Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Przez kilka następnych dni spotkanie Tariliona w Mau graniczyło z prawdziwym cudem. Leonid, wraz z braćmi przesiadywał od świtu do nocy w pobliżu brzegu Nefari, gdzie, jak obiecał miał stanąć ich nowy, wspólny dom. Jego i Nani. Pracę wojownicy zaczęli od dostarczenia grubociosanych bali, mających być podporą dla dachu i ścian. Wkopane na półtora metra w ziemię, tworzyły okrąg o promieniu dwunastu metrów. Znacznie więcej, niż posiadały namioty w Mau, czy nawet jurta wodza. I choć jego bracia nie szczędzili żartów i docinek na temat tego przedsięwzięcia, łapali się wszystkiego, by wyrobić się na czas. Szczyty postawionych kolumn połączyli linami, w które później wplątali liście palmowe, mające dawać cień i chłód mieszkańcom oraz gością chaty. Na koniec leonidzi postawili ściany, a raczej ulepili je z trzciny, rzecznego mułu i gliny. Wszystko powstawało pod czujnym okiem beduina, którego Taril specjalnie odnalazł i poprosił o przysługę, a zważywszy na zaciągnięty dług, człowiek nie mógł mu odmówić. Cała czwórka pracowała zatem bez wytchnienia, a gdy słońce chowało się za horyzontem, każdy wracał do siebie.

Dla Tarila były to długo wyczekiwane chwile. Każdego wieczoru zakradał się pod okno śpiącej Nani i budził ją, by choć na chwilę usłyszeć jej głos i spojrzeć w oczy. Nie mówił jej o domu, chciał by miała niespodziankę. Zamiast tego wypytywał o jej samopoczucie i zdrowie. Robił to każdej nocy, nie zważając na bóle mięśni i podkrążone z niewyspania oczy. I zawsze żegnał się tak samo, wręczając kwiatek i całując ją w czoło na dobranoc, ku wyraźnemu zadowoleniu jego świeżo upieczonej żony. A rano pracę zaczynał od bladego świtu, z nowym zastrzykiem energii i siły. Z każdym dniem był coraz bliżej końca i kwestia ukończenia budowy to było mrugnięcie powieką.

W międzyczasie Mau przeszło poważną reformę władzy. Varal, ojciec Tarila, Lavara i Nathiliona został oficjalnie mianowany wodzem i w jego rękach spoczywała teraz odpowiedzialność, ale jednocześnie władza nad całą wioską. Wielu uległoby pokusie, ale nie on. Nie wojownik, dla którego życie jednostki było najważniejsze. Wspierany przez Himbę i jego syna, Umbę, stary leonid odbudował reputację wioski, zapewnił jej pokój z beduinami i wznowił handel z wędrownymi kupcami. Do Mau znów zaczęły przyjeżdżać karawany, których dobra znacznie poprawiły poziom życia na pustyni. Leonidzi byli zadowoleni z nowego wodza i nowego kapitana wojowników, Tariliona, stojącego na straży wioski.

- Przyjąłem ofertę Rady - powiedział do Nani, jeszcze tego samego dnia kiedy go wybrano. Nie widział powodów, by jej nie mówić... a raczej widział w tym obowiązek. Nani była już jego towarzyszką życia, choć z oficjalnym ślubem postanowili zaczekać do dnia ukończenia przez niego budowy. Choć szczęśliwy, Taril był cierpliwy, nie polegał jak inni, tylko instynktem i podobnie jak ona, czuł, że lepiej zamknąć jedne sprawy, nim złapie się za kolejne.
- Skoro ojciec został wodzem, ja będę przewodził wojownikom. Rada postanowiła nie robić w tym celu żadnego turnieju, czy głosowania. Nikt nie kwestionuje moich umiejętności, a wygrałem w tym "wyścigu" z Lavarem tylko ze względu na moje opanowanie. Jednak postawiłem warunki. Wielkie Polowanie, na które muszę się wybrać z lwami, na znak przejęcia władzy odłożyłem po naszym ślubie. Nie chcę żeby to odsunęło mnie od ciebie i dlatego chcę cię przeprosić. Domyślam się, że nie tego w pełni oczekiwałaś, że planowałaś spokojne życie na uboczu, a nie w obawie, że mieszam się w sam środek jakiejś wojny. Ale ja tak nie umiem, znaczy chcę żyć z tobą, ale nie porzucę od razu wszystkiego, co wpajano mi siłą do krwi. Dlatego chce cię przeprosić i prosić o błogosławieństwo. Jak mąż, żonę.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Po powrocie do wioski wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zaręczyny, wybór Varala na wodza i Tara na przewodzącego wojowników. Nani nie miała czasu sobie tego poukładać. Były też dobre strony teko wszystkiego. Dzięki temu, że Varal był wodzem Nani i Tarilion nie musieli brać ślubu od razu. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby wodzem był ten staruch na dzień dobry kazałby im brać ślub. Teraz przynajmniej mieli trochę czasu. Niestety nie spędzali go ze sobą. Tar zajął się sprawami wojowników i budową chaty dla nich. Mimo, że chciał to zachować w tajemnicy Nani doskonale wiedziała, co robi. Nie trudno było się domyśleć. W wiosce panowało poruszenie, a nad rzeką stawał właśnie wielki dom, syna wodza. Znacznie większy niż Nani oczekiwała.
Leonidka siedziała przed swoją chatą i przyglądała się krzątaninie jaka panowała w wiosce. Miała pustkę w głowie. Czuła się dziwnie niepewnie. Wtem w jej kierunku zaczęła iść pewna kobieta. Nieco niższa od Nani, bardzo wąska w biodrach, o gęstych kręconych włosach. Astromea, jej siostra. Podeszła do niej i usiadła obok krzyżując nogi.

- Jak się czujesz? - spytała.
- Tak sobie... - odparła.
- Dlaczego, czy coś się stało? Coś o czym nie wiem? - siostra wydawała się autentycznie przejęta, a to nie zdarzało jej się często.
- Myślisz, że robię dobrze wychodząc za Tarila?
- Nie rozumiem... - zdziwiła się Mea.
- Po prostu nie wiem czy dobrze robię. A co jeśli go unieszczęśliwię? Co jeśli się nie zakocham, co jeśli będę tylko ciężarem? Jeśli nie odwzajemnię jego uczuć, będę go oszukiwać.
- A co właściwie do niego czujesz?
- Chciałabym to wiedzieć. Lubię go. Jest kochany, romantyczny, dobry i chce się mną zająć. Kocha mnie.
- Więc czego ci jeszcze potrzeba?
- Miłości.
- To przyjdzie z czasem.
- A co jeśli nie?
- I tak będziesz szczęśliwa. To dobry człowiek. Nie zmusza cię do niczego, sama go wybrałaś. Żeby być szczęśliwym nie zawsze potrzeba wielkiej miłości, czasami lepsza jest dozgonna przyjaźń. Myślę, że to właśnie może was połączyć. Wszystko będzie dobrze, tylko musisz w to uwierzyć - Mea była tego dnia wyjątkowo wyrozumiała. Normalnie roztargniona i pełna pasji, dziś była spokojna i opanowała. W dodatku potrafiła pocieszyć siostrę.
- Pewnie masz rację - uśmiechnęła się Nani.
- Co włożysz? - spytała.
- Gdzie?
- No na ślub!
- Suknię mamy - Nani zaśmiała się wesoło.
- Którą?
- No tą, która ukrywa od bogowie wiedzą od kiedy.
- Nie mów mi, że o niej wiesz - zaśmiała się Astra.
- No jasne, że wiem, od dawna. Szykuje się do mojego ślubu od lat. Schowała ją w skrzyni, bo ja wiem... jak miałam piętnaście lat? Wiem, że matka pielęgnuje ją jak tylko potrafi.
- Cieszysz się? - spytała siostra.
- Cieszę - odparła pewnie Nani.
Rozmawiały jeszcze przez dłuższą chwilę, lecz kiedy zjawił się Tarilion, Mea dyplomatycznie zniknęła.

- Nie gniewam się - rzekła spokojnie.
- Wiem jaką masz naturę, wiem kim jesteś. Jesteś wojownikiem, tak się wychowałeś i się nie zmienisz. A ja nie chcę żebyś zmieniał coś w sobie, nigdy. Jesteś jaki jesteś i takiego cię przyjmuję. Idź na polowanie, nawet przed ślubem. To twój obowiązek. Oczywiście, że wolałabym, byś był bardziej w wiosce niż poza nią, ale nie masz takiej natury. Ty nie zmuszaj mniej do posiadania pięciorga dzieci, a ja nie będę cię tutaj zatrzymywać.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Dziękuję - powiedział Tarilion, ujmując jej dłonie. - I nie martw się, wrócę jeszcze przed pełnią, a potem dokończę dom. O ile ojciec nie zrobi tego za mnie. Obiecał go przypilnować, ale wiesz jaki on jest. Siedzenie w miejscu to dla niego więzienie. W wiosce co chwila komuś pomagał i nawet jako wódz będzie to robić, by tylko nie zmarnieć zamknięty w namiocie.

Później, jak przy każdym rozstaniu Tar ucałował Nani i ruszył wprost do ogromnej, okrągłej jurty, która służyła wojownikom za zbrojownię i miejsce spotkań. Kiedy tylko odsłonił jej wejście, powitało go dwadzieścia ogorzałych twarzy, każda należąca do zaprawionego w bojach wojownika, którzy poprzysięgli bronić Mau przed wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Na ich widok mieszkańcy wioski czuli się bezpiecznie, a przeciwnik, nawet gdy zwyciężał, oddawał im szacunek. Widząc ich wszystkich, Taril nie wiedział co powiedzieć, pierwszy raz miał przewodzić na polowaniu, będącym Chrztem Bojowym dla nowych przywódców, których w normalnych okolicznościach wybiera turniej, a najlepszy zawodnik ma dostąpić zaszczytu prowadzenia wojowników przez okres pięciu lat. Zważywszy jednak uwagę na to, kto nim obecnie został, nic nie zmieni się przez dwadzieścia lat. Taril miał bowiem przewodzić do końca swoich dni lub do dnia, w którym ktoś go wyzwie i pokona. Leonid mógł więc być pewny stanowiska, choć nie cieszył się z tego tak jak powinien.

Wciąż myślami był przy Nani i ich wspólnym życiu. Wojownik wiedział, że ślub i dom to tylko obudowa, że prawdziwe małżeństwo może się odbyć bez tego, ale leonid nie chciał występować przeciw tradycji. Nie mniej nurtowały go pytania, czy Nani będzie z nim szczęśliwa i czy na pewno tego chce. On znał już odpowiedź, ale to nie On się teraz liczył. Chciał, by dziewczyna była szczęśliwa i choć mogło to wyglądać na szyt samolubstwa i arogancji, Taril uważał, że tylko on da jej to szczęście.

Z zamysłu wyrwał go Lavar, wciągając brata głębiej w centrum jurty, gdzie na płaskim kamieniu leżała mapa Mau z otaczajacymi ją terenami i trasami emigracyjnymi pustynnych stworzeń.
- Wielkie Polowanie tuż tuż, braciszku - powiedział pierworodny, poklepując go po ramieniu. - Na co idziemy tym razem? Bizony, lwy, hieny, bazyliszek?
- Bizony - stwierdził stanowczo Taril, karcąc spojrzeniem brata za wyciąganie przed zebranymi bazyliszka. Kiedy byli młodsi, całą trójką przekomarzali się który z nich upoluje więcej tych pierzastych wężów, dopóki na własne oczy, z bezpiecznej odległości, zobaczyli, co potrafią. Byli wtedy nad rzeką, by przynieść matce świeżą wodę, kiedy po drugiej stronie karawana beduinów zaczęła miotać się wściekle wśród opadającego kurzu. Kiedy ten opadł młodzi wojownicy ujrzeli bazyliszka, który jednym kłapnięciem dzioba oddzielił nogi od torsu jednego z jeźdźców. Wtedy poprzysięgli sobie, że usunął to zwierzę z listy swoich celów.
- Jedno ze stad przeszło przez Nefari dwa dni temu - zaczął Taril, rysując palcem na mapie kręgi i wskazując drogi, którymi pójdą - i obecnie siedzą nad jej brzegiem, jakieś piędziesiąt trzy mile od rozwidlenia. Zajdziemy je od pustyni, by zepchnąć je ku rzece. Dziesięciu ludzi ze mną, dziesięciu z Lavarem. Jeśli wszystko się uda, stado zamkniemy w wodzie, a wtedy wy je wystrzelacie z łuków. Celujcie tylko w dorodne samice i samców, lecz nie zabijajcie wszystkich. Po osiem sztuk. Mięsa wystarczy nam na dwa, może trzy lata.
- Dobry plan - skomentował Nathilion. - Lecz weź pod uwagę burzę piaskową.
- Kiedy?
- Za pięć dni. Uderzy z zachodu i jeśli jej nie wyprzedzimy, bizony znów przekroczą rzekę i znikną na równinie. Do pełni pozostał tydzień. Proponuję obejść zwierzęta i zaczekać na równinie, po drugiej stronie Nefari, a kiedy burza nadejdzie, same nawiną nam się pod...
- Za długo - urwał Lavar, spoglądając na wojowników. - Obejście ich to cztery dni, a droga powrotna z szesnastoma bizonami na barkach to kolejne osiem. Razem dwanaście. Nie możemy tyle przeciągać.
- Bo?
- Obiecałem Nani, że wrócę przed pełnią - odpowiedział Taril, zaciskając pięści i opierając je na mapie. - Przed, nie Po.
- To tylko pięć dni.
- O pięć za długo. Po za tym nie wiemy, ile potrwa burza.
- Twój plan zakłada, że w dwa dni dogonimy stado i w cztery wrócimy - powiedział Nathilion, wskazując na mapie miejsce polowania, a potem drogę do Mau. - Dzień przed powrotem złapie nas burza i będziemy ją musieli przeczekać w jej centrum. Ryzykujemy pogrzebanie żywcem.
- A twój zakłada cztery dni marszu, dzień czekania na burzę, niewiadomą czekania na jej koniec i osiem dni powrotu. To razem więcej niż dwanaście dni.
- Musisz oddzielić Nani od bycia wojownikiem. - powiedział w końcu Nathilion, kładąc rękę na ramieniu brata. - Rozumiem, że ją kochasz, ale Polowanie jest teraz ważniejsze. Tu chodzi o całe Mau i o to, jak się sprawdzisz.

W namiocie zapanowała grobowa cisza, a jedynym dźwiękiem były równe oddechy wojowników, przypatrujących się trójce braci.
- Ruszamy jutro o świcie- powiedział w końcu Taril, biorąc od brata nóż i wbijając go w mapę. - Zabrać tylko to, co niezbędne. Za piętnaście dni wracamy z dwudziestoma, żywymi bizonami. Po dziesięć z rodzaju.
- Żywymi?
- Chciałeś, bym myślał przyszłosciowo dla Mau, więc myślę - dokończył leonid z uśmiechem. - Sprowadzimy stado do nas, zamkniemy w zagrodach i oswoimy. Pomyślcie tylko - tu zwrócił się do wszystkich mężczyzn w namiocie. - Nikt jeszcze nie próbował, ale wierzę, że nam się uda. Wyczyn godny najlepszych wojowników.
Wszyscy popatrzyli na Tariliona z niedowierzaniem, a później z uśmiechem pokiwali głowami.
- To szaleństwo - powiedział Lavar, oceniając odległości i ich szanse. - Nathilion leć do ojca i powiedz, że potrzebujemy zagrody dla tych wszystkich zwierząt.
- Popierasz to?
- Z miłości człowiek głupieje - skomentował pierworodny krótko i kiedy Nath wyszedł, we dwoje, z Tariliem, przedstawili wojownikom plan działania.

Kiedy było po wszystkim noc już zapadła nas Mau, ale Tarilowi została jeszcze jedna sprawa. Skradając się, niczym do ofiary, leonid podszedł do okna Nani i wrzucił garść żwiru, by zbudzić ją, a nie całą chatę. Chciał się z nią podzielić swoim wariackim pomysłem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani spędziła dzień z siostrą i jej kociętami. Przez cały czas rozmyślając. Nie mogła się na niczym skupić, była rozkojarzona, nieobecna. Mea kilka razy zwróciła jej nawet uwagę, że nie pilnuje dzieciaków. Pod wieczór dziewczyna poszła do matki. Chciała z nią porozmawiać, ale nie wiedziała od czego zacząć. Ruszyły razem nad rzekę, niosąc na głowach wielkie gliniane dzbany. Były tak bardzo do siebie podobne. Ich twarze różnił tylko wiek. Po matce dziewczyny było widać już upływ czasu, miała zmarszczki na twarzy i na szyi. Zwłaszcza na szyi, jej skóra tam była mocno pomarszczona i sucha. Wysmagana wiatrem i piaskiem. Jednak oczy miały identyczne, te same złote ślepia patrzyły na świat z błyskiem. I choć mama Nani była prostą, spokojną kobietą, to miała w sobie jakąś domieszkę pragnącej przygód lwicy. Po prostu nie było jej dane pożyć, szybko wyszła za mąż i urodziła dzieci, a potem czas po prostu płynął, a jej życie stało się monotonne i skupiło się na byciu matką i dobrą opiekunką domu.

Znalazły się nad rzeką, ale Nani nic nie powiedziała. Nie wiedziała jak zagadnąć matkę.
- Jesteś milcząc - w końcu to starsza kobieta podjęła temat.
- Zwykle mówisz jak najęta, a dziś milczysz - postawiła dzban na brzegu rzeki, ale tak by się nie wywrócił.
- Coś się stało?
Nani spojrzała na matkę. Miała tyle rozterek, tak wiele działo się w jej głowie i sercu. Rozmawiała już dziś z Meą, ale i tak trapiło ją wiele spraw.
- Taril idzie na polowanie - odezwała się w końcu, również stawiając dzban na brzegu.
- Wszyscy idą - odparła matka ze stoickim spokojem.
- Wiem, wiem...
- Martwisz się, że nie wrócić?
- Tak. A co jeśli coś mu się stanie? Jest wojownikiem, wiem to. Ale nie sądziłam, że zostanie ich przywódcą. Teraz każde polowanie będzie prowadzone przez niego. Będzie znikał z wioski na wiele dni i nigdy nie będzie wiadomo, czy wróci. Nie sądziłam, że to tak się potoczy.
- Każdy w wiosce ma swoje miejsce dziecko, on też ma swoje. Każdy z nas ryzykuje, mieszkamy na pustyni, wśród pyłu i piasku. Nawiedzają na burze, najeźdźcy, dzikie zwierzęta. Wszyscy jesteśmy tutaj zagrożeni. Tarilion jest mądrym lwem, będzie też mądrze przewodził. To, czy jest przywódcą, czy nie, nie ma żadnego znaczenia. Jest wojownikiem, jego rola jest ustalona i wiedziałaś to do początku.
- Nie rozumiesz mnie mamo - skwitowała leonidka.
- Rozumiem. To ty nie rozumiesz, że wiedziałaś na co się godzisz. Przywódca, czy nie, wojownik to wojownik. Wolałabyś tego łapiducha, Leo?
- Mamo! - obruszyła się.
- Co? Obie wiemy jaki był. Nigdy nie pojmowałam waszej przyjaźni. Z reszta czy ktokolwiek pojmował? Leo był jaki był, sama się o tym boleśnie przekonałaś. Dobrze się stało, że odszedł. Tak jest dla wszystkich lepiej, a zwłaszcza dla ciebie. Taril da ci spokój i bezpieczeństwo, Leo umiał tylko mówić i bawić się, wszyscy to wiedzieli.
Nani nie odpowiedziała. Nie chciała już o tym mówić. Matka miała rację, Leo był łapiduchem i koniec końców okazał się też draniem. Po prostu zwiał z wioski, by bogato się ożenić i mieć władzę. Nani nie miała ochoty teraz o tym rozprawiać. Nabrały wody i ruszyły z powrotem do wioski. Nim się spostrzegły słońce znajdowało się już nisko nad horyzontem. Nani zmęczona dzisiejszym dniem po prostu poszła spać.

Nie wiedziała ile spała, nie zdawała sobie sprawy jak późno jest. Wtem coś spadło jej na ramię i posypało się po twarzy. Przez chwilę nie mogła dojść do siebie, w końcu jednak zbudziła się i usiadła na swoim posłaniu. Już wiedziała, że to Taril. Po cichutku wymknęła się ze swojej chatki, nie budząc rodziców i wyszła do niego na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kiedy Nani wyszła na zewnątrz, Taril siedział pod jej oknem ze skrzyżowanymi nogami i głową opartą o ścianę. Oczy miał zamknięte, lecz napięte mięśnie ramion zdradzały, że nie spał. Czuwał, jak zawsze. Spotkanie z wojownikami trochę się przeciągnęło i choć podjęli decyzję, leonid z jakiegoś powodu, idąc pod jej dom, stracił cały entuzjazm. Plan złapania bizonów wydawał się najbardziej korzystny dla całego Mau, ale Tar obiecał jej, że przed pełnią wszystko wróci do normy. Teraz nie wiedział jak postąpić. Całą drogę do niej zbierał myśli, rozważał nawet wzięcie ją ze sobą, ale szybko to porzucił. Nie chciał, by coś jej się stało.

Teraz siedział, oddychając spokojnie i bijąc się z myślami, a gdy Nani usiadła obok niego, położył jej głowę na ramieniu, jak często robił to matce, kiedy miał problem i chciał z nią porozmawiać.
- Nie sądziłem, że tak to będzie wyglądać - zaczął, nie otwierając oczu i wciągając w nozdrza jej zapach. - Ojciec mówił, że to nie łatwe, że jedna decyzja może zrujnować wszystko. Do dziś nie wiem, jak pogodził przywódctwo z małżeństwem. Boje się, że nie dam rady, że źle zrobiłem, zgadzając się na to.

- Piętnaście dni - przecisnęło mu się przez usta, powoli podnosząc powieki. - Chcemy zgonić bizony do Mau i zamknąć w zagrodach, ale burza wszystko komplikuje. Ojciec w tym czasie postawi zagrody, ale to szmat czasu bez ciebie. Nie myślałem, że polowanie mnie odsunie. Gdybym musiał wybierać, zostałbym wojownikiem, nie przywódcą, ale nie wybierałem, wskoczyłem w mrok i teraz najwyraźniej zostaje w tym sam.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani usiadła obok niego, a gdy ten położył jej głowę na ramieniu, pogładziła go po włosach, a potem po twarzy i zaroście. Był jej miły. Cieszyła się, że go widzi. Miała wrażenie, że coś go trapi, ale nie spytała o to od razu. Czuła, że sam zaraz powie jej w czym tkwi problem.
- Nie zostajesz sam. Nigdy nie jesteś sam. Masz mnie. Bez względu na wszystko, ja jestem. Piętnaście dni to nie wieczność. To tylko dwa tygodnie. Jesteś tym kim jesteś. Takie jest życie, mamy swoje miejsce w stadzie. Jedni są niżej, inni wyżej. Ty odpowiadasz za wojowników. Jesteś wojownikiem i wiedziałam o tym. Ja wiem... to wszystko nie jest łatwe, nigdy nie będzie.

Przesunęła się i usiadła na przeciw niego. Siedzieli teraz oboje ze skrzyżowanymi nogami, zwróceni twarzami do siebie. Nani wyciągnęła do niego ręce i położyła mu obie dłonie na policzkach.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała.
- Piętnaście dni to długo, to prawda, ale to nie wieczność. Weźmiecie jurty i burze przeczekacie w namiotach. Zaatakujecie stado, kiedy będzie do tego najlepsza okazja - Nani znała się na polowaniu, z resztą jak większość lwic z wioski. Z resztą nie tylko wojownicy polowali, nie raz nie dwa, to właśnie lwice wyruszyły by polować na zwierzynę. Owszem nie zasadzały się na bawoły, czy bizony, były to raczej gazele i mniejsze zwierzęta, które łatwiej było upolować. Tak, czy inaczej Nani nie była głupia, wiedziała, jak odbywają się polowania i na czym polega ich taktyka.
- Ja nie ucieknę - rzekła.
- Będę tutaj czekać.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Też jestem przy tobie - powiedział, rozweselając się nieco i ujmując dłonie Nani, obie ucałował. - Dwa tygodnie to... długo, ale mam coś, co pomoże nam obu. Nie tylko w kwestii polowania.
To powiedziawszy Taril wyjął spod tuniki dwa, małe drewnienka, na których nożem wyryto po kresce. Jedno podarował ukochanej, drugie schował.
- Codziennie rób nacięcie - polecił. - Kiedy dojdziesz to piętnastego, zerkaj na główną bramę i wyczekuj. Wrócę. Z dwudziestą kreską idź nad rzekę zobaczyć nasz wspólny dom, a z dwudziestą pierwszą powiemy sobie "tak" i nigdy już cię nie zostawię.
Później Taril nachylił się ku leonidce i czule ją pocałował, nie odrywając wzroku od jej złotych oczu.

- Wiem, że nie uciekniesz - odpowiedział z uśmiechem, biorąc ją na ręce i oceniając szansę. Okno w jej jurcie było wystarczające, by wymknąć się w nocy z domu, nie budząc domowników, lecz czy było na tyle duże, by Tar się w nim zmieścił, choćby na moment, trzymając ją w objęciach. Zaryzykował.
Przekładając nogę przez framugę, wojownik zaparł się o nią plecami się i wślizgnął się połowicznie do środka, odkładając dziewczynę na łóżko pod sobą, bez najmniejszego dźwięku, po czym ponownie przełożył nogę i znów był na zewnątrz.
- Śpij dobrze - powiedział, wracając po własnych śladach.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Tak naprawdę dom Nanni nie był jurtą. Ściany miał gliniane, a okienka w nim były dosyć małe. Dach zrobiono z wysuszonej trzciny, która działała jak strzecha. Z reszta wszystkie domu w Mau właśnie tak wyglądały. Zbudowane na planie okręgu, ściany miały z rzecznej gliny, a dachy były trzcinowe. Jurt raczej nie używano. Jurty były domena beduinów, dlatego, że łatwo dało się je zwinąć, spakować i przenieść z miejsca na miejsca. Mau było wioską tu i teraz, nie przenosili się, stali w miejscu, dlatego budowali domy z gliny, których po prostu nie dało się przenieść. Gliniane ściany często malowano na biało, a potem ozdabiane kolorowymi znakami, trójkątami, paskami, okręgami. Najbardziej ozdobiona była przecz jasna chata wodza. Najbiedniejsi nie mieli ozdobionych ścian i bogatszy mieszkaniec tym więcej wzorów miał namalowane na chacie. Dom w którym mieszkał Leo miał ściany pomalowane na biało, a wokół wejścia znajdowała się tylko niebieska linia. Był to dom biedny, z resztą Leo tego nie ukrywał. Obijał się, był w wiosce, ale tak naprawdę nic w wiosce nie robił. Dom Nani natomiast miał namalowane trójkąty w czerwonym, niebieskim i pomarańczowym kolorze.

Dziewczyna bez długich rozmyślań po prostu poszła spać. Nic więcej nie mogła zrobić. Taril szedł na polowanie, a ona musiała tutaj zostać. Taka była tradycja, tak musiało być. Było jej trochę smutno, ale z drugiej strony wiedziała, że nic nie może zrobić. Bała się jedynie o zdrowie Tara. Polowania nigdy nie były łatwe. Potrzeba było siły, wytrwałości i hartu ducha. Oczywiście leonid miał to wszystko, ale przecież dzikie zwierzęta zawsze mogły zrobić krzywdę. Coś mogło pójść nie tak. Westchnęła głośno opierając głowę o futro na którym spała. Jakoś inaczej to wszystko sobie wyobrażała...
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Wyruszyli z nastaniem świtu, a właściwie zanim jeszcze słońce wzeszło nad Nanher, przypiekając swoim gorącem wszystkie, żyjące na tej pustyni zwierzęta. Dwudziestu zaprawionych w bojach mężczyzn, prowadzonych przez trzech synów Varala szło na Wielkie Polowanie, mające na celu sprowadzić i udomowić w Mau stado bizonów. Każdy, bez wyjątku wyposażony był, oprócz broni, w złożoną jurtę na plecach i skórzaną torbę z racją żywności, która miała im wystarczyć do powrotu. Większe obciążenie nie było potrzebne. Taril i Lavar szli przodem, omawiając plan i wertując wszelkie ślady, wskazujące na obecność zwierząt i nadchodzącą burzę. Natchilion był tuż za nimi, pilnując szyku i co jakiś czas puszczając zwiad z kilkoma, wybranymi przez siebie ludźmi. Postoje i większe obozowiska rozbijali tylko nocą, ustawiając jurty w ciasnym okręgu, wokół którego rozpalali ogniska i wystawiali warty. Niemal za każdym razem uczestniczył w nich Taril, siadając tyłem do ognia i długo rozmyślając o ojcu, jego własnej pozycji przywódcy, o Nani i ich wspólnej przyszłości. Nie łatwo było mu pogodzić się z ta rolą, nigdy nie przewodził większej grupie niż trzech-czterech, a teraz kierował całym zastępem, w którego skład wchodzili nie tylko ci, których wziął na polowanie, ale też każdy zdolny do dźwigania broni mężczyzna w Mau. To niosło ze sobą ogromną odpowiedzialność i Taril cały czas wspominał słowa brata. "Musisz oddzielić Nani od bycia wojownikiem", huczało mu między uszami. Jednak on nie mógł tak poprostu przestać o niej myśleć. Zwłaszcza teraz, kiedy dzielą ich dziesiątki mil. Ona czekała na niego, a on już pragnął wrócić, ale musiał spełnić obowiązek.

Trzy dni później, dzień dłużej niż zamierzali, byli już nad Nafari w miejscu, gdzie bizony przekraczały bród i żerowały przez kilka dni. Ich wszechobecne ślady aż raziły oczy i wskazywały na jakieś piędziesią dorodnych sztuk i z dwanaście młodych. Tak wielka grupa na pewno nie zaszła za daleko, pomyślał Tar, kiedy razem z bratem analizowali ślady. A zwłaszcza daleko nie przejdzie niezauważona. Na bizony polowali nie tylko leonidzi. Wiele plemion nomadów i beduinów uważało mięso i skórę tych zwierząt za najlepsze dary od przyrody i często prowadzili po nie ekspansję. Nawet za często, co skutkowało przegnaniem bizonów lub wybiciem do cna stada. Jednak ludność z Mau polowała systematycznie, w odstępach i tylko tyle, ile potrzebowali. Dzięki temu regulowali ich liczbę i chronili wioskę przed głodem. W dobrych warunkach mięsa szesnastu osobników wystarczyłyby im na dwa lata i to z nawiązką. Leonidzi szybko się najadali.

Jak przewidzieli, bizony zatrzymały się nad Nefari, dwadzieścia mil dalej, kiedy słońce stało w zenicie i grzało do czerwoności. Widzieli je ze wzniesienia, naradzając się między sobą i szykując się do przeprawy na drugą stronę. Przez podniesioną wodę zajęło im to trzy kolejne dni, podczas których o mało nie stracili człowieka. Burza była już blisko, jej czarne chmury i bijąca na horyzoncie chmura pyłu szybko skracała do nich dystans. Według ostatniś prognoz Natchiliona, który nie był w tym tak dobry jak Nani, ale innego znawcy nie mieli, żywioł szaleć będzie przez dwa, trzy dni, a ich powrót będzie nadwyraz spokojny. Wierząc mu na słowo, Taril i Lavar przygotowali nagonkę i kiedy Natch z połową ludzi skradał się drugim brzegiem Nefari, oni zaszli zwierzynę pod wiatr i unikając wykrycia - zaatakowali. Spłoszony tabun nawet nie zdążył zareagować, kiedy spadł na nich deszcz lin i pętli, zaciskających się wokół szyi i rogów. Te, które zdążyły umknąć, przebiegły rzekę i wpadły na drugą grupę, która kordonem otoczyła bród i wyłapała upatrzone zwierzęta, dając przebiec innym.

- Dwanaście samców - podliczył Lavar, związując bizony jeden do drugiego i przywiazując arkan do drzewa. - W tym chaosie trudno było wymierzyć, a ile samic, Tar?
- Siedem - odpowiedział wojownik, prowadząc do zbiegowiska grupę zwierząt o chudszych sylwetkach i jaśniejszej skórze. - I tak dobrze. Obyło się bez strat, trzech posiniaczonych, kiedy bydło ich wymijało i jeden ze złamaną ręką. Byk szarpnął uprzerzą i nagiął naszemu bark.
- Da radę iść?
- Iść tak, ale unieść broń będę mógł najwyżej za miesiąc - odpowiedział wysoki leonid w skórzanej przepasce, zawiazując na ramieniu tymczasowy temblak. Złamanie nie było poważne, więc mężczyzna, korzystając z pomocy szybko przywiązał jurtę i prowiant do boku jednej z samic i podszedł do reszty wojowników.
- Tobie też się oberwało - powiedział Lavar, kiedy zostali sami i wskazując na kilka krwiaków na boku Tariliona i rozcięcie na udzie.
- Nie zdążyłem uskoczyć - odparł leonid, zawiazując ucisk na nodze. - Staranował mnie i szarpnął łbem przy brzuchu. Centymetr bliżej bym stał i róg utkwiłby w ciele.
- Nani ci nie daruje - wtrącił z rozbawieniem Natchilion, podchodząc do braci. - Wezmę to na siebie. Powiem, że nie utrzymałem byka.

A później złapała ich burza. Na szczęście wszyscy znaleźli się po własciwej stronie rzeki, więc piasek i wiatry nie były tak dotkliwe. Tar i Lavara siedzieli w jednej jurcie, wytyczając drogę powrotną do Mau.
- Dwa, plus trzy, teraz cztery burza - podsumowywał pierworodny. - Sześć dni i jesteśmy w domu. Zdążysz do niej, nie martw się.

Przez cały czas Tar nie zapominał o nacinaniu kawałka drewna, mające mu służyć za kalędarz. Przed nim była ostatnia prosta, a przez te sześć dni udało im się uspokoić bizony na tyle, że szły z nimi ramię w ramię bez zbędnych uprzęży, które spowalniały pochód.
I tak szóstego dnia podróży, kiedy Tar i jego bracia poszli na zwiad, ze wzniesienia ujrzeli pierwsze zabudowania Mau i cienkie strugi dymu z ognisk.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani żegnała Tariliona z nostalgią. Nawet pocałowała go na pożegnanie. Sama, nie zmuszona sytuacją, po prostu tego chciała. Nie mogła powiedzieć, że jest zakochana, ale na pewno czuła coś więcej niż do innych. Tar stał się dla niej ważny. Stał się częścią jej życia i zależało jej, a czy mogło być coś ważniejszego? Chciała dla nich jak najlepiej. Chciała ich wspólnego życia. A zakochanie? Była przekonana, że przyjdzie z czasem. Patrzyła jak stado wojowników znika za wydmami i pierwszy raz poczuła, że będzie tęsknić. Czy się bała? Oczywiście, że tak. Tylko głupcy się nie bali. Ale takie już było ich życie. Tak właśnie wyglądało, a polowanie było jego częścią. Przecież sama polowała, sama narażała się i to nie raz. To było wpisane w życie na pustyni.

Dni mijały jej powoli. Tak jak wcześniej, opiekowała się kociętami siostry, pomagała matce w domu, nosiła wodę, robiła placki, ale gdzieś w głębi duszy naprawdę tęskniła za towarzystwem Tariliona. Oczywiście odznaczała na kawałku kory dni, tak jak miała to robić, ale czas jej się dłużył. Aż do pewnego momentu...

Wielka karawana kupiecka zjawiła się w wiosce zupełnie niespodziewanie. Nikt nie wiedział, że w tym terminie ktokolwiek przybędzie, ale stało się. Wozy z kolorowymi tkaninami, pysznym winem, biżuterią, egzotycznymi sadzonkami drzew. Karawana była piękna i stanęła w centrum uwagi wioski. Teraz gdy Varal był wodzem nikt nie musiał się obawiać, że karawany będą omijać Mau. Matka i ojciec Nani skorzystali z okazji i za odłożone pieniądze kupili córce prezent na nową drogę życia. Była nim piękna, po prostu piękna suknia, uszyta z szyfonu, w kolorze intensywnej fuksji ze złotymi zdobieniami. Konkretnie była to tylko tkanina, ale matka Nani szybko uszyła z niej długą, zwiewną suknię na ślub. Poza tym siostra leonidki kupiła jej długie kolczyki z mosiądzu, które miały dopełniać całości.

Karawana została w wiosce kilka dni, wymienili towary, napoili zwierzęta, odpoczęli, a potem ruszyli dalej. Dzień po tym jak karawana ruszyła dalej Nani zaczęła źle się czuć. Bolała ją głowa i czuła się zmęczona. Była przyzwyczajona do upałów, ale swój stan tłumaczyła sobie wyjątkowym żarem lejącym się z nieba. Wieczorem, gdy zrobiło się chłodniej czuła się lepiej. Lecz noc znów przyniosła pogorszenie. Nowa szamanka podała jej zioła na ból, ale Nani wcale nie czuła się dobrze. Dostała wysokiej gorączki i była na wpół żywa. Matka i siostra siedziały przy niej i zmieniały jej zimne okłady, próbując zbić gorączkę. Najgorsze było to, że nikt nie wiedział co jej jest. Zachorowała tak nagle. Zioła nie pomagały, a dziewczyna czuła się co raz słabsza.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Pojawienie się stada bizonów w Mau nie mogło obejść się bez zainteresowania mieszkańców wioski, którzy od dwóch tygodni nic tylko wypatrywali powrotu wojowników. Ci odważniejsi, którzy zostali, zakradali się nawet na mały plac budowy i oglądali jak wódz z kilkoma leonidami stawia drewniane ogrodzenie na bazie balii i długich, najeżonych kolcami desek, by zatrzymać w ryzach przyszłych domowników. Zagrody były bardzo obszerne, a że nikt wcześniej nie łapał bizonów, postawiono je zaraz za wioską, dając jej tym samym coś na kształt tarczy od strony południowych wydm. Rada Starszych nie protestowała planom Tarila, a nawet poparła inicjatywę młodego przywódcy, dzięki której udomowione pomogą całej społeczności przetrwać na pustyni.

Kolumna wjechała główną bramą i od razu wieści rozniosły się szybciej niż uderzenie błyskawicy - ulice i główny plac wypełnił się ciekawskimi, którzy z otwartymi ustami patrzyli, jak środkiem wioski przechadza się stado.
Prowadził je Taril, trzymając za lasso największego spośród samców, za którym podążała reszta. Obok niego szli bracia i leonid ze złamaną ręką. Jego miejsce u boku braci podczas powrotu było niezmienione. Jako, że poniósł największe straty, należało mu się uznanie. Reszta wojowników szła w rozproszonym szyku między bykami, pozdrawiając okrzykami swoje rodziny. Wszyscy jednak zamilkli, kiedy Tar oddał ojcu linę.
- Nie wracamy z polowania z pustymi rękoma - powiedział ciepło i razem z rodzicem skierowali bydło do nowego domu, które momentalnie zostało oblężone przez ciekawskie dzieci.

- Dobrze się spisaliście - odpowiedział Varal, biorąc synów na stronę. - Możecie wrócić do rodzin... ty nie, Tarilionie. Pójdziesz ze mną.
Odczekawszy aż minął wszystkie pomruki niezadowolenia ze strony Tara, wódz zabrał go nad rzekę, gdzie stał okrągły, kryty strzechą dom o glinianych ścianach w kolorze jasnego brązu, gotowe do pokrycia symbolami. Drzwi z kory dębu siedziały mocno na żelaznych zawiasach od beduina, który pomógł dokończyć budowę. Taril z począku nie wiedział co powiedzieć - choć cisnęły mu się na usta uwagi, że ojciec miał pilnować budowy, a nie ją kończyć. Nie mniej ucieszył się bardzo i czym prędzej ruszył do domu Nani, by jej to pokazać. O ile sama już tego nie zrobiła.

Niestety przed domem dziewczyny atmosfera była bliska pogrzebowej. Matka i siostra Nani siedziały w progu, pocieszając się wzajemnie, a jej ojciec stał pod oknem, oparty o ścianę z głową skrytą w cieniu. To właśnie do niego podszedł wojownik i skłonił się z szacunkiem.
- Co się stało? - zapytał zatroskany.
- Nani zachorowała... - zaczął starszy leonid, lecz Tar już go wymijał, by wejść do swojej przyszłej żony.
Znalazł ją wychudzoną na skórach, z suchymi ustami i spoconym czołem, które zakrywały kompresy. Bez słów do niej przyległ i chwycił ukochaną za dłoń. Spała. Jej pierś unosiła się, choć robiła to w chaotyczny sposób.
- Nani? - wyszeptał jej do ucha, gładząc jej rękę. - To ja, Taril. Obudź się, wróciłem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani przebudziła się słysząc znajomy głos. Uchyliła zmęczone powieki i zobaczyła Tariliona. Nawet nie wiedziała, że to już minęło tyle czasu. Nie nacinała kory jak prosił, nie mogła, była zbyt chora. Nie liczyła czasu, po prostu spała. Nie jadła zbyt wiele, choć matka wciskała w nią placki z mąki i wody. Nie chciała pić, ale zmuszano ją do tego, by się nie odwodniła.
- Jesteś - powiedziała ochrypłym głosem spoglądając matowymi oczami na Tariliona.
- Jestem zmęczona, chcę spać - powiedziała błagalnie i znowu zamknęła oczy, ale Tar nie pozwolił jej zasnąć. Złapał ją za plecy i podniósł do pozycji siedzącej. Wtedy znów otwarła oczy.
- Źle się czuję - miała słaby głos.
- Szamanka już tu była, ale nic nie poradzi. Myślę, że umrę - to było zaskakujące wyznanie z jej strony, ale tak właśnie się czuła. Czuła, że umiera, że z każdym dniem jest gorzej, że traci siły.
- Możesz mnie zostawić, będzie ci lepiej z kimś innym - mimo poważnego stanu Nani wydawała się mieć trzeźwy umysł. Nie chciała zatrzymywać przy sobie Tariliona. Wiedziała, że dla niego lepiej będzie jeśli odejdzie.

Do chaty wszedł ojciec Nani i odchrząknął dając znać Tarilionowi, kiedy ten się odwrócił ojciec pokazał ruchem głowy na wyjście z chaty. Najwyraźniej chciał mu coś powiedzieć.
Ostatnio edytowane przez Nani 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Tak jak obiecałem - odparł szeptem, całując ją w rozpalone czoło. Poczuł jak jej ciałem targają dreszcze, jak po czole spływa zimny pot, ale jednocześnie ma podniesioną temperaturę.
Tar nie tak wyobrażał sobie powrót do domu, oczami wyobraźni widział jak wjeżdża do Mau, witany przez ojca i leonidów. Rada ogłosiłaby zadowolenie i oznajmiła, źe zostaje pełnoprawnym przywódcą wojowników. A on mógłby na to wszystko machnąć ręką, pobiec do Nani i uściskać ją mocno. Tylko to się dla niego liczyło. Wszystko inne mogło zaczekać. Niestety to, co go zastało wprowadziło leonida w stan niepewności i gniewu. Na samego siebie.
- Nie mów tak - nakazał, opuszczając jej ciało, by zmienić kompres i otrzeć jej usta wilgotną chustą. - Obiecałem twoim rodzicom, że cię sprowadzę do domu, obiecałem tobie, że zajmę się tobą najlepiej jak umiem i chcę się z tego wywiązać. Kocham cię i nie pozwolę ci umrzeć. Powiedziałaś, że nigdzie mi nie uciekniesz, więc nie rób tego.
- Nie chcę innej lwicy - dodał ze łzami w oczach. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i jeśli ty wybierzesz się w ostatnią podróż, ja pójdę za tobą. Wiesz, że się nie zawacham.
Następnie Taril uklęknął przy łóżku Nani i trzymając jej dłoń, drugą ręką głaskał jej włosy. To nie tak miało wyglądać, pomyślał.
Nie miał jednak czasu na oddanie się lamentowi, gdyż ojciec dziewczyny prosił go na rozmowę. Wojownik niechętnie do niego podszedł, lecz nie miał specjalnie wyboru.
- O co chodzi? - zapytał z szacunkiem i troską w głosie.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Ojciec Nani był zmartwiony i zmęczony. Najwidoczniej tej nocy to on przy niej czuwał. Miał suchą skórę twarzy i zaszklone oczy.
- Nie jest dobrze - powiedział zaskakująco spokojnie.
- Myślę, że Nani się czymś zaraziła. Czymś co przyniosła karawana. Chociaż nikt inny nie zachorował, to jedyna z opcji. Kiedy cię nie było przyjechała karawana. Rozniosło się, że stary wódz nie żyje i że twój ojciec przejął rządy w wiosce. Znów stanęliśmy na szklaku handlowym dlatego przyjechali. Nani kupiła od nich coś, tkaninę? Nie wiem... nie pamięta. Była z siostrą, ale jej nic nie jest. Tylko Nani zachorowała. Nowa szamanka dawała jej zioła, odprawiała rytuały, ale to nic nie dało. Jest co raz gorzej - mówił pewnie, ale ciągle widać było po nim zmęczenie.
- Czuwamy nad nią na zmianę. Musisz ją zabrać do Edu - Edu było sąsiednią wioską, żyli tam nie tylko leonidzi ale też ludzie i inni naturianie. Szamanką w tamtej wiosce była driada, która ponoć umiała leczyć wszystkie ciężkie choroby.
- Jesteś silny. Możesz ją tam zanieść. To i tak będzie szybciej niż gdybyś miał pobiec po tamtejszą szamankę i wrócić tutaj z nią. Tylko w tobie nadzieja Tarilionie.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Tar słuchał ojca swojej wybranki z szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć wszystko jak najdokładniej. Podczas polowania nawet nie wyobrażał sobie, że Mau wróci tak szybko na mapę handlową, ale najwyraźniej wieści o nowym wodzu szybko się rozniosły. Może nawet za szybko, co pewnie wzbudziło podejrzenie wśród niektórych członków ich społeczności. Ale to był temat na inną okazję. Teraz najważniejsza była Nani, która marniała z każdą chwilą.
- Edu leży dwa dni drogi od nas - powiedział bez emocji, zmęczony wyprawą i zamartwianiem się o ukochaną. Widział jednak w planie mężczyzny cień szansy, który na pewno nie może już pogorszyć obecnej sytuacji. - Ale nawet jeśli wezmę ją na plecy, to jest to dla niej za duży wysiłek. Ona ledwo mówi, a my rozmawiamy o podróży przez pustynię.
- I tak zrobiliście więcej niż ja - dodał bardziej do siebie, niż przyszłego teścia. - Nie było mnie tutaj kiedy zachorowała. Powinienem tam leżeć i jej doglądać. Jeśli coś jej się stanie nigdy sobie nie wybaczę.
Po tych słowach Tarilion błyskawicznie się odwrócił i pobiegł najkrótszą drogą do namiotu wodza, gdzie od niedawna urzędował jego ojciec. Leonid wiedział, że będzie miał jego nieocenione wsparcie we wszystkim, co postanowi i że może polegać na starym lwie czasami nawet bardziej niż na samym sobie.
Po burzliwej dyskusji, w której Tar o wszystkim opowiedział, Varal zwołał dwóch strażników, którzy pośpieszyli na tyły wioski, gdzie w małej zagrodzie poprzedni władca Mau trzymał dwa dorodne wierzchowce. Były one rzadkością wśród społeczeństwa leonidów, gdyż podróżowali oni wyłącznie w lwich postaciach. Na szczęście ten wódz był na tyle pochłonięty własnym szczęściem, że jako kaprys zażyczył sobie złapanie i udomowienie pary rosłych mustangów.
- Wracam z nią lub wogóle - rzucił na odchodnym ojcu, kierując konie pod domy swoich braci, a następnie pod drzwi domu Nani, gdzie z wykorzystaniem kilku lin od Natchiliona i kosza od Lavara, Tar uplótł sporych rozmiarów kołyskę i zawiesił ją między wierzchowcami.
Następnie z pomoc jej ojca, leonid przetransportował do niej ukochaną, upewniając się, że nic ich nie zatrzyma aż do samego Edu. Tarilion nie dopuszczał do siebie myśli o wypadku, podczas którego kołyska pęknie albo jeden z mustangów okuleje. Chciał być w Edo przed kolejnym księżycem i wiedział, że jeśli popędzi konie, zdąży. W przeciwnym wypadku sam sobie nie wybaczy.
- Wio! - ryknął, strzelając lejcami i momentalnie tuląc się do końskiego grzbietu. Leonidzi nie byli urodzonymi w siodle jeźdźcami. Niektórzy to nawet śmiertelnie bali się koni, ale Tar do tych nie należał. Nie oszczędzał ich, samemu nabawając się trudności w złapaniu oddechu, lecz obecność Nani, nawet półprzytomnej, dodawała mu sił.
- Wytrzymaj! - mówił do niej przez zacisnięte zęby.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani usnęła, kiedy Tar wyszedł. Nawet nie wiedziała kiedy odpłynęła. Nie spała jej się dobrze. Drażniło ją wszystko wokoło. Pod plecami czuła najmniejsze wgłębienie, czy uwypuklenie piasku. Skóry na których leżała drażniły ją w plecy. Ubranie zdawało się nieprzyjemnie ciężkie, choć Nani miała na sobie tylko przepaskę biodrową ze skór i jak zwykle czerwoną chustę zawiązaną na piersiach. Jej skóra była wyraźnie nadwrażliwa, co nie pozwalało jej spać spokojnie. Przebudzała się co kilka minut i przewracała z boku na bok, to kuląc się to rozciągając. Gorączka rosła. Kiedy Tar zniknął przyszła do niej matka, czuwać. Siedziała przy niej zmartwiona i skołowana, zupełnie nie wiedząc co czynić. Trzymała ją za rękę i gładziła wierzch jej dłoni delikatnie. Nic innego nie mogła zrobić.

Po pewnym czasie do ich domu wrócił Tarilion. Matka Nani bez słowa pozwoliła mu ją wziąć. Nie zamierzała się sprzeczać, uważała, że tylko on jeszcze może jej pomóc. Jako jedyny może jej pomóc. Pozwoliła mu wziąć ją na ręce i wynieść z domu. Nani przebudziła się kiedy leonid brał ją na ręce, ale nie powiedziała ani słowa. Była zbyt zmęczona, zbyt chora, by mówić cokolwiek. Dała się włożyć do prowizorycznego hamaka rozwieszonego pomiędzy dwiema końmi. Niestety jazda nie należała do najprzyjemniejszych. Mimo słabości, mimo całego bólu i chęci zaśnięcia cały czas była przytomna. Hamakiem miotało we wszystkie strony, co po krótkiej chwili stało się nie do zniesienia.
- Tar- wykrztusiła z siebie strając się mówić jak najgłośniej.
- Tar, proszę, zatrzymaj się...
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość