i nim brunetka zdążyła się zorientować, ulica prawie całkowicie opustoszała. Nie zauważyła też, kiedy obok niej pojawiła się Naelle z pytającym wyrazem twarzy. Dziewczyna westchnęła ciężko i przystając na moment okryła się płaszczem. Z poważnym i dość ponurym wyrazem twarzy zwróciła się w stronę bramy wyjściowej z Valladonu, całkowicie ignorując zdziwienie niebieskookiej.
        Cała ta sytuacja wydała jej się dziwna, ale... Skoro nie chciał pomocy, to nie. W głębi serca jednak prosiła, by nic złego nie stało się Vincentowi. Przyjacielska troska? Nie, raczej to jej dobroduszna część charakteru, która kazała jej wierzyć, iż zabijanie jest tylko ostatecznością, a przemoc to narzędzie tchórzy...
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Naelle
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naelle »

Niewiele rozumiała z tego, czego była świadkiem. W zasadzie nie rozumiała prawie nic. Z minuty na minutę wszystko coraz bardziej wymykało się jej spod kontroli, stawało się coraz dziwniejsze… Najpierw ta burza, której nic – absolutnie nic – nie zapowiadało. A teraz jeszcze to: towarzysz Camelie oskarżony o morderstwo, odchodzący bez słowa. Martwy młodzieniec na bruku. Straż, rozganiająca zbiegowisko. Rozchodzący się ludzie, wracający do swoich zajęć, jak gdyby nigdy nic…
Naelle pokręciła głową w zamyśleniu. Co tu się, na Gwiazdy, wyprawiało?
Rozejrzała się w poszukiwaniu swojej towarzyszki. Zlokalizowała ją dość szybko, jednak nie podeszła do niej od razu, jak chciała to zrobić. Jej uwagę przykuł ktoś inny…
Nie. To nie był on. To nie mógł być on. Ale był bardzo podobny.
Taka sama sylwetka – choć może nieco bardziej dorosła i męska, niż ją zapamiętała. Te same brązowe włosy. Ten sam sposób poruszania się.
Jej dziecięce, naiwne marzenie. Musiało minąć sporo czasu, nim nauczyła się z niego śmiać. To od niego, od tego marzenia, wszystko się zaczęło. To ono zniszczyło jej życie.
Pokręciła głową, prychając i mrucząc coś do siebie. Odgarniając za uszy włosy, podeszła do Camelie.
- Co to ma znaczyć? Czy ktoś może wytłumaczyć mi, co tu się właściwie dzieje?
Niczego nie pragnęła teraz tak bardzo, jak wyjaśnień.
Inna sprawa, że rzeczy, które tak naprawdę chciała wyjaśnić, nie mógł wytłumaczyć jej nikt poza nią samą.
See inside
There is nothing to hide
Turn and face the light
[Pink Floyd, What Do You Want From Me?]
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Saitaver już długo stał pod wschodnią bramą. Zastanawiał się czy dobrze ją wybrał, gdy nagle usłyszał wrzask kobiety. Zrozumiał. Jeżeli łowca był w pobliżu, to na pewno pojawi się zamieszanie. Oni zawsze przyciągają kłopoty.
To co smokołak zastał na miejscu, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Na ziemi leżał martwy demon, a jego cel został zabrany przez straże. Nie to jednak przykuło jego uwagę. Wśród tłumu dostrzegł kobietę, pamiętał ją. Stała koło niedawno poznanej. Musiał się dowiedzieć, co robi w tym mieście. Postanowił je śledzić. Już i tak przecież nie dorwie łowcy, złapanie przez straż pewnie uratowało mu życie. Saitaver zaś musiał jak najszybciej opuścić miasto. Porozklejane listy gończe wcale nie były dobrą reklamą.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Silv jak najszybciej poprowadził Adearina przez jedną z głównych ulic, która była strasznie zatłoczona. Korzystając ze swojego niezbyt wzbudzającego zaufanie oblicza i z obecności ostrzy na plecach, przepychał się między ludźmi, którzy schodzili mu z drogi. Z pośpiechu nie zwracał uwagi na oburzone głosy przechodniów, choć niewykluczone, że normalnie zatrzymałby się i sprawę wyjaśnił. Lecz normalnie to też by się tak nie przepychał, więc wszystko było podyktowane tym, że się spieszył.
Skręcił z pamięci w jedną z bocznych uliczek, opuszczając główną. Z racji, że ta prawdopodobnie prowadziła do bramy, też była zatłoczona. Co chwilę sprawdzał czy Adearin się nie zgubił. Gdy zbliżali się do bramy, zwolnił kroku do normalnego tempa, aby nie zwrócić uwagi ich celu, jeśli się tam znajdował. I miał rację: gdy już znaleźli się przy bramie, ujrzał Saitavera Altalona.
- To on. - Wskazał bratu. - Jest jeden szczegół, o którym Ci nie powiedziałem. To lykantrop.
Chwilę później usłyszeli jakieś krzyki i elf pobiegł w kierunku, z którego dochodziły. W takim wypadku Silv podążył powoli za nim.
Po dotarciu na miejsce, zobaczyli leżące na ziemi jakieś truchło, dziewczynę, która wcześniej ganiała za złodziejem, a którą rozpoznał tylko Silveren. Zajął miejsce raczej z tyłu wszystkich gapiów, gdyż temu wszystkiemu przypatrywał się Saitaver, ich cel.
Awatar użytkownika
Adearin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adearin »

Adearin szedł całą drogę za bratem w całkowitym milczeniu. Musiał się skupić. Nie znosił polowań w biały dzień z milionem gapiów. Zdecydowanie wolał włamywać się do kryjówek i tam pod osłoną nocy dokonywać swego.
- Chyba nie wymienili tego w liście gończym - mruknął do Silva. - Masz jakieś srebro?
Wiedział od samego początku, że to nie mogło być takie proste zadanie, na jakie wyglądało. Ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widział pełnie księżyca. Walka z rozwścieczonym wilkołakiem była jedną z ostatnich rzeczy na którą miał ochotę. Chwilę przypatrywał się zwłokom leżącym na ziemi po czym odwrócił wzrok na owego Saitavera. - "Jedna strzała nie wystarczy, trzeba będzie władować w niego cały arsenał..." - pomyślał. Stanął bliżej Silva.
- Masz jakiś plan? - zapytał.
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Postąpiła kilka kroków w stronę bramy, pieczołowicie poprawiając pas, który utrzymywał pochwę miecza. Zerkając tylko przez ramię widziała podążającą za nią ciemnowłosą. Nawet nie docierało do niej o czym mówiła nowo poznana dziewczyna. Z resztą, najprawdopodobniej nie było to przeznaczone dla kogokolwiek poza samą autorką niezrozumiałego potoku słów. Camelie zatrzymała się i rzuciła spojrzeniem po, na powrót, spokojnej ulicy. Wzrok jej przewędrował od drzwi karczmy, aż po wschodnią bramę, po czym odruchowo zerknęła na czubki swoich butów. Wtedy też wydało jej się, iż gdzieś przy murach okalających miasto dostrzegła znajomą sylwetkę, lecz, gdy wróciła w to miejsce spojrzeniem nikogo nie dojrzała. Wzdychając zmarszczyła czoło i delikatnie chwyciła materiał torby. Zaczęła miętosić w palcach miękką skórę - jedna z czynności, którą wykonywała, gdy czuła zdenerwowanie, ogarniała ją niepewność bądź sama powstrzymywała się od zrobienia czegoś. Jednakże zwykle starała się ukryć takie zachowania. Wtedy też obok stanęła Naelle z dość niezadowoloną miną. Młoda Praveen odruchowo uśmiechnęła się, choć wyraz jej twarzy nie był przekonujący.
        - Co to ma znaczyć? Czy ktoś może wytłumaczyć mi, co tu się właściwie dzieje? - Słowa Naelle były teraz wyraźne i choć mogło wydawać się, iż mają w sobie jakiś ukryty sens i dziewczyna pyta o coś zupełnie innego, niż sugerowała jej wypowiedź.
        Camelie westchnęła ponownie. Praktycznie zaczęła już myśleć jak wykręcić się od konkretnej odpowiedzi, a nawet przez moment wpadła jej myśl czy oby nie lepiej pozbyć się jakiegokolwiek stałego towarzystwa, choć dość szybko odrzuciła takie rozważania. Uśmiechnęła się grzecznie i spróbowała odpowiedzieć najszczerzej jak potrafiła, choć sama nie do końca wiedziała, co tak naprawdę wydarzyło się zaledwie przed chwilą.
        - Cóż... - zaczęła nieskładnie. - Sama nie wiem, o co chodzi... Przynajmniej nie tak do końca. Widzisz... - uniosła dłoń i, jakby w zamyśleniu, przeczesała palcami skręcone końcówki włosów - Vincent to łowca potworów. A przynajmniej tak mi się przedstawił - dorzuciła szybko, po czym zrobiła głębszy oddech. - Ktoś w tłumie powiedział... tak usłyszałam, że to był... - zawahała się - piekielnik? Widzisz, nie mam wiedzy o takich rzeczach, także może po prostu to zignorujmy i nie mieszajmy się do cudzych spraw - zasugerowała przyglądając się teraz uważniej Naelle. - Ty przypadkiem nie miałaś ze sobą konia?
        Camelie chciała na chwilę zostać sama, by w spokoju coś sprawdzić, ale nie lubiła mówić ludziom prosto w twarz "idź, precz, chcę pobyć w pojedynkę" toteż subtelnie spróbowała pozbyć się, choć na krótki moment towarzystwa nowej znajomej. Z zupełnie spokojnym wyrazem twarzy i łagodnym uśmiechem spojrzała na Naelle wyczekując jej reakcji.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości