Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Spojrzała tępym wzrokiem na kobietę w męskim odzieniu. W stanie jakim się znajdowała słowa ciemnowłosej wydawały się całkiem możliwe, bo kto wie, może sama Niviandi w tym momencie śni? Chociaż w istnienie własnej osoby w żaden sposób nie wątpiła, a kobieta skierowała się w stronę… kopii.
Złotowłosa jeszcze raz oparła czoło o dłoń, zacisnęła zęby, jakby próbowała się zbudzić. W tym momencie poczuła szorstki jęzor na swojej gładkiej skórze.
-Ou…bleh!-spojrzała w stronę zwierzęcia, które teraz zatoczyło koło niej okrąg i poczęło się łasić. Krople śliny nadal czuła na swojej skórze i nijak ją to pocieszało.
Syrenka była przerażona. Jego ostre zębiska na pewno łatwo gniotłyby się na drobnych jej kościach, nie wspominając już o naostrzonych niczym brzytwa pazurach. Zdusiła jednak w sobie wszelkie odrazy, nie daj na Prasmoka, rzeczywiście ją chapnie! A póki co… Zdawał się stać po jej stronie więc warto wykorzystać ten fakt.
Złotowłosa chciała wybuchnąć płaczem. Jaka znowu Aurea? Przecież…tamta miała tak na imię! Chyba dwoi się jej w oczach od tego kołysania statkiem.
Chwilę później pijany pirat ruszył w stronę zebranego towarzystwa. Niviandi oczywiście pisnęła niemalże ogłuszająco i skryła twarz w dłoniach. Lwi pupilek skrupulatnie zajął się zbirem. Nie zmieniło to jednak faktu, że podobnie jak przemieniony elf, miała dość tego miejsca.
Nie wiedziała czy doszczętnie oszalała, ale postanowiła zostać przy poszczególnych nazwać. Świetlista Aurea i Łachmaniarz bądź Niechlujna Aurea. Póki co… Wstała, otrzepała się ze zbędnego piachu i wówczas jedna z nich zwróciła się, co najmniej i według syrenki, bezczelnie. Niviandi była oburzona słownictwem Niechlujnej Aurei. Widać miała do czynienia z pospólstwem.
-Ty jesteś w ….-wtrąciła niezręczną dla siebie pauzę- Głupia! Ja nawet nie wiem gdzie jestem! Płynęłam na tym statku od… zapewne kilku miesięcy! Nie jadłam prawie nic, przy czym też w ogóle nie potrafili mnie dobrze napoić!
Zacisnęła zęby, po czym odrzuciła stos włosów na plecy.
-Mnie się nie pytaj, możesz się żegnać. Proszę bardzo, droga wolna .
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, gdy nagle wpadła na pewien plan. O ile Niechlujna Area jest mało skłonna do współpracy, tak Świetlista okazałą wobec niej dobre serce. Także i ala lew stoi po jej stronie.
-Ale…-podjęła na nowo nieco łagodniej-… Ty moja droga, o ile nie masz nic przeciwko… -zbliżyła się fellerianki kładąc przyjaźnie dłoń na jej ramieniu- Dziękuję za pomoc Tobie i Twojemu towarzyszowi. O ile mogę jeszcze o coś prosić…-ostatnie słowa wypowiedziała nieco nieśmiało, jakby wstydziła się prośby- Jeżeli pomożesz dotrzeć mi do jakiegokolwiek miasta, w miarę bezpiecznie… Wynagrodzę Ci to. Wiem, że może tego nie widać…-i tu spojrzała zrozpaczonym wzrokiem na swój strój, który nie był suknią, wzrok na koniec wrócił w stronę fellerianki-…ale moja wdzięczność będzie Ci wynagrodzona.
W oczach jasnowłosej pojawiło się coś hipnotyzującego. Zwróciła uwagę prawdziwej Aurei całkowicie na siebie. Świat wokół wstrzymał się dla niej na chwilę i tylko mrugnięcie zbudziło ją z chwilowej „hipnozy”.
-Przeżyłam tak paskudną podróż…-podjęła na nowo temat- Nie wiem gdzie jestem, ani jak gdziekolwiek trafić. Ta okolica jest mi obca, a Ty i Twój towarzysz… Wydajecie się być dobrymi duszami. Jestem teraz za słaba by podróżować sama więc… Mogę liczyć na Waszą pomoc?
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Gdy elf stwierdził, iż zadaję za dużo pytań oraz uznał, iż jej ciekawość jest iście dziecinna i głupia Aurea zdenerwowała się i w magiczny sposób wywołała podmuch wiatru, który przewrócił elfa, podczas tego jej szkarłatne znamiona zalśniły czerwonym światłem. Nie spodziewała się tego, ale nie miała zamiaru przepraszać, nawet cieszyła się, iż to się wydarzyło. Jeszcze gorsze było to, iż elf zaczął podawać się za fellariankę. Dziewczynie przestało się to podobać.

- PRZESTAŃ SIĘ ZA MNIE PODAWAĆ! – tym razem poparzyła go magią ognia, nie chciała go zabić, tylko dać mu nauczkę, strasznie ja denerwował. Znamiona, które przed chwilą lśniły czerwonym światłem, teraz stały się jeszcze bardziej krwiste i jasne niczym ogień.
Bellum widząc, iż zmiennokształtny długouchy zdenerwował jego panią, postanowił dodać coś od siebie. Warknął na niego i drapnął w bok. Po czym wrócił do fellarianki i syrenki. Usiadł między nimi i obserwował gotowy do ataku.

Podczas gdy sobowtór naturianki chciał się pożegnać, ona nie miała ochoty nic mówić, wystarczyło, iż złotowłosa to zrobiła. Teraz zaś kobieta, którą uratował lew zwróciła się do fellarianki. Aurea, choć z trudem, opierając się na swoim towarzyszu, wstała z ziemi.

- Proszę – uśmiechnęła się – Myślę, że Bell chętnie by cię zaniósł do jakiegoś miasta – spojrzała na ocierającego się o nogi syrenki wielkiego kota. Wiedziała, że wtedy musiałaby ujawnić, iż posiada skrzydła, ale ostatecznie mogłaby się na tyle zdobyć.

Nagle naturianka poczuła się jakby zahipnotyzowana, nie miała zamiaru odmawiać pomocy już wcześniej, ale teraz nawet by tego nie mogła zrobić z jakiegoś dziwnego powodu.

- Jasne, że możesz na nas liczyć.

Skrzydlaty lew wcisnął się pod nogi Nivandi, przez co mimowolnie usiadła ona na jego grzbiecie, chciał zrobić to samo ze swoją panią, ale ta w tej chwili upadła, wydała z siebie jęk bólu. Nie mogła za długo stać. Zwierzak zaczął ją lizać.

- Spokojnie, ja dam radę – przymknęła na chwilę oczy i zacisnęła pięści. Na jej plecach pojawiła się para pierzastych, różnobarwnych skrzydeł. Zamachnęła nimi i uniosła się nieco ponad ziemię. Teraz czuła się nieco lepiej, choć bala się reakcji i rozglądała się nerwowo, jakby ktoś ją śledził. Oczywiście nie wiedziała o tym, jednak jej przeczucia okazały się słuszne. Całkiem niedaleko jakaś podejrzana gruba mężczyzn, przeszukiwała każdy kąt. Towarzyszył im jakiś upiór. Oni sami zaś byli nieźle uzbrojeni i definitywnie kogoś poszukiwali.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen był zwykłym, poczciwym elfem. No dobrze, te dwa epitety pasowały do niego jak rogi do anioła, ale przynajmniej był zwolennikiem racjonalnej, logicznej rozmowy. Cóż, zazwyczaj to ktoś inny mówił racjonalnie, a sam elf starał się jak najbardziej wytrącić go z równowagi, dlatego też owa sytuacja naprawdę go zadziwiała. Zdawało mu się, że wszystko nagle zaczęło się dziać od rzeczy. ”Jak nic jest to mój sen. Tylko ja zdołałbym wykreować coś tak absurdalnego, błagam, niech to będzie sen. A jeżeli nie... cóż, to z tym światem naprawdę dzieje się coś dziwnego.” Nagłe pojawienie się szokującego silnego wiatru kompletnie go zdziwiło. Nie zdołał zrobić nic, pozostało mu po raz kolejny upaść. Ponownie na to samo miejsce, co robiło się dosyć bolesne.
- Przyznawać się, kto to zrobił? - spytał, podnosząc się, po czym potoczył spojrzeniem po trzech obecnych osobach... a tak właściwie, to po dwóch. Elf nagle zauważył brak jednej istoty, która w sumie i tak niezbyt rzucała się w oczy. - A tego małego z brodą to co, pod ziemię wciągnęło? Cóż, w sumie bym się nie zdziwił. Poza normę póki co i tak to nie wykracza.
        Wyglądało na to, że Aurei puściły nerwy. Searhen nie spodziewał się, że pójdzie to tak szybko, tym większy miał powód do zadowolenia. Jednak nie mógł się cieszyć, bo niemal natychmiast kobieta wyraziła, jak bardzo jest zdenerwowana. Elf krzyknął, na równi z zaskoczenia, co z bólu, po czym natychmiast ściągnął z siebie zbroję, która zajęła się ogniem. Pod nią miał tylko lnianą koszulę, zresztą niezbyt dobrze pasującą na to ciało. ”Eh, przestaje mi się już podobać. O wiele lepiej byłoby stać się kimś o lepszym charakterze. No i sile woli. Chociażby mną.” Elf był już pewien, że to i ona stała za tym podmuchem. Złotowłosa nie zdawała się aż tak przejmować sprawą, a Aurea aż emitowała złością.
- Twoja moc przekonywania jest doprawdy na najwyższym poziomie – odezwał się sarkastycznie elf. - Najprawdopodobniej jesteś dyplomatą jakiegoś państwa, którego wcale nie chcę poznać. To by wyjaśniało latającego lwa...
        Jeżeli o lwie mowa, to ten najwyraźniej dojrzałością emocjonalną nie odbiegał zbytnio od jego właścicielki. Postanowił zadrapać Searhena w bok, a ten właśnie ściągnął zbroję, która ochroniłaby go przynajmniej w jakimś stopniu przed atakiem. Zaklął, kiedy pazury bestii weszły w jego ciało. Co prawda w swojej karierze najlepszego skrytobójcy świata nieraz już czuł o wiele większy ból, ale to nie o to tutaj chodziło. Za każdym razem, gdy otrzymywał jakąś ranę, miał w pobliżu kogoś, kto mógłby ją wyleczyć. Takie były zalety miasta i cywilizacji. A tutaj? Tutaj nie miał nawet swoich sztyletów. Nawet jego moc postanowiła przestać działać. ”Nie cierpię takich odludzi. Raz oddaliłem się od miasta i wpadam na coś takiego.” Elf położył się na niezranionym boku. Naprawdę obawiał się, że może się wykrwawić, nie miał wiedzy ani doświadczenia na temat ran zadawanych przez latające lwy.
        Przy okazji mógł zaobserwować dosyć ciekawą scenę. Złotowłosa poprosiła Aureę o pomoc, na co ta przystała niemal bez żadnych pytań. ”Teraz nie zadaje pytań? Nie obchodzi ją to, komu pomaga? Co to był za okręt? Dlaczego zatonął? Chyba pierwszy raz widzę, żeby kobieta wykorzystywała kobietę. Przynajmniej w taki sposób. Rety, będę musiał zapamiętać ten obraz.” Searhen zaczął się śmiać. I to dosyć głośno. W pozycji półleżącej bez wątpienia wyglądało to dziwnie, ale elfa jedynie jeszcze bardziej to śmieszyło. Najgłośniej zaś się śmiał, kiedy ni stąd ni zowąd Aurei nagle wyrosły skrzydła, a ona sama uniosła się w powietrze. ”Dobra, ta dzieli osoby na „dobre” i „złe”, ci pierwsi to przyjaciele na zawsze, dla których robi się wszystko, ci drudzy to nawet nie ludzie, których trzeba po prostu wyrżnąć. A ta druga? Po jej sposobie mówienia poznaję, że to szlachcianka albo zdesperowana mężatka. Sam nie wiem, co byłoby gorsze.”
- Hej, złotowłosa! - zawołał elf do kobiety siedzącej na latającym lwie. - Zdajesz się myśleć co najmniej normalnie, co trochę mnie pociesza. Powiedz ty mi, dlaczego ktoś wyprawia się statkiem w sam środek Alaranii z kimś takim jak ty na pokładzie? Wygląda to co najmniej zastanawiająco.
        Elf podejrzewał, że za chwilę ona oraz Aurea odlecą po prostu na latającym lwie, zostawiając go tutaj na pastwę losu. Dlatego też chciał zagadać złotowłosą, przy okazji dowiadując się czegoś użytecznego. Tak naprawdę jednak najbardziej zależało mu na jej twarzy, którą właśnie zaczynał rozpracowywać. To, że nie mógł się tera przemienić, nie oznaczało, że nie mógł wykorzystać takiej okazji. Potem to zrobi, póki co kobieta zdawała się być kimś znaczącym. Zawsze dobrze mieć jak najwięcej postaci, dzięki temu życie staje się naprawdę łatwe. ”Muszę znaleźć coś, dzięki czemu zabiorą mnie ze sobą. Jakąś użyteczną postać? Meh, Aurea nie myśli praktycznie, nie dostrzeże ewentualnych możliwości. Ale przysięgam, jeżeli wyjdę z tego cało, to będę zamieniał się w nią i dokonywał amatorskich przestępstw w miastach, aż wszędzie w Alaranii będzie poszukiwana!”
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Kobieta zalśniła czerwienią, a sam wiatr wywołał u Niviandi dreszcze. Sytuacja uświadomiła syrence, że między dwojgiem panuje niezgoda. W dodatku, Niechlujna Aurea okazała się być oszustem. W jaki sposób więc podszywała się pod Świetlistą bliźniaczkę? Przecież nie może tak po prostu zmieniać twarzy. Musiały już wcześniej być do siebie podobne… A może to iluzja?
Niviandi przestraszyła się nie na żarty. Nie ufała nikomu, szczególnie po tym co przeżyła. Jeszcze jakiś czas temu wędrowała wśród drzew pełnych kruków, w towarzystwie mrocznego elfa najemnika, gdzie trafiła do obskurnej karczmy. Okolica nie wydawała się bezpieczna i słusznie. Została porwana i wygłodzona, nie mogła tak po prostu zaufać byle komu.
Świat polega na interesach. Taki sposób myślenia próbował ją wprowadzić natłok zdarzeń. Jeśli mogła ubić jakikolwiek interes to chociaż tutaj. Nikomu, nikomu nie wolno zaufać.
Nie do takich warunków była przystosowana. Żyła na dworach, wśród uczciwych ludzi. Owszem, czasem zdarzały się oszustwa i intrygi, ale ona żyła w dobrym stylu. Królewskim. Teraz… teraz była na końcu świata. Tak przynajmniej się czuła i mogła jedynie liczyć na nadzieję, że chociaż Świetlista Panna będzie w stanie jej pomóc.
Lew na całe szczęście skrupulatnie próbował przywołać do porządku zbira w kobiecej postaci. Żeby tak się kobiety zachowywały!
Zwierz zatoczył się między jej nogami, zmuszając złotowłosą do siadu.
- Ooouou…wow! - Dłonie Niviandi drżały w niepewności. - On..on na pewno mnie nie pożre?... - spytała równie niestabilnym głosem. Ciemnowłosa upadła, syrenka chciała szybko zareagować, ale nagle z pleców kobiety rozwinęła się imponująca para skrzydeł. Niviandi przytrzymała się mocniej zwierzęcia i cicho pisnęła, po czym uniosła wzrok z podziwem.
- Wow…- powiedziała cicho.
Były piękne. Nie mogła ująć tego w inny sposób. Piękne.
I nagle usłyszała głos drugiej, który wybił ją z panicznej próby utrzymania się na latającym lwie. Z początku ułożyła dłoń na swojej klatce piersiowej, jakby chciała się upewnić, że kobieta kieruję się rzeczywiście do niej. Spuściła wzrok, a włosy spłynęły na twarz złotowłosej. Kimkolwiek była, mówiła bardzo rubasznie. Zupełnie jak kowal albo miejscowy złodziejaszek.
- Dlaczego? – powtórzyła cicho. Gdyby ona sama wiedziała po co i dlaczego… - To dobre pytanie. Aczkolwiek pragnę wspomnieć, że pytanie to jest nie na miejscu. - Tutaj wzniosła głowę i wytężyła wzrok. - Kim są ci ludzie? - Wskazała nieładnie palcem w stronę grupki, które ewidentnie czegoś poszukiwała. Było to miejsce chaotyczne. Po plaży wciąż biegali i krzyczeli o pomoc uchodźcy ze statku. Jakiś nieznajomy dopiero co dostał za próbę napadu, teraz jeszcze toczyła się za nimi uzbrojona banda. - Póki co nas nie dostrzegli. Chyba…-Przełknęła ślinę. - …chyba powinniśmy stąd uciekać. Albo się ukryć, o tam… W tych skałach. Nie wiem ile masz sił by latać…
I tu zwróciła się w stronę latającej. Jej oczy mówiły jasno i wyrażały jedno pytanie. Co z oszustką? Ona najwidoczniej nie miała skrzydeł.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Nie mam pojęcia… - stwierdziła Aurea, odpowiadając elfowi na pytanie, kto wywołał podmuch wiatru. Oczywiste było, że to kłamstwo. W tej chwili również zauważyła brak niskiego człowieczka. Rozejrzała się wkoło, ale znikł jak kamień w wodę. Gdy fellarianka usłyszała krzyk bólu długouchego po zaatakowaniu go ogniem, zastanowiła się, czy aby nie przesadza. Doszła do wniosku, że trochę, już więcej tego nie zrobi, ale też nie przeprosi.

- Nic o mnie nie wiesz! I o Bellumie też! – krzyknęła do elfa zirytowana, stwierdziła, że prędko nie będzie się zadawać z jakimś innym przedstawicielem rasy elfów, chyba że ktoś lub coś ją zmusi. Lew natomiast powarkiwał wlepiając błękitne ślepia w Saerahena. Gdy fellarianka dostrzegła rechoczącego elfa, skrzywiła się i przypatrywała mu się chwilę z niesmakiem. Postanowiła tego już nie komentować. Zwróciła się następnie do Niviandii.

- Oczywiście, że nie, po pierwsze jest najedzony, po drugie polubił cię, a po trzecie, nie pozwoliłabym – uśmiechnęła się szeroko. Bellum zaś rozłożył skrzydła w taki sposób, by pomóc naturiance się utrzymać.

Fellarianka delikatnie machała skrzydłami, spojrzała na ludzi w oddali. Przeszły ją dreszcze, miała takie dziwne przeczucie, że natychmiast, ale to natychmiast, musi uciekać. Gdziekolwiek. Zastanowiła się chwile co zrobić z tym okropnym elfem. Westchnęła, nie miała ochoty tego mówić, ale ze skwaszoną miną odezwała się do niego.
- Będziemy lecieć, Bellum mógłby i ciebie udźwignąć, podrzuciłby cię gdzie tam chcesz i nasze drogi by się rozstały, tylko przestań już paradować w mojej postaci. Pasuje ci taki układ?

Lew lekko się uniósł sprawdzając, czy syrenka zdoła zachować równowagę podczas lotu. Natomiast tamta grupa ludzi wyraźnie wskazywała palcami tę nietypową gromadę, jaką cała trójka była. Krzyczeli coś do siebie, po czym ruszyli biegiem w tę stronę.
Dziewczyna tak się przeraziła, iż wskazała palcem na elfa, co było znakiem dla zwierzęcia, by wziął go na grzbiet. Zrobił to od razu, bez chwili zwłoki, po czym polecieli jak najbardziej w górę, aż ponad chmury. Tam naturianka troszkę się uspokoiła, pewnie, dlatego że zasłaniały ich gęste, białe obłoki w taki sposób, że z ziemi trudno ich dojrzeć.

- No to… Gdzie lecieć…? – zastanowiła się, ale umyślnie głośno by jej towarzysze mogli odpowiedzieć.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen był zdania, że śmiech jest naprawdę dobrą odpowiedzią na większość z kłód ciskanych przez rzekę zwaną życiem. Gdy człowiek (bądź elf) się śmiał, od razu mógł poczuć rozluźnienie oraz przeświadczenie, że wszystko można zobaczyć w jasnych barwach. Podobnież było, kiedy Aurea tak gwałtownie zareagowała na kolejny z żartów elfa. Wcześniej jej reakcje ją bardzo go oburzały oraz trochę śmieszyły, teraz proporcja ułożyła się na odwrót. Ranny Saerahen wiedział, że przez śmiech straci o wiele więcej krwi, ale nie obchodziło go to. To naprawdę było zbyt zabawne.
- Nie można wiedzieć nic, znając to, do czego to nic się odnosi – stwierdził rozbawiony elf. - Bo gdyby nie wiedzieć nic o czymś, co się choć w jakimś stopniu zna, to to coś by nie istniało. A zresztą, mógłbym powiedzieć, że ty też nic o mnie nie wiesz. A i tak decydujesz się nade mną pastwić. Podobnież nic nie wiesz o tamtym wesołym marynarzu, którego zabił twój potwór. Ja tutaj tylko sobie żartuję, jesteś o wiele bardziej sztywna, niż wcześniej śmiałem podejrzewać.
        Elf zauważył, że ów potwór przypatruje mu się, warcząc groźnie. Zazwyczaj Saerahen zachowywał swój instynkt samozachowawczy, jednakże tym razem naprawdę miał wrażenie, że wszystko wokół zmierza w stronę całkowitego absurdu. Dlatego też wesoło pomachał w stronę wściekłego kota. Po chwili Aurea zapewniła wyłowioną z morza kobietę, że nie musi się obawiać lwa.
- Dopóki nie skrytykujesz jego właścicielki! - dodał elf tak, aby wszystko zostało powiedziane do końca.
        Zresztą złotowłosa nie odpowiedziała na jego pytanie. Owszem, pora może i nie była dobra, ale co innego miał robić krwawiący elf leżący przed latającym lwem, skrzydlatą kobietą, która pojawiła się znikąd i zdawała się samą swoją obecnością zaprzeczać wszelkim doświadczeniom elfa, oraz drugą kobietę, którą ta pierwsza tak po prostu wyłowiła z wraku okrętu płynącego przez środek kontynentu i napadniętego przez nieznanych napastników wyparowujących po dokonaniu swego dzieła? ”Muszę to zapamiętać i ułożyć w rym. To ci dopiero będzie coś!”
        Złotowłosa przynajmniej zwróciła jego uwagę na jedną istotną rzecz. W ich stronę zbliżała się grupa ludzi oraz coś, co wyglądało jak duch. Czyli najpewniej duchem było. Elf ze zdziwieniem przeniósł spojrzenie na Aureę, kiedy ta, jakże łaskawie, zaoferowała mu podwózkę.
- Bojko, bojko, no, niezupełnie uśmiecha mi się tak długie towarzystwo lwa, który ewidentnie rozszarpałby mnie na strzępy pomimo faktu, że wyglądam jak jego właścicielka. I jak znam życie, nasze drogi pewnie tak łatwo się nie rozstaną. Chyba wolę towarzystwo tamtych, przynajmniej mnie nie zaatakowali.
        To, że ktoś chciał pomścić towarzysza zabitego przez latającego lwa było czymś normalnym. No, byłoby. Saerahen jednak nikogo nie zabił i wierzył, że z tamtymi ludźmi uda mu się dogadać. Miał talent do przekonywania innych, że śmierć kogoś takiego jak on jest o wiele mniej opłacalna niż trzymanie go przy życiu. Z mężczyznami zawsze działał jeden, sprawdzony sposób. Wyglądało jednak na to, że nici z łatwiejszego sposobu. Lew rzucił się w stronę elfa i bezceremonialnie wrzucił na grzbiet. Saerahen się skrzywił, z otwartej rany poleciało dość sporo krwi, która osiadła na wszystkim, co było w pobliżu – sierści lwa, jego łbie czy złotowłosej kobiecie. Może i nie było tego aż tak dużo, ale jednak wyraźne ślady pozostawiało. Zdołał usłyszeć pytanie Aurei. Nie wahał się nawet przez sekundę nad odpowiedzią.
- Jak najdalej od miejsca, do którego ty masz zamiar lecieć.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Lew wzniósł się w chmury pozostawiając po sobie jedynie stygnący, rozproszony piach, a siła oporu powietrza przycisnęła drobną złotowłosą do jeźdźca. Zamknęła oczy tak by ziarenka z plaży nie wpadły jej do oczu, ale problem ujawnił się dopiero wtedy, gdy je otworzyła…
Dziewczyna spojrzała w dół, który z resztą trudno było dostrzec. Ziemię przykrywały białe obłoki odcinając świadomość Niviandi całkowicie od powierzchni. Plaża i woda zawirowała w jej oczach wywołując niewyobrażalny strach i też go ukazała…
Złotowłosa wpadła w histerię. Jeszcze nigdy nie była tak wysoko nad ziemią! Jedynie w zamku… ale tam chroniły ją mury i ściany! Teraz unosiła się w powietrzu bez jakiegokolwiek zabezpieczenia w towarzystwie drugiej panny i w dodatku na latającym lwie. Tak więc zaczęła po prostu krzyczeć…
- Aaaaaaai! – Przyciągnęła do siebie towarzyszkę mocno ją obejmując i niemalże dusząc w szyi. - Aaaa! Na Prasmoka! O…o …o …to niedobrze, niedobrze! Bardzo niedobrze… - Na chwilę puściła pasażera, by móc pomachać dłonią dla ostudzenia emocji. Rozglądała się dokoła. Świetlista Aurea unosiła się w powietrzu. W chmurach… Ponad ziemią… Ponad… ziemią… -Aaaaaaaiiii! – I ponownie przydusiła do siebie swoje „zabezpieczenie”. Nogami machała bez namysłu, kopiąc co chwilę zwierzę. W głowie jej wirowało od nagłych wychyleń, które sama wytworzyła. Kołysali się na lwie, z prawa do lewa, a on sam zdezorientowany i wyczochrany zmuszony został do obniżenia lotu. Wybitnie nie pomogło to biednej Niviandi. Kawałek obok znajdował się las, a korony drzew przysłaniały trawy i chociaż nie lubiła chaszczy, tak pierwszy raz zapragnęła je zobaczyć. Mimo to przestała dusić towarzyszkę. Dusić co nie oznaczało, że trzymać. Objęła ją mocno w pasie. Sam lew czuł, jak złotowłosa ściska w pięści kawał jego futra. Trzęsła się i drżała niekontrolowanie mocno.
- Nie… nie spadniemy prawda?... - zachichotała nerwowo co jakiś czas spoglądając czy nie utracili pod sobą lądu. - On… on nas uniesie wystarczająco długo? Ja co prawda wiele nie jadłam, ale nie wiem jak ona!
Panicznie rozglądała się po okolicy, nie zważając na to co powiedziała. Po prostu chciała się jak najszybciej wydostać z ulotnego miejsca. W tedy dojrzała wirujący w powietrzu dym.
- Oooo! - Wskazała gwałtownie ręką w stronię szarej smugi. – Tam jest ognisko! Albo kominy! Ktoś tam jest! Jest, jest, jest! – Wciąż nerwowo szarpała towarzyszką niczym lalką pozbawiając lwa odrobiny futra. Cóż… Z pewnością pierwotne instynkty Niviandi nie przywykły do poziomu nad lądem. Zdecydowanie należała do bardziej przyziemnych, a raczej głębinowych istot.
I tak też się pokierowali. Nie mieli za bardzo innego wyjścia. Dalsza podróż z panikującą złotowłosą byłaby nie do przebrnięcia. Już od dłuższego czasu kręciło się jej w głowie, miała wrażenie, że za chwile straci przytomność. Ewentualnie pozbawiłaby lwa całego zwierzęcego okrycia i zwierzę zamarzłoby na śmierć.
Gdy tylko dotknął łapskami lądu, syrenka odepchnęła towarzyszkę po czym zeskoczyła upadając na kolana. Dłonią przejechała wzdłuż traw i piachu witając ląd niczym największy skarb. Serce łomotało w klatce piersiowej, ale powoli ustępowało spokojowi. Uniosła wzrok ku górze, rozglądając się po wiosce. Cóż… Wyglądała niczym obłąkana pieszcząc w ten sposób ziemię, ale mało ją to obchodziło. Przeżyła lot!
Miejsce nie wyróżniało się nazbyt od innych. Zbudowane z białego kamienia chaty, gdzie dachy pokryte zostały słomą lub dechami. Drewniane i ciemne pale trzymały niewielkie budowle ukryte w środku lasu. Było tu nadzwyczaj chłodno, ponieważ liście przysłaniały promienie słońca. Wioska wyróżniała się jedynie mostami powiązanymi między drzewcami, a z nich spoglądały na obce oczy. Mieszkańcy w głównej mierze byli ludźmi lub też ewentualnie mieszańcami z elfami.
Towarzystwo rozproszyło swoją uwagę na codzienności, gdy tylko jeden z mężczyzn podszedł do obcych. Był stosunkowo wysoki. Posiadał nieokrzesane brązowe włosy i oczy, a także gęstą brodę z delikatnym wąsem narastającym wokół jasnych ust. Gęste brwi uniosły się przyjaźnie, po czym pomógł wstać złotowłosej.
- Ohoho! Chyba mamy tu ostatnio za dużo gości! Witamy w Loderein! - Ukłonił się nisko w stronę pozostałych nieznajomych. - Co was tu sprowadza?
Złotowłosa uśmiechnęła się niepewnie. Dłonie z początku nerwowo się oplatały nawzajem, ale podjęła się rozmowy.
- Szukamy odpoczynku... i jadła… Zagubiliśmy się w lesie. Tak rozległe te krainy… Trudno spotkać dobrą duszę na swej drodze, prawda? -zwróciła się w stronę swoich towarzyszek nie oczekując odpowiedzi. - Czy odnajdziemy tu chwilę spokoju i ukojenia… Panie…
- Norsel. Kveskor Norsel, bardzo mi miło.
- Mnie również bardzo miło poznać. Moja godność Niviandi Fjorlei. – Dygnęła odpowiednio i z należytym wychowaniem, po czym znów ukradkiem spojrzała na przebyte z nią towarzystwo dając znak, aby się przedstawiły.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Gh, mój lew nie jest potworem, ludzie nimi są. Żartujesz? W takim razie twoje żarty są głupie – stwierdziła bardzo poważnie. Pozostałe słowa elfa postanowiła zignorować.

Lwu natomiast nie podobało się, iż jego lśniące futro zostało splamione krwią elfa. Fellarianka zamyśliła się i nagle wpadł jej do głowy pomysł. Przecież znała magię życia! Mogła uzdrawiać, ale nie do końca o to chodziło. Zaciekawiło ją czy uwierzyliby jej, iż przy uleczeniu magicznym wystąpiły komplikacje i wdarła się taka drobna mutacja. Jednak ostatecznie zaniechała tego pomysłu. Musiałaby się nieźle uderzyć w głowę, to kompletnie nie w jej stylu. Nie przyznając się, użyła magii, a rana elfa się zagoiła. Kolejnym kłopotem okazała się złotowłosa - całkiem się przeraziła wysokości. Dla fellarianki taki strach był trudny do zrozumienia, ona od dziecka latała wysoko ponad ziemią. Westchnęła i wraz z lwem zniżyli lot. Bellum raz szczerzył zęby, raz wydawał dźwięki bólu, gdy dziewczyna wyrywała mu futro. Miał tego dość i postanowił natychmiast wylądować.

- Spokojnie, to lew, jest silny. Nie spadniecie – uspokajała ją Aurea.

W końcu wylądowali, zwierzak sprawił, że elf pod postacią jego pani zsunął się z niego. Sam zaś poszedł na ubocze wyczyścić futro i odpocząć po tym wszystkim. Wyrywanie futra to nie jest coś przyjemnego. Fellarianka nie zamierzała lądować, unosząc się na swych niezwykłych skrzydłach, podleciała do Belluma. Pogłaskała go po grzywie, nieco mu ją rozburzając.

- Taka sytuacja się już nie powtórzy – zapewnił wielkiego kota, po czym wróciła do swych towarzyszy i omiotła okolicę wzrokiem. Nagle podszedł jakiś mężczyzna, fellarianka natychmiast ukryła skrzydła. Chciała stanąć na ziemie, ale upadła. Jęknęła przy tym z bólu. "Eh, strasznie boli, oby nie było tak, że kiedyś całkiem stracę możliwość chodzenia" – powiedziała do siebie w myślach z niemałym przerażeniem.

Dziewczyna przysłuchiwała się tutejszemu. Dowiedziała się, że ta wioska czy też miasteczko zwie się Loderein. Gdy złotowłosa się przedstawiła, Aurea postanowiła też to zrobić.

- Mnie zwą natomiast Aurea – powiedziała słabym głosem, jej błękitne znamiona nasyciły się głębszą barwę, po chwili podbiegł do niej lew. Wziął ją na grzbiet, choć wciąż był obolały po histerii Niviandii. – To zaś jest mój towarzysz Bellum.

Fellarianka cierpiała z bólu, wyrażała to jej mina i łzy, które pojawiły się na policzku. Dodatkowo zaciśnięte zęby i pięści. Nawet nic nie mówiła, ale przydałby jej się ktoś, kto by jej pomógł. Skrzydlaty lew ryknął lekko, jakby próbując zwrócić uwagę na swą panią.

- W porządku, już jest… lepiej – mówiła z trudem, jej szkarłatne znamiona, które równie dobrze można by nazwać tatuażami, zalśniły czerwienią. Bellum warknął na swą panią. – Nic mi nie będzie – szepnęła do niego. "Ehh, mam tego dość, ciągle coś, gdyby ten elf przestał być mną, choć tyle, poprawiłby mi się przynajmniej humor, a tak co? Bellum oberwał, ale w sumie przez to, że to wszystko odbyło się tak nagle, ten ból nóg i elf… ugh" – myślała, a czerwone światło z jej prawego ramienia zalśniło jeszcze mocniej – "Nie, uspokój się, niech to tak nie świeci, myśl o dobrych rzeczach. Właśnie… co było dobrego? Ach, chyba mam koleżankę." – Spojrzała na Niviandi, światło lekko osłabło.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen po raz kolejny parsknął niewymuszonym śmiechem. Tym razem starał się go ograniczać, bo zaczął odczuwać jego negatywne skutki. Nic nie wskazywało na to, aby rana miała szybko zniknąć, a wielkie rozbawienie elfa tylko pogarszało sytuację. Lecz to przecież nie była jego wina! To nie on sam w końcu się rozśmieszał. ”Ludzie są potworami, tak? Cóż za uogólnienie rasowe, na całe szczęście sam się do niego nie zaliczam. Widzę, że nasza panna jednak wie coś o świecie! A mimo to tak po prostu pomaga dwójce nieznajomych, z których jedno wbiłoby jej sztylet w plecy, gdyby tylko nie został mu odebrany. I ta odpowiedź! „Twoje żarty są głupie.” Ach, ta złożoność, to kwieciste słownictwo, te środki stylistyczne!”
- Przynajmniej w moim przypadku ogranicza się to jedynie do żartów – odpowiedział, powstrzymując chichot (krwawiąca rana, nieopisany ból i tym podobne). - Tak na przyszłość, to riposta powinna afirmować rozmówcę do twoich racji bądź skonfundować go.
        Kiedy Saerahen został porwany przez lwa, zdołał jedynie powiedzieć jedno zdanie, które i tak zostało przez wszystkich zignorowane, chociaż było odpowiedzią na pytanie brzmiące na ważne. Było to zdanie złożone, więc elf zasługiwał na odrobinę uznania za to, że zdążył je oznajmić. Albowiem po krótkiej chwili złotowłosa kobieta zaczęła się drzeć na całe gardło, aż elf o mało nie spadł z lwa. Patrząc z perspektywy czasu, może i byłoby dla niego lepiej, gdyby rzeczywiście tak się stało. Upadek powstrzymał jedynie jego refleks, dzięki któremu zdołał utrzymać się na zwierzęciu, które do latania bynajmniej się nie nadawało.
- Raczysz... - Nie zdołał dokończyć zdania, bo w tym momencie złotowłosa złapała ją, nieomal nie przyduszając. Wiedział, że nieomal, bo mógł jeszcze krzyczeć. - Aaaaaaaaaaaaaa! - dołączył do okrzyku kobiety, jednak z innego powodu niż przerażenie lotem. Od którego, tak ogółem, powoli robiło mu się niedobrze. Na chwilę złotowłosa go puściła, zdołał złapać oddech. Tylko po to, aby niemal natychmiast zostać po raz kolejny przyduszony. Bynajmniej nie zmniejszyło to jego chęci zwrócenia ostatniego posiłku, nie pamiętał nawet, kiedy go jadł, ale czuł, że się zbliża. Kołysanie tylko pogarszało sprawę. ”Mhm, dziękuję bardzo za ucisk w brzuch, to zdecydowanie pomaga. Nie krępuj się, uciskaj więcej i mocniej, szybciej pójdzie.”
        Lot był bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, nawet bez czynnika chaosu ze strony Niviandi i walki z odruchem wymiotnym nie spodobałoby mu się to. Rzadko kiedy zgadzał się ze starym myśliwym, u którego dawniej się uczył, ale czuł, że w jednej kwestii obydwaj by się zgodzili. Elfy nie powinny latać.
        Na całe szczęście zbliżał się raj, ucieczka z tego piekła, slup nadziei pośrodku morza zaprzaństwa zwany ziemią. Elf nie był wyznawcą żadnej religii, ale w duchu podziękował bliżej nieokreślonemu bóstwu za koniec lotu. Gdy dziękował, został nagle zepchnięty przez złotowłosą z lwa, ten także jej w tym dopomógł. Saerahen poczuł, że jego ostatni posiłek jest wysoko w przełyku, ale zdołał go przełknąć. Skrzywił się, jednak nie miał zamiaru pozbawiać organizm czegokolwiek. Nagle, leżąc na ziemi, zorientował się, że coś nie gra. Dotknął miejsca, w którym jeszcze niedawno znajdowała się rana. ”O ile nie jest to podzięka boska za moje nawrócenie, to zrobiła to Aurea. Najpierw mnie atakuje, a teraz jeszcze grzebie w moim ciele! Chociaż w sumie to tak właściwie jej ciało. Dobra, niech jej będzie, tym razem jej odpuszczę.”
        Elf powoli się podniósł. Jego strój nadal był ubarwiony krwią. I w pewnym stopniu zniszczony. Dodatkowo wyraz twarzy, na której malował się ból i cierpienie zapewniał mu wygląd biednej, skrzywdzonej kobiety, zrzuconej na ziemię z latającego lwa. Saerahen szybko zdał sobie z tego sprawę.
- Prasmokowi niech będą dzięki! - krzyknął głosem, w którym brzmiała radość i ulga tak szczera, że nie mogła być udawana. Bo nie była. Przynajmniej w większym stopniu. Przed sobą oto miał cywilizację! Nie musiał udawać szczęścia, choć trochę je zwiększał. Pognał w stronę pierwszego człowieka, którego zauważył, który to przywitał ich, choć elf nie mógł wtedy tego dostrzec. Objął go i zaczął obcałowywać. Zrobiłby to nawet, gdyby wyglądał normalnie i nie starałby się grać, ludzie oznaczali dla niego powrót do racjonalizmu. - Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jestem uradowana na twój widok! Proszę, macie konia, wóz, krowę, magiczny teleport, cokolwiek, co pozwoliłoby mi uciec od... - Spojrzał ze strachem w oczach na Aureę. - ...niej!
        Zakrwawione, potargane ubrania, obecność skrzydlatego lwa ryczącego na mieszkańców osady i strach przed kimś, kto wygląda dokładnie tak samo, jak bojąca się go osoba nawet Saerahena zdołałyby przekonać, że coś tutaj nie jest w porządku. Miał naprawdę wielką nadzieję, że ludzie z wioski będą mieli coś, dzięki czemu niedługo znajdzie się w najbliższym mieście. Bo na lwie drugi raz latać nie miał zamiaru.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Mężczyzna dość późno ujrzał zakrwawioną kobietę. Wyglądała, co najmniej, tragicznie biorąc pod uwagę łachmany ubrudzone czerwienią, który w połączeniu z mimiką twarzy z pewnością nie odzwierciedlał dobroduszności prawdziwej Aurei czy też nieporadnej Niviandi.
„Co za samolubna zołza!” pomyślała wściekle złotowłosa. Oj, naprawdę była wkurzona! Wrzało od środka jej drobnego serduszka. Ta kobieta była zupełnie takim samym babskiem co te zadufane panienki w zamkach. Wyśmienicie udawały i niestety dziwnym trafem zawsze im wierzono. Niviandi miała średnie doświadczenie w rozwiązywaniu takowych problemów, ale nie mogła pozostawić tej sytuacji w taki sposób. Przecież sama zdecydowanie bardziej woli przyłączyć się do Świetlistej Aurei niż stanąć po stronie takiego egoizmu! Jeżeli więc nie wybroni tej drugiej to z pewnością i ona wpadnie jak śliwka w kompot.
Norsel już wędrował niepewnym wzrokiem po dwóch kobietach, ale syrenka zareagowała zanim zdołał coś powiedzieć. Nawet jeżeli nie uwierzy syrence, to chociaż wzbudzi w nim wątpliwości. Zyska czas, a czas równia się możliwość ucieczki. O ile zajdzie taka potrzeba, kto wie co ta lafirynda nawymyśla. Niviandi podbiegła do prawdziwej fellarianki i pomogła ustać na nogach. Wymagało to od niej niebywałego wysiłku, sama syrenka była krucha, malutka i za słaba by na długo moc utrzymać dziewczynę.
- Panie Kveskor… naprawdę, pilnie potrzebujemy pomocy. Niedaleko was zatonął statek, transportowiec. Ledwie uszłam z życiem, a ta panienka mi pomogła chociaż sama była w opałach. Widziałam, jak siostra ją atakuje, a teraz…teraz... – I tutaj spojrzała na swoją towarzyszkę. Wzrok Niviandi powędrował na nogi ciemnowłosej, jakby nie chciała dokańczać zdania bo było zbyt trudne do wypowiedzenia, ale można było zrozumieć, że ucierpiały na tym kończyny Aurei. – Nie ma czasu na wyjaśnienia. Panie, medyczkę może tutaj macie?
Mężczyzna był wyraźnie zdezorientowany. Nie wiedział kto jest dobry, a kto zły… Nie wiedząc do końca co się dzieje i tak postanowił pomóc kobietom. Mimo wszystko, to nie jego interes i sprawy prywatne. Miał tylko nadzieję, że w wiosce nie zdarzy się nic złego. W tedy wlepił spojrzenie w oczy Niviandi. Czy ktoś tak filigranowy mógłby wyrządzić krzywdę?... Może rzeczywiście jasnowłosa piękność miała rację.
- Ta…tak… Ej, wy! Szybko wzywać medyka! No dalej ruszać się! I pomóżcie Panience!
W mig wokół nich zjawiło się kilka osób. Jeden z mężczyzn uchwycił fellariankę w ramiona by nie musiała chodzić, ale także Norsel nie stronił od pomocy zakrwawionej dziewczynie. Również chwycił ją w objęcia, a Niviandi ruszyła za zgromadzeniem.
Doszli do miejsca, gdzie do drzewa dołączona była część namiotowa. Wchodząc do środka można było lepiej zrozumieć konstrukcję budowli. Pień był całkowicie wyżłobiony, pusty i to właśnie głównie w nim znajdowało się pomieszczenie. Nie było niebywale wielkie, ale także nie przytłaczało małostkowością. Pomieszczenie wypełnione było różnorodnymi ziołami, olejkami oraz medycznymi związkami. Dziewczęta ułożono na wygodnych i ciepłych posłaniach, a złotowłosa usiadła w ostatnim kącie.
Norsel skierował się w stronę wyjścia, ale nim to zrobił jeszcze chciał odpowiedzieć na pytanie.
- Niestety, nie mamy tu portali ani jako tako środków transportu. Rzadko kiedy ruszamy się z tego miejsca, trudno się stąd wydostać bądź przebrnąć przez samą Smoczą Przełęcz. Robimy to tylko w razie dużej potrzeby, może raz na miesiąc, na dwa… Chociaż ostatnio planowaliśmy taki wyjazd. Zebrało nam się trochę towaru… Część podróżników dołącza się właśnie do pasażerów statków. Myślę, że teraz akurat powinnyście odpocząć. Ramii się wami zajmie, jest dobrym uzdrowicielem. – Po tych słowach mężczyzna zniknął z pola widzenia.
Ramii była kobietą w kwiecie wieku, ale mimo to wyglądała niebywale młodo. Trudno było dostrzec jej włosy, ponieważ kryła je pod wielobarwną chustą i podobne kolorystycznie nosiła luźne ubrania.
„Genialne, teraz zobaczy, że zakrwawiona kłamczucha nie ma ran… Hah! Oby posądziła ją o oszustwo!”
Uzdrowicielka od razu spojrzała na zaplamioną krwią dziewczynę.
-Ojej! Nic ci nie jest?! Pozwól, że sprawdzę… Przecięłaś się? Uciekałaś? Co się stało? Może właśnie... Zacznijmy od tego, co się stało? –spytała od razu sięgając po jakieś ziółka, przeszukując miliona szklanych słoiczków. – Ooo w tobie też widzę ból! Na to też się coś znajdzie... Tylko… Gdzie ja to mam… Aj zaraz znajdę! Pozwól, że najpierw zajmę się waszą koleżanką… - Tutaj zbliżyła się do elfa, by móc przebadać jego ciało…
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea ograniczała odpowiadanie elfowi do minimum. Miała go dość i marzyła, by sobie poszedł, skoro tak bardzo chciał. Po locie fellarianka miała nadzieję, że odejdzie stąd, najszybciej jak się da, miał dość jej a ona jego. Dodatkowo wszystko wskazywało, że nareszcie się to stanie. Jak spojrzał na Auree z tym strachem ta uniosła lekko jedną brew. "Aha, no spoko, jestem taka straszna, a to, że ktoś kradnie mój wygląd to już nie…" - pomyślała z irytacją.

Mężczyzna przyglądał się oszustowi. Nivandi pomogła naturiance z ustaniem na nogach niedziałających z jakiegoś powodu tak jak powinny. Przemówiła do pana Kveskora mówiąc, iż potrzebna jest pomoc. Zrobiła to w taki sposób, który Aurei niezmiernie się spodobał i miała nadzieję, że Saerahenowi się za to dostanie. Przez chwilę człowiek okazał oznaki dezorientacji, jednakże chwilę przed tym, co postanowił zrobić, jej błękitne znamiona uwidoczniły się bardziej niż zwykle, czerwone zaś zbladły. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, już wiedziała, że powinno być dobrze.

Gdy jeden z mężczyzn, którzy przyszli, wziął fellariankę na ręce, lew popatrzył się krzywo i z nieco przyczajoną postawą szedł za nim krok w krok. Nerwowo machał ogonem na prawo i lewo, nie był pewny czy nic nie grozi jego pani. Weszli do namiotu, tam ułożono obie dziewczyny wyglądające niemal identycznie na posłaniach. Ta prawdziwa odetchnęła, ból nieco osłabł.
Bellum rozglądał się, jego zmysł węchu drażniło wiele różnorodnych zapachów, chciał sprawdzić, skąd dochodzą, może wydziela je coś smacznego? Jednakże pohamował się i został przy fellariance krzywo patrząc na jej złego sobowtóra. "O! Pojawiła się jakaś mała szansa! Tak!" – pomyślała dziewczyna, gdy usłyszała co, mówiono do zmiennokształtnego elfa.

Przyszła uzdrowicielka imieniem Ramii. Znamiona fellarianki nadal utrzymywały największe nasycenie barwy na błękitnych, szkarłatne zaś wyblakły. To była dobra osoba, na pewno. Lew zaś położył głowę przy dłoni dziewczyny, po czym zaczął ją lizać. Ona uśmiechnęła się do swego towarzysza. Po chwili podszedł on do uzdrowicielki, zaczął się do niej łasić uważając, by przypadkiem nie przewrócić dziewczyny. Wiedział, iż dar Aurey ukazał, iż to osoba dobra więc polubił ją, na elfa tylko raz cicho warknął, pokazując rząd ostrych zębów. Widząc, iż uzdrowicielka chce sprawdzić, co jest elfowi czy też bliźniaczce fellarianki, sobowtórowi, jakkolwiek to zwać. Skrzydlaty kot pokaźnych rozmiarów przyczłapał do Nivandii. Usiadł przy niej i zamiatał ziemię ogonem. Patrzył dumnie ku górze. Po chwili klepnął dziewczynę w nogę swą łapą. Oczywiście bez pazurów, jakby chciał zwrócić jej uwagę. Gdy mu się to udało, przekręcił głowę w stronę badanego elfa. Nie podobało mu się, iż się nim zajmują. Zdaje się, że liczył, iż syrenka coś z tym zrobi. Z braku wyczekiwanej reakcji wstał, zaszedł dziewczynę od tyłu i głową ostrożnie, lecz stanowczo popchnął ją do przodu. Nie wiedział, iż wkrótce wszystko miało mieć rozstrzygnięcie. Elf nie miał ran, lecz jego ubranie było nią splamione.

- Bellum – zawołała Aurea, widząc, co tek kot kombinuje. Przyszedł on do niej i ponownie położył głowę na posłaniu, dzięki czemu naturianka mogła go pogłaskać i nieco rozczochrać mu grzywę. Po chwili lew oświadczył wszystkim, że mu przyjemnie poprzez głośne mruczenie.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen był doprawdy oburzony tym, co się działo. Nie potrafił tego pojąć. Z reguły mężczyźni inaczej reagowali na zakrwawione kobiety, rzucające się im w ramiona i obcałowujące ich. Elf był wręcz przekonany, że za chwilę będzie miał całą wioskę po swojej stronie, która przegna stąd Aureę i jej sadystycznego lwa. Do złotowłosej jeszcze nic nie miał. Był pewien, że ludzie postąpią tak, jak zawsze. Bez namysłu i impulsywnie. Zamiast tego zdecydowali się zastanawiać. Jak świat długi i szeroki, Saerahen jeszcze nie widział tak rozsądnych wieśniaków. Oszukiwał najtęższe umysły Alaranii, jego przedstawienia były tak przekonujące, że nawet magowie wierzyli, że emocje pokazywane na scenie przez elfa są prawdziwe. Chłopi stanowili dla niego łatwy cel. A przynajmniej tak być powinno. Spoglądał z niedowierzaniem na złotowłosą. A przynajmniej nie dowierzał, bo nie dał po sobie poznać, aby targała nim taka emocja. ”Ludzie mawiają, że to ja jestem kłamcą i perfidnym oszustem. A teraz ta tutaj łże jak pies, w dodatku z podobną umiejętnością. No, bez żartów. Przecież od razu widać, że kłamie. Jej mimika, gesty, nawet to, w jaki sposób układa te palce... Ech, elf całe życie poświęca, aby nauczyć się oszukiwać ludzi tak, aby wierzyli, że niebo jest ziemią, a tutaj przychodzi ktoś taki i bezczelnie rzuca takimi kłamstwami... Posiadaczka latającego lwa była w tarapatach? Z mojego powodu? No i bynajmniej jej nie atakowałem. Nie jestem jak ten pirat, co to rzucił się na tę bestię. No, a to ostatnie pytanie? Czy mają tutaj medyka? Oczywiście, że nie! Po co ktoś, kto poświęcił się sztuce leczenia innych istot powinien żyć w takiej wiosce?”
        Niezmierne było zdziwienie Saerahena, kiedy okazało się, że rzeczywiście posiadają tutaj medyka. Elf już zaczął się zastanawiać, kim takim musi być ten medyk, aby żyć w takim miejscu. O ile dobrze pamiętał, większość felczerów, choć tego nie okazywała, rzeczywiście chciała pomagać ludziom. A w takim miejscu nie powinno raczej być ich dostatecznie dużo. ”Z drugiej strony ktoś o takiej wiedzy może się cieszyć niemal boską czcią ze strony prostych chłopów. Choć to nieco egoistyczne. Ten ktoś mógłby się przydać chociażby w Rododendronii, o ile dobrze pamiętam, brakuje tam uzdrowicieli. Nawet pozbawionych magicznych mocy.”
        Saerahenowi dosyć się spodobało, kiedy mężczyzna wziął go w ramiona. Do czegoś takiego nie był przyzwyczajony, była to dosyć miła odmiana. Choć po chwili z przerażeniem spostrzegł, że człowiek niesie go za Aureą i jej lwem, który podążał za swoją panią.
- Nie, proszę – jęknął elf bardzo przekonująco. - Proszę, nie, nie tam, nie za nią. Wszędzie, tylko nie tam, gdzie ona. Błagam...
        Z oczu elfa popłynęły łzy. Inni aktorzy zazwyczaj polegali na tym, że z widowni zazwyczaj nie było widać tych maleńkich kropel, jednak Saerahen nie zadowoliłby się takim amatorstwem. Kilka lat temu nauczył się płakać na zawołanie. Była to niesamowicie przydatna umiejętność, która sprawdzała się chociażby w takich sytuacjach. Zapłakany przylgnął do mężczyzny. Jeżeli teraz nie obudziło to w nim jakiejkolwiek troski... Elf zaczął go podejrzewać o różne rzeczy, które najczęściej były przypisywano jemu. Wyglądało na to, że są one jak najbardziej trafne, bo po chwili znaleźli się w wydrążonym pniu drzewa. Elf się wzdrygnął. Nigdy nie potrafił powstrzymać tego odruchu, choć teraz na szczęście nie przeszkadzał tak bardzo w jego przedstawieniu. Nie lubił przebywać wewnątrz drzew. Podobnie jak szyć z łuku i przebywać w towarzystwie zwierząt. ”<<Prawdziwy elf to powinien widzieć w lesie swój dom! Gdyby leśne elfy siedziały w drzewach, to wszystko byłoby dobrze!>> Ech, jak ja nie cierpiałem tego starego zaprzańca. Prawdziwy, stereotypowy elf. Z życiem tak banalnym...”
        Saerahen zauważył, że lew przygląda mu się dziwnie. Elf zadrżał ze strachu i cofnął się na łożu, podkulił nogi i przylgnął do drewnianej ściany. Przez co ponownie się wzdrygnął. Objął kolana rękami i schował w nich twarz. Kiedy mężczyzna zostawił go w takim stanie i na odchodnym powiedział, że nie mają tutaj niczego, dzięki czemu mógłby się oddalić, zaczął po raz kolejny łkać, płacz wstrząsnął całym jego ciałem. ”Och, dajcie spokój. Macie tutaj uzdrowiciela, a krowy to już nie?” Dodatkowo warknął na niego lew! Czy okoliczni ludzie naprawdę nie widzieli, że to on był tutaj ofiarą? Nawet nie musiał kłamać. Rzeczywiście został zaatakowany. On tylko naginał rzeczywistość, zwiększając swoją tragedię dla swoich celów. Ale nie powiedział jeszcze żadnego kłamstwa! Co było nawet niepokojące.
        Kiedy uzdrowicielka zbliżyła się w jego stronę, ten uniósł twarz z szeroko rozwartymi, mokrymi od łez oczami. Od razu doszedł do wniosku, że Ramii jest dziwna. Taka panika po zobaczeniu krwi? Ktoś, kto fachowo zajmuje się leczeniem ran powinien być raczej nieco bardziej obojętny na ludzkie cierpienie. Elf nieraz miał do czynienia z felczerami, z pozoru wydawali się być bezduszni, ale musieli tacy być. Oznaczało to doświadczenie. Człowiek emocjonalny nie przeżyłby śmierci tylu ludzi...
- Proszę, nie – jęknął po raz kolejny Saerahen, ledwo zdołał wypowiedzieć te słowa przez płacz. - To... to nie moja... - Tym razem naprawdę porządnie wstrząsnął nim płacz. Elf mógł zacząć płakać tak po prostu, ale przypominało to staczanie kamienia z góry. Zatrzymanie płaczu nie było takie łatwe. - Proszę, zabierzcie mnie stąd!
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Ramii nie była zadowolona z zachowania zwierzęcia. Przy czym dla niej był to egzotyczny stwór. Cała trójka również mimo pozornej ufności posiadała to jedno „ale” i uzdrowicielka nie za bardzo miała pogląd na zaistniałą sprawę. Cokolwiek by się jednak nie działo, to właśnie podróżni i stwór byli na łasce wioski, a nie na odwrót. Dziewczyna wykrzywiła z niesmakiem wargę, co Niviandi szybko wychwyciła. Myśli syrenki zalała panika - nie chciała być wygnana ledwie po przyjściu. Nie miała na to sił. O ile fizycznie nie była zraniona, o tyle psychicznie pragnęła tylko wypoczynku. Dopiero co uwolniła się z prawdopodobnie kilkutygodniowej niewoli, gdzie jadła tylko chleb i piła niesłoną wodę. Była wychudzona, stratowana umysłowo nawałem nieszczęścia, które najwidoczniej ciągnęło się jeszcze do teraz. Pragnęła tylko snu, błogiego leżenia i posiłku bogatego w różnorodne smaki. Mimo niezbyt wyczulonego smaku, teraz wszystko posiadałoby miliony barw i różnorodnych określeń.
Przełknęła nieznacznie ślinę nie potrafiąc ukryć zwątpienia i przerażenia w oczach. Bała się. Była tylko złotowłosą księżniczką nie potrafiącą się obronić. Do kolejnej niewoli, czy jeszcze gorzej, tortur, za nic w świecie nie chciałaby trafić.
Medyczka zmarszczyła brwi, trochę podenerwowana, trochę rozluźniona. Niviandi nie była w stanie odczytać reakcji ciała dziewczyny.
- Dosyć! – rzuciła nieco ostro. - Ten stwór niech siedzi w miejscu, bo mnie denerwuje. Mnie i dodatkowo te kobietę. A ty się uspokój. Nikt cię stąd nie zabierze w takim stanie, poza tym słyszałaś. Wyjazd mamy co kilka tygodni, miesięcy, a nasza wioska nie da cię zranić. Jesteś tutaj bezpieczna… A ty… - Spojrzała na Niviandi. - A ty się już tak na mnie nie patrz… - zarzuciła nieco zmieszana urodą złotowłosej, która od razu usłuchała uzdrowicielki.
Ramii obróciła się w stronę swoich wywarów i wszelkich dziwaczności. Wyjęła kilka ususzonych roślin, nalała wody do misy, a ją zaś zaczęła podgrzewać za pomocą rozżarzonych węgli skrupulatnie otoczonych opalonymi kamieniami. Kilka kadzideł zagościło w pomieszczeniu napełniając je ujmującym zapachem. Bardzo przyjemnym, relaksującym. Dym ulatniał się ku górze tworząc wielorakie obrazy, dla każdego z osobna tworząc zupełnie coś innego. Niviandi zauroczona atmosferą całkowicie przestała myśleć o obecnej sytuacji. Ramiona wdzięcznie opuściły się w dół na oznakę rozluźnienia. Miała wrażenie, że w uszach słyszy muzykę. Z każdą minutą dźwięki nagłaśniały się. Spojrzała na Ramii, która manewrowała dłońmi. Wypowiadała jakieś zdania, ale syrenka nie za bardzo była świadoma znaczenia tych słów. Przeniosła wzrok na Aurelię, jej pupila, a później na kolejną nieznajomą. Ich powieki opuszczały się, zaczarowane, opętane mgiełką. Dopiero teraz ujrzała złoty i subtelny pyłek. Wszystko było piękne i magiczne… Czuła jak traci kontrolę nad ciałem. Jak lwia głowa opuszcza się w dół, jak Świetlista opiera ciężar ciała na swoim przyjacielu, jak głowa Niechlujnej wędruje na bok szukając niczego. Kilka mrugnięć sprawiło, że obraz stał się czarny. Czuła tylko uczucie miękkości…
***
Otworzyła oczy. Wciąż była otępiała. Dojrzała kolorowe barwy namiotu, który oczyszczony został ze wszelkich specyfików w powietrzu. Głowa z początku pękała od jeszcze mdłej pamięci zapachu. Zamruczała kilka razy pod nosem, a gdy obróciła głowę, spostrzegła Niechlujną bliźniaczkę. Od razu się ocuciła, odurzona sytuacją. Odsunęła się i powoli uniosła na przedramionach. Pomieszczenie się nie zmieniło, więc nic na szczęście, bądź i nieszczęście, nie było snem. Jest na lądzie, jest wśród ludzi. Jest wolna.
Dojrzała kilka ubrań, przygotowanych i oddzielonych dla każdej z przybyłej, ale Niviandi nie była zbyt chętna do zmiany stroju. Jeszcze nie teraz, chociaż z pewnością nosiła najmniejszy rozmiar. Nie przyglądała im się zbyt dokładnie. Z pewnością były zwiewne i stosunkowo kolorowe.
Powoli wstała, starając się ominąć wszelkie nieznane składniki Ramii. Rozchyliła delikatnie namiot. Wciąż było jasno, niedługo mógł się zbliżać zachód słońca. Niviandi nie wierzyła by nie minęła co najmniej doba od ich zaśnięcia, a raczej zaczarowania?
- Uśpiła nas… - mruknęła nieco oburzona, ale szczęśliwa, że rozbudziła się jako pierwsza.
Zmrużone oczy powoli adaptowały się do jasności, w końcu syrenka wyłoniła się całkowicie. Wszystko wokół było spokojne i jakby ich przybycie nie naruszyło panującego tu klimatu. Niviandi poszła dalej spoglądając na piętra drzewnych domów, mostów i mieszkańców. Skręciła gdzieś w bok nie chcąc za bardzo wychodzić do centrum wolnej przestrzeni placu, przy którym się znajdowali. Tam dopiero ujrzała życie. Mnóstwo ludzi i półelfów, biegających dzieciaków, a nawet coś w stylu karczmy. Rozglądała się i podziwiała ręczne roboty mieszkanek. Kolorowe chusty, dywaniki, serwetki… Drewniane postacie, teraz malowane były przez najbardziej zagorzałych artystów.
Widok sam w sobie wywoływał uśmiech na twarzy. Złotowłosa jednak tylko obserwowała bojąc się odezwać do kogokolwiek. W końcu poczuła na sobie dłoń, męską i sporą dłoń. Był to ten sam mężczyzna, który pomógł dojść do namiotu Świetlistej nieznajomej.
- Wybacz, mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem… - Uśmiechnął się szeroko. Dziewczyna od razu zwróciła uwagę na małe zęby, chociaż bardzo zdrowe. Miał cienkie usta, bardzo kwadratową twarz i szerokie ramiona. Szkoda tylko, że miał tak gęsty zarost wokół ust i nieco dłuższe włosy… Wyglądem kojarzył się Niviandi z drwalem.
- Nic…nic się nie stało… - wyszeptała niepewnie chcąc się odwrócić i wycofać, ale mężczyzna powstrzymał ją.
- Nazywam się Ivorgat Weitre – dodał przyjaźnie. – Widzę, że dojrzałaś największe hobby naszych mieszkanek. Nie chcę byś czuła się nieswojo… Może opowiem ci co nieco o nas, mieszkańcach? Z pewnością doda ci to pewności i odrobinę bezpieczeństwa.
- Niech pan wybaczy, ale głowa mnie jeszcze boli… - dodała odwracając twarz.
- Rozumiem… Ramii już taka niestety jest. Gdy za bardzo irytują ją nieznajomi albo wprowadzają dużo chaosu to pierwsze co robi to ich usypia… - zagaił pół żartem, pół serio. – Ale nie zrozum jej źle. Po prostu, gdy jest duży natłok emocji wokół i gdy ktoś nie chce dać się zbadać, sięga bezpośrednio po czary…
Niviandi od razu przyszła kolejna złość na Brudną Aurelię. Gdyby się tak nie rzucała, teraz z pewnością czułaby się lepiej. Może ubrania pomogą jej chociaż lepiej wyglądać…
- Nie ma sensu użerać się z kimś na siłę, skoro można kogoś zbadać w bezproblemowy i spokojny sposób, prawda?
- Fakt… - przyznała syrenka. - Póki nie przekraczają pewnych granic.
- Ach… Niech pani wybaczy, nie chciałem urazić.
- Nie pani… Niviandi Fjorlei. Bardzo mi miło.
I w ten sposób syrenka kolejne godziny spędziła z Ivorem, bo tak kazał się zwać w skrócie. Opowiadała o wiosce, o ich przeżyciach, o tym jak kiedyś dziwni podróżni spalili część zamieszkałego lasu. Udało się odbudować teren z wielkim trudem i wysiłkiem, przez to Ramii stała się cięta na obcych. Mówił o półelfach. Połączyli siły właśnie z mieszańcami wygnanymi ze swoich rodów, ponieważ nie posiadali czystej krwi. Jednak ich zdolności pomogły w odbudowie kniei, dzięki czemu wioska ożyła na nowo. Ba! Sprawili nawet, że drzewa zagęściły swoją obecność! Było ich jeszcze więcej niż wcześniej! Nieszczęście więc wcale nie skończyło się tak źle, a wioska również poszerzyła swoje tereny.
Spędzili ten czas w malutkiej karczmie, gdzie syrenka zapoznała się z nowymi ludźmi. Pokazywali jej skomplikowaną grę z kościami, ale nie potrafiła spamiętać ich zasad. Niebo zaczął pokrywać ciemny odcień błękitu, a świerszcze powoli grywały między krzewami. Niviandi całkowicie zapomniała o swoich towarzyszkach.
- A więc… Nie chcę być wścibski, ale jak to się stało, że tu trafiłyście?
- Ahm… - zmieszała się nieco złotowłosa. - Tak jak mówiłam. Nad morzem, nie aż tak daleko od was, zatonął statek. Transportowiec. Zaatakował nas wielki, morski stwór z mackami… Zahaczyliśmy o spiczaste skały… To było straszne. Ludzie wyskakiwali z pokładu licząc na to, że przeżyją, ale… Niewielu ich było prawdopodobnie. Nie pamiętam teraz za wiele… Wszystko działo się tak szybko i gwałtownie. Wtedy uratowała mnie Aurelia, to ta kobieta z jarzącymi się znamionami.
- Próbowaliście przepłynąć przez Smoczą Przełęcz? Przecież to samobójstwo – zauważył mężczyzna, na co syrenka tylko głupio się uśmiechnęła.
-Nie ja kierowałam drogą, byłam tylko pasażerem. Nie wiem dlaczego skazali sami siebie i pasażerów na śmierć…
- Dlaczego płynęłaś transportowcem? Nie lepiej było ci zwykłym statkiem z innymi pasażerami?
- Ach wiesz… - Machnęła ręką. - Cena niestety była niezgodna z moim aktualnym stanem budżetowym. – Uśmiechnęła się niewinnie. - A teraz to już w ogóle nic nie mam. Chociaż jakoś mi nie żal, bo to było zaledwie kilka nic nie znaczących monet. Mogę poprosić o wodę? Strasznie mi sucho w gardle od tych czarów…
Kłamała jak najęta, bo teraz wszystko w głowie syrenki układało się w całość. Prawie, bo nie wiedziała dlaczego ją porwano. Transportowiec mógł spokojnie przewieźć dodatkowego pasażera. A nawet gdyby przeszukano statek to co im po jakiejś złotowłosej piękności? Musiała być jednak dla nich kimś ważnym, skoro włos z głowy jej nie spadł. Smocza Przełęcz miała być próbą łatwego przemytu do… Nie wiadomo dokąd. Może wiedzieli, że jest księżniczką? Czyżby chcieli zaszantażować królewską rodzinę?
- Dokąd się udawałaś? – spytał zaciekawiony Ivor.
Dziewczyna jedynie uniosła smutno wzrok na swojego rozmówcę. W błękitnych oczach zagościł prawdziwy smutek.
- A czy to takie teraz ważne?... - spytała retorycznie, a między dwojgiem zapadła cisza.

***
Tymczasem po wiosce kroczył Kveskor. Wolno, bez stresu… Obserwował wszelkie zakamarki lasu i wioski pilnując porządku.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Lew widząc, iż o nim mowa, przechylił z lekka głowę i patrzył na Ramii zdziwiony, niewinnym spojrzeniem. Gdy kobieta sprawiła, iż pojawił się dym, przerośnięty kot zaczął co chwilę przyczajać się do skoku i oglądać na wszystkie strony jakby widział coś wszędzie. To raczej nie należało do tych fajnych rzeczy. Właścicielka skrzydlatego stwora leżała na łóżku i patrzyła w jakiś jeden punkt. Jej powieki powoli się zamykały i otwierały nagle, co świadczyło o walce z sennością, w której przegraną została niestety fellarianka. Bellum nieco zmieszany podbiegł do Aurey, tam też sam został przeniesiony do świata sennych marzeń. O ile lwy ze skrzydłami śniły.

Ogień. Czerwone języki zajadały się dachami domów małej wioski. W sadystyczny sposób trawiły ludzi i zwierzęta, próbujące wciąż jeszcze uciekać przed żywiołem wywołanym przez magię. Najgorsze, że było coś jeszcze. Czarna smuga goniła tych, co uszli z życiem. Byli inni. Ludzie ginęli, mordowani w brutalny sposób. Aurea wszystko obserwowała, chciała pomóc, lecz nie mogła się ruszyć. Zdawała się jakby zawieszona kawałek nad ziemią i unieruchomiona. Mogła krzyczeć, lecz nikt jej nie słyszał. Mogła biec, lecz wciąż stała w tym samym miejscu. I brakowało czegoś. Gdzie Bellum? Gdzie jej kochany towarzysz, opiekun i strażnik? Dziewczyna mimowolnie spojrzała na swój dom. Płonął. Czuła łzy spływające po policzku. Nagle dwójka palących się osób wyważyła drzwi. Ich skóra przybierała już czarny kolor. Fellarianka znała tych ludzi. Jej przybrani rodzice. Widziała jak umierają, ale mogła tylko bezczynnie się temu przeglądać. Płakała i wykrzykiwała pytanie „czemu”. Lecz co to mogło dać. Kompletnie nic. Naturianka nie chciała przyjąć do wiadomości tego, co się stało.
Dziewczyna z głośnym krzykiem wstała z łóżka na równe nogi, ból nie pozwolił jej zbyt długo ustać, minęło parę sekund i Aurea leżała na lwie, który został nagle zbudzony przez jej upadek na niego. Na szczęście nie zaczął panikować, tylko na spokojnie wstał i poczekał, aż jego właścicielka na nim normalnie usiądzie. Dziewczyna rozejrzała się powoli, nadal cała drżała po tym śnie, miała wrażenie, że to coś więcej, że to jakiś przekaz. Nagle spostrzegła nowe ubranie, wyrwało ją to z rozmyślań. Oceniła swój dotychczasowy strój. Jej czarna sukienka wciąż była w dobrym stanie, więc fellarianka postanowiła nie zmieniać jej na coś innego. Nagle Nivandii obwieściła, co się stało, zastanowiło to naturiankę, będącą nieco oszołomioną przez to, co widziała podczas snu, dlatego też nie mówiła nic. "O, złotowłosa musiała się wcześniej zbudzić, ile to trwało, dlaczego… Muszę dostać się do mojej wioski, muszę sprawdzić co tam się stało i czy to na pewno tylko zwykły koszmar. Muszę lecieć, elf na pewno za mną nie zatęskni, ale co z Nivandii, polubiłam ją… ale… ale…" - myślała dziewczyna nadal nie wiedząc, jaką decyzję należy podjąć.

Lew zdziwiony tym stanem u swej pani postanowił wyjść z namiotu, by dziewczyna nieco odetchnęła świeżym powietrzem. Dzieciaki szybko zauważyły ten latający wybryk natury i podbiegły. Jedne się bały a co odważniejsi pokusili się o pogłaskanie Belluma. Duży kot zamruczał, więc coraz więcej małych osóbek głaskało go i podziwiało jego białe skrzydła. Aurea siedziała na grzbiecie zwierzęcia niczym posąg, nieruchoma, wpatrując się stale w jeden obrany punkt. Jej znamiona ametystowej barwie stały się mocno widoczne, szkarłatne zaś wyblakły. Chłopcy i dziewczynki widząc to zachwycili się i pytali o te tatuaże. Jednakże zamiast odpowiedzi otrzymali milczenie. Gdy młody tłum się znudził, lew ruszył w wioskę, mieszkańcy różnie patrzyli, jedni się bali, inni sprawiali wrażenie zaciekawionych, oburzonych, a nawet zachwyconych.

Zwierzak wraz z właścicielką podążał dalej. Niespodziewanie ujrzał syrenkę. Ucieszył się - wiedział w jakim stanie jest fellarianka więc pobiegł do Nivandii. Liczył, że ona coś zaradzi. Ryknął, lecz nie za głośno, tylko oznajmił, że jest, po czym trącił noskiem w nogę dziewczyny.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen był jak najbardziej za tym, aby lew siedział w jednym miejscu. Albo żeby w ogóle się nie ruszał. A najlepiej by było... cóż, gdyby go nie było. Przynajmniej dla niego. Obecność zwierzęcia w irytujący sposób uniemożliwiała większość planów układanych przez elfa. Ba, sprawiała nawet, że ów nie mógł nawet opowiedzieć kilku żartów bez obawy, że za chwilę nie zostanie rozerwany przez kły bestii. Co prawda w zaistniałej sytuacji i tak nie powinien sobie z niczego żartować, niezbyt to pasowało do roli biednej sierotki, ale liczył się sam fakt wywieranej presji. ”W takim stanie? Właśnie o to chodzi! Potrzeba mi miasta! Miejskie, śmierdzące, brudne powietrze podziała na mnie lepiej niż jakakolwiek magia czy lekarstwo. Też mi się zachciało podróżować po świecie. Trzeba było siedzieć na miejscu i rozkoszować się życiem, bo teraz, kiedy jestem w tym siedlisku śmierci zwanym wioską, nijak nie mogę się nawet zabawić.”
        Nagle uzdrowicielka zaczęła robić coś, czego elf nijak nie potrafił pojąć. W sumie nie powinno go to dziwić, o medycynie niewiele wiedział, ale z drugiej strony u niejednego felczera bywał i nie pamiętał, aby którykolwiek wytwarzał dym, w którym majaczyły jakieś kształty. I jeszcze ten zapach... Saerahen nie lubił, kiedy coś magicznego bawiło się jego ciałem, a zwłaszcza umysłem. Zapewne podniósłby teraz krzyk czy coś takiego, oczywiście nie wychodząc z roli, ale zaczął robić się senny. Właśnie tego nie cierpiał. Magii, która miesza w głowie tak, że nawet nie jest się tego świadomym. Dodatkowo zaczęły pojawiać się obrazy! Elf zmrużył oczy. Widział jakiś las, chatę, okolica wydawała mu się znajoma. Dziwnie znajoma, ale nie potrafił stwierdzić, dlaczego. Gdyby nie to otępienie, przekląłby magię. A tak przy świadomości trzymał go tylko widok latającego lwa, wyglądającego jakby za chwilę miał się na coś lub kogoś rzucić. Kiedy jednak tego zmorzył sen, Saerahen uśmiechnął się. ”No, teraz to można się wziąć do roboty i wydostać z tego bagna. Nareszcie...” Zasnął.

- Wstawaj, ty zaprzańcu!
- E, co? - Saerahen otworzył oczy i ujrzał coś, co go zadziwiło. Przed nim stał jego były nauczyciel. Tylko był jakby trochę... wyższy?
- Wstawaj, mówię, nie mam całej wieczności na twoje problemy.
- Przecież nie żyjesz... - stwierdził zdezorientowany elf. - Zabiła cię zatruta strzała w kolano, o ile dobrze pamiętam. Rety, jak teraz to wszystko powraca. To był zaprawdę piękny...
- Stul. Pysk - warknął stary elf. - Powiedz mi, kto teraz siedzi w gównie? To twoje odwieczne cwaniarstwo doprowadziło do tego, że leżysz w kobiecej skórze w obcej wiosce, gdzie przy zdemaskowaniu najprawdopodobniej czeka się śmierć. A póki co dobrze mi się tutaj żyje bez ciebie.
- A raczej nie żyje.
- Cicho bądź. Skoroś taki cwany, to jak się teraz chcesz sobie poradzić ze swoimi problemami? Hmmm?
- No wiesz, chcę skorzystać ze swoich aktorskich uzdolnień i...
- Póki co jakoś nie działały.
- Chwila, chwila. Nie żyjesz. I jako duch na pewno nie marnowałbyś swojego czasu na rozmowę ze mną.
- A żebyś wiedział, gnojku!
- Czyli tak naprawdę jesteś tworem mojej podświadomości. A to oznacza, że właśnie śpię. Zaraz... przeklęta magia!
- Jeden, jedyny raz się z tobą zgadzam.

Saerahen uniósł powieki. Tym razem nic nie wskazywało na to, że jest to sen. No, może jedynie to, że jako jedyny przebywał w pomieszczeniu było dosyć dziwne, ale oprócz tego wszystko było raczej w porządku. Nawet za bardzo... Elf z dosyć miłym zaskoczeniem odkrył, że może się przemieniać. Rozejrzał się i stwierdził, że w pobliżu nikogo nie ma. Dobry znak. Mógłby z powrotem stać się sobą, ale nie byłaby to najlepsza możliwość. Przyjrzał się swojemu ubraniu i stwierdził, że bez niego mógłby coś zdziałać. Nagle dostrzegł specjalnie przyszykowane, trzy stroje. Wyglądało na to, że fortuna nareszcie się do niego uśmiechnęła. Zdecydował się wymieszać ubrania, każde wybrał z innego zestawu i szybko się przebrał. Swoje dawne ubranie wrzucił na rozżarzone węgle. Początkowo nie chciało zapłonąć, lecz po chwili pochłonął je ogień. Następnie zamknął oczy i skupił się. Po chwili stał już jako ciemnoskóra kobieta o krótkich, białych włosach. Szybko jednak stwierdził, że ta postać jest zbyt egotyczna. Poszukał w pamięci czegoś bardziej naturalnego. Zdecydował się na niską kobietę o czarnych włosach spiętych w warkocz, nieco okrągłej twarzy i czarnych oczach.
- O, ile to już lat... ech, w dzisiejszych czasach ludzie już nie są tak romantyczni jak niegdyś...
        Wymknął się z namiotu i rozejrzał. Kilku ludzi spojrzało na niego ze zdziwieniem, w tym jeden młody mężczyzna, którego spojrzenie było jednoznaczne. ”Ech, wieś... wszyscy wszystkich znają... W mieście można spokojnie sobie przyjść, nikt się nie dziwi, a tutaj... nie ma co zgrywać roli przybysza, to zbyt absurdalne. Ale co tutaj robić w takim razie?”
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

- Widziałeś?
- Widziałem. Mam oczy dookoła głowy.
Milczeli obydwoje. Jedynie wiatr dał oznaki swojej obecności. Cicho zaszeleścił liśćmi, które szybko ucichły się pod wpływem narastającej grozy.
- To co teraz?
Spojrzał ze złością w odpowiedzi, ale przełknął słowa pogardy. Zwrócił wzrok przed siebie zaciskając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej.
- Nic – odparł spokojnie. - Trzeba ich wstrzymać i obejrzeć statek. Plan się nie zmienił.

***
Usłyszała ciche ryknięcie, a po chwili wilgotny nos stwora na swojej skórze. Niviandi z początku się przestraszyła, aż drgnęła przestraszona przykładając dłonie do serce, ale zaśmiała się z własnej reakcji. Czuła się bezpiecznie w karczmie, wśród ludzi i nawet dziwaczne zwierzę nabrało jakby cieplejszych barw w jej oczach. Póki co twardo stawał po jej stronie, więc syrenka nie miała zamiaru psuć tej relacji. Nie chciała być ugryziona przez lwa więc lepiej było naprawdę mu zaufać i po prostu się go przestać bać. Strach potrafi przysporzyć wielu kłopotów i niechcianych reakcji.
- Och, przestraszyłeś mnie… A gdzie Świetlista Aurea? – spytała, ale chwilę później już więcej zrozumiała. – Wybacz, Ivor.
Złotowłosa wstała od lady. Włosy spłynęły jakby wodospadem po siedzisku, a niektóre loczki już sięgały niemalże ziemi. Wychylały się daleko w swych bujnych zakrętach, ale wiernie, w rytmie kroku kołysały w sposób sprężysty i żywy.
- Już się nie stresuj… Pokaż mi gdzie jest. – I podążyła za krokiem zwierzęcia, ale sam Ivor nie miał zamiaru opuszczać dobrego towarzystwa.
Wyszli więc na zewnątrz. Niedaleko wzrokiem odnalazła dziewczynę, która z pewnością nie należała do osób szczęśliwych. Niviandi nieco się zmieszała. Nie za bardzo wiedziała, jak ma zareagować, ponieważ nie posiadała wybitnego doświadczenia w pocieszaniu, nie wspominając już o wybrakowanej zdolności empatycznej czy też wyraźnego egoizmu, którym się charakteryzowała. Jednak nie potrafiła przejść w sposób obojętny wobec osoby, która ją uratowała. Zwykła wdzięczność nie pozwalała złotowłosej na zignorowanie stanu Aurei.
Zbliżyła się więc do niej powoli, niebywale cichym krokiem.
- Ekhm… - zagaiła nieudolnie próbując spojrzeć na twarz towarzyszki, która nikła gdzieś na tle leśnych łun. Niviandi aż zesztywniała ze stresu, ale nie poddawała się. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a w głowie przelatywało jej miliony myśli. Powinna spytać czy wszystko w porządku? A może w ogóle lepiej nie pytać? Może odwróci jej uwagę od złych myśli? „Co ja mam robić?!” pomyślała panicznie.
- Nieźle nas przygwoździli tymi ziółkami hehe… - podjęła na nowo, będąc sama zdziwiona swoim brakiem taktu. Zapewne oblewanie egzaminu z psychologii miałaby już za sobą. - Nie smuć się – powiedziała łagodnie układając dłoń na barku ciemnowłosej. - Słuchaj, na pewno nie jest tak źle… - Syrenka czuła nieskuteczność swoich słów. Niebieskie oczy powędrowały po gościach wokół, aż dotarły do drewnianych wystawek. Uśmiechnęła się szeroko przy czym cicho nabrała powietrza, gdzie chwilę później podbiegła do stoiska. - Spójrz tylko, mamy tutaj harfę… - Podniosła niewielkich rozmiarów instrument, by po chwili wrócić do Aurei. - Co prawda… Jest to jedynie minimalna wersja, aczkolwiek można z niej coś uzyskać. Widzisz… Kiedy mi smutno to śpiewam i gram, bo muzyka sprawia, że… że właśnie. Jest mną. Moim smutkiem, moją radością… moją melodią życia.
Niviandi usiadła tuż obok fellerianki brzdąkając cicho na instrumencie, który ustawiła między kolanami dla większej stabilizacji, ale tak by nie naciskać na struny. Odczytywała dźwięki, zapoznawała się krótką chwilę z harfą i szybko z nią zaprzyjaźniła. Cisza, poprawienie pozycji i syrenka rozpoczęła swój malutki koncert. Palce wyginały się płynnie zahaczając o struny. Łagodna muzyka zagościła między gośćmi, a szczególnie w sercach słuchaczy. Niosła się daleko, chociaż była cicha. Zaspokajała pragnienia zainteresowanych i wzbudzała podniecenie oczekiwaniami na kolejną dawkę emocji, które przybyły wraz z głosem syreny.

Gdy tylko moje sny zapadną w pamięć,
Wspólnych dróg ściśle powiązanych
Odkryjesz wszelkie tajemnice naszej przeszłości,
Aż wreszcie ukoisz lśniące czerwienią serce.

A może to tylko moje złudzenie?
Uwolnienie duszy skalanej cierpieniem
Wędrującej gdzieś po dnie oceanów
Ciekłej jak lśniące czerwienią serce.

I płonie, i płonie rubinowe wspomnienie
I tonie, i tonie…


Niviandi zaciągnęła strunami. Poczuła uderzający ból w głowie. Cicho jęknęła przykładając dłoń. Wszyscy wokół rozbudzili się jakby z transu. Głos złotowłosej pochłaniał uwagę wszystkich wokół, jakby czar rzucony na okolicę. Osadnicy rozglądali się nieswojo po okolicy próbując sobie przypomnieć co przed chwilą zaszło. Złotowłosa spojrzała na wszystkich po kolei, ale sama byłą rozkojarzona pulsującym bólem.
- Przepraszam… - szepnęła do fellerainki. – Wiesz… Czasem smutek to rzecz piękna... bo dzięki niej powstają tak cudowne piosenki… -dodała przerywającym głosem, jakby z trudem mogła wydusić z siebie jakiekolwiek dźwięki.
- Aj, ale mnie głowa rozbolała… - szepnęła zagryzając zęby. - Mam nadzieję, że choć trochę ci pomogłam… - dodała na koniec łagodnie się uśmiechając i oczarowując swoją rozmówczynię. – I w ogóle…gdzie twoja siostra? Dlaczego jej tu nie ma?
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości