Ekradon[Ekradron] Daleka droga do domu

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Rozmowa o szpiegowaniu, miast zakończyć się w miejscu gdzie osiągnęli jako takie porozumienie, ciągnęła się dalej, coraz bardziej rozbawiając młodą alchemiczkę. Naturalnie też Medard nie byłby sobą, gdyby znowu nie obraził osoby z którą rozmawia. Przewróciła oczami, wzdychając ciężko. Zaprawdę, niepoprawny przypadek. Wysłuchała go jednak do końca, nie wyrażając głośno swojego niezadowolenia.
- To wielka strata zatem, że tak doskonali zbieracze informacji zmienili sfery swoich działań - odpowiedziała, nie komentując faktu, że większość wymienionych przez księcia działań nawet nie leżała w kompetencji szpiegów - Wybacz, że śmiałam cię pouczyć. Mam nadzieję też, że choć ja i moi ludzie porównani możemy być jedynie do pikusia, nadal masz z nas przynajmniej odrobinę pożytku.
Bardzo się postarała, aby jej głos nie nosił ani śladu urazy czy ironii. Zaraz też zainteresowała się rycerzami, którzy właśnie ich mijali, przeszła do badania mocy dookoła. Komentarz Medarda mimo wszystko wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny. A niech giną, zakonnicy.
- Trochę głupio jak przyjdzie nam walczyć z nimi w formie nieumarłej, takiego pancerza to pewnie nie zgubi i po wielu latach... - westchnęła z niesmakiem, patrząc na pobrząkujących zbrojeniem rycerzy - Taa, zakute łby... Chyba nie chcę myśleć, co też się roi w tych ich głowach.
Wysłuchała chwilowej rozmowy obu mężczyzn, zachowując nieco znudzoną mimikę twarzy. Umiała naśladować napuszony styl wypowiedzi arystokratów, bo była osobą raczej pojętną i uczyła się szybko, wiele razy nie potrzebowała się przyglądać czy przysłuchiwać. Nadal jednak ta dziwaczna forma mówienia nieco ją odstręczała. Jakby nie można było użyć prostego "Za nami idzie horda nieumarłych, radzimy raczej zawrócić".
No ale cóż, pochodziła z prostego ludu, najwyraźniej trzeba było zrodzić się arystokratą aby docenić ich wyższą estetykę. Wymieniła spojrzenie z Gersenem. Może jej się tylko wydawało, ale on chyba podzielał jej opinię. Wzruszyła z westchnieniem ramionami, bo przecież nie było tu nawet nic do komentowania. Omal zresztą nie parsknęła głośnym śmiechem, gdy rycerz zbagatelizował całe zagrożenie. No ale czego innego się spodziewać po nosicielu zbroi tak cudownie lśniącej i mowie tak kwiecistej? Pieśń bardów rzeczywiście kojarzyła, była to jednak jedna z wielu rzeczy, jakie trzymała pośród plotek i niesprawdzonych informacji. Rycerstwo róży nigdy nie dokonało otwarcie niczego wielkiego, więc też i zachowywała dość dużą ostrożność w przyznawaniu im takiej potęgi. Bo choć nie lekceważyła plotek, najbardziej na świecie uwielbiała fakty.
Od razu też zrobiło jej się milej, kiedy minął ją ostatni zakuty w blachę rycerz. Słonko jakby zaczęło jaśniej świecić, ptaszki się rozśpiewały, komary gdzieś przepadły i nawet bąble po nich chyba mniej swędziały...
- Jeszcze nie, niech miną tył karawany i znikną na bagnach, a uznam ich za fakt niebyły - westchnęła, przeciągając się lekko i zrównując z nimi konia - To zaskakujące, ale nawet sercem jestem po stronie Megdara.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Kawalkadzie rycerzy, giermków i najemnych landsknechtów nie było końca. Po konnych towarzyszach w lśniących zbrojach, zapewne wzmacnianych rytami magicznymi przyszła kolej na zakapturzonych mnichów i łuczników z kompozytami na plecach. Setki piechurów przeciskały się między krzaczorami pomidorów powodując niemałe zniszczenia w miejscowym ekosystemie. Ci, którzy za trasę przemarszu obrali las suchorośli nie pozostawali w tyle - pod ich buciorami darń traciła resztki życia, które zachowywała w sobie do najbliższego deszczu.
Jak to dobrze, że wszystkie zamieszkujące te tereny zwierzęta zdążyły uciec przed tą nawałnicą. Chwilę po odejściu ostatniego straceńca w kapturze, pierwsi wyrwani z walki o byt mieszkańcy zarośli i suchego lasu jęli powracać w rodzinne strony...
Tymczasem Medard ochoczo rozprawiał z Yasmerin:
- Wybacz, ale chyba źle mnie zrozumiałaś. Doceniam pracę Twoich ludzi, ale niestety sto lat temu były inne, "ciekawsze" czasy i w związku z tym stosowano się do innych forteli, by cel swój osiągnąć. Dziś w większości przypadków nie postępuje się aż tak radykalnie. dobrze, że teraz panuje większy spokój... Jeszcze jedno - za nic nie pozbyłbym się usług Twoich i ludzi, którymi dysponujesz. Nigdzie nie znajdę lepszych fachowców.
Tymczasem ostatni straceniec zapewne wkraczał już na bagniska pełne komarów, gadzin i truposzy Megdara. Podano do stołu... Yasmerin jak zwykle skomentowała tępotę zakonników i ich buńczuczne zachowania. Książę odpowiedział:
- Fakt, nie wiedzą, z czym tak ochoczo kierują się walczyć. Chyba zapomnieli, że arcylisz to nie jakieś zombiaki na byle cmentarzu, ale co tam - szkoda tylko tych pancerzy. Nie chciałbym z nimi walczyć, gdyby Megdar zmienił ich w jednych ze swoich truposzy. Ta przesadna buta kiedyś doprowadzi ich nad urwisko, a potem śmiało uczynią krok naprzód.
Rycerstwo i jego fanaberie. Zabijanie smoków, walka ze złem tego świata - czy to nie przypomina bezlitosnej eksterminacji stworzeń uznawanych przez ludzi za tzw. potwory? Może życie kiedyś ich nauczy szeroko pojętego moresu, Medard nie miał zamiaru robić za mentora czy scholara dla takich indywiduów. Prychnął, a gdy na horyzoncie nie było już żadnego znaku obecności zakonu, odetchnął z ulgą, wsłuchany w świergot ptaków i odgłosy pomidorowych zarośli.
- Musze przyznać, że jesteśmy podobnego zdania. Ktoś prędzej czy później pokaże tym bufonom prawdziwe miejsce na ziemskim padole. A po bagiennych wypadach ten widok jest miłym dla oka urozmaiceniem - dosyć miałem conocnego rechotu żab i brzęczenia moskitów.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość