Nowa Aeria[W mieście] Odrobina świeżego powietrza

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Targowisko znów kipiało od masy ludzi, krzykaczy oraz straganów zapełnionych barwnymi towarami. W takich warunkach zdecydowanie należało uważać na czających się kieszonkowców, a Teus wolał nie ryzykować stratą otrzymanego w prezencie mieszka.
        - Tak w ogóle to nie pracujesz dzisiaj? – spytał.
        - Na twoje szczęście dzisiaj mam wolne – odparła uśmiechnięta. – W końcu mogę odetchnąć od nadmiaru wrażeń.
        - Ze mną? Nie ma szans na odpoczynek – wyszczerzył się do niej.

        Starał się nie sprawiać wrażenia zaniepokojonego, lecz nerwowa nuta w jego głosie mogła popsuć cały efekt. W rzeczywistości cały czas bacznie obserwował ludzi będących na targu. Spodziewał się tu kogoś zobaczyć. Nie pomylił się.
        - Wybacz, ale znowu będziemy musieli się rozdzielić – szepnął do dziewczyny. – Zaraz Cię dogonię.
W odpowiedzi Juliet jedynie kiwnęła potakująco głową i skręciła w jedną z uliczek targowiska.

        Po wyglądzie od razu można było odróżnić go od reszty. Żaden normalny obywatel miasta nie miałby na sobie stroju będącego połączeniem różnego rodzaju skór. Jedynym elementem uznawanym tutaj za normalność była lniana koszula, najwyraźniej pozyskana z handlu. Ewentualnie trupa. Choć na trawiastych równinach i w okalających ich lasach umieli kryć się znakomicie, to w mieście koczownicy nie mieli zielonego pojęcia na temat kamuflowania się.

        Nomad zauważył też jego. Powoli odwrócił się i wszedł w jedną z bocznych alejek. Teus doskonale wiedział, że czeka na niego zasadzka, jednak teraz to on zamierzał zaskoczyć ich. Nie mieli pojęcia do czego jest zdolny. Powolnym krokiem ruszył za widzianym już wcześniej obserwatorem. Uliczka okazała się całkiem opustoszała i kończyła się ślepym zaułkiem. Wchodząc tutaj Tousend zauważył jednego z nich. Krył się na dachu i najwyraźniej zamierzał rzucić się z trzymanym nożem na strzelca w odpowiednim momencie. Udał, że nic nie spostrzegł. Dalej widać było zakręt. Teus mógł się założyć o własne życie, że tam kryje się kolejny napastnik. Z tyłu coś zaskrzypiało. Ktoś najwyraźniej zamierzał wyjrzeć przez drzwi, jednak nie udało mu się zrobić tego po cichu.

        Teraz żałował jedynie, że nie wziął ze sobą żadnej broni. Z widzianego zakrętu wyłonił się ścigany wcześniej człowiek. Za nim wyskoczył następny. Nad sobą Teus usłyszał kroki, które w zamierzeniu koczownika miały być niesłyszalne.
        - Zabić go. – Obserwator wskazał na niego palcem.

        Tousend miał już dosyć tych podchodów. Napastnik kryjacy się na dachu postanowił skorzystać z sytuacji i skoczył na niego próbując trafić go w szyje. Teus złapał go za nadgarstek ręki, w której trzymał nóż, drugą ręką chwycił go za koszulę i z całej siły rzucił nim o ścianę. Wyrwał mu nóż i sparował od dołu sztych nomada, który chciał zaskoczyć go z tyłu. Korzystając z dogodnej sytuacji strzelec z całej siły trzasnął atakującego w lewy policzek, a następnie złapał go za włosy i zatopił broń w jego gardle. Raniony zabulgotał tylko, a z jego ust zaczęła strumieniem lać się krew. Zostali tylko ci dwaj, którzy wyszli zza zakrętu. Pierwszy zaatakował ten wcześniej ścigany. Był lepiej uzbrojony od reszty. Trzymał oburącz dość wyeksploatowany miecz i zamierzał ciąć nim od góry. Teus postanowił to wykorzystać i złapał go za zaciśnięte na rękojeści dłonie, następnie obrócił się i przerzucił natręta przez plecy. Kopną go z całej siły podkutym butem w twarz i zabrał mu miecz. Odbił nadchodzący cios kolejnego uzbrojonego w nóż zbira, wykonał piruet i ciął go przez brzuch. Po chwili napastnik mógł tylko stać i patrzeć jak jego zawartość wylatuje na zewnątrz.

        Teus podszedł do leżącego obserwatora i przebił go jego własnym mieczem. Nie mógł pozwolić sobie aby ten przekazał dalej zdobyte informacje. Następnie zbliżył się do nieudolnego skoczka, który właśnie próbował wstać. Złapał go ręką za gardło i uniósł.
        - Przekaż mu, że po niego też przyjdę – rzucił tylko i puścił trzymanego. Ten po upadku błyskawicznie się podniósł i wybiegł z uliczki niczym goniony przez samego diabła.

        Najwyraźniej nasłali na niego zwykłych koniokradów. Może chcieli go tylko sprawdzić. Jedyne czego był pewny to to, że nie może tu dłużej zostać, a już na pewno spokojnie wyjść stąd na targ. Skręcił więc we wcześniej widziany zakręt. Niestety i ta droga kończyła się ślepym zaułkiem. Teus rozpędził się i z wyskoku chwycił krawędź stojącej przed nim przeszkody. Podciągnął się i przeskoczył na drugą stronę. Wylądował na małym podwórku, które od głównej ulicy oddzielała żelazna furta. Wokół małej przestrzeni ściśnięte były niewielkie domy, a na samym środku placu stała studnia. Tousend postanowił ją wykorzystać i zmyć z siebie ślady krwi.

        Przeskoczył przez furtę i wolnym krokiem udał się w stronę rynku. Przynajmniej mógł teraz liczyć na chwilę spokoju, a do tego wydawało się, że obserwujący go koczownik nie zauważył towarzyszącej mu Juliet. Postanowił skorzystać z okazji i dokonać paru drobnych zakupów. Zajrzał do otrzymanej sakiewki i zaskoczony zobaczył cztery złote gryfy. „Czyżby ktoś wyjął oszczędności na czarną godzinę?”. Rozpoczął od znalezienia odpowiedniej saksy. Natknął się parę razy na ciekawe egzemplarze, jednak nauka przekazana mu przez ojca nie poszła na marne i od razu rozpoznał marne podróbki prawdziwego oręża. W końcu jednak znalazł to czego szukał, a kosztowało go to po targowaniu się dziewięćset ruenów. Inwestycja jednak okazała się trafna. Taką saksom mógł spokojnie obedrzeć zwierzynę ze skóry jak i uczynić to samo z natrętnymi ludźmi. Miał już rozejrzeć się za nowym płaszczem, gdy inna rzecz przykuła jego spojrzenie. Jeden z kupców usiłował sprzedać pas z siedmioma nożami w komplecie. Noże te natomiast nie wyglądały tak jak te zwyczajne. Były przeznaczone do rzucania. Choć Teus nigdy nie poświęcił wiele czasu na naukę posługiwania się taką bronią, to teraz uznał, że mógłby to nadrobić. Miał nadzieje, że tysiąc czterysta ruenów nie pójdzie na marne. Niezadowolony zorientował się, że zostało mu zaledwie dwadzieścia monet, a do tego w szale zakupów zapomniał o płaszczu.

        Po zakupach udał się do stajni. Po drodze ściął kilka róż, które miały usprawiedliwić jego spóźnienie. Gdy dotarł na miejsce z zadowoleniem uznał, że chłopiec stajenny dobrze zaopiekował się wierzchowcami. W nagrodę rzucił mu jeszcze pięć ruenów, schował zakupione przedmioty do sakwy przyczepionej do siodła i ruszył w drogę powrotną na targ.

        Szybko znalazł rudowłosą. Zakradł się do niej od tyłu i podstawił jej pod nos bukiet kwiatów. Zaskoczona dziewczyna uśmiechnęła się i wzięła kwiaty w swoje dłonie. Powąchała je i z błogim uśmiechem spytała:
        - Skąd je wziąłeś? Nie widziałam tu nikogo, kto by je tu sprzedawał.
        - Znalazłem pewną kwiaciarnię mieszczącą się na obrzeżach targu.
        - Jeszcze trochę, a nie będę miała gdzie chować tych twoich prezentów – uśmiechnęła się do niego widocznie wiedząc, że zmyśla.

        Mógł tylko cieszyć się, że do tej pory jego ubrania zdążyły wyschnąć. Nie wyglądałby za ciekawie gdyby wpadł tu cały zakrwawiony. Mogłoby to trochę odbić się na relacjach z tutejszą strażą.
        - Gdzie tak właściwie byłeś?
        - Zauważyłem dawnego znajomego – uśmiechnął się próbując ukryć kłamstwo.
        - I to pewnie jest tak samo prawdziwe jak ta kwiaciarnia. Widziałam tego obszarpańca, za którym poszedłeś.
        - Ehh, wybacz – odparł niezadowolony z nieudanego fortelu. – Po prostu nie chcę sprowadzać na Ciebie kłopotów.

        Postanowili udać się w stronę domu rudowłosej. „Do tej pory Falkon albo poczuł się lepiej, albo już nie żyje” – pomyślał. Opuścili targ i ruszyli główną ulicą.
        - Wiesz, zawsze chciałam podróżować. Tyle tylko, że moja podróż skończyła się w tym mieście. Tak w ogóle to pochodzę z Valladonu.
        - Hymm, jadłem chyba kiedyś ser stamtąd – odparł z zamyśloną miną.
        - Naprawdę świetny komentarz – odpowiedziała ze śmiechem.
        - Wiesz, zawsze jeszcze możesz gdzieś wyruszyć – powiedział, gdy już oboje przestali się śmiać.
        - Zastanawiałam się nad opuszczeniem tego miasta. Nic, mniejsza z tym. Chodź zobaczymy co z twoim przyjacielem – stanęli właśnie przed jej mieszkaniem.

        Po wejściu okazało się, że wizyta uzdrowicielki dobiegła końca, a Falkon aktualnie spał. Tesu wypytał Alestara o szczegóły jej działań, jednak nie dowiedział się za wiele od łowcy. Po krótkiej rozmowie usłyszeli głos budzącego się bajarza. Po streszczeniu aktualnych wydarzeń przez kusznika padło kluczowe pytanie „Kiedy wyruszamy?”.
        - Jak najszybciej. – Teus odparł zasmucony. – Przynajmniej ja. Muszę opuścić to miasto. Przebywając tu ściągam za wiele kłopotów.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Kłopoty rzeczywiście były, złodziejaszek wiedział o tym bardzo dobrze. Sam czuł się nieco winny i jedyna rzecz, którą mógł się usprawiedliwić, to jego dziwny stan w kanałach. Czym był spowodowany? Przecież nie miewał przedtem takich dolegliwości, a jego psychika zawsze była zwarta i skupiona, nie zawiodła go nigdy. Aż do teraz. To musiała być magia, bardzo silna i niebezpieczna.

        Umysł Falkona wypełniały teraz jedynie plany na najbliższą przyszłość. Należało przygotować się do podróży - zaplanować trasę, zdobyć w jakiś sposób wszystko, co będzie niezbędne. I należało zrobić to jak najszybciej.
        — Idę załatwić parę spraw — powiedział do towarzyszy. — Zaczekajcie tu na mnie, niedługo wrócę. No idę odwiedzić targ — dodał, widząc podejrzliwe spojrzenia. — Muszę kupić kilka rzeczy, nie wyruszymy przecież bez niczego. Nie, nie potrzebuję pomocy. — Uśmiechnął się tajemniczo i wyszedł.

        Pogoda była przyjemna, w sam raz na spacer po mieście. Najwidoczniej wielu mieszkańców było tego zdania, na ulicach roiło się od rozgadanych obywateli, reprezentujących przeróżne rasy. Dzięki temu nie trudno było wtopić się w tłum, nawet tak podejrzliwie wyglądającemu człowiekowi jak Falkon - bez koszuli, z zabandażowanym ramieniem i nieco podkrążonymi oczami. Mimo tak posępnego wyglądu chłopak czuł się już na tyle dobrze, że gotów był wyruszyć na południe choćby zaraz.
        Gwar targowiska słychać było z daleka, jednak złodziejaszek nie kierował się w jego stronę. Przepychając się ciasnymi alejkami dotarł do miejsca, które postanowił odwiedzić jako pierwsze.
        Ulica wyglądała spokojnie, nie kręciło się po niej wiele osób. Niewielki dom był obecnie pusty, na całe szczęście. Jego właściciel mógł jednak wrócić w każdej chwili. Należało improwizować. Falkon dostrzegł stary, drewniany wózek z dwoma kołami, stojący przy ścianie jakiegoś budynku. Załadowany był sianem, które piętrzyło się na sporą wysokość. Jak gdyby nigdy nic podszedł do niego i zaczął go ciągnąć, zatrzymując się przed drzwiami domu handlarza. Zaczął udawać, że szuka czegoś w sianie.
        — Piękny dziś dzień — krzyknął wesoło, szczerząc się do przechodzących obok staruszek.
        Po kilku chwilach kobiety skręciły w jakąś alejkę, a w pobliżu nie było już nikogo. "Teraz albo nigdy" — pomyślał Falkon, ostrożnie wyjmując wytrychy z torebeczki przy pasie. Przysunął wózek z sianem nieco bliżej, zasłaniając się nim jak parawanem i zabrał się za otwieranie starego, dobrze mu już znanego zamka. Poszło gładko, po kilku chwilach coś zgrzytnęło i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Lekki uśmiech zagościł na twarzy złodziejaszka. Rozejrzał się raz jeszcze po ulicy, upewniając się, że jest bezpieczny. Na całe szczęście niewiele osób tędy chodziło. Chłopak pchnął drzwi i wszedł do środka. Nic się nie zmieniło, odkąd ostatnio tu był. Regały dalej świeciły pustkami, niewielkie szkatułki były na swoich miejscach, na stoliku stała wypalona świeczka.
        — A co my tu mamy...? — szepnął sam do siebie, uśmiechając się na widok zgrabnej sakiewki, leżącej na krześle.
        Tym razem złodziejowi dopisało szczęście. Zdobycz wylądowała w kieszeni, znacznie ją obciążając. Co prawda nie było tu osiemdziesięciu Złotych Gryfów, ale waga woreczka i tak była zadowalająca. Powinno wystarczyć chociaż na część wyposażenia.

        Falkon zamarł nagle. Ktoś zatrzymał się tuż przed domem. Chłopak, najciszej jak potrafił, przylgnął do ściany obok wejścia w taki sposób, że otwierające się gwałtownie drzwi o mało go nie zmiażdżyły.
        — O cholera — rozległ się znajomy głos.
        Handlarz wszedł szybko do środka i od razu spojrzał na krzesło. Przeklął siarczyście i grzmotnął ręką w stół, po czym obrócił się na pięcie i dostrzegł Falkona, wychylającego się zza drzwi.
        — Dzień dobry — ukłonił się chłopak z zadziornym uśmiechem.
        — Złodziej! — ryknął handlarz. — Straż!
        Mężczyzna już miał wyskoczyć z pomieszczenia, jednak złodziejaszek chwycił go w ostatniej chwili za kark i wciągnął z powrotem do środka. Handlarz zatoczył się i rąbnął w stolik, przełamując go na pół. Zaczął jęczeć, jednak po kilku mocnych ciosach w twarz stracił przytomność. Falkon podniósł bezwładnego handlarza i posadził go na krześle. Rozdarł mu koszulę i z kawałka tkaniny zrobił knebel, który zacisnął mocno na ustach mężczyzny. Pozostałymi skrawkami materiału związał mu nadgarstki, a kostki przywiązał mu do nóg krzesła. W kieszeniach jego płaszcza znalazł jedynie klucz do drzwi. Uśmiechnął się z zadowoleniem i wyskoczył z pomieszczenia, zamykając je i wyrzucając klucz na dach. Krzyków handlarza na szczęście nikt nie usłyszał, ulica dalej była opustoszała. Falkon, jak gdyby nigdy nic, zaczął zmierzać w stronę targu, cicho pogwizdując. Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że typ nie zdąży się uwolnić, zanim opuszczą miasto.

        Ciężka sakiewka nie pozwalała o sobie zapomnieć, szarpiąc spodnie w dół. Pomimo tego na twarzy chłopaka gościł uśmiech zadowolenia. W końcu jak się nie cieszyć, zdobywając tyle pieniędzy w tak łatwy sposób?
        — Tą czarną pan poda. — Wskazał palcem koszulę, niemal identyczną jak ta, która posłużyła mu wczoraj za bandaż. — Biorę — stwierdził z uśmiechem, gdy okazała się dobra.
        — Czterdzieści pięć ruenów — wyszczerzył się sprzedawca, wyrywając monety z dłoni chłopaka.
        "Od razu lepiej" — pomyślał Falkon, zapinając nową koszulę. Ruszył dalej, przyglądając się przeróżnym towarom i pytając o ich ceny. Wytargował za trzysta pięćdziesiąt ruenów nieco przydużą kurtkę skórzaną, podszytą ciepłym futrem. "Warto się ubezpieczyć na wypadek zimna." Kilka butelek niedrogiego wina, suszone mięso, trochę pieczywa. Później więcej wina, kilka owoców... Po niedługim czasie chłopak szedł przez targowisko obwieszony zakupami jak juczny wielbłąd. Z trudem już się rozglądając, dostrzegł na jednym ze stoisk coś bardzo ciekawego.
        — Ile za tamto? — Wskazał ręką na nieco zużyty płaszcz, nawet podobny do tego, który Teus zniszczył w kanałach.
        Po kilku chwilach targowania się, sprzedawca z nieukrywanym żalem oddał odzienie za dwa Złote Gryfy i butelkę lepszego wina. Uśmiechnięty Falkon ruszył dalej, o mało nie upuszczając wszystkich zakupów. Zatrzymał się jeszcze przy jednym stoisku, dostrzegłszy ciekawą broń - piękny, zdobiony, dwudziestopięciocalowy kordelas, wykuty z wysokiej jakości stali. Przypominał znane mu dobrze bronie piratów. Niestety kupiec żądał za szablę cztery tysiące ruenów, o tysiąc za dużo. Na nic zdały się przekonywania, typ był cholernie uparty. Falkon spojrzał z niesmakiem na płaszcz, walcząc przez moment z samym sobą. A co, jeśli by go zwrócił? "W końcu sprzedawca niechętnie go oddawał..." — pomyślał. Po chwili jednak odpuścił i zrezygnowany zaczął kierować się w stronę domu Juliet. Miał nadzieję, że kompania będzie zadowolona z jego zakupów i obędzie się bez kłopotliwych pytań.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Wypowiedź Teusa wskazywała jednak, że nie stagnacja, a pośpiech będzie przyświecał kampanii, a skoro znów on wspominał o kłopotach, jego przeszłość pewnie dawała się we znaki - tym razem na targowisku. niestety to wszystko były domysły bo prawdziwe znaczenie wypowiadanych słów znał tylko łucznik. Samopoczucie Falkona wyraźnie musiało się poprawić, skoro chciał wyruszyć na rynek po zakupy, Alestar wiedział, że sposobów jakie on użyje nie można uznać za legalne, ale przynajmniej zapewnią duże korzyści. Kusznik chciał wypytać Tousenda o to, co się stało podczas jego spaceru z Juliet, lecz ten zbył go słowami, że ponownie ściąga kłopoty. Nie chcąc wzbudzać zdenerwowania, trzydziestolatek wyszedł na dwór, porobić coś czego długi czas nie wykonywał.

        Mężczyzna szybko znalazł się na tyłach domu, tu niewiele osób się jemu przyglądało - dom naprzeciwko również był zwrócony tyłem, a ludzie rzadko wchodzili w małe, boczne uliczki. Po krótkim rozciąganiu zaczęły się ćwiczenia: kilkadziesiąt pompek i brzuszków, kilkanaście przysiadów i skłonów, aż w końcu dawno nie wykonywane przewroty w przód i w tył, na razie tylko z miejsca, z biegu w swojej zbroi żadnego i tak by nie wykonał. Zenemar czuł się kilka wiosen młodszy i choć ostatnio wszystkie umiejętności ćwiczył w boju, to taki bezstresowy trening, był namiastką czasów, zanim wstąpił na szlak gonitwy za Czarnym Wilkiem. Łowca nagród postanowił również sprawdzić jak jego kości pamiętają wspinaczkę górską, którą mógł uprawiać do woli w okolicach rodzinnego gospodarstwa.

        Przeciwległy dom był dość wysoki, ale i nieco uszkodzony, było dużo miejsc, gdzie kawałki cegły oderwały się i posypały na dół, było więc to też idealne miejsce do przetestowania samego siebie. Syn Komonasa postawił obie nogi w dziurze po brakujących cegłach, a dłonie wcisnął w miejsca po mniejszych ubytkach, potem przeniósł prawa nogę nieco wyżej, dalej lewą, na końcu ręce, po kilku podobnych krokach, dłonie trzymały okienny parametr. Po kilku minutach Alestar stał na dachu domu. Był siebie bardzo zadowolony, wspinaczka górska w porównaniu do takich wyczynów była czymś bardzo prostym, jednak należało zejść, bo mężczyzna na dachu zwracał na siebie zbyt dużą uwagę. Pierwszy powrót z wspinaczki na dom nie był tak prosty jak pierwsze wejście na budynek, półtora metra nad ziemią, schodzenie zakończyło się upadkiem i oprócz otarć dłoni i bólu w krzyżu nic większego się nie stało.

        Gdy trzydziestolatek wrócił do domu Juliet, tam był już Falkon obładowany różnymi rzeczami jak tragarz bądź kobieta wracająca z zakupów. Nie trzeba było się długo zastanawiać jak przyjaciel wszedł w posiadanie dużej kwoty pieniędzy, która pozwoliła mu na długie i owocne zakupy. Łowca nagród skwitował całą sytuację w dwóch prostych zdaniach:
        - Dobrze, Teusie, skoro mamy wyruszać jak najszybciej, a nasz niedawno ranny znajomy załatwił jedzenie i picie na całą drogę do tej Turmali, to nie pozostaje nam nic innego jak założenie naszych pancerzy, owinięcie się płaszczami, pożegnanie i podziękowanie pani domu – tu łowca ucałował dłoń rudowłosej – i na koniec spięcie koni. I w drogę po nową przygodę, jak to mówi mój znajomy wieszcz.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Spędził zaledwie trzy dni w tym mieście, a mógł już pochwalić się doprowadzeniem jednego z towarzyszy do stanu krytycznego i załatwieniem poważnych kłopotów Juliet. Miał nadzieje uniknąć tych ostatnich poprzez jak najszybsze opuszczenie miasta. W jednej chwili kompani postanowili opuścić mieszkanie, a Teus został sam na sam z rudowłosą.
        - Więc będziesz musiał już wyjechać – powiedziała tonem, przez który zaczął żałować swojej decyzji.
        - Tak będzie zdecydowanie lepiej dla Ciebie – położył rękę na jej dłoni. – Jeżeli pewni ludzie zobaczą Cię ze mną, to na pewno nie zaznasz spokoju.
Juliet miała już odpowiedzieć, ale Tousend uciszył ją kładąc palec na jej ustach.
        - Wierz mi, tak będzie najlepiej.
        - Rozumiem – odparła cicho. – Nie mniej cieszę się, że miałam okazję Cię poznać – dodała już weselej. - Zajmę się w takim razie obiadem. Nie wiem po co wyruszyli twoi przyjaciele, ale mogę założyć się, że pewnie wrócą głodni.

        Teus postanowił nie siedzieć bezczynnie i zabrał się za pomoc przy przygotowaniu posiłku. Starał się jak najbardziej umilić ostatnie spędzone chwile z gospodynią. Posiłek wkrótce był już gotowy, a na Falkona i Alestara czekał przyrządzony, soczysty stek. Po chwili wcześniej wymienieni pojawili się w drzwiach i mogli zabrać się za pałaszowanie dania.

        Po obiedzie Falkon zaprezentował kupiony płaszcz Tousendowi. Strzelec niezmiernie zadowolony przyjął prezent i serdecznie uścisnął bajarza. Przymierzył go i uznał, że choć jest trochę przyduży, to dzięki temu przynajmniej będzie mógł lepiej się nim okryć. Następnie obejrzał asortyment zakupiony przez marynarza i posłał w jego stronę szelmowski uśmiech.

        W końcu Alestar wygłosił mowę, która miała zachęcić ociągającego się z wyjazdem Teusa. Towarzysze zebrali swój ekwipunek przebywający w domu dziewczyny i opuścili mieszkanie. Tousend natomiast chcąc mieć za sobą pożegnania, których nienawidził, pocałował namiętnie rudowłosą i wyszedł za resztą kompanii. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach i spojrzał na dziewczynę, która być może już ostatnich raz uraczyła go uśmiechem. Następnie przeskoczył przez próg i dogonił kompanów.

        Wchodzili właśnie na targ i zamierzali udać się do stajni, gdy Teus postanowił bliżej przyjrzeć się kupionej żywności.
        - Pewni jesteście, że starczy nam tych zapasów chociaż do przełęczy? Choć w sumie jeżeli mielibyśmy uzupełnić prowiant, to proponuje zrobić to w jakiejś okolicznej wiosce. Tamten pan stojący pod szynkwasem chyba nie będzie zadowolony jeżeli zostaniemy tu na dłużej – wskazał na typa, który cały czas nie spuszczał z nich wzroku. Teusowi w oczy rzucił się znak, który widniał na odsłoniętym ramieniu delikwenta. Był to biały szczur stojący na dwóch łapach. Wydawało mu się, że widział już kiedyś ten znak.
        - Wydaje mi się, że nasi znajomi z kanałów niedługo złożą nam wizytę.

        Po tych słowach drużyna lekko przyspieszyła, chcąc mieć już za sobą odwiedziny w tym mieście. Po niedługiej podróży znaleźli się przy stajniach, a na ich szczęście wierzchowce były gotowe do drogi. Osiodłali je więc i załadowali swoje bagaże. Wkrótce wszyscy znaleźli się w siodłach i mogli ruszać w dalszą podróż.

        Wyjeżdżając przez główną bramę Teus zauważył kolejnego zbira z wytatuowanym szczurem na ramieniu. Zaczął przeczuwać, że czeka na nich jeszcze jedna niespodzianka. Wyjął z bagaży pochwę z saksą i umieścił broń pod pachą. Zapiął wzdłuż tułowia pas z wcześniej zakupionymi nożami i zakrył go płaszczem, a następnie zabrał się za zakładanie cięciwy na swój łuk. „Teraz z chęcią spotkam parę tych ścierw”. Wtedy też przypomniała mu się pewna nurtująca go rzecz.
        - Falkonie, czym zapłaciłeś tej uzdrowicielce? Czy może powinienem spytać jak? - uśmiechnął się szeroko do kompana.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Po pysznym obiedzie i pożegnaniu z uroczą gospodynią można było wyruszyć. Falkon cieszył się, że wreszcie opuści to miasto. Cieszył się również, że jego prezent sprawił Teusowi tyle radości, nawet przestał żałować wydanych na niego pieniędzy. Poza tym Teus uratował mu życie, można by to potraktować jako dowód wdzięczności.

        Na całe szczęście w sakiewce nadal podzwaniała znaczna ilość monet. Oczywiste było, że podczas wyprawy całą trójkę czeka jeszcze sporo wydatków. Prowiant powinien wystarczyć na jakiś czas, ale na dłuższą metę nie mogłoby się obyć bez zaproponowanych przez Teusa postojów w wioskach. Podróżnik, taki jak Falkon, wiedział o tym doskonale.
        Człowiek, który ich obserwował, z pewnością nie był dyskretny. Wręcz przeciwnie - gapił się na nich w charakterystyczny, cwaniacki sposób, dający do zrozumienia, że lepiej z nim nie zaczynać. Bynajmniej nie dlatego, że jest nie wiadomo jak niebezpiecznym przeciwnikiem, ale dlatego, że raczej nie jest tu sam. Oni nigdy nie chodzą w pojedynkę. Jeśli ktoś miał z nimi wcześniej do czynienia, to wyczuje takiego z daleka, a jeśli z nimi zadarł, wtedy oni wyczują jego. Tak właśnie było w tym przypadku. "Lepiej nie babrać się już w tym gównie" — pomyślał Falkon, rzucając typowi pogardliwe spojrzenie. — "Wyjeżdżajmy stąd jak najszybciej..."

        Po dotarciu do stajni przyszła pora na zrzucenie z siebie balastu i upchanie go do juków. Konie nie były raczej zadowolone z nagłego obciążenia, z pewnością poleniuchowały by tutaj jeszcze kilka dni, mając pod nosem jedzenie i świeżą wodę.
        — Mam nadzieję, że teraz będziesz grzeczny — westchnął Falkon, poprawiając siodło swojego upartego wierzchowca.
        Wszystko poszło szybko i sprawnie, już po chwili trójka jeźdźców znalazła się za bramą miasta. Złodziejaszek obserwował z lekkim uśmiechem uzbrajającego się Teusa, samemu żałując, że nie udało mu się kupić znalezionej na targu broni i nadal będzie musiał radzić sobie ze starym sztyletem. Mimo to cieszył się, że nie wydał ostatnich pieniędzy na tak bezczelnie drogi przedmiot. Zaczął zastanawiać się, czy znajdzie coś tańszego w najbliższym mieście, może nawet w jakiejś mniejszej wiosce. Z zamyślenia wyrwało go pytanie Teusa.
        — Ja... nie zapłaciłem jej — powiedział z lekkim zdziwieniem, dopiero przypominając sobie całą sytuację. — Myślałem, że ją spotkaliście, że z wami to załatwiła. Moment... — Złapał się za kieszeń, potem za drugą, następnie przetrząsnął wszystkie torebeczki przy pasku. — Zabrała mi kryształ — stwierdził po chwili, patrząc głupkowato na zdumionych towarzyszy. — Całkowicie o nim zapomniałem... pytała o niego, do tego w jakiś dziwny sposób, jakby to było coś rzadkiego albo niebezpiecznego... nie wiem, nie ważne. Nie mam zamiaru tam wracać. Może był coś wart... jeśli tak, to jej zapłaciłem.
        Chłopak rozpiął koszulę i zajrzał profilaktycznie pod bandaż, żeby zobaczyć, czy ramię goi się jak należy. Rana zapiekła go boleśnie, gdy oderwał od niej kawałek tkaniny. Na szczęście wszystko było w jak najlepszym porządku, przynajmniej na razie. Odzyskał już czucie w ręce, ból nie był już tak dokuczliwy. Jedynie walka mogłaby sprawiać nieco więcej problemów. Wiedział, że powinien się oszczędzać, jednak z jego zapalczywością i lekkomyślnością nie warto było na to liczyć. Mimo wszystko miał nadzieję, że wkrótce odzyska pełną sprawność.

        Pogoda zapowiadała się wspaniała, w sam raz na rozpoczęcie podróży. Wiał przyjemny, chłodny wietrzyk, na niebie nie było ani jednej chmurki. Słońce znajdowało się jeszcze wysoko nad horyzontem, była więc nadzieja na znalezienie noclegu przed zmrokiem. Falkon wyjął butelkę wina, odkorkował ją zębami i usadowił się wygodnie w siodle, biorąc kilka dużych łyków.
        — Dawno nie podróżowałem z kimś, zwykle byłem samotnym wędrowcem — zaśmiał się do towarzyszy. — Może wreszcie wrócę do normalności, przynajmniej w jakimś stopniu. Wiecie, zlecenia na potwory i zwierzęta, czasem ludzi. Jest nas trzech, możemy się dzielić robotą. No i nagrodą oczywiście. Dorobimy sobie legalnie. — Uśmiechnął się znacząco i podał kompanom butelkę.

Alestar, Falkon i Teus - ciąg dalszy: [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość