Góry Dasso[Kopalnia] Bez spoczynku

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Thesstaryx
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

[Kopalnia] Bez spoczynku

Post autor: Thesstaryx »

Brygadier przeciągnął brudną dłonią przez przetłuszczone włosy, w ciągu ostatnich dwóch tygodni osiwiał, a jeszcze dobrze nie przeskoczył trzydziestki. Przepocony i przybrudzony kaftan wisiał na nim, guziki były niepozapinane a pasy niechlujnie związane.
- Nie da rady. Nie pośle więcej górników, tydzień temu przebiliśmy się do jakichś starych podziemi. Ja tam nie wiem, na początku nic się nie działo. Posłaliśmy pięciu ludzi z mieczami i pochodniami, specjalnie żeśmy kapłana ściągli. – splunął na ziemie gęstą flegmą. – Katakumby, zwykłe. Pahstoff mówił, że ino głębokie, krasnoludzkie podobno, ale temu staremu pijakowi, niech mu ziemia lekką będzie, nie wierzyłbym nawet jakbym krasnoluda tam zobaczył. – spojrzał za siebie, po czym rozwinął mapę na zbitym pospiesznie dębowym stole. – Mapę za to mamy. – puknął palcem w jej wierzch, była to pospieszne rysowana węglowym rysikiem układanka z notatek i naszkicowanych niedbale układów sal i korytarzy, na mapie najwidoczniej stawiano jedzenie i trunki bo sporo było na niej tłustych śladów i kręgów od kufli i kubków. – To jest pierwszy poziom, z tej strony tunele są zawalone, prosta robota, użyto konia albo muła i wyciągnięto stemple. – przesunął palcem wgłęb. – Jest sala wejściowa, trochę przegniłych mumii. Bo sufit pękł i dostała się tam woda, nie dużo, ale ścieka w dół schodów. Ostatnie poziomy mogą być zalane, ale ten kapłan pedał… - przerwał i zerknął po obecnych. – Zostawił całą swoją torbę mikstur i mówił, że ma coś co pozwala przez dwadzieścia modlitw zostać pod wodą. Chuj mu w rzyć. – stwierdził spluwając znowu. – W każdym razie przez tydzień było spokojnie, robiliśmy swoje i ludziom zabroniłem tam łazić, coby nikt karku nie skręcił albo go jaka zmora nie wychędożyła. No ale nie poradzisz. Zaczęli łazić szukając dorobku, nie mam im tego za złe, każdy chce zarobić. Plan był wyrobiony, Srebro zapakowane i odesłane. No i się zaczęło. Najpierw dorwali Mitnicka i jego brata. Siedzieliśmy przy głównej komorze i nagle wrzask, potem drugi, przeciągły. Na moją matkę, w życiu tak potwornego wrzasku nie słyszeliśmy, połowa to rzuciła kilofy i dała drapaka do wyjścia, druga część skoczyła po kapłana i żeśmy z mieczami polecieli ich szukać. Te psie syny zeszły aż na trzeci poziom, jest ogromy, na moje oko to jakaś świątynia, czy inny pies. Odnogi, akwedukty i mnóstwo komór, wszędzie sarkofagi, posągi i... W każdym razie znaleźliśmy ich, potworny widok, wysuszeni na wiór. Nie widział żem czegoś takiego jeszcze, Mitnick to wydrapywał sobie przed śmiercią drogę przez ścianę, całą we krwi, paznokcie to w kamieniach zostały. – wzdrygnął się. – Zabroniłem ludziom tam chodzić i kazałem zamurować wejście. Ale i tak żaden tam nie wlezie, żyła srebra największa jaką w życiu widziałem, a muszę siedzieć i płacić robotnikom, którzy boją się tam wejść. Kapłan znikł ostatnio więc nawet nie mamy jak i co zrobić.
Siedzący w zbroi łuskowej czarnowłosy mężczyzna wstał i zdjął coś w rodzaju szalu z twarzy, przez gęsty zarost prześwitywały duże, szarpane blizny.
- Tyś to się z wiwerną całował… - bąknął brygadzista. – Hehm, Vitorze…
- Gdzie masz to coście stamtąd wynieśli? – uciął bąkanie siwego, oraz zdjął rękawice i rzucił ją na stół. – No i jakie symbole są na łukach przed portalami. Już w ogóle cymbale chędożony to że was nie wymordowało wszystkich, to zasługa srebra co jest w ścianach. – warknął. - Douglass i tak jest wściekły, bo przysłał tutaj mnie i garść najemników, a ty mi mówisz, że masz nawiedzone wyrobisko.
- Ja nie wiem, trójkąt jakiś. Takiś mądry to sam idź, sprawdzaj, potem cię wyciągnie ktoś może… - brygadzista odsunął się od stołu i wyciągnął nabitą wcześniej fajkę, odpalając ją od świecy, która służyła do odmierzania czasu. – Ja ludzi nie poślę, tutaj i tak o nich trudno. Sami sobie radźcie. - odwrócił się i rzucił na stół niedużą skórzaną sakwę, nic wartego uwagi, trochę pierścieni i biżuterii. - Oddali wszystko, klątw się boją.
Odwrócił głowę, widząc, że poła namiotu się odchyliła, zwiastując zwiększenie się liczby osób w środku.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Lolarian poczuł jak otacza go magia, jego ciało się unosi, pochłania go ciemność, a w niej rozbłysnęły pojedyncze punkciki światła. Wszystko jakby przyśpieszyło. Jeziorko zniknęło wraz z okolicznym laskiem przeistaczając się w rozmytą, niewyraźną plamę pędzącą wraz z nim niczym rzeczny nurt. Nim zdążył cokolwiek zrobić, oślepiła go biel i z przerażeniem uświadomił sobie, że spada. Całe szczęście nie teleportowało go gdzieś bardzo wysoko i upadek zamortyzowały gałęzie potężnej sosny pod nim. Uderzając o każdą z gałęzi wydawał bolesne „ała”, aż koniec końców zwalił się plecami na ziemię, by na dokładkę dostać w brzuch mieczem schowanym w pochwie, który odpiął mu się od pasa.
Zgiął się wstając. Prawą ręką odszukał miecz i wspierając się na nim wyprostował się z grymasem bólu na twarzy. Przeteleportowało go. I to gdzieś daleko, bardzo daleko, gdyż wokół rozpościerały się wysokie, ośnieżone szczyty, a samemu znajdował się u podnóża jednego z masywnych wzniesień. To zdarzenie z całą pewnością nie należało do normalnych.
- Tylko gdzie ja jestem – szepnął do siebie mocując miecz przy pasie i kładąc dłoń na jego wystającej rękojeści. Ujrzał namiot, wokół którego zgromadziła się grupka podejrzanych typków. Rozważył wiele opcji, ale chyba nie miał większego wyboru niż zdać się na ich dobre serce. Samemu nie da sobie rady nie mając pojęcia, w jakim miejscu się znajduje.
Ruszył w tamtym kierunku ignorując denerwujący ból w lewej nodze.
Awatar użytkownika
Eizan
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eizan »

Chłód, mrok, niewesoła atmosfera, do tego lekki smrodzik nieznanego pochodzenia. Te oto zjawiska towarzyszyły Eizanowi w jego podróży jaką teraz odbywał. Na szczęście miał Anivię. Jego pupilka była światełkiem w tunelu, znakiem radości, uosobieniem dobrej atmosfery.
Młody elf podążał górskim terenem w poszukiwaniu przygód, oraz ewentualnemu źródłu dochodów. Szedł z harfą w ręku, brzdąkając rytmy ze znanej i lubianej elfiej pieśni. Szedł z łukiem i kołczanem na plecach, będąc w pogotowiu, z mieczem u boku i nożem w poprzek pleców, gotowych do dobycia, z torbą przewieszoną przez ramię, pełną skarbów. No i oczywiście z jego ukochaną anivią na ramieniu, towarzyszką samotności.
Szedł spokojnie, nie śpiewał do cichych dźwięków harfy, jakoś nie miał ochoty na śpiew. Rozglądał się, on i ona. Trzeba było zachowywać czujność, zawsze. I tym razem się to opłaciło, usłyszeli głosy, głosy ludzi. Bez słów podeszli do skały oddzielającej ich od głosów, Anivia ostrożnie wyjrzała, i rzekła do Eizana:
-Spokojnie, wszystko gra, teren kopalni. Ale jest jakieś poruszenie przy jednym z namiotów.-
-Cóż, a więc sprawdźmy to, może ktoś się skusi na naszą sztukę moja droga Anivio.- Rzekł chłopak, schował Harfę i ruszył ku namiotom. Niczym elf, pełen gracji, cóż w końcu był, elfem pełnym gracji.
Awatar użytkownika
Seth
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seth »

Nieopodal Gór Dasso, gdzieś wysoko w przestworzach, leciał Seth, u jego boku jak zawsze znajdował się Shade. Wiedział, że jego następny cel jest tuż tuż. Właśnie tak, chodziło tu o te wzniesienia, miał zamiar tam odpocząć po paru dniach nieprzerywanego lotu, a więc leciał, a właściwie to lecieli w tym kierunku. Niektórzy przy mocnym wytężeniu wzroku, mogliby spostrzec w powietrzu dwa latające ktosie. Jeden przypominał orła, sokoła, jastrzębia... W każdym razie coś w tym rodzaju. Drugi zaś wróbla, a nawet coś mniejszego, nie można dokładnie stwierdzić, odległość od ziemi w jakiej leciały dwie postaci była dość spora, jednak gdyby ktoś miałby możliwość ujrzenia ich z bliska, dostrzegł by mężczyznę, młody, długowłosy, rzucały się również w oczy jego wielkie, czarne jak noc skrzydła. No tak, był On notabene Upadłym Aniołem. A to drugie? Kruk, był jednak nieco większy od pozostałych przedstawicieli swojego gatunku, ze szponami długimi i ostrymi jak brzytwa, i z pewnością równie ostrym dziobem.
Lecieli cały czas przed siebie, gdy znaleźli się blisko upragnionego celu postanowili wylądować i znaleźć jakieś odpowiednie miejsce na wypoczynek. Zaczęli więc niczym spadać ze sporą szybkością w kierunku ziemi, jednak gdy brakowało dosłownie kilku metrów od ich upadku, zwolnili, to nie było problemem jeśli się posiadało skrzydła.
I jedno skrzydło, i drugie, oba po prostu zniknęły, lecz nie były mu potrzebne na lądzie. Pierwsze co zrobił, to mocno się przeciągnął. W następnej kolejności postanowił się rozejrzeć, spostrzegł iż całkiem blisko niego znajduje się grupka ludzi, nie miał nic do stracenia, powolnym krokiem ruszył w stronę owej gromadki.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha szła przed siebie zupełnie bezmyślnie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nisko nasunięty na głowę kaptur dawał jej wrażenie anonimowości, ogon ukryty pod koszulą mrowił lekko z powodu zbyt mocno zaciśniętego sznurka. Nie zwracała jednak na to uwagi. Miała większe problemy. Po raz chyba setny tego dnia zajrzała do sakiewki i przeliczyła znajdujące się w niej monety, jakby liczyła, że nagle same z siebie się pomnożyły. Tak się jednak nie stało. Szybko przejrzała w myślach listę potencjalnych zakupów. Niestety, pojedyncze rueny starczyłyby może na suchy prowiant na jeden dzień. Jak zwykle potrzebowała gotówki. Pieniądze zdecydowanie nie trzymały się jej, choć usiłowała żyć oszczędnie. Postanowiła zdobyć większe fundusze za wszelką cenę, a następnie zainwestować je jakoś. Zadowolona z nowego celu rozejrzała się dookoła. Nie miała bladego pojęcia, kiedy zawędrowała w okolice kopalni, ale to akurat nie było niczym dziwnym. Często w zamyśleniu trafiała w dziwne miejsca. Przyspieszyła trochę, a gdy tylko zrównała się z pierwszym z brzegu człowiekiem, zaczepiła go.
- Hej, nie potrzebujecie najemnika? Albo posłańca?
Awatar użytkownika
Thesstaryx
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thesstaryx »

Kelisha:
Opierający się o stos stępli mężczyzna odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem, marszcząc na koniec brwi i bąkając coś przez grubą, brudną od resztek jedzenia brodę.
- Najemnika... Dziewek nam potrzeba. - splunął gorzko na ziemię. - A rusz se do namiotu. Naradę mają. - zakaszlał i machnął na nią reką oddalająć się w kierunku kilku naprędce skleconych z desek i belek budynków. Z ich dachów widać było wolno uciekający przez szpary dym, wewnątrz pewnie znajdowała się jedna z mniejszych spelun, wraz z całym dobrem i inwentarzem. Co potwierdzały biegające w prymitywnym ogrodzeniu kury, gęsi i dwie chudawe świnie.
Przed namiotem właśnie dochodziło do rękoczynów, a raczej ktoś próbował bo szybko został odciągnięty, a gwar, krzyki i przepychania nabrały wyższego tonu. Najwyraźniej sprawy wymykały się górnikom spod kontroli, fakt, tutaj mogła się dla niej znaleźć jakaś praca.

Seth:

Na jego oczach jeden z okutych w napierśnik mężczyzn uderzył pancerną pięścią górnika w brzuch, natychmiast zawrzało i najwyraźniej impreza się rozkręcała. Do jego uszu doszły okrzyki, głownie dotyczące nieuregulowanych czynności finansowych.
Do akcji wkroczyła włócznia, a człowiek dzierżący ją trzymał ją z widoczną, wieloletnią wprawą. Zagarnął duże kółko, zmuszając gawiedź do odstąpienia, o ile nie chcieli spotkać się z grotem.
- Nikt nie powiedział, że nie dostaniecie pieniędzy! - ryknął czarnowłosy mężczyzna, a dwójka łysych, lub naprawdę na nożu zgolonych mężczyzn schowała miecze. - Nie dostaniecie ich tylko wtedy, jak nie będzie srebra. Więc zamiast wydawać, wasze, podobno ciężko zarobione dla rodzin pieniądze w spelunie wzięlibyście się do roboty. Katakumby są zabezpieczone i nikt, kto tam nie wejdzie nie ucierpi.
Włócznia wolno skierowała się grotem w niebo, żelazne podbicie uderzyło głośno w kamienne płyty przed namiotem.
Gwar przycichł, ale słychać było niezadowolone pomruki, część górników rozeszła się z gniewnymi minami w stronę namiotów i już wcześniej wspomnianego przybytku rozcieńczonego wińska i przypalonego jedzenia, wiedział to, bo właśnie wiatr skierował ten smród w jego kierunku. Dodatkowo czuć było, że zapowiada się deszcz, całkiem ciężki, gdyż wilgotność powietrza wzrastała z każdym podmuchem, a na widnokręgu gromadziły się chmury.

Eizan:
Za kamieniem była wysoka trawa, wiatr wiał mu od pleców, więc dopiero po przejściu kilkunastu kroków, zdał sobie sprawę, że to miejsce służyło za wychodek. Zatykając sobie nos, przed smrodem fekaliów zręcznie przedostał się przez trawę, na szczęście w nic nie wpadając. Otrzepał się, czując bardziej potrzebę psychiczną niż faktyczną i ruszył do przodu, mijając grupę ludzi, idących dokładnie w przeciwnym kierunku. Kilka osób obdarzyło go nawet spojrzeniem, głównie marszcząc brwi i chwytając za amulety, bądź też spluwając w bok, czasami na innych górników. Większość z nich była brudna, śmierdząca i co gorsza, wyjątkowo negatywnie nastawiona, tylko dzięki swojej elfiej ręczności uniknął kilku potrąceń. Jedno obróciło go tak, że zobaczył dokąd wszyscy zmierzają, na krawędzi wykarczowanej i wyrównanej polany znajdował się niemały barak, sklecony z desek i belek. Dym ulatniający się przez szpary, niektóre były tak duże, że spokojnie wsadziłby w nie głowę, oprócz tego dookoła biegały zwierzęta, w tym gospodarz, czy też kucharz, właśnie zarzynał świnię, która urwanym, przerażonym kwiknięciem zakończyła swoje nędzne życie.

Lolarian

Rozglądając się na boki zobaczył, że niewysoki stary mężczyzna patrzył na niego z otwartymi ustami, z niesmakiem stwierdził, że człowiek miał rozpięte spodnie i próbował oddać mocz, w tej chwili siknął niemrawo, wciąż z szokiem wpatrując się w niego. Nie była to normalna i zdrowa sytuacja, nie kiedy ktoś próbował oddać mocz, posiłując się jego osobą.
Człowiek podciągnął spodnie i bełkocząc uciekł w przeciwnym kierunku, przez prześwity w drzewach było widać, że znajduje się tam polana, całkiem spora, jeżeli przyjąć, że teren był równy. Między drzewami unosił się zapach kwaśnego wina oraz dymu z paleniska. Definitywny znak, że znajdował się bliżej siedzib ludzkich. W dodatku ledwo co ominął pokaźnej wielkości stos gnijących odpadków, bogom tylko powinien dziękować, że wiatr wiał w przeciwną stronę.

[Świat]
W namiocie zapadła cisza, kilkoro górników stało w wejściu, komitet protestacyjny. Wyjaśnili naprędce o co im chodzi a potem wyszli, zapewnieni, że ktoś do nich wyjdzie.
- Dobra, jak chcecie. Zagonimy ich do pracy, ale wypadałoby zbadać, czy faktycznie te przeklęte groby nie będą stwarzać zagrożenia. Jak wyślę górników z zapewnieniem, że jest bezpiecznie a coś ich zaatakuje to równie dobrze mogę zwijać interes i wracać.
- Nie martw się. – Vitore westchnął, wiedział, że ma za mało ludzi by spacyfikować podziemia, w dodatku pomoc kapłana sporo by kosztowała. Miał już styczność z nieumartymi i bestiami, ale nie za taką stawkę. Miał zapas dany przez pracodawcę, mógł się z niego rozliczyć tylko wtedy, jeżeli zadanie zostanie wykonane, góra bardzo źle znosiła porażki, gdy w grę wchodziła taka znaczna suma pieniędzy jak bogata kopalnia srebra. – Coś wymyślę.
Wyszedł na zewnątrz i natychmiast został zakrzyczany, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, miał szczęście, że jego dwójka gwardzistów mieczami uczyniła mu miejsce, przy okazji przerażeniem górników zapewniając mu ciszę.
- Gdzie nasze wynagrodzenie?! – tłum wydarł się, ogłuszając go, chwycił swoją włócznie i zatoczył nią koło nad głowami obecnych.
- Nikt nie powiedział, że nie dostaniecie pieniędzy! - ryknął czarnowłosy mężczyzna, a dwójka łysych, lub naprawdę na nożu zgolonych mężczyzn schowała miecze. - Nie dostaniecie ich tylko wtedy, jak nie będzie srebra. Więc zamiast wydawać, wasze, podobno ciężko zarobione dla rodzin pieniądze w spelunie wzięlibyście się do roboty. Katakumby są zabezpieczone i nikt, kto tam nie wejdzie nie ucierpi. – uderzył się w pierś. – Na razie zabezpieczyliśmy wejście, potem zejdziemy tam i zabezpieczymy to porządnie. Jeżeli to wam nie wystarczy, za dowód, że dbamy o wasze bezpieczeństwo, to sam nadstawię własną rzyć. – burknął.
Górnicy popatrzyli na włócznie i na niego i naradzili się naprędce. Największy z nich stanął, celując w niego palcem.
- Ręczysz za to swoją głową?
- Głową, honorem… Nawet rzycią. – uderzył włócznią w kamienny parkiet.
Olbrzym zmiął coś w ustach i cofnął się, a potem obrócił, ręką dając znak, że skończono rozmowy i czas oddalić się na kubek wina i miskę kaszy.
Vitore westchnął i pokręcił głową.
- Szefie. – mężczyzna w porysowanym napierśniku wskazał na elfa, a potem na kobietę. – Goście. Dziwne, nieprawdaż, jesteśmy na odludziu.
Vitore odstawił włócznię pod namiot, a potem poprawił się jakoś.
- Pieprzeni bogowie... Gwiazdka z nieba, trzeba będzie się pomodlić. - uśmiechnęli się nieprzyjemnie, mieli złoto i potencjalnych eksploratorów podziemi, sami byli w stanie to zrobić, ale nikt z nich nie chciał własnego tyłka wystawiać na pokaz. - Jeszcze niech któryś z tych łachmytów będzie kapłanem. - przeżegnał się, odganiając złe uroki, tak, pro-forma, na szczęście.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Stał, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął nieznajomy. A myślał, że nic po tej całej sprawie z teleportacją go nie zaskoczy. Wyciągnął ostrze, kierując się swądem dymu oraz zapachem skwaśniałego wina, od którego krzywił nos. Głos wewnątrz mówił mu, żeby uważać. Mężczyzna albo był kompletnie pijany, co było najprawdopodobniejsze, albo, co było gorszą opcją - szalony lub, na Pana, opętany! Był świadkiem zbyt wielu dziwów i jakiś szaleniec z demonem pośrodku pustkowia wcale by go nie zdziwił. No, może troszeczkę.
Ostrożnie stawiając każdy krok, nasłuchując i rozglądając się trzymał miecz oburącz. Jeżeli nie mieszała się w to jakaś potężna magia, nie powinien mieć większych kłopotów. Banda zbójów nie da rady członkowi gwardii królewskiej…chyba. Chociaż naturalnie wolałby zastać na polanie jakąś podróżną trupę aktorską. Musiał się stąd jak najszybciej wydostać.
Doskakując do każdego drzewa, chowając się za jego pniem i wyglądając, dostrzegł, że na polanie znajduje się parę budynków. Największy był barak wzniesiony z ciosanych drewnianych belek i wysokim kominem, wyrzucającym z siebie dym. Wokół niego stało parę białych namiotów, a dalej budynki gospodarcze. Wszędzie krzątały się większe lub mniejsze grupki ludzi. Niektórzy z bronią, inni bez.
Wioska? – pomyślał zdziwiony, chowając miecz, by nie narobić sobie niepotrzebnie kłopotów. Nie, to raczej niemożliwe. Za daleko do traktu, za daleko do jakiegokolwiek miasta, za daleko do…właściwe wszystkiego. To musiał być jakiś obóz.
Raz jeszcze schował się za pniem o poprawiając ubranie, włosy i przywołując na twarzy skromny, dobroduszny uśmiech wyszedł do ludzi. Zagadał do najbliższego mężczyzny.
- Przepraszam bardzo, dobry Panie. Zgubiłem się, czy mógłby mi Pan wskazać drogę prowadzącą do najbliższego traktu? Dobrze zapłacę.
Chociaż nie obawiał się już o swoje życie jak wcześniej, to nadal nie miał ochoty pozostać w tym miejscu na dłużej. Odetnie z ulgą dopiero, kiedy opuści to miejsce. Właściwie to dobrze byłby dowiedzieć się czy mają ze sobą jakiegoś maga. Mógłby go przenieść do Arturon.
- A, własnie, zapomniałbym spytać. Czy w waszym obozie znajduje się jakiś mag znający się na teleportacji?
Ostatnio edytowane przez Lolarian 11 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Eizan
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eizan »

No to nas wprowadziłeś w niezłe g**** Rzekła gniewnym donem Anivia i jako karę zacisnęła mocniej swe szpony na lewym barku Eizana. Chłopak przyjął to zgodnością oraz zignorował gdyż zgrabnie próbował się wydostać z niebezpiecznych krzaków. Gdy to uczynił, otrzepał się, lekko i wykwitnie poprawił swój strój. Cieszył się iż za chwilę pozbędzie się zapachu... no dość nieciekawego. Jednakże ten zapach został zastąpiony przez inny, teoretycznie trochę mniej... intensywny, ciut bardziej wykwinty, jednakże dalej był to niemały smrodek. Była to woń, wydobywająca się z tutejszej speluny, oraz z większej ilości osób zwłaszcza tych mniej dbających o swoją higienę osobistą. Takie osoby są w pewnym sensie egoistami.
Rasiści- to druga grupa osób na którą trafił młody elf. Gdy ominął pierwszych osobników tej grupy bez słowa założył kaptur na głowę. Szedł dalej, ku namiotowi który wydał się być siedzibą dowódcy. Wyglądał na poszukiwacza przygód i zapłaty, nie bojącego się ryzyka.
Awatar użytkownika
Thesstaryx
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thesstaryx »

Lolarian
Robotnik, a właściwie stolarz obejrzał się i zmierzył nowo przybyłego wzrokiem, potem podniósł brwi.
- Traktu, chłopcze. Do najbliższego traktu jest... Tydzień drogi, pieszo. O ile nie spadnie deszcz. - podrapał się pod brodą, w której wciaż siedziało kilka wiórów. - Mistrz Stolarski Keis. - wyciągnął z rękawicy czystą dłoń, suchą i twardą od wieloletniej pracy. - Maga u nas chyba nie uświadczysz. No... Mamy geomantę. Ale on raczej... Na tym się nie zna, żył umie szukać, ale tak to wątpię, by się na tym znał. Spytać go możecie. - wskazał ręką na niewielki, aczkolwiek bardzo schludny namiot przy wyłożonej drewnianymi belkami by błoto nie pociągnęło cięższych ładunków. - A wyście w ogóle to co, z nieba spadli? - rzucił nim jeden z czeladników nie podszedł do mężczyzny i nie odwrócił jego uwagi, w kierunku miejsca, gdzie grupa ludzi przyciągnęła z lasu kolejne pnie, zapomniawszy kompletnie o rozmowie truchtem ruszył w kierunku drwali.
Awatar użytkownika
Seth
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seth »

Seth był właśnie świadkiem awantury, widocznie chodziło tu o niezapłacone pieniądze, czy coś w ten deseń. Jego kruk oczywiście znów pojawił się na jego prawym barku. A co tam, warto spróbować... - Pomyślał sobie anioł ciemności. Miał zamiar zapytać czy nie potrzeba im pomocy, ani czegoś w tym rodzaju, no niestety wiadomo, w tym świecie nic nie jest za darmo, nawet usługi upadłego anioła, który by się im chyba przydał, w każdym bądź razie, na pewno coś się tu dzieje, gadali coś o katakumbach, że są zabezpieczone i że nikt kto do nich nie wejdzie, nie ucierpi... Można z tego wywnioskować, że w znajduje się w nich coś groźnego, coś co zapewne przeszkadza im wydobywać srebro, w każdym razie wścibski jak zawsze Seth postanowił dowiedzieć się o co chodzi, więc powolnym krokiem ruszył w kierunku tego namiotu, jak zawsze poruszał się ze sporą gracją. Podszedł do tego czarnowłosego co wcześniej szczuł innych włócznią.
- Nie przydałaby się wam mała pomoc z tymi całymi katakumbami?
Oczekiwał spokojnie odpowiedzi, jeśli mężczyzna da mu propozycję jakiejś roboty do wykonania, nie popełni błędu, w końcu Seth posługiwał się mieczem w stopniu dosłownie mistrzowskim.
Ostatnio edytowane przez Seth 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Thesstaryx
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thesstaryx »

Seth, Eizan
Vitore ściągnął rękawicę i wyciągnął dłoń do emanującego aurą... człowieka, nie czuł się zbyt komfortowo, stojąc tak blisko... Takiej istoty. Zmierzył go wzrokiem, czując jak ozdobna brosza wibrowała mu na biodrze, utrzymując futra. W jego fachu taki drobiazg przydawał się nad wyraz często. Wskazywała z kim można było walczyć mieczem, a w kierunku kogo z ukrycia wycelować kuszę.
- Vitore. - przedstawił się, bo etykieta była ważną rzeczą. - Składa się, wręcz idealnie, bowiem mamy taki tam... Niedogodność taką.
Spojrzał na Elfa, który zbliżył się, pozdrawiając go ruchem ręki.
- Bogowie dzisiaj chyba mi sprzyjają, pierwszy raz jak mam taki problem fortuna zsyła mi pomoc. - pokiwał głową, tak, definitywnie to było dokładnie to czego potrzebował. - A więc do rzeczy, robotnicy natrafili na... Hmm... Nazwijmy to grobowcem, jak to plebs, zaczęli kraść no i coś, z naciskiem na coś, bowiem świadkowie nie powiedzą już ani słowa, nigdy więcej. No ich zwyczajnie ubiło. - rzucił, biorąc sarkastyczny ton. - Ale do rzeczy. - zmarszczył brwi.
- Pieniądz. Mój chlebodawca traci pieniądze. - machnął ręką w stronę wejścia do kopalni. - Ja mam tylko garść ludzi, w dodatku nie mam nikogo specjalnie uzdolnionego. Mamy bandytów w okolicy, więc nie mogę oddać nikogo z mojej garści ludzi do przeszukania krypt. Do podziału dam tyle złota, ile głowa tego skurwysyństwa waży. - stwierdził oschle. - Żeby nie było, że jestem tchórzem to sam dowodzę zejściem w dół, ze mną idzie Osa i Pies. - dwójka łysych, identycznych mężczyzn skinęła głowami, podnosząc ręce. Nie wyglądali na ludzi których chciałoby się spotkać po niewłaściwej stronie miecza. W dodatku pancerze miały kilka symboli, z których definitywnie było czuć słabą magię.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Zmiennokształtna skinęła głową w podziękowaniu za informację i żwawym krokiem ruszyła w kierunku namiotu. Zwolniła, gdy usłyszała, jak jeden z mężczyzn objaśnia całą sytuację dwójce innych. Stanęła w odległości, z której podsłuchiwanie w wykonaniu człowieka byłoby właściwie niewykonalne. Za to ona słyszała rozmowę całkiem dobrze. Dopiero przy informacji o podziale pieniędzy wznowiła marsz.
- Pracy szukam. Jako najemnik. - Dodała szybko, przypominając sobie słowa poprzednio zagadniętego człowieka. Wolała rozwiać wszelkie wątpliwości, choć łuk oraz kołczan pełen strzał i tak powinny to zrobić. - Ciemności ani martwych ciał się nie boję, biorę tą robotę.
Z krzywym uśmieszkiem zdjęła z prawej ręki trójpalczastą rękawicę łucznika, po czym wyciągnęła dłoń do mężczyzny, który wszystko przed chwilą tłumaczył.
- Wołają mnie Kelisha. Dajcie mi tylko zapas strzał do kołczanu, a wystrzelam wszystko, co może tam być. - W teorii przechwalanie się jest złe. W praktyce nieraz zdobyła dzięki temu jakąś pracę, a najwyżej chciano od niej drobnej próbki umiejętności, co mogła zrobić bez problemu. Nauczyła się więc przechwalać się przed potencjalnymi pracodawcami.
Awatar użytkownika
Eizan
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eizan »

Kaptur na głowie najwyraźniej pomógł, gdyż już nikt nie potrącał ani nie patrzył krzywym wzrokiem na Eizana. Anivia miała się trochę gorzej, gdyż jedyne co mogła zrobić żeby się schować, to po prostu zmniejszyć swe rozmiary. Jednak wolała jeszcze nie ujawniać tutaj swej mocy jeśli nie było to konieczne. Po za tym nie wyróżniała się aż tak bardzo od innych jastrzębi. kryształowe pióra to przecież często się zdarza, prawda?
Młody elf zbliżył się do człowieka który najwyraźniej miał tu coś do powodzenia. Po za tym ten jeden najbardziej przypomniał osobnika rasy ludzkiej. Bo ta reszta to... cóż możliwość nazywania się człowiekiem to chyba jedyne co dostali od rodziców po za miłością. Eizan pozdrowił tego człowieka ruchem ręki. Udało mu się nawet usłyszeć jego imię gdy ten przedstawiał się innemu osobnikowi. Doszła tu także jakaś zakapturzona osoba płci pięknej. Można było to stwierdzić po głosie, przyjemnym, miękkim, delikatnym. Jej zgrabna figura, nawet pod warstwą brązowych ubrań, dała młodzianowi do zrozumienia że mają tu kobietę. Kaptur mógł wskazywać na to że Ona, podobnie jak Eizan, nie jest przedstawicielem rasy ludzkiej. Chłopak uśmiechnął się na to stwierdzenie, jednak nikt nie mógł ujrzeć tego uśmiechu gdyż był zakrywany przez cień, a była w tym zasługa jego kaptura, zarzuconego na głowę.
Leśny elf przysłuchiwał się obecnym, poprawił lutnię zawieszoną na plecach, pod kołczanem. Eizan miał dobre wyczucie przychodząc tutaj właśnie. Ten człowiek był tym którego chłopak szukał- potencjalnym pracodawcą. Teraz, gdy ten skończył po krótce przedstawiać zadanie Eizan musiał zgłosić swą chęć wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Podobnie uczyniła kobieta, jednak zrobiła to w trochę inny sposób od tego który wybrał Eizan.
Gdy wszyscy zamilkli młody przedstawiciel leśnych elfów zaczął swój monolog. Jak przystało na człowieka sztuki, znalazła się w tym monologu poezja:
-Me imię Eizan brzmi, a Anivia zasiada na ramieniu mym.
Zjawy żadnej podziemnej się nie boję, komnaty pełne srebra będą gotowe na wasze podboje.
Mój łuk, moje strzały, rozgramiają oddziały wysyłane przeciw mnie w boje.
Mój sztylet, mój miecz, o ich skuteczność nigdy się nie boję.
Moja Anivia śmierć także siać jest gotowa
Jej szponów i dzioba nic przemóc nikt nie zdoła.
A gdy boje w podziemiach zakończymy.
Wtedy wraz z mą lutnią inne rymy przedstawimy.-
I ukłonił się
Awatar użytkownika
Thesstaryx
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thesstaryx »

Obejrzał kobietę od stóp do głów, macając broszę, drgała delikatnie, więc ona też nie do końca była zwykłym człowiekiem.
- O ile w coś trafisz... - skwitował. - Złota mamy dostatek, czasu nie...
Vitore zmierzył elfa piorunującym wzrokiem, gdy ten tylko zaczął przemowę i poczuł zakłopotanie, jak każdy prosty człowiek od miecza gdy ktoś obraża go czymś takim jak sztuka. Osa razem z Psem udawali, że ich buty i nogawice stały się niezwykle interesujące, by pod koniec dosłownie zacząć skubać kaftany i krawędzie płaszcza. Osa pod pretekstem poprawy kaptura zatkał sobie uszy i zaczął szczękać zębami, próbując ratować się przed poezją - jedyna poezja jaką znał dotyczyła dziewiek które chętnie rozkładały nogi i królewien zza wielu ziem, co hojnie obdarzały swoich dobrodziei.
Vitore w końcu otrząsnął się po niegodziwościach werbalnych jakie spotkały go z ust elfa.
- Taaaak... Bardzo się cieszę. - przeciągnął z zakłopotaniem, przeczesał palcami włosy. - O czym ja to...
To była właśnie ta chwila w której nadmiar dobrobytu zaczął go przerastać, zwłaszcza, że chyba los skarał go dwójką poetów, matko. Jak on nie cierpiał poetów... Życie na dworach jako "młodszy brat" wielmożów czasami skazywało go na tego typu katusze.
- No ale dobrze. - rozejrzał się, spoglądając na swoich pomagierów, którzy też mieli podobne zdanie co on, w tej chwili chyba bardziej obawiał się, że wyjdą z tego żywi i nie uda mu się umknąć przed bardem.
Awatar użytkownika
Seth
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seth »

Seth oczywiście obserwował i słyszał wszystko... Wpierw gadała ta... Kimkolwiek Ona była, była kobietą, po niej zaczął mówić elf, anioł ze zniesmaczoną miną zaczął coś sobie pod nosem cicho szeptać.
- Poeta nam się znalazł... - Nie znał się na tych sprawach, po co mu było odprawianie jakichś wierszy skoro to jest zupełnie niepotrzebne, jedynie zabierze mu zbędny czas, no ale mniejsza o to...
- Więc co mamy do roboty? - Zapytał się Vitore...
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Miał podziękować stolarzowi za odpowiedz, jednak ten szybko oddalił się w kierunku drwali, jakby zapominając, że jeszcze przed sekundą z nim rozmawiał. Blondyn westchnął w duchu i zerknął w kierunku namiotu wskazanego mu przez mężczyznę. Gemoanta raczej nie znał się na magii przestrzeni. Chociaż, kto wie? I tak nie zaszkodzi mu sprawdzić.
Ruszył w stronę namiotu, z którego wydobywał się zapach siarki i dźwięk pracującej aparatury alchemicznej. Odsunął płachtę, dostrzegając starego mężczyznę siedzącego przed stołem na drewnianym krześle. Miał na sobie szarą, postrzępioną szatę i rozczochrane we wszystkie strony siwe włosy.
- Przepraszam – odezwał się do mężczyzny, a ten podskoczył na siedzeniu, odwracając się w jego kierunku z gniewnym grymasem. Poprawił nerwowym ruchem zsuwające się okularki z orlego, krzywego nosa.
- Czego?! – furknął, a raczej pisnął niskim głosikiem – Nie mam czasu, prowadzę ważne badania.
Lolarian niezrażony gwałtowną reakcją starca skłonił się z szacunkiem.
- Powiedziano mi, że mogę znaleźć u Pana pomoc – wyprostował się, patrząc w małe, paciorkowe oczy geomanty – Chodzi o to, że znalazłem się w tym miejscu nie do końca z…własnej woli. Zależy mi na szybkim powrocie do Arturon i być może mógłby mi Pan w tym pomóc teleportacją. Naturalnie za wszystko zapłacę i to sowicie.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość